17 maja 2012

Rozdział 4. Synonim bólu

USPOKÓJCIE SIĘ!
Nie mogłam już wytrzymać coraz głośniejszych wrzasków Ginny oraz Rona. Od dobrych pięciu minut darli się na siebie i darli, a właściwie to moja przyjaciółka się darła, jej brat jedynie starał się ją przekrzyczeć, jednak marnie mu to wychodziło.
– Hermiono, cicho! – warknęła na mnie dziewczyna.
– Hermiono, nie wtrącaj się! – zwrócił się w moją stronę w tym samym momencie chłopak.
– Jak ty do niej mówisz?! Zamknij się! – ryknęli na siebie jednocześnie.
I tak w kółko. Harry stał między nimi, by tylko nie doszło do rękoczynów – różdżki zabrałam im już dawno. Teraz starałam się ich jedynie uspokoić, ponieważ wokół nas robiło się coraz większe zbiorowisko.
A o co poszło? Jakże mądry Ron poprzedniego dnia postanowił jednak powiedzieć pani Weasley o tym, co wyprawia Ginny – że się nie uczy, że opuszcza lekcje, że w ogóle nie przygotowuje się do SUM-ów. Oczywiście sama przypomniałam mu, kiedy zaczęły się jego powtórki do tegoż egzaminu, ale on jedynie wydarł się na mnie. Siedział później naburmuszony, dopóki nie przyszła ruda i nie zrobiła mu awantury. Pani Weasley wysłała jej bardzo dobitnego wyjca. Bardzo. Głos kobiety nadal dzwonił mi w uszach, dokładnie tak samo jak dzisiaj w Wielkiej Sali.
Zauważyłam łzy w oczach Ginny, a moje serce od razu ścisnęło się z żalu. Rudowłosa była o wiele twardsza ode mnie, więc skoro zbierało jej się na płacz, musiało ją to bardzo boleć.
Nienawidziłam widoku słonych kropel spływających po policzkach dziewczyny.
– Jak w ogóle śmiesz się wtrącać w moje życie?! – krzyknęła Ginny ochryple. – To, co robię, to moja sprawa! Ani nie twoja, ani tym bardziej mamy!
– Nie pozwolę, by moja siostra zachowywała się jak…jak jakaś Ślizgonka! – Ron niemal wypluł to słowo. Ostatnio Draco chyba obrał sobie za punkt honoru, by mój przyjaciel rzucił mu się do gardła przed Bożym Narodzeniem. Denerwował go w każdy możliwy sposób, a Ron szalał z wściekłości. – Idź sobie do Malfoya i reszty, proszę, stworzycie świetny zespół!
– Wiesz co?! – wrzasnęła w końcu Ginny, a ja wiedziałam, że jest na skraju. – Żałuję, że tam nie trafiłam! Żałuję, że mam taką rodzinę! Nienawidzę jej, a w szczególności ciebie! Dajcie mi wszyscy święty spokój!
Ginny wybiegła z pokoju wspólnego, już nie powstrzymując łez. Jęknęłam. To ona bardziej przeżyła całą kłótnię. A ja nie chciałam, by cierpiała. Poczułam nagłe współczucie, a na jej brata zwykłą złość.
On za to zaciskał mocno pięści. Widziałam, że jego kostki pobielały, a on sam robił się coraz bardziej czerwony na twarzy.
– Czy wy ją słyszeliście? – spytał z furią. – Słyszeliście, co powiedziała?
– Tak, Ron, słyszeliśmy – mruknął Harry. – Cały pokój wspólny słyszał. No, na co się gapicie? Koniec przedstawienia! – warknął do pozostałych Gryfonów. Na twarzach niektórych był strach, na innych zaskoczenie, najczęściej jednak widziałam rozbawienie.
Ugh. Jeszcze tego brakowało – prychnęłam w myślach. Prędko o tym nie zapomną.
Podczas gdy uczniowie powrócili do swoich zajęć, ja założyłam ręce na piersiach, mrużąc oczy.
– Naprawdę nie rozumiem cię, Ron – powiedziałam. – Jak możesz tak traktować własną siostrę?
Rudzielec spojrzał w furią w moją stronę.
– Może jeszcze pochwalasz jej zachowanie?!
– Nie krzycz na mnie, Ron! – zawołałam, powoli sama tracąc nad sobą panowanie. – Nie, nie pochwalam, ale ty też nie zachowujesz się jak wzór do naśladowania. Zamiast z nią porozmawiać, jak człowiek, od razu piszesz do waszej mamy, w dodatku mocno wszystko wyolbrzymiając oraz koloryzując. Niby od kiedy „Ginny zrobiła się agresywna oraz zwyczajnie chamska” i to jeszcze przez samo „h”? Rozumiem – jesteś jej bratem, chcesz dla niej jak najlepiej, ale czy przypadkiem nie czujesz po prostu zazdrości, że ona kogoś ma, a ty nadal nikogo sobie nie znalazłeś?
Te słowa wypłynęły z moich ust szybciej, niż zdążyłam je przeanalizować. Dopiero po sekundzie uświadomiłam sobie, że mam rację.
Ron był zazdrosny. Znalazłam jego kolejny słaby punkt.
Och, Ron. Tylko nie zmarnuj swojego najlepszego okresu w życiu.
Rudzielec zrobił się purpurowy na twarzy.
Oj, Hermiono. Zdecydowanie musisz zacząć panować nad językiem.
Kątem oka zauważyłam, że Gryfoni znowu zaczynają się nam przypatrywać. Coraz lepiej.
– Skąd wiesz, co czuję?! – krzyknął Ron. – Jesteś córką Trelawney czy jak?! Jasnowidzka jakaś?!
– Nie muszę być jasnowidzką, bo to widać! Prawda, Harry?
Czarnowłosy miał zakłopotaną minę.
– E… Cóż. E…
– Och, tak. Dobrze wiesz, że mam rację, ale nie powiesz tego, bo Ron to twój przyjaciel!
– Wcale nie! – zaprzeczył gwałtownie Harry. – Ron wcale nie jest o nic zazdrosny, po prostu zależy mu na Ginny i…
– Tak, z pewnością, bo Ron zawsze bardzo martwił się o Ginny – prychnęłam. – Ostatni przejaw troski pojawił się u niego, kiedy została porwana do Komnaty Tajemnic.
– Hermiono!
– Ty lepsza nie jesteś! – ryknął Ron. – Też nie miałaś chłopaka!
– Jesteś beznadziejny – stwierdziłam. On naprawdę nie wiedział o Wiktorze? – Nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
– Haha, czyli tutaj jest gnom pogrzebany! – zawołał Ron z triumfem. – Trafiłem w twój czuły punkt, więc wymigujesz się od dalszej kłótni!
– Nie, Ron. Po prostu nie będę rozmawiać z kimś, dla kogo najważniejszą rzeczą jest posiadanie dziewczyny oraz pogrążenie swojej siostry. Zachowujesz się jak kilkuletni dzieciak. – Rzuciłam w stronę chłopaka jego różdżkę. Złapał ją zręcznie w locie. – Masz. A ty, Harry, uważaj, żeby nic nikomu nie zrobił. Idę poszukać Ginny. Żegnam.
I ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju wspólnego.
– Ron, nie!
Odwróciłam się gwałtownie. Harry mocował się z rudzielcem, próbując wyrwać mu różdżkę, którą celował we mnie.
W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy.
Chciał rzucić na mnie urok. W dodatku kiedy byłam odwrócona do niego tyłem i nie mogłam się obronić. Miał zamiar zaatakować swoją przyjaciółkę.
Ukłucie. Kolejna szpilka wbiła się w moje serce, tym razem bardzo głęboko.
A rana na nim stawała się coraz większa.
Nie wiedziałam, czy ktokolwiek usłyszał to, co wtedy samo wyrwało się z mojego gardła przez rozchylone w zdziwieniu wargi:
– Ron, jak mogłeś…
Z pokoju wspólnego wybiegłam, krztusząc się łzami. Dokładnie tak jak Ginny.
Gdy przemierzałam kolejne korytarze, byle uciec daleko od niego, przez moją głowę przeleciała myśl, czy rudzielec na pewno nadal znaczy dla mnie tyle, co wcześniej.
No bo ile można być ranionym przez osobę, którą darzy się uczuciem silniejszym od zwykłej przyjaźni?

***

Nie mogłam nigdzie znaleźć Ginny. Podejrzewałam, że zaszyła się gdzieś, daleko od innych. Dawno nie widziałam jej w takim stanie. W oczach dziewczyny dostrzegłam, że jest z nią naprawdę źle, a to, co wykrzyczała Ronowi, jedynie mnie w tym utwierdziło.
W pewnym sensie rozumiałam Ginny. Też byłam niezależna. Nie lubiłam, gdy ktoś mi coś narzucał lub miał do mnie o coś pretensje. Nie pochwalałam jednak tego, co robiła. Sama poradziłam jej, by zaczęła cieszyć się życiem, by przestała myśleć wyłącznie o Harrym, skoro na razie Wybraniec jest dla niej niedostępny, i dała szansę innym chłopcom nią zainteresowanym, lecz nic nie wspominałam o przestaniu przejmowania się nauką. Zapłaciłaby za to zbyt dużą cenę. Wykształcenie bardzo liczyło się w czarodziejskim świecie, a wyniki SUM-ów traktowano tak samo poważnie jak owutemów.
Ginny już od dłuższego czasu wiedziała, co chce robić w życiu – coś związanego z quidditchem. I miała pewność, że cokolwiek by to nie było, jej umiejętności staną się najważniejsze. Ja uważałam trochę inaczej. Jeśli dziewczynie nie powiodłoby się właśnie w quidditchu, czy miałaby jakąś alternatywę?
Nie.
Ze słabymi wynikami po Hogwarcie żaden rozsądny czarodziej nie przyjąłby jej do siebie w jakiejkolwiek pracy. Owszem – mogłaby trafić na kogoś, kto nie patrzy na SUMY i owutemy, a na moc czy umiejętności magiczne, ale co z tego, jeśli nie ćwiczy, nie uczy się?
Zawsze pojawiało się jakieś „ale”. Ginny musiała przyjąć to do wiadomości.
Westchnęłam, opierając się o kamienną ścianę. Podejrzewałam, że moja przyjaciółka ukryła się na boisku do quidditcha. W chwilach stresu bardzo często właśnie tam się wyładowywała, odprężała. Dla mnie takim miejscem był biblioteka.
Otarłam łzy, które po raz kolejny stanęły mi w oczach.
Dlaczego musiałam zakochać się w Ronie? Dlaczego w ogóle musiałam się zakochać? Przez Gryfona słowo „zakochanie” zaczęło kojarzyć mi się jedynie z bólem i ranieniem, z niczym więcej. Wcześniej miłość postrzegałam jako coś wspaniałego. Niesamowitego, niekiedy nie do końca wytłumaczalnego, rządzącego się własnymi prawami.
Stało się to dla mnie wyłącznie złudzeniem.
I chyba właśnie wtedy, w zimnym korytarzu, w pełni zrozumiałam, że miłość nie zawsze jest szczęśliwa. Właśnie wtedy przestraszyłam się jej. Przestraszyłam się, jakie jeszcze mogą być efekty mojego uczucia skierowanego do Rona.
Poczułam strach przed czymś, co od tamtej pory miało dla mnie być jedynie synonimem bólu.
Spojrzałam na zegarek. Kilka minut po wpół do siódmej. Nie chciałam wracać do pokoju wspólnego. Na pewno nadal był tam on, a ja bałam się spojrzeć mu w oczy. Postanowiłam po prostu skierować się do sali transmutacji i poczekać tam na Teodora. Odepchnęłam się od ściany, po czym ruszyłam korytarzem.
Ślizgon od poprzednich korepetycji denerwował mnie coraz bardziej. Ja jego zresztą też, ponieważ nie miałam zamiaru milczeć, podczas gdy on kpił sobie z mojej osoby.
Nie mogłam jednak nie zauważyć tej niemalże niezauważalnej nici porozumienia, którą zawiązaliśmy. Lecz i tak nie zmieniało to faktu, że bałam się Teodora.
Był synem śmierciożercy.
Śmierciożercy, który tak wiernie służył Czarnemu Panu.
Śmierciożercy, który podczas walki w Ministerstwie Magii niemalże pozbawił mnie życia.
Tak, on też tam był. Po wszystkim miałam pewność, że złapano go, że został zesłany do Azkabanu.
Jednak nie.
Zdołał uciec przed aurorami, a mi jeszcze przez długi czas stawał przed oczami widok jego ust rozciągniętych w szyderczym uśmiechu.
Bałam się i Teodora, i jego ojca. Myśl o którymkolwiek z nich przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze na plecach. A sytuacja na ostatnich korepetycjach… Z jednej strony czułam strach, że faktycznie przegięłam i podpadłam Teodorowi, jednak z drugiej nie mogłam dawać się tak traktować. Pocieszałam się jedynie myślą o tym, iż w Hogwarcie jestem bezpieczna. W zamku nic złego nie mogło mi się stać.
Właśnie. Mnie nic. Mojej rodzinie tak.
Obawiałam się o życie mamy i taty. Byli niemalże bezbronni, a to, że ojciec wiele, wiele lat temu uczył się karate, nie dawało mu przewagi nad czarodziejami.
Westchnęłam i potarłam dłonią czoło.
Wszystko zdecydowanie za bardzo się komplikowało.
Nagle poczułam ból, a z moich ust wydostało się syknięcie. Wychodząc zza rogu, zderzyłam się z kimś, tak jak kilka dni temu.
W dodatku z dokładnie tą samą osobą.
Okazała się nią być wysoka, smukła dziewczyna o jasnej cerze i blond włosach. Jej oczy miały błękitny kolor, a nos zgrabny kształt. Krukonka, jak wywnioskowałam z odznaki na piersi dziewczyny, była naprawdę bardzo ładna, o ile nie po prostu piękna.
– O Merlinie, przepraszam! – odezwała się pierwsza. Poprzednim razem to ja zaczęłam, nawet nie dając jej odpowiedzieć, bo od razu się oddaliłam, chcąc jak najszybciej odebrać swoją torbę.
Odsunęłam się o krok.
– Nic się nie stało – mruknęłam. – To ja się zagapiłam.
– Na pewno wszystko w porządku? – upewniła się. Zmarszczyła brwi. – Hej, czy przypadkiem niedawno też się nie stuknęłyśmy?
– Stuknęłyśmy się – przyznałam. – No, więc…
– Jestem Ivy – przerwała mi, wyciągając w moją stronę dłoń. Niepewnie uścisnęłam ją.
– Hermiona.
Przyjrzała się mi dokładnie.
– Płakałaś? – spytała podejrzliwie.
Skarciłam się w duchu.
Oj, Hermiono. Jak już masz płakać, to przynajmniej później wyglądaj naturalnie!
– Nie – skłamałam. – Oczy mi ostatnio łzawią.
– Chłopak?
Zbiła mnie tym lekko z tropu. Poczułam się urażona takimi podejrzeniami, a jednocześnie zaniepokojona. No bo skąd mogła wiedzieć?
– Naprawdę nie płakałam – odparłam stanowczo.
Uśmiechnęła się lekko.
– Jasne. Gdzie idziesz? Mogę cię odprowadzić, a ty opowiesz mi o tym kretynie, który cię zranił.
– Nikt mnie nie zranił – odpowiedziałam cierpko.
– Przecież widzę.
– Ale…
– Umiem to rozpoznać – znowu mi przerwała, jednak nie gwałtownie. Z lekkim uśmiechem, a w jej głosie słyszałam zrozumienie i pewnego rodzaju pobłażliwość. – No, opowiadaj.
Czułam się naprawdę dziwnie. Dopiero co poznałyśmy się z tą dziewczyną, a ona już zachowywała się tak, jakbyśmy od dawna były przyjaciółkami. I jakoś nie miałam jej za złe takiego naciskania, chcąc dowiedzieć się prawdy.
W dodatku odczuwałam dziwną chęć wyżalenia się jej, choć powtarzałam sobie, że nie powinnam powierzać dziewczynie swych sekretów. Od Ivy jednak biła otwartość. I jeszcze to przyjacielskie nastawienie… Miała w sobie coś takiego, co sprawiło, że od razu w niewielkim stopniu zdobyła moje zaufanie.
Ruszyłyśmy korytarzem w stronę schodów. Dziewczyna czekała cierpliwie, aż pierwsza się odezwę. To stanowiło jej kolejną zaletę.
– Mój przyjaciel chciał mnie przekląć, kiedy byłam odwrócona – wyznałam cicho po chwili. – W dodatku wcześniej pokłóciliśmy się, i to bardzo, możliwe, że ja przegięłam, jednak takie coś…
Westchnęłam, nie potrafiąc powiedzieć nic więcej.
Na początku sądziłam, iż Ivy powie, że jest jej przykro i zamilknie, skoro żaden chłopak nie złamał mi serca, nie wyzwał, skoro w sumie nie zdarzyło się nic aż tak wielkiego, jak zapewne podejrzewała.
Ale ona zachowała się inaczej.
– Dupek – skwitowała bez zahamowań. Spojrzałam na nią szybko. Marszczyła z gniewu brwi. – Nie rozumiem, dlaczego niektórzy faceci są takimi idiotami, by rzucać na dziewczęta jakieś uroki. Dobrze, mogę zgodzić się z tym, że czasami IM należy się porządna Drętwota. Mój przyjaciel niekiedy zasługuje na zwykłą Avadę, bo nie warto cackać się z nim przy pomocy tak słabego zaklęcia. Jednak żeby atakować przedstawicielkę płci pięknej? Ugh, świat schodzi na trolle. Faceci zachowują się coraz gorzej. I to jeszcze twój przyjaciel! Naprawdę tego nie rozumiem. O co w ogóle poszło?
Odrobinę zdezorientowana po tak nagłym wybuchu dziewczyny, dopiero po chwili się otrząsnęłam.
– Długo by opowiadać.
Ivy prychnęła.
– Wiesz, nie sądziłam, że Weasley może się tak zachować wobec ciebie – stwierdziła. Uniosłam brwi.
– Skąd wiesz, że to był Ron? – spytałam.
Zaśmiała się gorzko.
– Przyjaźnisz się z Weasleyem i Harrym, a nie sądzę, by Harry był aż tak cofnięty w rozwoju. Nie wygląda na takiego, u którego szacunku do dziewcząt brak. Weasley już prędzej.
Dotarłyśmy do schodów. Zaczęłyśmy powoli schodzić w dół.
– Ron nie jest cofnięty w rozwoju – zaprzeczyłam gwałtownie.
– Jak to nie? A co ci chciał zrobić, hm?
– Owszem, Ron jest nieco porywczy – odparłam spokojnie – ale nie cofnął się w rozwoju. W dodatku mimo wszystko przyjaźnię się z nim i nie mów tak – dodałam chłodno.
– Przepraszam, ale wstrząsnęło mną to, co chciał zrobić, mówiąc krótko. W dodatku przez niego płakałaś… Czy na pewno tak wygląda przyjaźń?
Westchnęłam, nie odpowiadając. Weszłyśmy w korytarz wiodący do klasy transmutacji.
Tak wygląda nieszczęśliwe zakochanie.
– W sumie gdzie my idziemy? – spytała po chwili Ivy.
Parsknęłam śmiechem.
– Do klasy transmutacji – odparłam.
– Korki?
Speszyłam się, czując, że moje policzki nabierają różowego odcienia. Ivy uśmiechnęła się łagodnie.
– Nie ma się czego wstydzić – odparła. – Mnie też się oberwało w pierwszym semestrze szóstej klasy, tyle że u samego Snape’a. Miałam braki w eliksirach, a przecież wybrano mnie do Czarodziejskiego Konkursu Eliksirów.
– Nie słyszałam o czymś takim – powiedziałam, marszcząc brwi.
– Nauczyciele to jeszcze ogłoszą. Międzynarodowy Instytut Edukacji Magicznej co roku organizuje Międzyszkolny Konkurs Magiczny. Polega on na tym… A zresztą – Ivy machnęła ręką – wytłumaczą wam i to pewnie już niedługo. Zazwyczaj jakoś teraz dyrektor otrzymuje listy od Instytutu z dokładnymi wytycznymi.
Zaczerpnęłam głośno powietrza. Od razu zapragnęłam wziąć udział w tym konkursie, niezależnie od tego, gdzie on miał się odbyć, jakie były zasady, co stanowiło nagrodę za wygraną. Musiałam wystartować bez względu na wszystko.
– Ilu uczniów może brać udział w tym konkursie? Na czym polega? Jakie są zasady? – zasypałam dziewczynę pytaniami.
Zaśmiała się.
– Potrzymam cię trochę w niepewności – odparła z rozbawieniem – dopóki nauczyciele wam tego nie powiedzą.
Prychnęłam.
– To śmieszne. Mogłabyś mi powiedzieć teraz, a nie bawić się w jakieś gierki!
Z jej gardła ponownie wydostał się chichot. Już w ciągu tych kilku minut zauważyłam, że Ivy bardzo dużo się śmieje.
– Mówiłam – chcę cię potrzymać w niepewności. Zresztą już dochodzimy – dodała, wskazując głową drzwi klasy transmutacji, które ukazały się na końcu korytarza, oświetlane blaskiem pochodni.
– Ale… – jęknęłam, jednak blondynka przerwała mi ze śmiechem.
– Wszystko wam powiedzą, spokojnie.
Odezwałam się znowu dopiero gdy doszłyśmy do sali, gdzie miały odbyć się moje korepetycje. Odwróciłam się w stronę dziewczyny. Pochodnia obok drzwi rzucała na jej twarz cień, przez co Krukonka wyglądała jeszcze ładniej.
– Dziękuję za odprowadzenie – rzuciłam.
Ivy uśmiechnęła się lekko.
– Nie ma za co. Idź już, bo McGonagall się wkurzy.
Zmieszałam się.
– W sumie nie mam tych zajęć z McGonagall – mruknęłam.
Uniosła brwi.
– Nie? To z kim?
Zawahałam się. Nie chciałam, by Ivy pomyślała sobie nie wiadomo co, dlatego minęłam się trochę z prawdą.
– Z koleżanką – odparłam szybko. – Jest dobra z transmutacji, a McGonagall jako opiekunka naszego domu i tak ma dużo pracy, więc przydzieliła mi jedną z uczennic.
Ivy już otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, jednak wtedy drzwi za moimi plecami otworzyły się. Nie musiałam zgadywać, kto w nich stanął. Skrzywiłam się lekko, słysząc głos Teodora.
– No, jesteś, Granger – mruknął. – Wchodź, chcę mieć to z głowy, muszę jeszcze dokończyć wypracowanie dla Snape’a.
– Fajną masz koleżankę, Hermiono – zauważyła Ivy, lustrując Teodora z góry na dół. W końcu zatrzymała wzrok na jego twarzy i uśmiechnęła się. – Jestem Ivy.
Wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, a on po chwili z pewnym wahaniem ją uścisnął.
– Teodor. Granger, jaką znowu koleżankę? – warknął.
Westchnęłam.
– Jeszcze raz dzięki, Ivy – powiedziałam.
– Nie ma sprawy, Hermiono. No, to zostawiam was samych. – Uśmiechnęła się przebiegle. – Do jutra.
I odeszła szybkim krokiem. Odwróciłam się w stronę Teodora. Chłopak zmrużył oczy, wpatrując się we mnie groźnie.
– Nott, podobno się spieszysz, tak? – spytałam oschle, chcąc przejść obok niego. On jednak zablokował przejście ręką. Spojrzałam na niego ze złością.
– Coś ty znowu wymyśliła, Granger? O co jej chodziło?
– Nie odpuścisz, prawda? – warknęłam. – Weź tę rękę!
– Nie. Wytłumacz mi.
Westchnęłam ze zniecierpliwieniem.
– Strasznie się czepiasz mało istotnych rzeczy, wiesz? Tak powiedziała, nic ważnego – odparłam. – No przepuść mnie!
– Co jej nagadałaś?
– Nott, uparłeś się, żeby to ze mnie wyciągnąć? Powiedziałam, że mam korepetycje z koleżanką, żeby sobie czegoś nie pomyślała.
– Niby co mogła sobie pomyśleć? – prychnął.
– Nott, na miłość boską, uczepiłeś się jednego słowa i teraz będziesz mnie męczył do nocy, tak?
– Nie kuś.
– NOTT!
Zaśmiał się gardłowo i upuścił rękę.
– Nie marnowałbym na ciebie swojego cennego czasu, Granger.
– Swojego cennego czasu, jasne – prychnęłam.
Z uniesioną wysoko głową weszłam do klasy, nie czekając na reakcję Teodora.

***

Wparowałam do pokoju wspólnego zła i zmęczona. To pierwsze uczucie spotęgował jeszcze palący wzrok uczniów znajdujących się w pomieszczeniu.
Wiedziałam, że tak będzie.
Przez całą godzinę starałam się na każdy możliwy sposób zmienić coś w wyglądzie myszy domowej, jednak nie udało mi się w żadnym z przypadków. W dodatku Teodor śmiał się perfidnie ze mnie (choć zazwyczaj tego nie robił), zwłaszcza gdy w końcu tupnęłam nogą, założyłam ręce na piersiach i oświadczyłam, że nie będę więcej ćwiczyć.
Prychnęłam cicho na wspomnienie tamtej sytuacji. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie znajdowało się w nim wiele osób. Kilku drugoklasistów grało w szachy pod oknem, w dalekim kącie pokoju jakaś para splotła się w czułym uścisku, a gdzie indziej grupka dziewcząt odrabiała prace domowe. Za to w fotelu przed kominkiem, opierając brodę na kolanach, siedziała Ginny. Wzrok miała utkwiony w płomieniach.
Ruszyłam w jej stronę.
– Cześć, Ginny – rzuciłam, siadając na kanapie. Dziewczyna jedynie mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Westchnęłam. – Jak się czujesz?
Wzruszyła ramionami, w końcu odwracając na mnie wzrok. Miała zaczerwienione od płaczu oczy i policzki od łez.
– Normalnie – odparła cicho. – Jak mam się czuć? Ron ciągle włazi mi z butami w życie, mama jest na mnie wściekła, aha, i nie zapominajmy o moim chłopaku, który niestety nie nazywa się Harry Potter. – Westchnęła. – Trochę kiepsko, nie sądzisz?
– Ron już taki jest, nie zmienisz go – odrzekłam po chwili. – Zresztą nie tylko tobie ostatnio uprzykrza życie. Gdy wybiegłaś, chciał mnie przekląć, ponieważ wygarnęłam mu, dlaczego jest dla ciebie taki nieznośny.
Ginny uniosła brwi.
– A to…
Wracając – kontynuowałam, nie chcąc, by rudowłosa zaklęła. – Może musisz przekonać się do Deana? Przez tak długi czas czułaś się zafascynowana Harrym. W końcu Wybraniec, ale…
– Nie tylko dlatego zwróciłam na niego uwagę – przerwała mi Ginny. – Jest starszy, świetnie gra w quidditcha, odważny, sprytny, w dodatku przystojny…
Zmarszczyłam brwi.
– Gdyby się dłużej zastanowić, Dean jest taki sam. No, może nie grzeszy odwagą, jednak…
– Ale Dean to nie Harry. Harry jest jeden jedyny, ten… wyjątkowy.
Westchnęłam po raz kolejny.
– Pamiętasz, co kiedyś ci powiedziałam na ten temat? Nie sądzisz, że po tylu latach powinnaś już dać sobie z nim spokój? Zaczęłaś być sobą w jego towarzystwie, tak? To dobrze, bo poczułaś się swobodnie, a z Harrym doszłaś do porozumienia jako przyjaciółka.
– Ty myślisz, że to takie łatwe – burknęła Ginny. Później skrzywiła się i oparła czoło na swoich kolanach. – Dlaczego akurat on? – jęknęła.
Zerwałam się z kanapy i przytuliłam przyjaciółkę, głaszcząc po włosach.
– Ciesz się życiem – powiedziałam cicho, dokładnie tak samo jak w wakacje. – Znajdź kogoś, kto chociaż na chwilę przesłoni ci Harry’ego.
Nie odezwała się, ale uniosła głowę.
– Chyba… chyba znalazłam kogoś takiego.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Kucnęłam przed fotelem dziewczyny, a ta spuściła nogi na podłogę.
– Kogo? – spytałam.
Nie odpowiedziała. Zmarszczyłam brwi.
– Ginny?
– Hermiono… Zastanawiam się jedynie, czy każdy Ślizgon musi być… zły.
Uniosłam wysoko brwi, niczego nie rozumiejąc.
– O czym ty mówisz?
Nie odezwała się więcej. Po chwili jedynie wstała, wyminęła mnie i ruszyła w stronę dormitorium. Również wyprostowałam się.
– Ginny! – zawołałam za dziewczyną.
– Dobranoc, Hermiono! – odparła przez ramię, po czym zniknęła na schodach.
Jeszcze przez chwilę stałam w miejscu, lecz później znowu siadłam na kanapie.
Moja przyjaciółka zdziwiła mnie. Nie wiedziałam, o co jej chodziło, jednak coś mi mówiło, że być może też miała jakieś wątpliwości co do Ślizgonów. Czyżby w Slytherinie znajdował się jeszcze jakiś wyjątek? Lecz jeśli tak, to kto? Draco, Blaise, a może też miała na myśli Teodora? Chyba że odkryła drugą twarz Crabbe’a lub Goyle’a, co było w sumie możliwe. Zawsze interesowało mnie, jak ci dwaj się zachowują, gdy nie ma przy nich Dracona.
Spojrzałam w płomienie, jakby próbując odnaleźć w nich lek na moje zmartwienia oraz odpowiedź na dręczące pytania.

Empatia

6 komentarzy:

  1. Ron?! Dobra, on serio jest prymitywem, a jednocześnie prawdziwym gryfiaczkiem, nie wyobrażam go sobie w tej sytuacji...

    Wydaje mi się, że Ginni chodzi od Tedka ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tego bloga, świetny ♥ Masz dobry styl, naprawdę. Jak ja nienawidzę tego idioty Weasleya! Jak on może... Zawsze mi się wydawało, że nie zasługuje na Hermionę. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, dziękuję bardzo :)
      Czy ja wiem... Gdy teraz, po prawie roku patrzę na tę scenę, to tak zastanawiam się i myślę, czy przypadkiem nie przesadziłam, no ale cóż - trzeba iść dalej xD

      Usuń
  3. 4 - godzina. Piekny mamy poranek. Przez pierwsze chwile myslalam, ze Tedd to Ivy! o_O A co do reszty... Wiesz, ze Cie kocham?... I masz moze gasnice?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju kocham po prostu <3
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  5. Ron to świnia! Rzucić zaklęcie do odwróconej tyłem PRZYJACIÓŁKI?! Tchórz i ....!!! Ivy nowa postać, wydaje się sympatyczna. od tak radosna i pełna energii :D konkurs? coś mi się wydaję, że H ma nowy cel. Hahah, koleżanka Nott jest mega, mega, mega.. mówiłam już że mam sznur w pokoju? powoli wchodzę na stołek, bo nie mogę wysiedzieć! koniec ględzenia, idę daleeej!

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.