Weszłam do pokoju
wspólnego. Od razu dostrzegłam Harry’ego oraz Rona siedzących przed kominkiem i
grających w eksplodującego durnia. Uniosłam wysoko głowę, nawet nie
zaszczycając tego drugiego spojrzeniem, po czym demonstracyjnie usiadłam w
fotelu, mimo że wolne miejsce było na kanapie obok rudzielca. Okularnik uniósł
głowę, lecz jego przyjaciel uparcie wpatrywał się w karty. Harry spojrzał
najpierw na mnie, później na Rona, po czym westchnął i spytał:
– Czego chciała od
ciebie McGonagall? Widziałem Notta czekającego pod salą, miał coś z tym
wspólnego?
– Z pewnością –
prychnął Ron, nim zdążyłam odpowiedzieć. – Przecież Hermiona uwielbia
Ślizgonów.
No genialnie.
– Wcale ich nie
uwielbiam, Ron – oświadczyłam ze złością, w końcu patrząc na rudzielca. Nasze
spojrzenia spotkały się, a ja poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach. –
Nie rozumiem, o co ci chodzi. Raz stwierdziłam, że to nie Nott wpadł na mnie,
tylko ja na niego, i od razu się wściekasz, jakbym co najmniej zaprzyjaźniła
się z Malfoyem!
– Jeszcze tego by
brakowało! Ale to i tak możliwe, sądząc…
– Uspokójcie się!
Ron zamilkł, a ja
spojrzałam błyskawicznie na Harry’ego, który patrzył raz na mnie, raz na
swojego przyjaciela.
– Moglibyście przestać
skakać sobie do gardeł? – syknął czarnowłosy. – W tej chwili oboje zachowujecie
się jak Ślizgoni, w dodatku przecież podobno jesteście przyjaciółmi, tak? Tym
razem odpuście, po dzisiejszej obronie mam wszystkiego dość. Jutro znowu
możecie się kłócić, ale dzisiaj… zgoda, dobrze? Proszę.
Zmrużyłam oczy i
przeniosłam wzrok na Rona. On także na mnie spojrzał. Gdy żadne z nas się nie
odezwało, Harry zmarszczył brwi.
– No, już – popędził
nas ze zniecierpliwieniem.
Nie miałam
najmniejszego zamiaru podawać Ronowi ręki na zgodę. On jednak, po bardzo
długiej chwili, wypuścił głośno powietrze i niechętnie wyciągnął dłoń w moją
stronę.
Nie powiedział nawet
głupiego „przepraszam”.
Mimo to z ociąganiem
uścisnęłam mu rękę.
– No wreszcie –
odetchnął Harry. – Widzicie, jakie to było proste? A teraz mów, o co chodziło,
Hermiono.
Nie odpowiedziałam od
razu.
– Będę mieć
korepetycje – mruknęłam naburmuszona.
Ron aż wypuścił z
dłoni kartę, która po chwili eksplodowała, osmalając mu palce, a Harry
rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Ty? – wymamrotał zdumiony,
poprawiając okulary na nosie.
– Tak, ja – potwierdziłam
chłodno. – A jeśli któryś z was zacznie się śmiać, to…
I w tym momencie Ron
ryknął ogłuszającym śmiechem, strasząc przy okazji kilku pierwszoroczniaków
grających pod oknem w szachy czarodziejów. Figury zaczęły biegać z przerażeniem
po szachownicach.
Poziom mojego
zdenerwowania prawie osiągnął apogeum.
– Ty? – wydusił rudzielec
z chichotem. – Wzorowa uczennica w każdym calu? Pilna, mądra i w ogóle? KOREPETYCJE?!
Hermiono, nawet Crabbe i Goyle nie mają korepetycji z żadnego przedmiotu!
Chociaż nie. Goyle chyba ma wyrównawcze z czytania.
– Tak, Ron, dobijaj
mnie jeszcze – mruknęłam. – McGonagall chce, żebym miała korepetycje, bo…
– Czy ja dobrze
słyszę? – w naszą stronę szła Ginny. – Hermiona Granger, najlepsza uczennica
Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw, musi mieć korepetycje z transmutacji? Na
gacie Merlina, świat się kończy!
Odgarnęłam włosy z
czoła.
– Wiem, też nie jestem
zadowolona – mruknęłam, wpatrując się w dywan. – I to z kim… Z Teodorem Nottem.
Lepszego nauczyciela McGonagall nie mogła mi znaleźć. – Westchnęłam. – Będę
musiała jakoś to znieść, chcę zdać owutema z transmutacji, sama McGonagall też
bardzo tego pragnie, dlatego załatwiła mi te korepetycje. Muszę się przyłożyć.
Najważniejsza jest koncentracja. Swoją drogą to dziwne, że tak nagle przestała
mi iść transmutacja. Będę musiała poszukać czegoś na ten temat w bibliotece,
może zdarzały się przypadki nagłego zaniku umiejętności w jakiejś dziedzinie
magii… – Spojrzałam na przyjaciół. Spoglądali na mnie ze zdziwieniem. –
Dlaczego tak na mnie patrzycie? – spytałam z niepokojem.
– Z Teodorem Nottem? –
powtórzyła Ginny. Miło, że wszyscy tylko to wyłapali z całej mojej wypowiedzi.
– Który to? Dlaczego akurat z nim?
– Ślizgon, szlaja się
z Malfoyem – wtrącił Ron. – A z nim dlatego, że on jest najlepszy z
transmutacji na całym naszym roczniku
– Ach, o to chodzi… –
Ginny zmarszczyła brwi. – Los chyba sobie z ciebie zakpił, Hermiono. Nie dość,
że ktoś jest od ciebie lepszy, to jeszcze tym kimś jest Ślizgon, w dodatku
kumpel Malfoya.
– Jest z tobą coraz
gorzej – zauważył Ron, dusząc się ze śmiechu. – Najpierw Harry, który bije cię
na eliksirach, teraz Nott…
Zachichotał, a ja
zmrużyłam oczy.
– Oceny nie świadczą o
wiedzy czy umiejętnościach, a Harry dobrze o tym wie – odparłam z wyższością.
– Hermiono, nie
zaczynaj znowu – zdenerwował się Ron. – Harry nie odda tego podręcznika, a ty
niestety będziesz musiała się pogodzić z brakiem opinii najlepszej uczennicy w
klasie Slughorna.
– Cóż, obaj jesteście
nieuczciwi, z tym że Harry bardziej, ponieważ oszukuje nie tylko nauczycieli i
uczniów, ale też samego siebie, nic nie wynosząc z lekcji, a jedynie wspierając
się na Księciu.
– Tak, wiemy, co
myślisz – wtrącił Potter – ale nie mam zamiaru oddać podręcznika. Za bardzo już
mi się przydał.
Prychnęłam.
– Sądziłam, że jesteś
uczciwszy. I rozsądniejszy. Zdajesz sobie sprawę, co będzie, jeśli ktoś
niepowołany o tym się dowie?
– Ale się nie dowie. –
Ron ponownie zaczął rozdawać karty. Spojrzał na mnie natarczywie. – No chyba że
ktoś wygada.
– Nie zamierzam nikomu
o tym mówić – prychnęłam. – To nie jest moja sprawa, więc nie będę tego
rozpowiadać ani…
– No co ty nie powiesz
– przerwał mi rudzielec. – To nie jest twoja sprawa, coś takiego…
Puściłam jego słowa
mimo uszu.
– Ginny, a tak
właściwie dlaczego ty nie jesteś na lekcjach? – spytał podejrzliwie rudzielec, zmieniając
temat. – Nie powinnaś mieć teraz zielarstwa?
– Zgadłeś, powinnam.
– To dlaczego nie
babrasz się teraz w ziemi?
– Bo nie jestem tobą? –
Ron poczerwieniał na twarzy ze złości. – Dean ma teraz przerwę jak wy, więc
obiecałam mu, że zerwę się z zielarstwa i… Ron, nie wiem, czy zauważyłeś, ale
właśnie twoje karty wybuchły.
Ginny spojrzała na
swojego brata jak na kompletnego idiotę, a ja uniosłam z politowaniem brwi na
widok jego zdenerwowanej miny.
Och, Ron, twoja siostra robi to wszystko tylko po to, by
Harry zwrócił na nią uwagę…
– Ginny, uważam, że
nie powinnaś się tak zachowywać – stwierdziłam z powagą. – Rozumiem, Dean cię
poprosił, jesteście razem, ale nie sądzę, żebyś musiała z tego powodu przestać
przejmować się szkołą.
– Nie będziesz chodzić
z Deanem! – krzyknął rudzielec, czerwieniąc się na twarzy. – On ma na ciebie
zły wpływ!
– Nie możesz mi tego
zakazać! – wykrzyknęła Ginny, zrywając się z poręczy fotela, a jej oczy
zapłonęły. – Nie masz prawa! To MOJE życie, nie twoje! Mogę robić, co chcę!
– Jestem twoim bratem
i mam prawo do wielu rzeczy, a jedną z nich jest zabronienie ci chodzenia z
Deanem! – Ron również zerwał się z fotela.
– Ach, tak?!
– Ron… – zaczęłam,
jednak chłopak przerwał mi, widząc jedynie swoją siostrę.
– Tak! Jak mama się o
tym dowie…
Przez twarz Ginny
przebiegł cień, jednak po chwili dziewczyna wykrzywiła usta w uśmiechu.
– Nie dowie się, bo
jej nie powiesz, a jeśli powiesz, Fred i George dostaną kilka ciekawych
informacji odnośnie TWOJEGO życia! I uważam tę rozmowę za zakończoną! A teraz
żegnam was!
I wyszła z pokoju
wspólnego zamaszystym krokiem, odrzucając do tyłu swoje długie włosy. Ron stał
jeszcze przez kilka sekund w miejscu, zaciskając pięści, po czym kopnął fotel,
na którym wcześniej siedział. Chwilę później sam rozłożył się na nim, tasując
karty z wyjątkową gwałtownością.
– I kto tu się wtrąca w
nie swoje sprawy… – powiedziałam z dezaprobatą. Harry dostał nagłego napadu
kaszlu, a rudzielec spiorunował mnie spojrzeniem. Już otwierał usta, by coś
odparować, lecz ja byłam szybsza: – Musisz z nią porozmawiać, Ron. Ginny nie
może wszystkiego poświęcać dla Deana, w dodatku w tym roku czekają ją SUMy.
Powinna przygotowywać się do nich, a nie…
Przerwał mi głośny odgłos
kart uderzających w stół.
Tak, zaraz miał
nastąpić wybuch. Długo na niego nie czekałam.
– Myślisz, że o tym
nie wiem?! – uniósł się Ron. – W dodatku ten Dean… Nie podoba mi się on!
– To samo mówiłeś o
Cornerze – zauważył Harry.
– Może dlatego, że
Ginny jest moją siostrą i musi mieć kogoś porządnego, a nie takich…
Zaczął wymieniać, jacy
to Dean i Michael są, a ja westchnęłam.
– Sama z nią
porozmawiam – przerwałam Ronowi. – Ty nie przemówisz Ginny do rozsądku, bo zbyt
szybko się denerwujesz, w dodatku nienawidzisz jej obecnego i byłego chłopaka,
co tylko ją do ciebie zniechęca. A ty, Harry… Nie obraź się, ale nie masz daru
przekonywania.
Potter wzruszył
ramionami.
– Wiem, dlatego nawet
nie zastanawiam się nad tym, co mógłbym jej powiedzieć.
– Wcale zbyt szybko
się nie denerwuję! – obruszył się Ron.
Harry znowu dostał
nagłego napadu kaszlu, a ja westchnęłam z politowaniem.
– Z pewnością, Ron.
***
Za piętnaście siódma
wyszłam z pokoju wspólnego i udałam się w stronę sali transmutacji. W wieży
Gryffindoru zostawiłam wściekłą Ginny oraz jeszcze wścieklejszego Rona. Chwilę
przed moim wyjściem oboje rozpętali między sobą taką kłótnie, że aż sama się
przestraszyłam. Mogli sobie coś zrobić, w dodatku inni też byli zagrożeni. W
końcu jakoś udało mi się ich pogodzić, jednak pokój wspólny opuściłam z
niepokojem co do obecnej sytuacji między nimi. W każdej chwili znowu mogli
zacząć się kłócić. W sumie zostawał jeszcze Harry, miałam nadzieję, że w razie
czego on zapanuje nad przyjacielem.
Do klasy transmutacji
dotarłam po kilku minutach. Delikatnie uchyliłam drzwi pomieszczenia. Teodor
już tam był. Stał oparty o ławkę, czytając książkę trzymaną w jednej ręce i
drapiąc się po głowie różdżką ujętą w drugą dłoń.
Wyglądał komicznie z
tym zamyślonym wyrazem twarzy oraz magicznym patykiem przy uchu.
Będąc obrażoną na
niego za poprzednie wydarzenia na i po transmutacji, jedynie przeszłam przez
salę, chrząkając cicho, by zwrócić na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie
dopiero gdy siadałam na jednej z ławek. Mruknął:
– A, to ty - po czym
ponownie skupił wzrok na książce.
Rozszerzyłam oczy ze
zdziwienia. W ogóle się mną nie przejął.
Czyli miałam rację z
nazwaniem go nadętym.
– Granger, znowu mi
się przypatrujesz – powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od książki.
Zrobił jakiś dziwny ruch różdżką w powietrzu, a ja otrząsnęłam się z
zamyślenia.
– Wcale nie! – zaprzeczyłam.
Nie odpowiedział. Zmarszczyłam brwi, kiedy znowu poruszył różdżką. – Co ty
robisz?
Dopiero po chwili,
krótszej niż wcześniej, zamknął książkę i spojrzał na mnie. Ruszył w moją
stronę, a ja zsunęłam się z ławki.
– Zaczniemy od czegoś
prostego – powiedział bez cienia kpiny w głosie, nie odpowiadając na pytanie.
Chyba właśnie to polubiłam w nim najbardziej, oczywiście prócz oczu. Jeśli
chodziło o naukę, Teodor stawał się kimś innym. Dało się wyczuć, że ma do niej
szacunek, a transmutacja jest czymś, co go fascynuje.
Wyciągnął z kieszeni
spodni pudełko zapałek. Wyjął z niego jedną i położył na ławce, na której
wcześniej siedziałam.
– Przemień ją w
szpilkę.
Zamrugałam szybko.
– Nott, nie
przesadzajmy – prychnęłam, zakładając ręce na piersiach. Już samo to, że on był
moim nauczycielem, wystarczająco upokarzało. Nie musiał dobijać mnie bardziej.
– Nie mam aż takich zaległości.
– Nie? – Schował
zapałki. – No to cię sprawdzimy, Granger.
Czułam, że nie pójdzie
mi tak łatwo, jak bym chciała.
***
Skończyliśmy dopiero
po pół godzinie. Zaklęcia z pierwszej i drugiej klasy miałam opanowane do
perfekcji. Z trzecią poszło gorzej – nie wszystkie potrafiłam zastosować
niewerbalnie. Z niektórymi z zaklęć z czwartego roku w ogóle nie mogłam sobie
poradzić, o piątym nie wspominając. Zaś z tymi z obecnej klasy…
– Nie potrafisz nic –
stwierdził Teodor dobitnie. – Kompletnie nic. – Oparł się o ławkę i potarł
dłonią czoło. – Cholera, Granger, co ci się stało? Byłaś piekielnie dobra z
transmutacji, nikt nie mógł ci dorównać, a teraz? Nie potrafisz nawet
przemienić myszy polnej w domową bez wymówienia choćby głoski.
– Nie musisz mi tego
mówić, wiem o tym. – Zarumieniłam się mocno. – Nie wiem, dlaczego tak nagle
obniżyłam swój poziom. Mam nadzieję, że znajdę coś w bibliotece, może kiedyś
był taki przypadek, ale… – Westchnęłam. – Możemy po prostu zacząć ćwiczyć?
Przez chwilę nic nie
mówił, jedynie przypatrywał mi się.
– Możemy – odparł w
końcu. Przetransmutował zapałkę w mysz. – Zmień kolor jej futra. Zaklęcie
znasz. Tylko nie zrób krzywdy temu biednemu stworzeniu – dodał, a na jego
ustach pojawił się zarys kpiącego uśmiechu.
Posłałam mu wściekle
spojrzenie.
– Krzywdę mogę zrobić
tobie.
– Granger, musisz mieć
ciekawie w domu, skoro zrobiłaś się taka wojownicza w wakacje.
Zmrużyłam oczy.
– Jestem ciekawa, ile
razy jeszcze powtórzysz, że jestem wojownicza. Naprawdę poznałam już twoje zdanie
na mój temat.
– Ciągle mnie
zaskakujesz, Granger, o Pani Ciętych Ripost i Morderczego Wzroku.
– Ja przynajmniej
potrafię inteligentnie zripostować, bez prostactwa,
które bez wątpienia dominuje u niektórych nadętych
Ślizgonów.
– Granger, Granger. Naprawdę poznałem już twoje zdanie na mój
temat. Powtarzasz się.
– Ty także, Nott.
– Ja przynajmniej mam
rację, ty niekoniecznie.
– Jesteś pewny? Och,
zapomniałam, że ktoś tak nadęty jak ty nie potrafi dostrzec swoich wad.
– Przeginasz, Granger
– teraz już chyba naprawdę go zdenerwowałam. Na ustach Teodora nie widniał już
jakikolwiek uśmiech, a oczy były lekko zmrużone.
Może i on sądził, że
przeginam – ja uważałam nieco inaczej.
– Och, czyżbyś w końcu
dostrzegł, kto ma rację? – spytałam, uśmiechając się kpiąco. – Nie przeginam,
po prostu ty nie możesz przyjąć do wiadomości, że jesteś nadęty.
Uśmiech zszedł mi z
twarzy, gdy chłopak nagle zaczął iść w moją stronę z furią w oczach.
I właśnie wtedy miałam
dokładnie takie samo zdanie jak on – przegięłam.
– Pamiętasz, co
powiedziałem ci wtedy w bibliotece? – spytał, nadal zbliżając się do mnie.
Zaczęłam cofać się, już nawet nie ukrywając strachu. – Mówiłem, żebyś uważała,
bo inaczej może źle skończyć się dla ciebie takie podskakiwanie. Twoja podrygująca
szopa drapie mnie w szyję, co jest wybitnie irytujące.
Poczułam za plecami
ścianę. Teodor zatrzymał się pół metra ode mnie. Czułam się tak, jakby jego
oczy wwiercały się w moją duszę.
Mimo to uniosłam
wysoko głowę.
– Twoje groźby są bez
pokrycia, Nott – odparłam. – Nic mi nie możesz zrobić. Nic.
– Och, to nie są
groźby. Jedynie powiedziałem ci, jak bardzo twoja szczoteczka drapie mnie w
szyję. Czy tutaj usłyszałaś groźbę?
Nie odpowiedziałam od
razu. W końcu doszłam do wniosku, że przecież nie mogę dać się zastraszyć ani
poniżyć komuś takiemu jak Nott.
– Dobrze wiesz, o co
mi chodzi. Nie rób z siebie większego kretyna – syknęłam.
Złapał mnie mocno za
ramię, aż zabolało.
– Granger, ostatni
raz…
– PUSZCZAJ MNIE!
Aż sama zdziwiłam się
swoim zachowaniem. Nie spodziewałam się, że tak bardzo mogę wybuchnąć po tym,
kiedy Teodor jedynie chwycił mnie za ramię.
Ale chwycił za mocno.
W dodatku wtedy bałam
się go.
Wyraźnej furii w jego
oczach.
Dosłyszalnego gniewu w
głosie.
Niemalże namacalnej
groźby w oddechu.
Jednak coś, co dopiero
wtedy spadło na mnie jak grom z jasnego nieba i jednocześnie przelało czarę strachu,
było to, że jego ojciec służył Voldemortowi. Chyba właśnie ta świadomość
przerażała najbardziej. Tak, strach przerodził się w przerażenie, którego lodowaty oddech na moim karku spowodował, że
przeszły mnie dreszcze.
I już wtedy
wiedziałam, że nieprędko zaufam Teodorowi, a nasza współpraca nie będzie taka,
jaka być powinna.
Niemal rozpaczliwie wyrwałam
się z uścisku chłopaka, po czym odepchnęłam go mocno od siebie.
– Nigdy nie waż się
mnie dotykać! – krzyknęłam i wybiegłam z sali.
Długo nie potrafiłam
się zatrzymać, bojąc się, że Teodor za mną ruszy. Na szczęście nic takiego się
nie wydarzyło. Przebiegłam jednak wystarczająco dużo, by dostać zadyszki, a gardło
zaczęło piec.
Czułam w sobie
mieszaninę gniewu oraz strachu i w sumie nie potrafiłam określić, czego jest
więcej.
Byłam zła na Teodora.
Naruszył moją przestrzeń, w dodatku w tak brutalny sposób.
Oparłam się o ścianę,
oddychając głęboko. Przymknęłam oczy.
Byłam hipokrytką.
Sama przystawiłam mu
różdżkę do gardła na transmutacji, więc on mógł chcieć po prostu się odegrać,
no i nastraszyć mnie. Jednak na pewno nie przegięłam, Teodor też mnie drażnił.
Po prostu trafiłam w czuły punkt, najwyraźniej chłopak nienawidził, kiedy
mówiło się, że jest nadęty.
A ja nienawidziłam,
kiedy ktoś ze mnie kpił.
Wdech…
Otworzyłam oczy.
…i wydech.
Poczułam wstyd za to,
jak się zachowałam. Zareagowałam zbyt impulsywnie, zrobiłam to, nim pomyślałam.
Bałam się kolejnego spotkania Teodora, czy na lekcji, czy na korytarzu. Jak
miałam spojrzeć mu w oczy?
– Hermiono, ty gnomie
z jaskini – mruknęłam do siebie.
Przez chwilę
zastanawiałam się, jak to odkręcić, jednak w końcu doszłam do wniosku, że to Teodor
zaczął i nie mam zamiaru go za nic przepraszać. To on mi groził, to on mi
docinał.
W życiu go nie przeproszę, nie ma mowy.
Powoli ruszyłam do
pokoju wspólnego, chcąc ostudzić emocje wśród chłodnych murów zamku.
I właśnie wtedy
dotarło do mnie, że w oczy Teodora spojrzę o wiele szybciej, niż bym tego
pragnęła.
***
Ta dziewczyna, jak
żadna inna, doprowadzała go do furii.
Oddychał ciężko,
wpatrując się gniewnie w drzwi, za którymi dopiero co znikła Gryfonka. Zastygły
niczym posąg, zaciskał mocno pięści, byle tylko się opanować.
Przesadził.
Zdecydowanie. Mógł nie być taki brutalny i agresywny! Nie chciał zrazić jej do
siebie. Nie ją.
Po pierwsze, była
najinteligentniejszą uczennicą, jaką kiedykolwiek widział. Posiadała ogromną
wiedzę oraz świeże spojrzenie na niektóre rzeczy, co czyniło ją bez wątpienia
wyjątkową i interesującą postacią. A on miał już dość rozmów z Draconem czy
Blaise’em, które opierały się na pomstowaniu na Pottera lub Dumbledore’a. O
Crabbie i Goyle’u nie wspominając. Podejrzewał u nich totalny zanik szarych
komórek, o czym często wspominał Malfoyowi. Ten odpowiadał, że sam to zauważył,
jednak niekiedy przydawali się, więc jakoś ich tolerował.
Po drugie, nie
przypięła mu od razu łatki bezwzględnego i cechującego się wybitnie wrednym
charakterem Ślizgona. Owszem, widział, jak przy ich pierwszym spotkaniu była do
niego nastawiona – chyba tak właśnie na początku pomyślała – ale wiedział, że
zrozumiała, iż on różni się od innych. Tak, może i miał w pewnym stopniu
ślizgońskie usposobienie, jednak w końcu tiara przydzieliła go do Slytherinu.
Nie mógł być miły, ciepły oraz kochany. Broń Merlinie.
Zresztą ona także
święta nie była, co dla niego stanowiło trzeci powód, przez który nie chciał
jej do siebie zrazić. Doskonale pamiętał, jak przystawiła mu różdżkę do gardła,
jak potrafiła i nie bała się odgryźć. Lubił się z nią przekomarzać.
Ale tego, że bez
przerwy nazywała go nadętym, nie mógł wybaczyć.
On przecież nie był
nadęty. A przynajmniej nie w takim stopniu, by ciągle mu to wypominać. Nadęty
był Blaise, który swoją drogą ostatnio coraz bardziej go irytował. Wszystko, co
robił i mówił, sprawiało, że Teodor zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem
przy narodzinach Zabiniego położna nie rzuciła nim o ścianę, bo na zwykłe
upuszczenie to nie wyglądało.
Nie zgadzał się z jego
poglądami. Bo czy pochwalanie morderstw mugolskich dzieci przez śmierciożerców
faktycznie stanowiło coś godnego poparcia? Dla Teodora cała ta wojna była
chora. Nie żeby sam stał za Dumbledore’em, jednak Voldemortowi nie chciał służyć.
Czarnemu Panu wystarczała jedna różdżka z rodu Nottów.
Teodorowi wojna była
obojętna. Ważne, by matce nic się nie stało. Ojca nienawidził z całego serca,
więc mógł umrzeć za Voldemorta. Nie sprawiłoby mu to wielkiej różnicy.
Teodor nie miał
również nic do mugolaków w szkole. Mimo całej nienawiści jego rodziny do szlam,
on je tolerował.
Potter i Weasley to co
innego. Wybraniec irytował go swoją nieporadnością, a rudzielec… W sumie tym,
że się urodził. Za każdym razem, gdy go widział, miał ochotę zwrócić posiłek,
który akurat zjadł.
Ogólnie rodzina
Weasleyów była w porządku. Nawet Ginewra go nie denerwowała, czy bliźniacy,
których żarty w gruncie rzeczy nawet go rozbawiały. Ronald jednak… Zmutowany
gumochłon, jak to określił, gdy po raz pierwszy zobaczył owe stworzenie. Od
razu skojarzyło mu się z Weasleyem.
Wziął głębszy oddech,
by się uspokoić, po czym rozejrzał się szybko po sali. Jego spojrzenie padło na
torbę leżącą na jednej z ławek. Z ciemnego materiału, dużą, jednak widać było,
że znajdowały się w niej jedynie dwie, może trzy książki.
I wtedy Teodor Nott
wzniósł oczy do nieba.
I wtedy Teodor Nott
zaklął szpetnie, dokładnie tak jak go uczono.
I wtedy Teodor Nott
zrozumiał, że to coś z szopą na głowie znowu tu przyjdzie.
***
Pobiegłam w stronę
klasy transmutacji, z której dopiero co wypadłam. Bałam się, że Teodor zabierze
moją torbę i będzie żądał czegoś w zamian, a przecież były w niej książki
mające wrócić do biblioteki po skończonych korepetycjach. W dodatku nie
lubiłam, kiedy ktoś robił coś z moimi rzeczami. Cokolwiek – dotykał, grzebał w
nich.
Pod klasę dotarłam
zdyszana, z roztrzepanymi włosami i obolałą głową, ponieważ gdy biegłam,
zderzyłam się z jakąś dziewczyną, która akurat wychodziła zza rogu. Stuknęłyśmy
się głowami, przez co zobaczyłam gwiazdki, a teraz czułam tępe pulsowanie.
Teodor już tam stał.
A sam jego widok
wywołał u mnie kolejną falę złości.
Gdyby po prostu stał,
na pewno nie poczułabym znowu gniewu. On jednak niedbale opierał się o ścianę,
w wyciągniętej dłoni trzymając moją torbę.
Jakby czekał na mnie i
wiedział, że po nią wrócę. Pewnie dlatego na jego ustach już widniał ten kpiący
uśmiech, którego tak nienawidziłam.
– No proszę, kogo my
tu mamy – odezwał się i zaśmiał cicho. – Wiedziałem, że przyjdziesz.
– Widzę – syknęłam, po
czym podeszłam na niego. – Oddaj mi ją.
Już po chwili
trzymałam swoją torbę i sprawdzałam, czy nic nie zginęło.
– Czyżbyś mi nie
ufała? – spytał Teodor, widząc, co robię.
– Jesteś jedną z
ostatnich osób, którym mogłabym zaufać – mruknęłam chłodno, nawet nie podnosząc
głowy.
– Czuję się urażony. W
dodatku mogłabyś podziękować, no chyba że duma ci nie pozwala.
– Podziękować? –
prychnęłam, w końcu patrząc na niego. – Niby za co?
– Pomyślmy. Mogłem
podarować twoją jakże cenną torbę Filchowi jako rzecz zaginioną, a dobrze
wiesz, że on nie ma w zwyczaju takich rzeczy komukolwiek zwracać. O, albo
zostawić na pastwę Irytka, który przed chwilą wleciał do tej sali i prawie
wylał mi na głowę atrament. On z pewnością chętnie pobawiłby się twoimi
skarbami.
Poczułam dreszcz na
samą myśl o tym, co mógłby wyrabiać Irytek z książkami.
Spojrzałam na Teodora,
mrużąc oczy.
– Och, dziękuję ci,
zbawco mej torby, za to, że uratowałeś ją przed rozbieganymi dłońmi Irytka! To
był cudowny wyczyn, kosztujący cię tak wielkiego poświęcenia, że zaraz padnę na
kolana i zacznę bić ci pokłony. Wybacz mi me zlekceważenie twojej pomocy,
dzięki wielkie!
– Lepiej, Granger,
lepiej. Teraz powtórz, tylko bez ironii i faktycznie padnij na kolana.
Zaczerpnęłam głośniej
powietrze z oburzenia.
– Jesteś bezczelny! Jak…
jak…Ugh! Żegnam – warknęłam krótko, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę
pokoju wspólnego Gryffindoru.
Nie cieszyłam się
długo spokojem, ponieważ zaraz obok mnie pojawił się Teodor. Kompletnie
zapomniałam, że on idzie w tę samą stronę, co ja, a dopiero później kieruje się
schodami w dół, a ja na górę.
– Znowu ty? –
warknęłam.
– Nie, Weasley.
Zauważyłaś, że znowu warczysz? Nie możesz choć raz odezwać się do mnie normalnie,
jak człowiek, a nie jak zwierzę?
– Odzywam się do
ciebie jak człowiek i wcale nie warczę.
– Och, warczysz,
warczysz, i dobrze o tym wiesz, tylko duma nie pozwala ci się do tego przyznać.
– Co ty masz z tą
dumą?!
– O, a teraz
krzyczysz. Coś nowego.
– Nott…
– Znowu robisz się
czerwona.
– Nott!
– Wiesz, że jak się
denerwujesz, to puszą ci się włosy? O, tutaj masz taki kędziorek odstający.
– NOTT!
– …Teraz się drzesz. W
dodatku nadal mnie nie przeprosiłaś.
Aż przystanęłam ze
zdziwienia.
– Niby za co powinnam
cię przeprosić?
– Hm, pomyślmy… – Udał,
że się zastanawia. – Ach, tak! Może za to, że ciągle nazywasz mnie nadętym? –
warknął.
Zaśmiałam się kpiąco,
ruszając dalej.
– Po co mam ukrywać
prawdę i nie mówić tego? – zapytałam. – Naprawdę
jesteś nadęty i dobrze o tym wiesz, tylko duma nie pozwala ci się do tego
przyznać.
Tym razem to z jego
gardła wydostał się ironiczny chichot.
– Nie potrafisz nic
innego wymyślić i dlatego powtarzasz moje słowa?
– To dowodzi jedynie,
że jesteś hipokrytą, ponieważ sam masz zbyt wielką dumę, a wypowiadasz się o
mojej.
– Twoja przysłania ci
szopę, więc to coś znaczy.
– Wolę mieć szopę
aniżeli takie nie wiadomo co, jakie masz ty. Ni to włosy, ni to kurz.
Teodor zrobił oburzoną
minę. Ha, znowu trafiłam.
– O, przepraszam. Moje
włosy są ciemne, miękkie…
– …jak kurz.
– O Slytherinie. Twoje
porównania są wzięte…
– Gryffindorze –
wtrąciłam, nim zdążył użyć brzydkiego słowa.
– Co? – zdziwił się.
Musiałam bardzo się
powstrzymywać, by nie zdradzić rozbawienia.
– Gryffindorze, jeśli
już.
– No chyba nie.
– No chyba tak.
– Kłócę się z nią o
założyciela domu. O Merlinie.
– O, tak jest
najlepiej, bo wkroczyłeś na neutralny teren. W dodatku Merlin był jednym z
najpotężniejszych magów w dziejach.
– Morgana była równie
potężna. Owszem – zołza, jak ty, jednak piekielnie zdolna… jak nie ty.
– Nie jestem zołzą!
– Czyżby?
Zatrzymałam się, gdy
znaleźliśmy się na schodach.
– Masz coraz słabsze
riposty, Granger – zakpił Teodor.
– Chyba lubisz moje
nazwisko, co? – syknęłam.
– Nie, jest za długie.
– Dwie sylaby, też
coś! – oburzyłam się. – Zresztą ładnie się je wymawia.
– Moje jest krótkie i
treściwe. W dodatku łatwo zapamiętać.
– Nott… Idź już spać.
– Boję się, że przyśni
mi się koszmar z tobą w roli głównej, więc nie.
– O, może w końcu dasz
mi spokój, bo będziesz się mnie bać! – ucieszyłam się.
– Nie.
Prychnęłam.
– Dobranoc –
mruknęłam, po czym odwróciłam się i zaczęłam iść schodami.
– Tylko się nie
potknij! – krzyknął za mną. – Niezdaro – dodał ciszej, lecz i tak dotarło to do
moich uszu.
– Słyszałam!
Odpowiedział mi
chichot.
Ten chłopak, jak żaden
inny, doprowadzał mnie do furii.
Empatia
"No chyba nie", wyciąć, wymazać, udam, że tego tutaj nie było!
OdpowiedzUsuńNienawidzę tego "no chyba nie". Moja kuzynka, w twoim wieku (no, rok starsza) też zawsze mówi "no chyba nie" i, wybacz, źle mi się kojarzy. No, z takimi gimnazjalistami. Ale poza tym, jest super i bardzo żałuję, że muszę uciekać. Jak najszybciej przysiądę się do rozdziału 4!
3:35 - mistrzostwo swiata. Przypominam maly ognisty plomyczek, ktory wlasnie padl na dywan i wlasnie wypala w nim dziure. Bombowo! Pytanie brzmi: bomba zostala odbezpieczona, czy tez wybuchla? Ide podpalic rozdzial 4.
OdpowiedzUsuńSuper ale strasznie irytujące są te klutnie za duzo i caly czas to samo ale ogolnie to mistrzostwo swiata :)
OdpowiedzUsuńGinny
Widać, że wkładasz w swój blog wielepracy. Przeczytałam kolejną notkę i nie wiek, jak to możliwe, że tak szybko skończyłam ^.^ dużo kłótni pomiędzy Złotą Trójcą, ale mi to nie przeszkadza, i tak nie lubię Rona ;p ide dalej, dalej, dalej *.*
OdpowiedzUsuńSuper! A sprzeczki miedzy Nottem i Hermiona sa mistrzowskie!
OdpowiedzUsuńEj ja miałam nadzieje, że on jej coś zrobi :c
OdpowiedzUsuńMasochistka ze mnie? xD
Kocham te opowiadanie!
OdpowiedzUsuńNa łopatki rozłożył mnie fragment z położną. :D
Jedne z najlepszych ,,przemyśleń" jakie czytałam. :)
Pozdrawiam
Nats.