Dedykowany Viv.,
za to,
że po prostu jest.
Biblioteka była tego
dnia wyjątkowo zatłoczona. Większość obecnych uczyła się lub odrabiała prace
domowe, a pani Pince krążyła między półkami, wypatrując przekrwionymi oczyma
osób, które odważyły się szepnąć coś za głośno w stronę kogoś innego.
Ja za to zaszyłam się
w kącie wraz z podręcznikiem do transmutacji oraz różdżką.
Po raz któryś czytałam
informacje na temat zaklęcia powodującego zmianę koloru włosów, zastanawiając
się, co robię nie tak. Kilka minut wcześniej postanowiłam sprawdzić, czy
potrafiłabym rzucić ten czar, jednak z burzą moich loków nic się nie wydarzyło,
mimo że formułkę wypowiedziałam jak najbardziej poprawnie oraz skupiłam się
dostatecznie.
Próbowałam i
werbalnie, i niewerbalnie. Nie wyszło. Czułam coraz większą irytację, zwłaszcza
że było to pierwsze zaklęcie, którego nie mogłam opanować. Zaklęcia zmiany
wyglądu mieliśmy przerabiać dopiero pod koniec semestru, więc może dlatego?
To wytłumaczenie jednak
odpadało. Już w piątej klasie udawały mi się zaklęcia na poziomie owutemów, w
czym więc tkwił problem?
Uniosłam z irytacją
głowę i rozejrzałam się z roztargnieniem po bibliotece. Stolik, przy którym
siedziałam, ustawiono chyba specjalnie dla mnie. Już od pierwszej klasy, kiedy
odkryłam to wyjątkowe miejsce, nie zdarzyło się, by ktoś zajął je wtedy, gdy ja
musiałam odrobić zadania domowe, pouczyć się lub poćwiczyć zaklęcia. Jedynie
Harry, Ron oraz Ginny wiedzieli, że jeśli chcą mnie znaleźć, muszą szukać
właśnie tam. To tutaj chowałam się przed światem. W tym najdalszym kącie
biblioteki, który rozświetlał blask pochodni i światło niewielkiej lampki.
Uczniowie tu nie zaglądali, zwłaszcza że w pobliżu mojego stolika znajdowało
się kilka regałów z tomami dotyczącymi historii magii, głównie wojen goblinów.
Niewiele osób szukało w bibliotece takich pozycji. A przy moim stoliku było
jedno z tych nielicznych wolnych miejsc, tak pożądanych tamtego dnia przez hogwarcką
młodzież.
Westchnęłam,
policzyłam do dziesięciu i ponownie pochyliłam się nad książką. Zmarszczyłam
brwi, skupiając całą swoją uwagę na tekście. Wszystko wykonywałam tak jak było
napisane, więc dlaczego…
– Wolne?
Cichy głos, który
usłyszałam, sprawił, że aż drgnęłam. Uniosłam głowę, odrywając się od podręcznika.
Przede mną stał
szczupły, wysoki chłopak z czarnymi włosami rozwichrzonymi na wszystkie strony.
Jego twarz miała ostre, arystokratyczne rysy. Linia szczęki była wyraźna, mocno
zarysowana. Wydał mi się przez to wyjątkowo przystojny, a szare oczy jedynie
mnie w tym utwierdziły. Chłopak trzymał książkę w jednej dłoni, drugą zaś
wskazywał miejsce obok.
Dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę, że to Teodor Nott, Ślizgon z mojego roku, którym niedawno
się zainteresowałam.
Musiał być naprawdę
zdesperowany, skoro dotarł aż tutaj w poszukiwaniu wolnego, cichego miejsca.
– Oczywiście –
powiedziałam. Zgarnęłam do torby kilka pergaminów, by zrobić mu miejsce.
Chłopak bez słowa siadł i pogrążył się w lekturze. Wpatrywałam się w niego jeszcze
chwilę, po czym sama powróciłam do podręcznika.
Jedynie udawałam, że
czytam. W rzeczywistości nie mogłam skupić myśli. Dziwiłam się, że Ślizgon nie
rzucił żadnej kąśliwej uwagi, jak zazwyczaj robił to Malfoy. Potraktował mnie
całkowicie neutralnie, przez co doznałam miłego zaskoczenia. Oczywiście później
wszystko mogło się zmienić, w końcu w ogóle nie znałam Teodora. Wiedziałam o
nim jedynie tyle, że jest świetny z transmutacji oraz dobrze radzi sobie z innymi
przedmiotami. Nic więcej.
Ale właśnie wtedy po
raz pierwszy przemknęło mi przez głowę, że może Ślizgon siedzący naprzeciw jest
inny od reszty wychowanków swojego domu.
Był to jednak krótki
moment, całkowicie dla mnie nieistotny, toteż odgoniłam od siebie tę myśl.
Każdy Ślizgon jest taki sam – prychnęłam w duchu. Chociaż nigdy w moją stronę nie padła z jego
ust żadna obelga… Właściwie w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, nie odezwał się
słowem, więc jak mógłby mi dociąć?
Otrząsnęłam się,
przykuwając oczy do tekstu. Mimo wszystko czasem zerkałam na czarnowłosego,
najwyraźniej całkowicie pochłoniętego książką. Modliłam się w duchu, bym ja też
mogła tak samo zająć się podręcznikiem. Nie chciałam na niego patrzeć, jednak
moje oczy same wędrowały w jego stronę.
W końcu całkowicie
przestałam nad nimi panować. Zaczęłam gapić się prosto na Teodora, przypatrując
się każdej części jego osoby. I pewnie robiłabym to bardzo, doprawdy bardzo
długo, gdyby w końcu sam obiekt obserwowania nie odezwał się, nawet nie
odrywając oczu od lektury:
– Tak się zastanawiam,
Granger, czy nadal będziesz analizować każdy szczegół mojej osoby, czy może
zajmiesz się w końcu tą książką, która jeszcze przed chwilą bardzo cię
interesowała.
Zamrugałam kilka razy i
zarumieniłam się.
Uch, Hermiono, nie trzeba było na niego patrzeć!
Prychnęłam.
– Wcale nie analizuję
każdego szczegółu twojej osoby, Nott – odparłam wyniośle i powróciłam do
podręcznika. Dosłyszałam parsknięcie śmiechu Teodora.
– Czyżby? Od dobrej
minuty przypatrujesz mi się tak, jakbym był największą biblioteką na świecie, o
której odwiedzeniu zapewne marzysz, odkąd nauczyłaś się czytać. A tak w ogóle –
uniosłam gniewnie głowę, przez co spojrzałam wprost w szare tęczówki chłopaka –
od kiedy mówisz do wszystkich po nazwisku? To do ciebie niepodobne. Tak
grzeczna, tak miła, tak chwalebna wręcz, a tutaj nagle wyjeżdża z takim czymś…
Uśmiechał się kpiąco,
już mało zainteresowany książką.
Zarumieniłam się ze
złości, jednak nie spuściłam z niego wzroku.
– Nott, właśnie coś
robiłam. Czytaj dalej.
Ponownie parsknął
śmiechem.
– Ostatnio zrobiłaś
się strasznie wojownicza. Gorzej niż Weasley, który udaje Bazyliszka i próbuje
zabić wzrokiem Dracona, gdy tylko zauważy go na korytarzu.
Prychnęłam po raz
kolejny.
– Wcale nie zrobiłam
się wojownicza. A Ron nie udaje Bazyliszka i nie próbuje zabić Malfoya wzrokiem.
On jedynie daje mu do zrozumienia, że nie pała do niego miłością.
Ron istotnie udawał
Bazyliszka i z wielką chęcią potwierdziłabym słowa Teodora, gdyby nie to, że w
tamtej chwili strasznie grał mi na nerwach.
Czarnowłosy zamyślił
się.
– Fakt, Weasley woli
dziewczyny. Cieszył się jak kretyn, gdy uśmiechnęła się do niego ta cała Brown.
Żałosne. Jedno spojrzenie dziewczyny, a ten od razu pada jej do stóp…
Cios prosto w serce.
Wspominałam już, że Ron przestał być dla mnie obojętny, ale ten matoł tego nie
zauważał, bo swoje zainteresowanie skierował w stronę tej blondwłosej Gryfonki?
Nie odpowiedziałam. Otworzyłam
usta, chcąc odparować, chcąc powiedzieć, że Ron wcale taki nie jest, jednak nie
potrafiłam wydusić z siebie słowa. Teodor spojrzał na mnie, jakby coś zrozumiał.
– Granger, czy ty
przypadkiem… – zaczął cicho, lecz przerwałam mu, nagle odzyskując zdolność
mowy.
– Nie, Nott. O
cokolwiek ci chodzi odpowiadam: nie – szepnęłam ze złością. Zerknęłam
przelotnie na panią Pince kręcącą się obok regału stojącego blisko naszego
stolika i pochyliłam się nad podręcznikiem.
– Na pewno nie? –
spytał niemal szeptem Teodor. Uniosłam szybko głowę. Chłopak przypatrywał mi
się bacznie. – Jesteś pewna swojej odpowiedzi, mimo że nawet nie dokończyłem
pytania?
Westchnęłam ze
zniecierpliwieniem.
– Tak, Nott, jestem
pewna. A teraz zamilcz, próbuję się skupić.
Teodor pokręcił głową.
– Granger, Granger –
zacmokał. – Nawet nie wiesz, jakie chciałem zadać ci pytanie, a już
odpowiadasz. A ja dobrze wiem, że odpowiedź z pewnością byłaby twierdząca.
Chociaż znając ciebie, pewnie byś zaprzeczyła, jednak w głębi duszy musiałabyś
przyznać mi rację. – Zamrugałam szybko i już otwierałam usta, by coś
powiedzieć, kiedy Teodor zapytał: – Co czytasz?
Zadziwiające, jak
szybko w jego głosie zabrzmiało zwykłe zainteresowanie.
– Ćwiczę zaklęcie
zmieniające kolor włosów – odpowiedziałam.
– Nie wychodzi ci,
prawda?
– Oczywiście, że mi
wychodzi! – zaperzyłam się.
– Musisz się dobrze
skupić – powiedział, puszczając moje słowa mimo uszu. – Inaczej nie wyjdzie.
Jest to trudne zaklęcie, wiem o tym. I musisz poprawnie wymówić formułę, bo w innym
wypadku nici z tego.
– Poradzę sobie – odpowiedziałam
chłodno.
Ślizgon westchnął.
– Nie wątpię, że sobie
poradzisz, przecież Panna Jeśli-Nie-Odpowiem-Na-Pytanie-To-Mi-Opadnie-Szopa ze
wszystkim sobie w końcu radzi, ale
kilka wskazówek ci się przyda, prawda?
Zamrugałam szybko.
– Panna Jeśli… co? –
spytałam z niedowierzaniem.
Teodor uśmiechnął się
z kpiną.
– Pochwal kreatywność
Blaise’a.
Skrzywiłam się lekko.
– Och, tak, z
pewnością, bo Zabini jest bardzo kreatywny. Zwłaszcza na obronie przed czarną
magią, kiedy to na ostatnim sprawdzianie na wszelkie możliwe sposoby próbował
ode mnie ściągać.
Oboje zamilkliśmy,
widząc panią Pince układającą kilka tomów na pobliskim regale. Gdy odeszła,
spojrzałam na Teodora.
– Draco powtarzał mu,
żeby tego nie robił, bo twoja szczota i tak przesłoni całą kartkę – szepnął, by
bibliotekarka nic nie usłyszała.
Czułam, że coraz
bardziej czerwienię się na twarzy. Tym razem ze wstydu.
– Wcale nie mam
szczoty – szepnęłam za złością. – Niech Malfoy lepiej najpierw spojrzy na swoje
tlenione kłaki, a dopiero później zabierze się za ocenianie innych.
– Mówiłem, że zrobiłaś
się wojownicza. Aż za bardzo.
Spiorunowałam go
spojrzeniem.
– Tylko to potrafisz
powiedzieć? – syknęłam. – Powiedz lepiej, co czytasz.
Wiedząc o tym, że
Teodor jest jednym z najmądrzejszych uczniów naszego rocznika, miałam nadzieję
na ciekawą rozmowę. Już przejadło mi się wysłuchiwanie Harry’ego i Rona
rozprawiających o quidditchu. Chciałam rozmawiać na tematy znacznie mi bliższe,
lecz czasem odnosiłam wrażenie, że tamci dwaj Gryfoni po prostu są na innym
poziomie. Nie potępiałam ich za to oczywiście, o nie. Oni mieli inne
zainteresowania, ja inne. Oni woleli miotły, ja książki. Oni woleli czuć wiatr
we włosach, ja od tego stroniłam. Mogłam konwersować jedynie z nauczycielami,
jednak i tutaj często się zawodziłam. Różnica wieku była zbyt duża. Profesor
McGonagall na przykład patrzyła na niektóre rzeczy z innej perspektywy niż ja.
Teodor był moją
ostatnią deską ratunku.
Podał mi książkę, a ja
spojrzałam na ciemną okładkę, na której widniał szary kot z zielonymi oczyma.
– Animagia – czy to trudne? Tajniki zamiany w zwierzę – przeczytałam,
marszcząc brwi. – Chcesz zostać animagiem?
– Nie, ale interesuję
się transmutacją, a animagia to też dziedzina transmutacji, prawda? – spytał, a
ja przytaknęłam. – Choć myślałem o tym. Zastanawiałem się, jaką przybrałbym
formę jako animag.
– I co? Wiesz już?
Zamyślił się.
– Nie jestem pewien, ale
sądzę, że byłby to orzeł lub pająk.
– No to mój przyjaciel
uciekłby z piskiem… – mruknęłam, a czarnowłosy spojrzał na mnie pytająco. – Po
prostu mój przyjaciel panicznie boi się pająków. W dzieciństwie zmieniono jego
ukochanego pluszaka właśnie w pająka. No i owemu przyjacielowi pozostał uraz.
– Wiem coś o tym –
odrzekł.
Spojrzałam na niego
podejrzliwie.
– To znaczy? –
spytałam. – Gdy byłeś mały, twoją maskotkę też zmienili w jakiegoś stawonoga?
W kącikach jego ust
czaił się uśmiech.
– Nie, nie, nie chodzi
o coś związanego ze zwierzętami – odparł. Popatrzył na mnie dziwnie, nie
potrafiłam określić, co miało oznaczać to spojrzenie, po czym dodał: – Kiedyś
ci powiem.
– Kiedyś? – spytałam
podejrzliwie.
– Kiedyś –
potwierdził.
Nie odpowiedziałam,
jednak nadal wpatrywałam się w niego. Po chwili zapytałam:
– Dlaczego tak bardzo
interesujesz się transmutacją?
Ponownie się zamyślił,
tym razem na trochę dłużej.
– Po prostu to mnie
kręci – odpowiedział po chwili. – Właśnie na to czekałem najbardziej, nim
przyjechałem do Hogwartu. To… to fascynujące, gdy można zamienić jakiś
przedmiot w coś zupełnie innego. – Rozejrzał się szybko po stoliku. W końcu
natrafił na moje pióro i wskazał na nie. – Mogę? – Kiwnęłam głową. Ujął je,
drugą ręką wyjmując różdżkę z kieszeni. Machnął nią krótko, a moje pióro
zamieniło się w szarą myszkę. Zwierzę piszczało cichutko, wijąc się w dłoni
chłopaka.
Rozszerzyłam lekko
oczy ze zdziwienia. To zaklęcie na poziomie owutemów!
– Jesteś naprawdę
dobry – stwierdziłam.
On uśmiechnął się
lekko, machnął różdżką ponownie, a myszka z powrotem zmieniła się w pióro.
– Właśnie dlatego
kocham transmutację – rzekł, odkładając moją własność na miejsce. – Niekiedy
można nią zadziwić ludzi, wprawić w oszołomienie, czasem w zachwyt. Jest to
naprawdę trudna sztuka, ale ty chyba o tym wiesz.
Zmrużyłam oczy. Kpił
sobie ze mnie, prostak jeden.
Jednak czy mi się
jedynie wydawało, czy w jego szarych tęczówkach dostrzegłam ślad rozbawienia?
– Ha, ha, ha. Ale
śmieszne – powiedziałam beznamiętnie.
– A ty czym się
interesujesz? – zapytał. – Jaki jest twój ulubiony przedmiot?
Tym razem to ja
musiałam się zastanowić.
– Lubię wszystkie
przedmioty – odparłam powoli – ale chyba najbardziej numerologię.
Chłopak skrzywił się.
– Odejdź ode mnie, Gryfonico
nieczysta. – Ostentacyjnie się odsunął. Gdyby wzrok mógł zabijać, Teodor
leżałby już bez życia na podłodze. – Jak można lubić numerologię? To jest
najgorszy przedmiot istniejący na tym chorym świecie! Tyle cyferek, wykresów… –
Wzdrygnął się teatralnie. – To wszystko mnoży mi się już przed oczami.
– Numerologia jest
wspaniała – zaperzyłam się. – Naprawdę nie wiem, jak można jej nie lubić.
– Można. Ja za to nie
wiem, jakim cudem nie radzisz sobie z tak prostym zaklęciem. Owszem, mówię o
tym, które właśnie ćwiczysz.
Wciągnęłam głośno
powietrze w oburzenia.
– Jeśli przyszedłeś tutaj
tylko po to, by sobie ze mnie kpić, to…
Kąciki jego ust zadrżały.
– Dobra, nie denerwuj
się tak, bo jeszcze przyjdzie Pince, po czym wyrzuci stąd i ciebie, i mnie – przerwał
mi. – Zresztą to ty zaczęłaś rozmowę o przedmiotach – dodał po chwili.
– Ale ja z ciebie nie
drwię – zauważyłam, o ile było to możliwe, jeszcze bardziej zaczerwieniona na twarzy.
Zamyślił się.
– Może i masz rację.
Ale nie zmienia to faktu, że…
– Nie zamierzam dalej
prowadzić tej konwersacji – ucięłam, nim zdążył dokończyć zdanie. – Nie
przyszłam tu po to, by kłócić się z jakimś nadętym i zbyt pewnym siebie
Ślizgonem.
– Nadętym? – powtórzył
ostro.
Zlękłam się tonu jego
głosu, lecz nie zmieniłam wyrazu twarzy.
–Tak, nadętym –
potwierdziłam.
Gwałtownie otworzył
książkę i spojrzał na mnie z furią.
– Lepiej uważaj, co
mówisz, Granger, bo w końcu posuniesz się za daleko i źle się to dla ciebie
skończy – warknął, po czym zajął się czytaniem.
Wtedy już się
przestraszyłam.
– Czy to była groźba?!
– spytałam wyższym niż zwykle głosem.
Teodor spojrzał na
mnie z wściekłością, lecz nie odpowiedział, ponieważ dotarło do nas głośne fuknięcie
pani Pince. Niska kobieta pojawiła się obok nas akurat wtedy, kiedy zadałam to
pytanie, a teraz patrzyła na mnie z mordem w oczach.
– W bibliotece uczeń
ma zachować ciszę – powiedziała ostro. – Ciebie też to dotyczy. Inaczej możesz
stąd wyjść.
– Przepraszam –
wymamrotałam i sama zajęłam się swoim podręcznikiem, ostatni raz przelotnie
zerkając na Teodora. On również na mnie popatrzył. Spojrzenie jego oczu
mroziło.
Jedyny w miarę normalny Ślizgon, hej! Dobrze ci się z nim
rozmawiało, ale nie, ty oczywiście musiałaś go obrazić – zbeształam się w
myślach. Ale to jego wina. Niepotrzebnie
mnie tak denerwował, sklątka jedna. Głupi on. Nie, głupia ja! Ugh!
Przez chwilę
zastanawiałam się, czy go przeprosić, czy nie. Byłam chyba jednak zbyt dumna,
by to zrobić…
Mimo wszystko w końcu
doszłam do wniosku, że nie chcę mieć kolejnego wroga w Slytherinie, w dodatku
Teodor jako jedyny wychowanek tego domu był do mnie neutralnie nastawiony. W
miarę neutralnie, bo i tak kpił sobie z mojej osoby. Czułam jednak, że jest
inny. Nauka coś dla niego znaczyła, nie gardził swoimi obowiązkami, no i nie
obrażał każdego, kto mu się nawinął, w tym mnie. A te drwiny… Cóż, nie bez
powodu jego domem był Slytherin, musiał mieć jakieś śłizgońskie cechy.
Już uniosłam głowę,
kiedy chłopak wstał, nie patrząc na mnie. Wpatrywałam się w niego ze zdezorientowaniem,
podczas gdy on odszedł kilka kroków, wyciągnął różdżkę i machnął nią w jakimś
nieznanym kierunku. Mój wzrok powędrował za nią, a ja dostrzegłam, że włosy pani
Pince odwróconej akurat tyłem zmieniły swój kolor na błękitny. Dosłyszałam
zduszony śmiech kilku osób oraz głos rozłoszczonej bibliotekarki.
Odwróciłam się z
powrotem w stronę czarnowłosego. Nie było go, wyszedł z czytelni.
Walczyłam z przemożną
ochotą pobiegnięcia za nim. Zastanawiało mnie, dlaczego tak nagle wyszedł oraz
o co mu chodziło, gdy mówił o urazie z dzieciństwa. Czyżby on też przeszedł coś
niemiłego we wcześniejszych latach? Czułam jednak, że było to coś gorszego od
tego, co spotkało Rona.
Potrząsnęłam głową, jakby
chcąc odgonić niechciane myśli. Przecież nie powinno mnie to w ogóle obchodzić.
Teodor miał swoje życie, a ja swoje.
Warto by było się nim zająć, nie sądzisz, Hermiono?
Zresztą co to w ogóle
był za pomysł! Pobiec? Za nim? Za Ślizgonem? W życiu! No i po co, tak
właściwie? Żeby stanąć przed nim, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa oraz
odpowiedzieć na pytanie, które na pewno padłoby z jego ust: dlaczego go
dogoniłam?
Wpatrywałam się
jeszcze kilka chwil w regał, za którym zniknął Teodor, aż w końcu wyłoniła się
zza niego Ginny Weasley. Spojrzenie jej ciemnych tęczówek spoczęło na mnie. Uśmiechnęła
się blado, odgarnęła za ucho płomiennorude włosy, po czym klapnęła tam, gdzie
jeszcze niedawno siedział Teodor.
– Hermiono, ja już nie
mogę – jęknęła. – Harry jest ślepy czy co? Rozumiem, wcześniej też nie zwracał
na mnie uwagi, ale teraz przesadza. Jak tak dalej pójdzie, to w końcu zacznę
latać za Slughornem, przecież Harry jest jego pupilkiem i może…
Zaczęła znowu paplać o
moim przyjacielu. Westchnęłam. Zawsze cierpliwie jej słuchałam i doradzałam, co
ma zrobić, jednak tym razem moje myśli zaprzątał ktoś inny. W umyśle nadal widziałam
jego postać, jego włosy, nos, oczy…
Te bezdenne, szare oczy, intensywnie wpatrujące się we mnie.
Ginny nawet nie zauważyła,
że przestałam jej słuchać. Na początku starałam się skupić na słowach
rudowłosej, mając nadzieję na odgonienie dzięki temu myśli o Teodorze. W końcu
jednak przestałam, to nic nie dawało.
Dlaczego on tak bardzo
nie chciał usunąć się z mojej głowy? Dlaczego za nic nie potrafiłam odegnać
jego postaci? A może po prostu tego nie chciałam?
Nie wiedziałam.
A odpowiedź nie miała
przyjść szybko.
To był ten trzeci raz,
o którym wspomniałam wcześniej. Właśnie wtedy zainteresowałam się całą osobą
czarnowłosego, a nie tylko jego wynikami w nauce. Właśnie wtedy rozpoczęła się
ta właściwa część naszej historii.
Właśnie wtedy postać Teodora Notta na dobre zakorzeniła się w moim umyśle, za
nic nie chcąc dać się usunąć.
Zaś jego oczy już
wkrótce miały zacząć nawiedzać mnie w snach do końca życia.
Wtedy również stałam
się samobójczynią. Wtedy, podczas tej
krótkiej rozmowy z Teodorem, stanęłam na drewnianym stołku, w dłonie ujmując
pętlę samobójcy.
Oczywiście o tym nie
wiedziałam. Nie zmieniało to jednak faktu, że stałam się samobójczynią. Nie
starając się odciąć od Teodora, przestać o nim myśleć, powoli przygotowywałam
się do tego ostatecznego ruchu – usunięcia spod stóp stołka.
Lecz to miało stać się
stosunkowo niebawem.
Niedługo przed moim fizycznym samobójstwem.
Empatia
Przeczytałam jednym tchem. Swoją drogą, czytałam wiele opowiadań z perspektywy Hermiony i zajmujesz trzecie miejsce! Nie, nie chodzi o fabułe itp, bo przeczytałam dopiero pierwszy rozdział. Chodzi o to, w jaki sposób prowadzisz myśli Hermiony . Często spotykałam się z tym, że dziewczyny, pisząc o Hermionie i o jej uczuciach, od razu zmieniały ja w jakąś spoko laskę, którą nagle zaczęło obchodzić, jaki cień do powiek pasuje do tej bluzki itp., a naukę miała gdzieś, bo przecież trzeba się zakochać z Draco, a żeby się w nim zakochać, trza wyglądać.
OdpowiedzUsuńTwoja Hermiona nadal jest Rowlingową Hermioną, chociaż jestem pewna, że nie na długo i w kolejnych, kolejnych rozdziałach się zmieni, ale to nie zmienia faktu, że opisujesz Hermionę taką, o jakiej ja chciałabym czytać.
Dobra, chyba zdążę na rozdział drugi.
Rewelacja!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z Tenshi. Właśnie to mnie zawsze odpychało od opowiadań o Hermionie - bo to już nie była Hermiona. Twoja nadal jest po części całkowicie Twoja, ale jednak zachowałaś jej Hermionowosć.
OdpowiedzUsuńCoz moga wymyslic moje skromne platy mozgowe o 2:30? Nie bede sie wysilac, bede ujmujacym leniwcem. Brawo!
OdpowiedzUsuńG e n i a l n e !
OdpowiedzUsuńGinny
Nie zawiodłaś mnie kolejnym rozdziałem. Nie pozostaje mi nic innego jak przejść do kolejnego :)))
OdpowiedzUsuńOh, no, wow ;) nie zawiodłam się, a moja osobista pętla uzależnienia od tego bloga zawisła pod sufitem xD juz tu widać, że masz ciekawy sytl pisania, gładko się czyta, każde słowo dodaje coś nowego. Niesamowite :) przeczytałam to migiem, a jestem zazwyczaj leniwa. każdy wyraz pochłonęłam, a trochę i uśmiałam. MEGA!
OdpowiedzUsuńŚwietne. Piszesz genialne opisy. Twój talent jest czymś, czego żal byłoby nie wykorzystać. Musisz koniecznie napisać kiedyś coś swojego :) Fragment z piórem-myszką, niby króciutki, ale pozwolił mi na pełne wyobrażenie tej sceny. Widziałam małą myszkę, która przez chwilę plątała się po dłoni Teodora, żeby na koniec znów zamienić się w pióro. Super, nie wiem co mogę powiedzieć więcej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
E.
Bardzo, bardzo podoba mi sie, w jaki sposób opisujesz myśli Hermiony. Przeczytałam wiele opowiadań o Hermionie i Twoje zdecydowanie plasuje sie na szczycie tej listy. Sposób w jaki kierujesz jej myślami i oczywiście sama postać Teodora sa tak niesamowite, ze aż zapiera mi wdechy kiedy czytam kolejna linijke. Brawo!!!
OdpowiedzUsuńBooooooskie napisalabym cos czytac ale lece czytav dalej :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj przypadkiem (oryginalnie, nie? xD). Ale do rzeczy. Zaczęłam czytać rozdział i pomyślałam sobie "kurczę, to coś, co miałam ochotę przeczytać". Bez rażących błędów, estetyczny tekst uradował moje oko. Ponadto Hermiona, jaką tutaj przedstawiasz, przypadła mi do gustu. Jest zgodna z moimi wyobrażeniami, jakie pojawiły się w mojej głowie po przeczytaniu książki (czyli zanim wypaczyły je różne ff, na które, niestety, również trafiałam przypadkiem...).
OdpowiedzUsuńPomysł ciekawy. Teodora zbyt wiele w blogosferze nie ma, a ta postać jest nie tylko intrygująca, ale też daje duże pole do popisu, z racji tego, że wiele o nim w HP nie ma. Zobaczę, jak to dalej się rozwinie, ale póki co - brawa za Notta. :)
Jedna moja uwaga: "Właśnie wtedy zainteresowałam się całą osobą czarnowłosego". Błagam, nie. "czarnowłosy" może być określeniem rzeczownika, ale występować za niego - never.
W każdym razie zaciekawiłaś mnie i będę czytać dalej. :)
Pozdrawiam,
Aranel
K O C H A M
OdpowiedzUsuńEmpatio to jest genialne!
OdpowiedzUsuńTen Teo jest taki, taki..
Ah!
Nie napiszę nic konstruktywnego
Czytałam na bieżąco w 2013 i teraz powracam, aby przeczytać jeszcze raz historię, która sprawiła, że zakochałam się w czytaniu. Najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam. ❤️
OdpowiedzUsuń