Dla Alex,
jako nieco spóźniony prezent urodzinowy.
I za to,
że wciąż przy mnie jest.
Ból w płucach i brak
powietrza.
Pędziłam korytarzami
ile sił w nogach, byle tylko dorwać Teodora, nim ten umknie do pokoju wspólnego
Ślizgonów. Pamiętałam, że chłopak zawsze idzie na śniadanie nieco wcześniej od
innych. Specjalnie uczyniłam to samo, by opowiedzieć mu o wszystkim, czego się
dowiedziałam.
Zamęt w umyśle i
niemal obezwładniający strach.
Nie byłam już w stanie
dłużej pobyć u umarłych. Udało mi się jedynie pobieżnie przejrzeć pergaminy,
zerknąć na tomy książek, odkryć, że nie mogę nic wynieść z tamtego
pomieszczenia, i zostawić wszystko takim, jakim zastałam. Gdy wróciłam do
dormitorium, zegarek na moim nadgarstku wskazywał trzecią.
Chaos zamiast myśli i
senność ciążąca na powiekach.
Nie byłam też w stanie
spokojnie zastanowić się nad dziennikiem, mnóstwem notatek, całą tą sprawą.
Potrzebowałam Teodora, potrzebowałam jego wsparcia, potrzebowałam samej obecności
czarnowłosego. Wiedziałam, że to mi pomoże.
Że on mi pomoże.
Ostatnie stopnie
głównych schodów przeskoczyłam jednym susem. Później pognałam korytarzem w
stronę lochów. Pchnęłam drewniane drzwi, a parę kroków dalej znowu zbiegałam krętymi
schodami na dół. Tam dostrzegłam kilka rozwidleń ciemnego, śmierdzącego
wilgocią korytarza.
Doskonale wiedziałam,
gdzie znajduje się salon Ślizgonów.
Szybko pokonałam drogę
do niego. Kilka zakrętów, drzwi, a później nieduży loch, w którym dostrzegłam
Teodora. Stał już przed kamienną ścianą – wejściem do swojego salonu. Wokół nie
było nikogo, dlatego od razu zawołałam:
– Poczekaj!
Momentalnie się
odwrócił. Na mój widok uniósł ze zdziwieniem brwi, a gdy zdyszana zatrzymałam
się przed nim, spytał:
– Pomyliłaś piętra?
Przyłożyłam prawą dłoń
do piersi, oddychając ciężko, palec wskazujący lewej ręki uniosłam do góry,
nakazując, by chłopak zaczekał moment. Ten prychnął cicho, jednak nie odezwał
się. Dopiero po dłuższej chwili mogłam coś z siebie wykrztusić.
– Wiedziałeś, że Ginny
i Zabini są razem?
Och, nie o to miałam
zapytać!
Zmarszczył brwi.
– Nie – odrzekł. –
Blaise nic mi nie wspominał… Od kiedy?
Pokręciłam głową.
– Nie mam pojęcia,
ponoć dość długo, zresztą… Ugh, dobra, nieważne, nie po to cię złapałam. –
Szybko zerknęłam przez ramię, czy ktoś nie idzie. Później spojrzałam prosto w
oczy Teodora. – Chodzi o umarłych.
Zrozumiał. Odciągnął
mnie parę stóp od wejścia do pokoju wspólnego Slytherinu i dopiero wtedy
nachylił się w moją stronę.
– Co jest? Katharsis?
Pokiwałam energicznie
głową.
– Ale nie tylko – dodałam
szybko zduszonym głosem. – Gdy skończyłam czytać drugi rozdział, znowu nie
mogłam przejść do następnego. Wtedy pojawiła się ta kula, rzuciłam Homenum, jednak nic się nie wydarzyło! Potem
gdzieś mnie zaprowadziła, pokazała… Och, musimy tam iść!
Chwyciłam Teodora za
rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia z lochów. On jednak nie poruszył się.
– Moment, moment,
Granger. – Wyrwał dłoń z mojego uścisku. – O co dokładnie chodzi?
Zmrużyłam oczy, czując
nagłą złość.
– Chodzi o umarłych,
nie tylko w przenośnym znaczeniu, więc albo się ruszysz, albo możesz zapomnieć,
że w przyszłości w cokolwiek cię wtajemniczę – warknęłam. – No już!
Złapał mnie mocno za
nadgarstek, przyciągając w swoją stronę.
Widziałam jedynie jego
oczy, tak intensywnie wpatrujące się w moje.
– Co się tam
wydarzyło?
Pokręciłam głową,
przygryzając lekko dolną wargę.
– Musisz to zobaczyć,
tak będzie prościej – odparłam cicho. Delikatnie wolną dłonią rozwarłam palce
Teodora. Opuścił rękę. – Po prostu chodź ze mną.
I wtedy usłyszałam cichy
szmer, leciutkie skrzypienie. Od razu odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku.
Z pokoju wspólnego Slytherinu wyszedł właśnie Blaise Zabini, a zaraz gdy nas
zobaczył, zmrużył gniewnie oczy. Oparł się nonszalancko o ścianę, wkładając
ręce do kieszeni szaty.
– Proszę, proszę… –
mruknął. – Jakże drogi memu sercu Nott i jego nowa przyjaciółeczka. Cześć,
Granger.
– Cześć, Zabini –
odpowiedziałam chłodno, odwracając się do Ślizgona. – Jak humor, o cudowny, z
pewnością godny zaufania chłopaku mojej przyjaciółki?
– Wyśmienicie, dopóki
nie zaczęło cuchnąć jakąś szlamą.
Prychnęłam.
– Twoje teksty aż
ociekają wybitnie nieprzeciętną inteligencją, którą bez wątpienia posiadasz –
zironizowałam. Odrzuciłam podobny do jego styl mówienia. – Jesteś beznadziejny,
Zabini. Nie wiem, co Ginny w tobie widzi.
Zaśmiał się kpiąco.
– Najwyraźniej sporo,
skoro woli mnie od ciebie.
Zabolało.
Moje policzki
poczerwieniały ze złości. Już otwierałam buzię, żeby pochwalić się jakąś
zmyślną wiązanką o Ślizgonie, jednak wtedy Teodor chwycił mnie za łokieć i
pociągnął do korytarza, którym przyszłam.
– Chodź, Granger –
mruknął.
Posłałam Zabiniemu
ostatnie wrogie spojrzenie, a ten przekrzywił głowę, uśmiechając się złośliwie.
Później z czarnowłosym ruszyliśmy w stronę wyjścia z lochów. Dopiero kiedy znaleźliśmy
się zdecydowanie daleko od Blaise’a, zacisnęłam mocno pięści.
– Och, jak ja go
nienawidzę! – wybuchnęłam. Teodor uniósł zdumiony lewą brew. – Uważa się za
tego najlepszego, najmądrzejszego, sądzi, że może obrażać każdego, kogo
napotka, nie ma szacunku i… ugh! Czasem mam ochotę zetrzeć mu z twarzy ten cholerny
uśmieszek raz na zawsze! Głupi, nietolerancyjny cham!
Na koniec tej tyrady
prychnęłam jak rozjuszona kotka i założyłam ręce na piersiach. Teodor za to
wciąż spoglądał na mnie ze zdziwieniem.
– Każdy Gryfon tak się
pluje, gdy wpada w furię?
Spiorunowałam go
wzrokiem, nie odpowiadając na zaczepkę.
– Co Blaise chciał
powiedzieć przez „skoro woli mnie od ciebie”? – spytał po chwili, a w jego
oczach pojawiła się podejrzliwość.
Zawahałam się.
Nie byłam pewna, czy
na pewno to właśnie jemu chcę o wszystkim opowiedzieć. W jakimś stopniu ufałam
Teodorowi, lecz mówienie o tym, co mnie boli, nadal stanowiło sporą trudność.
A jednak postanowiłam
stawić czoła temu zadaniu.
– Wczoraj wracałam ze
szlabanu, gdy ich nakryłam – zaczęłam powoli, patrząc chłopakowi w oczy. –
Posprzeczałyśmy się z Ginny i to bynajmniej nie o Zabiniego. Po prostu… po
prostu… – Urwałam, odwracając wzrok. Westchnęłam. – Niech będzie, że ją
zaniedbałam! Ale też nie powinna całej winy zwalać na mnie, twierdzić, jaka to
jestem zła i niedobra…
Wyszliśmy z lochów.
Nasze twarze zalało światło pochodni w Sali Wejściowej.
Teodor odchrząknął.
– Zawsze uważałem, że
Stone i Gray nie używają mózgu – rzekł cierpko. – Nie ma to jak rozbić czyjąś
przyjaźń, tak na dzień dobry.
Zamrugałam szybko.
– Skąd wiesz, że
chodziło o… Zresztą dlaczego ty też ich obwiniasz? – prychnęłam. – Roger i Ivy również
źli, tak? Naprawdę znajdź coś lepszego, bo ich Ginny już mi wytknęła.
– To wszystko było
widać. Z twojej perspektywy może nie, ale bezstronnego obserwatora jak
najbardziej. Przyjmij do wiadomości, Granger, że po prostu ją dla nich olałaś –
dodał, wzruszając ramionami.
Nachmurzyłam się.
– Naprawdę to
dostrzegłeś? – wymamrotałam, nie patrząc już na niego.
Kątem oka zauważyłam,
jak kiwnął głową.
– Nie było trudno.
Przeproś ją i tyle – stwierdził po chwili. – Weasley nie wygląda na aż tak
nierozgarniętą jak Wiewiór, powinna zrozumieć…
– Ron to nie Wiewiór –
wtrąciłam, spoglądając na dwie dziewczyny z Hufflepuffu, które dziwnie
spojrzały w naszą stronę.
– Jak zwał, tak zwał.
Odwróciłam twarz do
Teodora.
– Stop, stop –
powiedziałam ostro. – Czy ty mi mówisz, co mam zrobić?
– Udzielam rady – odparł nieco kpiąco. – Chyba
wiesz, co to jest?
– Nie, nie wiem. –
Zatrzymaliśmy się na półpiętrze, czekając na schody prowadzące na trzecie
piętro. Teodor oparł się o balustradę, a mnie opadły ręce. – Och, nie chcę z
nią teraz rozmawiać. Po Konkursie to zrobię, wtedy sytuacja między nami trochę
ostygnie, no i może ktoś dowie się o Zabinim… Blaise’ie… Ginny zrobi się mniej wrażliwa, więc…
Chłopak zaśmiał się
gardłowo.
Och, Merlinie.
Miałam ochotę chwycić
go za ręce i zawołać „Zrób to jeszcze raz!”.
– Jesteś strasznie
naiwna, Granger.
– Słucham?!
– Na-i-wna –
przesylabował z udawanym znudzeniem. Odepchnął się od barierki. – Tego słowa
też nie znasz? Zamiast myśleć, co może
się wydarzy, zacznij działać. Jesteś jej przyjaciółką czy nie?
I zaczął iść schodami,
które przed momentem do nas podjechały.
Teodor wciąż nie
przestawał mnie zaskakiwać. Totalnie nie spodziewałam się po nim takich… no, rad.
Tego, że w ogóle w jakimś stopniu zainteresuje się tym, co stało się z moją
przyjaźnią z rudą.
Nie żebym nie cieszyła
się z takiego obrotu spraw. Po prostu… po prostu powoli, małymi kroczkami szłam
w jego stronę. Ufałam mu, nie tak jak Harry’emu czy Ronowi, to oczywiste,
jednak przestawałam bać się, wstydzić wyznawania swoich zmartwień. Coś mówiło
mi, że on zachowa wszystko dla siebie, a tamto przejęcie się troskami zwykłej
Hermiony Granger, którą chwilami po prostu gardził, jedynie mnie w tym
utwierdziło.
Stawał się kimś w
rodzaju przyjaciela.
– Naprawdę o nich nie
wiedziałeś? – tym razem to ja zadałam pytanie, gdy wspinaliśmy się już na
czwarte piętro.
Spojrzał na mnie.
– Nie – odparł, kręcąc
lekko głową. – Zabini nie zachowywał się inaczej niż zwykle. Jedynie codziennie
wieczorem gdzieś szedł. Nie pytałem, bo po co? Nie moja sprawa.
– Przyjaźnicie się w
ogóle?
Musiałam o to zapytać.
Chciałam wiedzieć, chciałam znać sytuację między nimi, chciałam wiedzieć, jak
wiele wspólnego Teodor ma z Zabinim.
Czy mógłby kiedyś
okazać się być takim jak on.
– Powiedzmy – odparł
po chwili zastanowienia. – Blaise to… specyficzny człowiek. Tak jak Draco. Nie
mów przy nich zbyt dużo, bo wykorzystają wszystko przeciwko tobie. Raczej to
oni trzymają się mnie niż ja ich.
– Ślizgoni –
podsumowałam krótko. Teodor miał nieodgadniony wyraz twarzy. – No co?
Czarnowłosy odwrócił wzrok.
– Nie szufladkuj ludzi
– powiedział cicho.
– Wcale tego nie
robię! – zaperzyłam się.
Zaśmiał się kpiąco,
posyłając mi ironiczne spojrzenie.
Znów był taki jak
wcześniej. Zero tej nagłej niepewności, która się u niego pojawiła.
– Jasne. Nadal nie
wyjaśniłaś mi, o co chodzi z umarłymi – zauważył, nim zdążyłam się odezwać.
Och, ile razy można
zaskakiwać niespodziewaną zmianą tematu?
Szliśmy już na szóste
piętro. Odetchnęłam.
– Wczoraj znalazłam
tam jakieś dziwne zapiski, książki, papiery i… dziennik. Wynika z niego –
rozejrzałam się przelotnie; nikogo wokół nas nie było – że ten cały Cryte
wymordował naprawdę sporo ludzi. Przez Voldemorta.
Teodor zacisnął usta.
– Jego sługa?
Pokręciłam głową.
– Raczej przeciwnik.
***
– Dobrze, więc jeśli
chodzi o to biurko…
– Jakie biurko?
– No przecież mówiłam,
że… Nott! A dziennik?
– Najpierw rozdział.
– Nie.
– Weź wyjdź, Granger.
– Nott!
– …
– Nott?
– …
– Merlinie…
– Wystarczy
„Teodorze”, ale dzięki.
***
– NOTT! Zostaw tę
książkę!
– Znowu nie mogę
przejść dalej!
– Ja też nie! Zostaw
ją, powiedziałam!
– Argh!
– No.
– To bolało!
– A myślisz, że po co
uderzyłam? Nie możesz. Wyrzucić. Tej książki. Przez okno. Rozumiesz?
– Weź ten palec sprzed
moich oczu.
– Ugh, gdzie byłeś,
gdy rozdawali mózg?
– Tam gdzie ty.
– Ha. Ha. Ha.
Śmieszne.
***
– Och, przestań już na
nią wyklinać. To tylko książka.
– Wybitnie wkurw…
– Nott.
– Tak właściwie, to co
ty robisz?
– Otwieram skrytkę z
kluczem do biurka.
– Czy to…
– Tak. Jeszcze tylko
przestawię ten znak i… już.
– …
– …
– Dlaczego się
uśmiechasz?
– …
– No?
– Nic, nic…
***
Teodor siedział po
turecku na podłodze i ze skupieniem przeglądał dziennik. Przerzucał kolejne
kartki, co jakiś czas zatrzymując wzrok na jakimś interesującym wpisie. Ja za
to opierałam się o ławkę stojącą pod ścianą i potupywałam ze zniecierpliwieniem
nogą.
Och, szybciej.
U umarłych spędziliśmy
już godzinę. Ślizgon najpierw przyssał się do Katharsis i w mgnieniu oka pochłonął kolejny rozdział księgi. Tak
samo jak ja nie mógł przejść dalej, co zostało nagrodzone przeuroczą wiązanką
przekleństw oraz próbą wyrzucenia denerwującego przedmiotu przez okno. Dopiero
później chłopak łaskawie zainteresował się zawartością biurka, które w międzyczasie
znowu otworzyłam.
Z triumfem dostrzegłam
podziw na twarzy czarnowłosego, kiedy zobaczył, jaką zagadkę musiałam
rozwiązać, by dostać się do zapisków.
Teraz siedział na posadzce,
od kilku minut studiując notatnik, a ja mogłam jedynie przyglądać się jego
plecom. Gdy w końcu zamknął go z cichym westchnięciem, odepchnęłam się od
ławki.
– I co? – rzuciłam.
Odwrócił się w moją
stronę, nawet nie wstając.
– Co jest w tych
notatkach? – spytał.
– Jeszcze nie wiem.
Nie miałam czasu, żeby je przejrzeć. Ale znalazłam wiele książek z prawem
czarodziejskim, o zbrodniach sprzed lat… Może ten ktoś prócz podania
wszystkiego prasie opracowywał coś w stylu… nie wiem… aktu oskarżenia? Czegoś, co
pomogłoby skazać winowajców?
Teodor zmarszczył brwi
i przekartkował szybko dziennik.
– Bez dowodów wiele by
nie zdziałał… Ale w sumie wspominał o jakichś papierach… – mruknął. – Nie uwierzę,
że to wszystko są jedynie jego notatki przeciwko Cryte’owi. Gdzieś muszą być te
papiery, wszystko, co jednoznacznie
potwierdzałoby ich winę.
– Zaraz przeszukamy
biurko i się okaże – oświadczyłam. Znów oparłam się o ławkę. – Zastanawiam się,
kto to w ogóle był. Dziennika nie podpisano, Katharsis też nie ma autora. Może to jedna i ta sama osoba?
Teodor pokręcił
przecząco głową.
– Nie. Przecież ten…
ktoś napisał, że musi znaleźć odpowiednie miejsce, w którym ukryje i Sprawę, i
książkę.
Zamyśliłam się.
Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po sali, wyłamując sobie palce.
– Wiemy, że to uczeń
Hogwartu – stwierdziłam w końcu, patrząc na Teodora. Ślizgon wciąż siedział na
podłodze, opierając łokcie na kolanach. Wzrok miał utkwiony w dzienniku. – Czy
ty mnie słuchasz?
Uniósł głowę.
– Nie, nie słucham.
– Nie garb się.
Prychnął.
– Tak, mamo.
– W każdym razie –
kontynuowałam – wiemy, że to Hogwartczyk. Wiemy, gdzie mieszkał. Wiemy, z kim mieszkał, co działo się podczas
Świąt osiemdziesiątego drugiego, wiemy, z kim chodził… Och, muszę dokładnie
przestudiować ten dziennik! Od dechy do dechy, przecież tam może znajdować się
tyle informacji, tyle faktów odnośnie jego życia, jego samego, Katharsis, Sprawy…
– Chcesz się w to
mieszać?
Aż przystanęłam ze
zdziwienia i zamrugałam szybko.
– Co?
Teodor przypatrywał mi
się uważnie, z pełną powagą oraz skupieniem.
– Czy chcesz się w to
mieszać? – powtórzył powoli.
– Ta sprawa musi
ujrzeć światło dziennie – oświadczyłam z przekonaniem. – Nigdy nie wyszła na
jaw, jestem tego pewna. W końcu wszyscy muszą się o niej dowiedzieć. Nie ma
innej opcji.
Chłopak wyprostował
się.
– Jest – mruknął. –
Sprawdzimy resztę pergaminów, zobaczymy, co na nich jest, po czym zapomnimy o
wszystkim. Nie będziemy mieszać się w przeszłość.
Prychnęłam, zakładając
ręce na piersiach.
– A właśnie, że
będziemy! – warknęłam. – Jeżeli ty nie chcesz, możesz to zostawić w spokoju, ja
nie odpuszczę. Zwłaszcza że ten chłopak też zginął, bo chciał wszystko ujawnić,
a Cryte’a, kimkolwiek był, omotało pragnienie unicestwienia każdego, kto miał
styczność z Voldemortem.
Ślizgon zmrużył oczy, patrząc
na mnie jak na totalną kretynkę.
– Granger, czy ty…
Cała pewność siebie
gdzieś uleciała, zdecydowanie rozwiało się, a powoli rosnąca złość została
zastąpiona strachem.
Teodor już podnosił
się z podłogi, już stał na nogach, kiedy jego ciało wygięło się w łuk, zaś on
sam zachwiał się, książeczka wypadła mu z dłoni, uderzając z plaśnięciem o
posadzkę do wtóru mojego zduszonego krzyku. Chłopak zatoczył się i oparł o
biurko, by nie upaść.
W jednej sekundzie
znalazłam się przy nim.
Starałam się odnaleźć
jego oczy, uspokajające, że nic się nie stało, starałam się odnaleźć na ustach
chociażby cień nawet kpiącego uśmiechu, mówiącego, jak wielką jestem
histeryczką, starałam się odnaleźć w postawie coś zwyczajnego, coś, co
widziałam zawsze – dumnie wyprostowane plecy, swobodnie zwisające u boków ręce,
luźne ramiona.
Niczego takiego nie
było.
Powieki miał
zaciśnięte, podobnie jak wargi, posturę przygarbioną, nieco skuloną.
Czułam porażający
strach, że nastąpiło coś podobnego do tamtego piątkowego wieczoru.
– Co się dzieje? – spytałam
z przejęciem. – Boli cię?
Nie odezwał się.
Teodorze, odpowiedz!
Opierał się o biurko,
jego ramiona były napięte jak struny. Pochylał głowę, oddychając ciężko. Całe
ciało drżało, a moje serce pękało z żalu.
Dopiero po chwili
wypuścił głośno powietrze, jednak nadal nie odwracał na mnie wzroku.
– Nic – wydusił, ale
potem syknął i znów przymknął powieki.
Chwyciłam go mocno za
ramię. Pod palcami poczułam przyjemne ciepło.
– Co się dzieje? – powtórzyłam.
– Już od dawna coś jest nie tak, widzę to, a ty…
Odepchnął mnie, tak że
cofnęłam się krok.
– Nic mi nie jest –
warknął.
Nie wytrzymałam.
Nie potrafiłam
powstrzymać krzyku, który w jednej chwili wyrwał się z mojego gardła.
– Do cholery, co ci
jest, Teodorze?!
Cudownie było
wypowiadać imię Ślizgona tylko i wyłącznie do niego, w jego stronę, tak po
prostu.
Dopiero wtedy spojrzał
na mnie z trudem. Oddychał ciężko, miał lekko przymknięte oczy, wciąż cały
drżał. Nie odwróciłam wzroku, uparcie wpatrując się prosto w jego szare
tęczówki.
– Proszę, powiedz mi,
Teodorze – wymamrotałam nieco zachrypniętym głosem.
Przez długą chwilę nie
opuszczał wzroku. Poczułam się trochę niepewnie. Nigdy wcześniej nie patrzył na
mnie tak długo, nigdy wcześniej tak długo nie miałam okazji dryfować po
morskich falach…
W końcu chłopak
odwrócił twarz i powoli się wyprostował. Następnie, krzywiąc się lekko, oparł
się o biurko, by na koniec spojrzeć za okno. Z szarych chmur opadały wirujące
szaleńczo płatki śniegu.
– Mówiłem ci już o
moich próbach w animagii – zaczął cicho. – W tej dziedzinie transmutacji nie
zawsze wszystko idzie tak jak powinno. W niektórych przypadkach ciało człowieka
musi dopiero przystosować się do przemian, czasem potrzeba wielu bolesnych
prób… Czasem wyniszczenia organizmu są zbyt duże do odratowania. – Potarł
dłonią czoło. – Zważywszy na fakt tego, co działo się z nim w przeszłości. –
Znów popatrzył za okno. – Ja mam szczęście jedynie w połowie. Byłem na skraju,
gdy udało mi się raz przemienić, ale tylko na chwilę. Dosłownie na sekundę. –
Zaśmiał się drwiąco. – Przełom. Niemniej, skutki ciągłych prób, choć McGonagall
mi ich zabraniała i nawet posunęła się do odejmowania punktów Slytherinowi za
każdą następną, okazały się tragiczne. Moje ciało nie zostało wyniszczone całkowicie,
jednak do tego stopnia, że bez eliksiru przeciwbólowego od Pomfrey co jakiś
czas miewam… ataki bólu. Mięśnie i kości pieką nieprzerwanie, ale prawdziwy
ogień rozpala się właśnie wtedy. Plus stanowi to, że powoli maleje. Dzisiaj nie
wypiłem eliksiru, bo poszedłem z tobą tutaj i nie zdążyłem, dlatego wyglądam
jak wyglądam. – W końcu Teodor na mnie spojrzał. – Odkąd udało mi się ten jeden
jedyny raz przemienić, nie mogę już próbować. Dopóki Konkurs się nie zakończy. Uczestnikom
podczas jego trwania nie wolno zażywać jakichkolwiek eliksirów, nawet zwykłych
przeciwbólowych, a kolejne starania w animagii mogą skutkować odnowieniem
ataków, wzrostem ich siły. Jeżeli jeden z nich dopadnie mnie podczas zadania,
jest nawet ryzyko zawalenia całego etapu.
Wpatrywałam się
rozszerzonymi oczyma w czarnowłosego. Moja dłoń bezwiednie zakryła usta,
pozwoliłam płucom wciągnąć gwałtownie powietrze.
Czyli to nagłe
pogorszenie się zdrowia Teodora, tę niezdolność do normalnego ruchu, tę
tajemnicę między chłopakiem a McGonagall stanowiło wyniszczenie organizmu
animagią?
Poczułam przejmujące
współczucie do Ślizgona.
Moje serce załopotało
szaleńczo.
– Czyli… czyli jest
już lepiej, tak? – spytałam cicho, niepewnie.
Kiwnął głową, znowu
odwracając twarz w stronę okna.
– Tak, ale skręca
mnie, że nie mogę dalej ćwiczyć. – Nie odpowiedziałam. Po chwili Teodor
spojrzał na mnie z uniesioną brwią. – Czy ty się przejmujesz?
Momentalnie się
otrząsnęłam.
– Nie. To znaczy tak.
To znaczy w sumie… nie wiem, chyba nie. Moment, ale dlaczego miałabym się nie
przejmować, co? - warknęłam w końcu.
Och, znowu wyszłam na
idiotkę.
Posłał mi zagadkowe
spojrzenie, a potem dodał poważnie:
– Nie mieszaj się w
przeszłość, Granger.
Westchnęłam ze
zniecierpliwieniem.
– Jasne – prychnęłam,
zakładając ręce na piersiach. – Zobaczymy, co jest w tym biurku, a potem, jeśli
ty nie chcesz mi pomóc, to sama spróbuję. Nie zatrzymasz mnie, Nott.
Teodor wzniósł oczy do
nieba.
– O Salazarze, jakaś
ty tępa.
Zareagowałam w jednej
sekundzie.
Nie bardzo
zastanawiając się nad tym, co robię, porwałam ze stolika dziennik i zdzieliłam
nim chłopaka w głowę.
Zanim zrobiłam
cokolwiek innego, coś poderwało mnie gwałtownie do góry, a notatnik wyślizgnął
mi się z ręki. Pisnęłam, zawisając dziesięć stóp nad podłogą. Spojrzałam ze
złością na Teodora. Chłopak stał, kręcąc z niedowierzaniem głową, a w dłoni
trzymał różdżkę.
Poczułam jeszcze
większą wściekłość.
– Puszczaj…!
– Silencio.
Głos zamarł mi w
krtani. Z furią wierzgałam rękami oraz nogami, a Teodor zaczął przechadzać się
w tę i z powrotem, wciąż kręcąc głową.
– Granger, Granger –
westchnął. – Słabego bijesz? Tak słabego?
Jak możesz?
Uduszę go. Jak tylko znajdę się na dole. O ile w ogóle to
nastąpi. Co za cholerny Ślizgon!
Ale odkrycie.
– Z racji tego, że w
końcu łaskawie zamilkłaś – posłałam mu wściekłe spojrzenie – mam okazję do
powiedzenia ci paru rzeczy. Po pierwsze – zatrzymał się dla podkreślenia swych
słów, by później znów zacząć chodzić po sali – nie tykasz mojej osoby. Książką,
pastą do zębów, ręką, nogą, czymkolwiek. Nie. Dotykasz. Mnie. Po drugie…
Podczas gdy on był
zaaferowany wymienianiem, jakim to ja złem nie ociekam, moja ręka niby
przypadkiem musnęła różdżkę ukrytą w kieszeni szaty.
Zemsta będzie słodka, Teosiu.
– …znowu podskakujesz.
A co ci mówiłem? Nie lubimy tego. Fruwająca na wszystkie strony szczota wcale
nie poprawia nastroju, naprawdę. Uczesz ją jakoś, dobrze? Po trzecie – w tym
miejscu westchnął ciężko i spojrzał mi w oczy – nie mieszasz się w przeszłość.
Zostaw tę sprawę i koniec. Nie widzisz, ile ludzi ponoć zginęło? Nie widzisz, jaką władzę miał ten ktoś za to
wszystko odpowiedzialny? Nie warto wplątywać się w coś, co może skończyć się
źle. Aha, i nie zostajemy tutaj.
Możemy się rozejrzeć, ale zaraz wychodzimy. Jutro Konkurs, zapomniałaś? Nie
będziemy bawić się teraz w detektywów, zwłaszcza że muszę się spakować, iść do
Snape’a, załatwić parę rzeczy, o twoim szlabanie i moim patrolu nie
wspominając. Ugh, Granger, miałem cię za w miarę odpowiedzialną, w jakimś
stopniu rozsądną Gryfonkę, a tu proszę. Zwykły Weasley. Wszystko na łapu-capu.
Byle zrobić to, co się chce. Ugh. Ociekasz debilizmem. I po czwarte…
Huknęło, błysnęło, ja
wylądowałam zwinnie na posadzce, a Teodor runął na plecy tuż przede mną. Nim
zdążył się podnieść, wycelowałam w niego różdżką, uprzednio przywróciwszy sobie
jednym ruchem głos. Chłopak uniósł jedynie głowę, w jego spojrzeniu lekkie
zdezorientowanie zostało po chwili zastąpione gniewem.
– Co do debilizmu, polemizowałabym
– syknęłam ze wściekłością. Już dawno nikt tak mnie nie upokorzył. – Ten, kto
próbuje obezwładnić przeciwnika, najpierw powinien odebrać mu różdżkę. Debilu –
dodałam po sekundzie zastanowienia.
Jakież było moje
zdziwienie, kiedy Teodor parsknął śmiechem. Jego głowa opadła na posadzkę, a po
komnacie rozległ się niski chichot.
– Doprawdy zabawne…
– Chyba tylko dla
ciebie.
– …Granger uczy się
obrażać. No, no, prawie się wzruszyłem.
Prychnęłam, ale
opuściłam różdżkę.
– Czasami naprawdę nie
można zrobić w twojej obecności niczego innego, jak tylko załamywać ręce nad
niepokojąco powiększającą się głupotą – stwierdziłam z pogardą.
Usiadłam na posadzce,
opierając się o biurko, a Teodor uniósł się na łokciach. Przekrzywił głowę.
– Poradzisz sobie na
Konkursie.
Zamrugałam szybko.
– Co?
– Żebym ci nie
powiedział co. Mówię, że poradzisz sobie na Konkursie – powtórzył powoli i
wyraźnie, zupełnie jakbym była upośledzona.
Dzięki, Nott.
Wzruszyłam ramionami,
po czym spuściłam wzrok.
– Nie wiem, może –
odparłam cicho. – Pewnie znajdą się lepsi, ale co poradzić?
– Szybko i
niepostrzeżenie reagujesz, a to się przyda – powiedział lekko.
Spojrzałam na niego
podejrzliwie.
– Czy ty mnie
chwalisz?
Ślizgon zaczął
gwałtownie kaszleć.
– A czy coś takiego
tutaj padło? – spytał natarczywie.
Nie mogłam nie zaśmiać
się.
– Chyba presja
Konkursu dziwnie na ciebie wpływa. Najpierw nie potrafiłeś ukryć podziwu, bo
udało mi się przetłumaczyć runy…
– To nie był podziw!
To była pogarda.
– …teraz mnie
chwalisz. No, no, no. Dzień cudów – parsknęłam.
Odchrząknął.
– Chyba dobroci dla
zwierząt – mruknął.
W odpowiedzi rzuciłam
mu rozbawione spojrzenie.
Nie odzywaliśmy się do
siebie przez długie chwile. Teodor w tym czasie zdążył rozłożyć się na wznak na
posadzce i wpatrywać się tępo w sufit, a ja chwycić dziennik leżący nieopodal,
przyglądając się powierzchni jego okładki.
Nie wiedziałam do
końca, co robić.
Teodor miał rację. Nie
mogłam przejrzeć tych zapisków na Konkursie ani tamtego dnia. Musiałam spakować
się, pójść do McGonagall po ostatnie instrukcje, powtórzyć potrzebne
informacje, no i pogadać porządnie z chłopakami. Czekał nas tydzień rozłąki, a
ich samych – ciężki mecz. Musiałam podnieść ich na duchu, chciałam być z nimi,
chciałam zabrać Gryfonów ze sobą! Ten dzień chciałam poświęcić im. Nie Ivy oraz
Rogerowi, którzy… którzy rzeczywiście spędzali ze mną za dużo czasu, nie
Teodorowi, który także miał jechać na Konkurs, nawet nie właśnie notatkom, choć
bardzo pragnęłam je przeanalizować.
Harry, Ron. I Ginny.
Bardzo nie chciałam
rozstawać się z nią w kłótni, ale jednocześnie duma nie pozwalała mi porozmawiać
z nią, wyjaśnić to wszystko.
Potrzebny był nam
czas. Zdecydowanie.
A umarłym wolność. By
w końcu ktoś ich usłyszał.
Wzięłam głęboki wdech.
Spojrzałam na Teodora. Miał zamknięte oczy i nawet nie wiedziałam, czy wciąż
zwracał na mnie minimalną uwagę, ale mimo to postanowiłam się odezwać:
– Muszę coś z tym…
– A po czwarte pogadaj
z Weasleyówną.
Uniosłam wysoko brwi.
Chłopak leżał tak jak wcześniej, nie poruszył się ani o centymetr, przez co nie
wiedziałam, czy na pewno jego usta wypowiedziały te słowa.
Westchnęłam.
– Nott, już
ustaliliśmy, że poczekam, aż jej złość trochę zmaleje.
Prychnął głośno, po
czym znowu uniósł się na łokciach. Jego oczy ciskały gromy.
– Jeśli chcesz jeszcze
bardziej się od niej oddalić – proszę, zostaw to w spokoju. Olej ją tak jak
wcześniej, zwłaszcza że na tydzień wyjeżdżasz z Gray i Stone’em. Czy ty w ogóle
myślisz, Granger? Zniszcz przyjaźń do końca, tak, skoro oni ją naruszyli, dobij
ją, co się w ogóle będziesz przejmować! Nie sądziłem, że aż tak cię zmienili –
zakończył z czystą pogardą i obrzydzeniem w głosie.
Chyba właśnie to
poruszyło mnie do głębi, dotknęło tego najwrażliwszego punktu głęboko w moim
sercu.
Bardzo starałam się
nie rozpłakać.
Nie odpowiedział, ale
też nie opuściłam wzroku. Przez długą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie bez
słowa, aż w końcu Teodor znowu opadł na posadzkę, tym razem podkładając sobie
dłonie pod głowę.
– Liczę na to, że jutro
na pytanie „Zmądrzałaś?”, odpowiesz „Już wszystko w porządku” – powiedział
chłodno.
Nie potrafiłam nic z
siebie wykrztusić.
Palące poczucie wstydu
zalało moje serce.
***
Teodorze,
Wiemy z matką, że jutro wyjeżdżasz na Międzyszkolny
Konkurs Magiczny. Wiesz, od kogo się dowiedzieliśmy? Od Snape’a. Na litość
Merlina, od SNAPE’A! Pomyśl, kto powinien nam o tym napisać? No, już wiesz?
Tak, Ty. Jakbyś czasem raczył wspomnieć coś o ważnych wydarzeniach w Twojej
szkole, to byłoby miło.
Nie splam honoru naszej rodziny. Należysz do Nottów. Nie
zapominaj o tym.
Gdy wrócisz z Konkursu, zgłoś się do Snape’a. Musimy
porozmawiać na temat Twojego zachowania twarzą w twarz.
Anthony Nott
Podobnie wyglądał
każdy list od jego ojca. Sztywny, suchy, z przypomnieniem, do jakiej rodziny
należy Teodor. Nottowie. Wielcy, potężni, z krwią niemalże krystalicznie
czystą, bez żadnej skazy na drzewie genealogicznym w postaci szlamy.
Obrzydliwe.
Teodorowi nigdy nie
wpajano – tak jak Draconowi – że czarodzieje urodzeni w mugolskich rodzinach to
zło. Że to margines magicznej społeczności, że trzeba ich tępić. Nie. Jedynie
wciąż i wciąż upominano go, jak powinien się zachowywać, co powinien robić oraz
mówić prawdziwy arystokrata.
O szlamach nie rozmawiano
wiele. Takie rozmowy plamiły ich godność, więc po prostu ich unikano.
A Teodor miał swój
rozum. Wyrobił sobie własny światopogląd na tę i inne sprawy, tym bardziej, że
jego ojcu wystarczało niemrawe przytakiwanie podczas niekończących się
monologów na pewne tematy.
Co z tego, że
czarnowłosy był pierworodnym synem Anthony’ego Notta oraz dziedzicem całej
fortuny rodu? Po co poświęcać mu czas, po co w ogóle się nim zajmować, skoro została
mu jeszcze matka? Bojąca się męża i zamknięta w sobie? Bzdury!
A jednak Teodor kochał
swoją matkę ponad wszystko inne. Gdy wracał do domu, to ona była jedynym, co
trzymało go pod dachem całkiem sporej posiadłości mieszczącej się na skraju
lasu kilkanaście mil od Londynu. Wiedział, że kobieta czuje to samo, choć wcale
nie okazywała tego bardzo wyraźnie.
Wystarczyło jej
spojrzenie. Teodor widział w nim wszystko.
Czarnowłosy Ślizgon
złożył list i schował go z powrotem do kieszeni szaty. Rozejrzał się po Wielkiej
Sali. Zapadła już noc, za oknem nie było księżyca ani gwiazd. Z zaczarowanego
sklepienia pomieszczenia prószył magiczny śnieg, który jednak nie osadzał się
na niczym, tylko w pewnym momencie po prostu rozpływał się w powietrzu. Wokół
Teodora nie było wielu uczniów. Przy swoim stole dostrzegał większość znajomych
twarzy.
Niedaleko siedziała
Parkinson, jedząc spokojnie jajecznicę. Była wyprostowana, łokcie trzymała przy
sobie, nóż i widelec trzymała delikatnie, dokładnie jak on.
Niewiele osób wiedziało,
że Pansy też ma korzenie arystokratki.
Dalej Crabbe z
Goyle’em. Nie było z nimi Dracona, co Teodor odnotował w swoim umyśle jako
dziwną i niespodziewaną anomalię. Łypali na wszystkich podejrzliwie, popijając
powoli herbatę.
Gregory lubił mocną,
gorzką, ale Vincent słodką, z sokiem malinowym.
Po prawej Nott
dostrzegł Bulstrode. Prawie się uśmiechnął, gdy zauważył, że dziewczyna
rozgląda się niepewnie, a później zerka na trzymaną na kolanach książkę.
Mugolską, jak zauważył po tytule i autorze. Starała się utrzymać w tajemnicy
swoją miłość do literatury tej niekoniecznie czarodziejskiej. Pewnie bała się,
że wyśmieją ją ci, którzy się o tym dowiedzą. Czystokrwista Ślizgonka czyta
mugolskie książki? Nigdy!
Bo kto mógł spodziewać
się tego po Milicencie, będącej na co dzień po prostu złośliwą, wścibską,
oschłą wredotą?
Naprzeciw Teodora
znalazł się Zabini, konsumując kanapki z jakąś pastą i przeglądając „Proroka
Wieczornego”. Szarooki spojrzał na niego z obrzydzeniem. Nie dlatego, że nie
lubił jakichkolwiek past, ale dlatego, że coś mu mówiło, jaka sytuacja nastanie
między Blaise’em a Weasleyówną.
Choć ona sama o tym
nie wiedziała. Teodor też nie był pewien, jednak w jakimś stopniu znał
czarnoskórego Ślizgona.
Biedna Ginewra.
Zabini uniósł głowę i
dostrzegł, że czarnowłosy mu się przypatruje. Przełknął kęs, po czym zapytał:
– Co?
Jaki przejaw
elokwencji.
Teodor skrzywił się z odrazą.
– Czego chcesz od
siostry Wiewióra?
Zabini zaśmiał się
gardłowo i odłożył gazetę.
– A więc o to chodzi…
– powiedział cicho. – Powiedz mi, Nott, czy ja wyglądam na aż tak nikczemnego,
by oczekiwać po mnie samych złych intencji?
– Czasem mam wrażenie,
że tylko Czarny Pan jest bardziej nikczemny
– odparł z niesmakiem.
Z gardła Blaise’a
znowu wyrwał się cichy śmiech.
– Moja słodka Ginny – Teodor
w trudem powstrzymał odruch wymiotny – zawsze mnie kręciła. Dlaczego w końcu
nie zrobić pierwszego kroku?
Czarnowłosy oparł łokcie
na stole i nachylił się lekko.
– Blaise, pogięło się
– stwierdził dobitnie. – O czym ty bredzisz?
Ciemnoskóry złożył dłonie
w piramidkę.
– Czy ja cię kiedyś
okłamałem? – spytał.
– Hm, pomyślmy… Ojej,
nie da się zliczyć, to ci dopiero zaskoczenie!
Blaise zmrużył oczy.
Błysk uśmiechu na jego ustach od razu zgasł.
– Nott, naprawdę
dobrze ci radzę, nie wtrącaj się – warknął. – Nie powinno cię to obchodzić,
ciebie ani tej szlamy… Właśnie. – Kąciki ust chłopaka znów uniosły się do góry.
– Jak tam z naszą kochaną szlamcią?
Teodorowi ciężko było
odpędzić chęć wyciagnięcia z kieszeni różdżki i miotnięcia jakiejś klątwy w
Ślizgona siedzącego naprzeciwko.
– Czasem odnoszę
wrażenie, że do niej ciągnie cię bardziej niż do Weasley – odrzekł lodowatym
tonem. – Szlama to, szlama tamto… Aż dziwne, dlaczego nie zabrałeś się za nią.
– Zauważyłem, że już
ktoś inny się nią interesuje. To takie smutne. Och, ciekawe kogoż omotała
Naczelna Szlamcia Hogwartu? Ach, już wiem! Naszego Teodora Notta, który z
chęcią odpowiedział na jej wieczną, dozgonną miłość!
W jednej chwili
różdżka szarookiego znalazła się przy gardle Zabiniego, a on sam zawisnął nad stołem,
pociągnięty do góry za szatę.
– Czasem zastanawiam
się, jak wygląda błysk Avady Kedavry w czyichś oczach, wiesz? – wysyczał tak
cicho, by tylko Blaise go usłyszał. Wbił koniec różdżki w jego skórę. – Może
powinienem to w końcu sprawdzić, co? Jak myślisz?
Ale on jedynie zaśmiał
się mściwie.
– Robisz wspaniałe
przedstawienie – wykrztusił kpiąco. – Wszyscy na nas patrzą, brawo. Wiesz, jak
zainteresować widownię, co? – Zerknął w bok, na wejście do Wielkiej Sali i
uśmiechnął się złośliwie. – Zwłaszcza że właśnie pojawiła się twoja wielka
miłość.
Teodor spojrzał przez
ramię. Do pomieszczenia weszła właśnie Granger, cała zarumieniona, rozmawiając
zawzięcie o czymś z Ginewrą. Żadna z nich nie wyglądała na wściekłą czy ponurą.
Przeciwnie – obie uśmiechały się radośnie, jakby między nimi nic nigdy się nie
wydarzyło.
Wszystko wróciło do
normy.
Nott znów popatrzył
prosto w oczy Zabiniego.
– Wiesz, że kiedy w
końcu umrzesz, nikt nie będzie za tobą płakał? – wyszeptał. – Jesteś
obrzydliwy.
Popchnął Ślizgona na
miejsce, a sam ruszył szybkim krokiem ku wyjściu, chowając różdżkę do kieszeni
szaty.
Jego ostatnie słowa
nie odnosiły się do gadaniny Blaise’a na temat „miłości” do Gryfonki, tylko do
całej postawy czarnoskórego. Teodor czuł zwykłe obrzydzenie. „Szlama to zło,
szlamę trzeba pozbawić kończyny!” – cały Zabini. Wybitnie denerwujące.
Czarodzieje mugolskiego pochodzenia nie byli nigdy czymś brudnym, czymś, czego
należy się pozbyć!
A już na pewno… już na
pewno nikt nie mógł pozbyć się Granger.
Polubił ją. Cholera jasna,
polubił ją! Nie jakoś bardzo, nie jakoś szczególnie, ale pierwszą myślą na jej
widok nie było „Zgarnij swoją szczotę i idź coś zamieść”.
W głębi serca cieszył
się, że spędzi w towarzystwie szatynki cały tydzień. Wprawdzie obecność Stone’a
trochę niszczyła tę, nawet minimalną, radość, ale… lubił rozmowy z nią.
Ale broń Gryffindorze
się w niej nie zakochał!
To znaczy Slytherinie.
Broń Slytherinie,
wcale się w niej nie zakochał, o! Nigdy nie miał nic do tego uczucia, nie
uważał go za jakieś brukające godność człowieka, za czyniące kogoś słabym,
jednak… Ugh, nie do Granger, bez przesady.
Głupi Zabini.
Namieszał mu w głowie i zaczął myśleć na zdecydowanie dziwne tematy.
Dobra, Nott, nie zabijesz go. Nie możesz, bo cię wywalą z
Hogwartu. Zawiedziesz McGonagall. Wyobrażasz sobie ją, która podpisuje się na
dokumencie potwierdzającym wydalenie Teodora Notta? Nie, nie, nie, nie możesz.
Zabini to śmieć, śmieci się ignoruje, ktoś inny je może posprzątać. Nie niszcz
swoich marzeń przez śmiecia. Nie depcz go, bo sobie buty pobrudzisz.
I wtedy Teodor wpadł
na kogoś, co zostało nagrodzone cichym przekleństwem z jego strony. Gdy
spojrzał na osobę, z którą się zderzył, skrzywił się nieznacznie.
O Merlinie, już wolę Blaise’a. Zabini, gdzie jesteś? Chodź
tutaj, podenerwujmy się razem!
Ivy Gray uśmiechnęła
się przepraszająco.
– Przepraszam,
zagapiłam się – powiedziała cicho.
– Nie ma sprawy –
mruknął i już miał ją wyminąć, idąc dalej, kiedy ona znów się odezwała.
– Może w ramach
zadośćuczynienia dasz wyciągnąć się na błonia? – spytała, uśmiechając się
szerzej.
Westchnął ze
zniecierpliwieniem.
– Gray, daj mi spokój
– odparł. – Jest zimno i sypie śnieg. Sama idź, tylko nie zapomnij skręcić sobie
kostki.
To nie było tak, że
nienawidził Krukonki. Raczej wciąż nią gardził. Jej zdecydowanie za dużym
entuzjazmem, radosnym podejściem do życia i paplaniem o głupotach. Owszem,
niekiedy mógł z nią normalnie porozmawiać, co ostatnimi czasy zdarzało się
coraz częściej, w dodatku była inteligentna, w końcu brała udział w Konkursie,
jednak chwilami naprawdę miał jej dość.
Zwłaszcza wtedy, kiedy
Zabini znów pokazał swój obrzydliwy charakter.
Ku zdumieniu Teodora
blondynka zaśmiała się perliście.
– Jesteś zabawny –
stwierdziła. – Chodźmy się przejść tak po prostu, po zamku?
Popatrzył na nią tak
jak zazwyczaj patrzył na Granger – jak na totalnie upośledzoną.
Uparta.
– Gray…
– Proszę – nalegała. –
To ostatni wieczór w Hogwarcie przed Wielkim Niepotrzebnym Zamieszaniem i chcę
go spędzić w miłym towarzystwie.
Teodor uniósł brew.
– Ty też uważasz, że
Konkurs jest niepotrzebny?
Parsknęła śmiechem.
– Jakby zobaczyli
lekcje u Snape’a, to wtedy dowiedzieliby się, co to walka o przetrwanie –
stwierdziła. – To jak? Idziemy?
Z wahaniem kiwnął
głową, po czym oboje ruszyli w stronę głównych schodów. Dziewczyna zaczęła
paplać o Konkursie, ale jakimś dziwnym trafem wcale mu to nie przeszkadzało.
Przypatrywał się całej
jej. Patrzył w duże, błękitne oczy, spoglądał na złociste pasemka w blond
włosach, chwilami wodził wzrokiem po smukłej figurze. Podziwiał delikatne rumieńce
na policzkach oraz to, jak wyprostowane utrzymywała plecy, idąc.
Przyłapał się na tym,
że porównywał ją do Granger i koniec końców już sam nie wiedział, która z nich wygląda
ładniej w świetle pochodni.
W tamtej chwili
wiedział tylko jedno – może tydzień z Gray nie stanie się najgorszym czasem w
jego życiu.
_______________
Meh, sypią się same
trudne odcinki, nad którymi muszę się zastanawiać, żeby niczego nie schrzanić.
Niemniej, zauważyłam, że te, gdzie znajduje się Teodor, pisze mi się jakoś
szybciej i lżej o.O’’
Tym razem mało spraw
organizacyjnych. Tradycyjnie – postaram się napisać rozdział jak najszybciej,
jednak może nastąpić pewien poślizg. W siedemnastce bowiem znajdujemy się już
na Konkursie we Francji, a że w mojej głowie pomysły na zdarzenia tam znajdują
się tak-se – muszę wymyślać na bieżąco. Dodatkowo od poniedziałku postanowiłam
wziąć się za siebie i większą wagę przykładać do nauki, także do komputera
siadam po odrobieniu wszystkich lekcji, najczęściej w nocy i na krótko. Meh.
Gimnazjum -.-‘’
Na koniec chcę
zaprosić Was na mojego – jakby nie patrząc – eksperymentalnego bloga. Inni
bohaterowie, zmiana stylu – wszystko po to, żeby móc przelać tam myśli, których
nie mogę umieścić tutaj. Zapraszam na Rozdartą Duszę, na której już pojawił się
Prolog: Marmurowe miasto ^^
Coraz bliżej Święta,
coraz bliżej Święta… <3
Empatia
Wiesz, wszystko pięknie, już miałam napisać, że jest fajnie, bo Granger z Nottem się pojawili w Sali Oczyszczenia, a ty mi z Ivy wyskakujesz! O.o Po prostu tego sie nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńHm. Coś jeszcze miałam stwierdzić. Ale to potem.
Wiesz, po prostu ponownie powaliły mnie niektóre teksty, biję ukłony, sama bym takiego czegoś nie wymyśliła. Nie mogłam ze śmiechu, kiedy to czytałam.
Aha, przypomniałam sobie, co chciałam napisać.
Nie lubię Ivy. ._.
P.S. Pierwsza?
Yup, pierwsza, gratuluję :)
UsuńNo jejku, jejku, nie hejtujcie Ivy, bo Ivy w końcu tak Wam na złość namiesza, że łoho xD Ale wiesz, w sumie przez te wszystkie opinie na jej temat zaczynam się poważnie zastanawiać, czy jej jakoś z Nottem nie spiknąć o.O Hym, zastanowię się.
Dziękuję za opinię i cieszę się, że jakoś Cię zaskoczyłam ^^
Całuję.
Nie, nie, nie! Jak ja z Nottem połączysz, to po prostu... będzie źle. Ja tak nie chceee, no. ._.
UsuńCii, będzie dobrze <3
Usuń._.
UsuńWeszłam, zanim zdążyłaś mnie poinformować, bo tak mnie coś tknęło, że może już jest nowy rozdział, no i jest, magia Halloween! :D Ale i tak informuj mnie koniecznie, bo mi się Twoje NN nie wyświetlają w obserwowanych blogach, nie wiem, dlaczego. :(
OdpowiedzUsuńJak ja lubię, kiedy Hermiona i Nott się kłócą! :D "Teoś" był najlepszy. I nareszcie wiemy, na co "chory" jest pan Nott. Scena jak pozbawił ją głosu była całkiem zabawna. :D Na uwagę w tym rozdziale zasługuje też wyniosłość Zabiniego w stosunku do Hermiony... O jaaa, to jest dopiero true Slytherin, "zaczęło cuchnąć szlamą", okropność! Tylko zastanawia mnie, dlaczego Teodor porównuje Ivy do Hermiony, coś jest na rzeczy chyba...
Pozdrawiam,
[gilderoy-lockhart]
PS NAPRAWDĘ serdecznie zapraszam do siebie. ;)
Oj tam, magia Halloween. Teoś :DD
UsuńWłaśnie o to mi chodziło, żeby z Zabiniego zrobić takiego skurczybyka. Taki totalnie stereotypowy Ślizgon, prawdziwy śmiem rzec i się nawet tutaj nie ograniczyłam z tymi obelgami w kierunku Hermiony. Brr.
Ivy i Teoś. Teoś i Ivy. Teovy ;>
Dziękuję za opinię, kochana ;*
Ściskam cieplutko.
Końcówka mi się nie podobała ale ogólnie jest ok . Weny .
OdpowiedzUsuńA końcówka nie podobała się, bo...? xD
UsuńPozdrawiam :D
No to czas na moje wrażenia. :)
OdpowiedzUsuńNIE, TEODOROWI SIĘ IVY NIE PODOBA!
I nawet nie próbuj ich łączyć!
Przeczytałam, jestem zachwycona! Mam nadzieję, że rozwiniesz wątek Zabini/Nott i ich kłótni, spory Hermiony i Teodora napisane lekko i naturalnie, także bardzo mi się podoba. Czekam na Konkurs i następny rozdział.
Pozdrawiam ;***
Już pisałam to Av. - przez takie opinie naprawdę zaczynam się nad tym zastanawiać, także no, spodziewajcie się wszystkie, mwahah :D
UsuńZabiniego będzie jeszcze sporo, baaardzo dużo, także w pewnym momencie pewnie będziecie już nim rzygać. No i namiesza. Bez obaw, jestem zUa :DD
Dziękuję za miłe słowa, słońce ;*
Teovy prawa życia nie ma! Godzę się tylko na Granger i Nott.... Grott? Nonger? xD To może Hermiona i Teodor... Heodor? Termiona? XD
UsuńAch ta twórczość...
;***
Teomione :DD Tak to najczęściej jest określane, ale w sumie Heodor nie jest zły... xDD
UsuńTak, zdecydowanie jestem za Heodorem xD
UsuńNIE.
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie, nie. No po prostu NIE! Ja się nie zgadzam, ja nie wyrażam zgody i pójdę do sądu, jeśli zaraz nie zbrzydzisz Ivy w oczach Teodora, bo ją patelnią walnę w tą jej piękną gębę, że jej własna matka nie pozna.
Tak więc Teodor ma się ogarnąć i wrócić myślami do Hermiony.
I nawet nie próbuj zrobić na przekór nam, bo będziesz miała na karku niezadowolone czytelniczki!
Podpisuję się obiema rękami pod tą wypowiedzią .
UsuńJa tez się pod tą wypowiedzią podpisuje ^^
UsuńJa również :)
UsuńHej, hej, bez hejtów proszę :DD Meh, przecież jeszcze niedawno większość z Was lubiła Ivy, taka żywa, pogodna, ona i Roger... a teraz tak ją traktujecie :c Pff xD
Usuń^^
UsuńxD
UsuńALEŻ ja uwielbiam Ivy, taka pogodna, cudowna osóbka, ja po prostu podkreślam, że jeśli Ivy będzie zaprzątać głowę Teodora, to będzie miała przechlapane. Ale tak poza tym to jest super, ja wcale nie hejtuję, nic a nic :D
UsuńHahaha, spoko :DD Zaraz wszyscy będą tak mówić xD Nie no, ja lubię bardzo Ivy i nie przeszkadza mi, że coś-tam zarywa do Teodora, szczerze powiedziawszy ^^'
UsuńNawet nie wiesz, w jakie mnie wpędzasz kompleksy. ;(
OdpowiedzUsuńPiszesz ładnym stylem i naprawdę zazdroszczę Ci, że potrafisz ubrać jedną myśl w masę słów.
Ciekawi mnie, jakim zwierzęciem jest Nott(jednak zgadłam xD). Ładnie go opisujesz, tak lajtowo.
Milicenta nie wygląda mi na taką czytelniczkę. Ona kojarzy mi się z damską wersją Crabbe'a. ^^
W ogóle opisałaś Ślizgonów całkowicie inaczej. Jestem mile zaskoczona, bo ogromnie wkurzało mnie takie idealizowanie Gryfonów w książkach, a u Ciebie pokazujesz, że inne domy tez są w porządku i wcale nie są gorsze.
Ivy zaczyna mnie denerwować i popieram dziewczyny. ^^
Gratuluję, jesteś pierwszą osobą(prócz Hermiony), która zainteresowała się tym, jakim zwierzaczkiem jest Nott :D Kiedyś się dowiemy, bez obaw ^^
UsuńTo znaczy tak w sumie nie chciałam ukazać, że "inne domy też są w porządku". Raczej inne strony typowych Ślizgonów, chciałam im dodać troszeczkę głębi, której poskąpiła im Rowling ^^'' I jak coś, to nie jest za stwierdzeniem "inne domy też są porządku", tylko raczej "Gryffindor wcale nie jest taki święty", o :D
Meh, następna. Biedna Ivy, no xD
Nott, nawet nie waż się zaprzyjaźnić bardziej z Ivy! Uh, tak nie ma być i koniec! :D
OdpowiedzUsuńRozdział fenomenalny, nawet nie wiesz jak kocham czytać Twoje opowiadanie. Po prostu cud, miód. Palce lizać. Tak świetnie wszystko opisujesz.
Zmartwiło mnie nastawienie Blaise'a co do szlam i Ginny, wciąż mam nadzieję, że w stosunku do rudej okaże się szczery, byle tylko nie cierpiała.
Tajemnicze bóle Teosia rozwiązane, jak miło się czytało tę scenkę, w której Hermiona się tak o niego martwiła. No i pochwały ze strony Notta, do których się nie przyznawał...
Tak w ogóle to kocham Cię za to, że to już 16 rozdział a akcja powoli lecz ciekawie nabiera tempa. Hermiona i Nott po 10 rozdziałach nie są w sobie szaleńczo zakochani i to jest dobre, bo skupiasz się na tym, by całokształt miał sens, a nie tylko jakimś jednym głównym wątku.
Nie mogę doczekać się konkursu. Pozdrawiam serdecznie :*
Blaise, Blaise... Hm, cóż. Co do Ginny, to jeszcze sama nie wiem, co jej wyszykuję, ale ogólnie nasz "nietolerancyjny cham" sporo namiesza, mwehehehe :D
UsuńDla mnie to jeszcze trochę nierzeczywiste, że już szesnaście rozdziałów za nami. SZESNAŚCIE! ;o W życiu tak daleko nie zaszłam i no, jestem z siebie troszeczkę dumna ^^'
Konkurs się pisze, nie bójta się :D
Dziękuję za miłe słowa ;* Ściskam.
Zacznijmy od początku - niesamowicie naturalne i urocze relacje Notta i Hermiony, przy ich "kłótniach" nieźle się uhahałam :D Za to ból przy opisie cierpienia Teosia był prawie fizyczny - normalnie czułam się, jakbyś mi robiła odwet za Alex ;___; kurczaki, ja się jeszcze nie rozkręciłam o.o co będzie potem?
OdpowiedzUsuńGeneralnie pewnie wiesz, co mi się w tym rozdziale podobało najbardziej ;> Teoś, Teoś, Teoś z każdej strony <3 Koko to kocha. Mniam.
Konflikt na linii Zabini - Nott bardzo plastycznie opisany, zaczynam pałać do ciemnoskórego niechęcią :P Za to świetnie rozgrywasz postać - jest idealną przeciwwagą dla Hermiony.
Mam ogromną nadzieję, że przybliżysz nam w przyszłym rozdziale okoliczności pojednania Gin i Mii <3 Cieszyć się, Koko cholernie się z tego cieszyć, bo rudowłosa jest drugą ukochaną postacią kobiecą Koko w serii HP.
I na koniec - KOKO uwielbia urozmaicenia i ciekawa jest, co będzie intrygującego w związku z Ivy, bo Koko zakłada, że Empatia ma na to jakiś szatański, genialny plan. Koko bardzo chętnie będzie to czytać i wcale się nie buntuje - proszę mi nie słuchać podburzających, tylko kontynuuować zamierzony wątek. Jakbym ja tak robiła, to Alex już dawno po kolei skończyłaby z Erikiem, Scorpiusem i Albusem, a najlepiej z wszystkimi naraz ;P
Buziole, kocham Cię. <3
Hue, hue, hue, pisząc to, nie myślałam o Alex, ale jeśli się troszeczkę zemściłam, to dobrze ]:->
UsuńNo wiem, wcześniej Teosia za mało, to teraz nadrabiamy :D
Powiem szczerze, że choć z Zabiniego robię totalnego skurczybyka w stosunku do Hermiony, to ja sama bardzo go lubię i strasznie lekko mi się o nim pisze <3 I'm soo bad :D
YES! Wreszcie ktoś, kto nie hejtuje Ivy, mwahaha :D Czekałam na taką osobę i cholernie fajnie, że okazałaś się być nią Ty <3 Jeszcze nie wiem, co zrobię z Ivy, bo wciąż się waham, ale nie powiem, masz rację - w mojej głowie pewien skromniutki plan nabiera szatańskiego charakteru xD
Dziękuję za opinię, Koko moja <3
Wiem, wiem, że to nie było specjalnie, ale jak mówię wrażenie takie miałam xD Okropnaś, słowo honoru. xD
UsuńTeoś - wiiiii~! wiesz, że go koffam - tak, jak Ty prawdopodobnie Erica.
HAHAHAH. Mam to samo z Cameron, ale nikt mi nie wierzy xD ej, to jest be, że zUe charaktery są takie łatwe do konstruowania, chociaż muszę przyznać, że bardzo łatwo w tym wypadku przegiąć strunę :>
No, błagam Cię. Ja przede wszystkim szanuję zamysł autora, o. Naprawdę, czasem pisanie zgodnie z własnym widzimisię jest zdrowsze niż... wróć, napisałam czasem? ZAWSZE. zawsze jest zdrowsze niż pisanie zgodnie z widzimisię czytelników. o. Bo inaczej Ci się koncept rozwala :>
Szatańsko uroczo w takim razie. o.
Ależ, prosz. Cała przyjemność po mojej stronie <3
Aj noł, aj noł.
UsuńCzy ja wiem. Na razie łatwo mi się opisuje Blaise'a i... innych zUych, którzy są dokładnie tacy, jakich chciałam stworzyć, więc jesteśmy na plusie :D
A to ja wiem :D Zwłaszcza że, no, będę nieskromna, ale podoba mi się fabuła, którą opracowałam na Wyjątek, więc choćbym chciała zmienić niektóre kwestie, tak jak chcą czytelnicy, wszystko by mi się zburzyło xD Nie mówię o Ivy, bo to stoi pod znakiem zapytania wciąż, no ale :D
Mwehe, idę odpisywać na maila, bój się <3
I byle dalej :D Żeby życie miało smaczek... :D
UsuńMweheheheh, mi się podoba równie bardzo i czasami trzeba być nieskromnym. Ja jestem cholernie nieskromna jeśli chodzi o moje opisy ;___;
Nie mam czego <3
No to zaczynając od początku; rozdział jak zwykle boss. Jestem zachwycona każdym słowem (łącznie z częścią o Ivy). Co prawda, jak większość czytelniczek, też przestaję ją lubić.. Choć nie, nigdy za nią jakoś nie przepadałam, ale jestem jak najbardziej za tym, abyś połączyła ją z Teosiem (oczywiście jeśli chcesz).
OdpowiedzUsuńCzy ja jestem nienormalna ? Lubię Blaise'a. Podoba mi się jego aroganckość (o ile istnieje takie słowo), to jak się odnosi w stosunku do szlam, i że najprawdopodobniej ma niecne plany co do Ginny. Choć moje nastawienie do niego nie zmienia faktu, że jestem za tym, aby ktoś (czyt. Teodor ;)) obił mu buźkę.
No i na koniec: więcej Teosia, więcej Zabiniego, więcej Ginny i mniej Rogera. Całuski
PS Tylko błagam, jeśli Teodor będzie jednak z Ivy, to nie łącz Miony z Rogerem !
Ja tam lubię Ivy <3 Podoba mi się jej usposobienie, bo jest bardzo podobna do mnie, taka wariatka :DD
UsuńJa też lubię Blaise'a! xD Wredota z niego straszliwa, ale podoba mi się jego charakter, szalenie łatwo pisze mi się sceny z nim <3 Mogę się wyżyć xDD
Z Rogerem i Ivy to się jeszcze zobaczy, mwahaha :D
Dziękuję za opinię, kochana ;*
Ściskam.
Za co Ginny tak lubi Zabiniego!? Przecież to jest wredota w czystej postaci, nasienie diabła i tym podobne xD Pewnie w towarzystwie Ginny jest zupełnie inny, ale czy ona tego nie widzi, jak on odnosi się do innych ludzi? Idiota.
OdpowiedzUsuńI aaaah, w końcu Teodor. Kreujesz go na takiego człowieka, którego nic nie obchodzi i to zawsze mi się najbardziej podoba w płci przeciwnej, także trafiłaś w moje gusta ^^ Zauważyłam, że baardzo powoli przekonuje się do Hermiony, i zdradził jej sekret swojego stanu. A to już coś, zważywszy, że Hermiona w myślach nazwała go "przyjacielem". Nie wiem czy to dobrze, że tak zrobiła, przecież to ŚLIZGON, jemu nie można ufać, a Granger najwyraźniej o tym zapomniała.
I podobnie jak Nott jestem zdania, żeby Hermiona jak najszybciej zapomniała o Katharis. Czy to dla niej naprawdę takie ważne? Każdy normalny człowiek przeszedł by obok tego obojętnie. Ale no właśnie, każdy NORMALNY człowiek. Czuję, że to przyniesie jej kłopoty. A razem z tym wplącze w to wszystko Teodora - -
Miałam nadzieję, że podczas rozmowy Notta i Zabiniego, wyjdzie na jaw,że ten drugi ma jakieś ukryte zamiary wobec rudy, a tu wielkie zdziwienie. ;>
I Ivy... Co za denerwująca postać. Może denerwuje nieświadomie, ale to nic, i tak jej nie lubię. Pewnie podobnie jak większość. Ale jej nie da się lubić - jest nachalna i uparta, do tego wyraźnie zwraca na siebie uwagę Teodora, a to przecież źle, baardzo źle. I zaczynam się bać, że między nimi może się coś wydarzyć... Na szczęście wyrocznią nie jestem i wcale tak nie musi być. :D
Ah i w końcu jadą do Francji! Jakaś odskocznia od Katharis. (:
Pozdrawiam. :D
Nie zapominaj, że Hermiona ostatnimi czasy mało spędzała czasu z Ginny, więc ruda nie miała okazji, żeby zobaczyć, jak odnosi się do niej Blaise :D
UsuńNo uważaj. Hermiona w odpowiednich momentach przypomni sobie o domu Teodora, więc spokojnie :DD
Czy ja wiem. Zauważ, że to Notta bardziej ciągnie do Katharsis, Hermionę za to do Sprawy, a Teoś odradza jej mieszczenia się w przeszłość. Czy wnikną z czegokolwiek kłopoty, to ja nie wiem, zobaczy się xD
Czy ktokolwiek w ogóle lubi Ivy? Prócz mnie oczywiście? Chyba nikt, więc nie jesteś jedyna xDD
No, no, mam już rozrysowane miejsce ich pobytu i rozpisany cały przebieg wydarzeń, więc będzie się działo, mwehehe :D
Dziękuję za opinię ;*
Pozdrawiam.
Teodor i Ivy? Nie, nie, nie, nie, nie. Stanowczo mówię NIE. Głupia Ivy.. ugh, jak ja jej nie lubię, no! Wtrynia się wszędzie, odciąga Hermionę od Ginny i jeszcze jej kradnie Teodora! -.- A Zabini'emu trzeba przyznać, że chociaż raz powiedział coś mądrego. Teodor zakochany w Hermionie? TAAAAAK! Innej miłości w tym opowiadaniu nie przyjmuję, tylko Teomione proszę :D Ogólnie, to rozdział jak zwykle świetny, boski, cudowny, ale to na pewno wiesz :D Chcę już konkurs, chcę Teodora i Hermionę, a Ivy niech się udławi.. :D
OdpowiedzUsuńIvy robi to nieświadomie no :D Hermiona sama zaniedbała Ginny, mogła się zainteresować, a co do Teodora - H. nie zwierza się przecież Ivy ze swoich uczuć do Notta, nie? xD Skąd może wiedzieć, do kogo tam T. należy-nie należy xD
UsuńKonkursu nas czeka pięć-sześć rozdziałów, także tylko cierpliwości :D
Dziękuję za opinię ^^ Ściskam.
Ta kłótnia Teosia i Hermiony dołącza do mojego TOP 10 ulubionych kłótni Nott-Granger (tak, wszystkie te kłótnie są na Twoim blogu xD). Mrr, konkursik <3 Zaraz cieknę o nim czytać i oczekuję na dużo Granger-Nott (nie, nie żaden flirt, wiem, że jesteś zrównoważona i nie zamierzasz od razu zrobić ich słit parą, i bardzo dobrze), za to mało Granger-Gray-Stone. I, ugh, ta końcówka! Teoś z tą Ivy?! Od dziś nienawidzę Ivy xD
OdpowiedzUsuńWeny,
~ Pani Lestrange (tak, wiem, nie kojarzysz mnie, ja tu być nowa), której nie chce się logować
Hah, też bardzo lubię ich kłótnie :D
UsuńAutorki lubią niszczyć marzenia Czytelników i ja należę do takich autorek, wybacz xD
Dziękuję za opinię ;*
I dzieki tobie przestalam lubic Ivy smuteczek ;(( a nott to glupek jakby granger go zobaczyla to chyba by sie poryczala ;( a ivy to jeszcze wiekszy glupek .... jeszcze raz mowie ze masz talent i pozdrawiami.... I przepraszam ze zawsze tak krotko pisze al w nie udaje mi sie nic wiexej napisac po prostu nie wiem co ;*buziaki
OdpowiedzUsuńGinny