07 sierpnia 2012

Rozdział 12. Przepadłaś

Z każdym kolejnym dniem robiło się coraz zimnej. Po czasie całkowicie ustał deszcz, jednak zastąpił go silny, lodowaty wiatr. Nad Hogwartem zbierały się ciemnoszare chmury, z których w każdej chwili spodziewałam się śniegu.
Niestety, ten nie nadchodził, nad czym ubolewałam.
Miałam rację – nie udało mi się znaleźć zbyt dużo czasu, by rozmyślać nad umarłymi, jak Teodor nazywał często odkryty korytarz i klasę. Nauczyciele faktycznie wyjątkowo skutecznie zajęli nauką moje wolne wieczory po lekcjach. Nie było możliwości, żebym wraz z Nottem zajęła się ocalałą salą. Pozostało nam jedynie czekać na sobotę.
Z samym czarnowłosym Ślizgonem nasze stosunki uległy zmianie. Mogłam nawet nazwać ją niewielką poprawą, a to już niemalże był sukces. Między nami panowała cieplejsza atmosfera. Sprzeczki pojawiały się rzadziej i niekiedy kończyły się szybciej – czasem on je ucinał, innym razem ja. Nadal jednak były głośne, uciążliwe, a podczas niektórych nawet Teodor tracił panowanie nad sobą, krzycząc na mnie i krzycząc, bo przecież tak go denerwowałam. Po pewnych korepetycjach oboje staliśmy naprzeciw siebie z wysoko uniesionymi różdżkami, gdy między nami wywiązała się kłótnia na temat właściwości magicznych tojadu żółtego.
No i nie mogłam także zapomnieć o tych wszystkich całkowicie normalnych rozmowach z Teodorem. O tych pozbawionych jakiejkolwiek złośliwości, jednocześnie zastąpionej wzajemną jako-taką życzliwością. O tych, których od dawna najbardziej chciałam, których wywiązania się między nami pragnęłam.
Rozmawialiśmy z Nottem o doprawdy przeróżnych rzeczach. Najczęściej o umarłych i o Międzyszkolnym Konkursie Magicznym, jednak w grę równie nierzadko wchodziły całkowite głupoty. Ulubione książki, muzyka, to, co sądzimy na temat niektórych spraw.
Podobało mi się to. Powoli dostrzegałam, że mimo złośliwości i drwiny Teodor skrywa w sobie coś więcej.
A kimś, kto całkowicie zbił mnie z tropu swoimi słowami, był Neville.
Gdy szliśmy na czwartkową lekcję zielarstwa, chłopak nagle stwierdził lekko:
– Dobrze dogadujesz się z Nottem.
Nie żebym się z tym nie zgadzała. Nie zmieniało to jednak faktu, że mocno się zdziwiłam, jednocześnie czując niepokój.
To widać?
– Dlaczego tak twierdzisz? – spytałam, marszcząc brwi.
Neville wzruszył ramionami.
– Na ostatnich zaklęciach nie kłóciliście się – odparł. – No i siedzieliście razem…
– Musiałam omówić z nim jedną naprawdę pilną rzecz – wtrąciłam. – Nie robiłabym tego wtedy, gdyby nie zaciągnął mnie do tej ławki – dodałam ponuro.
Neville uśmiechnął się delikatnie.
– Ale i tak dobrze się dogadujecie.
Odwróciłam wzrok.
– Nott… zachowuje się inaczej – przyznałam z wahaniem. Spojrzałam na Gryfona. – Jeśli wiesz, o co mi chodzi. W przeciwieństwie do takiego Malfoya czy Zabiniego z Nottem da się normalnie porozmawiać. Chwilami. Niestety, często przypomina zwykłego Ślizgona.
Neville zmarszczył brwi.
– To Nott w końcu jest inny czy nie? – spytał.
Westchnęłam.
– Nie wiem – odrzekłam cicho, nie patrząc na niego. – Jeszcze. Muszę się dopiero przekonać. – Odwróciłam wzrok na chłopaka. – Ale masz rację. Dobrze się z nim dogaduję.
Musiałam zgodzić się z Neville’em. Gdybym powiedziała inaczej, okłamałabym nie tylko jego, ale także samą siebie. Jednocześnie przyznanie mu racji było naprawdę trudnym wyzwaniem.
Może dlatego, że sama nie miałam pewności co do swych słów.
Nadal nie wiedziałam do końca, czy Teodor „jest inny”, tak jak powiedział Gryfon. Te wszystkie złośliwości, przytyki… One nie miały znaczenia w porównaniu z rozmowami, jakie prowadziłam ze Ślizgonem. Znikały. Ulatniały się. Tak jakby nigdy nie istniały.
Zaraz po sobotnim śniadaniu istotnie poszłam do biblioteki. Ledwo wypakowałam z torby potrzebne pergaminy, podręczniki, kałamarz i pióro, do mojego stolika dosiadł się Harry.
Przez ostatnie kilka dni nie udało nam się spokojnie, bez pośpiechu porozmawiać. Wieczorami okularnik często przychodził do biblioteki, jednak ja zawsze byłam zbyt zajęta, by odpowiedzieć mu na cokolwiek.
Dlatego ucieszyłam się, że dosiadł się do mnie w tamtą sobotę.
Chociaż… Gdy zobaczyłam wyraz jego twarzy, mój entuzjazm zniknął, zastąpiony niepokojem.
– Co się stało, Harry? – spytałam z troską.
– Ron się wkurza. Bardzo – odparł ponuro.
Odchrząknęłam lekko. Otworzyłam podręcznik do numerologii.
– Dlaczego tym razem? – spytałam beznamiętnie, nie patrząc na chłopaka.
Kątem oka dostrzegłam, że wziął głębszy oddech.
– Pamiętasz wtorkowe zaklęcia? Ron uważa, że Nott za bardzo się wokół ciebie kręci i że…
– …powinnam ograniczyć z nim kontakty? – dokończyłam, podnosząc głowę. Wybraniec niechętnie mruknął coś potakująco. Spojrzałam na niego poważnie. – Harry, ale ty chyba nie sądzisz tak jak on? – upewniłam się.
Omiótł spojrzeniem pobliskie regały, sprawdzając, czy nie czai się za nimi pani Pince. Później machnął ręką, znowu na mnie patrząc.
– Przecież wiem, Hermiono, że mało prawdopodobnym jest, żebyś nagle zaprzyjaźniła się z kumplem Malfoya – odpowiedział.
On nie jest jego kumplem – zaprzeczyłam w duchu.
– Nie obchodzi mnie to, co myśli Ron – oświadczyłam chłodno. – Zresztą nie wiem, dlaczego on uważa, że przyjaźnię się z Nottem – dodałam cierpko.
Harry pokręcił głową.
– Nie o to mu chodzi. Wkurza się, bo coraz częściej Nott jest widywany w pobliżu ciebie. – Otworzył usta jakby chciał jeszcze coś dodać, jednak najwyraźniej zrezygnował z tego pomysłu.
Posłałam mu podejrzliwe spojrzenie.
– Dokończ – zażądałam.
Zawahał się.
– Jak tak dalej pójdzie, to Ron znowu stwierdzi, że bratasz się z wrogiem – rzekł cicho.
– Czyli powtórka z czwartej klasy – podsumowałam, wygładzając stronę podręcznika.
Niedaleko rozległ się stukot obcasów. Buty pani Pince wydawały naprawdę charakterystyczny dźwięk podczas zetknięcia z drewnianą podłogą biblioteki. Zamilkliśmy, a ja pochyliłam głowę nad podręcznikiem. Kiedy kroki oddaliły się, odchrząknęłam cicho.
– Cóż, nie mam na uwadze tego, co tam sobie sądzi Ron – powiedziałam niemal szeptem, nie chcąc, by mój głos przywabił panią Pince. – McGonagall przydzieliła mi korepetycje z Nottem, także bez oporu na nie chodzę, choć postępów nie widać. – Skrzywiłam się lekko na wspomnienie ostatnich zajęć ze Ślizgonem, podczas których zamiast zmienić kolor piórek kanarka, nadmuchałam go do olbrzymich rozmiarów. – No i można z nim porozmawiać naprawdę inteligentnie, na tematy o wiele ciekawsze niż quidditch.
Harry uśmiechnął się lekko.
– Podejrzewałem, że to powiesz.
Już kilka chwil później dziękowałam w duchu swojemu tacie, że odziedziczyłam po nim podzielność uwagi. Pisząc wypracowanie z numerologii, jednocześnie słuchałam tego, czego Harry dowiedział się o Voldemorcie na ostatniej lekcji u Dumbledore’a.
– Ron twierdzi, że te spotkania nie mają sensu – zakończył okularnik. – Niby wszystko ciekawe i tak dalej, ale… – Westchnął. Wbił wzrok w lampę stojącą na stoliku, muskając opuszkami palców jej nóżkę. – Dumbledore powiedział, że to pomoże mi przeżyć, więc najwyraźniej jakiś sens ma…
Zamoczyłam pióro w kałamarzu.
– Ja za to uważam, że te wspomnienia są fascynujące – wymamrotałam, skrobiąc powoli litery na pergaminie. – Dowiadując się o Voldemorcie jak najwięcej, możemy poznać jego słabe strony. A jeśli coś kryje się w dzieciństwie? Albo w tym, do czego najbardziej dążył?
– Voldemort od zawsze dążył do władzy – przerwał mi Harry. – Do władzy i potęgi.
– No tak, ale chodzi mi o to, do czego dążył pośrednio – wyjaśniłam. – Może dostanie jakiegoś przedmiotu? Stanowisko gdzieś? Otrzymanie informacji na jakiś temat? Opcji jest wiele i naprawdę uważam, że te lekcje ci się przydadzą.
– Też mam taką nadzieję – mruknął ponuro. – Głupio byłoby tracić teraz czas na wspominkach o Voldemorcie, podczas gdy on zbiera śmierciożerców do opanowania Hogwartu.
Zaśmiałam się, jednak bez cienia wesołości w głosie.
– Dopóki Dumbledore jest tutaj, nic nam nie grozi.
Harry potarł kostki prawej dłoni.
– Problem w tym, że Dumbledore’a nadal często nie ma, a ja nadal nie wiem, gdzie znika.
– Harry, już o tym rozmawialiśmy…
– W dodatku Malfoy wciąż coś knuje.
Wolałam na to nie odpowiadać. Kłótnie z Harrym na temat Dracona były bezsensowne – Gryfon upierał się przy swoim, ja przy swoim. Już wiedziałam, że najlepiej po prostu się nie odzywać, czekając na szybką zmianę tematu.
– Kiedy jest następne spotkanie u Slughorna? – spytał w końcu Harry, najwyraźniej nie mogąc znieść ciszy, która się pojawiła.
– W przyszły czwartek – odparłam. – Będziesz?
O dziwo, czarnowłosy kiwnął głową.
– Raczej tak. No chyba że będę musiał zorganizować drobny trening…
Spojrzałam na niego ze złością.
– Nie możesz ciągle tego odwlekać – oburzyłam się. – Tam jest naprawdę fajnie!
– Jasne. Ginny ostatnio przyszła stamtąd wyjątkowo wściekła.
Znowu się skrzywiłam. Tak jak podejrzewałam – zaraz po spotkaniu ruda urządziła mi istne piekło. Cały wieczór spędziła między Zabinim patrzącym na nią jak na robaka a Neville’em o wiele bardziej zajętym rozmową z samym Slughornem. Gniewała się na mnie całe dwadzieścia minut – najpierw wpadła do mojego dormitorium, powściekała się ile chciała, wyleciała tak szybko jak wleciała, a potem wróciła, by siedząc na łóżku w zielonej piżamie w małpki, jęczeć, bo przecież tak się wynudziła.
– Dlatego, że mnie nie było – odrzekłam. Powiedzieć czy nie? No dobra. – Swoją drogą – dodałam powoli, niepewnie – Slughorn zaczął zapraszać Notta.
Harry uniósł wysoko brwi.
– Czemu?
– Wypytał o niego McGonagall i dowiedział się, jakie ma oceny. Musiał dojść do wniosku, że Nott coś w życiu osiągnie.
Ręka Wybrańca powędrowała do włosów.
– Dziwne. Slughorn nie zaprasza Malfoya, bo jego rodzina służy Voldemortowi. A ojciec Notta przecież jest śmierciożercą.
Prychnęłam.
– No i co z tego? – spytałam. – Nott to aktor. A-ktor. Ma urok osobisty, wie, jak powinien się zachować, by zdobyć czyjąś przychylność, więc Slughorn od razu go polubił. Wierz mi, Harry, na korepetycjach jest inny.
Gryfon zmarszczył brwi.
– Nott naprawdę bardzo się wokół ciebie kręci – stwierdził.
Spiorunowałam go spojrzeniem.
– Co nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru się z nim zaprzyjaźnić – wymamrotałam szorstko, nachylając się nad pergaminem.
– To dobrze. Inaczej Ron…
– Co mnie obchodzi Ron?! – przerwałam Harry’emu ze złością.
Uniósł ręce w obronnym geście.
– Tylko mówię, co może się stać – usprawiedliwił się szybko. – Nie bij.
W odpowiedzi fuknęłam z irytacją. Powróciłam do pisania wypracowania, rozmawiając szeptem z Harrym o tym, co może robić Dumbledore poza szkołą, jednocześnie myślami błądząc wokół umarłych i tego, że już za kilka godzin miałam znowu ujrzeć szare tęczówki, które tak bardzo mnie urzekły.

***

Strasznie nie chciałam iść na lunch, a swoje kroki skierować od razu do ukrytego korytarza. Niestety, mój żołądek wystarczająco głośno informował, jak głupi to pomysł. Kiedy odnosiłam torbę do dormitorium, w pokoju wspólnym natknęłam się na Ginny. Ruda korzystając z tego, że Dean jeszcze jej nie porwał, postanowiła do Wielkiej Sali zejść ze mną.
Gryfonka zawsze miała czas. Nigdy się nie spieszyła, odrabiając lekcje. Gdy szła na trening przez błonia, oddychała głęboko, stawiając powoli kroki i rozkoszując się świeżym powietrzem.
A kiedy schodziła na posiłki, zawsze zajmowała mnie rozmową. Cóż, nigdy mi to nie przeszkadzało. Oddawałam się miłej pogawędce z rudą, niekiedy o zwykłych głupotach, jednak tamtego dnia wyjątkowo mi się spieszyło.
Byłyśmy dopiero na piątym piętrze, a ja odnosiłam wrażenie, że minęły wieki od wyjścia z pokoju wspólnego Gryfonów. Skrzywiłam się.
– Ginny, proszę, chodźmy trochę szybciej – jęknęłam.
– Hermiono, co się dzieje? – spytała ze zdziwieniem, jednak posłusznie wraz ze mną przyspieszyła.
Nie mogłam powiedzieć jej o umarłych. Ustaliliśmy z Teodorem, że nikt się nie dowie. Dlatego nie wiedziała ani ruda, ani Harry. Jednak co miałam odpowiedzieć dziewczynie? Że umówiłam się z moim korepetytorem i to bynajmniej nie na dodatkowe zajęcia, które tak czy siak miały odbyć się w tamten sobotni wieczór?
Mogłam wybrać jedną z dwóch opcji. Albo powiedzieć Ginny prawdę-prawdę, albo jakoś wymijająco się wytłumaczyć, lecz jednocześnie jej nie okłamywać.
Dobra, Hermiono, dawaj.
– Mam do załatwienia jedną sprawę i bardzo się spieszę.
– Jaką? – dopytała się Weasleyówna.
Szybkim krokiem weszłyśmy do Wielkiej Sali. Słyszałam szum sztućców i głośne rozmowy uczniów. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, nie dostrzegając ani śladu Teodora.
Już poszedł.
– Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz – powiedziałam cicho, nachylając się w stronę Ginny.
Ta spojrzała na mnie poważnie.
– Wiesz, że nigdy nikomu nic nie mówię – odrzekła. – Możesz być spokojna.
– Chodzi o Notta – mruknęłam. – Umówiliśmy się w jednym miejscu, musimy coś sprawdzić.
Siadłyśmy przy stole Gryffindoru, daleko od niepożądanych osób, które mogłyby podsłuchać naszą rozmowę.
Ruda zmarszczyła brwi.
– Ale o co dokładnie chodzi?
Zacisnęłam usta.
– Nie mogę ci powiedzieć – odpowiedziałam cicho. – Przepraszam, ale nie mogę. Najpierw musimy z Nottem przeszukać jedno miejsce i kiedy przekonamy się, co tam jest, wtedy wszystkiego się dowiesz. Na razie musi to pozostać między mną a nim. I proszę, Ginny, jeśli Harry będzie pytał gdzie jestem, powiedz, że nie masz pojęcia. Nie chcę, żeby wiedział o Nocie – dodałam, patrząc prosto w brązowe oczy dziewczyny.
Miała tęczówki koloru mlecznej czekolady. Ciemne, a jednocześnie ciepłe. Ona cała była ognista. Rude włosy, brązowe oczy. Jakby stworzono ją z ognia, a w tęczówkach kryła się lawa.
Przez chwilę przyglądała mi się uważnie, z niepokojem.
– Nie podoba mi się to – stwierdziła. – Nott jest Ślizgonem.
Westchnęłam. Zaczęłam nakładać sobie na talerz zapiekanki.
– Nic mi nie zrobi, jeśli o to ci chodzi – uspokoiłam ją. – Zresztą umiem się obronić. Nie mam siedmiu lat.
Nie odpowiedziała, a jedynie przejęła półmisek z zapiekanką. Nalałam sobie soku dyniowego i pociągnęłam kilka pierwszych łyków, kiedy słowa Ginny spadły na mnie jak grom z jasnego nieba.
– Coś czuję, że niedługo przepadniesz.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Zakrztusiłam się, kielich wypadł mi z dłoni, sok rozlał się po stole, zaczęłam kaszleć, a z oczu popłynęły łzy.
Ginny poklepała mnie po plecach. Usilnie starałam się złapać oddech, czując pieczenie przełyku.
– C-co? – wydusiłam, kiedy już się opanowałam.
Ginny parsknęła śmiechem.
– Mówię, że przepadniesz.
– W jakim sensie? – spytałam ochryple, ocierając łzy.
Wiedziałam, co ruda ma na myśli już od jej pierwszych słów. Potrzebowałam potwierdzenia, choć w duchu modliłam się, bym nie miała racji i żeby dziewczynie chodziło o coś innego.
Znowu się zaśmiała.
– Nott już nie jest dla ciebie zwykłym, wyjątkowo denerwującym Ślizgonem, co?
Spojrzałam na nią z oburzeniem.
– Ginny – zaczęłam karcąco. – Nie rozumiem, do czego zmierzasz. Nott mnie nie interesuje.
– Jasne. Przecież widzę, Hermiono, że traktujesz go inaczej niż wcześniej.
– Ale… – zająknęłam się.
– Zastanawiam się jedynie dlaczego – kontynuowała jakbym w ogóle się nie odezwała. – Może i jest przystojny, ale – na litość Merlina! – toż to gbur. Sama tak mówiłaś. Denerwuje cię dzień w dzień, nie daje ci żyć, więc…
Poddałam się.
– Oczy – wtrąciłam niemal szeptem, wpatrując się w swój talerz.
– Co: oczy?
Westchnęłam i odwróciłam wzrok na Ginewrę.
Ciężko było mówić mi o tym, co sądzę o tęczówkach Teodora. Naprawdę ciężko. A już to, co czuję... Wiedziałam, że to stanowi jeszcze trudniejsze wyzwanie.
Jako nie zamierzałam się go podjąć.
Ale skoro już dałam za wygraną, chciałam też, by zrozumiała. W dodatku naprawdę musiałam się komuś wygadać. Azyl własnych myśli powoli nie wystarczał. Odpowiednią osobą była właśnie Ginny.
– Chodzi o jego oczy – wymamrotałam. – Widziałaś je kiedykolwiek z bliska? Są takie… niezwykłe. Szare. Jakby nie miały dna. Jeśli nadarza się ku temu okazja, nie potrafię na nie nie patrzeć. To niewykonalne. Jest w nich coś takiego, co przyciąga wzrok. Nie umiem dokładnie opisać ich słowami, ale mogę powiedzieć jedynie tyle, że to wszystko przez nie.
Ginny wpatrywała się we mnie szczerze zdziwiona. Spłonęłam rumieńcem.
Trzeba było się nie odzywać – skarciłam się w myślach.
– Hermiono… – Zawahała się. Zły znak. – Już przepadałaś. Zdecydowanie, niezaprzeczalnie, absolutnie. Przepadłaś.
Prychnęłam.
– Nie wiem, o czym mówisz – ucięłam, atakując zapiekankę.
– A mnie się wydaje, że doskonale wiesz.
Dostrzegłam lekki uśmiech na ustach Gryfonki. Nie odpowiedziałam.
Moje myśli jak szalone krążyły wokół słów rudej.
A jeśli naprawdę przepadłam w szarej otchłani oczu Teodora?

***


Kilka minut później wspinałam się schodami na szóste piętro, wcześniej z Wielkiej Sali odprowadzona złośliwym spojrzeniem Ginny.
Po co ja jej w ogóle o tym wszystkim mówiłam?
Pod ścianą, za którą ukryto opuszczony korytarz, już stał Teodor. Opierał się o mur, w dłoniach trzymając książkę, a jego oczy szybko przesuwały się po jej tekście. Rozpoznałam w niej tę samą lekturę, którą czytał na naszych pierwszych korepetycjach.
– Cześć – rzuciłam. Mój głos zabrzmiał nadzwyczaj czysto w ciszy nas otaczającej.
Chłopak uniósł głowę.
– Cześć, Granger – mruknął, chowając książkę do swojej torby.
Kilka chwil później znowu znaleźliśmy się za przejściem.
Tamto miejsce wyglądało całkowicie inaczej za dnia. Już nie musieliśmy oświetlać sobie drogi różdżkami – przez łukowate okna wpadało wystarczająco dużo światła. Chyba właśnie przez to dostrzegłam, ile w rzeczywistości zalegało tam kurzu. Grube warstwy pokrywały pochodnie i posadzkę.
– Jak długo nikogo tutaj nie było? – spytałam, kiedy ruszyliśmy do ocalałej klasy.
Teodor zastanowił się.
– Kilka, kilkanaście lat? Na pewno nie dwieście, to miejsce wyglądałoby trochę inaczej.
Zmarszczyłam brwi.
– Uczniowie tu raczej nie wchodzili… – mruknęłam.
– Albo przez pewien czas owszem, dlatego nauczyciele dali tę zagadkę.
Pokręciłam głową.
– Nauczyciele nie bawiliby się w zagadki, które tak łatwo można rozwiązać, tylko po prostu zamknęliby korytarz i już.
– Granger, może ty potrafiłaś skojarzyć mugolskiego matematyka z paroma liczbami oraz jakimś napisem, ale nie każdy dałby sobie radę – prychnął chłopak.
– Na pewno ktoś by się znalazł – odrzekłam z powagą. – Wystarczyłoby, żeby interesował się numerologią jak ja. I tyle.
– Powiedz tej całej Gray, żeby więcej nie latała za mną jak testral za mięsem, dobra?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, unosząc brwi.
– Co się stało? – spytałam.
– Ta kretynka…
– Nie mów tak o niej – wtrąciłam karcąco.
– …przyczepiła się do mnie dzisiaj, kiedy wychodziłem z Wielkiej Sali – ciągnął Ślizgon jakbym wcale się nie odezwała. – Zaczęła paplać o czymś-tam, czy przypadkiem cię nie widziałem, potem czy nie uważam, że dzisiaj jest wyjątkowo paskudny dzień, bo przecież wcale tego nie zauważyłem, a na koniec spytała, jak idą mi przygotowania do Konkursu. Oczywiście nie odczepiła się, gdy szedłem tutaj. W końcu powiedziałem, że naprawdę mam głęboko w poważaniu to, co ona sądzi na temat pogody, i żeby sobie poszła, więc wielce obrażona zaczęła zastanawiać się, jak ze mną wytrzymujesz oraz dlaczego jeszcze nie oberwałem od ciebie zaklęciem. Tak jakbyś była do tego zdolna – wtrącił kpiąco. Zgromiłam go wzrokiem. – Ogólnie rzecz biorąc, naskoczyła na mnie, bo przecież nie wykazałem chęci na poprowadzenie z nią przemiłej pogawędki. Ale w końcu sobie odpuściła i poszła. Co nie zmienia faktu, że nadal mam ochotę ją czymś trzasnąć.
Teodor był naprawdę zły na Ivy. Widziałam to po jego twarzy, słyszałam w głosie.
A ja sama poczułam lekkie ukłucie gdzieś w okolicach serca. Zrobiło mi się nagle gorąco, w ustach dziwnie sucho.
Zazdrość, Hermiono. Tak to się nazywa.
– No cóż – zaczęłam, modląc się w duchu, bym zabrzmiała normalnie – nie zmienisz Ivy. Ona już taka jest. Żywa. Otwarta.
– Raczej denerwująca – mruknął Teodor. – I upierdliwa jak ty.
– Zauważ, że ja za tobą nie latam, usilnie starając się nawiązać rozmowę.
– Bo duma ci nie pozwala.
– A może po prostu nie mam ochoty na zniżanie się do takiego poziomu? – podsunęłam ze złością.
– Nie dałabyś rady. Nie wwiercisz się w dno.
– NOTT!
– Powiedz tej gadule, żeby trzymała się ode mnie z daleka, bo w końcu puszczę w jej stronę jakąś klątwę – powiedział, ignorując mój krzyk.
– Ty też nie jesteś święty – odparowałam wściekle. Musiałam bronić przyjaciółki. – Denerwujący, kpiący ze wszystkiego i wszystkich, myślisz, że siejesz grozę jedynie swoim spojrzeniem, a tak naprawdę…
– Dobra, wycofuję. – Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Tak szybko się poddał? – Jednak to ty jesteś gadułą, nie ona.
Prychnęłam, zakładając ręce na piersiach.
W końcu skręciliśmy w część korytarza, w której znajdowało się najwięcej śladów niepokojących zdarzeń.
Wraz z Teodorem zatrzymaliśmy się, a ja wyciągnęłam różdżkę.
Reprendo sangis!* – zawołałam.
Brunatne ślady na ścianach i posadzce zaczęły jarzyć się srebrzystą poświatą. Przełknęłam ciężko ślinę, opuszczając różdżkę. Spojrzałam prosto w oczy Teodora.
– Krew – powiedziałam cicho. – Nie farba.
Chłopak kiwnął lekko głową.
– Chodźmy… chodźmy sprawdzić tamtą klasę – mruknął.
Z mocno bijącym sercem ruszyłam za nim, a każdy mój krok przepełniał niepokój, zaś oddech – strach.

***

Ocalała sala była nadzwyczaj jasna. Prawie jak ta profesora Flitwicka. Przez cztery okna, z czego trzy mieściły się naprzeciw drzwi, a jedno po prawej, wpadało naprawdę dużo światła.
To było pierwsze, co zauważyłam. Później dostrzegłam, w jakim stopniu tamto pomieszczenie nie przypominało zwykłej klasy lekcyjnej.
Większość ławek i krzeseł przesunięto pod ścianę naprzeciw wejścia. Na niej też wisiało kilka tablic numerologicznych, co ucieszyło mnie – ogień nie pochłonął sali mojego ulubionego przedmiotu. Po lewej stał rząd szaf. Podejrzewałam, że znajdowały się w nich jakieś pomoce naukowe. Po prawej, zaraz obok okna, zauważyłam zwykłą tablicę. Czy wyglądała mi na taką sprzed dwustu lat? Niespecjalnie. Nie była dokładnie starta – zostały na niej resztki jakiegoś niewielkiego rysunku i sporo napisów.
A to, co znajdowało się na środku klasy, zdziwiło mnie najbardziej.
Niedaleko szaf stało biurko. Zwykłe, drewniane biurko z szufladami i niewielką szafką na dole. Obok ławka, po której walały się pergaminy oraz pióra. Przed tym wszystkim był nauczycielski pulpit. Leżała na nim ogromna, szeroka, gruba księga. Jej grzbiet i karty były postrzępione, nadpalone. Może jakimś cudem ocalono ją z pożaru klas?
Nie mogłam też nie dostrzec ogromnej, ciemnej plamy na posadzce, a obok niej dwóch sztyletów, od ostrzy których odbijało się światło dnia.
Omiotłam spojrzeniem kilka pergaminów leżących na podłodze. Niedaleko nich znajdowało się strzaskane krzesło i przewrócona ławka. Na tym wszystkich dostrzegłam brunatne ślady krwi.
Od razu rzuciłam zaklęcie, którego użyłam już w korytarzu. Plamy na posadzce oraz porozrzucanych na niej przedmiotach otoczyła srebrzysta poświata.
Przełknęłam z trudem ślinę, po czym popatrzyłam na Teodora dokładnie w chwili, kiedy i on odwrócił na mnie wzrok.
– No dobrze, w takim razie rozejrzyjmy się odrobinę – wymamrotałam. Chłopak kiwnął głową.
Odetchnęłam głęboko.
– To wszystko wygląda na specjalne przygotowane do tego, by robić tu coś zgoła innego od prowadzenia lekcji – powiedziałam do Ślizgona, ruszając na środek sali. Wiedziałam, że on podąża za mną.
– Na pewno – zgodził się. – Ktoś za bardzo trudził się z przemeblowaniem.
Kucnęłam przy plamie na posadzce, przyglądając się sztyletom. Oba były takie same. Niezbyt duże, miały czarne rękojeści i wąskie, zwężające się przy końcach ostrza o długości około pół stopy.
Teodor zaraz znalazł się obok mnie. Zmarszczył brwi, po czym wyciągnął rękę w stronę sztyletów. Z sykiem chwyciłam go za przegub.
– Granger, cholera jasna!
– Nie dotykaj tego! – warknęłam.
Wywrócił oczyma.
– A dasz mi chociaż sprawdzić, czy nie jest to czarna magia? – spytał z irytacją.
Z wahaniem puściłam go. Spiorunował mnie spojrzeniem.
– Dziękuję. – Wyciągnął różdżkę i skierował ją na sztylety. – Specialis revelio!
Gwałtownie wyprostowałam się, odsuwając się kilka kroków, gdy wokół noży pojawiła się czarna poświata. Zaraz obok mnie stanął Teodor. Spojrzałam na niego ze złością, wskazując dłonią sztylety.
– Teraz sobie ich dotknij.
– Dobra, dobra, cicho – mruknął.
– Lepiej zastanówmy się, co one mają wspólnego z czarną magią.
Teodor przyjrzał się nożom.
– Jest… takie zaklęcie – odparł powoli – które pozwala czarodziejowi wysłać pięć zatrutych sztyletów. To na pewno te. Widzisz charakterystyczne wcięcia w rękojeściach? Ich znak rozpoznawczy. Jeśli jakimś cudem nie trafią w cel… Wystarczy, że ostrze któregokolwiek dotknie jakiegokolwiek przedmiotu, a toksyna powoli zaczyna wżerać się w materię, za to człowiek ginie w agonii. Szybko, lecz boleśnie, jeżeli sztylety trafią. Jeżeli jedynie musną skórę czy ubranie – powoli… i też boleśnie. Ten, kto nimi oberwał… No, nie miał zbyt miło.
Wolałabym nie pytać Notta, skąd to wszystko wiedział.
– Czyli… umarli – niemal szepnęłam.
Popatrzył prosto w moje oczy.
– Umarli.
Z trudem oderwałam wzrok od jego twarzy, omiatając spojrzeniem resztę klasy.
– Poszperajmy tu trochę.
Teodor od razu skierował się w stronę pulpitu i leżącej na nim księgi. Mnie samą bardziej zaintrygowało biurko oraz te wszystkie pergaminy. Podeszłam do jednej z ławek, po czym podniosłam najbliższy. Nie było napisane na nim zbyt wiele.

1235 – wymordowanie wioski mugoli w zachodniej Francji
SUROWO UKARANE!
sprawcy: dożywocie w Vinonie
przewodzący: POCAŁUNEK DEMENTORA

Rozpoznałam charakter pisma, którym ktoś zapisał zagadkę umieszczoną na wejściu w ukryty korytarz. Zmarszczyłam brwi. Odwróciłam się w stronę Teodora. Chłopak stał przy pulpicie, dłonią przecierając okładkę księgi.
– Nott? Vinona to dawne…
– …więzienie dla czarodziejów, jeszcze przed Azkabanem, tak, tak – mruknął, nie patrząc na mnie. – Granger, podejdź tu.
Odłożyłam pergamin na miejsce i już po chwili znalazłam się obok Ślizgona. Ten wpatrywał się w nadpaloną okładkę, na której ledwo widoczny był tytuł.

Katharsis

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad tym słowem, podczas gdy Teodor już ostrożnie otwierał księgę.
Katharsis? – przeczytałam. – Przecież to Arystoteles…
– Kto? – przerwał mi Teodor. Później potrząsnął głową. – Nieważne. Cholera, litery wyblakły, nie da się nic rozczytać.
Miał rację. Kartki były pożółkłe, a tekst istotnie nie do rozczytania. Nie wspominając już o ogólnym wyglądzie stron. Niektóre podziurawione, inne nadpalone, wszystkie jednak w tragicznym stanie. Przesunęłam dłonią po jednej z nich i westchnęłam.
– Wspaniale – mruknęłam, delikatnie zamykając księgę. – No cóż, trudno, musimy obejść się smakiem.
– Co to katharsis? – spytał Teodor. – Coś mugolskiego? Nigdy o tym nie słyszałem.
– Katharsis osiągano w starożytności poprzez obejrzenie spektaklu teatralnego – wytłumaczyłam. – Arystoteles zajął się opisywaniem tego. Może było tutaj coś na ten temat? – Znowu westchnęłam. – Uwolnienie od bólu, tłumionych emocji. Katharsis to oczyszczenie.
I wtedy na naszych oczach księga zaczęła się przekształcać. Nadpalenia oraz dziury znikły, strony wygładziły się, a okładka nagle stała się nietknięta, purpurowa, obita skórą. Tytuł nabrał złotego koloru, grzbiet zaś lekkiego łuku, na którym także widniał połyskujący napis Katharsis.
Cofnęłam się lekko, trącając przy okazji Teodora ramieniem.
– Merlinie, co się dzieje? – jęknęłam zdezorientowana.
Czarnowłosy bez słowa wyjął różdżkę i rzucił to samo co wcześniej zaklęcie. Nic się nie wydarzyło, księga pozostała taka jak przedtem. Dopiero wtedy spojrzał w moją stronę.
– Nie trącaj mnie – fuknął.
Wróciłam na swoje miejsce obok niego i wymamrotałam:
– Przepraszam.
– Dlaczego dopiero teraz ujawniła się prawdziwa wersja tej książki? – zastanowił się.
Zmarszczyłam brwi.
– Może… może przez to, że na głos powiedziałam, czym jest katharsis? – podsunęłam niepewnie.
Teodor przesunął otwartą dłonią po okładce.
– Możliwe – mruknął.
Powoli otworzył księgę na pierwszej stronie.

Katharsis
Autor nieznany

Chłopak przewrócił kartkę. Naszym oczom ukazała się otoczona motywem roślinnym strona. Zielone pnącza połyskiwały lekko, w niektórych miejscach spomiędzy nich wychylały się jasne, kremowe kwiaty o dużych płatkach. Na samej górze widniał pogrubiony tytuł rozdziału. Sam tekst był wydrukowany, nie napisany odręcznie, ciasno umieszczony na stronie.
Z rosnącym podekscytowaniem zaczęłam czytać.

Rozdział pierwszy,
czyli kto odmienił moje życie

Długo zastanawiałem się, jakim zdaniem rozpocząć tę książkę. Czy powitać Cię, Drogi Czytelniku, czy może od razu przejść do sedna. I jak ująć jasno w słowa wszystko, co chcę przekazać? W końcu ktoś bardzo mi bliski poradził, bym pisał sercem. Tak jak to wszystko unosi się na falach mojego umysłu, bez żadnych zbędnych udoskonaleń.
I chyba tak właśnie zrobię. Jedynie w ten sposób uda mi się przekazać Ci Tajemnicę.
Nigdy wcześniej nie interesowałem się starożytną Grecją. Bo i po co? Po co taki czystokrwisty dureń z bogatej rodziny…

– Czy tej książki nie napisał Malfoy? – spytałam, unosząc brwi.
Teodor posłał mi zdziwione spojrzenie.
– Co masz na myśli?
– „Czystokrwisty dureń z bogatej rodziny”.
Popatrzył na mnie ze źle skrywanym (a może nie chciał go ukryć?) rozbawieniem.
– Granger…

…z bogatej rodziny miałby zawracać sobie głowę kulturą jakiejś dawnej cywilizacji, co jej ludzie robili, osiągnęli, do czego doszli?
Nie, to nie było dla mnie.
Aż w końcu wydarzyło się coś, co diametralnie zmieniło moje życie.
Poznałem historię Arystotelesa.

– To nie ten sam facet, o którym mówiłaś? – spytał Teodor.
Wydałam z siebie nie do końca określony, przesycony zniecierpliwieniem i złością dźwięk.
– Cii – mruknęłam.
Później autor książki poświęcił jakieś dwadzieścia stron na historię Arystotelesa i ogólne wychwalanie jego osoby. Człowiek, który napisał Katharsis, popierał myślenie tego greckiego filozofa. Ponoć zagłębiał się w lekturę wszelkich dzieł o nim, pochłaniał informacje, tonął w ich gąszczu.
Tak samo jak my w lekturze. Bardzo szybko przeskakiwaliśmy ze strony na stronę, a Teodor często komentował niektóre akapity.
– O Salazarze – jęknął w końcu ze zgrozą. – Jak wiele można napisać o tym, że Arystoteles był wybitnym myślicielem i…
Trzepnęłam go lekko w ramię.
– Daj mi czytać – fuknęłam.

…Tajniki ludzkiego umysłu i duszy. To wszystko, co stanowi naszą istotę. Co mamy zrobić, by osiągnąć szczęście? Szczęście zawsze porównywałem do braku bólu. Jednocześnie wiedziałem, że to może natrafić na nas jedynie w Niebie. Tam, u boku Jedynego Boga, będziemy w stanie uwolnić się od zmartwień, od cierpienia.
A jednak… Arystoteles uświadomił nam, że istnieje jeszcze jedna opcja…

– Granger, czy ty mnie właśnie uderzyłaś?
Od lektury zostałam oderwana przez głos Teodora. Odwróciłam na niego wzrok. Chłopak wpatrywał się we mnie szczerze zdziwiony.
– Bo przeszkadzałeś mi czytać – odparłam karcąco. – Zresztą nadal to robisz – dodałam z przekąsem.
W odpowiedzi wywrócił oczyma.

Czym dla Ciebie jest szczęście? Czy kiedykolwiek osiągnąłeś jego pełnię? Czy po prostu znalazłeś, choć na chwilę, tutaj na ziemi swój własny kawałek nieba?

Teodor, który skończył czytać w tym samym momencie co ja, chciał przewrócić kartkę, jednak zamiast otrzymania kolejnej dawki tekstu, usłyszałam przekleństwo. Zgromiłam go wzrokiem.
– Przestań.
– Ta strona nie chce się przewrócić! – warknął ze złością.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
– Co?
– Sama spróbuj.
Zrobiłam to. Tak jak zawsze – przyłożyłam palce do kartki i delikatnie pociągnęłam w swoją stronę.
Na nic.
Spróbowałam otworzyć książkę gdzieś w środku – strony były do siebie jakby przyklejone.
Teodor w końcu prychnął i odszedł usiąść na jednej z ławek odsuniętych pod ścianę.
– Znowu jesteśmy w lesie – rzekł bez przekonania. – Ten autor pisał strasznie filozoficznie. Jakby był…
– Dobra, dobra – przerwałam mu, po czym ruszyłam w jego stronę. – Skończ. Zastanówmy się, dlaczego nie możemy przejść dalej. – Siadłam na ławce obok niego. Wbiłam wzrok w książkę, chcąc dostrzec w niej jakichś zmian. Nadal była jak przedtem. – Może zrobiliśmy coś nie tak?
– Niby co?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Może coś przeoczyliśmy? Może nie powinniśmy rzucać tu w ogóle zaklęć? Może to przez Specialis?
– Granger, świrujesz – powiedział beznamiętnie.
– Wcale nie – żachnęłam się, zeskakując z ławki. Zaczęłam krążyć po sali. – A może powinniśmy poczekać? Do jutra na przykład? Albo… jakiś czas?
– Może… Co nie zmienia faktu, że jesteśmy w lesie – podsumował.
– Och, mógłbyś okazać trochę zainteresowania! – zawołałam, zatrzymując się niedaleko tablicy.
– Ależ ja okazuję zainteresowanie. Tylko twierdzę, że jesteśmy w lesie, a autor nie odmówił sobie kieliszka albo nawet dwóch Ognistej Whisky, gdy to pisał.
Spiorunowałam go wzrokiem, jednak nie odezwałam się, nadal chodząc w tę i z powrotem.
– Chociaż nie, całej butelki – dodał Teodor po chwili namysłu. – Albo po prostu był rudy, każdy rudzielec to przygłup.
Uśmiechał się kpiąco, dopóki nie rzuciłam w niego kredą.
– Granger!
Tym razem to ja się uśmiechnęłam. Mściwie.
– A każdy Ślizgon to… Aa!
Nim zdążyłam dokończyć zdanie, uderzył we mnie strumień wody, a potem zostałam zaatakowana przez całą zgraję kred. Zaczęły wcierać się w moje ubranie, brudząc je na biało, kilka wczepiło mi się we włosy. Machnęłam parę razy rękami, próbując odgonić się od nich, ale na próżno. W końcu, wydając z siebie nie do końca określone odgłosy przypominające piski, potknęłam się o własne nogi i runęłam jak długa na posadzkę, obijając sobie plecy. Na moment zabrakło mi tchu. Wtedy też kredy opadły na dół obok mnie, a w sali rozbrzmiał głośny, niski, przyjemny dźwięk.
Ze zdziwieniem odkryłam, że to Teodor. Uniosłam z trudem głowę, obolała. Chłopak, wciąż siedząc na ławce, śmiał się jak opętany. Oczy miał zamknięte, obok niego leżała różdżka.
– Nott, na miłość boską – jęknęłam. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej. – Jesteś co najmniej…
– Granger, nie wiedziałem, że potrafisz wpaść w taką panikę wyłącznie przez kredę – zakpił, po czym znowu zaniósł się śmiechem.
Prychnęłam, błyskawicznie wyciągając różdżkę. Już po chwili Teodor leżał na podłodze niedaleko mnie, w podobnej pozycji do mojej wcześniejszej. Tym razem to ja chichotałam szaleńczo, widząc jego ogłupiałą minę.
Gdy zaczął się podnosić, od razu uniosłam różdżkę w pogotowiu. W końcu usiadł, podpierając się jedną ręką, i rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Granger, ty mnie zrzuciłaś – stwierdził podobnym tonem, którym wcześniej odkrywczo powiedział, że go uderzyłam.
Zaczęłam się osuszać i czyścić szatę z kredy.
– Bo zaczarowałeś kredy – odparłam wyniośle.
– Co nie zmienia faktu, że użyłaś przeciw mnie zaklęcia.
Spłonęłam rumieńcem. Zrobiło mi się trochę wstyd przez jego słowa. Czułam się jak mała dziewczynka, która zrobiła coś złego, i teraz robiono jej wykład na temat dobrego zachowania.
Nie zmieniłam jednak wyrazu twarzy.
– Ty przeciw mnie też – odparowałam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało.
– Nie bezpośrednio. – Usiadł, zginając jedną nogę w kolanie, drugą pozostawiając na posadzce, i opierając na nim łokieć. – Najpierw mnie bijesz, potem zrzucasz. Cholera, jeszcze tydzień, i zostanę potraktowany przez ciebie tymi sztyletami.
Kiwnęłam z powagą głową, wyciągając sobie kredę z włosów.
– Oczywiście.

***

– Co za cholerstwo… Ta strona nadal nie chce się ruszyć…
– Och, na pewno coś źle zrobiliśmy!
– Granger. Znowu świrujesz.

***


– No…!
– Nott, jesteś strasznie niekulturalny. Zaczynam tobą powoli przez to gardzić.
– Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno.

***

– Nie mogę… otworzyć… tej szafy… Na Merlina, ona dygocze!
– Pewnie zalęgł się tam bogin, zostaw ją… O Salazarze. Chochliki korwalijskie.
– CO?!

***

– Nott, nie pokazuj temu chochlikowi środkowego palca, bo…
– On mnie ugryzł!
– Mówiłam, żebyś trzymał ręce przy sobie…

***

– Co za szkarady. Mam straszne zadrapania przez te latające gów…
– Zamiast marudzić, w dodatku w bardzo wulgarny sposób, otwórz mi to biurko. Alohomora nie działa.
– Ale…
– Spróbuj. Proszę.
– …
– …
– Co za głupek tak je zaczarował?!
– Granger, znowu ci się włosy puszą…

***

– …prawie żaden nie jest zapisany! Tylko ten o masakrze we Francji!
– Nie jęcz.
– A kto przed chwilą marudził, że go chochliki podrapały?
– …
– No właśnie.
– Tam pod biurkiem leży jakiś pergamin i chyba coś na nim jest.
– Co… Nott, masz moje błogosławieństwo, marudź ile chcesz.

***

Po mnóstwie prób otworzenia księgi albo chociaż oderwania jej od pulpitu, po wielu przekleństwach Teodora, po dogłębnym przeszukaniu prawie wszystkich szaf, po zrozumieniu, że szuflad biurka nie da się otworzyć, po kilku sprzeczkach oraz jednym palnięciu Ślizgona w głowę, za co znowu zostałam zaatakowana przez kredy, po ogólnym rozejrzeniu się po sali, w końcu oboje siedliśmy na jednej z ławek. Czarnowłosy wygodnie opierał się o ścianę, jedną nogę znowu mając zgiętą w kolanie i opierając na niej rękę. Wyglądał jakby spał – nie odzywał się, nie otwierał oczu, oddychał miarowo. Ja za to siedziałam po turecku obok niego, w dłoni trzymając pergamin, który wyciągnęłam spod biurka. A właściwie list i odpowiedź. Wpatrywałam się w ich treść ze zmarszczonymi brwiami.

Cryte,
Nie przekonasz mnie. Mam wszystko, by Cię niszczyć. Wystarczy jeszcze trochę czasu. Nic nie możesz zrobić. Nie tutaj.
Bez pozdrowień.

Wiesz kto

Jesteś martwy.

W pierwszym charakterze pisma rozpoznałam ten sam, którym napisano notatkę o Francji, no i napis na przejściu do korytarza. Drugiego kompletnie nie potrafiłam skojarzyć, choć nazwisko zawarte w liście wydawało mi się dziwnie znajome.
A ostatnie słowa wywoływały dreszcze na moich plecach.
Jesteś martwy.
Kto, kogo i dlaczego chciał zabić? Kiedy, gdzie? Udało mu się to? Może te sztylety…
– Nott? – mruknęłam.
– Hm?
– Co o tym wszystkim sądzisz?
Nie odpowiadał przez tak długą chwilę, że zaczynałam wątpić, czy w ogóle to zrobi. W końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie poważnie.
– To przestaje mi się podobać.
Westchnęłam.
– Tych niewiadomych jest za dużo – stwierdziłam cicho. – Najpierw całe to ukryte przejście, krew, później książka o katharsis… No i teraz to. Nie zapominając jeszcze o dygoczącej szafie oraz zamkniętym biurku.
– Mówiłem ci już, że w szafie pewnie jest bogin – odparł Teodor niecierpliwie. – A skoro biurko ktoś zabezpieczył tak, że nawet Troubs nie dał mu rady, to może nie powinniśmy go otwierać.
Nie odpowiedziałam od razu.
– A list? Nie wyglądał na zwykłą kłótnię między uczniami…
Teodor zmarszczył brwi.
– Skądś znam to nazwisko – mruknął. – Tylko nie mam pojęcia skąd…
– Ty też? Wydaje mi się dziwnie znajome, gdzieś je słyszałam, na pewno! – zawołałam, ściskając mocno pergamin.
Teodor jedynie wypuścił głośno powietrze, nie odpowiadając.
Odwróciłam wzrok w stronę najbliższego okna. Na zewnątrz powoli zapadał wieczór – w sali spędziliśmy kilka dobrych godzin. Zapaliliśmy też pochodnie tkwiące na ścianach w metalowych uchwytach. Dzięki temu w sali zrobiło się jasno, mimo że świat stopniowo opatulała ciemność.
Nagle poczułam się beznadziejnie. Beznadziejnie zagubiona, beznadziejnie niewiedząca, co robić, beznadziejnie… przestraszona.
Zachciało mi się płakać.
Spojrzałam na Teodora. Nie chciałam tego wyznawać, ale chęć podzielenia się uczuciami była zbyt wielka.
– Boję się – szepnęłam z trudem.
Popatrzył na mnie błyskawicznie.
Poczułam dreszcze i to bynajmniej nie z zimna.
– Nie masz czego – odpowiedział. – Damy sobie radę. Nawet z umarłymi.
Nie byłam zbytnio pocieszona i on chyba to zauważył, ponieważ uśmiechnął się lekko, jednocześnie z pewnością, jakby chcąc dodać mi otuchy oraz zapewnić o prawdziwości swych słów.
Nie mogłam nie oddać gestu, dodatkowo wpatrując się w oczy chłopaka, w których odbijał się blask pochodni.
Poczułam dziwne łaskotanie w dole brzucha.
Och, Hermiono. Chyba zaczęłaś powoli tonąć w tym bezkresnym, szarym oceanie jego oczu.

***

Gdy niedługo potem zeszliśmy na dół głównych schodów, Teodor oznajmił, że dzisiaj nie będzie korepetycji. Przyjęłam to z ulgą – byłam zmęczona tak samo jak on. Ślizgon zrezygnował też z kolacji. Rozdzieliliśmy się więc – ja poszłam do Wielkiej Sali, chłopak z stronę lochów.
Na posiłku zauważyłam jedynie dwóch uczniów z mojego roku: Neville’a i Seamusa. Harry oraz Ron pewnie już zjedli, ale zaniepokoiła mnie nieobecność Ginny. Mimo wszystko usiadłam obok chłopaków i wzięłam na talerz dwie parówki.
Jadłam bardzo wolno, chcąc jeszcze spotkać się z rudą. Ta jednak wciąż nie przychodziła. Po czasie pojawiła się Parvati Patil z Lavender Brown, a później Wielką Salę opuścił Seamus. W końcu dopiłam sok dyniowy i sama wyszłam, mając nadzieję, że złapię Ginny w pokoju wspólnym.
Wpadłam na nią tuż przy drzwiach jadalni.
Miała zaróżowione policzki i lekko potargane włosy. W dodatku wyglądała na zdenerwowaną.
– Ginny, na Merlina, gdzieś ty się podziewała? Martwiłam się! – zawołałam.
Nie odezwała się, tylko chwyciła moją dłoń i odciągnęła mnie na bok. Stanęłyśmy niedaleko głównych schodów.
– Hermiono, ja… – zawahała się. – Ja muszę ci coś powiedzieć.
Zaniepokoiłam się.
– Co się stało?
Wzięła głęboki wdech.
– Chodzi o to, że…
– HERMIONO! Dobra Roweno, jak dobrze cię widzieć!
Błyskawicznie odwróciłam się. Po schodach zbiegała Ivy. Jej włosy powiewały za nią, na twarzy miała odbicie troski. Chwilę później po prostu wpadła na mnie, obejmując mocno. Ledwo utrzymałam równowagę.
– Ivy, spokojnie – powiedziałam z rozbawieniem. – Wszystko w porządku, jeszcze żyję.
– Nawet nie wiesz, jak się z Rogerem martwiliśmy! – zawołała, nadal mnie przytulając. – Nie widzieliśmy cię cały dzień, w bibliotece pustka, Harry nic nie wie, a Nott… – Odsunęła się ode mnie. – Zaraz ci opowiem wszystko. Och, muszę podziękować Rogerowi, on powiedział, żebym zeszła do Wielkiej Sali, bo może dopiero jesz kolację…
Drgnęłam lekko na dźwięk nazwiska Teodora.
– Przepraszam, Ivy, ale właśnie rozmawiam i… – Ze zdziwieniem spostrzegłam, że Ginny obok mnie nie ma. Musiała iść już na kolację.
Przypomniałam sobie sytuację z Hogsmeade. Wtedy to Roger na mnie wpadł, kiedy rozmawiałam z moim korepetytorem, który też od razu się ulotnił.
Krukoni już kilka razy pojawili się w nieodpowiednim momencie.
– Wszystko w porządku, Hermiono? – spytała z troską Ivy.
– Tak, tak – odpowiedziałam szybko. – Nic mi nie jest. No, to o czym miałaś mi opowiedzieć?
Blondynka momentalnie się skrzywiła.
– Kiedy wychodziłam dzisiaj z Wielkiej Sali po obiedzie, przyczepił się do mnie Nott – skarżyła się. – Szłam do pokoju wspólnego, a ten za mną, mimo że przecież jest z Slytherinie i powinien iść na dół do lochów. Nie mogłam się od niego odpędzić, latał wokół mnie jak pszczoła wokół miodu! Zaczął gadać o pogodzie, a potem o Konkursie. Nie wiem, skąd dowiedział się, że też biorę udział. W końcu mu powiedziałam, żeby się odczepił, bo mam gdzieś to, co mówi. A wtedy z wyjątkową pogardą stwierdził, że nie wie, jak możesz się ze mną przyjaźnić. Wkurzyłam się i poszłam. Ugh, on jest strasznie denerwujący. Oby więcej się nie przyczepił.
Za wszelką cenę starałam się nie okazać tych wszystkich uczuć, które mną targały.
Zdziwienie.
Złość.
I zazdrość, Hermiono. I zazdrość.
Teodor mówił prawie to samo, tyle że na odwrót – według chłopaka to Ivy się do niego przyczepiła. To ona szła za nim na górę, paplała o głupotach i zdenerwowała się, bo nie chciał z nią rozmawiać.
Komu miałam wierzyć?
Oczywiście, że Ivy. To twoja przyjaciółka.
No dobra. Od razu przyjęłam, że blondynka mówiła prawdę. To jej ufałam. Jednak po co Nott miałby kłamać?
Żeby zniszczyć waszą przyjaźń.
A jeśli… A jeśli naprawdę chciał to zrobić? Jeśli chciał mnie zrazić, mówiąc, że Ivy strasznie go denerwowała? Przecież to aktor, mógł kłamać!
Z drugiej strony, takie zachowanie było do niego podobne. On nie latał za innymi jak pszczoła wokół miodu. Nie, nie, nie. Tak nie zachowywał się Teodor Nott.
Może Ivy mu się spodobała?
Poczułam falę gorąca.
Ale przecież on faktycznie szedł na górę, żeby spotkać się ze mną…
A jeśli to Ivy kłamie?
Tylko… po co?
Może chciała zniechęcić ciebie do niego. Mówiła przecież, że jest przystojny…
Och, Ivy. Nie miałaś takiego zamiaru, prawda?
To jest takie zagmatwane…
– Hermiono? – z zamyślenia wyrwał mnie głos blondynki.
Otrząsnęłam się szybko.
– Nic, nic. – Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Objęłam się ramionami. – Zimno. Chodźmy na górę.
Kiwnęła głową.
Podążyłam za nią, słuchając jej opowieści o tym, co dzisiaj robiła, choć myślami byłam całkiem gdzie indziej.
Nie zadręczaj się tym, Hermiono – powiedziałam sobie w duchu. Zobaczę, jak to z czasem się rozwinie, i dopiero wtedy zdecyduję, kto mówi prawdę, a kto kłamie.
Spojrzałam na okno. Na zewnątrz już prawie nic nie było widać.
Nic prócz wirujących, białych płatków śniegu, które w końcu niebiosa postanowiły podarować ludziom.
Uśmiechnęłam się bezwiednie, a w swym umyśle przywołałam wspomnienie tego delikatnego uśmiechu obejmującego również niezwykłe, szare oczy.
Widzisz, Hermiono? Śnieg stanowi potwierdzenie. Potwierdzenie tego, że przepadłaś i tego, że nawet jeśli Teodor cię okłamał, to jest całkowicie inny od reszty Ślizgonów.

*zaklęcie wymyślone przeze mnie; sanguis – krew, reprehendo – sprawdzać, oczywiście wszystko z łaciny­
_______________
Witam na blogspocie, moi drodzy. Nie będę już Wam tutaj smęcić, wszystko napisałam na Onecie. Co nie zmienia faktu, że jest mi strasznie smutno T_T
Ugh, wreszcie skończyłam ten rozdział, więc mogę umierać. To była masakra, rili. Żaden bohater nie chciał ze mną współpracować. Żaden. Jedynie Harry i trochę Ivy. Nożesz.
Mimo że męczące, podobają mi się te wakacje. Mam co robić, nie nudzę się i może przez to Wena postanowiła również wrócić z wakacji. Niemniej jednak, nie wiem, kiedy pojawi się rozdział trzynasty. Na pewno jeszcze w sierpniu, ale konkretów nie umiem podać. Na razie mam nadzieję, że jakoś przeprawiliście się przez wybitnie długą dwunastkę ^^’
Jak wakacje? Planujecie jeszcze jakieś wyjazdy? Pochwalcie się :D
Ściskam mocno i uciekam skontrolować stan kuchni w nowym mieszkaniu xD

Empatia

36 komentarzy:

  1. Jezu, ależ ja się wciągnęłam w ten rozdział, cholera jasna. Nie mogę powiedzieć, że był za krótki, bo był długości idealnej, ale mam wrażenie, że za szybko się skończył.

    Nie wiem, jak Ty to robisz, ale nawet jeśli bohaterowie z Tobą nie współpracują, to i tak wypada to wspaniale.

    Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu Teodor i Hermiona będą razem, naprawdę. Są kompletnie różni, ale świetnie do siebie pasują, w dodatku, cholera, Teodor *_*

    Wiesz, jak się śmiałam przy tych dialogach między nimi? Padłam, po prostu.

    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lacrett, Ty żyjesz! Fajnie, że się odzywasz <3

      Haha, ja bym powiedziała, że za długi, bo osiemnaście stron, no ale skoro było okej, to dobrze xD

      Ja się też nie mogę doczekać, serio :DD Ale nie chcę od razu robić nie wiadomo jakiego lovestory, za szybko by było ^^

      Dziękuję, że jesteś <3 Ściskam,
      Empatia

      Usuń
    2. Żyję, żyję, tak szybko się mnie nie pozbędziesz <3

      A spróbuj tylko zrobić z tego lovestory, to Cię własnoręcznie zamorduję ;P Chociaż trudno byłoby mi sobie wyobrazić Teodora, jak pięćdziesiąt razy dziennie powtarza Hermionie, że ją kocha albo inne takie romantyczne bzdury. Brr...

      Całuję ;*

      Usuń
    3. Dobra, nie mam się czego bać w takim razie, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, by Teodora zmiękczyć aż do takiego stopnia :DD Ale wiesz, w sumie na razie nie wiadomo, jak zachowuje się zakochany Teoś, także... no xD

      Usuń
    4. Weź mnie nie strasz! xD

      Usuń
    5. Ależ ja Cię nie straszę, kochana ;33 Kto tam zna Teodora. Na razie widać, jaki na tym etapie jest wobec Hermiony, ale na etapie ewentualnego związku... Trzeba czekać :DD

      Usuń
  2. No siema, teraz już oficjalnie, na Blogspocie. :D

    To już nie jest typowe opowiadanie HP... to dobry kryminał! Najpierw Szekspir, teraz Arystoteles, krew, sztylety, ogólny mrok... Błogosławieństwo Cioci Fedory już masz, zatem pisz! :D

    A Hermiona przepadła już od pierwszego wspomnienia oczu Notta... ach, Nott. Ale i tak Roger ponad wszystko!

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    PS Ciekawe, czyja wersja wydarzeń była prawdziwa: Teodora czy Ivy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay, już czuję tę moc błogosławieństwa ^^ Ale czekaj, czekaj, bo jeszcze trochę będzie takich mhrocznych wydarzeń :DD

      Jak już mówimy o Rogerze, to widziałaś zdjęcie, które dodałam w odpowiedzi na Twój komentarz pod ostatnim rozdziałem? *o*

      Bardzo dziękuję za opinię ;*
      Empatia

      Usuń
    2. Jakoś nie wpadłam na to, żeby sprawdzić, czy mi odpisałaś pod poprzednim rozdziałem, sorry. ^^; Właśnie obejrzałam sobie to "zdjęcie" Rogera, no i w sumie niewiele widać, bo z profilu, nie mówiąc o tym, że trochę inaczej go sobie wyobrażałam, ale spoko, nie odbiega AŻ TAK od mojej wizji. ;)

      Pozdrawiam,
      [une-crime-parfait]

      Usuń
  3. W rozdziale ci się zgubiło "u" w słowie "sanguis" - to tak na początek.

    Kocham. Ale to już wiesz.
    Rozczulił mnie absolutnie Neville, kiedy ujrzałam go w rozdziale aż ciepło mi się na sercu zrobiło. Zawsze widziałam go jako chłopaka, który wiele obserwuje, ale mało mówi - tak było i w tym wypadku.

    Te urywki były pomysłem wprost genialnym - uśmiałam się jak rzadko, świetnie się je czytało. Wciąż intrygujesz pomysłami, zadziwiasz. Motyw z księgą, listami i te zatrute sztylety - groza aż spływa na klawiaturę.

    Nie wierzę Ivy ani trochę, ale to moja prywatna opinia; opinia teolovera, więc zdecydowanie nie można jej zaliczyć jako obiektywnej ^^ Bogu dzięki, że Roger pojawił się jedynie w postaci niematerialnej :D

    Ginny! Jak niesamowicie ciekawi mnie, co ona ma do powiedzenia. Czekam na to i czekam, może wreszcie się nade mną zlitujesz <3 Kiedyś.
    Nie wspominam o uroczym dialogu wewnętrznym :>

    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, "sangis" jest specjalnie :)

      Od dawna planowałam, że w tym rozdziale i w ten sposób pojawi się Neville, ale, kurcze, nie sądziłam, że mnie też chwyci za serce i chyba umieszczę gdzieś go jeszcze ;o

      Moja teoloverka <3 Na temat Ivy to ja się nie wypowiadam, wszystko się rozwinie xD

      Poczekaj te kilka rozdziałów na Ginny no :DD Jak nie Ron, to Ginny, cierpliwości ;P

      Ściskam <3
      Empatia

      Usuń
    2. No dobra, niech Ci będzie, chociaż moja łacińska, bądź co bądź w rozmiarze mikro, cząstka duszy się burzy XD

      Koffam Neville'a, dlatego u mnie jest jego córa :D

      Wiem, wiem. Nie zdradzamy sekretów, nie zdradzamy :DD

      Oj, no wiesz, ja jestem wybredna po prostu. Jak już wiem, że Rona dostanę, to teraz się dopominam o Ginny :DD

      <3

      Usuń
    3. Zaczynam lubić bohaterów, których wcześniej nie lubiłam(Ron)/byli mi obojętni(Neville) o.O''

      Ją też dostaniesz, nie bójta się xD

      Usuń
    4. To wszystko przez mój (nie)zbawienny wpływ! :DDD
      A raczej śmiem twierdzić, że przez entuzjazm z jakim do tych postaci podchodzę :D

      Si, claro, już siedzę cicho :D

      Usuń
  4. Najpierw odniosę się do przenosin. Tak,dla mnie t oteż było trudne, ale powoli się przyzwyczajam.
    Skąd wiesz, że wszystko zniknie? Admini pisali coś? W takkim razie resztę też trzeba przenieść :c
    I chyba dam znać znajomym o takim niebezpieczeństwie. Mnóstwo świetnych blogów jest zawieszonych i autorzy nawet nie wiedzą o "zagrożeniu", szkoda.
    Dobra, to teraz czytam rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta informacja krąży już po całej blogsferze. Wszystkie blogi mają zostać przeniesione na blog.pl, z tym że jedynie domena się zmieni. Ale pewnie przeterminowane, zakończone blogi zostaną usunięte, dlatego strasznie rozpaczam ;<

      Usuń
  5. Ale mam ciarki na plecach. Po relacji Ivy zdaje mi się być trochę podjrzana. Niby z zachowania nie, ale chociażby z wydarzeń wokół Grey. To znikanie osób, kiedy ona przychodzi, czy to na pewno po prostu ktoś sobie idzie bez słowa i niezauważenie? No dobra, nie będę snuć domyślen, ,czekam na nastepny rozdział.
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ja bym powiedziała, że znikanie osób faktycznie polega na tym, że ktoś sobie odchodzi bez słowa. Pojawia się taka Ivy lub Roger, wpada ni stąd, ni zowąd, Hermiona wydaje się być zaaferowana nimi, no to osoba, z którą wcześniej rozmawiała, czuje się niepotrzebna. Także tutaj raczej nie ma żadnego mhrocznego powodu xD
      Dziękuję za opinię :) Pozdrawiam,
      Empatia

      Usuń
  6. Cześć. Cieszę się z Twoich przenosin na Blogspota, bo przynajmniej nie muszę się martwić, czy komentarz się doda, czy też nie.
    Doskonały pomysł z tymi urywkami! Zatrute noże były po prostu mroczne, jak zresztą pozostałe motywy :)
    Neville był rozczulający. Żal mi go, biedaczyska. On już zawsze będzie dla mnie małym, słodkim chłopczykiem ;p
    Bardzo podobały mi się dialogi i opisy w tym rozdziale, jak zwykle po przeczytaniu ręka, noga, mózg na ścianie. Czyli powaliłaś mnie na wszystkie części :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, bardzo dziękuję za tak miłe słowa :)
      Ściskam,
      Empatia

      Usuń
  7. Tadaaam. Piszę jeszcze raz coby powiedzieć, że się zapoznałam z remontem na podstronach i mi się podoba :D
    Chociaż prywatnie uważam, że jakoś lepiej mi do gustu przypadała tamta wersja "o opowiadaniu" :>
    No, a teraz zmykam pisać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się, trudno xD W ciągu pół roku trochę mi się znudziła taka wersja każdej z podstron, także remont był = przynajmniej dla mnie - konieczny :DD
      Idź, idź, trzymam kciuki <3

      Usuń
    2. Mój światopogląd się zawalił, ale trudno, żyjemy dalej xDD
      Ahahahahahah. Tak, mam głupawkę.
      <3<3<3

      Usuń
    3. Aww, lubię, kiedy masz głupawkę <3

      Usuń
  8. Nie mam pojecia, co moge powiedziec... Notka wciagnela mnie, naprawde. Bardzo, ale to bardzo jestem ciekawa ciagu dalszego, wiec prosilabym o powiadamianie mnie o notkach. Z gory dziekuje i pozdrawiam:*

    http://zaczarowany-ogrod.blog4u.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Oczywiście będę informować ;))
      Pozdrawiam,
      Empatia

      Usuń
  9. bardzo dobra notka. widzę,. że śledztwo wrze, ale zamist poznać odpowiedzi, to mamy jeszcze więcej pytań. ale przynajmniej Hermkiona i Teo są coraz biżej i mimo że się kłóca, to widać, że również i Nottowi coraz bardziej na niej zależy, chyba naprawdę się przejął., jak powiedziąła mu, że się boi... ponadto mają wspólny sekret, coś, co łączy tylko ich i dzięki czemu mogą ćwiczyć swoją inteligencję, anwet jeśi jest to jednocześnie dość niebezpieczne... ale również bardzo ciekawe, zagadkowe... myślę, że to niebanalna sprawa i że jeszcze trochę potrwa, zanim bohaterowie to rozwiążą... ale to dobrze, bo jak mówiłam, zbliża ich to coraz bardziej do siebie. jeśli chodzi o krukonów, z nieco nadgorliwych stają się w moich oczach nie tyle, co denerwujący, ale i jacyś... podejrzani. Wydawało mi się, że Rogerowi poo prostu podoba się Hermiona, stąd zawsze zabiera ją Nottowi, ale to chyba coś więcej. Bo nie chodzi nawet o to, że Ivy tak bezceremonialnie odciągnęła Granger od Ginny. chodzi o to, że na mój gust, to Ivy kłamie, nie Nott. Jak słusznie Hermkiona zauważyła, Nott nie jest taki, jak opisała go Krukonka, narzekając na niego. Ponadto jego celem było tylko to, by podroczyć się z Hermioną, nie musiał kłamać, by coś znaleźć jakiś punkt zaczepienia. mam wrażenie,. że para Krukonów chce odciągnąć Gryfonke od przyjaciół. a mnie za to coraz bardizje interesuje, co takiegi skrywa ginny... myslę, ze ma to coś wspólnego z jakimś Slizgonem, pamiętam, jak powiedziąła , ze nei wszyscy są tacy sami... Skoro rudowłosa wie teraz, ze Granger zauroczyła się w jednym z nich, czemu sama miałaby się jej nie przyznać? hm... mam nadzieję że w następnej notce wreszcie poznamy tajemnicę Ginny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy Teodorowi na niej już zależy. Raczej się nią przejmuje, w końcu jest zazdrosny, ale w ogień na tym etapie za nią nie skoczy xD
      Czy ja wiem. Sądzę raczej, że Ivy i Roger to wszystko robią nieświadomie, wątpię, żeby mieli w tym jakiś głębszy cel. Lubią Hermionę, ona już należy do ich paczki, to się nią zajmują ciągle. Nie wiem, ja ich nie znam :D
      W następnej notce to nie wiem, ale za kilka na pewno ;) Bardzo dziękuję za tak długi komentarz. Może któreś z Twoich przypuszczeń się sprawdzę ^^
      Ściskam mocno,
      Empatia

      Usuń
  10. fajnym spójnym jezykiem to piszesz, mnie się pdooba :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy wcześniej nie myslałam o postaci Teodora Notta, ale powiem szczerze że twoje przedstawienie tej postaci jest bardzo ciekawe i interesujące.Strasznie podoba mi się to że w twoim opowiadaniu można ze tak to ujmę ''zaczerpnąć wiedzy'' chociaż by sam pomysł z Ciągiem Fibonacciego był na prawdę bardzo interesujący, jako ze uwielbiam różne zagadki i szyfry to wiadomość że istnieje coś takiego była bardzo hmm ciekawa.. :D (mam 16 lat)
    Co do rozdziału hmm Katharsis.... kocham antyczną Grecję.... Ciekawi mnie dlaczego nie mogą otworzyć dalszej części księgi. Ten atek z tym pokojem jest baardzo ciekawy uważam że ma coś wspólnego z tym dziwnym duchem poparzonego chłopca. Obstawiałam że zginoł w tym pożarze ...
    Czekam na więcej mam nadziej że sie szybko doczekam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nie koniec niespodzianek w ocalałej klasie, bughagah ;33 Tylko trzeba trochę poczekać ^^' A skoro już o tym mowa, zapraszam do zakładki "Zapowiedź", tam wstawiłam datę ukazania się rozdziału trzynastego :)
      Bardzo dziękuję za opinię. Pozdrawiam!
      Empatia

      Usuń
  12. Jaki zagadkowy rozdział ^ ^ strasznie mi się podobał.. w sumie to nadrabiam rozdziały więc mam nadzieję, że rozpisze się w następnym komentarzu ;>

    Aha.. i dialog wszech czasów :
    – Nott, nie pokazuj temu chochlikowi środkowego palca, bo…
    – On mnie ugryzł!
    – Mówiłam, żebyś trzymał ręce przy sobie…

    Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhuhuś, bardzo dziękuję <3
      Taak, Nott i te jego nerwy do chochlików xD

      Usuń
  13. Kocham kocham i jeszcze raz kocham i dziękuje <3
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  14. Nagle przestalam lubic Ivy ...

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.