06 grudnia 2012

Rozdział 19. Złodziej myśli

Zostałam obudzona przez Ivy, która starając się stąpać jak najciszej, jakimś cudem potknęła się o dywan i runęła prosto na mnie. Na moment przestałam oddychać, dodatkowo do moich uszu przez jakieś pół minuty docierały przekleństwa różnej maści, więc do łazienki poczłapałam w średnio dobrym humorze.
Nie wspominając o tym, że byłam zdecydowanie niewyspana. Łóżko przez całą noc dziwnie gniotło, a blondynka chrapała zdecydowanie za głośno.
Cudowny początek dnia.
Pod strumieniem ciepłej wody, która działała wyjątkowo rozbudzająco, spędziłam parę minut. Następnych kilka poświęciłam na doprowadzenie się do stanu używalności – ubrałam się w świeży komplet hogwarckich szat, związałam włosy z ciasną kitkę, tak by żaden kosmyk nie wydostał się z upięcia, przejrzałam się przelotnie w lustrze, a gdy już miałam wychodzić, westchnęłam do swojego odbicia.
Wciąż pamiętałam o Teodorze. Wciąż pamiętałam każdą jego wiadomość, każde słowo, każdą kształtną literkę, która wyszła spod jego ręki. Wciąż przywoływałam do siebie to wszystko i nie uważałam tego za zbytnio pocieszające.
List z moim ostatnim zdaniem już do niego nie wrócił. Chwilowo przechowywałam go w poszewce swojej poduszki, dopiero zastanawiając się nad lepszym schowkiem.
Nie planowałam nikomu go pokazać. To było… zbyt intymne.
Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę…
Przykryłam dłonią usta, przymykając oczy.
Tak naprawdę strasznie pragnęłam znów go ujrzeć.
Odetchnęłam głęboko.
Nie będziesz teraz o nim myśleć. Dzisiaj Konkurs. Musisz się skupić. Tak. Zdecydowanie.
Wyszłam z łazienki. Ivy, trzymając w zębach wsuwkę, zbierała blond włosy w zwartego koka na czubku głowy. Spojrzała na mnie szybko i coś tam starała się powiedzieć, jednak z marnym skutkiem. Uśmiechając się pobłażliwie, rzuciłam:
– Udławisz się.
Położyłam brązowawą piżamę na prześcieradle, a później zabrałam się za ścielenie łóżka.
– Mówiłam, że strasznie się grzebiesz – mruknęła Krukonka.
Kąciki moich ust lekko się uniosły.
– Wcale nie – odparłam. – Ginny jest gorsza.
– Gryfoni – prychnęła dziewczyna z udawanym oburzeniem, po czym zniknęła za drzwiami łazienki.
Zachichotałam krótko, wygładzając kołdrę. Usłyszałam cichy szum wody, a później głośny pisk.
– Parzy!
Cała Ivy.
Odwróciłam się w stronę okna. Dopiero jakby niepewnie wstawało słońce. Niebo daleko, daleko stawało się nieco jaśniejsze, zabarwiło się łagodnymi odcieniami błękitu. Świat był jeszcze pogrążony we śnie. Nic dziwnego – za dwadzieścia siódma rano na początku grudnia nie mogłam spodziewać się cudów. Śnieg nie sypał, gdzieś między drzewami przeleciał ptak.
Moje oczy lekko zapiekły, a potem zamknęły się.
Nie spojrzę na ciebie. Nawet przez sekundę.

***

Przed pokojem wraz z Ivy spotkałyśmy Rogera. Szatyn, całkowicie rozpromieniony i ani trochę senny, od razu poczochrał mnie po włosach. Później taki sam los spotkał niebieskooką, choć ona dodatkowo zaliczyła jeszcze przejażdżkę przez cały korytarz na plecach chłopaka. Następnie z najbliższego schodom pokoju wyłoniła się McGonagall, ubrana w długą, szkarłatną szatę adekwatną do barw Gryffindoru. Zjawił się też Snape, odziany w swoją nieśmiertelną czerń i ze zdecydowanie ponurym wyrazem twarzy, Ian, którego oczy wciąż się zamykały, aż w końcu… Teodor.
Nie zwrócił na mnie uwagi. Najmniejszej. Tak jakbym w ogóle nie istniała, co nawet przez chwilę było mi na rękę, ale już po kilku chwilach nie potrafiłam się opanować i ciągle zerkałam na niego, mając nadzieję odszukać to spojrzenie.
On jednak opierał się o ścianę ze spuszczoną głową, lecz nie w geście zawstydzenia, strachu czy jakiegoś innego negatywnego uczucia.
Starał się ukryć ból wykrzywiający usta.
Cierpiał. I tylko ja zdawałam się to zauważać.
Po niedługim czasie dołączył do nas Michael z niedbale narzuconym na szyję granatowo-czarnym szalikiem. Oczywiście został nagrodzony przez Snape’a złowrogim spojrzeniem, na co ja uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam do niego:
– Nie przejmuj się.
Wzruszył ramionami, oddając przyjazny gest.
– Nie zamierzam.
McGonagall obrzuciła nas przeciągłym spojrzeniem, po czym ruszyła w stronę schodów. Podążyliśmy za nią. Ja śmiejąc się z żartów Michaela, Roger opowiadając coś żywo Ianowi oraz Ivy, zaś Teodor… Teodor szedł tuż za Snape’em, nieco bardziej przygarbiony niż zazwyczaj i lekko, leciutko utykając na prawą nogę.
Wtedy diabli wszystko wzięli.
Patrzyłam na niego tak intensywnie jak nigdy, wykrzykując w myślach, by jego oczy choć na chwilę skupiły się na mnie.

***

– …już za kilkadziesiąt minut. Testy, które napiszecie, zaważą na waszym dalszym udziale w Międzyszkolnym Konkursie Magicznym, więc…
Paul Lacroix stał przy stole tak jak poprzedniego dnia, tym razem podając instrukcje co do przebiegu pierwszego etapu. Ubrany był w ciemnofioletową szatę, na głowie miał spiczastą tiarę. Nie uśmiechał się, na jego twarzy widziałam bezgraniczną powagę, choć jednocześnie nie wyglądał na wybitnie surowego czy groźnego.
Na słowach mężczyzny skupiałam się jedynie w pewnym stopniu. Pochłaniałam informacje na temat części pisemnych różnych kategorii, tego, jak wszystko będzie wyglądać, który przedmiot otworzy cały etap, gdzie wszystko się odbędzie, lecz jednocześnie wzrok utkwiłam w Teodorze. Nie wiedziałam, czy wyczuwał moje spojrzenie. Może. Chciałam, by odwrócił się od prezesa Instytutu i w końcu popatrzył na mnie.
Do cholery.
Rozejrzałam się po jadalni. Uczennice z Beauxbatons, wszystkie dumne, wyprostowane, siedziały przy pobliskim stoliku. Towarzyszyło im dwóch mężczyzn w dość skromnych, błękitnych szatach, obaj z bezwzględnie skupionymi twarzami.
Nieco dalej dostrzegłam polską delegację składającą się z pięciu chłopców oraz jednej dziewczyny, no i oczywiście opiekunów – drobnych blondynek w ciemnych szatach. Zauważyłam owych szatynów, którzy przeszli w czytelni obok mojego stolika. Rozmawiali cicho szeptem, jednak gdy upomniała ich jasnowłosa, od razu zamilkli. Jeden z nich, ten szczuplejszy, bledszy, ale za to z mocno zarysowaną szczęką, także rozejrzał się po sali. Zauważył mnie, po czym uśmiechnął się ciepło, dokładnie jak poprzedniego dnia. Odpowiedziałam tym samym, rumieniąc się nieznośnie.
Po lewej miejsca znaleźli studenci rosyjskiej szkoły. Chłopcy, jeden o nieco przydługich, ciemnych włosach, drugi o całkowicie rozczochranych, patrzyli tępo na Lacroix. Trzeci opierał głowę o stół, najwyraźniej trochę przysypiając. Ładna dziewczyna o drobnej twarzyczce i nieco zadartym nosie spojrzała na nich z niesmakiem, po czym szturchnęła koleżankę, która również najwyraźniej nie była zachwycona zachowaniem kolegów.
Skierowałam oczy z powrotem na Teodora.
Zapomnę o tobie.
Zapomnę o tobie.
Zapomnę o tobie.
Zacisnęłam mocno usta, wpatrując się w przemawiającego mężczyznę.
– Wyniki poznacie…
Już zapomniałam.

***

Kilkanaście minut później chodziłam nerwowo po jednej z sal konferencyjnych znajdujących się na parterze głównego budynku. Pomieszczenie było dość małe, ja, Michael i Ivy nie potrzebowaliśmy większego. Przez środek ciągnął się szary stół z metalowymi nogami, przy którym stało kilka krzeseł. Pod ścianą znajdowała się zwykła, czarna tablica, a na półeczce pod nią parę kred. W rogu postawiono doniczkę z jakąś olbrzymią rośliną mającą potężne, rozłożyste liście. Przez dwa duże okna, z ozdobnymi zasłonami w kolorze czekolady, mieszczące się naprzeciw drzwi wpadało do sali całkiem sporo światła.
– Hermiono, nie denerwuj się – powiedział po raz któryś Krukon, przesuwając dłonią po oparciu krzesła, które zajął.
– Jak mam się nie denerwować, skoro Lacroix wymyślił sobie, żeby starożytne runy otwierały Konkurs? – burknęłam. – Jakby nie mogły to być eliksiry…
– Ej, przypominam, że komuś je także przydzielono – zauważyła głośno Ivy siadając okrakiem na swoim miejscu.
Zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Znowu zaczęłam chodzić po sali.
– Masz rację, przepraszam – mruknęłam. – Och, gdzie jest Roger?
– Poszedł gdzieś z Ianem – odparł Michael, wzruszając ramionami. – Widzisz? Ian też ma zaraz runy, a jakoś się nie przejmuje.
– Ian to Ian, ja to ja – fuknęłam ze złością. – Zresztą jego i tak nie rozumiem. Powinien przywiązać do tego większą wagę, jest przecież na poziomie B.
Blondynka machnęła ręką.
– Kto tam zrozumie Puchonów.
– Nie pocieszyłaś mnie – stwierdziłam zrezygnowana.
– Och, a niby co mam ci powiedzieć? – spytała. – Że wszystko będzie dobrze? Że sobie poradzisz? Że wszystko masz w jednym palcu? To głupie. I puste.
– No w sumie… – Skrzywiłam się, by później jęknąć rozpaczliwie: – O Merlinie, zginę.
Wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie. Podskoczyłam lekko, natychmiast się odwracając. Zobaczyłam Teodora. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
– Wszyscy proszeni są o pójście do recepcji – oświadczył bezbarwnym głosem. Jego oczy skierowały się na mnie tak szybko, że prawie zabrakło mi tchu. – Już czas.
A później wycofał się na korytarz, skręcając w lewo ku miejscu spotkania.
Z mocno bijącym sercem spojrzałam na Krukonów. Przełknęłam z trudem ślinę.
– Jak nic zginę.
Ivy zaśmiała się. Oboje z Michaelem wstali, po czym niemal wypchali mnie z sali. Podążyliśmy do miejsca, o którym powiedział nam Nott. Moje myśli wciąż krążyły wokół chłopaka, tak szaleńczo, że prawie nie byłam w stanie skupić się na niczym innym.
Nienawidzę cię.

***

Ponad trzysta pięćdziesiąt osób znalazło się w ogromnym pomieszczeniu o wysokim, pięknie zdobionym suficie. Nie było zbyt tłoczno, ja sama wylądowałam między trzymającą mnie pod ramię Ivy a Ianem mamroczącym coś ze śmiechem do Rogera, który niemalże zginał się wpół z uciechy. Koło wind, za czymś w rodzaju nauczycielskiej katedry, na niewielkim podwyższeniu stał Paul Lacroix. Jego magicznie wzmocniony głos rozlegał się w dźwięcznie w komnacie, zwracając uwagę każdego, bez wyjątku. Mężczyzna od kilku minut objaśniał wszelakie zasady dotyczące części pisemnych poszczególnych kategorii.
Miały one trwać po czterdzieści pięć minut. Oczywiście zabronione było przyjmowanie przed testami jakichkolwiek magicznych specyfików, rzucanie zaklęć wspomagających oraz wszelakie inne formy oszukiwania. Między kategoriami przewidziano krótkie przerwy, w czasie których uczniowie mieli się już zebrać w odpowiednich salach, tak by każdy egzamin rozpoczął się od ustalonej porze. Dlatego prezes Instytutu już wtedy objaśniał zasady.
W czasie swojej – koniec końców dosyć krótkiej – przemowy wspomniał także o paru innych kwestiach, takich jak kolejność kategorii.
Ivy na wieść o następnej, czyli historii magii, zaśmiała się cicho.
– Binns naiwnie sądzi, że pamiętam jakąkolwiek z wojen goblinów, prócz piątej czy szóstej, kiedy popularnym okrzykiem bojowym goblinów-samobójców stało się „Ha, ha, ha, umrzesz ty i umrę ja!”.
Spojrzałam na nią z oburzeniem, po czym półgłosem zaczęłam szybko streszczać jej resztę starć. Ona jednak jedynie zaśmiała się i dała mi kuksańca w bok, szepcząc:
– Martw się o siebie.
Ależ pocieszające.
Uczniowie piszący poziom A mieli w paroosobowych grupach wjechać windą po lewej na pierwsze piętro, zaś ci z poziomu B – tą po prawej na to samo piętro. Podczas gdy wiele osób już zbierało się koło dźwigów, ja popatrzyłam niepewnie na Krukonkę. Dziewczyna, widząc ten wzrok, wzięła mnie w objęcia, mocno przytulając.
– Będzie dobrze – wymamrotała. – Tylko zachowaj spokój.
Niepewnie kiwnęłam głową i odetchnęłam głęboko.
Michael uśmiechnął się ciepło.
– Biedna Hermiona – westchnął teatralnie. – Idzie na pierwszy ogień.
Tylko zachowaj spokój.
Chwilę później zostałam otoczona przyjemnym zapachem męskich perfum, nieco słabszym od tych Teodora, ale tak samo ładnym. Ramiona Rogera były ciepłe i łagodnie otulały. Przymknęłam oczy, słysząc jego cichy szept.
– Liczymy na ciebie.
Tylko. Zachowaj. Spokój.
Gdy już wyswobodziłam się z objęć szatyna, rzuciłam przelotne spojrzenie na windy, przy których stało coraz mniej osób. Później skierowałam wzrok na McGonagall.
– Powodzenia – powiedziała, a na jej twarzy dostrzegłam… zaufanie?
Uśmiechnęłam się słabo. Zerknęłam na Snape’a. Oczy nauczyciela spotkały się w moimi, a później on sam kiwnął lekko głową.
Odpowiedziałam tym samym. Jego gest, nie wiedzieć czemu, dodał mi sił.
Odwróciłam się do Iana, który szczerzył zęby w uśmiechu.
– Chodź – rzekł krótko beztroskim tonem, szarpiąc nieco głową w stronę wind.
Niepocieszona, podążyłam za Puchonem.
Ha, ha, ha, umrzesz ty i umrę ja!

***

Winda zawiozła nas prosto do sali egzaminacyjnej. Stało w niej pięćdziesiąt pojedynczych stanowisk, a przy ścianie naprzeciw drzwi stół przykryty szmaragdowym obrusem. Siedziało przy nim dwóch krępych mężczyzn i rudowłosa kobieta o długim, zakrzywionym nosie, wszyscy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami. Za oknami po lewej widziałam szarość chmur przykrywających niebo. Jasne ściany ozdobione przy suficie ciemnobrązowymi wzorami nadawały całości jakiejś elegancji, którą jeszcze potęgowała drewniana podłoga. Na stolikach ułożone zostały pióra wraz z ciemnymi kałamarzami oraz czyste kartki, zapewne jako formy brudnopisów.
Absolutnie zestresowana, zajęłam miejsce po prawej, niedaleko komisji mającej później ocenić nasze prace.
Spokój.
Spokój.
Spo-kój.
Rozejrzałam się. Po mojej lewej siedział chłopak patrzący ze znudzeniem przed siebie. Miał czarne, długie prawie do ramion włosy, wystający podbródek i nieco zbyt duży nos. Rozłożył się na krześle, jego ręce zwisały luźno w dół. Ubrany był w czarne spodnie, bordową koszulę i tego samego koloru narzuconą na ramiona szatę bez guzików. Rozpoznałam w nim ucznia Poxterity.
W chwili gdy już miałam skupić wzrok na czymś innym, jego spojrzenie padło na mnie. Momentalnie odwróciłam twarz w przeciwną stronę, udając, że przecież nic się nie wydarzyło.
On jednak nie dał za wygraną.
– Ty jesteś Hermiona, prawda? – usłyszałam jego głos, niski, przyciszony. Mówił bardzo wyraźnie jak na Amerykanina.
Znowu na niego popatrzyłam.
– Taak – odparłam niepewnie. – Skąd wiesz?
Wzruszył ramionami.
– Ivette wiele o tobie mówiła – odrzekł obojętnie. Miał jasne, bardzo jasne niebieskie oczy. Tak pięknie kontrastowały z ciemnymi włosami. – Roger też. Ja jestem Alex – przechylając się nieco, podał mi rękę. Uścisnęłam ją lekko. – Denerwujesz się?
Kiwnęłam głową.
– Ciężko się nie denerwować. Poszliśmy na pierwszy ogień – dodałam, cytując Michaela.
Alex machnął dłonią.
– Jeśli ten nie pójdzie nam dobrze, zostają jeszcze praktyki. Liczą punkty z obu części.
– Wiem. Ale przecież trzeba mieć co najmniej dziewięćdziesiąt punktów, żeby…
– Spory odsiew, nie? – wtrącił.
Znów kiwnęłam głową.
– Bardzo. Do ostatecznych walk potrzeba…
– Stu lub dziewięćdziesięciu dziewięciu, tak – przerwał mi.
Zacisnęłam mocno usta i odwróciłam się.
– Nie przejmuj się – usłyszałam głos bruneta. – Jak nie w tym roku, to w przyszłym.
Nie odpowiedziałam. Takie myślenie mało mi odpowiadało.
Do moich uszu dotarło zniecierpliwione chrząknięcie.
– Naprawdę nie powinnaś tak sobie zawracać tym głowy. To tylko…
Nie dokończył. Wstała rudowłosa czarownica. Miała na sobie ciemną szatę zapiętą aż pod samą szyję. Splotła dłonie razem i uśmiechnęła się lekko.
– Witam was na pierwszym teście pisemnym otwierającym jednocześnie trzydziesty Międzyszkolny Konkurs Magiczny – jej głos był wysoki, ale nie piskliwy. Wszystkie rozmowy umilkły, a uczniowie zaczęli wpatrywać się w mówiącą kobietę. – Mam nadzieję, że nie czujecie się zbytnio zestresowani oraz jesteście gotowi dać z siebie wszystko. – Jasne. – Nazywam się Miranda Mork i przewodniczę komisji egzaminacyjnej z kategorii starożytnych runów z poziomu A. To jest pan Philippe Vergeuille – wskazała na ciemnowłosego mężczyznę w okularach siedzącego po jej prawej stronie – a to pan Jean Seuillé – jegomość z krzaczastymi brwiami i o groźnym spojrzeniu skłonił lekko głowę. – Oni również zajmą się oceną waszej pracy. Pan Lacroix już z pewnością przedstawił wam zasady, więc sądzę – zerknęła na zegarek znajdujący się na jej nadgarstku – że nie warto przedłużać.
Wraz z resztą członków komisji wzięli ze stołu po jednym z leżących na nim stosie pergaminów, po czym zaczęli przechadzać się między stanowiskami, rozdając każdej osobie arkusze egzaminacyjne składające się z trzech czy czterech kartek.
– Na razie jeszcze nie zaczynajcie – rzuciła Mork, gdy przechodziła obok Alexa.
Później wszyscy troje stanęli przed stołem. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Vergeuille wyciągnął różdżkę z obszernej kieszeni czarnej szaty i poruszając nią szybko, narysował w powietrzu mieniące się złotem cyfry.
O8:00
Rudowłosa uśmiechnęła się łagodnie.
– Zaczynajcie!
Rozległ się szelest pergaminu, zegar zaczął mrugać, a moje serce podskoczyło do gardła. Zacisnęłam palce na piórze. Dobrze leżało w dłoni, choć nie tak jak to, którego używałam zazwyczaj.
Oddychając głęboko, zamoczyłam koniuszek pióra w kałamarzu. Nim przytknęłam je do pergaminu, przekartkowałam test. Na ostatniej stronie zobaczyłam dużą tabelę z dziesięcioma wierszami i ośmioma kolumnami.
Odmiana przez przypadki. Jak miło.
Z nową dawką determinacji wzięłam się za pisanie odpowiedzi na pierwsze pytanie: „Co to jest tłumaczenie triatalne?”.
Zachowaj. Spokój.

***

Czterdzieści pięć minut później, jeszcze niezbyt świadoma, że już po wszystkim, wraz z Rogerem i Ianem szłam do jednej z sal konferencyjnych. Ivy minutę wcześniej pojechała windą na górę, by zmierzyć się z testem z historii magii.
Oczywiście była całkowicie spokojna. Mój umysł za to wciąż ściskała niepewność.
Puchon chichotał szaleńczo, w czym wspomagał go szatyn, gdy z zadziwiającą szybkością zdawałam sprawozdanie z tego, jak mi poszło.
– Zrobiłam dwadzieścia zadań, ale ledwo zmieściłam się w czasie. Skończyłam o ósmej czterdzieści, miałam tylko pięć minut na sprawdzenie całości, w dodatku potem odkryłam, że w przedostatnim, pisemnym, pomieszałam szyk zdania. Musiałam całe skreślić i potem pisać to oraz następne dwa od nowa, bo nagle wyskoczyły dwa powtórzenia, których wcześniej nie zauważyłam. Och, a jeśli oni biorą pod uwagę estetykę pracy? Na pewno to też się liczy! Tyle skreśleń, tyle… O Godryku, a jeśli gdzieś jeszcze zrobiłam błąd? I sprawdzą poprawność wypowiedzi, zamiast jedynie jej spójności, logiczność… Boże. Boże. Co ja zrobiłam? Och, i, i, i jeszcze to okropne zadanie o podaniu co najmniej pięciu miejsc, w których znaleziono zapiski dotyczące mugolskich operacji medycznych? Chyba przez pięć minut nie potrafiłam sobie przypomnieć nazwy Poznania w Polsce. Całkowicie wypadło mi z głowy, a jak już z powrotem do niej wpadło, pacnęłam się w czoło, przez co wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Och, to było straszne.
Poczułam lekkie pociągnięcie za rękaw. Ian uśmiechał się szeroko.
– Hermiono, spokojnie – powiedział z rozbawieniem. – Ja też to pisałem i co? I żyję. W dodatku wylałem sobie atrament na pracę, a różdżek nie wolno używać na pisemnych.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
– W-wylałeś… atrament? – powtórzyłam.
Roger ryknął śmiechem.
– Jak najbardziej – potwierdził Owens, pokazując mi swoje umazane na granatowo palce. – Wszystko strzepnąłem na podłogę, a gościu z komisji chyba chciał zabić mnie za to wzrokiem. No ale przynajmniej jakoś uratowałem sobie pracę.
– Widzisz? Nie tylko ty jesteś taka inteligentna – rzekł Roger, patrząc znacząco na blondyna. Sekundę później zaczęli przepychać się między sobą, na co ja nieco się odsunęłam, w końcu się rozluźniając.
Ich obecność i niecodzienna pogodność zdecydowanie miały niezwykłą moc.
Gdy chłopaki w końcu się uspokoili, z powrotem ruszyliśmy do sali konferencyjnej.
I wtedy dostrzegłam Teodora. Ślizgon szybko zmierzał ku wyjściu z budynku głównego, owijając sobie szyję szalikiem.
Moje nogi same skierowały się w jego stronę.
– Hermiono? – rzucił Roger, kiedy zobaczył, że odchodzę od niego oraz Iana.
– Przepraszam na chwilę – odparłam przez ramię, przyspieszając kroku.
Zapomniałam o tym, jak zimno jest na zewnątrz, gdy wypadłam za Teodorem.
– Poczekaj! – zawołałam za nim.
Zatrzymał się i odwrócił. Zobaczył mnie, ale nie poszedł dalej, jak myślałam, że zrobi. Wsadził ręce do kieszeni, czekając, aż znajdę się przy nim.
– Dlaczego… – spytałam od razu, jednak on przerwał mi.
– Nie wiem – odparł lekko, wzruszając ramionami.
Miałam ochotę usiąść na śniegu ze zdziwienia. Szybko się otrząsnęłam.
– Aha, czyli ignorujesz mnie, choć nie wiesz dlaczego, tak? – upewniłam się, zakładając ręce na piersiach.
– A czego oczekiwałaś, Granger? – odbił piłeczkę.
Proszę, nie każ mi traktować cię wyłącznie jak literkę.
– Nie mam pojęcia – odrzekłam równie beznamiętnie. – Po prostu to nie jest normalne.
– Nasza rozmowa też nie zaliczała się do normalnych – uciął, po czym odwrócił się i ruszył do miejsca z numerem trzy.
A ja za nim.
– Żałujesz, że w ogóle się odbyła? – spytałam znów, prawie docierając do Teodora.
Przystanął. Kiedy spojrzałam w jego oczy, przestraszyłam się tego straszliwego ognia, który w nich ujrzałam.
– Ustalmy coś, Granger – warknął. Cudnie, więc był wściekły jak cholera i nienawidził mnie za tamtą rozmowę. – Ja… nie żałuję niczego, co się wtedy wydarzyło. Może prócz nieudanej próby animagii, przez którą czuję się tak jak się czuję, jednak nie cofnąłbym żadnej wiadomości. Łącznie z post scriptumami.
I znów podjął drogę do trójki, zostawiając mnie w osłupieniu.
Szybko dogoniłam czarnowłosego. Nie mogłam zbyt szybko przyswoić tego, co właśnie usłyszałam.
– Chcesz powiedzieć...
– Granger, idź sobie.
– Moment. Czy chcesz powiedzieć, że…
– Granger!
– No poczekaj, Nott. Naprawdę nie żałujesz ani…
– GRANGER!
Byliśmy już na mostku, kiedy pociągnęłam Ślizgona za rękaw szaty, tak by stanął naprzeciw mnie.
Przez moją głowę przeleciała myśl, że wtedy naprawdę znalazłam się w bajce – wokół iskrzący się śnieg, chłodne powietrze otulające moje policzki, most nad jeziorem skutym połyskującym lodem i szare, szare, szare oczy.
– Powtórz to – rozkazałam.
Prychnął.
– Po co?
– Po prostu. Chcę mieć pewność, że sobie tego nie wymyśliłam.
– Po co?
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
– Już powiedziałam.
– Nie o to chodzi. Dlaczego chcesz mieć pewność?
Nie odezwałam się. Zacisnęłam usta, ale nie opuściłam wzroku.
Przecież nie mogłam wyznać mu, że czuję to samo i bardzo, bardzo bym chciała, by to nie było jednostronne.
Postanowiłam nie udzielać odpowiedzi na pytanie, jednak wciąż patrzyłam na Teodora. On w końcu westchnął ciężko i potarł dłonią czoło.
– Nie umiem mówić o takich rzeczach… – wymamrotał. – Przynajmniej nie wtedy, gdy posiadam pełną świadomość i kości nie rwą, jakby piekło znalazło się nagle na ziemi – dodał, spoglądając gdzieś w bok.
Tak, zawstydzony Teodor wyglądał absolutnie uroczo. Nawet jeśli wcześniej strasznie się wściekał.
Westchnęłam ciężko.
– Kiedyś będziesz musiał się nauczyć – odrzekłam łagodnie.
Zerknął na mnie szybko, niemal nerwowo.
– Chodź – mruknął. – Jest zimno.
Uśmiechnęłam się lekko i później razem z nim weszłam do pobliskiego budynku.

A pętla nieubłaganie się zaciskała.

***

1. Napisz, czym jest ciąg Fibonacciego i w którym wieku on powstał.
Nie myśl o nim, nie myśl o nim, nie myśl o nim…
5. Oblicz Liczbę Celu Życia Katheriny Amandy Lucindy Williams.
Przecież to tylko Teodor. Jak się obliczało Liczbę Celu Życia? Aha, dobrze, pamiętam. Dłoń, jego dłoń na mojej dłoni, kiedy nie mógł uwierzyć, że wcale nie jest mi zimno…
13. Rozwiąż równania:
O Slytherinie, jakie te równania skomplikowane. Ugh, przecież tutaj nie wyłącza się przed nawias! On, on, on, on i jego uśmiech, ten prawdziwy, lekki, on i uśmiech…
20. Napisz krótkie przemówienie na temat tego, dlaczego mugolska matematyka jest ważna. Do kryteriów oceniania zaliczają się…
Co się zalicza? Dłonie, uśmiech i oczy, ogień w tęczówkach, pewność w głosie…
…przynajmniej połowę wyznaczonego miejsca…
…ile?
– Proszę państwa, zostało dziesięć minut.
Boże.

***

Roger, choć pisał test z tej samej kategorii co Teodor, był zmuszony zostać w towarzystwie Ivy i Iana.
Chyba po raz pierwszy Gryfonka wybrała Ślizgona.
– Denerwujesz się? – rzuciłam, gdy szliśmy z Nottem w stronę wind.
– Niespecjalnie – odrzekł obojętnie. – Transmutacji nigdy się nie bałem. A jak nie pójdzie mi pisemny, to odrobię na praktykach.
– Mówisz jak Ian – stwierdziłam z przekąsem.
– Bo to akurat jedyna kwestia, w której się z nim zgadzam.
Parsknęłam śmiechem.
– Ty w ogóle z kimkolwiek w jakiejkolwiek kwestii się zgadzasz? Co za nowość.
– Powiedziała Granger – prychnął.
– Jak się czujesz? – spytałam cicho.
Wzniósł oczy do nieba.
– Granger, do cholery jasnej – warknął ze złością. – Co dziesięć minut słyszę to samo. Co dziesięć minut ty dostajesz tę samą odpowiedź. Co dziesięć minut dajesz mi wykład na temat nieokłamywania cię, bo i tak widzisz swoje. Nie jesteś moją matką. Odpuść.
– Kiedy…
– Posiadam jeszcze sprawność umysłową. Jutro może pójść gorzej, zwłaszcza na eliksirach, bo jeśli nie pokroisz idealnie niektórych składników, a i tak wrzucisz je do wywaru…
– Eksplozja, wiem – dokończyłam za niego, kiwając lekko głową. – Więc nie dziw się, że ciągle cię pytam.
Ścisnął dwoma palcami nasadę nosa, a ja usłyszałam, jak liczy do dziesięciu.
Dotarliśmy do wind. Teodor wraz z kilkoma innymi osobami wszedł do tej po lewej. Spojrzał na mnie, na co uśmiechnęłam się.
– Powodzenia – powiedziałam.
On jedynie przekrzywił głowę. Drzwi dźwigu zamknęły się z cichym pyknięciem.
Westchnęłam. Bardzo chciałam, żeby Ślizgonowi się udało. Nawet nie po to, by Hogwart wygrał cały Konkurs, a raczej z czystego pragnienia zwycięstwa chłopaka. Może to uczyniłoby go szczęśliwym?
Chyba nigdy nie widziałam takiego Teodora.
Nagle usłyszałam wesoły głos Rogera.
– A ze mną się nie pożegnasz?
Odwróciłam się szybko. Gdy tylko ujrzałam wyszczerzonego Krukona, sama również się uśmiechnęłam. Ruszyłam w jego stronę, a on rozłożył ramiona w zapraszającym geście.
– Chodź tu – mruknął, by sekundę później mocno mnie przytulić.
– Dasz sobie radę – szepnęłam. – Musisz.
Ucałował moje czoło.
– Uciekam. Trzymaj kciuki.
Wypuścił mnie z objęć, a potem pobiegł do drugiej windy. Odprowadziłam go wzrokiem. Chwilę później westchnęłam.
Chyba Lew musi nadepnąć na Węża i zjeść Kruka. Wtedy w końcu będzie spokój.

***

– …za kilka godzin czeka cię jeszcze obrona przed czarną magią, a mugoloznawstwo zamyka części pisemne, więc niestety nie możesz całkiem odetchnąć z ulgą – powiedziała McGonagall, gdy stałyśmy niedaleko recepcji.
– Wiem, pani profesor, ale nie czuję już aż takiego stresu – odparłam z lekkim uśmiechem. – Nasza ekipa jest genialna, towarzystwo całej tej zgrai naprawdę uspokaja. Bez obaw, wszyscy damy sobie radę.
– Nie wątpię. Hermiono, nie widziałaś gdzieś profesora Snape’a? – spytała po chwili. – Od dwóch godzin nigdzie nie mogę go znaleźć, a za dziesięć minut rozpocznie się obiad w jadalni.
Zmarszczyłam brwi. Pokręciłam powoli głową.
– Nie widziałam go – odrzekłam. – Może jest w swoim pokoju?
I wtedy do pomieszczenia przez boczne wejście wkroczył sam poszukiwany razem z nieco ponurą Ivy. McGonagall zmrużyła oczy, po czym ruszyła do opiekuna Slytherinu.
– Severusie, gdzieś ty się podziewał? – zaczęła. – Przecież…
Czarnowłosy mężczyzna nie wyglądał na zachwyconego.
Blondynka podeszła do mnie, po drodze rozwiązując szalik.
– Snape kazał mi recytować listy składników do jakichś-tam eliksirów – burknęła. – Bo oczywiście co z tego, że ta kategoria ma się odbyć dopiero za ponad godzinę? Roweno, daj mi siłę.
Zachichotałam.
– Uroki eliksirów – rzekłam rozbawiona.
Poszłyśmy już do jadalni, nie czekając na resztę. Pomieszczenie było prawie puste, zauważyłam dosłownie kilka osób. Na stołach ułożono już koszyczki z pieczywem, talerzyki z masłem, zastawę, sztućce i inne potrzebne do obiadu rzeczy. Zajęłyśmy nasze stałe miejsca, a ja spojrzałam na okno. Na parapecie przysiadł niewielki, ciemny ptaszek z nieco jaśniejszym od piór na skrzydłach brzuszkiem.
– Co jest między tobą a Teodorem? – to pytanie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Błyskawicznie odwróciłam głowę w stronę Ivy bawiącej się szklanką obok jej talerza.
Gniew stał się lawą, a moje serce wulkanem gotowym zaraz wybuchnąć.
Nigdy wcześniej aż do tego stopnia nie starałam się zachować spokoju.
– Nic – odpowiedziałam z pozorną obojętnością. Do cholery, do cholery, do cholery, przecież on niczego nie żałuje! – Dlaczego pytasz?
Uśmiechnęła się subtelnie i wciąż na mnie nie patrząc, mruknęła:
– Teodor jest fajny.
Zaśmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu.
Spojrzenie, dotyk, dotyk, dotyk…
– To najwidoczniej spędzasz z nim mało czasu.
Dziewczyna uniosła głowę.
– Ty wręcz przeciwnie – zauważyła dziwnym głosem.
Nie uśmiechała się.
Nie, nie, nie, nie.
Wyprostowałam się.
– Cóż, jest moim korepetytorem – rzekłam oschle. – Topór wojenny zakopaliśmy już jakiś czas temu, ale nie przyjaźnimy się nie wiadomo jak bardzo. Czasem ze sobą porozmawiamy, czasem…
– A Roger?
Zamrugałam szybko.
Do jadalni przez wielkie wrota weszło kilkanaście osób, a później jeszcze kolejne. W pomieszczeniu rozległ się gwar.
– Co ma do tego Roger? – spytałam zdziwiona.
Dłoń dziewczyny przesunęła się po srebrnym widelcu.
– Wiele – stwierdziła cicho. – Nie widzisz niczego?       
Do sali wparowała potężna grupa osób. Wśród nich dostrzegłam uśmiechniętego Rogera, gdzieś za nim spokojnego Teodora, jeszcze dalej nieco zdenerwowanego Michaela. Popatrzyłam na Ivy. Przyglądała mi się czujnie.
– Widzę – szepnęłam. Chwilę później obok mnie znalazł się brązowowłosy Krukon i od razu zaczął nawijać o tym, jak mu poszło, o zadaniach, o komisji.
Choć naprawdę byłam ciekawa oraz rzeczywiście się zainteresowałam, nie mogłam oderwać wzroku od Teodora siedzącego tuż obok Ivy zagadującej wesoło chłopaka na temat jego testu.
Lawa powoli zastygła.

***

– Poległem na zadaniu o Płomieniu Bernarda – jęknął Michael godzinę później. – „Podaj jego definicję oraz właściwości.”
Ivy oraz Teodor udali się już na kategorię eliksirów. Szczęścia życzyłam tylko dziewczynie. Do Ślizgona się nie odezwałam.
Choć moje serce krzyczało, bym to zrobiła.
Wraz z Michaelem usiedliśmy w sali konferencyjnej, tej co zawsze. Roger poszedł porozmawiać z McGonagall na temat transmutacji, a Ian przypomniał sobie, że miał napisać list do swojej dziewczyny, więc zniknął na najbliższe pół godziny. Zostałam ja z Cornerem, opowiadającym mi o zdaniach z zaklęć.
Tak strasznie chciałam dostać ten przedmiot.
Zmarszczyłam brwi.
– To akurat było proste – stwierdziłam.
Posłał mi zirytowane spojrzenie.
– Dzięki.
– Przecież pożar wywołany Płomieniem Bernarda miał miejsce w tysiąc siedemset osiemdziesiątym czwartym roku w Hogwarcie – wytłumaczyłam cierpliwie. – Ucierpiało wtedy kilka sal lekcyjnych, które później zamknięto. Gdybyś przeczytał Historię Hogwartu, to byś wiedział.
Michael uniósł ręce do góry.
– Jestem taki inteligentny!
Wzruszyłam ramionami.
– Jedno zadanie, w dodatku za dwa punkty, nie oddaliło cię jakoś bardzo od walk – stwierdziłam. – Poradzisz sobie na praktykach i następny etap jest twój.
– Tsa – mruknął. Na chwilę zapadła cisza, a później chłopak wyprostował się. – Hermiono, czy… czy Ginny ostatnio coś o mnie mówiła? – spytał na wydechu.
Uniosłam brwi.
– Cóż, nie przypominam sobie – odpowiedziałam powoli, niepewnie. Chłopak zacisnął usta i wpatrzył się w krajobraz za oknem. Przekrzywiłam głowę podobnie jak wcześniej Teodor. – Tęsknisz za nią – stwierdziłam lekko, nagle zdając sobie z tego sprawę.
Zaśmiał się nerwowo.
– Wcale nie. – Dostrzegł wyraz mojej twarzy. Skrzywił się ze zrezygnowaniem. – Aż tak to widać?
Pokiwałam głową. Czarnowłosy westchnął.
– Jak między nią a Deanem? – spytał cicho.
Poczułam tak okropne współczucie, że nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
Ruda brutalnie zabawiła się jego uczuciami, choć nie taki był plan. Miała zacząć z kimś chodzić po to, żeby zapomnieć o Harrym. Nie po to, by zwrócić jego uwagę, a potem zostawić tego, z kim jest.
Radząc Gryfonce, nie miałam na myśli ranienia innych. Chciałam, by ona rzeczywiście zapałała uczuciem do chłopaka, o którym niekoniecznie mówią „Chłopiec, Który Przeżył”.
A tak naprawdę skrzywdziła też Michaela.
Biedny Dean.
– Ona go nie kocha – wyznałam cicho, modląc się w myślach, bym nie żałowała swoich słów. – Nigdy nie kochała.
Corner rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Ale też nie kocha ciebie – dodałam szybko. Przez twarz bruneta przeszedł cień. – Skupiła się na kimś zupełnie, zupełnie innym.
Nie mogąc patrzeć mu w oczy, wstałam i podeszłam do drzwi. Trzymając palce na klamce, odwróciłam się. Michael spuścił głowę, oparł ręce na kolanach, składając razem dłonie.
Łzy zakręciły się pod moimi powiekami.
– Tak bardzo, bardzo cię przepraszam – powiedziałam łamiącym się głosem, po czym wyszłam.
Wulkan zasnął.

***

Gdy stanęła obok niego, miałam ochotę wyjść.
Ale nie mogłam. Musiałam patrzeć na nich, dopóki wraz z nią nie ruszyłyśmy do wind na obronę przed czarną magią.
Pisząc test, wyłączyłam myślenie o czarnych włosach, ciepłej, choć szorstkiej skórze i szarych tęczówkach. Skupiłam się maksymalnie, mimo że wulkan powoli się budził, wyrzucając z siebie kłęby dymu.
Gdy z nim rozmawiała, miałam ochotę krzyczeć.
Ale nie mogłam. Ściągnęłabym jego uwagę, zresztą on sam posiadał swoje zmartwienie – zielarstwo również było naprawdę trudną sztuką.
Później zachowywałam się jak zawsze, choć moje umiejętności aktorskie wcale nie powalały. Ona jednak niczego nie zauważyła. Dziwnym trafem przyciągnęła do mnie Alexa, który okazał się być zachwycony moją osobą. Zaaferowana jego koniec końców niezwykłym charakterem, znów zapomniałam Wiadomej Osobie.
Tylko po to, by później chcieć coś zniszczyć, patrząc na lekki uśmiech na jego ustach. Spowodowany obecnością blondynki.
Niezbyt przypadło mi to do gustu. Czas, w którym odbywał się test z astronomii, spędziłam w bibliotece. Wróżbiarstwo przeczekałam w olbrzymiej jadalni, sama z kubkiem gorącego kakao.
Już zapadł zmrok, kiedy wyszli z budynku głównego. Rzuciła w niego śnieżką, na co on jednym ruchem różdżki posłał w zaspę.
Uśmiechał się.
Ale ja nawet nie miałam ochoty płakać.
Policzki piekły, choć łzy nie napełniały oczu. Patrzyłam na nich ze spokojem, ignorując całkowicie Iana, który zawołał mnie do mugolskiej gry w państwa-miasta. Uczył Michaela i potrzebował sprawiedliwego sędziego.
Jednak sędzia w tamtej chwili nie popisałby się ani odrobiną sprawiedliwości.
Wulkan stał się obojętny, lecz nie wygasły. Wciąż czuł wstrząsy, wciąż lawa zbierała się w jego głębi, wciąż wydostawał się z niego dym.
Okazywał siłę, której wcześniej zawsze mu brakowało.
I dziwnym trafem, gdy odwracałam się, by pójść do czytelni oraz znów zaszyć się wśród tomów, utonąć w kojącej ciszy, spojrzenie oczu pełnych ognia uchwyciła stojąca niedaleko McGonagall.
Nie odezwała się.
Ale wiedziała.
Od dawna.

***

Po kolacji odbytej wyjątkowo wcześnie jak na Francję, bo już kilka minut po dziewiętnastej, owinięta po uszy szalikiem skierowałam się do swojego pokoju.
Mugoloznawstwo przeszło bezboleśnie. Zaskoczyło mnie kilka pytań z mugolskiej literatury oraz jedno na rozpoznawanie środków stylistycznych w poezji. Głównie zadania były na temat polityki i większych odkryć, jednak jednocześnie wcale nie stanowiły wyzwań wybitnie łatwych.
Po twarzach innych uczestników widziałam, że nie tylko ja mam takie odczucia.
Ivy zarządziła spotkanie w sali konferencyjnej w trzecim miejscu. Nie byłam pewna, czego miało ono dotyczyć, zresztą nie bardzo chciałam tam iść.
Nie dlatego, że nagle zaczęłam mieć za złe Ivy jej zainteresowanie Teodorem. No dobrze, nie zaliczałam tego do miłych rzeczy, owszem. Jednak jednocześnie nie mogłam winić za nic jasnowłosej. Podobał jej się Nott, wiec czemu miałaby tego nie okazać?
To ja byłam beznadziejna, nie ona.
W pokoju zostawiłam wierzchnią szatę i szybko przebrałam się w coś luźniejszego. Zwykłe dżinsy, obszerna koszulka, a na to szara bluza z kapturem wkładana przez głowę.
Jedyne, czego chciałam w tamtej chwili, to umyć się, spojrzeć na wąskie pismo Teodora, po czym iść spać.
Wyszłam niechętnie z pokoju, zamykając cicho drzwi.

***

W sali konferencyjnej odbywało się coś w rodzaju imprezy, tyle że ze znacznie mniejszym rozmachem. W pomieszczeniu znajdowało się szesnaście osób – delegacje z Hogwartu i Poxterity. Na stole leżało kilka paczek jakichś ciastek, stało parę butelek różnych napojów, dostrzegłam też półmisek z tradycyjnymi francuskimi słodkościami takimi jak moka, czyli ciastko nasączone kawą, czy religieuse – coś w rodzaju bezy oblanej czekoladą. Z przenośnego radia płynęła szybka muzyka.
Godryku. Za co?
Wszyscy śmiali się, rozmawiali, żartowali, byli ogólnie zachwyceni.
Wszyscy prócz mnie i Teodora, który również nie sprawiał wrażenia zadowolonego.
Opieraliśmy się o parapet okna, ze zdegustowaniem przypatrując się Alexowi. Chłopak z zawrotną szybkością kręcił młynka ze swoim wysokim kolegą Andrew.
– Aż dziwne, że jeszcze nie rąbnęli w drzwi – zauważyłam.
– Amerykanie – mruknął Nott kącikiem ust.
Po kilku chwilach rozległy się brawa, gdy w końcu Alex wylądował na ścianie, kiedy Andrew puścił go w odwecie za nocne sprowadzenie do ich pokoju całej bandy Anglików. Nie mogąc na to patrzeć, przejechałam dłonią po twarzy, mamrocząc:
– I to jest przyszłość czarodziejskiego świata.
Dosłyszałam gardłowy śmiech Ślizgona.
Podeszła do nas Ivy, trzymając w dłoniach dwie przezroczyste szklanki jakiegoś fioletowego, gęstego płynu. Nie sprawiał wrażenie w pełni bezpiecznego.
– Proszę – podała nam naczynia, uśmiechając się szeroko. – Ta ciemna, Jane – wskazała głową brunetkę siedzącą na stole i machającą nad swoim kubkiem różdżką – jest specjalistką w robieniu Małych Romków.
– Czego? – zdziwiłam się.                                                   
– Romków. Małych – powtórzyła Ivy. – Dobre, naprawdę. Słodkie na początku, później nieco gorzkie, a na końcu ostre. Spróbujcie.
Spojrzeliśmy po sobie z Teodorem. Nie wyglądał na chętnego do wypicia zawartości swojej szklanki.
Do Ivy podbiegł Ian. Chwycił ją za rękę i pociągnął tam, gdzie było trochę więcej wolnego miejsca. Już po chwili wirowali w rytm muzyki.
Powąchałam swój napój. Pachniał cynamonem, choć potem do moich nozdrzy dotarła woń… kawy?
– Czy twój Romek też tak dziwnie pachnie? – spytałam Teodora.
Chłopak uniósł brew i zbliżył nos do szklanki. Odsunął twarz, krzywiąc się mocno. Zerknął na okno, po czym uchylił je.
– Romkowi dziękujemy – syknął. Wziął ode mnie kubek, a po chwili jego zawartość również wylądowała na zewnątrz.
Znowu popatrzyliśmy na całą zgraję rozchichotanych uczniów.
– Naszego społeczeństwa nie wykończy Voldemort, ono samo się zniszczy – powiedziałam z przerażeniem.
Teodor kiwnął głową.
– Wyjątkowo się z tobą zgodzę.

***

– Jak się bawisz, Hermiono?
– Znakomicie – skłamałam, uśmiechając się do Ivy.
Ona pokiwała z uznaniem głową. Siadła po turecku obok mnie pod ścianą.
– To dobrze, bardzo dobrze… Słuchaj – zerknęła, czy nikogo nie ma w pobliżu; wszyscy jednak byli zajęci rozmowami, tańcem lub, jak w przypadku ciemnowłosej Jane, leżeniem na wznak pod stołem – pamiętasz naszą rozmowę o Czarnym Panu?
Poczułam niemiły ucisk w żołądku. Wyprostowałam się i rzuciłam jej zdziwione spojrzenie.
– No… pamiętam – odparłam powoli. – A co?
Przyjrzała mi się badawczo. Niepokojące.
– Co planuje Dumbledore?
Zamrugałam szybko.                                                                                       
Pytanie Ivy było nieprawdopodobne i po prostu nie mogło wydostać się z jej ust.
Niemożliwe.
– Dlaczego pytasz? – spytałam, przyglądając się jej niepewnie. Później wpadło mi do głowy nieco uspokajające wyjaśnienie. – To znaczy – dodałam wyrozumiałym tonem – wiem o twoim bracie i o tym, dlaczego wcześniej chciałaś pytałaś, ale…
– Moja kochana Hermiono – odgarnęła mi włosy z czoła. Miałam ochotę odepchnąć ją od siebie i uciec daleko, daleko stąd. – Jestem pewna, że wiesz, a ja potrzebuję tej informacji. Bardzo, bardzo potrzebuję.
Zacisnęłam usta. W moim gardle zaczęła rosnąć wielka gula.
– Do czego? – prawie wyplułam te słowa.
– Muszę wiedzieć – odpowiedziała tym samym łagodnym tonem co wcześniej. Wygładziła bluzę na moim ramieniu. – Więc jak? Jakie plany snuje nasz kochany staruszek?
Zesztywniałam. Poczułam wściekłość tak wielką, że prawie mnie rozsadzała.
Wulkan wypluwał lawę, dym wznosił się ku niebu.
– Nie mów tak o Dumbledorze – warknęłam.
Zerwałam się na równe nogi. Ivy zrobiła to samo, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Nic nie wiem – syknęłam ze złością. – Nie mam pojęcia, po co ci te informacje. Nic. Nie wiem – wycedziłam.
– Hermiono, spokojnie – nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym znalazłam się w jej ramionach. – Tak tylko powiedziałam. Dumbledore to bardzo mądry człowiek.
Odepchnęłam ją od siebie.
– Ivy…
– Chcesz jeszcze Romka? – spytała szybko.
Zaczerpnęłam głośno powietrza, po czym powoli je wypuściłam.
– Nie. Jest za gorzki.
Jej usta stopniowo rozjaśnił uśmiech.
– Dobrze. Dobrze. Chodź, widziałam, że zostały jeszcze dwie moki.
Pokornie podążyłam za nią.
Cały mój umysł krzyczał z rozpaczy.
Nie miałam pojęcia, co wydarzyło się z Ivy, dlaczego pytała o takie rzeczy, dlatego w jednej chwili stała się dla mnie całkiem inną osobą.
Tak jakby ciągle grała, ale nie byłam pewna, w którym dokładnie momencie.
Niczego nie wiedziałam. Zawładnęło mną zdezorientowanie, choć tym razem to ja grałam.
Przecież nic się nie stało, prawda, Ivy?
To wszystko było dziwne i nieprawdopodobne, jakbym nagle znalazła się w nieznanym miejscu wśród samych nieznajomych.
Bolesne. Nagła świadomość, że ci, których uważało się za przyjaciół, tak naprawdę są… obcy.
Ivy, kim jesteś?

***

Impreza zakończyła się nieco po północy, kiedy większość towarzystwa uznała, że jednak przydałoby się nieco wypocząć przed częściami praktycznymi.
Ivy zachowywała się całkowicie normalnie przez cały następny czas. Nie pytała o Dumbledore’a, jej ton głosu był taki jak zwykle, a ona sama znów wesoła, otwarta.
Nie zimna i obojętna.
Wciąż kręciła się wokół Teodora, ale nie miałam siły na przejmowanie się z tym. Myślałam o jej wcześniejszych słowach, o jej wcześniejszym wyrazie twarzy, o całej tamtej sytuacji.
Nic nie mogło opisać tego, co przez nią czułam.
Wyszłam z łazienki, spodziewając się zastać w pokoju Krukonkę. Jej jednak tam nie było. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może gdzieś się ukryła, by później mnie nastraszyć, lecz wtedy usłyszałam dwa głosy zza drzwi.
Jej i Snape’a.
Oparłam się o szafę, starając się wyłapać każde słowo.
– …taka inteligentna, taka wspaniała, taka sprytna, taka pomysłowa… Tak naprawdę jesteś idiotką, Gray. Lactiris?! Czyś ty oszalała?! Faszerować ją Lactiris?!
– Tak, Snape, drzyj się bardziej, jeszcze McGonagall cię nie usłyszała. Musiałam to zrobić, dobra?! Inaczej nie powiedziałaby mi niczego.
– A w ogóle cokolwiek powiedziała?
– …
– No właśnie. Jesteś tak straszną kretynką, że nie wiem, po co…
– Daruj sobie. Ma w tym swój cel. Dostałam zadanie. Czego ode mnie chcesz?
– Problem w tym, że ty je wybłagałaś. Brzydzę się tobą. Salazarze, nie. Dlaczego na świecie żyją takie imbecyle? Faszerować Granger Lactiris, gdy znajduje się pod nosem McGonagall i wszystkich pracowników Instytutu. Slytherinie.
– Przestań.
– Nie próbuj więcej podobnych wyskoków. A teraz zejdź mi z oczu.
– Bardzo chętnie.
Nie zdążyłam niczego zrobić. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Ivy. Sparaliżowało mnie. Gdy tylko jej oczy prześlizgnęły się po mojej osobie, zmrużyła je, zaciskając usta.
Każda komórka ciała Hermiony Granger wyła ze strachu.
Dziewczyna zamknęła drzwi i wyprostowała się niczym struna.
– Co słyszałaś? – spytała cicho.
– Nic – odparłam chyba zbyt szybko.
Nie umiem kłamać…
Zaśmiała się kpiąco.
– Jasne.
Nie było sensu udawać. Wszystko widziała.
Zrobiła krok w moją stronę.
Panika.
– No, odkąd słyszałaś? Od tego momentu, w którym Snape beształ mnie za Lactiris? Czy może od tego, w którym wytknął, jak bardzo jestem niedorozwinięta?
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w nią twardo, modląc się w duchu, bym nie musiała użyć różdżki na dziewczynie stojącej przede mną.
W końcu w jakimś stopniu wciąż traktowałam ją jak przyjaciółkę.
Ivy posłała mi pełne wyższości spojrzenie.
– Cóż, jutro i tak niczego nie będziesz pamiętać – stwierdziła. Jej twarz znowu była taka jak wcześniej, uśmiech wyraźny, wesoły, choć z nutą drwiny. – Słodkich snów, Hermiono.
Zniknęła za drzwiami łazienki.
Wbiłam wzrok w podłogę.
Szpony Lactiris miały opleść mój umysł. Miały pochwycić myśli, zamazać wspomnienia.
Ale ja pamiętałam. Wszystko, każde jej słowo, każde słowo Snape’a, każdą nutę kpiny w głosie i każdy wcześniejszy uśmiech pogardy.
Wciąż pamiętałam. Nigdy nie miałam zapomnieć.
I wcale nie napełniało to optymizmem.

***

Teodorze,
Ivy to ktoś zupełnie inny. Ona coś kombinuje, zawsze kombinowała. Nie jest bezpiecznie, NIGDY NIE BYŁO.
Tym razem to Ty mi pomóż.

Hermiona

Spojrzałam na swoją wiadomość. Po chwili przytknęłam koniec różdżki do dolnego rogu pergaminu. Litery stawały się coraz mniej wyraźne, aż wreszcie całkiem zniknęły.
Rozpoczęłam grę, bardzo subtelną, ale jednocześnie wprowadzającą zamęt do mojej relacji z Ivy.
Dziewczyna nie miała pojęcia, że ja wciąż wszystko pamiętam, że tak naprawdę nie wypiłam napoju, który mi podała, a w którym musiało znajdować się Lactiris, że moje myśli pozostały na swoim miejscu, zaś zaufanie do niej samej osłabło.
Nie mogłam poprosić o wsparcie Teodora. Im mniej osób było w to zamieszanych, tym lepiej. Postanowiłam udawać, że istotnie nic nie pamiętam, udawać, że Lactiris zadziałało, że rzeczywiście nic nie wiem na temat Dumbledore’a.
A tak naprawdę nic nie wiedziałam o Ivy. Nie miałam pewności do żadnego ze słów, które wypowiedziała do mnie. Nie miałam pewności do jej intencji, co do jej zadania, czymkolwiek ono było, co do tego, od kogo je otrzymała, przestałam nawet w tym minimalnym stopniu ufać Snape’owi, ponieważ on też maczał w tym wszystkim palce.
Nie chciałam niczyjej pomocy, bo tak miało być.
Bo gra się rozpoczęła.
Bo pionek musiał walczyć z królową sam.
______________
Boru liściasty, jak tragicznie mi się pisało ten rozdział. Rili. Wymęczony, napisany w wielkich bólach i jękach, bo opisywanie tego wszystkiego było takie nudne, trudne i w ogóle bleh, fuj, bleh, że łohoł. Żaden odcinek nie sprawił tylu kłopotów. Niektórzy mogą czuć pewien niedosyt, bo totalnie nie miałam głowy do opisywania wszystkiego krok po kroczku, za co przepraszam, jednak z drugiej strony nie chciałam wszystkie nie wiadomo jak rozwlekać.
Olimpiada jak olimpiada. Jakoś niedługo powinny być wyniki. Trudniejsza niż w tamtym roku i choć odnosiłam dziwne wrażenie, że poszło mi lepiej, to kiedy spojrzałam na klucz… Ekhem. No.
Teraz chyba najprzyjemniejsza część mojej paplaniny – kochani moi, tak strasznie Wam dziękuję za te 20 000 odwiedzin, że chyba zaraz mnie coś trafi. To niesamowite uczucie, naprawdę, widzieć, że Was przybywa, że podoba się, i… No kurczę, DZIĘ-KU-JĘ!
Nowy rozdział najprawdopodobniej w Wigilię :)
Ściskam cieplutko i pochwalcie się prezentami, haha <3

Empatia

45 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Boru, nawet wszystkich powiadomień nie zdążyłam rozesłać xDD Gratuluję :D

      Usuń
    2. Jejuśku, aleś zaskoczyła. Ivy okazała się... no właśnie. Wyczuwam jakiś fanatyzm. Druga Bellatriks z ogromnym talentem aktorskim?
      Zagrała BARDZO nieczysto. Ale to Hermiona ma w tej chwili przewagę, czyli wspomnienia, które miały się zamazać.
      Bardzo podziwiam Cię za opis przebiegu konkursu, z doświadczenia wiem, że takie rzeczy piszę się strasznie. Ale Tobie wyszło to wyśmienicie, o!
      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
    3. Czy ja wiem. Bella raczej nie, ale w sumie problemy psychiczne... Nie wiem, wyjaśni się xD
      Dziękuję bardzo za miłe słowa, kochana :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ale pierwszy komentarz merytoryczny będzie mój, o! :P

    No, no, no, Ivy coś kombinuje i w dodatku jest ze Snape'em, jak się zdaje, po imieniu. Co to jest ten/ta Lactiris? Podobały mi się też fragmenty testu, przerywane myślami Hermiony. :) Nie marudź, nie było źle, całkiem fajnie wyszło. ;)

    Błędy wypatrzyłam takie:
    - "Następne kilka poświęciłam" -> "następnych kilka (...)",
    - "O Merlinie" -> "O, Merlinie",
    - "do jednej z sali konferencyjnych" -> "do jednej z sal (...)".

    Pozdrawiam,
    [gilderoy-lockhart]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lactiris to taka śmieszna miksturka, podobna do tabletki gwałtu. Najpierw wprawia osobę w stan niepełnej świadomości (Ivy, jak widać, miała nadzieję, że Hermiona powie jej co nieco o Dumblu), a później wymazuje wszelakie wspomnienia. Cała filozofia ^^
      Dziękuję za wyłapanie błędów :) Ściskam.

      Usuń
  3. Kuuuurczę. Aż nie chce mi się wierzyć, że Ivy okazała się tym, kim się okazała :OO Jestem w przeeeogromnym szoku. Co za... Gdybym mogła, napisałabym coś, ale powstrzymuję się :P Nie spodobało mi się zachowanie Snape'a, no to po której on e końcu jest stronie?...
    Ja czuję jedynie niedosyt jeżeli chodzi o to, ze było naprawdę mało Teodora i myslę, że tak trochę odpoczywasz od ich tematu, ale liczę na wielką bombę z ich udziałem. :D Jezu, jak mnie strasznie denerwują momenty kiedy Ivy Teodor chociażby ze sobą rozmawiają, grrrr. Fałszywa idiotka z niej...
    Ah, ile ja się naczekałam na tą perełkę <3 ^^
    Pozdrawiam (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snape? Snape'a lubię bardzo, więc jeszcze nie wiem, co z nim zrobię xD
      Wiem, że mało :c Ale nie, nie odpoczywam od Teomione. Po prostu doszłam do wniosku, że nie mogę kręcić się tylko wokół ich tematu. W końcu jest przecież Michael, którego Rowling potraktowała beznadziejnie, jak rzecz jakąś, jest Roger, jest Ivy, jest Konkurs... Muszę trzymać się zaplanowanej fabuły :3
      Dziękuję za opinię ;*

      Usuń
  4. No ja wiedziałam, że Ivy jest jakaś dziwna nienawidzę tej dwulicowej jędzy . Pisz szybko, weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajdź mi osobę, która tego nie podejrzewała xD I ona wcale nie jest taka zła - nie zapominajmy, że pomogła Hermionie w trudnym dla niej czasie, o ^^
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Jej.. Ivy. Ale z niej pinda jak to stwierdziłyśmy xd A Teoś.. kurde niech od się ogarnie i niech da buzi Hermionie to będę szczęśliwa. Jejju jak ja chcę, żeby oni byli razem, ale on niczego nie żałował ;33 Oby się z Ivy nie zadawał bo jest głupia ;c

    Przeczytałam, jestem bardzo zadowolona i czekam na następny rzecz jasna! <3

    ŚNIEG <3 <3 ŚWIĘTA <3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź, to nie takie proste. Buzi to jednak buzi, nie? xD Ja też chcę, żeby oni już byli razem, bo mam tyyyle pomysłow, ale cóż - fabuła musi mieć nogi przynajmniej :D
      Coraz bliżej święta i coraz więcej śniegu, bejb <3

      Usuń
  6. Jak Hermiona jednak nie wysłała tego do Tea, naszła mnie dziwna myśl, że przecież on jest w Slytherinie. Dom Snape'a. Co jeśli on o wszystkim wie? Oh, Merlinie, tylko nie to. Teoś nie może stać po złej stronie -_-
    Duży postęp Teosiek robi jak widzę, już nawet zaczyna formułować swoje uczucia. I nawet w Hermionie obudził się duch walki. Jedyne czego cały czas strasznie mi brakuje to Harry i Ron. Bez nich to nie to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem. Mamy parę informacji. Teoś nie lubi tłoku i trzyma się daleko od ludzi, którymi w jakimś stopniu gardzi - czyli między innymi od Malfoya. Dodatkowo dla niego wojna jest bezsensowna i niepotrzebna. Ale z drugiej strony jego ojciec stoi po Ciemnej Stronie i wciąż pozostaje na wolności, więc... Pomyślmy nad tym :DD
      Wiem, też mi brakuje Harry'ego i najchętniej jakimś cudem bym go wcisnęła na Konkurs, ale już za późno. Postaram się jakoś ładnie wpleść chłopaków w czas po Konkursie ^^
      Dziękuję za opinię i ściskam strasznie mocno ;*

      Usuń
  7. Rozdział czytałam dzisiaj, bo wczoraj musiałam uzupełnić zeszyt z polskiego- sprawdza na koniec semestru. Wiedziałam, że rozdział jest, bo Owidia zadbała telefonicznie o to, bym się dowiedziała. <3 Zżerała mnie ciekawość, ale wytrzymałam!

    Ja wiedziałam, że tak będzie.. ja wiedziałam, że tak będzie! Ivy zawsze wydawała mi się sztuczna, byłam podejrzliwa.. ale aż tak?! Zaszokowałaś mnie zupełnie. Ciekawi mnie czy Roger też jest w to wszystko wciągnięty, czy jest raczej nieświadomy niczego.. Stawiam na to drugie, ale po Tobie się można wszystkiego spodziewać.
    Przypuszczam też, że Ivy w końcu wtajemniczy Teosia w swój niecny plan, więc ciekawe jak on zareaguje.

    Uwielbiam Twoje opowiadanie po prostu! <3
    btw, prezenty. Hm, więc dostałam książkę od chrzestnej, rodzice obdarowali mnie dużą paczką M&M'sów i powiedzieli, że mogę sobie zamówić bluzę SYSTEMU (awwwwwwww <3) na allegro! Kasę od reszty rodziny i słodycze, owoce, etc.
    Ściskam ciepło w to grudniowe popołudnie, XO! <3

    btw (już drugie), nadużywam serduszek po tym rozdziale, podejrzane.. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżu, to już wieści o nowościach na Wyjątku przedostają się drogą telefoniczną, zonk o.O
      Hm, czyli że duet Ivy&Roger niczym zespół R z Pokemonów? xDD
      Jaką książkę, jaką? Tym się koniecznie pochwal. Mniam, bluza Systemu *o*
      Bardzo dziękuję za miłe słowa, kochana <3

      Usuń
    2. "Scarlett" Barbara Baraldi.
      Mam nadzieję, że nie będzie to kolejna 'zmierzchopodobna' książka, bo umrę.
      Mam zamiar ją przeczytać w najbliższym czasie, ale czeka na mnie jeszcze Tolkien i King. I kupiłam sobie książkę w Oświęcimiu "Dzieciństwo w pasiakach", której jeszcze nie ruszyłam.. Coraz mniej czasu na książki, źle ze mną.
      Tak, telefonicznie. I na gadu. Ogólnie my się komunikujemy nawet przez bramki internetowe i w ławce razem siedzimy, więc.. <3

      Usuń
    3. Hm, ja mam w domu "Scarlett", ale Alexandry Ripley, w dodatku to jest dalszy ciąg "Przeminęło z wiatrem". Hm.
      Aww :3 Ja się przyjaźnię tak z Kasiettą, tą tam z góry, już od podstawówki :D <3

      Usuń
  8. Mwahahaha, Teoś nieświadomie pomógł Hermionie, coraz bardziej go lubię ;) Ale mówiłam, że Ivy nie jest fajna? Mówiłam ^^. Przeczuwałam takie zdarzenie xD
    Świetny rozdział, jestem na "Tak" ;p Szkoda, że kolejny rozdział dopiero na wigilię, no... ._. I znowu trzeba będzie się wszystkiego samemu domyślać ._.
    W ogóle, napisałaś w pewnym momencie "Ivette" a ja takie "o co chodzi o.O"". Dopiero po chwili się skapnęłam, że Ivy ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wszyscy wyczuli, co się święci z Ivy :DD Ja Teosia absolutnie kocham, także no xD
      Lubię Wasze domysły, więc domyślajcie się do woli ;D
      No bo Ivy jest od Ivette, jakoś mi to wpadło nagle do głowy, wcześniej miała być po prostu Ivy, ot xD
      Dziękuję za opinię ;**

      Usuń
    2. Ja ostatnio jakoś nie ogarnięta jestem, także no wiesz... Czasami nie pojmuję najprostszych rzeczy.
      Fani Teosia się ucieszą, powiadasz, zaciera rączki. Już się niecierpliwię ^^

      Usuń
    3. Twój drugi komentarz potraktowano jako spam o.O' Spamerka :DD
      Tak czy siak, sądzę, że możesz się niecierpliwić jedynie w połowie, bo im dłużej myślę o tej "niespodziance", tym bardziej dochodzę do wniosku, iż raczej odbierzecie ją pozytywnie i... tyle. Więc no xD

      Usuń
    4. Zaspamowałam? O.o" Spoooko...
      Ej, no, a ja tak czekam na ten twój pomysł, a ty takie coś piszesz. No nie, no ._.

      Usuń
  9. Aaaa, przeczytałam całego bloga, i, jeśli mam być szczera, zakochałam się w twojej twórczości! Zaiste, wspaniały blog, jak na fanfica dość oryginalny, bo jeszcze nie spotkałam się z takim paringiem. Hermiony wszędzie pełno, jednak Teodor Nott pojawił się w 2-3 opowiadaniach, które czytałam, i w każdym nie odgrywał właściwie żadnej znaczącej roli. ;))
    Pisz szybko, i nie dawaj już czytelnikom tak długo czekać na następny rozdział! Pozdrawiam, Tola. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łohoł, no to gratuluję, bo nawet ja nie jestem w stanie wziąć się za Wyjątek od początku.
      Oczarowały mnie miniatury znalezione w sieci właśnie z Teodorem i po prostu nie mogłam nie wykorzystać całej jego postaci, która pojawiła się w mojej głowie. Marnotrawstwo ;o
      Piszę w miarę możliwości, bo ostatnio sajgon straszny w szkole -.- Dziękuję za miłe słowa, fajnie mieć nową czytelniczkę ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Cześć, Kochanie ;*
    Jak zwykle ujęłaś mnie wtrąceniami kursywą. Chyba nic mnie bardziej nie rozczula niż one. Hermiona ma tak dużo z Ciebie, że aż mi się śmiać chce, kiedy się z nadmiaru wrażeń zapowietrza (swoją drogą - świetnie napisane!) Urocze są ich rozmowy z Teodorem, oni oboje są sami w sobie uroczy. To, jak się do siebie odnoszą, jak się względem siebie zachowują... ;)
    Wiesz doskonale, że ja się naprawdę staram do ludzi nie uprzedzać, ale nie podobało mi się wcześniejsze zainteresowanie Ivy Dumbledorem, a teraz podoba mi się jeszcze mniej. Jedyne, co mnie zastanawia, to jak długo trwa jej kłamstwo - w sensie kiedy zaczęła kłamać też w stosunku do Rogera, bo nie wydaje mi się, żeby on był w to zamieszany, a zdecydowanie coś jest na rzeczy. Nie powiem, żebym była zadowolona z decyzji Hermiony, żeby zająć się tym na własną rękę, chociaż z drugiej strony doskonale ją rozumiem.
    I wzruszył mnie ten fragment z McGonagall.


    Kocham Ciem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć <3
      Wiem - Hermiona to momentami bardziej czysta ja niż ta książkowa Grangerówna. Teosia osobiście coraz bardziej uwielbiam, bo coraz lepiej go rozumiem. Nawet Roger już takich problemów nie sprawia, choć szczerze powiedziawszy, wolę Michaela xD
      Ivy, Ivy... Jej wątek pociągnie się jeszcze bardzo długo, więc na razie radziłabym domysły odsunąć na bok. Wydarzy się jeszcze sporo rzeczy z jej udziałem, także spokojnie ^^
      Dziękuję za opinię, słońce ;*

      Usuń
    2. <3
      Też wolę Michaela :D W końcu Krukon, nie? Ja mam słabość do Ravenclawu ^^
      Oj, wiem, wiem. Nie mogłam się powstrzymać i tyle. To tak jak z tym, kiedy wszyscy kombinują kto jest deserem Scorpiusa. No przecież im nie zabronisz ;P ;D
      Buziam ;*

      Usuń
  11. Hej Empatio :)
    Czytałam "wyjątek" jeszcze na onecie, niecierpliwie wyczekując na nowe części i nagle poczułam, że czas się ujawnić. Podziwiam Twoją konsekwencję w dodawaniu notek, gdyż ja sama zawsze miałam z tym problem i pomimo pomysłów i chęci do pisania, odzywał się we mnie leń xD.
    Bardzo podoba mi się pomysł połączenia Hermiony z ignorowanym przez Rowling Nottem. Lubię ich relacje, są niewymuszone i przyjemnie się czyta ich dialogi :) Oczywiście jestem już zażartą fanką Teomione i mam nadzieję, że w końcu coś się wydarzy między nimi :D
    Nie lubię Ginny z Blaisem. Generalnie Harry/Ginny zawsze uważałam za genialny w swej prostocie i oczywistości pairing, więc naprawdę nie znoszę, jak ktoś ich rozdziela. Mimo to jestem skłonna wybaczyć Ci tę zniewagę, bo uwielbiam całą resztę tego fika! Sprawa umarłych mnie wciągnęła, na konkurs czekam od samego początku, no i Ivy! Wiedziałam, że z tą dziewczyną coś nie gra, była zbyt... energiczna. Tacy ludzie są na serio niepokojący. xD Zastanawiam się jednak, ile wie o niej Roger, który wydaje się być naprawdę w porządku, chociaż i tak mnie wkurza, bo w jakiś sposób stoi na drodze do Teomione. :> Ach, i uwielbiam w jaki sposób rozwijasz postacie potraktowane przez naszą królową Rowling trochę po macoszemu, np. Michael :) Przestał już być tylko byłym chłopakiem Ginny, nabrał zupełnie innych barw.
    Moją ulubioną sceną z całości bez wątpienia jest Hermiona rzucająca się z pięściami na Snape'a. Nigdy nie pozbędę się tej wizji z móżgu xDD
    Pozdrawiam,
    Ceres

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, jak ja lubię, gdy nagle ujawniają się osoby, które czytają już od jakiegoś czasu. Witam Cię w takim razie bardzo serdecznie :)
      Pff, jaka tam konsekwencja. Gdy widzę, że niektórzy autorzy dodają rozdziały skrupulatnie co tydzień/dwa... Meh, też bym tak chciała.
      Wiem, wiem, połączenie Hermiony z Nottem mnie samej bardzo odpowiada xD Jeśli chodzi o Ginny&Blaise - ekhem, nigdy nie uważałam go za możliwe.
      O, o, o tak. Michael to jedna z najbardziej skrzywdzonych postaci w całej sadze. Rowling totalnie go ominęła, traktując jak zwykłą zabawkę dla Ginny. A on też ma uczucia, do cholery. Boru, strasznie go skrzywiła według mnie.
      Dziękuję za to, że się ujawniłaś oraz za te wszystkie miłe słowa :) Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  12. mnie siępodobało,choć w tym dialogu Snapez Ivy chyba trochępomyliłaś osoby w pewnym moemncie... ja wiedziałam, że ona cos kombinuje, że ma coś więcej wspólnego z czarnąmagią... tylko czemu współpracuje zeSnapem? czy u Ciebie okaże się,iż Snapestoi po stroniw smierciożerców czy teżjest podwójnym agentem,niby pomagającyIvy i Voldemortowi, a tak narpawdę będący po właściwiej stronie? mam nadzieję że to drugie... całe szczęście, żeHermionanie wypiła tego obrzydlistwa, podobnie zresztą jak i Nottt. ciekawe, czy też miał dolane różne specyfiki...inna kwestia, że ja nie rozumiem, czemu Hermiona boi się o zafascynowanie Notta kimś innym, skoro praktycznie powiedizał jej, że wszystko, co napisał, jest prawdą, że tak myśłi, że czuje do niej coś więcej... dlaczego nie miała odwagi, jak Ginny,by powiedziec, że odwzajemnia te uczucia? połowę sama gmatwa... a jełśi chodzi o konkurs to trudno mi ocenić skalę trudnośći, skoro nie mam pojęcia jakie powinny być odpowiedzi hahahxD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Snape'a - wszystko już mam ustalone jeśli chodzi o niego i w mojej głowie ułożyła się już większa część wątku z Ivy, także no, zobaczysz :3
      Hm, Teodor raczej nie miał niczego dostać - Ivy chodzi jak na razie jedynie o Hermionę. Jak na razie.
      Haha, gdyby nie było takiego zagmatwania, Wyjątek skończyłby się po dwudziestu rozdziałach xD Czasem trzeba coś skomplikować :DD
      Dziękuję za opinię, kochana, i ściskam cieplutko ;*

      Usuń
  13. Rozdział jak zwykle cudowny. Ivy... Co raz mniej ją zaczynam lubić. Żałuje, że rozdzialu wczesniej nie przeczytalam, ale przy kazdym zdaniu i tej obojetnosci Teodora zaczynalam plakac, poniewaz przypominalam sobie mojego ukochanego. Pff... Co ci faceci ze mna robia, zero skupienia xD Czytalam i nic nie rozumialam, ale za to teraz zrozumialam wszystko <333 Weny zycze ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, to przepraszam, że takie uczucia w Tobie wzbudziłam :c Ale faktycznie, faceci to istoty stworzone chyba jedynie do mieszania w głowie xD
      Dziękuję bardzo za opinię i Tobie też życzę dużo, dużo weny ;*
      Ściskam.

      Usuń
    2. Kiedy mniej więcej będzie następny rozdział ? ;)

      Usuń
    3. W Wigilię, tam gdzieś góry nawet zapowiedź jest xD

      Usuń
  14. "Umrę ty"? Troszkę nie teges xD
    W każdym rozdziale szokujesz coraz bardziej. Ivy jest tą złą? To już prędzej po Rogerze bym się spodziewała niż po niej. I na pewno Snape jej wtedy nie przepytywał, pogadali sobie, jak to czarne charaktery xD
    ciekawe, jak ostatecznie pójdzie Mionie, skoro Nott takt ją rozkojarza. I znalazłam z nim cechę wspólną - szare oczyska.
    Tak pytam z ciekawości : miałaś jakąkolwiek styczność z Eragonem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, w ogóle tego nie zauważyłam, dzięki :D
      Serio? Myślałam, że to Ivy jest bardziej podejrzana i w ogóle xD Co do Konkursu - wszystko się okaże już niedługo. W sumie we Francji pobędziemy... cztery-pięć rozdziałów, także do końca stycznia może się wyrobię, huehue :D
      No miałam, miałam, kocham tę sagę <3 A skąd to pytanie? xD
      Dziękuję za opinię i ściskam ;*

      Usuń
    2. Bo napisałam taką meeega miniaturkę, którą mam zamiar wrzucić niedługo do siebie i szukam odbiorców, którzy czytali lub chociaż oglądali Eragona i skumają, o co chodzi ;)

      Usuń
    3. Kiedyś myślałam nad ff na podstawie "Dziedzictwa" o matce Eragona i w sumie mam je w planach, no ale wiadomo - co za dużo, to niezdrowo :DD

      Usuń
  15. Czy ja mam zwidy, czy na Twoim blogu pojawiły się spadające płatki śniegu? Piękne!! <3
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  16. Teraz to ja nie tylko nie lubie ivy ...ja jej nienawidze... ;(( co za glupia idiotka dziwka .... Co do snapa to sie nie spodziewalam myslalam ze jest inny jednak aktor. A cb wielbie za ten talent <3 mam nadzieje ze ivy sie odpie***li od hermy i teosia. W tej chwili to sama mam ochote ja trzasnac avada lub chociaz jednym crucio .... Smierciozerczyni ;c smutek... A i mam nadzieje ze hermiona albo chodziac teo wygraja ;) no i to chyba tyle licze na ciebie ;* i na mionke i jeszcze jestem ciekawa co do rogera bo niby tacy najlepsi przyjaciele... Czy on tez?.. Czy go rowniez oklamuje. Tyle pytan sie nasuwa no coz trzeba przeczytac nastepny rozdzial mam nadzieje ze znajde odpowiedz na moje pytania ;) twoj blog to juz uzaleznienie ;P to chyba moj najdluzszy komentarz w historii calego twojego bloga oby takich wiecej co? ;P
    Caluski i pozdrawiam Ginny

    OdpowiedzUsuń
  17. WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM OD BARDZO DAWNA, ŻE Z IVY JEST COŚ NIE TAK! NARESZCIE WIEMY CO!

    Moja nieco zbyt entuzjastyczna reakcja jest akceptowalna, czy już łamie wszystkie normy? :D Lecę czytać dalej.

    Pozdrawiam i całuję rączki za ten "wymęczony rozdział",
    E.

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.