23 lipca 2012

Rozdział 11. Boisz się umarłych, Granger?

Następnego dnia pierwszą lekcją były eliksiry. Pod klasą profesora Slughorna nie zauważyłam Teodora, co wydało mi się dość dziwne, zważywszy na to, że zajęcia w lochach miały zacząć się za pięć minut.
Przeczesałam włosy palcami i oparłam się o ścianę.
Może tam poszedł?
Z wczorajszego patrolu wróciłam pełna niepokoju, a po mojej głowie krążyły niespokojne myśli. Gdy tylko wraz z Teodorem weszliśmy do ocalałej klasy w opuszczonej części zamku, prawie natychmiast ją opuściliśmy. Nie, nie przez istny chaos, który tam panował. Porozrzucane na wszystkie strony pergaminy, strzaskane krzesła czy przewrócone ławki też nie zrobiły na nas zbytniego wrażenia.
O wiele większe wywarły brunatne rozbryzgi na ścianach, potężna, ciemna plama na posadzce i leżące obok niej dwa sztylety, od ostrzy których odbijało się światło różdżek.

– Boisz się umarłych, Granger?
– Skąd wiesz, że ktoś tutaj zginął?
– Krew, sztylety… Ten ktoś mógł zostać mocno zraniony, jednak wydaje mi się, że tutaj stało się coś gorszego.
– Chodźmy stąd. Lepiej będzie przeszukać to miejsce za dnia.
– Też racja.

Nie mogłam powiedzieć, że tamta klasa mnie nie przeraziła. Och, przestraszyłam się, i to jak!
Ostatnio za dużo krwi wokół ciebie, Hermiono.
Teodor nie czuł tego, co ja. Nie mógł. Nie wiedział, co dzieje się ze mną na widok posoki, nawet jeśli były to jedynie jej zaschnięte, brunatne ślady. On nie przeżył spotkania z krwawymi zjawami.
A może tamtej nocy też na nie natrafił, co, Hermiono?
No dobra, o tym nie pomyślałam. Nie rozmawiałam z Teodorem o krwawych zjawach. W sumie po co? Już odsunęłam od siebie ten temat. Nie myślałam o nim, choć niekiedy nadal zastanawiałam się, czy mógł zrobić to faktycznie któryś z uczniów. Na lekcjach czy posiłkach wypatrywałam tego, kto przyglądał mi się dłużej niż powinien lub kogoś patrzącego na mnie z rozbawieniem, kpiną.
Niestety, pierwszą osobą był Roger, zaś drugą Teodor, a oni odpadali.
Chociaż w sumie… Krukon dziwnie znalazł się w pobliżu zaraz po ataku, z kolei Ślizgon po prostu był do tego zdolny. Miał motyw – mógł chcieć mi dopiec.
To, że nie wyglądał na takiego, który zrobiłby coś podobnego, nic nie znaczyło.
Tak czy siak, nie rozmawiałam z Teodorem o zjawach i jakoś nie planowałam odbyć z nim tej pogawędki. Niestety, nie miałam pojęcia, czy mój korepetytor przeżył to samo co ja, czy może zna kogoś zaatakowanego przez złe duchy oraz czy w ogóle cokolwiek o nich wie.
Koniec końców, po rzuceniu okiem na starą klasę ruszyliśmy z powrotem patrolować korytarze. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Głównie przeze mnie, byłam za bardzo zajęta myślami o tym wszystkim.

– Nott… A jeśli faktycznie tam ktoś umarł?
– Będziemy musieli dowiedzieć się kto i w jakich okolicznościach. A ta kula? Czym ona była, kto ją… Granger, czy ty mnie słuchasz?
– Porozmawiamy później, dzisiaj nie mam już na to siły.

W mojej głowie kłębiło się za dużo myśli. Nie potrafiłam złączyć ich w logiczną całość. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, wiedziałam jedynie, że Ślizgon ma rację – tam zdarzyło się coś gorszego od zranienia sztyletami.
No i wiesz też, że zaniepokojony Teodor Nott wygląda… uroczo.
Potrząsnęłam lekko głową, jakby chcąc rozgonić niechciane myśli o chłopaku. Brązowe loki musnęły moje policzki.
Nad czym ja się w ogóle zastanawiam?
Poczułam potężne dreszcze na plecach. Lochy zawsze budziły we mnie nieprzyjemne uczucia.
Może przez brak okien? Zawsze lubiłam przestrzenie, a nieobecność światła słonecznego wywoływała u mnie uczucie przytłoczenia, robiło mi się ciasno, duszno. Uwielbiałam przebywać w Wielkiej Sali – nie dość, że mnóstwo ludzi, to jeszcze tyle miejsca, tyle ogromnych okien!
Może przez wszechobecną wilgoć? No i jeszcze ten zapach… Specyficzny, drażniący nozdrza, wnikający w ubrania. Nie można było się go pozbyć, jedynie zaklęcie pomagało.
Może przez nie do końca przyjemne wspomnienia związane z tym miejscem? Taak, chyba o to w głównej mierze chodziło. Snape, Malfoy… Ślizgoni.
I wtedy po raz kolejny powróciła do mnie pewna myśl.
Teodor też jest Ślizgonem.
Chwilami po prostu o tym zapominałam. Zapominałam o tej różnicy między nami. Rozmowy albo nawet kłótnie sprawiały, że ta kwestia oddalała się od mojego umysłu. Nie traktowałam Teodora jak jednego z Gryfonów, ale jednocześnie nie jak Ślizgona.
Coraz częściej wokół mnie krążyła myśl, że chłopak w rzeczywistości jest inny od reszty wychowanków Domu Węża.
Po chwili zauważyłam Rona i Harry’ego wchodzących do lochów. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę, nie zaszczycając ich spojrzeniem. Kilka sekund wcześniej rudzielec śmiał się z czegoś. Mijając mnie, milczał.
Och, Ron. To bolało.
Jego też boli twoje ignorowanie.
Odrzuciłam tę myśl.
O co wy się w ogóle pokłóciliście. Pamiętasz jeszcze?
O co…? A, tak. Chciał rzucić na mnie urok. Za to się na niego obraziłam.
Och, Hermiono. Odpuść mu już. Wystarczy.
Nie przeprosił mnie.
Jesteś w nim zakochana czy nie?
No tak, ale…
Miłość wymaga poświęceń.
Ale jeśli on nie czuł tego samego?
Jest twoim przyjacielem. Mimo wszystko on akceptuje twoje wady, a ty jego.
Ron nigdy nie akceptował moich wad.
Okaż się mądrzejsza.
W sumie jego włosy od zawsze tak ładnie pachniały…
No właśnie! Już masz powód, by mu odpuścić!
Ale on mnie nawet nie przeprosił!
Jesteś strasznie uparta, Hermiono.
Pod klasą zjawił się Slughorn ubrany w piękną szmaragdową szatę obszytą złotymi nićmi. Z promiennym uśmiechem wpuścił nas do lochu. W pomieszczeniu wyczuwałam metaliczną woń. Po chwili spostrzegłam ustawiony na stole niedaleko biurka nauczycielskiego kociołek. To z niego unosiły się opary. Zauważyłam, że jest on wypełniony po brzegi jakąś rzadką, szarawą cieczą.
Uniosłam brwi, od razu rozpoznając eliksir.
Zajęłam swoje stałe miejsce niedalekiego kociołka z miksturą, nie czekając nawet, aż dołączą do mnie Harry i Ron. Koniec końców, przybliżyli się do Erniego McMillana.
Prychnęłam w myślach na widok ich zachowania.
Slughorn stanął obok stołu, na którym znajdowała się naczynie z szarawym eliksirem. Po krótkim przywitaniu, rzekł:
– No, moi drodzy. Dzisiejsza lekcja bardzo może wam się przydać w przyszłości, zwłaszcza tym, którzy chcą zająć się handlem… Proszę, niech mi ktoś powie, co to jest?
Moja ręka wystrzeliła w górę.
– Eliksir Oszusta, panie profesorze. Wystarczy jedna jego kropla, by zamienić dowolną materię w złoto – kątem oka zauważyłam, że niektórzy spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Uśmiechnęłam się pobłażliwie. – Niestety, jedynie w marną podróbkę. Jeśli chodzi o wagę i wygląd – przedmiot potraktowany tym eliksirem jest idealny. Jednak jedynie przez pół roku od zastosowania Oszusta, po upływie sześciu miesięcy skutki całkowicie zanikają. W dodatku ów przedmiot nie ma takich właściwości jak zrobiony z czystego złota. Kupując go w celach magicznych, można się bardzo rozczarować.
Twarz Slughorna rozjaśnił uśmiech.
– Bardzo, bardzo dobrze! – ucieszył się. – Tak sądziłem, że znasz ten eliksir. A wiesz może, jak rozpoznać materię, na której użyto tej mikstury?
– Och, tak! Po charakterystycznym zapachu, który wydala się po zetknięciu owej materii ze skórą człowieka!
– Zgadza się! Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Odpowiedziałam mu uśmiechem.
– Ach, ty oraz Teodor zostańcie na moment po lekcji – dodał.
Kiwnęłam głową.
– A więc dzisiaj waszym zadaniem będzie sporządzić…
Rozejrzałam się szybko, szukając wzrokiem Notta, którego wchodząc do lochu, musiałam nie zauważyć. Tym razem natychmiast go odnalazłam – stał niedaleko Malfoya i Zabiniego. W tamtej chwili także na mnie spojrzał.
Od razu odwróciłam głowę.
Czyli nie poszedł tam.
– Macie na to całą lekcję! Do dzieła! – zakończył Slughorn i klasnął w dłonie.
Zabrałam się za warzenie mikstury. Otworzyłam podręcznik do eliksirów i znalazłam odpowiednią stronę. Odetchnęłam głęboko, podwijając rękawy białej koszuli. Skupiłam wzrok na tekście, wyczytując listę potrzebnych składników.
– Musimy pogadać.
Odwróciłam głowę w stronę właściciela głosu. Widząc Teodora, który nagle wraz ze swoimi rzeczami pojawił się obok mnie, uniosłam brwi.
– O czym? – spytałam cicho.
Chłopak podwinął rękawy koszuli podobnie jak ja, odsłaniając tym samym blade, żylaste przedramiona. Nie patrząc na mnie, mruknął niemal szeptem:
– O umarłych.
Od razu zrozumiałam. Spojrzałam na Teodora, a on w tej samej chwili na mnie.
– Później – odszepnęłam.
Kiwnął głową. Więcej się do siebie nie odezwaliśmy, za bardzo skupieni na poprawnym sporządzeniu eliksiru.
Porozmawiajmy o umarłych, co, Nott?

***

Kiedy po zakończonej lekcji wraz z Teodorem podeszliśmy do Slughorna, ten – tak jak podejrzewałam – zapytał ze smutkiem, dlaczego nie przyszliśmy na jego kolację. Już wcześniej przygotowałam sobie w myślach odpowiedź. Chciałam wyglądać przekonująco przy nauczycielu.
– Byliśmy z Teodorem na wieczornym patrolu – rzekłam ze skruchą – i niestety, nie udało nam się go w żaden sposób przełożyć. Obchód przydzielono nam nagle, nie mieliśmy czasu z kimś się nim wymienić. Bardzo przepraszamy, postaramy się przybyć na następne spotkanie.
– Proszę o wybaczenie, profesorze, naprawdę chleliśmy przyjść, ale nie wyszło – dodał Teodor o wiele bardziej przekonująco.
Aktor. Po prostu urodzony aktor.
Slughorn na początku był nadal zawiedziony, by po chwili zaśmiać się głośno.
– Och, na was nie można się długo gniewać! – Zagarnął ramieniem Teodora. – Ale trzymam cię za słowo, Hermiono, i liczę na was następnym razem!
– Na pewno przyjdziemy, panie profesorze – zapewniłam.
Czarodziej zachichotał, a już po chwili dzieliłam los Teodora.
Uścisk to on ma – pomyślałam ze zgrozą.
Slughorn w końcu puścił nas. Niezauważalnie odetchnęłam w ulgą, podczas gdy nauczyciel podszedł do biurka i z szuflady wyjął dość starą książkę z granatową okładką.
– Teodorze, to dodatkowa lektura dla ciebie w związku z Czarodziejskim Konkursem Eliksirów – oznajmił, wręczając chłopakowi tom. – Przyda ci się. Przeczytaj ją na czwartek, dobrze? Po lekcji dam ci arkusz sprawdzający twoją wiedzę po lekturze.
– Bardzo dziękuję, profesorze.
– No, a teraz idźcie już, idźcie, tylko pamiętajcie, że trzymam was za słowo! – zawołał nauczyciel.
Teodor skłonił lekko głowę.
– Oczywiście, panie profesorze – odparł.
Kiedy opuściliśmy klasę eliksirów, wychodząc na ciemny korytarz, Ślizgon od razu nachylił się w moją w stronę.
– Granger, naprawdę musimy pogadać – wycedził przez zęby. – Nie chcę czekać.
– Nie teraz i nie tutaj – wymamrotałam. – Wieczorem w bibliotece.
– Granger…
Nie usłyszałam, co powiedział dalej, bo przyspieszyłam kroku, także już po kilku chwilach poczułam lekki ból nóg. Teodor nie postanowił mnie dogonić, a ja przyjęłam to z ulgą.
Umarli zaczekają, Nott.

***

Ostatnią lekcją były zaklęcia. Gdy tylko weszłam do dużej, a przede wszystkim jasnej klasy profesora Filiusa Flitwicka, niziutkiego nauczyciela o piskliwym głosie, zostałam pociągnięta za łokieć w stronę jednego z ostatnich stolików.
– Siedzisz tu – warknął Teodor, po czym zajął miejsce obok mnie.
– Dlaczego teraz, a nie w bibliotece? – syknęłam. Położyłam podręcznik do zaklęć i różdżkę na ławce przed sobą.
Teodor wzruszył ramionami, również wypakowując potrzebne rzeczy z torby.
– Nie chciałem czekać do wieczora. W dodatku książka od Slughorna ma trzysta pięćdziesiąt stron. Zresztą na zaklęciach zawsze można pogadać.
W duchu przyznałam mu rację.
Gdy czarnowłosy nauczyciel o pociągłej twarzy stanął już na stosie tomów za katedrą, zaczął mówić o temacie lekcji.
– Dzisiaj zajmiemy się manipulacją ogniem – oznajmił. – Zaklęcie Incendio służy do podpalania. Jeśli jednak połączycie je z daną formą, którą chcecie utworzyć… Incendio circulus!*
W ślad za różdżką czarodzieja w powietrzu przed nim pojawiła się ognista obręcz o średnicy stopy. Po klasie rozeszło się kilka zduszonych okrzyków. Płomień oświetlał twarz mężczyzny dopóki ten nie przerwał zaklęcia.
– Teraz wy, do roboty! Tylko OSTROŻNIE!
Nie wszyscy byli do tego pozytywnie nastawieni. Wiedziałam, że w pewnym stopniu boją się zadania. Ja też czułam lekki strach, choć jednocześnie ogromną chęć spróbowania czaru. Odetchnęłam. Robiąc różdżką koło w powietrzu, zawołałam:
Incendio circulus!
Z dumą spojrzałam na płonący okrąg, który pojawił się przede mną. Gorąco od niego bijące buchało w moją twarz, poczułam rumieńce występujące na policzkach.
– Pannie Granger się udało, dziesięć punktów dla Gryffindoru! – zapiszczał Flitwick. – No, dalej!
Uśmiechnęłam się, przerywając zaklęcie. Spróbowałam znowu, werbalnie, później już niewerbalnie. Za każdym razem mi się udało.
– Brawo, panie Corner! Dziesięć punktów dla Ravenclawu!
Spojrzałam w stronę Michaela. Przed nim unosiła się podobna do mojej płonąca obręcz. Wtedy, gdy na niego patrzyłam, jego wzrok również zatrzymał się na mnie. Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, a ten odpowiedział tym samym, jednak z jego twarzy wyczytałam też ulgę.
– PANIE WEASLEY, PROSZĘ UWAŻAĆ!
Ron siedzący kilka ławek dalej podpalił rękaw szaty Harry’ego, który usilnie starał się zgasić ogień. Udało mu się to dopiero po kilku sekundach. Rudzielec zaczął przepraszać Wybrańca, a ten odsunął się lekko od niego, jakby w obawie o swoje dalsze życie.
Zaśmiałam się szyderczo pod nosem.
Zerknęłam na Teodora. W chwili gdy odwracałam na niego wzrok, udało mu się jako-tako opanować płomień – jego obręcz przypominała bardziej jajo, nie była idealna. Po chwili chłopak spostrzegł, że go obserwuję. Przerwał zaklęcie i siadł bokiem do nauczyciela, a przodem do mnie.
– Musimy tam wrócić – oświadczył od razu, korzystając z tego, że Flitwick był zajęty instruowaniem Neville’a.
– Wiem o tym – odparłam. – Pamiętasz tę ogromną księgę, która leżała na pulpicie na środku?
– Ty też zwróciłaś na nią uwagę?
– Wyglądała na BARDZO starą.
– Może jakiś dawny rękopis?
– Kto wie. Ugh, tam był straszny bałagan. – Skrzywiłam się. – Widziałeś, ile pergaminów leżało na posadzce?
– No i krew. Albo farba, choć trzymałbym się pierwszej opcji.
Po klasie rozszedł się wysoki krzyk. Na ławce Lavender pojawiło się miniaturowe ognisko, którego nie mogła ugasić nawet wodą.
– Płomień Bernarda? – mruknął Teodor.
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie tak łatwo go wyczarować. O, widzisz, już sobie poradziła. – Spojrzałam poważnie na chłopaka. – Myślisz, że faktycznie ktoś tam zginął? – szepnęłam.
Zastanowił się chwilę.
– Być może – odparł cicho. – Mamy pewność jedynie do tego, że kogoś mocno zraniono.
Zamilkłam na moment.
– Nie wiem, co tam się stało, ale na pewno coś gorszego od pożaru klas. W dodatku raczej bez wiedzy kogokolwiek, inaczej usunięto by te wszystkie ślady.
– Niekoniecznie – zaprzeczył Teodor. – Może nie chciano, by to odkryto i…
– Spróbujcie trójkąt! Incendio trangaleus!* – zawołał Flitwick, a w powietrzu przed nim pojawił się idealny trójkąt równoboczny.
– …i po to dano tę zagadkę – dokończył czarnowłosy.
– No nie wiem – mruknęłam. – Te ślady na pewno nie mają paruset lat. One znalazły się tam po pożarze. W dodatku Historia Hogwartu wyraźnie mówiła, że nikt wtedy nie zginął. Incendio trangaleus!
Przez parę sekund cieszyłam oczy widokiem wspaniałego ognistego trójkąta, który pojawił się przede mną.
Teodor zaś w ogóle nie przejął się czarem.
– Nie mów o tym nauczycielom – powiedział cicho. Był poważny jak nigdy. Nie lubiłam go takiego. Sprawiał wtedy wrażenie całkiem zamkniętego, patrzącego na wszystko i wszystkich z góry. – Jeśli wiedzą o tym, mogą całkowicie zamknąć ten korytarz, przez co nic już nie sprawdzimy. I nie mów nikomu innemu, nawet Potterowi czy Weasleyowi. Dopóki nie dowiemy się, co tam jest…
– Wiem – przerwałam mu. – Im mniej osób będzie się tam kręcić, tym lepiej. Zresztą to, co znajduje się w tej sali, może być niebezpieczne.
Teodor zaśmiał się. Kpiąco.
– Martwisz się bardziej o innych niż o siebie? Incendio trangaleus!
– To dziwne? – spytałam, podczas gdy Nott zmagał się z zaklęciem.
– Nie spodziewałem się tego po tobie. Incendio trangaleus!
Prychnęłam cicho, a chłopak w końcu rzucił poprawnie zaklęcie.
– I mówi to Teodor Nott, który najpewniej nie widzi niczego innego poza czubkiem własnego nosa.
– Nic o mnie nie wiesz, Granger – powiedział z fałszywym rozbawieniem. Moje słowa wcale go nie śmieszyły. Wiedziałam to.
– Jesteś hipokrytą, Nott – stwierdziłam z pogardą. – Powiedz, co ty wiesz o mnie? Nic. A śmiesz mówić, że nie spodziewałeś się z mojej strony chęci ochrony innych przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
– Granger, Granger, spokój. Serce ci stanie i będę cię mieć na sumieniu.
– Ty w ogóle masz sumienie? – prychnęłam. – Boisz się przyznać mi rację.
– Tak jak ty umarłych.
– Nie boję się ich!
– No właśnie. Więc ja nie boję się przyznać ci racji. A nie robię tego, bo jej nie masz. Proste.
Nie odpowiedziałam, wpatrując się w niego z rozjuszeniem. On widząc to, uniósł kąciki swoich ust do góry. Tymczasem Flitwick zapiszczał:
– A teraz tworzymy kulę! Incendio prescelus!*
– Jesteś… – zaczęłam cedzić przez zęby, jednak Teodor przerwał mi.
– To kiedy tam wracamy?
Dobra, Hermiono, ponoć cechujesz się cierpliwością. Teraz to udowodnij.
Odetchnęłam szybko.
– Nie w tygodniu, mam za dużo zajęć – odparłam. – W sobotę po śniadaniu pójdę do biblioteki odrobić prace domowe, ale przed lunchem powinnam skończyć. W sali spędzimy pewnie sporo czasu, dlatego przydałoby się coś zjeść. Po lunchu czekaj na mnie przed wejściem w tamten korytarz.
Skupiłam się na tworzeniu ognistej kuli, kątem oka dostrzegając, że Teodor zmarszczył brwi.
– Sobota to trochę późno, chciałbym iść najlepiej jutro – wymamrotał. – Ale mnie też trochę dowalili, także niech będzie.
Kiwnęłam głową.
Incendio prescelus!
– Snape już zajął się twoim przygotowaniem do Czarodziejskiego Konkursu Obrony Przed Czarną Magią?
Nie spodziewałam się, że Teodor zacznie jeszcze ze mną rozmowę o czymkolwiek. Skończyliśmy temat ocalałej klasy, więc nie myślałam o innych sprawach, o których on mógł chcieć pogadać.
A tu proszę.
Maskując swoje zdziwienie, odrzekłam:
– Nie i jakoś nie sądzę, by w ogóle go to obchodziło. Trudno. Przygotuję się sama.
I tak zaczęła się nasza rozmowa o Konkursie. O dziwo – obyło się bez kpin, drwiących uwag, docinków ze strony mojej oraz Teodora.
W dodatku po raz kolejny zapomniałam, że chłopak siedzący obok jest Ślizgonem.
Po kilku minutach nieświadomie przywabiliśmy do naszej ławki Flitwicka. Od razu umilkliśmy, widząc gniewny wyraz twarzy nauczyciela.
– No, pokażcie mi, co udało wam się dzisiaj osiągnąć – powiedział.
Ja pierwsza przedstawiałam manipulację ogniem. Wszystkie zaklęcia potrafiłam zastosować nawet niewerbalnie, dzięki czemu mina Flitwicka trochę złagodniała, a Gryffindor zarobił piętnaście punktów. Teodorowi poszło gorzej – kompletnie nie panował na kulą, również w sposób werbalny.
– Radziłbym zająć się na lekcji ćwiczeniami, a nie bezproduktywnymi pogaduszkami – fuknął, po czym odszedł w stronę Dracona Malfoya siedzącego obok Blaise’a Zabiniego.
Blond włosy chłopak machał gwałtownie we wszystkie strony różdżką, starając się przerwać płomień iskrzący się na jej końcu, a czarnowłosy patrzył na mnie zmrużonymi oczyma. Posłałam mu lodowate spojrzenie i odwróciłam wzrok.
Chwilami nie wiedziałam, którego ze Ślizgonów darzę większą nienawiścią.
Kilka minut później zabrzmiał dzwonek. Większość – bo niektórzy jeszcze opanowywali ogień, starając się go ugasić lub przerwać jego strumień wypływający z różdżek – wstała z miejsc i zaczęła się pakować. Ja też tak zrobiłam, chowając podręcznik do torby. Poczekałam jeszcze na Teodora, po czym oboje skierowaliśmy się w stronę drzwi.
– Zapomnieliśmy o jednym – mruknął Nott, marszcząc brwi, gdy już wyszliśmy na korytarz. Jak zawsze, powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę głównych schodów.
– To znaczy? – spytałam.
– Kula.
Poprawiłam torbę na ramieniu.
– Myślałam o niej dość długo – przyznałam. – Czysta energia jest potwornie trudna do wyczarowania, podobnie jak czysta światłość.
– A tą kula nie mogła być, bo by nas oślepiła – wtrącił Teodor.
– Właśnie. Co do energii, ktoś musiałby iść w pobliżu nas, by nią sterować. Nikogo nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy.
– Są zaklęcia wyciszające, no i Kameleon.
– Niby racja, ale… – Westchnęłam. – Jeśli ta kula znowu się pojawi, będzie musieli od razu rzucić Zaklęcie Wykrywające.
– A w sobotę trzeba sprawdzić, czy te plamy to faktycznie krew. Granger, co jest? – zaniepokoił się Teodor, gdy zacisnęłam mocno usta, odwracając wzrok.
– A jeśli prócz nas rzeczywiście ktoś tam był i to pułapka? – spytałam cicho, w końcu odnajdując oczy chłopaka.
Wzruszył ramionami.
– Damy sobie jakoś radę – odpowiedział. Po chwili zastanowienia dodał: – Ale mam nadzieję, że dopadną nas dopiero gdy przeszukamy tę salę.
Nie mogłam się nie zgodzić.
Nagle wyminęli nas Ron i Harry. Rudzielec po raz pierwszy na mnie spojrzał. Nie ukradkiem jak zwykle, na czym często go przyłapywałam.
Wrogo.
Z gniewem.
Jakbym była jego przeciwniczką, w której należy wzbudzić niepokój samym wzrokiem.
No cóż, udało mu się to.
Teodor również dostrzegł spojrzenie Rona, który wraz z Wybrańcem po chwili zniknął za zakrętem.
– O co chodzi Weasleyowi? – spytał mój korepetytor.
Och, doskonale wiedziałam.
Zaśmiałam się gorzko.
– O ciebie.
Prawda, że zdziwiony Teodor Nott wygląda równie niezwykle?
– Weasley chyba woli dziewczyny, no ale skoro jest o mnie zazdrosny… Nie zabronię mu.
I jak mogłam nie parsknąć śmiechem?
– Według niego jest mi zakazane rozmawiać z kimś ze Slytherinu – wytłumaczyłam. – Żaden z Gryfonów nie powinien tego robić. W dodatku ty trzymasz się z Malfoyem…
– Nie trzymam się z Malfoyem – przerwał mi Teodor.
Niekiedy jesteś widywany w towarzystwie Malfoya – poprawiłam się – także tym bardziej powinnam omijać cię szerokim łukiem. Cały Ron.
Teodor odpowiedział dopiero po chwili.
– Zawsze uważałem Weasleya za całkiem upośledzoną osobę, ale żeby aż tak?
Rozbawił mnie ten komentarz, jednak nie okazałam tego. Koniec końców – obowiązkiem przyjaciela było bronić drugiej osoby.
– Nie mów tak o Ronie – skarciłam Ślizgona. – Każdy ma swoje wady. Ty na przykład jesteś hipokrytą.
Teodor westchnął ciężko, wznosząc oczy do nieba.
– Granger, znowu zaczynasz? – spytał. Po sekundzie uśmiechnął się kpiąco. – Ale tak, masz rację. Każdy posiada swoje wady. Jedną z twoich jest upierdliwość.
– Nie jestem upierdliwa!
– Owszem, jesteś.
– Odezwał się pokorny – odgryzłam się. – Właśnie, znowu objawia się twoja hipokryzja!
– Och, wcale nie jesteś upierdliwa – stwierdził z przekąsem. – Coś ty się tak tej hipokryzji przyczepiła?
– Nie mam racji?
– Nie.
– Powiedział ten, który zawsze ją ma.
– Przynajmniej częściej od ciebie.
– Z kim poszedłeś na Bal Bożonarodzeniowy?
– Nie po… Co?
Pytając Teodora o Bal, chciałam przede wszystkim go zaskoczyć. On robił to wystarczająco często ze mną. Również momentami nagle zmieniał temat na zupełnie inny od poprzedniego, czym zostawałam zbijana z tropu.
Tak jak on w tamtej chwili.
W dodatku nie chciałam więcej sprzeczek z czarnowłosym.
Chciałam znowu z nim rozmawiać. Tak normalnie.
Dlatego od razu powtórzyłam swe pytanie.
– Z kim poszedłeś na Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie? Na ten, który odbył się między pierwszym a drugim zadaniem Turnieju Trójmagicznego.
Teodor albo wyczuł moje intencje, albo jemu również nie chciało się dalej kłócić.
– Nie poszedłem na niego.
Uniosłam brwi.
– Dlaczego? – spytałam.
Wzruszył ramionami.
– Za dużo ludzi w jednym miejscu przez tyle czasu, w dodatku jeszcze ta muzyka… Snape wprawdzie bardzo na mnie liczył. Byłem nadzieją na to, by Slytherin się nie ośmieszył. Jako nieliczny ze Ślizgonów jako-tako radzę sobie w tańcu. Te wszystkie wyjątkowo nudne przyjęcia w domu lub u znajomych rodziców zrobiły swoje.
Poczułam się dziwnie, gdy usłyszałam ostatnie zdanie.
Ja ani moja rodzina nigdy nie urządzała przyjęć, nigdy też nie zapraszano nas na nie. Ewentualnie na jakieś luźne spotkanie przy kawie i ciastku, ale nie na więcej niż dziesięć czy piętnaście osób. Pięć to było dużo.
No, przyjęciami nazywano jeszcze spotkania u Slughorna. Jednak Teodor chyba miał na myśli trochę inne przyjęcia, te prawdziwe.
Arystokrata. Co się dziwić.
– Skoro na takim balu było dla ciebie za dużo ludzi, to jak wytrzymujesz na posiłkach w Wielkiej Sali? – spytałam, omijając kwestię przyjęć.
Pokręcił głową.
– One nie są tym samym. W Wielkiej Sali panuje trochę mniejszy hałas, mniejszy tłok. Ale i tak na śniadania przychodzę zawsze wcześniej. Wtedy jest na nich niewiele osób. Lunche jem szybko, więc w Wielkiej Sali siedzę parę minut. Na kolacje nie zawsze mam w ogóle ochotę. Jeśli jednak idę na nie, to też wcześniej.
Tym razem ja wzruszyłam ramionami.
– No cóż, w każdym razie żałuj, że nie poszedłeś na ten bal. Jest czego – stwierdziłam.
– Nie powiedziałbym, skoro Dumbledore zaprosił Fatalne Jędze – odparł Teodor z przekąsem, w dodatku marszcząc noc jakby w pobliżu brzydko pachniało.
– Nie lubisz ich?
– Ani trochę.
– Och, ty też? – ucieszyłam się. – Myślałam, że jedyna w tej szkole nie jestem w stanie ich słuchać.
– Z tego, co wiem, Snape’owi też nie przypadły do gustu te jęki.
– Jemu nic nie przypada do gustu.
– Co nie zmienia faktu, że macie ze sobą coś wspólnego. Zaprzyjaźnilibyście się.
– Z pewnością.
Dotarliśmy do głównych schodów. Spojrzałam z rezygnacją na górę, a potem z tęsknotą na dół.
Nie chciałam rozstawać się z Teodorem. Zbyt dobrze nam się dzisiaj rozmawiało.
Nie licząc tego rażącego przejawu hipokryzji z jego strony.
Nie zmieniało to jednak faktu, że byłam skłonna odprowadzić Teodora pod sam pokój wspólny Ślizgonów, byle tylko zostać z nim jeszcze chwilę.
Spojrzałam na chłopaka, starannie ukrywając swój smutek.
– No to… – zaczęłam, ale wtedy ujrzałam znajomego Krukona szybko wspinającego się po schodach w naszą stronę. Uniosłam brwi, opierając dłonie o kamienną poręcz. – Roger?
Chłopak uniósł lekko głowę, a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
– Hej, Hermiono! – zawołał.
– Cześć, Granger – usłyszałam głos Teodora i nim zdążyłam odpowiedzieć, Ślizgon ruszył schodami na dół, omijając Rogera tak, by nawet nie musnąć go swoją szatą.
Jęknęłam w duchu.
Wracaj tu!
Chwilę później Roger stanął przede mną, lekko zdziwiony.
– O co mu chodzi? – spytał.
Och, jakbym słyszałam Teodora.
– Nott cię nie cierpi – powiedziałam beznamiętnie. – Tak jak ty jego. Dlatego wolał się ulotnić.
– Pewnie tak – zgodził się szatyn. Znowu obdarzył mnie swoim uśmiechem. – Chodźmy się przejść.
I jak mogłam mu nie ulec?

***

Wraz z Rogerem zeszliśmy z trzeciego piętra, gdzie mieściła się klasa zaklęć, aż na sam dół. Usiedliśmy na jednym z ostatnich stopni głównych schodów, a wokół nas panowała cisza – w sali wejściowej nikogo nie było. Kamienne pochodnie oświetlały każdy kąt pomieszczenia. Czułam chłód stopni oraz ściany, o którą się opierałam.
Patrzyłam na chłopaka z zaciekawieniem, kiedy ten opowiadał mi o swojej rodzinie.
– Jestem jedynakiem, ale nigdy mi to jakoś nie przeszkadzało – rzekł, wzruszając lekko ramionami. – Gdybym miał rodzeństwo, w domu ciągle dochodziłoby do kłótni. A tak spokój. W dodatku rodzice byliby jeszcze bardziej zabiegani. Tata od lat pracuje w głównym biurze „Proroka…” na Pokątnej. Ma rubrykę z najnowszymi dziełami z literatury czy muzyki. Nudne, ale jemu to odpowiada. Często jego samego coś zaciekawi.
– A twoja mama? – wtrąciłam, zaplatając palce na kolanach.
– Jest nauczycielką angielskiego w mugolskiej szkole w Londynie.
Uniosłam wysoko brwi.
– Jak to? – spytałam.
Roger zaśmiał się.
– Jestem półkrwi. Moja mama pochodzi z rodziny mugoli i nie mogłaby się rozstać z „jej światem”, dlatego uczy – wyjaśnił, patrząc mi prosto w oczy.
– Żartujesz – wymamrotałam. – Sądziłam, że jesteś czystej krwi!
– Nie – pokręcił głową, uśmiechając się. – I bardzo dobrze. Przez to pewnie pojawiłaby się duża szansa, że zostanę przydzielony do Slytherinu, a tego chyba bym nie zniósł.
– Gdzie poznali się twoi rodzice? A mama? Jak zareagowała, gdy dowiedziała się prawdy o tacie? Och, opowiadaj! – poprosiłam z przejęciem.
Krukon znowu się zaśmiał.
– To wszystko przez tatę – zaczął, znowu wzruszając ramionami. – Musiał załatwić jakąś pilną sprawę w ministerstwie. Chciał aportować się w miejscu do tego idealnym – wąskiej, ciemnej uliczce, w której cuchnęło, a wszędzie walały się śmieci. Mugole tam nie zaglądali. No i teleportował się – wpadając prosto na mamę. Jej kot zaginął, wszędzie go szukała, zajrzała też do tej uliczki. Zobaczyła, że ucieka przed nią, chowając się pod kontenerem. Chciała jakoś go stamtąd wyciągnąć, ale wtedy aportował się na niej tata. – Zachichotał. – Mama przestraszyła się, zaczęła krzyczeć, zrzuciła go z siebie, wyzwała od zboczeńców i uciekła, zanim ten zdążył chociażby coś powiedzieć. Jakby w ogóle nie zauważyła, że spadł na nią z powietrza. Tata wyciągnął jej kota spod śmietnika. Na obróżce zobaczył adres mamy. Postanowił oddać zwierzaka właścicielce. A to, że nie wiedząc, co zrobić z kotem, poszedł z nim do ministerstwa… Bywa. Tak to się zaczęło. Dwa lata później wzięli ślub, a kolejny rok potem urodziłem się ja.
– I to wszystko przez kota… – Westchnęłam z rozmarzeniem. Skupiłam wzrok na jasnej plamce na swojej spódnicy, skubiąc jej brzeg. – Też chciałabym spotkać tego jedynego przypadkiem. Nagle, nawet nie wiedząc, że on jest moją prawdziwą miłością. Może nie przez Krzywołapa, bo on akurat prędzej podrapałby obcemu twarz, ale… – Znowu westchnęłam i odwróciłam wzrok na Rogera. – Twoi rodzice mają wspaniałą historię. Taką romantyczną. A jak mama zareagowała, gdy…
– Zemdlała – przerwał mi Roger, jeszcze bardziej chichocząc pod nosem. – Kiedy się ocknęła, zaczęła krzyczeć na tatę. I tak darła się, i darła, żeby w końcu – gdy prawie się zapowietrzyła – wymierzyć mu policzek, po czym od razu wyjść, wołając, jaki to on nie jest psychiczny. A tata nic, tylko stał w jednym miejscu, spokojnie jej słuchając oraz dając się uderzyć. Nawet za nią nie pobiegł!
Prychnęłam, zakładając ręce na piersiach.
– Faceci – mruknęłam.
– Ale czekaj, czekaj – uspokoił mnie szatyn. – Tata wiedział, że mama wróci. I nie pomylił się. Późno w nocy przyszła zziębnięta, mokra, bo wyszła tak jak stała, bez kurtki, niczego. Płacząc, powiedziała, że nie może bez niego żyć, a potem go pocałowała. I tak się całowali, całowali…
– Nie kończ – przerwałam mu, płonąc rumieńcem. Roger widząc to, zaśmiał się, przeczesując sobie włosy palcami.
– Jak chcesz.
Wtedy coś wpadło mi do głowy.
– Skoro twoja mama pochodzi z rodziny mugoli, to na pewno masz w domu mugolską literaturę! – zawołałam.
Chłopak zastanowił się, po czym powoli kiwnął głową.
– No mam. I co? – spytał.
– Musisz znać Williama Shakespeare’a – stwierdziłam entuzjastycznie.
– Coś tam słyszałem – odparł z wahaniem. – Mama ma sporo jego dzieł, a Tragedia Czyjaś-tam, Romana chyba, ma honorowe miejsce na półce. Ale Hermiono, o co…
Romeo i Julia, o to chodzi! – Na moje policzki wstąpiły jeszcze większe wypieki. Spojrzałam w dal rozmarzonym wzrokiem. – „Romeo! Czemu ty jesteś Romeo? Zaprzyj się ojca i wyrzecz imienia lub, jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij, a ja wyrzeknę się krwi Capuletów”** – wyrecytowałam z uczuciem, ostatnie słowa wypowiadając niemal szeptem, po czym westchnęłam ciężko.
Roger machnął lekceważąco ręką. To sprowadziło mnie na ziemię.
– Rzadko czytam książki inne od tych o transmutacji czy eliksirach, a mugolskie to już w ogóle – odparł ku mojemu oburzeniu.
– Och, dlaczego? – spytałam z rozpaczą. – Jak możesz nie czytać książek? Przecież…
Pokręcił głową.
– Nie powiedziałem, że nie czytam książek, tylko że robię to rzadko. Nie mam czasu na inne prócz naukowych.
– Na nie zawsze znajdzie się czas – oświadczyłam cierpko. – W dodatku w twoim domu JEST Tragedia Romea i Julii, więc jak mogłeś nawet do tego nie spojrzeć?
– Hermiono, spokojnie – zaśmiał się chłopak. – Nie denerwuj się, w końcu…
– Musisz ją przeczytać – przerwałam mu. – Koniecznie. Obiecaj mi, że to zrobisz!
– Ale ja nawet jej nie mam, a wątpię, żebym znalazł ją w bibliotece – zaprotestował.
Zmarszczyłam brwi.
– Kiedyś natknęłam się na Shakespeare’a… – mruknęłam powoli. – Tak, na pewno tam jest! Och, obiecaj mi, że to przeczytasz!
– Dobra, obiecuję – powiedział w końcu. – Tylko już nie jęcz – dodał, czochrając mnie po głowie.
Odtrąciłam jego rękę i szybko przygładziłam włosy.
– Wiesz, że tego nie lubię – burknęłam.
Znowu usłyszałam śmiech Rogera.
– Dlatego to robię.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, dłoń chłopaka poprawiła kosmyki, które opadły mi na oczy, odgarniając je za ucho. Ciepłe palce musnęły skórę. Odszukałam spojrzenie Krukona, błądzące po mojej twarzy. Uśmiechnął się lekko.
– Faktycznie, tak ci ładniej – rzekł cicho, kąciki ust nadal unosząc delikatnie do góry.
I wtedy odwróciłam wzrok, wzdychając ciężko.
– Ugh, zmarzłam od tych schodów – mruknęłam pod nosem. Podniosłam się i stanęłam na stopniu niżej, opatulając się ramionami. – Chodźmy już, zimno mi.
Kilka chwil później oboje szliśmy na górę, chichocząc z rzeczy tylko dla nas zrozumiałych.
I mimo tego śmiechu, moje myśli krążyły wokół czegoś zupełnie innego.
Roger zachowywał się dziwnie. Bardzo, bardzo dziwnie. W tamtej chwili czułam się… osaczona. Przytłoczona. Przez niego. To on wywołał u mnie tę gwałtowną reakcję. Czułam ogromny niepokój i pewnego rodzaju… strach.
Boisz się umarłych, Granger?
Nie, Teodorze. Bałam się żywych i tego, że niektórych ich działań nie mogę w żaden sposób przewidzieć.

*wszystkie zaklęcia są wymyślone przeze mnie – prócz Incendio, ono pochodzi z samej sagi
**Hermiona oczywiście zacytowała fragment sceny balkonowej; kwestia słowo w słowo przepisana z Tragedii Romea i Julii w przekładzie Macieja Słomczyńskiego, wyd. 1983r. (żebyście się mnie o nic nie czepiali)
_______________
Nożesz. Już kilka razy Roger dawał mi się we znaki, kompletnie nie chcąc współpracować. Ale teraz to już przesadził. Odkąd tylko przepisałam ten cholerny rozdział, pracowałam nad ostatnim fragmentem. Siedziałam nad nim, jęczałam, prosiłam Rogera, żeby był naturalny, ale ten nie, ten wie swoje, wie lepiej, jak ma się zachowywać.
Nie lubię go już i niech się buja, przy najbliższej okazji naślę na niego wściekłego hipogryfa.
Ostatnio wszystko wydaje się być bezbarwne. Czas za szybko leci. Wiele rzeczy się kończy. W wakacje powinnam cieszyć się wolnością, energią, a nie…
Chciałabym zasnąć i obudzić się w przeszłości, by móc wszystko przeżyć jeszcze raz, opóźniając tym samym nadejście przyszłości.

Empatia

23 komentarze:

  1. Kobieto... na początku chciałam Ci powiedzieć, że normalnie Cię kocham. Naprawdę! Tyle się naszukałam, tak bardzo pragnęłam po raz kolejny przeczytać jakiś sensownym i dobry fick o Hermionie i Teodorze i oto znalazłam Twój.Niegdyś czytałam taki jeden i momentalnie się w nim zakochałam, niestety był po angielsku i teraz nie potrafię go w żaden sposób odnaleźć. Na szczęście pojawiłaś się Ty.
    Bardzo podobają mi się wykreowane przez Ciebie postacie, a już szczególnie Nott, o którym z książek niestety niewiele wiemy. Tutaj jest to pole do popisu, że możemy go stworzyć od podstaw, bez zbędnych cech. Podoba mi się jego tajemniczość, niejednokrotnie ogromne opanowanie i to, że pomimo wszystko jest w nim coś zadziornego i do tego ten jego cięty języczek. Miło by było przeczytać coś więcej z jego perspektywy.
    Hermiona nie jest do końca postacią kanoniczą, jednak to raczej na plus. W tego typu paringu raczej trudno byłoby trzymać się kanonu. Zresztą... idealnie ją wykreowałaś. Jest taka sama jak w serii, plus kilka cech, które moim zdaniem idealnie jej pasują.
    Fabuła też dosyć interesująca, ciesze się, że ich miłość (bo chyba taki jest cel opowiadania ? przynajmniej w pewnym stopniu) rozwija się powoli, etapami. Bo szczerze powiedziawszy nie lubię, gdy bohaterowie już w drugim rozdziale się całują i obiecują dozgonną miłość.
    Wątek kryminalny, jak i zarówno ten z duchem są bardzo intrygujące. Mam wrażenie, że tą zamknięta salę, łączy coś z duchem, którego spotkała Hemiona i Nott.
    I ostatnie - miałam opublikować ten komentarz na onecie, ale zauważyłam, że tutaj również funkcjonujesz. Kurcze, jak Ci się udało wstawić ten szablon ? Ja męczę się dwa dni z jakimś porządnym, a i tak nic nie idzie po mojej myśli. Proszę o powiadomienie i jestem zauroczona wszystkim co do ej pory się ukazało.
    PS: Mogłabyś mnie informować o nowościach przez gg ? 41995959

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja osobiście najpierw na Teodora natrafiłam, gdy przeglądałam Wikipedię HP. Zapomniałam kompletnie o jego istnieniu w sadze, natknęłam się na niego dopiero tam. Potem poszukałam miniaturek z nim i Hermioną, znalazłam parę i zakochałam się *.* Ale ubolewałam nad tym, że nie ma żadnego dłuższego opowiadania po polsku o nich, dlatego zbuntowałam się i postanowiłam sama takie napisać xD
    Perspektywa Notta mówisz? Byłoby za łatwo, rili. Gdybym odkryła przed czytelnikami wszystkie jego uczucia tak od razu, utraciłabym spowijającą go mgiełkę tajemnicy. A tak raz na jakiś czas wetknę parę zdań na temat jego myśli i drobny zarys jest ;D
    Kanoniczna Hermiona, ale taka total kanoniczna, wychodzi mi jedynie gdy piszę narracją trzecioosobową, jednak wtedy uczucia zaliczają zgona, także tego... No xD Niemniej cieszę się, że "moja" Hermiona przypadła Ci do gustu :)
    Ja też tego nie lubię, chyba że jest to dobrze uzasadnione, a między bohaterami już wcześniej coś było. W przypadku Hermiony i Teodora możesz liczyć na bardzo łagodne rozwijanie się uczucia ;)
    Na temat ducha i umarłych siedzę cicho :x Wszystko wyjaśni się... kiedyś ^^''
    Ugh, trochę roboty było. Nagłówek ma rozmiar 900 pikseli, tło 950, opcja sąsiadowania "sąsiadująco", rozmiar całego bloga 930 prawy pasek boczny - 400. Z tłem kombinowałam godzinę jakoś, bo chciałam, żeby pasowało idealnie, a nie było przesunięte w którąś stronę -.-' No ale chyba warto, teraz blogspotowa wersja całkowicie przypomina onetowską.
    Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za tak wylewną opinię. Takie komentarze karmią Wena, który ostatnimi czasy jest strasznie kapryśny. Oczywiście będę Cię powiadamiać.
    Pozdrawiam,
    Empatia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co ci powiem?
    To jest cudowne. Jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam. I bardzo dobrze, że znalazł się ktoś, kto nie pisze słodziaśnych blogusiów o Dracze, bo aktor jest taki śliczny -.- (No już pominę fakt, że Draco z książki był szczurkowaty). Widzę, że nie ja jedna lubię korzystać w opowiadaniach z kanonicznych postaci, które zostały słabo rozwinięte. Twój Teodor jest dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam ^^
    Ja również nie lubię szablonu "Dzisiaj cię nienawidzę, bo jesteś szlamą (wersja kobieca: fretką), ale jutro nagle mi się spodobasz i zacznę cię podrywać", jaki występuje w 99% wcześniej wymienionych opowiadań :)
    Również bardzo bym prosiła o powiadamianie (jeśli jest taka możliwość) przez bloga http://huncwotka-z-piekla-rodem.mylog.pl. Jeśli nie, również podam swój numer gg :)
    Życzę dużo dużo weny i pomysłów równie dobrych co te wykorzystane w poprzednich rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurcze, bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe słowa! :)
      Ja niestety wiele razy się zawiodłam - chyba nigdy nie spotkałam Dracona kanonicznego, tylko tego z fanficków - posyłającego niesmaczne żarty, lgnący do Hermiony, bo przecież ona taka piękna jest, mimo że wcześniej tego nie zauważała, i w ogóle. Wszyscy zapominają, jaki jest Malfoy z kanonu. Wcale nie bierze do łóżka co drugiej dziewczyny, nie udaje podrywacza, nic. Denerwujące. Ponadto miłość Hermiony i Dracona jest nie-mo-żli-wa, chyba że ktoś ich do siebie jakoś popchnie. I tyle w tym temacie.
      Raz jeszcze dziękuję za opinię. Oczywiście będę informować :)
      Pozdrawiam,
      Empatia

      Usuń
  4. Uch, och, ach. Przyznaję bez bicia, że jakoś wybitnie w tym rozdziale Roger mnie nie wkurzał :D
    BYŁ TEOŚ, taaa?
    Wiem, wiem, jestem psychofanką, ale jakoś mi to absolutnie nie przeszkadza.
    Jeśli chodzi o same wydarzenia w klasie i poza nią - podziwiam Twoją wyobraźnię. Na początku bałam się, że będę miała problem z wpasowaniem sobie tego bez bólu w kanon, ale ja na razie wszystko jest okej. Mhrocznie się robi. Lubię to.
    Tylko niech ona się wreszcie pogodzi z ryżem. Ja wiem, że Ty go nie lubisz, no ale ile można :< Mon-Ron cierpi a ja z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Roger wkurza strasznie -.-'' Ale muszę zachować jako-taką bezstronność i na razie z nim wytrzymywać. Hermiona go lubi, więc trza xD
      Staram się wszystkie wydarzenia wpasować jakoś w kanon, żeby go zbytnio nie naginać, także jak coś, to wszystkie te nagięcia odpowiednio usprawiedliwię ^^''
      Można :D Poczekaj jeszcze... ja wiem... dwa rozdziały, może cuś się poprawi xD

      Usuń
    2. Ej, jakbym słyszała siebie jakieś dwieście maili temu XD hahahahahha :DDD
      Ależ one się usprawiedliwiają same przez się :DD
      Dopsz, ja z natury cierpliwa istota ^^

      Usuń
  5. Witaj. Przepraszam, że zawitałam tu tak późno, ale miałam trochę zaległości po moim urlopie.
    A więc tak : rozbawiłaś mnie tą swoją opinią o Rogerze ;) Mi aż tak nie przeszkadza, choć - fakt - czasem potrafi dać popalić.
    Masz świetne pomysły, naprawdę mi się podobają.
    No nareszcie, jakże wielka była moja radość, że pojawił się w tym rozdziale Teodor. Strasznie go lubię, eh!
    Urzekły mnie w tym rozdziale również śliczne opisy. Ile trzeba było wyobraźni, by to wszystko stworzyć!
    A także spodobał mi się tytuł rozdziału. To, jak i całość robi się mroczna ;)
    I to ostatnie zdanie, że Hermiona boi się żywych, też wyjątkowo udane.
    Pozdrawiam i proszę o informację na tym adresie : http://flames-of-ice.blogspot.com . To mój nowy blog, jakby co ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Roger serio mnie denerwuje. Strasznie ciężko mi się o nim pisze. Teodor to zupełnie co innego - jego kocham, kocham, kocham ;3
      Oczywiście będę informować :)
      Pozdrawiam i dziękuję za opinię!
      Empatia

      Usuń
  6. Za co lubię tego bloga? Za postacie, za świat, za styl. Za wszystko. Przeczytałam naprawdę wiele opowiadań o Harrym Potterze, ale niewiele mnie urzekło. Jak dla mnie opowiadanie nie musi być idealne. Jeżeli ma to coś - jestem jego. I tak się stało w tym przypadku. Kocham twojego Notta, nawet Hermionę, która czasami faktycznie bywała irytująca (mowa o książce). Podoba mi się fabuła. A najważniejsze - miłość rozwija się powoli, nie pędzisz na złamanie karku, żeby wreszcie opisać pierwszy pocałunek. Kreujesz własną fabułę, do której ludzie nie raz wrócą.
    Jeżeli będziesz się piąć w górę, nabierać doświadczenia, w przyszłości możesz zostać naprawdę wyśmienitą pisarką ;)
    Obserwuję i czytam, przy okazji dodam do linków (mniejsza, że blog raczkuje - naprawdę!) i może inni również zaczną czytać ;)

    Pozdrawiam, Lynette.

    PS Kiedyś komentowałam Onetowską wersję i obiecałam, że kiedyś przeczytam wszystko. Przeczytałam wreszcie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy pocałunek bardzo chcę opisać, rili. Ale wiem, że nie mogę, bo Teodor i Hermiona są jeszcze w fazie wzajemnego poznawania się, dlatego powstrzymuję się xD
      Bardzo dziękuję za opinię. Pozdrawiam,
      Empatia

      Usuń
  7. Co się czepiasz Rogera, ja go absolutnie uwielbiam! Chcę wiedzieć, jak wygląda, podziel się jakimś obrazkiem, zdjęciem albo coś. A najlepiej od razu daj mi jego adres, hahahaha, żartuję. :D Historia rodziców Rogera też jest mocna, zwłaszcza motyw zwyzywania jego ojca od "zboczeńców", no padłam po prostu. :D I to, że tatuś pracuje w dziale literacko-muzycznym w "Proroku..." też bardzo mi odpowiada. Fajne był również motyw Szekspira (tak, ja też wolę angielską pisownię, ale tym razem nie będę szpanować angielszczyzną). Tragedia Romana. :D

    Żarty żartami, ale coś wyłapałam:
    - "Już wcześniej przygotowałam sobie w myślach odpowiedzieć." -> "odpowiedź", ale domyślam się, że to przez zmianę szyku zdania, mnie też się to zdarza,
    - "Boisz się przyznać mi racji." -> "rację", bo "racji" to można nie przyznać.

    Pozdrawiam i liczę na jeszcze więcej Rogera, bo na myśl o nim aż mi się twarz cieszy,
    [une-crime-parfait]

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty go serio uwielbiasz xDD W takim razie zarzucę Ci jego zdjęciem http://c.wrzuta.pl/wi18509/7a70b435000c0d6850169aaf/chlopak Wiem, że ma wygląd, który podoba się większości dzisiejszych nastolatek, ale, kurcze, jak tylko go zobaczyła, to od razu zrozumiałam, że tak będzie wyglądał Roger. Dokładnie, w stu procentach tak *o*

    Tak, tak, ten fragment wyjątkowo długo zmieniałam, więc przez to znalazł się błąd. Jeśli chodzi o "rację" - kurcze, nie wpadłabym, że tak powinno się pisać o.O Dzięki!

    Nie bójta się, Roger jeszcze się pojawi :D Może niekoniecznie w idealnym świetle, bo trochę namiesza, ale będzie :DD

    Fajnie, że już jesteś ^^
    Empatia

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć i czołem kompletnie boska autorko, o zacnym tytule Empatia! Twój blog znalazłam jakąś godzinkę temu i już teraz mogę przyznać, że ta historia zawładnęła moim sercem! A najbardziej kto? No oczywiście, że Pan Wspaniały Nott! Przyznaję ci rację - nigdy wcześniej nie trafiłam na taki paring. Mam czasami dość Dramione, Sevmione i innych, więc cieszę się, że mogę czytać coś tak świeżego :) Akcja się rozkręca, najbardziej zainteresowała mnie te stare klasy. Jako, że uwielbiam tajemnice, to jestem w siódmym niebie! Cholernie mnie swoim opowiadaniem zakręciłaś, nie mogłam się wprost oderwać.
    Ja to wiem i ty to wiesz, że z TYM Krukonem jest coś nie tak. Niestety ja nie wiem co, ale ty wiesz co, więc może utrzymajmy ładny porządek i powiesz mi co jest z nim nie tak, hmm? :) Mam tylko jedno duże "ale"... Proszę o WIELE WIELE WIĘCEJ TEODORA!! ^^
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i uświadamiam cię, że zdobyłaś kolejną wielką fankę.
    Gorąco pozdrawiam, DemonFromMars

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem wszystko ;3 A przynajmniej mam nadzieję, bo coś jeszcze może wykombinować jakaś postać, na przykład taki Roger albo Ivy. Nie panuję nad nimi, I'm so sorry xD
      Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa! Strasznie się cieszę, że Wyjątek tak Cię zainteresował, no i witam w gronie fanów Teosia :DD
      Pozdrawiam serdecznie,
      Empatia

      Usuń
  10. Właśnie zauważyłam.,ze dostałam komentarz pod notka Uklucie, zamiast tutaj. Także ta, znajdziesz moja opinie ma temat bloga. Tutaj powie jeszcze raz, ze jesteś wielka, a Twoi bohaterowie zdają sie być z krwi i kości. I ze podoba mi se Jadwiga w tym opowiadańiu. Tylko czasem sie obawiam, co masz zamiar zrobić w związku z siódmym rokiem naszych bohaterów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, już odebrałam :) Raz jeszcze bardzo za nią dziękuję :))
      Siódmy rok jest tap sikret, ale nie bój się, coś się wymyśli xD
      Pozdrawiam,
      Empatia

      Usuń
  11. Z daleka z tym hipogryfem od Rogera! Jak go można nie lubić? Sama go stworzyłaś a teraz co? Ja go bardzo lubię i kibicuję mu nawet bardziej niż Nottowi.
    Bo Nott naprawdę jest hipokrytą, mimo że ciągle nie potrafi przyjąć tego do wiadomości.
    Oczami wyobraźni widziałam zmasakrowane ciała w zdemolowanej komnacie, dlatego więc zamiast "sztylety" przeczytałam "szkielety". Dopiero kiedy ciąg dalszy nie bardzo mi do tego pasował, wróciłam do początku i zauważyłam swoją pomyłkę.
    Nie dziwię się Hermionie, że tak boi się krwi. Po tym co przezyła, wykazuje się wielką odwagą, chcąc wrócić do tej sali. Ale tak to już bywa, że ciekawość jest silniejsza od strachu czy rozsądku.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boru, kocham Cię. W końcu ktoś prócz Hermiony dostrzega w Teodorze wady. Już myślałam, że moje wysiłki w nierobieniu z niego męskiej wersji Mary Sue spełzły na niczym.
      Wiem, że stworzyłam Rogera i jego jako postać lubię, ale ostatnio ciężko mi się o nim pisze xD
      Również pozdrawiam i bardzo dziękuję za opinię! :)
      Empatia

      Usuń
  12. Czytam ten rozdział w przerwie między lekcjami i powiem tylko tyle, że czytam go z zapartym tchem (podobnie rzecz się ma z resztą). Piszesz genialnie! ^_^ Roger trochę mnie wkurza, jak widzę nie tylko mnie. :D Poza tym zamieściłaś tu jeden z moich ulubionych fragmentów z "Romeo i Julia" - „Romeo! Czemu ty jesteś Romeo? Zaprzyj się ojca i wyrzecz imienia lub, jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij, a ja wyrzeknę się krwi Capuletów”. Ach te wspomnienia... ^.^ No nic, zaraz dzwonek więc za resztę zabieram się później. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, nawet w szkole czytasz? Raju... xD
      "Romeo i Julia", mniam <3 Zawsze podobała mi się zakazana miłośc i te sprawy, a tutaj w grę jeszcze wchodzą aż dwie śmierci z miłości, więc no <3

      Usuń
    2. Hehe... Mam dłuższe przerwy od tych co są w Polsce, więc czasem aż nadto się nudzę. :D

      Usuń
  13. Wszyscy tutaj jakies wypracowania pisza a ja napisze tylko ze rozdzial bardzo fajny i za kazdym razem mnie zadziwiasz
    Buziaki Ginny

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.