Dedykowany wszystkim
kobietom
w dniu ich święta,
a zwłaszcza mojej
Mamie,
która trzynastego marca
obchodzi swoje imieniny.
Od tamtego
spotkania w bibliotece minęły niecałe dwa tygodnie. Ani razu nie
odezwałam się do Teodora, zresztą on również najwyraźniej nie miał zamiaru do
mnie zagadać. Najpewniej po prostu zapomniał o tamtym zdarzeniu, tak przynajmniej
uważałam. Jednak kilka razy zauważyłam, że chłopak intensywnie mi się
przypatruje, lecz ja udawałam, iż tego nie widzę.
Mimo tego nie mogłam
powstrzymać się od zerkania co jakiś czas w jego kierunku na każdej lekcji ze
Slytherinem. Nie widział tego, za co dziękowałam wszelkim bóstwom. Gdyby to
zauważył, pewnie nie dałby mi spokoju oraz rozgadał całemu Slytherinowi, że niby
zadurzyłam się w nim.
Nie, on nie jest taki… Chyba – pomyślałam, idąc
korytarzem wraz z Ronem i Harrym. Szliśmy właśnie na lekcję transmutacji, a ja
czułam suchość w gardle na samą myśl o niej. Bałam się, że znowu nie wyjdzie mi
jakieś zaklęcie.
W ciągu tych dwóch
tygodni coraz bardziej pogarszałam się w tej dziedzinie magii. Udawały mi się
jedynie proste zaklęcia, o trudniejszych nawet nie miałam co marzyć. Ćwiczyłam
wszystkie uroki po lekcjach, jednak żaden nie chciał mi wyjść. Po nocach
płakałam z bezsilności, nie mogąc sobie poradzić z myślą, że moje umiejętności
w dziedzinie transmutacji ciągle maleją. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego
tak się dzieje.
Zauważyłam jednak, że
te wszystkie kłopoty zaczęły się tuż na początku roku szkolnego. Wtedy, kiedy
uświadomiłam sobie, co czuję do Rona. Wprawdzie nie widziałam najmniejszego związku
między tymi problemami a jego osobą, lecz podejrzewałam, że to jakoś się ze
sobą łączy.
– Hermiono! –
usłyszałam podniesiony głos Harry’ego, który wyrwał mnie z zamyślenia.
– Co?
Tylko tyle zdążyłam
powiedzieć, gdy sekundę później na kogoś wpadłam. Siła uderzenia odepchnęła
mnie do tyłu na kilka kroków, a książki, które akurat trzymałam, upadły z
hukiem na podłogę
Spojrzałam na tego, z
kim się zderzyłam. Moje serce stanęło na sekundę, a później ruszyło z podwójną
szybkością.
Przede mną stał Teodor
Nott w całej swej okazałości. Od spotkania w bibliotece ani razu nie byliśmy
tak blisko siebie.
– Przepraszam –
bąknęłam cicho i od razu kucnęłam, by pozbierać swoje książki. Ze zdziwieniem
zauważyłam, że Teodor zaczął mi pomagać.
– Nie tylko
nieumiejętna, ale też niezdarna i nieuważna – dogryzł mi, w moją dłoń wkładając
podręcznik do zaklęć.
– Ty lepszy nie jesteś
– syknęłam.
Zaśmiał się kpiąco, a
ja spiorunowałam go wzrokiem. Jego uśmiech się poszerzył.
– Granger, Granger,
teraz to ty bawisz się w Bazyliszka – mruknął tak cicho, by nikt inny tego nie usłyszał.
– Zastanawiam się, czy nie sądzisz przypadkiem, że wraz z petryfikacją dostałaś
zabójczy wzrok w prezencie.
– Ha, ha, ha –
powiedziałam bez cienia wesołości. Wyprostowałam się i rzuciłam: – Dzięki za pomoc – po czym ruszyłam z
Ronem oraz Harrym korytarzem.
– Mógłby trochę uważać
– rzekł z przekąsem rudzielec. –
Ślizgoni nie patrzą pod nogi czy jak? W ogóle nie obchodzi ich, że po
korytarzach chodzi ktoś jeszcze prócz nich.
– Bo Ślizgoni są ślepi
– stwierdził Harry. – Jeszcze tego nie zauważyłeś?
– Ale mógłby chociaż
przeprosić!
– To ja się
zamyśliłam, nie on – mruknęłam.
– A od kiedy ty tak
bronisz Ślizgonów? – spytał Ron.
– Ja ich wcale nie
bronię! – obruszyłam się. – Po prostu to moja wina, że na siebie wpadliśmy,
dlatego ja powinnam go przeprosić. I, naprawdę, Ron, nie wiem, o co ci chodzi.
– Mnie? Mnie o coś
chodzi?
Prowadziliśmy tę
kłótnię aż do momentu, w którym zabrzmiał dzwonek. W drzwiach klasy
transmutacji pojawiła się McGonagall ubrana w
ciemną szatę oraz ze swoim nieśmiertelnym kokiem na głowie. Weszliśmy za nią do pomieszczenia. Nadal
zła na Rona, usiadłam w pierwszej lepszej ławce, podczas gdy chłopcy zajęli
miejsca z tyłu. Chciałam znaleźć się jak najdalej od rudzielca.
Głównie dlatego, by
nie widział łez, które na kilka sekund pojawiły się w moich oczach.
Znowu się z nim
pokłóciłam.
Znowu mnie ranił.
Znowu bolało.
Powoli nie
wytrzymywałam tych ciągłych sprzeczek z Ronem, nawet takich błahych. Szukałam
ukojenia, czegoś, co pomoże mi zapomnieć o bólu.
Jednak nie potrafiłam
tego znaleźć.
– Dzisiaj będziemy… –
zaczęła McGonagall, lecz przerwało jej głośne otworzenie drzwi.
Wszyscy, wraz ze mną,
odwrócili się w tamtym kierunku. Do sali wpadł zdyszany Teodor.
– Przepraszam, pani
profesor, ale profesor Snape prosił, żebym na przerwie przyszedł do jego
gabinetu i…
– Dobrze, nie odejmę
Slytherinowi punktów. Siadaj już – powiedziała McGonagall surowo.
Chłopak kiwnął głową i
zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po klasie, a jego spojrzenie padło na wolnym
miejscu obok mnie.
Merlinie, nie! – pomyślałam, jednak było już za późno.
Chłopak ruszył w moją stronę, a po chwili siadł obok i zaczął wypakowywać książki.
Nie zwrócił na mnie większej uwagi, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.
– Dzisiaj postaramy
się zmienić ubarwienie futra myszy domowej – powiedziała McGonagall, siadając
przy biurku. – Na kolejnych lekcjach zajmiemy się ogólnym wyglądem zewnętrznym.
Stanowi to powolny wstęp do transmutacji ludzkiej, która jest o wiele
trudniejsza. Wymaga więcej skupienia oraz koncentracji. Panno Brown, proszę
przejść po klasie oraz dać każdemu po jednej myszy z tamtego pudła. I proszę
się nie bać, one nie gryzą.
Lavender powoli
wstała, wzięła pudło, po czym zaczęła przechodzić między ławkami, dając każdemu
po jednej myszce.
Od razu wyjęłam
różdżkę, przypatrując się formule zaklęcia wypisanej na tablicy. Już miałam ją
wypowiedzieć, kiedy usłyszałam głos Teodora:
– Tylko nie zapomnij
się skupić.
Odwróciłam się w jego
stronę. Mysz chłopaka, wcześniej czarna, miała teraz futerko o złotej barwie.
– Nie martw się, nie
zapomnę – odparłam wyniośle.
Ścisnęłam mocniej
różdżkę. Zauważyłam, że Teodor bacznie mi się przypatruje. Starając się skupić
całą swoją uwagę na myszy, zastosowałam niewerbalnie zaklęcie. Nic się nie
wydarzyło. Ponowiłam próbę, tym razem werbalnie. Znowu nic.
Teodor westchnął.
– Granger, Granger.
Mówiłem ci, żebyś się skupiła – rzekł jak do małego dziecka. Zagotowało się we
mnie.
– Kiedy ja się
skupiłam!
Ponownie
wypowiedziałam zaklęcie, jednak chyba trochę za mocno machnęłam różdżką, gdyż
ogon myszy nagle zamienił się w dziób jakiegoś ptaka. Takim oto sposobem mogłam
pochwalić się gryzoniem z otworem gębowym na tyłku.
Teodor zakaszlał, co
miało zamaskować śmiech, a mnie zachciało się płakać. Kolejne nieudane
zaklęcie, kolejne upokorzenie…
Opadłam zrezygnowana
na ławkę, uprzednio układając różdżkę obok siebie. Ukryłam twarz w rękawie
swojej szaty, starając się nie uronić ani jednej łzy.
– Ech, Granger. Nie sądziłem,
że Gryfoni jednak nie są tacy uparci i ambitni, jak wszyscy mówią. Strasznie
szybko się poddałaś. – Uniosłam głowę, patrząc na Teodora, który jednym
machnięciem różdżki usunął mojej myszce dziób, w zamian za niego wstawiając
ogon. – Widzisz? Już jest w porządku. Spróbuj jeszcze raz. Tylko skup się i
wyraźnie wymów formułkę zaklęcia.
– Wszystko wiesz
lepiej, prawda? – spytałam ze złością.
– Jeśli chodzi o
transmutację – owszem.
– Ty nadęty…!
Nie dokończyłam,
ponieważ do naszej ławki podeszła McGonagall.
– Widzę, że panu
Nottowi już się udało – powiedziała, spoglądając na mysz chłopaka. – Piętnaście
punktów dla Slytherinu. A panna Granger? – Spojrzała na mnie wymownie.
Jęknęłam w duchu.
Błagam, niech mi się uda…
Wypowiedziałam
zaklęcie, jednak chyba przez intensywny wzrok McGonagall nie skupiłam się
dostatecznie i źle wymówiłam formułkę. Moja myszka podskoczyła do sufitu, piszcząc
żałośnie, po czym wylądowała na posadzce w tylnej części pomieszczenia. Przez
sekundę leżała na niej, a później przeleciała przez salę, prawie zderzając się
z głową Harry’ego. Na koniec padła bez ruchu na biurku nauczycielki.
Klasa wybuchła
śmiechem, a ja jęknęłam, czerwieniąc się na twarzy. W moich oczach pojawiły się
łzy.
McGonagall podeszła do
myszy i machnęła nad nią różdżką. Później odwróciła się w moją stronę.
– Nie martw się, żyje
– rzekła sucho. – Straciła jedynie przytomność i jest mocno poobijana.
Odetchnęłam z ulgą,
choć tak czy siak chciało mi się płakać. Prawie zabijam biedne, Bogu ducha
winne stworzenie, nie wspominając już o tym, że kolejne zaklęcie wyszło do
kitu.
McGonagall machnęła
kilka razy nad myszką, po czym włożyła ją delikatnie do pudła. Znowu zaczęła
chodzić między ławkami, a gdy przechodziła obok mnie, rzuciła krótko:
– Zostań po lekcji.
I odeszła. Nie dała mi
innej myszy. Albo po prostu nie widziała już u mnie szansy na wykonanie poprawnie
tego zaklęcia, albo bała się o życie kolejnego gryzonia.
Jęknęłam, chowając
twarz w dłoniach. Usilnie starałam się nie rozpłakać, nie chcąc zrobić z siebie
jeszcze większej idiotki na oczach Teodora.
To koniec, to koniec, to koniec! McGonagall da mi szlaban,
odejmie Gryffindorowi punkty, wyśle do dyrektora za usiłowanie zamordowanie
myszy! Ratunku! Ja chcę do mamy!
Zapragnęłam mieć obok
siebie Harry’ego albo Rona. Nagle zechciałam przytulić się do kogoś i móc się
wypłakać, wyżalić. A kto siedział obok mnie? Teodor Nott, do którego nie miałam
najmniejszego zamiaru się przytulać.
Świat jest okrutny.
Usłyszałam
chrząknięcie Teodora. Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.
– Znowu jestem nadęty,
co? – warknął. – Znajdź jakieś inne słowo, to już jest nudne.
– Ale przynajmniej
pasuje – odparowałam.
Przez chwilę Teodor
nie odzywał się, po czym powiedział:
– Znowu się nie
skupiłaś. Mówiłem, żebyś to zrobiła? Mówiłem. I co z tego wyszło? Masz
przechlapane u Lwicy, to z tego wyszło.
Czyżby się troszczył?
Jedynie prychnęłam, nie
mając ochoty na kłótnie z nim.
Teodor zamrugał kilka
razy.
– Hm. Hermiona Granger
nie odpowiedziała. Coś jest na rzeczy – zaczął głośno myśleć.
Spiorunowałam go
spojrzeniem. Po raz kolejny zresztą.
– No i znowu bawisz
się w Bazyliszka. Brawo, Granger, brawo. Może niedługo zobaczymy u ciebie łuski?
– Nott… Przymknij się
– rzuciłam w jego stronę i wpatrzyłam się w tablicę.
– Ależ Granger, jak ty
w ogóle do mnie mówisz? Co to za słownictwo? Naprawę, jestem…
Nie dokończył,
ponieważ przystawiłam mu różdżkę do gardła. Moje oczy ciskały gromy, zaś jego
rozszerzyły się ze zdumienia.
– Powiedziałam coś –
syknęłam. – Ani. Słowa.
Wpatrywał się we mnie,
lecz nie odezwał się. Powoli opuściłam różdżkę i odłożyłam ją na ławkę.
Założyłam ręce na piersiach, czując, że moje policzki nabierają różowego
odcienia.
Jeden do zera dla
mnie.
***
Po kilkudziesięciu
minutach zabrzmiał dzwonek. Wszyscy zerwali się z miejsc i wybiegli z klasy.
Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze na myśl o rozmowie z McGonagall.
Harry’ego i Rona nie
zaszczyciłam spojrzeniem. Ten pierwszy wyszedł z klasy ze spuszczoną głową, zaś
drugi z wysoko uniesioną na znak kompletnego ignorowania mojej osoby.
Trudno. Nie trzeba
było się ze mną kłócić.
– Powodzenia, Granger
– mruknął Teodor w moją stronę z przebłyskiem kpiącego uśmiechu na ustach.
– Nie przyda się – wycedziłam. Chłopak zaśmiał się gardłowo i ruszył
w stronę drzwi.
– Ach, panie Nott! –
zawołała McGonagall, nim Ślizgon zdążył opuścić klasę.
Teodor odwrócił się.
– Tak?
– Proszę zaczekać na
korytarzu, chcę później zamienić z panem słowo.
– Oczywiście, pani
profesor – odparł i wyszedł z pomieszczenia.
Gdy nikogo prócz mnie
oraz McGonagall nie było już w sali, niechętnie podeszłam do biurka
nauczycielki. Ta splotła razem dłonie i ułożyła je na blacie.
– Hermiono, co się z
tobą dzieje? – spytała. Spuściłam głowę. – Od dłuższego czasu masz problemy z
transmutacją. Dajesz sobie radę jedynie z prostymi zaklęciami, o trudniejszych
nawet nie będę wspominać.
– Pani profesor… – zaczęłam
cicho. – Ja wiem, że panią zawiodłam… Sama nie mam wiem, co się ostatnio ze mną
dzieje. Proszę zauważyć, że teorię pojmuję, nie mam również problemu z esejami,
jednak zaklęcia…
Urwałam, niezdolna do
wyduszenia z siebie słowa. McGonagall westchnęła.
– Nie mogę cię za to
ukarać szlabanem ani nie mogę odebrać Gryffindorowi punktów, bo widzę, jak się
starasz – powiedziała, a ja uniosłam błyskawicznie głowę. Od razu zrobiło mi
się lżej na sercu. – Chcę jednak, abyś miała możliwość zdania owutemu z mojego
przedmiotu. Postanowiłam, że będziesz chodzić trzy razy w tygodniu na
korepetycje z transmutacji.
– Na korepetycje? –
zapytałam z niedowierzaniem. Co za upokorzenie… – Z panią?
– Och, nie, nie ze mną
– odparła. – Niestety moje obowiązki mi na to nie pozwalają. Korepetycje
będziesz mieć z najlepszym uczniem tego przedmiotu. O ile pan Nott się zgodzi.
Jeśli nie, będę musiała znaleźć kogoś innego, równie dobrego jak on.
Moje serce zabiło
szybciej. Korepetycje z nim? Z Teodorem Nottem? Czy to aby nie przesada?!
– Ale… – jęknęłam, lecz
McGonagall już podeszła do drzwi. Uchyliła je i usłyszałam jej zduszony głos:
– Panie Nott, mogę
pana prosić?
Weszła do klasy razem
z Teodorem, po czym zamknęła drzwi. Zobaczyłam przebłysk kpiącego uśmiechu na
jego ustach.
Wyjątkowo denerwujące.
McGonagall ponownie
siadła za biurkiem, a czarnowłosy stanął obok mnie.
– Panie Nott, mam do
pana pewną prośbę – zaczęła nauczycielka. – Zapewne zdaje pan sobie sprawę z
tego, że jest pan uczniem, który uzyskuje najlepsze wyniki z mojego przedmiotu
na pana roku, prawda?
Teodor uśmiechnął się,
po czym skłonił lekko głowę.
– Schlebia mi pani.
Miałam ochotę prychnąć
głośno na widok jego kurtuazyjnego zachowania.
Czyli aktor. Będę musiała na niego uważać.
– Umiejętności panny
Granger, co pan pewnie zauważył na dzisiejszej lekcji – ciągnęła, a ja
zarumieniłam się – obniżyły się i jestem zmuszona zapytać pana, czy zechciałby
pan udzielać jej korepetycji trzy razy w tygodniu? W poniedziałki, czwartki
oraz soboty. Oczywiście dni pozostają właściwie do ustalenia między wami, jednak
uważam, że te byłyby najodpowiedniejsze. Częstotliwość lekcji zmniejszyłaby się
lub zwiększyła w zależności od tego, czy wyniki panny Granger polepszyłyby się
albo pogorszyły. Więc? Zgadza się pan?
– Cóż… – Spojrzał na
mnie przelotnie. – Nie mam nic przeciwko. W końcu powinniśmy sobie nawzajem
pomagać.
– Pięć punktów dla
Slytherinu za taką postawę – powiedziała McGonagall, a na jej ustach pojawił
się zarys uśmiechu.
– Pytanie tylko – kontynuował
Teodor, jakby nauczycielka w ogóle się nie odezwała – czy Hermiona na pewno
chce, bym to ja był jej korepetytorem.
Zadrżałam
niezauważalnie. Po raz pierwszy jakiś Ślizgon powiedział do mnie po imieniu.
McGonagall spojrzała
na mnie natarczywie.
– Ja… Ja również nie
mam nic przeciwko – wydukałam szybko.
Mam coś, na Merlina ciężkiego! Ten prostak będzie się ze
mnie nabijać, z nim jest jeszcze gorzej niż z Malfoyem! Ja nie chcę!
– Doskonale. Proponuję
więc, by te dodatkowe lekcje odbywały się o dziewiętnastej tutaj, w tej sali.
Cisza nocna zaczyna się o dwudziestej drugiej, więc nie powinno być żadnego
problemu. Prosiłabym jeszcze, żebyście na moich lekcjach siadali razem. Pan
Nott mógłby czasem pomóc pannie Granger. – Spojrzała na nas, jakby czekając na
sprzeciw, jednak gdy żadne z nas się nie odezwało, rzekła: – To wszystko.
Możecie już iść.
Czym prędzej wyszłam w
sali, nie patrząc ani na Teodora, ani na McGonagall. Ruszyłam szybko korytarzem,
mimo że nie musiałam się spieszyć, gdyż po przerwie nie miałam żadnej lekcji.
– Ej, Granger!
Oho, to już nie „Hermiona”.
Zatrzymałam się,
odwracając. W moim kierunku szedł Teodor. Już po chwili stanął przede mną,
poprawiając sobie torbę na ramieniu.
– Nott, jeśli masz do
mnie jakąś sprawę, to załatwisz ją ze mną na korepetycjach, spieszę się –
powiedziałam beznamiętnie.
– To dotyczy
korepetycji, więc radzę mnie posłuchać. Nie będę tolerował żadnych jęków i
szlochów, że ci nie wychodzi. Nie zamierzam marnować czasu na pocieszanie
jakiejś biednej, nieumiejętnej Gryfonki, która radzi sobie jedynie z zaklęciami
na poziomie pierwszej klasy. Na korepetycjach masz mnie słuchać i wykonywać
moje polecenia, ponieważ to ja będę twoim nauczycielem, a ty moją uczennicą. I
nie życzę sobie, byś ciągle warczała. To jest denerwujące.
Z każdym kolejnym
słowem rumieniec gniewu na moich policzkach powiększał się.
– Po pierwsze, wcale
nie warczę – zaczęłam cedzić przez zęby. – Po drugie, nie jestem biedną,
nieumiejętną Gryfonką, za jaką mnie uważasz. Jestem silną i wyjątkowo umiejętną Gryfonką, a skoro tego do tej
pory nie zauważyłeś – przykro mi, ale niestety ci nie pomogę. Po trzecie,
dobrze, mogę słuchać twoich poleceń, ale jeśli sądzisz, że stawię się na każde
skinienie Wielkiego Teodora Notta, to się grubo mylisz. A po czwarte, skoro –
jak to ująłeś – jestem twoją uczennicą, chcę, byś zwracał się do mnie z
szacunkiem, a nie z chłodem i ironią. W dodatku ciągle zmieniają ci się
nastroje, więc miło by było, gdybyś się określił, nie sądzisz?
Zacisnęłam mocno zęby,
oddychając ciężko po tym słowotoku. Coraz bardziej wydawało mi się, że Teodor
jest nie różni się niczym od innych Ślizgonów. No ale przecież był wychowankiem
Domu Węża, więc czego mogłam się spodziewać?
Oj, Hermiono, nie powinnaś kierować się stereotypami.
Wpatrując się twardo w chłopaka oraz czekając
na to, co on odpowie, zastanawiałam się nad tą myślą. Może i Teodor był w
Slytherinie, może i kpił sobie ze mnie, może i mówił z wyjątkową złośliwością
oraz chłodem, jednak w gruncie rzeczy zachowywał się inaczej. Udawało mi się
dosłyszeć w jego głosie nutę rozbawienia. W oczach widziałam frajdę, ledwie
dostrzegalną, ale jednak była tam. Głęboko ukryta, jakby nie chciał pokazać
swoich uczuć.
– Zastanawiam się,
Granger, od kiedy zrobiłaś się tak wygadana – powiedział po dłuższej chwili. –
Właściwie zawsze taka byłaś, jednak ostatnio aż za bardzo.
– A co, sądzisz, że
będę milczeć, kiedy ty sobie kpisz? – prychnęłam. – Twoje niedoczekanie –
dodałam.
– Granger, naprawdę
zaczynam się niepokoić. I powtórzę swoje słowa – jesteś okropnie wojownicza. A
do tego ciągle prychasz i warczysz. Jak głodny Weasley.
No i się zirytowałam.
– Jak śmiesz mówić tak
o mnie i o Ronie?! – uniosłam się. – Ty… ty… ugh!
Odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam szybkim krokiem korytarzem.
Jeden – jeden, cholera
jasna.
Nie poszedł za mną, za
co dziękowałam mu w duchu. Jak najszybciej chciałam zobaczyć się z Harrym oraz
Ronem, i opowiedzieć im o postanowieniu McGonagall. Mimo tego, że byłam obrażona na tego drugiego. Postanowiłam
tym razem odpuścić. Oczywiście wiedziałam, że najprawdopodobniej zaczęliby się
ze mnie nabijać, zwłaszcza rudzielec, jednak byli moimi przyjaciółmi. Nie
chciałam mijać się z prawdą w stosunku do nich.
Gdy szłam korytarzem,
przeszła mi przez głowę myśl, że może powinnam jednak powiedzieć o wszystkim
Ginny. I o zachowaniu Teodora względem mnie, i o moich własnych spostrzeżeniach…
Ona, jako moja przyjaciółka, chyba miała prawo wiedzieć. Lepiej przyjęłaby to
do wiadomości. Po chwili doszłam jednak do wniosku, że od razu zaczęłaby robić
mi kazania na temat znajomości ze Ślizgonem. Postanowiłam nie mówić jej o mojej
opinii o Teodorze. Przynajmniej na razie. Wiedziałam, co by stwierdziła – że nie
warto się nim przejmować, że na pewno jestem dla niego tylko głupią szlamą, że
nienawidzi mnie jedynie za moje pochodzenie.
Jednak ona nie
wiedziała o jednym, bardzo istotnym szczególe, o którym wiedziałam ja.
Mimo kpin, mimo
ciągłych drwiących uwag, mimo spojrzeń pełnych wyższości rzucanych w moją
stronę, wszystko wskazywało na to, że Teodor jest inny od reszty Ślizgonów.
I właśnie wtedy, wraz
z tą przelotną myślą, moje palce mocniej zacisnęły się na pętli.
Empatia
No tak, największym upokorzeniem dla Hermiony jest źle wykonane zaklęcie, bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, nagłe pogorszenie się w nauce i korepetycje to trochę za proste, tak myślę. No, lecę dalej.
Probowalam spac - nie wyszlo. Powracam, jest 3. Najciekawszy epitet - niesmiertelny kok. Jestem zauroczona. W ostatnim rozdziale zafascynowaly mnie slowa na litere 'z'. Genialny styl, bezblednosc (lub moj spiacy mozg wylaczyl skaner). Winszuje.
OdpowiedzUsuńCzytam czytam i nie mg przestac ;*
OdpowiedzUsuńGinny
Kolejny, kolejny fajny rozdzialik.. Teo jest ślizgonem, Mionka gryfonką ;D teksty Notta mnie rozwalają, serioo! Hermiona Panna-Ja-Wiem-Wszystko Granger ma problem z nauką? O.o ulala!
OdpowiedzUsuńŚwietnie rozegrane, super ukazane emocje Hermiony. Może trochę przesadziłaś z tym "Ja chcę do mamy!", ale Dumbledore wzywający ją do gabinetu za usiłowanie morderstwa na gryzoniu... To jest bardzo podobne do lekko histerycznej momentami Hermiony. Bardzo podoba mi się to, że traktujesz te ich krótkie wymiany zdań jako rywalizację sportową, super to opisujesz :)
OdpowiedzUsuńE.
PS Bardzo zastanawia mnie fakt, że masz tak mało komentarzy pod pierwszymi wpisami. Toż to hańba dla czytelników!
Hermiona i korepetycje?! Nott korepetytorem?! Zapowiada sie ciekawie. :) nie mogę sie doczekać ich wspólnych lekcji ;D
OdpowiedzUsuńNa początku prychałam tak jak Granger za to, że skrytykowałaś Dramione, które kocham od dziecka haha :D
OdpowiedzUsuńAle po tym rozdziale mówię: "pieprzyć Draco, Nott to jest prze koleś" :D
Z reguły zawsze odgaduje co się wydarzy. Ok. Korepetycje domyśliłam się ze względu na tytuł rozdzialu. Ale mimo to ja naprawdę nie wiem co jak gdzie po co.
OdpowiedzUsuńWiem. Bez ladu. Ale pora o choroba robią swoje.