17 maja 2012

Rozdział 1. Pętla samobójcy

Dedykowany Viv.,
za to,
że po prostu jest.

Biblioteka była tego dnia wyjątkowo zatłoczona. Większość obecnych uczyła się lub odrabiała prace domowe, a pani Pince krążyła między półkami, wypatrując przekrwionymi oczyma osób, które odważyły się szepnąć coś za głośno w stronę kogoś innego.
Ja za to zaszyłam się w kącie wraz z podręcznikiem do transmutacji oraz różdżką.
Po raz któryś czytałam informacje na temat zaklęcia powodującego zmianę koloru włosów, zastanawiając się, co robię nie tak. Kilka minut wcześniej postanowiłam sprawdzić, czy potrafiłabym rzucić ten czar, jednak z burzą moich loków nic się nie wydarzyło, mimo że formułkę wypowiedziałam jak najbardziej poprawnie oraz skupiłam się dostatecznie.
Próbowałam i werbalnie, i niewerbalnie. Nie wyszło. Czułam coraz większą irytację, zwłaszcza że było to pierwsze zaklęcie, którego nie mogłam opanować. Zaklęcia zmiany wyglądu mieliśmy przerabiać dopiero pod koniec semestru, więc może dlatego?
To wytłumaczenie jednak odpadało. Już w piątej klasie udawały mi się zaklęcia na poziomie owutemów, w czym więc tkwił problem?
Uniosłam z irytacją głowę i rozejrzałam się z roztargnieniem po bibliotece. Stolik, przy którym siedziałam, ustawiono chyba specjalnie dla mnie. Już od pierwszej klasy, kiedy odkryłam to wyjątkowe miejsce, nie zdarzyło się, by ktoś zajął je wtedy, gdy ja musiałam odrobić zadania domowe, pouczyć się lub poćwiczyć zaklęcia. Jedynie Harry, Ron oraz Ginny wiedzieli, że jeśli chcą mnie znaleźć, muszą szukać właśnie tam. To tutaj chowałam się przed światem. W tym najdalszym kącie biblioteki, który rozświetlał blask pochodni i światło niewielkiej lampki. Uczniowie tu nie zaglądali, zwłaszcza że w pobliżu mojego stolika znajdowało się kilka regałów z tomami dotyczącymi historii magii, głównie wojen goblinów. Niewiele osób szukało w bibliotece takich pozycji. A przy moim stoliku było jedno z tych nielicznych wolnych miejsc, tak pożądanych tamtego dnia przez hogwarcką młodzież.
Westchnęłam, policzyłam do dziesięciu i ponownie pochyliłam się nad książką. Zmarszczyłam brwi, skupiając całą swoją uwagę na tekście. Wszystko wykonywałam tak jak było napisane, więc dlaczego…
– Wolne?
Cichy głos, który usłyszałam, sprawił, że aż drgnęłam. Uniosłam głowę, odrywając się od podręcznika.
Przede mną stał szczupły, wysoki chłopak z czarnymi włosami rozwichrzonymi na wszystkie strony. Jego twarz miała ostre, arystokratyczne rysy. Linia szczęki była wyraźna, mocno zarysowana. Wydał mi się przez to wyjątkowo przystojny, a szare oczy jedynie mnie w tym utwierdziły. Chłopak trzymał książkę w jednej dłoni, drugą zaś wskazywał miejsce obok.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to Teodor Nott, Ślizgon z mojego roku, którym niedawno się zainteresowałam.
Musiał być naprawdę zdesperowany, skoro dotarł aż tutaj w poszukiwaniu wolnego, cichego miejsca.
– Oczywiście – powiedziałam. Zgarnęłam do torby kilka pergaminów, by zrobić mu miejsce. Chłopak bez słowa siadł i pogrążył się w lekturze. Wpatrywałam się w niego jeszcze chwilę, po czym sama powróciłam do podręcznika.
Jedynie udawałam, że czytam. W rzeczywistości nie mogłam skupić myśli. Dziwiłam się, że Ślizgon nie rzucił żadnej kąśliwej uwagi, jak zazwyczaj robił to Malfoy. Potraktował mnie całkowicie neutralnie, przez co doznałam miłego zaskoczenia. Oczywiście później wszystko mogło się zmienić, w końcu w ogóle nie znałam Teodora. Wiedziałam o nim jedynie tyle, że jest świetny z transmutacji oraz dobrze radzi sobie z innymi przedmiotami. Nic więcej.
Ale właśnie wtedy po raz pierwszy przemknęło mi przez głowę, że może Ślizgon siedzący naprzeciw jest inny od reszty wychowanków swojego domu.
Był to jednak krótki moment, całkowicie dla mnie nieistotny, toteż odgoniłam od siebie tę myśl.
Każdy Ślizgon jest taki sam – prychnęłam w duchu. Chociaż nigdy w moją stronę nie padła z jego ust żadna obelga… Właściwie w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, nie odezwał się słowem, więc jak mógłby mi dociąć?
Otrząsnęłam się, przykuwając oczy do tekstu. Mimo wszystko czasem zerkałam na czarnowłosego, najwyraźniej całkowicie pochłoniętego książką. Modliłam się w duchu, bym ja też mogła tak samo zająć się podręcznikiem. Nie chciałam na niego patrzeć, jednak moje oczy same wędrowały w jego stronę.
W końcu całkowicie przestałam nad nimi panować. Zaczęłam gapić się prosto na Teodora, przypatrując się każdej części jego osoby. I pewnie robiłabym to bardzo, doprawdy bardzo długo, gdyby w końcu sam obiekt obserwowania nie odezwał się, nawet nie odrywając oczu od lektury:
– Tak się zastanawiam, Granger, czy nadal będziesz analizować każdy szczegół mojej osoby, czy może zajmiesz się w końcu tą książką, która jeszcze przed chwilą bardzo cię interesowała.
Zamrugałam kilka razy i zarumieniłam się.
Uch, Hermiono, nie trzeba było na niego patrzeć!
Prychnęłam.
– Wcale nie analizuję każdego szczegółu twojej osoby, Nott – odparłam wyniośle i powróciłam do podręcznika. Dosłyszałam parsknięcie śmiechu Teodora.
– Czyżby? Od dobrej minuty przypatrujesz mi się tak, jakbym był największą biblioteką na świecie, o której odwiedzeniu zapewne marzysz, odkąd nauczyłaś się czytać. A tak w ogóle – uniosłam gniewnie głowę, przez co spojrzałam wprost w szare tęczówki chłopaka – od kiedy mówisz do wszystkich po nazwisku? To do ciebie niepodobne. Tak grzeczna, tak miła, tak chwalebna wręcz, a tutaj nagle wyjeżdża z takim czymś…
Uśmiechał się kpiąco, już mało zainteresowany książką.
Zarumieniłam się ze złości, jednak nie spuściłam z niego wzroku.
– Nott, właśnie coś robiłam. Czytaj dalej.
Ponownie parsknął śmiechem.
– Ostatnio zrobiłaś się strasznie wojownicza. Gorzej niż Weasley, który udaje Bazyliszka i próbuje zabić wzrokiem Dracona, gdy tylko zauważy go na korytarzu.
Prychnęłam po raz kolejny.
– Wcale nie zrobiłam się wojownicza. A Ron nie udaje Bazyliszka i nie próbuje zabić Malfoya wzrokiem. On jedynie daje mu do zrozumienia, że nie pała do niego miłością.
Ron istotnie udawał Bazyliszka i z wielką chęcią potwierdziłabym słowa Teodora, gdyby nie to, że w tamtej chwili strasznie grał mi na nerwach.
Czarnowłosy zamyślił się.
– Fakt, Weasley woli dziewczyny. Cieszył się jak kretyn, gdy uśmiechnęła się do niego ta cała Brown. Żałosne. Jedno spojrzenie dziewczyny, a ten od razu pada jej do stóp…
Cios prosto w serce. Wspominałam już, że Ron przestał być dla mnie obojętny, ale ten matoł tego nie zauważał, bo swoje zainteresowanie skierował w stronę tej blondwłosej Gryfonki?
Nie odpowiedziałam. Otworzyłam usta, chcąc odparować, chcąc powiedzieć, że Ron wcale taki nie jest, jednak nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Teodor spojrzał na mnie, jakby coś zrozumiał.
– Granger, czy ty przypadkiem… – zaczął cicho, lecz przerwałam mu, nagle odzyskując zdolność mowy.
– Nie, Nott. O cokolwiek ci chodzi odpowiadam: nie – szepnęłam ze złością. Zerknęłam przelotnie na panią Pince kręcącą się obok regału stojącego blisko naszego stolika i pochyliłam się nad podręcznikiem.
– Na pewno nie? – spytał niemal szeptem Teodor. Uniosłam szybko głowę. Chłopak przypatrywał mi się bacznie. – Jesteś pewna swojej odpowiedzi, mimo że nawet nie dokończyłem pytania?
Westchnęłam ze zniecierpliwieniem.
– Tak, Nott, jestem pewna. A teraz zamilcz, próbuję się skupić.
Teodor pokręcił głową.
– Granger, Granger – zacmokał. – Nawet nie wiesz, jakie chciałem zadać ci pytanie, a już odpowiadasz. A ja dobrze wiem, że odpowiedź z pewnością byłaby twierdząca. Chociaż znając ciebie, pewnie byś zaprzeczyła, jednak w głębi duszy musiałabyś przyznać mi rację. – Zamrugałam szybko i już otwierałam usta, by coś powiedzieć, kiedy Teodor zapytał: – Co czytasz?
Zadziwiające, jak szybko w jego głosie zabrzmiało zwykłe zainteresowanie.
– Ćwiczę zaklęcie zmieniające kolor włosów – odpowiedziałam.
– Nie wychodzi ci, prawda?
– Oczywiście, że mi wychodzi! – zaperzyłam się.
– Musisz się dobrze skupić – powiedział, puszczając moje słowa mimo uszu. – Inaczej nie wyjdzie. Jest to trudne zaklęcie, wiem o tym. I musisz poprawnie wymówić formułę, bo w innym wypadku nici z tego.
– Poradzę sobie – odpowiedziałam chłodno.
Ślizgon westchnął.
– Nie wątpię, że sobie poradzisz, przecież Panna Jeśli-Nie-Odpowiem-Na-Pytanie-To-Mi-Opadnie-Szopa ze wszystkim sobie w końcu radzi, ale kilka wskazówek ci się przyda, prawda?
Zamrugałam szybko.
– Panna Jeśli… co? – spytałam z niedowierzaniem.
Teodor uśmiechnął się z kpiną.
– Pochwal kreatywność Blaise’a.
Skrzywiłam się lekko.
– Och, tak, z pewnością, bo Zabini jest bardzo kreatywny. Zwłaszcza na obronie przed czarną magią, kiedy to na ostatnim sprawdzianie na wszelkie możliwe sposoby próbował ode mnie ściągać.
Oboje zamilkliśmy, widząc panią Pince układającą kilka tomów na pobliskim regale. Gdy odeszła, spojrzałam na Teodora.
– Draco powtarzał mu, żeby tego nie robił, bo twoja szczota i tak przesłoni całą kartkę – szepnął, by bibliotekarka nic nie usłyszała.
Czułam, że coraz bardziej czerwienię się na twarzy. Tym razem ze wstydu.
– Wcale nie mam szczoty – szepnęłam za złością. – Niech Malfoy lepiej najpierw spojrzy na swoje tlenione kłaki, a dopiero później zabierze się za ocenianie innych.
– Mówiłem, że zrobiłaś się wojownicza. Aż za bardzo.
Spiorunowałam go spojrzeniem.
– Tylko to potrafisz powiedzieć? – syknęłam. – Powiedz lepiej, co czytasz.
Wiedząc o tym, że Teodor jest jednym z najmądrzejszych uczniów naszego rocznika, miałam nadzieję na ciekawą rozmowę. Już przejadło mi się wysłuchiwanie Harry’ego i Rona rozprawiających o quidditchu. Chciałam rozmawiać na tematy znacznie mi bliższe, lecz czasem odnosiłam wrażenie, że tamci dwaj Gryfoni po prostu są na innym poziomie. Nie potępiałam ich za to oczywiście, o nie. Oni mieli inne zainteresowania, ja inne. Oni woleli miotły, ja książki. Oni woleli czuć wiatr we włosach, ja od tego stroniłam. Mogłam konwersować jedynie z nauczycielami, jednak i tutaj często się zawodziłam. Różnica wieku była zbyt duża. Profesor McGonagall na przykład patrzyła na niektóre rzeczy z innej perspektywy niż ja.
Teodor był moją ostatnią deską ratunku.
Podał mi książkę, a ja spojrzałam na ciemną okładkę, na której widniał szary kot z zielonymi oczyma.
Animagia – czy to trudne? Tajniki zamiany w zwierzę – przeczytałam, marszcząc brwi. – Chcesz zostać animagiem?
– Nie, ale interesuję się transmutacją, a animagia to też dziedzina transmutacji, prawda? – spytał, a ja przytaknęłam. – Choć myślałem o tym. Zastanawiałem się, jaką przybrałbym formę jako animag.
– I co? Wiesz już?
Zamyślił się.
– Nie jestem pewien, ale sądzę, że byłby to orzeł lub pająk.
– No to mój przyjaciel uciekłby z piskiem… – mruknęłam, a czarnowłosy spojrzał na mnie pytająco. – Po prostu mój przyjaciel panicznie boi się pająków. W dzieciństwie zmieniono jego ukochanego pluszaka właśnie w pająka. No i owemu przyjacielowi pozostał uraz.
– Wiem coś o tym – odrzekł.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
– To znaczy? – spytałam. – Gdy byłeś mały, twoją maskotkę też zmienili w jakiegoś stawonoga?
W kącikach jego ust czaił się uśmiech.
– Nie, nie, nie chodzi o coś związanego ze zwierzętami – odparł. Popatrzył na mnie dziwnie, nie potrafiłam określić, co miało oznaczać to spojrzenie, po czym dodał: – Kiedyś ci powiem.
– Kiedyś? – spytałam podejrzliwie.
– Kiedyś – potwierdził.
Nie odpowiedziałam, jednak nadal wpatrywałam się w niego. Po chwili zapytałam:
– Dlaczego tak bardzo interesujesz się transmutacją?
Ponownie się zamyślił, tym razem na trochę dłużej.
– Po prostu to mnie kręci – odpowiedział po chwili. – Właśnie na to czekałem najbardziej, nim przyjechałem do Hogwartu. To… to fascynujące, gdy można zamienić jakiś przedmiot w coś zupełnie innego. – Rozejrzał się szybko po stoliku. W końcu natrafił na moje pióro i wskazał na nie. – Mogę? – Kiwnęłam głową. Ujął je, drugą ręką wyjmując różdżkę z kieszeni. Machnął nią krótko, a moje pióro zamieniło się w szarą myszkę. Zwierzę piszczało cichutko, wijąc się w dłoni chłopaka.
Rozszerzyłam lekko oczy ze zdziwienia. To zaklęcie na poziomie owutemów!
– Jesteś naprawdę dobry – stwierdziłam.
On uśmiechnął się lekko, machnął różdżką ponownie, a myszka z powrotem zmieniła się w pióro.
– Właśnie dlatego kocham transmutację – rzekł, odkładając moją własność na miejsce. – Niekiedy można nią zadziwić ludzi, wprawić w oszołomienie, czasem w zachwyt. Jest to naprawdę trudna sztuka, ale ty chyba o tym wiesz.
Zmrużyłam oczy. Kpił sobie ze mnie, prostak jeden.
Jednak czy mi się jedynie wydawało, czy w jego szarych tęczówkach dostrzegłam ślad rozbawienia?
– Ha, ha, ha. Ale śmieszne – powiedziałam beznamiętnie.
– A ty czym się interesujesz? – zapytał. – Jaki jest twój ulubiony przedmiot?
Tym razem to ja musiałam się zastanowić.
– Lubię wszystkie przedmioty – odparłam powoli – ale chyba najbardziej numerologię.
Chłopak skrzywił się.
– Odejdź ode mnie, Gryfonico nieczysta. – Ostentacyjnie się odsunął. Gdyby wzrok mógł zabijać, Teodor leżałby już bez życia na podłodze. – Jak można lubić numerologię? To jest najgorszy przedmiot istniejący na tym chorym świecie! Tyle cyferek, wykresów… – Wzdrygnął się teatralnie. – To wszystko mnoży mi się już przed oczami.
– Numerologia jest wspaniała – zaperzyłam się. – Naprawdę nie wiem, jak można jej nie lubić.
– Można. Ja za to nie wiem, jakim cudem nie radzisz sobie z tak prostym zaklęciem. Owszem, mówię o tym, które właśnie ćwiczysz.
Wciągnęłam głośno powietrze w oburzenia.
– Jeśli przyszedłeś tutaj tylko po to, by sobie ze mnie kpić, to…
Kąciki jego ust zadrżały.
– Dobra, nie denerwuj się tak, bo jeszcze przyjdzie Pince, po czym wyrzuci stąd i ciebie, i mnie – przerwał mi. – Zresztą to ty zaczęłaś rozmowę o przedmiotach – dodał po chwili.
– Ale ja z ciebie nie drwię – zauważyłam, o ile było to możliwe, jeszcze bardziej zaczerwieniona na twarzy.
Zamyślił się.
– Może i masz rację. Ale nie zmienia to faktu, że…
– Nie zamierzam dalej prowadzić tej konwersacji – ucięłam, nim zdążył dokończyć zdanie. – Nie przyszłam tu po to, by kłócić się z jakimś nadętym i zbyt pewnym siebie Ślizgonem.
– Nadętym? – powtórzył ostro.
Zlękłam się tonu jego głosu, lecz nie zmieniłam wyrazu twarzy.
–Tak, nadętym – potwierdziłam.
Gwałtownie otworzył książkę i spojrzał na mnie z furią.
– Lepiej uważaj, co mówisz, Granger, bo w końcu posuniesz się za daleko i źle się to dla ciebie skończy – warknął, po czym zajął się czytaniem.
Wtedy już się przestraszyłam.
– Czy to była groźba?! – spytałam wyższym niż zwykle głosem.
Teodor spojrzał na mnie z wściekłością, lecz nie odpowiedział, ponieważ dotarło do nas głośne fuknięcie pani Pince. Niska kobieta pojawiła się obok nas akurat wtedy, kiedy zadałam to pytanie, a teraz patrzyła na mnie z mordem w oczach.
– W bibliotece uczeń ma zachować ciszę – powiedziała ostro. – Ciebie też to dotyczy. Inaczej możesz stąd wyjść.
– Przepraszam – wymamrotałam i sama zajęłam się swoim podręcznikiem, ostatni raz przelotnie zerkając na Teodora. On również na mnie popatrzył. Spojrzenie jego oczu mroziło.
Jedyny w miarę normalny Ślizgon, hej! Dobrze ci się z nim rozmawiało, ale nie, ty oczywiście musiałaś go obrazić – zbeształam się w myślach. Ale to jego wina. Niepotrzebnie mnie tak denerwował, sklątka jedna. Głupi on. Nie, głupia ja! Ugh!
Przez chwilę zastanawiałam się, czy go przeprosić, czy nie. Byłam chyba jednak zbyt dumna, by to zrobić…
Mimo wszystko w końcu doszłam do wniosku, że nie chcę mieć kolejnego wroga w Slytherinie, w dodatku Teodor jako jedyny wychowanek tego domu był do mnie neutralnie nastawiony. W miarę neutralnie, bo i tak kpił sobie z mojej osoby. Czułam jednak, że jest inny. Nauka coś dla niego znaczyła, nie gardził swoimi obowiązkami, no i nie obrażał każdego, kto mu się nawinął, w tym mnie. A te drwiny… Cóż, nie bez powodu jego domem był Slytherin, musiał mieć jakieś śłizgońskie cechy.
Już uniosłam głowę, kiedy chłopak wstał, nie patrząc na mnie. Wpatrywałam się w niego ze zdezorientowaniem, podczas gdy on odszedł kilka kroków, wyciągnął różdżkę i machnął nią w jakimś nieznanym kierunku. Mój wzrok powędrował za nią, a ja dostrzegłam, że włosy pani Pince odwróconej akurat tyłem zmieniły swój kolor na błękitny. Dosłyszałam zduszony śmiech kilku osób oraz głos rozłoszczonej bibliotekarki.
Odwróciłam się z powrotem w stronę czarnowłosego. Nie było go, wyszedł z czytelni.
Walczyłam z przemożną ochotą pobiegnięcia za nim. Zastanawiało mnie, dlaczego tak nagle wyszedł oraz o co mu chodziło, gdy mówił o urazie z dzieciństwa. Czyżby on też przeszedł coś niemiłego we wcześniejszych latach? Czułam jednak, że było to coś gorszego od tego, co spotkało Rona.
Potrząsnęłam głową, jakby chcąc odgonić niechciane myśli. Przecież nie powinno mnie to w ogóle obchodzić. Teodor miał swoje życie, a ja swoje.
Warto by było się nim zająć, nie sądzisz, Hermiono?
Zresztą co to w ogóle był za pomysł! Pobiec? Za nim? Za Ślizgonem? W życiu! No i po co, tak właściwie? Żeby stanąć przed nim, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa oraz odpowiedzieć na pytanie, które na pewno padłoby z jego ust: dlaczego go dogoniłam?
Wpatrywałam się jeszcze kilka chwil w regał, za którym zniknął Teodor, aż w końcu wyłoniła się zza niego Ginny Weasley. Spojrzenie jej ciemnych tęczówek spoczęło na mnie. Uśmiechnęła się blado, odgarnęła za ucho płomiennorude włosy, po czym klapnęła tam, gdzie jeszcze niedawno siedział Teodor.
– Hermiono, ja już nie mogę – jęknęła. – Harry jest ślepy czy co? Rozumiem, wcześniej też nie zwracał na mnie uwagi, ale teraz przesadza. Jak tak dalej pójdzie, to w końcu zacznę latać za Slughornem, przecież Harry jest jego pupilkiem i może…
Zaczęła znowu paplać o moim przyjacielu. Westchnęłam. Zawsze cierpliwie jej słuchałam i doradzałam, co ma zrobić, jednak tym razem moje myśli zaprzątał ktoś inny. W umyśle nadal widziałam jego postać, jego włosy, nos, oczy… Te bezdenne, szare oczy, intensywnie wpatrujące się we mnie.
Ginny nawet nie zauważyła, że przestałam jej słuchać. Na początku starałam się skupić na słowach rudowłosej, mając nadzieję na odgonienie dzięki temu myśli o Teodorze. W końcu jednak przestałam, to nic nie dawało.
Dlaczego on tak bardzo nie chciał usunąć się z mojej głowy? Dlaczego za nic nie potrafiłam odegnać jego postaci? A może po prostu tego nie chciałam?
Nie wiedziałam.
A odpowiedź nie miała przyjść szybko.

To był ten trzeci raz, o którym wspomniałam wcześniej. Właśnie wtedy zainteresowałam się całą osobą czarnowłosego, a nie tylko jego wynikami w nauce. Właśnie wtedy rozpoczęła się ta właściwa część naszej historii. Właśnie wtedy postać Teodora Notta na dobre zakorzeniła się w moim umyśle, za nic nie chcąc dać się usunąć.
Zaś jego oczy już wkrótce miały zacząć nawiedzać mnie w snach do końca życia.
Wtedy również stałam się samobójczynią. Wtedy, podczas tej krótkiej rozmowy z Teodorem, stanęłam na drewnianym stołku, w dłonie ujmując pętlę samobójcy.
Oczywiście o tym nie wiedziałam. Nie zmieniało to jednak faktu, że stałam się samobójczynią. Nie starając się odciąć od Teodora, przestać o nim myśleć, powoli przygotowywałam się do tego ostatecznego ruchu – usunięcia spod stóp stołka.
Lecz to miało stać się stosunkowo niebawem. Niedługo przed moim fizycznym samobójstwem.

Empatia

14 komentarzy:

  1. Przeczytałam jednym tchem. Swoją drogą, czytałam wiele opowiadań z perspektywy Hermiony i zajmujesz trzecie miejsce! Nie, nie chodzi o fabułe itp, bo przeczytałam dopiero pierwszy rozdział. Chodzi o to, w jaki sposób prowadzisz myśli Hermiony . Często spotykałam się z tym, że dziewczyny, pisząc o Hermionie i o jej uczuciach, od razu zmieniały ja w jakąś spoko laskę, którą nagle zaczęło obchodzić, jaki cień do powiek pasuje do tej bluzki itp., a naukę miała gdzieś, bo przecież trzeba się zakochać z Draco, a żeby się w nim zakochać, trza wyglądać.
    Twoja Hermiona nadal jest Rowlingową Hermioną, chociaż jestem pewna, że nie na długo i w kolejnych, kolejnych rozdziałach się zmieni, ale to nie zmienia faktu, że opisujesz Hermionę taką, o jakiej ja chciałabym czytać.
    Dobra, chyba zdążę na rozdział drugi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacja!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkowicie zgadzam się z Tenshi. Właśnie to mnie zawsze odpychało od opowiadań o Hermionie - bo to już nie była Hermiona. Twoja nadal jest po części całkowicie Twoja, ale jednak zachowałaś jej Hermionowosć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coz moga wymyslic moje skromne platy mozgowe o 2:30? Nie bede sie wysilac, bede ujmujacym leniwcem. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  5. G e n i a l n e !
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zawiodłaś mnie kolejnym rozdziałem. Nie pozostaje mi nic innego jak przejść do kolejnego :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh, no, wow ;) nie zawiodłam się, a moja osobista pętla uzależnienia od tego bloga zawisła pod sufitem xD juz tu widać, że masz ciekawy sytl pisania, gładko się czyta, każde słowo dodaje coś nowego. Niesamowite :) przeczytałam to migiem, a jestem zazwyczaj leniwa. każdy wyraz pochłonęłam, a trochę i uśmiałam. MEGA!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne. Piszesz genialne opisy. Twój talent jest czymś, czego żal byłoby nie wykorzystać. Musisz koniecznie napisać kiedyś coś swojego :) Fragment z piórem-myszką, niby króciutki, ale pozwolił mi na pełne wyobrażenie tej sceny. Widziałam małą myszkę, która przez chwilę plątała się po dłoni Teodora, żeby na koniec znów zamienić się w pióro. Super, nie wiem co mogę powiedzieć więcej :)

    Pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo, bardzo podoba mi sie, w jaki sposób opisujesz myśli Hermiony. Przeczytałam wiele opowiadań o Hermionie i Twoje zdecydowanie plasuje sie na szczycie tej listy. Sposób w jaki kierujesz jej myślami i oczywiście sama postać Teodora sa tak niesamowite, ze aż zapiera mi wdechy kiedy czytam kolejna linijke. Brawo!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Booooooskie napisalabym cos czytac ale lece czytav dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Trafiłam tutaj przypadkiem (oryginalnie, nie? xD). Ale do rzeczy. Zaczęłam czytać rozdział i pomyślałam sobie "kurczę, to coś, co miałam ochotę przeczytać". Bez rażących błędów, estetyczny tekst uradował moje oko. Ponadto Hermiona, jaką tutaj przedstawiasz, przypadła mi do gustu. Jest zgodna z moimi wyobrażeniami, jakie pojawiły się w mojej głowie po przeczytaniu książki (czyli zanim wypaczyły je różne ff, na które, niestety, również trafiałam przypadkiem...).
    Pomysł ciekawy. Teodora zbyt wiele w blogosferze nie ma, a ta postać jest nie tylko intrygująca, ale też daje duże pole do popisu, z racji tego, że wiele o nim w HP nie ma. Zobaczę, jak to dalej się rozwinie, ale póki co - brawa za Notta. :)
    Jedna moja uwaga: "Właśnie wtedy zainteresowałam się całą osobą czarnowłosego". Błagam, nie. "czarnowłosy" może być określeniem rzeczownika, ale występować za niego - never.
    W każdym razie zaciekawiłaś mnie i będę czytać dalej. :)
    Pozdrawiam,
    Aranel

    OdpowiedzUsuń
  12. Empatio to jest genialne!
    Ten Teo jest taki, taki..
    Ah!
    Nie napiszę nic konstruktywnego

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam na bieżąco w 2013 i teraz powracam, aby przeczytać jeszcze raz historię, która sprawiła, że zakochałam się w czytaniu. Najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam. ❤️

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.