30 września 2012

Rozdział 15. Kochana Ginny cz.1

Coś było z nim nie tak. Bardzo, bardzo nie tak, a on nie chciał mi nic powiedzieć.
Ginny miała rację jedynie w połowie – szlabany u Snape’a nie stały się najgorszym okresem w moim życiu. Owszem, nie obywało się bez złośliwości ze strony nauczyciela, a kary kończyły się grubo po rozpoczęciu ciszy nocnej, jednak one same wcale nie były takie złe. Segregowanie starych prac uczniowskich z eliksirów, polerowanie nagród w Izbie Pamięci, raz opiekun Ślizgonów oddał mnie pod opiekę profesora Flitwicka, który potrzebował pomocy przy robieniu ozdób świątecznych. Przez długi czas spędzony albo gabinecie Snape’a, albo nad pucharami czy odznakami do pokoju wspólnego Gryffindoru wracałam późno, bardzo zmęczona i najczęściej rozdrażniona.
Jednak nie o szlabany tu chodziło. Raczej o to, co wydarzyło się tuż po jednym z nich.
Był piątek, pierwszy dzień mojej kary. Snape – w porównaniu z tym, co miało dziać się później – okazał wyjątkową łaskawość, wypuszczając mnie ze swojego gabinetu już o dwudziestej trzeciej. Wtedy dostałam te pokryte gryzmołami, ledwo czytelne wypracowania do posegregowania. Ziewając co chwilę, pocierając zmęczone oczy i w jakimś stopniu ciesząc się z rozpoczęcia weekendu, szłam powoli schodami do Wieży Gryffindoru. Gdy byłam na pierwszym piętrze, zduszone głosy na korytarzu przykuły moją uwagę. Jako prefekt miałam obowiązek ukarania uczniów wałęsających się po szkole o później porze. Poprawiłam sobie szatę, po czym poszłam sprawdzić kto z kim i dlaczego.
Ruszyłam powoli korytarzem, ignorując te jakby złowrogie cienie rzucane przez pochodnie. Już miałam odchrząknąć, by później swoim normalnym tonem powiedzieć „Za wałęsanie się nocą po zamku odejmuję…”, już miałam przybrać surowy wyraz twarzy, już miałam skręcić w prawo, kiedy usłyszałam cichy, brzmiący troską głos McGonagall.
– Na pewno sobie poradzisz?
Nie zdążyłam nawet unieść brwi, gdy odezwała się druga osoba, tym razem ochryple, z trudem.
– Na pewno, pani profesor. Dam… sobie… radę…
Na początku nie rozpoznałam tego głosu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że należy on do Teodora.
Przestraszyłam się. Nigdy wcześniej nie słyszałam, by chłopak był tak… zmęczony. Jakby ledwo miał siły oddychać.
Z mocno tłukącym się w piersi sercem postąpiłam krok do przodu i ostrożnie wyjrzałam zza zakrętu.
W odległości jakichś trzydziestu stóp ode mnie, przed drzwiami klasy transmutacji stała McGonagall, a o ścianę naprzeciw niej opierał się Teodor. Udało mi się dostrzec, że jest o wiele bledszy niż zwykle, jego nogi drżą, dłonie powoli zsuwają się po ścianie, tak jakby nie był już w stanie zbyt długo utrzymać się w pozycji stojącej.
Moje serce gwałtownie przyspieszyło, a mnie samej zaczęło się wydawać, że oddycham jakoś głośniej niż zwykle.
O co im chodziło?
McGonagall wpatrywała się w Teodora z zaciśniętymi mocno wargami. On na nią nie patrzył – błądził wzrokiem po posadzce. Drżał. Całe ciało chłopaka atakowały dreszcze, a ja powoli nie mogłam na to patrzeć.
W końcu nauczycielka odezwała się stanowczo:
– Idziemy do Skrzydła Szpitalnego, absolutnie. Nie ma mowy, by został pan teraz tutaj, po tym wszystkim… Panie Nott!
To było jak nagłe uderzenie wiatru, powodujące stado drgawek przebiegających od końca palców prawej ręki aż po kark, to było jak pchnięcie prosto w mostek, wystarczające, by oddech niespodziewanie gdzieś uciekł, to było gwałtowne, zaskakujące, a jedyne, co zdołałam wtedy zrobić, stanowiło zakrycie sobie ust dłonią, by nie krzyknąć.
Teodor już nie opierał się o ścianę, nawet nie trzymał się na nogach, tylko opadł na posadzkę, łagodnie, z cichym szelestem szat – stracił przytomność w chwili, gdy ja straciłam oddech oraz spokojne myślenie.
McGonagall od razu znalazła się przy nim. Ja nie potrafiłam się ruszyć. Chciałam, tak bardzo chciałam tam podbiec, klęknąć przy Teodorze i sprawdzić, co mu jest, ale udało mi się tylko mocno przycisnąć obie ręce do ust.
Nie krzycz, Hermiono, nie krzycz. McGonagall jest przy nim, ona na pewno coś zrobi…
A jeśli nie? Co w ogóle działo się z nim wcześniej? Co doprowadziło go do takiego stanu?
Moje oczy zapiekły od łez, serce tak cholernie boleśnie tłukło się w piersi, a oddech wyrywał się niepohamowanie z płuc, jeden po drugim. Nim się spostrzegłam, opiekunka Gryffindoru wstała, wyciągając różdżkę. Ułożyła bezwładne ciało Teodora na niewidzialnych noszach, po czym prowadząc go przed sobą, ruszyła szybko korytarzem.
Miałam ochotę pobiec za nimi, ale nadal stałam tak jak wcześniej. Nadal pilnowałam, by żaden dźwięk nie wydostał się z mojego gardła, jednak nie byłam już w stanie powstrzymywać łez. Toczyły się po policzkach, łagodnie spływały po palcach, opadały na posadzkę.
Kroki ucichły, lecz serce wciąż biło szaleńczo.
Powoli opuściłam dłonie. Odetchnęłam głęboko.
Moje myśli wirowały. Nie były już poukładane jak zawsze – utraciłam nad nimi kontrolę, której nie zdarzało mi się nigdzie gubić.
Co się stało z Teodorem? Czy to coś poważnego? Czy wyjdzie z tego? Czy McGonagall mu pomoże? Jak długo to potrwa? Jakie będą tego skutki? Co…
Opuściłam rozbiegany wzrok na posadzkę, drżącą dłonią otarłam łzy z policzków.
Och, znowu zareagowałam zdecydowanie zbyt gwałtownie.
Martwiłam się o Teodora. Bardzo, bardzo się o niego martwiłam, jednak nie potrafiłam zmusić się do pobiegnięcia za nimi do Skrzydła, gdzie najprawdopodobniej się udali.
Może Ślizgon był na coś chory? Jeśli tak, to na co? A jeśli na coś niemożliwego do wyleczenia…?
Odpędziłam szybko te myśli. Ale jeżeli…?
Hermiono, nie wariuj.
Odetchnęłam raz jeszcze, poprawiłam szatę, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę głównych schodów.
Czy inni nauczyciele wiedzieli o Teodorze? I co on robił z McGonagall w tamtej sali? Może przygotowywał się do Konkursu, coś poszło nie tak…
Odgarnęłam włosy z czoła, marszcząc brwi.
Przecież McGonagall nadzorowała jego postępy… Animagia? No dobra, ale co w związku z nią? Sam mówił, że jakoś niespecjalnie mu cokolwiek wychodzi… Chociaż w sumie coś mogło się zmienić, mogło coś posunąć się w tej sprawie do przodu, mógł w końcu odnaleźć w sobie zwierzę
Moje oczy znowu zapiekły.
Nieważne było to, co wywołało u niego taki stan, byle tylko dał radę, byle tylko wyzdrowiał.
Im dłużej myślałam o Teodorze, tym bardziej upewniałam się w jednym – musiałam się wszystkiego dowiedzieć.
Odwiedziłam go następnego dnia. Specjalnie wyszłam rano z dormitorium wcześniej niż zwykle, nie czekając na Harry’ego i Rona. Po krótkim czasie znalazłam się na pierwszym piętrze. Im bliżej Skrzydła Szpitalnego byłam, tym szybciej biło moje serce. Bezwiednie zaczęłam wykręcać sobie palce, zastanawiając się, jak czuje się Teodor, co się z nim stało, dlaczego wszystko tak wyszło…
Och, to było trudne.
– Dobra, Hermiono, uspokój się – wymamrotałam do siebie niemalże niedosłyszalnie. – Przecież tylko idziesz dowiedzieć się, co z nim.
Te słowa wcale mnie nie uspokoiły.
Przyspieszyłam, chciałam jak najszybciej znaleźć się w Skrzydle. Poprawiłam torbę powoli zsuwającą mi się z ramienia i skręciłam w lewo.
Oczywiście na kogoś wpadając.
Tym kimś był Teodor, wciąż blady, z podkrążonymi oczyma oraz o zmęczonym spojrzeniu. Mimo to wyglądał na całego, jedynie wykończonego… No właśnie, czym?
Odnosiłam wrażenie, że moje serce zaraz wyrwie się z piersi.
– Nott – jedynie tyle zdołałam wykrztusić na jego widok.
Nie zareagował, a jedynie patrzył na mnie. Jakoś tak… inaczej. Z mniejszymi emocjami, ciężko było mi w ogóle dostrzec je w jego oczach.
– Co tu robisz? – spytał cicho chwilę później.
Głos chłopaka był lekko zachrypnięty, w dodatku nie miał w sobie takiej mocy jak zazwyczaj.
Zawahałam się. Długo zastanawiałam się nad tym, co powiem Teodorowi, jednak żadna z opcji nie była zadowalająca. Wiedziałam, że narażę mu się, wyznając, co widziałam. Lecz jak miałam wytłumaczyć to, dlaczego znalazłam się niedaleko Skrzydła? Jak miałam zapytać o wszystko, co wydarzyło się pod klasą transmutacji?
Przecież mnie nie zabije.
– Widziałam wczoraj ciebie i McGonagall – powiedziałam z jedynie pozornym spokojem. Twarz Teodora jakby pociemniała, ale mimo to postanowiłam drążyć dalej. – Co ci jest? Co się wtedy stało? Jak…
Zmrużył oczy – ich spojrzenie mroziło.
No dobra, chyba zabije.
– Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Granger – syknął chłodno. – Nie powinno cię obchodzić co robię i jakie są tego skutki. Nic nie widziałaś.
Wyminął mnie, ruszając szybkim krokiem korytarzem w stronę schodów. Podążyłam za nim.
– Widziałam bardzo dużo – rzekłam, gdy zrównałam się z chłopakiem. – Co się dzieje? Nie wiem… Jesteś…
– Granger.
– Miło mi, ale to ja jestem Granger – prychnęłam. Teodor obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. – Zachorowałeś na coś?
– Granger, to ciebie nie dotyczy, zapomnij o tym – warknął, jeszcze bardziej przyspieszając. Naprawdę z trudem dotrzymywałam mu kroku.
Naciskanie nie było miłe. Wiedziałam to i zawsze starałam się tego nie robić. Odpuszczałam, gdy ktoś nie chciał mi czegoś powiedzieć, zresztą zazwyczaj później dowiadywałam się wszystkiego w jakiś sposób. Jednak tym razem podejrzewałam, że Teodor nie będzie skory do zwierzeń, w dodatku martwiłam się o niego. Najzwyczajniej w świecie czułam cholerny niepokój.
To nie było miłe uczucie.
– Jak mam zapomnieć, skoro najpierw jako-tako trzymałeś się na nogach, a później po prostu zemdlałeś? – spytałam ze złością.
Zaczęliśmy szybko schodzić schodami w stronę Wielkiej Sali.
– Możesz wychodzić z siebie, a ja i tak ci nie powiem – odparł z zarysem kpiącego uśmiechu na ustach.
W zaskakującym tempie przecięliśmy salę wejściową, a ja nie wytrzymałam. Mieliśmy wejść już do jadalni, jednak wtedy zatrzymałam się gwałtownie i chwytając Teodora za szatę, odwróciłam go w swoją stronę. Chciał coś powiedzieć, zapewne z wściekłością, widziałam ją na jego twarzy, lecz to ja z absolutną złością zmrużyłam oczy.
– Dobra, Nott, ustalmy coś – warknęłam. Nadal trzymałam Ślizgona za szatę, moje palce mocno zaciskały się na materiale, nie chcąc go wypuścić. – Nie zapomnę o niczym, co wczoraj widziałam, i wszystkiego się dowiem. Jeśli nie od ciebie, to od McGonagall. Zrozum, Nott, że na świecie istnieją ludzie, którzy są w stanie chociażby spróbować pomóc. Nie rób z siebie nie wiadomo jak skrytego, bo ktoś widział cię w chwili słabości. Takie momenty zdarzają się każdemu i…
– Teraz to ty posłuchaj – przerwał mi z wściekłością. Tak rozgniewanego Teodora Notta widziałam tylko raz: na pierwszych korepetycjach, kiedy jawnie rzucił w moją stronę groźbę. Powoli puściłam jego szatę, jednak nie poruszyłam się więcej.
Nie cofnę się przed nim.
– Co ty o mnie wiesz, Granger? – wysyczał. Jego twarz niebezpiecznie przybliżała się do mojej. – No, powiedz. Co o mnie wiesz? Może dowiedziałaś się czegoś na temat mojej przeszłości? Nie? To nie udawaj takiej, która ma chociażby najmniejsze pojęcie o tym, jak się czuję i fizycznie, i psychicznie.
– Widzę, że coś zdecydowanie jest nie tak – wtrąciłam z naciskiem, patrząc mu twardo w oczy, teraz znajdujące się wyjątkowo blisko moich – więc chcę wiedzieć co.
– Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo możesz dowiedzieć się czegoś, czego nigdy byś się nie spodziewała – odparł lodowato, prostując się.
– Nott… – zaczęłam, jednak on już mnie wyminął i podążył w stronę lochów, rezygnując ze śniadania.
A ja nadal stałam tam, gdzie wcześniej, nie poruszywszy się ani o milimetr, jednocześnie obserwując go, dopóki nie zniknął mi z oczu.
Słowa Teodora jeszcze bardziej podsyciły moją ciekawość. Działo się z nim coś niedobrego – to było jasne. Jednak co tak złego się stało, że nie spodziewałabym się tego? Ślizgon wyglądał na chorego, oczywiście, ale przecież o tym pomyślałam od razu, gdy tylko go zobaczyłam…
Chyba że chodziło o coś innego, jednak wciąż powiązanego z jego obecnym stanem zdrowia. Coś z przeszłości? Wspominał o niej, wytykając mi udawanie wszechwiedzącej na jego temat. O tym też nie chciał mi powiedzieć, więc musiało to być czymś wyjątkowo przez niego skrywanym, do bólu prywatnym, ciężkim do samego mówienia…
Och, zbyt skomplikowane.
Nie chciałam kłócić się z Teodorem. Naprawdę nie chciałam, zwłaszcza po tym, co działo się wcześniej. Kiedy na śniadaniu Harry i Ron zauważyli mój niezbyt wesoły nastrój, od razu spytali o powód.
– Cześć, Ginny – rzuciłam najpierw, gdy ruda siadła obok mnie. Wymamrotała coś w odpowiedzi. Opowiedziałam całej trójce o tym, co widziałam poprzedniego wieczora, a później dodałam niechętnie: – Coś się z nim dzieje, a on nie chce mi nic powiedzieć.
Weasleyówna parsknęła śmiechem.
– I dlatego masz taką naburmuszoną minę? – spytała rozbawiona. – Och, Hermiono. Jeszcze wiele razy się zdarzy, że ktoś nie będzie chciał ci czegoś powiedzieć. Nott faktycznie coś ukrywa, ale raczej nie masz powodów, by się zamartwiać. On zawsze był strasznie chudy, blady i ogólnie jakby ciągle na coś chorował. Dopiero pod koniec tamtego roku chyba mu się polepszyło, bo jakoś tak… No wiesz – spojrzała na mnie znaczącą, a ja zarumieniłam się nieznacznie. – Może choroba powróciła? Albo… coś?
– Może – westchnęłam. – Może.
Powróciłam do konsumowania tosta, myślami nadal krążąc wokół Teodora.
– Tak właściwie to czemu się nim zainteresowałaś? – spytał podejrzliwie Harry.
Ledwo udało mi się nie zakrztusić. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, spuszczając wzrok.
– Spędzam z Nottem kilka godzin w tygodniu i, no, topór wojenny już zakopaliśmy… – odpowiedziałam cicho.
Ron zaczął głośno kaszleć, prychać, chrząkać, zrobił się czerwony na twarzy, a już po chwili Harry klepał go po plecach. Dopiero po dłuższym czasie złapał oddech i powoli odstawił na stół pucharek soku dyniowego, którym się zakrztusił.
– Wszystko w porządku? – spytałam go z troską.
– N-nic mi nie jest – odparł ochryple.
Nie patrzył na mnie i bynajmniej wcale nie przez łzy, które stanęły mu w oczach.
Och, nie.
– Zresztą – dodałam już pewniej, modląc się w duchu, by Ron przyjął usprawiedliwienie (swoją drogą w dużej części prawdziwe) mojego zainteresowania Teodorem – to ciekawe. Ginny ma rację. On zawsze był chorowity, często opuszczał lekcje, niekiedy widziałam, jak po paru dniach nieobecności wychodził ze Skrzydła Szpitalnego. Zastanawiam się, od kogo pożyczał wtedy notatki…
Zmarszczyłam brwi, myśląc intensywnie nad tą kwestią.
Ginny znowu parsknęła śmiechem.
– Ale chyba nie martwisz się zbytnio tym, że wkurzyłaś Notta? – upewniła się.
– Niespecjalnie – skłamałam.
– Jasne – powiedziała Ginny z błyskiem w oku Och, czy ona naprawdę musiała aż tak bardzo mnie znać? – Poczekaj do korepetycji. Zobaczymy, czy znowu będzie się na ciebie wściekał. Wyluzuj, Hermiono.
Ta, jej łatwo było mówić. To nie ona spędzała z Teodorem tyle czasu, to nie ona musiała chodzić do niego na zajęcia i siedzieć z nim na transmutacji, to nie ona miała tajemnicę akurat z tym czarnowłosym Ślizgonem. Nie, nie, nie, pogorszenie stosunków między mną a Nottem nie wchodziło w grę.
Harry uniósł brwi.
– Czyli jednak się tym martwisz? – spytał ze zdziwieniem.
– Oczywiście, że nie – odparłam. – Ginny widzi jedynie to, co chce widzieć – dodałam ze złością.
Nie odpowiedziała, jednak jej uśmiech poszerzył się.
Zerknęłam na Rona. On na mnie nie patrzył, specjalnie kierując swój wzrok na Harry’ego lub Ginny. Ja nie zostałam obdarzona chociażby przelotnym spojrzeniem.
Och, znowu to samo. Mogłam w ogóle nie odzywać się na temat Teodora.
Kiedy później chłopcy zajęli się rozmową na temat quidditcha, Ginny jęknęła cicho.
– O nie…
Patrzyła na wrota Wielkiej Sali, w których pojawił się Dean. Widziałam uśmiech pojawiający się na jego twarzy, gdy dostrzegł rudą. Zmarszczyłam brwi i szybko nachyliłam się w jej stronę.
– Co się między wami dzieje? – spytałam cicho, tak by nikt inny prócz nas tego nie usłyszał.
W jednej chwili odwróciła się do mnie.
– Nawet nie wiesz, jaki Dean jest denerwujący – jęknęła. – Ciągle pomaga mi przejść przez dziurę pod portretem Grubej Damy jakbym cierpiała na zanik mózgu. W dodatku narzuca mi swoje zdanie, a to raczej niespecjalnie mi odpowiada. Długo z nim nie wytrzymam, Hermiono… Cześć, Dean.
Zaskakujące, jak dobrą aktorką była Ginny. W jednej chwili jej głos niemalże ociekał słodyczą, której nigdy wcześniej u niej nie słyszałam, a uśmiech wykwitł na ustach. Sekundę później Dean złożył na nich krótki pocałunek i usadowił się obok Weasleyówny. Gdy zaczął nakładać sobie jajecznicy, Ginny posłała mi błagalne spojrzenie.
– Pomóż – powiedziała bezgłośnie, jedynie poruszając wargami.
Chciałam. Naprawdę chciałam jakoś ją zagadać, jakoś wyciągnąć ze szponów Gryfona, jednak wtedy czyjeś ciepłe dłonie zasłoniły moje oczy, a nad głową rozległ się melodyjny głos Ivy.
– Zgadnij kto.
Zachichotałam lekko.
– Ivy? – Odciągnęłam dłonie od swojej twarzy, jednocześnie odwracając się.
I wtedy ktoś pochylił się nade mną, bym została obdarzona krótkim pocałunkiem w policzek.
– A nie Roger? – spytał Krukon, prostując się.
Zamrugałam szybko, miejsce, którego dotknęły wargi szatyna, piekło, policzki zaczerwieniły się, gdzieś w dole brzucha poczułam przyjemne ciepło.
O Merlinie.
Bezwiednie uśmiechnęłam się szeroko, co Roger i Ivy zaraz odwzajemnili.
– No dobra, niech wam będzie – odparłam. – Ale wiedziałam przynajmniej, że ktoś z was.
Zachichotali.
– Wyciągamy cię na błonia – rzuciła blondynka.
– Teraz – dodał chłopak.
– Absolutnie.
– Nie możesz odmówić, to już zatwierdzone.
– Jak najbardziej.
– Dlatego bierz czapkę, szalik czy coś-tam i idziemy.
– Właśnie. Już-już, nie ociągaj się.
– Ale… – wtrąciłam rozpaczliwie, jednak blondynka pokręciła głową, uciszając mnie.
– Nie ma „ale”. Ruchy, ruchy, dokończ tost i spadamy.
Spojrzałam szybko na Ginny nalewającą sobie do pucharka soku dyniowego. Tak, to był dobry sposób, by ją uratować. Wprawdzie dla mnie Dean nie sprawiał wrażenia nie wiadomo jak okrutnego chłopaka, jednak skoro rudej coś nie pasowało…
– Ginny, idziesz z nami? – spytałam. – Ja i tak nie mam wyboru, a byłoby super, gdybyś…
– Muszę zająć się obroną przed czarną magią – odpowiedziała jakby jakimś innym głosem. Chłodniejszym. – Snape strasznie nam dowalił. Idźcie sami.
Patrzyłam na nią przez chwilę; ona nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Odwróciłam się do Harry’ego i Rona.
– A wy? – spytałam, uśmiechając się w ich stronę.
Oni również unieśli kąciki ust do góry, jednak w raczej przepraszającym geście.
– Taktyka na mecz, sama rozumiesz – odparł okularnik.
– Wyrwiemy się z tego zamku kiedy indziej – dodał piegowaty.
Zastanowiłam się chwilę.
– No dobra – odpowiedziałam w końcu. Wstałam z ławki, porywając ze sobą tost. – Ale trzymam was za słowo.
Ron uśmiechnął się do mnie tak uroczo, że prawie się zakrztusiłam.
Może jednak nie był zły?
Kilka minut później wraz z Ivy i Rogerem brnęliśmy przez śnieg w stronę Zakazanego Lasu. Ja szłam między Krukonami, trzymając ich pod ręce, tak było mi zimno. Obserwowałam niebo, przykryte szarymi chmurami, i te pojedyncze płatki śniegu, które wirując, opadały na ziemię.
Chyba zaczynałam lubić zimę.
Odetchnęłam głęboko.
– Trochę brakuje mi słońca – wyznałam cicho. – Bez niego mam jakby mniej energii.
Roger uniósł brwi.
– Nie rozumiem cię – powiedział.
– Bo ty zawsze masz zdecydowanie za dużo energii – odparłam.
Zachichotał.
– Łe tam. Ty mnie jeszcze nie widziałaś po ciszy nocnej w dormitorium. Chłopaki ponoć planują już mord, tylko zastanawiają się, gdzie ukryć ciało.
– Chang ciągle się wkurza, gdy wieczorem wysyłamy sobie z Rogerem sowy – wtrąciła Ivy. – Wiesz, zawsze znajdzie się jakiś temat do rozmowy. Więc Roger wysyła swoją Mary albo ja swojego Krakersa. Chang dostaje świra, bo przecież „im więcej snu, tym ładniejsza cera rano, a ona nie może wyglądać jak troll”. Jakby już tak nie wyglądała…
Zmarszczyłam brwi.
– Chang…?
– No przecież jestem z nią w domu – powiedziała Ivy jakby to było oczywiste.
Miałam ochotę pacnąć się w czoło. Kompletnie wypadło mi z głowy, że Cho jest na roku z blondynką.
– Przepraszam, zapomniałam o niej – wymamrotałam zmieszana.
– Też chciałabym zapomnieć – burknęła Ivy.
Niedługi czas później, po wielu chichotach, uśmiechach, krzykach i potknięciach się na śniegu, niebieskooka wyrwała rękę z mojego uścisku, po czym pobiegła lepić bałwana. Wraz z Rogerem zatrzymaliśmy się, patrząc na Ivy jak na wariatkę. Zachichotałam.
– Ona to ma pomysły – rzuciłam ze śmiechem, podczas gdy Krukonka już zabrała się za robienie bazy bałwana.
– Ja chyba mam gorsze.
Nawet nie zdążyłam unieść brwi w geście zdziwienia.
Nawet nie udało mi się zarejestrować momentu, w którym jego dłoń znalazła się pod moim kolanami.
Nawet nie zorientowałam się, że przytula mnie mocno, by chwilę później upuścić w zaspę.
Cóż, on za to nie przewidział tego, iż mogę chwycić go za szatę, ciągnąc za sobą na dół.
Tym sposobem Roger wylądował na mnie, śmiejąc się głośno, podczas gdy ja na moment utraciłam oddech. Szybko jednak go odzyskałam, również zaczynając chichotać.
Zachowywaliśmy się zupełnie jak dzieci.
Szatyn szybko znalazł się obok mnie, bez zahamowań kładąc się na śniegu.
– Jesteś okropny – stwierdziłam z rozbawieniem.
– Ale lubisz mnie, no nie? – spytał z pewnością w głosie.
– No oczywiście – potwierdziłam, wpatrując się w niebo. – Jak można nie lubić kogoś, kto ma głupawkę całą dobę?
Roger zaśmiał się znowu.
– Niektórzy nie potrafiliby ciągle być tacy… żywi. Weźmy takiego Notta. On sprawia wrażenie strasznie sztywnego, nie sądzisz?
Oj, wkroczyliśmy na zły teren.
Mój uśmiech zbladł.
– On nie jest sztywny – powiedziałam już bez wesołości w głosie.
Roger parsknął śmiechem.
– Skąd – zakpił. – Nie umie się śmiać.
Prychnęłam.
– Oczywiście, że umie – zaperzyłam się. Odwróciłam głowę w jego stronę. – Dlaczego tak uważasz?
Również na mnie spojrzał.
– Ivy ostatnio często z nim rozmawia – wyjaśnił, a gdzieś w okolicach mojego serca poczułam ukłucie. – Niby się dogadują, ale on krzywo patrzy na jej wygłupy. Po prostu sztywniak.
Zabolało. Cholernie zabolało.
Zazdrość?
Nieee, nie, bez przesady – zaprzeczyłam w myślach. Bo i niby dlaczego? Dlatego, że Ivy ostatnio z nim rozmawia? Dlatego, że często z nim rozmawia? Dlatego, że się dogadują…?
Och, do diabła.
Tak, to była zazdrość.
– Pokłóciłam się z nim – wyznałam.
Roger uniósł się na łokciu, tak że teraz patrzył na mnie z góry.
– Znowu? – spytał.
Kiwnęłam głową i westchnęłam.
– Ponoć za bardzo wtykam nos w nie swoje sprawy i… – Znowu westchnęłam. Ponownie spojrzałam w niebo, doszukując się płatków śniegu, które nagle gdzieś znikły. – Nie lubię się z nim sprzeczać. On sprawia, że zaczynam zastanawiać się, jakie jest moje życie, co robię nie tak. Wtedy myślę nad wszystkim, też nad słowami, które do niego kieruję, i czy przez to sama nie staję się hipokrytką. Nott jest skomplikowany. On… on zmienia moje patrzenie na niektóre rzeczy, on zmienia całą mnie i wcale nie zaliczam tego do miłych rzeczy.
Roger nie odezwał się, a ja poczułam chęć rozpłakania się. Łzy zebrały się w moich oczach, kiedy w końcu wypowiedziałam swoje obawy, myśli na głos.
Tak trudno było się do tego przyznać.
Chłopak wstał, otrzepał szatę ze śniegu, po czym pomógł podnieść się mnie. Pociągnęłam nosem, spuszczając głowę.
– Chodź tu – mruknął.
Przyciągnął mnie do siebie, opatulając ramionami, a ja bez wahania mu na to pozwoliłam.
– Nie jesteś hipokrytką – usłyszałam jego cichy, łagodny głos. – Może to dobrze, że się zmieniasz? Wprawdzie nie sądzę, by zmiana przez Notta była zmianą na lepsze, ale… – Zamilkł na moment. – Jesteś cudowną dziewczyną. Nie myśl o sobie źle. – Przytulił mnie mocniej. Później dodał, zniżając głos do szeptu: – A jeśli będzie trzeba, ustaw Notta do pionu.
Wciąż nie wypuszczając mnie z uścisku, złożył pocałunek na mojej skroni.
Od razu zapomniałam o mrozie.
Chwilę później staliśmy obok siebie, z rozbawieniem przypatrując się Ivy, która postanowiła ulepić bałwana stojącego na rękach – w tym przypadku dwóch wyczarowanych gałązkach. Właśnie umieszczała trzecią kulę, tę największą, i machała różdżką, umacniając całą konstrukcję. Roger chichotał, a ja obserwowałam krajobraz wokół. Iskrzące się czapki przykryły drzewa na skraju Zakazanego Lasu, zaś chatka Hagrida wyglądała jak z bajki. Na dachu znajdowała się gruba warstwa śniegu, szyby były oszronione, z komina wydostawała się cienka strużka dymu, wznosząc się i wznosząc, by później nagle gdzieś się rozpłynąć. Dalej widziałam jezioro – zamarznięte, srebrzyste, nieprawdopodobnie rozległe, skute lodem, przez co wydające się niedostępne, skryte, ciche, posiadające w sobie jakąś tajemnicę – na jego powierzchni przycupnęło kilka ptaków, skulonych, przytulonych z mrozu do siebie.
A z chmur powoli zaczynał opadać śnieg.
– Pięknie tu – wymamrotałam cicho.
Roger spojrzał na mnie z uśmiechem.
– To ty jesteś piękna – odparł, a ja zarumieniłam się aż po cebulki włosów.
Poczułam rozkoszne ciepło dłoni Krukona, kiedy jego palce łagodnie splotły się z moimi.

***
To, czego tak bardzo się obawiałam, wcale się nie wydarzyło.
Korepetycje – z racji mojego szlabanu u Snape’a przesunięte na wpół do szóstą – przebiegły tak jak powinny. Później wraz z Teodorem ruszyliśmy w stronę głównych schodów, rozmawiając o przeróżnych rzeczach, jednak skrzętnie omijając temat jego stanu zdrowia. Rozstaliśmy się w neutralnej atmosferze, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Nasze późniejsze stosunki nie uległy zmianie. Nadal rozmawialiśmy tak jak wcześniej, nadal dość często się sprzeczaliśmy, nadal panowała między nami taka sama atmosfera. Cieszyłam się z tego ogromnie, jednocześnie w pewnym stopniu bojąc się podjąć rozmowę o piątkowym wydarzeniu.
Zaś sam Teodor wyglądał… źle. Był zmęczony, widziałam to. Twarz miał nienaturalnie bladą, oczy podkrążone i chyba nawet trochę schudł. Przycichł, stał się małomówny, a gdy już się odzywał – najczęściej z kpiną. Dzielnie to znosiłam, zwłaszcza że później wszystko rekompensowały mi rozmowy na temat Konkursu. Przy okazji znalazłam odpowiedź na dręczące mnie od pewnego czasu pytanie: dlaczego to Snape, a nie Slughorn przygotowywał Teodora do Czarodziejskiego Konkursu Eliksirów, skoro przecież uczył obrony przed czarną magią?
Odpowiedź była zaskakująco oczywista i aż zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wcześniej na nią nie wpadłam. Oczywiście Snape doszedł do wniosku, że Slughorn niczego nie nauczy Teodora, cały dostępny czas marnując na wychwalanie jego osoby. Stosunek opiekuna Slytherinu do obecnego profesora eliksirów? Przeważająca pogarda.
Przewidywalne.
Odnosiłam dziwne wrażenie, że Ginny chyba czymś zaraziła się od Notta. Również była spokojniejsza niż zazwyczaj i jeszcze bardziej nieobecna. W dodatku unikała rozmów z Ronem, tak przynajmniej mówił mi sam rudzielec. To stanowiło rzecz nadzwyczaj dziwną, bo przecież ostatnimi czasy o nic się nie pokłócili, rudzielec starał się zachowywać sprawiedliwie wobec swojej siostry i na odwrót.
Kompletnie zapomniałam o Katharsis. Odsunęłam je na dalszy tor. Wszelkie moje myśli pochłonęły przygotowania do Konkursu. Snape traktował mnie z chłodną obojętnością, jeszcze większą niż wcześniej, lecz bez jako-takiej nienawiści. Burbage – podobnie do Vector – stwierdziła, że niczego więcej nie zdołam się nauczyć, bo po prostu nie muszę. Jedynie Babbling skrupulatnie odznaczała w swoim notesiku kolejne tematy, które opanowałam. Zasypała mnie masą tłumaczeń pochłaniających większość mojego wolnego czasu.
Męczące.
Tak działo się przez kilka dni. Na niecały tydzień przed Konkursem wydarzyło się parę bardzo zaskakujących rzeczy, jedna po drugiej, tak że ciężko było mi cokolwiek zrozumieć.
Pierwszym, co dostrzegłam, gdy weszłam z chłopakami do Wielkiej Sali, był wyjątkowo przybity Dean. Uniosłam ze zdziwieniem brwi i spytałam Rona, o co chodzi. Ten jedynie wzruszył ramionami, podobnie zareagował Harry. Przysiedliśmy się Gryfona, a ja delikatnie spytałam, co się stało.
Spojrzał na mnie naburmuszony.
– Ginny jeszcze ci się nie pochwaliła? – spytał. – Zerwaliśmy.
Zasłoniłam sobie usta dłonią.
No dobra, ruda wspominała, że ma dość. Mówiła, jaki to Dean jest zły i tak dalej. Rozmyślała nad tym, jak w końcu na poważnie porozmawiać z chłopakiem, ale, na miłość boską, nic nie zanosiło się na tak nagłe rozstanie!
Mogła uprzedzić chociaż mnie.
Ron zamrugał szybko.
– Co? Kiedy?
– Dzisiaj rano – odparł cicho Dean. – Przed chwilą stąd poszła, nie minęliście się z nią?
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie… Przykro mi, Ginny nic o tym nie wspominała – powiedziałam, dotykając lekko ramienia Gryfona,
Nie odpowiedział. Ja tymczasem zerknęłam na Harry’ego, który od pewnego czasu dość… dziwnie zachowywał się w obecności rudej. Nie wspominając już o spojrzeniach, jakie rzucał w jej kierunku, a które chyba tylko ja dostrzegałam. W tamtej chwili był zamyślony, jakby duchem gdzie indziej.
Tak, zdecydowanie coś się kroiło.
Kilka minut później wydarzyła się kolejna zaskakująca rzecz – dostałam od mamy list. Nie żeby akurat to było dziwne. Przecież dzień wcześniej wysłałam jej wiadomość, opisując szkolne życie, Konkurs i napomykając coś o Teodorze.
Nic szczególnego. Jednak w odpowiedzi znalazła się zdecydowanie zastanawiająca informacja.

Wraz z tatą możemy spełnić jedno z Twoich marzeń z dzieciństwa. To o tym, żeby móc dzielić się z kimś zabawkami, łóżkiem i ubraniami.

Miałam mieć rodzeństwo.
Miałam. Mieć. Rodzeństwo.
Brata albo siostrę.
Albo jedno i drugie.
Miałam już przestać być sama.
Słodki Salazarze.
Och, i jeszcze zaczęłam bredzić. To przez Notta. Oczywiście nie moje rodzeństwo miało być przez Teodora, tylko to, że nawet w myślach zaczęłam bredzić i…
O Merlinie.
Aż z wrażenia pisnęłam, zakrywając sobie usta dłonią. Ścisnęłam w dłoni list, w oczach stanęły mi łzy. Śmiech wyrwał się z mojego gardła w chwili, gdy poczułam na skórze pierwsze gorące kropelki.
Ron i Harry spojrzeli na mnie zaniepokojeni.
– Co się stało, Hermiono? – spytał ten pierwszy niemalże ze zgrozą.
Spojrzałam na niego z radością, po czym rzuciłam mu się na szyję, mocno przytulając.
– Będę mieć rodzeństwo – wyszeptałam ze wzruszeniem. Ron nieśmiało poklepał mnie po plecach. – W końcu nie będę sama!
Odsunęłam się od niego, ocierając łzy listem. Jeszcze raz spojrzałam na jego treść i ponownie pisnęłam. Rudzielec za to wyglądał na naprawdę mocno zdziwionego tak gwałtowną reakcją.
– Zwariowała – stwierdził, zwracając się do Harry’ego.
Okularnik jedynie uniósł kąciki ust do góry, a ja znowu zaśmiałam się głośno.
Ron mnie nie rozumiał, ale nie miałam mu tego za złe. On zawsze był otoczony rodzeństwem, w dodatku starszym. Ja nie doznałam takiego szczęścia. Dopiero teraz mogłam poczuć, co to jest więź między rodzeństwem, ta nieco inna od więzi między dzieckiem a rodzicami.
O Merlinie.
Byłam wniebowzięta.
Przez cały dzień chodziłam uśmiechnięta oraz dziwnie lekka. Nie udało mi się spotkać Ginny i porozmawiać z nią o Deanie, jednak w obliczu tego, czego dowiedziałam się od mamy, jakoś mało mi to przeszkadzało.
Na transmutacji od razu pochwaliłam się tym Teodorowi. Podsumował to błagalnym spojrzeniem w stronę sufitu.
– Kolejna denerwująca szczota? – jęknął.
I jak mogłam się nie zaśmiać?
Jednak po lekcji mój wyjątkowo dobry nastrój został zmącony niepokojem. Tuż po dzwonku Teodor szybko wpakował swoje rzeczy do torby i od razu podszedł do biurka McGonagall.
– Pani profesor, coraz mniej boli – powiedział przyciszonym głosem.
Zamarłam.
Czy to możliwe, by chodziło o jego zdrowie?
Zaczęłam ociągać się najbardziej jak mogłam, byle tylko coś usłyszeć. Przez te parę dni bardzo często zastanawiałam się nad sposobem zapytania McGonagall o to wszystko. Układałam sobie w głowie słowa, które do niej skieruję, planowałam każdy wykonany gest, byle tylko jej do siebie nie zrazić, jednak koniec końców niczego nie zrobiłam. Bałam się? Zapewne. Chyba czułam niepokój co do tego, jak zareaguje nauczycielka. Podobnie do Teodora? Nie, to wykluczyłam.
Ale i tak za bardzo się obawiałam, by cokolwiek zrobić.
Opiekunka Gryffindoru splotła ręce na blacie biurka, patrząc poważnie na Teodora.
– Bardzo się cieszę, panie Nott – powiedziała, a w jej głosie dosłyszałam leciutką nutę ulgi. – Jednak… sprawę… do pani Pomfrey… na Konkursie… rozumie pan?
Prychnęłam w myślach, gdy nie udało mi się dosłyszeć wszystkiego, co powiedziała.
Z ociąganiem sprawdziłam, czy w moim piórniku niczego nie brakuje.
Teodor kiwnął głową.
– Do Konkursu nie będę już próbował – odparł. – Ale i tak wie pani, jaki już jest mój stan…
– Zdaję sobie sprawę – przerwała mu McGonagall. – Dlatego… Panno Granger?
Och, nie.
Nauczycielka zauważyła, że jako jedyna nie opuściłam jeszcze klasy. Teodor spojrzał na mnie intensywnie. Przywołałam na usta niewinny uśmiech.
– Musiałam zobaczyć, czy wszystko mam – wyjaśniłam, wskazując na torbę. Szybko zapięłam ją i zawiesiłam na ramieniu. – Już idę. Do widzenia!
Klasę opuściłam szybciej, niż sama bym się tego po sobie spodziewała. Oczywiście poczekałam przed nią na Teodora. Wyszedł po niedługiej chwili i jakoś niespecjalnie był zaskoczony moim widokiem.
– Wiem, że podsłuchiwałaś, a ty wiesz, że nic ci nie powiem – rzekł, zanim zdążyłam się odezwać, po czym ruszył korytarzem.
Hm, co mogłam zrobić?
– Jaki jest twój stan? – spytałam prosto z mostu, doganiając go.
– Granger – syknął, piorunując mnie wzrokiem.
– Nie, twój stan na pewno nie jest Granger – zironizowałam. – Naprawdę nie wiem, co ty masz do mojego nazwiska.
– Ja za to nie wiem, co ty masz do mnie. Przestań. Wtrącać. Się. W nie swoje. Sprawy – wycedził ze złością.
Wzruszyłam ramionami.
– Chcę wiedzieć – odparłam krótko.
– Też dużo rzeczy chcę, a ich nie dostaję – odparował on.
– Chcieć to móc. Masz jakieś problemy ze zdrowiem, tak? Wiedziałam. Zresztą to widać i…
– Granger, do cholery jasnej!
Och, znowu go wkurzyłam.
Zatrzymał się, a ja wraz z nim. Był niezaprzeczalnie wściekły – oczy ciskały gromy, on sam ciężko oddychał.
– Jesteś tak cholernie uparta, że nie mam pojęcia, jak Weasley i Potter z tobą wytrzymują – warknął. – Wbij sobie do tego pustego łba: „Nie będę wciskać nosa gdzie popadnie”, zrozumiałaś?
I poszedł sobie.
A ja za nim.
– Nie mam pustego łba! – zaperzyłam się.
– Owszem, masz, skoro nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że nic ci nie powiem – odparował, patrząc na mnie z wściekłością.
Skręcił gwałtownie w lewo.
– Nott, poczekaj! – zawołałam, gdy zostałam w tyle. – Nie możesz ciągle uciekać od odpowiedzi. Nie łatwiej byłoby po prostu mi powiedzieć?
Obejrzał się przez ramię.
– Nie. Niech cię skręci z ciekawości – powiedział drwiąco i jeszcze bardziej przyspieszył.
Dotarliśmy do głównych schodów.
– Nott, na gacie Merlina, zatrzymaj się! – krzyknęłam, jednak on już zbiegał w dół.
Zatrzymałam się zrezygnowana, opierając dłonie o poręcz. Patrzyłam na niego, dopóki nie zniknął w korytarzu prowadzącym do lochów.
Poczułam palące poczucie absolutnej porażki. Nie dość, że nadal niczego konkretnego się nie dowiedziałam, to jeszcze chyba utraciłam wszystko, co udało mi się osiągnąć w kwestii stosunków z Teodorem.
Skrzywiłam się i westchnęłam.
Jesteś beznadziejna, Hermiono.
Tamtego dnia nie rozmawiałam już z Nottem. Wiedziałam, że czekają mnie jeszcze korepetycje ze Ślizgonem, jednak mimo to moje myśli i tak krążyły wokół niego. Udało mi się oderwać je od osoby chłopaka dopiero wieczorem, kiedy jeszcze przed dodatkowymi zajęciami z transmutacji postanowiłam pójść do dormitorium piątoklasistek.
Chciałam w końcu porozmawiać z Ginny. Ani ja, ani Harry, ani nawet Ron nie widzieliśmy jej dłużej niż parę sekund, kiedy minęła się z nami na korytarzu. Unikała nas, to było pewne. Podejrzewałam dlaczego – musiała dowiedzieć się, że Dean już nam powiedział o ich rozstaniu, więc uciekała od rozmowy. Może się bała, może wstydziła się, może nie miała pewności do naszej reakcji.
Czułam się przez to strasznie głupio.
Zapukałam delikatnie do drzwi i powoli weszłam do środka. Pomieszczenie było prawie puste – tylko na najdalszym z łóżek siedziała Ginny, gwałtownie rozczesując szczotką splątane włosy. Gdy tylko mnie dostrzegła, przerwała wcześniejszą czynność i opuściła ręce.
– Cześć, Ginny – powiedziałam, uśmiechając się. Zamknęłam za sobą cicho drzwi. – Nie wiedziałam cię cały dzień. Gdzie się schowałaś?
Usiadłam obok niej. Cały czas mnie obserwowała. Uważnie, jakby starając się przewidzieć mój kolejny ruch. W końcu wzruszyła ramionami.
– Nigdzie, tak jakoś po prostu… – odparła cicho, spuszczając głowę. Sekundę później parsknęła śmiechem. – Już wiesz, co?
Kiwnęłam głową.
– Dean wygląda na strasznie przybitego – stwierdziłam. – Szkoda go. Chyba cię kocha.
Ginny odgarnęła za ucho swoje ognistorude włosy.
– Wiem – rzekła jeszcze ciszej, już wcale się nie uśmiechając. – Przepraszam, że cię nie uprzedziłam, ale sama do dzisiejszego ranka nie wiedziałam, czy na pewno to zrobię. Spotkaliśmy się w pokoju wspólnym, tak jak zawsze. Wtedy mu powiedziałam. – Westchnęła, odwracając twarz w stronę okna. Na zewnątrz panowała nieprzenikniona ciemność, otulająca sobą wszystko. Tak jakby istniała tylko ona, nic więcej. – To wcale nie jest miłe uczucie oglądać ten szok, ten zawód, ten cały smutek na czyjejś twarzy, w dodatku z twojego powodu.
Przeczesałam dłonią końcówki jej włosów.
– Może to nawet dobrze, że z nim zerwałaś – powiedziałam, przypatrując się pasemkom dziewczyny. – Skoro wcale nie byłaś szczęśliwa… Znajdziesz kogoś lepszego. Zresztą – dodałam z zadziornym uśmiechem – Harry wyglądał zdecydowanie inaczej, kiedy dowiedział się o waszym rozstaniu.
Ginny momentalnie odwróciła się w moją stronę.
– Co masz na myśli? – spytała podejrzliwie, marszcząc brwi.
– To, że chyba w końcu zwrócił na ciebie uwagę – oznajmiłam triumfalnie. – Naprawdę nie zauważyłaś, jak patrzy w twoją stronę?
Pokręciła powoli głową.
– Nie bardzo.
Zachichotałam.
– Och, Ginny, Ginny – westchnęłam z rozbawieniem. – Musisz nauczyć się widzieć.
Nie odpowiedziała. Spuściła w zamyśleniu głowę. Przyjrzałam jej się uważnie.
– Co się stało? – spytałam z troską.
Popatrzyła na mnie swoimi wielkimi oczyma. Dostrzegłam w nich coś niepokojącego, jakąś taką pustkę, nie było w nich tego, co zawsze, pustka, porażająca pustka…
Ginny jednak uśmiechnęła się delikatnie.
– Nic, Hermiono. Zupełnie nic.
Wciąż uśmiechała się… delikatnie.
Fałszywie.
Ginny, moja kochana Ginny…
Przysunęłam się do dziewczyny, przytulając ją mocno. Oddała gest, ale tak jakby niepewnie.
– To dobrze – szepnęłam, zaciskając powieki.
Pustka pojawiła się w jej oczach.
…a jezioro było niedostępne, skute lodem…
Pustka pojawiła się między nami.

***

A na korepetycjach nic się nie zmieniło. Przywitaliśmy się jak zawsze, on lekkim „Cześć, Granger”, ja delikatnym kiwnięciem głowy. Później weszliśmy do klasy – Teodor nie zapomniał przepuścić mnie w drzwiach. Następnie ćwiczenie zaklęć, oczywiście bez pozytywnych efektów, bo posłania prosto na twarz Notta tłustego szczura nie można do takich zaliczyć. Krótka rozmowa o Konkursie, parę przytyków ze strony chłopaka, wiele niepotrzebnych instrukcji odnośnie zaklęć, skoro i tak nic mi nie wychodziło. Wszystko jak zawsze.
Tylko… tylko ja przycichłam. Nie wiedziałam, czy Nott to dostrzegł. Nie miałam pewności, jednak jeśli faktycznie coś zauważył, nie okazał tego po sobie. Odwet za moje wcześniejsze zachowanie? Obojętność za napastliwość? Rzeczywiście go to obeszło?
Być może.
Ja jednak nie potrafiłam przestać myśleć o głębokiej, ciemnej jak świat za oknem przepaści, która – nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało – zagościła między mną a pewną rudowłosą istotką będącą jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Nie mogłam znieść widoku tych dużych, czekoladowych oczu, już bez żarzących się węgielków, bez iskierek, bez tego wszystkiego, co tak bardzo kochałam. Tych cudnych oczu, teraz pustych, niemalże martwych.
Właśnie one i ten uśmiech, delikatny, a jednak okrutnie fałszywy, chyba nigdy nie były dla mnie tak bolesnym, jakby na złość ciągle powracającym do umysłu obrazem.
_______________
Jak widać, zdecydowałam się podzielić rozdział na dwie części. Następną rozbuduję trochę bardziej, niż planowałam, żeby osiągnąć przyzwoitą długość, jakoś damy radę. Na razie oddałam w Wasze łapki to-to i strasznie, naprawdę strasznie przepraszam za tak długą nieobecność. Ponad miesiąc, ughh. Dobijające, serio. Nawet nie wiedziałam, kiedy to tak szybko zleciało. Nie sądziłam, że aż w takim stopniu pochłonie mnie nowy rok szkolny.
Chcę jeszcze podziękować Wam wszystkim, kochani, którzy upominaliście się o nowy rozdział, którzy wciąż pamiętaliście o Teosiu, dziękuję tym, którzy są już ze mną od jakiegoś czasu, jak i tym, którzy ujawnili się zupełnie nagle, podczas oczekiwania na kolejną część. To wszystko naprawdę karmi wenę i daje tak cholernego kopa, jednocześnie podnosząc samoocenę, że nawet sobie nie zdajecie sprawy. Świadomość, że komuś podoba się to, co się robi, jest, no kurcze, po prostu cu-do-wna. Dziękuję również wszystkim, których z pewnością denerwowało moje wybitnie irytujące niezdecydowanie, i tym, którzy doradzili mi w końcu, bym podzieliła to coś na dwie części i dać sobie spokój. Za to Wam wszystkim dziękuję.
A co w następnej części? Rozwiązanie zagadki Ginny oraz podejście nieco bliżej rozwikłania tajemnicy umarłych.
Ściskam straszliwie mocno Was wszystkich i każdego z osobna.

Empatia

53 komentarze:

  1. Pierwsza !! Jestem zachwycona tym rozdziałem , życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, dziękuję bardzo ;3 I gratuluję bycia pierwszą ^^

      Usuń
  2. No dooobra, Ciocia Fedora ma teorię, że Nott ma z tych nerwów wrzody. :D Może nie była to diagnoza godna doktora House'a, ale.

    Roger, Roger, Roger... No i co ja mogę powiedzieć? Tu pocałunek, tu drugi, tu splatanie palców... Hermiona mu się podoba, jest chemia i to widać.

    No i przede wszystkim - Hermiona będzie miała rodzeństwo, nieźle, nieźle, oby to była siostrzyczka! :) Tylko czy taka duża różnica wieku dobrze wpłynie na jej relacje z maleństwem? Zresztą i tak ostatnimi czasy bardzo rzadko bywa w domu, więc w sumie... Ja się nie znam, ja jestem jedynaczką. :D

    Pozdrawiam,
    [gilderoy-lockhart]

    PS Mogłabyś mnie informować na Gilderoyu, a nie na Crime Parfait? Kwestia techniczna. Dzięki śliczne. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, biedny Nott :D Że też Hermiona na to nie wpadła...
      Lol, ja też się nie znam, rodzeństwa nie mam. No ale zostało mi jeszcze spooooro czasu, żeby zaplanować właśnie te relacje, o których wspomniałaś, także no, zobaczymy :D
      Oczywiście, już zmieniam adres w Subskrypcji ^^
      Bardzo dziękuję za opinię i ściskam mocno.

      Usuń
  3. Włączyłam bloga, przeczytałam rozdział, chcę skometować... I padł mi internet. Zresztą, nawet się nei zdziwiłam. Mój pech jest tak przewidywalny.
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że będzie taka sytuacja z Nottem. ^^. Kocham takie wydarzenia w opowiadaniach c:
    Fajnie, że Hermiona będzie miała rodzeństwo. (Ja nie wiem, z czego ona się tak cieszy O.o Mam młodszą siostrę i nie da się z nią wyrobić -.-)
    Nie lubię Rudej. Nie chodzi o to, że mam coś do Ginny w twoim opowiadaniu, ale mówię tak ogólnie. Sama nie wiem czemu, po prostu jej nie trawię. Chociaż wszystko jest napisane realnie, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że jej nie lubię xD
    Jestem strasznie ciekawa kolejnego rozdziału, mam wielką nadzieję, że pojawi się ona szybciej, niżeli ten. ;)
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Gdybym ja się teraz dowiedziała, że będę mieć rodzeństwo, to bym zareagowała raczej odwrotnie do niej. Jestem jedynaczką i dobrze mi z tym, chociaż starszym rodzeństwem bym nie pogardziła xD
      Ginny, Ginny... Ja ją nawet lubię, chociaż też nie nie wiadomo jak. Przyjaźni się(?) z Hermioną, więc przydałoby się o niej napisać ^^''
      Ja też mam taką nadzieję...
      Całuję.

      Usuń
    2. Ja mam siostrę o 6 lat młodszą... Hermiona chyba nie wie, co ją czeka xD

      Boże, świetny szablon! *-* Mogłabys mi podać link do tego zdjęcia? (Tak, Aviesaline jest leniwa i nie chce jej się szukać ._.)

      Usuń
    3. Ja też jeszcze nie wiem, ale co tam xD

      A dziękuję bardzo ^^ Proszę, leniu jeden ;P http://emmapictures.fan-strefa.pl/displayimage.php?album=1747&pid=54608#top_display_media

      Usuń
    4. A dziękować, dziękować. Wreszcie jakieś nowe, fajne zdjęcie z Emmą ^^.

      A tak w nawiązaniu do informacji (bo jak to nazwać? xD) na górze, październik jest faaajny <3
      (Tak, Aviesaline po ciężkim dniu z 3 sprawdzianami zdurniała do reszty).

      Usuń
    5. No, no, włosy jej odrastają, mniam <3

      To Informacje, luz xD Październik kocham. Chłodno, ponuro, może trochę z deszczem przesada, no ale. A za trochę ponad dwa miesiące Święta, yay <3 <3

      Usuń
    6. No. Wreszcie jakieś sesje można sobie poszukać, które idealnie pasują do Hermiony.
      Październik jest faaaaajny. Głównie dlatego, że mam w ten miesiąc urodziny <3, ale fakt, że ciągle pada (!)i jest ogólnie pochmurno, bardzo dobrze na mnie działa. xD Opowiadania się w taką pogodę lepiej pisze. Przynajmniej mi ;p

      Usuń
    7. O tak <3 A jak jeszcze wieczór jest, w słuchawkach leci Civil Twilight i popijasz herbatkę z sokiem malinowym, to już w ogóle napad weny xD

      Usuń
    8. Herbatki z sokiem malinowym nie lubię. Jakiś dziwny stwór ze mnie o.O
      Jak by tak nie wiało, to byłoby wspaniale ._.

      Usuń
    9. ;o Jak możesz? Chociaż w sumie dobra jest albo z sokiem malinowym, albo z cytryną, whatever <3
      O, to, to. Jak wczoraj stałam na przystanku, to koleżanka, którą odprowadzałam, dostała liściem w twarz O_O'' A dzisiaj deszcz trochę kropił, ale co tam, nie przeszkadza mi jakoś szczególnie xD

      Usuń
    10. Ja od zawsze odstawałam od reszty xD Ja to tylko miętową. Od święta z miodem <3. Od humoru zależy. Z czymś innym nie wypiję xD
      Ja to z domu za bardzo nawet nie wychodziłam, poprosiłam mamę, żeby po mnie przyjechała do szkoły.
      Ja jestem boska, nawet nie wiedziałam, że w mojej okolicy ludzie prądu nie mają. O.o'' Telewizja wie wszystko <3.
      Ja uwielbiam deszcz i mokro i ogólnie takie klimaty. Ale nie lubię, jak wieje nie wiem jak mocno, bo przy lesie mieszkam. I takie niespodzianki leżą mi na podwórku w postaci gałęzi -.-
      Btw, ale bitwy na liście to są świetne <3

      Usuń
    11. W miodem nie pijam, nie lubię miodu :D I kto tu od reszty odstaje, hę? :P
      Mieszkasz przy lesie? *O* Chcę do Ciebie *.* Ja mieszkam w mieście, you know, u mnie nie ma bajerów typu ptaszki, taaakie drzewka, świeże powietrze. Nie żebym narzekała, ale czasem tęsknię za naturą ;_: Deszcz, no, czasem mi się zdarzy lubić, ale tak to parasol i idziem :D Pfue, bitwy na liście nie, nie, nie. Śnieżki to inna sprawa, ale liście? Nieee xD

      Usuń
    12. Ja ze wsi jestem, z trzech stron las, a jak już nie las, to łąka o.o". To ja tu pewnie od reszty odstaje xD
      A no, bajery są świetne, w zime przychodzą sarny i zżerają nam winobluszcze z płotu, jak nie damy nic do paśnika ^^"
      Moja koleżanka wpadła na bitwę na liście. Potem wpadła na taką wielką kupę liści. Oczywiście za moją pomocą ^^".
      Zaaaapowieeeedź! (Tak, Aviesaline znowu świruje).
      Wiesz, że za to cię kocham, prawda? Zapowiedź znowu jest wkurzająca. Bo krótka. ._. I bo fajnie by było już przeczytać cały xD
      Można wiedzieć, kiedy mniej więcej go opublikujesz? ;)

      Usuń
    13. ;_: Weź mi nie mów, nie dobijaj. Naprawdę kocham Kraków, the best city in Poland, ale no. Chlip. Smuteczek T__T
      Drobną pomocą jeszcze, co? xD
      Czyli że mam dłuższe zapowiedzi szykować? Dobra, pomyśli się nad tym :DD Rozdział pojawi się w niedzielę przed południem/po południu. Może uda mi się go wstawić w sobotę, ale nie mogę obiecać :C

      Usuń
    14. O, to widzę całkiem inny kierunek widzę. Ja to ta z małej wsi pod Gdynią jestem. W górach, ani w nawet w Krakowie nigdy nie byłam O.o
      No oczywiście, że drobna pomoc. Tylko dostała moją torbą xD Oddałam tylko. Nie moja wina, że nie potrafi utrzymać równowagi xD
      Rozdział w niedziele? :( I będę musiała go po nocach czytać. ;/ Rodzina przyjeżdża, bo mam wyprawiane moje birthday i pewnie się do kompa nie dobije. ._.

      Usuń
    15. Nad morzem byłam raz i mi starczy. Góry mniam <3
      Hahaha xDD No pewnie, że nie Twoja, a torba sama się na nią rzuciła :DD
      Czyli że masz urodziny w niedzielę? Albo o to pytałam i zapomniałam, albo nie pytałam i teraz pytam xD Ja urodzi nie wyprawiam, kij z nimi, bo i po co? :DD

      Usuń
    16. Moja torba ma mordercze odruchy. xD
      Nie, dzisiaj ^^. W niedziele zjedzie się cała moja rodzinka. I nawet jak nie chcę wyprawiać, to się zjeżdżają O.o
      Moja klasa jest kochana i nawet pamiętała... (Facebook przypomniał). xD

      Usuń
    17. Ojojoj, to w takim razie wszystkiego najlepszego <3 Zdrówka, szczęścia, wielu przyjaciół, spełnienia marzeń i wszystkiego, czego sobie zażyczysz <3
      Lol, nie ma to jak Facebook. Mnie akurat trochę przeraża to, że jestem coraz starsza, a czas leci coraz szybciej :D

      Usuń
    18. A dziękuje, dziękuje. ^^. Moja pani od niemca składała mi życzenia po niemiecku O.o. A przecież miałam 2 z niemca - powinna być świadoma tego, że ja nic nie ogarniam. xD
      Ekhem, ciebie to przeraża? Ja jestem o rok od ciebie starsza ;p Mam podobnie.

      Usuń
    19. Niemiecki jest brzydki i okropny w wymowie x| Francuski rulez. Mnie nigdy wprawdzie życzeń po francusku nie składano, no ale xD
      Ogólnie przyszłość mnie przeraża, liceum, studia, potem to-co-może-będzie-o-ile-nie-rozjedzie-mnie-auto-przez-moją-skłonność-do-łamania-prawa. Ehhh.

      Usuń
    20. Mi się też nie podoba niemiecki. Marzę o takim profilu liceum (tak, wybieranie szkoły się kłania -.-), gdzie będę sie uczyła albo francuskiego, albo rosyjskiego ^^
      Hah, to-co-może-będzie-o-ile-nie-rozjedzie-mnie-auto-przez-moją-skłonność-do-łamania-prawa xD. Ja prawa nie łamię, tylko czasami trza przejść na drugą stronę ulicy, a jedno przejście dla pieszych w okolicy -.-
      A ty masz blisko jakąś szkołę średnią, prawda? Ja będę musiała poświęcać na dojazdy prawie godzinę (przesiadka po drodze) -.-. Uroki życia na wsi.

      Usuń
    21. Wybierz francuski, będę Ci dawać korki xD
      Dupa, na czerwonym się przechodzi. Ładny kolorek. Mhroczny.
      Nie wiem na razie, gdzie w ogóle pójdę do liceum xD Mnie się marzy francuskie, z lekcjami po francusku, jest gdzieś tutaj takie ponoć *O*

      Usuń
  4. Ach, nareszcie! Widzę że z Rogerem do niczego poważniejszego nie doszło. I dobrze, Nott FOREVER! Twoje opowiadanie strasznie wciąga, ma wiele wątków i to mnie cieszy :D Najbardziej oczekuję na konkurs, ale choroba Notta i morderstwo też są szalenie ciekawe. Pisz dalej i oby Cię wena nie opuściła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę prawdziwa fanka Teosia xD Roger też fajny, w dodatku niebieskie oczęta maa ;3 Konkurs niedługo, siedemnasty rozdział bodaj, także cierpliwości ^^
      Dziękuję bardzo za opinię :)

      Usuń
  5. Dobra. Nieko oznajmia, że wróciła do domu i jak się ogarnie to przystępuje do czytania.
    I że jest piąta.
    o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o.o.o.
      Szok. Powiem Ci, że mnie te sceny z Rogerem nawet wzięły w pozytywnym sensie - nieszczególnie mi w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać, że Roger, to Roger, bo tak mi strasznie przypominał przez chwilę mojego ukochanego Albiego, że masakra.
      Ale Ivy nie lubiem. Irytuje mnie ostatnio wybitnie.
      Za to Ronald jest absolutnie cacy - wiesz, że go kocham i potrafiłaś mi go podać na tacy. Uroczy <3
      Nie podoba mi się to, co się robi z Ginn. Naprawdę mi się to nie podoba. Coś mi tu śmierdzi i to nie jest ser szwajcarski.

      A teraz...
      TEOŚ. Boże, wredoto moja, jakaś w tym rozdziale była uwypuklona. Ślizgon z krwi i kości, irytujący, uparty i niezawodny jeśli chodzi o wprowadzanie chaosu w głowie Mii. Wiesz, że uwielbiam wstawki myśli Hermiony, w tym parcie też były świetne :D
      Boli mnie ten mój-twój Nott. Och, no. Ja go tak kocham.

      Przepraszam za nieskładność, ale mam wyprany mózg <3

      Usuń
    2. Chyba po raz pierwszy nie ogarnęłam komentarza od mojej kochanej Niekonkretnej O_O''
      Łe tam, toż Ivy fajna jest :D Wesoła, zwariowana, kij, że się do Teosia przystawia. Skoro Hermiona nie reaguje... Jej strata.
      Ronald był w pewnym sensie pisany z myślą o Tobie, także no :D Skoro się spodobał, to misja wykonana ^^
      No, a teraz przejdźmy do tego, czego nie ogarnęłam. To Ginny jest na minus - jej zachowanie wyszło do kitu czy to, co z nią zrobiłam wyszło do kitu? No i Nott. W tym rozdziale na plus czy nie? Ich nie ogarnęłam, także ładnie proszę o oświecenie O_O''
      Dzięki za odezwę ;**

      Usuń
    3. Nieogar rulez, chociaż nie wiem, co tam było do ogarniania xD
      Wiem, wiem, wiem, ale widzisz - jak już zaczęłam polubieć Rogera, to muszę znaleźć kolejną czarną owcę ofiarną <3
      <3 <3 <3 <- komentarz do Ronalda.
      O, już wiem o co biega! Ależ biega mi o to, że dalej! nie wiem, co z Ginn, a ja tak nie ljubliu. Poza tym się o nią boję, bo to wszystko wygląda bardzo podejrzanie.
      A Nott mnie boli bo go boli i za każdym razem, jak czytam, że coś z nim nie tak, to mam ochotę ryczeć nooo. Przecież ja powtórzyłam prawie chronologię czynności Mii, kiedy ujrzała jego zasłabnięcie. o. Ja się nie nadaję na takie emocje - mua koffa Teosia i nie chce, żeby mu się krzywda działa, a ewidentnie się dzieje, a ten uparciuch nie chce Hermionie powiedzieć o co chodzi. Ja wiem, że to taki zamysł, że jak ona nie wie, to my też, ale mnie aż skręca. Teoś <3 ;___;

      Usuń
    4. be te wu - dochodzę do wniosku, że moja wypowiedź została znierozumiana przez zbyt małą ilość emotikon - pacz co się robi w tym naszym kulturalnym państwie XD

      Usuń
    5. Empatia nie ogarnia zazwyczaj, jeszcze nie zauważyłaś? xD
      Biedna Ivy, jesteś okrutna. Smuteczek ;_:
      Aha, dobra, już ogarnęłam, o co chodziło :DD Ginny będzie w drugiej części, jak już wspomniałam, także cierpliwości, no ^^ Ej, ja nie chciałam, żeby aż tak wyszło z Teosiem, rili. Zresztą to tylko Hermiona nic nie wie, nam Teoś wytłumaczył to i owo pod koniec czternastki, że coś-tam z animagią i te de xD Ale to jest strasznie śmiechowe, jak tak Hermiona stara się wszystkiego dowiedzieć, jednak on jej nie ułatwia :D
      Emotikony też ważne, a co!
      N. ogarnęła znaczniki i tak uroczo się nimi bawi, aww <3

      Usuń
    6. Empatia jest nadzywczaj kochana, więc nieogarnianie nikomu nie przeszkadza <3
      Wiem, wiem, to wszechwiadome xD
      O! widzisz? Brawo!
      Si, aj knoł, ale ogólnie takie sikreciki latają, ze masakra xD
      N. miała znaczniki ogarnięte wieki temu, ale jakoś jej się nie po drodze było stosować je w komentarzach, bo cały czas o tym zapominała, swoją drogą niezły sposób na ograniczenie emotek. o.

      Usuń
    7. Łe tam, sikreciki. Ja się rozkręcam dopiero ;>
      Łe tam po raz drugi. Po co ograniczam emotikony, skoro one naprawdę bardzo skutecznie wyrażają uczucia? xD

      Usuń
    8. Dopsz, dopsze. jeszcze biurko w kolejce czeka. <3
      N. jakoś ma ostatnio fazę na ograniczenie ilości emotek i musi sobie przypominać o tym, żeby je wstawić. Po swoim powrocie do pisania po roku miała ochotę wstawiać emotki do opowiadania - a to niedobrze.

      Usuń
    9. Ugh, mnie to mówisz. Przez to, że ostatnio naprawdę rzadko piszę coś związanego z Wyjątkiem, gdy tylko siadam do rozdziału, od razu JEBUDU i mi się emotki mnożą. Dramat. Nie ma to jak Hermiona besztająca Notta zwykłą "-.-".

      Usuń
    10. Nie, no, uprzejmie przepraszam.
      -.- wcale nie jest taka zwykła :D Umieją jej używać tylko ludzie wykwalifikowani :DDD
      Ale to jest absolutnie przerażające.

      Usuń
  6. Rozdział xD ...
    Hmmm Ginny i co tu z nią zrobić?? ;/ Chyba jedynie czekać na rozwój sytuacji ;D
    Szczerze?? Nie lubię Ivy. Jakoś tak nie ufam jej. Zawsze zjawia się wtedy kiedy Hermiona jest z Ginny. I jeszcze to wypytywanie sie o Zakon. ;>.
    Co do Rogera powiedzmy ze mam neutralne nastawienie ale skoro przyjaźni się z Ivy to z nim też może być coś nie tak. ;D;D ...
    Do Teodora <3 oczywiście nie mam żadnych zastrzeżeń. ;D Fajne jest to że relacje pomiędzy Nim a Hermioną rosną powoli a nie (jak na poniektórych blogach) że w 2 rozdziale już są para -,- ...
    Ooo.. Hermiona będzie miała rodzeństwo ^^. Pogratulować! ;) Ja mam czwórkę starszego wiec nie narzekam ;D;D. Ale młodszego rodzeństwa za żadne skarby mieć już bym nie chciała xD. ...

    To chyba wszystko co chciałam napisać, bynajmniej nic innego nie chce wpaść mi do głowy ;D. Nie mogę doczekać się już nowego rozdziału ^^
    Serdecznie Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj do drugiej części, to dowiesz się, co z Ginny :D
      Eh, wszyscy na tą biedną Ivy naskakują. Co ona Wam takiego zrobiła? ;> I znowu Roger. Oni tylko się z Hermioną przyjaźnią, heloł xD
      Nad relacjami między Hermioną a Teosiem staram się panować, także dziękować ^^
      Jam jedynaczka, także trochę się stresuję opisywaniem uczuć Hermiony ;o No ale się zobaczy, mam jeszcze czas :DD
      Również pozdrawiam ;*

      Usuń
  7. No, rozdział w końcu! :D Happy to see it.

    Do rzeczy zatem.
    a) Hermiona. Podoba mi się to jak ją kreujesz, podoba mi się tok myślenia, postępowanie nie jest złe, ogólnie czuję do niej sympatię i życzę jej bycia z Teodorem.
    b) Ginny. NO JUŻ CIĘ CHYBA NAPRAWDĘ, JA CHCE WIEDZIEĆ O KOGO JEJ CHODZI, ARGHHHH!
    c) Teodor. No cud, miód, oby dalej, akcja nie za wolna i nie za szybko, love it :3.
    Ogólnie bardzo na plus, czekam na dalszy rozdział. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i szablon. Chyba mój ulubiony :D

      Usuń
    2. Chyba każdy życzy tego Hermionie xD
      Viv, kochana, poczekaj na następną część, wtedy wszystkiego się dowiesz ;*
      Szczerze powiedziawszy, to mnie też podoba się ten szablon, haha :DD
      Bardzo dziękuję za miłe słowa ;* Ściskam Cię mocno.

      Usuń
  8. Kurde, Miś ty wiesz jak człowieka zaintrygować.. co się temu Teosowi dzieje.. teraz będę rozmyślać ty zła! ;p Oh, ah Roger i Hermiona słodko. Ale nie mogą być razem bo zabiję ! ;p A ta Ginny mnie wkurza, nawet nie wiem dlaczego.. ale no też jestem ciekawa co z nią dalej.
    Podsumowując- bardzoo intrygujący rozdział, wielbię go.

    Pozdrawiam i czekam na następną część <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lol, strasznie mało osób zapamiętało, że my wiemy, co się dzieje Teosiowi, tylko Hermiona nie xDD Co do Rogera się nie wypowiadam - wszystko z czasem się wyjaśni ^^ Ginny, no, to Ginny. Momentami denerwująca, fakt, ale jednak... ważna xD

      Bardzo dziękuję za opinię, kochana ;* Całuję.

      Usuń
    2. Bardzo dobra notka, jak zwykle. Troche mnie martwi,ze Hermiony lubi lucasa. Tzn. Mam nadzieje, ze fakt, iż on lubi ja bardziej niż koleżankę, nie spowoduje, ze bedzie na tyle zadowolonaa, ze zgodzi sie z nim chodzić... Bo nott jest dla niej i tylko dla niej. I smutno mi,ze coś z nim nie tak. Mysle, ze to jest związane z konkursem,.. Czyzby faktycznie ta animacja? Ponadto Ginny... Mysle, ze ona zakochała sie w slizgonie, ale dlaczego nie chce sie przyznać?

      Usuń
    3. Na temat Rogera i Hermiony się nie wypowiadam, chcę, żeby to była niespodzianka :3
      Rozwiązanie zagadki Ginny nastąpi w następnej części, także no :DD

      Usuń
  9. Napiszę tylko tyle: stworzyłaś postać, w której się zakochałam. Jesteś przeeewspaniała!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu, ale Ty piszesz długie rozdziały O_o

    Tak szczerze to martwię się o Teodora. Zastanawiam się, co mu jest. I w sumie nie dziwię się, że Teodor nie powiedział Hermionie. Jest coś między nimi, to fakt, ale żadne z nich nie zadeklarowało wyraźnie, że są przyjaciółmi czy coś w tym stylu, więc Teodor nie ma obowiązku jej się zwierzać. A Hermiona chyba tego oczekuje.

    Co do Ginny, to myślę, że jest zazdrosna o Hermionę. Panna Granger nie poświęca jej za dużo czasu i spędza więcej czasu z Rogerem i Ivy. Może stąd ta niechęć do Krukonów? Nie wiem, pewnie nas czymś zaskoczysz :D

    No rozdział cud, miód, orzeszki, Teoś boski jak zwykle <33

    Przeczytałam zapowiedź i po drugim fragmencie moją pierwszą myślą było "Ivy jest z Teodorem" O_o Dziwne, nie? Pewnie wymyśliłaś coś innego :D

    Pozdrawiam serdecznie ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiłaś perfecto analizę postaci <3 O to mi chodziło, dokładnie o to :DD

      Lol, następna :DD Na temat Teodora i Ivy się nie wypowiadam :3

      Dziękuję za opinię i ściskam cieplutko ;*

      Usuń
    2. Za dużo psychologicznych analiz :D Muszę przestać to robić :D

      No konkretnie widać, że Ivy się do Teosia przywala. Ale ja ją lubię. Mniej od Rogera, ale lubię :D

      Całuję ;**

      Usuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.