Zabawa
chyba faktycznie miała trwać całą noc. Po jakichś dwóch godzinach z hakiem moje
nogi już zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Roger jednak upierał się, byśmy
wciąż szaleli na parkiecie, tańcząc i do tych wolnych kawałków, i do tych
szybkich.
Nie
rozumiałam, jak on może jeszcze mieć siłę.
Ian
szybko znalazł „okazję”. Ładną Chinkę ubraną w gustowną, odsłaniającą plecy,
czarną sukienkę do ziemi. Puchon był wniebowzięty i nie odstępował jej na krok.
W
sumie mu się nie dziwiłam.
Ivy
teoretycznie miała za partnera Andrew, jednak widziałam jej tęskne spojrzenia
kierowane w stronę Teodora, który raczej wolał rozmawiać z McGonagall lub po
prostu siedzieć z boku i obserwować tańczących.
Cóż,
musiałam przyjąć do wiadomości, że Gray do niego uderzała oraz widziała w nim
kogoś więcej niż tylko kolegę. Zaakceptowałam to, choć z lekkim bólem serca.
Nie
chciałam się do tego przyznać, ale bardzo bałam się, że Nott w końcu odpowie na
jej zaloty.
Byłam
straszną egoistką.
Nie
dawałam Ślizgonowi żadnych sygnałów, nawet najmniejszych, a jednak nie życzyłam
mu, by związał się z Ivy.
Miałam
wewnętrzny dylemat, bo koniec końców nie byłam pewna, czy chodzi mi o to, że
komuś również podoba się Teodor, czy po prostu nie radziłam sobie z wizją
akurat Ivy przy jego boku.
Fuj.
Och,
Boże, nie powinnam tak myśleć.
–
Przepraszam, Roger, ale muszę odpocząć, nie mogę oddychać – wydusiłam z
uśmiechem, kiedy w końcu skończyła się piosenka i wraz z Krukonem zatrzymaliśmy
się.
Wokół
nas wirowali inni ludzie.
Szatyn
uśmiechnął się rozbrajająco.
–
Świeże powietrze, chodź.
Chwycił
mnie za rękę i zaczął przedzierać się przez tłum w stronę szklanych drzwi
wychodzących na taras otaczający całe piętro.
Chłód
uderzył w moje policzki, gdy tylko znaleźliśmy się poza salą balową. Byliśmy
zupełnie sami, bo większość uczestników wolała grzać się wewnątrz budynku, niż
jak my stać na mrozie.
Coś
czułam, że taki wyskok nie posłuży dobrze mojemu zdrowiu.
Oparliśmy
się o zimną, kamienną barierkę. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w niebo.
Jak zwykle zachmurzone, choć w jednym miejscu bardzo powoli, niepewnie zza ciemnych
obłoków wyglądał srebrzysty księżyc-sierp.
Z
tymi ośnieżonymi szczytami drzew w oddali widok stawał się naprawdę nieziemski.
Długo
milczeliśmy. W tym czasie zdążyłam już trochę ochłonąć, a moje policzki
zarumienić się od mrozu.
–
Zwyciężyliśmy – rzuciłam w końcu, nie patrząc na Rogera. Parsknęłam śmiechem. –
To takie… nieprawdopodobne.
–
Dlaczego? – spytał łagodnie. – Dla mnie wygrana była raczej oczywista.
Wzruszyłam
ramionami i odwróciłam twarz w jego stronę.
–
Po mojej porażce w obronie nie sądziłam, że cokolwiek osiągniemy.
Uśmiechnął
się ciepło.
–
Nie wierzysz w siebie, co?
Znów
wzruszyłam ramionami.
–
Wtedy zupełnie mi nie wyszło. Tak łatwo dałam się zwieść, że to jest aż
żałosne.
Omiótł
wzrokiem całą moją twarz.
O
nie.
W
tym spojrzeniu było coś cholernie niepokojącego, coś, co sprawiło, że moje
serce na sekundę wypełnił strach.
Roger… nawet o
tym nie myśl.
Ale
on, jakby na przekór moim wewnętrznym prośbom, ujął mnie za rękę, ukrywając ją
w swoich dłoniach. Jego skóra była rozkosznie ciepła i miękka, a dotyk
delikatny, nieśmiały.
Zupełnie
inny od Teodora. Brunet zawsze… zawsze był pewny, nigdy nie zdradzał
ewentualnych wątpliwości.
Nie porównuj ich
do siebie!
–
Masz lodowate ręce – stwierdził cicho Roger, nie patrząc mi w oczy.
Zły
znak. Bardzo zły znak.
–
Wiem. Nigdy nie mogę ich dogrzać – wymamrotałam.
Dłonie
Krukona przesunęły się jeszcze parę razy po mojej skórze, przez co zadrżałam.
Nie rób tego ze
mną.
Tak
strasznie nie chciałam mu ulec.
Roger
w końcu puścił moje dłonie i odepchnął się od barierki, o którą się wcześniej
opierał. Jego oczy w końcu odnalazły moje, a w blasku pobliskiej latarenki
wyglądały tak… niezwykle. Jakbym dopiero teraz odkryła ich cudowną, zieloną
barwę.
–
Hermiono… – zaczął, a ja już wiedziałam.
Wiedziałam,
że właśnie nastąpiła chwila, w której w końcu go zniszczę.
–
Już od dawna chciałem ci coś powiedzieć.
Powiedz mi, że
mogę mieć w tobie oparcie.
–
W twojej obecności mój świat staje się inny – mówił spokojnie, ostrożnie
dobierając słowa. Bał się, widziałam to. Ale nie zamierzałam mu niczego
ułatwiać. Miałam cichą nadzieję, że jednak w końcu się przestraszy i przerwie. Że
nie powie tego, czego się obawiałam. – Nabiera nowych barw, a gdy jesteś przy
mnie, nie widzę nikogo innego. To… to chyba coś znaczy, prawda?
Powiedz mi, że
nigdy mnie nie zranisz.
–
Jesteś wyjątkowa. – Jego głos drżał. Leciutko, prawie niedosłyszalnie, jednak
nie umknęło to mojej uwadze w otaczającej nas ciszy. – Taka piękna, zdolna,
mądra… – Uśmiechnął się, ale ja nie potrafiłam tego odwzajemnić. Chciałam
uciec. Jak zwykły tchórz. – Nigdy nie byłaś żałosna, wiesz? Nie wmawiaj sobie
tego, bo po prostu się okłamujesz. Od dawna szukałem kogoś takiego jak ty. I… i
w końcu znalazłem.
Wziął
głębszy wdech, a ja zamarłam.
Powiedz mi, że
nigdy mnie nie oszukasz.
–
Hermiono…
Ale nie mów mi,
że mnie kochasz.
–
Zakochałem się w tobie.
A
później uśmiechnął się lekko i nachylił w moją stronę.
Odsunęłam
się tak gwałtownie, że aż sama zdziwiłam się swoim zachowaniem.
–
Nie – powiedziałam twardo, wpatrując się ze zdecydowaniem w chłopaka. – Nie,
Roger.
Wyglądał
na zdezorientowanego i zdziwionego jednocześnie. Wpatrywał się we mnie z
zaskoczeniem pomieszanym ze smutkiem.
–
Ale Hermiono… – wykrztusił. Nie przerywałam mu. – Przecież… przecież…
Coś
w moim sercu pękło i za nic nie chciało się z powrotem scalić.
–
Musiałeś wszystko zepsuć, prawda? – spytałam cicho, składając ręce razem.
Musiałam za wszelką cenę opanować ich drżenie. – Traktuję cię bardziej jak
przyjaciela i naprawdę nie mogłabym…
–
A ja właśnie nie chcę być dla ciebie tylko
przyjacielem – przerwał mi z nagłą pewnością w głosie, robiąc krok w moją
stronę. – Daj mi szansę.
–
Słuchaj, głupio wyszło – powiedziałam, znów nieco się cofając. Wzięłam głębszy
wdech i kontynuowałam koślawo: – Nie powinnam była… pozwalać… na to. Roger,
wszystko widziałam. Naprawdę. To nie było tak, że ty dawałeś mi jakieś… sygnały, a ja ich nie zauważałam.
Urwałam,
niezdolna do powiedzenia czegoś więcej.
Spieprzyłaś
sprawę.
Krukon,
zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
–
Więc… dlaczego mnie nie odepchnęłaś? – spytał zdumiony.
Pokręciłam
lekko głową, czując gulę w gardle.
–
Nie umiałam – odparłam cicho. – Och, Roger, tak strasznie cię przepraszam. Wiem,
że powinnam już dawno ci powiedzieć, że powinnam chociażby pokazać ci swoje
wątpliwości, ja to wszystko wiem…
–
Ale nie pokazałaś – stwierdził grobowym głosem, już na mnie nie patrząc.
Nie płacz, nie
płacz, nie płacz, nie pokazuj mu swoich łez, głupia!
Milczałam.
Co miałam mu powiedzieć? Że jest mi przykro? Że zachowałam się jak skończona
idiotka? Że to by się nie udało, bo moje myśli krążą wokół kogoś innego?
Nie
zamierzałam go dobić.
–
Boże, Hermiono, dlaczego właśnie ty? – spytał w końcu, znowu patrząc mi prosto
w oczy. To było chyba najboleśniejsze spojrzenie, jakim kiedykolwiek zostałam
obdarzona.
Pokręciłam
głową, spuszczając wzrok. W desperacji chłopak chwycił mnie za dłonie,
ściskając je mocno.
Przez
sekundę wydawało mi się, że już-już ulegnę, kiedy poczułam nagłą, niesamowicie
gwałtowną niechęć.
Nigdy
nie lubiłam takiego naciskania.
– Zrobię
dla ciebie wszystko, rozumiesz? Wszystko, bylebyś… – urwał na chwilę, po czym
dokończył ze smutkiem: – Powiedz po prostu co.
–
Wszystko? – powtórzyłam łamiącym się głosem. Wyrwałam ręce z jego uścisku. – To
daj sobie spokój.
Wbiegłam
z powrotem do sali balowej. Roger nawet nie starał się mnie zatrzymać. Może to
nawet lepiej.
Nie
potrafiłam już na niego patrzeć. Palące poczucie winy wbijało ostre szpony w
moje serce.
Ocierając
łzy, zaczęłam przepychać się przez tłum ludzi znajdujących się pod podestem. W
końcu jednak na kogoś wpadłam, a gdy uniosłam głowę, ujrzałam zdziwioną twarz
Teodora.
–
Granger, co się stało? – spytał. Ledwo słyszałam go przez głośno muzykę, która
zdawała się coraz bardziej przyspieszać. – Co on ci powiedział?
Widział
nas.
Pokręciłam
głową, przełykając łzy.
–
Nieważne – wykrztusiłam. Otarłam swoje mokre policzki. Chciałam wyminąć
Ślizgona, ale on zacisnął palce na moim ramieniu. Uniosłam szybko wzrok. –
Zostaw mnie, Teodorze.
–
Nie – syknął. – Granger, o co chodzi?
–
Zostaw – powtórzyłam pewniejszym tonem.
–
Powiedz, co się stało. Nie płaczesz bez powodu.
–
ZOSTAW MNIE, NOTT!
Wyrwałam
się chłopakowi i trącając ludzi, pobiegłam w stronę wyjścia.
Po
drodze natknęłam się na rozchichotanego Andrew oraz jeszcze bardziej roześmianą
Ivy. Blondynka wisiała na chłopaku, nie potrafiąc ustać na nogach z uciechy.
Przynajmniej
oni się dobrze bawili.
Amerykanin
jako pierwszy mnie zauważył. Wyprostował się i szturchnął towarzyszkę. Kiedy
ona również dostrzegła moje łzy, jej uśmiech od razu zbladł.
–
Hermiono, co się stało? – spytała zaniepokojona.
Nie
zatrzymując się, wyminęłam ich i wbiegłam do windy. Nacisnęłam odpowiedni
guzik, nie zważając na wołania Krukonki.
–
Hermiona, poczekaj!
Odetchnęłam,
dopiero gdy drzwi windy się zamknęły. Znowu otarłam łzy, które niepostrzeżenie
wydostały się spod moich powiek, wiedząc, że niespecjalnie dobre wrażenie robię
z zaczerwienioną twarzą i wilgotnymi policzkami.
Moje
myśli wciąż wirowały wokół Rogera.
Zimna, okrutna,
pusta egoistka.
Gdy
kilka minut później znalazłam się już w pokoju, oparłam się o drzwi i
zaczerpnęłam głęboko powietrza. Wzniosłam oczy do nieba, czując ponownie
zbierające się w nich łzy.
Byłam
beznadziejna. Dlaczego nie mogłam wcześniej powiedzieć mu, tak po prostu, że to
się nie uda? Że traktuję go tylko i wyłącznie jak przyjaciela? Że nie może na
nic liczyć, choć tego właśnie pragnął?
No
tak. Bałam się. Przez głupi, głupi, głupi strach najpewniej straciłam bardzo
ważną w moim życiu osobę, w dodatku raniąc jej serce.
Hermiono Granger,
jesteś po prostu świetna.
Jak
mogłam zachować się tak niedojrzale? Dawałam mu nadzieję, choć od dawna
zdawałam sobie sprawę, że Roger nie jest „tym jedynym”.
Skrzywdziłam
jego, siebie, w dodatku wiedziałam, że gdy Ivy się dowie, umrę szybciej, niż
zdążyłabym wypowiedzieć słowo „miłość”.
I
znów nic nie było w porządku. Znów wszystko stało się niepoukładane. Znów
przede mną utworzyła się głęboka i ziejąca pustką przepaść.
Wystarczyło
zrobić krok do przodu. Jeden krok, a później długie wirowanie w otchłani
szaleństwa.
Czasem
zastanawiałam się, jakby to było postradać zmysły. Nie troszczyć się o nic, bo
przecież problemy się rozwiązały. Nie martwić się o innych, bo przecież kim są inni?
Kim jestem ja?
Czy
ja w ogóle jestem?
Czy
nadal istnieję?
Nie…
chyba nie…
Chciałam
zniknąć. Chciałam oszaleć. Chciałam utracić świadomość tego, że jestem, że jestem,
choć jedynie małą, nic nieznaczącą drobinką we Wszechświecie. Chciałam stworzyć
swój własny świat, gdzie znajdowałabym się tylko ja, ja i moje niebo, w dzień błękitne,
nieskazitelne, a w nocy granatowe, przejrzyste, usiane gwiazdami.
Na
niebie nigdy nie widniały gwiazd, tak jakby nadziei też już nie było, jakby i
ona odeszła z tego żałosnego świata, jakby miała dość tego, co robią z nim
ludzie, tego, co ludzie robią innym ludziom, tego, jak bardzo staczamy się na
samo dno, a później płaczemy nad własną głupotą.
Chcemy
dotknąć tego nieba, zapominając o jego kruchości.
Ja
nigdy nie chciałam. Wystarczyło mi to, co miałam, wystarczyło mi bycie tą
drobinką, nawet jeśli nic nie znaczyłam. Nie zostałam stworzona do wielkich
czynów. Zostałam stworzona do bycia i pomagania tym, którzy faktycznie mogli coś
zmienić.
Harry,
Ron, Ginny… Teodor.
A
tymczasem to ja byłam czyimś niebem. Może także cudownie niebieskim aksamitem
albo granatowym morzem ze srebrzystymi błyskami na swej powierzchni.
Czasem…
czasem niebo okazuje się zbyt odległe lub przeznaczone dla kogoś innego. A
kiedy w końcu łamie się, ponieważ nie odzywało się zdecydowanie zbyt długo,
płacze. Samotnie, nie chcąc już towarzystwa gwiazd.
I
nienawidzi spojrzeń tych wszystkich oczu skierowanych na górę, na nie, jakby
chciały dostrzec samego Boga.
Ale
nie, Boga tak łatwo się nie dostrzega. On jest, jednak nie w niebie. Niebo nie
wie gdzie.
Niebo
nigdy go nie spotkało.
***
Po
jakimś czasie postanowiłam iść na dół. Nie mogłam usiedzieć w miejscy, pokój, w
którym się znajdowałam, nie uspokajał moich myśli. Stał się dla mnie dziwnie obcym
miejscem.
Umyłam
się, ubrałam w piżamę, rozczesałam włosy. Założywszy jeszcze na siebie ciepły
sweter z obszernymi kieszeniami, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę
schodów. Prawie bezszelestnie zeszłam po stopniach, a kilka minut później
wędrowałam ciemnym korytarzem z kubkiem gorącego kakao w dłoniach.
Okienko
kuchenne naprawdę potrafiło zdziałać cuda.
Zatrzymałam
się przed drzwiami jednej z dwóch sal konferencyjnych, tej ostatniej, położonej
najdalej od wejścia do budynku. Wyciągnęłam z kieszeni swetra różdżkę.
–
Lumos – szepnęłam, a jej koniec
rozjarzył się lekko błękitnym światłem. Nacisnęłam klamkę, po czym pchnęłam
drzwi.
Pierwszym,
co poczułam, był chłodny powiew wiatru pędzący w stronę drzwi i sprawiający, że
gwałtownie zadrżałam. Następnie do moich nozdrzy dotarł ciężki zapach jakiegoś
dymu, jakby… papierosów?
Blask
różdżki padł na samotną postać stojącą obok otwartego okna, leciutko ją
oświetlając. Chłopak ten patrzył prosto na mnie, prawą dłoń trzymał w kieszeni
spodni, a drugą opierał się o parapet.
Nie
spodziewałam się o tej porze i w takim miejscu spotkania z Teodorem.
–
Granger – syknął ze złością. Zamknął okno, spoglądając na mnie ze złością. – Co
ty tu robisz?
–
To samo pytanie mogłabym zadać tobie – odpowiedziałam z przekąsem.
Zamknęłam
drzwi nogą, skoro obie dłonie miałam zajęte, po czym podeszłam do długiego
stołu i usiadłam na jednym z krzeseł. Nie fatygowałam się zapalać światła w
sali, po prostu sączyłam w spokoju kakao. Podejrzewałam, że Teodor stąd
pójdzie, a ja będę mogła pozostać w ciemnościach z własnymi myślami.
Ale
on miał inne plany.
Nie
przebrał się, nadal był ubrany w to, co na gali, która nota bene chyba wciąż
trwała. Barki wciąż opinała marynarka, ale za to biała koszula już nie tkwiła w
spodniach. Z ich kieszeni Teodor wyciągnął różdżkę, po czym również sprawił, by
jej koniec się rozjarzył. Uniosłam brwi, kiedy niespiesznie podszedł do mnie, a
później zajął miejsce obok.
–
Więc co tu robisz? – spytał ponownie cichym głosem.
Wbiłam
wzrok w blat stołu.
–
Aktualnie siedzę – stwierdziłam odkrywczo. Upiłam łyk napoju. Podciągnęłam nogę
na siedzenie krzesła i oparłam kubek o kolano. – A ty?
Kątem
oka dostrzegłam, że Teodor uśmiechnął się kpiąco.
–
Stałem przy oknie – odrzekł.
Gdybym
nie miała niezbyt dobrego humoru, może bym się uśmiechnęła. W tej sytuacji
jakoś niespecjalnie ruszyła mnie jego odpowiedź.
–
To widziałam. – Oparłam na siedzeniu drugą stopę. – Paliłeś.
–
Oczywiście, jak smok.
–
Czułam dym – upierałam się.
–
Okno było otwarte, więc pewnie na zewnątrz ktoś palił.
Błyskawicznie
odwróciłam na niego wzrok.
–
Czy ty uważasz mnie za idiotkę? – spytałam ze złością.
Przyjrzał
mi się uważnie.
–
No skąd. Jakże bym śmiał.
Miałam
ochotę wywalić go za drzwi. Natychmiast.
–
Nott… nie mam dzisiaj siły się z tobą kłócić – jęknęłam w końcu.
Wzruszył
ramionami.
–
Ty zaczęłaś – stwierdził krótko.
–
Bo paliłeś – odparowałam.
Zaśmiał
się gardłowo.
Teodorze. Nie rób
tak. Rogerowi prawie uległam, tobie nie chcę.
–
No i wróciliśmy do punktu wyjścia. – Rozłożył się na krześle, opierając kostkę
jednej nogi na kolanie drugiej. – To nie twoja sprawa, szczoteczko.
Zacisnęłam
usta.
–
Truj się dalej – mruknęłam i znów pociągnęłam łyk kakao.
Przez
długą chwilę milczeliśmy. Nie było to dla mnie krępujące, zwłaszcza że moje
myśli wciąż krążyły wokół Rogera i to raczej jego osobą się w tamtej chwili
zajmowałam. Tym, co miałam mu powiedzieć, tym, co powinnam lub czego nie
powinnam dalej zrobić, jak ogólnie się teraz zachowywać oraz jak wszystko
będzie wyglądać…
Skomplikowane.
Skomplikowane i męczące.
Zaczynała
boleć mnie głowa, a to nie pomagało w myśleniu. Nawet jeśli w moich dłoniach
wciąż tkwił kubek błogosławionego, ciemnego napoju.
–
Co się stało między tobą a Stone’em? – spytał Teodor jakby wiedział, nad kim w
tamtej chwili się zastanawiałam.
Zacisnęłam
usta.
–
To nie twoja sprawa – odparłam, powtarzając jego słowa.
Prychnął,
a ja w duchu przyznałam sobie punkt za zdenerwowanie bruneta.
–
Daj spokój – rzekł. Znów patrzył prosto na mnie. To nie było… komfortowe. –
Przecież cię widziałem. Płakałaś.
Wzruszyłam
ramionami.
–
I co w związku z tym?
–
To, że Stone zrobił coś, co cię zabolało – oświadczył z naciskiem oraz
bezgraniczną powagą. – Więc?
–
Nie bądź naiwny, nie powiem ci – powiedziałam pewnie.
W
jednej chwili Teodor wyrwał mi do połowy opróżniony kubek, na co posłała mu
spojrzenie pełne oburzenia.
–
Nie ma odpowiedzi, nie ma kakao – rzekł, a ja mogłabym przysiąc, że w jego
głosie dosłyszałam rozbawienie.
Fuknęłam.
–
No to nie.
Założyłam
ręce na piersiach i tak siedziałam, o. Nie zamierzałam kłócić się z Teodorem. W
tamtej chwili chyba po raz pierwszy chciałam, by Ślizgon po prostu zostawił
mnie samą. Nie miałam ochoty na sprzeczkę czy nawet na głupią rozmowę o niczym.
Wiedziałam,
że następnego dnia mi przejdzie. Ale mimo to naprawdę wolałam posiedzieć w
ciszy, bez obecności kogokolwiek. Nawet Teodora.
W
pewnej chwili do mojej dłoni z powrotem został wciśnięty kubek. Uniosłam brwi i
popatrzyłam na Ślizgona. Jego oczy były utkwione we mnie, a na swoich palcach
wciąż czułam ciepłą skórę chłopaka.
Zadziwiająco…
przyjemne.
–
Niepokoisz mnie, Granger – wymamrotał. Wciąż nie cofał dłoni, a ja bardzo nie
chciałam, by w końcu to zrobił. – Nigdy nie byłaś taka… załamana?
Parsknęłam
śmiechem.
–
Czasem trzeba, Teodorze.
Dostrzegłam,
jak zacisnął mocno wargi. Jego dłonie już nie dotykały moich.
–
Co on ci zrobił? – spytał znów niemalże grobowym głosem, przez co miałam ochotę
zachichotać pod nosem.
Westchnęłam.
–
Właśnie chodzi o to, że nie on stał się stroną krzywdzącą – mruknęłam, nie
patrząc chłopakowi w oczy. Nie potrafiłam tego zrobić. – Ale proszę, nie pytaj
o to więcej. Nie chcę o tym rozmawiać.
Ślizgon
przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Wiedziałam, że taka odpowiedź zdziwiła go.
Przecież
Hermiona Granger zawsze była taka „grzeczna, miła, wręcz chwalebna”…
W
końcu wypuścił powoli powietrze z płuc.
–
No dobra. – Miałam ochotę odetchnąć z ulgą. – Ale, Granger, nie płacz już.
Uniosłam
brwi, uśmiechając się leciutko. Odłożyłam kubek i schowałam różdżkę do kieszeni,
skoro ta Teodora wciąż była zapalona.
–
Nie lubisz, jak kobieta płacze? – drażniłam się z nim.
Odchrząknął
i poruszył się gwałtownie.
–
Powiedzmy, że nie lubię, kiedy ty płaczesz – sprostował.
Postanowiłam
pozostawić to bez komentarza, choć moje serce waliło tak szybko, jakby zaraz
miało wyrwać mi się z piersi.
Między
nami znów zapadła cisza. W międzyczasie Teodor machnął krótko różdżką, dzięki
czemu nad naszymi głowami rozbłysło słabe światło lampy. Nie było ono zbyt
mocne – ot, byśmy się nawzajem widzieli. Ja tymczasem zaczęłam zastanawiać się
nad słowami Teodora.
Martwił
się. O mnie.
Nie
wiedziałam, jak powinnam to przyjąć. Z radością? Ze zdziwieniem? Z niepokojem?
Nie
sądziłabym, że w ogóle ktoś taki jak Teodor mógłby przejmować się moimi łzami i
ogólnym samopoczuciem. To było takie niezwykłe, dziwne oraz intrygujące
jednocześnie.
Ekscytujące.
Co
sprawiło, że coś zaczęło dla niego znaczyć moje szczęście?
I
właśnie wtedy dziwnym trafem przypomniał mi się ostatni rozdział Katharsis, właśnie rozprawiający o
szczęściu.
Spojrzałam
prosto na Teodora.
–
Co sprawia, że jesteś szczęśliwy? – wypaliłam, cytując tym samym jedno z
ostatnich pytań postawionych przez autora.
Teodor
odwrócił na mnie twarz, zdumiony.
–
Co? O czym ty mówisz? – spytał, nie rozumiejąc.
Nie
pamiętał, co samo w sobie niespecjalnie mnie zdziwiło.
Wzruszyłam
ramionami.
–
Co wywołuje uśmiech na twojej twarzy? – spytałam. – Nie wiem, kanapka z
ulubionym dżemem, lekcja jakiegoś przedmiotu albo spotkanie ze znajomymi… –
wymieniałam, aż wreszcie potrząsnęłam głową. – Co czyni cię szczęśliwym?
Chyba
jeszcze ani razu tego dnia tak długo nie milczał. Teodor wbił wzrok w blat
stołu, a raczej kubek zimnego już kakao, który na nim stał, zastanawiając się
najwyraźniej nad odpowiedzią.
A
mogłam nie zadawać tak krępującego pytania. Miałam nawet ochotę go za nie
przeprosić i poprosić, by o nim zapomniał, ale postanowiłam dalej milczeć.
Gdyby
Teodor nie chciał odpowiadać, powiedziałby.
I
w końcu, po dobrej minucie, odezwał się cichym, choć pewnym głosem.
–
Szczęście to… mieć wybór – stwierdził. Nie odwrócił wzroku od kubka. –
Wiedzieć, że nie musisz robić tego, co inni ci każą, że możesz iść inną drogą.
Szczęście to mieć wybór pomiędzy bólem a jego brakiem, szczęście to możliwość
pójścia łagodną ścieżką bez żadnych wybojów.
Ta
odpowiedź poruszyła moje serce.
Teodor
mówił szczerze, z emocjami w głosie, tak jakby chciał pokazać mi swoją inną,
być może lepszą twarz. Na pewno całkiem odmienną od tej, którą okazywał światu
na co dzień.
Pełną
uczuć zamiast obojętnej, czasem chłodnej.
To
było takie… fascynujące. Móc na nowo i na nowo odkrywać Teodora, poznawać każdą
jego kolejną maskę, kolejne cechy osobowości, które wcześniej ukrywał.
Niektóre
sprzeczne ze sobą, choć tak genialnie wiążące się ze sobą.
Teodor
był pełen sprzeczności.
Zamrugałam
szybko i wbiłam sobie bezwiednie paznokieć kciuka w drugą dłoń.
–
Czy… czy kiedyś miałeś taki wybór? – spytałam niepewnie, starając się odszukać
oczy chłopaka.
On
jednak na mnie nie patrzył.
Bałam
się pytać o takie rzeczy. Bałam się reakcji Teodora, który lubił bywać
momentami gwałtowny i nieokiełznany.
Zupełnie
jak niebo podczas burzy.
Brunet
nie odpowiedział od razu. Widziałam, że bił się z myślami, pewnie po prostu
krępował się wyznać prawdę. Nie naciskałam, nie chciałam go spłoszyć albo
zniechęcić.
Albo
po prostu zranić.
Teodor
w końcu odetchnął i rzekł:
–
Szczęście to nie widzieć bólu na twarzy bliskich osób – kontynuował, jakby
mojego pytania w ogóle nie było. – Widok uśmiechu napawa nadzieją i właśnie ona
jest taka niezwykła. Jeden gest, a świat wokół staje się inny.
Milczałam.
Ciężko było mi się odezwać do Teodora po takich słowach.
I
pewnie milczałabym dłużej, gdyby nie on, który odwrócił na mnie wzrok, po czym
spytał:
–
A jak jest z tobą, Granger?
Nie
wiedziałam, po co w ogóle zaczęłam ten temat. To było skomplikowane do
opisania, więc już przestało mnie dziwić ostrożne dobieranie słów przez
Ślizgona.
Westchnęłam
ciężko. Bezwiednie zaczęłam rysować opuszkiem palca różne wzorki na swoim
kolanie.
– Pamiętam, jak chodziłam z mamą do parku –
zaczęłam cicho. Przywoływałam do swojego umysłu wspomnienia, niektóre już
mgliste, inne całkiem wyraźne, jakby wszystko wydarzyło się zupełnie niedawno.
– Słońce zawsze padało prosto na wodę w takiej ogromnej fontannie. Przypominała
dwa małe jeziorka oddzielone od siebie mostem. Lubiłam na nim stawać i
obserwować złote monety leżące na dnie. Były ich… dziesiątki. Setki. –
Uśmiechnęłam się lekko, postukując delikatnie palcem w swoje kolano. – Lubiłam
zimowe wieczory w domu. Kiedy siedziałam pod kocem przed kominkiem i czytałam
książkę, a mama przynosiła mi ciasteczka własnej roboty. Cynamonowe, miały taki
mocny aromat. Chciałabym już Święta.
Nie
przejmowałam się tym, że moje słowa mogły być dla Teodora żałosne, że mógł
wziąć mnie za kogoś zbyt tkliwego, że w sumie jego to wszystko mogło nie
obchodziło. Mówiłam, a każde zdanie jedno po drugim wypływały mi z ust. Nie
mogłam tego zatrzymać.
Zamilkłam
na chwilę. Objęłam nogi rękoma i oparłam brodę na kolanach.
–
Tęsknię za tym, co było kilka lat temu – kontynuowałam – za tym, co już się nie
powtórzy. Wtedy te chwile nic dla mnie nie znaczyły, a teraz nawet ciasteczka
zdają się mieć zupełnie inny smak… – Zamknęłam oczy. – Życie tak szybko biegnie
i zapomina się o docenianiu małych rzeczy, czego później się żałuje. Ja żałuję,
bo zbyt późno nauczyłam się czerpać radość z niewielkich przyjemności. To jest
szczęście. Te malutkie, na pozór niewiele znaczące rzeczy, jak chociażby kostka
ulubionej czekolady z truskawkami…
Uśmiechnęłam
się ciepło, oparłam policzek na kolanie i popatrzyłam na Teodora.
–
Teraz tamte czasy wydają mi się bardzo odległe, wiesz? – dodałam. – Jakbym
teraz znajdowała się w innym świecie, a tamten był bardziej kolorowy. Może…
może przez to słońce.
Ślizgon
po kilku sekundach uciekł wzrokiem.
Zaniepokoiło
mnie to, bo wyglądał jakby… jakby czegoś się bał?
–
Pilnuj tych wspomnień, żebyś kiedyś ich nie utraciła – rzucił wpatrzony w
odległy punkt przed sobą. – To najcenniejsze, prócz wyobraźni, co ma człowiek.
Westchnęłam.
–
Właśnie tego czasem się obawiam – wyznałam niemal szeptem. Zamrugałam leniwie
powiekami. Poczułam nagłą senność. – Że kiedyś one po prostu znikną.
Teodor
nie odpowiedział. A potem niespodziewanie, choć wcale nie pospiesznie, odwrócił
głowę, znów łapiąc mój wzrok.
Po
plecach przeszedł mi ten sam dreszcz, który poczułam podczas rozmowy z Rogerem.
To
spojrzenie było… niepewne.
Powiedz mi…
–
Ładnie dzisiaj wyglądałaś – mruknął, patrząc mi prosto w oczy.
Nie.
Nie
powinien był tak robić. Ten błysk szarych tęczówek zawsze sprawiał, że całe
moje wnętrze drżało.
Nie mów niczego
więcej.
Zawsze
przy nim drżałam. Zawsze, nieważne, czy tylko patrzył, czy po prostu był, czy
czułam jego ciepłą dłoń na swojej, czy gorący oddech na szyi.
Nie chcę i
jednocześnie chcę, ale to zbyt… niebezpieczne.
W
jednej chwili zapragnęłam znaleźć się na górze, już w swoim pokoju, daleko od
niego.
Uśmiechnęłam
się lekko.
–
Dziękuję – odparłam. On po prostu patrzył na mnie, nie odzywając się, więc czym
prędzej spuściłam wzrok. Moje nogi opadły na podłogę.
–
Granger, a ty gdzie idziesz? – spytał Teodor, unosząc jedną brew.
Wzruszyłam
ramionami.
–
Chce mi się spać – odpowiedziałam obojętnie. Tak naprawdę musiałam znaleźć się
jak najdalej od niego. – Za dużo wrażeń na jeden dzień.
Pochwyciłam
kubek i skierowałam się w stronę drzwi.
–
Poczekaj…
–
Dobranoc, Teodorze – rzuciłam przez ramię, po czym wyszłam, nim chłopak zdążył
mnie złapać.
Na
szczęście nie miał najwyraźniej zamiaru za mną biec. Szybko podreptałam na górę
i wpadłam do swojego pokoju. Zamknęłam cicho drzwi, słysząc dochodzący z
łazienki szum wody.
Ivy
wróciła, a ja wiedziałam, że zaraz pewnie rozpęta się piekło.
Jednak
w tamtej chwili nie to mnie interesowało.
Musiałam
uciszyć swoje serce. Ono wciąż i wciąż krzyczało, jeszcze głośniej niż
wcześniej, chcąc również zmusić do głosu usta.
Chciałam
wpaść w tamtą przepaść, by w końcu zamilkło.
Siadłam
na łóżku, a z mojego gardła wydobył się cichy szloch. Na dłonie skapnęły mi
łzy.
To,
co czułam do Teodora, było głupie, nieodpowiednie i niebezpieczne.
Nie
chciałam tego. Tak bardzo nie chciałam, nie chciałam już pragnienia jego
obecności, jego wzroku, jego dotyku. Nie chciałam, by wciąż do mnie mówił, bo
podświadomie wiedziałam, jak łatwo może mnie to zgubić.
Zaangażowanie.
Nie, zdecydowanie nie.
Szum
wody ustał. Poderwałam głowę i otarłam łzy. Wzięłam kilka głębszych wdechów.
Musiałam
coś z tym zrobić. Musiałam odsunąć się od magnesu, by w końcu przestał mnie do
siebie przyciągać. Musiałam się od niego odizolować.
Nie mów. Nie
patrz. Zniknij.
Odgarnęłam
z twarzy włosy.
Proszę, nie chcę
ci ulec.
Z
łazienki wyszła Ivy.
Teodorze, nie
bądź moim niebem.
Spojrzałam
na blondynkę, mrugając szybko.
Och,
Merlinie. Zdecydowanie za dużo płakałam.
Krukonka
była ubrana w swoją kremową piżamę, w dłoni trzymała sukienkę z gali. Gdy zostałam
przez nią zauważona, jej usta zacisnęły się w cienką linię.
O
nie.
Umrzemy, jehej!
Jednak
nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Ivy rzuciła sukienkę na swoje łóżko, siadła
obok mnie i przytuliła mocno do siebie.
Choć
wyjątkowo zdziwiona reakcją dziewczyny, oddałam gest, przymykając lekko oczy.
Tego
potrzebowałam. Zwykłego uścisku, w którym zawierała się jedna jedyna obietnica.
Wszystko będzie
dobrze.
–
Szkoda, Hermiono, wiesz? – rozległ się szept Ivy. – Liczyłam na was.
Nie
odpowiedziałam.
–
Tak ładnie razem wyglądaliście – stwierdziła ze smutkiem blondynka. Wciąż nie
wypuszczała mnie ze swych objęć. Wtulałam się w jej miękką piżamę, wdychając
ładny, kwiatowy zapach szamponu. – Roger… przeżył to.
Odsunęłam
się od niej. Spojrzałam na nią z oczyma pełnymi łez.
–
Dawałam mu nadzieję, bo jestem głupia i naiwna – rzekłam ochryple. – Myślałam,
że on sam jakoś… nie wiem nawet, co chciałam osiągnąć. Boże – ukryłam twarz w
dłoniach.
Znów
poczułam na sobie łagodne ramiona Ivy.
Nieważne,
jak bardzo nie ufałam Krukonce.
Dawała
mi wsparcie, którego potrzebowałam, została przy mnie, choć zraniłam tak ważną
dla niej osobę. Byłam jej za to cholernie wdzięczna, choć coś mówiło mi, że nie
powinnam znów się przywiązywać.
Podczas
gdy Ivy szeptała mi do ucha pocieszające słowa, które i tak po czasie
przestałam rozumieć, pomyślałam o Teodorze.
O
tym, że powoli to on stawał się
czyimś niebem.
Moim.
Ale
jednak, wbrew sobie, wbrew sercu wołającemu głośno na znak protestu, przyrzekłam
sobie, że nawet jeśli Teodor stał dla mnie kimś więcej, nawet jeśli patrzę na
niego inaczej niż wcześniej, nigdy, przenigdy nie się w nim nie zakocham.
_______________
Hermiona
jest głupia. No cóż.
Tę
część pisało mi się strasznie lekko. Głównie przez Teodora, ale też dzięki
scenie Roger/Hermiona. Wszystko wypływało spod moich palców wartkim strumieniem
i ciężko było to zatrzymać. Przy czym ładnie proszę o wybaczenie za ewentualne
błędy, dzisiaj wróciłam do domu koło dziewiętnastej totalnie padnięta i już
ledwo widzę na oczy. Jutro wszystko ogarnę, obiecuję. Za to w następnym odcinku
wracamy do Hogwartu. Home, sweet home.
Kochani
Czytelnicy. Podczas mojej nieobecności na Wyjątku stuknęło 40 000 odwiedzin.
Cholernie dziękuję, bo to dzięki Wam udało mi się aż tyle osiągnąć! To
nieprawdopodobne, wiecie? Czterdzieści tysięcy, ojeju. No po prostu DZIĘ-KU-JĘ!
Nie
będę się już więcej rozpisywać. Zaraz pewnie ucieknę się położyć, muszę
odreagować po wyjeździe do Czarnej Góry.
Rekolekcje
wielkopostne, czyli jak stracić wiarę w trzy dni.
Empatia
AAAAA lecę czytać ! *.*
OdpowiedzUsuńNo i poleciała.
Usuńjejku, wielbię twojego bloga! ;)
OdpowiedzUsuńjest świetnie napisany, nic nie dzieje się za szybko ale z wyczuciem. bardzo dobra historia, oryginalna. intrygują mnie postacie, zwłaszcza Teodor. uwielbiam tajemniczych bohaterów których trudno odgadnąć.
co prawda jest to smutna historia-jak na razie- a nawet popłakałam się wraz z Hermioną ( choć uważam, że jest głupia, swoim postępowaniem rani ludzi, i może nie jest tego do końca świadoma, choć mi się zdaje że po prostu nie dopuszcza do świadomości tego że jest taką egoistką).
aa twoje opisy, porównania - cudo!
dają do myślenia. w niektórych jest ukryty głębszy sens, zawsze się wtedy zastanawiam nad własnym zachowaniem..och, kocham to i czekam na kolejny rozdział!
Jejku, nie wiedziałam, że wzbudzę aż takie emocje... Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, a z drugiej, kurcze, szkoda, że musiałaś płakać przeze mnie :c
UsuńBardzo dziękuję za tak miłe słowa oraz za samą opinię :) Pozdrawiam!
To jest boskie, nie mogę usiedzieć na krześle z wrażenia . Już myślałam że dzisiaj nie zdołasz dodać ale ty byś nas, swoich czytelników nie zawiodła : DDD . To dzięki tobie jest tyle odwiedzeń na tym blogu . Pozdrawiam i życzę niesamowitej weny .
OdpowiedzUsuńZawsze staram się wywiązać ze swoich obietnic czy zwykłych zobowiązań - dodawanie rozdziałów na czas właśnie do nich należy ^^
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Jejku, jaki piękny opis nieba, rozmarzyłam się. ;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału, wkrada mi się jedna ważna myśl: kiedy oni się, do diabła, wreszcie zaczną całować?! A tak poza tym, to treść jest bardzo głęboka. Było mi żal Rogera, ale zasłaniał drogę do serca dziewczyny komuś innemu, więc niech spada. Ivy mnie pozytywnie zaskoczyła, myślałam, podobnie jak Hermiona, że zaraz wygłosi jej jakiś wykład i zrobi piekło, ale pokazała swoją lepszą stronę. I dobrze, że wracamy do Hogwartu; tęskniłam za Harry'm i resztą, a poza tym jestem ciekawa, jak tam Zabini i Ginny. Pozdrawiam i czekam z zapartym tchem. ;]
Z tym niebem naszło mnie tak nagle, dlatego wyszło chaotycznie i momentami niezrozumiale. Meh.
UsuńHaha, zaczyna się :D Wiedziałam, że coś koło 20 rozdziału rozlegną się głosy krzyczące "A kiedy buzi-buzi?!" Czekam na więcej :DD
Ha, no widzisz, Ivy jednak nie jest taka zła :P
Ron już wie o nowym chłopaku swojej siostry, więc posunęliśmy się do przodu i tak ;)
Dziękuję za opinię i ściskam :))
IDEALNE.
OdpowiedzUsuńJedno słowo określające twój blog. Ideał.
Ten rozdział był niesamowity. Roger... uhm. Jakoś niespecjalnie przeszkadzało mi to, że Hermiona daje mu nadzieję. Może dlatego, że w jakiejś części jestem do niej podobna? Może, ale to nie miejsce na ocenianie mojej osoby. Rozmowa Hermiony i Teodora była naprawdę... Cudowna? Fascynująca? Wspaniała? Nie umiem znaleźć słów określających ten rozdział, te słowa, zdania, opisy... Ech jesteś cudowna, wiesz?
Ivy... Już sama nie wiem co o niej myśleć. Z jednej strony lubię ją za jej otwartość, wesołość... Ale z drugiej... Ona coś kombinuje, ale nie wiem co. Cóż, na pewno się tego kiedyś dowiem.
W następnym rozdziale Hogwart? Baardzo mnie to cieszy. Stęskniłam się za tym zamkiem. No i co dalej z tajemnicą umarłych? Ech, zostaje mi tylko czekać na kolejne rozdziały i modlić się, byś dodała je jak najszybciej.
Życzę dużo weny i pozdrawiam :D
Z tym ideałem to nie przesadzajmy, choć bardzo mi miło, że tak twierdzisz :)
UsuńTamtą rozmowę pisało mi się tak lekko, że jej, więc cieszę się, że Wam również się spodobała ^^ Każda scena z Teodorem wciąż pozostaje dla mnie wyzwaniem, ale również ogromną przyjemnością ^^
Ivy kocham, Wy uważajcie sobie co chcecie xD
Umarłych liźniemy w przyszłym rozdziale, więc spokojnie :DD
Dziękuję za tak pozytywną opinię, to dużo dla mnie znaczy :) Pozdrawiam!
Biedny, biedny, biedny Roger. Tak bardzo mi go szkoda. Myślał, że będzie z Hermioną, a tymczasem musi odejść ze złamanym sercem. Z zapartym tchem czytałam ten moment, w którym wyznał jej, co czuje. Użyłaś takich pięknych słów, by to opisać.
OdpowiedzUsuńHermiony też jest mi żal. Niby jest głupia, ale wcale nie jest. Bardzo to przeżyła, czyli musi mieć jakieś uczucia. Mam nadzieję, że jeszcze uda jej się odzyskać przyjaźń Rogera.
Nott pali? Zaskoczyło mnie to. Ale wszystko pasuje do jego szczególnego wizerunku. To było naprawdę zaskakujące. No i on... martwi się o Hermionę:) Absolutnie uwielbiam fragment z tej sali. Było tak idealnie, ale Granger oczywiście musiała wyjść. No po prostu musiała. Rozumiem, że jest teraz rozbita, ale mogła zostać. Co nie zmienia faktu, że jestem zachwycona nawet tą krótką rozmową.
Cieszę się, że wrócą do Hogwartu. Może ze sprawą umarłych wreszcie się coś rozwiąże. Pozostaje jeszcze Ginny, Blaise oraz ich "problem" z Ronem. No i Harry.
Prawie zapomniałabym o komplemencie Teodora:) To było takie zwykłe, ale takie... urocze? Chyba tak.
Prawdę mówiąc, jestem zachwycona całym rozdziałem. Nie mogłam się go dzisiaj doczekać.
Gratuluję 40 tysięcy! Możesz być z siebie dumna, bo gdybyś tak dobrze nie pisała, ludzie nie odwiedzaliby bloga tak często i gęsto.
P.S. Czyżby rekolekcjonista nie trafił do Ciebie ze swoimi słowami?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za rozdział:)
Też lubię moment wyznawania Hermionie miłości. Roger był taki pewny... Głupia Hermiona -.-''
UsuńTeoś też kretyn. Zwłaszcza że przecież on zawsze miał wątłe zdrowie, bla, bla. Nie pochwalam jego zachowania, no ale samo jakoś tak wyszło.
40 000 to strasznie dużo. Niektórym może się to wydawać mało, ale dla mnie... Ogromny sukces i to wszystko dzięki Wam, Czytelnikom.
Rekolekcjonista niby genialny, mówiący genialnie do młodzieży, zabawny, otwarty, ale jego słowa wzbudziły we mnie wątpliwości i to nie jest fajne -.-
Również pozdrawiam i to ja dziękuję za opinię :)
TAK, Hermiona jest głupia.
OdpowiedzUsuńBosze, co ona w ogóle wygaduje? Że wbrew sercu nie zakocha się w Teodorze? A co ona ma tutaj do gadania? Już się stanęło i koniec, game over, ot co. I niech się już tak teraz nie zapiera, o nie. Co prawda jest to spowodowane pewnie tym, że dała największego kosza w swoim życiu Rogerowi(no, Wiktorowi też dała, nie?), który był(jest) dla niej mega ważny. Smutne, lecz nieodzowne. Żal mi biednego Rogera, no właśnie, czemu akurat Hermiona? Czemu los bywa tak okrutny, że zdarza zakochiwać się nam w tych niewłaściwych? Life is sooo brutal ;<
Aczkolwiek scenka Roger/Hermiona bardzoo mi się podobała, widać, że pisało Ci się ją lekko. Lubię takie sceny, mimo że nie są... całkiem pozytywne.
No i jeja, Hermiona i Teodor - szczere rozmowy! Plus okazywanie przez Teosia troski, rozpływam się ^^ I powiedział, że ładnie wyglądała, hihi.
Ale teraz szereg bluzg na Granger, czemu w jej mózgu po tym komplemencie pojawiła się czerwona lampka?! I czemu zwiała, podczas gdy Teoś wyraźnie nie zamierzał jeszcze kończyć tego, co zaczął? A jak teraz wrócą do Hogwartu i znów będą chłodni i obojętni, albo raczej - Hermiona stanie się chłodna i obojętna, a to Teoś będzie zachodził sobie w głowę, o co jej chodzi, to ja nie wiem, oszaleję.
Aaach, a Ivy mimo że jest nie wiadomo jak zła i podstępna i w ogóle, to zna się na pocieszaniu ludzi i wciąż jest tak samo otwarta i bezpośrednia. Takie osoby są najlepsze w pocieszaniu niż te, które rzeczywiście Cię rozumieją i Ci współczują.
Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet :*
Weź, musi się zaprzeć, potem wyjdzie dlaczego :D Będzie ciekawie, zaufaj mi :DD
UsuńMnie to mówisz. Miłość, miłość... Meh, powinna być zakazana. Może wtedy mielibyśmy większe opory, by z niej korzystać.
Dziwisz się jej? Ledwo co złamała serce swojemu przyjacielowi, a tu nagle widzi coś dziwnego w Teodorze. Ja bym spanikowała, serio O__O'
Dziękuję za życzenia i za opinię, kochana ;*
Czekałam i czekałam. No i się doczekałam.
OdpowiedzUsuńHermiono, ty okropna babo! Jak mogłaś uciec od Teosia. grrr. żal trochę Rogera, ale sam odrobinę się narzucał. Nie lubiłam za bardzo tej postaci, ale teraz jest mi go żal. Ale w takim trójkącie, ktoś musi mieć złamane serce. Coraz bardziej nie podoba mi się Ivy. Jest doskonałą aktorką i gdyby nie ta tajemnicza rozmowa, to byłaby jedną z moich ulubionych postaci. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że Krukonka zrobi koleżance wielką aferę, ale pomyliłam się. Może to i dobrze, w końcu psychika Granger musi ochłonąć.
Gratuluje 40 tysięcy. To wielkie osiągnięcie i życzę drugich czterdziestu.
Pozdrawiam i życzę weny.
[oszukac-los]
Wszystkim żal Rogera, a nikt nie życzy mu szybkiego pozbierania się :c
UsuńIvy jest dobrą przyjaciółką. To trzeba jej przyznać i za to ją lubię. Kij, że lepi się do Teosia ^^''
Dziękuję za opinię i pozdrawiam serdecznie! :)
Cudo!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNie no masakra jak można po prostu pisać rak fantastycznie. Po prostu genialnie i jeszcze 1000 epitetów które teraz nie przychodzą mi do głowy. Trochę szkoda Rogera ale według mnie nie pasował do Hermiony. Ale scena z Hermioną i Teodorem poprostu CUDOWNA. Nie ma innego słowa. Piszesz tak że jak Hermiona płakała to ja też miałam łzy w oczach i takie dziwne odczucia jak opisywałaś jej odczucia kiedy była w tej sali z Teosiem. Po prostu jakbym była na jej miejscu. Jeszcze raz powtarzam CUDO i czekam na następny rozdział. Życzę weny :P
Łohohoł, spokojnie :D Bardzo dziękuję za taaak miłe słowa i, cóż, nie wiem zbytnio, co jeszcze dodać. Po prostu dziękuję! :)
UsuńO tak, Hermiona jest głupia, bo powinna była dać szansę Rogerowi, który jest naprawdę świetnym przyjacielem i na pewno byłoby jej z nim bardzo dobrze. Ale nie, woli uganiać się za Nottem, który zgrywa zimnego i do tego jest palaczem, dziewczyna ma teraz u mnie minusa jak stąd do Hogwartu! :P Roger, Roger, Roger, tak strasznie mi przykro, że żyłeś nadzieją, a teraz z tego nici, buuu! :( Scena z Teodorem rzeczywiście była bardzo ładna, zwłaszcza jego definicja szczęścia.
OdpowiedzUsuńWyłapałam parę błędów:
- "Zakochałem się z tobie." -> "w tobie",
- "Zrobię dla ciebie wszystko, rozumiesz? Wszystko, bylebyś…" -> brak myślnika sugerującego dialog,
- "Odetchnęłam, dopiero gdy drzwi windy się zamknęły." -> bez przecinka,
- "możesz iść inną droga" -> "drogą".
Pozdrawiam,
[konFEDORAcja] & [power-of-rock]
No proszę, a jednak znalazł się ktoś twierdzący, że jednak Hermiona powinna dać mu szansę. Myślałam, że już nie będzie takiej osoby. Hm, zastanawiałam się nad tym, ale w końcu stwierdziłam, że Hermiona za bardzo by się męczyła, w dodatku potem Roger za bardzo by wszystko przeżył i... Nie, nie, nie tędy droga.
UsuńTeoś palacz. Weź. Jeszcze go tego oduczę.
Dziękuję za wytknięcie błędów, przyda mi się to ^^
Dziękuję również za samą opinię i ściskam Cię mocno <3
Oczywiście, że powinna dać mu szansę, Roger to dobry chłopak, bardzo jej oddany, może trochę zbyt nachalny, no ale kochany. ^^ Wiesz, nie obrażę się, jeśli go spikniesz z jakąś tajemniczą blondynką z Raveclawu... nie, nie z Ivy... raczej z kimś... innym... no, tyle sugestii. :D
UsuńPozdrawiam. ;)
PS Tak, tak, to nadal ja, po prostu podrasowałam sobie trochę nick. ;)
Serce nie sługa, no cóż. A Teoś... inteligenty, tajemniczy, te oczy, co zostało podkreślone milion razy... Nie dziwota, że H. za nim szaleje :D
UsuńUhu, tajemnicza blondynka z Ravenclawu? Chyba znam jakąś :D
Chlip, chlip.
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do współczucia Rogerowi, od zawsze lubiłam tego chłopaka, no! A teraz wyszedł na idiotę. ;/ Głupia Hermiona. Tzn wiedziałam, że do tego dojdzie, ale i tak głupia. Mogła mu nie dawać nadziei. Ahjfljlhgjulfu.
I uciekła od Teodora! Toż to szczyt głupoty, nie rozumiem, o co chodzi tej babie, naprawdę! Czy ona zamierza zostać starą panną? Bożebożeboże, Granger, ogarnij, proszę.
Wybacz krótki komentarz, ale mnie zbulwersowałaś, hahahaha. Tzn nie ty, tylko Hermiona, Tobie rozdział jak zwykle się udał, jakżeby inaczej. :D
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny. ;*
[kolysanka-dla-nieznajomej]
[sojuszniczka]
Nie no, może nie na idiotę. Nachalny też zbytnio nie był, chciał walczyć i w ogóle... Boże, co ja mu zrobiłam.
UsuńOna nie wie, że ma z nim być, my tego chcemy, historia do tego zmierza, ale ona nie ogarnia, jak fajnym facetem jest Teoś :DD Stanęliśmy na etapie tego, że on rzeczywiście nie jest taki jak reszta Ślizgonów i ona zaczyna traktować go jak przyjaciela, przy czym zdaje sobie sprawę z kiełkującego uczucia, więc spokojnie :D
Dziękuję za opinię i ściskam <3
Empatio... REWELACJA!
OdpowiedzUsuńAż klasnęłam w dłonie. Zaczynasz już przechodzić samą siebie, a poprzeczka cały czas idzie w górę. Jakim cudem, każdym kolejnym rozdziałem ją przeskakujesz?
Pojawiło się coś, na co bardzo długo czekałam: uczucia. Pełno uczuć, emocji. Nie tylko tych złych, ale i dobrych. Jeden etap dla Hermiony i Rogera się zakończył, jednak widać, że tworzy się coś między Granger a Teodorem. I coś, co mnie intryguje. I zgrzytam zębami od momentu, w którym nie pozwoliła mu dokończyć tego zdania! No tylko głową w mur przywalić, nie ma co. Czekamy na to od dwudziestu trzech rozdziałów i chyba jeszcze sobie poczekamy, prawda? Bo na pocałunek nie ma co szybko liczyć. Ech... I dobrze. Przynajmniej są emocje przy czytaniu!
Współczuje Rogerowi. Nikt nie lubi odrzucenia, a tym bardziej takiego bólu. Polubiłam trochę chłopaka. Ach, Hermiona jest głupia. Robić takiemu wspaniałemu facetowi nadzieje, a potem... Dobrze, że go jeszcze nie dobiła. Ja już nie wiem, co ona ma w tej głowie.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Donna .
Strasznie lubię Twoje komentarze <3
UsuńMeh, nie wiem, jak to jest, że rozdziały, które uważam za "Takie o, aha, jest postęp w historii", nagle wzbudzają skrajne emocje, a te dla mnie niezwykle ważne są przyjmowane jedynie "No, fajny" xD Nie ogarniam tego, rili. Niemniej jednak, bardzo się cieszę, że aż tak Ci się podobało :)
Dobry związek ma mieć porządne fundamenty, więc tak, jeszcze sobie poczekacie. Sporo. Zresztą, musi się dużo wydarzyć, bo finał wątku z samobójstwem nie może nastąpić tak, za przeproszeniem, z dupy, no ej xD
Ja też nie, luz. Hermiona żyje własnym życiem, ale muszę ją zacząć ogarniać, bo przyłapuję się na tym, że dostrzegam więcej siebie w niej, niż jej kanonicznej duszy. Meh.
Dziękuję za opinię i ściskam ;*
Kurcze, kompletnie zapomniałam, że 8 marca miałaś dodać rozdział, a jeszcze przy pierwszej części sobie powtarzałam, żeby nie zapomnieć. Nieważne.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był naprawdę wyjątkowy. W ogóle nie spodziewałam się wyznania ze strony Rogera, chyba byłam tak samo zaskoczona jak Hermiona. Chociaż oczywiście jestem za paringiem Hermiona - Roger, to i tak strasznie szkoda zrobiło mi się chłopaka. Był chyba pewien, że Gryfonka odwzajemnia jego uczucie, a tu takie zaskoczenie. I jednocześnie jeden z jego najwspanialszych dni okazał się klapą. Ale staram się nie być zła na Hermionię, bo chyba lepiej, że od razu powiedziała mu prawdę niż potem miałaby go ciągle zwodzić i oszukiwać. Jestem ciekawa jak to dalej będzie z ich przyjaźnią, taka więź przecież nie zdarza się codziennie.
Ah i tak bardzo się cieszę, że tyle uwagi poświęciłaś Teodorowi :D Booże, jak on się o nią martwi. To jest takie kochane. A potem ta scena w tej klasie (czy gdzieś tam oO). Fajnie, że już się nie kłócą, że potrafią ze sobą normalnie porozmawiać bez żadnych wyzwisk, to jest to! I jak jej powiedział, że wyglądała dzisiaj pięknie... Do czego zmierzał? ;>
Szkoda, że Hermiona sobie obiecała, że nigdy nie zakocha się w Nottcie. Niby niemożliwe, bo przecież zakochanie samo przychodzi, ale pewnie będzie odpychała od siebie to uczucie.
I Ivy... Muszę poruszyć jej temat. Naprawdę nie wiem co sądzić na jej temat. Czasami ją usprawiedliwiam i myślę sobie, że chce przecież tylko pomścić śmierć brata (dobrze zapamiętałam?), ale z drugiej jest taka nieszczera wobec Hermiony i strasznie mnie to denerwuje. Ale w tym rozdziale była taka milutka i troskliwa. :<
Poozdrawiam (:
Tfu tfu tfu, za paringiem Hermiona - Teodor, za dużo Rogera :D
UsuńAleż spokojnie, ja nie wymagam czytania moich rozdziałów już, od razu po publikacji ^^
UsuńJa też jestem za Teomione, ale Rogera i tak kocham. Szkoda, że musiałam to zrobić, jednak kiedyś trzeba było... Jeszcze się podniesie, mama nadzieję.
W końcu musi zacząć się martwić no :D Skoro Big Kiss za ileś-tam-dużo-rozdziałów, to przynajmniej to przydałoby się wtrynić xD
Co do Ivy - dajdzie mi jeszcze z pięć rozdziałów. Tyle w tym temacie.
Dziękuję za opinię, kochana ;*
Meeeeh, jeszcze tamtego nie skomentowałam, a się za ten biorę. ^^
OdpowiedzUsuńEch, Hermiona uciekła od Teosia, ale czego się spodziewać? Że padłaby mu w ramiona i wyznała miłość? Dobrze, że uciekła, Marysia lubi, jak jest taki bałagan. Niech się teraz Granger męczy ze swoimi uczuciami.
Nie będę oryginalna: biedny Roger. Ale, jak mówiłam, niech założy Stowarzyszenie Złamanych Serc wraz z Potterem i będzie okej.
Teodor był jak zwykle czarujący.
Ivy, umrzyj w męczarniach. Tak, tak, wiem, że jest dobrą przyjaciółką, ale to działa na jej niekorzyść, bo jest przez to cholernie dwulicowa.
Najbardziej podobało mi się to, że gdy mówił Granger, że ładnie wygladała, patrzył jej w oczy. Nie wbił wzroku w ziemię, jak jakiś głupi, zakochany, zawstydzony nastolatek. Cudnie.
Och, wreszcie kochany Hogwart. Hm, kiedy mniej więcej new chapter?
Weny życzę i ściskam ;*
+ „Umrzemy, jehej!” i opowiadanie Hermiony o szczęściu ulubionymi fragmentami :3
UsuńNo, no, właśnie, nie przesadzajmy z tymi jękami, dlaczego H. uciekła xD Ja też lubię skomplikowane sytuacje i takie małe bajzelki ^^
UsuńNiee, ona nie może umrzeć. I nie w męczarniach! :c Ja ją lubię, o.
Roger ma swoje wady i zalety. Cóż ^^
Nowy rozdział postaram się ogarnąć do końca marca ^^
Ściskam <3
Naprawdę powalasz mnie swoimi wpisami.Wszystko czyta się płynie bez zbędnych zastanowień prosto i logicznie (jak dla mnie). Nie robisz z tego love sweet story tylko dajesz wszystko po trochu aby nie zniechęcić czytelników.Rozbudowana fabuła,wątek kryminalno-miłosny. REWELACJA.Zazwyczaj mam tak,że w blogach opuszczam opisy i bardziej się skupiam na dialogach w twoim wypadku czytam do deski do deski.Rozmowa Miony i Teodora o szczęściu byłą świetna! Mimo,że Hermiona dała kosza Rogerowi Ivy się od niej nie odwróciła ii tu ma plusa. Ciekawe jest również to,że raz robisz z niej osobę złą a raz dobrą.Taka podwójna osobowość jak Severus.Cieszę się na powrót do Hogwartu,bo wróci sprawa zbrodni, prawda?
OdpowiedzUsuńDużo weny ci życzę.
~Lili Potter
Aww, bardzo dziękuję za tak miłe słowa :)
UsuńNigdy nie chciałam napisać stricte romansu. Chciałam z opowiadania zrobić coś więcej, bo w końcu jak długo można czytać jedynie o słodkich wyznaniach i problemach egzystencjalnych zakochanych? Meh.
Tak, w przyszłym rozdziale powrót do Katharsis, wreszcie opuścimy Francję, uff :)
Dziękuję za opinię i serdecznie pozdrawiam!
Szczerze mówiąc średnio podobała mi się ta notka. po prostu denerwuje mnie Hermiona i to, że traktuje ich tak samo pomimo zupełnie unnych uczuć, że działa dopiero wtedy., gdy ktoś wprost pokazuje, co od niej chce. Jak można chociażby rzucić się w ramiona kogoś, kto Cię oszukuje (IVY)? . Ratował to co prawda pan Teodor, bo on zawsze ratuje, choć mógł za nią pójść i po prostu pocałować, być zdecydowanym i już, jednak szczerze mówiać, te uczucia, choć opisane dobrz,e były po prostu wypisane zbyt wiele razy w ten irytujący sposób. Mam nadzieję że Granger zmieni swój stosunek bo zaczyna mnie ndenerwować jej niemoc do wszystkiego. Condawiramurs
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, C., że masz rację. Charakter Hermiony spieprzyłam, do czego przyznaję się bez bicia, ale mam nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, by go naprawić. Niemniej, bardzo dziękuję, że Ty również zwróciłaś na to uwagę ;)
UsuńH. jednak traktuje Ivy jak przyjaciółkę. Teraz ma do niej dystans, ale nadal nie wie nawet, czym dokładnie było Lactiris. Nie wie, co o tym myśleć, a Ginny z chłopakami jest za daleko. Meh.
Dziękuję za opinię i pozdrawiam serdecznie :)
Byłam prawie pewna, że komentowałam! Jak mogłam tego nie zrobić, no jak?! Grr. Mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńBiedny Roger, albo Hermiona. Już sama nie wiem. Postąpiła źle, okropnie, jak osoba bez uczuć! Powinna mu już dawno powiedzieć, że między nimi nic nigdy nie będzie, że nic do niego nie czuje, że jest ktoś INNY. No, ale... kreujesz Hermionę nieco inaczej i powiem Ci, że to mi się nawet podoba. Może właśnie to kilka miesięcy temu sprawiło, że nie ominęłam tego bloga, a postanowiłam zagłębić się w jego treść. Może to, a może Teodor Nott, którego naprawdę dzięki Tobie polubiłam. Bardzo mnie ciekawi, jak akcja rozwinie się dalej, dlaczego czekam z niecierpliwością na kolejną notkę. Pozdrawiam serdecznie i... Serdecznie zapraszam na http://iluzja-zla.blogspot.com gdzie zostałaś nominowana do "VERSATILE AWARD"
Pozdrawiam!
A ja myślę, że Hermiona po prostu na swój sposób nie zdawała sobie do końca sprawy, jak bardzo Rogera może zranić. Rozumiała jego sygnały, ale ani ich nie ignorowała, ani na nie nie odpowiadała, bezwolnie tylko pozwalała mu się w sobie zakochiwać, bo nie chciała stracić w nim przyjaciela. No i ostatecznie doszło do tego, że złamała mu serce. Jest to bardzo przykre, ale również bardzo ludzkie, patrzenie na sytuację z punktu widzenia teraźniejszości, nie myśląc o przyszłości, że im dalej w las tym bardziej to uświadomienie zaboli. Zawsze odkłada się to nieuniknione w jak najdalszą przyszłość, mając nadzieję, że jednak nasze obawy się nie spełnią. Owszem, Hermiona postąpiła egoistycznie, ale tylko w ludzki sposób, nie tak jak osoba myśląca tylko o sobie. Żal mi oczywiście Rogera, ale nie aż tak bardzo. Momentami bardzo mnie irytował, ale cenię go jako katalizator zazdrości Teosia :D
OdpowiedzUsuńIvy mnie drażni, jej kłamstwa, zwodzenie, zmienne zachowanie irytują. Jednocześnie mam przeczucie, że jest po tej dobrej stronie barykady, ale to właściwie jest jeszcze bardziej denerwujące, gdy myśli się o jej zachowaniu.
Scena Teomione zaczarowała mnie :) Z jakiejś przyczyny widzę w niej taką może początkowo szorstką, a później trochę mniej, ale wciąż czułość ze strony Teodora. Tak jakby pierwszy raz widzę jak na dłoni po jego zachowaniu w stosunku do Hermiony, że coś do niej czuje. Hermiona spanikowała, to oczywiste, nie jest gotowa przyznać się do własnych uczuć, wręcz je wypiera, więc dlaczego miałaby myśleć, że Nott czuje coś do niej? On sam z kolei też nie zdaje sobie sprawy z uczucia między nimi, gdyż jest chyba jeszcze zbyt niepewne, a na pewno jest też bardzo ukryte przed nim samym.
Bardzo mi się podobał ten rozdział, a kontrast między pierwszą a drugą częścią jest ogromny: w pierwszej pozytywne emocje, zachwyt, podekscytowanie, radość; w drugiej smutek,ból, niepewność, a jednocześnie my, czytelnicy, odnajdujemy w nim swoistą słodycz :)
Pozdrawiam,
Ceres
Nominowałam cię do Liebster Award :)
OdpowiedzUsuńJeśli zostawiłam tę informacje w złym miejscu to przepraszam.
oszukac-los.blogspot.com
Pozdrawiam Ruda
Witaj, Empatio! Na twoje opowiadanie natknęłam się dzięki blogowi Alex [hermione-riddle-potter] i bardzo mnie zainteresował. Obiecałam sobie, że gdy znajdę chwilę, wpadnę i wszystko przeczytam. Tak też uczyniłam. Z początku długość rozdziałów trochę mnie przeraziła, ale prolog tak mnie wciągnął, że nie mogłam się powstrzymać i czytałam dalej.
OdpowiedzUsuńMuszę ci się pochwalić, że troszkę kojarzyłam Teosia z sagi pani Rowling!;**
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Muszę ci powiedzieć, że zakochałam się w twoim Teodorze!:** Jest po prostu boski!:)Opisy uczuć i sytuacji strasznie mnie urzekły, sprawiały, że nie mogłam się od tego oderwać!:) Aż mnie zatkało, gdy uświadomiłam sobie, że przeczytałam wszystkie rozdziały! Wprost cud, miód i orzeszki!:)
Kurczę, sprawa umarłych jest boska! Jak czytałam te wszystkie fragmenty dotyczące ich, sama się trochę bałam!:) Fajnie, że ta sprawa połączyła Teosia i Mionę.
Ivy mnie wkurza! Wara jej od mojego Teosia. No dobra, Teodor należy do Mionki, i tylko do niej, ale pofantazjować zawsze można, nie? Z początku lubiłam Ivy, ale gdy odciągnęła Hermionę od Ginny, trochę się wkurzyłam. Ale gdy dziewczyny się pogodziły złość mi przeszła. Dopiero w Instytucie, gdy Ivy wlała to coś Mionie do soku, całkiem przestałam jej ufać. A jak się zaczęła dowalać do Teosia to myślałam, że ukatrupię żmiję!:)
Roger jest fajny, ale Mionka zachowała się bardzo głupio, dając mu nadzieję. Mogła dać mu od razu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, ale wolała to ciągnąć. Szkoda, bo oszczędziłaby i sobie i Rogerowi cierpienia. Mimo, że jak najbardziej jestem za Teomione, to żal mi Stone' a.
Scena z Teosiem i Mionką była cudna! Ale też wcześniej, bo w tamtym rozdziale, gdy chwycił ją za rękę, myślałam, że się rozpłynę. A teraz? Gdy mówił, że nie lubi, gdy ona płacze, niemal szalałam!:** Cudne, boskie, niesamowite itd.
Kocham to opowiadanie. Jest naprawdę kawałem dobrej roboty!:) Uwielbiam je!:** Muszę ci powiedzieć, że właśnie zyskałaś kolejną czytelniczkę, bo mam zamiar zostać z Teosiem i Mionką do końca!:*
Pozdrawiam, ściskam oraz życzę weny!:)
Nominuję twojego bloga do The Versatile Blogger. Więcej informacji u mnie http://ciemneijasnekoloryswiata.blogspot.com/ ;D
OdpowiedzUsuńDlaczego ona musiała odejść, kiedy Teoś zebrał się w sobie żeby coś powiedzieć?! Piszczałam na tym momencie. :). Szkoda mi Rogera, ale tylko troszkę, bardziej jednak żal mi jest Hermiony, ale no cóż... sama jest sobie winna, że na to pozwoliła. Już nie mogę się doczekać następnej części. Naprawdę mi się spodobało, twój pomysł jest taki oryginalny... Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że ktoś wymyśli takie połączenie, bo cały czas jest Dramione, Harrmione, Snape i Hermiona czy inne głupoty. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne części.
OdpowiedzUsuńByłabym również wdzięczna, gdybyś zajrzała na mojego bloga: cat-piec-zywiolow.blogspot.com
A! I zapomniałabym! Zyskałaś też nową czytelniczkę, bo nie mam zamiaru rozstawać się Teosiem i Hermioną. Ich sprzeczki są genialne! :) No! Pozdrawiam i życzę jak największego przypływu weny!
Na Twojego bloga trafiłam kilka dni temu i wiesz co? Ta historia jest piękna, poruszająca, czasem -nieprzewidywalna. Uwielbiam to! Przeczytanie jej kosztować mnie będzie oblaniem testu z historii, ale wiem, że było warto:)
OdpowiedzUsuńW bardzo ciekawy sposób przedstawiłaś relacje Hermiona-Teoś, za co dziękuję :) Opowiadanie to jest inne, niż te, które czytałam do tej pory, być może dlatego, pierwszy raz od bardzo dawna dodaję jakikolwiek komentarz xd
Z niecierpliwością czekam na następne części, niech będzie ich jak najwięcej! I wyjaśnij tą sprawę z Ivy! po padnę z ciekawości tutaj:)
Życzę weny, żebyś szybko dodała następną część:)
pozdrawiam!
No siema, nie wiedziałam, gdzie Ci to napisać, bo nie masz żadnego spamownika ani nic, więc piszę tutaj, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. ;) Postanowiłam reaktywować moje opowiadanie o Lockharcie, rozpoczynając zupełnie nową, zaskakującą historię, serdecznie zapraszam do lektury! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
[gilderoy-lockhart]
Głupia Hermiona. Ja naprawde nie wiem juz co ja mam myslec o tej Ivy ... Szkoda.mi jeszcze bardziej Rogera. A Teo w tym rozdziale byl supeer nareszcie sie obudzil i postanowil zainteresowac sie granger i juz sie tak tego nie wypieral... Ale Hermi wszystko popsuła ;((( Glupia Glupia GLUPIA GRANGER ;C Przepraszam ze taki krotki komentarz ale nie mam juz co wymyslic
OdpowiedzUsuńKocham,wielbię i całuje Ginny
WOW.! Opis przezyc Hermiony - bezcenny.!!!
OdpowiedzUsuńTak bardzo utozsamiam sie z nia i tym co przezywa, ze placze i smieje sie razem z nia. Jestes niesamowita. :*
Boże, oczy mam pełne łez... Ta scenka z Teodorem i Hermioną była taka... Prawdziwa? Boże, już po 9 rozdziale, śmiałam się z koleżanką, że przez Twoje opowiadanie jeszcze bardziej żałuję, że nie uczę się w Hogwarcie. Gdyby był tam ten Twój Nott to... Hermiona miałaby konkurencję nie tylko w Ivy. :)
OdpowiedzUsuńE.
Tiaaaaa pk rqz ltorys sie z tb zhodze Hermiona jest bardzo glupia. No blagam Theodor w komcu zaczyna sie przed nia otwierac naprawde ufac zazyna dwac jej nareszcie jakie takie znaki a ona co ? Ucieka i ozyzeka ze nigdy sie nie zakocha w nim jakby nie kogla zauwafzyc ze juz za pozno a w dodatku on to odwzajemnia lol
OdpowiedzUsuń