Następnego dnia
pierwszą lekcją były eliksiry. Pod klasą profesora Slughorna nie zauważyłam
Teodora, co wydało mi się dość dziwne, zważywszy na to, że zajęcia w lochach
miały zacząć się za pięć minut.
Przeczesałam włosy
palcami i oparłam się o ścianę.
Może tam poszedł?
Z wczorajszego patrolu
wróciłam pełna niepokoju, a po mojej głowie krążyły niespokojne myśli. Gdy
tylko wraz z Teodorem weszliśmy do ocalałej klasy w opuszczonej części zamku, prawie
natychmiast ją opuściliśmy. Nie, nie przez istny chaos, który tam panował.
Porozrzucane na wszystkie strony pergaminy, strzaskane krzesła czy przewrócone
ławki też nie zrobiły na nas zbytniego wrażenia.
O wiele większe
wywarły brunatne rozbryzgi na ścianach, potężna, ciemna plama na posadzce i
leżące obok niej dwa sztylety, od ostrzy których odbijało się światło różdżek.
– Boisz się umarłych, Granger?
– Skąd wiesz, że ktoś tutaj zginął?
– Krew, sztylety… Ten ktoś mógł zostać mocno zraniony,
jednak wydaje mi się, że tutaj stało się coś gorszego.
– Chodźmy stąd. Lepiej będzie przeszukać to miejsce za
dnia.
– Też racja.
Nie mogłam powiedzieć,
że tamta klasa mnie nie przeraziła. Och, przestraszyłam się, i to jak!
Ostatnio za dużo krwi wokół ciebie, Hermiono.
Teodor nie czuł tego, co
ja. Nie mógł. Nie wiedział, co dzieje się ze mną na widok posoki, nawet jeśli
były to jedynie jej zaschnięte, brunatne ślady. On nie przeżył spotkania z
krwawymi zjawami.
A może tamtej nocy też na nie natrafił, co, Hermiono?
No dobra, o tym nie
pomyślałam. Nie rozmawiałam z Teodorem o krwawych zjawach. W sumie po co? Już
odsunęłam od siebie ten temat. Nie myślałam o nim, choć niekiedy nadal
zastanawiałam się, czy mógł zrobić to faktycznie któryś z uczniów. Na lekcjach
czy posiłkach wypatrywałam tego, kto przyglądał mi się dłużej niż powinien lub
kogoś patrzącego na mnie z rozbawieniem, kpiną.
Niestety, pierwszą
osobą był Roger, zaś drugą Teodor, a oni odpadali.
Chociaż w sumie…
Krukon dziwnie znalazł się w pobliżu zaraz po ataku, z kolei Ślizgon po prostu
był do tego zdolny. Miał motyw – mógł chcieć mi dopiec.
To, że nie wyglądał na
takiego, który zrobiłby coś podobnego, nic nie znaczyło.
Tak czy siak, nie
rozmawiałam z Teodorem o zjawach i jakoś nie planowałam odbyć z nim tej
pogawędki. Niestety, nie miałam pojęcia, czy mój korepetytor przeżył to samo co
ja, czy może zna kogoś zaatakowanego przez złe duchy oraz czy w ogóle cokolwiek
o nich wie.
Koniec końców, po
rzuceniu okiem na starą klasę ruszyliśmy z powrotem patrolować korytarze. Nie
rozmawialiśmy zbyt dużo. Głównie przeze mnie, byłam za bardzo zajęta myślami o
tym wszystkim.
– Nott… A jeśli faktycznie tam ktoś umarł?
– Będziemy musieli dowiedzieć się kto i w jakich
okolicznościach. A ta kula? Czym ona była, kto ją… Granger, czy ty mnie
słuchasz?
– Porozmawiamy później, dzisiaj nie mam już na to siły.
W mojej głowie kłębiło
się za dużo myśli. Nie potrafiłam złączyć ich w logiczną całość. Nie miałam
pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, wiedziałam jedynie, że Ślizgon ma rację –
tam zdarzyło się coś gorszego od zranienia sztyletami.
No i wiesz też, że zaniepokojony Teodor Nott wygląda…
uroczo.
Potrząsnęłam lekko
głową, jakby chcąc rozgonić niechciane myśli o chłopaku. Brązowe loki musnęły
moje policzki.
Nad czym ja się w ogóle zastanawiam?
Poczułam potężne
dreszcze na plecach. Lochy zawsze budziły we mnie nieprzyjemne uczucia.
Może przez brak okien?
Zawsze lubiłam przestrzenie, a nieobecność światła słonecznego wywoływała u
mnie uczucie przytłoczenia, robiło mi się ciasno, duszno. Uwielbiałam przebywać
w Wielkiej Sali – nie dość, że mnóstwo ludzi, to jeszcze tyle miejsca, tyle
ogromnych okien!
Może przez
wszechobecną wilgoć? No i jeszcze ten zapach… Specyficzny, drażniący nozdrza,
wnikający w ubrania. Nie można było się go pozbyć, jedynie zaklęcie pomagało.
Może przez nie do
końca przyjemne wspomnienia związane z tym miejscem? Taak, chyba o to w głównej
mierze chodziło. Snape, Malfoy… Ślizgoni.
I wtedy po raz kolejny
powróciła do mnie pewna myśl.
Teodor też jest Ślizgonem.
Chwilami po prostu o
tym zapominałam. Zapominałam o tej różnicy między nami. Rozmowy albo nawet
kłótnie sprawiały, że ta kwestia oddalała się od mojego umysłu. Nie traktowałam
Teodora jak jednego z Gryfonów, ale jednocześnie nie jak Ślizgona.
Coraz częściej wokół
mnie krążyła myśl, że chłopak w rzeczywistości jest inny od reszty wychowanków
Domu Węża.
Po chwili zauważyłam
Rona i Harry’ego wchodzących do lochów. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę,
nie zaszczycając ich spojrzeniem. Kilka sekund wcześniej rudzielec śmiał się z
czegoś. Mijając mnie, milczał.
Och, Ron. To bolało.
Jego też boli twoje ignorowanie.
Odrzuciłam tę myśl.
O co wy się w ogóle pokłóciliście. Pamiętasz jeszcze?
O co…? A, tak. Chciał
rzucić na mnie urok. Za to się na niego obraziłam.
Och, Hermiono. Odpuść mu już. Wystarczy.
Nie przeprosił mnie.
Jesteś w nim zakochana czy nie?
No tak, ale…
Miłość wymaga poświęceń.
Ale jeśli on nie czuł
tego samego?
Jest twoim przyjacielem. Mimo wszystko on akceptuje twoje
wady, a ty jego.
Ron nigdy nie
akceptował moich wad.
Okaż się mądrzejsza.
W sumie jego włosy od
zawsze tak ładnie pachniały…
No właśnie! Już masz powód, by mu odpuścić!
Ale on mnie nawet nie
przeprosił!
Jesteś strasznie uparta, Hermiono.
Pod klasą zjawił się Slughorn
ubrany w piękną szmaragdową szatę obszytą złotymi nićmi. Z promiennym uśmiechem
wpuścił nas do lochu. W pomieszczeniu wyczuwałam metaliczną woń. Po chwili
spostrzegłam ustawiony na stole niedaleko biurka nauczycielskiego kociołek. To
z niego unosiły się opary. Zauważyłam, że jest on wypełniony po brzegi jakąś
rzadką, szarawą cieczą.
Uniosłam brwi, od razu
rozpoznając eliksir.
Zajęłam swoje stałe
miejsce niedalekiego kociołka z miksturą, nie czekając nawet, aż dołączą do
mnie Harry i Ron. Koniec końców, przybliżyli się do Erniego McMillana.
Prychnęłam w myślach
na widok ich zachowania.
Slughorn stanął obok
stołu, na którym znajdowała się naczynie z szarawym eliksirem. Po krótkim
przywitaniu, rzekł:
– No, moi drodzy.
Dzisiejsza lekcja bardzo może wam się przydać w przyszłości, zwłaszcza tym,
którzy chcą zająć się handlem… Proszę, niech mi ktoś powie, co to jest?
Moja ręka wystrzeliła
w górę.
– Eliksir Oszusta,
panie profesorze. Wystarczy jedna jego kropla, by zamienić dowolną materię w
złoto – kątem oka zauważyłam, że niektórzy spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie. – Niestety, jedynie w marną podróbkę. Jeśli
chodzi o wagę i wygląd – przedmiot potraktowany tym eliksirem jest idealny.
Jednak jedynie przez pół roku od zastosowania Oszusta, po upływie sześciu
miesięcy skutki całkowicie zanikają. W dodatku ów przedmiot nie ma takich
właściwości jak zrobiony z czystego złota. Kupując go w celach magicznych,
można się bardzo rozczarować.
Twarz Slughorna
rozjaśnił uśmiech.
– Bardzo, bardzo
dobrze! – ucieszył się. – Tak sądziłem, że znasz ten eliksir. A wiesz może, jak
rozpoznać materię, na której użyto tej mikstury?
– Och, tak! Po
charakterystycznym zapachu, który wydala się po zetknięciu owej materii ze
skórą człowieka!
– Zgadza się! Dziesięć
punktów dla Gryffindoru!
Odpowiedziałam mu
uśmiechem.
– Ach, ty oraz Teodor
zostańcie na moment po lekcji – dodał.
Kiwnęłam głową.
– A więc dzisiaj
waszym zadaniem będzie sporządzić…
Rozejrzałam się
szybko, szukając wzrokiem Notta, którego wchodząc do lochu, musiałam nie
zauważyć. Tym razem natychmiast go odnalazłam – stał niedaleko Malfoya i
Zabiniego. W tamtej chwili także na mnie spojrzał.
Od razu odwróciłam
głowę.
Czyli nie poszedł tam.
– Macie na to całą
lekcję! Do dzieła! – zakończył Slughorn i klasnął w dłonie.
Zabrałam się za
warzenie mikstury. Otworzyłam podręcznik do eliksirów i znalazłam odpowiednią
stronę. Odetchnęłam głęboko, podwijając rękawy białej koszuli. Skupiłam wzrok
na tekście, wyczytując listę potrzebnych składników.
– Musimy pogadać.
Odwróciłam głowę w
stronę właściciela głosu. Widząc Teodora, który nagle wraz ze swoimi rzeczami
pojawił się obok mnie, uniosłam brwi.
– O czym? – spytałam
cicho.
Chłopak podwinął
rękawy koszuli podobnie jak ja, odsłaniając tym samym blade, żylaste
przedramiona. Nie patrząc na mnie, mruknął niemal szeptem:
– O umarłych.
Od razu zrozumiałam.
Spojrzałam na Teodora, a on w tej samej chwili na mnie.
– Później – odszepnęłam.
Kiwnął głową. Więcej
się do siebie nie odezwaliśmy, za bardzo skupieni na poprawnym sporządzeniu
eliksiru.
Porozmawiajmy o umarłych, co, Nott?
***
Kiedy po zakończonej
lekcji wraz z Teodorem podeszliśmy do Slughorna, ten – tak jak podejrzewałam – zapytał
ze smutkiem, dlaczego nie przyszliśmy na jego kolację. Już wcześniej przygotowałam
sobie w myślach odpowiedź. Chciałam wyglądać przekonująco przy nauczycielu.
– Byliśmy z Teodorem
na wieczornym patrolu – rzekłam ze skruchą – i niestety, nie udało nam się go w
żaden sposób przełożyć. Obchód przydzielono nam nagle, nie mieliśmy czasu z
kimś się nim wymienić. Bardzo przepraszamy, postaramy się przybyć na następne
spotkanie.
– Proszę o wybaczenie,
profesorze, naprawdę chleliśmy przyjść, ale nie wyszło – dodał Teodor o wiele
bardziej przekonująco.
Aktor. Po prostu urodzony aktor.
Slughorn na początku był
nadal zawiedziony, by po chwili zaśmiać się głośno.
– Och, na was nie
można się długo gniewać! – Zagarnął ramieniem Teodora. – Ale trzymam cię za
słowo, Hermiono, i liczę na was następnym razem!
– Na pewno
przyjdziemy, panie profesorze – zapewniłam.
Czarodziej
zachichotał, a już po chwili dzieliłam los Teodora.
Uścisk to on ma – pomyślałam ze zgrozą.
Slughorn w końcu
puścił nas. Niezauważalnie odetchnęłam w ulgą, podczas gdy nauczyciel podszedł
do biurka i z szuflady wyjął dość starą książkę z granatową okładką.
– Teodorze, to
dodatkowa lektura dla ciebie w związku z Czarodziejskim Konkursem Eliksirów –
oznajmił, wręczając chłopakowi tom. – Przyda ci się. Przeczytaj ją na czwartek,
dobrze? Po lekcji dam ci arkusz sprawdzający twoją wiedzę po lekturze.
– Bardzo dziękuję,
profesorze.
– No, a teraz idźcie już,
idźcie, tylko pamiętajcie, że trzymam was za słowo! – zawołał nauczyciel.
Teodor skłonił lekko
głowę.
– Oczywiście, panie
profesorze – odparł.
Kiedy opuściliśmy
klasę eliksirów, wychodząc na ciemny korytarz, Ślizgon od razu nachylił się w
moją w stronę.
– Granger, naprawdę musimy pogadać – wycedził przez
zęby. – Nie chcę czekać.
– Nie teraz i nie
tutaj – wymamrotałam. – Wieczorem w bibliotece.
– Granger…
Nie usłyszałam, co
powiedział dalej, bo przyspieszyłam kroku, także już po kilku chwilach poczułam
lekki ból nóg. Teodor nie postanowił mnie dogonić, a ja przyjęłam to z ulgą.
Umarli zaczekają, Nott.
***
Ostatnią lekcją były
zaklęcia. Gdy tylko weszłam do dużej, a przede wszystkim jasnej klasy profesora
Filiusa Flitwicka, niziutkiego nauczyciela o piskliwym głosie, zostałam pociągnięta
za łokieć w stronę jednego z ostatnich stolików.
– Siedzisz tu –
warknął Teodor, po czym zajął miejsce obok mnie.
– Dlaczego teraz, a
nie w bibliotece? – syknęłam. Położyłam podręcznik do zaklęć i różdżkę na ławce
przed sobą.
Teodor wzruszył
ramionami, również wypakowując potrzebne rzeczy z torby.
– Nie chciałem czekać
do wieczora. W dodatku książka od Slughorna ma trzysta pięćdziesiąt stron.
Zresztą na zaklęciach zawsze można pogadać.
W duchu przyznałam mu
rację.
Gdy czarnowłosy nauczyciel
o pociągłej twarzy stanął już na stosie tomów za katedrą, zaczął mówić o
temacie lekcji.
– Dzisiaj zajmiemy się
manipulacją ogniem – oznajmił. – Zaklęcie Incendio
służy do podpalania. Jeśli jednak połączycie je z daną formą, którą chcecie
utworzyć… Incendio circulus!*
W ślad za różdżką
czarodzieja w powietrzu przed nim pojawiła się ognista obręcz o średnicy stopy.
Po klasie rozeszło się kilka zduszonych okrzyków. Płomień oświetlał twarz
mężczyzny dopóki ten nie przerwał zaklęcia.
– Teraz wy, do roboty!
Tylko OSTROŻNIE!
Nie wszyscy byli do
tego pozytywnie nastawieni. Wiedziałam, że w pewnym stopniu boją się zadania.
Ja też czułam lekki strach, choć jednocześnie ogromną chęć spróbowania czaru. Odetchnęłam.
Robiąc różdżką koło w powietrzu, zawołałam:
– Incendio circulus!
Z dumą spojrzałam na
płonący okrąg, który pojawił się przede mną. Gorąco od niego bijące buchało w
moją twarz, poczułam rumieńce występujące na policzkach.
– Pannie Granger się
udało, dziesięć punktów dla Gryffindoru! – zapiszczał Flitwick. – No, dalej!
Uśmiechnęłam się,
przerywając zaklęcie. Spróbowałam znowu, werbalnie, później już niewerbalnie.
Za każdym razem mi się udało.
– Brawo, panie Corner!
Dziesięć punktów dla Ravenclawu!
Spojrzałam w stronę
Michaela. Przed nim unosiła się podobna do mojej płonąca obręcz. Wtedy, gdy na
niego patrzyłam, jego wzrok również zatrzymał się na mnie. Uśmiechnęłam się lekko
do chłopaka, a ten odpowiedział tym samym, jednak z jego twarzy wyczytałam też
ulgę.
– PANIE WEASLEY,
PROSZĘ UWAŻAĆ!
Ron siedzący kilka
ławek dalej podpalił rękaw szaty Harry’ego, który usilnie starał się zgasić
ogień. Udało mu się to dopiero po kilku sekundach. Rudzielec zaczął przepraszać
Wybrańca, a ten odsunął się lekko od niego, jakby w obawie o swoje dalsze
życie.
Zaśmiałam się
szyderczo pod nosem.
Zerknęłam na Teodora.
W chwili gdy odwracałam na niego wzrok, udało mu się jako-tako opanować płomień
– jego obręcz przypominała bardziej jajo, nie była idealna. Po chwili chłopak
spostrzegł, że go obserwuję. Przerwał zaklęcie i siadł bokiem do nauczyciela, a
przodem do mnie.
– Musimy tam wrócić –
oświadczył od razu, korzystając z tego, że Flitwick był zajęty instruowaniem
Neville’a.
– Wiem o tym –
odparłam. – Pamiętasz tę ogromną księgę, która leżała na pulpicie na środku?
– Ty też zwróciłaś na
nią uwagę?
– Wyglądała na BARDZO
starą.
– Może jakiś dawny
rękopis?
– Kto wie. Ugh, tam
był straszny bałagan. – Skrzywiłam się. – Widziałeś, ile pergaminów leżało na
posadzce?
– No i krew. Albo
farba, choć trzymałbym się pierwszej opcji.
Po klasie rozszedł się
wysoki krzyk. Na ławce Lavender pojawiło się miniaturowe ognisko, którego nie
mogła ugasić nawet wodą.
– Płomień Bernarda? –
mruknął Teodor.
Pokręciłam przecząco
głową.
– Nie tak łatwo go
wyczarować. O, widzisz, już sobie poradziła. – Spojrzałam poważnie na chłopaka.
– Myślisz, że faktycznie ktoś tam zginął? – szepnęłam.
Zastanowił się chwilę.
– Być może – odparł
cicho. – Mamy pewność jedynie do tego, że kogoś mocno zraniono.
Zamilkłam na moment.
– Nie wiem, co tam się
stało, ale na pewno coś gorszego od pożaru klas. W dodatku raczej bez wiedzy
kogokolwiek, inaczej usunięto by te wszystkie ślady.
– Niekoniecznie –
zaprzeczył Teodor. – Może nie chciano, by to odkryto i…
– Spróbujcie trójkąt! Incendio trangaleus!* – zawołał
Flitwick, a w powietrzu przed nim pojawił się idealny trójkąt równoboczny.
– …i po to dano tę
zagadkę – dokończył czarnowłosy.
– No nie wiem –
mruknęłam. – Te ślady na pewno nie mają paruset lat. One znalazły się tam po pożarze. W dodatku Historia Hogwartu wyraźnie mówiła, że
nikt wtedy nie zginął. Incendio
trangaleus!
Przez parę sekund
cieszyłam oczy widokiem wspaniałego ognistego trójkąta, który pojawił się
przede mną.
Teodor zaś w ogóle nie
przejął się czarem.
– Nie mów o tym
nauczycielom – powiedział cicho. Był poważny jak nigdy. Nie lubiłam go takiego.
Sprawiał wtedy wrażenie całkiem zamkniętego, patrzącego na wszystko i
wszystkich z góry. – Jeśli wiedzą o tym, mogą całkowicie zamknąć ten korytarz,
przez co nic już nie sprawdzimy. I nie mów nikomu innemu, nawet Potterowi czy
Weasleyowi. Dopóki nie dowiemy się, co tam jest…
– Wiem – przerwałam
mu. – Im mniej osób będzie się tam kręcić, tym lepiej. Zresztą to, co znajduje
się w tej sali, może być niebezpieczne.
Teodor zaśmiał się.
Kpiąco.
– Martwisz się
bardziej o innych niż o siebie? Incendio
trangaleus!
– To dziwne? –
spytałam, podczas gdy Nott zmagał się z zaklęciem.
– Nie spodziewałem się
tego po tobie. Incendio trangaleus!
Prychnęłam cicho, a
chłopak w końcu rzucił poprawnie zaklęcie.
– I mówi to Teodor
Nott, który najpewniej nie widzi niczego innego poza czubkiem własnego nosa.
– Nic o mnie nie
wiesz, Granger – powiedział z fałszywym rozbawieniem. Moje słowa wcale go nie
śmieszyły. Wiedziałam to.
– Jesteś hipokrytą,
Nott – stwierdziłam z pogardą. – Powiedz, co ty wiesz o mnie? Nic. A śmiesz mówić, że nie spodziewałeś
się z mojej strony chęci ochrony innych przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
– Granger, Granger,
spokój. Serce ci stanie i będę cię mieć na sumieniu.
– Ty w ogóle masz
sumienie? – prychnęłam. – Boisz się przyznać mi rację.
– Tak jak ty umarłych.
– Nie boję się ich!
– No właśnie. Więc ja
nie boję się przyznać ci racji. A nie robię tego, bo jej nie masz. Proste.
Nie odpowiedziałam,
wpatrując się w niego z rozjuszeniem. On widząc to, uniósł kąciki swoich ust do
góry. Tymczasem Flitwick zapiszczał:
– A teraz tworzymy
kulę! Incendio prescelus!*
– Jesteś… – zaczęłam
cedzić przez zęby, jednak Teodor przerwał mi.
– To kiedy tam
wracamy?
Dobra, Hermiono, ponoć cechujesz się cierpliwością. Teraz
to udowodnij.
Odetchnęłam szybko.
– Nie w tygodniu, mam
za dużo zajęć – odparłam. – W sobotę po śniadaniu pójdę do biblioteki odrobić
prace domowe, ale przed lunchem powinnam skończyć. W sali spędzimy pewnie sporo
czasu, dlatego przydałoby się coś zjeść. Po lunchu czekaj na mnie przed
wejściem w tamten korytarz.
Skupiłam się na
tworzeniu ognistej kuli, kątem oka dostrzegając, że Teodor zmarszczył brwi.
– Sobota to trochę
późno, chciałbym iść najlepiej jutro – wymamrotał. – Ale mnie też trochę
dowalili, także niech będzie.
Kiwnęłam głową.
– Incendio prescelus!
– Snape już zajął się
twoim przygotowaniem do Czarodziejskiego Konkursu Obrony Przed Czarną Magią?
Nie spodziewałam się,
że Teodor zacznie jeszcze ze mną rozmowę o czymkolwiek. Skończyliśmy temat
ocalałej klasy, więc nie myślałam o innych sprawach, o których on mógł chcieć
pogadać.
A tu proszę.
Maskując swoje
zdziwienie, odrzekłam:
– Nie i jakoś nie
sądzę, by w ogóle go to obchodziło. Trudno. Przygotuję się sama.
I tak zaczęła się
nasza rozmowa o Konkursie. O dziwo – obyło się bez kpin, drwiących uwag,
docinków ze strony mojej oraz Teodora.
W dodatku po raz
kolejny zapomniałam, że chłopak siedzący obok jest Ślizgonem.
Po kilku minutach nieświadomie
przywabiliśmy do naszej ławki Flitwicka. Od razu umilkliśmy, widząc gniewny
wyraz twarzy nauczyciela.
– No, pokażcie mi, co
udało wam się dzisiaj osiągnąć – powiedział.
Ja pierwsza przedstawiałam
manipulację ogniem. Wszystkie zaklęcia potrafiłam zastosować nawet
niewerbalnie, dzięki czemu mina Flitwicka trochę złagodniała, a Gryffindor
zarobił piętnaście punktów. Teodorowi poszło gorzej – kompletnie nie panował na
kulą, również w sposób werbalny.
– Radziłbym zająć się
na lekcji ćwiczeniami, a nie bezproduktywnymi pogaduszkami – fuknął, po czym
odszedł w stronę Dracona Malfoya siedzącego obok Blaise’a Zabiniego.
Blond włosy chłopak
machał gwałtownie we wszystkie strony różdżką, starając się przerwać płomień
iskrzący się na jej końcu, a czarnowłosy patrzył na mnie zmrużonymi oczyma.
Posłałam mu lodowate spojrzenie i odwróciłam wzrok.
Chwilami nie
wiedziałam, którego ze Ślizgonów darzę większą nienawiścią.
Kilka minut później
zabrzmiał dzwonek. Większość – bo niektórzy jeszcze opanowywali ogień, starając
się go ugasić lub przerwać jego strumień wypływający z różdżek – wstała z
miejsc i zaczęła się pakować. Ja też tak zrobiłam, chowając podręcznik do
torby. Poczekałam jeszcze na Teodora, po czym oboje skierowaliśmy się w stronę
drzwi.
– Zapomnieliśmy o
jednym – mruknął Nott, marszcząc brwi, gdy już wyszliśmy na korytarz. Jak
zawsze, powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę głównych schodów.
– To znaczy? –
spytałam.
– Kula.
Poprawiłam torbę na
ramieniu.
– Myślałam o niej dość
długo – przyznałam. – Czysta energia jest potwornie
trudna do wyczarowania, podobnie jak czysta światłość.
– A tą kula nie mogła
być, bo by nas oślepiła – wtrącił Teodor.
– Właśnie. Co do
energii, ktoś musiałby iść w pobliżu nas, by nią sterować. Nikogo nie
widzieliśmy ani nie słyszeliśmy.
– Są zaklęcia
wyciszające, no i Kameleon.
– Niby racja, ale… –
Westchnęłam. – Jeśli ta kula znowu się pojawi, będzie musieli od razu rzucić
Zaklęcie Wykrywające.
– A w sobotę trzeba
sprawdzić, czy te plamy to faktycznie krew. Granger, co jest? – zaniepokoił się
Teodor, gdy zacisnęłam mocno usta, odwracając wzrok.
– A jeśli prócz nas
rzeczywiście ktoś tam był i to pułapka? – spytałam cicho, w końcu odnajdując
oczy chłopaka.
Wzruszył ramionami.
– Damy sobie jakoś
radę – odpowiedział. Po chwili zastanowienia dodał: – Ale mam nadzieję, że
dopadną nas dopiero gdy przeszukamy tę salę.
Nie mogłam się nie
zgodzić.
Nagle wyminęli nas Ron
i Harry. Rudzielec po raz pierwszy na mnie spojrzał. Nie ukradkiem jak zwykle,
na czym często go przyłapywałam.
Wrogo.
Z gniewem.
Jakbym była jego
przeciwniczką, w której należy wzbudzić niepokój samym wzrokiem.
No cóż, udało mu się
to.
Teodor również
dostrzegł spojrzenie Rona, który wraz z Wybrańcem po chwili zniknął za
zakrętem.
– O co chodzi
Weasleyowi? – spytał mój korepetytor.
Och, doskonale
wiedziałam.
Zaśmiałam się gorzko.
– O ciebie.
Prawda, że zdziwiony Teodor Nott wygląda równie niezwykle?
– Weasley chyba woli
dziewczyny, no ale skoro jest o mnie zazdrosny… Nie zabronię mu.
I jak mogłam nie
parsknąć śmiechem?
– Według niego jest mi
zakazane rozmawiać z kimś ze Slytherinu – wytłumaczyłam. – Żaden z Gryfonów nie
powinien tego robić. W dodatku ty trzymasz się z Malfoyem…
– Nie trzymam się z
Malfoyem – przerwał mi Teodor.
– Niekiedy jesteś widywany w towarzystwie Malfoya – poprawiłam się –
także tym bardziej powinnam omijać cię szerokim łukiem. Cały Ron.
Teodor odpowiedział
dopiero po chwili.
– Zawsze uważałem
Weasleya za całkiem upośledzoną osobę, ale żeby aż tak?
Rozbawił mnie ten
komentarz, jednak nie okazałam tego. Koniec końców – obowiązkiem przyjaciela
było bronić drugiej osoby.
– Nie mów tak o Ronie
– skarciłam Ślizgona. – Każdy ma swoje wady. Ty na przykład jesteś hipokrytą.
Teodor westchnął
ciężko, wznosząc oczy do nieba.
– Granger, znowu
zaczynasz? – spytał. Po sekundzie uśmiechnął się kpiąco. – Ale tak, masz rację.
Każdy posiada swoje wady. Jedną z twoich jest upierdliwość.
– Nie jestem
upierdliwa!
– Owszem, jesteś.
– Odezwał się pokorny
– odgryzłam się. – Właśnie, znowu objawia się twoja hipokryzja!
– Och, wcale nie
jesteś upierdliwa – stwierdził z przekąsem. – Coś ty się tak tej hipokryzji
przyczepiła?
– Nie mam racji?
– Nie.
– Powiedział ten,
który zawsze ją ma.
– Przynajmniej
częściej od ciebie.
– Z kim poszedłeś na Bal
Bożonarodzeniowy?
– Nie po… Co?
Pytając Teodora o Bal,
chciałam przede wszystkim go zaskoczyć. On robił to wystarczająco często ze
mną. Również momentami nagle zmieniał temat na zupełnie inny od poprzedniego,
czym zostawałam zbijana z tropu.
Tak jak on w tamtej
chwili.
W dodatku nie chciałam
więcej sprzeczek z czarnowłosym.
Chciałam znowu z nim
rozmawiać. Tak normalnie.
Dlatego od razu
powtórzyłam swe pytanie.
– Z kim poszedłeś na Bal
Bożonarodzeniowy w czwartej klasie? Na ten, który odbył się między pierwszym a
drugim zadaniem Turnieju Trójmagicznego.
Teodor albo wyczuł
moje intencje, albo jemu również nie chciało się dalej kłócić.
– Nie poszedłem na
niego.
Uniosłam brwi.
– Dlaczego? –
spytałam.
Wzruszył ramionami.
– Za dużo ludzi w
jednym miejscu przez tyle czasu, w dodatku jeszcze ta muzyka… Snape wprawdzie
bardzo na mnie liczył. Byłem nadzieją na to, by Slytherin się nie ośmieszył.
Jako nieliczny ze Ślizgonów jako-tako radzę sobie w tańcu. Te wszystkie wyjątkowo
nudne przyjęcia w domu lub u znajomych rodziców zrobiły swoje.
Poczułam się dziwnie,
gdy usłyszałam ostatnie zdanie.
Ja ani moja rodzina
nigdy nie urządzała przyjęć, nigdy też nie zapraszano nas na nie. Ewentualnie
na jakieś luźne spotkanie przy kawie i ciastku, ale nie na więcej niż dziesięć
czy piętnaście osób. Pięć to było dużo.
No, przyjęciami
nazywano jeszcze spotkania u Slughorna. Jednak Teodor chyba miał na myśli
trochę inne przyjęcia, te prawdziwe.
Arystokrata. Co się dziwić.
– Skoro na takim balu
było dla ciebie za dużo ludzi, to jak wytrzymujesz na posiłkach w Wielkiej
Sali? – spytałam, omijając kwestię przyjęć.
Pokręcił głową.
– One nie są tym
samym. W Wielkiej Sali panuje trochę mniejszy hałas, mniejszy tłok. Ale i tak na
śniadania przychodzę zawsze wcześniej. Wtedy jest na nich niewiele osób. Lunche
jem szybko, więc w Wielkiej Sali siedzę parę minut. Na kolacje nie zawsze mam w
ogóle ochotę. Jeśli jednak idę na nie, to też wcześniej.
Tym razem ja
wzruszyłam ramionami.
– No cóż, w każdym
razie żałuj, że nie poszedłeś na ten bal. Jest czego – stwierdziłam.
– Nie powiedziałbym,
skoro Dumbledore zaprosił Fatalne Jędze – odparł Teodor z przekąsem, w dodatku
marszcząc noc jakby w pobliżu brzydko pachniało.
– Nie lubisz ich?
– Ani trochę.
– Och, ty też? –
ucieszyłam się. – Myślałam, że jedyna w tej szkole nie jestem w stanie ich
słuchać.
– Z tego, co wiem,
Snape’owi też nie przypadły do gustu te jęki.
– Jemu nic nie
przypada do gustu.
– Co nie zmienia
faktu, że macie ze sobą coś wspólnego. Zaprzyjaźnilibyście się.
– Z pewnością.
Dotarliśmy do głównych
schodów. Spojrzałam z rezygnacją na górę, a potem z tęsknotą na dół.
Nie chciałam rozstawać
się z Teodorem. Zbyt dobrze nam się dzisiaj rozmawiało.
Nie licząc tego
rażącego przejawu hipokryzji z jego strony.
Nie zmieniało to
jednak faktu, że byłam skłonna odprowadzić Teodora pod sam pokój wspólny
Ślizgonów, byle tylko zostać z nim jeszcze chwilę.
Spojrzałam na
chłopaka, starannie ukrywając swój smutek.
– No to… – zaczęłam,
ale wtedy ujrzałam znajomego Krukona szybko wspinającego się po schodach w
naszą stronę. Uniosłam brwi, opierając dłonie o kamienną poręcz. – Roger?
Chłopak uniósł lekko głowę,
a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
– Hej, Hermiono! –
zawołał.
– Cześć, Granger –
usłyszałam głos Teodora i nim zdążyłam odpowiedzieć, Ślizgon ruszył schodami na
dół, omijając Rogera tak, by nawet nie musnąć go swoją szatą.
Jęknęłam w duchu.
Wracaj tu!
Chwilę później Roger
stanął przede mną, lekko zdziwiony.
– O co mu chodzi? –
spytał.
Och, jakbym słyszałam
Teodora.
– Nott cię nie cierpi
– powiedziałam beznamiętnie. – Tak jak ty jego. Dlatego wolał się ulotnić.
– Pewnie tak – zgodził
się szatyn. Znowu obdarzył mnie swoim uśmiechem. – Chodźmy się przejść.
I jak mogłam mu nie
ulec?
***
Wraz z Rogerem
zeszliśmy z trzeciego piętra, gdzie mieściła się klasa zaklęć, aż na sam dół.
Usiedliśmy na jednym z ostatnich stopni głównych schodów, a wokół nas panowała
cisza – w sali wejściowej nikogo nie było. Kamienne pochodnie oświetlały każdy
kąt pomieszczenia. Czułam chłód stopni oraz ściany, o którą się opierałam.
Patrzyłam na chłopaka
z zaciekawieniem, kiedy ten opowiadał mi o swojej rodzinie.
– Jestem jedynakiem,
ale nigdy mi to jakoś nie przeszkadzało – rzekł, wzruszając lekko ramionami. –
Gdybym miał rodzeństwo, w domu ciągle dochodziłoby do kłótni. A tak spokój. W
dodatku rodzice byliby jeszcze bardziej zabiegani. Tata od lat pracuje w
głównym biurze „Proroka…” na Pokątnej. Ma rubrykę z najnowszymi dziełami z
literatury czy muzyki. Nudne, ale jemu to odpowiada. Często jego samego coś
zaciekawi.
– A twoja mama? –
wtrąciłam, zaplatając palce na kolanach.
– Jest nauczycielką
angielskiego w mugolskiej szkole w Londynie.
Uniosłam wysoko brwi.
– Jak to? – spytałam.
Roger zaśmiał się.
– Jestem półkrwi. Moja
mama pochodzi z rodziny mugoli i nie mogłaby się rozstać z „jej światem”,
dlatego uczy – wyjaśnił, patrząc mi prosto w oczy.
– Żartujesz –
wymamrotałam. – Sądziłam, że jesteś czystej krwi!
– Nie – pokręcił głową,
uśmiechając się. – I bardzo dobrze. Przez to pewnie pojawiłaby się duża szansa,
że zostanę przydzielony do Slytherinu, a tego chyba bym nie zniósł.
– Gdzie poznali się
twoi rodzice? A mama? Jak zareagowała, gdy dowiedziała się prawdy o tacie? Och,
opowiadaj! – poprosiłam z przejęciem.
Krukon znowu się
zaśmiał.
– To wszystko przez
tatę – zaczął, znowu wzruszając ramionami. – Musiał załatwić jakąś pilną sprawę
w ministerstwie. Chciał aportować się w miejscu do tego idealnym – wąskiej,
ciemnej uliczce, w której cuchnęło, a wszędzie walały się śmieci. Mugole tam
nie zaglądali. No i teleportował się – wpadając prosto na mamę. Jej kot
zaginął, wszędzie go szukała, zajrzała też do tej uliczki. Zobaczyła, że ucieka
przed nią, chowając się pod kontenerem. Chciała jakoś go stamtąd wyciągnąć, ale
wtedy aportował się na niej tata. – Zachichotał. – Mama przestraszyła się,
zaczęła krzyczeć, zrzuciła go z siebie, wyzwała od zboczeńców i uciekła, zanim
ten zdążył chociażby coś powiedzieć. Jakby w ogóle nie zauważyła, że spadł na
nią z powietrza. Tata wyciągnął jej kota spod śmietnika. Na obróżce zobaczył
adres mamy. Postanowił oddać zwierzaka właścicielce. A to, że nie wiedząc, co
zrobić z kotem, poszedł z nim do ministerstwa… Bywa. Tak to się zaczęło. Dwa
lata później wzięli ślub, a kolejny rok potem urodziłem się ja.
– I to wszystko przez
kota… – Westchnęłam z rozmarzeniem. Skupiłam wzrok na jasnej plamce na swojej
spódnicy, skubiąc jej brzeg. – Też chciałabym spotkać tego jedynego
przypadkiem. Nagle, nawet nie wiedząc, że on jest moją prawdziwą miłością. Może
nie przez Krzywołapa, bo on akurat prędzej podrapałby obcemu twarz, ale… –
Znowu westchnęłam i odwróciłam wzrok na Rogera. – Twoi rodzice mają wspaniałą historię.
Taką romantyczną. A jak mama zareagowała, gdy…
– Zemdlała – przerwał
mi Roger, jeszcze bardziej chichocząc pod nosem. – Kiedy się ocknęła, zaczęła
krzyczeć na tatę. I tak darła się, i darła, żeby w końcu – gdy prawie się zapowietrzyła
– wymierzyć mu policzek, po czym od razu wyjść, wołając, jaki to on nie jest
psychiczny. A tata nic, tylko stał w jednym miejscu, spokojnie jej słuchając
oraz dając się uderzyć. Nawet za nią nie pobiegł!
Prychnęłam, zakładając
ręce na piersiach.
– Faceci – mruknęłam.
– Ale czekaj, czekaj –
uspokoił mnie szatyn. – Tata wiedział, że mama wróci. I nie pomylił się. Późno
w nocy przyszła zziębnięta, mokra, bo wyszła tak jak stała, bez kurtki, niczego.
Płacząc, powiedziała, że nie może bez niego żyć, a potem go pocałowała. I tak
się całowali, całowali…
– Nie kończ –
przerwałam mu, płonąc rumieńcem. Roger widząc to, zaśmiał się, przeczesując
sobie włosy palcami.
– Jak chcesz.
Wtedy coś wpadło mi do
głowy.
– Skoro twoja mama
pochodzi z rodziny mugoli, to na pewno masz w domu mugolską literaturę! – zawołałam.
Chłopak zastanowił
się, po czym powoli kiwnął głową.
– No mam. I co? –
spytał.
– Musisz znać Williama
Shakespeare’a – stwierdziłam entuzjastycznie.
– Coś tam słyszałem –
odparł z wahaniem. – Mama ma sporo jego dzieł, a Tragedia Czyjaś-tam, Romana
chyba, ma honorowe miejsce na półce. Ale Hermiono, o co…
– Romeo i Julia, o to chodzi! – Na moje policzki wstąpiły jeszcze
większe wypieki. Spojrzałam w dal rozmarzonym wzrokiem. – „Romeo! Czemu ty
jesteś Romeo? Zaprzyj się ojca i wyrzecz imienia lub, jeśli nie chcesz, miłość
mi przysięgnij, a ja wyrzeknę się krwi Capuletów”** – wyrecytowałam z uczuciem,
ostatnie słowa wypowiadając niemal szeptem, po czym westchnęłam ciężko.
Roger machnął
lekceważąco ręką. To sprowadziło mnie na ziemię.
– Rzadko czytam książki
inne od tych o transmutacji czy eliksirach, a mugolskie to już w ogóle – odparł
ku mojemu oburzeniu.
– Och, dlaczego? –
spytałam z rozpaczą. – Jak możesz nie czytać książek? Przecież…
Pokręcił głową.
– Nie powiedziałem, że
nie czytam książek, tylko że robię to rzadko. Nie mam czasu na inne prócz
naukowych.
– Na nie zawsze
znajdzie się czas – oświadczyłam cierpko. – W dodatku w twoim domu JEST Tragedia Romea i Julii, więc jak mogłeś
nawet do tego nie spojrzeć?
– Hermiono, spokojnie
– zaśmiał się chłopak. – Nie denerwuj się, w końcu…
– Musisz ją przeczytać
– przerwałam mu. – Koniecznie. Obiecaj mi, że to zrobisz!
– Ale ja nawet jej nie
mam, a wątpię, żebym znalazł ją w bibliotece – zaprotestował.
Zmarszczyłam brwi.
– Kiedyś natknęłam się
na Shakespeare’a… – mruknęłam powoli. – Tak, na pewno tam jest! Och, obiecaj mi,
że to przeczytasz!
– Dobra, obiecuję –
powiedział w końcu. – Tylko już nie jęcz – dodał, czochrając mnie po głowie.
Odtrąciłam jego rękę i
szybko przygładziłam włosy.
– Wiesz, że tego nie
lubię – burknęłam.
Znowu usłyszałam
śmiech Rogera.
– Dlatego to robię.
Nim zdążyłam
odpowiedzieć, dłoń chłopaka poprawiła kosmyki, które opadły mi na oczy,
odgarniając je za ucho. Ciepłe palce musnęły skórę. Odszukałam spojrzenie
Krukona, błądzące po mojej twarzy. Uśmiechnął się lekko.
– Faktycznie, tak ci
ładniej – rzekł cicho, kąciki ust nadal unosząc delikatnie do góry.
I wtedy odwróciłam
wzrok, wzdychając ciężko.
– Ugh, zmarzłam od
tych schodów – mruknęłam pod nosem. Podniosłam się i stanęłam na stopniu niżej,
opatulając się ramionami. – Chodźmy już, zimno mi.
Kilka chwil później
oboje szliśmy na górę, chichocząc z rzeczy tylko dla nas zrozumiałych.
I mimo tego śmiechu,
moje myśli krążyły wokół czegoś zupełnie innego.
Roger zachowywał się
dziwnie. Bardzo, bardzo dziwnie. W tamtej chwili czułam się… osaczona.
Przytłoczona. Przez niego. To on wywołał u mnie tę gwałtowną reakcję. Czułam
ogromny niepokój i pewnego rodzaju… strach.
Boisz się umarłych, Granger?
Nie, Teodorze. Bałam
się żywych i tego, że niektórych ich działań nie mogę w żaden sposób
przewidzieć.
*wszystkie zaklęcia są
wymyślone przeze mnie – prócz Incendio,
ono pochodzi z samej sagi
**Hermiona oczywiście zacytowała fragment sceny balkonowej;
kwestia słowo w słowo przepisana z Tragedii Romea i Julii w przekładzie
Macieja Słomczyńskiego, wyd. 1983r. (żebyście się mnie o nic nie czepiali)
_______________
Nożesz. Już kilka razy
Roger dawał mi się we znaki, kompletnie nie chcąc współpracować. Ale teraz to
już przesadził. Odkąd tylko przepisałam ten cholerny rozdział, pracowałam nad
ostatnim fragmentem. Siedziałam nad nim, jęczałam, prosiłam Rogera, żeby był
naturalny, ale ten nie, ten wie swoje, wie lepiej, jak ma się zachowywać.
Nie lubię go już i
niech się buja, przy najbliższej okazji naślę na niego wściekłego hipogryfa.
Ostatnio wszystko
wydaje się być bezbarwne. Czas za szybko leci. Wiele rzeczy się kończy. W
wakacje powinnam cieszyć się wolnością, energią, a nie…
Chciałabym zasnąć i
obudzić się w przeszłości, by móc wszystko przeżyć jeszcze raz, opóźniając tym
samym nadejście przyszłości.
Empatia
Kobieto... na początku chciałam Ci powiedzieć, że normalnie Cię kocham. Naprawdę! Tyle się naszukałam, tak bardzo pragnęłam po raz kolejny przeczytać jakiś sensownym i dobry fick o Hermionie i Teodorze i oto znalazłam Twój.Niegdyś czytałam taki jeden i momentalnie się w nim zakochałam, niestety był po angielsku i teraz nie potrafię go w żaden sposób odnaleźć. Na szczęście pojawiłaś się Ty.
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się wykreowane przez Ciebie postacie, a już szczególnie Nott, o którym z książek niestety niewiele wiemy. Tutaj jest to pole do popisu, że możemy go stworzyć od podstaw, bez zbędnych cech. Podoba mi się jego tajemniczość, niejednokrotnie ogromne opanowanie i to, że pomimo wszystko jest w nim coś zadziornego i do tego ten jego cięty języczek. Miło by było przeczytać coś więcej z jego perspektywy.
Hermiona nie jest do końca postacią kanoniczą, jednak to raczej na plus. W tego typu paringu raczej trudno byłoby trzymać się kanonu. Zresztą... idealnie ją wykreowałaś. Jest taka sama jak w serii, plus kilka cech, które moim zdaniem idealnie jej pasują.
Fabuła też dosyć interesująca, ciesze się, że ich miłość (bo chyba taki jest cel opowiadania ? przynajmniej w pewnym stopniu) rozwija się powoli, etapami. Bo szczerze powiedziawszy nie lubię, gdy bohaterowie już w drugim rozdziale się całują i obiecują dozgonną miłość.
Wątek kryminalny, jak i zarówno ten z duchem są bardzo intrygujące. Mam wrażenie, że tą zamknięta salę, łączy coś z duchem, którego spotkała Hemiona i Nott.
I ostatnie - miałam opublikować ten komentarz na onecie, ale zauważyłam, że tutaj również funkcjonujesz. Kurcze, jak Ci się udało wstawić ten szablon ? Ja męczę się dwa dni z jakimś porządnym, a i tak nic nie idzie po mojej myśli. Proszę o powiadomienie i jestem zauroczona wszystkim co do ej pory się ukazało.
PS: Mogłabyś mnie informować o nowościach przez gg ? 41995959
Ja osobiście najpierw na Teodora natrafiłam, gdy przeglądałam Wikipedię HP. Zapomniałam kompletnie o jego istnieniu w sadze, natknęłam się na niego dopiero tam. Potem poszukałam miniaturek z nim i Hermioną, znalazłam parę i zakochałam się *.* Ale ubolewałam nad tym, że nie ma żadnego dłuższego opowiadania po polsku o nich, dlatego zbuntowałam się i postanowiłam sama takie napisać xD
OdpowiedzUsuńPerspektywa Notta mówisz? Byłoby za łatwo, rili. Gdybym odkryła przed czytelnikami wszystkie jego uczucia tak od razu, utraciłabym spowijającą go mgiełkę tajemnicy. A tak raz na jakiś czas wetknę parę zdań na temat jego myśli i drobny zarys jest ;D
Kanoniczna Hermiona, ale taka total kanoniczna, wychodzi mi jedynie gdy piszę narracją trzecioosobową, jednak wtedy uczucia zaliczają zgona, także tego... No xD Niemniej cieszę się, że "moja" Hermiona przypadła Ci do gustu :)
Ja też tego nie lubię, chyba że jest to dobrze uzasadnione, a między bohaterami już wcześniej coś było. W przypadku Hermiony i Teodora możesz liczyć na bardzo łagodne rozwijanie się uczucia ;)
Na temat ducha i umarłych siedzę cicho :x Wszystko wyjaśni się... kiedyś ^^''
Ugh, trochę roboty było. Nagłówek ma rozmiar 900 pikseli, tło 950, opcja sąsiadowania "sąsiadująco", rozmiar całego bloga 930 prawy pasek boczny - 400. Z tłem kombinowałam godzinę jakoś, bo chciałam, żeby pasowało idealnie, a nie było przesunięte w którąś stronę -.-' No ale chyba warto, teraz blogspotowa wersja całkowicie przypomina onetowską.
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za tak wylewną opinię. Takie komentarze karmią Wena, który ostatnimi czasy jest strasznie kapryśny. Oczywiście będę Cię powiadamiać.
Pozdrawiam,
Empatia
Wiesz co ci powiem?
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne. Jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam. I bardzo dobrze, że znalazł się ktoś, kto nie pisze słodziaśnych blogusiów o Dracze, bo aktor jest taki śliczny -.- (No już pominę fakt, że Draco z książki był szczurkowaty). Widzę, że nie ja jedna lubię korzystać w opowiadaniach z kanonicznych postaci, które zostały słabo rozwinięte. Twój Teodor jest dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam ^^
Ja również nie lubię szablonu "Dzisiaj cię nienawidzę, bo jesteś szlamą (wersja kobieca: fretką), ale jutro nagle mi się spodobasz i zacznę cię podrywać", jaki występuje w 99% wcześniej wymienionych opowiadań :)
Również bardzo bym prosiła o powiadamianie (jeśli jest taka możliwość) przez bloga http://huncwotka-z-piekla-rodem.mylog.pl. Jeśli nie, również podam swój numer gg :)
Życzę dużo dużo weny i pomysłów równie dobrych co te wykorzystane w poprzednich rozdziałach.
O kurcze, bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe słowa! :)
UsuńJa niestety wiele razy się zawiodłam - chyba nigdy nie spotkałam Dracona kanonicznego, tylko tego z fanficków - posyłającego niesmaczne żarty, lgnący do Hermiony, bo przecież ona taka piękna jest, mimo że wcześniej tego nie zauważała, i w ogóle. Wszyscy zapominają, jaki jest Malfoy z kanonu. Wcale nie bierze do łóżka co drugiej dziewczyny, nie udaje podrywacza, nic. Denerwujące. Ponadto miłość Hermiony i Dracona jest nie-mo-żli-wa, chyba że ktoś ich do siebie jakoś popchnie. I tyle w tym temacie.
Raz jeszcze dziękuję za opinię. Oczywiście będę informować :)
Pozdrawiam,
Empatia
Uch, och, ach. Przyznaję bez bicia, że jakoś wybitnie w tym rozdziale Roger mnie nie wkurzał :D
OdpowiedzUsuńBYŁ TEOŚ, taaa?
Wiem, wiem, jestem psychofanką, ale jakoś mi to absolutnie nie przeszkadza.
Jeśli chodzi o same wydarzenia w klasie i poza nią - podziwiam Twoją wyobraźnię. Na początku bałam się, że będę miała problem z wpasowaniem sobie tego bez bólu w kanon, ale ja na razie wszystko jest okej. Mhrocznie się robi. Lubię to.
Tylko niech ona się wreszcie pogodzi z ryżem. Ja wiem, że Ty go nie lubisz, no ale ile można :< Mon-Ron cierpi a ja z nim.
Mnie Roger wkurza strasznie -.-'' Ale muszę zachować jako-taką bezstronność i na razie z nim wytrzymywać. Hermiona go lubi, więc trza xD
UsuńStaram się wszystkie wydarzenia wpasować jakoś w kanon, żeby go zbytnio nie naginać, także jak coś, to wszystkie te nagięcia odpowiednio usprawiedliwię ^^''
Można :D Poczekaj jeszcze... ja wiem... dwa rozdziały, może cuś się poprawi xD
Ej, jakbym słyszała siebie jakieś dwieście maili temu XD hahahahahha :DDD
UsuńAleż one się usprawiedliwiają same przez się :DD
Dopsz, ja z natury cierpliwa istota ^^
Witaj. Przepraszam, że zawitałam tu tak późno, ale miałam trochę zaległości po moim urlopie.
OdpowiedzUsuńA więc tak : rozbawiłaś mnie tą swoją opinią o Rogerze ;) Mi aż tak nie przeszkadza, choć - fakt - czasem potrafi dać popalić.
Masz świetne pomysły, naprawdę mi się podobają.
No nareszcie, jakże wielka była moja radość, że pojawił się w tym rozdziale Teodor. Strasznie go lubię, eh!
Urzekły mnie w tym rozdziale również śliczne opisy. Ile trzeba było wyobraźni, by to wszystko stworzyć!
A także spodobał mi się tytuł rozdziału. To, jak i całość robi się mroczna ;)
I to ostatnie zdanie, że Hermiona boi się żywych, też wyjątkowo udane.
Pozdrawiam i proszę o informację na tym adresie : http://flames-of-ice.blogspot.com . To mój nowy blog, jakby co ;)
Roger serio mnie denerwuje. Strasznie ciężko mi się o nim pisze. Teodor to zupełnie co innego - jego kocham, kocham, kocham ;3
UsuńOczywiście będę informować :)
Pozdrawiam i dziękuję za opinię!
Empatia
Za co lubię tego bloga? Za postacie, za świat, za styl. Za wszystko. Przeczytałam naprawdę wiele opowiadań o Harrym Potterze, ale niewiele mnie urzekło. Jak dla mnie opowiadanie nie musi być idealne. Jeżeli ma to coś - jestem jego. I tak się stało w tym przypadku. Kocham twojego Notta, nawet Hermionę, która czasami faktycznie bywała irytująca (mowa o książce). Podoba mi się fabuła. A najważniejsze - miłość rozwija się powoli, nie pędzisz na złamanie karku, żeby wreszcie opisać pierwszy pocałunek. Kreujesz własną fabułę, do której ludzie nie raz wrócą.
OdpowiedzUsuńJeżeli będziesz się piąć w górę, nabierać doświadczenia, w przyszłości możesz zostać naprawdę wyśmienitą pisarką ;)
Obserwuję i czytam, przy okazji dodam do linków (mniejsza, że blog raczkuje - naprawdę!) i może inni również zaczną czytać ;)
Pozdrawiam, Lynette.
PS Kiedyś komentowałam Onetowską wersję i obiecałam, że kiedyś przeczytam wszystko. Przeczytałam wreszcie! ;)
Pierwszy pocałunek bardzo chcę opisać, rili. Ale wiem, że nie mogę, bo Teodor i Hermiona są jeszcze w fazie wzajemnego poznawania się, dlatego powstrzymuję się xD
UsuńBardzo dziękuję za opinię. Pozdrawiam,
Empatia
Co się czepiasz Rogera, ja go absolutnie uwielbiam! Chcę wiedzieć, jak wygląda, podziel się jakimś obrazkiem, zdjęciem albo coś. A najlepiej od razu daj mi jego adres, hahahaha, żartuję. :D Historia rodziców Rogera też jest mocna, zwłaszcza motyw zwyzywania jego ojca od "zboczeńców", no padłam po prostu. :D I to, że tatuś pracuje w dziale literacko-muzycznym w "Proroku..." też bardzo mi odpowiada. Fajne był również motyw Szekspira (tak, ja też wolę angielską pisownię, ale tym razem nie będę szpanować angielszczyzną). Tragedia Romana. :D
OdpowiedzUsuńŻarty żartami, ale coś wyłapałam:
- "Już wcześniej przygotowałam sobie w myślach odpowiedzieć." -> "odpowiedź", ale domyślam się, że to przez zmianę szyku zdania, mnie też się to zdarza,
- "Boisz się przyznać mi racji." -> "rację", bo "racji" to można nie przyznać.
Pozdrawiam i liczę na jeszcze więcej Rogera, bo na myśl o nim aż mi się twarz cieszy,
[une-crime-parfait]
Ty go serio uwielbiasz xDD W takim razie zarzucę Ci jego zdjęciem http://c.wrzuta.pl/wi18509/7a70b435000c0d6850169aaf/chlopak Wiem, że ma wygląd, który podoba się większości dzisiejszych nastolatek, ale, kurcze, jak tylko go zobaczyła, to od razu zrozumiałam, że tak będzie wyglądał Roger. Dokładnie, w stu procentach tak *o*
OdpowiedzUsuńTak, tak, ten fragment wyjątkowo długo zmieniałam, więc przez to znalazł się błąd. Jeśli chodzi o "rację" - kurcze, nie wpadłabym, że tak powinno się pisać o.O Dzięki!
Nie bójta się, Roger jeszcze się pojawi :D Może niekoniecznie w idealnym świetle, bo trochę namiesza, ale będzie :DD
Fajnie, że już jesteś ^^
Empatia
Cześć i czołem kompletnie boska autorko, o zacnym tytule Empatia! Twój blog znalazłam jakąś godzinkę temu i już teraz mogę przyznać, że ta historia zawładnęła moim sercem! A najbardziej kto? No oczywiście, że Pan Wspaniały Nott! Przyznaję ci rację - nigdy wcześniej nie trafiłam na taki paring. Mam czasami dość Dramione, Sevmione i innych, więc cieszę się, że mogę czytać coś tak świeżego :) Akcja się rozkręca, najbardziej zainteresowała mnie te stare klasy. Jako, że uwielbiam tajemnice, to jestem w siódmym niebie! Cholernie mnie swoim opowiadaniem zakręciłaś, nie mogłam się wprost oderwać.
OdpowiedzUsuńJa to wiem i ty to wiesz, że z TYM Krukonem jest coś nie tak. Niestety ja nie wiem co, ale ty wiesz co, więc może utrzymajmy ładny porządek i powiesz mi co jest z nim nie tak, hmm? :) Mam tylko jedno duże "ale"... Proszę o WIELE WIELE WIĘCEJ TEODORA!! ^^
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i uświadamiam cię, że zdobyłaś kolejną wielką fankę.
Gorąco pozdrawiam, DemonFromMars
Ja wiem wszystko ;3 A przynajmniej mam nadzieję, bo coś jeszcze może wykombinować jakaś postać, na przykład taki Roger albo Ivy. Nie panuję nad nimi, I'm so sorry xD
UsuńBardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa! Strasznie się cieszę, że Wyjątek tak Cię zainteresował, no i witam w gronie fanów Teosia :DD
Pozdrawiam serdecznie,
Empatia
Właśnie zauważyłam.,ze dostałam komentarz pod notka Uklucie, zamiast tutaj. Także ta, znajdziesz moja opinie ma temat bloga. Tutaj powie jeszcze raz, ze jesteś wielka, a Twoi bohaterowie zdają sie być z krwi i kości. I ze podoba mi se Jadwiga w tym opowiadańiu. Tylko czasem sie obawiam, co masz zamiar zrobić w związku z siódmym rokiem naszych bohaterów...
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, już odebrałam :) Raz jeszcze bardzo za nią dziękuję :))
UsuńSiódmy rok jest tap sikret, ale nie bój się, coś się wymyśli xD
Pozdrawiam,
Empatia
Z daleka z tym hipogryfem od Rogera! Jak go można nie lubić? Sama go stworzyłaś a teraz co? Ja go bardzo lubię i kibicuję mu nawet bardziej niż Nottowi.
OdpowiedzUsuńBo Nott naprawdę jest hipokrytą, mimo że ciągle nie potrafi przyjąć tego do wiadomości.
Oczami wyobraźni widziałam zmasakrowane ciała w zdemolowanej komnacie, dlatego więc zamiast "sztylety" przeczytałam "szkielety". Dopiero kiedy ciąg dalszy nie bardzo mi do tego pasował, wróciłam do początku i zauważyłam swoją pomyłkę.
Nie dziwię się Hermionie, że tak boi się krwi. Po tym co przezyła, wykazuje się wielką odwagą, chcąc wrócić do tej sali. Ale tak to już bywa, że ciekawość jest silniejsza od strachu czy rozsądku.
Pozdrawiam
O boru, kocham Cię. W końcu ktoś prócz Hermiony dostrzega w Teodorze wady. Już myślałam, że moje wysiłki w nierobieniu z niego męskiej wersji Mary Sue spełzły na niczym.
UsuńWiem, że stworzyłam Rogera i jego jako postać lubię, ale ostatnio ciężko mi się o nim pisze xD
Również pozdrawiam i bardzo dziękuję za opinię! :)
Empatia
Czytam ten rozdział w przerwie między lekcjami i powiem tylko tyle, że czytam go z zapartym tchem (podobnie rzecz się ma z resztą). Piszesz genialnie! ^_^ Roger trochę mnie wkurza, jak widzę nie tylko mnie. :D Poza tym zamieściłaś tu jeden z moich ulubionych fragmentów z "Romeo i Julia" - „Romeo! Czemu ty jesteś Romeo? Zaprzyj się ojca i wyrzecz imienia lub, jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij, a ja wyrzeknę się krwi Capuletów”. Ach te wspomnienia... ^.^ No nic, zaraz dzwonek więc za resztę zabieram się później. :)
OdpowiedzUsuńO matko, nawet w szkole czytasz? Raju... xD
Usuń"Romeo i Julia", mniam <3 Zawsze podobała mi się zakazana miłośc i te sprawy, a tutaj w grę jeszcze wchodzą aż dwie śmierci z miłości, więc no <3
Hehe... Mam dłuższe przerwy od tych co są w Polsce, więc czasem aż nadto się nudzę. :D
UsuńWszyscy tutaj jakies wypracowania pisza a ja napisze tylko ze rozdzial bardzo fajny i za kazdym razem mnie zadziwiasz
OdpowiedzUsuńBuziaki Ginny