Drzewa na skraju
Zakazanego Lasu uginały się pod ciężarem śniegu, a hogwarckie błonia skryła
warstwa iskrzącego się lekko puchu – zima bardzo szybko zaszczyciła nas swoją
obecnością. Codziennie mogłam obserwować wirujące za oknem białe płatki i czuć
pieczenie policzków od mrozu za każdym razem, gdy wychodziłam na zewnątrz.
Kochałam lato o wiele
bardziej niż zimę, jednak dla tych wszystkich pięknych widoków potrafiłam
znieść ujemne temperatury oraz przedzieranie się przez śnieg po kostki w drodze
do cieplarni.
Była połowa listopada,
a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak niewiele czasu zostało do
Międzyszkolnego Konkursu Magicznego. Świadomość, że już za trochę ponad dwa
tygodnie miałam wyjechać do Francji, wywołała u mnie coś w rodzaju paniki.
– Ginny – jęknęłam,
kiedy pewnego wieczoru szłyśmy na kolację. – To będzie porażka. Kompletna
porażka i kompromitacja. Burbage daje mi książki, Snape daje mi książki,
Babbling daje mi – uwaga, nowość – książki, a Vector w ogóle się nie przejmuje,
bo twierdzi, że niby sobie poradzę. Czy oni zapomnieli o częściach praktycznych? Nie chodzi o to, że mam
dość czytania, ale przecież muszę też poćwiczyć praktykę. Och, nie poradzę
sobie – dodałam z rozpaczą.
Zauważyłam, że Ginny
wzniosła oczy do nieba.
– Hermiono, uspokój
się – powiedziała stanowczo. – W czwartek idziesz do Snape’a, tak? Mówił, że
cię sprawdzi, tak?
Skrzywiłam się.
– No tak, ale…
– Babbling obiecała ci
w przyszłym tygodniu runy do tłumaczenia sprowadzone z
Jakiejś-Tam-Największej-Czarodziejskiej-Biblioteki, tak? – ciągnęła Ginny,
przerywając mój protest.
Spojrzałam na nią ze
zniecierpliwieniem.
– Dobra, ale…
– Co ty chcesz ćwiczyć
z Burbage? Jak włączyć odkurzar czy coś-tam? Nie żartuj sobie. A z Vector?
Dziewczyno, przecież ona wyraźnie powiedziała ci, że twoje wyniki są najlepsze
nie od kilkunastu lat, a od paru stuleci. Niczego więcej cię nie nauczy.
Koniec. Czego ty jeszcze oczekujesz?
Weszłyśmy do
zapełnionej przez uczniów Wielkiej Sali. Ruszyłyśmy w stronę naszych stałych
miejsc przy stole Gryffindoru.
– Ginny, wiesz dobrze,
o co mi chodzi – rzekłam zdenerwowana. – Michael podobno jest ciągle zamęczany
przez Flitwicka, tak mi przynajmniej mówił. O, albo Ian Owens…
– Jego też dorwałaś? –
jęknęła Ginny. Usiadłyśmy przy stole, a ruda od razu nalała do pucharka soku
dyniowego. – Hermiono, nie możesz tak wszystkich zamęczać, bo ciebie też to
wreszcie wykończy. – Podała mi kielich. – Cicho. Nie zadręczaj się tym już. –
Do drugiej ręki wcisnęła mi kanapkę. – Masz i zatkaj się nią.
Przez chwilę
siedziałam bez ruchu, wpatrując się tępo w swój talerz. W końcu opuściłam
bezsilnie ręce.
– Och, ja sobie nie
dam rady!
Nie chciało mi się
wierzyć, że Ginny tak lekko potraktowała Konkurs. No dobrze, może i ona nie
brała w nim udziału, ale jednak mogła się trochę zainteresować!
Roger oraz Ivy też się
nie popisali. Wyciągnęli mnie na dziedziniec, by pooddychać chłodnym
powietrzem. Pomysł nie był zły, tak uważali, dopóki nie zaczęłam dzielić się z nimi
swoimi troskami.
– …i oni naprawdę
powinni…
– Nieee, Hermiono,
proszę, dość – jęknęła błagalnym tonem blondynka, zasłaniając uszy rękoma. Ona
wraz z szatynem siedzieli na ławce, ja stałam nad nimi, z nerwów pocierając
sobie dłonie. No, z zimna też. – Koniec rozmów o Konkursie, pozwalam ci się
martwić na dzień przed pierwszym etapem, ale nie teraz!
– Ivy ma rację – dodał
Roger. Nie założył czapki, na jego włosach osiadło mnóstwo płatków śniegu. –
Musisz wrzucić na luz oraz zaufać nauczycielom, a nie marudzić, czego nie
zrobili, choć powinni. Zobacz, my się nie przejmujemy i dobrze na tym
wychodzimy.
– Kwestia sporna –
odparłam z przekąsem. Potem znowu przybrałam zrozpaczony wyraz twarzy. – To
jest straszne! Vector naprawdę…
– Roger, weź ją ode
mnie.
– Już się robi.
Zdążyłam jedynie
dostrzec łobuzerski uśmiech na jego twarzy – potem podniósł mnie, nie zważając
na moje protesty i kompletnie ignorując to, jak bardzo się wyrywałam,
powiedział coś o tym, że „może ta baba wreszcie się zamknie”, a na koniec
wylądowałam w zaspie.
Całkowicie zostałam
pogrążona przez Teodora.
– Snape to naprawdę
kreatura – wymamrotał ponuro na środowej transmutacji.
– Bo? – spytałam cicho,
nie odrywając wzroku od pisanej notatki.
– Ciągle zrzędzi, że
jestem nieprzygotowany na Konkurs i po lekcjach każe mi warzyć eliksir po
eliksirze. – Zerknął przelotnie na McGonagall, która siedząc przy biurku,
skrobała coś na pergaminie. – Nie wspominając o Sinistrze, też zołza. Dzisiaj kazała
mi przyjść na Wieżę Astronomiczną o pierwszej, bo mam poćwiczyć odczytywanie
położeń kilku gwiazd. Granger, co jest?
Moje pióro zatrzymało
się cal nad pergaminem. Spojrzałam ostrożnie na nauczycielkę transmutacji –
kobieta przez chwilę obserwowała uważnie klasę, po czym znowu zajęła się
pisaniem.
– Nauczyciele olewają
tylko mnie – poskarżyłam się po chwili. Opuściłam dłoń i spojrzałam na Teodora.
– Jakbym ich nie obchodziła. Mają w nosie to, czy przejdę nawet przez praktyki.
Z tobą pracują, a ja… Och, nie, kleks!
Nawet Harry nie
wykazał większego przejęcia, choć podejrzewałam, że zachowa się podobnie do
Ginny.
– Hermiono, dasz radę
– powiedział po raz trzeci w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Wspinaliśmy się
po schodach w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru. – Jutro masz zajęcia z Nie-Wiem-Co-To-Szampon-Snape’em,
może to cię usatysfakcjonuje.
Ścisnęłam mocniej
książki, które trzymałam w ramionach.
– Nie wiem, Harry, ale
czuję się strasznie pusta – wyznałam. – W dodatku pewnie Snape da mi jakąś
kartkę i każe wypisać wszystkie techniki ataku, gdy znajdujesz się nad
przeciwnikiem, w konkretnym miejscu, sytuacji oraz… – Urwałam, widząc uniesione
brwi chłopaka. – Nieważne.
– Czyli nie będzie cię
jutro na tym przyjęciu u Slughorna, tak? – upewnił się Potter.
Westchnęłam.
– Niestety –
potwierdziłam. – Szkoda, chciałam iść, ale bałam się prosić Snape’a o
przełożenie tego „sprawdzianu”. Na pewno oberwałoby mi się, więc… – Znowu
westchnęłam. – Baw się jutro dobrze.
Pragnęłam przyjść na
przyjęcie nie tylko ze względu na obecność Harry’ego i Ginny.
Raczej po to, żeby
znowu ujrzeć Teodora. Żeby znowu móc obserwować niemal każdy jego ruch, żeby
znowu móc ukradkiem przyglądać się jego bladej skórze, żeby znowu móc niepewnie
patrzeć na jego szczupłą sylwetkę.
Chciałam iść dla
niego. To wszystko.
Wraz z Harrym
stanęliśmy przed portretem Grubej Damy.
– Postaram się –
odparł chłopak, uśmiechając się lekko. – Ginny przyjdzie, więc będzie raźniej.
Rzucił hasło w stronę
obrazu.
Wzruszyłam ramionami, pierwsza
ruszając do przejścia.
– Może, ale pamiętaj o…
I wtedy zderzyłam się
z kimś, książki wypadły mi z rąk, a ja sama – wiedząc już, na kogo wpadłam –
dostałam mini-zawału.
Ron zmieszał się, po
czym uśmiechnął jakoś krzywo.
– O, Harry. Właśnie
miałem iść cię poszukać. – Potter stojący za mną, jeszcze przed wejściem do
pokoju wspólnego, mruknął coś w odpowiedzi. Wtedy rudzielec spojrzał prosto w
moje oczy. – Cześć, Hermiono.
– Cześć, Ron –
wymamrotałam i od razu kucnęłam, zbierając książki.
Nie patrz mi w oczy, nie patrz mi w oczy, NIE PATRZ MI W
OCZY!
Tęczówki Rona miały
niebieski kolor, podobny do tego Ivy, jednak jaśniejszy. Błękitne morze, na
którego powierzchni zawsze uwielbiałam się unosić, choć w tamtej chwili
obawiałam się utonięcia w nim. Oczy rudzielca były tak różne od tych jego
siostry – niby chłodne, lecz jednocześnie nie zdarzało się, bym ów chłód w nich
dostrzegła.
Może to rodzinne u
Weasleyów? Ciepło przepełniające tęczówki?
Ron również kucnął i
pomógł mi pozbierać rzeczy. Gdy już się wyprostowaliśmy, popatrzył na mnie
niepewnie.
– E… Więc… jak korepetycje?
Coś… coś ci już wyszło? – spytał.
Miałam ochotę się
roześmiać. Głośno, bez oporów śmiać się z chłopaka stojącego przede mną, a
raczej z jego sposobu przepraszania. Był to sposób absolutnie uroczy – takie
nieśmiałe zagadanie o cokolwiek, byle tylko zacząć znowu normalnie rozmawiać.
Wzruszyłam
beznamiętnie ramionami.
– Ostatnio jedno
zaklęcie – odparłam – ale bez żadnych rewelacji.
– Och, aha – mruknął
zmieszany, spuszczając wzrok.
– Jak treningi? – tym
razem to ja spytałam.
Ron szybko spojrzał na
mnie z zaskoczeniem pomieszczanym z ulgą.
– Dobrze – powiedział.
– To znaczy… ee… w sumie to…
– Wchodzicie czy nie?
– rozległ się rozgniewany głos Grubej Damy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę,
że staliśmy w przejściu, ja jeszcze na korytarzu, a Ron w pokoju wspólnym.
– Właźcie – mruknął
jedynie Harry.
Kilka chwil później
siedziałam z chłopakami na „naszych” miejscach przed kominkiem, tak jak zawsze.
Tak jak zawsze również śmiałam się z dowcipów Rona oraz słuchałam narzekań
Harry’ego na pogodę, bo „przecież w taki mróz nie da się latać”. Okularnik także
stwierdził ze zdziwieniem, że nie obejrzę ich ostatniego z sezonie meczu ze
Slytherinem, gdyż będę na Konkursie. Przyznałam mu rację, a obaj z rudzielcem
mieli ponure miny już przez resztę wieczoru, choć w duchu nie czułam zbytniego zawodu.
I tak pogodziłam się z
Ronem. Bez żadnych wielkich błagań o wybaczenie, bo przecież tak mnie zranił,
bez żadnych łez z mojej strony, bez tego wszystkiego, co zazwyczaj towarzyszy
Wielkim Pojednaniom. Cieszyłam się jednak ogromnie – w kolejnej kwestii
wszystko wróciło do normy. Ciągle uśmiechałam się jak głupia, czułam się
dziwnie lekka, a jednocześnie tryskałam energią. Wiedziałam, że przez tę
kłótnię moja przyjaźń z Ronem stała się trwalsza.
Tylko i wyłącznie
przyjaźń. Tamtego wieczoru przed snem dużo myślałam. Głównie o nim, a raczej o
tym, że nagle mój żołądek przestał wykonywać dziwne wariacje w obecności
chłopaka. No, może nie całkiem, ale czułam się swobodniej w jego towarzystwie.
Nie żebym wcześniej się tak nie czuła, jednak wtedy chyba moje prośby zostały
wysłuchane – znikło to głupie podejrzenie, że on wie.
O czym wie? – zapytałam samą siebie, patrząc tępo w
baldachim nad głową. O czym on może
wiedzieć? O niczym nie wie, bo… bo już nic nie ma.
No, prawie nic. Wraz z
odejściem dziwnych zachowań mojego żołądka, odeszło zakochanie. To jeszcze
głupsze od głupiego podejrzenia zakochanie, które trwało ponad rok, choć
nazywałam je po imieniu od niedawna.
A przynajmniej
wydawało mi się, że odeszło. Na pewno nie całkiem – to tak szybko nie działało.
Ale gdybym w tamtej chwili dowiedziała się, że Ron ma dziewczynę, zamiast chęci
mordu, poczułabym milion innych uczuć – troskę, czy jest szczęśliwy, radość, bo
sobie kogoś znalazł, zaintrygowanie, ile to przetrwa i tak dalej, i tak dalej.
Zazdrość również wchodziła w grę, jednak o wiele mniejsza.
Ulga. Tak. Bo w jakimś
stopniu się uwolniłam. Zastanawianie się, czy może się nie domyśla, ciągła
zazdrość o Lavender Brown szwendającą się wokół niego, no i dziwne reakcje, gdy
znalazł się w pobliżu. O tym, że każdą sprzeczkę przeżywałam dwa razy bardziej,
nie wspominając. To wszystko było męczące.
Czy miałam „czyste
konto”? Chyba mogłam tak to ująć. Rana na moim sercu coraz bardziej się
zabliźniała, a miłość w jakimś stopniu nie kojarzyła się już z bólem. Nadal
jednak wiedziałam, że nie zawsze jest szczęśliwa, zaś strach przed nią jedynie
odrobinę zmalał. Nie zmieniało to faktu, iż znowu czułam pragnienie, by przeżyć
tę jedyną prawdziwą miłość, spotkać rycerza na białym koniu i odjechać z nim
gdzieś daleko!
Tylko nie od razu, bo
musiałabym się pożegnać z rodzicami, przyjaciółmi, pozałatwiać wszystkie
sprawy, w dodatku gdyby jechał zbyt szybko, mogłabym spaść, więc…
O Godryku, chyba
naprawdę mocno się uderzyłam.
Doskonale wiedziałam, kto
za tym wszystkim stał. Doskonale wiedziałam, komu zawdzięczałam tę zmianę.
Doskonale znałam osobę, która w sporym stopniu przyczyniła się do znacznego
osłabnięcia mojego uczucia do Rona.
Roger. To on na długi
czas zastąpił rudzielca, to on był przy mnie wtedy, kiedy nie było Gryfona, a
kiedy najbardziej go potrzebowałam, to on, samą swoją obecnością, pozwolił mi
zapomnieć o bólu. To on stał się ukojeniem, którego tak bardzo pragnęłam.
Czułam cholerną
wdzięczność, choć pewnie sam nie miał pojęcia, jak wiele zrobił. Zaskakujące.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się zaledwie niecałe dwa miesiące wcześniej, a on
już zmienił coś w moim życiu. W dodatku rozmawialiśmy, dowcipkowaliśmy jakbyśmy
znali się od paru lat.
Chyba naprawdę w jakiś
sposób musiałam przysłużyć się Bogu, skoro postanowił zesłać mi prócz Ginny
jeszcze Rogera.
Następnego dnia przed
dziewiętnastą w towarzystwie Harry’ego i Ginny opuściłam pokój wspólny. Moi
przyjaciele szli na przyjęcie do Slughorna, wiec postanowili kawałek mnie
odprowadzić. Okularnik wyglądał bardzo… porządnie. Jasna marynarka i jako-tako
uczesane włosy naprawdę wiele zmieniały w jego wyglądzie. Ruda ubrała się wyjątkowo
ładnie. Założyła szarą sukienkę z czarnymi akcentami, a zrezygnowanie z pomysłu
pójścia w spodniach uznałam za wyjątkowy wyczyn z jej strony.
Zastanawiałam się, co
założy Teodor. Może znowu śnieżnobiałą koszulę? A może tak jak Harry marynarkę?
Głupi Snape.
Ron pożegnał mnie
słowami otuchy. Zdążyłam mu już opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się
podczas naszego nieodzywania się do siebie, pomijają oczywiście umarłych, ale
za to wliczając krwawe zjawy i ducha, który mówił, bym pewnego dnia zrobiła to,
co uważam za słuszne. Trochę podyskutowaliśmy na ten temat, ale nasze rozmowy
nic wielkiego nie wniosły do żadnej ze spraw. Z samym rudzielcem wszystko
naprawdę wróciło do normy, mogłam nawet rzec, że byliśmy wobec siebie bardziej
uprzejmi.
Układały mi się
kolejne sprawy, jedna po drugiej.
Szybko znalazłam się
na miejscu, poganiana wszechobecnym chłodem, jeszcze większym zresztą w samych
lochach. Czując dreszcze nieprzerwanie przebiegające po moim ciele, zapukałam
kilka razy i usłyszawszy szorstkie „wejść”, uchyliłam lekko drzwi.
Gabinet Snape’a był niespecjalnie
dużym, zdecydowanie ponurym pomieszczeniem, który słabo oświetlał nawet ogień
płonący w kominku. Na półkach wzdłuż ścian stały szklane słoje z różnymi
składnikami eliksirów – inni uznaliby je za jakieś obrzydliwe świństwa, ja
uważałam, że są w jakimś stopniu fascynujące. W dodatku w większości bardzo
rzadkie. Przy ciemnym biurku siedział Snape, blady i groźny, przeszywając mnie
spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
– Dobry wieczór, panie
profesorze – przywitałam się grzecznie, zamykając drzwi. – Miałam się do pana
zgłosić, więc…
Urwałam gwałtownie,
gdy mężczyzna odsunął nagle krzesło i wstał. Ruszył w stronę wyjścia, a ja –
nadal lekko przestraszona – odsunęłam się, robiąc mu przejście. Otworzył drzwi,
po czym wyszedł na korytarz, rzuciwszy przez ramię krótkie:
– Za mną.
Bez szemrania
wykonałam polecenie.
Snape szedł szybkim
krokiem przez lochy, a za nim powiewała jego szata. Czarna. Jak zawsze zresztą.
Zastanawiające, skąd u niego takie zamiłowanie do czerni.
Bezwiednie
zmarszczyłam brwi.
Żałoba? Kto wie. Moment, podobno czerń wyszczupla, więc…
Nieee, przecież Snape jest chudy! A może właśnie przez tę czerń taki się
wydaje?
Potrząsnęłam lekko
głową.
Twoje myśli są zdecydowanie nie na miejscu.
– Panie profesorze, a
gdzie my właściwie idziemy? – spytałam z wahaniem, jednocześnie chcąc przestać
zastanawiać się nad ubraniami Snape’a.
Nie spojrzał na mnie.
– Nie jesteś tutaj od
zadawania pytań – warknął.
Spłonęłam rumieńcem
wstydu, jednak się nie odezwałam.
I to niby ja ciągle warczę?
Po niedługim szybkim
marszu-prawie biegu (Snape ma za długie
nogi. A może kiedyś biegał? W takim stroju jaki mają mugolscy biegacze, czarnym
oczywiście. O Gryffindorze, wyobraziłam to sobie!) dotarliśmy do jednego z
zawsze zamkniętych lochów. Jak się okazało, było to ogromne, o powierzchni
prawie połowy Wielkiej Sali, całkowicie puste pomieszczenie z wysokim na jakieś
trzydzieści stóp sufitem, co wydało mi się dość dziwne, zważywszy na jego
umiejscowienie. Nauczyciel jednym machnięciem różdżki zapalił dwa rzędy
pochodni umieszczonych na ścianach w metalowych uchwytach po obu stronach
drzwi. Loch – jeśli nadal mogłam nazwać tak tamto miejsce – sprawiał wrażenie
jeszcze surowszego od klasy eliksirów, zapewne przez brak jakiegokolwiek umeblowania.
Snape ruszył na środek
pomieszczenia, a ja bardzo powoli, niepewnie ruszyłam za nim. W końcu
stanęliśmy w odległości jakichś dwudziestu stóp od siebie, kiedy to mężczyzna
kazał mi się zatrzymać. Nie bardzo wiedziałam, co będziemy robić. Myślałam, że dostanę
zwykły test sprawdzający wiedzę z książek, a przecież w tamtym lochu nie było
nawet ławek…
Dziwne. I podejrzane.
Nagle Snape zrobił
błyskawiczny ruch ręką, tak szybki, że ledwo zdążyłam go zarejestrować, po czym
wypuścił z końca swojej różdżki jadowicie pomarańczowy płomień.
Uskoczyłam w ostatniej
chwili, a zaklęcie osmaliło lekko miejsce na posadzce, w które uderzyło.
– Na co czekasz,
Granger? – warknął Snape. – Broń się!
– Słucham?!
Och, a więc
znajdowaliśmy się w sali do ćwiczeń! Że też wcześniej się nie zorientowałam! W
sumie to było jedyne logiczne wyjaśnienie chociażby wysokiego sufitu.
O nie. Snape mnie rozszarpie.
W moją stronę poleciał
następny promień, tym razem biały, prawie przeźroczysty. Nie ruszyłam się z
miejsca, a jedynie wyciągnąwszy różdżkę, rzuciłam od razu Protego. Zaklęcie odbiło się od mojej tarczy i poleciało w stronę
Snape’a, który rozwiał je leniwym ruchem nadgarstka. Sekundę później
dostrzegłam kolejną klątwę wysłaną przez mężczyznę; uskoczyłam przed nią, zauważając,
że przed tą nie uratuje mnie Protego.
– Co to było za
zaklęcie? – spytał beznamiętnie Snape, znowu atakując.
Schyliłam się
gwałtownie, unikając uroku.
– Enpendo, panie profesorze – powiedziałam od razu.
– Służące do?
– Do porażenia
przeciwnika prądem. Panie profesorze! – pisnęłam, gdy wypuścił w moją stronę
trzy zaklęcia, jedno po drugim. Przed pierwszym uchyliłam się, rzuciłam się w
bok, by nie zostać trafioną następnym, ostatnie odbiłam.
– Zacznij atakować, a
nie jęcz jak przestraszony Longbottom – wysyczał Snape. On nadal stał tam gdzie
wcześniej, w ogóle nie zmęczony. Ja powoli czułam ból mięśni. – Remortia!
Znowu pisnęłam, po
czym uciekłam w bok. Spojrzałam na Snape’a z oburzeniem.
– Profesorze, przecież
wielu wybitnych czarodziejów zastanawia się, czy nie zaliczyć Remortii do czarnej magii! – zawołałam.
Z ulgą zauważyłam, że
opiekun Slytherinu nie ma zamiaru rzucić kolejnej klątwy. Opuścił odrobinę
różdżkę, jednak nadal wystarczająco wysoko, by bez ostrzeżenia zaatakować.
– Pięć punktów od
Gryffindoru za podważanie metod nauczania. Na Czarodziejskim Konkursie Obrony
Przed Czarną Magią nawet takie zaklęcie może się pojawić. Dopóki Remortia nie zostanie zaliczona do
czarnej magii, jest dopuszczona. W dodatku ona nie zabija, tylko…
– …zmniejsza dopływ
tlenu – dokończyłam.
– Kolejne pięć za
przerywanie mi. A ty, Granger, zacznij atakować, bo…
– Drętwota!
Snape z łatwością je odbił.
Dostrzegłam złość na jego twarzy.
– A może by tak trochę
bardziej zaawansowanymi zaklęciami? I niewerbalnie? Chyba że jesteś aż tak
ograniczona jak Potter, choć podobno na transmutacji ostatnimi czasy się nie
popisujesz – odsłonił zęby w złośliwym uśmiechu. Na moje policzki wstąpiły
rumieńce złości.
Ścisnęłam mocniej
różdżkę i wykrzyknęłam w myślach: „Remortia!”
– Dziesięć punktów od
Gryffindoru – wycedził Snape. – Granger, po pierwsze, przestań używać zaklęć,
które ja używam, jakbyś nie potrafiła odszukać w tym pustym łbie czegoś innego.
Po drugie, skąd przyszło ci do głowy, żeby atakować mnie klątwą przez
niektórych zaliczaną do czarnej magii?
– Pan tak zrobił –
zauważyłam z oburzeniem. – Zresztą sam pan mówił, że takie zaklęcia są
dopuszczone w tej kategorii.
– Mózg ci się rozlazł,
Granger. Nie gadaj, tylko walcz, bo na razie nawet Weasley działałby
efektowniej.
Zmrużyłam oczy i
ścisnęłam mocniej różdżkę.
O nie, tak nie będzie.
Wtedy się zaczęło. Skakałam,
biegałam, odbijałam klątwy, rzucałam gwałtownie zaklęcia, nawet te wyjątkowo
silne, które zdołałam już poznać, kompletnie ignorując fakt, że przecież walczę
z nauczycielem. Sam Snape również nie zwracał na to uwagi. Walczył agresywnie, czasami
wykrzykując różne uwagi, a niekiedy czarował werbalnie, co wykorzystywałam,
rzucając później ten sam urok. Dopiero po czasie doszłam do wniosku, że
mężczyzna robi to specjalnie – chciał sprawdzić, jak poradzę sobie z nowym
zaklęciem.
Snape był
najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim kiedykolwiek walczyłam. Poruszał się
niesamowicie szybko, jednocześnie bez najmniejszego trudu. Biegał, schylał się
jak ja, machał błyskawicznie różdżką, niekiedy nie mogłam nawet tego dostrzec.
Widziałam, że podczas ataków lub obrony wykonuje ruchy umieszczone w książkach,
które mi dał. Sama starałam się robić to samo, jednak nie zawsze się udawało.
Na początku nasz
pojedynek był schematyczny – Snape rzucał zaklęcie, ja odbijałam je lub
uchylałam się przed nim, później atakowałam, a mężczyzna albo kpił sobie z
mojej nieudolności, albo po prostu jakoś mnie poprawiał. Denerwujące, w dodatku
dekoncentrujące.
Później do naszej
walki wkradła się jeszcze większa adrenalina, pasja i zdecydowanie, by pokonać
drugiego. Atakowałam coraz gwałtowniej, choć słabo to do mnie docierało, bo
myślałam głównie o wygranej w tym starciu. Było mi gorąco, nogi powoli
odmawiały posłuszeństwa, skupiałam się na ruchach przeciwnika, chciałam wyczuć,
co stanowi jego kolejny krok. Pot lał się ze mnie, mięśnie paliły, oczy piekły.
Snape wyglądał inaczej
niż na początku naszego pojedynku. Na jego policzki wstąpiły lekkie rumieńce,
na czole pojawiły się zmarszczki, a on sam chyba już nie miał granic, jeśli
kiedykolwiek jakieś były. Wprawdzie nie rzucał Zaklęć Niewybaczalnych, ale inne,
nawet te ze skraju czarnej i jasnej magii, śmigały w moim kierunku non stop.
Po czasie żadne z nas
już się nie odzywało, zbyt skupione na walce. Podczas piętnastu minut pojedynku
oberwałam trzema klątwami. Po raz pierwszy na początku, gdy Snape zrobił zmyłkę
i źle przewidziałam jego ruch. Na szczęście nic wielkiego się nie stało –
jedynie odrzucił mnie pod ścianę, gdzie znowu prawie udało się nauczycielowi
trafić. Później akurat Remortią,
czego mężczyzna nie zgodził się przerwać. Tak miałam walczyć i wcale nie było
to miłe, tym bardziej, że po czasie zaczęło kręcić mi się głowie. W końcu sama,
nie mogąc już wytrzymać, rzuciłam skomplikowane przeciwzaklęcie, za co
Gryffindor stracił dwadzieścia punktów, a Snape wydarł się okropnie. W tej
chwili dekoncentracji po raz trzeci nie umknęłam zaklęciu. Moją głowę
zaatakował tępy, pulsujący ból. Nie był zbyt silny, jednak bardzo przeszkadzał
i momentami nie mogłam się skupić na poprawnym użyciu zaklęcia.
Snape’owi dostało się
tylko raz, niby szkoda, ale jednak wcale nad tym nie ubolewałam. Kiedy ten darł
się na mnie, wypuściłam w jego stronę jedno z prostszych zaklęć – Locomotor Mortis. Nogi Snape’a złączyły
się, później je sparaliżowało, a na koniec sam nauczyciel runął na twarz.
Dostałam nagłego napadu śmiechu, za co zostałam nagrodzona morderczym spojrzeniem,
Gryffindor stracił kolejne punkty, no i nie zapominając o klątwie powodującej
pulsujący ból głowy.
Zaklęcia przecinały ze
świstem powietrze, Snape obracał się, jego szaty wirowały, ja uskakiwałam, kucałam,
atakowałam z gwałtownością niemalże taką jak ta mojego przeciwnika. Starałam
się wypróbować techniki zawarte w książkach od niego, jednak okazały się trudne do użycia w praktyce.
Nagle przyszło mi coś
do głowy. Zamiast ciągle robić uniki, odbijać klątwy, mogłam wykorzystać
elementy pomieszczenia, mogłam coś usunąć, przekształcić albo… wyczarować.
Skierowałam różdżkę na
podłogę niedaleko mnie. Wykrzyknęłam w myślach zaklęcie, a później cofnęłam się
lekko, gdy z posadzki wyrósł sięgający niemalże sufitu ceglany mur.
– Granger!
Uśmiechnęłam się
złośliwie.
To nie koniec, profesorze. Pochłoń!
– Argh, GRANGER!
Schyliłam się,
opierając dłonie na kolanach i łapiąc z trudem powietrze. Zyskałam chwilę
odpoczynku, więc zamierzałam ją wykorzystać. Wiedziałam jednak, że Snape szybko
wydostanie się z podłogi, która nagle go pochłonęła, oraz równie łatwo sforsuje
mur.
Nagle usłyszałam
zduszony głos nauczyciela.
O nie… – zdążyło przemknąć mi przez głowę, a później zostałam
odrzucona przez siłę eksplozji, tak że uderzyłam w ścianę. W moich oczach
stanęły łzy bólu, zgięłam się w pół. Szybko się wyprostowałam, choć kosztowało
mnie to kolejną walkę o oddech.
Później okazało się,
że dobrze zrobiłam.
W murze ziała ogromna
dziura, przez którą mogłabym przejść bez schylania się, jednocześnie
wystarczająco szeroka, by cztery osoby spokojnie zmieściły się w niej, stojąc
obok siebie ramię w ramię. A po drugiej stronie zobaczyłam Snape’a stojącego
już w całej swojej okazałości, może z trochę pobrudzoną szatą, i mierzącego we
mnie różdżką.
Kucnęłam w ostatniej
chwili. Zaklęcie rąbnęło w pochodnię, dlatego szybko uskoczyłam w bok. Dobrze
zrobiłam, gdyż owa pochodnia spadła na miejsce, gdzie jeszcze przed momentem
stałam.
Wysłałam w stronę
Snape’a kilka klątw jedna po drugiej. Ten z łatwością poradził sobie z
pierwszymi czterema – piątą odbił zwykłym Zaklęciem Tarczy, lecz ta powróciła
do niego niczym bumerang. Przesunął się w bok, ona za nim. W końcu odwrócił się
i pobiegł na koniec sali.
Na to czekałam.
Ruszyłam pędem w tamtą stronę.
Już-już miałam rzucić
zaklęcie, kiedy w mgnieniu oka Snape odwrócił się, machnięciem różdżki rozwiał
natrętną klątwę, a drugim powalił mnie na posadzkę. Ignorując ból pleców,
przeturlałam w bok, unikając niebieskiego promienia, który uderzył niedaleko.
Obróciłam się na brzuch, tak by widzieć przeciwnika, po czym wypuściłam w jego
stronę kolejne zaklęcia. Nie oberwał żadnym, a sam wypuścił różnokolorowe
promienie ze swojej różdżki.
– Granger, jesteś durna
– oznajmił wszem i wobec. Podniosłam się na klęczki, po czym usunęłam w bok. –
Twoja technika walki niczym się nie wyróżnia.
– Nie powiedziałabym,
panie profesorze – odparłam, dysząc ciężko. – A mur, to co? Zresztą chyba
ważne, że technika skutkuje. Wiele osób już dawno by z panem przegrało.
– Co nie zmienia
faktu, że jesteś durna.
Zmrużyłam oczy.
– Oczywiście –
wycedziłam. Skierowałam różdżkę na mur za sobą. – Lateres!
W stronę Snape’a
poszybowała zgraja cegieł. Zablokował je zaklęciem. Wykorzystałam tę chwilę.
– Viridi!
Z podłogi wytrysnęły ciemnozielone
pnącza, grube na ponad cal, wijące się dziko i starające się pochwycić
mężczyznę. On, jeszcze nawet nie starając się ich zatrzymać, skierował różdżkę
na mnie.
Uderzyłam z mocą w
ścianę, niemal tak samo, jak na korepetycjach z Teodorem. Głowę, która i tak
pulsowała bólem, eksplodowała nim, a obraz stał się zamazany. Znowu leżałam na
chłodnej posadzce, jednak tym razem wciąż miałam przy sobie różdżkę. Snape w
końcu zaczął zmagać się z roślinami, najwyraźniej wcześniej nie chcąc dać mi
szansy na wykorzystanie chwili jego nieporadności.
Z trudem klękłam, a
później, sycząc z bólu, wstałam. Kręciło mi się w głowie, pochodnie nie były
już pochodniami, tylko świecącymi punkcikami, zaś Snape ciemną plamą ledwo wyróżniającą
się na tle ścian lochu. Plecy bolały przy każdym ruchu, momentami traciłam
oddech. Powoli ruszyłam w stronę nauczyciela, kiedy otoczyła mnie
przezroczysta, falująca ściana. Szkło? Plastik? Dotknęłam jej.
Rozszerzyłam oczy ze
zdziwienia. Nagle odzyskując jako-taką jasność umysłu, rzuciłam pierwsze
zaklęcie, które przyszło mi do głowy – ściana wody przeciwko ścianie ognia.
Efekt był
natychmiastowy. Woda wyparowała, a ja mogłam znowu poruszać się swobodnie.
Snape przygotował się
na to.
Ja także.
Poruszył różdżką, a ja
już uskakiwałam w bok przed zaklęciem. Wtedy coś wpadło mi do głowy.
– Panie profesorze! –
zawołałam, zatrzymując się gwałtownie.
– Czego? – warknął
Snape, chyba zbyt zaskoczony, by od razu wykorzystać tamtą chwilę i mnie
zaatakować.
Niewinnie ruszyłam w
jego stronę.
– Chcę tylko upewnić
się co do zasad naszego pojedynku – powiedziałam.
– Nie ma zasad. Jedynie
nie można zabić drugiej osoby.
– Aha, rozumiem. – Udałam,
że się zastanawiam. Odległość między nami nadal się zmniejszała. – Czyli można
robić wszystko, byle tylko nie doprowadzić do śmierci drugiego?
– Granger – syknął
ostrzegawczo.
– Bo zastanawiam się…
– Granger – jego głos stał się bardziej natarczywy.
– …nad techniką
ataków.
– Granger, za dużo
przebywasz z Weasleyem i bredzisz.
Znalazłam się zaledwie
kilka stóp od niego. Posłałam mu oburzone spojrzenie.
– No wie pan. Po prostu
zastanawiam się, czy mogę atakować po mugolsku.
I wtedy się na niego
rzuciłam.
O Boże, ja się na
niego rzuciłam!
Rzuciłam. Się. Na.
Nauczyciela. I to jeszcze na Snape’a!
O Boże!
Zachowałam się jak
kretynka.
Chyba naprawdę jestem durna.
Runęłam na podłogę
razem z mistrzem eliksirów. On z czymś pomiędzy krzykiem a warknięciem, ja z
jękiem, bo sekundę później przygniótł mnie swoim ciężarem. Zaczęliśmy tarzać
się po posadzce, próbując zdobyć przewagę. Z początku myślałam, że wygra Snape
– w końcu był silny, cięższy i znacznie wyższy. Ale później zaczęłam mieć
wątpliwości. Okładałam nauczyciela w
żebra, ręce, chyba przez przypadek wsadziłam mu palec do oka. Ciągle się
wierciłam, nie chcąc dać się zrzucić. Kiedy pod plecami czułam zimną posadzkę,
chwytałam mocno szatę mężczyzny, byle ten tylko nie wstał, a potem zabawa
zaczynała się od nowa. Miałam nadzieję, że jakimś cudem uda mi się zabrać mu
różdżkę albo chociaż go ogłuszyć, chociaż obie opcje były praktycznie
niewykonalne.
Snape warczał, chyba
nawet kilka razy zaklął, szarpał mnie za szatę, ale się nie poddawałam.
O nie, znowu wsadziłam
mu palec do oka.
Poczułam jego dłoń w
swoich włosach – to bolało!
Och, chyba nadział się
na moją różdżkę. Później odpłacił mi się pięknym za nadobne, kiedy długie,
smukłe palce wbiły się w moje żebra.
O NIE, dlaczego zrobiło się tak ciemno?
Dlatego, że właśnie
wtedy wydarzyło się chyba coś najbardziej absurdalnego w całym moim życiu.
Zaplątałam się w szaty
Snape’a, przez co nie mogłam swobodnie się poruszać. Wiłam się w materiale, a
nauczyciel chyba zauważył moją bezbronność, ponieważ poczułam nagle jego dłonie
na swojej talii i sekundę później wylądowałam na posadzce, tłukąc się jeszcze
bardziej. Nim się spostrzegłam, już nade mną stał. Leżałam na plecach, przed
oczami miałam różdżkę oraz bez wątpienia wściekły wyraz twarzy.
Chwila. Czy Snape miał
rozciętą wargę?
– Czyś ty oszalała,
Granger?! – krzyknął tak głośno, że aż się skrzywiłam. – Dwadzieścia punktów od
Gryffindoru!
To i tak było mało. W
końcu się na niego rzuciłam i zaczęłam tłuc w każdą możliwą część ciała. O dźganiu
w oczy nie wspominając.
Odetchnęłam głęboko.
– Przecież mówił pan,
że jedynie nie wolno zabić – mruknęłam.
– Granger – wysyczał z
wściekłością, ocierając wargę. – Szlaban.
– C-co? – wyjąkałam,
podnosząc się na łokciach. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. – Nie!
– Do dnia wyjazdu na
Konkurs – dodał z wyraźną satysfakcją. – Od jutra będziesz przychodzić do
mojego gabinetu codziennie o dziewiętnastej.
– Ale p-panie
profesorze… – wyjąkałam. – Co ja będę robić przez tyle czasu? – łapałam się
ostatniej deski ratunku. Miałam nadzieję, że zmieni zdanie, bo w końcu ten
szlaban był… długi.
– Praca zawsze się
znajdzie. – Uśmiechnął się złośliwie. – Och, cóż za tragedia. Hermiona Granger
dostała szlaban. Och…
Opadłam bezsilnie na
posadzkę.
Szlaban.
Szlaban.
Szla-ban.
To się nie działo
naprawdę.
Powoli podniosłam się,
podczas gdy Snape kilkoma machnięciami różdżki doprowadził loch do poprzedniego
stanu. Zniknął mur, pochodnie były nienaruszone, posadzka taka jak wcześniej. Przy
okazji poczułam zniknięcie tego denerwującego, tępego pulsowania głowy, chociaż
ciało nadal miałam obolałe. Plecy rwały przy każdym, nawet najmniejszym ruchu,
drobne rany na dłoniach od paznokci mojego przeciwnika piekły, mięśnie płonęły.
Nauczyciel ruszył w
stronę drzwi, otworzył je i kiedy już myślałam, że będę mogła w spokoju
powściekać się na Nie-Wiem-Co-To-Szampon Snape’a (Brawo, Harry!), ten w
mgnieniu oka odwrócił się, wysyłając w moją stronę klątwę.
Zareagowałam
odruchowo, całkowicie o tym nie myśląc. Odbiłam zaklęcie tak szybko, że sama
tego nie zauważyłam, by później, również niemalże bezwiednie, zaatakować
Snape’a kilkoma urokami. Wprawdzie przed dwoma pierwszymi łatwo się obronił,
jednak ostani trafił go, wysyłając prosto na ścianę, w którą z mocą uderzył. Z
przerażeniem popatrzyłam na mężczyznę i zasłoniłam sobie usta dłonią.
– P-przepraszam –
wyjąkałam, postępując kilka kroków do przodu. – Nie chciałam! To jakoś tak samo
wyszło, naprawdę przepraszam!
On jedynie poprawił
szatę, omiótł mnie uważnym spojrzeniem i kiwnął głową.
Kiwnął głową?
Merlinie, on kiwnął
głową.
A może dostał czkawki?
Nie, on kiwnął głową.
ON KIWNĄŁ GŁOWĄ.
Snape. Kiwnął. Głową.
Snape kiwający głową.
Snape-pies kiwający
główką.
Aleś ty durna, Hermiono.
– Jesteś gotowa –
mruknął, po czym wyszedł, nawet nie przejmując się zamknięciem drzwi.
Nie, jesteś durna.
No, to też.
***
– Jesteś durna.
– Następna…
Siedzieliśmy we
czwórkę przed kominkiem – ja, Ron, Harry i Ginny. Ci ostatni wrócili od
Slughorna później niż ja, jednak poczekałam na nich ze zdaniem relacji z zajęć
ze Snape’em. Chłopcy wyglądali na całkowicie oburzonych tym, ile nauczyciel
odebrał punktów Gryffindorowi, a Ginny zdumiona zdecydowanie mugolskim sposobem
ataku. Wszyscy jednak byli zachwyceni samym pojedynkiem i każdą z technik,
nawet zwykłym okładaniem Snape’a, bo w końcu jakoś to się sprawdziło.
– Dobra, Hermiono, jeszcze
raz – powiedziała Ginny siedząca na kanapie obok Harry’ego. – Czyli rzuciłaś
się na niego i zaczęłaś go lać, tak?
– Niezupełnie – zaprzeczyłam,
kręcąc głową. – Nie zaczęłam go lać, bo nie mam tyle siły, ale, no, oberwało mu
się…
Zaczerwieniłam się po
cebulki włosów.
Ron ciągle szczerzył się
w moją stronę. Był wniebowzięty.
– Wreszcie ktoś zrobił
to, na co Snape zasługiwał od dawna – powiedział. – Może zostaną mu siniaki –
dodał złośliwie.
– Nawet jeśli, to je
zamaskuje – westchnął Harry. – Nie będzie przecież paradował po szkole
poobijany.
Ron jedynie rozłożył
się na fotelu, a jego zadowolenie chyba trochę się zmniejszyło.
– Kurczę, Hermiono, to
cud, że tylko zabrał ci punkty – rzekł po chwili. – Gdybym ja tak zrobił, albo
Harry, mielibyśmy bardziej przechlapane. Odjęcie punktów to by był pikuś.
– Ja już chodziłbym
bez głowy – mruknął Potter. Parsknęliśmy śmiechem, jednak później spoważniałam.
Odwróciłam wzrok.
– W sumie punkty to
nie jedyna kara. – Wzięłam głęboki wdech. Bojąc się ich reakcji, dodałam
szybko: – Dostałam szlaban.
Ginny rozszerzyła oczy
ze zdziwienia, Harry poprawił sobie okulary, a Ron gwizdnął przeciągle.
– Och, Hermiono –
rzekła ruda, kręcąc głową. – Najpierw korepetycje, teraz szlaban… Świat się
naprawdę kończy, skoro…
– Ale przynajmniej
dowaliła Snape’owi, no nie? – przerwał jej Ron. – Takie coś było warte szlabanu.
Ginny spojrzała na
brata zza pleców Harry’ego.
– A ja i tak uważam,
że jest durna – stwierdziła Ginny. – To jednak Snape. Wiesz, co mógł jej zrobić
za rzucenie się na niego? I coś czuję, że te szlabany będą najgorszym czasem w twoim
życiu, Hermiono – dodała, zwracając się do mnie.
Ron i Ginny także
niedawno się pogodzili. W ich przypadku również nie było jakże czułych słów,
uścisków, przeprosin. Po prostu zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać, co bez
wątpienia wyszło im na dobre.
– Ginny ma rację –
odrzekł Harry. – Snape da ci popalić na tych szlabanach, zobaczysz.
Wzruszyłam ramionami.
– Może. Chyba
zasłużyłam.
Ron zrobił wielkie
oczy.
– Zwariowałaś,
Hermiono? – spytał ze zdziwieniem. – To on zasłużył. Szkoda, że nie rąbnęłaś go
prosto w ten krzywy nos.
Ginny parsknęła
śmiechem.
– Przecież prawie
pozbawiła go wzroku – zachichotała. – To powinno ci wystarczyć.
Harry westchnął.
– Dźgnięcie Snape’a
prosto w oko – wymamrotał. – Marzenie…
Nie mogłam się nie
uśmiechnąć, jednak później trochę spoważniałam. Wpatrzyłam się w ogień płonący
w kominku.
Odnosiłam wrażenie, że
tamten wieczór był snem. Najpierw wyczerpująca walka, w przypływie beznadziei
mugolski atak, a na koniec szlaban.
Koszmar? Nie, raczej
po prosty długi i zdecydowanie dziwny sen.
Z jednej strony czułam
lekkie wyrzuty sumienia. W końcu Snape był moim nauczycielem, a ja zaczęłam go…
zaczęłam go…
Nazwij to po imieniu.
Och, zaczęłam go bić!
Już samo to, że rzuciłam się na kogoś z pięściami, jakoś nie napawało mnie
entuzjazmem, a bardziej zawstydzało. W końcu coś takiego nie leżało w mojej
naturze.
Z drugiej strony Snape
mówił, że w kategorii obrony przed czarną magią nie ma zasad. Zastanawiałam
się, czy można także używać zaklęć czarnomagicznych, więc postanowiłam spytać o
to przy najbliższej okazji. Na razie jednak starałam się wmówić sobie, że nie
mam za co się obwiniać, że przecież nic złego nie zrobiłam. To była jedynie
trochę inna forma ataku. Co z tego, że mugolska? W końcu w jakimś stopniu
skuteczna.
Och, nie, a jeśli Snape’owi naprawdę wyskoczą siniaki? – jęknęłam w duchu.
Co ja najlepszego
zrobiłam?
Po niedługim czasie
wraz z Ginny postanowiłyśmy iść już do dormitorium. Ruda była zmęczona po
przyjęciu, ja za to wykończona pojedynkiem ze Snape’em. Pożegnałyśmy się z
chłopakami, a kiedy wspinałyśmy się po schodach, dziewczyna rzuciła
beznamiętnie:
– Nie było Notta.
Uniosłam brwi.
– U Slughorna? – Kiedy
kiwnęła głową, dodałam: – Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem – odparła.
– Po prostu nie przyszedł, ale chyba Slughorn nie został uprzedzony, bo ciągle
jęczał, dlaczego nie ma „naszego Teodora”. Strasznie denerwujące.
Poczułam niepokój.
Co się stało, że
Ślizgon nie przyszedł na przyjęcie, a w dodatku nie poinformował o tym
nauczyciela eliksirów?
Dziwne. Chłopak raczej
by kogoś uprzedził, chyba że wydarzyło się coś niespodziewanego, może nawet nie
do końca przyjemnego…
Do niepokoju dołączył
strach. Strach o Teodora.
***
A Teodor szedł
korytarzem, powoli, z trudem.
Nie zawsze był jakoś
wyjątkowo zdeterminowany. Często zdarzało się, że wybierał łatwiejsze wyjście
albo rezygnował z przedsięwzięcia tuż przed osiągnięciem celu. Niekiedy jeśli
pojawiały się zbyt duże komplikacje, jakiś opór, po prostu odpuszczał.
Jednak postanowił, że
tę jedną rzecz doprowadzi do końca. Że opanuje animagię i będzie mógł
przemieniać się w to cholerne zwierzę, czymkolwiek by ono nie było, słoniem,
żabą czy nawet głupią mrówką.
Oczywiście nie
wszystkie obietnice udawało mu się spełnić. Najczęściej dotrzymywał słowa, lecz
zdarzało mu się czasami tego nie zrobić. Może i z czystej wygody. Jeśli
chodziło o animagię – był zdeterminowany jak dawno nie.
Zwłaszcza że w końcu
coś się udało.
No dobrze, nie tak,
jakby sobie to wyobrażał. Zmęczenie, ból i te kilka cholernych utrat
przytomności… Mógł zrezygnować. McGonagall dała mu jasno do zrozumienia, że to
wszystko może się powtórzyć wiele razy, aż w pełni opanuje animagię. Że tamta
próba osłabiła jego organizm, a kolejne mogą wiązać się z jeszcze większym
wyniszczeniem, którego tak szybko się nie zregeneruje.
Ale on postanowił. I
powiedział to McGonagall. Nie spodziewała się tego po nim, widział wyraz jej
twarzy, jednak widział też dumę. Bo się nie poddał.
A on czuł siłę. Nie
tylko przez to, że już za kilka tygodni takich prób mógł osiągnąć cel. Raczej
dzięki świadomości obecności kogoś, kto stał za nim, kogoś, kto mu pomagał, by
tym razem się nie poddał.
Pocieszające.
Mięśnie nadal go
bolały, choć mniej niż wcześniej. Świat wokół wciąż wirował, a umysł był lekko
zaćmiony. Zajęcia z McGonagall miały skończyć się o osiemnastej – chciał zdążyć
na przyjęcie u Slughorna. Jednak na lekcji coś poszło nie tak. Chyba już znał
swoją formę animagiczną, więc chciał sprawdzić, czy w końcu mu się uda. Jak się
później okazało, jego ciało musiało dopiero przystosować się do przemian.
Owszem, zdarzały się takie przypadki, lecz organizm Teodora już był w jakimś stopniu osłabiony przed
te wszystkie dokuczające mu w przeszłości choroby.
Męczące.
Potarł dłonią czoło,
przymknął oczy i zatrzymał się, oddychając głęboko. Zamiana miejsc podłogi ze
ścianami naprawdę była denerwująca.
Po kilku chwilach
znalazł się przy drzwiach niedaleko posągu Borysa Szalonego. Po tym wszystkim,
co spotkało go tamtego wieczoru, musiał się odprężyć, a najlepszym na to
miejscem była Łazienka Prefektów. Wymamrotał cicho hasło „Morska bryza” i wszedł
do pomieszczenia.
A to, co tam ujrzał,
zmusiło go do uniesienia wysoko brwi.
Granger.
I piżama.
A właściwie Granger
bez piżamy, bo ta leżała na brzegu basenu.
Ale nadal Granger,
tyle że owinięta w biały, puchowy ręcznik. Śpiewała coś cicho i pochylając
głowę, grzebała głośno w dużej, jasnej kosmetyczce. Stała przy umywalce, tyłem
do wejścia, a przodem do lustra, więc przez to wszystko musiała nie zauważyć
Teodora.
Chłopak zaśmiał się
drwiąco w duchu.
No to będzie miała niespodziankę.
Najciszej jak umiał
zamknął drzwi, po czym oparł się nonszalancko o ścianę obok nich. Może też
dlatego, że świat wciąż wirował. Jego wzrok prześlizgnął się przez całą postać
Gryfonki. Dziewczyna nie grzeszyła wzrostem. Była szczupła, ale też nie miała
wręcz chorobliwie chudej sylwetki. Spięła włosy, dzięki czemu Teodor mógł
przyglądać się jej odsłoniętym łopatkom, na których wciąż widział armię
srebrzystych kropelek, wąskim ramionom i nagiemu karkowi. Dłużej zatrzymał się
na smukłych nogach, potem przeszedł do bosych stóp. Nie było jej zimno? On sam
przecież nie mógł długo stać na chłodnych kafelkach, tym bardziej zaraz po
wyjściu z ciepłej wody.
Ze zdziwieniem
stwierdził w duchu, że był w stanie przyglądać się dziewczynie jeszcze Salazar
wie ile. Naprawdę był w stanie. Mógłby stać przy drzwiach i obserwować każdy
jej ruch, każde poprawienie brązowych kosmyków wyślizgujących się z upięcia, każde
potarcie stopą drugiej stopy. Mógłby nawet przeżyć to nieustające śpiewanie,
choć przecież nigdy nie lubił, gdy ktoś w jego obecności to robił.
Uśmiechnął się lekko
pod nosem i powiedział głośno, nasycając swój głos czystą ironią:
– Ciekawe, ciekawe…
Reakcja była
natychmiastowa – Granger pisnęła głośno, odwracając się błyskawicznie. Chyba
nawet lekko podskoczyła z zaskoczenia. Kosmetyczka upadła na podłogę, a
dziewczyna chwyciła skrawek ręcznika, najwyraźniej w obawie, by ten nie zsunął
się z jej ciała.
A Teodor uśmiechał się
bezczelnie, patrząc z wyraźną satysfakcją na rumieńce wstępujące na policzki
Gryfonki.
Nieważne, że wiedział
o wybuchu, który miał zaraz nastąpić. Mógł oglądać wybitne zakłopotanie
naprawdę tego warte.
– NOTT!
To była jedynie część
wybuchu. Później w stronę Ślizgona poleciała szczotka, która jako jedna z
nielicznych rzeczy pozostała grzecznie na marmurowym blacie obok umywalki.
Teodor uchylił się błyskawicznie, ale później i tak oberwał pastą do zębów.
– Jak ty tu w ogóle
wszedłeś?!
– Przez drzwi – odparł
odkrywczo czarnowłosy, wzruszając ramionami.
Granger ciągle
trzymała ręcznik, jakby panicznie obawiając się, że zaraz z niej spadnie. Była
zarumieniona, a na jej twarzy malowało się czyste oburzenie. Przez moment nie
odzywała się, oddychając szybko, po czym zgarnęła za ucho kilka kosmyków i
spojrzała na Teodora nieco spokojniej. Jej wzrok prześlizgnął się po ciemnej
piżamie, którą miał w jednej ręce, następnie po granatowej kosmetyczce
siedzącej grzecznie w uścisku drugiej dłoni, a później zatrzymała się na jego
twarzy.
– Wyjdź – rozkazała
krótko.
Uśmiechnął się
ironicznie.
– Skoro już tu jestem,
po co mam…
Podeszła do niego
chyba najszybciej jak mogła, już najwyraźniej nie bojąc się o swój ręcznik.
Szybko odwróciła chłopaka, popchnęła w stronę drzwi, otworzyła je i wywaliła go
z łazienki.
– Siedź tu sobie.
A Teodor stał na korytarzu,
doświadczając właśnie najbardziej zdumiewającej rzeczy od dawna.
Najpierw Granger się
na niego wydarła, potem oberwał częścią zawartości jej kosmetyczki, by na
koniec zostać wyrzuconym przez samą dziewczynę, nie przez zaklęcie przez nią
rzucone, którego w jakimś stopniu się spodziewał. Nie przeklęła go. Nie nazwała
bezczelnym, niekulturalnym i tak dalej, tylko po prostu wywaliła Teodora Notta
za drzwi.
Chyba nigdy jej nie zrozumiem.
Nie pozostawało mu nic
innego, jak tylko poczekać, aż Gryfonka zwolni łazienkę. Nie miał zamiaru nagle
wchodzić do pomieszczenia – nie był aż tak niegrzeczny. Bez przesady. To Zabini
lubił jakimś cudem zakradać się do łazienki Ślizgonek szóstego roku, nie on.
Teodor oparł się o
ścianę naprzeciw drzwi i przymknął oczy.
Kiedy Granger złapała
go za szatę, wypychając na korytarz, poczuł się dziwnie. Bardzo, bardzo
dziwnie. Coś w jego żołądku przekręciło się gwałtownie, a teraz ciągle czuł na
sobie jej drobne dłonie. I jeszcze te błyski złości w oczach… Tęczówki szatynki
stawały się ciemniejsze, gdy była wściekła. Jej usta zaciskały się mocno, a rumieńce
stopniowo ogarniały coraz większe części policzków.
Teodor lubił
doszukiwać się takich szczegółów. Ktoś inny powiedziałby, że Granger po prostu
robi się czerwona na twarzy, a w głosie pobrzmiewa wyjątkowa stanowczość. On
dodałby płomień buchający w oczach i lekkie bruzdy wokół warg.
Miał ochotę parsknąć
śmiechem. Ona naprawdę wyglądała zabawnie, gdy się denerwowała.
W umyśle przywołał jej
obraz, jej, owiniętej jedynie w ręcznik. To wspomnienie wywołało jakiś dziwny
ucisk żołądka.
Ta cholerna Granger
była ładna. Wielu chłopaków stwierdziłoby, że przecież sporo dziewczyn bije ją
w tej kwestii na głowę. Ale Teodorowi podobała się jej burza brązowych loków,
piegi na nosie oraz niski wzrost.
Zaklął w duchu.
O czym ty w ogóle myślisz? – zganił się. Zajmij się tym, żeby przy następnej próbie
przemiany znowu nie spotkać się z podłogą.
Po paru minutach z
łazienki wyszła Gryfonka, już z rozpuszczonymi włosami, z kosmetyczką i szatą w
dłoniach, ubrana w zwykłą, jasnozieloną piżamę.
Teodor lubił zielony.
Ona chyba zresztą też.
Pamiętał, że na jednym z przyjęć miała zieloną sukienkę, swoją drogą nie taką
złą. Ładnie wyglądała w zielonym.
Przez jego głowę
przemknęło, jak Granger ubierze się na galę z okazji ogłoszenia wyników
Konkursu. Może też założy zieloną sukienkę? A może wystąpi w samym ręczniku?
Nie, to było złe
myślenie. Chociaż ona wcale nie wyglądała tragicznie jedynie w ręczniku, może
nawet ładniej niż w sukience…
Och, jego myśli
pędziły w zdecydowanie złym kierunku.
Dziewczyna nadal była
zarumieniona, chociaż trochę mniej. Spojrzała na niego, chyba nawet już bez
złości, po czym stwierdziła obojętnie:
– Nie było cię na
przyjęciu u Slughorna.
Ślizgon odepchnął się
od ściany.
– Ciebie też nie –
odrzekł, podchodząc do drzwi.
Uniosła brwi.
– Skąd wiesz? –
spytała ze zdziwieniem. Śledziła wzrokiem jego ruchy.
– Zabini.
– Ginny – wymamrotała.
– Dlaczego nie poszedłeś?
Zawahał się. Nie
chciał opowiadać jej o tym, co wydarzyło się na lekcji z McGonagall. Nie miał
zamiaru mówić o swojej słabości. Bo i po co? Po prostu… po prostu nie widział
potrzeby…
Tak, Teodorze. Wmawiaj to sobie dalej. Nie chcesz, by
wiedziała, że w końcu coś stanęło ci na drodze, że masz jakieś SŁABOŚCI.
Odegnał te myśli.
– Animagia u Lwicy –
wyjaśnił krótko, układając dłoń na klamce. Lubił mówić na opiekunkę Gryffindoru
Lwica. W jakimś stopniu oddawało to też jej charakter. – A ty dlaczego nie
poszłaś?
Wzruszyła ramionami.
– Zajęcia ze Snape’em
– odparła lekko. Obrzuciła Teodora szybkim spojrzeniem i ruszyła powoli
korytarzem. – Dobranoc.
Ślizgon uniósł brew,
jednak nie odezwał się. Wszedł do łazienki dopiero wtedy, gdy Granger zniknęła
za rogiem, szurając cichutko swoimi puchowymi, fioletowymi kapciami.
Istniały dwa wyjścia
jej zaskakująco spokojnego zachowania. Albo była zbyt zawstydzona, by poruszać
temat nagłego wparowania Teodora do łazienki, albo była zbyt zmęczona na
kolejne sprzeczki z nim. Właściwie obstawiał obie opcje, zważywszy na zajęcia z
opiekunem jego domu. Coś czuł, że nie były one szczytem jej marzeń.
Ułożył rzeczy na
blacie obok dużej, białej, lśniącej w świetle pochodni umywalki. Spojrzał w
lustro. Skrzywił się na widok jeszcze bledszej niż zwykle twarzy i wysuszonych
warg. Obrzucił krytycznym spojrzeniem sterczące na wszystkie strony czarne
kłaki, później przeniósł wzrok na nos. Zdecydowanie za duży nos, choć jakoś
mało się tym przejmował. Prześlizgnął się po mocno zarysowanej linii szczęki,
dłużej zatrzymał się na ciemnych brwiach, a później potarł dłonią zmęczone oczy.
Odwrócił się w stronę drzwi, opierając się o umywalkę.
W jego głowie królował
obraz szatynki. Tylko i wyłącznie on, jakby chcąc zawładnąć umysłem,
przeganiając wszystko inne.
Teodor nie był w
stanie powstrzymać lekkiego uśmiechu wkradającego się na jego usta.
_______________
Yup, długo oczekiwany
powrót Rona. Mnie też zaczęło go trochę brakować, więc powrócił. Hurra. Nie
wiem wprawdzie, czy dobrze rozegrałam ich godzenie się („Och, Hermiono, byłem
taki głupi!”, „Ależ wybaczam ci, Ronaldzie” jakoś mało mi pasowało). I zostaje
jeszcze Snape, którego charakteru również nie jestem pewna, także no. Wszelkie
opinie na te tematy mile widziane.
Internetu mi nie
odcinają, hurra po raz drugi. To znaczy na razie. Była opcja, bym tydzień po
poprzednim rozdziale została już odcięta, ale mamie udało jakoś-tam to
przesunąć. Chwała jej i cześć.
Aha, i wybaczcie mi te
wszystkie dziwne przemyślenia naszych bohaterów. Nie mogłam się powstrzymać, w
dodatku pisząc ten odcinek, często miałam głupawki. Stąd Snape-pies kiwający
główką. Chciałam, żeby ta część była pozytywna, ale czy mi wyszło? Nie wiem. To
pozostawiam ocenie Wam, ale na razie Empatia prosi o wybaczenie i obiecuje
powagę w najbliższym czasie.
Zacznijcie
przygotowywać się psychicznie do rozdziału piętnastego. Taka moja uwaga.
Empatia
Hah, znowu pierwsza! xD
OdpowiedzUsuńrozdział genialny. Nie rozumiem, czemu Dumbledore dopuścił chorego psychicznie człowieka do nauczania. Bo Snape nie jest normalny. Hermionie od samego przebywania z nim coś rzuciło się na mózg.
Czekam na rozwiązanie wątku Ginny z poprzedniego rozdziału.
Pozdrawiam.
Yeah, gratuluję :D
UsuńŁe tam. Snape to Snape, spokojnie mogłabym mu palnąć pieczątkę na czole "Lubię to!".
Dziękuję za opinię;*
Ściskam.
Rozdział wciągający, ciekawy. Przemyślenia Hermiony były niezwykle zabawne, no i walka ze Snape'm - mistrzostwo. Pojawił się Ron, w sadze go nie lubię, ale tu wyjątkowo mi nie przeszkadza. Ciekawa jestem co do Ginny. No i najlepsza część- scena w łazience. Świetne! Naprawdę, cudne. Ani za długo, ani za krótko, wszystko naturalnie, czyli tak, jak być powinno. Część zdecydowanie pozytywna. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńViv, jesteś <3 Bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe słowa, kochana ;*
UsuńCałuję.
Jasne, że jestem, czemu miałabym zniknąć?
Usuń:*
OMG !!! To jest super Teodor chyba powoli zakochuje się w Hermionie : )))
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy już zakochuje. Raczej po prostu dostrzega w niej dziewczynę, a nie denerwującą Pannę Jeśli-Nie-Odpowiem-Na-Pytanie-To-Mi-Opadnie-Szopa xD
UsuńWalka ze Snape'm no nie powiem, że nie ale ciekawa była, choć trochę za długa jak dla mnie ;) Fajnie, że Hermiona się pogodziła z Ronem ale w sumie on sam mało mnie obchodzi xDxD A Teodor i Hermiona... ojej...to było takie fajne! Ja się już nie mogę doczekać tego konkursu no i co z tą Ginny..
OdpowiedzUsuńRozdział cudny.
Aha.
To zdanie mnie rozwaliło : Jutro masz zajęcia z Nie-Wiem-Co-To-Szampon-Snape’em, może to cię usatysfakcjonuje. no i Snape-pies kiwający główka też. ;>
Zauważyłam kilka błędów więc no.. podeśle ci na gg ;)Pozdrawiam!
No wiem, walka strasznie mi się rozlazła. Na początku planowałam ją nieco inaczej, ale no, wyszło jak wyszło -.-
UsuńLudu, gubię się. Wcześniej parę osób mówiło mi, że brakuje Rona, a teraz przy jego powrocie "No w sumie on nie jest potrzebny", nie ogarniam xD
Dziękuję za wypisanie błędów ;*
Koffam.
O matko, o matko, o matko. Hermiona. Rzuciła. Się. Na. Snape'a! Nie wierzę!!! No i Nie-Wiem-Co-To-Szampon Snape totalnie zwalił mnie z krzesła, mistrzostwo świata. Snape-piesek też był mocny. Ponadto mamy tu Teodora, który chyba wreszcie zaczął odczuwać coś poważniejszego w stosunku do Hermiony. "A może wystąpi w samym ręczniku?" było kolejnym fragmentem, który przyniósł uśmiech na mojej twarzy. :D
OdpowiedzUsuńIm dłużej czytam JJW, tym coraz bardziej jestem pod wrażeniem, jak bardzo zmienił się Twój styl, bo wciąż mam w pamięci Niezwykłą Historię. Nie mogę wyjść z podziwu, jaka to niesamowita przepaść. Oczywiście in plus, to w ogóle bez porównania, ale po prostu... wow, wielki szacunek. Gdybym ja w Twoim wieku miała tyle talentu... o ile w ogóle go mam... :P
Pozdrawiam,
[une-crime-parfait]
PS Zrób coś, proszę, z tą czcionką ustawioną dla komentarzy, bo ma jakiś taki dziwny cień i źle się czyta, hm? ;)
Powinnam chyba gdzieś dać jakąś wzmiankę o tym, że nie odpowiadam za reakcje czytelników podczas lektury rozdziałów ^^''
UsuńOch, Niezwykła Historia była porażką. Jak tylko ją przeglądam, już czytając Prolog, zaczynam śmiać się z własnej głupoty. No żesz, jakim cudem mogłam to-to napisać? xD Niemniej, bardzo dziękuję za miłe słowa. Wiem, że jakoś-tam się podciągnęłam w pisaniu, ale nadal wiele, wiele mi brakuje, niestety ;|
Już idę poprawić czcionkę. Ostatnio w niemal każdy możliwy sposób modyfikuję bloga, eksperymentuję, także przepraszam za wszelkie niedogodności ^^''
Ściskam mocno.
Umarł w butach.. kwik
OdpowiedzUsuńPotrzebowałem czegoś na poprawę nastroju i dobrze, ze tu zajrzałem. W pewnej chwili miałem wrażenie, ze ten pojedynek z Tłustowłosym ciągnie sie niemiłosiernie, ale potem jakoś to przebolalem. Kurcze.. po zwiastunie miałem taką nadzieje na... Hermione, bo w końcu tam ta piżama obok... ale no, ekhm.. no ^.^"
Dalszej weny życzę ;)
Kris
No żesz, naprawdę muszę dać jakieś ostrzeżenie...
UsuńUgh, strasznie mi się rozlazł. Nie miał być taki, ale nagle dodałam mur, pnącza i tak dalej... Eh.
Huhuhuś, bardzo dziękuję za opinię :))
Kocham to opowiadanie. Nareszcie coś do Teodora dotarło. Najlepszy moment w łazience ;P
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję bardzo :)
UsuńJak ja uwielbiam twoje poczucie humoru! "Snape kiwa głową. Snape-pies kiwa głową." Głową zaryłam o monitor hahaha.
OdpowiedzUsuńNaprawdę cięzko mi uwierzyć, ze masz zaledwie 14 lat. Fantastycznie piszesz, wróżę ci w przyszłości karierę :d Chociażby jako hobby :P
Chciałam jeszcze zapytać, czy wykonałabyś szablon a zamówienie. Jakbyś mogła odpowiedzieć albo na gadu, albo na bitwa-marzen.blogspot.com
Koniec, jeszcze raz mi ktoś powie, że coś mu się stało przez moje teksty, to dam jakieś ostrzeżenie, bo czytelników okaleczam xDD
UsuńChciałabym kiedyś wydać książkę, jeśli już mówimy o przyszłości, ale to raczej tylko marzenia T__T
Napiszę do Ciebie na Gadu w wolnej chwili, może dzisiaj wieczorem, i wszystko ustalimy :)
Wiesz, że nawet mnie zaczynało powoli brakować Rona? Ale i tak go nie lubię.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobała ta scena pojedynku ze Snape'em. Chyba najbardziej ze wszystkich momentów w rozdziale, chociaż zwykle są to momenty z Teodorem :) Snape jest psychiczny. Na serio. Atakować uczennicę? A i samą Hermionę coś chyba w łeb pizdnęło. Rzucać się na nauczyciela? Ale i tak mi się podobało :)
No, Hermiona przyznała się do tego, że chciałaby iść na przyjęcie tylko i wyłącznie dlatego, by zobaczyć Teodora. W sumie ja też tak robię. Chodzę na mecze tylko po to, żeby się pogapić na pewnego chłopaka :D Dobrze, że Teodor zaczyna coś czuć do Hermiony. Może jeszcze nie miłość, ale idzie w dobrym kierunku :D
Całuję ;*
Snape to Snape, raz, że jakoś się wyżyć musi, a dwa, trzeba było sprawdzić Hermionę, czy nie polegnie na Konkursie w pierwszej minucie xD A Hermiona, no cóż, zawsze miała w sobie tę odrobinę zwariowania :DD
UsuńTylko sobie nie rób nadziei na big kiss za dwa rozdziały, bo tak szybko ich nie spiknę xD
Ściskam <3
Rozdział jak zawsze czytałam z największą przyjemnością, w wielu momentach nie mogłam ze śmiechu ;P
OdpowiedzUsuńTen Snape-pies kiwający główką rozwalił mnie kompletnie.
I jeszcze ta walka... No, nieźle. Hermiona rzucająca się na Snape'a... Ha ha! Jak to sobie wyobraziłam... To było wspaniałe... ;D
No i Nott. Był. Widział Hermionę w ręczniku. Podobało mu się, ha ha! ;D
Przepraszam za ten nieskładny komentarz. Czekam z niecierpliwością na rozdział 15 i przygotowuję się psychicznie na niego. Chociaż nie wiem na co konkretnie mam się nastawić ^^
Pozdrawiam! ;)
W sumie pasuje mi do Hermiony takie zachowanie. Takie momentami absurdalne, ale jednak... jej ^^
UsuńPrzygotowuj się, przygotowuj, chociaż im więcej myślę nad rozdziałem, tym bardziej zastanawiam się, czy jest do czego, ehh -.-'
Ściskam ;*
Witaj.
OdpowiedzUsuńRozdział jak już zwykło zapisać się w zwyczaju, podobał mi się ogromnie.
Hermiona to ma ,,jaja" xD! Rzuciła się na biednego Snape'a, hahaha ;D
Nott... ah... Czyżby mnie zdradzał xD?! Dlaczego podobała mu się Miona w ręczniku? Hm, muszę sobie z nim pogadać ;)
____________
Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ;*
"Biedny Snape"? Chyba biedna Hermiona, zaatakowana przez czarodzieja, który chyba przez przypadek różdżkę dostał xDD
UsuńBez komentarza, nie wypowiadajmy się za Teodora ;> :D
Ściskam i dziękuję za opinię ;*
O w morde chipsa.. Cudo ! Momentami parskałam śmiechem zapluwając monitor ;) Pomysł z 'wtargnięciem' do łazienki świetny. Pogodzenie się Hermi i Rona też było niezłe. Ja co prawda za nim nie przepadam, ale brakowało mi go. Ach ten konkurs, kiedy się zacznie ? Już nie mogę się doczekać ;D
OdpowiedzUsuńA w poprzednim komentarzu zapomniałam dodać, że czytając rozdział myślałam o tym, kiedy wystąpi kolejny fragment z 'śmierci' Hermiony, a tu proszę, czytam ostatni akapit i jest ;) Kocham ten pomysł, jak i całą historię. Pozdrowienia ;*
Chyba nikt go nie lubi, lol xD Może uda mi się jakoś przekonać Was do niego ^^''
UsuńHuhuhuś, no widzisz, jaka zmyślna jesteś :D
Ściskam, mocno, mocno ;*
*wyjmuje swoje wydrukowane karteczki i zamierza się do przelania swoich uczuć na komentarz, w miarę logiczny, o ile to możliwe :D*
OdpowiedzUsuńZacznijmy od uroczej jęczącej Hermiony. Jest tak wybitnie sobą, że mnie to rozbraja. A potem to, na co, jak doskonale wiesz, czekałam. Tutaj nie mogę powstrzymać "ochów" i "achów", bo jest mój megaukochany Ron, który jest tak nieporadny, ciepły i swój, jak zawsze. No, po prostu go wielbię. Dałaś mi Mojego Rona, dokładnie takiego, jakim go chciałam <3
Muszę tutaj nadmienić, że miałam epicki moment kulminacyjny przed dowiedzeniem się, kto pozwolił się Mii uwolnić od uczucia do Rona, i choć wiedziałam, że różowo i fluffy być nie może, to i tak ten ciąg trzech zdań zaczynających się na "doskonale" mnie z tego napięcia nie wyprowadził. W dodatku te trzy zdania kończyły stronę. A tu co na następnej? Roger. Czerwonym pisakiem mam powyżej maźnięte słowa "A tak chciałam przeczytać <>, wredoto."
Za to prawie mnie zemdliło przy wzmiance jakoby ten wspaniały Krukon miał być zesłany przez Boga. Uch. Nie no, ja go naprawdę nie ljublju. Wiem, niesprawiedliwa jestem ^^
Ómarłam, absolutnie Ómarłam przy dialogu wewnętrznym podczas podążania za Snapem do sali ćwiczebnej. Zdechłam natomiast przy zdaniu "O Gryffindorze, wyobraziłam to sobie!" No wyobraź sobie, że ja też. Nie pomagają przy tej scenie lata czytania Sevmione, rili. To było okrutne xD
Dialogi z Severusem są naprawdę świetne. Mniam. Do schrupania. Trochę nie mogę przejść do porządku nad tym, że Mia rzuciła się na Snape'a, ale trudno. No rili, powód jak na mój gust był trochę zbyt błahy, ale cacy, i tak się dało zjeść. Swoją drogą, komentarze czerwonym pisaczkiem - "Tarzanie się ze Snapem <3" oraz "Mrrrrr!". Absolutnie powaliła mnie scena z zaplątaniem się w szaty - wybitny pomysł. Uśmiałam się jak nigdy :DDD
"Nie chciałam! To jakoś tak samo wyszło, naprawdę przepraszam!" - klasyk <3
LOLowałam strasznie przy wizji pieska. Psychodela, rili XD
Przyznaję bez bicia, że scenę ostatnią czytałam chyba z pięć razy, bo tak mi się podoba. Nienachalna, taka wyważona, zabawna i trochę refleksyjna. Ach!
No nie jestem w stanie sklecić nic bardziej konkretnego, niż to, że jest to absolutnie kochane.
Wiesz, że Cię uwielbiam <3
Twoja.
Uff, to dobrze, strasznie obawiałam się odbioru Rona :DD Wiesz, co zrobiłam z nim w swoim pierwszym opowiadaniu, także teraz chyba chciałam się zrehabilitować :D
UsuńChyba sporo osób chciało zobaczyć tam imię Teodora, no ale... Trochę realizmu xD
Ale nie rzygnęłaś? Uff, to dobrze :DD No wiem, zdarza mi się przesłodzić, ale pracuję nad tym! :D
Lol, ja nadal jestem pod zdecydowanie długotrwałym "Bez cukru", więc jakoś tak łatwiej niż wcześniej pisało mi się o Snapie xD Kiedyś to się męczyłam, on się darł jak zarzynana świnia, ja się darłam na bliżej nieokreślony przedmiot, bo nie mogłam go ogarnąć, a teraz uszło jakoś :DD
Lubimy psychodele <3
Fajnie, że jesteś bejb :D
No tym razem naprawdę poradziłaś sobie cacy, a wiesz, że ja na Rona jestem wybitnie wyczulona <3
UsuńWiem, wiem, mi też mózg się wydzierał, że tam Teosia nie będzie, ale co z tego, jak serducho chciało go tam mieć xD
Nie, nieee :D Po prostu nie mogę przecierpieć pana R, that's all ;>
Och, kanoniczny Snape jest naprawdę moim zdaniem równie trudną postacią co kanoniczny Ron i Dracon w ambitniejszych Dramione, dlatego ukłony, udało się.
Wieeem <3 :D
Nawet nie wiesz, jak się cieszę <3
Wiesz, że chyba nigdy nie spotkałam kanonicznego Dracona, który naprawdę nienawidziłby szlam, którego ojciec nie byłby bijącym go za okruszek na stole zwyrodnialcem i który nie ruchałby wszystkiego, co się rusza? Masakra. Kanoniczny Snape jest częściej spotykany, choć też nie całkiem x| Z Rona robią sukinsyna, bo wiele osób go nie lubi (kij, że ja też robiłam xD). Także no, krzywdzą mi te postacie bardzo ;c
UsuńRoger, no, istnienie sobie i jeszcze się parę razy wybije, także to-to to pikuś :DD
Właśnie to jest ogrooomny problem. Jak można te postacie tak traktować! Tragedia, moje serce jest w rozpaczy, roni łzy. ;___;
UsuńOj, dobra no. Przeżyję, tak?
Jak mi będziesz serwowała takie sceny z Teosiem, to będzie cudo. Bo tamta nim jest <3
Chusteczkę? ;_:
UsuńPrzeżyjesz, ewentualnie mnie zbesztasz, ale luz, na razie się nie bój xD
Dam radę ;___;
UsuńHope soł. Nie no, on w gruncie rzeczy jest fajną postacią i go lubię, tylko mi przeszkadza i stąd to wszystko :D hehehehe :D
"Doskonale wiedziałam, kto za tym wszystkim stał. Doskonale wiedziałam, komu zawdzięczałam tę zmianę. Doskonale znałam osobę, która w sporym stopniu przyczyniła się do znacznego osłabnięcia mojego uczucia do Rona.
OdpowiedzUsuń[Haha! Tak, to on! To właśnie Teo...
Roger.
[... dor. Tak!
...
Znaczy... CO?! ROGER?!" Haha :D
Błędów nie zauważyłam. Ale bardzo, bardzo cierpiałam na brak Notta, dobrze, że pojawił się chociaż na końcu (w dość ciekawych okolicznościach zresztą ;p).
Nic konstruktywniejszego nie napiszę.
Chcę nowy rozdział!
Yeah, o to mi chodziło! :DD Żebyście Wy, czytelnicy, już-już myśleli, że to Teodor, a tu bum - Roger :D Zresztą tak ma być, Mia jest wdzięczna Rogerowi, Teosiowi chwilowo dziękujemy xD
UsuńTo sobie niestety długo poczekasz. Połowa/koniec września :/
Ściskam i dziękuję za opinię :)
Roger... Wytłumacz mi proszę, dlaczego mimo jego miłego charakteru i naprawdę cudownego usposobienie mam ochotę ukręcić mu łeb?! I dlaczego zawsze jak o nim czytam widzę przed oczami sceny z filmu: "Kto wrobił królika Rogera?"?
OdpowiedzUsuńAle zostawmy moją pokręconą psychikę w spokoju. Naprawdę straaasznie nie mogę doczekać się tego konkursu. Nie żeby aktualne rozdziały mnie nudziły czy coś! Pojedynek z moim Nietoperkiem... Cudowny! Szczególnie mugolski rodzaj rozwiązywania konfliktów! Prawie udusiłam się ze śmiechu kiedy Hermiona wsadziła mu palec w oko! Powrót Rona był nieoczekiwany, ale dobrze poprowadzony przez co nawet ja, jego zagorzała przeciwniczka, łaskawie stwierdziłam, że może się przydać :D
Nott wpadający do łazienki... Gdzie nieprzyzwoite żarciki?!
....
Neverminde. Nie zwracaj na to uwagi. Ogółem czekam na dalsze losy Hermiony i Teo.
A przy okazji zapraszam do siebie.
Bo Roger zamiast Teodora przyciąga uwagę Hermiony? xD
UsuńKonkurs planowany na rozdział siedemnasty, plus minus, także niedługo poczekasz ^^
Haha, żarciki miałam w planie, ale później doszłam do wniosku, że Teoś to NIE Draco-Z-Ff, zresztą mało prawdopodobne, by Draco kanoniczny też rzucał takimi żarcikami xD Teoś to Teoś, obrazi, rzuci złośliwością, kiedy trzeba, ale nie jest zboczony ^^
U Ciebie przeczytane, skomentuję jeszcze dzisiaj, tylko muszę znaleźć chwilkę ^^''
Ściskam ;*
W sumie racja. Żarciki rzuca tylko porąbany Zabini, który nie do końca zasługuje na miano normalnego :D
UsuńO, to, to, on też xD
UsuńTrafiłam na tego bloga wczoraj i naprawdę bardzo mi się spodobał! Masz świetne poczucie humoru (piesek Snape hihi), postaci są nieszablonowe, choć te książkowe bardzo wiernie oddane, jeżeli chodzi o charakter np. ;)
OdpowiedzUsuńPostać Teodora genialna! Powiem Ci, że wcześniej nigdy na niego ani w książce, ani w filmie nie zwróciłam większej uwagi ;)
Początkowo bałam się, że to będzie kolejny blog w stylu Draco+ Hermiona (w końcu Teoś ze Slytherinu) ale tu baaaardzo pozytywne zaskoczenie!
Super jest też to że oni są blisko ze sobą, a niby jednak nie są. Większość osób już w piątym poście zrobiłoby z nich parę, a Ty zgrabnie budujesz sytuację.
Czyta się wspaniale, wciąga jak nie wiem co!
Żałuję, że kolejny post za tak długi okres czasu, ale i tak zostaję Twoją wierną czytelniczką.
Pozdrawiam gorąco i oby tak dalej!
Marta ;*
Och, bardzo mi miło, że zyskałam nową czytelniczkę :)
UsuńSnape-pies akurat był stworzony pod wpływem głupawki, także no xD
Nie, nie, tak na pewno by nie było. Wolę, kiedy wszystko rozwija się powoli, bo mogę ich uczucie zbudować od podstaw, dzięki czemu staje się trwalsze ^^
Strasznie dziękuję za opinię ;* Pozdrawiam.
Bardzo mądrze powiedziane z tym budowaniem uczucia od podstaw, dlatego ten blog jest tak wyjątkowy i ma się wrażenie że to jest takie.. prawdziwe! :D
UsuńCo do Snape pieska, więcej takiej głupawki hihi :D
Pozdrawiam, pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny by blog dalej super się rozwijał! ;*
Marta.
Aww, dziękuję bardzo ;3
Usuńdwie notki do nadrobienia, a wydawało mi się, jakby to była 1/3 opowiadania. Takie długie, ale to bardzo dobrze... wiele się zmieniło w tym czasie w życiu Hermiony. Przede wszystkim to, że znów widać, jak się zmienia,a ja lubię ją coraz bardziej. Jej relacje z Nottem stają się coraz bardziej wieloznaczne, ale również dojrzewają. Cieszę się, że w krytycznym momencie zrozumieli, że przekroczyli granicę i że się cofnęli. Cieszę się też, że Granger potrafi lepiej określać swoje uczucia, przynajmniej względem Rona. Cóż, z pewnością nie było to związane tylko i wyłącznie z kłótnią:D Owszem, z postacią Notta, to się zgodzę, ale nie jako przyjaciela:D przecież większość czasu zachowywał się jak zupełnie ktos inny, raczej nie koleżeńsko xD Ale na nazwanie uczuć do niego trzeba będzie trochę poczekać, choć już teraz nie raz, nie dwa Granger sama się łapała na tym, że chce go zobaczyć (te tęczówki ). Sama chyba trochę wariuje, jej myśli są czasem nielogiczne, ale śmieszne:D podoba mi się ż je dodałaś, są humorystyczne. POnadto nie spodziewałabym się po Granger takiej walecznośći. w walce ze Snapem nieco przesadziła, ale i on to zrobił... chyba nie powinna była narzekac, ze nauczyciele ją olewają:Dale cóz, to Granger taka jest... I nawet nie przeszkadza mi, że trochę olałąś wątek z katharsis i że chyba na czas Konkursu zostanie on zawieszony, bo tyle się dzieje, że więcej by chyba nie mogło. a co do Ginny obawia się, że parujesz ją z Malfoyem i stąd również i jego dziwne zachowanie. Trochę mi to nie pasuje, bo go nie lubię, wolałabym któregoś innego Slizgona. ale może u Ciebie okaże się ok. CZekam z niecierpliwością na cd
OdpowiedzUsuńWiesz, że strasznie lubię Twoje komentarze? Są takie długie, wylewne, w dodatku zauważasz tyle rzeczy, których boję się, że inni nie dostrzegli. No i te domysły - to jest najfajniejsze podczas pisania, to, jak czytelnicy rozkminiają, co, jak i z kim xD
UsuńHermiona powoli zaczyna coś czuć, z Nottem trochę poczekacie. Na razie zwrócił na nią uwagę jak na dziewczynę, a nie gadającego mopa, no i jest trochę zazdrosny, ale no... Hermiona pierwsza sobie wszystko uświadomi :)
Nie, nie, nie olałam wątku z katharsis, spokojnie :) On jest szalenie ważny, niedługo się pojawi, nawet będzie w jakimś stopniu równocześnie z Konkursem, także luz :DD
Ginny, Ginny... Na razie milczę na ten temat :x
Dziękuję za opinię, kochana ;*
Przeczytalam wszystkie rozdziały i postanowiłam, że w końcu wyrażę swoją opinię. Dziewczyno, jesteś niesamowita. Nie spodziewalam się, ż e mnie to tak wciągnie, że będę siedzieć czytajac twojego bloga do drugiej w nocy,ryzykujac zaspanie na rozpoczecie roku. Wprost nie mogę się doczekać następnego rozdzialu i dalszego ciągu historii. I może jestem dziwna, ale Roger i Ivy są jak dla mnie zbyt... Dobrzy dla Hermiony. Cóż, zobaczymy! jak na razie, mam nadzieję, że zechcesz mnie informowac o nowych rozdzialach na gadu gadu: 6862299, albo na moim blogu. Pozdrawiam i powodzenia :D [mente-la-magia]
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że nie zaspałaś, co? ;)
UsuńOczywiście będę Cię informować. Bardzo dziękuję za opinię :)
Pozdrawiam.
Nie, nie zaspałam :D Dodałam Cię do linków i mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało, jeżeli też będę Cię informowała?
UsuńDziękuję bardzo za dodanie do linków, ale za informowanie również podziękuję - nie czytam Twojego opowiadania, więc... no, dziękuję :)
UsuńMeh likey ruchomy button <3
OdpowiedzUsuń...który jest odrobinę za duży i czarno-biały, przez co nie pasuje do reszty szablony, yeah xD
UsuńŁohohoho, w szoku jestem, bo nigdy nie jarał mnie Potter, i nie oglądałam i nie oglądam filmów z nim, a teraz, no cóż, jak przeczytałam " Hermiona " to se myślę " WTF ? " no ale dobra, przeczytam, ale jak zobaczyłam ile napisałaś, to się zaczęłam zastanawiać, aż w końcu ciekawość zwyciężyła i przeczytałam z zapartym tchem, czy jak to się mówi, zwłaszcza przy walce : D No, ale to, że dużo piszesz, to dobrze, o to chodzi xD
OdpowiedzUsuńNo, ale wracając to śliczny szablon ! Ach, piękny i dodaje tego czegoś, haha : D O wiem, słowo mi wróciło : klimatu ! x D
No, a opowiadanie jest rewelacyjne napisane ! Chciałabym umieć tak pisać, czyli jednym słowem mieć taką wyobraźnię no i przede wszystkim talent ! Haha, no ale jak widać talent przeznaczony dla mnie, poleciał do cb i masz go za dwóch ... oesu ! Co ja pier*olę ? ; o Hahaha, odbija mi coś x D Ale opowiadanie świetne : D
Lubię takie chaotyczne komentarze :D Bardzo dziękuję i za opinię, i za to, że się przemogłaś do przeczytania Wyjątku ^^
UsuńPozdrawiam.
Witaj, Empatio. U mnie mała notka informacyjna ;)
OdpowiedzUsuńTo było bezbłędne! Walka ze Snapem - wręcz komiczna (śmiałam się jak głupia przez kilka minut). ;)
OdpowiedzUsuńOdnosząc się do całości...
Z początku lubiłam nawet tego Rogera i Ivy, ale później te postacie stały się bardziej upierdliwe i tajemnicze przez co wydaje się, że mają jakieś "nieczyste" zamiary (nie mam pojęcia jak to lepiej określić). :D Jednak nie zaprzątajmy sobie więcej głowy Tą dwójką i przejdźmy dalej.
Sam pomysł na Jeden Jedyny Wyjątek, jest strzałem w dziesiątkę! Podobają mi się takie wyjątki. ^_^ Całość jest naprawdę dobra. Czytając twoją podstronę o autorce aż się zdziwiłam! Jak na swój wiek piszesz znakomicie! Posiadasz bogate słownictwo i wiesz jak ubrać to w zdania. Tylko pozazdrościć! Ja przykładowo jestem od ciebie o dwa lata starsza, czytam dużo, naprawdę dużo książek, posiadam również bogate słownictwo (jeśli chodzi o rozmowę), jednak, jeśli chodzi o pisanie to wciąż mam niekiedy trudności ze swobodnym układaniem takich zdań jak ty w różnych opowiadaniach. Może błędem było porzucanie pisania opowiadań na ponad półtora roku? Być może przez to teraz mam trudności ze znalezieniem własnego stylu pisarskiego. Nie mniej jednak wpływ na to pewnie ma też fakt, że od dwóch lat nie mieszkam w Polsce. :) Wracając do twojego bloga... Dodaje do linków u siebie i możesz być pewna, że wpadnę tu na pewno jeszcze nieraz. ^_^ Niedługo też (w następnych komentarzach) zapewne zostawię ci link do jednego z opowiadań, które mam w planach publikować na blogu. Wtedy też, jeśli będziesz zainteresowana, prosiłabym cię o krótką opinie (nazwij to jak chcesz; krytyka, opinia...). ^_^
Póki co pozdrawiam i życzę weny!
Co do Ivy i Rogera na razie się nie wypowiadam - na rozwiązanie ich zagadki (zagadek?) trzeba jeszcze trochę poczekać xD
UsuńNie mieszkasz w Polsce? Gdzie, gdzie? *.*
A to opowiadanie będzie o tematyce...?
Bardzo dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam :)
Mieszkam w Szwecji. ^_^ Co do opka to z działu fantasy, wymysł własny. Mam wszystko w większości rozplanowane, więc pozostaje tylko pisać (żeby to było takie proste...). :) Czas pokaże co z tego wyjdzie. ^_^
UsuńAHA! To dlatego miałam w liście odbiorców Szwecję! :DD
UsuńŁojojoj. Ostatnio staram się jakoś przekonać do fantasy innego niż HP, ale marnie mi wychodzi. Mam dość wróżek/domów z drzew/dziwnych języków/miejscowości, dlatego jeśli masz coś typu świat w naszym świecie - jestem Twoja. No i jeszcze w grę wchodzi coś a la "Opowieści z Narnii", bo tam był równoległy świat. Elfy są wszędzie x|
Hehe... Nie to raczej nie będzie nic o elfach. :D To będzie coś w stylu świat w naszym świecie tj. nasz świat "trochę" wyniszczony przez wojnę między światem ludzi, wampirów i czarodziei (lepiej chyba póki co tego nie określę). Tak czy siak więcej informacji pojawi się we wstępie (będzie tam krótkie streszczenie tej wojny itp..). :)
UsuńNo cóż, no to może zaglądnę ^^
UsuńNo, muszę pochwalić szablon. Śliczny jest, I'm in love ;33
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo ;* Nie mogłam się powstrzymać :D
UsuńSzablon jest mniam. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ;3
Usuńnie będę oryginalna: cudowny niebieski szablon. ; 3
OdpowiedzUsuńO kurczę, bardzo dziękuję :)
UsuńTwój blog został oceniony na www.oceny-blogow-hp.blog.onet.pl Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFajny szablon ^^. Czy mogłabyś mi podać stronę, z której wzięłaś te rozstrzelane literki, gdy najedzie się na linki? Byłabym bardzo wdzięczna.
OdpowiedzUsuńO kurczę, zadajecie mu trudne pytania... Trzeba poszukać w Internecie. Pamiętam, że była to jakaś strona z HTML-em, nie ogarniam tego za bardzo, przepraszam :/
UsuńJak Ty zrobiłaś kursywę w komentarzu? ;o
Szkoda, bo szukam tego, a nigdzie nie mogę znaleźć. -.- No cóż, poszukam dalej.
UsuńKursywa? Jak w htmlu ;) Znacznikiem kursywy. Jak pisałam tamten komentarz, to to ogarnęłam xD Przed danym słowem go otwierasz i zamykasz. ^^
Btw, skoro już odważyłam się napisać, to się zapytam. Kiedy można się spodziewać rozdziału? Wiem, może to wypytywanie jest wkurzające, ale tak wczytałam się w twoje opowiadanie i po prostu nie mogę się doczekać. ^^
Dobra, zobaczymy xD
UsuńCzy ja wiem, czy wkurzające. Wielu autorów takie coś denerwuje, jęczą, że nie mają spokoju, a mnie to nie przeszkadza, chociaż mam wyrzuty sumienia, że tak cicho siedzę... Do końca września mam ambicję się ogarnąć i dokończyć rozdział, zaraz zresztą się za niego biorę, także no ^^''
Ugh, chyba nie ogarnęłam kursywy :/
UsuńJak do końca września, to mogę poczekać, cierpliwa jestem. ^^ Kursywa jest prooosta. Jak się zna znaczniki, to wszystko w blogspocie jest prostrze.
UsuńA wiesz, skoro ja to ogarnęłam, to naprawdę musi być prosta xD.
Boru, jakie znaczniki? ;oo
UsuńRozdział, rozdział. Znowu przerwa długa ;<
http://www.kurshtml.edu.pl/html/tekst_pochylony,zielony.html - znacznik kursywy ^^
UsuńNie miałaś tego? O.o
O kurczę, TE znaczniki. Kiedyś je ogarnęłam, ale nie skojarzyłabym ich z bloggerem...
UsuńDzięki wielkie ;*
Po pisaniu strony w html'u na ocenę (Boże, to była katorga!), znaczniki kojarzą mi się tylko z takim czymś ._.
UsuńNie ma sprawy ;*
W tym roku w końcu mam informatykę i pierwsze, o co upomniałam się, to właśnie HTML :DD
UsuńJa się o to nie upominałam, a to było pierwsze, co nam nauczyciel zaserwował ._. Naprawdę się cieszę, że u mnie to informatyka jest w 1 i 2 gimnazjum ;p
UsuńJa się upomniałam najpierw o HTML, a potem ładnie poprosiłam o liźnięcie CSS'a, bo to w końcu podobne xD U mnie informatyka jest tylko w drugiej klasie, chlip. Ubolewam ;_:
UsuńJa miałam 2 lata informatyki. Jak to możliwe? O.o
UsuńCSS'a nie miałam i przez to jestem niepocieszona, bo teraz, gdy próbuję robić szablony, muszę szperać po różnych stronach i to sama ogarniać ._.
HTML to dla mnie zgroza. :/
Ugh, nie pytaj. Chodzę do katolickiego gimnazjum, wprawdzie naprawdę świetnego i kocham je, ale tam wszystko jest możliwe -.-
UsuńW HTML-u sama staram się ogarniać. Najczęściej przypatruję się tym wszystkim komendom w szablonie na moim próbnym blogu, ale i tak po krótkim czasie wymiękam xDD Na razie wystarczą mi te kilka rzeczy, chociaż jestem strasznie spragniona więcej, no ale ^^''
Mi w gimnazjum drastycznie zmienił się poziom nauczania informatyki (bo przeniosłam się w II klasie do innego gimnazjum). I w pierwszej klasie miałam tam takie proste animacje (czy co to tam było), a tu mi od razu HTML walnęli o.O
UsuńHTML blogspota jest jakiś zagmatwany O.o' Większość komend, które znam to chyba te najbardziej podstawowe, bo w bloggerze są jakieś bardzo-długie-i-mi-nie-znane. ._.
CSS wydaje się być prostszy i sama na tym bazuje. Oczywiście to wszystko się ogranicza do kopiuj-wklej, ale to już nieważne xD
Długie czy krótkie, to jednak HTML, no hej xD Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie on intryguje i chcę go poznawać, już, teraz, zaraz, natychmiast. Kij, że trudny. Blogger się na nim opiera, trza znać :DD
UsuńW CSS sama coś kombinuję, przekształcam, szukam, w HTML-u mniej, bo się trochę jeszcze boję. Dlatego chcęgo na informatyce, żeby trochę swobodniej operować :/
Ja nigdy nie miałam żadnej chęci do poznawania HTML-u. Jak chciałam mieć swoją stronę to zrobiłam bloga, który był dla mnie wystarczający. ;)
UsuńPo za tym na razie wielbię CSS'a i tak pewnie zostanie xD.
Ja na informatyce miałam te prostsze znaczniki, więc jak zobaczyłam z czego składa się taki blog, to padłam. Boże, to jest dopiero długie. A ja narzekałam, że moja strona na infe jest zbyt skomplikowana, żeby ogarnąć xD
Aż tak źle było? Kurcze, może niepotrzebnie ekscytuje się HTML-em na informatyce? :/ No, w każdym razie niedługo mnie to czeka ^^
UsuńNie, to ja w ogóle nie mam żadnego zapału do informatyki, jako do przedmiotu. Wolę sama ogarniać i stwierdzać, co będzie mi potrzebne ^^. Po prostu nie lubię, jak ktoś narzuca mi, co mam robić w internecie xD
UsuńA pomijając moje odejście od normy w tym przypadku, to html po prostu trzeba znać. Najlepiej jak trochę się samemu ogarnie, a potem po prostu popyta się o to, czego się nie umie. Ja tak robiłam już przy końcu mojej przygody z informatyką w gimnazjum, ale mi pomogło. Czyli w grę szły dwa otwarte notatniki - w jednym tworzyłam stronę, w drugim miałam sobie znaczniki i ich zastosowanie ;)
Lol, jak już mówimy o samodzielnym ogarnianiu, to wychodzi na to, że na informatyce jestem jedną z tych osób, które "wiedzą więcej", bo odkąd mam komputer, sama do wszystkiego dochodzę, podczas gdy innym po prostu się nie chce xDD
UsuńJeżu, jeżu, zaczynam się bać HMTL-u o.O No ale nic, poczekam sobie jeszcze trochę, może zdążę sama go ogarnąć do tego stopnia, by móc poszpanować na lekcji xDD
Czekamy cierpliwie na Teodora! :D
OdpowiedzUsuńA ja zapraszam na zapowiedź ^^
UsuńDaj jak chcesz <3 Cieszę się niesamowicie, że scenę z Teosiem drukowałam, bo teraz po nią sięgam sobie raz po raz XD
OdpowiedzUsuńNiedługo zacznę Ci ją cytować xD
Chyba powinno być na odwrót, ja powinnam Ci cytować moje opowiadanie, a nie xD No ale skoro nawet nie pamiętam, kiedy opublikowałam jakiś rozdział, no to no :DD
UsuńPiętnastka dzielona, może do końca tygodnia poprawię pierwszą część i wstawię, yehey!
Chcę Ci powiedzieć, że jak wstawisz rozdział o drugiej albo później, to Cię zjem.
UsuńRaz chciałam być pierwsza XD
Ale idę spać, bo jutro sama-wiesz-co ;<
Buziam <3
Nie zabijaj, nie zabijaj, może uda Ci się być pierwszą C:
Usuńhahahaha rozwalilas system xd kocham cie za to najlepsze zdecydowanie jak sie zucila na snapa <3 hahhhahaha best rozdzial ever ;)) kocham i caluje i zycze weny wiem ze jestem daleko w tyle bo.piszesz cos kolo 39rodzialu ale i tak licze na cb i na dalszy rozwoj akcji Masz Talent Dziewczyno ! blog oryginalny rozdziały super i wgl zaje ;*
OdpowiedzUsuńJeszcze raz kocham i pozdrawiam Ginny
Jak zwykle wszystko ci wyszlo :D
OdpowiedzUsuń"O nie, znowu wsadziłam mu palec do oka."
OdpowiedzUsuńhahahahahahahahhaah
padłam okej😂😂😂