19 kwietnia 2013

Rozdział 26. Pocałuj mnie

Przez tydzień nieobecności w szkole nazbierało mi się z lekcji trochę tematów do nadrobienia. Ron z Harrym naprawdę bardzo się postarali, sporządzając notatki nieco dokładniej niż zwykle. Także tuż po moim powrocie okularnik wręczył mi dwa porządne stosiki, które zaczęłam przepisywać już następnego dnia w niemal każdej wolnej chwili.
Udało mi się również porozmawiać z Ginny. Jako że był poniedziałek, dziewczyna musiała przestać się ukrywać, więc przed śniadaniem złapałam ją w pokoju wspólnym. Całą drogę do Wielkiej Sali przegadałyśmy, a później ledwo się od siebie odkleiłyśmy – ja musiałam pędzić na starożytne runy, zaś ruda na transmutację. W przerwie na lunch opowiedziałam jej o Ivy, na co dziewczyna westchnęła ciężko i stwierdziła:
– Wiedziałam, że będziesz mieć z nią problemy.
Niespecjalnie zdziwiła się, słysząc o kłamstwach Krukonki, zaskoczyła ją natomiast sytuacja z Lactiris, o czym rozprawiałyśmy przez całą przerwę, jednak najbardziej zdumiła się moim zignorowaniem całej sprawy.
– Poszłaś do Dumbledore’a – rzekła wtedy jakby to stanowiło rzecz absolutnie oczywistą.
Na moje przeczące pokręcenie głową niesamowicie się oburzyła.
– Jak ty możesz w ogóle być taka obojętna? Ona ewidentnie coś knuje, powinnaś w ogóle przestać z nią rozmawiać, powinnaś iść do Dumbledore’a i mu powiedzieć, powinnaś…
– Spokojnie, Ginny – przerwałam jej rozsądnym głosem. – A przede wszystkim ciszej, nie każdy musi o tym wiedzieć. Słuchaj, wiem, jak jest, Harry wczoraj przewałkował ze mną ten temat i otworzył mi oczy na wiele kwestii. Co nie zmienia faktu, że nie wiem, dlaczego chciała wyciągnąć te informacje, dlaczego maczał w tym palce Snape, kto jeszcze o tym wie, w dodatku przez długi czas naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy… Zdobędę dowody – od razu pójdę do Dumbledore’a. Na razie czekamy.
Ginny omiotła mnie niepewnym, choć badawczym spojrzeniem, aż w końcu spytała cicho:
– A jeśli Nott też ma w tym swój udział?
Brałam tę opcję pod uwagę, mimo że bardzo nie chciałam w ten sposób myśleć. Nie miałam podstaw, by wciągać w to Teodora, nie sprawiał wrażenia zaangażowanego w jakikolwiek sposób w to wszystko.
Ale nie mogłam zapominać o jego wyśmienitej umiejętności gry aktorskiej.
Mógł wciąż mnie oszukiwać, tak jak Ivy. Mógł przystać z nią i Snape’em, a ja pozostawałam zaślepiona genialnym poczuciem humoru dziewczyny oraz wspaniałą inteligencją chłopaka.
Coś jednak mi mówiło, że Teodor jest nieświadomy wszystkiego jeszcze bardziej ode mnie.
W kwestii samego Ślizgona, moje postanowienie, by powoli ograniczać nasze relacje do tych jedynie korepetytor-uczennica, szybko wcieliłam w życie. Tego samego dnia, gdy przyszłam do sali na zajęcia, przywitałam się krótko i od razu zaproponowałam ćwiczenia dla siebie. Teodor zdziwił się, ale nie oponował, więc szybko zabrałam się do pracy.
W ciągu całej jednej godziny niewiele się do siebie odzywaliśmy, choć brunet wyraźnie chciał w końcu zacząć rozmowę. Zagadywał mnie, lecz ja uparcie milczałam, co coraz bardziej go denerwowało, albo zmieniałam temat na transmutację. Panowałam nad sobą jak nigdy wcześniej w jego obecności, aż koło do dwudziestej pożegnałam się zwięźle i wyszłam. Teodor został chwilę, by uporządkować salę, więc mogłam wrócić do Wieży Gryffindoru w samotności, w duchu gratulując sobie niezwykłej samokontroli.
Cel osiągnięty, Hermiono – myślałam, uśmiechając się lekko pod nosem. Brawo.
W pokoju wspólnym zastałam Harry’ego gawędzącego wesoło z Ginny. Widziałam, że oboje czują się świetnie w swoim towarzystwie, więc nie chciałam im przeszkadzać, jednak nim wyewakuowałam się z pomieszczenia, ruda dostrzegła mnie i pomachała w moją stronę. Z uśmiechem podeszłam do przyjaciół, po czym siadłam na kanapie obok dziewczyny.
– Jak było na korepetycjach? – spytał Harry.
Ginny popatrzyła na mnie znacząco, czego jednak okularnik siedzący na fotelu niedaleko nie dostrzegł.
Wiedziałam, o co jej chodzi.
Wzruszyłam ramionami.
– Zwyczajnie – odrzekłam beznamiętnie. – Wyjątkowo… spokojnie. W dodatku wychodzi mi coraz więcej zaklęć – ucieszyłam się. – Chyba wracam do formy, McGonagall powinna być spokojna o owutemy.
Harry wywrócił oczyma, jednak ja patrzyłam na przyjaciółkę. Jej twarz wyrażała ulgę.
Byłam na dobrej drodze.
Taki stan rzeczy utrzymywał się przez kilka następnych dni. Stopniowo odsuwałam się od Teodora, wymienialiśmy kilka słów wyłącznie na transmutacji, na której siedzieliśmy razem, oraz na korepetycjach. Na patrolach skrzętnie trzymałam się innych prefektów, tak bym nie musiała wędrować z nim korytarzami. On chyba również załapał, że teraz sporo rzeczy się zmieni, jednak nie wydawał się tym specjalnie zainteresowany.
Przyjął to do wiadomości. O.
Czy czułam ból? Może trochę, bo już tęskniłam za naszymi dawnymi konwersacjami o wszystkim i o niczym, ale wiedziałam, że takie wyjście było lepsze. Bezpieczniejsze.
Z Ronem rozmawiałam dość rzadko, bo jakoś nie miałam zamiaru przebywać w jednym pomieszczeniu z Lavender. Rudzielec był szczęśliwy, więc nie urządzałam kłótni, nie rzucałam zaklęciami na wszystkie strony i nie groziłam blondynce śmiercią.
No, jeszcze.
Moje relacje z Harrym mocno się zacieśniły. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, gdyż cały czas wcześniej poświęcany Krukonom oddawałam jemu. Ivy wyraźnie unikałam, choć ona usilnie starała się pogadać ze mną dłużej niż kilka minut. Usuwałam się szybko z jej pola widzenia albo posyłałam Harry’emu krótkie spojrzenie, które od razu rozumiał. Wymyślał jakąś wymówkę, dzięki czemu oboje szybko pozbywaliśmy się towarzystwa blondynki. Podobnie było z Rogerem, choć w tym przypadku miałam pewne ułatwienie – on również średnio chciał mnie oglądać. Oboje unikaliśmy siebie nawzajem i mimo że odczuwałam pewnego rodzaju ulgę, to wiedziałam, że długo nie mogę uciekać.
Wciąż jednak trzymałam się jednego, ale za to bardzo mocnego argumentu – rany się jeszcze nie zabliźniły.
Wiadomość o związku Ginny z Blaise’em obiegła już całą szkołę. Ruda stała się czymś w stylu wyrzutka Gryffindoru, gdyż większości z Lwów Zabini zdążył zaleźć za skórę. Nie wszyscy się od niej odwrócili, ale sporo osób patrzyło na nią z nieukrywaną wrogością. Współczułam dziewczynie, jednak ona zdawała się absolutnie tym nie przejmować.
– Kocham Blaise’a, bo dzięki niemu czuję się naprawdę szczęśliwa – odparła cicho, wzruszając ramionami, kiedy powiedziałam, jak bardzo jest mi przykro. – W dodatku Ron nadal nie napisał do naszej mamy, więc o to chyba mogę przestać się martwić. Chociaż niedługo Święta i pewnie ten kretyn coś wypapla…
Właśnie. Święta.
Na kolejne tygodnie miałam opuścić szkołę, czyli na kolejne tygodnie miałam rozstać się z umarłymi. Nie wspomniałam Teodorowi o kolejnym dostępnym rozdziale, on również milczał na ten temat, z czego wywnioskowałam, że w ogóle nie odwiedził tamtej sali. Nie żeby mnie to dziwiło. Ja zdecydowanie bardziej zainteresowałam się całą komnatą, zwłaszcza notatkami o Crycie, on jedynie katharsis, choć też nie jakoś wybitnie.
Tak czy siak, w piątkowy wieczór opuściłam pokój wspólny. Tym razem zostawiłam w nim Harry’ego wraz z Ginny, więc na pewno żadne z nich nie czuło się zbyt samotnie w swoim towarzystwie.
Nie powiedziałam nikomu o umarłych. Wciąż wiedzieliśmy o nich jedynie my z Teodorem. Nie chcieliśmy mieszać w to więcej osób, w dodatku nadal nie mieliśmy pewności, kim był Cryte, co dokładnie się stało…
Idąc szybkim krokiem korytarzami na szóste piętro, chciałam rozwiać wszelkie wątpliwości.
W sali było niemożliwie zimno. Opatuliłam się szczelniej grubym swetrem, który zrobiła mi kiedyś babcia specjalnie na takie chłodne wieczory w zamku. Niewiele to pomogło, jednak zawsze coś. Rozświetliłam całą salę, po czym podeszłam od razu do biurka. Usiadłam po turecku na lodowatej posadzce. Klucz do biurka postanowiłam ukryć w nieco łatwiej dostępnym miejscu, konkretnie pod nim samym. Między podłogą a nogami mebla znajdowała się niewielka przestrzeń, idealna, by wsunąć tam kawałek metalu, po czym później bez trudu go wyjąć.
Szybko włożyłam klucz do jednego z zamków i przekręciłam. Słysząc charakterystyczne szczęknięcie, już wiedziałam, że każda szuflada oraz szafka była moja.
Wyciągnęłam z biurka dziennik wraz z wszystkimi notatkami, z których utworzyła się całkiem pokaźna kupka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Czułam coraz większy chłód, a moja pupa absolutnie domagała się wygodniejszego siedziska.
– Trzeba tutaj coś skombinować… – wymamrotałam do siebie.
Mój wzrok padł na pustą przestrzeń obok tablicy, a sekundę później na leżącą na posadzce kredę. Chwyciłam w dłoń swoją różdżkę i wypuściłam głośno powietrze z ust.
Na korepetycjach ci wyszło, to teraz ci nie wyjdzie?
Wymawiając głośno formułę zaklęcia, wykonałam drobny ruch różdżką, po czym uśmiechnęłam się szeroko. Kreda w ciągu kilku sekund przetransmutowała się w niezbyt dużą, okrytą ciemną narzutą sofę. Od razu przeniosłam się na nią wraz z dziennikiem i pergaminami. Z kolejnych dwóch kred zrobiłam miękkie poduszki, po czym siadłam na kanapie, podkulając nogi.
Tak, zdecydowanie tego brakowało w tej komnacie.
Na początku zabrałam się za dziennik. Otworzyłam dziennik, postanawiając przeczytać większość wpisów, zaczynając od tego, w którym autor zawarł śmierć dziadka.

28 grudnia 1982, Londyn, Szpital Świętego Munga

15:16
Dziadek wie, że zostało mu mało czasu. Powiedział mi to.
Dzisiaj przyszedłem z babcią. Tylko my. Taty Ojca nie było tu w ogóle. Mama dwa razy, w końcu to jej ojciec tata.
Babcia jest w sali. Chciałem zostawić ich samych.
Słyszę krzyk.
Wołają mnie.

29 grudnia 1982, Londyn, mój dom, mój pokój.

02:34
Dziadek milczał, nie potrafi już nic powiedzieć. Jest przypięty do jakichś mugolskich urządzeń, nie wiem, dlaczego magomedycy ich używają. Babcia przekazała mi jakąś owiniętą w papier książkę i list od dziadka, jeszcze sprzed tego wylewu. Podobno bardzo chciał, żebym to dostał, choć nawet ona nie wie dlaczego.
Ciągle płacze. I nie dziwię jej się.
Odwinąłem teraz tę książkę. Jest brudna, nadpalona, prawie całkiem zniszczona. Nie wiem, o co chodzi i jakoś nie chcę wiedzieć. Ledwie widzę jej tytuł, „Ca Katri Katharsis”. Kiedyś to słyszałem, ale nadal nie mam pojęcia, po co mi to.
Dziadkowi zostało kilka dni, ale nikt o tym nie mówi.
Śmierć jest przerażająca.

Zmarszczyłam brwi. Czyli autor listu dostał Katharsis od swojego dziadka…
Jednak skąd on to miał?

15:46
Właśnie skończył się obiad.
Cisza.
Cisza.
Cisza.
Muszę napisać do Neila.

23:12
Neil stwierdził, że mam ogarnąć tę książkę, uspokoić Małą, że dziadziusiowi nic nie będzie i uciec z tego domu jak najszybciej. Zaproponował przechowanie mnie u siebie.
Nie mogę zostawić Małej. Ona tego nie zrozumie.

31 grudnia 1982, Londyn, mój dom, salon

22:47
Nie żyje.
Nie żyje.
Nie żyje, kurwa mać.
Mam ochotę wyjść i krzyczeć. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, jak bardzo nienawidzę swojej rodziny. Ojca nie było w szpitalu, gdy on umierał, w ogóle nie przyszedł. Matka była, ale dopiero po wszystkim, bo nie mogła wyrwać się z pracy. Mała wylądowała u zaprzyjaźnionej sąsiadki. Przy łóżku dziadka staliśmy tylko z babcią. Wrzeszczałem, by go ratowali.  Wyrzucili nas z sali, a ja przez całe pieprzone 11 minut modliłem się, by i babcia nie runęła bez życia.
Ale ona stała niespodziewanie spokojna, zupełnie jak posąg.
W końcu wyszli, by powiedzieć, że bardzo im przykro, że robili wszystko, co mogli.
Starali się zagrać smutek, współczucie, ale nie wyszło. Babcia stała niewzruszona, wyglądała na całkiem inną niż kilka dni temu. Wtedy rozpaczała. Teraz cierpi w milczeniu.
Siedzi zamknięta w swoim pokoju. Boję się o nią, ale taki jej wybór. Może ja też powinienem się położyć? Mała śpi, rodzice wrócili do pracy, Neil baluje u Josha.
Ja mam ochotę zniknąć.

Otarłam wierzchem dłoni łzy, które stanęły mi w oczach i przeszłam dalej, jedynie przebiegając wzrokiem kilka następnych wpisów. Natrafiłam na notatkę napisaną drżącą dłonią, której atrament lekko się rozmył w paru miejscach.

2 stycznia 1983, Londyn, mój dom, mój pokój

03:33
Tego wszystkiego jest za dużo.
Poszedłem dzisiaj do gabinetu mojego ojca. Doprowadza mnie do szału jego obojętne zachowanie wobec nas wszystkich. Musiałem się dowiedzieć, co tak długo trzyma go w Ministerstwie i w końcu wiem.
W biurku znalazłem mnóstwo dokumentów dotyczących jakiejś akcji przeciw Voldemortowi, która całkiem niedawno się zakończyła. Wziąłem je wszystkie i teraz trochę przeglądałem, jednak boję się dalej to robić, bo ojciec już wrócił do domu, zaraz może tu wejść. Zajmę się tym dopiero w Hogwarcie, teraz muszę trochę poudawać, jak grzecznie śpię.
Ale z tego, co już przeczytałem, wynika, że ojciec od dawna powinien siedzieć w Azkabanie.

Poczułam niezdrowe podekscytowanie – właśnie o to mi chodziło!
Później dotarłam do wpisów z pociągu i pierwszego dnia szkoły autora. Był on w ostatniej klasie Hogwartu, należał do Ravenclawu. Przyjaźnił się z niejakim Neilem, podkochiwał w koleżance z roku Laurze, miał siostrę Małą, jego ojciec maczał palce w tym wszystkim.
Tyle wiedziałam.
Chciałam jeszcze. Musiałam wszystkiego się dowiedzieć, teraz, zaraz, natychmiast.
Musiałam w końcu zrozumieć, na czym polegała zbrodnia sprzed lat, w której przelano krew niewinnych.

***

– Hermiono, wszystko w porządku?
Kiwnęłam niemrawo głową.
Do pokoju wspólnego wróciłam dopiero koło pierwszej, przez co Gruba Dama niespecjalnie chciała wpuścić mnie do środka. Choć niewyspana, to jednak cała spięta poczłapałam za Harrym i Ginny na śniadanie do Wielkiej Sali.
Już wiedziałam. Wiedziałam kto z kim, dlaczego, po co, jak.
I nie napawało mnie to entuzjazmem. Dokładne przestudiowanie dziennika oraz notatek spowodowało gigantyczną falę strachu przepływającą przez mój umysł, choć po kilku godzinach snu już nieco osłabioną.
Cryte, kimkolwiek był. Voldemort. Ministerstwo. Morderstwa z zimną krwią, o których nikt nigdy się nie dowiedział.
W dzienniku nie znalazłam żadnej wzmianki o Benjaminie Crycie, jedynie to, że pracował w brytyjskim Ministerstwie Magii, ale co (prócz zabijania) robił, czy nadal żył, czym aktualnie się zajmował?
To pozostawało dla mnie tajemnicą.
Coś mówiło mi, że powinnam udać się do szkolnego archiwum i przejrzeć gazety sprzed lat, jednak na to miałam zbyt mało czasu. Czytanie od dechy do dechy każdego artykułu z poprzedniej dekady… Porywanie się z motyką na słońce.
Czułam się odsłonięta i niespokojna. Wciąż wydawało mi się, że zaraz zaatakują mnie ludzie Cryte’a, tak jak autora dziennika, że wywleką mnie za zbyt dużą wiedzę na temat pewnych rzeczy…
Czułam irracjonalną potrzebę obecności Teodora. On jako jedyny prócz mnie także wiedział o sprawie, nie tak wiele jak ja, jednak byłam skłonna mu powiedzieć. Byle tylko powiedział, że wszystko się ułoży. Byle tylko doradził, co powinnam zrobić.
Iść z tym do kogoś posiadającego większą władzę niż ja czy udawać, że o niczym nie wiem?
Łatwiej byłoby milczeć.
Ale co z wyrzutami sumienia, że sprawiedliwości nie stało się zadość? Że winni wciąż pozostawali na wolności? Że nie zrobiłam niczego, co pozwoliłoby zbrodniom ujrzeć światło dzienne?
Na ziemię sprowadził mnie dopiero gwar rozmów dochodzący z Wielkiej Sali. Przeszliśmy przez jej wrota i naszym oczom ukazał się piękny, świąteczny wystrój. Kilka ogromnych, kilkumetrowych choinek stało w rogach pomieszczenia, a największa, ta za stołem profesorskim, jarzyła się tysiącami magicznych światełek. Gzymsy kominków zdobiły soczysto zielone gałązki, w których błyszczały szkarłatne oraz złote bombki. Z magicznie zaczarowanego sufitu prószył śnieg niknący w powietrzu tuż nad naszymi głowami. W sali zrobiło się tak jakby przytulniej, choć mną samą raz po raz wstrząsał dreszcz poprzedzający nagły przypływ mdłości.
– Hermiono, na pewno wszystko w porządku? – upewniła się Ginny, zapewne dostrzegając mój niemrawy wyraz twarzy.
Uśmiechnęłam się najserdeczniej jak umiałam.
– Pewnie.
Ale tak naprawdę nic nie było w porządku.

***

Wieczorem na korepetycjach z trudem powstrzymywałam się przed wyrzuceniem z siebie wszystkiego, co tłumiłam przez cały dzień.
Gniew.
Strach.
Wątpliwości.
Chciałam, naprawdę chciałam powiedzieć o wszystkim Teodorowi, ale nie mogłam znowu pozwolić, by coś nas do siebie zbliżyło. Najwyraźniej zapomniał o umarłych, więc nie było sensu znowu go w to wciągać.
W dodatku im mniej osób wiedziało, tym lepiej. Sam tak stwierdził. Narażanie kolejnej osoby na ewentualne zagrożenie wynikające z wiedzy o tamtych wydarzeniach nie wchodziło w grę.
Kiedy po kilkunastu nieudanych próbach zaklęcia, kolejnych kilku skoncentrowania się oraz następnych paru zrozumienia, dlaczego znów przestało mi cokolwiek wychodzić, odpuściliśmy i wyszliśmy z klasy, Teodor ruszył ze mną korytarzem. Bez słowa. Wędrowaliśmy w całkowitej ciszy, zakłócanej jedynie subtelnym odgłosem naszych kroków. W końcu jednak czarnowłosy odezwał się dziwnie opanowanym głosem:
– Dostałaś zaproszenie od Slughorne’a na to całe przyjęcie świąteczne?
Kiwnęłam głową.
– Dzisiaj na lunchu dała mi je jakaś dziewczyna – przyznałam obojętnie, nie patrząc na niego.
Nie mogłam pokazać mu, jak wiele chcę jeszcze powiedzieć.
Kątem oka dostrzegłam, że Teodor wypuścił powoli powietrze z płuc, zaciskając jednocześnie usta. To nie wróżyło niczego dobrego.
Skręciliśmy w boczny korytarz, na którego końcu ujrzałam szczyt głównych schodów. Poczułam ulgę, bo już za parę chwil mogłam pozbyć się towarzystwa Ślizgona.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jego głos, nagle rozbrzmiewający we względnej ciszy.
– Znowu coś ci odbiło.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
– To znaczy? – spytałam, starając się jak najlepiej udać zdumienie.
Parsknął kpiącym śmiechem.
– Och, dobrze wiesz – odpowiedział, wbijając we mnie rozgniewane spojrzenie. Zadrżałam od siły zawartej w szarych tęczówkach chłopaka.
Zdając sobie sprawę, że zaraz dojdziemy do końca korytarza, wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok.
– Nie wiem. Wszystko jest tak jak zawsze, więc nie sądzę, żeby „coś mi odbiło”. Może to ty masz jakieś zwidy albo coś…
Dotarliśmy do schodów, więc szybko ruszyłam po stopniach na górę. Już miałam się pożegnać z Teodorem, kiedy zauważyłam coś bez wątpienia niepokojącego.
On ruszył za mną.
Uniosłam brwi, patrząc na bruneta znajdującego się kilka stopni za mną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze, zważywszy na temat, który chłopak przed chwilą poruszył. Jednak niby jak miałam się pozbyć Ślizgona? Po prostu uciec na górę? Uciszyć zaklęciem?
Więcej nie cofnę się przed Teodorem.
Musiałam się z nim skonfrontować.
W końcu.
– Mówiłem ci, żebyś ze mną nie grała – warknął, a ja zrozumiałam, że moje odsunięcie się od niego nie pozostało bez odzewu, że on wcale nie przyjął tego do wiadomości tak po prostu. Dusił to w sobie… do czasu. – Kompletnie cię nie rozumiem, bo twoje działania są sprzeczne, nielogiczne i po prostu durne, zupełnie jak ty.
Zatrzymałam się gwałtownie, po czym odwróciłam z wściekłością w jego stronę. Moje policzki zaróżowiły się, fale gorąca przepływały przez ciało. Teodor przypatrywał mi się z równą złością, czułam się jakby górował nade mną, choć stał dwa czy trzy stopnie niżej.
W mojej głowie odezwały się dwa głosy: jeden nakazywał natychmiastowe zrzucenie czarnowłosego ze schodów, drugi zaś protestował, krzycząc, bym nie zmarnowała szansy i po prostu go pocałowała.
Nie posłuchałam żadnego z nich, robiąc wszystko po swojemu.
– Odczep się, Nott – syknęłam. – Nie wiem, o co ci chodzi. Nie prowadzę żadnej gry i nie działam nielogicznie…
– Ignorujesz mnie – przerwał mi z mocą, a ja przestraszyłam się wyrazu jego twarzy. Pogarda. – Nie pamiętasz, jak było wcześniej? Zachowywałaś się jak człowiek, nareszcie, a teraz… Granger!
Gdy usłyszałam wzmiankę o ludzkim zachowaniu, od razu rozgniewałam się jeszcze bardziej i by nie ciągnąć tego dalej, po prostu pognałam schodami na górę. Miałam nadzieję, że im bliżej pokoju wspólnego Gryfonów się znajdę, tym Teodorowi mniej będzie chciało się mnie gonić.
Przeliczyłam się jednak.
– Myślisz, że tak zachowuje się racjonalny człowiek? – usłyszałam wołanie bruneta. Minęłam kilku zdziwionych naszą konwersacją Krukonów. – Jednego dnia zwykła rozmowa, a następnego co? Totalne olanie!
– Nie wiem, o czym mówisz! – wyrzuciłam z siebie, kiedy znaleźliśmy się między czwartym a piątym piętrem.
– Granger, STÓJ!
Zaskakujące, jak szybko potrafiłam uciekać przed rozwścieczonym Nottem.
W końcu jednak chłopak dopadł mnie na szóstym piętrze. Niespodziewanie poczułam mocny ucisk na ramieniu i choć próbowałam się wyrwać, w końcu musiałam spojrzeć prosto w szare oczy Teodora, teraz przepełnione zdenerwowaniem oraz determinacją. Szybko zerknęłam wokoło – nie dostrzegłam nikogo, kto mógłby mi pomóc.
To nie tak, że bałam się Ślizgona. Nie, ten czas już minął.
Po prostu nie miałam najmniejszego zamiaru rozmawiać na akuratnie ten temat.
– Rozmawiamy ze sobą raz na kilka dni – Teodor prawie wypluł te słowa. – A jak już to o zaklęciach na transmutację. Dlaczego przestałaś na mnie patrzeć? Boisz się tego? Dlaczego zaczęłaś mnie ignorować? Co, nagle ci się odwidziało? Granger, spójrz na mnie! – krzyknął prosto w moją twarz.
Zrobiłam, co kazał. Chciałam, żeby ujrzał łzy, które stanęły mi w oczach, lecz wydawał się być całkowicie nieporuszony. Jego dłoń nadal zaciskała się na moim ramieniu.
– Co mam ci powiedzieć?! – teraz to ja go zaatakowałam. – Czego ode mnie oczekujesz?!
– Istnieję dla ciebie tylko na korepetycjach i transmutacji, nigdzie indziej – wycedził. – Co się stało, do cholery?
– Tyle ci nie wystarcza? – zadrwiłam.
Wpatrywał się we mnie długą chwilę, aż w końcu rozluźnił uścisk. Natychmiast z tego skorzystałam i pognałam schodami na górę, przed portret Grubej Damy. Oddychając głęboko, zatrzymałam się z zamiarem powiedzenia hasła.
Ale wtedy do moich uszu dotarło chyba najbardziej zaskakujące, a jednak najpiękniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszałam.
– A jeśli powiem, że to mi nie wystarcza?
Natychmiast się odwróciłam. Na stopniach stał Teodor, oparty jedną dłonią o balustradę. Na jego twarzy już nie widziałam gniewu – jedynie coś, czego nie potrafiłam zdefiniować. Miał w sobie… pewność siebie, jednocześnie delikatność, trochę determinacji, bólu, ale też lekkości…
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, zwłaszcza kiedy dotarł do mnie pełny sens tych słów. Złagodniałam, nie ciskałam z oczu gromów, nie mogłam już być taka jak jeszcze kilka chwil temu.
Stopniowo otuliła nas cisza, a Teodor pokonał ostatnie schodki, tak że znalazł się jedyne dwa czy trzy metry ode mnie. By patrzeć mu w oczy, musiałam unosić lekko głowę, jednak wcale mi to nie przeszkadzało.
Czułam się jak w zupełnie innym świecie.
– To mi zdecydowanie nie wystarcza, Granger – rzekł cicho, uważnie śledząc moją reakcję na te słowa.
I nawet chciałam ulec. Chciałam dać za wygraną, przeprosić, powiedzieć, że już więcej tak nie zrobię, jednak w ostatniej chwili się opanowałam.
Nie mogłam zaprzepaścić tylu starań, by się do niego nie przywiązać.
Spuściłam wzrok, kierując go gdzieś w bok.
– To niebezpiecznie, Teodorze – wymamrotałam.
– Co? – delikatne dotknięcie w ramię uświadomiło mi, jak wielkie głupstwo palnęłam. – O czym ty mówisz, Granger?
Pokręciłam przecząco głową, a palce Teodora lekko się zacisnęły. Nie boleśnie czy brutalnie, raczej po prostu pewnie.
Poczułam okropną chęć rzucenia się mu na szyję i wtulenia w chude ciało, byle tylko objął mnie mocno, powiedział na głos to, co ukrył w tamtym jednym zdaniu.
Nie zdążyłam nic zrobić, gdyż usłyszałam za sobą cichy dźwięk sugerujący, że ktoś właśnie wychodzi z pokoju wspólnego. Spojrzałam prosto na Teodora, nasze oczy na moment się spotkały a potem rozległ się zdziwiony głos Rona.
– Hermiona? Nott?
Od razu odwróciłam się, Ślizgon opuścił rękę, która jeszcze przed chwilą zaciskała się na moim ramieniu. Ron stał w wejściu do Wieży, a za nim trzymała się Lavender, równie zdumiona jak rudzielec. Spletli ze sobą dłonie.
No tak, jeszcze ich mi tu brakowało.
– Cześć, Ron – rzuciłam niespokojnie. – Witaj, Lavender.
– Co tu robicie? – spytał natychmiast Weasley. Jego twarz poczerwieniała.
Och, następny. Nie ma to jak alergia na Slytherin.
Zerknęłam przelotnie na szarookiego.
– Nic – Merlinie, poczułam się jak przestępca na przesłuchaniu. – Nott mnie odprowadził po korepetycjach, bo oczywiście sama bym sobie nie poradziła – dodałam zgryźliwie w jego stronę. Ron nie mógł się o niczym dowiedzieć.
– Bo taka jest prawda – odrzekł kpiąco. – Zaradnością nie grzeszysz. Dobranoc – dorzucił na koniec, po czym bez słowa ruszył schodami w stronę lochów.
Patrzyłam na niego przez chwilę, a potem odwróciłam się z powrotem do Rona.
– Co on tu robił? – zapytał natychmiast.
Znów wzruszyłam ramionami.
– Mówiłam ci już, że mnie odprowadził.
Udawanie obojętności czasami bywa zaskakująco proste.
Ron nie odpowiedział, za to Lavender zaczęła się już niecierpliwić.
– Chodźmy, Mon-Ron.
Pociągnęła za sobą chłopaka, ci wyminęli mnie, a ja nawet na nich nie patrząc, weszłam do pokoju wspólnego. Przed kominkiem zastałam Harry’ego grającego z Neville’em w Eksplodującego Durnia.
Nim do nich podeszłam, zatrzymałam się na parę sekund. Wzięłam kilka głębokich oddechów, na usta przywołałam uśmiech.
Nie mogli niczego zauważyć.
Nie mogli niczego się domyślić.
Podchodząc do chłopaków, również starałam się nie myśleć o tym, że zdanie „To mi zdecydowanie nie wystarcza” zabrzmiało trochę jak: „ Jesteś dla mnie ważna”.

***

Trzecia poniedziałkowa lekcja, numerologia, chyba po raz pierwszy tak bardzo mi się dłużyła. Profesor Vector, wysoka, o normalnej budowie ciała czarownica z długimi, kruczoczarnymi włosami opadającymi jej falami na plecy, już którąś minutę opowiadała o Tablicy Horne’a. Musiałam opanować informacje na ten temat przed Konkursem, więc była mi ona całkiem znana. Nawet całkiem miłe towarzystwo Erniego McMillana, z którym siedziałam w ławce, niespecjalnie pomagało.
Dlatego zdecydowanie ucieszyłam się, kiedy ktoś zapukał do drzwi, trochę ożywiając tym samym zajęcia.
Mój entuzjazm jednak od razu zmalał, gdy w wejściu pojawił się Teodor.
Po moich plecach przeszedł dreszcz.
Praktycznie całą niedzielę spędziłam w pokoju wspólnym z Harrym i Ginny, nie licząc posiłków w Wielkiej Sali oraz wypadów do biblioteki po książki mogące jakoś pomóc w naszych pracach domowych. Chowałam się oczywiście przed Nottem, na tyle skutecznie, że przez resztę weekendu go nie spotkałam. Zobaczyłam go dopiero w poniedziałek na śniadaniu, jednak jedynie przez króciutką chwilę, bo zaraz później ewakuowałam się na lekcję starożytnych runów.
Tak więc sytuacja z Teodorem stała się identyczna do tej z Ivy – udawałam, że nie istnieję, byle tylko nie musieć z żadnym z nich rozmawiać.
– Dzień dobry, pani profesor – przywitał się grzecznie chłopak. – Bardzo przepraszam, że przeszkadzam w lekcji, jednak profesor McGonagall przysłała mnie po Hermionę Granger, ma do niej jakąś ważną sprawę.
Uniosłam wysoko brwi.
McGonagall? Ważną sprawę? O co mogło chodzić?
Spojrzałam na Vector, która splotła ręce i skierowała podejrzliwy wzrok na Teodora. Miała bardzo ciemne oczy, niemal tak ciemne jak Snape’a, jednak w jej tlił się płomyk ciepła.
W czarnych tęczówkach mężczyzny dostrzegałam jedynie chłód.
– No dobrze – powiedziała w końcu nauczycielka. Popatrzyła na mnie szybko. – Idź, jeśli musisz. Tylko wróć szybko.
Kiwnęłam głową, ale Teodor natychmiast się wtrącił.
– Profesor McGonagall powiedziała, żeby Hermiona wzięła rzeczy, bo raczej nie wróci do końca lekcji.
Vector zacisnęła mocno usta. Po długiej chwili machnęła ręką i rzuciła:
– Idź.
Błyskawicznie schowałam wszystko z ławki do torby, po czym wyszłam z sali za Teodorem, uprzednio pożegnawszy się z kobietą. Zamknęłam delikatnie drzwi i odwróciłam się do chłopaka. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że idzie on w zupełnie inną stronę, niż powinien.
– Schody są tam – stwierdziłam, wskazując w prawo.
Teodor nie zatrzymał się, tylko szedł dalej.
– Chyba nie sądzisz, że McGonagall faktycznie cię wezwała – powiedział krótko.
Zamrugałam szybko.
– Wracam na lekcję.
Już trzymałam dłoń na klamce, lecz Teodor znów się odezwał.
– Nie wracasz.
Posłałam jego plecom wściekłe spojrzenie.
– A to niby dlaczego? – syknęłam.
Ślizgon zerknął przez ramię; na jego ustach zobaczyłam uśmiech pełen samozadowolenia.
– Chodź.
Zniknął za rogiem, a ja po dłuższej chwili zastanowienia rozejrzałam się i pobiegłam za chłopakiem.
Dogoniłam go, gdy szedł powoli z rękami włożonymi do kieszeni szaty, w ogóle nie przejmując się tym, że zaraz mogliśmy natknąć się na jakiegoś nauczyciela, ducha albo – o zgrozo – Filcha. Zrównałam się z nim, a on uśmiechnął się kpiąco.
– Mówiłem, że nie wracasz na lekcję.
Prychnęłam.
– Czego chcesz? – spytałam ze zniecierpliwieniem.
– Dobrze wiesz czego. – Odwrócił twarz w moją stronę. – Chcę wiedzieć, o co ci, do cholery, kobieto, chodzi.
Wywróciłam oczyma.
– Już ci mówiłam, że o nic – mruknęłam, rozglądając się uważnie za śladem obecności w korytarzu kogokolwiek prócz nas. – Przestań wreszcie o to pytać.
– A ty przestań być taka uparta i po prostu mi powiedz. Postaram się nie kląć.
Miałam ochotę pacnąć go po głowie, ale doszłam do wniosku, że nawet taka bliskość między nami mogłaby okazać się groźna. Ograniczyłam się więc do kolejnego prychnięcia.
– Kto tu jest uparty, ten jest uparty – oświadczyłam z wyższością. – Nie mam ci niczego do powiedzenia, bo o nic mi nie chodzi.
– Oczywiście. „To niebezpieczne, Teodorze” – powtórzył moje słowa piskliwym głosem. – Fakt, granie ze mną w twoje chore gierki może okazać się niebezpieczne, zwłaszcza jeśli tak łatwo dałaś się wyciągnąć z bezpiecznej klasy i teraz jesteś tutaj bez niczyjej wiedzy.
Zachowałam kamienną twarz.
– Nie rób z siebie takiego groźnego-niebezpiecznego – powiedziałam pogardliwie. – Oboje dobrze wiemy, że…
– …jesteś bezbronna, uparta, głupia i nie potrafisz utrzymać zbyt długo przyjaźni – dokończył Teodor.
Zmarszczyłam brwi, czując nieprzyjemne mrowienie na karku.
– O co ci chodzi? – spytałam niepewnie.
Roześmiał się gardłowo.
– Nie rozmawiasz z Ivy ani Stone’em – rzekł cicho, patrząc mi w oczy. Szybko odwróciłam wzrok. – Ivy mogę zrozumieć, bo czasami bywa naprawdę denerwująca, ale przestałaś się z nią zadawać równie nagle jak ze mną. Ze Stone’em pokłóciłaś się już na Konkursie, jednak nadal nie wiem czemu, ponieważ nie chcesz mi powiedzieć – zaakcentował ostatnie słowa i syknął karcąco. – No, no.
Poczułam rumieńce wstydu wpływające na moje policzki. Nawet on zauważył. Nawet on musiał dawać mi do zrozumienia, jak beznadziejna jestem.
Skręciliśmy w lewo, w wolny od sal lekcyjnych, bardzo długi fragment korytarza. Wiedziałam, że na jego końcu znajduje się rozwidlenie prowadzące do różnych części zamku.
– Najpierw Wiewióry łącznie z Potterem właśnie przez tamtą dwójkę – kontynuował kpiąco Teodor – teraz na odwrót… Może byś się zdecydowała, co? Patrząc na to wszystko, dodając również twoje karygodne zachowanie względem mojej osoby, stwierdziłbym, że lubisz bawić się ludźmi, Granger.
Nim zdążyłam nad sobą w jakikolwiek sposób zapanować, mocno pchnęłam bruneta na ścianę, chwytając go za przód szaty.
Kontrolę nad moim ciałem przejął krystalicznie czysty gniew.
– Nie bawię się ludźmi, Nott – wysyczałam mu prosto w twarz. Zdziwienie w jego oczach zostało zastąpione ciekawością. – Nienawidzę tego, rozumiesz? Brzydzę się czymś takim, więc nigdy… nigdy już tak nie mów.
Puściłam go gwałtownie, oddychając z trudem. Było mi gorąco, dłonie drżały, skóra na twarzy płonęła.
Już dawno nie byłam tak wściekła.
Teodor roześmiał się, przygładzając sobie szatę.
– Tak łatwo cię wkurzyć – zaszydził. Znów na mnie popatrzył. – Ale spokojnie, bo jeszcze ci żyłka pęknie, szczoteczko.
– To nie jest śmieszne – wymamrotałam ze złością, wbijając wzrok w posadzkę. Czułam zażenowanie swoim wybuchem. – Masz więcej tak nie mówić.
– Dobra, dobra – Teodor machnął lekceważącą ręką – nie bój się. Tylko wiesz, naprawdę mogłabyś mi powiedzieć, o co chodzi ze Stone’em.
– To nie twoja sprawa – odparowałam od razu.
Ruszyliśmy powoli ciemnym korytarzem, w którym jedyne światło przenikało przez szyby w oknach. Na zewnątrz gęsto sypał śnieg.
Teodor pokiwał głową.
– Tak, tak, jasne. Rozmawiacie ze sobą?
Westchnęłam.
– Nie.
– Unika twojego wzroku?
– Tak.
– Chcesz go wziąć na przyjęcie u Slughorne’a?
– Nie, raczej nie.
– Idziesz na nie z osobą towarzyszącą?
Uniosłam brwi.
– Raczej pójdę sama, nie zamierzam…
– Zakochał się w tobie, ale ty go odrzuciłaś, więc aktualnie oboje omijacie się szerokim łukiem – oświadczył triumfalnie.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
– Co? – wydusiłam. – Skąd wiesz?
Posłał mi wszystkowiedzące spojrzenie.
– Wtedy na gali wyszliście na taras – zaczął powoli, jakby tłumaczył ważną definicję. – Wróciłaś zapłakana, nie chciałaś nic powiedzieć, a on wyglądał na jeszcze bardziej przybitego. Od tamtego czasu ze sobą nie rozmawialiście, unikaliście się jak ognia, w ogóle jakbyście się nie znali. Nie chcesz go wziąć do Slughorne’a, bo uznałby to za jałmużnę albo by sobie coś pomyślał, a idziesz sama, żeby go jeszcze bardziej nie ranić, jakby taka informacja do niego doszła. Z Ivy nie rozmawiasz, gdyż pewnie zmyła ci głowę za dawanie mu nadziei, co widzieli chyba wszyscy wokół, więc ciężko by było, gdyby on nie odebrał twojego zachowania jak oczywistych sygnałów. Hm – zastanowił się, podczas kiedy ja zbierałam szczękę z podłogi. – W sumie to nie było takie trudne.
– Nott, nie wtrącaj się – powiedziałam w końcu drżącym z emocji głosem. – I nie próbuj udawać, że rozumiesz całą tę sytuację, bo jej nie rozumiesz.
W dodatku z Ivy nie gadam przez Lactiris. Głupku.
Zbliżaliśmy się już do rozwidlenia.
Roześmiał się.
– Och, przestań już, Granger. Trzeba było od razu powiedzieć, a nie bawić się w jakieś tajemnice. Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Stone przez większość dnia ma minę, jakby mu sowa narobiła do buta.
Wciągnęłam głośno powietrze z oburzenia.
– Cicho, Teodorze – skarciłam go. – Zresztą w ogóle co to za argument? Nie chcę go wziąć do Slughorne’a, bo coś-tam? To śmieszne!
I wtedy zza prawego zakrętu wyłoniła się Pani Norris. Wzdrygnęłam się na jej widok, a gdy ona nas zobaczyła, klapnęła na posadzce, po czym zaczęła przeciągle miauczeć. Zatrzymaliśmy się gwałtownie, wiedząc, co to oznacza.
Popatrzyłam ze strachem na Teodora.
– Filch – szepnęłam, a on rozejrzał się szybko. Jego oczy zatrzymały się na schowku na miotły. – Nie!
On jednak pociągnął mnie za rękę i już po chwili oboje staraliśmy się znaleźć miejsce w chyba najciaśniejszym schowku w całym zamku. Nawet nie wiedziałam, że cztery miotły i dwa kubełki mogą zajmować aż tyle miejsca.
Teodor wpakował się do malutkiego pomieszczenia, po czym wciągnął tam mnie. Stanęłam przy ścianie, unosząc zgięte ręce na wysokość swojej klatki piersiowej. Czarnowłosy z trudem zamknął drzwi, przez co ogarnęła nas nieprzenikniona ciemność.
– Oby ten futrzak przestał się już drzeć – usłyszałam cichy głos chłopaka.
Czułam, że jest on w odległości maksymalnie dziesięciu centymetrów ode mnie.
– Że też dałam się wyciągnąć z lekcji – szepnęłam ze złością. Przesunęłam trochę nogę, by stopa przestała już zahaczać o kubełek. – W ogóle co to za pomysł? Naprawdę, czasem nie mogę uwierzyć, że… Aaa!
Jakimś cudem straciłam równowagę, dzięki czemu wylądowałam prosto na Teodorze.
– Cicho, Granger! – warknął zduszonym głosem. Jego dłoń musnęła moją talię, druga ramię, a później obie pomogły mi stanąć na własnych nogach. – Zaraz przylezie tu Filch i…
– Dobrze, dobrze, zrozumiałam – przerwałam mu. – Przepraszam.
Usłyszałam westchnięcie. Przybliżyłam ucho do drzwi, na korytarzu rozlegało się szuranie.
– Granger, chodź ze mną – szepnął niespodziewanie Teodor.
Zamrugałam szybko.
– Co? Gdzie?
– I ty niby jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw? – zadrwił. – Chodź ze mną na to przyjęcie.
Moje serce zabiło tak mocno, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy Teodor go nie słyszy.
– No i co, malutka? – rozległ się głos Filcha, nim zdążyłam odpowiedzieć. – Gdzie są te wstrętne bachory? Już uciekły, co? Chodź, zaraz je dogonimy.
Ponowne szuranie i głośne miauczenie kota. Po minucie absolutnej ciszy uchyliłam lekko drzwi, po czym oboje wypadliśmy na zewnątrz. Rozejrzeliśmy się. Woźny wraz z Panią Norris zniknęli, więc mogliśmy oddychać spokojnie.
– Mówiłam, że nie zamierzam zabrać osoby towarzyszącej – zwróciłam się do Teodora.
Był dziwnie pewny siebie.
– Jeśli się zgodzisz, koniec z pytaniami o twoje dziwne zachowanie względem Stone’a, Ivy, mnie… – zaproponował. Uśmiechnął się w sposób, w jaki tylko on potrafił to robić. – Więc jak?
Kuszące, kuszące.
W dodatku perspektywa spędzenia całego wieczoru z Teodorem…
Nie, to niebezpieczne.
Miałam dość niemrawą minę.
– No nie wiem – przyznałam w końcu.
Absolutnie, niezaprzeczalnie, bez żadnych wątpliwości nie-bez-pie-czne.
– Och, przestań, szczoteczko. Pomyśl, jak bardzo wkurzy się McLaggen. Powinien dać ci spokój na długi czas. W dodatku utrzesz nosa Wiewiórowi.
– Nie chcę mu utrzeć nosa – zmarszczyłam brwi.
Chcesz, chcesz.
Popatrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć: „Żartujesz sobie?”
Zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji, a Teodor wciąż wpatrywał mi się prosto w oczy.
Dobra, chrzanić niebezpieczeństwo.
– Zgoda, pójdę.

I tak mu uległam. Wiedziałam, że ta decyzja może być tragiczna w skutkach, ale czułam dziwną ulgę, jakby coś ciężkiego odpadło właśnie z mojego serca.
Na wieczornych korepetycjach znowu z nim rozmawiałam. Dokładnie tak jak wcześniej, choć atmosfera między nami była chyba jeszcze lepsza. Ginny wytrzeszczyła na mnie oczy, kiedy opowiedziałam jej o wszystkim, a później zaczęła skakać po całym dormitorium, drąc się, że Ślizgoni to najlepsi faceci na świecie.
Choć nie przyznałam się do tego na głos, powoli zaczynałam mieć podobne zdanie.
Weasleyówna całkiem lubiła Teodora, mimo iż zamieniła z nim kilka słów i opierała się jedynie na moich opowieściach o nim. Widziałam po jej zachowaniu, że o wiele bardziej wolała jego niż Rogera, czym niespecjalnie się dziwiłam.
Zachowywała się trochę tak, jakbyśmy ze sobą kręcili lub coś w tym stylu, jednak ja tego tak nie odczuwałam. Zauważyłam zmiany w zachowaniu Teodora względem mnie, na które zresztą nakierowała mnie ruda, ale wolałam nastawiać się jedynie na relacje przyjaciel-przyjaciółka.
Wciąż się bałam. Wciąż nie chciałam, by stał się dla mnie zbyt bliski, jednak już mu uległam. Nie mogłam cofnąć czasu, czego z drugiej strony nie bardzo pragnęłam.
Przyjęcie. Z Teodorem jako osobą towarzyszącą.
Nieprawdopodobne, niezwykłe, napawające mnie dziwną radością.
Postanowiłam dać sprawom się rozwijać w swoim własnym tempie. Nie miałam zamiaru więcej stwarzać problemów ani niczego ułatwiać.
W końcu co ma być to będzie, czyż nie?

***

Właściwie to nie bardzo kojarzył, kiedy się do niego przyczepiła. Wracał z wieczornych korepetycji, konkretnie schodził po schodach do lochów, i nagle zauważył szeroko uśmiechniętą Ivy.
– Cześć – przywitał się cicho, gdy się do niej zbliżył.
Wyglądała na rozpromienioną.
– Cześć, Teodor! – tak, zdecydowanie coś było na rzeczy. – Kurczę, nie sądziłam, że cię tu spotkam, właśnie wracam z biblioteki i…
– Zwłaszcza że biblioteka jest na czwartym piętrze – wtrącił sucho chłopak.
Ivy zdecydowanie powinna przestać się pogrążać.
Już dawno zauważył, że Krukonka w wyjątkowo nieodpowiedni sposób interesuje się jego osobą. Gdzie tylko się nie obrócił, wciąż na nią trafiał, w dodatku nie pamiętał, by widział ją inną niż nad wyraz radosną, rozchichotaną i absolutnie przepełnioną energią.
Teodor z bólem serca musiał potwierdzić swoje przypuszczenia, kiedy podczas pobytu we Francji blondynka kilkakrotnie „niby przypadkiem” musnęła jego dłoń swoją, „niby przypadkiem” wpadła na niego w różnych częściach Instytutu, a już w ogóle Ślizgon miał ochotę w trybie natychmiastowym wrócić do Hogwartu, kiedy dziewczyna chwyciła go za rękę i prawie siłą chciała wyciągnąć na parkiet, patrząc na niego zalotnie wręcz do porzygu, jak to mawiał Blaise.
Przynajmniej nie flirtowała z nim otwarcie. Bogu dzięki.
Choć Teodor zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, naprawdę ciężko mu było prosto w twarz powiedzieć Ivy: „Dziewczyno, znajdź sobie kogoś innego, bo szlag mnie trafia, kiedy ktokolwiek wypowiada twoje imię”.
Tak naprawdę Teodora trafiał szlag, kiedy widział po jej minie, że ona jego obojętność/brak sprzeciwu odbiera jako reakcję pozytywną.
No dobrze, może i na początku ich znajomości rzeczywiście czuł się w pewien sposób zaintrygowany, nawet ciekawiła go nieco bardziej niż Granger, jednak to skończyło się bezpowrotnie, robiąc miejsce zwykłemu „lubieniu”. Bo lubił ją, nie jakoś szczególnie, ale przynajmniej mógł powiedzieć, że to ciut więcej od tolerancji, którą okazywał Ianowi Owensowi.
Dlatego postanowił wreszcie zacząć okazywać swoją niechęć. Nawet w sposób wredny i bezuczuciowy. Blaise kiedyś opowiadał mu, jak spławiać nachalne dziewczyny, jednak Teodor podczas takich wykładów lubił po prostu się wyłączać, dopóki Draco nie opanował rozentuzjazmowanego kolegi, albo od razu wychodzić.
Nagle pożałował swoich decyzji. W sumie Zabini na czymś się znał. Może nie na tym, na czym powinien, zważywszy na oczekiwania matki oraz samą przynależność do szlachetnego domu Salazara Slytherina, ale jednak.
Tak czy siak, Ivy zignorowała uszczypliwą uwagę Teodora, pomijając ją milczeniem.
– Przejdziemy się? – zaproponowała z zalotnym uśmiechem. Serio? – Pewnie po tych korepetycjach jesteś zmęczony, więc może uda mi się jakoś umilić ci czas.
Z pewnością.
Teodor uniósł brew.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Wywróciła oczyma i chwyciła go za rękaw.
Merlinie, zaczyna się – pomyślał ze zgrozą.
– Nie marudź, chodź.
Więc poszedł, i to w dodatku na godzinny spacer po zimnych korytarzach zamku, które wcale nie były „urocze oraz romantyczne”, jak to ujęła Ivy. Były lodowate, ciemne, wilgotne. Teodor nienawidził tego, choć mieszkanie w lochach, logicznie rzecz biorąc, powinno go do takich warunków przyzwyczaić.
Gdyby wiedział, na co się porywa, nie wyrażając sprzeciwu, pewnie jakoś by się opierał przed tym spacerem. A tak spędził kilkadziesiąt minut na słuchaniu ględzenia siódmoklasistki na tematy wszelakie. Mimo że często prosiła go o wyrażenie własnego zdania, to dwie trzecie całej rozmowy stanowił jej potok słów.
Granger przynajmniej nie zalewała go milionem pytań, na które i tak nie oczekiwała odpowiedzi.
I pewnie jeszcze długo pozostawałby niemal bierny w tej przemiłej pogawędce, gdyby nie jedno pytanie, które niespodziewanie wypłynęło z ust niebieskookiej.
– Z kim idziesz na przyjęcie u Slughorne’a?
Jako że szli korytarzem pierwszego piętra, tym pełnym zbroi, Teodor prawie wpadł na jedną z nich.
No chyba ją coś.
Nott wyprostował się i marszcząc brwi, starał się zamaskować niepokój.
– Jeszcze nie wiem – skłamał. Nie chciał robić Granger jakichś nieprzyjemności u Gray. – Zresztą, nie jestem pewny, czy w ogóle pójdę – dodał, modląc się w duchu, by Ivy to kupiła.
I najwyraźniej uwierzyła mu.
– Gdy już będziesz wiedział, daj mi znać – odparła, mrugając do niego.
– Oczywiście – rzucił bez przekonania. Doszedł do wniosku, że czas to przerwać. Zdecydowanie. – Dzięki za spacer, ale chyba już wrócę do pokoju wspólnego. Jutro McGonagall chyba planuje urządzić małe piekło.
Nieważne, że transmutacja miała odbyć się dopiero w czwartek.
Ivy również to łyknęła. Natychmiast zaoferowała odprowadzenie Teodora do lochów, na co on przystał, byle tylko pozbyć się dziewczyny. Im szybciej tym lepiej.
W krótkim czasie znaleźli się na dole. W lochach zdawało się być jeszcze chłodniej. Ivy głośno to zauważyła, sugestywnie pocierając dłońmi ramiona.
O nie, co to to nie.
Kiedy znaleźli się niedaleko kamiennej ściany, Ivy nagle się zatrzymała. Teodor uniósł brwi. Nie teraz, ej.
– Co? – zdziwił się.
Patrzyła na niego dziwnie, inaczej niż zwykle. Jakby z determinacją, lekko uśmiechnięta i nieco rozmarzona. Zbliżyła się do Notta, a już po chwili poczuł on jej ciepły dotyk na dłoni.
Z trudem powstrzymał się przed strząśnięciem tej ręki.
– Wiesz, ostatnio dużo o tobie myślę – wyznała cicho. – O tobie i o mnie.
Chłopak zamrugał szybko.
Jeszcze brakuje, żeby zaczęła wypowiadać się o nas w pierwszej osobie liczby mnogiej.
Sekundę później przeszła mu przez głowę doprawy dziwna oraz idiotyczna myśl jak na tamtą chwilę.
Ivy nie wypowiadała jego imienia tak często jak Granger.
– I co w związku z tym?
Spojrzała prosto w jego oczy.
– Pocałuj mnie.
Ta prośba była dla Teodora tak wielkim zaskoczeniem, że przez dosłownie sekundę mógł ją wykonać. Od razu jednak się opanował, a na jego twarz wpłynął wyraz ogromnego zdumienia.
– Co? – wykrztusił. Zapomniał już o tym, że wciąż czuje na swojej dłoni jej skórę.
Ona jedynie leciutko parsknęła śmiechem.
– Proszę – dodała.
I wtedy Teodor nie wytrzymał.
Puścił jej dłoń, po czym cofnął się kilka kroków. Marszczył brwi w nagłym przypływie gniewu, a w jego głowie gościło jedno pytanie.
Co ona sobie myśli?
Sama Ivy również wyglądała na zaskoczoną, tyle że sto razy bardziej niż on. Patrzyła na niego otwartymi szeroko oczyma, zaś jej policzki stopniowo nabierały różanego odcienia.
– Myślałam… myślałam, że ty… – zaczęła cicho, jąkając się.
No pięknie. Nie tak chciał powiedzieć jej, żeby sobie odpuściła. Jednak skoro trzeba…
– Nic z tego – powiedział prosto z mostu. – Nie wiem, dlaczego zrozumiałaś moje zachowanie tak, a nie inaczej, ale naprawdę nie chciałem… dawać ci nadziei.
Uniosła bezwiedne ręce, by zaraz potem je opuścić.
– Przecież… przecież widziałam – wypaliła, a Teodor w jednej chwili poczuł się jak ostatni…
Przeczesał włosy nerwowym ruchem.
– Przepraszam? – to zabrzmiało bardziej jak pytanie, ugh.
Ivy niespodziewanie znów się do niego zbliżyła, tym razem jednak ze złością malującą się na twarzy. Wyglądała na nieco obłąkaną, przez co Teodor poczuł małe ukłucie strachu.
– Chodzi o Granger, prawda? – syknęła.
Ona naprawdę była szalona.
– „O Granger?” – powtórzył z zaciekawieniem. – Myślałem, że się przyjaźnicie.
Zdawała się nie zwrócić na to uwagi.
– Odpowiedz na pytanie – rozkazała.
Teodor nie miał najmniejszego zamiaru tego robić, nawet jeśli Ivy miała rację.
– Gray, idź już, tak będzie najlepiej – stwierdził cicho, z niewielkim zakłopotaniem. Wciąż czuł na sobie przeszywające spojrzenie niebieskich oczu. – Naprawdę. Teraz jest późno, oboje pewnie mieliśmy ciężki dzień, możemy jutro się spotkać i…
– Nie, dzięki – przerwała mu. Odsunęła się, nie spuszczając z niego wzroku. – Wiesz, Teodor, myślałam, że chociaż ty jesteś inny. A tu… klapa. Dupek z ciebie.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybko korytarzem w stronę schodów, a Teodor wzniósł oczy do nieba.
– Ivy, poczekaj! – zawołał za nią, lecz ona zignorowała go.
No, może nie do końca, bo po chwili, nawet nie patrząc przez ramię, wykonała bardzo wulgarny gest, wyraźnie zaadresowany do bruneta.
Teodor przejechał dłonią po twarzy.
Boże, jak pięknie.
Zranił Ivy, robiąc sobie z niej w dodatku wroga, dodatkowo dostanie pewnie ochrzan od Granger, gdy ta w końcu się dowie…
Nie, tego dnia nie mógł zaliczyć do udanych.
Teodor przetarł dłonią oczy, po czym skierował się do pokoju wspólnego.
Właściwie pozytywnym zdarzeniem było wyjaśnienie paru kwestii z brązowowłosą Gryfonką. No i zgodziła się pójść z nim na przyjęcie świąteczne u Slughrone’a. To już coś.
Teodor z trudem odganiał od siebie myśli o dotyku szatynki na swoim ciele w tym ciasnym, ciemnym schowku na miotły.

***

Właściwie nie mam pojęcia, dlaczego do Ciebie piszę. Zwłaszcza że zaraz przylezie tu Filch i wlepi szlaban za przesiadywanie po nocach w salach lekcyjnych. Chyba znowu ta chora pora źle na mnie działa.
Granger, jak to jest, że ludzie nie potrafią się zgrać?

Teodor

Jesteś nieodpowiedzialny, wiesz, Teodorze? Gdzie jesteś? Wracaj do łóżka, a nie wypisuj do mnie o – czy Ty masz zegarek? – 2:20. Ciesz się, że nie mogłam zasnąć.
Co masz na myśli z tym zgraniem?
PS Twoja sowa jest jakaś nienormalna. Sztywna. Siedzi i patrzy na mnie jakbym zjadła jej mysz.

Hermiona

Jestem nieodpowiedzialny, owszem, ale Ty też, skoro jutro masz test na runach, a jeszcze nie śpisz. Zawiedziesz prof. Babbling, jak możesz.
Zresztą dlaczego nie możesz spać? Jakieś problemy? Czyżby powrót do Anglii Ci szkodził?
Chodzi mi o to, że Gray jest kretynką ciągle zwracamy uwagę na niewłaściwe osoby albo źle interpretujemy czyjeś znaki. Albo dajemy fałszywe nadzieje. Albo ignorujemy tych, którzy są dla nas naprawdę odpowiedni. Powiedz, jak to jest, że nie umiemy wybrać/znaleźć kogoś właściwego? To chyba nie takie trudne.
Geras jest już stary, nie dziw mu się. Zresztą ja na jego miejscu też bym się dziwił, że na głowie człowieka znajduje się gniazdo.

Teodor

Mój test – moja sprawa. A Babbling będzie usatysfakcjonowana tym, że ktokolwiek przygotowywał się do tego sprawdzianu.
Odzywa się w Tobie troska? Nie, po prostu ciągle myślę o tym cholernym schowku za dużo zjadłam na kolacji i tak jakoś o. Zresztą spotkałam Rona migdalącego się z Lavender, więc boję się koszmarów.
Co z Ivy, skoro twierdzisz, że jest kretynką?
Hm, ludzie to ludzie. Nie zmienią się. Znalezienie kogoś właściwego albo „zgranie się”, jak to ująłeś, od zawsze było trudne. Bo wciąż próbujemy odszukać tę właściwą osobę, która nas uszczęśliwi, ale jednak ciągle pozostaje coś, co nie do końca nam odpowiada. To może wydawać się łatwe – zaakceptowanie kogoś w pełni. Ale wcale takie nie jest. Identyczna sytuacja, gdy nie potrafimy zmusić się, by kogoś pokochać, choć wiemy, że dla tego kogoś stanowimy cały świat. To nie takie proste, więc musisz pogodzić się z tym, że by zgrać się, potrzebna jest długa droga. Właściwie skąd te pytania, Teodorze?
I odczep się od moich włosów.

Szczota


I tak zawalisz ten test. Zobaczysz.

Merlinie, właśnie wlazł tu Filch. Musiałem schować się za jedną z zasłon i teraz jestem cały w kurzu. Trzeba się przenieść w inne miejsce.
„Cholerny schowek”? Po pierwsze, chyba nie sądziłaś, że tego nie przeczytam. Ta naiwność. A po drugie, co to za słownictwo? Gdyby McGonagall je zobaczyła… Wstydź się.
A Weasley zawsze był upośledzony, więc nie bierz tego do siebie.
Nie wiem. Już mówiłem – późna pora. Po prostu zastanawiam się, dlaczego ludzie tak często się mylą, trafiając na niewłaściwe osoby, choć byli przekonani, że sytuacja ma się odwrotnie. To… głupie, nie sądzisz?

Pan Kurzu
PS Weasley już wie, z kim idziesz na przyjęcie?

Och, nie strasz mnie.
Ha, no widzisz? Ja sobie siedzę kulturalnie w pokoju wspólnym pod ciepłym kocem i nie jestem narażona na Filcha ani jakieś paprochy. Gdzie teraz idziesz? Może do Ciebie zejdę?
Nie, Ron nie wie i na razie się nie dowie, chyba że chcesz od niego oberwać przy najbliższej okazji. Dlaczego tak Ci na tym zależy?
Może i głupie, ale pomyśl – po kilku porażkach w końcu odnaleźć kogoś odpowiedniego. Genialne uczucie. A to, że zdecydowanie za często nie potrafimy się zgrać… Tak bywa.
Sądzę, że powinieneś już iść spać. Jest prawie trzecia, a Irytek lubi o tej porze latać po całym zamku, by budzić obrazy. Boję się, że Możesz na niego trafić.
Aha, a jeszcze przed Świętami musimy iść do umarłych. Najlepiej jutro. Koniecznie muszę Ci coś pokazać. Nie przyjmuję żadnych wymówek.

H.
PS Pan Kurz? Teraz tak mam Cię nazywać?

Nie „Pan Kurz”, tylko „Pan KurzU”, geniuszu. Widzisz różnicę czy znowu gniazdo opadło Ci na oczy?
Hm, chyba zależy mi na tym, bo mam odruch wymiotny, gdy na horyzoncie pojawia się Wiewiór. Tak, zdecydowanie dlatego.
Nie przychodź. I tak już wracam do pokoju. Irytek faktycznie mógłby okazać się większym zagrożeniem niż Filch.
Żaden problem, jak chcesz. Tylko mam nadzieję, że to coś interesującego, bo odkąd ta głupia książka nie chce przepuścić nas dalej, szlag mnie trafia, gdy tylko myślę o umarłych.
Ty też idź spać. Runy, test, Babbling. Przestań myśleć o tym „cholernym schowku”, bo to źle na Ciebie działa.
Dobranoc.

Teodor

Ciężko jest o nim nie myśleć, Teodorze.
Dobranoc.

H.
_______________
Tak, tak, nieujawnienie Wam szczegółów odnośnie umarłych to celowy zabieg – wszystkiego na ten temat dowiecie się w przyszłym rozdziale. A tak be te wu, kto po tytule sądził, że będzie big kiss? Przyznać się :D
Jeden z rekordowych, jeśli chodzi o długość, rozdziałów, jednocześnie jeden z moich ulubionych i w ogóle jakoś tak łatwiej mi się pisze, odkąd wróciliśmy z Francji :3 W dodatku czeka nas teraz seria scen typowo Teomione, jako że wcześniej było ich dość mało. Myślałam, że zwariuję bez kopnięcia tego wątku. Przynajmniej coś się zaczyna dziać, choć do momentu kulminacyjnego jeszcze w cholerę i trochę rozdziałów. Co nie zmienia faktu, że trochę się dzieje i dobrze mi z tym.
Zmieniłam szablon, mam nadzieję, że w miarę przypadł Wam do gustu. Z racji że w tym rozdziale sporo uwagi poświęciliśmy Ivy, postanowiłam nawiązać nawet wystrojem bloga właśnie do niej. Inną nowością jest założenie przeze mnie Aska, jak podsunął mi ktoś na Wywiaderze. Wielu z Was pewnie myśli teraz: „Czy ona zwariowała? Dwa miejsca na pytania? POGRZAŁO?”, więc od razu rozwiewam Wasze wątpliwości – zobaczę, co będzie cieszyć się większą Waszą sympatią (albo sami po prostu mi napiszecie, however) i wtedy tylko jedno pozostanie. A zresztą jeszcze zobaczę.
Wciąż zapraszam i na Facebooka, i na mojego drugiego bloga. Na fanpage’u całkiem sporo Was przybyło, przez co mam ogromny zaciesz na mordce, zaczyna coraz więcej się dziać. Tam informuję też o postępie w pisaniu rozdziałów i tak dalej… Zaś na Rozdartą Duszę zapraszam tak o, jakby komuś nie starczył Wyjątek i chciałby poczytać coś jeszcze podpisanego moim nickiem ^^
Choć jestem zwolenniczką temperatur bliskich zeru, wraz z wiosną przybyło mi energii. Takiej wielkiej. Między innymi na pisanie.
Siła. Niesamowita siła.

Empatia

28 komentarzy:

  1. Jeeeest! Nowy rozdział :D Co to za tytuł ;3 Dobra, biegnę czytać xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie liczyłam na pocałunek, ale sądziłam, że to Teoś z czymś takim wyskoczy, a Granger mu ucieknie... przeliczyłam się, ehehe ;/
    Podobało mi się bardzo, bardzo, głównie dzięki Nottowi. Uśmiechałam się do monitora, jak on tak za nią gonił, słodkie to było, Lietta aprobuje <3 A potem w tym schowku, o którym teraz cały czas myśli, hahaha, biedna. I fajnie, że idą razem do Slughorna. Liczę na kolejny emocjonujący rozdział.
    Zanim przejdę do Ivy, napiszę jeszcze krótko o umarłych. Szczerze mówiąc nie interesowali mnie jakoś bardzo w tym rozdziale (wszystko przez Teomione!), ale czekam na wyjaśnienie tej sprawy. Te wpisy były naprawdę smutne.
    No i Ivy. Uwielbiałam tą dziewczynę, naprawdę, lubiłam jej przyjaźń z Rogerem i Hermioną. A teraz co?: "Granger". Nie wiem dlaczego, ale nazwisko Hermiona uderzyło mnie najbardziej. Pokazało, jak wstrętną manipulantką jest blondynka (wiesz, że wyobrażam ją sobie jako brunetkę? tak, wszędzie piszesz, że blondynka, ale nie mogę się temu oprzeć, tak samo jak temu, że Roger to blondyn xD). Serio liczyłam, że jest dla niej jakaś nadzieja, że mimo wszystko nie chce zranić Hermiony, a tak naprawdę chyba ma ją w dupie. Chociaż kto wie, co się jej w tej łepetynie roi. To "pocałuj mnie" do Teodora było doprawdy żałosne, w sumie to trochę mi jej szkoda, ona ma naprawdę coś z głową, skoro ubzdurała sobie, że Teodor odwzajemnia jej uczucia. Cieszę się, że zareagował tak, a nie inaczej.
    No, to pozostaje mi czekać na przyjęcie, mam nadzieję? Bardzo chciałabym, żeby rozdział pojawił się równie szybko, jak ten, bo te miesięczne przerwy to jednak trochę długo i zdążę się przez ten czas mocno stęsknić za Wyjątkiem.
    Pozdrawiam serdecznie ;*
    [kolysanka-dla-nieznajomej]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że zapomniałam o czymś dodać! Te listy były naprawdę słodkie, skojarzyły mi się trochę z tymi z Francji, więcej takich <3 Pan Kurzu, ahahah, miszcz.
      Szablon ładny, ale jednak wolę u Ciebie takiego typu jak ten poprzedni, z Rogerem, bo nie przepadam za takim układem. Jednakże brąz, uwielbiam brązy, także "wybaczam". :P
      Jeszcze raz pozdrawiam!

      Usuń
  3. Rozdział super:) przeczytałam jedyny tchem i OMG... to jest BOSKIE... dobrze tak tej głupiej ivy- nie trawie jej. Teodora uwielbiam i cieszę się że w końcu wziął sprawy z Hermioną w swoje ręce ^^ kurde ale się wkurzyłam jak przeczytałam pierwszą część notatki na fb, ale tak myślałam że wkręcasz:) Wielkie nadzieję wiązałam z tym rozdziałem, bo to miało być coś, co by mnie obudziło i wsparło przed egzaminem i... NIE ZAWIODŁAM SIĘ! Mam więcej sił i motywacji do nauki trzech klas gimnazjum:) 23/24/25 kwietnia to dni w których będę napastowała kartki egzaminu gimnazjalnego... Dzięki Tobie i Teomione jest szansa że jakoś to napisze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i jeszcze jedno jeśli chodzi o rozdział... JA CHCE JESZCZE RAZ ^_^ Życzę weny i więcej takich rozdziałów ze ,,schowkiem'' i ,,a jeśli powiem że mi to nie wystarcza?''. bo mi na pewno nie wystarcza Jedynego Wyjątku XD

      Usuń
  4. O mój Boże.
    Dobra, przyznaję się. Widząc tytuł rozdziału miałam nadzieję na big kiss, ale cóż.
    Naśmiałam się niesamowicie w scenie Ivy - Teodor. No bo jak głupią trzeba być, żeby powiedzieć coś tak żałosnego? Szczerze, to nawet mi jej nie żal.
    Schoweeeek, o.<3 Zaproszenie na przyjęcie. <3
    To było boskie, idealne. Liściki wymiatają, Pan Kurzu hahahahahha leżę.:D
    Umarli... Czytając rozdział sądziłam, że jestem głupia, bo nie mogę zrozumieć o co chodziło. Ale czytając twoje "ogłoszenie" na koniec odetchnęłam z ulgą, że jednak trochę tej swojej mądrości mam.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie niedługo.:D
    Cóż, pozostaje mi czekać.:>
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, ile czekałam na taki rozdział! Jest dla mnie idealny, naprawdę. Uwielbiam go, uważam, że jest najlepszy. I wcale nie wydaje się być taki długi, czytało mi się go bardzo dobrze.
    Fajnie, że zaczynasz poruszać wątki Teomione <3 Czekałam na to :D To, że Teodor oczekuje od Hermiony więcej czasu i uwagi, poza transmutacją, jest czymś słodkie. Ach...
    Ivy jest dziwna. Bardzo dziwna. Podoba mi się za to zachowanie Teosia. Tyle w tej kwestii.
    Co do wyglądu bloga, to bardziej podobał mi się szablon z Nottem, wolę tamte układy. Lubię brązy, zrobiło się na twoim blogu jesiennie. Ten zegarek zrobiłabym na twoim miejscu nieco bardziej widoczny, bo teraz ledwo to widać i w oczy rzuca się tylko napis i ta blondynka. Pusto trochę.
    Eh... Nawet nie wiesz, jak przez to, że zmieniłaś szablon, znowu zatęskniłam za laptopem i photoshopem. Teraz nie mam niczego, ani materiałów, ani programu, gdzie mogłabym robić szablony ._.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznaję się... Jestem jedną z tych, która myślała, że Hermiona albo Teodor wyskoczy z "pocałuj mnie". To było sprytne. Podniosłaś mi ciśnienie:)
    W ogóle Nott w dzisiejszym rozdziale... Aż zabrakło mi słów. Chyba sprawiłaś, że lubię go jeszcze bardziej.
    Zabawa w berka z Hermioną była świetna. I ta determinacja Teodora. I to, co później powiedział... Jestem zachwycona. W sumie, zawsze tak jest, ale dzisiaj po prostu czytałam z zapartym tchem.
    Dobra. Trochę szkoda mi Ivy, ale nie na tyle, żeby ją polubić. Była nachalna, kłamała i jeszcze nazwała Hermionę "Granger". Ale szablon bardzo ładny. Naprawdę mi się podoba.
    Hermiona się opamiętała i aż chciałoby się powiedzieć "nareszcie, dziewczyno!". Na jej miejscu też nie mogłabym zapomnieć o schowku. I jeszcze zaproszenie Teodora. Nie spodziewałam się, że w ogóle padnie taka propozycja. Ma szczęście, że ją przyjęła:)
    "Pan Kurzu" będzie mi poprawiał nastrój przez dłuższy czas. "Szczoteczka" również.
    Dziękuję za ten rozdział. Był genialny:) I bardzo lubię, kiedy Hermiona i Nott piszą do siebie liściki.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. directionerka11219 kwietnia 2013 20:46

    To jest boskie Ivy, w końcu odwaliła się od Teo <3 Pan KurzU genialne <333 . Pozdrowienia i życzę weny .

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! <3
    Uwielbiam ten rozdział, jest od dzisiaj moim ulubionym. Definitywnie! Taak! Jest wszystko czego chciałam. Delikatność, spojrzenia, listy, miotły, ale też kłótnie, złośliwości, przepychanki i trochę Gryfonów oraz Umarłych. Po prostu kwintesencja piękna i Ciebie. <3
    Przyznam się, że wiedziałam, że big kiss'a nie będzie. To nie w Twoim stylu, za szybko, hah rozgryzłam Cię! Ale takiego obrotu sprawy (że Ivy i Teoś = Herma i Roger) to się nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie. I impreza u Szluga, aaa! Kocham to!

    Nie, ja po prostu po przeczytaniu tego rozdziału nie potrafię się wypowiedzieć. Przeżywam szok termiczny, jedyne co mi się nasuwa to "kocham to", "cudowne", "uwielbiam Empatię".
    Wybacz mi.
    Ściskam i cieszę się, że akcja zaczyna się rozwijać w zamierzonym kierunku, a Ty emanujesz energią.
    Pozdrawiam. <3

    btw, szablon mi się podoba, bo nie przeszkadza w czytaniu. Duży plus. Chociaż wiesz.. nie mogę się doczekać, aż w szacie graficznej zawita Teomione.. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem, co napisać. Było świetnie. W końcu Teomione *piiiisk* !
    Och, nawet nie wiesz, jak uwielbiam Cię za scenę Teosia i Hermiony na schodach <3 I w schowku, i on ją podstępem wyciągnął z klasy, żeby się dowiedzieć, o co chodzi, normalnie ROZPŁYWAM SIĘ.
    Ivy nie wiem, czy jest na serio taka naiwna, żeby aż tak źle odczytać znaki? Zachowała się kompletnie jak Roger. Ale nie jest mi jej żal. Nie potrafię wykrzesać żadnych emocji w stosunku do niej. Może dlatego, że wciąż myślę o nadchodzącym przyjęciu i Teosia i Hermiony jako pary *.*
    Rozdział długi, długaśny, Megannowa lubi, lubi baardzo :D
    Pozdrawiam Cię kochana i chwała wiośnie, jeżeli czujesz przez nią wenę ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest niesamowity. Czytałam go w nocy, więc dopiero teraz komentuje... Wtedy nie byłam w stanie nic sensownego napisać ^^'
    Teo... Oh, ach i wgl xD Nie lubiłam Ivy i chyba nigdy jej nie polubię... Nie i koniec. Nie trafia do mnie ta postać.. Może jest po prostu dla mnie zbyt... no ogólnie.. zbyt. Wiem, logiczne. xD"
    Scena w schowku była piękna.. I te listy na koniec. Czytałam z zapartym tchem. Teodor zaprosił H. na to przyjęcie... Wgl.. idealnie ci to wyszło, zupełnie w jego stylu itd. <3
    Co do szablonu, to powiem szczerze, że wcześniejszy bardziej mi się podobał.. ten jest jakichś taki... no nie, po prostu nie trafia do mnie.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, liczę na scenę przyjęcia.. Jestem strasznie ciekawa reakcji wszystkich, jak ich zobaczą razem. ;D
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobra ja czekałam na ich pocałunek przyznaje się bez bicia :) cieszę się że hermiona przesłała gadać z ivy rogerem. Nareszcie teodor sprawił ivy i zaprosił hermiona na
    PRZYJĘCIE tak się cieszę się:) czekam na nn mam nadzieję że wena dopisze i będzie on niedługo Calineczka :*

    OdpowiedzUsuń
  12. PS:szkoda że nic więcej nie było w schowku :* Calineczka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam tego bloga ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mółby być big kiss. ale i tak nie jest źle. idą razem na przyjęcie, Teodor zrobił Ivy dokładnie to samo co Hermiona i po listach, które wymienili, powinni się tego domślić,. ponadto właściwie już ktoryś raz w tych lisatch widać jak wół, że lubią się bardziej niż na sotpie koleżeńskiej, więc włóaściwie są w tym oboje dość durni xD mam nadzieję, że Nott ma swoją Ginny (mam nadzieję że to Blaise), która też mu powie, jak przyjaciel przyjacielowi, żeby wreszcie usłuchał uczuć. wlasciwie przydałaby się tutaj jakaś taka typowo męska scena xD Teomione brzmi bardzo ładnie i ma być prawdą już niedługo xD ale że Ty lubisz ich męczyć, zaczynam sie zastanawiać, czy to nie w 50 notce będzie ten big kissxD no i ja nie wiem, czemu nas trzymasz w takiej niewpeności co do tego, co odkryła Granger. mam andzieję, że wreszcie ruszy dupsko i pójdzie do Dumblededore'a

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejciu. Hermiona idzie z Teosiem do Slughorna <3 I tak Teodor się nią interesuje.. jestem pełna podziwu i zaskoczenia. Tak na prawdę, nie spodziewałam się żeby było buzi-buzi. Za wcześniee xD No i umarli i, w ogóle, kocham <33 Cudowny rozdział, na gg wysłałam te 2 malutkie błędy. Czekam na to przyjęcie i na to, żeby w końcu był big kiss xd

    Kocham <3 I czekam, czekam na rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedyś obiecałam, że napiszę Ci jakąś mowę pochwalną, może teraz się z obietnicy wywiążę ;P

    Niby był to jeden z tych dłuższych rozdziałów, ale mnie czytało się bardzo szybko - niestety! Szkoda, tak, bo mogłam się dłużej cieszyć z każdego fragmentu... No nic, teraz znów muszę czekać na kolejną część.
    O rozdziale najpierw przeczytałam na fejsie i cóż... tytuł trochę zbił mnie z tropu. Spodziewałam się może nie tyle, że do tego "big kiss" dojdzie, ale będzie miała miejsce jakaś nietypowa sytuacja (coś w stylu schowka na miotły :P) i Hermionie coś odwali - albo by zadała, albo strasznie chciałaby zadać to pytanie.

    Na zbliżający się moment "wielkiego przełomu" (chociaż, jeśli mam być szczera, to nie wydaje mi się, żeby tak naprawdę ten POCAŁUNEK był tu najważniejszy) wskazywało też to, że już od początku "coś było nie tak", znaczy zmieniło się zachowanie Hermiony, Teodor stał się milszy, jakoś tak wszystko się uspokoiło, ucichło... co było dość dziwne. Później Hermiona dokonała odkrycia dotyczącego umarłych, co już wskazuje na to, że akcja znów zacznie się rozkręcać.
    Świetne jest to, jak połączyłaś kilka dość oklepanych schematów ("pani McGonagall prosi Hermionę" i ekhem... ciasne pomieszczenie) w coś ciekawego i, jak się okazało, wcale nie tak przewidywalnego. Pewnie wielu się wkurza, że oni się nie pocałowali, ale ja tam nawet wolę, jak piszą do siebie listy ^^.
    Wracając jeszcze do tego schowka: mam wrażenie, że Teodor specjalnie chciał tam się schować i przynajmniej podświadomie, podobnie jak czytelnicy, czekał na pocałunek :D

    Za scenę z Ivy Cię po prostu kocham ^^. Hm... podobieństwo w relacjach Hermiona-Roger i Teodor-Ivy było jakoś zamierzone, czy to tak samo wyszło?

    Właśnie, Teodor. Przez Ciebie po prostu go uwielbiam i jaram się jak Ron fałszywym galeonem, kiedy w którejś z kanonicznych książek widzę wzmianki o nim, na przykład tę, z "Zakonu Feniksa":
    "Jednak pełnię szczęścia osiągnął Harry na widok reakcji Malfoya, Crabbe'a i Goyle'a. Późnym popołudniem zobaczył ich w bibliotece razem z cherlawym chłopcem, który, jak poinformowała go szeptem Hermiona, nazywał się Teodor Nott."

    W sumie... No co tu dużo mówić? Rozdział super, mogłabym o nim pisać jeszcze długo a długo, ale to chyba i tak nie ma dużego znaczenia. Szablon też mi się podoba, znowu widzę brąz, który tu strasznie pasuje. Sam szablon kojarzy mi się z takim zielonym, który tu kiedyś był, jak zaczynałam spędzać miłe wieczory z Wyjątkiem i kubkiem jakiegoś ciepłego, smakowitego napoju...

    Teodorze, istniej ty w rzeczywistości <3

    OdpowiedzUsuń
  17. kocham kocham kocham tego bloga ! <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Naćpana_Szczęściem ♥♥♥1 maja 2013 14:24

    Hej! Mamo, jak długo mnie tu nie było! Wybacz tak długą ciszę, ale przez tą durną szkołę nie mam na nic czasu. Jednak teraz, kiedy mam wolne wpadłam tu i aż mnie zatkało, gdy zauważyłam, że pod moją nieobecność dodałaś dwa rozdziały.
    No nic. Przeczytałam i teraz skomentuję.
    Ja też miałam nadzieję na big kiss. I już myślałam, że coś się miedzy nimi wydarzy, a tu klapa. Ale przynajmniej idą razem na przyjęcie.:)
    Scena w schowku mnie totalnie zauroczyła. Słodko było, gdy się Mionka zachwiała i poleciała na Teosia!<3 Myślałam, że się rozpłynę.:**
    Ivy, ty głupia krowo! Zwalaj od Teosia, ale to już! On należy do Hermiony i tylko do niej, a ty nie masz nic do gadania! Serio, gdy czytałam, jak się dowalała do Teodora i prosiła, żeby ją pocałował, to szlag mnie trafiał. Ale skoro on dał jej kosza, to mogę się uspokoić.:)
    Coraz bardziej widać, że mu zależy na Hermionie. Cieszy mnie to! Kocham sceny Teomione! Są po prostu cudne! Jak ty to robisz, że tak świetnie potrafisz to opisać?! Nic tylko zazdrościć talentu!<3
    Awww, te ich liściki są boskie! Fajnie, że Teoś wpadł na pomysł, żeby napisać do Miony w środku nocy.:)
    Rozdział był długi, nawet bardzo. A ja kocham takie rozdziały! Szczególnie, gdy są tak świetnie napisane!
    Pozdrawiam Cię ciepło, kochana i życzę weny!:**
    PS. Szablon jest fajny, baardzo fajny!<3

    OdpowiedzUsuń
  19. Nott Hermiona... Wreszcie zmądrzeli jestem z nich duma ;3 i zrobilo sie tak fajnie, romantycznie i wgl i jeszcze ten schowek <3 Raduje sie ze Teo wreszcie zdobyl sie zeby zaprosic Hermione na przyjecie u profesorka :) Jak narazie jest idealnie ...no moze oprocz Ivy. Tez jestem zdania ze slizgoni to najwspanialsi faceci na swiecie <3 Teo Blaise i Draco no w twoim blogu moze tylko Teoś ale i tak kocham
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  20. Pewnie mój poprzedni komentarz się nie dodał, zniknął gdzie - a był taki piękny...
    Twój styl pisanie mnie zmiażdżył - jest kozacki, chapeau bas! Wiele osób Ci to mówi/pisze, ale nie da się nie pochwalić.
    Na początku roku zobaczyłam, że moja przyjaciółka czyta jakieś opowiadanie, oblukałam jak się nazywa i postanowiłam zajdzieć, z czego niesamowicie się cieszę.
    Czytałam i czytałam, a gdy doszłam do momentów, w którym Nott z Granger się kłócą, droczą, przekomarzają, coś zaczęło mi nie pasować. Skądś to znałam, skądś było mi to znane. Pomyślałam o jednej osobie. O osobie, która była kiedyś cholernie bliska i z niewiadomych mi przyczyn nagle przestała się ze mną kontaktować.
    Gdybym nie wiedziała, że to opowiadanie jest o Hermionie i Teodorze pomyślałabym, że ktoś włamał mi się na konto na fejsie i stworzył historię.
    Podczas gdy bohaterowie byli we Francji, Twoje opowiadanie wywróciło moje myśli do góry nogami. Uświadomiłam sobie, że piekielnie tęsknię za tą osobą, i że jednak czułam do niej coś więcej niż kiedykolwiek wcześniej myślałam.
    Ten rozdział niesamowicie mnie rozbawił, bo tak bardzo przypominał mi moje rozmowy, zwłaszcza kiedy pisali do siebie listy.
    I tak niedziela, i dzisiajsza noc, stała się melancholijna, a moje myśli dryfują. Przybyły, zarówno dobre, jak i te mniej, wspomnienia i z całego serca chciałabym Ci za to podziękować.
    Przepraszam za moje pierdolament, ale w pewien sposób odreagowałam.
    Lęcę czytać dalej, mimo iż za 3 godz. pobudka. Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz dziękuję! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Głupia klawiatura... zajrzeć, nie zajdzieć. -.-
      'mniej dobre', 'pierdolamento' i przepraszam za jakiekolwiek inne niedopowiedzenia. Mam nadzieję, że resztę niedomówień, dopowiesz sobie sama i to celnie.

      Usuń
  21. Przepiękny rozdział <3 Ulubiona scena - oczywiście po korepetycjach :) Świetne listy, uwielbiam je!

    E.

    OdpowiedzUsuń
  22. Boze czy ona naprwse musi byc az tak glupia?!

    OdpowiedzUsuń
  23. Nienawidze cie... Bylam pewna ze Jermiona nie wytrzyna napiecia u szepnie mu stanowczo w usta pocaluj mnie :(

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.