Dla Kasietty,
bo zawsze przy
mnie była,
choć często nie
zasługiwałam na jej obecność,
bo wciąż przy
mnie jest,
mimo upływu
czasu,
i cholernie
pragnę, żeby nadal mnie nie opuszczała.
Kocham Cię
przeogromnie,
mój cudowny zakochańcu.
Zostań na kolejne
cztery lata.
Traktował
go jak brata i wiedział, że zrobiłby dla niego naprawdę wiele.
Nigdy
nie musiał się nad tym zastanawiać – po prostu to wiedział. Gdyby zaczął, myśli
te oznaczałby jedynie tyle, że ma jakieś wątpliwości. A on nigdy ich nie miał.
Ronald
Weasley był dla Harry’ego Pottera bratem oraz najlepszym przyjacielem, choć
czasem naprawdę dziwił się, jak wytrzymał z nim tak długo.
Czarnowłosy
Gryfon poprzedniego dnia musiał wysłuchiwać jęczenia rudzielca. To nie tak, że
nie chciało mu się go jakoś podtrzymać na duchu, jednak nawet on miał po jakimś
czasie po prostu dość. Znał swojego przyjaciela oraz jego możliwości. Wiedział,
że gdyby nie wmawiał sobie jakichś głupot, bo przecież jest taki beznadziejny, grałby o niebo lepiej.
Nawet
próba rozzłoszczenia Rona nie okazała się zbyt trafna – koniec końców Weasley
poczłapał do dormitorium z miną wskazującą bardziej na rozpacz aniżeli gniew.
Przyjaciel
Harry’ego nie miał trudnego charakteru, choć czasami naprawdę ciężko było się z
nim dogadać. Niemniej jednak, jego największą wadę stanowił zdecydowanie brak
wiary w siebie. Ciągłe powtarzanie, że wcale tak nie jest, próby dodania mu
otuchy spełzały na niczym, a on jeszcze bardziej pogrążał się w beznadziei.
Gadanie
do ściany, nie do Rona.
Potter
przewrócił się na plecy, oczy wbijając w baldachim nad głową. Chłopak był
dziwnie spokojny, choć już następnego dnia miał odbyć się mecz ze Ślizgonami.
Zaczynał czuć jedynie to niezdrowe podekscytowanie towarzyszące mu przed każdą
grą.
Rano wszystko się
zacznie –
pomyślał, po czym westchnął ciężko. Ktoś z jego współlokatorów głośno zachrapał,
brunet słyszał rozlegające się w pomieszczeniu spokojne oddechy kolegów.
No
i co miał z nim zrobić? Wiedział, że jeśli Ron schrzani ten mecz, będzie musiał
wywalić go z drużyny. A tego nie chciał.
Pomijając
głosy różnych osób oskarżających o przyjmowanie do drużyny przyjaciół, bynajmniej
nieposiadających zbyt wielkich umiejętności…
Harry
wiedział, że Ron potrafi. Potrzebował
tylko odpowiedniej motywacji…
Właśnie.
Motywacji.
Czegoś,
co poprawiłoby mu nastrój na cały jeden dzień.
Gryfon
w nagłym olśnieniu usiadł na łóżku, uśmiechając się szeroko.
Już
wiedział, co powinien zrobić.
***
Na
śniadanie zeszli razem. Ron był szary na twarzy i szedł na sztywnych nogach. Nawet
okrzyki oraz wiwaty przy stole Gryffindoru, gdy tylko pojawili się w Wielkiej
Sali, nie dodały mu otuchy. Skrzywił się jeszcze bardziej, kręcąc lekko głową,
jakby ktoś zaraz miał w niego wmusić porcję szpinaku.
Ron
nienawidził szpinaku, od kiedy dziesięcioletni bliźniacy przywiązali go do nogi
stołu kuchennego i zaczęli wpychać mu do buzi, łyżka za łyżką, zieloną papkę.
(Prawie
okrutne, ale Harry’emu jakoś nie było przykro.)
Tak
czy siak, usiedli na swoich stałych miejscach. Rudzielec wyglądał, ekhem, dość
komicznie – teraz już zielonkawy na twarzy. Harry wiedział, że nie powinien
śmiać się z przyjaciela, czego istotnie nie robił, jednak wciąż potrzebował
kogoś, kto pomógłby mu zrealizować Plan…
Rozejrzał
się.
Och,
rzeczywiście. Colin Creevey. Idealnie.
Potter
czasem bał się, czy aż nazbyt nie przypomina Czarnego Pana.
–
Cześć, Harry! – zawołał młodszy Gryfon, już sięgając po aparat leżący
niedaleko.
Czarnowłosy
odpowiedział na pytanie żywym uśmiechem, który momentalnie został nagrodzony
prawie oślepiającym błyskiem. Wiedział, że Colin go obserwuje. Zadbał o to, by buteleczka
została wyjęta z jego kieszeni jak najbardziej ostentacyjnym ruchem. Następnie
zatroszczył się o znalezienie odpowiedniego momentu – chwila, kiedy Ron leżał
twarzą do blatu, całkowicie załamany, właśnie do takich należała.
Colin jak zawsze
obserwował.
–
Masz, Ron – powiedział Harry chwilę później, podając przyjacielowi puchar
dyniowego soku.
Chłopak
już prawie dotykał wargami krawędzi naczynia, kiedy rozległ się nieco
podejrzliwy głos Creeveya.
–
Harry, dlaczego dolałeś mu czegoś do soku?
Potter
prawie-prawie się uśmiechnął.
–
To specjalnie, prawda? A jeśli nie? Co tam trzymasz?
–
Chyba masz jakieś omamy – mruknął szybko, chowając buteleczkę Felix Felicis do
kieszeni. Ron, który już wypijał zawartość pucharu, zerknął na jeszcze przez
sekundę zaciśnięty w dłoni przyjaciela flakonik i zakrztusił się. Wypluł połowę
tego, co miał w ustach z powrotem do naczynia. Brunet poklepał go po plecach.
–
Lepiej?
Ron
kiwnął głową.
–
Harry… – zaczął ochryple z niepokojem w głosie, jednak Potter uśmiechnął się
krótko z zadowoleniem.
Taak,
o to właśnie chodziło.
–
To jak? Idziemy?
Ron,
nieco oszołomiony, ocierając łzy z oczu, podniósł się z miejsca i ruszył za kapitanem
drużyny w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
***
Gdy
po wygranym meczu Harry zobaczył swojego najlepszego przyjaciela całującego się
z Lavender Brown, potwór w jego piersi wzdrygnął się z obrzydzeniem,
wypuszczając z nozdrzy kłęby dymu.
To
nie było tak, że nie chciał szczęścia bliskich mu osób.
Tylko…
dlaczego właśnie ona, a nie Hermiona?
Potter
już od dłuższego czasu – ba! właściwie od końca piątej klasy – miał pewność, że
dwójkę jego najlepszych przyjaciół połączy coś więcej. Widział zachowanie
Grangerówny w towarzystwie Weasleya. Widział, jak zmartwiona była po ich
ostatniej naprawdę dużej kłótni. Widział,
że przeżywa i piegowaty to dla niej ktoś bardzo, bardzo ważny.
Harry
obawiał się, jak by wszystko wyglądało – dwójka zakochanych oraz on. Na początku pojawiła się średnio
optymistyczna wizja piątego koła u wozu. Lecz później, im dłużej nad tym
myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że koniec końców nic by się nie
zmieniło. Znał Hermionę, a jeszcze lepiej znał Rona. Nie zostałby na lodzie.
Tak
czy siak, kiedy myślał o ewentualnych związkach przyjaciela, obstawiał na
miejscu jego wybranki właśnie brązowowłosą Gryfonkę. A tutaj nagle tkwiąca w
objęciach chłopaka Lavender Brown.
No
nie. No po prostu no nie.
Merlinie,
dlaczego właśnie ona?
Harry
chyba znał odpowiedź na to pytanie, choć bardzo nie chciał jej przyjąć do
wiadomości.
Nie
był ślepy. Zdążył już zauważyć, co działo się między Hermioną a Nottem. Zdążył
zauważyć, jak wiele czasu spędzają razem, zdążył zauważyć, że dziewczyna w jego
obecności uśmiecha się wesoło, zdążył zauważyć wcale nie negatywne nastawienie
Ślizgona.
Tak
strasznie nie potrafił wierzyć swoim spostrzeżeniom, ale chyba musiał.
Hermiona
dogadywała się z Teodorem Nottem, tym Teodorem
Nottem, Ślizgonem, dobrym znajomym Malfoya.
Ron
najwyraźniej także to dostrzegł. Dlatego postanowił wziąć się za Lavender,
pewnie chcąc tym samym odegrać się na szatynce i za Wiktora Kruma, i za jej
relacje z wychowankiem Domu Węża.
Sam
Harry nie lubił go z zasady, jednak też nie tak jak chociażby Malfoya.
Czuł
raczej rozpacz, że potężny Lew daje się złapać w sidła Węża.
Kiedy
patrzył na Notta, czuł okropny niepokój. Nie potrafiłby mu zaufać i dziwił się,
że Hermiona chyba już to zrobiła.
Takie…
nienaturalne.
Ciekawe,
co powiedziałaby McGonagall, jeśliby wszystko zauważyła.
Ron
i Lavender (Merlinie, nie, bo wyjdę, nie
wracając), Hermiona i Nott (gdyby Harry mógł, to po raz pierwszy w życiu
zapaliłby, po czym zgasiłby mu peta na oku), Ginny i… tu właśnie pojawił się
problem.
Och,
Potter mógł sprawiać wrażenie upośledzonej kozy, w dodatku ślepej, jak to
kiedyś zgrabnie ujął Snape, ale wcale taki nie był.
No,
może czasem.
Niemniej
jednak, widział oczywiste. Ginny stała się żywym ogniem. Wszędzie było jej
pełno, wciąż się uśmiechała, miała w sobie mnóstwo energii, tak jakby wcześniej
znajdowała się w jakimś zawieszeniu i dopiero teraz odzyskała swoją duszę.
Nigdy wcześniej nie widział dziewczyny… takiej.
Była
zakochana, co potwór w piersi Harry’ego zaakceptował z ponurym bólem serca.
Potter
zbyt długo zwlekał. Musiał się do tego przyznać chociaż przed samym sobą. Lubił
rudą zdecydowanie bardziej, niż powinien.
Boże.
Siostra Rona.
Boże!
Nic tylko wziąć miotłę i odlecieć w cholerę!
Nie,
Harry nie przypominał Voldemorta. Voldemort nie miał takich problemów z
dziewczynami.
Cóż,
jak na razie czarnowłosy siedział samotnie w kącie, ciesząc się chwilowym
spokojem od braci Creeveyów i sącząc powoli kremowe piwo. Spojrzał z
obrzydzeniem na Rona oraz Lavender, wciąż splecionych na fotelu niczym para
węgorzy, a potem skrzywił się nieznacznie.
–
Może to i dobrze, że został tylko quidditch – mruknął do siebie, po czym
westchnął. – Błyskawica przynajmniej nigdy nie będzie pożerać mi twarzy.
Dostrzegł
przepychającą się przez tłum Ginny. Jej włosy były potargane, policzki uroczo
zarumienione, w dłoni trzymała już do połowy opróżnioną butelkę kremowego piwa.
Czy
Harry właśnie określił rumieńce dziewczyny słowem urocze?
Już nie ma dla
mnie nadziei –
pomyślał z rozpaczą. Twoje zdrowie,
Hermiono!
Przyssał
się do gwintu, jednocześnie myśląc, że w sumie przydałaby mu się obecność
Grangerówny.
Och,
dlaczego ona musiała siedzieć w tej głupiej Francji (z Nottem)? No dobrze, w
tamtej chwili pewnie świetnie się bawiła na jakiejś-tam gali, najpewniej
świętując zwycięstwo Hogwartu w Konkursie, jednak…
Straszne.
Absolutnie straszne.
Nawet
nie zorientował się, kiedy Ginny klapnęła ciężko na oparciu jego fotela. Do
nozdrzy chłopaka znów dotarł miły, kwiatowy zapach.
–
Mój brat to idiota – skwitowała ponuro ruda zachrypniętym głosem i upiła łyk
piwa. Nie patrzyła na Harry’ego, a raczej gdzieś w dal, co sam brunet przyjął z
entuzjazmem – przynajmniej nie widziała jego wyjątkowego zdziwienia.
Odchrząknął.
–
To już jakiś czas temu ustaliliśmy – odparł. Nie miał pewności, czy przypadkiem
nie chodziło o Rona i Lavender. – Może coś jeszcze?
Wtedy
na niego popatrzyła, ale wcale nie jakoś inaczej niż zwykle.
Po
prostu widział jej oczy i był z tego cholernie zadowolony.
–
Chwilami okropnie go nienawidzę – powiedziała bez emocji w głosie. Harry uniósł
wysoko brwi. Nie, na pewno nie chodziło o nowy związek jej brata. Jeszcze
bardziej się zdumiał, gdy odstawiła ich butelki na pobliski stolik, wstała i
pociągnęła go za rękę. – Zatańcz ze mną. Muszę odreagować – wymamrotała.
Choć
sam Wybraniec nie miał pojęcia, co takiego musiała odreagować Ginny, to potwór
w jego piersi mruczał z zadowoleniem jeszcze przez długi czas.
***
Ginny
patrzyła na ostatni list od Hermiony, analizując każdą jego część.
Myślenie
o swojej najlepszej przyjaciółce i Teodorze Nocie w tym samym czasie było
wybitnie dziwne.
Niestety,
ruda nie mogła nie zauważyć, w jaki sposób szatynka pisała o Ślizgonie.
Pierwsze, co stanowiło rzecz w stu procentach pewną, to zazdrość Gryfonki. Niby
cztery zdania: „Skończ już z tym Nottem,
dobrze? Bo pomyślę, że interesujesz się nim bardziej niż Ivy. Ona strasznie się
do niego lepi. Nie mogę na to patrzeć bez obrzydzenia.”, a Ginny już
wiedziała.
(Ginny
zawsze wiedziała, tylko po prostu nie
potrafiła tego zaakceptować nawet we wzburzonym morzu własnych myśli.)
Hermiona
rzadko kiedy była o kogokolwiek zazdrosna. Chyba pierwszą osobą stał się Ron.
Merlinie.
Ron.
Brat Ginny.
Jakim
cudem, tego ruda nadal nie wiedziała.
Hermiona
zakochała się w nim i w sumie Weaslyówny nie dziwiło denerwowanie się
Grangerówny jego zainteresowaniem innymi dziewczynami, na przykład Lavender
Brown.
Na
workowate gacie Merlina. Lavender Brown. I Ron.
Dobry
Gryffindorze. Dlaczego ona musiała rzucać w jego stronę takie spojrzenia? Ron wyczuł, że ktoś zwrócił na niego uwagę i już
znajdował się w siódmym niebie.
Och,
po prostu żałosne.
Tak
czy siak, zazdrosna Hermiona Granger, w dodatku o Notta, to bardzo wyraźny
znak, że coś było na rzeczy. Zresztą, sama Ginny zdążyła co nieco zauważyć.
Mieli wiele wspólnych tematów do rozmów, dzięki czemu dogadywali naprawdę
nieźle. A te wszystkie kłótnie… Cóż, dopóki Hermiona po nich nie płakała, to
raczej spełniały one zadania podsycania ognia między nimi.
I
nie, wcale nie byli całkiem różni, jak stwierdziła dziewczyna. Ruda strasznie
lubiła ich obserwować, bo – choć wyjątkowo głupio to brzmiało – ładnie razem
wyglądali.
Stateczny
Nott, Hermiona, od której momentami żar aż buchał. Takie uzupełnienie.
Choć
szatynka niedawno stwierdziła, że Teodor tylko
jej się podoba, to Ginny dobrze znała prawdę. Widziała, jak jest w
rzeczywistości. Hermiona nie chciała się do tego przyznać, jednak czuła do
bruneta coś więcej. Zdecydowanie coś więcej.
(Brązowowłosą
nastolatkę strasznie kręcili wysocy chłopcy, ale o tym powiedziałaby jeszcze z
większymi oporami niż o uczuciu do Notta.)
Problemy
stanowiły dwie osoby – Roger oraz Ivy. Sama Ginny bardzo lubiła Stone’a, trochę
mniej blondynkę, która chwilami zdawała się odpychać rudą od Hermiony. Tak
jakby zapomniała, że istnieją też inni przyjaciele siedemnastolatki.
Rudowłosa
czasem miała ochotę potraktować ją upiorogackiem i z trudem się przed tym
powstrzymywała.
Roger
wyraźnie kręcił się wokół Hermiony. To mogłoby zniechęcić Teodora, który
momentami także wyglądał na zainteresowanego.
Ginny wiedziała, że Gryfonka nie czuje niczego do Krukona, ale…
Cóż.
Źle robiła, dając nadzieję chłopakowi. Weasleyówna czasem mu współczuła.
(Ginny
oczywiście nie pamiętała, jak potraktowała Michaela lub Deana – bardzo zgrabnie
omijała tę kwestię w swoich rozmyśleniach.)
Ivy
za to kleiła się do Notta. Przynajmniej tak twierdziła Hermiona. Często
przebywali razem, rozmawiali, w dodatku sama Gray ciągle dawała mu sygnały, że
on jej się podoba.
Tak
jakby sama brązowowłosa w końcu nie mogła tego zrobić.
Ginny
obawiała się jednego. Że może upłynąć naprawdę dużo czasu, zanim dowiedzą się o
swoich uczuciach. Jeśli będzie trzeba, sama postara się ich zeswatać.
Lubiła
Notta. Wydawał się być inny od reszty Ślizgonów, więc…
Ugh,
Hermiona czasem ją strasznie wkurzała tą swoją ostrożnością, niepewnością i
dziwnymi, wziętymi z wiadomo-czego powodami, by nie ufać uczniom Domu Węża.
Ruda
nie miała jej za złe troski o związek z Blaise’em. To było naturalne – Hermiona
mogła tak traktować Ślizgonów, zważywszy na fakt, jak oni traktowali od zawsze
ją. Ale powinna trochę się uspokoić, bo przecież nic złego się nie działo…
Dziewczyna
westchnęła i schowała list do szuflady szafki nocnej przy swoim łóżku.
Spojrzała na okno. Jutro miał odbyć się mecz między Gryffindorem a Slytherinem.
Ginny denerwowała się tylko trochę, przecież znała swoje umiejętności. Bardziej
obawiała się o Rona, czy chłopaka nie pokona stres, co było w sumie bardzo
możliwe.
Quidditch
zajmował wiele miejsca w jej życiu i wolałaby, gdyby rudzielec jednak niczego
nie schrzanił.
Wypuściła
powoli powietrze z ust.
Odnosiła
dziwne wrażenie, że jutro coś się zmieni.
***
Spotkała
się z Blaise’em na krótko przed meczem. Ukryli się w jednym z opuszczonych
lochów, w którym śmierdziało stęchlizną, a wilgoć wnikała w ubrania.
Ginny
zdążyła już zapamiętać smak ust Zabiniego i znajome ciepło dłoni wędrujących po
gorącej skórze pleców.
Choć
właściwie nikt nie wiedział o ich związku, przepełniało ją szczęście. Uczucie
do Harry’ego już prawie całkiem się wypaliło, pozostawiając po sobie jedynie
dziwną tęsknotę za czarnowłosym. Tak jakby ewentualna furtka do Wybrańca na
dobre się zatrzasnęła.
Miała
Blaise’a. Tego, który był czuły i zupełnie inny
od Ślizgonów.
Dziewczynę
dziwiło jedynie skrupulatne omijanie tematu jej rodziny.
Pamiętała,
jak zaczęła mówić o Ronie. Blaise od razu sobie poszedł, po czym wrócił dopiero
po kilku godzinach. Niefajnie. Nie miała pojęcia, o co mu chodziło, tym
bardziej, że tylko dwa razy poruszyła ten temat.
Najpierw
po kłótni z bratem, kiedy była wściekła na całą swoją rodzinę. Później, gdy
emocje już opadły, w sposób bardziej łagodny.
Może
o to chodziło? Może Blaise aż do tego stopnia nie cierpiał Rona, że nie mógł
znieść nawet rozmowy na jego temat?
Och,
ale przecież mógł powiedzieć! Mógł dać znać, że nie chce o nim gadać, a Ginny
by zamilkła! To nie było trudne. Ludzkie zachowanie.
Chyba
że chodziło o coś innego, czego ruda nie potrafiła dostrzec… Żadne rozwiązanie
nie przychodziło jej do głowy. Nie chciała pytać o tę sprawę Ślizgona, zresztą,
skoro na razie byli szczęśliwi, to po co psuć ten stan?
No,
prawie szczęśliwi.
Blaise,
nie wiedzieć czemu, bardzo chciał poinformować wszystkich o tym związku.
Zwłaszcza samego Rona. Ginny podejrzewała, że pragnął mu tym zrobić na złość –
wiedział, jak rudzielec zareagowałby na wiadomość, iż jego kochana siostrzyczka
chodzi z kimś ze Slytherinu.
Weasleyówna
odkładała to jak tylko mogła. Chciała mieć przy sobie Hermionę, żeby w razie
potrzeby jakoś zainterweniowała, pomogła, uspokoiła Rona. Przecież się z nim
przyjaźniła. Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, oni oraz Harry.
Właśnie.
Harry.
Prócz
tęsknoty, czuła się też… dziwnie. Hermiona ostatnio zwróciła jej uwagę na to,
jak Potter na nią patrzy. Inaczej niż chociażby pół roku temu. Ginny nie
zauważała rzekomych spojrzeń rzucanych przez niego w swoją stronę, w końcu
skupiała się na kimś innym, jednak Grangerówna zawsze była dobrą obserwatorką.
Merlinie.
Zajmowała się sprawami uczuciowymi innych, a tych swoich nie potrafiła
poukładać.
Co
za dziecko.
O
ironio. Harry zaczął patrzeć na Ginny dopiero wtedy, kiedy ona w końcu uzyskała
prawdziwe szczęście. Dlaczego nie mógł wcześniej?
Ale
jednak… ruda nie potrafiła zacząć żałować swojej decyzji, gdy pewnego dnia
czarnoskóry Ślizgon przycisnął ją do ściany całym ciałem i mocno pocałował, a
ona wcale go nie odepchnęła.
Zwłaszcza
że zastanawiała się momentami, czy w ogóle zamierza zrobić coś podobnego.
Usta
Blaise’a powędrowały przez jej policzek aż do skroni. Dziewczyna zaśmiała się
cicho; uwielbiała, gdy tak robił. Później usłyszała przy uchu jego cichy, nieco
ochrypły głos:
–
Spotkam się z tobą po meczu w szatni.
Dotknęła
opuszkami palców policzka chłopaka, a później pocałowała miękkie wargi po raz
kolejny.
Nie
miała pojęcia, co by zrobiła, gdyby nie było Blaise’a.
***
Wygrali.
O
Boże.
Ron
spisał się wspaniale, sama Ginny czuła się na boisku tak niesamowicie jak
nigdy, a Harry błyskawicznie złapał znicza. Jedynie ten Smith zachowywał się
niczym upośledzony gnom z zanikiem i tak małego mózgu, przez co skończył jak
skończył – wygrzebując się spod stosu drewna, z którego wcześniej składało się
podium komentatorskie.
Ruda
czuła, że mogłaby przenosić góry.
A
gdy już ostatnia została w szatni i poczuła dłonie zaciskające się na jej
talii, poziom hormonów szczęścia w jej organizmie chyba zbliżał się do dawki
śmiertelnej.
Szybko
odwróciła się, przez co napotkała spojrzenie ciemnych, bardzo ciemnych oczu
Blaise’a. Uśmiechnęła się do niego promiennie, co on sam odwzajemnił, choć z
nieco mniejszym zaangażowaniem. Nachylił się i pocałował dziewczynę w policzek.
–
Byłaś świetna – mruknął jej do ucha, po czym dotknął lekko warg rudej swoimi.
–
Ha, no widzisz – odpowiedziała z rozbawieniem, gdy oderwali się od siebie. Blaise
nadal nie wypuszczał dziewczyny z objęć. – A ktoś ostatnio mówił, że… jak to
było… aha, przegramy, bo drużyna
Ślizgonów…
–
Dobra, dobra, mała – przerwał jej Zabini. – Wiesz, jak gra twój brat.
Ginny
zmarszczyła nieco brwi. Po raz pierwszy od dawna został poruszony temat Rona, i
to przez samego Blaise’a.
–
Wiem, ale musisz przyznać, że dzisiaj naprawdę dał z siebie wszystko –
stwierdziła z uśmiechem. – Jak chce, to potrafi.
Nastolatek
odsunął się od niej trochę, nie odpowiadając. Ginny zaniepokoiła się.
–
Co się stało?
Dopiero
po chwili mruknął:
–
Nic.
Pochylił
się, wpijając gwałtownie w wargi dziewczyny. Jedna z jego dłoni objęła ją w
talii, a druga wplotła się w długie, rude włosy.
Ani
Michael, ani Dean nigdy jej tak nie
całowali. Oni nie mieli w sobie takiej pasji, a ich ruchy przepełniała zbytnia
ostrożność, jakby bali się, czy obejmując ją w pasie, nie połamią przy okazji
żeber.
Ginny
coraz to na nowo i na nowo odkrywała przyjemności płynące z bycia w związku z
Blaise’em.
Cóż,
może nie same przyjemności.
–
Ginny?!
Ruda
momentalnie odskoczyła od Blaise’a, słysząc głos swojego brata. Spojrzała na
zszokowaną twarz Rona. Chłopak stał w wejściu do szatni, nadal z miotłą w dłoni
i ubrany w szkarłatną szatę drużyny. Całkowicie zdumiony.
No,
wspaniale.
Umrzemy! Żegnaj,
cudowny świecie! Żegnaj, Hogwarcie! Żegnaj, mleczna czekolado!
–
Ron… – Ginny miała lekką chrypę, więc szybko zakaszlała. – Zanim cokolwiek
powiesz, chcę tylko zauważyć, że nie masz prawa wtrącać się w moje życie.
Chryste.
To
nie miało zabrzmieć tak żałośnie.
Ron
jednak nadal był w zbytnim zdumieniu. Zacisnął oczy i z niemal desperacją
poruszając dłońmi, rozpaczliwie jęknął:
–
Błagam, niech tam nie stoi Zabini.
–
Obawiam się, że jednak tu jestem – odezwał się Blaise, za co Ginny posłała mu
spojrzenie mówiące: „Nie pogarszaj naszej sytuacji, geniuszu”. – I tak, chodzę
z twoją siostrą. Tak, od dawna. Nie, ona ze mną nie zerwie. Nie, twoje groźby
mnie nie obchodzą. Możesz już iść.
–
Blaise! – fuknęła w końcu dziewczyna, choć w sumie chłopak miał rację.
Ron
nie mógł mieszać się w ich sprawy.
Oj,
chyba szykowała się kłótnia.
Tymczasem
Weasley już otrząsnął się z szoku i teraz wyglądał na, ekhem, rozgniewanego.
–
Zamknij się, Zabini – warknął. – Ginny, rozumiem Michaela i Deana, ale, na
workowate gacie Merlina, czemu on?!
Ruda
nie chciała awantury, dlatego jedynie wzruszyła ramionami.
–
Bo tak. A tobie nic do gadania – dodała nieco natarczywiej.
Ron
zacisnął pięści.
–
Nie pozwolę, żeby…
–
Nie masz na co pozwalać, bo to nie
twoja sprawa – warknęła Ginny, czując coraz większą złość.
–
Weasley, uważaj, piana zaczyna lecieć ci z ust – dorzucił Blaise. Dziewczyna
posłała mu oburzone spojrzenie.
–
Blaise, milcz. A ty, Ron – zwróciła się do brata – lepiej stąd wyjdź. Naprawdę
nie chcę cię przekląć, mimo że mnie do tego zmuszasz.
Chłopakowi
poczerwieniały policzki i uszy.
–
Wiesz, co zrobi tata, jak się dowie? – spytał z okrutną satysfakcją.
Ginny
przełknęła ślinę.
Wiedziała.
Postanowiła
jednak pozostać twardą.
–
Tata też nie ma nic do gadania – powiedziała powoli, z radością obserwując
złość ogarniającą Rona
–
To paranoja! – wybuchnął w końcu. Wskazał oskarżycielsko na Blaise’a. – Jest
Ślizgonem, przyjaźni się z Malfoyem i… Nie skończysz z nim dobrze, na Merlina!
–
To takie fascynujące – zironizował Blaise.
Ginny
fuknęła niecierpliwie.
–
Po prostu stąd wyjdź. I daj mi święty spokój. Dopóki nie zaakceptujesz mnie
oraz Blaise’a jako pary, to nie mamy
o czym rozmawiać.
–
Świetnie. Świetnie! Moja siostra jest głupia i naiwna! Wiesz co, Ginny? –
urwał, a później machnął ręką. – A zresztą. Mam to gdzieś.
Porwał
z ławki ochraniacze na kolana, po czym wypadł z szatni, klnąc pod nosem.
Blaise
zaczął śmiać się cicho, co ruda skomentowała wściekłym spojrzeniem.
–
Nie pomogłeś mi zbytnio, wiesz? – syknęła. – Musiałeś tak się zachować?
Uniósł
brew.
–
Mała, nie przesadzaj…
–
Nie mów do mnie „mała” – fuknęła, po czym ruszyła w stronę wyjścia z szatni.
Blaise złapał ją za ramię.
–
Ej, czekaj.
–
Nie! – wyrwała rękę z uścisku. – W ogóle dlaczego mieliśmy się spotkać akurat
tutaj? W jaskini lwa, cholera jasna! Nie wiem, nie mogłeś zaczekać, spieszyłeś
się?! – Blaise milaczał, a Ginny miała ochotę coś rozwalić. I wtedy do niej
dotarło. Jej twarz spochmurniała. – Wiedziałeś. Wiedziałeś, że Ron tu wróci,
wiedziałeś, że zawsze czegoś zapomina z szatni, mówiłam ci o tym kiedyś…
Zabini
wyprostował się.
–
Inaczej nie dowiedziałby się – oświadczył krótko.
Ginny
cofnęła się, wciąż patrząc na Blaise’a.
–
Wiesz co? Zachowałeś się jak kretyn. Dlatego nie chciałeś nawet niczego
załagodzić. – Zaśmiała się, jednak bez krzty wesołości. – Jakby uszło to twojej
uwadze, Ron jest moim bratem, Blaise.
Bra-tem, jeśli znasz taki wyraz.
–
Mała… – zaczął chłopak, ale Ginny mu przerwała.
–
Za bardzo ingerujesz w moje życie i to… naprawdę
nie jest dobre.
Porwała
z ławki ochraniacze, szatę oraz miotłę. Rzuciła ostatnie wściekłe spojrzenie na
Ślizgona, po czym opuściła szatnię jeszcze szybciej niż wcześniej Ron.
Szła
wkurzona przez ośnieżone błonia, czując chłodny powiew wiatru na rozgrzanych
policzkach.
Właśnie
tego nie lubiła w Blaise’ie.
Tej
jego pewności, że to on zawsze wygrywa.
***
W
pokoju wspólnym spodziewała się zastać nieco inny obrazek. Owszem, balanga
była, i to jaka, przewrócone krzesło, piwo kremowe, flaga w kolorach domu na
żyrandolu, jednak widok Rona z Lavender Brown, spleconych ze sobą tak, że nie
można było ogarnąć, która ręka jest czyja, stanowił coś wyjątkowo niezwykłego.
Oraz
obrzydliwego zarazem.
Ginny
wiedziała, że kiedyś w końcu to nastąpi. Że w końcu Lavender dopnie swego – Ron
bardzo jej imponował, choć w sumie niewiadomym było dlaczego. A do samego
Gryfona dotarło w końcu, z kim całowała się Hermiona.
Podczas
całkiem niedawnej kłótni z nim, Ginny w przypływie emocji wygadała się i o.
Zapewne Ron poczuł się tragicznie z myślą, że wszyscy wokół niego już się
całowali, a on nie.
A
mogła trzymać gębę na kłódkę.
Ginny
skrzywiła się, w dodatku jeszcze bardziej utwierdzając się w fakcie, że jej
brat jest hipokrytą, po czym pomyślała o swojej przyjaciółce.
Jęknęła
w duchu. Z trudem przełykając ślinę, porwała ze stołu otworzoną już butelkę
kremowego piwa i upiła spory łyk.
Boże.
No
to Hermiona się zdziwi.
________________
Heeej,
czy ktoś wspominał o tym, że mało Harry’ego oraz Rona/samego Hogwartu? Pewnie
teraz zaczniecie jęczeć, bo brakuje tutaj Teosia, no ale cóż – takie życie.
Kto
nie lubi Walentynek? Las rąk. A mnie one nie przeszkadzają – ot, taki tam
dzień, w którym mogę zjeść te dobre czekoladki-serduszka. Mmm.
W
poniedziałek miałam etap wojewódzki konkursu z francuskiego. Uzyskałam za mało
punktów i raczej nie przeszłam dalej. Nie powiem, liczyłam na lepszy wynik,
więc mój nastrój jest średni.
Przynajmniej
pojeździłam sobie do Tarnowa. Podsumowanie? Cztery przejazdy, czterech facetów,
którzy mnie podrywali, w tym jeden jedynie o kilka lat starszy (reszta
wyglądała na różnicę jakichś dziesięciu lat) oraz gratis w postaci numeru
telefonu. Kyrie. I teraz nie wiem, czy to oni są pedofilami, czy po prostu nie
ogarnęli, że jestem małolatą.
No,
tak czy siak, kochani, miłej końcówki Walentynek! A niedługo pojawi się
zapowiedź następnego rozdziału ^^
Empatia
Może tym razem będę pierwsza? ;___;
OdpowiedzUsuńNo to powiem, że mi się rozdzialik osobiście bardzo podobał, ale mimo wszystko brakowało mi Mii i Teosia, ot! Stęskniłam się za nimi, już miesiąc się z nimi nie widziałam, jak możesz mi to robić? ;< Liczyłam chociaż na jeden, krótki akapit, noo!
Ale nie narzekam, bo lubię Rona, Ginny, Zabiniego, Harry'ego i całą tą hogwarcką ekipę. Blaise mnie co prawda trochę irytował (Boru, czy tylko ja nienawidzę jak chłopcy zwracają się do dziewczyn per "mała"? ;____;), ale jest ok, ładnie zgasił Rona, nie powiem! Najbardziej podobała mi się perspektywa Ginny, właśnie. I ogólnie to ładnie łączysz motywy z Księcia, w sensie Ron i Lavender, etc. Serio, wypada Ci to naprawdę realistycznie.
Prawdę mówiąc, nie wiem, co więcej mogę powiedzieć, bo prawdę mówiąc to taki "przerywnik". Czekam z utęsknieniem na następny rozdział (GALAAA *dziki taniec radości* *____*), soooł. Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać miesiąc. ;<
Pozdrawiam serdecznie ;*
[sojuszniczka.blogspot.com]
Ano jesteś pierwsza, gratuluję ^^
UsuńNie mogę wszędzie wpychać Teomione, inne sprawy też trzeba kopnąć do przodu, no xD
Ja nie cierpię określenia "moja kobieta" i "moja laska" - to takie prostackie. Blaise'a za to całkiem lubię w tym opowiadaniu, taki prawdziwy Ślizgon, ot :D
Nawet nie wiesz, jak ciężko mi się tę galę opisuje, Lietto :c
Ściskam ;*
A ja tak przyzwyczaiłam się do rozdziałów Hermiona/Nott, że przez pierwszych kilka linijek nie mogłam ogarnąć, co się dzieje i gdzie ja jestem. Za dobrze mi w tej Francji. :D Dlatego może skupię się na pairingach, wybacz. Wydaje mi się, że Ginny i Zabini to jednak nie to. Nawet jeśli on całuje lepiej niż ktokolwiek inny. No nie wiem, to moje uprzedzenia do Ślizgonów wychodzą. A co do Ron/Lavender - nigdy nie popierałam, jestem zdecydowanie na "nie".
OdpowiedzUsuńTak, ja też nienawidzę Walentynek.
Pozdrawiam,
[forget-the-morals] & [konFEDORAcja]
O to chodziło - żeby Czytelnik na początku się nie połapał, o. Z Francji na szczęście już w następnym rozdziale wyjeżdżamy, także uff, ulga.
UsuńGinny/Zabini nigdy nie uważałam za dobre połączenie. Podobnie z Lavender/Ron, chociaż to drugie już mi bardziej pasuje, o.
A Walentynki wcale nie są takie złe :)
Pozdrawiam!
JEST, JEST, JEST! Cały dzień czekałam na następny rozdział. Wiesz, jestem chora, siedzę w domu i doczekać się nie mogłam. W sumie nic tutaj nie wnosi to relacji Hermiona/Teodor, ale dużo wyjaśnia względem innych bohaterów. Co nie oznacza, że brakuje mi tu Teosia! Myślałam, że coś będzie, jakaś scena z nimi, a tu nic! Ale przecież przeżyję.:D Podobał mi się ten rozdział no i czekam na kolejny. Mam nadzieję, że tam nie zabraknie Teodora! No xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No jest, jakże mogłoby nie być? xd
UsuńTeosia nie zabraknie w next rozdziale i w next-next, i w next-next-next... Teosiem jeszcze będziecie rzygać, zobaczysz.
Dziękuję za opinię i pozdrawiam! :)
Walentynki nie są takie złe. Oprócz wspomnianych przez Ciebie czekoladek, są jeszcze ciasteczka w kształcie serduszek. Moje były przepyszne:)
OdpowiedzUsuńFrancuski jest takim pięknym językiem. Zazdroszczę, że posługujesz się nim na tyle, by brać udział w konkursach. Skoro jeszcze nic nie jest pewne, nie martw się na zapas. Może akurat Ci się uda? Chyba, że jesteś pesymistką (jak ja).
Ach, w pociągu można spotkać naprawdę ciekawych ludzi:)
Tak się cieszę, że jest już nowy rozdział. Co z tego, że nie było Hermiony i Teodora, skoro zaserwowałaś nam akcję prosto z Hogwartu. Blaise był moim mistrzem w szatni, kiedy podsycał złość Rona. Szkoda, że później wyszło, co naprawdę zamierzał. Jednak patrząc na to optymistycznie, Ginny nie musi się już martwić reakcją brata.
Biedny Harry. Może Ginny jednak zmieni swoje zdanie i zostawi Zabiniego. To byłoby przewidywalne, ale i tak im kibicuję. Potwór - zazdrośnik będzie teraz dręczył Pottera. Aż mu współczuję, że tak późno dotarły do niego własne uczucia.
Przemyślenia Ginny dotyczące Hermiony i Notta tak bardzo mnie ucieszyły. Inna perspektywa równa się inne spostrzeżenia. Coś musi być na rzeczy między nimi, skoro nawet "postronny" obserwator zauważył. Przyznam się, że sama jakoś nie zwróciłam uwagi na zazdrość Hermiony, która wylewała się z tych czterech cytowanych z listu zdań. Zostałam uświadomiona:)
Nie jadłam takowych, ale jestem totalną maniaczką czekoladowych serduszek, więc no ;D
UsuńNiedługo znów powrócimy do Hogwartu, więc spokojnie. Blaise także jest moim mistrzem łącznie z Draconem i Teodorem, jako naczelni Ślizgoni w zamku, huh :D
Ginny jest jednak przyjaciółką Hermiony, więc ona mimo wszystko musiała coś zauważyć - głupio by było, gdyby nie zauważyła. Aż jestem ciekawa, co Ginny jeszcze wymyśli, ona jest jedną z tych postaci, nad którymi ja totalnie nie panuję, więc no :DD
Dziękuję bardzo za opinię i serdecznie pozdrawiam! ;)
Męczy mnie lenistwo i nie chce mi się komentować ale co tam. Więc ( tak wiem) mi się ogólnie podobał ten rozdział i ma to sens.Pokazujesz ni tylko wątek Teo-Miona ale również inne za co masz ogromnego plusa. Podobało mi się przedstawienie Ginny jako silnej dziewczyny,która w niektórych momentach jest strasznie zaślepiona ale potem się ogarnia.Nie lubię Rona tak nie lubię taki frajer z niego ale trudno. Hmm...mam nadzieje że nasz słodka Ginerva się ogarnie i rzuci Zabiniego ot tak dla przykładu.Wiesz strasznie interesuje mnie ten duch i kryminał, który tworzysz.Kończę do następnej notki.
OdpowiedzUsuń~Lili Potter
Tak, Ginny to zdecydowanie silna dziewczyna, takie jakby przeciwieństwo Hermiony, która momentami jest strasznie zagubiona. Zdawałoby się, że zawsze trzyma rękę na pulsie, a tu proszę.
UsuńSprawa umarłych już niedługo powróci, cierpliwości ^^
Dziękuję za opinię! :)
To jest świetne ! Przepraszam że dopiero dzisiaj tu zajrzałam ale byłam czymś zajęta i nie dałam rady . Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam ;)
UsuńSpodziewałam się oczywiście Teosia i Hermiony i gdzieś między nimi wplecionych Zabiniego i Ginny, ale jak tak bardziej się wczytywałam w tekst przestało mi to przeszkadzać. To naprawdę fajne że dowiedzieliśmy się jak na to wszystko patrzy Harry i Ginny. Nawet Potter zauważył, że Hermiona tak jakoś inaczej patrzy na Notta. Tsa, a Granger wciąż udaje głupią i myśli, że nikt tego nie widzi, zabawne.
OdpowiedzUsuńNoo i w końcu Ron się dowiedział! W sumie to nie rozumiem czemu Ginny tak się bała jego reakcji. Znaczy rozumiem, ale też z drugiej strony nie rozumiem czemu tyle czasu trzymała to w tajemnicy, przecież to jej życie, jej chłopak... Nie spodobało mi się to w jaki sposób chłopak dowiedział się o tym związku. Może Zabini miał już dość tego ciągłego ukrywania się? A moze jednak ma drugą twarz i chce tylko zniszczyć Gryfonkę? Nie, mam nadzieję, że aż taki Ślizgon z niego nie jest, to nie byłoby fajne...
Poozdrawiam gorąco :D
Granger po prostu za często daje sercu dojść do głosu i to jej problem. No ale cóż, są ludzie i ludziska.
UsuńGinny wie o konsekwencjach wynikających ze związku ze Ślzigonem. Gdy miała Cornera lub Deana, nie było takich problemów, ale Zabini to już inna bajka. W dodatku Blaise jest po prostu wredny, co zresztą potwierdził sytuacją w szatni. Nic dziwnego, że Ginny go ochrzaniła.
Dziękuję za miłe słowa i ściskam mocno ;*
Walentynki, dzień jak każdy inny, szału nie ma :p
OdpowiedzUsuńAczkolwiek powiem Ci, że jak zobaczyłam, że rozdział będzie w dzień zakochanych to już myślałam, że jakaś ciekawa akcja się potoczy z okazji TEGO dnia
niestety Ginny :/
Harry, Ron, Lavender.. żaden problem! Ale jak widzę rudowłosą to aż włos się jeży, nie mogę jej strawić, zawsze mi wadziła u Rowling, więc niestety też rozdział nie był czytany z przyjemnością, wręcz "przemęczyłam go" :(
Czekam na kolejny i pozdrawiam! :*
Marta
Aż tak nie lubisz Ginny? Ja jej nie cierpię w filmie, w książce może być. Jest taka... żywa, otwarta, jeszcze bardziej od Hermiony, co samo w sobie jest całkiem fajne ^^
UsuńDziękuję, że jednak przeczytałaś ten rozdział :)
Pozdrawiam!
Ma w sobie coś co mnie drażni, a w filmie to już w ogóle taką ofiarę z niej zrobili, że koszmar.. Niby to najpiękniejsza dziewczyna w szkole a jak dla mnie bardzo przeciętna im wyszła i do tego wyższa od Daniela jest, więc w ogóle psuje wrażenia :/
UsuńCzekam na kolejny, ale błagam nie śpiesz się z Teomione, bo niby 23 rozdział, ale jakoś ich nie widzę by zaraz mieli stworzyć mega romans (jak niektórzy by chcieli) ;o
Marta
Hahaha, nie ogarnęłam, że miałaś wczoraj dodać rozdział. Jestem głupia, wiem, ale to nie miejsce na moje wyrzuty.
OdpowiedzUsuńNajlepszym tekstem będzie zawsze ten o mlecznej czekoladzie, naprawdę. Mniam, aż naszła mnie ochota na coś słodkiego.
Bardzo podoba mi się ta scena, w której Ron dowiedział się o wszystkim. Po raz pierwszy zrobiło mi się go żal ._. Nigdy bym nie pomyślała, że coś nasz drogi Wiewiór może wzbudzić we mnie takie emocje o.o'
Jestem zmęczona, na razie tylko tyle przychodzi mi do głowy, mam nadzieje, że mi wybaczysz. Rano skomentuję resztę ;)
Nie jesteś głupia, weź ;P
UsuńCzy ja wiem, czy jest tu kogo żałować. Ron to Ron, w dodatku zareagował dość spokojnie, jednak z drugiej strony nie chciałam z niego robić jakiegoś potwora jak w czwartym rozdziale, gdzie zdecydowanie przesadziłam. Wiewóreczka się jedynie załamała, ot xD
Dziękuję za opinię, kochana ;*
Chociaż najbardziej w tym opowiadaniu interesują mnie Hermiona i Nott, to muszę przyznać, że przemyślenia Ginny i Harry'ego też mi się podobały. Sytuacja z Blaisem jest ciekawa, wydaję mi się, że on nie ma w stosunku do niej całkowicie dobrych zamiarów. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie jakaś akcja z Teomione. Nie mogę się doczekać zapowiedzi i kolejnej notki. Pozdrawiam i życzę wielkiej weny!
OdpowiedzUsuńP.S. Pomysł ze zmianą szablonu jest dobry. Obecny wydaję mi się zbyt jasny.
Blaise, Blaise... Strasznie lubię jego postać, bo to taki typowy przykład Ślizgona, w dodatku jeszcze sporo namiesza. Ale czy ma dobre zamiary? Hm, w sumie wygląda na to, że mógł przejść jakąś tam przemianę czy coś... Meh, niech się Ginny o to martwi.
UsuńWiem, ten szablon strasznie daje po oczach, następny będzie lepszy(?) ^^''
Dziękuję za opinię i pozdrawiam! :)
Kompletnie nie wiem od czego mam zacząć.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony podoba mi się ten rozdział, bo to jakaś odmiana od Teodora i Hermiony. A z drugiej znowu brakuje mi tego Ślizgona, który tylko zaostrzał całą atmosferę i powodował, że nie można się było oderwać od czytania.
Tutaj czegoś takiego nie było.
Nie znaczy to też, że nudziłam się czytając. Co to, to nie.
Ale mam wrażenie, że czegoś w tym zabrakło. Bo oprócz przemyśleń Ginny i Harry'ego...:)
Ale cieszę się, że Ron nareszcie zna prawdę. I choć nie pochwalam sposobu w jaki zrobił to Zabini, to jednak wcale błędu nie popełnił. Powinien uszanować zdanie Ginny, skoro ją kocha.
Walentynki to dzień pełen komercji moim zdaniem. I obchodziłam ten dzień jedynie ze względu na swojego ukochanego, który byłby inaczej na mnie za to zły.
Szablon jest bardzo ładny :)
Meh, i jak tu dogodzić Czytelnikom. Najpierw narzekają, że tak mało Harry'ego i Rona, a gdy w końcu dostają jeszcze nawet Ginny, to brakuje Teosia. Muszę jakoś to wyrównać, ot.
UsuńNa Walentynki reaguję jednym wielkim "Aha". No i może jeszcze "Mniam" przy wcinaniu serduszek xD Ale tak to nic nie mam do tego święta ^^
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie! :)
Na poczatku byłam zła, ze nie ma Hermiony i teosia, ale jak doszło co do czego, a szczególnie akcji w szatni, to zaczęło mi sie bardzo podobać.tylko mam wrażenie, ze Ginny jednak bedzie tutaj z Harry,, a ja wolałabym ja z blaisem. Nawet jesli zagrał nie czysto, miał racje z tym, ze ron powinien sie dowiedzieć. Choc mógł sobie niektorych komentarzy oszczędzić... Głupio. Ze weasley tak epreaguje na problemy..., no ale...Hermiony bedzie niezłe zdziwiona jak juz wróci ;)
OdpowiedzUsuńCzyli podsumowując, akcja w szatni na plus - cieszę się :D
UsuńNie wiem, z kim skończy Ginny, ale postaram się ułożyć jej przyszłość w miarę racjonalnie i logicznie (czyli pewnie szykuje się stara panna, a co tam).
Blaise, Blaise... Blaise'a kocham. O.
Dziękuję bardzo za komentarz ;)
Noo, spodziewałam się czegoś takiego po Blaisie. Tylko dlaczego aż tak bardzo zależało mu na tym, by Ron się dowiedział? Odnoszę wrażenie, że Zabini traktuje dziewczynę bardzo zaborczo. Chce pokazać, że należy do niego i nikt inny nie ma na to wpływu. Widać to w jego tonie oraz w tych pocałunkach. Nie mówię, może on naprawdę jej tak pragnie, może naprawdę mu na niej zależy. Szkoda tylko, że Ginn teraz cierpi.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, Harry! Jeeej, dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swoich uczuć? Hej... Poproszę o scenkę Harry-Ginny-Blaise! ;O Zobaczyć zazdrosnego Zabiniego, to by było coś! ;D
A Ron to pieniacz i agresor, ot co. Ha ha, dopiero teraz spojrzałam w tekst i zauważyłam jakże trafne było użycie przeze mnie określenia "pieniacz"... Hahaha, nie mogę :D
No i ładnie zastąpiłaś Hermionę Colinem, na to bym nie wpadła ;D I uh, Lavender. Jak można przy wszystkich się tak obściskiwać, fuuuj. Do dzisiaj nie rozumiem Rona, że się na to zgodził. Przecież to takie... nietaktowne w stosunku do innych...?
Miła odskocznia od Hermiony i Teosia. Ale już dłużej bez nich nie wytrzymam, o nie! ;P
Pozdrawiam Cię serdecznie, kochana :*
Blaise'a zawsze kręciła Ginny, więc nie dziwię się, że teraz trzyma ją w takiej jakby klatce. W dodatku chce się nią jakby pochwalić, co samo w sobie jest w sumie nawet zrozumiałe. To Zabini jednak.
UsuńHarry-Ginny-Blaise? Boże, chcesz, żeby z Wybrańca zostały tylko okulary? ;o
Nie widziałam innej opcji od Colina, reszta jest zbyt normalna :c
Dziękuję bardzo za miłe słowa i również pozdrawiam ;*
Dobrze, że zrobiłaś taki przerywnik, ale tęsknię za Hermioną i Teosiem ;___; Brakuje mi ich. Chcę. Następny. Rozdział. I. Chcę. W nim. Teomione. <3
OdpowiedzUsuńTaki tam mój koncert życzeń, przepraszam.
Głupi Harry, zainteresował się Ginevrą, jak ona już jest z Blaisem. Szkoda mi go, biedaczyna, nie wie, jak jest. Ale pewnie Ron mu powie i u Pottera stwierdzą depresję kliniczną, no cóż, niech chodzi na kremowe piwko z Rogerem, Klub Złamanych Serc niech założą i będzie ok. xD
I tak "Żegnaj mleczna czekolado!" bije wszystko na głowę. Ginny była amatorką czekolady? Nie wygląda xD
Ciekawe co u Hermiony i Notta... Już się zamykam.
Gryfonki się coś napaliły na Ślizgonów, taka refleksja xD Gryfoni chyba powinni coś ze sobą zrobić, skoro już nie pociągają koleżanek z domu. xD No, poza Ronem. Ble. Ble. Nienawidzę Ron/Lavender. Chociaż w sumie ten wątek mnie bawi, Hermiona już raczej olała Rona, soł.
Dużo weny i ściskam ;*
Dostaniesz w następnym Teomione, spokojnie ;*
UsuńHahaha, jasne, Klub Złamanych Serce, no pewnie :D Niech jeszcze hasają po portalach randkowych, na pewno sobie kogoś znajdą!
Wiesz, Ślizgoni są tajemniczy i w ogóle... a Gryfoni tacy o, w gorącej wodzie kompani. I w ogóle. Weź. Nie lubimy Gryfonów, wolimy Ślizgonów xD
Dziękuję za opinię, kochana, i ściskam Cię mocno ;*
Faktycznie brakowało mi Teosia i Hermiony, ale ten rozdział to też miła odmiana :) Biedny Harry, jest zakochany w Ginny, a ona kocha innego. Eh. Chociaż mam złe przeczucia, co do Zabiniego to mam nadzieję, że nic nie kombinuje, bo skopała bym mu ten Ślizgoński tyłek. Ginny już się trochę nacierpiała. Najpierw Harry w ogóle jej nie kocha i Hermiona się od niej odseparowała przez głupią Ivy i Rogera. Swoją drogą cieszy mnie fakt, że Ginny akceptuje Teodora i Hermionę. No i mam nadzieję, że uświadomi swoją przyjaciółkę, że ona i Teoś są dla siebie stworzeni :D I mam nadzieję, że w następnym będzie dużo Teomione i niech Hermiona już powie Rogerowi, że NIC Z TEGO, ZIOM. (swoja drogą nauczyłam się go lubić, ale tak tylko minimalnie, jednak jak będzie nachalny i się w końcu nie odczepi, to go znielubię :D) A no i ostatnie życzenie, co do następnego rozdziału: NIECH IVY SPŁONIE NA STOSIE. Dziękuję za uwagę ;3 hahaha
OdpowiedzUsuńJak tam Walentynki? Mam nadzieję, że udane ;3 Ja spotkałam się z przyjaciółką. Usiadłyśmy przy ciepłej herbatce i przegadałyśmy cały wieczór ;3
Anyway, życzę mnóstwo weny i pomysłów i w ogóle ;3
Pozdrawiam ;*
Uwaga!
OdpowiedzUsuńKompania Ocenowa od teraz działa wspólnie z Ławą Przysięgłych jako Kompania Przysięgłych pod adresem www.kompania-przysieglych.blogspot.com. Uprzejmie prosimy o zmianę linku, a także zapraszamy do rozejrzenia się po nowej siedzibie niegdysiejszych dwóch ocenialni.
Pozdrawiam ciepło,
Ja tam wole zebys piasala o Herm i Theo tak jakos ciekawiej jest z nii xD
OdpowiedzUsuń