Zostałam
obudzona przez Ivy, która starając się stąpać jak najciszej, jakimś cudem
potknęła się o dywan i runęła prosto na mnie. Na moment przestałam oddychać, dodatkowo
do moich uszu przez jakieś pół minuty docierały przekleństwa różnej maści, więc
do łazienki poczłapałam w średnio dobrym humorze.
Nie
wspominając o tym, że byłam zdecydowanie niewyspana. Łóżko przez całą noc
dziwnie gniotło, a blondynka chrapała zdecydowanie za głośno.
Cudowny
początek dnia.
Pod
strumieniem ciepłej wody, która działała wyjątkowo rozbudzająco, spędziłam parę
minut. Następnych kilka poświęciłam na doprowadzenie się do stanu używalności –
ubrałam się w świeży komplet hogwarckich szat, związałam włosy z ciasną kitkę,
tak by żaden kosmyk nie wydostał się z upięcia, przejrzałam się przelotnie w
lustrze, a gdy już miałam wychodzić, westchnęłam do swojego odbicia.
Wciąż
pamiętałam o Teodorze. Wciąż pamiętałam każdą jego wiadomość, każde słowo,
każdą kształtną literkę, która wyszła spod jego ręki. Wciąż przywoływałam do
siebie to wszystko i nie uważałam tego za zbytnio pocieszające.
List z moim ostatnim
zdaniem już do niego nie wrócił. Chwilowo przechowywałam go w poszewce swojej
poduszki, dopiero zastanawiając się nad lepszym schowkiem.
Nie planowałam
nikomu go pokazać. To było… zbyt intymne.
Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę…
Przykryłam
dłonią usta, przymykając oczy.
Tak naprawdę
strasznie pragnęłam znów go ujrzeć.
Odetchnęłam
głęboko.
Nie będziesz teraz o nim myśleć. Dzisiaj Konkurs.
Musisz się skupić. Tak. Zdecydowanie.
Wyszłam z
łazienki. Ivy, trzymając w zębach wsuwkę, zbierała blond włosy w zwartego koka
na czubku głowy. Spojrzała na mnie szybko i coś tam starała się powiedzieć,
jednak z marnym skutkiem. Uśmiechając się pobłażliwie, rzuciłam:
– Udławisz
się.
Położyłam
brązowawą piżamę na prześcieradle, a później zabrałam się za ścielenie łóżka.
– Mówiłam, że
strasznie się grzebiesz – mruknęła Krukonka.
Kąciki moich
ust lekko się uniosły.
– Wcale nie –
odparłam. – Ginny jest gorsza.
– Gryfoni – prychnęła
dziewczyna z udawanym oburzeniem, po czym zniknęła za drzwiami łazienki.
Zachichotałam
krótko, wygładzając kołdrę. Usłyszałam cichy szum wody, a później głośny pisk.
– Parzy!
Cała Ivy.
Odwróciłam się
w stronę okna. Dopiero jakby niepewnie wstawało słońce. Niebo daleko, daleko
stawało się nieco jaśniejsze, zabarwiło się łagodnymi odcieniami błękitu. Świat
był jeszcze pogrążony we śnie. Nic dziwnego – za dwadzieścia siódma rano na
początku grudnia nie mogłam spodziewać się cudów. Śnieg nie sypał, gdzieś
między drzewami przeleciał ptak.
Moje oczy lekko
zapiekły, a potem zamknęły się.
Nie spojrzę na ciebie. Nawet przez sekundę.
***
Przed pokojem
wraz z Ivy spotkałyśmy Rogera. Szatyn, całkowicie rozpromieniony i ani trochę
senny, od razu poczochrał mnie po włosach. Później taki sam los spotkał
niebieskooką, choć ona dodatkowo zaliczyła jeszcze przejażdżkę przez cały
korytarz na plecach chłopaka. Następnie z najbliższego schodom pokoju wyłoniła
się McGonagall, ubrana w długą, szkarłatną szatę adekwatną do barw Gryffindoru.
Zjawił się też Snape, odziany w swoją nieśmiertelną czerń i ze zdecydowanie
ponurym wyrazem twarzy, Ian, którego oczy wciąż się zamykały, aż w końcu…
Teodor.
Nie zwrócił na
mnie uwagi. Najmniejszej. Tak jakbym w ogóle nie istniała, co nawet przez
chwilę było mi na rękę, ale już po kilku chwilach nie potrafiłam się opanować i
ciągle zerkałam na niego, mając nadzieję odszukać to spojrzenie.
On jednak
opierał się o ścianę ze spuszczoną głową, lecz nie w geście zawstydzenia,
strachu czy jakiegoś innego negatywnego uczucia.
Starał się
ukryć ból wykrzywiający usta.
Cierpiał. I
tylko ja zdawałam się to zauważać.
Po niedługim
czasie dołączył do nas Michael z niedbale narzuconym na szyję granatowo-czarnym
szalikiem. Oczywiście został nagrodzony przez Snape’a złowrogim spojrzeniem, na
co ja uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam do niego:
– Nie przejmuj
się.
Wzruszył
ramionami, oddając przyjazny gest.
– Nie
zamierzam.
McGonagall
obrzuciła nas przeciągłym spojrzeniem, po czym ruszyła w stronę schodów.
Podążyliśmy za nią. Ja śmiejąc się z żartów Michaela, Roger opowiadając coś
żywo Ianowi oraz Ivy, zaś Teodor… Teodor szedł tuż za Snape’em, nieco bardziej
przygarbiony niż zazwyczaj i lekko, leciutko utykając na prawą nogę.
Wtedy diabli
wszystko wzięli.
Patrzyłam na
niego tak intensywnie jak nigdy, wykrzykując w myślach, by jego oczy choć na
chwilę skupiły się na mnie.
***
– …już za
kilkadziesiąt minut. Testy, które napiszecie, zaważą na waszym dalszym udziale
w Międzyszkolnym Konkursie Magicznym, więc…
Paul Lacroix
stał przy stole tak jak poprzedniego dnia, tym razem podając instrukcje co do
przebiegu pierwszego etapu. Ubrany był w ciemnofioletową szatę, na głowie miał
spiczastą tiarę. Nie uśmiechał się, na jego twarzy widziałam bezgraniczną
powagę, choć jednocześnie nie wyglądał na wybitnie surowego czy groźnego.
Na słowach
mężczyzny skupiałam się jedynie w pewnym stopniu. Pochłaniałam informacje na
temat części pisemnych różnych kategorii, tego, jak wszystko będzie wyglądać,
który przedmiot otworzy cały etap, gdzie wszystko się odbędzie, lecz
jednocześnie wzrok utkwiłam w Teodorze. Nie wiedziałam, czy wyczuwał moje
spojrzenie. Może. Chciałam, by odwrócił się od prezesa Instytutu i w końcu
popatrzył na mnie.
Do cholery.
Rozejrzałam
się po jadalni. Uczennice z Beauxbatons, wszystkie dumne, wyprostowane,
siedziały przy pobliskim stoliku. Towarzyszyło im dwóch mężczyzn w dość
skromnych, błękitnych szatach, obaj z bezwzględnie skupionymi twarzami.
Nieco dalej
dostrzegłam polską delegację składającą się z pięciu chłopców oraz jednej
dziewczyny, no i oczywiście opiekunów – drobnych blondynek w ciemnych szatach.
Zauważyłam owych szatynów, którzy przeszli w czytelni obok mojego stolika.
Rozmawiali cicho szeptem, jednak gdy upomniała ich jasnowłosa, od razu zamilkli.
Jeden z nich, ten szczuplejszy, bledszy, ale za to z mocno zarysowaną szczęką, także
rozejrzał się po sali. Zauważył mnie, po czym uśmiechnął się ciepło, dokładnie
jak poprzedniego dnia. Odpowiedziałam tym samym, rumieniąc się nieznośnie.
Po lewej
miejsca znaleźli studenci rosyjskiej szkoły. Chłopcy, jeden o nieco przydługich,
ciemnych włosach, drugi o całkowicie rozczochranych, patrzyli tępo na Lacroix.
Trzeci opierał głowę o stół, najwyraźniej trochę przysypiając. Ładna dziewczyna
o drobnej twarzyczce i nieco zadartym nosie spojrzała na nich z niesmakiem, po
czym szturchnęła koleżankę, która również najwyraźniej nie była zachwycona
zachowaniem kolegów.
Skierowałam
oczy z powrotem na Teodora.
Zapomnę o tobie.
Zapomnę o tobie.
Zapomnę o tobie.
Zacisnęłam
mocno usta, wpatrując się w przemawiającego mężczyznę.
– Wyniki
poznacie…
Już zapomniałam.
***
Kilkanaście
minut później chodziłam nerwowo po jednej z sal konferencyjnych znajdujących
się na parterze głównego budynku. Pomieszczenie było dość małe, ja, Michael i
Ivy nie potrzebowaliśmy większego. Przez środek ciągnął się szary stół z
metalowymi nogami, przy którym stało kilka krzeseł. Pod ścianą znajdowała się
zwykła, czarna tablica, a na półeczce pod nią parę kred. W rogu postawiono
doniczkę z jakąś olbrzymią rośliną mającą potężne, rozłożyste liście. Przez dwa
duże okna, z ozdobnymi zasłonami w kolorze czekolady, mieszczące się naprzeciw
drzwi wpadało do sali całkiem sporo światła.
– Hermiono,
nie denerwuj się – powiedział po raz któryś Krukon, przesuwając dłonią po
oparciu krzesła, które zajął.
– Jak mam się
nie denerwować, skoro Lacroix wymyślił sobie, żeby starożytne runy otwierały
Konkurs? – burknęłam. – Jakby nie mogły to być eliksiry…
– Ej,
przypominam, że komuś je także przydzielono – zauważyła głośno Ivy siadając
okrakiem na swoim miejscu.
Zatrzymałam
się na chwilę i spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Znowu zaczęłam chodzić po
sali.
– Masz rację,
przepraszam – mruknęłam. – Och, gdzie jest Roger?
– Poszedł
gdzieś z Ianem – odparł Michael, wzruszając ramionami. – Widzisz? Ian też ma
zaraz runy, a jakoś się nie przejmuje.
– Ian to Ian,
ja to ja – fuknęłam ze złością. – Zresztą jego i tak nie rozumiem. Powinien
przywiązać do tego większą wagę, jest przecież na poziomie B.
Blondynka
machnęła ręką.
– Kto tam
zrozumie Puchonów.
– Nie
pocieszyłaś mnie – stwierdziłam zrezygnowana.
– Och, a niby
co mam ci powiedzieć? – spytała. – Że wszystko będzie dobrze? Że sobie
poradzisz? Że wszystko masz w jednym palcu? To głupie. I puste.
– No w sumie…
– Skrzywiłam się, by później jęknąć rozpaczliwie: – O Merlinie, zginę.
Wtedy drzwi
otworzyły się gwałtownie. Podskoczyłam lekko, natychmiast się odwracając. Zobaczyłam
Teodora. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
– Wszyscy
proszeni są o pójście do recepcji – oświadczył bezbarwnym głosem. Jego oczy
skierowały się na mnie tak szybko, że prawie zabrakło mi tchu. – Już czas.
A później
wycofał się na korytarz, skręcając w lewo ku miejscu spotkania.
Z mocno
bijącym sercem spojrzałam na Krukonów. Przełknęłam z trudem ślinę.
– Jak nic
zginę.
Ivy zaśmiała
się. Oboje z Michaelem wstali, po czym niemal wypchali mnie z sali. Podążyliśmy
do miejsca, o którym powiedział nam Nott. Moje myśli wciąż krążyły wokół
chłopaka, tak szaleńczo, że prawie nie byłam w stanie skupić się na niczym
innym.
Nienawidzę cię.
***
Ponad trzysta
pięćdziesiąt osób znalazło się w ogromnym pomieszczeniu o wysokim, pięknie zdobionym
suficie. Nie było zbyt tłoczno, ja sama wylądowałam między trzymającą mnie pod
ramię Ivy a Ianem mamroczącym coś ze śmiechem do Rogera, który niemalże zginał
się wpół z uciechy. Koło wind, za czymś w rodzaju nauczycielskiej katedry, na
niewielkim podwyższeniu stał Paul Lacroix. Jego magicznie wzmocniony głos
rozlegał się w dźwięcznie w komnacie, zwracając uwagę każdego, bez wyjątku.
Mężczyzna od kilku minut objaśniał wszelakie zasady dotyczące części pisemnych poszczególnych
kategorii.
Miały one
trwać po czterdzieści pięć minut. Oczywiście zabronione było przyjmowanie przed
testami jakichkolwiek magicznych specyfików, rzucanie zaklęć wspomagających
oraz wszelakie inne formy oszukiwania. Między kategoriami przewidziano krótkie
przerwy, w czasie których uczniowie mieli się już zebrać w odpowiednich salach,
tak by każdy egzamin rozpoczął się od ustalonej porze. Dlatego prezes Instytutu
już wtedy objaśniał zasady.
W czasie
swojej – koniec końców dosyć krótkiej – przemowy wspomniał także o paru innych
kwestiach, takich jak kolejność kategorii.
Ivy na wieść o
następnej, czyli historii magii, zaśmiała się cicho.
– Binns
naiwnie sądzi, że pamiętam jakąkolwiek z wojen goblinów, prócz piątej czy
szóstej, kiedy popularnym okrzykiem bojowym goblinów-samobójców stało się „Ha,
ha, ha, umrzesz ty i umrę ja!”.
Spojrzałam na
nią z oburzeniem, po czym półgłosem zaczęłam szybko streszczać jej resztę
starć. Ona jednak jedynie zaśmiała się i dała mi kuksańca w bok, szepcząc:
– Martw się o
siebie.
Ależ
pocieszające.
Uczniowie
piszący poziom A mieli w paroosobowych grupach wjechać windą po lewej na
pierwsze piętro, zaś ci z poziomu B – tą po prawej na to samo piętro. Podczas
gdy wiele osób już zbierało się koło dźwigów, ja popatrzyłam niepewnie na
Krukonkę. Dziewczyna, widząc ten wzrok, wzięła mnie w objęcia, mocno przytulając.
– Będzie
dobrze – wymamrotała. – Tylko zachowaj spokój.
Niepewnie
kiwnęłam głową i odetchnęłam głęboko.
Michael
uśmiechnął się ciepło.
– Biedna
Hermiona – westchnął teatralnie. – Idzie na pierwszy ogień.
Tylko zachowaj spokój.
Chwilę później
zostałam otoczona przyjemnym zapachem męskich perfum, nieco słabszym od tych
Teodora, ale tak samo ładnym. Ramiona Rogera były ciepłe i łagodnie otulały. Przymknęłam
oczy, słysząc jego cichy szept.
– Liczymy na
ciebie.
Tylko. Zachowaj. Spokój.
Gdy już
wyswobodziłam się z objęć szatyna, rzuciłam przelotne spojrzenie na windy, przy
których stało coraz mniej osób. Później skierowałam wzrok na McGonagall.
– Powodzenia –
powiedziała, a na jej twarzy dostrzegłam… zaufanie?
Uśmiechnęłam
się słabo. Zerknęłam na Snape’a. Oczy nauczyciela spotkały się w moimi, a
później on sam kiwnął lekko głową.
Odpowiedziałam
tym samym. Jego gest, nie wiedzieć czemu, dodał mi sił.
Odwróciłam się
do Iana, który szczerzył zęby w uśmiechu.
– Chodź –
rzekł krótko beztroskim tonem, szarpiąc nieco głową w stronę wind.
Niepocieszona,
podążyłam za Puchonem.
Ha, ha, ha,
umrzesz ty i umrę ja!
***
Winda zawiozła
nas prosto do sali egzaminacyjnej. Stało w niej pięćdziesiąt pojedynczych
stanowisk, a przy ścianie naprzeciw drzwi stół przykryty szmaragdowym obrusem.
Siedziało przy nim dwóch krępych mężczyzn i rudowłosa kobieta o długim,
zakrzywionym nosie, wszyscy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami. Za oknami
po lewej widziałam szarość chmur przykrywających niebo. Jasne ściany ozdobione
przy suficie ciemnobrązowymi wzorami nadawały całości jakiejś elegancji, którą
jeszcze potęgowała drewniana podłoga. Na stolikach ułożone zostały pióra wraz z
ciemnymi kałamarzami oraz czyste kartki, zapewne jako formy brudnopisów.
Absolutnie
zestresowana, zajęłam miejsce po prawej, niedaleko komisji mającej później
ocenić nasze prace.
Spokój.
Spokój.
Spo-kój.
Rozejrzałam
się. Po mojej lewej siedział chłopak patrzący ze znudzeniem przed siebie. Miał czarne,
długie prawie do ramion włosy, wystający podbródek i nieco zbyt duży nos. Rozłożył
się na krześle, jego ręce zwisały luźno w dół. Ubrany był w czarne spodnie,
bordową koszulę i tego samego koloru narzuconą na ramiona szatę bez guzików.
Rozpoznałam w nim ucznia Poxterity.
W chwili gdy
już miałam skupić wzrok na czymś innym, jego spojrzenie padło na mnie.
Momentalnie odwróciłam twarz w przeciwną stronę, udając, że przecież nic się
nie wydarzyło.
On jednak nie
dał za wygraną.
– Ty jesteś
Hermiona, prawda? – usłyszałam jego głos, niski, przyciszony. Mówił bardzo
wyraźnie jak na Amerykanina.
Znowu na niego
popatrzyłam.
– Taak –
odparłam niepewnie. – Skąd wiesz?
Wzruszył
ramionami.
– Ivette wiele
o tobie mówiła – odrzekł obojętnie. Miał jasne, bardzo jasne niebieskie oczy.
Tak pięknie kontrastowały z ciemnymi włosami. – Roger też. Ja jestem Alex –
przechylając się nieco, podał mi rękę. Uścisnęłam ją lekko. – Denerwujesz się?
Kiwnęłam
głową.
– Ciężko się
nie denerwować. Poszliśmy na pierwszy ogień – dodałam, cytując Michaela.
Alex machnął
dłonią.
– Jeśli ten
nie pójdzie nam dobrze, zostają jeszcze praktyki. Liczą punkty z obu części.
– Wiem. Ale
przecież trzeba mieć co najmniej dziewięćdziesiąt punktów, żeby…
– Spory
odsiew, nie? – wtrącił.
Znów kiwnęłam
głową.
– Bardzo. Do
ostatecznych walk potrzeba…
– Stu lub
dziewięćdziesięciu dziewięciu, tak – przerwał mi.
Zacisnęłam
mocno usta i odwróciłam się.
– Nie przejmuj
się – usłyszałam głos bruneta. – Jak nie w tym roku, to w przyszłym.
Nie
odpowiedziałam. Takie myślenie mało mi odpowiadało.
Do moich uszu
dotarło zniecierpliwione chrząknięcie.
– Naprawdę nie
powinnaś tak sobie zawracać tym głowy. To tylko…
Nie dokończył.
Wstała rudowłosa czarownica. Miała na sobie ciemną szatę zapiętą aż pod samą
szyję. Splotła dłonie razem i uśmiechnęła się lekko.
–
Witam was na pierwszym teście pisemnym otwierającym jednocześnie trzydziesty
Międzyszkolny Konkurs Magiczny – jej głos był wysoki, ale nie piskliwy. Wszystkie
rozmowy umilkły, a uczniowie zaczęli wpatrywać się w mówiącą kobietę. – Mam
nadzieję, że nie czujecie się zbytnio zestresowani oraz jesteście gotowi dać z
siebie wszystko. – Jasne. – Nazywam się Miranda Mork i przewodniczę komisji
egzaminacyjnej z kategorii starożytnych runów z poziomu A. To jest pan Philippe
Vergeuille – wskazała na ciemnowłosego mężczyznę w okularach siedzącego po jej
prawej stronie – a to pan Jean Seuillé
– jegomość z krzaczastymi brwiami i o groźnym spojrzeniu skłonił lekko głowę. –
Oni również zajmą się oceną waszej pracy. Pan Lacroix już z pewnością
przedstawił wam zasady, więc sądzę – zerknęła na zegarek znajdujący się na jej
nadgarstku – że nie warto przedłużać.
Wraz z resztą
członków komisji wzięli ze stołu po jednym z leżących na nim stosie pergaminów,
po czym zaczęli przechadzać się między stanowiskami, rozdając każdej osobie
arkusze egzaminacyjne składające się z trzech czy czterech kartek.
– Na razie
jeszcze nie zaczynajcie – rzuciła Mork, gdy przechodziła obok Alexa.
Później wszyscy
troje stanęli przed stołem. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Vergeuille
wyciągnął różdżkę z obszernej kieszeni czarnej szaty i poruszając nią szybko,
narysował w powietrzu mieniące się złotem cyfry.
O8:00
Rudowłosa
uśmiechnęła się łagodnie.
– Zaczynajcie!
Rozległ się
szelest pergaminu, zegar zaczął mrugać, a moje serce podskoczyło do gardła.
Zacisnęłam palce na piórze. Dobrze leżało w dłoni, choć nie tak jak to, którego
używałam zazwyczaj.
Oddychając
głęboko, zamoczyłam koniuszek pióra w kałamarzu. Nim przytknęłam je do
pergaminu, przekartkowałam test. Na ostatniej stronie zobaczyłam dużą tabelę z
dziesięcioma wierszami i ośmioma kolumnami.
Odmiana przez
przypadki. Jak miło.
Z nową dawką
determinacji wzięłam się za pisanie odpowiedzi na pierwsze pytanie: „Co to jest
tłumaczenie triatalne?”.
Zachowaj. Spokój.
***
Czterdzieści
pięć minut później, jeszcze niezbyt świadoma, że już po wszystkim, wraz z Rogerem i Ianem szłam do jednej z sal konferencyjnych. Ivy minutę wcześniej pojechała windą na górę, by zmierzyć się
z testem z historii magii.
Oczywiście
była całkowicie spokojna. Mój umysł za to wciąż ściskała niepewność.
Puchon
chichotał szaleńczo, w czym wspomagał go szatyn, gdy z zadziwiającą szybkością
zdawałam sprawozdanie z tego, jak mi poszło.
– Zrobiłam
dwadzieścia zadań, ale ledwo zmieściłam się w czasie. Skończyłam o ósmej
czterdzieści, miałam tylko pięć minut na sprawdzenie całości, w dodatku potem
odkryłam, że w przedostatnim, pisemnym, pomieszałam szyk zdania. Musiałam całe
skreślić i potem pisać to oraz następne dwa od nowa, bo nagle wyskoczyły dwa
powtórzenia, których wcześniej nie zauważyłam. Och, a jeśli oni biorą pod uwagę
estetykę pracy? Na pewno to też się liczy! Tyle skreśleń, tyle… O Godryku, a
jeśli gdzieś jeszcze zrobiłam błąd? I sprawdzą poprawność wypowiedzi, zamiast
jedynie jej spójności, logiczność… Boże. Boże. Co ja zrobiłam? Och, i, i, i
jeszcze to okropne zadanie o podaniu co najmniej pięciu miejsc, w których
znaleziono zapiski dotyczące mugolskich operacji medycznych? Chyba przez pięć
minut nie potrafiłam sobie przypomnieć nazwy Poznania w Polsce. Całkowicie
wypadło mi z głowy, a jak już z powrotem do niej wpadło, pacnęłam się w czoło,
przez co wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Och, to było straszne.
Poczułam lekkie
pociągnięcie za rękaw. Ian uśmiechał się szeroko.
– Hermiono,
spokojnie – powiedział z rozbawieniem. – Ja też to pisałem i co? I żyję. W
dodatku wylałem sobie atrament na pracę, a różdżek nie wolno używać na
pisemnych.
Rozszerzyłam
oczy ze zdziwienia.
– W-wylałeś…
atrament? – powtórzyłam.
Roger ryknął
śmiechem.
– Jak
najbardziej – potwierdził Owens, pokazując mi swoje umazane na granatowo palce.
– Wszystko strzepnąłem na podłogę, a gościu z komisji chyba chciał zabić mnie
za to wzrokiem. No ale przynajmniej jakoś uratowałem sobie pracę.
– Widzisz? Nie
tylko ty jesteś taka inteligentna – rzekł Roger, patrząc znacząco na blondyna.
Sekundę później zaczęli przepychać się między sobą, na co ja nieco się
odsunęłam, w końcu się rozluźniając.
Ich obecność i
niecodzienna pogodność zdecydowanie miały niezwykłą moc.
Gdy chłopaki w
końcu się uspokoili, z powrotem ruszyliśmy do sali konferencyjnej.
I wtedy
dostrzegłam Teodora. Ślizgon szybko zmierzał ku wyjściu z budynku głównego,
owijając sobie szyję szalikiem.
Moje nogi same
skierowały się w jego stronę.
– Hermiono? –
rzucił Roger, kiedy zobaczył, że odchodzę od niego oraz Iana.
– Przepraszam
na chwilę – odparłam przez ramię, przyspieszając kroku.
Zapomniałam o
tym, jak zimno jest na zewnątrz, gdy wypadłam za Teodorem.
– Poczekaj! –
zawołałam za nim.
Zatrzymał się
i odwrócił. Zobaczył mnie, ale nie poszedł dalej, jak myślałam, że zrobi.
Wsadził ręce do kieszeni, czekając, aż znajdę się przy nim.
– Dlaczego… –
spytałam od razu, jednak on przerwał mi.
– Nie wiem – odparł
lekko, wzruszając ramionami.
Miałam ochotę
usiąść na śniegu ze zdziwienia. Szybko się otrząsnęłam.
– Aha, czyli
ignorujesz mnie, choć nie wiesz dlaczego, tak? – upewniłam się, zakładając ręce
na piersiach.
– A czego
oczekiwałaś, Granger? – odbił piłeczkę.
Proszę, nie każ mi traktować cię wyłącznie jak
literkę.
– Nie mam
pojęcia – odrzekłam równie beznamiętnie. – Po prostu to nie jest normalne.
– Nasza
rozmowa też nie zaliczała się do normalnych – uciął, po czym odwrócił się i
ruszył do miejsca z numerem trzy.
A ja za nim.
– Żałujesz, że
w ogóle się odbyła? – spytałam znów, prawie docierając do Teodora.
Przystanął.
Kiedy spojrzałam w jego oczy, przestraszyłam się tego straszliwego ognia, który
w nich ujrzałam.
– Ustalmy coś,
Granger – warknął. Cudnie, więc był wściekły jak cholera i nienawidził mnie za
tamtą rozmowę. – Ja… nie żałuję niczego,
co się wtedy wydarzyło. Może prócz nieudanej próby animagii, przez którą czuję
się tak jak się czuję, jednak nie cofnąłbym żadnej wiadomości. Łącznie z post scriptumami.
I znów podjął
drogę do trójki, zostawiając mnie w osłupieniu.
Szybko dogoniłam
czarnowłosego. Nie mogłam zbyt szybko przyswoić tego, co właśnie usłyszałam.
– Chcesz
powiedzieć...
– Granger, idź
sobie.
– Moment. Czy
chcesz powiedzieć, że…
– Granger!
– No poczekaj,
Nott. Naprawdę nie żałujesz ani…
– GRANGER!
Byliśmy już na
mostku, kiedy pociągnęłam Ślizgona za rękaw szaty, tak by stanął naprzeciw
mnie.
Przez moją
głowę przeleciała myśl, że wtedy naprawdę znalazłam się w bajce – wokół
iskrzący się śnieg, chłodne powietrze otulające moje policzki, most nad
jeziorem skutym połyskującym lodem i szare, szare, szare oczy.
– Powtórz to –
rozkazałam.
Prychnął.
– Po co?
– Po prostu.
Chcę mieć pewność, że sobie tego nie wymyśliłam.
– Po co?
Spojrzałam na
niego jak na idiotę.
– Już
powiedziałam.
– Nie o to
chodzi. Dlaczego chcesz mieć pewność?
Nie odezwałam
się. Zacisnęłam usta, ale nie opuściłam wzroku.
Przecież nie
mogłam wyznać mu, że czuję to samo i bardzo, bardzo bym chciała, by to nie było
jednostronne.
Postanowiłam
nie udzielać odpowiedzi na pytanie, jednak wciąż patrzyłam na Teodora. On w
końcu westchnął ciężko i potarł dłonią czoło.
– Nie umiem
mówić o takich rzeczach… – wymamrotał. – Przynajmniej nie wtedy, gdy posiadam
pełną świadomość i kości nie rwą, jakby piekło znalazło się nagle na ziemi – dodał,
spoglądając gdzieś w bok.
Tak,
zawstydzony Teodor wyglądał absolutnie uroczo. Nawet jeśli wcześniej strasznie
się wściekał.
Westchnęłam
ciężko.
– Kiedyś
będziesz musiał się nauczyć – odrzekłam łagodnie.
Zerknął na
mnie szybko, niemal nerwowo.
– Chodź –
mruknął. – Jest zimno.
Uśmiechnęłam
się lekko i później razem z nim weszłam do pobliskiego budynku.
A pętla nieubłaganie
się zaciskała.
***
1. Napisz, czym jest ciąg
Fibonacciego i w którym wieku on powstał.
Nie myśl o nim,
nie myśl o nim, nie myśl o nim…
5. Oblicz Liczbę Celu Życia
Katheriny Amandy Lucindy Williams.
Przecież to
tylko Teodor. Jak się obliczało Liczbę Celu Życia? Aha, dobrze, pamiętam. Dłoń,
jego dłoń na mojej dłoni, kiedy nie mógł uwierzyć, że wcale nie jest mi zimno…
13. Rozwiąż równania:
O Slytherinie,
jakie te równania skomplikowane. Ugh, przecież tutaj nie wyłącza się przed
nawias! On, on, on, on i jego uśmiech, ten prawdziwy, lekki, on i uśmiech…
20. Napisz krótkie
przemówienie na temat tego, dlaczego mugolska matematyka jest ważna. Do
kryteriów oceniania zaliczają się…
Co się zalicza?
Dłonie, uśmiech i oczy, ogień w tęczówkach, pewność w głosie…
…przynajmniej połowę
wyznaczonego miejsca…
…ile?
– Proszę państwa, zostało dziesięć minut.
Boże.
***
Roger, choć
pisał test z tej samej kategorii co Teodor, był zmuszony zostać w towarzystwie
Ivy i Iana.
Chyba po raz
pierwszy Gryfonka wybrała Ślizgona.
– Denerwujesz
się? – rzuciłam, gdy szliśmy z Nottem w stronę wind.
–
Niespecjalnie – odrzekł obojętnie. – Transmutacji nigdy się nie bałem. A jak
nie pójdzie mi pisemny, to odrobię na praktykach.
– Mówisz jak
Ian – stwierdziłam z przekąsem.
– Bo to akurat
jedyna kwestia, w której się z nim zgadzam.
Parsknęłam
śmiechem.
– Ty w ogóle z
kimkolwiek w jakiejkolwiek kwestii się zgadzasz? Co za nowość.
– Powiedziała
Granger – prychnął.
– Jak się
czujesz? – spytałam cicho.
Wzniósł oczy
do nieba.
– Granger, do
cholery jasnej – warknął ze złością. – Co dziesięć minut słyszę to samo. Co
dziesięć minut ty dostajesz tę samą odpowiedź. Co dziesięć minut dajesz mi
wykład na temat nieokłamywania cię, bo i tak widzisz swoje. Nie jesteś moją
matką. Odpuść.
– Kiedy…
– Posiadam
jeszcze sprawność umysłową. Jutro może pójść gorzej, zwłaszcza na eliksirach,
bo jeśli nie pokroisz idealnie niektórych składników, a i tak wrzucisz je do
wywaru…
– Eksplozja,
wiem – dokończyłam za niego, kiwając lekko głową. – Więc nie dziw się, że
ciągle cię pytam.
Ścisnął dwoma
palcami nasadę nosa, a ja usłyszałam, jak liczy do dziesięciu.
Dotarliśmy do
wind. Teodor wraz z kilkoma innymi osobami wszedł do tej po lewej. Spojrzał na
mnie, na co uśmiechnęłam się.
– Powodzenia –
powiedziałam.
On jedynie
przekrzywił głowę. Drzwi dźwigu zamknęły się z cichym pyknięciem.
Westchnęłam.
Bardzo chciałam, żeby Ślizgonowi się udało. Nawet nie po to, by Hogwart wygrał
cały Konkurs, a raczej z czystego pragnienia zwycięstwa chłopaka. Może to
uczyniłoby go szczęśliwym?
Chyba nigdy nie
widziałam takiego Teodora.
Nagle
usłyszałam wesoły głos Rogera.
– A ze mną się
nie pożegnasz?
Odwróciłam się
szybko. Gdy tylko ujrzałam wyszczerzonego Krukona, sama również się
uśmiechnęłam. Ruszyłam w jego stronę, a on rozłożył ramiona w zapraszającym
geście.
– Chodź tu –
mruknął, by sekundę później mocno mnie przytulić.
– Dasz sobie
radę – szepnęłam. – Musisz.
Ucałował moje czoło.
– Uciekam.
Trzymaj kciuki.
Wypuścił mnie
z objęć, a potem pobiegł do drugiej windy. Odprowadziłam go wzrokiem. Chwilę
później westchnęłam.
Chyba Lew musi nadepnąć na Węża i zjeść Kruka. Wtedy
w końcu będzie spokój.
***
– …za kilka
godzin czeka cię jeszcze obrona przed czarną magią, a mugoloznawstwo zamyka
części pisemne, więc niestety nie możesz całkiem odetchnąć z ulgą – powiedziała
McGonagall, gdy stałyśmy niedaleko recepcji.
– Wiem, pani
profesor, ale nie czuję już aż takiego stresu
– odparłam z lekkim uśmiechem. – Nasza ekipa jest genialna, towarzystwo całej
tej zgrai naprawdę uspokaja. Bez obaw, wszyscy damy sobie radę.
– Nie wątpię.
Hermiono, nie widziałaś gdzieś profesora Snape’a? – spytała po chwili. – Od
dwóch godzin nigdzie nie mogę go znaleźć, a za dziesięć minut rozpocznie się
obiad w jadalni.
Zmarszczyłam
brwi. Pokręciłam powoli głową.
– Nie
widziałam go – odrzekłam. – Może jest w swoim pokoju?
I wtedy do
pomieszczenia przez boczne wejście wkroczył sam poszukiwany razem z nieco ponurą
Ivy. McGonagall zmrużyła oczy, po czym ruszyła do opiekuna Slytherinu.
– Severusie,
gdzieś ty się podziewał? – zaczęła. – Przecież…
Czarnowłosy
mężczyzna nie wyglądał na zachwyconego.
Blondynka
podeszła do mnie, po drodze rozwiązując szalik.
– Snape kazał
mi recytować listy składników do jakichś-tam eliksirów – burknęła. – Bo
oczywiście co z tego, że ta kategoria ma się odbyć dopiero za ponad godzinę?
Roweno, daj mi siłę.
Zachichotałam.
– Uroki
eliksirów – rzekłam rozbawiona.
Poszłyśmy już
do jadalni, nie czekając na resztę. Pomieszczenie było prawie puste, zauważyłam
dosłownie kilka osób. Na stołach ułożono już koszyczki z pieczywem, talerzyki z
masłem, zastawę, sztućce i inne potrzebne do obiadu rzeczy. Zajęłyśmy nasze
stałe miejsca, a ja spojrzałam na okno. Na parapecie przysiadł niewielki,
ciemny ptaszek z nieco jaśniejszym od piór na skrzydłach brzuszkiem.
– Co jest
między tobą a Teodorem? – to pytanie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba.
Błyskawicznie odwróciłam głowę w stronę Ivy bawiącej się szklanką obok jej
talerza.
Gniew stał się
lawą, a moje serce wulkanem gotowym zaraz wybuchnąć.
Nigdy
wcześniej aż do tego stopnia nie starałam się zachować spokoju.
– Nic –
odpowiedziałam z pozorną obojętnością. Do
cholery, do cholery, do cholery, przecież on niczego nie żałuje! – Dlaczego
pytasz?
Uśmiechnęła
się subtelnie i wciąż na mnie nie patrząc, mruknęła:
– Teodor jest
fajny.
Zaśmiałam się,
choć wcale nie było mi do śmiechu.
Spojrzenie, dotyk, dotyk, dotyk…
– To
najwidoczniej spędzasz z nim mało czasu.
Dziewczyna
uniosła głowę.
– Ty wręcz
przeciwnie – zauważyła dziwnym głosem.
Nie uśmiechała
się.
Nie, nie, nie,
nie.
Wyprostowałam
się.
– Cóż, jest
moim korepetytorem – rzekłam oschle. – Topór wojenny zakopaliśmy już jakiś czas
temu, ale nie przyjaźnimy się nie wiadomo jak bardzo. Czasem ze sobą
porozmawiamy, czasem…
– A Roger?
Zamrugałam
szybko.
Do jadalni
przez wielkie wrota weszło kilkanaście osób, a później jeszcze kolejne. W
pomieszczeniu rozległ się gwar.
– Co ma do
tego Roger? – spytałam zdziwiona.
Dłoń
dziewczyny przesunęła się po srebrnym widelcu.
– Wiele –
stwierdziła cicho. – Nie widzisz niczego?
Do sali
wparowała potężna grupa osób. Wśród nich dostrzegłam uśmiechniętego Rogera,
gdzieś za nim spokojnego Teodora, jeszcze dalej nieco zdenerwowanego Michaela.
Popatrzyłam na Ivy. Przyglądała mi się czujnie.
– Widzę –
szepnęłam. Chwilę później obok mnie znalazł się brązowowłosy Krukon i od razu
zaczął nawijać o tym, jak mu poszło, o zadaniach, o komisji.
Choć naprawdę
byłam ciekawa oraz rzeczywiście się zainteresowałam, nie mogłam oderwać wzroku
od Teodora siedzącego tuż obok Ivy zagadującej wesoło chłopaka na temat jego
testu.
Lawa powoli
zastygła.
***
– Poległem na
zadaniu o Płomieniu Bernarda – jęknął Michael godzinę później. – „Podaj jego
definicję oraz właściwości.”
Ivy oraz
Teodor udali się już na kategorię eliksirów. Szczęścia życzyłam tylko
dziewczynie. Do Ślizgona się nie odezwałam.
Choć moje
serce krzyczało, bym to zrobiła.
Wraz z
Michaelem usiedliśmy w sali konferencyjnej, tej co zawsze. Roger poszedł
porozmawiać z McGonagall na temat transmutacji, a Ian przypomniał sobie, że
miał napisać list do swojej dziewczyny, więc zniknął na najbliższe pół godziny.
Zostałam ja z Cornerem, opowiadającym mi o zdaniach z zaklęć.
Tak strasznie
chciałam dostać ten przedmiot.
Zmarszczyłam
brwi.
– To akurat
było proste – stwierdziłam.
Posłał mi zirytowane
spojrzenie.
– Dzięki.
– Przecież
pożar wywołany Płomieniem Bernarda miał miejsce w tysiąc siedemset
osiemdziesiątym czwartym roku w Hogwarcie – wytłumaczyłam cierpliwie. –
Ucierpiało wtedy kilka sal lekcyjnych, które później zamknięto. Gdybyś
przeczytał Historię Hogwartu, to byś
wiedział.
Michael uniósł
ręce do góry.
– Jestem taki
inteligentny!
Wzruszyłam
ramionami.
– Jedno
zadanie, w dodatku za dwa punkty, nie oddaliło cię jakoś bardzo od walk –
stwierdziłam. – Poradzisz sobie na praktykach i następny etap jest twój.
– Tsa –
mruknął. Na chwilę zapadła cisza, a później chłopak wyprostował się. – Hermiono,
czy… czy Ginny ostatnio coś o mnie mówiła? – spytał na wydechu.
Uniosłam brwi.
– Cóż, nie
przypominam sobie – odpowiedziałam powoli, niepewnie. Chłopak zacisnął usta i
wpatrzył się w krajobraz za oknem. Przekrzywiłam głowę podobnie jak wcześniej
Teodor. – Tęsknisz za nią – stwierdziłam lekko, nagle zdając sobie z tego
sprawę.
Zaśmiał się
nerwowo.
– Wcale nie. –
Dostrzegł wyraz mojej twarzy. Skrzywił się ze zrezygnowaniem. – Aż tak to
widać?
Pokiwałam
głową. Czarnowłosy westchnął.
– Jak między
nią a Deanem? – spytał cicho.
Poczułam tak okropne
współczucie, że nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
Ruda brutalnie
zabawiła się jego uczuciami, choć nie
taki był plan. Miała zacząć z kimś chodzić po to, żeby zapomnieć o Harrym.
Nie po to, by zwrócić jego uwagę, a potem zostawić tego, z kim jest.
Radząc Gryfonce,
nie miałam na myśli ranienia innych. Chciałam, by ona rzeczywiście zapałała
uczuciem do chłopaka, o którym niekoniecznie mówią „Chłopiec, Który Przeżył”.
A tak naprawdę
skrzywdziła też Michaela.
Biedny Dean.
– Ona go nie
kocha – wyznałam cicho, modląc się w myślach, bym nie żałowała swoich słów. –
Nigdy nie kochała.
Corner
rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Ale też nie
kocha ciebie – dodałam szybko. Przez twarz bruneta przeszedł cień. – Skupiła
się na kimś zupełnie, zupełnie innym.
Nie mogąc
patrzeć mu w oczy, wstałam i podeszłam do drzwi. Trzymając palce na klamce,
odwróciłam się. Michael spuścił głowę, oparł ręce na kolanach, składając razem
dłonie.
Łzy zakręciły
się pod moimi powiekami.
– Tak bardzo,
bardzo cię przepraszam – powiedziałam łamiącym się głosem, po czym wyszłam.
Wulkan zasnął.
***
Gdy stanęła
obok niego, miałam ochotę wyjść.
Ale nie
mogłam. Musiałam patrzeć na nich,
dopóki wraz z nią nie ruszyłyśmy do
wind na obronę przed czarną magią.
Pisząc test,
wyłączyłam myślenie o czarnych włosach, ciepłej, choć szorstkiej skórze i
szarych tęczówkach. Skupiłam się maksymalnie, mimo że wulkan powoli się budził,
wyrzucając z siebie kłęby dymu.
Gdy z nim rozmawiała, miałam ochotę krzyczeć.
Ale nie
mogłam. Ściągnęłabym jego uwagę,
zresztą on sam posiadał swoje
zmartwienie – zielarstwo również było naprawdę trudną sztuką.
Później
zachowywałam się jak zawsze, choć moje umiejętności aktorskie wcale nie
powalały. Ona jednak niczego nie
zauważyła. Dziwnym trafem przyciągnęła do mnie Alexa, który okazał się być
zachwycony moją osobą. Zaaferowana jego koniec końców niezwykłym charakterem,
znów zapomniałam Wiadomej Osobie.
Tylko po to,
by później chcieć coś zniszczyć, patrząc na lekki uśmiech na jego ustach. Spowodowany obecnością
blondynki.
Niezbyt przypadło
mi to do gustu. Czas, w którym odbywał się test z astronomii, spędziłam w
bibliotece. Wróżbiarstwo przeczekałam w olbrzymiej jadalni, sama z kubkiem
gorącego kakao.
Już zapadł
zmrok, kiedy wyszli z budynku głównego. Rzuciła w niego śnieżką, na co on jednym ruchem różdżki posłał ją w zaspę.
Uśmiechał się.
Ale ja nawet
nie miałam ochoty płakać.
Policzki
piekły, choć łzy nie napełniały oczu. Patrzyłam na nich ze spokojem, ignorując całkowicie Iana, który zawołał mnie do
mugolskiej gry w państwa-miasta. Uczył Michaela i potrzebował sprawiedliwego
sędziego.
Jednak sędzia w
tamtej chwili nie popisałby się ani odrobiną sprawiedliwości.
Wulkan stał
się obojętny, lecz nie wygasły. Wciąż czuł wstrząsy, wciąż lawa zbierała się w
jego głębi, wciąż wydostawał się z niego dym.
Okazywał siłę,
której wcześniej zawsze mu brakowało.
I dziwnym
trafem, gdy odwracałam się, by pójść do czytelni oraz znów zaszyć się wśród tomów,
utonąć w kojącej ciszy, spojrzenie oczu pełnych ognia uchwyciła stojąca
niedaleko McGonagall.
Nie odezwała
się.
Ale wiedziała.
Od dawna.
***
Po kolacji
odbytej wyjątkowo wcześnie jak na Francję, bo już kilka minut po
dziewiętnastej, owinięta po uszy szalikiem skierowałam się do swojego pokoju.
Mugoloznawstwo
przeszło bezboleśnie. Zaskoczyło mnie kilka pytań z mugolskiej literatury oraz
jedno na rozpoznawanie środków stylistycznych w poezji. Głównie zadania były na
temat polityki i większych odkryć, jednak jednocześnie wcale nie stanowiły
wyzwań wybitnie łatwych.
Po twarzach
innych uczestników widziałam, że nie tylko ja mam takie odczucia.
Ivy zarządziła
spotkanie w sali konferencyjnej w trzecim miejscu. Nie byłam pewna, czego miało
ono dotyczyć, zresztą nie bardzo chciałam tam iść.
Nie dlatego,
że nagle zaczęłam mieć za złe Ivy jej zainteresowanie Teodorem. No dobrze, nie
zaliczałam tego do miłych rzeczy, owszem. Jednak jednocześnie nie mogłam winić za nic jasnowłosej.
Podobał jej się Nott, wiec czemu miałaby tego nie okazać?
To ja byłam
beznadziejna, nie ona.
W pokoju
zostawiłam wierzchnią szatę i szybko przebrałam się w coś luźniejszego. Zwykłe
dżinsy, obszerna koszulka, a na to szara bluza z kapturem wkładana przez głowę.
Jedyne, czego
chciałam w tamtej chwili, to umyć się, spojrzeć na wąskie pismo Teodora, po
czym iść spać.
Wyszłam niechętnie
z pokoju, zamykając cicho drzwi.
***
W sali
konferencyjnej odbywało się coś w rodzaju imprezy, tyle że ze znacznie
mniejszym rozmachem. W pomieszczeniu znajdowało się szesnaście osób – delegacje
z Hogwartu i Poxterity. Na stole leżało kilka paczek jakichś ciastek, stało
parę butelek różnych napojów, dostrzegłam też półmisek z tradycyjnymi
francuskimi słodkościami takimi jak moka, czyli ciastko nasączone kawą, czy
religieuse – coś w rodzaju bezy oblanej czekoladą. Z przenośnego radia płynęła
szybka muzyka.
Godryku. Za
co?
Wszyscy śmiali
się, rozmawiali, żartowali, byli ogólnie zachwyceni.
Wszyscy prócz
mnie i Teodora, który również nie sprawiał wrażenia zadowolonego.
Opieraliśmy
się o parapet okna, ze zdegustowaniem przypatrując się Alexowi. Chłopak z zawrotną
szybkością kręcił młynka ze swoim wysokim kolegą Andrew.
– Aż dziwne,
że jeszcze nie rąbnęli w drzwi – zauważyłam.
– Amerykanie –
mruknął Nott kącikiem ust.
Po kilku
chwilach rozległy się brawa, gdy w końcu Alex wylądował na ścianie, kiedy
Andrew puścił go w odwecie za nocne sprowadzenie do ich pokoju całej bandy
Anglików. Nie mogąc na to patrzeć, przejechałam dłonią po twarzy, mamrocząc:
– I to jest
przyszłość czarodziejskiego świata.
Dosłyszałam
gardłowy śmiech Ślizgona.
Podeszła do
nas Ivy, trzymając w dłoniach dwie przezroczyste szklanki jakiegoś fioletowego,
gęstego płynu. Nie sprawiał wrażenie w pełni bezpiecznego.
– Proszę –
podała nam naczynia, uśmiechając się szeroko. – Ta ciemna, Jane – wskazała
głową brunetkę siedzącą na stole i machającą nad swoim kubkiem różdżką – jest
specjalistką w robieniu Małych Romków.
– Czego? –
zdziwiłam się.
– Romków.
Małych – powtórzyła Ivy. – Dobre, naprawdę. Słodkie na początku, później nieco
gorzkie, a na końcu ostre. Spróbujcie.
Spojrzeliśmy
po sobie z Teodorem. Nie wyglądał na chętnego do wypicia zawartości swojej
szklanki.
Do Ivy
podbiegł Ian. Chwycił ją za rękę i pociągnął tam, gdzie było trochę więcej
wolnego miejsca. Już po chwili wirowali w rytm muzyki.
Powąchałam
swój napój. Pachniał cynamonem, choć potem do moich nozdrzy dotarła woń… kawy?
– Czy twój
Romek też tak dziwnie pachnie? – spytałam Teodora.
Chłopak uniósł
brew i zbliżył nos do szklanki. Odsunął twarz, krzywiąc się mocno. Zerknął na
okno, po czym uchylił je.
– Romkowi
dziękujemy – syknął. Wziął ode mnie kubek, a po chwili jego zawartość również
wylądowała na zewnątrz.
Znowu
popatrzyliśmy na całą zgraję rozchichotanych uczniów.
– Naszego
społeczeństwa nie wykończy Voldemort, ono samo się zniszczy – powiedziałam z
przerażeniem.
Teodor kiwnął
głową.
– Wyjątkowo
się z tobą zgodzę.
***
– Jak się
bawisz, Hermiono?
– Znakomicie –
skłamałam, uśmiechając się do Ivy.
Ona pokiwała z
uznaniem głową. Siadła po turecku obok mnie pod ścianą.
– To dobrze,
bardzo dobrze… Słuchaj – zerknęła, czy nikogo nie ma w pobliżu; wszyscy jednak
byli zajęci rozmowami, tańcem lub, jak w przypadku ciemnowłosej Jane, leżeniem
na wznak pod stołem – pamiętasz naszą rozmowę o Czarnym Panu?
Poczułam
niemiły ucisk w żołądku. Wyprostowałam się i rzuciłam jej zdziwione spojrzenie.
– No… pamiętam
– odparłam powoli. – A co?
Przyjrzała mi
się badawczo. Niepokojące.
– Co planuje
Dumbledore?
Zamrugałam
szybko.
Pytanie Ivy
było nieprawdopodobne i po prostu nie mogło wydostać się z jej ust.
Niemożliwe.
– Dlaczego
pytasz? – spytałam, przyglądając się jej niepewnie. Później wpadło mi do głowy
nieco uspokajające wyjaśnienie. – To znaczy – dodałam wyrozumiałym tonem – wiem
o twoim bracie i o tym, dlaczego wcześniej chciałaś pytałaś, ale…
– Moja kochana
Hermiono – odgarnęła mi włosy z czoła. Miałam ochotę odepchnąć ją od siebie i
uciec daleko, daleko stąd. – Jestem pewna, że wiesz, a ja potrzebuję tej
informacji. Bardzo, bardzo potrzebuję.
Zacisnęłam
usta. W moim gardle zaczęła rosnąć wielka gula.
– Do czego? – prawie
wyplułam te słowa.
– Muszę wiedzieć
– odpowiedziała tym samym łagodnym tonem co wcześniej. Wygładziła bluzę na moim
ramieniu. – Więc jak? Jakie plany snuje nasz kochany staruszek?
Zesztywniałam.
Poczułam wściekłość tak wielką, że prawie mnie rozsadzała.
Wulkan wypluwał
lawę, dym wznosił się ku niebu.
– Nie mów tak
o Dumbledorze – warknęłam.
Zerwałam się
na równe nogi. Ivy zrobiła to samo, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Nic nie wiem
– syknęłam ze złością. – Nie mam pojęcia, po co ci te informacje. Nic. Nie wiem
– wycedziłam.
– Hermiono,
spokojnie – nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym znalazłam się w jej
ramionach. – Tak tylko powiedziałam. Dumbledore to bardzo mądry człowiek.
Odepchnęłam ją
od siebie.
– Ivy…
– Chcesz
jeszcze Romka? – spytała szybko.
Zaczerpnęłam
głośno powietrza, po czym powoli je wypuściłam.
– Nie. Jest za
gorzki.
Jej usta
stopniowo rozjaśnił uśmiech.
– Dobrze.
Dobrze. Chodź, widziałam, że zostały jeszcze dwie moki.
Pokornie
podążyłam za nią.
Cały mój umysł
krzyczał z rozpaczy.
Nie miałam pojęcia,
co wydarzyło się z Ivy, dlaczego pytała o takie
rzeczy, dlatego w jednej chwili stała się dla mnie całkiem inną osobą.
Tak jakby
ciągle grała, ale nie byłam pewna, w którym dokładnie momencie.
Niczego nie
wiedziałam. Zawładnęło mną zdezorientowanie, choć tym razem to ja grałam.
Przecież nic
się nie stało, prawda, Ivy?
To wszystko
było dziwne i nieprawdopodobne, jakbym nagle znalazła się w nieznanym miejscu
wśród samych nieznajomych.
Bolesne. Nagła
świadomość, że ci, których uważało się za przyjaciół, tak naprawdę są… obcy.
Ivy, kim jesteś?
***
Impreza
zakończyła się nieco po północy, kiedy większość towarzystwa uznała, że jednak
przydałoby się nieco wypocząć przed częściami praktycznymi.
Ivy
zachowywała się całkowicie normalnie przez cały następny czas. Nie pytała o
Dumbledore’a, jej ton głosu był taki jak zwykle, a ona sama znów wesoła,
otwarta.
Nie zimna i
obojętna.
Wciąż kręciła
się wokół Teodora, ale nie miałam siły na przejmowanie się z tym. Myślałam o
jej wcześniejszych słowach, o jej wcześniejszym wyrazie twarzy, o całej tamtej
sytuacji.
Nic nie mogło
opisać tego, co przez nią czułam.
Wyszłam z
łazienki, spodziewając się zastać w pokoju Krukonkę. Jej jednak tam nie było.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że może gdzieś się ukryła, by później mnie
nastraszyć, lecz wtedy usłyszałam dwa głosy zza drzwi.
Jej i Snape’a.
Oparłam się o
szafę, starając się wyłapać każde słowo.
– …taka
inteligentna, taka wspaniała, taka sprytna, taka pomysłowa… Tak naprawdę jesteś
idiotką, Gray. Lactiris?! Czyś ty oszalała?! Faszerować ją Lactiris?!
– Tak, Snape,
drzyj się bardziej, jeszcze McGonagall cię nie usłyszała. Musiałam to zrobić,
dobra?! Inaczej nie powiedziałaby mi niczego.
– A w ogóle
cokolwiek powiedziała?
– …
– No właśnie.
Jesteś tak straszną kretynką, że nie wiem, po co…
– Daruj sobie.
Ma w tym swój cel. Dostałam zadanie. Czego ode mnie chcesz?
– Problem w
tym, że ty je wybłagałaś. Brzydzę się
tobą. Salazarze, nie. Dlaczego na świecie żyją takie imbecyle? Faszerować Granger
Lactiris, gdy znajduje się pod nosem McGonagall i wszystkich pracowników
Instytutu. Slytherinie.
– Przestań.
– Nie próbuj
więcej podobnych wyskoków. A teraz zejdź mi z oczu.
– Bardzo
chętnie.
Nie zdążyłam
niczego zrobić. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Ivy. Sparaliżowało mnie.
Gdy tylko jej oczy prześlizgnęły się po mojej osobie, zmrużyła je, zaciskając
usta.
Każda komórka
ciała Hermiony Granger wyła ze strachu.
Dziewczyna
zamknęła drzwi i wyprostowała się niczym struna.
– Co słyszałaś?
– spytała cicho.
– Nic –
odparłam chyba zbyt szybko.
Nie umiem kłamać…
Zaśmiała się
kpiąco.
– Jasne.
Nie było sensu
udawać. Wszystko widziała.
Zrobiła krok w
moją stronę.
Panika.
– No, odkąd
słyszałaś? Od tego momentu, w którym Snape beształ mnie za Lactiris? Czy może
od tego, w którym wytknął, jak bardzo jestem niedorozwinięta?
Nie
odpowiedziałam. Wpatrywałam się w nią twardo, modląc się w duchu, bym nie
musiała użyć różdżki na dziewczynie stojącej przede mną.
W końcu w
jakimś stopniu wciąż traktowałam ją jak przyjaciółkę.
Ivy posłała mi
pełne wyższości spojrzenie.
– Cóż, jutro i
tak niczego nie będziesz pamiętać – stwierdziła. Jej twarz znowu była taka jak
wcześniej, uśmiech wyraźny, wesoły, choć z nutą drwiny. – Słodkich snów,
Hermiono.
Zniknęła za
drzwiami łazienki.
Wbiłam wzrok w
podłogę.
Szpony
Lactiris miały opleść mój umysł. Miały pochwycić myśli, zamazać wspomnienia.
Ale ja
pamiętałam. Wszystko, każde jej słowo, każde słowo Snape’a, każdą nutę kpiny w
głosie i każdy wcześniejszy uśmiech pogardy.
Wciąż
pamiętałam. Nigdy nie miałam zapomnieć.
I wcale nie napełniało
to optymizmem.
***
Teodorze,
Ivy to ktoś zupełnie inny. Ona coś kombinuje, zawsze
kombinowała. Nie jest bezpiecznie, NIGDY NIE BYŁO.
Tym razem to Ty mi pomóż.
Hermiona
Spojrzałam na
swoją wiadomość. Po chwili przytknęłam koniec różdżki do dolnego rogu
pergaminu. Litery stawały się coraz mniej wyraźne, aż wreszcie całkiem
zniknęły.
Rozpoczęłam
grę, bardzo subtelną, ale jednocześnie wprowadzającą zamęt do mojej relacji z
Ivy.
Dziewczyna nie
miała pojęcia, że ja wciąż wszystko pamiętam, że tak naprawdę nie wypiłam
napoju, który mi podała, a w którym musiało znajdować się Lactiris, że moje
myśli pozostały na swoim miejscu, zaś zaufanie do niej samej osłabło.
Nie mogłam
poprosić o wsparcie Teodora. Im mniej osób było w to zamieszanych, tym lepiej. Postanowiłam
udawać, że istotnie nic nie pamiętam, udawać, że Lactiris zadziałało, że rzeczywiście
nic nie wiem na temat Dumbledore’a.
A tak naprawdę
nic nie wiedziałam o Ivy. Nie miałam
pewności do żadnego ze słów, które wypowiedziała do mnie. Nie miałam
pewności do jej intencji, co do jej zadania, czymkolwiek ono było, co do tego,
od kogo je otrzymała, przestałam nawet w tym minimalnym stopniu ufać Snape’owi,
ponieważ on też maczał w tym wszystkim palce.
Nie chciałam
niczyjej pomocy, bo tak miało być.
Bo gra się
rozpoczęła.
Bo pionek musiał
walczyć z królową sam.
______________
Boru
liściasty, jak tragicznie mi się pisało ten rozdział. Rili. Wymęczony, napisany
w wielkich bólach i jękach, bo opisywanie tego wszystkiego było takie nudne,
trudne i w ogóle bleh, fuj, bleh, że łohoł. Żaden odcinek nie sprawił tylu
kłopotów. Niektórzy mogą czuć pewien niedosyt, bo totalnie nie miałam głowy do
opisywania wszystkiego krok po kroczku, za co przepraszam, jednak z drugiej
strony nie chciałam wszystkie nie wiadomo jak rozwlekać.
Olimpiada jak
olimpiada. Jakoś niedługo powinny być wyniki. Trudniejsza niż w tamtym roku i
choć odnosiłam dziwne wrażenie, że poszło mi lepiej, to kiedy spojrzałam na
klucz… Ekhem. No.
Teraz chyba
najprzyjemniejsza część mojej paplaniny – kochani moi, tak strasznie Wam
dziękuję za te 20 000 odwiedzin, że chyba zaraz mnie coś trafi. To
niesamowite uczucie, naprawdę, widzieć, że Was przybywa, że podoba się, i… No
kurczę, DZIĘ-KU-JĘ!
Nowy rozdział
najprawdopodobniej w Wigilię :)
Ściskam
cieplutko i pochwalcie się prezentami, haha <3
Empatia
Pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńBoru, nawet wszystkich powiadomień nie zdążyłam rozesłać xDD Gratuluję :D
UsuńJejuśku, aleś zaskoczyła. Ivy okazała się... no właśnie. Wyczuwam jakiś fanatyzm. Druga Bellatriks z ogromnym talentem aktorskim?
UsuńZagrała BARDZO nieczysto. Ale to Hermiona ma w tej chwili przewagę, czyli wspomnienia, które miały się zamazać.
Bardzo podziwiam Cię za opis przebiegu konkursu, z doświadczenia wiem, że takie rzeczy piszę się strasznie. Ale Tobie wyszło to wyśmienicie, o!
Pozdrawiam serdecznie! :)
Czy ja wiem. Bella raczej nie, ale w sumie problemy psychiczne... Nie wiem, wyjaśni się xD
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa, kochana :) Pozdrawiam.
Ale pierwszy komentarz merytoryczny będzie mój, o! :P
OdpowiedzUsuńNo, no, no, Ivy coś kombinuje i w dodatku jest ze Snape'em, jak się zdaje, po imieniu. Co to jest ten/ta Lactiris? Podobały mi się też fragmenty testu, przerywane myślami Hermiony. :) Nie marudź, nie było źle, całkiem fajnie wyszło. ;)
Błędy wypatrzyłam takie:
- "Następne kilka poświęciłam" -> "następnych kilka (...)",
- "O Merlinie" -> "O, Merlinie",
- "do jednej z sali konferencyjnych" -> "do jednej z sal (...)".
Pozdrawiam,
[gilderoy-lockhart]
Lactiris to taka śmieszna miksturka, podobna do tabletki gwałtu. Najpierw wprawia osobę w stan niepełnej świadomości (Ivy, jak widać, miała nadzieję, że Hermiona powie jej co nieco o Dumblu), a później wymazuje wszelakie wspomnienia. Cała filozofia ^^
UsuńDziękuję za wyłapanie błędów :) Ściskam.
Kuuuurczę. Aż nie chce mi się wierzyć, że Ivy okazała się tym, kim się okazała :OO Jestem w przeeeogromnym szoku. Co za... Gdybym mogła, napisałabym coś, ale powstrzymuję się :P Nie spodobało mi się zachowanie Snape'a, no to po której on e końcu jest stronie?...
OdpowiedzUsuńJa czuję jedynie niedosyt jeżeli chodzi o to, ze było naprawdę mało Teodora i myslę, że tak trochę odpoczywasz od ich tematu, ale liczę na wielką bombę z ich udziałem. :D Jezu, jak mnie strasznie denerwują momenty kiedy Ivy Teodor chociażby ze sobą rozmawiają, grrrr. Fałszywa idiotka z niej...
Ah, ile ja się naczekałam na tą perełkę <3 ^^
Pozdrawiam (:
Snape? Snape'a lubię bardzo, więc jeszcze nie wiem, co z nim zrobię xD
UsuńWiem, że mało :c Ale nie, nie odpoczywam od Teomione. Po prostu doszłam do wniosku, że nie mogę kręcić się tylko wokół ich tematu. W końcu jest przecież Michael, którego Rowling potraktowała beznadziejnie, jak rzecz jakąś, jest Roger, jest Ivy, jest Konkurs... Muszę trzymać się zaplanowanej fabuły :3
Dziękuję za opinię ;*
No ja wiedziałam, że Ivy jest jakaś dziwna nienawidzę tej dwulicowej jędzy . Pisz szybko, weny.
OdpowiedzUsuńZnajdź mi osobę, która tego nie podejrzewała xD I ona wcale nie jest taka zła - nie zapominajmy, że pomogła Hermionie w trudnym dla niej czasie, o ^^
UsuńPozdrawiam! :)
Jej.. Ivy. Ale z niej pinda jak to stwierdziłyśmy xd A Teoś.. kurde niech od się ogarnie i niech da buzi Hermionie to będę szczęśliwa. Jejju jak ja chcę, żeby oni byli razem, ale on niczego nie żałował ;33 Oby się z Ivy nie zadawał bo jest głupia ;c
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, jestem bardzo zadowolona i czekam na następny rzecz jasna! <3
ŚNIEG <3 <3 ŚWIĘTA <3<3
Weź, to nie takie proste. Buzi to jednak buzi, nie? xD Ja też chcę, żeby oni już byli razem, bo mam tyyyle pomysłow, ale cóż - fabuła musi mieć nogi przynajmniej :D
UsuńCoraz bliżej święta i coraz więcej śniegu, bejb <3
Jak Hermiona jednak nie wysłała tego do Tea, naszła mnie dziwna myśl, że przecież on jest w Slytherinie. Dom Snape'a. Co jeśli on o wszystkim wie? Oh, Merlinie, tylko nie to. Teoś nie może stać po złej stronie -_-
OdpowiedzUsuńDuży postęp Teosiek robi jak widzę, już nawet zaczyna formułować swoje uczucia. I nawet w Hermionie obudził się duch walki. Jedyne czego cały czas strasznie mi brakuje to Harry i Ron. Bez nich to nie to samo.
Czy ja wiem. Mamy parę informacji. Teoś nie lubi tłoku i trzyma się daleko od ludzi, którymi w jakimś stopniu gardzi - czyli między innymi od Malfoya. Dodatkowo dla niego wojna jest bezsensowna i niepotrzebna. Ale z drugiej strony jego ojciec stoi po Ciemnej Stronie i wciąż pozostaje na wolności, więc... Pomyślmy nad tym :DD
UsuńWiem, też mi brakuje Harry'ego i najchętniej jakimś cudem bym go wcisnęła na Konkurs, ale już za późno. Postaram się jakoś ładnie wpleść chłopaków w czas po Konkursie ^^
Dziękuję za opinię i ściskam strasznie mocno ;*
Rozdział czytałam dzisiaj, bo wczoraj musiałam uzupełnić zeszyt z polskiego- sprawdza na koniec semestru. Wiedziałam, że rozdział jest, bo Owidia zadbała telefonicznie o to, bym się dowiedziała. <3 Zżerała mnie ciekawość, ale wytrzymałam!
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że tak będzie.. ja wiedziałam, że tak będzie! Ivy zawsze wydawała mi się sztuczna, byłam podejrzliwa.. ale aż tak?! Zaszokowałaś mnie zupełnie. Ciekawi mnie czy Roger też jest w to wszystko wciągnięty, czy jest raczej nieświadomy niczego.. Stawiam na to drugie, ale po Tobie się można wszystkiego spodziewać.
Przypuszczam też, że Ivy w końcu wtajemniczy Teosia w swój niecny plan, więc ciekawe jak on zareaguje.
Uwielbiam Twoje opowiadanie po prostu! <3
btw, prezenty. Hm, więc dostałam książkę od chrzestnej, rodzice obdarowali mnie dużą paczką M&M'sów i powiedzieli, że mogę sobie zamówić bluzę SYSTEMU (awwwwwwww <3) na allegro! Kasę od reszty rodziny i słodycze, owoce, etc.
Ściskam ciepło w to grudniowe popołudnie, XO! <3
btw (już drugie), nadużywam serduszek po tym rozdziale, podejrzane.. <3
Jeżu, to już wieści o nowościach na Wyjątku przedostają się drogą telefoniczną, zonk o.O
UsuńHm, czyli że duet Ivy&Roger niczym zespół R z Pokemonów? xDD
Jaką książkę, jaką? Tym się koniecznie pochwal. Mniam, bluza Systemu *o*
Bardzo dziękuję za miłe słowa, kochana <3
"Scarlett" Barbara Baraldi.
UsuńMam nadzieję, że nie będzie to kolejna 'zmierzchopodobna' książka, bo umrę.
Mam zamiar ją przeczytać w najbliższym czasie, ale czeka na mnie jeszcze Tolkien i King. I kupiłam sobie książkę w Oświęcimiu "Dzieciństwo w pasiakach", której jeszcze nie ruszyłam.. Coraz mniej czasu na książki, źle ze mną.
Tak, telefonicznie. I na gadu. Ogólnie my się komunikujemy nawet przez bramki internetowe i w ławce razem siedzimy, więc.. <3
Hm, ja mam w domu "Scarlett", ale Alexandry Ripley, w dodatku to jest dalszy ciąg "Przeminęło z wiatrem". Hm.
UsuńAww :3 Ja się przyjaźnię tak z Kasiettą, tą tam z góry, już od podstawówki :D <3
Mwahahaha, Teoś nieświadomie pomógł Hermionie, coraz bardziej go lubię ;) Ale mówiłam, że Ivy nie jest fajna? Mówiłam ^^. Przeczuwałam takie zdarzenie xD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jestem na "Tak" ;p Szkoda, że kolejny rozdział dopiero na wigilię, no... ._. I znowu trzeba będzie się wszystkiego samemu domyślać ._.
W ogóle, napisałaś w pewnym momencie "Ivette" a ja takie "o co chodzi o.O"". Dopiero po chwili się skapnęłam, że Ivy ;p
Chyba wszyscy wyczuli, co się święci z Ivy :DD Ja Teosia absolutnie kocham, także no xD
UsuńLubię Wasze domysły, więc domyślajcie się do woli ;D
No bo Ivy jest od Ivette, jakoś mi to wpadło nagle do głowy, wcześniej miała być po prostu Ivy, ot xD
Dziękuję za opinię ;**
Ja ostatnio jakoś nie ogarnięta jestem, także no wiesz... Czasami nie pojmuję najprostszych rzeczy.
UsuńFani Teosia się ucieszą, powiadasz, zaciera rączki. Już się niecierpliwię ^^
*zaciera rączki* *
UsuńTwój drugi komentarz potraktowano jako spam o.O' Spamerka :DD
UsuńTak czy siak, sądzę, że możesz się niecierpliwić jedynie w połowie, bo im dłużej myślę o tej "niespodziance", tym bardziej dochodzę do wniosku, iż raczej odbierzecie ją pozytywnie i... tyle. Więc no xD
Zaspamowałam? O.o" Spoooko...
UsuńEj, no, a ja tak czekam na ten twój pomysł, a ty takie coś piszesz. No nie, no ._.
Aaaa, przeczytałam całego bloga, i, jeśli mam być szczera, zakochałam się w twojej twórczości! Zaiste, wspaniały blog, jak na fanfica dość oryginalny, bo jeszcze nie spotkałam się z takim paringiem. Hermiony wszędzie pełno, jednak Teodor Nott pojawił się w 2-3 opowiadaniach, które czytałam, i w każdym nie odgrywał właściwie żadnej znaczącej roli. ;))
OdpowiedzUsuńPisz szybko, i nie dawaj już czytelnikom tak długo czekać na następny rozdział! Pozdrawiam, Tola. ;)
Łohoł, no to gratuluję, bo nawet ja nie jestem w stanie wziąć się za Wyjątek od początku.
UsuńOczarowały mnie miniatury znalezione w sieci właśnie z Teodorem i po prostu nie mogłam nie wykorzystać całej jego postaci, która pojawiła się w mojej głowie. Marnotrawstwo ;o
Piszę w miarę możliwości, bo ostatnio sajgon straszny w szkole -.- Dziękuję za miłe słowa, fajnie mieć nową czytelniczkę ;) Pozdrawiam!
Cześć, Kochanie ;*
OdpowiedzUsuńJak zwykle ujęłaś mnie wtrąceniami kursywą. Chyba nic mnie bardziej nie rozczula niż one. Hermiona ma tak dużo z Ciebie, że aż mi się śmiać chce, kiedy się z nadmiaru wrażeń zapowietrza (swoją drogą - świetnie napisane!) Urocze są ich rozmowy z Teodorem, oni oboje są sami w sobie uroczy. To, jak się do siebie odnoszą, jak się względem siebie zachowują... ;)
Wiesz doskonale, że ja się naprawdę staram do ludzi nie uprzedzać, ale nie podobało mi się wcześniejsze zainteresowanie Ivy Dumbledorem, a teraz podoba mi się jeszcze mniej. Jedyne, co mnie zastanawia, to jak długo trwa jej kłamstwo - w sensie kiedy zaczęła kłamać też w stosunku do Rogera, bo nie wydaje mi się, żeby on był w to zamieszany, a zdecydowanie coś jest na rzeczy. Nie powiem, żebym była zadowolona z decyzji Hermiony, żeby zająć się tym na własną rękę, chociaż z drugiej strony doskonale ją rozumiem.
I wzruszył mnie ten fragment z McGonagall.
Kocham Ciem <3
Cześć <3
UsuńWiem - Hermiona to momentami bardziej czysta ja niż ta książkowa Grangerówna. Teosia osobiście coraz bardziej uwielbiam, bo coraz lepiej go rozumiem. Nawet Roger już takich problemów nie sprawia, choć szczerze powiedziawszy, wolę Michaela xD
Ivy, Ivy... Jej wątek pociągnie się jeszcze bardzo długo, więc na razie radziłabym domysły odsunąć na bok. Wydarzy się jeszcze sporo rzeczy z jej udziałem, także spokojnie ^^
Dziękuję za opinię, słońce ;*
<3
UsuńTeż wolę Michaela :D W końcu Krukon, nie? Ja mam słabość do Ravenclawu ^^
Oj, wiem, wiem. Nie mogłam się powstrzymać i tyle. To tak jak z tym, kiedy wszyscy kombinują kto jest deserem Scorpiusa. No przecież im nie zabronisz ;P ;D
Buziam ;*
Hej Empatio :)
OdpowiedzUsuńCzytałam "wyjątek" jeszcze na onecie, niecierpliwie wyczekując na nowe części i nagle poczułam, że czas się ujawnić. Podziwiam Twoją konsekwencję w dodawaniu notek, gdyż ja sama zawsze miałam z tym problem i pomimo pomysłów i chęci do pisania, odzywał się we mnie leń xD.
Bardzo podoba mi się pomysł połączenia Hermiony z ignorowanym przez Rowling Nottem. Lubię ich relacje, są niewymuszone i przyjemnie się czyta ich dialogi :) Oczywiście jestem już zażartą fanką Teomione i mam nadzieję, że w końcu coś się wydarzy między nimi :D
Nie lubię Ginny z Blaisem. Generalnie Harry/Ginny zawsze uważałam za genialny w swej prostocie i oczywistości pairing, więc naprawdę nie znoszę, jak ktoś ich rozdziela. Mimo to jestem skłonna wybaczyć Ci tę zniewagę, bo uwielbiam całą resztę tego fika! Sprawa umarłych mnie wciągnęła, na konkurs czekam od samego początku, no i Ivy! Wiedziałam, że z tą dziewczyną coś nie gra, była zbyt... energiczna. Tacy ludzie są na serio niepokojący. xD Zastanawiam się jednak, ile wie o niej Roger, który wydaje się być naprawdę w porządku, chociaż i tak mnie wkurza, bo w jakiś sposób stoi na drodze do Teomione. :> Ach, i uwielbiam w jaki sposób rozwijasz postacie potraktowane przez naszą królową Rowling trochę po macoszemu, np. Michael :) Przestał już być tylko byłym chłopakiem Ginny, nabrał zupełnie innych barw.
Moją ulubioną sceną z całości bez wątpienia jest Hermiona rzucająca się z pięściami na Snape'a. Nigdy nie pozbędę się tej wizji z móżgu xDD
Pozdrawiam,
Ceres
O kurczę, jak ja lubię, gdy nagle ujawniają się osoby, które czytają już od jakiegoś czasu. Witam Cię w takim razie bardzo serdecznie :)
UsuńPff, jaka tam konsekwencja. Gdy widzę, że niektórzy autorzy dodają rozdziały skrupulatnie co tydzień/dwa... Meh, też bym tak chciała.
Wiem, wiem, połączenie Hermiony z Nottem mnie samej bardzo odpowiada xD Jeśli chodzi o Ginny&Blaise - ekhem, nigdy nie uważałam go za możliwe.
O, o, o tak. Michael to jedna z najbardziej skrzywdzonych postaci w całej sadze. Rowling totalnie go ominęła, traktując jak zwykłą zabawkę dla Ginny. A on też ma uczucia, do cholery. Boru, strasznie go skrzywiła według mnie.
Dziękuję za to, że się ujawniłaś oraz za te wszystkie miłe słowa :) Pozdrawiam ciepło.
mnie siępodobało,choć w tym dialogu Snapez Ivy chyba trochępomyliłaś osoby w pewnym moemncie... ja wiedziałam, że ona cos kombinuje, że ma coś więcej wspólnego z czarnąmagią... tylko czemu współpracuje zeSnapem? czy u Ciebie okaże się,iż Snapestoi po stroniw smierciożerców czy teżjest podwójnym agentem,niby pomagającyIvy i Voldemortowi, a tak narpawdę będący po właściwiej stronie? mam nadzieję że to drugie... całe szczęście, żeHermionanie wypiła tego obrzydlistwa, podobnie zresztą jak i Nottt. ciekawe, czy też miał dolane różne specyfiki...inna kwestia, że ja nie rozumiem, czemu Hermiona boi się o zafascynowanie Notta kimś innym, skoro praktycznie powiedizał jej, że wszystko, co napisał, jest prawdą, że tak myśłi, że czuje do niej coś więcej... dlaczego nie miała odwagi, jak Ginny,by powiedziec, że odwzajemnia te uczucia? połowę sama gmatwa... a jełśi chodzi o konkurs to trudno mi ocenić skalę trudnośći, skoro nie mam pojęcia jakie powinny być odpowiedzi hahahxD
OdpowiedzUsuńCo do Snape'a - wszystko już mam ustalone jeśli chodzi o niego i w mojej głowie ułożyła się już większa część wątku z Ivy, także no, zobaczysz :3
UsuńHm, Teodor raczej nie miał niczego dostać - Ivy chodzi jak na razie jedynie o Hermionę. Jak na razie.
Haha, gdyby nie było takiego zagmatwania, Wyjątek skończyłby się po dwudziestu rozdziałach xD Czasem trzeba coś skomplikować :DD
Dziękuję za opinię, kochana, i ściskam cieplutko ;*
Sss
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny. Ivy... Co raz mniej ją zaczynam lubić. Żałuje, że rozdzialu wczesniej nie przeczytalam, ale przy kazdym zdaniu i tej obojetnosci Teodora zaczynalam plakac, poniewaz przypominalam sobie mojego ukochanego. Pff... Co ci faceci ze mna robia, zero skupienia xD Czytalam i nic nie rozumialam, ale za to teraz zrozumialam wszystko <333 Weny zycze ;))
OdpowiedzUsuńEj, to przepraszam, że takie uczucia w Tobie wzbudziłam :c Ale faktycznie, faceci to istoty stworzone chyba jedynie do mieszania w głowie xD
UsuńDziękuję bardzo za opinię i Tobie też życzę dużo, dużo weny ;*
Ściskam.
Kiedy mniej więcej będzie następny rozdział ? ;)
UsuńW Wigilię, tam gdzieś góry nawet zapowiedź jest xD
Usuń"Umrę ty"? Troszkę nie teges xD
OdpowiedzUsuńW każdym rozdziale szokujesz coraz bardziej. Ivy jest tą złą? To już prędzej po Rogerze bym się spodziewała niż po niej. I na pewno Snape jej wtedy nie przepytywał, pogadali sobie, jak to czarne charaktery xD
ciekawe, jak ostatecznie pójdzie Mionie, skoro Nott takt ją rozkojarza. I znalazłam z nim cechę wspólną - szare oczyska.
Tak pytam z ciekawości : miałaś jakąkolwiek styczność z Eragonem?
O kurczę, w ogóle tego nie zauważyłam, dzięki :D
UsuńSerio? Myślałam, że to Ivy jest bardziej podejrzana i w ogóle xD Co do Konkursu - wszystko się okaże już niedługo. W sumie we Francji pobędziemy... cztery-pięć rozdziałów, także do końca stycznia może się wyrobię, huehue :D
No miałam, miałam, kocham tę sagę <3 A skąd to pytanie? xD
Dziękuję za opinię i ściskam ;*
Bo napisałam taką meeega miniaturkę, którą mam zamiar wrzucić niedługo do siebie i szukam odbiorców, którzy czytali lub chociaż oglądali Eragona i skumają, o co chodzi ;)
UsuńKiedyś myślałam nad ff na podstawie "Dziedzictwa" o matce Eragona i w sumie mam je w planach, no ale wiadomo - co za dużo, to niezdrowo :DD
UsuńCzy ja mam zwidy, czy na Twoim blogu pojawiły się spadające płatki śniegu? Piękne!! <3
OdpowiedzUsuńMarta
Teraz to ja nie tylko nie lubie ivy ...ja jej nienawidze... ;(( co za glupia idiotka dziwka .... Co do snapa to sie nie spodziewalam myslalam ze jest inny jednak aktor. A cb wielbie za ten talent <3 mam nadzieje ze ivy sie odpie***li od hermy i teosia. W tej chwili to sama mam ochote ja trzasnac avada lub chociaz jednym crucio .... Smierciozerczyni ;c smutek... A i mam nadzieje ze hermiona albo chodziac teo wygraja ;) no i to chyba tyle licze na ciebie ;* i na mionke i jeszcze jestem ciekawa co do rogera bo niby tacy najlepsi przyjaciele... Czy on tez?.. Czy go rowniez oklamuje. Tyle pytan sie nasuwa no coz trzeba przeczytac nastepny rozdzial mam nadzieje ze znajde odpowiedz na moje pytania ;) twoj blog to juz uzaleznienie ;P to chyba moj najdluzszy komentarz w historii calego twojego bloga oby takich wiecej co? ;P
OdpowiedzUsuńCaluski i pozdrawiam Ginny
WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM OD BARDZO DAWNA, ŻE Z IVY JEST COŚ NIE TAK! NARESZCIE WIEMY CO!
OdpowiedzUsuńMoja nieco zbyt entuzjastyczna reakcja jest akceptowalna, czy już łamie wszystkie normy? :D Lecę czytać dalej.
Pozdrawiam i całuję rączki za ten "wymęczony rozdział",
E.