26 sierpnia 2012

Rozdział 14. Norma

Drzewa na skraju Zakazanego Lasu uginały się pod ciężarem śniegu, a hogwarckie błonia skryła warstwa iskrzącego się lekko puchu – zima bardzo szybko zaszczyciła nas swoją obecnością. Codziennie mogłam obserwować wirujące za oknem białe płatki i czuć pieczenie policzków od mrozu za każdym razem, gdy wychodziłam na zewnątrz.
Kochałam lato o wiele bardziej niż zimę, jednak dla tych wszystkich pięknych widoków potrafiłam znieść ujemne temperatury oraz przedzieranie się przez śnieg po kostki w drodze do cieplarni.
Była połowa listopada, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak niewiele czasu zostało do Międzyszkolnego Konkursu Magicznego. Świadomość, że już za trochę ponad dwa tygodnie miałam wyjechać do Francji, wywołała u mnie coś w rodzaju paniki.
– Ginny – jęknęłam, kiedy pewnego wieczoru szłyśmy na kolację. – To będzie porażka. Kompletna porażka i kompromitacja. Burbage daje mi książki, Snape daje mi książki, Babbling daje mi – uwaga, nowość – książki, a Vector w ogóle się nie przejmuje, bo twierdzi, że niby sobie poradzę. Czy oni zapomnieli o częściach praktycznych? Nie chodzi o to, że mam dość czytania, ale przecież muszę też poćwiczyć praktykę. Och, nie poradzę sobie – dodałam z rozpaczą.
Zauważyłam, że Ginny wzniosła oczy do nieba.
– Hermiono, uspokój się – powiedziała stanowczo. – W czwartek idziesz do Snape’a, tak? Mówił, że cię sprawdzi, tak?
Skrzywiłam się.
– No tak, ale…
– Babbling obiecała ci w przyszłym tygodniu runy do tłumaczenia sprowadzone z Jakiejś-Tam-Największej-Czarodziejskiej-Biblioteki, tak? – ciągnęła Ginny, przerywając mój protest.
Spojrzałam na nią ze zniecierpliwieniem.
– Dobra, ale…
– Co ty chcesz ćwiczyć z Burbage? Jak włączyć odkurzar czy coś-tam? Nie żartuj sobie. A z Vector? Dziewczyno, przecież ona wyraźnie powiedziała ci, że twoje wyniki są najlepsze nie od kilkunastu lat, a od paru stuleci. Niczego więcej cię nie nauczy. Koniec. Czego ty jeszcze oczekujesz?
Weszłyśmy do zapełnionej przez uczniów Wielkiej Sali. Ruszyłyśmy w stronę naszych stałych miejsc przy stole Gryffindoru.
– Ginny, wiesz dobrze, o co mi chodzi – rzekłam zdenerwowana. – Michael podobno jest ciągle zamęczany przez Flitwicka, tak mi przynajmniej mówił. O, albo Ian Owens…
– Jego też dorwałaś? – jęknęła Ginny. Usiadłyśmy przy stole, a ruda od razu nalała do pucharka soku dyniowego. – Hermiono, nie możesz tak wszystkich zamęczać, bo ciebie też to wreszcie wykończy. – Podała mi kielich. – Cicho. Nie zadręczaj się tym już. – Do drugiej ręki wcisnęła mi kanapkę. – Masz i zatkaj się nią.
Przez chwilę siedziałam bez ruchu, wpatrując się tępo w swój talerz. W końcu opuściłam bezsilnie ręce.
– Och, ja sobie nie dam rady!
Nie chciało mi się wierzyć, że Ginny tak lekko potraktowała Konkurs. No dobrze, może i ona nie brała w nim udziału, ale jednak mogła się trochę zainteresować!
Roger oraz Ivy też się nie popisali. Wyciągnęli mnie na dziedziniec, by pooddychać chłodnym powietrzem. Pomysł nie był zły, tak uważali, dopóki nie zaczęłam dzielić się z nimi swoimi troskami.
– …i oni naprawdę powinni…
– Nieee, Hermiono, proszę, dość – jęknęła błagalnym tonem blondynka, zasłaniając uszy rękoma. Ona wraz z szatynem siedzieli na ławce, ja stałam nad nimi, z nerwów pocierając sobie dłonie. No, z zimna też. – Koniec rozmów o Konkursie, pozwalam ci się martwić na dzień przed pierwszym etapem, ale nie teraz!
– Ivy ma rację – dodał Roger. Nie założył czapki, na jego włosach osiadło mnóstwo płatków śniegu. – Musisz wrzucić na luz oraz zaufać nauczycielom, a nie marudzić, czego nie zrobili, choć powinni. Zobacz, my się nie przejmujemy i dobrze na tym wychodzimy.
– Kwestia sporna – odparłam z przekąsem. Potem znowu przybrałam zrozpaczony wyraz twarzy. – To jest straszne! Vector naprawdę…
– Roger, weź ją ode mnie.
– Już się robi.
Zdążyłam jedynie dostrzec łobuzerski uśmiech na jego twarzy – potem podniósł mnie, nie zważając na moje protesty i kompletnie ignorując to, jak bardzo się wyrywałam, powiedział coś o tym, że „może ta baba wreszcie się zamknie”, a na koniec wylądowałam w zaspie.
Całkowicie zostałam pogrążona przez Teodora.
– Snape to naprawdę kreatura – wymamrotał ponuro na środowej transmutacji.
– Bo? – spytałam cicho, nie odrywając wzroku od pisanej notatki.
– Ciągle zrzędzi, że jestem nieprzygotowany na Konkurs i po lekcjach każe mi warzyć eliksir po eliksirze. – Zerknął przelotnie na McGonagall, która siedząc przy biurku, skrobała coś na pergaminie. – Nie wspominając o Sinistrze, też zołza. Dzisiaj kazała mi przyjść na Wieżę Astronomiczną o pierwszej, bo mam poćwiczyć odczytywanie położeń kilku gwiazd. Granger, co jest?
Moje pióro zatrzymało się cal nad pergaminem. Spojrzałam ostrożnie na nauczycielkę transmutacji – kobieta przez chwilę obserwowała uważnie klasę, po czym znowu zajęła się pisaniem.
– Nauczyciele olewają tylko mnie – poskarżyłam się po chwili. Opuściłam dłoń i spojrzałam na Teodora. – Jakbym ich nie obchodziła. Mają w nosie to, czy przejdę nawet przez praktyki. Z tobą pracują, a ja… Och, nie, kleks!
Nawet Harry nie wykazał większego przejęcia, choć podejrzewałam, że zachowa się podobnie do Ginny.
– Hermiono, dasz radę – powiedział po raz trzeci w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Wspinaliśmy się po schodach w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru. – Jutro masz zajęcia z Nie-Wiem-Co-To-Szampon-Snape’em, może to cię usatysfakcjonuje.
Ścisnęłam mocniej książki, które trzymałam w ramionach.
– Nie wiem, Harry, ale czuję się strasznie pusta – wyznałam. – W dodatku pewnie Snape da mi jakąś kartkę i każe wypisać wszystkie techniki ataku, gdy znajdujesz się nad przeciwnikiem, w konkretnym miejscu, sytuacji oraz… – Urwałam, widząc uniesione brwi chłopaka. – Nieważne.
– Czyli nie będzie cię jutro na tym przyjęciu u Slughorna, tak? – upewnił się Potter.
Westchnęłam.
– Niestety – potwierdziłam. – Szkoda, chciałam iść, ale bałam się prosić Snape’a o przełożenie tego „sprawdzianu”. Na pewno oberwałoby mi się, więc… – Znowu westchnęłam. – Baw się jutro dobrze.
Pragnęłam przyjść na przyjęcie nie tylko ze względu na obecność Harry’ego i Ginny.
Raczej po to, żeby znowu ujrzeć Teodora. Żeby znowu móc obserwować niemal każdy jego ruch, żeby znowu móc ukradkiem przyglądać się jego bladej skórze, żeby znowu móc niepewnie patrzeć na jego szczupłą sylwetkę.
Chciałam iść dla niego. To wszystko.
Wraz z Harrym stanęliśmy przed portretem Grubej Damy.
– Postaram się – odparł chłopak, uśmiechając się lekko. – Ginny przyjdzie, więc będzie raźniej.
Rzucił hasło w stronę obrazu.
Wzruszyłam ramionami, pierwsza ruszając do przejścia.
– Może, ale pamiętaj o…
I wtedy zderzyłam się z kimś, książki wypadły mi z rąk, a ja sama – wiedząc już, na kogo wpadłam – dostałam mini-zawału.
Ron zmieszał się, po czym uśmiechnął jakoś krzywo.
– O, Harry. Właśnie miałem iść cię poszukać. – Potter stojący za mną, jeszcze przed wejściem do pokoju wspólnego, mruknął coś w odpowiedzi. Wtedy rudzielec spojrzał prosto w moje oczy. – Cześć, Hermiono.
– Cześć, Ron – wymamrotałam i od razu kucnęłam, zbierając książki.
Nie patrz mi w oczy, nie patrz mi w oczy, NIE PATRZ MI W OCZY!
Tęczówki Rona miały niebieski kolor, podobny do tego Ivy, jednak jaśniejszy. Błękitne morze, na którego powierzchni zawsze uwielbiałam się unosić, choć w tamtej chwili obawiałam się utonięcia w nim. Oczy rudzielca były tak różne od tych jego siostry – niby chłodne, lecz jednocześnie nie zdarzało się, bym ów chłód w nich dostrzegła.
Może to rodzinne u Weasleyów? Ciepło przepełniające tęczówki?
Ron również kucnął i pomógł mi pozbierać rzeczy. Gdy już się wyprostowaliśmy, popatrzył na mnie niepewnie.
– E… Więc… jak korepetycje? Coś… coś ci już wyszło? – spytał.
Miałam ochotę się roześmiać. Głośno, bez oporów śmiać się z chłopaka stojącego przede mną, a raczej z jego sposobu przepraszania. Był to sposób absolutnie uroczy – takie nieśmiałe zagadanie o cokolwiek, byle tylko zacząć znowu normalnie rozmawiać.
Wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
– Ostatnio jedno zaklęcie – odparłam – ale bez żadnych rewelacji.
– Och, aha – mruknął zmieszany, spuszczając wzrok.
– Jak treningi? – tym razem to ja spytałam.
Ron szybko spojrzał na mnie z zaskoczeniem pomieszczanym z ulgą.
– Dobrze – powiedział. – To znaczy… ee… w sumie to…
– Wchodzicie czy nie? – rozległ się rozgniewany głos Grubej Damy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że staliśmy w przejściu, ja jeszcze na korytarzu, a Ron w pokoju wspólnym.
– Właźcie – mruknął jedynie Harry.
Kilka chwil później siedziałam z chłopakami na „naszych” miejscach przed kominkiem, tak jak zawsze. Tak jak zawsze również śmiałam się z dowcipów Rona oraz słuchałam narzekań Harry’ego na pogodę, bo „przecież w taki mróz nie da się latać”. Okularnik także stwierdził ze zdziwieniem, że nie obejrzę ich ostatniego z sezonie meczu ze Slytherinem, gdyż będę na Konkursie. Przyznałam mu rację, a obaj z rudzielcem mieli ponure miny już przez resztę wieczoru, choć w duchu nie czułam zbytniego zawodu.
I tak pogodziłam się z Ronem. Bez żadnych wielkich błagań o wybaczenie, bo przecież tak mnie zranił, bez żadnych łez z mojej strony, bez tego wszystkiego, co zazwyczaj towarzyszy Wielkim Pojednaniom. Cieszyłam się jednak ogromnie – w kolejnej kwestii wszystko wróciło do normy. Ciągle uśmiechałam się jak głupia, czułam się dziwnie lekka, a jednocześnie tryskałam energią. Wiedziałam, że przez tę kłótnię moja przyjaźń z Ronem stała się trwalsza.
Tylko i wyłącznie przyjaźń. Tamtego wieczoru przed snem dużo myślałam. Głównie o nim, a raczej o tym, że nagle mój żołądek przestał wykonywać dziwne wariacje w obecności chłopaka. No, może nie całkiem, ale czułam się swobodniej w jego towarzystwie. Nie żebym wcześniej się tak nie czuła, jednak wtedy chyba moje prośby zostały wysłuchane – znikło to głupie podejrzenie, że on wie.
O czym wie? ­– zapytałam samą siebie, patrząc tępo w baldachim nad głową. O czym on może wiedzieć? O niczym nie wie, bo… bo już nic nie ma.
No, prawie nic. Wraz z odejściem dziwnych zachowań mojego żołądka, odeszło zakochanie. To jeszcze głupsze od głupiego podejrzenia zakochanie, które trwało ponad rok, choć nazywałam je po imieniu od niedawna.
A przynajmniej wydawało mi się, że odeszło. Na pewno nie całkiem – to tak szybko nie działało. Ale gdybym w tamtej chwili dowiedziała się, że Ron ma dziewczynę, zamiast chęci mordu, poczułabym milion innych uczuć – troskę, czy jest szczęśliwy, radość, bo sobie kogoś znalazł, zaintrygowanie, ile to przetrwa i tak dalej, i tak dalej. Zazdrość również wchodziła w grę, jednak o wiele mniejsza.
Ulga. Tak. Bo w jakimś stopniu się uwolniłam. Zastanawianie się, czy może się nie domyśla, ciągła zazdrość o Lavender Brown szwendającą się wokół niego, no i dziwne reakcje, gdy znalazł się w pobliżu. O tym, że każdą sprzeczkę przeżywałam dwa razy bardziej, nie wspominając. To wszystko było męczące.
Czy miałam „czyste konto”? Chyba mogłam tak to ująć. Rana na moim sercu coraz bardziej się zabliźniała, a miłość w jakimś stopniu nie kojarzyła się już z bólem. Nadal jednak wiedziałam, że nie zawsze jest szczęśliwa, zaś strach przed nią jedynie odrobinę zmalał. Nie zmieniało to faktu, iż znowu czułam pragnienie, by przeżyć tę jedyną prawdziwą miłość, spotkać rycerza na białym koniu i odjechać z nim gdzieś daleko!
Tylko nie od razu, bo musiałabym się pożegnać z rodzicami, przyjaciółmi, pozałatwiać wszystkie sprawy, w dodatku gdyby jechał zbyt szybko, mogłabym spaść, więc…
O Godryku, chyba naprawdę mocno się uderzyłam.
Doskonale wiedziałam, kto za tym wszystkim stał. Doskonale wiedziałam, komu zawdzięczałam tę zmianę. Doskonale znałam osobę, która w sporym stopniu przyczyniła się do znacznego osłabnięcia mojego uczucia do Rona.
Roger. To on na długi czas zastąpił rudzielca, to on był przy mnie wtedy, kiedy nie było Gryfona, a kiedy najbardziej go potrzebowałam, to on, samą swoją obecnością, pozwolił mi zapomnieć o bólu. To on stał się ukojeniem, którego tak bardzo pragnęłam.
Czułam cholerną wdzięczność, choć pewnie sam nie miał pojęcia, jak wiele zrobił. Zaskakujące. Po raz pierwszy spotkaliśmy się zaledwie niecałe dwa miesiące wcześniej, a on już zmienił coś w moim życiu. W dodatku rozmawialiśmy, dowcipkowaliśmy jakbyśmy znali się od paru lat.
Chyba naprawdę w jakiś sposób musiałam przysłużyć się Bogu, skoro postanowił zesłać mi prócz Ginny jeszcze Rogera.
Następnego dnia przed dziewiętnastą w towarzystwie Harry’ego i Ginny opuściłam pokój wspólny. Moi przyjaciele szli na przyjęcie do Slughorna, wiec postanowili kawałek mnie odprowadzić. Okularnik wyglądał bardzo… porządnie. Jasna marynarka i jako-tako uczesane włosy naprawdę wiele zmieniały w jego wyglądzie. Ruda ubrała się wyjątkowo ładnie. Założyła szarą sukienkę z czarnymi akcentami, a zrezygnowanie z pomysłu pójścia w spodniach uznałam za wyjątkowy wyczyn z jej strony.
Zastanawiałam się, co założy Teodor. Może znowu śnieżnobiałą koszulę? A może tak jak Harry marynarkę?
Głupi Snape.
Ron pożegnał mnie słowami otuchy. Zdążyłam mu już opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się podczas naszego nieodzywania się do siebie, pomijają oczywiście umarłych, ale za to wliczając krwawe zjawy i ducha, który mówił, bym pewnego dnia zrobiła to, co uważam za słuszne. Trochę podyskutowaliśmy na ten temat, ale nasze rozmowy nic wielkiego nie wniosły do żadnej ze spraw. Z samym rudzielcem wszystko naprawdę wróciło do normy, mogłam nawet rzec, że byliśmy wobec siebie bardziej uprzejmi.
Układały mi się kolejne sprawy, jedna po drugiej.
Szybko znalazłam się na miejscu, poganiana wszechobecnym chłodem, jeszcze większym zresztą w samych lochach. Czując dreszcze nieprzerwanie przebiegające po moim ciele, zapukałam kilka razy i usłyszawszy szorstkie „wejść”, uchyliłam lekko drzwi.
Gabinet Snape’a był niespecjalnie dużym, zdecydowanie ponurym pomieszczeniem, który słabo oświetlał nawet ogień płonący w kominku. Na półkach wzdłuż ścian stały szklane słoje z różnymi składnikami eliksirów – inni uznaliby je za jakieś obrzydliwe świństwa, ja uważałam, że są w jakimś stopniu fascynujące. W dodatku w większości bardzo rzadkie. Przy ciemnym biurku siedział Snape, blady i groźny, przeszywając mnie spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
– Dobry wieczór, panie profesorze – przywitałam się grzecznie, zamykając drzwi. – Miałam się do pana zgłosić, więc…
Urwałam gwałtownie, gdy mężczyzna odsunął nagle krzesło i wstał. Ruszył w stronę wyjścia, a ja – nadal lekko przestraszona – odsunęłam się, robiąc mu przejście. Otworzył drzwi, po czym wyszedł na korytarz, rzuciwszy przez ramię krótkie:
– Za mną.
Bez szemrania wykonałam polecenie.
Snape szedł szybkim krokiem przez lochy, a za nim powiewała jego szata. Czarna. Jak zawsze zresztą.
Zastanawiające, skąd u niego takie zamiłowanie do czerni.
Bezwiednie zmarszczyłam brwi.
Żałoba? Kto wie. Moment, podobno czerń wyszczupla, więc… Nieee, przecież Snape jest chudy! A może właśnie przez tę czerń taki się wydaje?
Potrząsnęłam lekko głową.
Twoje myśli są zdecydowanie nie na miejscu.
– Panie profesorze, a gdzie my właściwie idziemy? – spytałam z wahaniem, jednocześnie chcąc przestać zastanawiać się nad ubraniami Snape’a.
Nie spojrzał na mnie.
– Nie jesteś tutaj od zadawania pytań – warknął.
Spłonęłam rumieńcem wstydu, jednak się nie odezwałam.
I to niby ja ciągle warczę?
Po niedługim szybkim marszu-prawie biegu (Snape ma za długie nogi. A może kiedyś biegał? W takim stroju jaki mają mugolscy biegacze, czarnym oczywiście. O Gryffindorze, wyobraziłam to sobie!) dotarliśmy do jednego z zawsze zamkniętych lochów. Jak się okazało, było to ogromne, o powierzchni prawie połowy Wielkiej Sali, całkowicie puste pomieszczenie z wysokim na jakieś trzydzieści stóp sufitem, co wydało mi się dość dziwne, zważywszy na jego umiejscowienie. Nauczyciel jednym machnięciem różdżki zapalił dwa rzędy pochodni umieszczonych na ścianach w metalowych uchwytach po obu stronach drzwi. Loch – jeśli nadal mogłam nazwać tak tamto miejsce – sprawiał wrażenie jeszcze surowszego od klasy eliksirów, zapewne przez brak jakiegokolwiek umeblowania.
Snape ruszył na środek pomieszczenia, a ja bardzo powoli, niepewnie ruszyłam za nim. W końcu stanęliśmy w odległości jakichś dwudziestu stóp od siebie, kiedy to mężczyzna kazał mi się zatrzymać. Nie bardzo wiedziałam, co będziemy robić. Myślałam, że dostanę zwykły test sprawdzający wiedzę z książek, a przecież w tamtym lochu nie było nawet ławek…
Dziwne. I podejrzane.
Nagle Snape zrobił błyskawiczny ruch ręką, tak szybki, że ledwo zdążyłam go zarejestrować, po czym wypuścił z końca swojej różdżki jadowicie pomarańczowy płomień.
Uskoczyłam w ostatniej chwili, a zaklęcie osmaliło lekko miejsce na posadzce, w które uderzyło.
– Na co czekasz, Granger? – warknął Snape. – Broń się!
– Słucham?!
Och, a więc znajdowaliśmy się w sali do ćwiczeń! Że też wcześniej się nie zorientowałam! W sumie to było jedyne logiczne wyjaśnienie chociażby wysokiego sufitu.
O nie. Snape mnie rozszarpie.
W moją stronę poleciał następny promień, tym razem biały, prawie przeźroczysty. Nie ruszyłam się z miejsca, a jedynie wyciągnąwszy różdżkę, rzuciłam od razu Protego. Zaklęcie odbiło się od mojej tarczy i poleciało w stronę Snape’a, który rozwiał je leniwym ruchem nadgarstka. Sekundę później dostrzegłam kolejną klątwę wysłaną przez mężczyznę; uskoczyłam przed nią, zauważając, że przed tą nie uratuje mnie Protego.
– Co to było za zaklęcie? – spytał beznamiętnie Snape, znowu atakując.
Schyliłam się gwałtownie, unikając uroku.
Enpendo, panie profesorze – powiedziałam od razu.
– Służące do?
– Do porażenia przeciwnika prądem. Panie profesorze! – pisnęłam, gdy wypuścił w moją stronę trzy zaklęcia, jedno po drugim. Przed pierwszym uchyliłam się, rzuciłam się w bok, by nie zostać trafioną następnym, ostatnie odbiłam.
– Zacznij atakować, a nie jęcz jak przestraszony Longbottom – wysyczał Snape. On nadal stał tam gdzie wcześniej, w ogóle nie zmęczony. Ja powoli czułam ból mięśni. – Remortia!
Znowu pisnęłam, po czym uciekłam w bok. Spojrzałam na Snape’a z oburzeniem.
– Profesorze, przecież wielu wybitnych czarodziejów zastanawia się, czy nie zaliczyć Remortii do czarnej magii! – zawołałam.
Z ulgą zauważyłam, że opiekun Slytherinu nie ma zamiaru rzucić kolejnej klątwy. Opuścił odrobinę różdżkę, jednak nadal wystarczająco wysoko, by bez ostrzeżenia zaatakować.
– Pięć punktów od Gryffindoru za podważanie metod nauczania. Na Czarodziejskim Konkursie Obrony Przed Czarną Magią nawet takie zaklęcie może się pojawić. Dopóki Remortia nie zostanie zaliczona do czarnej magii, jest dopuszczona. W dodatku ona nie zabija, tylko…
– …zmniejsza dopływ tlenu – dokończyłam.
– Kolejne pięć za przerywanie mi. A ty, Granger, zacznij atakować, bo…
Drętwota!
Snape z łatwością je odbił. Dostrzegłam złość na jego twarzy.
– A może by tak trochę bardziej zaawansowanymi zaklęciami? I niewerbalnie? Chyba że jesteś aż tak ograniczona jak Potter, choć podobno na transmutacji ostatnimi czasy się nie popisujesz – odsłonił zęby w złośliwym uśmiechu. Na moje policzki wstąpiły rumieńce złości.
Ścisnęłam mocniej różdżkę i wykrzyknęłam w myślach: „Remortia!
– Dziesięć punktów od Gryffindoru – wycedził Snape. – Granger, po pierwsze, przestań używać zaklęć, które ja używam, jakbyś nie potrafiła odszukać w tym pustym łbie czegoś innego. Po drugie, skąd przyszło ci do głowy, żeby atakować mnie klątwą przez niektórych zaliczaną do czarnej magii?
– Pan tak zrobił – zauważyłam z oburzeniem. – Zresztą sam pan mówił, że takie zaklęcia są dopuszczone w tej kategorii.
– Mózg ci się rozlazł, Granger. Nie gadaj, tylko walcz, bo na razie nawet Weasley działałby efektowniej.
Zmrużyłam oczy i ścisnęłam mocniej różdżkę.
O nie, tak nie będzie.
Wtedy się zaczęło. Skakałam, biegałam, odbijałam klątwy, rzucałam gwałtownie zaklęcia, nawet te wyjątkowo silne, które zdołałam już poznać, kompletnie ignorując fakt, że przecież walczę z nauczycielem. Sam Snape również nie zwracał na to uwagi. Walczył agresywnie, czasami wykrzykując różne uwagi, a niekiedy czarował werbalnie, co wykorzystywałam, rzucając później ten sam urok. Dopiero po czasie doszłam do wniosku, że mężczyzna robi to specjalnie – chciał sprawdzić, jak poradzę sobie z nowym zaklęciem.
Snape był najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim kiedykolwiek walczyłam. Poruszał się niesamowicie szybko, jednocześnie bez najmniejszego trudu. Biegał, schylał się jak ja, machał błyskawicznie różdżką, niekiedy nie mogłam nawet tego dostrzec. Widziałam, że podczas ataków lub obrony wykonuje ruchy umieszczone w książkach, które mi dał. Sama starałam się robić to samo, jednak nie zawsze się udawało.
Na początku nasz pojedynek był schematyczny – Snape rzucał zaklęcie, ja odbijałam je lub uchylałam się przed nim, później atakowałam, a mężczyzna albo kpił sobie z mojej nieudolności, albo po prostu jakoś mnie poprawiał. Denerwujące, w dodatku dekoncentrujące.
Później do naszej walki wkradła się jeszcze większa adrenalina, pasja i zdecydowanie, by pokonać drugiego. Atakowałam coraz gwałtowniej, choć słabo to do mnie docierało, bo myślałam głównie o wygranej w tym starciu. Było mi gorąco, nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, skupiałam się na ruchach przeciwnika, chciałam wyczuć, co stanowi jego kolejny krok. Pot lał się ze mnie, mięśnie paliły, oczy piekły.
Snape wyglądał inaczej niż na początku naszego pojedynku. Na jego policzki wstąpiły lekkie rumieńce, na czole pojawiły się zmarszczki, a on sam chyba już nie miał granic, jeśli kiedykolwiek jakieś były. Wprawdzie nie rzucał Zaklęć Niewybaczalnych, ale inne, nawet te ze skraju czarnej i jasnej magii, śmigały w moim kierunku non stop.
Po czasie żadne z nas już się nie odzywało, zbyt skupione na walce. Podczas piętnastu minut pojedynku oberwałam trzema klątwami. Po raz pierwszy na początku, gdy Snape zrobił zmyłkę i źle przewidziałam jego ruch. Na szczęście nic wielkiego się nie stało – jedynie odrzucił mnie pod ścianę, gdzie znowu prawie udało się nauczycielowi trafić. Później akurat Remortią, czego mężczyzna nie zgodził się przerwać. Tak miałam walczyć i wcale nie było to miłe, tym bardziej, że po czasie zaczęło kręcić mi się głowie. W końcu sama, nie mogąc już wytrzymać, rzuciłam skomplikowane przeciwzaklęcie, za co Gryffindor stracił dwadzieścia punktów, a Snape wydarł się okropnie. W tej chwili dekoncentracji po raz trzeci nie umknęłam zaklęciu. Moją głowę zaatakował tępy, pulsujący ból. Nie był zbyt silny, jednak bardzo przeszkadzał i momentami nie mogłam się skupić na poprawnym użyciu zaklęcia.
Snape’owi dostało się tylko raz, niby szkoda, ale jednak wcale nad tym nie ubolewałam. Kiedy ten darł się na mnie, wypuściłam w jego stronę jedno z prostszych zaklęć – Locomotor Mortis. Nogi Snape’a złączyły się, później je sparaliżowało, a na koniec sam nauczyciel runął na twarz. Dostałam nagłego napadu śmiechu, za co zostałam nagrodzona morderczym spojrzeniem, Gryffindor stracił kolejne punkty, no i nie zapominając o klątwie powodującej pulsujący ból głowy.
Zaklęcia przecinały ze świstem powietrze, Snape obracał się, jego szaty wirowały, ja uskakiwałam, kucałam, atakowałam z gwałtownością niemalże taką jak ta mojego przeciwnika. Starałam się wypróbować techniki zawarte w książkach od niego, jednak okazały się trudne do użycia w praktyce.
Nagle przyszło mi coś do głowy. Zamiast ciągle robić uniki, odbijać klątwy, mogłam wykorzystać elementy pomieszczenia, mogłam coś usunąć, przekształcić albo… wyczarować.
Skierowałam różdżkę na podłogę niedaleko mnie. Wykrzyknęłam w myślach zaklęcie, a później cofnęłam się lekko, gdy z posadzki wyrósł sięgający niemalże sufitu ceglany mur.
– Granger!
Uśmiechnęłam się złośliwie.
To nie koniec, profesorze. Pochłoń!
– Argh, GRANGER!
Schyliłam się, opierając dłonie na kolanach i łapiąc z trudem powietrze. Zyskałam chwilę odpoczynku, więc zamierzałam ją wykorzystać. Wiedziałam jednak, że Snape szybko wydostanie się z podłogi, która nagle go pochłonęła, oraz równie łatwo sforsuje mur.
Nagle usłyszałam zduszony głos nauczyciela.
O nie… – zdążyło przemknąć mi przez głowę, a później zostałam odrzucona przez siłę eksplozji, tak że uderzyłam w ścianę. W moich oczach stanęły łzy bólu, zgięłam się w pół. Szybko się wyprostowałam, choć kosztowało mnie to kolejną walkę o oddech.
Później okazało się, że dobrze zrobiłam.
W murze ziała ogromna dziura, przez którą mogłabym przejść bez schylania się, jednocześnie wystarczająco szeroka, by cztery osoby spokojnie zmieściły się w niej, stojąc obok siebie ramię w ramię. A po drugiej stronie zobaczyłam Snape’a stojącego już w całej swojej okazałości, może z trochę pobrudzoną szatą, i mierzącego we mnie różdżką.
Kucnęłam w ostatniej chwili. Zaklęcie rąbnęło w pochodnię, dlatego szybko uskoczyłam w bok. Dobrze zrobiłam, gdyż owa pochodnia spadła na miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stałam.
Wysłałam w stronę Snape’a kilka klątw jedna po drugiej. Ten z łatwością poradził sobie z pierwszymi czterema – piątą odbił zwykłym Zaklęciem Tarczy, lecz ta powróciła do niego niczym bumerang. Przesunął się w bok, ona za nim. W końcu odwrócił się i pobiegł na koniec sali.
Na to czekałam. Ruszyłam pędem w tamtą stronę.
Już-już miałam rzucić zaklęcie, kiedy w mgnieniu oka Snape odwrócił się, machnięciem różdżki rozwiał natrętną klątwę, a drugim powalił mnie na posadzkę. Ignorując ból pleców, przeturlałam w bok, unikając niebieskiego promienia, który uderzył niedaleko. Obróciłam się na brzuch, tak by widzieć przeciwnika, po czym wypuściłam w jego stronę kolejne zaklęcia. Nie oberwał żadnym, a sam wypuścił różnokolorowe promienie ze swojej różdżki.
– Granger, jesteś durna – oznajmił wszem i wobec. Podniosłam się na klęczki, po czym usunęłam w bok. – Twoja technika walki niczym się nie wyróżnia.
– Nie powiedziałabym, panie profesorze – odparłam, dysząc ciężko. – A mur, to co? Zresztą chyba ważne, że technika skutkuje. Wiele osób już dawno by z panem przegrało.
– Co nie zmienia faktu, że jesteś durna.
Zmrużyłam oczy.
– Oczywiście – wycedziłam. Skierowałam różdżkę na mur za sobą. – Lateres!
W stronę Snape’a poszybowała zgraja cegieł. Zablokował je zaklęciem. Wykorzystałam tę chwilę.
Viridi!
Z podłogi wytrysnęły ciemnozielone pnącza, grube na ponad cal, wijące się dziko i starające się pochwycić mężczyznę. On, jeszcze nawet nie starając się ich zatrzymać, skierował różdżkę na mnie.
Uderzyłam z mocą w ścianę, niemal tak samo, jak na korepetycjach z Teodorem. Głowę, która i tak pulsowała bólem, eksplodowała nim, a obraz stał się zamazany. Znowu leżałam na chłodnej posadzce, jednak tym razem wciąż miałam przy sobie różdżkę. Snape w końcu zaczął zmagać się z roślinami, najwyraźniej wcześniej nie chcąc dać mi szansy na wykorzystanie chwili jego nieporadności.
Z trudem klękłam, a później, sycząc z bólu, wstałam. Kręciło mi się w głowie, pochodnie nie były już pochodniami, tylko świecącymi punkcikami, zaś Snape ciemną plamą ledwo wyróżniającą się na tle ścian lochu. Plecy bolały przy każdym ruchu, momentami traciłam oddech. Powoli ruszyłam w stronę nauczyciela, kiedy otoczyła mnie przezroczysta, falująca ściana. Szkło? Plastik? Dotknęłam jej.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Nagle odzyskując jako-taką jasność umysłu, rzuciłam pierwsze zaklęcie, które przyszło mi do głowy – ściana wody przeciwko ścianie ognia.
Efekt był natychmiastowy. Woda wyparowała, a ja mogłam znowu poruszać się swobodnie.
Snape przygotował się na to.
Ja także.
Poruszył różdżką, a ja już uskakiwałam w bok przed zaklęciem. Wtedy coś wpadło mi do głowy.
– Panie profesorze! – zawołałam, zatrzymując się gwałtownie.
– Czego? – warknął Snape, chyba zbyt zaskoczony, by od razu wykorzystać tamtą chwilę i mnie zaatakować.
Niewinnie ruszyłam w jego stronę.
– Chcę tylko upewnić się co do zasad naszego pojedynku – powiedziałam.
– Nie ma zasad. Jedynie nie można zabić drugiej osoby.
– Aha, rozumiem. – Udałam, że się zastanawiam. Odległość między nami nadal się zmniejszała. – Czyli można robić wszystko, byle tylko nie doprowadzić do śmierci drugiego?
– Granger – syknął ostrzegawczo.
– Bo zastanawiam się…
Granger – jego głos stał się bardziej natarczywy.
– …nad techniką ataków.
– Granger, za dużo przebywasz z Weasleyem i bredzisz.
Znalazłam się zaledwie kilka stóp od niego. Posłałam mu oburzone spojrzenie.
– No wie pan. Po prostu zastanawiam się, czy mogę atakować po mugolsku.
I wtedy się na niego rzuciłam.
O Boże, ja się na niego rzuciłam!
Rzuciłam. Się. Na. Nauczyciela. I to jeszcze na Snape’a!
O Boże!
Zachowałam się jak kretynka.
Chyba naprawdę jestem durna.
Runęłam na podłogę razem z mistrzem eliksirów. On z czymś pomiędzy krzykiem a warknięciem, ja z jękiem, bo sekundę później przygniótł mnie swoim ciężarem. Zaczęliśmy tarzać się po posadzce, próbując zdobyć przewagę. Z początku myślałam, że wygra Snape – w końcu był silny, cięższy i znacznie wyższy. Ale później zaczęłam mieć wątpliwości. Okładałam nauczyciela w żebra, ręce, chyba przez przypadek wsadziłam mu palec do oka. Ciągle się wierciłam, nie chcąc dać się zrzucić. Kiedy pod plecami czułam zimną posadzkę, chwytałam mocno szatę mężczyzny, byle ten tylko nie wstał, a potem zabawa zaczynała się od nowa. Miałam nadzieję, że jakimś cudem uda mi się zabrać mu różdżkę albo chociaż go ogłuszyć, chociaż obie opcje były praktycznie niewykonalne.
Snape warczał, chyba nawet kilka razy zaklął, szarpał mnie za szatę, ale się nie poddawałam.
O nie, znowu wsadziłam mu palec do oka.
Poczułam jego dłoń w swoich włosach – to bolało!
Och, chyba nadział się na moją różdżkę. Później odpłacił mi się pięknym za nadobne, kiedy długie, smukłe palce wbiły się w moje żebra.
O NIE, dlaczego zrobiło się tak ciemno?
Dlatego, że właśnie wtedy wydarzyło się chyba coś najbardziej absurdalnego w całym moim życiu.
Zaplątałam się w szaty Snape’a, przez co nie mogłam swobodnie się poruszać. Wiłam się w materiale, a nauczyciel chyba zauważył moją bezbronność, ponieważ poczułam nagle jego dłonie na swojej talii i sekundę później wylądowałam na posadzce, tłukąc się jeszcze bardziej. Nim się spostrzegłam, już nade mną stał. Leżałam na plecach, przed oczami miałam różdżkę oraz bez wątpienia wściekły wyraz twarzy.
Chwila. Czy Snape miał rozciętą wargę?
– Czyś ty oszalała, Granger?! – krzyknął tak głośno, że aż się skrzywiłam. – Dwadzieścia punktów od Gryffindoru!
To i tak było mało. W końcu się na niego rzuciłam i zaczęłam tłuc w każdą możliwą część ciała. O dźganiu w oczy nie wspominając.
Odetchnęłam głęboko.
– Przecież mówił pan, że jedynie nie wolno zabić – mruknęłam.
– Granger – wysyczał z wściekłością, ocierając wargę. – Szlaban.
– C-co? – wyjąkałam, podnosząc się na łokciach. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. – Nie!
– Do dnia wyjazdu na Konkurs – dodał z wyraźną satysfakcją. – Od jutra będziesz przychodzić do mojego gabinetu codziennie o dziewiętnastej.
– Ale p-panie profesorze… – wyjąkałam. – Co ja będę robić przez tyle czasu? – łapałam się ostatniej deski ratunku. Miałam nadzieję, że zmieni zdanie, bo w końcu ten szlaban był… długi.
– Praca zawsze się znajdzie. – Uśmiechnął się złośliwie. – Och, cóż za tragedia. Hermiona Granger dostała szlaban. Och…
Opadłam bezsilnie na posadzkę.
Szlaban.
Szlaban.
Szla-ban.
To się nie działo naprawdę.
Powoli podniosłam się, podczas gdy Snape kilkoma machnięciami różdżki doprowadził loch do poprzedniego stanu. Zniknął mur, pochodnie były nienaruszone, posadzka taka jak wcześniej. Przy okazji poczułam zniknięcie tego denerwującego, tępego pulsowania głowy, chociaż ciało nadal miałam obolałe. Plecy rwały przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, drobne rany na dłoniach od paznokci mojego przeciwnika piekły, mięśnie płonęły.
Nauczyciel ruszył w stronę drzwi, otworzył je i kiedy już myślałam, że będę mogła w spokoju powściekać się na Nie-Wiem-Co-To-Szampon Snape’a (Brawo, Harry!), ten w mgnieniu oka odwrócił się, wysyłając w moją stronę klątwę.
Zareagowałam odruchowo, całkowicie o tym nie myśląc. Odbiłam zaklęcie tak szybko, że sama tego nie zauważyłam, by później, również niemalże bezwiednie, zaatakować Snape’a kilkoma urokami. Wprawdzie przed dwoma pierwszymi łatwo się obronił, jednak ostani trafił go, wysyłając prosto na ścianę, w którą z mocą uderzył. Z przerażeniem popatrzyłam na mężczyznę i zasłoniłam sobie usta dłonią.
– P-przepraszam – wyjąkałam, postępując kilka kroków do przodu. – Nie chciałam! To jakoś tak samo wyszło, naprawdę przepraszam!
On jedynie poprawił szatę, omiótł mnie uważnym spojrzeniem i kiwnął głową.
Kiwnął głową?
Merlinie, on kiwnął głową.
A może dostał czkawki?
Nie, on kiwnął głową.
ON KIWNĄŁ GŁOWĄ.
Snape. Kiwnął. Głową.
Snape kiwający głową.
Snape-pies kiwający główką.
Aleś ty durna, Hermiono.
– Jesteś gotowa – mruknął, po czym wyszedł, nawet nie przejmując się zamknięciem drzwi.
Nie, jesteś durna.
No, to też.

***

– Jesteś durna.
– Następna…
Siedzieliśmy we czwórkę przed kominkiem – ja, Ron, Harry i Ginny. Ci ostatni wrócili od Slughorna później niż ja, jednak poczekałam na nich ze zdaniem relacji z zajęć ze Snape’em. Chłopcy wyglądali na całkowicie oburzonych tym, ile nauczyciel odebrał punktów Gryffindorowi, a Ginny zdumiona zdecydowanie mugolskim sposobem ataku. Wszyscy jednak byli zachwyceni samym pojedynkiem i każdą z technik, nawet zwykłym okładaniem Snape’a, bo w końcu jakoś to się sprawdziło.
– Dobra, Hermiono, jeszcze raz – powiedziała Ginny siedząca na kanapie obok Harry’ego. – Czyli rzuciłaś się na niego i zaczęłaś go lać, tak?
– Niezupełnie – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Nie zaczęłam go lać, bo nie mam tyle siły, ale, no, oberwało mu się…
Zaczerwieniłam się po cebulki włosów.
Ron ciągle szczerzył się w moją stronę. Był wniebowzięty.
– Wreszcie ktoś zrobił to, na co Snape zasługiwał od dawna – powiedział. – Może zostaną mu siniaki – dodał złośliwie.
– Nawet jeśli, to je zamaskuje – westchnął Harry. – Nie będzie przecież paradował po szkole poobijany.
Ron jedynie rozłożył się na fotelu, a jego zadowolenie chyba trochę się zmniejszyło.
– Kurczę, Hermiono, to cud, że tylko zabrał ci punkty – rzekł po chwili. – Gdybym ja tak zrobił, albo Harry, mielibyśmy bardziej przechlapane. Odjęcie punktów to by był pikuś.
– Ja już chodziłbym bez głowy – mruknął Potter. Parsknęliśmy śmiechem, jednak później spoważniałam. Odwróciłam wzrok.
– W sumie punkty to nie jedyna kara. – Wzięłam głęboki wdech. Bojąc się ich reakcji, dodałam szybko: – Dostałam szlaban.
Ginny rozszerzyła oczy ze zdziwienia, Harry poprawił sobie okulary, a Ron gwizdnął przeciągle.
– Och, Hermiono – rzekła ruda, kręcąc głową. – Najpierw korepetycje, teraz szlaban… Świat się naprawdę kończy, skoro…
– Ale przynajmniej dowaliła Snape’owi, no nie? – przerwał jej Ron. – Takie coś było warte szlabanu.
Ginny spojrzała na brata zza pleców Harry’ego.
– A ja i tak uważam, że jest durna – stwierdziła Ginny. – To jednak Snape. Wiesz, co mógł jej zrobić za rzucenie się na niego? I coś czuję, że te szlabany będą najgorszym czasem w twoim życiu, Hermiono – dodała, zwracając się do mnie.
Ron i Ginny także niedawno się pogodzili. W ich przypadku również nie było jakże czułych słów, uścisków, przeprosin. Po prostu zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać, co bez wątpienia wyszło im na dobre.
– Ginny ma rację – odrzekł Harry. – Snape da ci popalić na tych szlabanach, zobaczysz.
Wzruszyłam ramionami.
– Może. Chyba zasłużyłam.
Ron zrobił wielkie oczy.
– Zwariowałaś, Hermiono? – spytał ze zdziwieniem. – To on zasłużył. Szkoda, że nie rąbnęłaś go prosto w ten krzywy nos.
Ginny parsknęła śmiechem.
– Przecież prawie pozbawiła go wzroku – zachichotała. – To powinno ci wystarczyć.
Harry westchnął.
– Dźgnięcie Snape’a prosto w oko – wymamrotał. – Marzenie…
Nie mogłam się nie uśmiechnąć, jednak później trochę spoważniałam. Wpatrzyłam się w ogień płonący w kominku.
Odnosiłam wrażenie, że tamten wieczór był snem. Najpierw wyczerpująca walka, w przypływie beznadziei mugolski atak, a na koniec szlaban.
Koszmar? Nie, raczej po prosty długi i zdecydowanie dziwny sen.
Z jednej strony czułam lekkie wyrzuty sumienia. W końcu Snape był moim nauczycielem, a ja zaczęłam go… zaczęłam go…
Nazwij to po imieniu.
Och, zaczęłam go bić! Już samo to, że rzuciłam się na kogoś z pięściami, jakoś nie napawało mnie entuzjazmem, a bardziej zawstydzało. W końcu coś takiego nie leżało w mojej naturze.
Z drugiej strony Snape mówił, że w kategorii obrony przed czarną magią nie ma zasad. Zastanawiałam się, czy można także używać zaklęć czarnomagicznych, więc postanowiłam spytać o to przy najbliższej okazji. Na razie jednak starałam się wmówić sobie, że nie mam za co się obwiniać, że przecież nic złego nie zrobiłam. To była jedynie trochę inna forma ataku. Co z tego, że mugolska? W końcu w jakimś stopniu skuteczna.
Och, nie, a jeśli Snape’owi naprawdę wyskoczą siniaki? – jęknęłam w duchu.
Co ja najlepszego zrobiłam?
Po niedługim czasie wraz z Ginny postanowiłyśmy iść już do dormitorium. Ruda była zmęczona po przyjęciu, ja za to wykończona pojedynkiem ze Snape’em. Pożegnałyśmy się z chłopakami, a kiedy wspinałyśmy się po schodach, dziewczyna rzuciła beznamiętnie:
– Nie było Notta.
Uniosłam brwi.
– U Slughorna? – Kiedy kiwnęła głową, dodałam: – Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem – odparła. – Po prostu nie przyszedł, ale chyba Slughorn nie został uprzedzony, bo ciągle jęczał, dlaczego nie ma „naszego Teodora”. Strasznie denerwujące.
Poczułam niepokój.
Co się stało, że Ślizgon nie przyszedł na przyjęcie, a w dodatku nie poinformował o tym nauczyciela eliksirów?
Dziwne. Chłopak raczej by kogoś uprzedził, chyba że wydarzyło się coś niespodziewanego, może nawet nie do końca przyjemnego…
Do niepokoju dołączył strach. Strach o Teodora.

***

A Teodor szedł korytarzem, powoli, z trudem.
Nie zawsze był jakoś wyjątkowo zdeterminowany. Często zdarzało się, że wybierał łatwiejsze wyjście albo rezygnował z przedsięwzięcia tuż przed osiągnięciem celu. Niekiedy jeśli pojawiały się zbyt duże komplikacje, jakiś opór, po prostu odpuszczał.
Jednak postanowił, że tę jedną rzecz doprowadzi do końca. Że opanuje animagię i będzie mógł przemieniać się w to cholerne zwierzę, czymkolwiek by ono nie było, słoniem, żabą czy nawet głupią mrówką.
Oczywiście nie wszystkie obietnice udawało mu się spełnić. Najczęściej dotrzymywał słowa, lecz zdarzało mu się czasami tego nie zrobić. Może i z czystej wygody. Jeśli chodziło o animagię – był zdeterminowany jak dawno nie.
Zwłaszcza że w końcu coś się udało.
No dobrze, nie tak, jakby sobie to wyobrażał. Zmęczenie, ból i te kilka cholernych utrat przytomności… Mógł zrezygnować. McGonagall dała mu jasno do zrozumienia, że to wszystko może się powtórzyć wiele razy, aż w pełni opanuje animagię. Że tamta próba osłabiła jego organizm, a kolejne mogą wiązać się z jeszcze większym wyniszczeniem, którego tak szybko się nie zregeneruje.
Ale on postanowił. I powiedział to McGonagall. Nie spodziewała się tego po nim, widział wyraz jej twarzy, jednak widział też dumę. Bo się nie poddał.
A on czuł siłę. Nie tylko przez to, że już za kilka tygodni takich prób mógł osiągnąć cel. Raczej dzięki świadomości obecności kogoś, kto stał za nim, kogoś, kto mu pomagał, by tym razem się nie poddał.
Pocieszające.
Mięśnie nadal go bolały, choć mniej niż wcześniej. Świat wokół wciąż wirował, a umysł był lekko zaćmiony. Zajęcia z McGonagall miały skończyć się o osiemnastej – chciał zdążyć na przyjęcie u Slughorna. Jednak na lekcji coś poszło nie tak. Chyba już znał swoją formę animagiczną, więc chciał sprawdzić, czy w końcu mu się uda. Jak się później okazało, jego ciało musiało dopiero przystosować się do przemian. Owszem, zdarzały się takie przypadki, lecz organizm Teodora już był w jakimś stopniu osłabiony przed te wszystkie dokuczające mu w przeszłości choroby.
Męczące.
Potarł dłonią czoło, przymknął oczy i zatrzymał się, oddychając głęboko. Zamiana miejsc podłogi ze ścianami naprawdę była denerwująca.
Po kilku chwilach znalazł się przy drzwiach niedaleko posągu Borysa Szalonego. Po tym wszystkim, co spotkało go tamtego wieczoru, musiał się odprężyć, a najlepszym na to miejscem była Łazienka Prefektów. Wymamrotał cicho hasło „Morska bryza” i wszedł do pomieszczenia.
A to, co tam ujrzał, zmusiło go do uniesienia wysoko brwi.
Granger.
I piżama.
A właściwie Granger bez piżamy, bo ta leżała na brzegu basenu.
Ale nadal Granger, tyle że owinięta w biały, puchowy ręcznik. Śpiewała coś cicho i pochylając głowę, grzebała głośno w dużej, jasnej kosmetyczce. Stała przy umywalce, tyłem do wejścia, a przodem do lustra, więc przez to wszystko musiała nie zauważyć Teodora.
Chłopak zaśmiał się drwiąco w duchu.
No to będzie miała niespodziankę.
Najciszej jak umiał zamknął drzwi, po czym oparł się nonszalancko o ścianę obok nich. Może też dlatego, że świat wciąż wirował. Jego wzrok prześlizgnął się przez całą postać Gryfonki. Dziewczyna nie grzeszyła wzrostem. Była szczupła, ale też nie miała wręcz chorobliwie chudej sylwetki. Spięła włosy, dzięki czemu Teodor mógł przyglądać się jej odsłoniętym łopatkom, na których wciąż widział armię srebrzystych kropelek, wąskim ramionom i nagiemu karkowi. Dłużej zatrzymał się na smukłych nogach, potem przeszedł do bosych stóp. Nie było jej zimno? On sam przecież nie mógł długo stać na chłodnych kafelkach, tym bardziej zaraz po wyjściu z ciepłej wody.
Ze zdziwieniem stwierdził w duchu, że był w stanie przyglądać się dziewczynie jeszcze Salazar wie ile. Naprawdę był w stanie. Mógłby stać przy drzwiach i obserwować każdy jej ruch, każde poprawienie brązowych kosmyków wyślizgujących się z upięcia, każde potarcie stopą drugiej stopy. Mógłby nawet przeżyć to nieustające śpiewanie, choć przecież nigdy nie lubił, gdy ktoś w jego obecności to robił.
Uśmiechnął się lekko pod nosem i powiedział głośno, nasycając swój głos czystą ironią:
– Ciekawe, ciekawe…
Reakcja była natychmiastowa – Granger pisnęła głośno, odwracając się błyskawicznie. Chyba nawet lekko podskoczyła z zaskoczenia. Kosmetyczka upadła na podłogę, a dziewczyna chwyciła skrawek ręcznika, najwyraźniej w obawie, by ten nie zsunął się z jej ciała.
A Teodor uśmiechał się bezczelnie, patrząc z wyraźną satysfakcją na rumieńce wstępujące na policzki Gryfonki.
Nieważne, że wiedział o wybuchu, który miał zaraz nastąpić. Mógł oglądać wybitne zakłopotanie naprawdę tego warte.
– NOTT!
To była jedynie część wybuchu. Później w stronę Ślizgona poleciała szczotka, która jako jedna z nielicznych rzeczy pozostała grzecznie na marmurowym blacie obok umywalki. Teodor uchylił się błyskawicznie, ale później i tak oberwał pastą do zębów.
– Jak ty tu w ogóle wszedłeś?!
– Przez drzwi – odparł odkrywczo czarnowłosy, wzruszając ramionami.
Granger ciągle trzymała ręcznik, jakby panicznie obawiając się, że zaraz z niej spadnie. Była zarumieniona, a na jej twarzy malowało się czyste oburzenie. Przez moment nie odzywała się, oddychając szybko, po czym zgarnęła za ucho kilka kosmyków i spojrzała na Teodora nieco spokojniej. Jej wzrok prześlizgnął się po ciemnej piżamie, którą miał w jednej ręce, następnie po granatowej kosmetyczce siedzącej grzecznie w uścisku drugiej dłoni, a później zatrzymała się na jego twarzy.
– Wyjdź – rozkazała krótko.
Uśmiechnął się ironicznie.
– Skoro już tu jestem, po co mam…
Podeszła do niego chyba najszybciej jak mogła, już najwyraźniej nie bojąc się o swój ręcznik. Szybko odwróciła chłopaka, popchnęła w stronę drzwi, otworzyła je i wywaliła go z łazienki.
– Siedź tu sobie.
A Teodor stał na korytarzu, doświadczając właśnie najbardziej zdumiewającej rzeczy od dawna.
Najpierw Granger się na niego wydarła, potem oberwał częścią zawartości jej kosmetyczki, by na koniec zostać wyrzuconym przez samą dziewczynę, nie przez zaklęcie przez nią rzucone, którego w jakimś stopniu się spodziewał. Nie przeklęła go. Nie nazwała bezczelnym, niekulturalnym i tak dalej, tylko po prostu wywaliła Teodora Notta za drzwi.
Chyba nigdy jej nie zrozumiem.
Nie pozostawało mu nic innego, jak tylko poczekać, aż Gryfonka zwolni łazienkę. Nie miał zamiaru nagle wchodzić do pomieszczenia – nie był aż tak niegrzeczny. Bez przesady. To Zabini lubił jakimś cudem zakradać się do łazienki Ślizgonek szóstego roku, nie on.
Teodor oparł się o ścianę naprzeciw drzwi i przymknął oczy.
Kiedy Granger złapała go za szatę, wypychając na korytarz, poczuł się dziwnie. Bardzo, bardzo dziwnie. Coś w jego żołądku przekręciło się gwałtownie, a teraz ciągle czuł na sobie jej drobne dłonie. I jeszcze te błyski złości w oczach… Tęczówki szatynki stawały się ciemniejsze, gdy była wściekła. Jej usta zaciskały się mocno, a rumieńce stopniowo ogarniały coraz większe części policzków.
Teodor lubił doszukiwać się takich szczegółów. Ktoś inny powiedziałby, że Granger po prostu robi się czerwona na twarzy, a w głosie pobrzmiewa wyjątkowa stanowczość. On dodałby płomień buchający w oczach i lekkie bruzdy wokół warg.
Miał ochotę parsknąć śmiechem. Ona naprawdę wyglądała zabawnie, gdy się denerwowała.
W umyśle przywołał jej obraz, jej, owiniętej jedynie w ręcznik. To wspomnienie wywołało jakiś dziwny ucisk żołądka.
Ta cholerna Granger była ładna. Wielu chłopaków stwierdziłoby, że przecież sporo dziewczyn bije ją w tej kwestii na głowę. Ale Teodorowi podobała się jej burza brązowych loków, piegi na nosie oraz niski wzrost.
Zaklął w duchu.
O czym ty w ogóle myślisz? – zganił się. Zajmij się tym, żeby przy następnej próbie przemiany znowu nie spotkać się z podłogą.
Po paru minutach z łazienki wyszła Gryfonka, już z rozpuszczonymi włosami, z kosmetyczką i szatą w dłoniach, ubrana w zwykłą, jasnozieloną piżamę.
Teodor lubił zielony.
Ona chyba zresztą też. Pamiętał, że na jednym z przyjęć miała zieloną sukienkę, swoją drogą nie taką złą. Ładnie wyglądała w zielonym.
Przez jego głowę przemknęło, jak Granger ubierze się na galę z okazji ogłoszenia wyników Konkursu. Może też założy zieloną sukienkę? A może wystąpi w samym ręczniku?
Nie, to było złe myślenie. Chociaż ona wcale nie wyglądała tragicznie jedynie w ręczniku, może nawet ładniej niż w sukience…
Och, jego myśli pędziły w zdecydowanie złym kierunku.
Dziewczyna nadal była zarumieniona, chociaż trochę mniej. Spojrzała na niego, chyba nawet już bez złości, po czym stwierdziła obojętnie:
– Nie było cię na przyjęciu u Slughorna.
Ślizgon odepchnął się od ściany.
– Ciebie też nie – odrzekł, podchodząc do drzwi.
Uniosła brwi.
– Skąd wiesz? – spytała ze zdziwieniem. Śledziła wzrokiem jego ruchy.
– Zabini.
– Ginny – wymamrotała. – Dlaczego nie poszedłeś?
Zawahał się. Nie chciał opowiadać jej o tym, co wydarzyło się na lekcji z McGonagall. Nie miał zamiaru mówić o swojej słabości. Bo i po co? Po prostu… po prostu nie widział potrzeby…
Tak, Teodorze. Wmawiaj to sobie dalej. Nie chcesz, by wiedziała, że w końcu coś stanęło ci na drodze, że masz jakieś SŁABOŚCI.
Odegnał te myśli.
– Animagia u Lwicy – wyjaśnił krótko, układając dłoń na klamce. Lubił mówić na opiekunkę Gryffindoru Lwica. W jakimś stopniu oddawało to też jej charakter. – A ty dlaczego nie poszłaś?
Wzruszyła ramionami.
– Zajęcia ze Snape’em – odparła lekko. Obrzuciła Teodora szybkim spojrzeniem i ruszyła powoli korytarzem. – Dobranoc.
Ślizgon uniósł brew, jednak nie odezwał się. Wszedł do łazienki dopiero wtedy, gdy Granger zniknęła za rogiem, szurając cichutko swoimi puchowymi, fioletowymi kapciami.
Istniały dwa wyjścia jej zaskakująco spokojnego zachowania. Albo była zbyt zawstydzona, by poruszać temat nagłego wparowania Teodora do łazienki, albo była zbyt zmęczona na kolejne sprzeczki z nim. Właściwie obstawiał obie opcje, zważywszy na zajęcia z opiekunem jego domu. Coś czuł, że nie były one szczytem jej marzeń.
Ułożył rzeczy na blacie obok dużej, białej, lśniącej w świetle pochodni umywalki. Spojrzał w lustro. Skrzywił się na widok jeszcze bledszej niż zwykle twarzy i wysuszonych warg. Obrzucił krytycznym spojrzeniem sterczące na wszystkie strony czarne kłaki, później przeniósł wzrok na nos. Zdecydowanie za duży nos, choć jakoś mało się tym przejmował. Prześlizgnął się po mocno zarysowanej linii szczęki, dłużej zatrzymał się na ciemnych brwiach, a później potarł dłonią zmęczone oczy. Odwrócił się w stronę drzwi, opierając się o umywalkę.
W jego głowie królował obraz szatynki. Tylko i wyłącznie on, jakby chcąc zawładnąć umysłem, przeganiając wszystko inne.
Teodor nie był w stanie powstrzymać lekkiego uśmiechu wkradającego się na jego usta.
_______________
Yup, długo oczekiwany powrót Rona. Mnie też zaczęło go trochę brakować, więc powrócił. Hurra. Nie wiem wprawdzie, czy dobrze rozegrałam ich godzenie się („Och, Hermiono, byłem taki głupi!”, „Ależ wybaczam ci, Ronaldzie” jakoś mało mi pasowało). I zostaje jeszcze Snape, którego charakteru również nie jestem pewna, także no. Wszelkie opinie na te tematy mile widziane.
Internetu mi nie odcinają, hurra po raz drugi. To znaczy na razie. Była opcja, bym tydzień po poprzednim rozdziale została już odcięta, ale mamie udało jakoś-tam to przesunąć. Chwała jej i cześć.
Aha, i wybaczcie mi te wszystkie dziwne przemyślenia naszych bohaterów. Nie mogłam się powstrzymać, w dodatku pisząc ten odcinek, często miałam głupawki. Stąd Snape-pies kiwający główką. Chciałam, żeby ta część była pozytywna, ale czy mi wyszło? Nie wiem. To pozostawiam ocenie Wam, ale na razie Empatia prosi o wybaczenie i obiecuje powagę w najbliższym czasie.
Zacznijcie przygotowywać się psychicznie do rozdziału piętnastego. Taka moja uwaga.

Empatia

96 komentarzy:

  1. Hah, znowu pierwsza! xD
    rozdział genialny. Nie rozumiem, czemu Dumbledore dopuścił chorego psychicznie człowieka do nauczania. Bo Snape nie jest normalny. Hermionie od samego przebywania z nim coś rzuciło się na mózg.
    Czekam na rozwiązanie wątku Ginny z poprzedniego rozdziału.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeah, gratuluję :D
      Łe tam. Snape to Snape, spokojnie mogłabym mu palnąć pieczątkę na czole "Lubię to!".
      Dziękuję za opinię;*
      Ściskam.

      Usuń
  2. Rozdział wciągający, ciekawy. Przemyślenia Hermiony były niezwykle zabawne, no i walka ze Snape'm - mistrzostwo. Pojawił się Ron, w sadze go nie lubię, ale tu wyjątkowo mi nie przeszkadza. Ciekawa jestem co do Ginny. No i najlepsza część- scena w łazience. Świetne! Naprawdę, cudne. Ani za długo, ani za krótko, wszystko naturalnie, czyli tak, jak być powinno. Część zdecydowanie pozytywna. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Viv, jesteś <3 Bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe słowa, kochana ;*
      Całuję.

      Usuń
    2. Jasne, że jestem, czemu miałabym zniknąć?
      :*

      Usuń
  3. OMG !!! To jest super Teodor chyba powoli zakochuje się w Hermionie : )))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy już zakochuje. Raczej po prostu dostrzega w niej dziewczynę, a nie denerwującą Pannę Jeśli-Nie-Odpowiem-Na-Pytanie-To-Mi-Opadnie-Szopa xD

      Usuń
  4. Walka ze Snape'm no nie powiem, że nie ale ciekawa była, choć trochę za długa jak dla mnie ;) Fajnie, że Hermiona się pogodziła z Ronem ale w sumie on sam mało mnie obchodzi xDxD A Teodor i Hermiona... ojej...to było takie fajne! Ja się już nie mogę doczekać tego konkursu no i co z tą Ginny..

    Rozdział cudny.
    Aha.

    To zdanie mnie rozwaliło : Jutro masz zajęcia z Nie-Wiem-Co-To-Szampon-Snape’em, może to cię usatysfakcjonuje. no i Snape-pies kiwający główka też. ;>

    Zauważyłam kilka błędów więc no.. podeśle ci na gg ;)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, walka strasznie mi się rozlazła. Na początku planowałam ją nieco inaczej, ale no, wyszło jak wyszło -.-
      Ludu, gubię się. Wcześniej parę osób mówiło mi, że brakuje Rona, a teraz przy jego powrocie "No w sumie on nie jest potrzebny", nie ogarniam xD
      Dziękuję za wypisanie błędów ;*
      Koffam.

      Usuń
  5. O matko, o matko, o matko. Hermiona. Rzuciła. Się. Na. Snape'a! Nie wierzę!!! No i Nie-Wiem-Co-To-Szampon Snape totalnie zwalił mnie z krzesła, mistrzostwo świata. Snape-piesek też był mocny. Ponadto mamy tu Teodora, który chyba wreszcie zaczął odczuwać coś poważniejszego w stosunku do Hermiony. "A może wystąpi w samym ręczniku?" było kolejnym fragmentem, który przyniósł uśmiech na mojej twarzy. :D

    Im dłużej czytam JJW, tym coraz bardziej jestem pod wrażeniem, jak bardzo zmienił się Twój styl, bo wciąż mam w pamięci Niezwykłą Historię. Nie mogę wyjść z podziwu, jaka to niesamowita przepaść. Oczywiście in plus, to w ogóle bez porównania, ale po prostu... wow, wielki szacunek. Gdybym ja w Twoim wieku miała tyle talentu... o ile w ogóle go mam... :P

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    PS Zrób coś, proszę, z tą czcionką ustawioną dla komentarzy, bo ma jakiś taki dziwny cień i źle się czyta, hm? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam chyba gdzieś dać jakąś wzmiankę o tym, że nie odpowiadam za reakcje czytelników podczas lektury rozdziałów ^^''
      Och, Niezwykła Historia była porażką. Jak tylko ją przeglądam, już czytając Prolog, zaczynam śmiać się z własnej głupoty. No żesz, jakim cudem mogłam to-to napisać? xD Niemniej, bardzo dziękuję za miłe słowa. Wiem, że jakoś-tam się podciągnęłam w pisaniu, ale nadal wiele, wiele mi brakuje, niestety ;|
      Już idę poprawić czcionkę. Ostatnio w niemal każdy możliwy sposób modyfikuję bloga, eksperymentuję, także przepraszam za wszelkie niedogodności ^^''
      Ściskam mocno.

      Usuń
  6. Umarł w butach.. kwik
    Potrzebowałem czegoś na poprawę nastroju i dobrze, ze tu zajrzałem. W pewnej chwili miałem wrażenie, ze ten pojedynek z Tłustowłosym ciągnie sie niemiłosiernie, ale potem jakoś to przebolalem. Kurcze.. po zwiastunie miałem taką nadzieje na... Hermione, bo w końcu tam ta piżama obok... ale no, ekhm.. no ^.^"

    Dalszej weny życzę ;)

    Kris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No żesz, naprawdę muszę dać jakieś ostrzeżenie...
      Ugh, strasznie mi się rozlazł. Nie miał być taki, ale nagle dodałam mur, pnącza i tak dalej... Eh.
      Huhuhuś, bardzo dziękuję za opinię :))

      Usuń
  7. Kocham to opowiadanie. Nareszcie coś do Teodora dotarło. Najlepszy moment w łazience ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja uwielbiam twoje poczucie humoru! "Snape kiwa głową. Snape-pies kiwa głową." Głową zaryłam o monitor hahaha.
    Naprawdę cięzko mi uwierzyć, ze masz zaledwie 14 lat. Fantastycznie piszesz, wróżę ci w przyszłości karierę :d Chociażby jako hobby :P
    Chciałam jeszcze zapytać, czy wykonałabyś szablon a zamówienie. Jakbyś mogła odpowiedzieć albo na gadu, albo na bitwa-marzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec, jeszcze raz mi ktoś powie, że coś mu się stało przez moje teksty, to dam jakieś ostrzeżenie, bo czytelników okaleczam xDD
      Chciałabym kiedyś wydać książkę, jeśli już mówimy o przyszłości, ale to raczej tylko marzenia T__T
      Napiszę do Ciebie na Gadu w wolnej chwili, może dzisiaj wieczorem, i wszystko ustalimy :)

      Usuń
  9. Wiesz, że nawet mnie zaczynało powoli brakować Rona? Ale i tak go nie lubię.

    Bardzo mi się spodobała ta scena pojedynku ze Snape'em. Chyba najbardziej ze wszystkich momentów w rozdziale, chociaż zwykle są to momenty z Teodorem :) Snape jest psychiczny. Na serio. Atakować uczennicę? A i samą Hermionę coś chyba w łeb pizdnęło. Rzucać się na nauczyciela? Ale i tak mi się podobało :)

    No, Hermiona przyznała się do tego, że chciałaby iść na przyjęcie tylko i wyłącznie dlatego, by zobaczyć Teodora. W sumie ja też tak robię. Chodzę na mecze tylko po to, żeby się pogapić na pewnego chłopaka :D Dobrze, że Teodor zaczyna coś czuć do Hermiony. Może jeszcze nie miłość, ale idzie w dobrym kierunku :D

    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snape to Snape, raz, że jakoś się wyżyć musi, a dwa, trzeba było sprawdzić Hermionę, czy nie polegnie na Konkursie w pierwszej minucie xD A Hermiona, no cóż, zawsze miała w sobie tę odrobinę zwariowania :DD
      Tylko sobie nie rób nadziei na big kiss za dwa rozdziały, bo tak szybko ich nie spiknę xD
      Ściskam <3

      Usuń
  10. Rozdział jak zawsze czytałam z największą przyjemnością, w wielu momentach nie mogłam ze śmiechu ;P
    Ten Snape-pies kiwający główką rozwalił mnie kompletnie.
    I jeszcze ta walka... No, nieźle. Hermiona rzucająca się na Snape'a... Ha ha! Jak to sobie wyobraziłam... To było wspaniałe... ;D
    No i Nott. Był. Widział Hermionę w ręczniku. Podobało mu się, ha ha! ;D
    Przepraszam za ten nieskładny komentarz. Czekam z niecierpliwością na rozdział 15 i przygotowuję się psychicznie na niego. Chociaż nie wiem na co konkretnie mam się nastawić ^^
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie pasuje mi do Hermiony takie zachowanie. Takie momentami absurdalne, ale jednak... jej ^^
      Przygotowuj się, przygotowuj, chociaż im więcej myślę nad rozdziałem, tym bardziej zastanawiam się, czy jest do czego, ehh -.-'
      Ściskam ;*

      Usuń
  11. Witaj.
    Rozdział jak już zwykło zapisać się w zwyczaju, podobał mi się ogromnie.
    Hermiona to ma ,,jaja" xD! Rzuciła się na biednego Snape'a, hahaha ;D
    Nott... ah... Czyżby mnie zdradzał xD?! Dlaczego podobała mu się Miona w ręczniku? Hm, muszę sobie z nim pogadać ;)
    ____________

    Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Biedny Snape"? Chyba biedna Hermiona, zaatakowana przez czarodzieja, który chyba przez przypadek różdżkę dostał xDD
      Bez komentarza, nie wypowiadajmy się za Teodora ;> :D
      Ściskam i dziękuję za opinię ;*

      Usuń
  12. O w morde chipsa.. Cudo ! Momentami parskałam śmiechem zapluwając monitor ;) Pomysł z 'wtargnięciem' do łazienki świetny. Pogodzenie się Hermi i Rona też było niezłe. Ja co prawda za nim nie przepadam, ale brakowało mi go. Ach ten konkurs, kiedy się zacznie ? Już nie mogę się doczekać ;D
    A w poprzednim komentarzu zapomniałam dodać, że czytając rozdział myślałam o tym, kiedy wystąpi kolejny fragment z 'śmierci' Hermiony, a tu proszę, czytam ostatni akapit i jest ;) Kocham ten pomysł, jak i całą historię. Pozdrowienia ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt go nie lubi, lol xD Może uda mi się jakoś przekonać Was do niego ^^''
      Huhuhuś, no widzisz, jaka zmyślna jesteś :D
      Ściskam, mocno, mocno ;*

      Usuń
  13. *wyjmuje swoje wydrukowane karteczki i zamierza się do przelania swoich uczuć na komentarz, w miarę logiczny, o ile to możliwe :D*
    Zacznijmy od uroczej jęczącej Hermiony. Jest tak wybitnie sobą, że mnie to rozbraja. A potem to, na co, jak doskonale wiesz, czekałam. Tutaj nie mogę powstrzymać "ochów" i "achów", bo jest mój megaukochany Ron, który jest tak nieporadny, ciepły i swój, jak zawsze. No, po prostu go wielbię. Dałaś mi Mojego Rona, dokładnie takiego, jakim go chciałam <3
    Muszę tutaj nadmienić, że miałam epicki moment kulminacyjny przed dowiedzeniem się, kto pozwolił się Mii uwolnić od uczucia do Rona, i choć wiedziałam, że różowo i fluffy być nie może, to i tak ten ciąg trzech zdań zaczynających się na "doskonale" mnie z tego napięcia nie wyprowadził. W dodatku te trzy zdania kończyły stronę. A tu co na następnej? Roger. Czerwonym pisakiem mam powyżej maźnięte słowa "A tak chciałam przeczytać <>, wredoto."
    Za to prawie mnie zemdliło przy wzmiance jakoby ten wspaniały Krukon miał być zesłany przez Boga. Uch. Nie no, ja go naprawdę nie ljublju. Wiem, niesprawiedliwa jestem ^^
    Ómarłam, absolutnie Ómarłam przy dialogu wewnętrznym podczas podążania za Snapem do sali ćwiczebnej. Zdechłam natomiast przy zdaniu "O Gryffindorze, wyobraziłam to sobie!" No wyobraź sobie, że ja też. Nie pomagają przy tej scenie lata czytania Sevmione, rili. To było okrutne xD
    Dialogi z Severusem są naprawdę świetne. Mniam. Do schrupania. Trochę nie mogę przejść do porządku nad tym, że Mia rzuciła się na Snape'a, ale trudno. No rili, powód jak na mój gust był trochę zbyt błahy, ale cacy, i tak się dało zjeść. Swoją drogą, komentarze czerwonym pisaczkiem - "Tarzanie się ze Snapem <3" oraz "Mrrrrr!". Absolutnie powaliła mnie scena z zaplątaniem się w szaty - wybitny pomysł. Uśmiałam się jak nigdy :DDD
    "Nie chciałam! To jakoś tak samo wyszło, naprawdę przepraszam!" - klasyk <3
    LOLowałam strasznie przy wizji pieska. Psychodela, rili XD

    Przyznaję bez bicia, że scenę ostatnią czytałam chyba z pięć razy, bo tak mi się podoba. Nienachalna, taka wyważona, zabawna i trochę refleksyjna. Ach!
    No nie jestem w stanie sklecić nic bardziej konkretnego, niż to, że jest to absolutnie kochane.

    Wiesz, że Cię uwielbiam <3
    Twoja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, to dobrze, strasznie obawiałam się odbioru Rona :DD Wiesz, co zrobiłam z nim w swoim pierwszym opowiadaniu, także teraz chyba chciałam się zrehabilitować :D

      Chyba sporo osób chciało zobaczyć tam imię Teodora, no ale... Trochę realizmu xD

      Ale nie rzygnęłaś? Uff, to dobrze :DD No wiem, zdarza mi się przesłodzić, ale pracuję nad tym! :D

      Lol, ja nadal jestem pod zdecydowanie długotrwałym "Bez cukru", więc jakoś tak łatwiej niż wcześniej pisało mi się o Snapie xD Kiedyś to się męczyłam, on się darł jak zarzynana świnia, ja się darłam na bliżej nieokreślony przedmiot, bo nie mogłam go ogarnąć, a teraz uszło jakoś :DD

      Lubimy psychodele <3

      Fajnie, że jesteś bejb :D

      Usuń
    2. No tym razem naprawdę poradziłaś sobie cacy, a wiesz, że ja na Rona jestem wybitnie wyczulona <3
      Wiem, wiem, mi też mózg się wydzierał, że tam Teosia nie będzie, ale co z tego, jak serducho chciało go tam mieć xD

      Nie, nieee :D Po prostu nie mogę przecierpieć pana R, that's all ;>

      Och, kanoniczny Snape jest naprawdę moim zdaniem równie trudną postacią co kanoniczny Ron i Dracon w ambitniejszych Dramione, dlatego ukłony, udało się.

      Wieeem <3 :D

      Nawet nie wiesz, jak się cieszę <3

      Usuń
    3. Wiesz, że chyba nigdy nie spotkałam kanonicznego Dracona, który naprawdę nienawidziłby szlam, którego ojciec nie byłby bijącym go za okruszek na stole zwyrodnialcem i który nie ruchałby wszystkiego, co się rusza? Masakra. Kanoniczny Snape jest częściej spotykany, choć też nie całkiem x| Z Rona robią sukinsyna, bo wiele osób go nie lubi (kij, że ja też robiłam xD). Także no, krzywdzą mi te postacie bardzo ;c

      Roger, no, istnienie sobie i jeszcze się parę razy wybije, także to-to to pikuś :DD

      Usuń
    4. Właśnie to jest ogrooomny problem. Jak można te postacie tak traktować! Tragedia, moje serce jest w rozpaczy, roni łzy. ;___;

      Oj, dobra no. Przeżyję, tak?
      Jak mi będziesz serwowała takie sceny z Teosiem, to będzie cudo. Bo tamta nim jest <3

      Usuń
    5. Chusteczkę? ;_:

      Przeżyjesz, ewentualnie mnie zbesztasz, ale luz, na razie się nie bój xD

      Usuń
    6. Dam radę ;___;

      Hope soł. Nie no, on w gruncie rzeczy jest fajną postacią i go lubię, tylko mi przeszkadza i stąd to wszystko :D hehehehe :D

      Usuń
  14. "Doskonale wiedziałam, kto za tym wszystkim stał. Doskonale wiedziałam, komu zawdzięczałam tę zmianę. Doskonale znałam osobę, która w sporym stopniu przyczyniła się do znacznego osłabnięcia mojego uczucia do Rona.
    [Haha! Tak, to on! To właśnie Teo...
    Roger.
    [... dor. Tak!
    ...
    Znaczy... CO?! ROGER?!" Haha :D
    Błędów nie zauważyłam. Ale bardzo, bardzo cierpiałam na brak Notta, dobrze, że pojawił się chociaż na końcu (w dość ciekawych okolicznościach zresztą ;p).
    Nic konstruktywniejszego nie napiszę.
    Chcę nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeah, o to mi chodziło! :DD Żebyście Wy, czytelnicy, już-już myśleli, że to Teodor, a tu bum - Roger :D Zresztą tak ma być, Mia jest wdzięczna Rogerowi, Teosiowi chwilowo dziękujemy xD

      To sobie niestety długo poczekasz. Połowa/koniec września :/
      Ściskam i dziękuję za opinię :)

      Usuń
  15. Roger... Wytłumacz mi proszę, dlaczego mimo jego miłego charakteru i naprawdę cudownego usposobienie mam ochotę ukręcić mu łeb?! I dlaczego zawsze jak o nim czytam widzę przed oczami sceny z filmu: "Kto wrobił królika Rogera?"?
    Ale zostawmy moją pokręconą psychikę w spokoju. Naprawdę straaasznie nie mogę doczekać się tego konkursu. Nie żeby aktualne rozdziały mnie nudziły czy coś! Pojedynek z moim Nietoperkiem... Cudowny! Szczególnie mugolski rodzaj rozwiązywania konfliktów! Prawie udusiłam się ze śmiechu kiedy Hermiona wsadziła mu palec w oko! Powrót Rona był nieoczekiwany, ale dobrze poprowadzony przez co nawet ja, jego zagorzała przeciwniczka, łaskawie stwierdziłam, że może się przydać :D
    Nott wpadający do łazienki... Gdzie nieprzyzwoite żarciki?!
    ....
    Neverminde. Nie zwracaj na to uwagi. Ogółem czekam na dalsze losy Hermiony i Teo.
    A przy okazji zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Roger zamiast Teodora przyciąga uwagę Hermiony? xD
      Konkurs planowany na rozdział siedemnasty, plus minus, także niedługo poczekasz ^^
      Haha, żarciki miałam w planie, ale później doszłam do wniosku, że Teoś to NIE Draco-Z-Ff, zresztą mało prawdopodobne, by Draco kanoniczny też rzucał takimi żarcikami xD Teoś to Teoś, obrazi, rzuci złośliwością, kiedy trzeba, ale nie jest zboczony ^^
      U Ciebie przeczytane, skomentuję jeszcze dzisiaj, tylko muszę znaleźć chwilkę ^^''
      Ściskam ;*

      Usuń
    2. W sumie racja. Żarciki rzuca tylko porąbany Zabini, który nie do końca zasługuje na miano normalnego :D

      Usuń
  16. Trafiłam na tego bloga wczoraj i naprawdę bardzo mi się spodobał! Masz świetne poczucie humoru (piesek Snape hihi), postaci są nieszablonowe, choć te książkowe bardzo wiernie oddane, jeżeli chodzi o charakter np. ;)
    Postać Teodora genialna! Powiem Ci, że wcześniej nigdy na niego ani w książce, ani w filmie nie zwróciłam większej uwagi ;)
    Początkowo bałam się, że to będzie kolejny blog w stylu Draco+ Hermiona (w końcu Teoś ze Slytherinu) ale tu baaaardzo pozytywne zaskoczenie!
    Super jest też to że oni są blisko ze sobą, a niby jednak nie są. Większość osób już w piątym poście zrobiłoby z nich parę, a Ty zgrabnie budujesz sytuację.
    Czyta się wspaniale, wciąga jak nie wiem co!
    Żałuję, że kolejny post za tak długi okres czasu, ale i tak zostaję Twoją wierną czytelniczką.
    Pozdrawiam gorąco i oby tak dalej!
    Marta ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bardzo mi miło, że zyskałam nową czytelniczkę :)
      Snape-pies akurat był stworzony pod wpływem głupawki, także no xD
      Nie, nie, tak na pewno by nie było. Wolę, kiedy wszystko rozwija się powoli, bo mogę ich uczucie zbudować od podstaw, dzięki czemu staje się trwalsze ^^
      Strasznie dziękuję za opinię ;* Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Bardzo mądrze powiedziane z tym budowaniem uczucia od podstaw, dlatego ten blog jest tak wyjątkowy i ma się wrażenie że to jest takie.. prawdziwe! :D
      Co do Snape pieska, więcej takiej głupawki hihi :D
      Pozdrawiam, pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny by blog dalej super się rozwijał! ;*
      Marta.

      Usuń
    3. Aww, dziękuję bardzo ;3

      Usuń
  17. dwie notki do nadrobienia, a wydawało mi się, jakby to była 1/3 opowiadania. Takie długie, ale to bardzo dobrze... wiele się zmieniło w tym czasie w życiu Hermiony. Przede wszystkim to, że znów widać, jak się zmienia,a ja lubię ją coraz bardziej. Jej relacje z Nottem stają się coraz bardziej wieloznaczne, ale również dojrzewają. Cieszę się, że w krytycznym momencie zrozumieli, że przekroczyli granicę i że się cofnęli. Cieszę się też, że Granger potrafi lepiej określać swoje uczucia, przynajmniej względem Rona. Cóż, z pewnością nie było to związane tylko i wyłącznie z kłótnią:D Owszem, z postacią Notta, to się zgodzę, ale nie jako przyjaciela:D przecież większość czasu zachowywał się jak zupełnie ktos inny, raczej nie koleżeńsko xD Ale na nazwanie uczuć do niego trzeba będzie trochę poczekać, choć już teraz nie raz, nie dwa Granger sama się łapała na tym, że chce go zobaczyć (te tęczówki ). Sama chyba trochę wariuje, jej myśli są czasem nielogiczne, ale śmieszne:D podoba mi się ż je dodałaś, są humorystyczne. POnadto nie spodziewałabym się po Granger takiej walecznośći. w walce ze Snapem nieco przesadziła, ale i on to zrobił... chyba nie powinna była narzekac, ze nauczyciele ją olewają:Dale cóz, to Granger taka jest... I nawet nie przeszkadza mi, że trochę olałąś wątek z katharsis i że chyba na czas Konkursu zostanie on zawieszony, bo tyle się dzieje, że więcej by chyba nie mogło. a co do Ginny obawia się, że parujesz ją z Malfoyem i stąd również i jego dziwne zachowanie. Trochę mi to nie pasuje, bo go nie lubię, wolałabym któregoś innego Slizgona. ale może u Ciebie okaże się ok. CZekam z niecierpliwością na cd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że strasznie lubię Twoje komentarze? Są takie długie, wylewne, w dodatku zauważasz tyle rzeczy, których boję się, że inni nie dostrzegli. No i te domysły - to jest najfajniejsze podczas pisania, to, jak czytelnicy rozkminiają, co, jak i z kim xD
      Hermiona powoli zaczyna coś czuć, z Nottem trochę poczekacie. Na razie zwrócił na nią uwagę jak na dziewczynę, a nie gadającego mopa, no i jest trochę zazdrosny, ale no... Hermiona pierwsza sobie wszystko uświadomi :)
      Nie, nie, nie olałam wątku z katharsis, spokojnie :) On jest szalenie ważny, niedługo się pojawi, nawet będzie w jakimś stopniu równocześnie z Konkursem, także luz :DD
      Ginny, Ginny... Na razie milczę na ten temat :x
      Dziękuję za opinię, kochana ;*

      Usuń
  18. Przeczytalam wszystkie rozdziały i postanowiłam, że w końcu wyrażę swoją opinię. Dziewczyno, jesteś niesamowita. Nie spodziewalam się, ż e mnie to tak wciągnie, że będę siedzieć czytajac twojego bloga do drugiej w nocy,ryzykujac zaspanie na rozpoczecie roku. Wprost nie mogę się doczekać następnego rozdzialu i dalszego ciągu historii. I może jestem dziwna, ale Roger i Ivy są jak dla mnie zbyt... Dobrzy dla Hermiony. Cóż, zobaczymy! jak na razie, mam nadzieję, że zechcesz mnie informowac o nowych rozdzialach na gadu gadu: 6862299, albo na moim blogu. Pozdrawiam i powodzenia :D [mente-la-magia]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mam nadzieję, że nie zaspałaś, co? ;)
      Oczywiście będę Cię informować. Bardzo dziękuję za opinię :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie, nie zaspałam :D Dodałam Cię do linków i mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało, jeżeli też będę Cię informowała?

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo za dodanie do linków, ale za informowanie również podziękuję - nie czytam Twojego opowiadania, więc... no, dziękuję :)

      Usuń
  19. Odpowiedzi
    1. ...który jest odrobinę za duży i czarno-biały, przez co nie pasuje do reszty szablony, yeah xD

      Usuń
  20. Łohohoho, w szoku jestem, bo nigdy nie jarał mnie Potter, i nie oglądałam i nie oglądam filmów z nim, a teraz, no cóż, jak przeczytałam " Hermiona " to se myślę " WTF ? " no ale dobra, przeczytam, ale jak zobaczyłam ile napisałaś, to się zaczęłam zastanawiać, aż w końcu ciekawość zwyciężyła i przeczytałam z zapartym tchem, czy jak to się mówi, zwłaszcza przy walce : D No, ale to, że dużo piszesz, to dobrze, o to chodzi xD
    No, ale wracając to śliczny szablon ! Ach, piękny i dodaje tego czegoś, haha : D O wiem, słowo mi wróciło : klimatu ! x D
    No, a opowiadanie jest rewelacyjne napisane ! Chciałabym umieć tak pisać, czyli jednym słowem mieć taką wyobraźnię no i przede wszystkim talent ! Haha, no ale jak widać talent przeznaczony dla mnie, poleciał do cb i masz go za dwóch ... oesu ! Co ja pier*olę ? ; o Hahaha, odbija mi coś x D Ale opowiadanie świetne : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię takie chaotyczne komentarze :D Bardzo dziękuję i za opinię, i za to, że się przemogłaś do przeczytania Wyjątku ^^
      Pozdrawiam.

      Usuń
  21. Witaj, Empatio. U mnie mała notka informacyjna ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. To było bezbłędne! Walka ze Snapem - wręcz komiczna (śmiałam się jak głupia przez kilka minut). ;)
    Odnosząc się do całości...
    Z początku lubiłam nawet tego Rogera i Ivy, ale później te postacie stały się bardziej upierdliwe i tajemnicze przez co wydaje się, że mają jakieś "nieczyste" zamiary (nie mam pojęcia jak to lepiej określić). :D Jednak nie zaprzątajmy sobie więcej głowy Tą dwójką i przejdźmy dalej.
    Sam pomysł na Jeden Jedyny Wyjątek, jest strzałem w dziesiątkę! Podobają mi się takie wyjątki. ^_^ Całość jest naprawdę dobra. Czytając twoją podstronę o autorce aż się zdziwiłam! Jak na swój wiek piszesz znakomicie! Posiadasz bogate słownictwo i wiesz jak ubrać to w zdania. Tylko pozazdrościć! Ja przykładowo jestem od ciebie o dwa lata starsza, czytam dużo, naprawdę dużo książek, posiadam również bogate słownictwo (jeśli chodzi o rozmowę), jednak, jeśli chodzi o pisanie to wciąż mam niekiedy trudności ze swobodnym układaniem takich zdań jak ty w różnych opowiadaniach. Może błędem było porzucanie pisania opowiadań na ponad półtora roku? Być może przez to teraz mam trudności ze znalezieniem własnego stylu pisarskiego. Nie mniej jednak wpływ na to pewnie ma też fakt, że od dwóch lat nie mieszkam w Polsce. :) Wracając do twojego bloga... Dodaje do linków u siebie i możesz być pewna, że wpadnę tu na pewno jeszcze nieraz. ^_^ Niedługo też (w następnych komentarzach) zapewne zostawię ci link do jednego z opowiadań, które mam w planach publikować na blogu. Wtedy też, jeśli będziesz zainteresowana, prosiłabym cię o krótką opinie (nazwij to jak chcesz; krytyka, opinia...). ^_^
    Póki co pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Ivy i Rogera na razie się nie wypowiadam - na rozwiązanie ich zagadki (zagadek?) trzeba jeszcze trochę poczekać xD
      Nie mieszkasz w Polsce? Gdzie, gdzie? *.*
      A to opowiadanie będzie o tematyce...?
      Bardzo dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Mieszkam w Szwecji. ^_^ Co do opka to z działu fantasy, wymysł własny. Mam wszystko w większości rozplanowane, więc pozostaje tylko pisać (żeby to było takie proste...). :) Czas pokaże co z tego wyjdzie. ^_^

      Usuń
    3. AHA! To dlatego miałam w liście odbiorców Szwecję! :DD
      Łojojoj. Ostatnio staram się jakoś przekonać do fantasy innego niż HP, ale marnie mi wychodzi. Mam dość wróżek/domów z drzew/dziwnych języków/miejscowości, dlatego jeśli masz coś typu świat w naszym świecie - jestem Twoja. No i jeszcze w grę wchodzi coś a la "Opowieści z Narnii", bo tam był równoległy świat. Elfy są wszędzie x|

      Usuń
    4. Hehe... Nie to raczej nie będzie nic o elfach. :D To będzie coś w stylu świat w naszym świecie tj. nasz świat "trochę" wyniszczony przez wojnę między światem ludzi, wampirów i czarodziei (lepiej chyba póki co tego nie określę). Tak czy siak więcej informacji pojawi się we wstępie (będzie tam krótkie streszczenie tej wojny itp..). :)

      Usuń
    5. No cóż, no to może zaglądnę ^^

      Usuń
  23. No, muszę pochwalić szablon. Śliczny jest, I'm in love ;33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję bardzo ;* Nie mogłam się powstrzymać :D

      Usuń
  24. nie będę oryginalna: cudowny niebieski szablon. ; 3

    OdpowiedzUsuń
  25. Twój blog został oceniony na www.oceny-blogow-hp.blog.onet.pl Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  26. Fajny szablon ^^. Czy mogłabyś mi podać stronę, z której wzięłaś te rozstrzelane literki, gdy najedzie się na linki? Byłabym bardzo wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, zadajecie mu trudne pytania... Trzeba poszukać w Internecie. Pamiętam, że była to jakaś strona z HTML-em, nie ogarniam tego za bardzo, przepraszam :/
      Jak Ty zrobiłaś kursywę w komentarzu? ;o

      Usuń
    2. Szkoda, bo szukam tego, a nigdzie nie mogę znaleźć. -.- No cóż, poszukam dalej.
      Kursywa? Jak w htmlu ;) Znacznikiem kursywy. Jak pisałam tamten komentarz, to to ogarnęłam xD Przed danym słowem go otwierasz i zamykasz. ^^
      Btw, skoro już odważyłam się napisać, to się zapytam. Kiedy można się spodziewać rozdziału? Wiem, może to wypytywanie jest wkurzające, ale tak wczytałam się w twoje opowiadanie i po prostu nie mogę się doczekać. ^^

      Usuń
    3. Dobra, zobaczymy xD
      Czy ja wiem, czy wkurzające. Wielu autorów takie coś denerwuje, jęczą, że nie mają spokoju, a mnie to nie przeszkadza, chociaż mam wyrzuty sumienia, że tak cicho siedzę... Do końca września mam ambicję się ogarnąć i dokończyć rozdział, zaraz zresztą się za niego biorę, także no ^^''

      Usuń
    4. Ugh, chyba nie ogarnęłam kursywy :/

      Usuń
    5. Jak do końca września, to mogę poczekać, cierpliwa jestem. ^^ Kursywa jest prooosta. Jak się zna znaczniki, to wszystko w blogspocie jest prostrze.
      A wiesz, skoro ja to ogarnęłam, to naprawdę musi być prosta xD.

      Usuń
    6. Boru, jakie znaczniki? ;oo
      Rozdział, rozdział. Znowu przerwa długa ;<

      Usuń
    7. http://www.kurshtml.edu.pl/html/tekst_pochylony,zielony.html - znacznik kursywy ^^
      Nie miałaś tego? O.o

      Usuń
    8. O kurczę, TE znaczniki. Kiedyś je ogarnęłam, ale nie skojarzyłabym ich z bloggerem...
      Dzięki wielkie ;*

      Usuń
    9. Po pisaniu strony w html'u na ocenę (Boże, to była katorga!), znaczniki kojarzą mi się tylko z takim czymś ._.
      Nie ma sprawy ;*

      Usuń
    10. W tym roku w końcu mam informatykę i pierwsze, o co upomniałam się, to właśnie HTML :DD

      Usuń
    11. Ja się o to nie upominałam, a to było pierwsze, co nam nauczyciel zaserwował ._. Naprawdę się cieszę, że u mnie to informatyka jest w 1 i 2 gimnazjum ;p

      Usuń
    12. Ja się upomniałam najpierw o HTML, a potem ładnie poprosiłam o liźnięcie CSS'a, bo to w końcu podobne xD U mnie informatyka jest tylko w drugiej klasie, chlip. Ubolewam ;_:

      Usuń
    13. Ja miałam 2 lata informatyki. Jak to możliwe? O.o
      CSS'a nie miałam i przez to jestem niepocieszona, bo teraz, gdy próbuję robić szablony, muszę szperać po różnych stronach i to sama ogarniać ._.
      HTML to dla mnie zgroza. :/

      Usuń
    14. Ugh, nie pytaj. Chodzę do katolickiego gimnazjum, wprawdzie naprawdę świetnego i kocham je, ale tam wszystko jest możliwe -.-
      W HTML-u sama staram się ogarniać. Najczęściej przypatruję się tym wszystkim komendom w szablonie na moim próbnym blogu, ale i tak po krótkim czasie wymiękam xDD Na razie wystarczą mi te kilka rzeczy, chociaż jestem strasznie spragniona więcej, no ale ^^''

      Usuń
    15. Mi w gimnazjum drastycznie zmienił się poziom nauczania informatyki (bo przeniosłam się w II klasie do innego gimnazjum). I w pierwszej klasie miałam tam takie proste animacje (czy co to tam było), a tu mi od razu HTML walnęli o.O
      HTML blogspota jest jakiś zagmatwany O.o' Większość komend, które znam to chyba te najbardziej podstawowe, bo w bloggerze są jakieś bardzo-długie-i-mi-nie-znane. ._.
      CSS wydaje się być prostszy i sama na tym bazuje. Oczywiście to wszystko się ogranicza do kopiuj-wklej, ale to już nieważne xD

      Usuń
    16. Długie czy krótkie, to jednak HTML, no hej xD Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie on intryguje i chcę go poznawać, już, teraz, zaraz, natychmiast. Kij, że trudny. Blogger się na nim opiera, trza znać :DD
      W CSS sama coś kombinuję, przekształcam, szukam, w HTML-u mniej, bo się trochę jeszcze boję. Dlatego chcęgo na informatyce, żeby trochę swobodniej operować :/

      Usuń
    17. Ja nigdy nie miałam żadnej chęci do poznawania HTML-u. Jak chciałam mieć swoją stronę to zrobiłam bloga, który był dla mnie wystarczający. ;)
      Po za tym na razie wielbię CSS'a i tak pewnie zostanie xD.
      Ja na informatyce miałam te prostsze znaczniki, więc jak zobaczyłam z czego składa się taki blog, to padłam. Boże, to jest dopiero długie. A ja narzekałam, że moja strona na infe jest zbyt skomplikowana, żeby ogarnąć xD

      Usuń
    18. Aż tak źle było? Kurcze, może niepotrzebnie ekscytuje się HTML-em na informatyce? :/ No, w każdym razie niedługo mnie to czeka ^^

      Usuń
    19. Nie, to ja w ogóle nie mam żadnego zapału do informatyki, jako do przedmiotu. Wolę sama ogarniać i stwierdzać, co będzie mi potrzebne ^^. Po prostu nie lubię, jak ktoś narzuca mi, co mam robić w internecie xD
      A pomijając moje odejście od normy w tym przypadku, to html po prostu trzeba znać. Najlepiej jak trochę się samemu ogarnie, a potem po prostu popyta się o to, czego się nie umie. Ja tak robiłam już przy końcu mojej przygody z informatyką w gimnazjum, ale mi pomogło. Czyli w grę szły dwa otwarte notatniki - w jednym tworzyłam stronę, w drugim miałam sobie znaczniki i ich zastosowanie ;)

      Usuń
    20. Lol, jak już mówimy o samodzielnym ogarnianiu, to wychodzi na to, że na informatyce jestem jedną z tych osób, które "wiedzą więcej", bo odkąd mam komputer, sama do wszystkiego dochodzę, podczas gdy innym po prostu się nie chce xDD
      Jeżu, jeżu, zaczynam się bać HMTL-u o.O No ale nic, poczekam sobie jeszcze trochę, może zdążę sama go ogarnąć do tego stopnia, by móc poszpanować na lekcji xDD

      Usuń
  27. Czekamy cierpliwie na Teodora! :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Daj jak chcesz <3 Cieszę się niesamowicie, że scenę z Teosiem drukowałam, bo teraz po nią sięgam sobie raz po raz XD
    Niedługo zacznę Ci ją cytować xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba powinno być na odwrót, ja powinnam Ci cytować moje opowiadanie, a nie xD No ale skoro nawet nie pamiętam, kiedy opublikowałam jakiś rozdział, no to no :DD
      Piętnastka dzielona, może do końca tygodnia poprawię pierwszą część i wstawię, yehey!

      Usuń
    2. Chcę Ci powiedzieć, że jak wstawisz rozdział o drugiej albo później, to Cię zjem.
      Raz chciałam być pierwsza XD
      Ale idę spać, bo jutro sama-wiesz-co ;<
      Buziam <3

      Usuń
    3. Nie zabijaj, nie zabijaj, może uda Ci się być pierwszą C:

      Usuń
  29. hahahaha rozwalilas system xd kocham cie za to najlepsze zdecydowanie jak sie zucila na snapa <3 hahhhahaha best rozdzial ever ;)) kocham i caluje i zycze weny wiem ze jestem daleko w tyle bo.piszesz cos kolo 39rodzialu ale i tak licze na cb i na dalszy rozwoj akcji Masz Talent Dziewczyno ! blog oryginalny rozdziały super i wgl zaje ;*
    Jeszcze raz kocham i pozdrawiam Ginny

    OdpowiedzUsuń
  30. Jak zwykle wszystko ci wyszlo :D

    OdpowiedzUsuń
  31. "O nie, znowu wsadziłam mu palec do oka."
    hahahahahahahahhaah
    padłam okej😂😂😂

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.