Coś było z nim nie tak.
Bardzo, bardzo nie tak, a on nie chciał mi nic powiedzieć.
Ginny miała rację
jedynie w połowie – szlabany u Snape’a nie stały się najgorszym okresem w moim
życiu. Owszem, nie obywało się bez złośliwości ze strony nauczyciela, a kary
kończyły się grubo po rozpoczęciu ciszy nocnej, jednak one same wcale nie były
takie złe. Segregowanie starych prac uczniowskich z eliksirów, polerowanie
nagród w Izbie Pamięci, raz opiekun Ślizgonów oddał mnie pod opiekę profesora
Flitwicka, który potrzebował pomocy przy robieniu ozdób świątecznych. Przez długi
czas spędzony albo gabinecie Snape’a, albo nad pucharami czy odznakami do
pokoju wspólnego Gryffindoru wracałam późno, bardzo zmęczona i najczęściej
rozdrażniona.
Jednak nie o szlabany
tu chodziło. Raczej o to, co wydarzyło się tuż po jednym z nich.
Był piątek, pierwszy
dzień mojej kary. Snape – w porównaniu z tym, co miało dziać się później –
okazał wyjątkową łaskawość, wypuszczając mnie ze swojego gabinetu już o dwudziestej
trzeciej. Wtedy dostałam te pokryte gryzmołami, ledwo czytelne wypracowania do
posegregowania. Ziewając co chwilę, pocierając zmęczone oczy i w jakimś stopniu
ciesząc się z rozpoczęcia weekendu, szłam powoli schodami do Wieży Gryffindoru.
Gdy byłam na pierwszym piętrze, zduszone głosy na korytarzu przykuły moją
uwagę. Jako prefekt miałam obowiązek ukarania uczniów wałęsających się po
szkole o później porze. Poprawiłam sobie szatę, po czym poszłam sprawdzić kto z
kim i dlaczego.
Ruszyłam powoli korytarzem,
ignorując te jakby złowrogie cienie rzucane przez pochodnie. Już miałam
odchrząknąć, by później swoim normalnym tonem powiedzieć „Za wałęsanie się nocą
po zamku odejmuję…”, już miałam przybrać surowy wyraz twarzy, już miałam
skręcić w prawo, kiedy usłyszałam cichy, brzmiący troską głos McGonagall.
– Na pewno sobie
poradzisz?
Nie zdążyłam nawet
unieść brwi, gdy odezwała się druga osoba, tym razem ochryple, z trudem.
– Na pewno, pani
profesor. Dam… sobie… radę…
Na początku nie
rozpoznałam tego głosu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że należy on do
Teodora.
Przestraszyłam się.
Nigdy wcześniej nie słyszałam, by chłopak był tak… zmęczony. Jakby ledwo miał
siły oddychać.
Z mocno tłukącym się w
piersi sercem postąpiłam krok do przodu i ostrożnie wyjrzałam zza zakrętu.
W odległości jakichś
trzydziestu stóp ode mnie, przed drzwiami klasy transmutacji stała McGonagall,
a o ścianę naprzeciw niej opierał się Teodor. Udało mi się dostrzec, że jest o
wiele bledszy niż zwykle, jego nogi drżą, dłonie powoli zsuwają się po ścianie,
tak jakby nie był już w stanie zbyt długo utrzymać się w pozycji stojącej.
Moje serce gwałtownie
przyspieszyło, a mnie samej zaczęło się wydawać, że oddycham jakoś głośniej niż
zwykle.
O co im chodziło?
McGonagall wpatrywała
się w Teodora z zaciśniętymi mocno wargami. On na nią nie patrzył – błądził
wzrokiem po posadzce. Drżał. Całe ciało chłopaka atakowały dreszcze, a ja
powoli nie mogłam na to patrzeć.
W końcu nauczycielka
odezwała się stanowczo:
– Idziemy do Skrzydła
Szpitalnego, absolutnie. Nie ma mowy, by został pan teraz tutaj, po tym
wszystkim… Panie Nott!
To było jak nagłe
uderzenie wiatru, powodujące stado drgawek przebiegających od końca palców
prawej ręki aż po kark, to było jak pchnięcie prosto w mostek, wystarczające,
by oddech niespodziewanie gdzieś uciekł, to było gwałtowne, zaskakujące, a jedyne,
co zdołałam wtedy zrobić, stanowiło zakrycie sobie ust dłonią, by nie krzyknąć.
Teodor już nie opierał
się o ścianę, nawet nie trzymał się na nogach, tylko opadł na posadzkę,
łagodnie, z cichym szelestem szat – stracił przytomność w chwili, gdy ja
straciłam oddech oraz spokojne myślenie.
McGonagall od razu
znalazła się przy nim. Ja nie potrafiłam się ruszyć. Chciałam, tak bardzo
chciałam tam podbiec, klęknąć przy Teodorze i sprawdzić, co mu jest, ale udało
mi się tylko mocno przycisnąć obie ręce do ust.
Nie krzycz, Hermiono, nie krzycz. McGonagall jest przy
nim, ona na pewno coś zrobi…
A jeśli nie? Co w
ogóle działo się z nim wcześniej? Co doprowadziło go do takiego stanu?
Moje oczy zapiekły od
łez, serce tak cholernie boleśnie tłukło się w piersi, a oddech wyrywał się
niepohamowanie z płuc, jeden po drugim. Nim się spostrzegłam, opiekunka
Gryffindoru wstała, wyciągając różdżkę. Ułożyła bezwładne ciało Teodora na
niewidzialnych noszach, po czym prowadząc go przed sobą, ruszyła szybko
korytarzem.
Miałam ochotę pobiec
za nimi, ale nadal stałam tak jak wcześniej. Nadal pilnowałam, by żaden dźwięk
nie wydostał się z mojego gardła, jednak nie byłam już w stanie powstrzymywać
łez. Toczyły się po policzkach, łagodnie spływały po palcach, opadały na
posadzkę.
Kroki ucichły, lecz
serce wciąż biło szaleńczo.
Powoli opuściłam
dłonie. Odetchnęłam głęboko.
Moje myśli wirowały.
Nie były już poukładane jak zawsze – utraciłam nad nimi kontrolę, której nie
zdarzało mi się nigdzie gubić.
Co się stało z
Teodorem? Czy to coś poważnego? Czy wyjdzie z tego? Czy McGonagall mu pomoże?
Jak długo to potrwa? Jakie będą tego skutki? Co…
Opuściłam rozbiegany
wzrok na posadzkę, drżącą dłonią otarłam łzy z policzków.
Och, znowu zareagowałam
zdecydowanie zbyt gwałtownie.
Martwiłam się o
Teodora. Bardzo, bardzo się o niego martwiłam, jednak nie potrafiłam zmusić się
do pobiegnięcia za nimi do Skrzydła, gdzie najprawdopodobniej się udali.
Może Ślizgon był na
coś chory? Jeśli tak, to na co? A jeśli na coś niemożliwego do wyleczenia…?
Odpędziłam szybko te
myśli. Ale jeżeli…?
Hermiono, nie wariuj.
Odetchnęłam raz
jeszcze, poprawiłam szatę, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę głównych
schodów.
Czy inni nauczyciele
wiedzieli o Teodorze? I co on robił z McGonagall w tamtej sali? Może
przygotowywał się do Konkursu, coś poszło nie tak…
Odgarnęłam włosy z
czoła, marszcząc brwi.
Przecież McGonagall nadzorowała jego postępy… Animagia? No
dobra, ale co w związku z nią? Sam mówił, że jakoś niespecjalnie mu cokolwiek
wychodzi… Chociaż w sumie coś mogło się zmienić, mogło coś posunąć się w tej
sprawie do przodu, mógł w końcu odnaleźć
w sobie zwierzę…
Moje oczy znowu
zapiekły.
Nieważne było to, co
wywołało u niego taki stan, byle tylko dał radę, byle tylko wyzdrowiał.
Im dłużej myślałam o
Teodorze, tym bardziej upewniałam się w jednym – musiałam się wszystkiego
dowiedzieć.
Odwiedziłam go
następnego dnia. Specjalnie wyszłam rano z dormitorium wcześniej niż zwykle,
nie czekając na Harry’ego i Rona. Po krótkim czasie znalazłam się na pierwszym
piętrze. Im bliżej Skrzydła Szpitalnego byłam, tym szybciej biło moje serce.
Bezwiednie zaczęłam wykręcać sobie palce, zastanawiając się, jak czuje się
Teodor, co się z nim stało, dlaczego wszystko tak wyszło…
Och, to było trudne.
– Dobra, Hermiono,
uspokój się – wymamrotałam do siebie niemalże niedosłyszalnie. – Przecież tylko
idziesz dowiedzieć się, co z nim.
Te słowa wcale mnie
nie uspokoiły.
Przyspieszyłam,
chciałam jak najszybciej znaleźć się w Skrzydle. Poprawiłam torbę powoli
zsuwającą mi się z ramienia i skręciłam w lewo.
Oczywiście na kogoś
wpadając.
Tym kimś był Teodor,
wciąż blady, z podkrążonymi oczyma oraz o zmęczonym spojrzeniu. Mimo to
wyglądał na całego, jedynie wykończonego… No właśnie, czym?
Odnosiłam wrażenie, że
moje serce zaraz wyrwie się z piersi.
– Nott – jedynie tyle
zdołałam wykrztusić na jego widok.
Nie zareagował, a
jedynie patrzył na mnie. Jakoś tak… inaczej. Z mniejszymi emocjami, ciężko było
mi w ogóle dostrzec je w jego oczach.
– Co tu robisz? –
spytał cicho chwilę później.
Głos chłopaka był
lekko zachrypnięty, w dodatku nie miał w sobie takiej mocy jak zazwyczaj.
Zawahałam się. Długo
zastanawiałam się nad tym, co powiem Teodorowi, jednak żadna z opcji nie była
zadowalająca. Wiedziałam, że narażę mu się, wyznając, co widziałam. Lecz jak
miałam wytłumaczyć to, dlaczego znalazłam się niedaleko Skrzydła? Jak miałam
zapytać o wszystko, co wydarzyło się pod klasą transmutacji?
Przecież mnie nie zabije.
– Widziałam wczoraj
ciebie i McGonagall – powiedziałam z jedynie pozornym spokojem. Twarz Teodora
jakby pociemniała, ale mimo to postanowiłam drążyć dalej. – Co ci jest? Co się
wtedy stało? Jak…
Zmrużył oczy – ich
spojrzenie mroziło.
No dobra, chyba zabije.
– Nie wtrącaj się w
nie swoje sprawy, Granger – syknął chłodno. – Nie powinno cię obchodzić co
robię i jakie są tego skutki. Nic nie widziałaś.
Wyminął mnie, ruszając
szybkim krokiem korytarzem w stronę schodów. Podążyłam za nim.
– Widziałam bardzo
dużo – rzekłam, gdy zrównałam się z chłopakiem. – Co się dzieje? Nie wiem… Jesteś…
– Granger.
– Miło mi, ale to ja
jestem Granger – prychnęłam. Teodor obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. –
Zachorowałeś na coś?
– Granger, to ciebie
nie dotyczy, zapomnij o tym – warknął, jeszcze bardziej przyspieszając.
Naprawdę z trudem dotrzymywałam mu kroku.
Naciskanie nie było
miłe. Wiedziałam to i zawsze starałam się tego nie robić. Odpuszczałam, gdy
ktoś nie chciał mi czegoś powiedzieć, zresztą zazwyczaj później dowiadywałam
się wszystkiego w jakiś sposób. Jednak tym razem podejrzewałam, że Teodor nie
będzie skory do zwierzeń, w dodatku martwiłam się o niego. Najzwyczajniej w świecie
czułam cholerny niepokój.
To nie było miłe
uczucie.
– Jak mam zapomnieć,
skoro najpierw jako-tako trzymałeś się na nogach, a później po prostu
zemdlałeś? – spytałam ze złością.
Zaczęliśmy szybko
schodzić schodami w stronę Wielkiej Sali.
– Możesz wychodzić z
siebie, a ja i tak ci nie powiem – odparł z zarysem kpiącego uśmiechu na
ustach.
W zaskakującym tempie
przecięliśmy salę wejściową, a ja nie wytrzymałam. Mieliśmy wejść już do
jadalni, jednak wtedy zatrzymałam się gwałtownie i chwytając Teodora za szatę,
odwróciłam go w swoją stronę. Chciał coś powiedzieć, zapewne z wściekłością,
widziałam ją na jego twarzy, lecz to ja z absolutną złością zmrużyłam oczy.
– Dobra, Nott, ustalmy
coś – warknęłam. Nadal trzymałam Ślizgona za szatę, moje palce mocno zaciskały
się na materiale, nie chcąc go wypuścić. – Nie zapomnę o niczym, co wczoraj
widziałam, i wszystkiego się dowiem. Jeśli nie od ciebie, to od McGonagall.
Zrozum, Nott, że na świecie istnieją ludzie, którzy są w stanie chociażby spróbować pomóc. Nie rób z siebie nie
wiadomo jak skrytego, bo ktoś widział cię w chwili słabości. Takie momenty
zdarzają się każdemu i…
– Teraz to ty
posłuchaj – przerwał mi z wściekłością. Tak rozgniewanego Teodora Notta
widziałam tylko raz: na pierwszych korepetycjach, kiedy jawnie rzucił w moją
stronę groźbę. Powoli puściłam jego szatę, jednak nie poruszyłam się więcej.
Nie cofnę się przed nim.
– Co ty o mnie wiesz,
Granger? – wysyczał. Jego twarz niebezpiecznie przybliżała się do mojej. – No,
powiedz. Co o mnie wiesz? Może dowiedziałaś się czegoś na temat mojej
przeszłości? Nie? To nie udawaj takiej, która ma chociażby najmniejsze pojęcie
o tym, jak się czuję i fizycznie, i psychicznie.
– Widzę, że coś
zdecydowanie jest nie tak – wtrąciłam z naciskiem, patrząc mu twardo w oczy,
teraz znajdujące się wyjątkowo blisko moich – więc chcę wiedzieć co.
– Nie wtykaj nosa w
nie swoje sprawy, bo możesz dowiedzieć się czegoś, czego nigdy byś się nie
spodziewała – odparł lodowato, prostując się.
– Nott… – zaczęłam,
jednak on już mnie wyminął i podążył w stronę lochów, rezygnując ze śniadania.
A ja nadal stałam tam,
gdzie wcześniej, nie poruszywszy się ani o milimetr, jednocześnie obserwując
go, dopóki nie zniknął mi z oczu.
Słowa Teodora jeszcze
bardziej podsyciły moją ciekawość. Działo się z nim coś niedobrego – to było
jasne. Jednak co tak złego się stało, że nie spodziewałabym się tego? Ślizgon
wyglądał na chorego, oczywiście, ale przecież o tym pomyślałam od razu, gdy
tylko go zobaczyłam…
Chyba że chodziło o
coś innego, jednak wciąż powiązanego z jego obecnym stanem zdrowia. Coś z
przeszłości? Wspominał o niej, wytykając mi udawanie wszechwiedzącej na jego
temat. O tym też nie chciał mi powiedzieć, więc musiało to być czymś wyjątkowo
przez niego skrywanym, do bólu prywatnym, ciężkim do samego mówienia…
Och, zbyt
skomplikowane.
Nie chciałam kłócić
się z Teodorem. Naprawdę nie chciałam, zwłaszcza po tym, co działo się
wcześniej. Kiedy na śniadaniu Harry i Ron zauważyli mój niezbyt wesoły nastrój,
od razu spytali o powód.
– Cześć, Ginny –
rzuciłam najpierw, gdy ruda siadła obok mnie. Wymamrotała coś w odpowiedzi. Opowiedziałam
całej trójce o tym, co widziałam poprzedniego wieczora, a później dodałam
niechętnie: – Coś się z nim dzieje, a on nie chce mi nic powiedzieć.
Weasleyówna parsknęła
śmiechem.
– I dlatego masz taką
naburmuszoną minę? – spytała rozbawiona. – Och, Hermiono. Jeszcze wiele razy
się zdarzy, że ktoś nie będzie chciał ci czegoś powiedzieć. Nott faktycznie coś
ukrywa, ale raczej nie masz powodów, by się zamartwiać. On zawsze był strasznie
chudy, blady i ogólnie jakby ciągle na coś chorował. Dopiero pod koniec tamtego
roku chyba mu się polepszyło, bo jakoś tak… No wiesz – spojrzała na mnie
znaczącą, a ja zarumieniłam się nieznacznie. – Może choroba powróciła? Albo…
coś?
– Może – westchnęłam.
– Może.
Powróciłam do
konsumowania tosta, myślami nadal krążąc wokół Teodora.
– Tak właściwie to
czemu się nim zainteresowałaś? – spytał podejrzliwie Harry.
Ledwo udało mi się nie
zakrztusić. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, spuszczając wzrok.
– Spędzam z Nottem
kilka godzin w tygodniu i, no, topór wojenny już zakopaliśmy… – odpowiedziałam
cicho.
Ron zaczął głośno
kaszleć, prychać, chrząkać, zrobił się czerwony na twarzy, a już po chwili
Harry klepał go po plecach. Dopiero po dłuższym czasie złapał oddech i powoli
odstawił na stół pucharek soku dyniowego, którym się zakrztusił.
– Wszystko w porządku?
– spytałam go z troską.
– N-nic mi nie jest –
odparł ochryple.
Nie patrzył na mnie i
bynajmniej wcale nie przez łzy, które stanęły mu w oczach.
Och, nie.
– Zresztą – dodałam
już pewniej, modląc się w duchu, by Ron przyjął usprawiedliwienie (swoją drogą
w dużej części prawdziwe) mojego zainteresowania Teodorem – to ciekawe. Ginny
ma rację. On zawsze był chorowity, często opuszczał lekcje, niekiedy widziałam,
jak po paru dniach nieobecności wychodził ze Skrzydła Szpitalnego. Zastanawiam
się, od kogo pożyczał wtedy notatki…
Zmarszczyłam brwi,
myśląc intensywnie nad tą kwestią.
Ginny znowu parsknęła
śmiechem.
– Ale chyba nie
martwisz się zbytnio tym, że wkurzyłaś Notta? – upewniła się.
– Niespecjalnie –
skłamałam.
– Jasne – powiedziała
Ginny z błyskiem w oku Och, czy ona naprawdę musiała aż tak bardzo mnie znać? –
Poczekaj do korepetycji. Zobaczymy, czy znowu będzie się na ciebie wściekał.
Wyluzuj, Hermiono.
Ta, jej łatwo było
mówić. To nie ona spędzała z Teodorem tyle czasu, to nie ona musiała chodzić do
niego na zajęcia i siedzieć z nim na transmutacji, to nie ona miała tajemnicę
akurat z tym czarnowłosym Ślizgonem. Nie, nie, nie, pogorszenie stosunków
między mną a Nottem nie wchodziło w grę.
Harry uniósł brwi.
– Czyli jednak się tym
martwisz? – spytał ze zdziwieniem.
– Oczywiście, że nie –
odparłam. – Ginny widzi jedynie to, co chce widzieć – dodałam ze złością.
Nie odpowiedziała,
jednak jej uśmiech poszerzył się.
Zerknęłam na Rona. On
na mnie nie patrzył, specjalnie kierując swój wzrok na Harry’ego lub Ginny. Ja
nie zostałam obdarzona chociażby przelotnym spojrzeniem.
Och, znowu to samo. Mogłam w ogóle nie odzywać się na
temat Teodora.
Kiedy później chłopcy
zajęli się rozmową na temat quidditcha, Ginny jęknęła cicho.
– O nie…
Patrzyła na wrota
Wielkiej Sali, w których pojawił się Dean. Widziałam uśmiech pojawiający się na
jego twarzy, gdy dostrzegł rudą. Zmarszczyłam brwi i szybko nachyliłam się w
jej stronę.
– Co się między wami
dzieje? – spytałam cicho, tak by nikt inny prócz nas tego nie usłyszał.
W jednej chwili
odwróciła się do mnie.
– Nawet nie wiesz,
jaki Dean jest denerwujący – jęknęła. – Ciągle pomaga mi przejść przez dziurę
pod portretem Grubej Damy jakbym cierpiała na zanik mózgu. W dodatku narzuca mi
swoje zdanie, a to raczej niespecjalnie mi odpowiada. Długo z nim nie
wytrzymam, Hermiono… Cześć, Dean.
Zaskakujące, jak dobrą
aktorką była Ginny. W jednej chwili jej głos niemalże ociekał słodyczą, której
nigdy wcześniej u niej nie słyszałam, a uśmiech wykwitł na ustach. Sekundę
później Dean złożył na nich krótki pocałunek i usadowił się obok Weasleyówny.
Gdy zaczął nakładać sobie jajecznicy, Ginny posłała mi błagalne spojrzenie.
– Pomóż – powiedziała
bezgłośnie, jedynie poruszając wargami.
Chciałam. Naprawdę
chciałam jakoś ją zagadać, jakoś wyciągnąć ze szponów Gryfona, jednak wtedy
czyjeś ciepłe dłonie zasłoniły moje oczy, a nad głową rozległ się melodyjny
głos Ivy.
– Zgadnij kto.
Zachichotałam lekko.
– Ivy? – Odciągnęłam
dłonie od swojej twarzy, jednocześnie odwracając się.
I wtedy ktoś pochylił
się nade mną, bym została obdarzona krótkim pocałunkiem w policzek.
– A nie Roger? –
spytał Krukon, prostując się.
Zamrugałam szybko,
miejsce, którego dotknęły wargi szatyna, piekło, policzki zaczerwieniły się,
gdzieś w dole brzucha poczułam przyjemne ciepło.
O Merlinie.
Bezwiednie
uśmiechnęłam się szeroko, co Roger i Ivy zaraz odwzajemnili.
– No dobra, niech wam
będzie – odparłam. – Ale wiedziałam przynajmniej, że ktoś z was.
Zachichotali.
– Wyciągamy cię na
błonia – rzuciła blondynka.
– Teraz – dodał
chłopak.
– Absolutnie.
– Nie możesz odmówić,
to już zatwierdzone.
– Jak najbardziej.
– Dlatego bierz
czapkę, szalik czy coś-tam i idziemy.
– Właśnie. Już-już,
nie ociągaj się.
– Ale… – wtrąciłam
rozpaczliwie, jednak blondynka pokręciła głową, uciszając mnie.
– Nie ma „ale”. Ruchy,
ruchy, dokończ tost i spadamy.
Spojrzałam szybko na
Ginny nalewającą sobie do pucharka soku dyniowego. Tak, to był dobry sposób, by
ją uratować. Wprawdzie dla mnie Dean nie sprawiał wrażenia nie wiadomo jak okrutnego
chłopaka, jednak skoro rudej coś nie pasowało…
– Ginny, idziesz z
nami? – spytałam. – Ja i tak nie mam wyboru, a byłoby super, gdybyś…
– Muszę zająć się
obroną przed czarną magią – odpowiedziała jakby jakimś innym głosem.
Chłodniejszym. – Snape strasznie nam dowalił. Idźcie sami.
Patrzyłam na nią przez
chwilę; ona nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Odwróciłam się do Harry’ego i
Rona.
– A wy? – spytałam,
uśmiechając się w ich stronę.
Oni również unieśli
kąciki ust do góry, jednak w raczej przepraszającym geście.
– Taktyka na mecz,
sama rozumiesz – odparł okularnik.
– Wyrwiemy się z tego
zamku kiedy indziej – dodał piegowaty.
Zastanowiłam się
chwilę.
– No dobra –
odpowiedziałam w końcu. Wstałam z ławki, porywając ze sobą tost. – Ale trzymam
was za słowo.
Ron uśmiechnął się do
mnie tak uroczo, że prawie się zakrztusiłam.
Może jednak nie był
zły?
Kilka minut później
wraz z Ivy i Rogerem brnęliśmy przez śnieg w stronę Zakazanego Lasu. Ja szłam
między Krukonami, trzymając ich pod ręce, tak było mi zimno. Obserwowałam
niebo, przykryte szarymi chmurami, i te pojedyncze płatki śniegu, które
wirując, opadały na ziemię.
Chyba zaczynałam lubić
zimę.
Odetchnęłam głęboko.
– Trochę brakuje mi
słońca – wyznałam cicho. – Bez niego mam jakby mniej energii.
Roger uniósł brwi.
– Nie rozumiem cię –
powiedział.
– Bo ty zawsze masz
zdecydowanie za dużo energii – odparłam.
Zachichotał.
– Łe tam. Ty mnie
jeszcze nie widziałaś po ciszy nocnej w dormitorium. Chłopaki ponoć planują już
mord, tylko zastanawiają się, gdzie ukryć ciało.
– Chang ciągle się
wkurza, gdy wieczorem wysyłamy sobie z Rogerem sowy – wtrąciła Ivy. – Wiesz, zawsze
znajdzie się jakiś temat do rozmowy. Więc Roger wysyła swoją Mary albo ja
swojego Krakersa. Chang dostaje świra, bo przecież „im więcej snu, tym
ładniejsza cera rano, a ona nie może wyglądać jak troll”. Jakby już tak nie
wyglądała…
Zmarszczyłam brwi.
– Chang…?
– No przecież jestem z
nią w domu – powiedziała Ivy jakby to było oczywiste.
Miałam ochotę pacnąć
się w czoło. Kompletnie wypadło mi z głowy, że Cho jest na roku z blondynką.
– Przepraszam,
zapomniałam o niej – wymamrotałam zmieszana.
– Też chciałabym
zapomnieć – burknęła Ivy.
Niedługi czas później,
po wielu chichotach, uśmiechach, krzykach i potknięciach się na śniegu,
niebieskooka wyrwała rękę z mojego uścisku, po czym pobiegła lepić bałwana.
Wraz z Rogerem zatrzymaliśmy się, patrząc na Ivy jak na wariatkę.
Zachichotałam.
– Ona to ma pomysły –
rzuciłam ze śmiechem, podczas gdy Krukonka już zabrała się za robienie bazy
bałwana.
– Ja chyba mam gorsze.
Nawet nie zdążyłam
unieść brwi w geście zdziwienia.
Nawet nie udało mi się
zarejestrować momentu, w którym jego dłoń znalazła się pod moim kolanami.
Nawet nie
zorientowałam się, że przytula mnie mocno, by chwilę później upuścić w zaspę.
Cóż, on za to nie
przewidział tego, iż mogę chwycić go za szatę, ciągnąc za sobą na dół.
Tym sposobem Roger
wylądował na mnie, śmiejąc się głośno, podczas gdy ja na moment utraciłam
oddech. Szybko jednak go odzyskałam, również zaczynając chichotać.
Zachowywaliśmy się
zupełnie jak dzieci.
Szatyn szybko znalazł
się obok mnie, bez zahamowań kładąc się na śniegu.
– Jesteś okropny –
stwierdziłam z rozbawieniem.
– Ale lubisz mnie, no
nie? – spytał z pewnością w głosie.
– No oczywiście –
potwierdziłam, wpatrując się w niebo. – Jak można nie lubić kogoś, kto ma
głupawkę całą dobę?
Roger zaśmiał się
znowu.
– Niektórzy nie
potrafiliby ciągle być tacy… żywi. Weźmy takiego Notta. On sprawia wrażenie
strasznie sztywnego, nie sądzisz?
Oj, wkroczyliśmy na
zły teren.
Mój uśmiech zbladł.
– On nie jest sztywny
– powiedziałam już bez wesołości w głosie.
Roger parsknął
śmiechem.
– Skąd – zakpił. – Nie
umie się śmiać.
Prychnęłam.
– Oczywiście, że umie
– zaperzyłam się. Odwróciłam głowę w jego stronę. – Dlaczego tak uważasz?
Również na mnie
spojrzał.
– Ivy ostatnio często
z nim rozmawia – wyjaśnił, a gdzieś w okolicach mojego serca poczułam ukłucie.
– Niby się dogadują, ale on krzywo patrzy na jej wygłupy. Po prostu sztywniak.
Zabolało. Cholernie
zabolało.
Zazdrość?
Nieee, nie, bez przesady – zaprzeczyłam w
myślach. Bo i niby dlaczego? Dlatego, że
Ivy ostatnio z nim rozmawia? Dlatego, że często z nim rozmawia? Dlatego, że się
dogadują…?
Och, do diabła.
Tak, to była zazdrość.
– Pokłóciłam się z nim
– wyznałam.
Roger uniósł się na
łokciu, tak że teraz patrzył na mnie z góry.
– Znowu? – spytał.
Kiwnęłam głową i
westchnęłam.
– Ponoć za bardzo
wtykam nos w nie swoje sprawy i… – Znowu westchnęłam. Ponownie spojrzałam w
niebo, doszukując się płatków śniegu, które nagle gdzieś znikły. – Nie lubię
się z nim sprzeczać. On sprawia, że zaczynam zastanawiać się, jakie jest moje
życie, co robię nie tak. Wtedy myślę nad wszystkim, też nad słowami, które do
niego kieruję, i czy przez to sama nie staję się hipokrytką. Nott jest
skomplikowany. On… on zmienia moje patrzenie na niektóre rzeczy, on zmienia
całą mnie i wcale nie zaliczam tego do miłych rzeczy.
Roger nie odezwał się,
a ja poczułam chęć rozpłakania się. Łzy zebrały się w moich oczach, kiedy w
końcu wypowiedziałam swoje obawy, myśli na głos.
Tak trudno było się do
tego przyznać.
Chłopak wstał,
otrzepał szatę ze śniegu, po czym pomógł podnieść się mnie. Pociągnęłam nosem,
spuszczając głowę.
– Chodź tu – mruknął.
Przyciągnął mnie do
siebie, opatulając ramionami, a ja bez wahania mu na to pozwoliłam.
– Nie jesteś
hipokrytką – usłyszałam jego cichy, łagodny głos. – Może to dobrze, że się
zmieniasz? Wprawdzie nie sądzę, by zmiana przez Notta była zmianą na lepsze,
ale… – Zamilkł na moment. – Jesteś cudowną dziewczyną. Nie myśl o sobie źle. –
Przytulił mnie mocniej. Później dodał, zniżając głos do szeptu: – A jeśli
będzie trzeba, ustaw Notta do pionu.
Wciąż nie wypuszczając
mnie z uścisku, złożył pocałunek na mojej skroni.
Od razu zapomniałam o
mrozie.
Chwilę później
staliśmy obok siebie, z rozbawieniem przypatrując się Ivy, która postanowiła
ulepić bałwana stojącego na rękach – w tym przypadku dwóch wyczarowanych
gałązkach. Właśnie umieszczała trzecią kulę, tę największą, i machała różdżką,
umacniając całą konstrukcję. Roger chichotał, a ja obserwowałam krajobraz
wokół. Iskrzące się czapki przykryły drzewa na skraju Zakazanego Lasu, zaś
chatka Hagrida wyglądała jak z bajki. Na dachu znajdowała się gruba warstwa
śniegu, szyby były oszronione, z komina wydostawała się cienka strużka dymu,
wznosząc się i wznosząc, by później nagle gdzieś się rozpłynąć. Dalej widziałam
jezioro – zamarznięte, srebrzyste, nieprawdopodobnie rozległe, skute lodem,
przez co wydające się niedostępne, skryte, ciche, posiadające w sobie jakąś tajemnicę
– na jego powierzchni przycupnęło kilka ptaków, skulonych, przytulonych z mrozu
do siebie.
A z chmur powoli
zaczynał opadać śnieg.
– Pięknie tu –
wymamrotałam cicho.
Roger spojrzał na mnie
z uśmiechem.
– To ty jesteś piękna
– odparł, a ja zarumieniłam się aż po cebulki włosów.
Poczułam rozkoszne ciepło
dłoni Krukona, kiedy jego palce łagodnie splotły się z moimi.
***
To, czego tak bardzo
się obawiałam, wcale się nie wydarzyło.
Korepetycje – z racji
mojego szlabanu u Snape’a przesunięte na wpół do szóstą – przebiegły tak jak
powinny. Później wraz z Teodorem ruszyliśmy w stronę głównych schodów,
rozmawiając o przeróżnych rzeczach, jednak skrzętnie omijając temat jego stanu
zdrowia. Rozstaliśmy się w neutralnej atmosferze, jakby nigdy nic się nie
wydarzyło.
Nasze późniejsze stosunki
nie uległy zmianie. Nadal rozmawialiśmy tak jak wcześniej, nadal dość często
się sprzeczaliśmy, nadal panowała między nami taka sama atmosfera. Cieszyłam
się z tego ogromnie, jednocześnie w pewnym stopniu bojąc się podjąć rozmowę o
piątkowym wydarzeniu.
Zaś sam Teodor
wyglądał… źle. Był zmęczony, widziałam to. Twarz miał nienaturalnie bladą, oczy
podkrążone i chyba nawet trochę schudł. Przycichł, stał się małomówny, a gdy
już się odzywał – najczęściej z kpiną. Dzielnie to znosiłam, zwłaszcza że później
wszystko rekompensowały mi rozmowy na temat Konkursu. Przy okazji znalazłam
odpowiedź na dręczące mnie od pewnego czasu pytanie: dlaczego to Snape, a nie
Slughorn przygotowywał Teodora do Czarodziejskiego Konkursu Eliksirów, skoro
przecież uczył obrony przed czarną magią?
Odpowiedź była
zaskakująco oczywista i aż zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wcześniej na nią
nie wpadłam. Oczywiście Snape doszedł do wniosku, że Slughorn niczego nie
nauczy Teodora, cały dostępny czas marnując na wychwalanie jego osoby. Stosunek
opiekuna Slytherinu do obecnego profesora eliksirów? Przeważająca pogarda.
Przewidywalne.
Odnosiłam dziwne
wrażenie, że Ginny chyba czymś zaraziła się od Notta. Również była spokojniejsza
niż zazwyczaj i jeszcze bardziej nieobecna. W dodatku unikała rozmów z Ronem,
tak przynajmniej mówił mi sam rudzielec. To stanowiło rzecz nadzwyczaj dziwną,
bo przecież ostatnimi czasy o nic się nie pokłócili, rudzielec starał się
zachowywać sprawiedliwie wobec swojej siostry i na odwrót.
Kompletnie zapomniałam
o Katharsis. Odsunęłam je na dalszy
tor. Wszelkie moje myśli pochłonęły przygotowania do Konkursu. Snape traktował
mnie z chłodną obojętnością, jeszcze większą niż wcześniej, lecz bez
jako-takiej nienawiści. Burbage – podobnie do Vector – stwierdziła, że niczego
więcej nie zdołam się nauczyć, bo po prostu nie muszę. Jedynie Babbling
skrupulatnie odznaczała w swoim notesiku kolejne tematy, które opanowałam.
Zasypała mnie masą tłumaczeń pochłaniających większość mojego wolnego czasu.
Męczące.
Tak działo się przez
kilka dni. Na niecały tydzień przed Konkursem wydarzyło się parę bardzo zaskakujących
rzeczy, jedna po drugiej, tak że ciężko było mi cokolwiek zrozumieć.
Pierwszym, co dostrzegłam,
gdy weszłam z chłopakami do Wielkiej Sali, był wyjątkowo przybity Dean.
Uniosłam ze zdziwieniem brwi i spytałam Rona, o co chodzi. Ten jedynie wzruszył
ramionami, podobnie zareagował Harry. Przysiedliśmy się Gryfona, a ja
delikatnie spytałam, co się stało.
Spojrzał na mnie
naburmuszony.
– Ginny jeszcze ci się
nie pochwaliła? – spytał. – Zerwaliśmy.
Zasłoniłam sobie usta
dłonią.
No dobra, ruda
wspominała, że ma dość. Mówiła, jaki to Dean jest zły i tak dalej. Rozmyślała
nad tym, jak w końcu na poważnie porozmawiać z chłopakiem, ale, na miłość
boską, nic nie zanosiło się na tak nagłe rozstanie!
Mogła uprzedzić
chociaż mnie.
Ron zamrugał szybko.
– Co? Kiedy?
– Dzisiaj rano –
odparł cicho Dean. – Przed chwilą stąd poszła, nie minęliście się z nią?
Pokręciłam przecząco
głową.
– Nie… Przykro mi,
Ginny nic o tym nie wspominała – powiedziałam, dotykając lekko ramienia Gryfona,
Nie odpowiedział. Ja
tymczasem zerknęłam na Harry’ego, który od pewnego czasu dość… dziwnie
zachowywał się w obecności rudej. Nie wspominając już o spojrzeniach, jakie
rzucał w jej kierunku, a które chyba tylko ja dostrzegałam. W tamtej chwili był
zamyślony, jakby duchem gdzie indziej.
Tak, zdecydowanie coś
się kroiło.
Kilka minut później
wydarzyła się kolejna zaskakująca rzecz – dostałam od mamy list. Nie żeby
akurat to było dziwne. Przecież dzień wcześniej wysłałam jej wiadomość,
opisując szkolne życie, Konkurs i napomykając coś o Teodorze.
Nic szczególnego.
Jednak w odpowiedzi znalazła się zdecydowanie zastanawiająca informacja.
Wraz z tatą możemy spełnić jedno z Twoich marzeń z
dzieciństwa. To o tym, żeby móc dzielić się z kimś zabawkami, łóżkiem i ubraniami.
Miałam mieć
rodzeństwo.
Miałam. Mieć.
Rodzeństwo.
Brata albo siostrę.
Albo jedno i drugie.
Miałam już przestać
być sama.
Słodki Salazarze.
Och, i jeszcze
zaczęłam bredzić. To przez Notta. Oczywiście nie moje rodzeństwo miało być
przez Teodora, tylko to, że nawet w myślach zaczęłam bredzić i…
O Merlinie.
Aż z wrażenia
pisnęłam, zakrywając sobie usta dłonią. Ścisnęłam w dłoni list, w oczach
stanęły mi łzy. Śmiech wyrwał się z mojego gardła w chwili, gdy poczułam na
skórze pierwsze gorące kropelki.
Ron i Harry spojrzeli
na mnie zaniepokojeni.
– Co się stało,
Hermiono? – spytał ten pierwszy niemalże ze zgrozą.
Spojrzałam na niego z
radością, po czym rzuciłam mu się na szyję, mocno przytulając.
– Będę mieć rodzeństwo
– wyszeptałam ze wzruszeniem. Ron nieśmiało poklepał mnie po plecach. – W końcu
nie będę sama!
Odsunęłam się od
niego, ocierając łzy listem. Jeszcze raz spojrzałam na jego treść i ponownie
pisnęłam. Rudzielec za to wyglądał na naprawdę mocno zdziwionego tak gwałtowną
reakcją.
– Zwariowała –
stwierdził, zwracając się do Harry’ego.
Okularnik jedynie
uniósł kąciki ust do góry, a ja znowu zaśmiałam się głośno.
Ron mnie nie rozumiał,
ale nie miałam mu tego za złe. On zawsze był otoczony rodzeństwem, w dodatku
starszym. Ja nie doznałam takiego szczęścia. Dopiero teraz mogłam poczuć, co to
jest więź między rodzeństwem, ta nieco inna od więzi między dzieckiem a
rodzicami.
O Merlinie.
Byłam wniebowzięta.
Przez cały dzień
chodziłam uśmiechnięta oraz dziwnie lekka. Nie udało mi się spotkać Ginny i
porozmawiać z nią o Deanie, jednak w obliczu tego, czego dowiedziałam się od
mamy, jakoś mało mi to przeszkadzało.
Na transmutacji od
razu pochwaliłam się tym Teodorowi. Podsumował to błagalnym spojrzeniem w stronę
sufitu.
– Kolejna denerwująca
szczota? – jęknął.
I jak mogłam się nie
zaśmiać?
Jednak po lekcji mój
wyjątkowo dobry nastrój został zmącony niepokojem. Tuż po dzwonku Teodor szybko
wpakował swoje rzeczy do torby i od razu podszedł do biurka McGonagall.
– Pani profesor, coraz
mniej boli – powiedział przyciszonym głosem.
Zamarłam.
Czy to możliwe, by
chodziło o jego zdrowie?
Zaczęłam ociągać się
najbardziej jak mogłam, byle tylko coś usłyszeć. Przez te parę dni bardzo
często zastanawiałam się nad sposobem zapytania McGonagall o to wszystko.
Układałam sobie w głowie słowa, które do niej skieruję, planowałam każdy
wykonany gest, byle tylko jej do siebie nie zrazić, jednak koniec końców
niczego nie zrobiłam. Bałam się? Zapewne. Chyba czułam niepokój co do tego, jak
zareaguje nauczycielka. Podobnie do Teodora? Nie, to wykluczyłam.
Ale i tak za bardzo
się obawiałam, by cokolwiek zrobić.
Opiekunka Gryffindoru splotła
ręce na blacie biurka, patrząc poważnie na Teodora.
– Bardzo się cieszę,
panie Nott – powiedziała, a w jej głosie dosłyszałam leciutką nutę ulgi. –
Jednak… sprawę… do pani Pomfrey… na Konkursie… rozumie pan?
Prychnęłam w myślach,
gdy nie udało mi się dosłyszeć wszystkiego, co powiedziała.
Z ociąganiem
sprawdziłam, czy w moim piórniku niczego nie brakuje.
Teodor kiwnął głową.
– Do Konkursu nie będę
już próbował – odparł. – Ale i tak wie pani, jaki już jest mój stan…
– Zdaję sobie sprawę –
przerwała mu McGonagall. – Dlatego… Panno Granger?
Och, nie.
Nauczycielka
zauważyła, że jako jedyna nie opuściłam jeszcze klasy. Teodor spojrzał na mnie
intensywnie. Przywołałam na usta niewinny uśmiech.
– Musiałam zobaczyć,
czy wszystko mam – wyjaśniłam, wskazując na torbę. Szybko zapięłam ją i
zawiesiłam na ramieniu. – Już idę. Do widzenia!
Klasę opuściłam
szybciej, niż sama bym się tego po sobie spodziewała. Oczywiście poczekałam
przed nią na Teodora. Wyszedł po niedługiej chwili i jakoś niespecjalnie był
zaskoczony moim widokiem.
– Wiem, że
podsłuchiwałaś, a ty wiesz, że nic ci nie powiem – rzekł, zanim zdążyłam się
odezwać, po czym ruszył korytarzem.
Hm, co mogłam zrobić?
– Jaki jest twój stan?
– spytałam prosto z mostu, doganiając go.
– Granger – syknął,
piorunując mnie wzrokiem.
– Nie, twój stan na
pewno nie jest Granger – zironizowałam. – Naprawdę nie wiem, co ty masz do
mojego nazwiska.
– Ja za to nie wiem,
co ty masz do mnie. Przestań. Wtrącać. Się. W nie swoje. Sprawy – wycedził ze
złością.
Wzruszyłam ramionami.
– Chcę wiedzieć –
odparłam krótko.
– Też dużo rzeczy
chcę, a ich nie dostaję – odparował on.
– Chcieć to móc. Masz
jakieś problemy ze zdrowiem, tak? Wiedziałam. Zresztą to widać i…
– Granger, do cholery
jasnej!
Och, znowu go
wkurzyłam.
Zatrzymał się, a ja
wraz z nim. Był niezaprzeczalnie wściekły – oczy ciskały gromy, on sam ciężko
oddychał.
– Jesteś tak cholernie
uparta, że nie mam pojęcia, jak Weasley i Potter z tobą wytrzymują – warknął. –
Wbij sobie do tego pustego łba: „Nie będę wciskać nosa gdzie popadnie”,
zrozumiałaś?
I poszedł sobie.
A ja za nim.
– Nie mam pustego łba!
– zaperzyłam się.
– Owszem, masz, skoro
nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że nic ci nie powiem – odparował, patrząc
na mnie z wściekłością.
Skręcił gwałtownie w
lewo.
– Nott, poczekaj! –
zawołałam, gdy zostałam w tyle. – Nie możesz ciągle uciekać od odpowiedzi. Nie
łatwiej byłoby po prostu mi powiedzieć?
Obejrzał się przez
ramię.
– Nie. Niech cię
skręci z ciekawości – powiedział drwiąco i jeszcze bardziej przyspieszył.
Dotarliśmy do głównych
schodów.
– Nott, na gacie
Merlina, zatrzymaj się! – krzyknęłam, jednak on już zbiegał w dół.
Zatrzymałam się
zrezygnowana, opierając dłonie o poręcz. Patrzyłam na niego, dopóki nie zniknął
w korytarzu prowadzącym do lochów.
Poczułam palące poczucie
absolutnej porażki. Nie dość, że nadal niczego konkretnego się nie dowiedziałam,
to jeszcze chyba utraciłam wszystko, co udało mi się osiągnąć w kwestii
stosunków z Teodorem.
Skrzywiłam się i
westchnęłam.
Jesteś beznadziejna, Hermiono.
Tamtego dnia nie
rozmawiałam już z Nottem. Wiedziałam, że czekają mnie jeszcze korepetycje ze
Ślizgonem, jednak mimo to moje myśli i tak krążyły wokół niego. Udało mi się
oderwać je od osoby chłopaka dopiero wieczorem, kiedy jeszcze przed dodatkowymi
zajęciami z transmutacji postanowiłam pójść do dormitorium piątoklasistek.
Chciałam w końcu
porozmawiać z Ginny. Ani ja, ani Harry, ani nawet Ron nie widzieliśmy jej
dłużej niż parę sekund, kiedy minęła się z nami na korytarzu. Unikała nas, to
było pewne. Podejrzewałam dlaczego – musiała dowiedzieć się, że Dean już nam
powiedział o ich rozstaniu, więc uciekała od rozmowy. Może się bała, może
wstydziła się, może nie miała pewności do naszej reakcji.
Czułam się przez to
strasznie głupio.
Zapukałam delikatnie
do drzwi i powoli weszłam do środka. Pomieszczenie było prawie puste – tylko na
najdalszym z łóżek siedziała Ginny, gwałtownie rozczesując szczotką splątane
włosy. Gdy tylko mnie dostrzegła, przerwała wcześniejszą czynność i opuściła
ręce.
– Cześć, Ginny –
powiedziałam, uśmiechając się. Zamknęłam za sobą cicho drzwi. – Nie wiedziałam
cię cały dzień. Gdzie się schowałaś?
Usiadłam obok niej.
Cały czas mnie obserwowała. Uważnie, jakby starając się przewidzieć mój kolejny
ruch. W końcu wzruszyła ramionami.
– Nigdzie, tak jakoś
po prostu… – odparła cicho, spuszczając głowę. Sekundę później parsknęła
śmiechem. – Już wiesz, co?
Kiwnęłam głową.
– Dean wygląda na
strasznie przybitego – stwierdziłam. – Szkoda go. Chyba cię kocha.
Ginny odgarnęła za
ucho swoje ognistorude włosy.
– Wiem – rzekła
jeszcze ciszej, już wcale się nie uśmiechając. – Przepraszam, że cię nie
uprzedziłam, ale sama do dzisiejszego ranka nie wiedziałam, czy na pewno to
zrobię. Spotkaliśmy się w pokoju wspólnym, tak jak zawsze. Wtedy mu
powiedziałam. – Westchnęła, odwracając twarz w stronę okna. Na zewnątrz
panowała nieprzenikniona ciemność, otulająca sobą wszystko. Tak jakby istniała
tylko ona, nic więcej. – To wcale nie jest miłe uczucie oglądać ten szok, ten
zawód, ten cały smutek na czyjejś twarzy, w dodatku z twojego powodu.
Przeczesałam dłonią
końcówki jej włosów.
– Może to nawet
dobrze, że z nim zerwałaś – powiedziałam, przypatrując się pasemkom dziewczyny.
– Skoro wcale nie byłaś szczęśliwa… Znajdziesz kogoś lepszego. Zresztą –
dodałam z zadziornym uśmiechem – Harry wyglądał zdecydowanie inaczej, kiedy
dowiedział się o waszym rozstaniu.
Ginny momentalnie
odwróciła się w moją stronę.
– Co masz na myśli? –
spytała podejrzliwie, marszcząc brwi.
– To, że chyba w końcu
zwrócił na ciebie uwagę – oznajmiłam triumfalnie. – Naprawdę nie zauważyłaś,
jak patrzy w twoją stronę?
Pokręciła powoli
głową.
– Nie bardzo.
Zachichotałam.
– Och, Ginny, Ginny –
westchnęłam z rozbawieniem. – Musisz nauczyć się widzieć.
Nie odpowiedziała.
Spuściła w zamyśleniu głowę. Przyjrzałam jej się uważnie.
– Co się stało? –
spytałam z troską.
Popatrzyła na mnie
swoimi wielkimi oczyma. Dostrzegłam w nich coś niepokojącego, jakąś taką
pustkę, nie było w nich tego, co zawsze, pustka, porażająca pustka…
Ginny jednak
uśmiechnęła się delikatnie.
– Nic, Hermiono.
Zupełnie nic.
Wciąż uśmiechała się…
delikatnie.
Fałszywie.
Ginny, moja kochana Ginny…
Przysunęłam się do
dziewczyny, przytulając ją mocno. Oddała gest, ale tak jakby niepewnie.
– To dobrze –
szepnęłam, zaciskając powieki.
Pustka pojawiła się w
jej oczach.
…a jezioro było niedostępne, skute lodem…
Pustka pojawiła się
między nami.
***
A na korepetycjach nic
się nie zmieniło. Przywitaliśmy się jak zawsze, on lekkim „Cześć, Granger”, ja delikatnym
kiwnięciem głowy. Później weszliśmy do klasy – Teodor nie zapomniał przepuścić
mnie w drzwiach. Następnie ćwiczenie zaklęć, oczywiście bez pozytywnych
efektów, bo posłania prosto na twarz Notta tłustego szczura nie można do takich
zaliczyć. Krótka rozmowa o Konkursie, parę przytyków ze strony chłopaka, wiele
niepotrzebnych instrukcji odnośnie zaklęć, skoro i tak nic mi nie wychodziło.
Wszystko jak zawsze.
Tylko… tylko ja
przycichłam. Nie wiedziałam, czy Nott to dostrzegł. Nie miałam pewności, jednak
jeśli faktycznie coś zauważył, nie okazał tego po sobie. Odwet za moje
wcześniejsze zachowanie? Obojętność za napastliwość? Rzeczywiście go to
obeszło?
Być może.
Ja jednak nie potrafiłam
przestać myśleć o głębokiej, ciemnej jak świat za oknem przepaści, która –
nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało – zagościła między mną a pewną
rudowłosą istotką będącą jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Nie mogłam znieść
widoku tych dużych, czekoladowych oczu, już bez żarzących się węgielków, bez
iskierek, bez tego wszystkiego, co tak bardzo kochałam. Tych cudnych oczu,
teraz pustych, niemalże martwych.
Właśnie one i ten
uśmiech, delikatny, a jednak okrutnie fałszywy, chyba nigdy nie były dla mnie
tak bolesnym, jakby na złość ciągle powracającym do umysłu obrazem.
_______________
Jak widać,
zdecydowałam się podzielić rozdział na dwie części. Następną rozbuduję trochę
bardziej, niż planowałam, żeby osiągnąć przyzwoitą długość, jakoś damy radę. Na
razie oddałam w Wasze łapki to-to i strasznie, naprawdę strasznie przepraszam
za tak długą nieobecność. Ponad miesiąc, ughh. Dobijające, serio. Nawet nie
wiedziałam, kiedy to tak szybko zleciało. Nie sądziłam, że aż w takim stopniu
pochłonie mnie nowy rok szkolny.
Chcę jeszcze
podziękować Wam wszystkim, kochani, którzy upominaliście się o nowy rozdział,
którzy wciąż pamiętaliście o Teosiu, dziękuję tym, którzy są już ze mną od
jakiegoś czasu, jak i tym, którzy ujawnili się zupełnie nagle, podczas
oczekiwania na kolejną część. To wszystko naprawdę karmi wenę i daje tak
cholernego kopa, jednocześnie podnosząc samoocenę, że nawet sobie nie zdajecie
sprawy. Świadomość, że komuś podoba się to, co się robi, jest, no kurcze, po
prostu cu-do-wna. Dziękuję również wszystkim, których z pewnością denerwowało
moje wybitnie irytujące niezdecydowanie, i tym, którzy doradzili mi w końcu,
bym podzieliła to coś na dwie części i dać sobie spokój. Za to Wam wszystkim
dziękuję.
A co w następnej
części? Rozwiązanie zagadki Ginny oraz podejście nieco bliżej rozwikłania
tajemnicy umarłych.
Ściskam straszliwie
mocno Was wszystkich i każdego z osobna.
Empatia
Pierwsza !! Jestem zachwycona tym rozdziałem , życzę weny
OdpowiedzUsuńAww, dziękuję bardzo ;3 I gratuluję bycia pierwszą ^^
UsuńNo dooobra, Ciocia Fedora ma teorię, że Nott ma z tych nerwów wrzody. :D Może nie była to diagnoza godna doktora House'a, ale.
OdpowiedzUsuńRoger, Roger, Roger... No i co ja mogę powiedzieć? Tu pocałunek, tu drugi, tu splatanie palców... Hermiona mu się podoba, jest chemia i to widać.
No i przede wszystkim - Hermiona będzie miała rodzeństwo, nieźle, nieźle, oby to była siostrzyczka! :) Tylko czy taka duża różnica wieku dobrze wpłynie na jej relacje z maleństwem? Zresztą i tak ostatnimi czasy bardzo rzadko bywa w domu, więc w sumie... Ja się nie znam, ja jestem jedynaczką. :D
Pozdrawiam,
[gilderoy-lockhart]
PS Mogłabyś mnie informować na Gilderoyu, a nie na Crime Parfait? Kwestia techniczna. Dzięki śliczne. :)
Haha, biedny Nott :D Że też Hermiona na to nie wpadła...
UsuńLol, ja też się nie znam, rodzeństwa nie mam. No ale zostało mi jeszcze spooooro czasu, żeby zaplanować właśnie te relacje, o których wspomniałaś, także no, zobaczymy :D
Oczywiście, już zmieniam adres w Subskrypcji ^^
Bardzo dziękuję za opinię i ściskam mocno.
Włączyłam bloga, przeczytałam rozdział, chcę skometować... I padł mi internet. Zresztą, nawet się nei zdziwiłam. Mój pech jest tak przewidywalny.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, po prostu wiedziałam, że będzie taka sytuacja z Nottem. ^^. Kocham takie wydarzenia w opowiadaniach c:
Fajnie, że Hermiona będzie miała rodzeństwo. (Ja nie wiem, z czego ona się tak cieszy O.o Mam młodszą siostrę i nie da się z nią wyrobić -.-)
Nie lubię Rudej. Nie chodzi o to, że mam coś do Ginny w twoim opowiadaniu, ale mówię tak ogólnie. Sama nie wiem czemu, po prostu jej nie trawię. Chociaż wszystko jest napisane realnie, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że jej nie lubię xD
Jestem strasznie ciekawa kolejnego rozdziału, mam wielką nadzieję, że pojawi się ona szybciej, niżeli ten. ;)
Pozdrawiam,
Szczerze? Gdybym ja się teraz dowiedziała, że będę mieć rodzeństwo, to bym zareagowała raczej odwrotnie do niej. Jestem jedynaczką i dobrze mi z tym, chociaż starszym rodzeństwem bym nie pogardziła xD
UsuńGinny, Ginny... Ja ją nawet lubię, chociaż też nie nie wiadomo jak. Przyjaźni się(?) z Hermioną, więc przydałoby się o niej napisać ^^''
Ja też mam taką nadzieję...
Całuję.
Ja mam siostrę o 6 lat młodszą... Hermiona chyba nie wie, co ją czeka xD
UsuńBoże, świetny szablon! *-* Mogłabys mi podać link do tego zdjęcia? (Tak, Aviesaline jest leniwa i nie chce jej się szukać ._.)
Ja też jeszcze nie wiem, ale co tam xD
UsuńA dziękuję bardzo ^^ Proszę, leniu jeden ;P http://emmapictures.fan-strefa.pl/displayimage.php?album=1747&pid=54608#top_display_media
A dziękować, dziękować. Wreszcie jakieś nowe, fajne zdjęcie z Emmą ^^.
UsuńA tak w nawiązaniu do informacji (bo jak to nazwać? xD) na górze, październik jest faaajny <3
(Tak, Aviesaline po ciężkim dniu z 3 sprawdzianami zdurniała do reszty).
No, no, włosy jej odrastają, mniam <3
UsuńTo Informacje, luz xD Październik kocham. Chłodno, ponuro, może trochę z deszczem przesada, no ale. A za trochę ponad dwa miesiące Święta, yay <3 <3
No. Wreszcie jakieś sesje można sobie poszukać, które idealnie pasują do Hermiony.
UsuńPaździernik jest faaaaajny. Głównie dlatego, że mam w ten miesiąc urodziny <3, ale fakt, że ciągle pada (!)i jest ogólnie pochmurno, bardzo dobrze na mnie działa. xD Opowiadania się w taką pogodę lepiej pisze. Przynajmniej mi ;p
O tak <3 A jak jeszcze wieczór jest, w słuchawkach leci Civil Twilight i popijasz herbatkę z sokiem malinowym, to już w ogóle napad weny xD
UsuńHerbatki z sokiem malinowym nie lubię. Jakiś dziwny stwór ze mnie o.O
UsuńJak by tak nie wiało, to byłoby wspaniale ._.
;o Jak możesz? Chociaż w sumie dobra jest albo z sokiem malinowym, albo z cytryną, whatever <3
UsuńO, to, to. Jak wczoraj stałam na przystanku, to koleżanka, którą odprowadzałam, dostała liściem w twarz O_O'' A dzisiaj deszcz trochę kropił, ale co tam, nie przeszkadza mi jakoś szczególnie xD
Ja od zawsze odstawałam od reszty xD Ja to tylko miętową. Od święta z miodem <3. Od humoru zależy. Z czymś innym nie wypiję xD
UsuńJa to z domu za bardzo nawet nie wychodziłam, poprosiłam mamę, żeby po mnie przyjechała do szkoły.
Ja jestem boska, nawet nie wiedziałam, że w mojej okolicy ludzie prądu nie mają. O.o'' Telewizja wie wszystko <3.
Ja uwielbiam deszcz i mokro i ogólnie takie klimaty. Ale nie lubię, jak wieje nie wiem jak mocno, bo przy lesie mieszkam. I takie niespodzianki leżą mi na podwórku w postaci gałęzi -.-
Btw, ale bitwy na liście to są świetne <3
W miodem nie pijam, nie lubię miodu :D I kto tu od reszty odstaje, hę? :P
UsuńMieszkasz przy lesie? *O* Chcę do Ciebie *.* Ja mieszkam w mieście, you know, u mnie nie ma bajerów typu ptaszki, taaakie drzewka, świeże powietrze. Nie żebym narzekała, ale czasem tęsknię za naturą ;_: Deszcz, no, czasem mi się zdarzy lubić, ale tak to parasol i idziem :D Pfue, bitwy na liście nie, nie, nie. Śnieżki to inna sprawa, ale liście? Nieee xD
Ja ze wsi jestem, z trzech stron las, a jak już nie las, to łąka o.o". To ja tu pewnie od reszty odstaje xD
UsuńA no, bajery są świetne, w zime przychodzą sarny i zżerają nam winobluszcze z płotu, jak nie damy nic do paśnika ^^"
Moja koleżanka wpadła na bitwę na liście. Potem wpadła na taką wielką kupę liści. Oczywiście za moją pomocą ^^".
Zaaaapowieeeedź! (Tak, Aviesaline znowu świruje).
Wiesz, że za to cię kocham, prawda? Zapowiedź znowu jest wkurzająca. Bo krótka. ._. I bo fajnie by było już przeczytać cały xD
Można wiedzieć, kiedy mniej więcej go opublikujesz? ;)
;_: Weź mi nie mów, nie dobijaj. Naprawdę kocham Kraków, the best city in Poland, ale no. Chlip. Smuteczek T__T
UsuńDrobną pomocą jeszcze, co? xD
Czyli że mam dłuższe zapowiedzi szykować? Dobra, pomyśli się nad tym :DD Rozdział pojawi się w niedzielę przed południem/po południu. Może uda mi się go wstawić w sobotę, ale nie mogę obiecać :C
O, to widzę całkiem inny kierunek widzę. Ja to ta z małej wsi pod Gdynią jestem. W górach, ani w nawet w Krakowie nigdy nie byłam O.o
UsuńNo oczywiście, że drobna pomoc. Tylko dostała moją torbą xD Oddałam tylko. Nie moja wina, że nie potrafi utrzymać równowagi xD
Rozdział w niedziele? :( I będę musiała go po nocach czytać. ;/ Rodzina przyjeżdża, bo mam wyprawiane moje birthday i pewnie się do kompa nie dobije. ._.
Nad morzem byłam raz i mi starczy. Góry mniam <3
UsuńHahaha xDD No pewnie, że nie Twoja, a torba sama się na nią rzuciła :DD
Czyli że masz urodziny w niedzielę? Albo o to pytałam i zapomniałam, albo nie pytałam i teraz pytam xD Ja urodzi nie wyprawiam, kij z nimi, bo i po co? :DD
Moja torba ma mordercze odruchy. xD
UsuńNie, dzisiaj ^^. W niedziele zjedzie się cała moja rodzinka. I nawet jak nie chcę wyprawiać, to się zjeżdżają O.o
Moja klasa jest kochana i nawet pamiętała... (Facebook przypomniał). xD
Ojojoj, to w takim razie wszystkiego najlepszego <3 Zdrówka, szczęścia, wielu przyjaciół, spełnienia marzeń i wszystkiego, czego sobie zażyczysz <3
UsuńLol, nie ma to jak Facebook. Mnie akurat trochę przeraża to, że jestem coraz starsza, a czas leci coraz szybciej :D
A dziękuje, dziękuje. ^^. Moja pani od niemca składała mi życzenia po niemiecku O.o. A przecież miałam 2 z niemca - powinna być świadoma tego, że ja nic nie ogarniam. xD
UsuńEkhem, ciebie to przeraża? Ja jestem o rok od ciebie starsza ;p Mam podobnie.
Niemiecki jest brzydki i okropny w wymowie x| Francuski rulez. Mnie nigdy wprawdzie życzeń po francusku nie składano, no ale xD
UsuńOgólnie przyszłość mnie przeraża, liceum, studia, potem to-co-może-będzie-o-ile-nie-rozjedzie-mnie-auto-przez-moją-skłonność-do-łamania-prawa. Ehhh.
Mi się też nie podoba niemiecki. Marzę o takim profilu liceum (tak, wybieranie szkoły się kłania -.-), gdzie będę sie uczyła albo francuskiego, albo rosyjskiego ^^
UsuńHah, to-co-może-będzie-o-ile-nie-rozjedzie-mnie-auto-przez-moją-skłonność-do-łamania-prawa xD. Ja prawa nie łamię, tylko czasami trza przejść na drugą stronę ulicy, a jedno przejście dla pieszych w okolicy -.-
A ty masz blisko jakąś szkołę średnią, prawda? Ja będę musiała poświęcać na dojazdy prawie godzinę (przesiadka po drodze) -.-. Uroki życia na wsi.
Wybierz francuski, będę Ci dawać korki xD
UsuńDupa, na czerwonym się przechodzi. Ładny kolorek. Mhroczny.
Nie wiem na razie, gdzie w ogóle pójdę do liceum xD Mnie się marzy francuskie, z lekcjami po francusku, jest gdzieś tutaj takie ponoć *O*
Ach, nareszcie! Widzę że z Rogerem do niczego poważniejszego nie doszło. I dobrze, Nott FOREVER! Twoje opowiadanie strasznie wciąga, ma wiele wątków i to mnie cieszy :D Najbardziej oczekuję na konkurs, ale choroba Notta i morderstwo też są szalenie ciekawe. Pisz dalej i oby Cię wena nie opuściła!
OdpowiedzUsuńWidzę prawdziwa fanka Teosia xD Roger też fajny, w dodatku niebieskie oczęta maa ;3 Konkurs niedługo, siedemnasty rozdział bodaj, także cierpliwości ^^
UsuńDziękuję bardzo za opinię :)
Dobra. Nieko oznajmia, że wróciła do domu i jak się ogarnie to przystępuje do czytania.
OdpowiedzUsuńI że jest piąta.
o.
o.o.o.
UsuńSzok. Powiem Ci, że mnie te sceny z Rogerem nawet wzięły w pozytywnym sensie - nieszczególnie mi w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać, że Roger, to Roger, bo tak mi strasznie przypominał przez chwilę mojego ukochanego Albiego, że masakra.
Ale Ivy nie lubiem. Irytuje mnie ostatnio wybitnie.
Za to Ronald jest absolutnie cacy - wiesz, że go kocham i potrafiłaś mi go podać na tacy. Uroczy <3
Nie podoba mi się to, co się robi z Ginn. Naprawdę mi się to nie podoba. Coś mi tu śmierdzi i to nie jest ser szwajcarski.
A teraz...
TEOŚ. Boże, wredoto moja, jakaś w tym rozdziale była uwypuklona. Ślizgon z krwi i kości, irytujący, uparty i niezawodny jeśli chodzi o wprowadzanie chaosu w głowie Mii. Wiesz, że uwielbiam wstawki myśli Hermiony, w tym parcie też były świetne :D
Boli mnie ten mój-twój Nott. Och, no. Ja go tak kocham.
Przepraszam za nieskładność, ale mam wyprany mózg <3
Chyba po raz pierwszy nie ogarnęłam komentarza od mojej kochanej Niekonkretnej O_O''
UsuńŁe tam, toż Ivy fajna jest :D Wesoła, zwariowana, kij, że się do Teosia przystawia. Skoro Hermiona nie reaguje... Jej strata.
Ronald był w pewnym sensie pisany z myślą o Tobie, także no :D Skoro się spodobał, to misja wykonana ^^
No, a teraz przejdźmy do tego, czego nie ogarnęłam. To Ginny jest na minus - jej zachowanie wyszło do kitu czy to, co z nią zrobiłam wyszło do kitu? No i Nott. W tym rozdziale na plus czy nie? Ich nie ogarnęłam, także ładnie proszę o oświecenie O_O''
Dzięki za odezwę ;**
Nieogar rulez, chociaż nie wiem, co tam było do ogarniania xD
UsuńWiem, wiem, wiem, ale widzisz - jak już zaczęłam polubieć Rogera, to muszę znaleźć kolejną czarną owcę ofiarną <3
<3 <3 <3 <- komentarz do Ronalda.
O, już wiem o co biega! Ależ biega mi o to, że dalej! nie wiem, co z Ginn, a ja tak nie ljubliu. Poza tym się o nią boję, bo to wszystko wygląda bardzo podejrzanie.
A Nott mnie boli bo go boli i za każdym razem, jak czytam, że coś z nim nie tak, to mam ochotę ryczeć nooo. Przecież ja powtórzyłam prawie chronologię czynności Mii, kiedy ujrzała jego zasłabnięcie. o. Ja się nie nadaję na takie emocje - mua koffa Teosia i nie chce, żeby mu się krzywda działa, a ewidentnie się dzieje, a ten uparciuch nie chce Hermionie powiedzieć o co chodzi. Ja wiem, że to taki zamysł, że jak ona nie wie, to my też, ale mnie aż skręca. Teoś <3 ;___;
be te wu - dochodzę do wniosku, że moja wypowiedź została znierozumiana przez zbyt małą ilość emotikon - pacz co się robi w tym naszym kulturalnym państwie XD
UsuńEmpatia nie ogarnia zazwyczaj, jeszcze nie zauważyłaś? xD
UsuńBiedna Ivy, jesteś okrutna. Smuteczek ;_:
Aha, dobra, już ogarnęłam, o co chodziło :DD Ginny będzie w drugiej części, jak już wspomniałam, także cierpliwości, no ^^ Ej, ja nie chciałam, żeby aż tak wyszło z Teosiem, rili. Zresztą to tylko Hermiona nic nie wie, nam Teoś wytłumaczył to i owo pod koniec czternastki, że coś-tam z animagią i te de xD Ale to jest strasznie śmiechowe, jak tak Hermiona stara się wszystkiego dowiedzieć, jednak on jej nie ułatwia :D
Emotikony też ważne, a co!
N. ogarnęła znaczniki i tak uroczo się nimi bawi, aww <3
Empatia jest nadzywczaj kochana, więc nieogarnianie nikomu nie przeszkadza <3
UsuńWiem, wiem, to wszechwiadome xD
O! widzisz? Brawo!
Si, aj knoł, ale ogólnie takie sikreciki latają, ze masakra xD
N. miała znaczniki ogarnięte wieki temu, ale jakoś jej się nie po drodze było stosować je w komentarzach, bo cały czas o tym zapominała, swoją drogą niezły sposób na ograniczenie emotek. o.
Łe tam, sikreciki. Ja się rozkręcam dopiero ;>
UsuńŁe tam po raz drugi. Po co ograniczam emotikony, skoro one naprawdę bardzo skutecznie wyrażają uczucia? xD
Dopsz, dopsze. jeszcze biurko w kolejce czeka. <3
UsuńN. jakoś ma ostatnio fazę na ograniczenie ilości emotek i musi sobie przypominać o tym, żeby je wstawić. Po swoim powrocie do pisania po roku miała ochotę wstawiać emotki do opowiadania - a to niedobrze.
Ugh, mnie to mówisz. Przez to, że ostatnio naprawdę rzadko piszę coś związanego z Wyjątkiem, gdy tylko siadam do rozdziału, od razu JEBUDU i mi się emotki mnożą. Dramat. Nie ma to jak Hermiona besztająca Notta zwykłą "-.-".
UsuńNie, no, uprzejmie przepraszam.
Usuń-.- wcale nie jest taka zwykła :D Umieją jej używać tylko ludzie wykwalifikowani :DDD
Ale to jest absolutnie przerażające.
Rozdział xD ...
OdpowiedzUsuńHmmm Ginny i co tu z nią zrobić?? ;/ Chyba jedynie czekać na rozwój sytuacji ;D
Szczerze?? Nie lubię Ivy. Jakoś tak nie ufam jej. Zawsze zjawia się wtedy kiedy Hermiona jest z Ginny. I jeszcze to wypytywanie sie o Zakon. ;>.
Co do Rogera powiedzmy ze mam neutralne nastawienie ale skoro przyjaźni się z Ivy to z nim też może być coś nie tak. ;D;D ...
Do Teodora <3 oczywiście nie mam żadnych zastrzeżeń. ;D Fajne jest to że relacje pomiędzy Nim a Hermioną rosną powoli a nie (jak na poniektórych blogach) że w 2 rozdziale już są para -,- ...
Ooo.. Hermiona będzie miała rodzeństwo ^^. Pogratulować! ;) Ja mam czwórkę starszego wiec nie narzekam ;D;D. Ale młodszego rodzeństwa za żadne skarby mieć już bym nie chciała xD. ...
To chyba wszystko co chciałam napisać, bynajmniej nic innego nie chce wpaść mi do głowy ;D. Nie mogę doczekać się już nowego rozdziału ^^
Serdecznie Pozdrawiam ;**
Poczekaj do drugiej części, to dowiesz się, co z Ginny :D
UsuńEh, wszyscy na tą biedną Ivy naskakują. Co ona Wam takiego zrobiła? ;> I znowu Roger. Oni tylko się z Hermioną przyjaźnią, heloł xD
Nad relacjami między Hermioną a Teosiem staram się panować, także dziękować ^^
Jam jedynaczka, także trochę się stresuję opisywaniem uczuć Hermiony ;o No ale się zobaczy, mam jeszcze czas :DD
Również pozdrawiam ;*
No, rozdział w końcu! :D Happy to see it.
OdpowiedzUsuńDo rzeczy zatem.
a) Hermiona. Podoba mi się to jak ją kreujesz, podoba mi się tok myślenia, postępowanie nie jest złe, ogólnie czuję do niej sympatię i życzę jej bycia z Teodorem.
b) Ginny. NO JUŻ CIĘ CHYBA NAPRAWDĘ, JA CHCE WIEDZIEĆ O KOGO JEJ CHODZI, ARGHHHH!
c) Teodor. No cud, miód, oby dalej, akcja nie za wolna i nie za szybko, love it :3.
Ogólnie bardzo na plus, czekam na dalszy rozdział. Pozdrawiam ;*
Ach, no i szablon. Chyba mój ulubiony :D
UsuńChyba każdy życzy tego Hermionie xD
UsuńViv, kochana, poczekaj na następną część, wtedy wszystkiego się dowiesz ;*
Szczerze powiedziawszy, to mnie też podoba się ten szablon, haha :DD
Bardzo dziękuję za miłe słowa ;* Ściskam Cię mocno.
Kurde, Miś ty wiesz jak człowieka zaintrygować.. co się temu Teosowi dzieje.. teraz będę rozmyślać ty zła! ;p Oh, ah Roger i Hermiona słodko. Ale nie mogą być razem bo zabiję ! ;p A ta Ginny mnie wkurza, nawet nie wiem dlaczego.. ale no też jestem ciekawa co z nią dalej.
OdpowiedzUsuńPodsumowując- bardzoo intrygujący rozdział, wielbię go.
Pozdrawiam i czekam na następną część <333
Lol, strasznie mało osób zapamiętało, że my wiemy, co się dzieje Teosiowi, tylko Hermiona nie xDD Co do Rogera się nie wypowiadam - wszystko z czasem się wyjaśni ^^ Ginny, no, to Ginny. Momentami denerwująca, fakt, ale jednak... ważna xD
UsuńBardzo dziękuję za opinię, kochana ;* Całuję.
Bardzo dobra notka, jak zwykle. Troche mnie martwi,ze Hermiony lubi lucasa. Tzn. Mam nadzieje, ze fakt, iż on lubi ja bardziej niż koleżankę, nie spowoduje, ze bedzie na tyle zadowolonaa, ze zgodzi sie z nim chodzić... Bo nott jest dla niej i tylko dla niej. I smutno mi,ze coś z nim nie tak. Mysle, ze to jest związane z konkursem,.. Czyzby faktycznie ta animacja? Ponadto Ginny... Mysle, ze ona zakochała sie w slizgonie, ale dlaczego nie chce sie przyznać?
UsuńNa temat Rogera i Hermiony się nie wypowiadam, chcę, żeby to była niespodzianka :3
UsuńRozwiązanie zagadki Ginny nastąpi w następnej części, także no :DD
Napiszę tylko tyle: stworzyłaś postać, w której się zakochałam. Jesteś przeeewspaniała!
OdpowiedzUsuńAww, bardzo, bardzo dziękuję! :)
UsuńJezu, ale Ty piszesz długie rozdziały O_o
OdpowiedzUsuńTak szczerze to martwię się o Teodora. Zastanawiam się, co mu jest. I w sumie nie dziwię się, że Teodor nie powiedział Hermionie. Jest coś między nimi, to fakt, ale żadne z nich nie zadeklarowało wyraźnie, że są przyjaciółmi czy coś w tym stylu, więc Teodor nie ma obowiązku jej się zwierzać. A Hermiona chyba tego oczekuje.
Co do Ginny, to myślę, że jest zazdrosna o Hermionę. Panna Granger nie poświęca jej za dużo czasu i spędza więcej czasu z Rogerem i Ivy. Może stąd ta niechęć do Krukonów? Nie wiem, pewnie nas czymś zaskoczysz :D
No rozdział cud, miód, orzeszki, Teoś boski jak zwykle <33
Przeczytałam zapowiedź i po drugim fragmencie moją pierwszą myślą było "Ivy jest z Teodorem" O_o Dziwne, nie? Pewnie wymyśliłaś coś innego :D
Pozdrawiam serdecznie ;**
Zrobiłaś perfecto analizę postaci <3 O to mi chodziło, dokładnie o to :DD
UsuńLol, następna :DD Na temat Teodora i Ivy się nie wypowiadam :3
Dziękuję za opinię i ściskam cieplutko ;*
Za dużo psychologicznych analiz :D Muszę przestać to robić :D
UsuńNo konkretnie widać, że Ivy się do Teosia przywala. Ale ja ją lubię. Mniej od Rogera, ale lubię :D
Całuję ;**