17 maja 2012

Rozdział 3. Oddech przerażenia


Weszłam do pokoju wspólnego. Od razu dostrzegłam Harry’ego oraz Rona siedzących przed kominkiem i grających w eksplodującego durnia. Uniosłam wysoko głowę, nawet nie zaszczycając tego drugiego spojrzeniem, po czym demonstracyjnie usiadłam w fotelu, mimo że wolne miejsce było na kanapie obok rudzielca. Okularnik uniósł głowę, lecz jego przyjaciel uparcie wpatrywał się w karty. Harry spojrzał najpierw na mnie, później na Rona, po czym westchnął i spytał:
– Czego chciała od ciebie McGonagall? Widziałem Notta czekającego pod salą, miał coś z tym wspólnego?
– Z pewnością – prychnął Ron, nim zdążyłam odpowiedzieć. – Przecież Hermiona uwielbia Ślizgonów.
No genialnie.
– Wcale ich nie uwielbiam, Ron – oświadczyłam ze złością, w końcu patrząc na rudzielca. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. Raz stwierdziłam, że to nie Nott wpadł na mnie, tylko ja na niego, i od razu się wściekasz, jakbym co najmniej zaprzyjaźniła się z Malfoyem!
– Jeszcze tego by brakowało! Ale to i tak możliwe, sądząc…
– Uspokójcie się!
Ron zamilkł, a ja spojrzałam błyskawicznie na Harry’ego, który patrzył raz na mnie, raz na swojego przyjaciela.
– Moglibyście przestać skakać sobie do gardeł? – syknął czarnowłosy. – W tej chwili oboje zachowujecie się jak Ślizgoni, w dodatku przecież podobno jesteście przyjaciółmi, tak? Tym razem odpuście, po dzisiejszej obronie mam wszystkiego dość. Jutro znowu możecie się kłócić, ale dzisiaj… zgoda, dobrze? Proszę.
Zmrużyłam oczy i przeniosłam wzrok na Rona. On także na mnie spojrzał. Gdy żadne z nas się nie odezwało, Harry zmarszczył brwi.
– No, już – popędził nas ze zniecierpliwieniem.
Nie miałam najmniejszego zamiaru podawać Ronowi ręki na zgodę. On jednak, po bardzo długiej chwili, wypuścił głośno powietrze i niechętnie wyciągnął dłoń w moją stronę.
Nie powiedział nawet głupiego „przepraszam”.
Mimo to z ociąganiem uścisnęłam mu rękę.
– No wreszcie – odetchnął Harry. – Widzicie, jakie to było proste? A teraz mów, o co chodziło, Hermiono.
Nie odpowiedziałam od razu.
– Będę mieć korepetycje – mruknęłam naburmuszona.
Ron aż wypuścił z dłoni kartę, która po chwili eksplodowała, osmalając mu palce, a Harry rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Ty? – wymamrotał zdumiony, poprawiając okulary na nosie.
– Tak, ja – potwierdziłam chłodno. – A jeśli któryś z was zacznie się śmiać, to…
I w tym momencie Ron ryknął ogłuszającym śmiechem, strasząc przy okazji kilku pierwszoroczniaków grających pod oknem w szachy czarodziejów. Figury zaczęły biegać z przerażeniem po szachownicach.
Poziom mojego zdenerwowania prawie osiągnął apogeum.
– Ty? – wydusił rudzielec z chichotem. – Wzorowa uczennica w każdym calu? Pilna, mądra i w ogóle? KOREPETYCJE?! Hermiono, nawet Crabbe i Goyle nie mają korepetycji z żadnego przedmiotu! Chociaż nie. Goyle chyba ma wyrównawcze z czytania.
– Tak, Ron, dobijaj mnie jeszcze – mruknęłam. – McGonagall chce, żebym miała korepetycje, bo…
– Czy ja dobrze słyszę? – w naszą stronę szła Ginny. – Hermiona Granger, najlepsza uczennica Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw, musi mieć korepetycje z transmutacji? Na gacie Merlina, świat się kończy!
Odgarnęłam włosy z czoła.
– Wiem, też nie jestem zadowolona – mruknęłam, wpatrując się w dywan. – I to z kim… Z Teodorem Nottem. Lepszego nauczyciela McGonagall nie mogła mi znaleźć. – Westchnęłam. – Będę musiała jakoś to znieść, chcę zdać owutema z transmutacji, sama McGonagall też bardzo tego pragnie, dlatego załatwiła mi te korepetycje. Muszę się przyłożyć. Najważniejsza jest koncentracja. Swoją drogą to dziwne, że tak nagle przestała mi iść transmutacja. Będę musiała poszukać czegoś na ten temat w bibliotece, może zdarzały się przypadki nagłego zaniku umiejętności w jakiejś dziedzinie magii… – Spojrzałam na przyjaciół. Spoglądali na mnie ze zdziwieniem. – Dlaczego tak na mnie patrzycie? – spytałam z niepokojem.
– Z Teodorem Nottem? – powtórzyła Ginny. Miło, że wszyscy tylko to wyłapali z całej mojej wypowiedzi. – Który to? Dlaczego akurat z nim?
– Ślizgon, szlaja się z Malfoyem – wtrącił Ron. – A z nim dlatego, że on jest najlepszy z transmutacji na całym naszym roczniku
– Ach, o to chodzi… – Ginny zmarszczyła brwi. – Los chyba sobie z ciebie zakpił, Hermiono. Nie dość, że ktoś jest od ciebie lepszy, to jeszcze tym kimś jest Ślizgon, w dodatku kumpel Malfoya.
– Jest z tobą coraz gorzej – zauważył Ron, dusząc się ze śmiechu. – Najpierw Harry, który bije cię na eliksirach, teraz Nott…
Zachichotał, a ja zmrużyłam oczy.
– Oceny nie świadczą o wiedzy czy umiejętnościach, a Harry dobrze o tym wie – odparłam z wyższością.
– Hermiono, nie zaczynaj znowu – zdenerwował się Ron. – Harry nie odda tego podręcznika, a ty niestety będziesz musiała się pogodzić z brakiem opinii najlepszej uczennicy w klasie Slughorna.
– Cóż, obaj jesteście nieuczciwi, z tym że Harry bardziej, ponieważ oszukuje nie tylko nauczycieli i uczniów, ale też samego siebie, nic nie wynosząc z lekcji, a jedynie wspierając się na Księciu.
– Tak, wiemy, co myślisz – wtrącił Potter – ale nie mam zamiaru oddać podręcznika. Za bardzo już mi się przydał.
Prychnęłam.
– Sądziłam, że jesteś uczciwszy. I rozsądniejszy. Zdajesz sobie sprawę, co będzie, jeśli ktoś niepowołany o tym się dowie?
– Ale się nie dowie. – Ron ponownie zaczął rozdawać karty. Spojrzał na mnie natarczywie. – No chyba że ktoś wygada.
– Nie zamierzam nikomu o tym mówić – prychnęłam. – To nie jest moja sprawa, więc nie będę tego rozpowiadać ani…
– No co ty nie powiesz – przerwał mi rudzielec. – To nie jest twoja sprawa, coś takiego…
Puściłam jego słowa mimo uszu.
– Ginny, a tak właściwie dlaczego ty nie jesteś na lekcjach? – spytał podejrzliwie rudzielec, zmieniając temat. – Nie powinnaś mieć teraz zielarstwa?
– Zgadłeś, powinnam.
– To dlaczego nie babrasz się teraz w ziemi?
– Bo nie jestem tobą? – Ron poczerwieniał na twarzy ze złości. – Dean ma teraz przerwę jak wy, więc obiecałam mu, że zerwę się z zielarstwa i… Ron, nie wiem, czy zauważyłeś, ale właśnie twoje karty wybuchły.
Ginny spojrzała na swojego brata jak na kompletnego idiotę, a ja uniosłam z politowaniem brwi na widok jego zdenerwowanej miny.
Och, Ron, twoja siostra robi to wszystko tylko po to, by Harry zwrócił na nią uwagę…
– Ginny, uważam, że nie powinnaś się tak zachowywać – stwierdziłam z powagą. – Rozumiem, Dean cię poprosił, jesteście razem, ale nie sądzę, żebyś musiała z tego powodu przestać przejmować się szkołą.
– Nie będziesz chodzić z Deanem! – krzyknął rudzielec, czerwieniąc się na twarzy. – On ma na ciebie zły wpływ!
– Nie możesz mi tego zakazać! – wykrzyknęła Ginny, zrywając się z poręczy fotela, a jej oczy zapłonęły. – Nie masz prawa! To MOJE życie, nie twoje! Mogę robić, co chcę!
– Jestem twoim bratem i mam prawo do wielu rzeczy, a jedną z nich jest zabronienie ci chodzenia z Deanem! – Ron również zerwał się z fotela.
– Ach, tak?!
– Ron… – zaczęłam, jednak chłopak przerwał mi, widząc jedynie swoją siostrę.
– Tak! Jak mama się o tym dowie…
Przez twarz Ginny przebiegł cień, jednak po chwili dziewczyna wykrzywiła usta w uśmiechu.
– Nie dowie się, bo jej nie powiesz, a jeśli powiesz, Fred i George dostaną kilka ciekawych informacji odnośnie TWOJEGO życia! I uważam tę rozmowę za zakończoną! A teraz żegnam was!
I wyszła z pokoju wspólnego zamaszystym krokiem, odrzucając do tyłu swoje długie włosy. Ron stał jeszcze przez kilka sekund w miejscu, zaciskając pięści, po czym kopnął fotel, na którym wcześniej siedział. Chwilę później sam rozłożył się na nim, tasując karty z wyjątkową gwałtownością.
– I kto tu się wtrąca w nie swoje sprawy… – powiedziałam z dezaprobatą. Harry dostał nagłego napadu kaszlu, a rudzielec spiorunował mnie spojrzeniem. Już otwierał usta, by coś odparować, lecz ja byłam szybsza: – Musisz z nią porozmawiać, Ron. Ginny nie może wszystkiego poświęcać dla Deana, w dodatku w tym roku czekają ją SUMy. Powinna przygotowywać się do nich, a nie…
Przerwał mi głośny odgłos kart uderzających w stół.
Tak, zaraz miał nastąpić wybuch. Długo na niego nie czekałam.
– Myślisz, że o tym nie wiem?! – uniósł się Ron. – W dodatku ten Dean… Nie podoba mi się on!
– To samo mówiłeś o Cornerze – zauważył Harry.
– Może dlatego, że Ginny jest moją siostrą i musi mieć kogoś porządnego, a nie takich…
Zaczął wymieniać, jacy to Dean i Michael są, a ja westchnęłam.
– Sama z nią porozmawiam – przerwałam Ronowi. – Ty nie przemówisz Ginny do rozsądku, bo zbyt szybko się denerwujesz, w dodatku nienawidzisz jej obecnego i byłego chłopaka, co tylko ją do ciebie zniechęca. A ty, Harry… Nie obraź się, ale nie masz daru przekonywania.
Potter wzruszył ramionami.
– Wiem, dlatego nawet nie zastanawiam się nad tym, co mógłbym jej powiedzieć.
– Wcale zbyt szybko się nie denerwuję! – obruszył się Ron.
Harry znowu dostał nagłego napadu kaszlu, a ja westchnęłam z politowaniem.
– Z pewnością, Ron.

***

Za piętnaście siódma wyszłam z pokoju wspólnego i udałam się w stronę sali transmutacji. W wieży Gryffindoru zostawiłam wściekłą Ginny oraz jeszcze wścieklejszego Rona. Chwilę przed moim wyjściem oboje rozpętali między sobą taką kłótnie, że aż sama się przestraszyłam. Mogli sobie coś zrobić, w dodatku inni też byli zagrożeni. W końcu jakoś udało mi się ich pogodzić, jednak pokój wspólny opuściłam z niepokojem co do obecnej sytuacji między nimi. W każdej chwili znowu mogli zacząć się kłócić. W sumie zostawał jeszcze Harry, miałam nadzieję, że w razie czego on zapanuje nad przyjacielem.
Do klasy transmutacji dotarłam po kilku minutach. Delikatnie uchyliłam drzwi pomieszczenia. Teodor już tam był. Stał oparty o ławkę, czytając książkę trzymaną w jednej ręce i drapiąc się po głowie różdżką ujętą w drugą dłoń.
Wyglądał komicznie z tym zamyślonym wyrazem twarzy oraz magicznym patykiem przy uchu.
Będąc obrażoną na niego za poprzednie wydarzenia na i po transmutacji, jedynie przeszłam przez salę, chrząkając cicho, by zwrócić na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie dopiero gdy siadałam na jednej z ławek. Mruknął:
– A, to ty - po czym ponownie skupił wzrok na książce.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. W ogóle się mną nie przejął.
Czyli miałam rację z nazwaniem go nadętym.
– Granger, znowu mi się przypatrujesz – powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od książki. Zrobił jakiś dziwny ruch różdżką w powietrzu, a ja otrząsnęłam się z zamyślenia.
– Wcale nie! – zaprzeczyłam. Nie odpowiedział. Zmarszczyłam brwi, kiedy znowu poruszył różdżką. – Co ty robisz?
Dopiero po chwili, krótszej niż wcześniej, zamknął książkę i spojrzał na mnie. Ruszył w moją stronę, a ja zsunęłam się z ławki.
– Zaczniemy od czegoś prostego – powiedział bez cienia kpiny w głosie, nie odpowiadając na pytanie. Chyba właśnie to polubiłam w nim najbardziej, oczywiście prócz oczu. Jeśli chodziło o naukę, Teodor stawał się kimś innym. Dało się wyczuć, że ma do niej szacunek, a transmutacja jest czymś, co go fascynuje.
Wyciągnął z kieszeni spodni pudełko zapałek. Wyjął z niego jedną i położył na ławce, na której wcześniej siedziałam.
– Przemień ją w szpilkę.
Zamrugałam szybko.
– Nott, nie przesadzajmy – prychnęłam, zakładając ręce na piersiach. Już samo to, że on był moim nauczycielem, wystarczająco upokarzało. Nie musiał dobijać mnie bardziej. – Nie mam aż takich zaległości.
– Nie? – Schował zapałki. – No to cię sprawdzimy, Granger.
Czułam, że nie pójdzie mi tak łatwo, jak bym chciała.

***



Skończyliśmy dopiero po pół godzinie. Zaklęcia z pierwszej i drugiej klasy miałam opanowane do perfekcji. Z trzecią poszło gorzej – nie wszystkie potrafiłam zastosować niewerbalnie. Z niektórymi z zaklęć z czwartego roku w ogóle nie mogłam sobie poradzić, o piątym nie wspominając. Zaś z tymi z obecnej klasy…
– Nie potrafisz nic – stwierdził Teodor dobitnie. – Kompletnie nic. – Oparł się o ławkę i potarł dłonią czoło. – Cholera, Granger, co ci się stało? Byłaś piekielnie dobra z transmutacji, nikt nie mógł ci dorównać, a teraz? Nie potrafisz nawet przemienić myszy polnej w domową bez wymówienia choćby głoski.
– Nie musisz mi tego mówić, wiem o tym. – Zarumieniłam się mocno. – Nie wiem, dlaczego tak nagle obniżyłam swój poziom. Mam nadzieję, że znajdę coś w bibliotece, może kiedyś był taki przypadek, ale… – Westchnęłam. – Możemy po prostu zacząć ćwiczyć?
Przez chwilę nic nie mówił, jedynie przypatrywał mi się.
– Możemy – odparł w końcu. Przetransmutował zapałkę w mysz. – Zmień kolor jej futra. Zaklęcie znasz. Tylko nie zrób krzywdy temu biednemu stworzeniu – dodał, a na jego ustach pojawił się zarys kpiącego uśmiechu.
Posłałam mu wściekle spojrzenie.
– Krzywdę mogę zrobić tobie.
– Granger, musisz mieć ciekawie w domu, skoro zrobiłaś się taka wojownicza w wakacje.
Zmrużyłam oczy.
­– Jestem ciekawa, ile razy jeszcze powtórzysz, że jestem wojownicza. Naprawdę poznałam już twoje zdanie na mój temat.
– Ciągle mnie zaskakujesz, Granger, o Pani Ciętych Ripost i Morderczego Wzroku.
­– Ja przynajmniej potrafię inteligentnie zripostować, bez prostactwa, które bez wątpienia dominuje u niektórych nadętych Ślizgonów.
– Granger, Granger. Naprawdę poznałem już twoje zdanie na mój temat. Powtarzasz się.
­– Ty także, Nott.
– Ja przynajmniej mam rację, ty niekoniecznie.
– Jesteś pewny? Och, zapomniałam, że ktoś tak nadęty jak ty nie potrafi dostrzec swoich wad.
­– Przeginasz, Granger – teraz już chyba naprawdę go zdenerwowałam. Na ustach Teodora nie widniał już jakikolwiek uśmiech, a oczy były lekko zmrużone.
Może i on sądził, że przeginam – ja uważałam nieco inaczej.
– Och, czyżbyś w końcu dostrzegł, kto ma rację? – spytałam, uśmiechając się kpiąco. – Nie przeginam, po prostu ty nie możesz przyjąć do wiadomości, że jesteś nadęty.
Uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy chłopak nagle zaczął iść w moją stronę z furią w oczach.
I właśnie wtedy miałam dokładnie takie samo zdanie jak on – przegięłam.
– Pamiętasz, co powiedziałem ci wtedy w bibliotece? – spytał, nadal zbliżając się do mnie. Zaczęłam cofać się, już nawet nie ukrywając strachu. – Mówiłem, żebyś uważała, bo inaczej może źle skończyć się dla ciebie takie podskakiwanie. Twoja podrygująca szopa drapie mnie w szyję, co jest wybitnie irytujące.
Poczułam za plecami ścianę. Teodor zatrzymał się pół metra ode mnie. Czułam się tak, jakby jego oczy wwiercały się w moją duszę.
Mimo to uniosłam wysoko głowę.
– Twoje groźby są bez pokrycia, Nott – odparłam. – Nic mi nie możesz zrobić. Nic.
– Och, to nie są groźby. Jedynie powiedziałem ci, jak bardzo twoja szczoteczka drapie mnie w szyję. Czy tutaj usłyszałaś groźbę?
Nie odpowiedziałam od razu. W końcu doszłam do wniosku, że przecież nie mogę dać się zastraszyć ani poniżyć komuś takiemu jak Nott.
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie rób z siebie większego kretyna – syknęłam.
Złapał mnie mocno za ramię, aż zabolało.
– Granger, ostatni raz…
– PUSZCZAJ MNIE!
Aż sama zdziwiłam się swoim zachowaniem. Nie spodziewałam się, że tak bardzo mogę wybuchnąć po tym, kiedy Teodor jedynie chwycił mnie za ramię.
Ale chwycił za mocno.
W dodatku wtedy bałam się go.
Wyraźnej furii w jego oczach.
Dosłyszalnego gniewu w głosie.
Niemalże namacalnej groźby w oddechu.
Jednak coś, co dopiero wtedy spadło na mnie jak grom z jasnego nieba i jednocześnie przelało czarę strachu, było to, że jego ojciec służył Voldemortowi. Chyba właśnie ta świadomość przerażała najbardziej. Tak, strach przerodził się w przerażenie, którego lodowaty oddech na moim karku spowodował, że przeszły mnie dreszcze.
I już wtedy wiedziałam, że nieprędko zaufam Teodorowi, a nasza współpraca nie będzie taka, jaka być powinna.
Niemal rozpaczliwie wyrwałam się z uścisku chłopaka, po czym odepchnęłam go mocno od siebie.
– Nigdy nie waż się mnie dotykać! – krzyknęłam i wybiegłam z sali.
Długo nie potrafiłam się zatrzymać, bojąc się, że Teodor za mną ruszy. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Przebiegłam jednak wystarczająco dużo, by dostać zadyszki, a gardło zaczęło piec.
Czułam w sobie mieszaninę gniewu oraz strachu i w sumie nie potrafiłam określić, czego jest więcej.
Byłam zła na Teodora. Naruszył moją przestrzeń, w dodatku w tak brutalny sposób.
Oparłam się o ścianę, oddychając głęboko. Przymknęłam oczy.
Byłam hipokrytką.
Sama przystawiłam mu różdżkę do gardła na transmutacji, więc on mógł chcieć po prostu się odegrać, no i nastraszyć mnie. Jednak na pewno nie przegięłam, Teodor też mnie drażnił. Po prostu trafiłam w czuły punkt, najwyraźniej chłopak nienawidził, kiedy mówiło się, że jest nadęty.
A ja nienawidziłam, kiedy ktoś ze mnie kpił.
Wdech…
Otworzyłam oczy.
…i wydech.
Poczułam wstyd za to, jak się zachowałam. Zareagowałam zbyt impulsywnie, zrobiłam to, nim pomyślałam. Bałam się kolejnego spotkania Teodora, czy na lekcji, czy na korytarzu. Jak miałam spojrzeć mu w oczy?
– Hermiono, ty gnomie z jaskini – mruknęłam do siebie.
Przez chwilę zastanawiałam się, jak to odkręcić, jednak w końcu doszłam do wniosku, że to Teodor zaczął i nie mam zamiaru go za nic przepraszać. To on mi groził, to on mi docinał.
W życiu go nie przeproszę, nie ma mowy.
Powoli ruszyłam do pokoju wspólnego, chcąc ostudzić emocje wśród chłodnych murów zamku.
I właśnie wtedy dotarło do mnie, że w oczy Teodora spojrzę o wiele szybciej, niż bym tego pragnęła.

***

Ta dziewczyna, jak żadna inna, doprowadzała go do furii.
Oddychał ciężko, wpatrując się gniewnie w drzwi, za którymi dopiero co znikła Gryfonka. Zastygły niczym posąg, zaciskał mocno pięści, byle tylko się opanować.
Przesadził. Zdecydowanie. Mógł nie być taki brutalny i agresywny! Nie chciał zrazić jej do siebie. Nie ją.
Po pierwsze, była najinteligentniejszą uczennicą, jaką kiedykolwiek widział. Posiadała ogromną wiedzę oraz świeże spojrzenie na niektóre rzeczy, co czyniło ją bez wątpienia wyjątkową i interesującą postacią. A on miał już dość rozmów z Draconem czy Blaise’em, które opierały się na pomstowaniu na Pottera lub Dumbledore’a. O Crabbie i Goyle’u nie wspominając. Podejrzewał u nich totalny zanik szarych komórek, o czym często wspominał Malfoyowi. Ten odpowiadał, że sam to zauważył, jednak niekiedy przydawali się, więc jakoś ich tolerował.
Po drugie, nie przypięła mu od razu łatki bezwzględnego i cechującego się wybitnie wrednym charakterem Ślizgona. Owszem, widział, jak przy ich pierwszym spotkaniu była do niego nastawiona – chyba tak właśnie na początku pomyślała – ale wiedział, że zrozumiała, iż on różni się od innych. Tak, może i miał w pewnym stopniu ślizgońskie usposobienie, jednak w końcu tiara przydzieliła go do Slytherinu. Nie mógł być miły, ciepły oraz kochany. Broń Merlinie.
Zresztą ona także święta nie była, co dla niego stanowiło trzeci powód, przez który nie chciał jej do siebie zrazić. Doskonale pamiętał, jak przystawiła mu różdżkę do gardła, jak potrafiła i nie bała się odgryźć. Lubił się z nią przekomarzać.
Ale tego, że bez przerwy nazywała go nadętym, nie mógł wybaczyć.
On przecież nie był nadęty. A przynajmniej nie w takim stopniu, by ciągle mu to wypominać. Nadęty był Blaise, który swoją drogą ostatnio coraz bardziej go irytował. Wszystko, co robił i mówił, sprawiało, że Teodor zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem przy narodzinach Zabiniego położna nie rzuciła nim o ścianę, bo na zwykłe upuszczenie to nie wyglądało.
Nie zgadzał się z jego poglądami. Bo czy pochwalanie morderstw mugolskich dzieci przez śmierciożerców faktycznie stanowiło coś godnego poparcia? Dla Teodora cała ta wojna była chora. Nie żeby sam stał za Dumbledore’em, jednak Voldemortowi nie chciał służyć. Czarnemu Panu wystarczała jedna różdżka z rodu Nottów.
Teodorowi wojna była obojętna. Ważne, by matce nic się nie stało. Ojca nienawidził z całego serca, więc mógł umrzeć za Voldemorta. Nie sprawiłoby mu to wielkiej różnicy.
Teodor nie miał również nic do mugolaków w szkole. Mimo całej nienawiści jego rodziny do szlam, on je tolerował.
Potter i Weasley to co innego. Wybraniec irytował go swoją nieporadnością, a rudzielec… W sumie tym, że się urodził. Za każdym razem, gdy go widział, miał ochotę zwrócić posiłek, który akurat zjadł.
Ogólnie rodzina Weasleyów była w porządku. Nawet Ginewra go nie denerwowała, czy bliźniacy, których żarty w gruncie rzeczy nawet go rozbawiały. Ronald jednak… Zmutowany gumochłon, jak to określił, gdy po raz pierwszy zobaczył owe stworzenie. Od razu skojarzyło mu się z Weasleyem.
Wziął głębszy oddech, by się uspokoić, po czym rozejrzał się szybko po sali. Jego spojrzenie padło na torbę leżącą na jednej z ławek. Z ciemnego materiału, dużą, jednak widać było, że znajdowały się w niej jedynie dwie, może trzy książki.
I wtedy Teodor Nott wzniósł oczy do nieba.
I wtedy Teodor Nott zaklął szpetnie, dokładnie tak jak go uczono.
I wtedy Teodor Nott zrozumiał, że to coś z szopą na głowie znowu tu przyjdzie.
  
***



Pobiegłam w stronę klasy transmutacji, z której dopiero co wypadłam. Bałam się, że Teodor zabierze moją torbę i będzie żądał czegoś w zamian, a przecież były w niej książki mające wrócić do biblioteki po skończonych korepetycjach. W dodatku nie lubiłam, kiedy ktoś robił coś z moimi rzeczami. Cokolwiek – dotykał, grzebał w nich.
Pod klasę dotarłam zdyszana, z roztrzepanymi włosami i obolałą głową, ponieważ gdy biegłam, zderzyłam się z jakąś dziewczyną, która akurat wychodziła zza rogu. Stuknęłyśmy się głowami, przez co zobaczyłam gwiazdki, a teraz czułam tępe pulsowanie.
Teodor już tam stał.
A sam jego widok wywołał u mnie kolejną falę złości.
Gdyby po prostu stał, na pewno nie poczułabym znowu gniewu. On jednak niedbale opierał się o ścianę, w wyciągniętej dłoni trzymając moją torbę.
Jakby czekał na mnie i wiedział, że po nią wrócę. Pewnie dlatego na jego ustach już widniał ten kpiący uśmiech, którego tak nienawidziłam.
– No proszę, kogo my tu mamy – odezwał się i zaśmiał cicho. – Wiedziałem, że przyjdziesz.
– Widzę – syknęłam, po czym podeszłam na niego. – Oddaj mi ją.
Już po chwili trzymałam swoją torbę i sprawdzałam, czy nic nie zginęło.
– Czyżbyś mi nie ufała? – spytał Teodor, widząc, co robię.
– Jesteś jedną z ostatnich osób, którym mogłabym zaufać – mruknęłam chłodno, nawet nie podnosząc głowy.
– Czuję się urażony. W dodatku mogłabyś podziękować, no chyba że duma ci nie pozwala.
– Podziękować? – prychnęłam, w końcu patrząc na niego. – Niby za co?
– Pomyślmy. Mogłem podarować twoją jakże cenną torbę Filchowi jako rzecz zaginioną, a dobrze wiesz, że on nie ma w zwyczaju takich rzeczy komukolwiek zwracać. O, albo zostawić na pastwę Irytka, który przed chwilą wleciał do tej sali i prawie wylał mi na głowę atrament. On z pewnością chętnie pobawiłby się twoimi skarbami.
Poczułam dreszcz na samą myśl o tym, co mógłby wyrabiać Irytek z książkami.
Spojrzałam na Teodora, mrużąc oczy.
– Och, dziękuję ci, zbawco mej torby, za to, że uratowałeś ją przed rozbieganymi dłońmi Irytka! To był cudowny wyczyn, kosztujący cię tak wielkiego poświęcenia, że zaraz padnę na kolana i zacznę bić ci pokłony. Wybacz mi me zlekceważenie twojej pomocy, dzięki wielkie!
– Lepiej, Granger, lepiej. Teraz powtórz, tylko bez ironii i faktycznie padnij na kolana.
Zaczerpnęłam głośniej powietrze z oburzenia.
– Jesteś bezczelny! Jak… jak…Ugh! Żegnam – warknęłam krótko, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru.
Nie cieszyłam się długo spokojem, ponieważ zaraz obok mnie pojawił się Teodor. Kompletnie zapomniałam, że on idzie w tę samą stronę, co ja, a dopiero później kieruje się schodami w dół, a ja na górę.
– Znowu ty? – warknęłam.
– Nie, Weasley. Zauważyłaś, że znowu warczysz? Nie możesz choć raz odezwać się do mnie normalnie, jak człowiek, a nie jak zwierzę?
– Odzywam się do ciebie jak człowiek i wcale nie warczę.
– Och, warczysz, warczysz, i dobrze o tym wiesz, tylko duma nie pozwala ci się do tego przyznać.
– Co ty masz z tą dumą?!
– O, a teraz krzyczysz. Coś nowego.
– Nott…
– Znowu robisz się czerwona.
– Nott!
– Wiesz, że jak się denerwujesz, to puszą ci się włosy? O, tutaj masz taki kędziorek odstający.
– NOTT!
– …Teraz się drzesz. W dodatku nadal mnie nie przeprosiłaś.
Aż przystanęłam ze zdziwienia.
– Niby za co powinnam cię przeprosić?
– Hm, pomyślmy… – Udał, że się zastanawia. – Ach, tak! Może za to, że ciągle nazywasz mnie nadętym? – warknął.
Zaśmiałam się kpiąco, ruszając dalej.
– Po co mam ukrywać prawdę i nie mówić tego? – zapytałam. – Naprawdę jesteś nadęty i dobrze o tym wiesz, tylko duma nie pozwala ci się do tego przyznać.
Tym razem to z jego gardła wydostał się ironiczny chichot.
– Nie potrafisz nic innego wymyślić i dlatego powtarzasz moje słowa?
– To dowodzi jedynie, że jesteś hipokrytą, ponieważ sam masz zbyt wielką dumę, a wypowiadasz się o mojej.
– Twoja przysłania ci szopę, więc to coś znaczy.
– Wolę mieć szopę aniżeli takie nie wiadomo co, jakie masz ty. Ni to włosy, ni to kurz.
Teodor zrobił oburzoną minę. Ha, znowu trafiłam.
– O, przepraszam. Moje włosy są ciemne, miękkie…
– …jak kurz.
– O Slytherinie. Twoje porównania są wzięte…
– Gryffindorze – wtrąciłam, nim zdążył użyć brzydkiego słowa.
– Co? – zdziwił się.
Musiałam bardzo się powstrzymywać, by nie zdradzić rozbawienia.
– Gryffindorze, jeśli już.
– No chyba nie.
– No chyba tak.
– Kłócę się z nią o założyciela domu. O Merlinie.
– O, tak jest najlepiej, bo wkroczyłeś na neutralny teren. W dodatku Merlin był jednym z najpotężniejszych magów w dziejach.
– Morgana była równie potężna. Owszem – zołza, jak ty, jednak piekielnie zdolna… jak nie ty.
– Nie jestem zołzą!
– Czyżby?
Zatrzymałam się, gdy znaleźliśmy się na schodach.
– Masz coraz słabsze riposty, Granger – zakpił Teodor.
– Chyba lubisz moje nazwisko, co? – syknęłam.
– Nie, jest za długie.
– Dwie sylaby, też coś! – oburzyłam się. – Zresztą ładnie się je wymawia.
– Moje jest krótkie i treściwe. W dodatku łatwo zapamiętać.
– Nott… Idź już spać.
– Boję się, że przyśni mi się koszmar z tobą w roli głównej, więc nie.
– O, może w końcu dasz mi spokój, bo będziesz się mnie bać! – ucieszyłam się.
– Nie.
Prychnęłam.
– Dobranoc – mruknęłam, po czym odwróciłam się i zaczęłam iść schodami.
– Tylko się nie potknij! – krzyknął za mną. – Niezdaro – dodał ciszej, lecz i tak dotarło to do moich uszu.
– Słyszałam!
Odpowiedział mi chichot.
Ten chłopak, jak żaden inny, doprowadzał mnie do furii.

Empatia

7 komentarzy:

  1. "No chyba nie", wyciąć, wymazać, udam, że tego tutaj nie było!
    Nienawidzę tego "no chyba nie". Moja kuzynka, w twoim wieku (no, rok starsza) też zawsze mówi "no chyba nie" i, wybacz, źle mi się kojarzy. No, z takimi gimnazjalistami. Ale poza tym, jest super i bardzo żałuję, że muszę uciekać. Jak najszybciej przysiądę się do rozdziału 4!

    OdpowiedzUsuń
  2. 3:35 - mistrzostwo swiata. Przypominam maly ognisty plomyczek, ktory wlasnie padl na dywan i wlasnie wypala w nim dziure. Bombowo! Pytanie brzmi: bomba zostala odbezpieczona, czy tez wybuchla? Ide podpalic rozdzial 4.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ale strasznie irytujące są te klutnie za duzo i caly czas to samo ale ogolnie to mistrzostwo swiata :)
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać, że wkładasz w swój blog wielepracy. Przeczytałam kolejną notkę i nie wiek, jak to możliwe, że tak szybko skończyłam ^.^ dużo kłótni pomiędzy Złotą Trójcą, ale mi to nie przeszkadza, i tak nie lubię Rona ;p ide dalej, dalej, dalej *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! A sprzeczki miedzy Nottem i Hermiona sa mistrzowskie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej ja miałam nadzieje, że on jej coś zrobi :c
    Masochistka ze mnie? xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham te opowiadanie!
    Na łopatki rozłożył mnie fragment z położną. :D
    Jedne z najlepszych ,,przemyśleń" jakie czytałam. :)
    Pozdrawiam

    Nats.

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.