Przez
tydzień nieobecności w szkole nazbierało mi się z lekcji trochę tematów do nadrobienia.
Ron z Harrym naprawdę bardzo się postarali, sporządzając notatki nieco
dokładniej niż zwykle. Także tuż po moim powrocie okularnik wręczył mi dwa
porządne stosiki, które zaczęłam przepisywać już następnego dnia w niemal
każdej wolnej chwili.
Udało
mi się również porozmawiać z Ginny. Jako że był poniedziałek, dziewczyna
musiała przestać się ukrywać, więc przed śniadaniem złapałam ją w pokoju
wspólnym. Całą drogę do Wielkiej Sali przegadałyśmy, a później ledwo się od
siebie odkleiłyśmy – ja musiałam pędzić na starożytne runy, zaś ruda na
transmutację. W przerwie na lunch opowiedziałam jej o Ivy, na co dziewczyna
westchnęła ciężko i stwierdziła:
–
Wiedziałam, że będziesz mieć z nią problemy.
Niespecjalnie
zdziwiła się, słysząc o kłamstwach Krukonki, zaskoczyła ją natomiast sytuacja z
Lactiris, o czym rozprawiałyśmy przez całą przerwę, jednak najbardziej zdumiła
się moim zignorowaniem całej sprawy.
–
Poszłaś do Dumbledore’a – rzekła wtedy jakby to stanowiło rzecz absolutnie
oczywistą.
Na
moje przeczące pokręcenie głową niesamowicie się oburzyła.
–
Jak ty możesz w ogóle być taka obojętna? Ona ewidentnie coś knuje, powinnaś w
ogóle przestać z nią rozmawiać, powinnaś iść do Dumbledore’a i mu powiedzieć,
powinnaś…
–
Spokojnie, Ginny – przerwałam jej rozsądnym głosem. – A przede wszystkim
ciszej, nie każdy musi o tym wiedzieć. Słuchaj, wiem, jak jest, Harry wczoraj
przewałkował ze mną ten temat i otworzył mi oczy na wiele kwestii. Co nie
zmienia faktu, że nie wiem, dlaczego chciała wyciągnąć te informacje, dlaczego
maczał w tym palce Snape, kto jeszcze o tym wie, w dodatku przez długi czas
naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy… Zdobędę dowody – od razu pójdę do Dumbledore’a.
Na razie czekamy.
Ginny
omiotła mnie niepewnym, choć badawczym spojrzeniem, aż w końcu spytała cicho:
–
A jeśli Nott też ma w tym swój udział?
Brałam
tę opcję pod uwagę, mimo że bardzo nie chciałam w ten sposób myśleć. Nie miałam
podstaw, by wciągać w to Teodora, nie sprawiał wrażenia zaangażowanego w
jakikolwiek sposób w to wszystko.
Ale
nie mogłam zapominać o jego wyśmienitej umiejętności gry aktorskiej.
Mógł
wciąż mnie oszukiwać, tak jak Ivy. Mógł przystać z nią i Snape’em, a ja
pozostawałam zaślepiona genialnym poczuciem humoru dziewczyny oraz wspaniałą
inteligencją chłopaka.
Coś
jednak mi mówiło, że Teodor jest nieświadomy wszystkiego jeszcze bardziej ode
mnie.
W
kwestii samego Ślizgona, moje postanowienie, by powoli ograniczać nasze relacje
do tych jedynie korepetytor-uczennica, szybko wcieliłam w życie. Tego samego
dnia, gdy przyszłam do sali na zajęcia, przywitałam się krótko i od razu
zaproponowałam ćwiczenia dla siebie. Teodor zdziwił się, ale nie oponował, więc
szybko zabrałam się do pracy.
W
ciągu całej jednej godziny niewiele się do siebie odzywaliśmy, choć brunet
wyraźnie chciał w końcu zacząć rozmowę. Zagadywał mnie, lecz ja uparcie
milczałam, co coraz bardziej go denerwowało, albo zmieniałam temat na
transmutację. Panowałam nad sobą jak nigdy wcześniej w jego obecności, aż koło
do dwudziestej pożegnałam się zwięźle i wyszłam. Teodor został chwilę, by
uporządkować salę, więc mogłam wrócić do Wieży Gryffindoru w samotności, w
duchu gratulując sobie niezwykłej samokontroli.
Cel osiągnięty,
Hermiono –
myślałam, uśmiechając się lekko pod nosem. Brawo.
W
pokoju wspólnym zastałam Harry’ego gawędzącego wesoło z Ginny. Widziałam, że
oboje czują się świetnie w swoim towarzystwie, więc nie chciałam im
przeszkadzać, jednak nim wyewakuowałam się z pomieszczenia, ruda dostrzegła
mnie i pomachała w moją stronę. Z uśmiechem podeszłam do przyjaciół, po czym
siadłam na kanapie obok dziewczyny.
–
Jak było na korepetycjach? – spytał Harry.
Ginny
popatrzyła na mnie znacząco, czego jednak okularnik siedzący na fotelu
niedaleko nie dostrzegł.
Wiedziałam,
o co jej chodzi.
Wzruszyłam
ramionami.
–
Zwyczajnie – odrzekłam beznamiętnie. – Wyjątkowo… spokojnie. W dodatku wychodzi
mi coraz więcej zaklęć – ucieszyłam się. – Chyba wracam do formy, McGonagall
powinna być spokojna o owutemy.
Harry
wywrócił oczyma, jednak ja patrzyłam na przyjaciółkę. Jej twarz wyrażała ulgę.
Byłam
na dobrej drodze.
Taki
stan rzeczy utrzymywał się przez kilka następnych dni. Stopniowo odsuwałam się
od Teodora, wymienialiśmy kilka słów wyłącznie na transmutacji, na której
siedzieliśmy razem, oraz na korepetycjach. Na patrolach skrzętnie trzymałam się
innych prefektów, tak bym nie musiała wędrować z nim korytarzami. On chyba
również załapał, że teraz sporo rzeczy się zmieni, jednak nie wydawał się tym
specjalnie zainteresowany.
Przyjął
to do wiadomości. O.
Czy
czułam ból? Może trochę, bo już tęskniłam za naszymi dawnymi konwersacjami o
wszystkim i o niczym, ale wiedziałam, że takie wyjście było lepsze. Bezpieczniejsze.
Z
Ronem rozmawiałam dość rzadko, bo jakoś nie miałam zamiaru przebywać w jednym
pomieszczeniu z Lavender. Rudzielec był szczęśliwy, więc nie urządzałam kłótni,
nie rzucałam zaklęciami na wszystkie strony i nie groziłam blondynce śmiercią.
No,
jeszcze.
Moje
relacje z Harrym mocno się zacieśniły. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę,
gdyż cały czas wcześniej poświęcany Krukonom oddawałam jemu. Ivy wyraźnie
unikałam, choć ona usilnie starała się pogadać ze mną dłużej niż kilka minut.
Usuwałam się szybko z jej pola widzenia albo posyłałam Harry’emu krótkie
spojrzenie, które od razu rozumiał. Wymyślał jakąś wymówkę, dzięki czemu oboje
szybko pozbywaliśmy się towarzystwa blondynki. Podobnie było z Rogerem, choć w
tym przypadku miałam pewne ułatwienie – on również średnio chciał mnie oglądać.
Oboje unikaliśmy siebie nawzajem i mimo że odczuwałam pewnego rodzaju ulgę, to
wiedziałam, że długo nie mogę uciekać.
Wciąż
jednak trzymałam się jednego, ale za to bardzo mocnego argumentu – rany się
jeszcze nie zabliźniły.
Wiadomość
o związku Ginny z Blaise’em obiegła już całą szkołę. Ruda stała się czymś w
stylu wyrzutka Gryffindoru, gdyż
większości z Lwów Zabini zdążył zaleźć za skórę. Nie wszyscy się od niej
odwrócili, ale sporo osób patrzyło na nią z nieukrywaną wrogością. Współczułam
dziewczynie, jednak ona zdawała się absolutnie tym nie przejmować.
–
Kocham Blaise’a, bo dzięki niemu czuję się naprawdę szczęśliwa – odparła cicho,
wzruszając ramionami, kiedy powiedziałam, jak bardzo jest mi przykro. – W
dodatku Ron nadal nie napisał do naszej mamy, więc o to chyba mogę przestać się
martwić. Chociaż niedługo Święta i pewnie ten kretyn coś wypapla…
Właśnie.
Święta.
Na
kolejne tygodnie miałam opuścić szkołę, czyli na kolejne tygodnie miałam
rozstać się z umarłymi. Nie wspomniałam Teodorowi o kolejnym dostępnym
rozdziale, on również milczał na ten temat, z czego wywnioskowałam, że w ogóle
nie odwiedził tamtej sali. Nie żeby mnie to dziwiło. Ja zdecydowanie bardziej
zainteresowałam się całą komnatą, zwłaszcza notatkami o Crycie, on jedynie
katharsis, choć też nie jakoś wybitnie.
Tak
czy siak, w piątkowy wieczór opuściłam pokój wspólny. Tym razem zostawiłam w
nim Harry’ego wraz z Ginny, więc na pewno żadne z nich nie czuło się zbyt
samotnie w swoim towarzystwie.
Nie
powiedziałam nikomu o umarłych. Wciąż wiedzieliśmy o nich jedynie my z
Teodorem. Nie chcieliśmy mieszać w to więcej osób, w dodatku nadal nie mieliśmy
pewności, kim był Cryte, co dokładnie się stało…
Idąc
szybkim krokiem korytarzami na szóste piętro, chciałam rozwiać wszelkie
wątpliwości.
W
sali było niemożliwie zimno. Opatuliłam się szczelniej grubym swetrem, który
zrobiła mi kiedyś babcia specjalnie na takie chłodne wieczory w zamku. Niewiele
to pomogło, jednak zawsze coś. Rozświetliłam całą salę, po czym podeszłam od
razu do biurka. Usiadłam po turecku na lodowatej posadzce. Klucz do biurka
postanowiłam ukryć w nieco łatwiej dostępnym miejscu, konkretnie pod nim samym.
Między podłogą a nogami mebla znajdowała się niewielka przestrzeń, idealna, by
wsunąć tam kawałek metalu, po czym później bez trudu go wyjąć.
Szybko
włożyłam klucz do jednego z zamków i przekręciłam. Słysząc charakterystyczne
szczęknięcie, już wiedziałam, że każda szuflada oraz szafka była moja.
Wyciągnęłam
z biurka dziennik wraz z wszystkimi notatkami, z których utworzyła się całkiem
pokaźna kupka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Czułam coraz większy chłód, a
moja pupa absolutnie domagała się wygodniejszego siedziska.
–
Trzeba tutaj coś skombinować… – wymamrotałam do siebie.
Mój
wzrok padł na pustą przestrzeń obok tablicy, a sekundę później na leżącą na
posadzce kredę. Chwyciłam w dłoń swoją różdżkę i wypuściłam głośno powietrze z
ust.
Na korepetycjach
ci wyszło, to teraz ci nie wyjdzie?
Wymawiając
głośno formułę zaklęcia, wykonałam drobny ruch różdżką, po czym uśmiechnęłam się
szeroko. Kreda w ciągu kilku sekund przetransmutowała się w niezbyt dużą, okrytą
ciemną narzutą sofę. Od razu przeniosłam się na nią wraz z dziennikiem i
pergaminami. Z kolejnych dwóch kred zrobiłam miękkie poduszki, po czym siadłam
na kanapie, podkulając nogi.
Tak,
zdecydowanie tego brakowało w tej
komnacie.
Na
początku zabrałam się za dziennik. Otworzyłam dziennik, postanawiając przeczytać
większość wpisów, zaczynając od tego, w którym autor zawarł śmierć dziadka.
28 grudnia 1982, Londyn, Szpital Świętego
Munga
15:16
Dziadek wie, że zostało mu mało czasu.
Powiedział mi to.
Dzisiaj przyszedłem z babcią. Tylko my. Taty
Ojca nie było tu w ogóle. Mama dwa razy, w końcu to jej ojciec tata.
Babcia jest w sali. Chciałem zostawić ich
samych.
Słyszę krzyk.
Wołają mnie.
29 grudnia 1982, Londyn, mój dom, mój
pokój.
02:34
Dziadek milczał, nie potrafi już nic
powiedzieć. Jest przypięty do jakichś mugolskich urządzeń, nie wiem, dlaczego
magomedycy ich używają. Babcia przekazała mi jakąś owiniętą w papier książkę i
list od dziadka, jeszcze sprzed tego wylewu. Podobno bardzo chciał, żebym to
dostał, choć nawet ona nie wie dlaczego.
Ciągle płacze. I nie dziwię jej się.
Odwinąłem teraz tę książkę. Jest brudna,
nadpalona, prawie całkiem zniszczona. Nie wiem, o co chodzi i jakoś nie chcę
wiedzieć. Ledwie widzę jej tytuł, „Ca Katri Katharsis”. Kiedyś to
słyszałem, ale nadal nie mam pojęcia, po co mi to.
Dziadkowi zostało kilka dni, ale nikt o tym nie
mówi.
Śmierć jest przerażająca.
Zmarszczyłam
brwi. Czyli autor listu dostał Katharsis od
swojego dziadka…
Jednak
skąd on to miał?
15:46
Właśnie skończył się obiad.
Cisza.
Cisza.
Cisza.
Muszę napisać do Neila.
23:12
Neil stwierdził, że mam ogarnąć tę książkę,
uspokoić Małą, że dziadziusiowi nic nie będzie i uciec z tego domu jak
najszybciej. Zaproponował przechowanie mnie u siebie.
Nie mogę zostawić Małej. Ona tego nie zrozumie.
31 grudnia 1982, Londyn, mój dom, salon
22:47
Nie żyje.
Nie żyje.
Nie żyje, kurwa mać.
Mam ochotę wyjść i krzyczeć. Chcę, żeby wszyscy
wiedzieli, jak bardzo nienawidzę swojej rodziny. Ojca nie było w szpitalu, gdy
on umierał, w ogóle nie przyszedł. Matka była, ale dopiero po wszystkim, bo nie
mogła wyrwać się z pracy. Mała wylądowała u zaprzyjaźnionej sąsiadki. Przy
łóżku dziadka staliśmy tylko z babcią. Wrzeszczałem, by go ratowali. Wyrzucili nas z sali, a ja przez całe
pieprzone 11 minut modliłem się, by i babcia nie runęła bez życia.
Ale ona stała niespodziewanie spokojna,
zupełnie jak posąg.
W końcu wyszli, by powiedzieć, że bardzo im
przykro, że robili wszystko, co mogli.
Starali się zagrać smutek, współczucie, ale nie
wyszło. Babcia stała niewzruszona, wyglądała na całkiem inną niż kilka dni
temu. Wtedy rozpaczała. Teraz cierpi w milczeniu.
Siedzi zamknięta w swoim pokoju. Boję się o
nią, ale taki jej wybór. Może ja też powinienem się położyć? Mała śpi, rodzice
wrócili do pracy, Neil baluje u Josha.
Ja mam ochotę zniknąć.
Otarłam
wierzchem dłoni łzy, które stanęły mi w oczach i przeszłam dalej, jedynie
przebiegając wzrokiem kilka następnych wpisów. Natrafiłam na notatkę napisaną
drżącą dłonią, której atrament lekko się rozmył w paru miejscach.
2 stycznia 1983, Londyn, mój dom, mój
pokój
03:33
Tego wszystkiego jest za dużo.
Poszedłem dzisiaj do gabinetu mojego ojca.
Doprowadza mnie do szału jego obojętne zachowanie wobec nas wszystkich.
Musiałem się dowiedzieć, co tak długo trzyma go w Ministerstwie i w końcu wiem.
W biurku znalazłem mnóstwo dokumentów
dotyczących jakiejś akcji przeciw Voldemortowi, która całkiem niedawno się
zakończyła. Wziąłem je wszystkie i teraz trochę przeglądałem, jednak boję się
dalej to robić, bo ojciec już wrócił do domu, zaraz może tu wejść. Zajmę się
tym dopiero w Hogwarcie, teraz muszę trochę poudawać, jak grzecznie śpię.
Ale z tego, co już przeczytałem, wynika, że ojciec
od dawna powinien siedzieć w Azkabanie.
Poczułam
niezdrowe podekscytowanie – właśnie o to mi chodziło!
Później
dotarłam do wpisów z pociągu i pierwszego dnia szkoły autora. Był on w
ostatniej klasie Hogwartu, należał do Ravenclawu. Przyjaźnił się z niejakim
Neilem, podkochiwał w koleżance z roku Laurze, miał siostrę Małą, jego ojciec maczał palce w tym
wszystkim.
Tyle
wiedziałam.
Chciałam
jeszcze. Musiałam wszystkiego się dowiedzieć, teraz, zaraz, natychmiast.
Musiałam
w końcu zrozumieć, na czym polegała zbrodnia sprzed lat, w której przelano krew
niewinnych.
***
–
Hermiono, wszystko w porządku?
Kiwnęłam
niemrawo głową.
Do
pokoju wspólnego wróciłam dopiero koło pierwszej, przez co Gruba Dama
niespecjalnie chciała wpuścić mnie do środka. Choć niewyspana, to jednak cała
spięta poczłapałam za Harrym i Ginny na śniadanie do Wielkiej Sali.
Już
wiedziałam. Wiedziałam kto z kim, dlaczego, po co, jak.
I
nie napawało mnie to entuzjazmem. Dokładne przestudiowanie dziennika oraz
notatek spowodowało gigantyczną falę strachu przepływającą przez mój umysł,
choć po kilku godzinach snu już nieco osłabioną.
Cryte,
kimkolwiek był. Voldemort. Ministerstwo. Morderstwa z zimną krwią, o których
nikt nigdy się nie dowiedział.
W
dzienniku nie znalazłam żadnej wzmianki o Benjaminie Crycie, jedynie to, że
pracował w brytyjskim Ministerstwie Magii, ale co (prócz zabijania) robił, czy
nadal żył, czym aktualnie się zajmował?
To
pozostawało dla mnie tajemnicą.
Coś
mówiło mi, że powinnam udać się do szkolnego archiwum i przejrzeć gazety sprzed
lat, jednak na to miałam zbyt mało czasu. Czytanie od dechy do dechy każdego
artykułu z poprzedniej dekady… Porywanie się z motyką na słońce.
Czułam
się odsłonięta i niespokojna. Wciąż wydawało mi się, że zaraz zaatakują mnie
ludzie Cryte’a, tak jak autora dziennika, że wywleką mnie za zbyt dużą wiedzę
na temat pewnych rzeczy…
Czułam
irracjonalną potrzebę obecności Teodora. On jako jedyny prócz mnie także
wiedział o sprawie, nie tak wiele jak ja, jednak byłam skłonna mu powiedzieć.
Byle tylko powiedział, że wszystko się ułoży. Byle tylko doradził, co powinnam
zrobić.
Iść
z tym do kogoś posiadającego większą władzę niż ja czy udawać, że o niczym nie
wiem?
Łatwiej
byłoby milczeć.
Ale
co z wyrzutami sumienia, że sprawiedliwości nie stało się zadość? Że winni
wciąż pozostawali na wolności? Że nie zrobiłam niczego, co pozwoliłoby
zbrodniom ujrzeć światło dzienne?
Na
ziemię sprowadził mnie dopiero gwar rozmów dochodzący z Wielkiej Sali.
Przeszliśmy przez jej wrota i naszym oczom ukazał się piękny, świąteczny
wystrój. Kilka ogromnych, kilkumetrowych choinek stało w rogach pomieszczenia,
a największa, ta za stołem profesorskim, jarzyła się tysiącami magicznych
światełek. Gzymsy kominków zdobiły soczysto zielone gałązki, w których
błyszczały szkarłatne oraz złote bombki. Z magicznie zaczarowanego sufitu
prószył śnieg niknący w powietrzu tuż nad naszymi głowami. W sali zrobiło się
tak jakby przytulniej, choć mną samą raz po raz wstrząsał dreszcz poprzedzający
nagły przypływ mdłości.
–
Hermiono, na pewno wszystko w porządku? – upewniła się Ginny, zapewne
dostrzegając mój niemrawy wyraz twarzy.
Uśmiechnęłam
się najserdeczniej jak umiałam.
–
Pewnie.
Ale
tak naprawdę nic nie było w porządku.
***
Wieczorem
na korepetycjach z trudem powstrzymywałam się przed wyrzuceniem z siebie
wszystkiego, co tłumiłam przez cały dzień.
Gniew.
Strach.
Wątpliwości.
Chciałam,
naprawdę chciałam powiedzieć o wszystkim Teodorowi, ale nie mogłam znowu
pozwolić, by coś nas do siebie zbliżyło. Najwyraźniej zapomniał o umarłych,
więc nie było sensu znowu go w to wciągać.
W
dodatku im mniej osób wiedziało, tym lepiej. Sam tak stwierdził. Narażanie
kolejnej osoby na ewentualne zagrożenie wynikające z wiedzy o tamtych wydarzeniach nie wchodziło w grę.
Kiedy
po kilkunastu nieudanych próbach zaklęcia, kolejnych kilku skoncentrowania się
oraz następnych paru zrozumienia, dlaczego znów przestało mi cokolwiek
wychodzić, odpuściliśmy i wyszliśmy z klasy, Teodor ruszył ze mną korytarzem.
Bez słowa. Wędrowaliśmy w całkowitej ciszy, zakłócanej jedynie subtelnym
odgłosem naszych kroków. W końcu jednak czarnowłosy odezwał się dziwnie
opanowanym głosem:
–
Dostałaś zaproszenie od Slughorne’a na to całe przyjęcie świąteczne?
Kiwnęłam
głową.
–
Dzisiaj na lunchu dała mi je jakaś dziewczyna – przyznałam obojętnie, nie
patrząc na niego.
Nie
mogłam pokazać mu, jak wiele chcę jeszcze powiedzieć.
Kątem
oka dostrzegłam, że Teodor wypuścił powoli powietrze z płuc, zaciskając
jednocześnie usta. To nie wróżyło niczego dobrego.
Skręciliśmy
w boczny korytarz, na którego końcu ujrzałam szczyt głównych schodów. Poczułam
ulgę, bo już za parę chwil mogłam pozbyć się towarzystwa Ślizgona.
I
wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jego głos, nagle rozbrzmiewający we
względnej ciszy.
–
Znowu coś ci odbiło.
Popatrzyłam
na niego ze zdziwieniem.
–
To znaczy? – spytałam, starając się jak najlepiej udać zdumienie.
Parsknął
kpiącym śmiechem.
–
Och, dobrze wiesz – odpowiedział, wbijając we mnie rozgniewane spojrzenie.
Zadrżałam od siły zawartej w szarych tęczówkach chłopaka.
Zdając
sobie sprawę, że zaraz dojdziemy do końca korytarza, wzruszyłam ramionami i
odwróciłam wzrok.
–
Nie wiem. Wszystko jest tak jak zawsze, więc nie sądzę, żeby „coś mi odbiło”.
Może to ty masz jakieś zwidy albo coś…
Dotarliśmy
do schodów, więc szybko ruszyłam po stopniach na górę. Już miałam się pożegnać
z Teodorem, kiedy zauważyłam coś bez wątpienia niepokojącego.
On
ruszył za mną.
Uniosłam
brwi, patrząc na bruneta znajdującego się kilka stopni za mną. Wiedziałam, że
to nie skończy się dobrze, zważywszy na temat, który chłopak przed chwilą
poruszył. Jednak niby jak miałam się pozbyć Ślizgona? Po prostu uciec na górę?
Uciszyć zaklęciem?
Więcej nie cofnę
się przed Teodorem.
Musiałam
się z nim skonfrontować.
W
końcu.
–
Mówiłem ci, żebyś ze mną nie grała – warknął, a ja zrozumiałam, że moje
odsunięcie się od niego nie pozostało bez odzewu, że on wcale nie przyjął tego
do wiadomości tak po prostu. Dusił to w sobie… do czasu. – Kompletnie cię nie
rozumiem, bo twoje działania są sprzeczne, nielogiczne i po prostu durne, zupełnie
jak ty.
Zatrzymałam
się gwałtownie, po czym odwróciłam z wściekłością w jego stronę. Moje policzki
zaróżowiły się, fale gorąca przepływały przez ciało. Teodor przypatrywał mi się
z równą złością, czułam się jakby górował nade mną, choć stał dwa czy trzy stopnie
niżej.
W
mojej głowie odezwały się dwa głosy: jeden nakazywał natychmiastowe zrzucenie
czarnowłosego ze schodów, drugi zaś protestował, krzycząc, bym nie zmarnowała
szansy i po prostu go pocałowała.
Nie
posłuchałam żadnego z nich, robiąc wszystko po swojemu.
–
Odczep się, Nott – syknęłam. – Nie wiem, o co ci chodzi. Nie prowadzę żadnej
gry i nie działam nielogicznie…
–
Ignorujesz mnie – przerwał mi z mocą, a ja przestraszyłam się wyrazu jego
twarzy. Pogarda. – Nie pamiętasz, jak było wcześniej? Zachowywałaś się jak
człowiek, nareszcie, a teraz…
Granger!
Gdy
usłyszałam wzmiankę o ludzkim zachowaniu, od razu rozgniewałam się jeszcze
bardziej i by nie ciągnąć tego dalej, po prostu pognałam schodami na górę.
Miałam nadzieję, że im bliżej pokoju wspólnego Gryfonów się znajdę, tym
Teodorowi mniej będzie chciało się mnie gonić.
Przeliczyłam
się jednak.
–
Myślisz, że tak zachowuje się racjonalny człowiek? – usłyszałam wołanie
bruneta. Minęłam kilku zdziwionych naszą konwersacją Krukonów. – Jednego dnia
zwykła rozmowa, a następnego co? Totalne olanie!
–
Nie wiem, o czym mówisz! – wyrzuciłam z siebie, kiedy znaleźliśmy się między
czwartym a piątym piętrem.
–
Granger, STÓJ!
Zaskakujące,
jak szybko potrafiłam uciekać przed rozwścieczonym Nottem.
W
końcu jednak chłopak dopadł mnie na szóstym piętrze. Niespodziewanie poczułam
mocny ucisk na ramieniu i choć próbowałam się wyrwać, w końcu musiałam spojrzeć
prosto w szare oczy Teodora, teraz przepełnione zdenerwowaniem oraz
determinacją. Szybko zerknęłam wokoło – nie dostrzegłam nikogo, kto mógłby mi
pomóc.
To
nie tak, że bałam się Ślizgona. Nie, ten czas już minął.
Po
prostu nie miałam najmniejszego zamiaru rozmawiać na akuratnie ten temat.
–
Rozmawiamy ze sobą raz na kilka dni – Teodor prawie wypluł te słowa. – A jak już
to o zaklęciach na transmutację. Dlaczego przestałaś na mnie patrzeć? Boisz się
tego? Dlaczego zaczęłaś mnie ignorować? Co, nagle ci się odwidziało? Granger,
spójrz na mnie! – krzyknął prosto w moją twarz.
Zrobiłam,
co kazał. Chciałam, żeby ujrzał łzy, które stanęły mi w oczach, lecz wydawał
się być całkowicie nieporuszony. Jego dłoń nadal zaciskała się na moim
ramieniu.
–
Co mam ci powiedzieć?! – teraz to ja go zaatakowałam. – Czego ode mnie
oczekujesz?!
–
Istnieję dla ciebie tylko na korepetycjach i transmutacji, nigdzie indziej –
wycedził. – Co się stało, do cholery?
–
Tyle ci nie wystarcza? – zadrwiłam.
Wpatrywał
się we mnie długą chwilę, aż w końcu rozluźnił uścisk. Natychmiast z tego skorzystałam
i pognałam schodami na górę, przed portret Grubej Damy. Oddychając głęboko,
zatrzymałam się z zamiarem powiedzenia hasła.
Ale
wtedy do moich uszu dotarło chyba najbardziej zaskakujące, a jednak
najpiękniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszałam.
–
A jeśli powiem, że to mi nie wystarcza?
Natychmiast
się odwróciłam. Na stopniach stał Teodor, oparty jedną dłonią o balustradę. Na
jego twarzy już nie widziałam gniewu – jedynie coś, czego nie potrafiłam
zdefiniować. Miał w sobie… pewność siebie, jednocześnie delikatność, trochę
determinacji, bólu, ale też lekkości…
Nie
potrafiłam mu odpowiedzieć, zwłaszcza kiedy dotarł do mnie pełny sens tych
słów. Złagodniałam, nie ciskałam z oczu gromów, nie mogłam już być taka jak
jeszcze kilka chwil temu.
Stopniowo
otuliła nas cisza, a Teodor pokonał ostatnie schodki, tak że znalazł się jedyne
dwa czy trzy metry ode mnie. By patrzeć mu w oczy, musiałam unosić lekko głowę,
jednak wcale mi to nie przeszkadzało.
Czułam
się jak w zupełnie innym świecie.
–
To mi zdecydowanie nie wystarcza, Granger – rzekł cicho, uważnie śledząc moją reakcję
na te słowa.
I
nawet chciałam ulec. Chciałam dać za wygraną, przeprosić, powiedzieć, że już
więcej tak nie zrobię, jednak w ostatniej chwili się opanowałam.
Nie
mogłam zaprzepaścić tylu starań, by się do niego nie przywiązać.
Spuściłam
wzrok, kierując go gdzieś w bok.
–
To niebezpiecznie, Teodorze – wymamrotałam.
–
Co? – delikatne dotknięcie w ramię uświadomiło mi, jak wielkie głupstwo
palnęłam. – O czym ty mówisz, Granger?
Pokręciłam
przecząco głową, a palce Teodora lekko się zacisnęły. Nie boleśnie czy
brutalnie, raczej po prostu pewnie.
Poczułam
okropną chęć rzucenia się mu na szyję i wtulenia w chude ciało, byle tylko objął
mnie mocno, powiedział na głos to, co ukrył w tamtym jednym zdaniu.
Nie
zdążyłam nic zrobić, gdyż usłyszałam za sobą cichy dźwięk sugerujący, że ktoś
właśnie wychodzi z pokoju wspólnego. Spojrzałam prosto na Teodora, nasze oczy
na moment się spotkały a potem rozległ się zdziwiony głos Rona.
–
Hermiona? Nott?
Od
razu odwróciłam się, Ślizgon opuścił rękę, która jeszcze przed chwilą zaciskała
się na moim ramieniu. Ron stał w wejściu do Wieży, a za nim trzymała się
Lavender, równie zdumiona jak rudzielec. Spletli ze sobą dłonie.
No tak, jeszcze
ich mi tu brakowało.
–
Cześć, Ron – rzuciłam niespokojnie. – Witaj, Lavender.
–
Co tu robicie? – spytał natychmiast Weasley. Jego twarz poczerwieniała.
Och,
następny. Nie ma to jak alergia na Slytherin.
Zerknęłam
przelotnie na szarookiego.
–
Nic – Merlinie, poczułam się jak przestępca na przesłuchaniu. – Nott mnie
odprowadził po korepetycjach, bo oczywiście sama bym sobie nie poradziła –
dodałam zgryźliwie w jego stronę. Ron nie mógł się o niczym dowiedzieć.
–
Bo taka jest prawda – odrzekł kpiąco. – Zaradnością nie grzeszysz. Dobranoc –
dorzucił na koniec, po czym bez słowa ruszył schodami w stronę lochów.
Patrzyłam
na niego przez chwilę, a potem odwróciłam się z powrotem do Rona.
–
Co on tu robił? – zapytał natychmiast.
Znów
wzruszyłam ramionami.
–
Mówiłam ci już, że mnie odprowadził.
Udawanie
obojętności czasami bywa zaskakująco proste.
Ron
nie odpowiedział, za to Lavender zaczęła się już niecierpliwić.
–
Chodźmy, Mon-Ron.
Pociągnęła
za sobą chłopaka, ci wyminęli mnie, a ja nawet na nich nie patrząc, weszłam do
pokoju wspólnego. Przed kominkiem zastałam Harry’ego grającego z Neville’em w
Eksplodującego Durnia.
Nim
do nich podeszłam, zatrzymałam się na parę sekund. Wzięłam kilka głębokich
oddechów, na usta przywołałam uśmiech.
Nie
mogli niczego zauważyć.
Nie
mogli niczego się domyślić.
Podchodząc
do chłopaków, również starałam się nie myśleć o tym, że zdanie „To mi
zdecydowanie nie wystarcza” zabrzmiało trochę jak: „ Jesteś dla mnie ważna”.
***
Trzecia
poniedziałkowa lekcja, numerologia, chyba po raz pierwszy tak bardzo mi się
dłużyła. Profesor Vector, wysoka, o normalnej budowie ciała czarownica z
długimi, kruczoczarnymi włosami opadającymi jej falami na plecy, już którąś
minutę opowiadała o Tablicy Horne’a. Musiałam opanować informacje na ten temat
przed Konkursem, więc była mi ona całkiem znana. Nawet całkiem miłe towarzystwo
Erniego McMillana, z którym siedziałam w ławce, niespecjalnie pomagało.
Dlatego
zdecydowanie ucieszyłam się, kiedy ktoś zapukał do drzwi, trochę ożywiając tym
samym zajęcia.
Mój
entuzjazm jednak od razu zmalał, gdy w wejściu pojawił się Teodor.
Po
moich plecach przeszedł dreszcz.
Praktycznie
całą niedzielę spędziłam w pokoju wspólnym z Harrym i Ginny, nie licząc
posiłków w Wielkiej Sali oraz wypadów do biblioteki po książki mogące jakoś
pomóc w naszych pracach domowych. Chowałam się oczywiście przed Nottem, na tyle
skutecznie, że przez resztę weekendu go nie spotkałam. Zobaczyłam go dopiero w
poniedziałek na śniadaniu, jednak jedynie przez króciutką chwilę, bo zaraz
później ewakuowałam się na lekcję starożytnych runów.
Tak
więc sytuacja z Teodorem stała się identyczna do tej z Ivy – udawałam, że nie
istnieję, byle tylko nie musieć z żadnym z nich rozmawiać.
–
Dzień dobry, pani profesor – przywitał się grzecznie chłopak. – Bardzo
przepraszam, że przeszkadzam w lekcji, jednak profesor McGonagall przysłała
mnie po Hermionę Granger, ma do niej jakąś ważną sprawę.
Uniosłam
wysoko brwi.
McGonagall?
Ważną sprawę? O co mogło chodzić?
Spojrzałam
na Vector, która splotła ręce i skierowała podejrzliwy wzrok na Teodora. Miała
bardzo ciemne oczy, niemal tak ciemne jak Snape’a, jednak w jej tlił się płomyk
ciepła.
W
czarnych tęczówkach mężczyzny dostrzegałam jedynie chłód.
–
No dobrze – powiedziała w końcu nauczycielka. Popatrzyła na mnie szybko. – Idź,
jeśli musisz. Tylko wróć szybko.
Kiwnęłam
głową, ale Teodor natychmiast się wtrącił.
–
Profesor McGonagall powiedziała, żeby Hermiona wzięła rzeczy, bo raczej nie
wróci do końca lekcji.
Vector
zacisnęła mocno usta. Po długiej chwili machnęła ręką i rzuciła:
–
Idź.
Błyskawicznie
schowałam wszystko z ławki do torby, po czym wyszłam z sali za Teodorem,
uprzednio pożegnawszy się z kobietą. Zamknęłam delikatnie drzwi i odwróciłam
się do chłopaka. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że idzie on w zupełnie inną
stronę, niż powinien.
–
Schody są tam – stwierdziłam, wskazując w prawo.
Teodor
nie zatrzymał się, tylko szedł dalej.
–
Chyba nie sądzisz, że McGonagall faktycznie cię wezwała – powiedział krótko.
Zamrugałam
szybko.
–
Wracam na lekcję.
Już
trzymałam dłoń na klamce, lecz Teodor znów się odezwał.
–
Nie wracasz.
Posłałam
jego plecom wściekłe spojrzenie.
–
A to niby dlaczego? – syknęłam.
Ślizgon
zerknął przez ramię; na jego ustach zobaczyłam uśmiech pełen samozadowolenia.
–
Chodź.
Zniknął
za rogiem, a ja po dłuższej chwili zastanowienia rozejrzałam się i pobiegłam za
chłopakiem.
Dogoniłam
go, gdy szedł powoli z rękami włożonymi do kieszeni szaty, w ogóle nie
przejmując się tym, że zaraz mogliśmy natknąć się na jakiegoś nauczyciela,
ducha albo – o zgrozo – Filcha. Zrównałam się z nim, a on uśmiechnął się
kpiąco.
–
Mówiłem, że nie wracasz na lekcję.
Prychnęłam.
–
Czego chcesz? – spytałam ze zniecierpliwieniem.
–
Dobrze wiesz czego. – Odwrócił twarz w moją stronę. – Chcę wiedzieć, o co ci,
do cholery, kobieto, chodzi.
Wywróciłam
oczyma.
–
Już ci mówiłam, że o nic – mruknęłam, rozglądając się uważnie za śladem
obecności w korytarzu kogokolwiek prócz nas. – Przestań wreszcie o to pytać.
–
A ty przestań być taka uparta i po prostu mi powiedz. Postaram się nie kląć.
Miałam
ochotę pacnąć go po głowie, ale doszłam do wniosku, że nawet taka bliskość
między nami mogłaby okazać się groźna. Ograniczyłam się więc do kolejnego
prychnięcia.
–
Kto tu jest uparty, ten jest uparty – oświadczyłam z wyższością. – Nie mam ci
niczego do powiedzenia, bo o nic mi nie chodzi.
–
Oczywiście. „To niebezpieczne, Teodorze” – powtórzył moje słowa piskliwym
głosem. – Fakt, granie ze mną w twoje chore gierki może okazać się
niebezpieczne, zwłaszcza jeśli tak łatwo dałaś się wyciągnąć z bezpiecznej
klasy i teraz jesteś tutaj bez niczyjej wiedzy.
Zachowałam
kamienną twarz.
–
Nie rób z siebie takiego groźnego-niebezpiecznego – powiedziałam pogardliwie. –
Oboje dobrze wiemy, że…
–
…jesteś bezbronna, uparta, głupia i nie potrafisz utrzymać zbyt długo przyjaźni
– dokończył Teodor.
Zmarszczyłam
brwi, czując nieprzyjemne mrowienie na karku.
–
O co ci chodzi? – spytałam niepewnie.
Roześmiał
się gardłowo.
–
Nie rozmawiasz z Ivy ani Stone’em – rzekł cicho, patrząc mi w oczy. Szybko
odwróciłam wzrok. – Ivy mogę zrozumieć, bo czasami bywa naprawdę denerwująca,
ale przestałaś się z nią zadawać równie nagle jak ze mną. Ze Stone’em
pokłóciłaś się już na Konkursie, jednak nadal nie wiem czemu, ponieważ nie chcesz mi powiedzieć – zaakcentował
ostatnie słowa i syknął karcąco. – No, no.
Poczułam
rumieńce wstydu wpływające na moje policzki. Nawet on zauważył. Nawet on musiał
dawać mi do zrozumienia, jak beznadziejna jestem.
Skręciliśmy
w lewo, w wolny od sal lekcyjnych, bardzo długi fragment korytarza. Wiedziałam,
że na jego końcu znajduje się rozwidlenie prowadzące do różnych części zamku.
–
Najpierw Wiewióry łącznie z Potterem właśnie przez tamtą dwójkę – kontynuował
kpiąco Teodor – teraz na odwrót… Może byś się zdecydowała, co? Patrząc na to
wszystko, dodając również twoje karygodne zachowanie względem mojej osoby,
stwierdziłbym, że lubisz bawić się ludźmi, Granger.
Nim
zdążyłam nad sobą w jakikolwiek sposób zapanować, mocno pchnęłam bruneta na
ścianę, chwytając go za przód szaty.
Kontrolę
nad moim ciałem przejął krystalicznie czysty gniew.
–
Nie bawię się ludźmi, Nott – wysyczałam mu prosto w twarz. Zdziwienie w jego
oczach zostało zastąpione ciekawością. – Nienawidzę tego, rozumiesz? Brzydzę
się czymś takim, więc nigdy… nigdy już tak nie mów.
Puściłam
go gwałtownie, oddychając z trudem. Było mi gorąco, dłonie drżały, skóra na
twarzy płonęła.
Już
dawno nie byłam tak wściekła.
Teodor
roześmiał się, przygładzając sobie szatę.
–
Tak łatwo cię wkurzyć – zaszydził. Znów na mnie popatrzył. – Ale spokojnie, bo
jeszcze ci żyłka pęknie, szczoteczko.
–
To nie jest śmieszne – wymamrotałam ze złością, wbijając wzrok w posadzkę.
Czułam zażenowanie swoim wybuchem. – Masz więcej tak nie mówić.
–
Dobra, dobra – Teodor machnął lekceważącą ręką – nie bój się. Tylko wiesz,
naprawdę mogłabyś mi powiedzieć, o co chodzi ze Stone’em.
–
To nie twoja sprawa – odparowałam od razu.
Ruszyliśmy
powoli ciemnym korytarzem, w którym jedyne światło przenikało przez szyby w
oknach. Na zewnątrz gęsto sypał śnieg.
Teodor
pokiwał głową.
–
Tak, tak, jasne. Rozmawiacie ze sobą?
Westchnęłam.
–
Nie.
–
Unika twojego wzroku?
–
Tak.
–
Chcesz go wziąć na przyjęcie u Slughorne’a?
–
Nie, raczej nie.
–
Idziesz na nie z osobą towarzyszącą?
Uniosłam
brwi.
–
Raczej pójdę sama, nie zamierzam…
–
Zakochał się w tobie, ale ty go odrzuciłaś, więc aktualnie oboje omijacie się
szerokim łukiem – oświadczył triumfalnie.
Wytrzeszczyłam
na niego oczy.
–
Co? – wydusiłam. – Skąd wiesz?
Posłał
mi wszystkowiedzące spojrzenie.
–
Wtedy na gali wyszliście na taras – zaczął powoli, jakby tłumaczył ważną
definicję. – Wróciłaś zapłakana, nie chciałaś nic powiedzieć, a on wyglądał na
jeszcze bardziej przybitego. Od tamtego czasu ze sobą nie rozmawialiście,
unikaliście się jak ognia, w ogóle jakbyście się nie znali. Nie chcesz go wziąć
do Slughorne’a, bo uznałby to za jałmużnę albo by sobie coś pomyślał, a idziesz
sama, żeby go jeszcze bardziej nie ranić, jakby taka informacja do niego
doszła. Z Ivy nie rozmawiasz, gdyż pewnie zmyła ci głowę za dawanie mu nadziei,
co widzieli chyba wszyscy wokół, więc ciężko by było, gdyby on nie odebrał
twojego zachowania jak oczywistych sygnałów. Hm – zastanowił się, podczas kiedy
ja zbierałam szczękę z podłogi. – W sumie to nie było takie trudne.
–
Nott, nie wtrącaj się – powiedziałam w końcu drżącym z emocji głosem. – I nie
próbuj udawać, że rozumiesz całą tę sytuację, bo jej nie rozumiesz.
W dodatku z Ivy
nie gadam przez Lactiris. Głupku.
Zbliżaliśmy
się już do rozwidlenia.
Roześmiał
się.
–
Och, przestań już, Granger. Trzeba było od razu powiedzieć, a nie bawić się w
jakieś tajemnice. Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Stone przez większość dnia
ma minę, jakby mu sowa narobiła do buta.
Wciągnęłam
głośno powietrze z oburzenia.
–
Cicho, Teodorze – skarciłam go. – Zresztą w ogóle co to za argument? Nie chcę
go wziąć do Slughorne’a, bo coś-tam? To śmieszne!
I
wtedy zza prawego zakrętu wyłoniła się Pani Norris. Wzdrygnęłam się na jej
widok, a gdy ona nas zobaczyła, klapnęła na posadzce, po czym zaczęła
przeciągle miauczeć. Zatrzymaliśmy się gwałtownie, wiedząc, co to oznacza.
Popatrzyłam
ze strachem na Teodora.
–
Filch – szepnęłam, a on rozejrzał się szybko. Jego oczy zatrzymały się na
schowku na miotły. – Nie!
On
jednak pociągnął mnie za rękę i już po chwili oboje staraliśmy się znaleźć
miejsce w chyba najciaśniejszym schowku w całym zamku. Nawet nie wiedziałam, że
cztery miotły i dwa kubełki mogą zajmować aż tyle miejsca.
Teodor
wpakował się do malutkiego pomieszczenia, po czym wciągnął tam mnie. Stanęłam
przy ścianie, unosząc zgięte ręce na wysokość swojej klatki piersiowej.
Czarnowłosy z trudem zamknął drzwi, przez co ogarnęła nas nieprzenikniona
ciemność.
–
Oby ten futrzak przestał się już drzeć – usłyszałam cichy głos chłopaka.
Czułam,
że jest on w odległości maksymalnie dziesięciu centymetrów ode mnie.
–
Że też dałam się wyciągnąć z lekcji – szepnęłam ze złością. Przesunęłam trochę
nogę, by stopa przestała już zahaczać o kubełek. – W ogóle co to za pomysł?
Naprawdę, czasem nie mogę uwierzyć, że… Aaa!
Jakimś
cudem straciłam równowagę, dzięki czemu wylądowałam prosto na Teodorze.
–
Cicho, Granger! – warknął zduszonym głosem. Jego dłoń musnęła moją talię, druga
ramię, a później obie pomogły mi stanąć na własnych nogach. – Zaraz przylezie
tu Filch i…
–
Dobrze, dobrze, zrozumiałam – przerwałam mu. – Przepraszam.
Usłyszałam
westchnięcie. Przybliżyłam ucho do drzwi, na korytarzu rozlegało się szuranie.
–
Granger, chodź ze mną – szepnął niespodziewanie Teodor.
Zamrugałam
szybko.
–
Co? Gdzie?
–
I ty niby jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw? – zadrwił.
– Chodź ze mną na to przyjęcie.
Moje
serce zabiło tak mocno, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy Teodor go nie
słyszy.
–
No i co, malutka? – rozległ się głos Filcha, nim zdążyłam odpowiedzieć. – Gdzie
są te wstrętne bachory? Już uciekły, co? Chodź, zaraz je dogonimy.
Ponowne
szuranie i głośne miauczenie kota. Po minucie absolutnej ciszy uchyliłam lekko
drzwi, po czym oboje wypadliśmy na zewnątrz. Rozejrzeliśmy się. Woźny wraz z
Panią Norris zniknęli, więc mogliśmy oddychać spokojnie.
–
Mówiłam, że nie zamierzam zabrać osoby towarzyszącej – zwróciłam się do
Teodora.
Był
dziwnie pewny siebie.
–
Jeśli się zgodzisz, koniec z pytaniami o twoje dziwne zachowanie względem
Stone’a, Ivy, mnie… – zaproponował. Uśmiechnął się w sposób, w jaki tylko on
potrafił to robić. – Więc jak?
Kuszące,
kuszące.
W
dodatku perspektywa spędzenia całego wieczoru z Teodorem…
Nie, to
niebezpieczne.
Miałam
dość niemrawą minę.
–
No nie wiem – przyznałam w końcu.
Absolutnie,
niezaprzeczalnie, bez żadnych wątpliwości nie-bez-pie-czne.
–
Och, przestań, szczoteczko. Pomyśl, jak bardzo wkurzy się McLaggen. Powinien
dać ci spokój na długi czas. W dodatku utrzesz nosa Wiewiórowi.
–
Nie chcę mu utrzeć nosa – zmarszczyłam brwi.
Chcesz, chcesz.
Popatrzył
na mnie, jakby chciał powiedzieć: „Żartujesz sobie?”
Zabrzmiał
dzwonek obwieszczający koniec lekcji, a Teodor wciąż wpatrywał mi się prosto w
oczy.
Dobra, chrzanić
niebezpieczeństwo.
–
Zgoda, pójdę.
I
tak mu uległam. Wiedziałam, że ta decyzja może być tragiczna w skutkach, ale
czułam dziwną ulgę, jakby coś ciężkiego odpadło właśnie z mojego serca.
Na
wieczornych korepetycjach znowu z nim rozmawiałam. Dokładnie tak jak wcześniej,
choć atmosfera między nami była chyba jeszcze lepsza. Ginny wytrzeszczyła na
mnie oczy, kiedy opowiedziałam jej o wszystkim, a później zaczęła skakać po
całym dormitorium, drąc się, że Ślizgoni to najlepsi faceci na świecie.
Choć
nie przyznałam się do tego na głos, powoli zaczynałam mieć podobne zdanie.
Weasleyówna
całkiem lubiła Teodora, mimo iż zamieniła z nim kilka słów i opierała się
jedynie na moich opowieściach o nim. Widziałam po jej zachowaniu, że o wiele
bardziej wolała jego niż Rogera, czym niespecjalnie się dziwiłam.
Zachowywała
się trochę tak, jakbyśmy ze sobą kręcili lub coś w tym stylu, jednak ja tego
tak nie odczuwałam. Zauważyłam zmiany w zachowaniu Teodora względem mnie, na
które zresztą nakierowała mnie ruda, ale wolałam nastawiać się jedynie na
relacje przyjaciel-przyjaciółka.
Wciąż
się bałam. Wciąż nie chciałam, by stał się dla mnie zbyt bliski, jednak już mu
uległam. Nie mogłam cofnąć czasu, czego z drugiej strony nie bardzo pragnęłam.
Przyjęcie.
Z Teodorem jako osobą towarzyszącą.
Nieprawdopodobne,
niezwykłe, napawające mnie dziwną radością.
Postanowiłam
dać sprawom się rozwijać w swoim własnym tempie. Nie miałam zamiaru więcej
stwarzać problemów ani niczego ułatwiać.
W
końcu co ma być to będzie, czyż nie?
***
Właściwie
to nie bardzo kojarzył, kiedy się do niego przyczepiła. Wracał z wieczornych
korepetycji, konkretnie schodził po schodach do lochów, i nagle zauważył
szeroko uśmiechniętą Ivy.
–
Cześć – przywitał się cicho, gdy się do niej zbliżył.
Wyglądała
na rozpromienioną.
–
Cześć, Teodor! – tak, zdecydowanie coś było na rzeczy. – Kurczę, nie sądziłam,
że cię tu spotkam, właśnie wracam z biblioteki i…
–
Zwłaszcza że biblioteka jest na czwartym piętrze – wtrącił sucho chłopak.
Ivy
zdecydowanie powinna przestać się pogrążać.
Już
dawno zauważył, że Krukonka w wyjątkowo nieodpowiedni sposób interesuje się
jego osobą. Gdzie tylko się nie obrócił, wciąż na nią trafiał, w dodatku nie
pamiętał, by widział ją inną niż nad wyraz radosną, rozchichotaną i absolutnie
przepełnioną energią.
Teodor
z bólem serca musiał potwierdzić swoje przypuszczenia, kiedy podczas pobytu we
Francji blondynka kilkakrotnie „niby przypadkiem” musnęła jego dłoń swoją,
„niby przypadkiem” wpadła na niego w różnych częściach Instytutu, a już w ogóle
Ślizgon miał ochotę w trybie natychmiastowym wrócić do Hogwartu, kiedy
dziewczyna chwyciła go za rękę i prawie siłą chciała wyciągnąć na parkiet, patrząc
na niego zalotnie wręcz do porzygu, jak to mawiał Blaise.
Przynajmniej
nie flirtowała z nim otwarcie. Bogu dzięki.
Choć
Teodor zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, naprawdę ciężko mu było prosto w
twarz powiedzieć Ivy: „Dziewczyno, znajdź sobie kogoś innego, bo szlag mnie
trafia, kiedy ktokolwiek wypowiada twoje imię”.
Tak
naprawdę Teodora trafiał szlag, kiedy widział po jej minie, że ona jego
obojętność/brak sprzeciwu odbiera jako reakcję pozytywną.
No
dobrze, może i na początku ich znajomości rzeczywiście czuł się w pewien sposób
zaintrygowany, nawet ciekawiła go nieco bardziej niż Granger, jednak to
skończyło się bezpowrotnie, robiąc miejsce zwykłemu „lubieniu”. Bo lubił ją,
nie jakoś szczególnie, ale przynajmniej mógł powiedzieć, że to ciut więcej od
tolerancji, którą okazywał Ianowi Owensowi.
Dlatego
postanowił wreszcie zacząć okazywać swoją niechęć. Nawet w sposób wredny i
bezuczuciowy. Blaise kiedyś opowiadał mu, jak spławiać nachalne dziewczyny,
jednak Teodor podczas takich wykładów lubił po prostu się wyłączać, dopóki
Draco nie opanował rozentuzjazmowanego kolegi, albo od razu wychodzić.
Nagle
pożałował swoich decyzji. W sumie Zabini na czymś się znał. Może nie na tym, na
czym powinien, zważywszy na oczekiwania matki oraz samą przynależność do
szlachetnego domu Salazara Slytherina, ale jednak.
Tak
czy siak, Ivy zignorowała uszczypliwą uwagę Teodora, pomijając ją milczeniem.
–
Przejdziemy się? – zaproponowała z zalotnym uśmiechem. Serio? – Pewnie po tych
korepetycjach jesteś zmęczony, więc może uda mi się jakoś umilić ci czas.
Z
pewnością.
Teodor
uniósł brew.
–
Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Wywróciła
oczyma i chwyciła go za rękaw.
Merlinie, zaczyna
się – pomyślał
ze zgrozą.
–
Nie marudź, chodź.
Więc
poszedł, i to w dodatku na godzinny spacer po zimnych korytarzach zamku, które
wcale nie były „urocze oraz romantyczne”, jak to ujęła Ivy. Były lodowate,
ciemne, wilgotne. Teodor nienawidził tego, choć mieszkanie w lochach, logicznie
rzecz biorąc, powinno go do takich warunków przyzwyczaić.
Gdyby
wiedział, na co się porywa, nie wyrażając sprzeciwu, pewnie jakoś by się
opierał przed tym spacerem. A tak spędził kilkadziesiąt minut na słuchaniu
ględzenia siódmoklasistki na tematy wszelakie. Mimo że często prosiła go o
wyrażenie własnego zdania, to dwie trzecie całej rozmowy stanowił jej potok
słów.
Granger
przynajmniej nie zalewała go milionem pytań, na które i tak nie oczekiwała
odpowiedzi.
I
pewnie jeszcze długo pozostawałby niemal bierny w tej przemiłej pogawędce,
gdyby nie jedno pytanie, które niespodziewanie wypłynęło z ust niebieskookiej.
–
Z kim idziesz na przyjęcie u Slughorne’a?
Jako
że szli korytarzem pierwszego piętra, tym pełnym zbroi, Teodor prawie wpadł na
jedną z nich.
No chyba ją coś.
Nott
wyprostował się i marszcząc brwi, starał się zamaskować niepokój.
–
Jeszcze nie wiem – skłamał. Nie chciał robić Granger jakichś nieprzyjemności u
Gray. – Zresztą, nie jestem pewny, czy w ogóle pójdę – dodał, modląc się w
duchu, by Ivy to kupiła.
I
najwyraźniej uwierzyła mu.
–
Gdy już będziesz wiedział, daj mi znać – odparła, mrugając do niego.
–
Oczywiście – rzucił bez przekonania. Doszedł do wniosku, że czas to przerwać.
Zdecydowanie. – Dzięki za spacer, ale chyba już wrócę do pokoju wspólnego.
Jutro McGonagall chyba planuje urządzić małe piekło.
Nieważne,
że transmutacja miała odbyć się dopiero w czwartek.
Ivy
również to łyknęła. Natychmiast zaoferowała odprowadzenie Teodora do lochów, na
co on przystał, byle tylko pozbyć się dziewczyny. Im szybciej tym lepiej.
W
krótkim czasie znaleźli się na dole. W lochach zdawało się być jeszcze
chłodniej. Ivy głośno to zauważyła, sugestywnie pocierając dłońmi ramiona.
O
nie, co to to nie.
Kiedy
znaleźli się niedaleko kamiennej ściany, Ivy nagle się zatrzymała. Teodor
uniósł brwi. Nie teraz, ej.
–
Co? – zdziwił się.
Patrzyła
na niego dziwnie, inaczej niż zwykle. Jakby z determinacją, lekko uśmiechnięta
i nieco rozmarzona. Zbliżyła się do Notta, a już po chwili poczuł on jej ciepły
dotyk na dłoni.
Z
trudem powstrzymał się przed strząśnięciem tej ręki.
–
Wiesz, ostatnio dużo o tobie myślę – wyznała cicho. – O tobie i o mnie.
Chłopak
zamrugał szybko.
Jeszcze brakuje,
żeby zaczęła wypowiadać się o nas w pierwszej osobie liczby mnogiej.
Sekundę
później przeszła mu przez głowę doprawy dziwna oraz idiotyczna myśl jak na
tamtą chwilę.
Ivy
nie wypowiadała jego imienia tak często jak Granger.
–
I co w związku z tym?
Spojrzała
prosto w jego oczy.
–
Pocałuj mnie.
Ta
prośba była dla Teodora tak wielkim zaskoczeniem, że przez dosłownie sekundę
mógł ją wykonać. Od razu jednak się opanował, a na jego twarz wpłynął wyraz
ogromnego zdumienia.
–
Co? – wykrztusił. Zapomniał już o tym, że wciąż czuje na swojej dłoni jej
skórę.
Ona
jedynie leciutko parsknęła śmiechem.
–
Proszę – dodała.
I
wtedy Teodor nie wytrzymał.
Puścił
jej dłoń, po czym cofnął się kilka kroków. Marszczył brwi w nagłym przypływie
gniewu, a w jego głowie gościło jedno pytanie.
Co ona sobie
myśli?
Sama
Ivy również wyglądała na zaskoczoną, tyle że sto razy bardziej niż on. Patrzyła
na niego otwartymi szeroko oczyma, zaś jej policzki stopniowo nabierały
różanego odcienia.
–
Myślałam… myślałam, że ty… – zaczęła cicho, jąkając się.
No
pięknie. Nie tak chciał powiedzieć jej, żeby sobie odpuściła. Jednak skoro
trzeba…
–
Nic z tego – powiedział prosto z mostu. – Nie wiem, dlaczego zrozumiałaś moje
zachowanie tak, a nie inaczej, ale naprawdę nie chciałem… dawać ci nadziei.
Uniosła
bezwiedne ręce, by zaraz potem je opuścić.
–
Przecież… przecież widziałam – wypaliła, a Teodor w jednej chwili poczuł się
jak ostatni…
Przeczesał
włosy nerwowym ruchem.
–
Przepraszam? – to zabrzmiało bardziej jak pytanie, ugh.
Ivy
niespodziewanie znów się do niego zbliżyła, tym razem jednak ze złością
malującą się na twarzy. Wyglądała na nieco obłąkaną, przez co Teodor poczuł
małe ukłucie strachu.
–
Chodzi o Granger, prawda? – syknęła.
Ona
naprawdę była szalona.
–
„O Granger?” – powtórzył z zaciekawieniem. – Myślałem, że się przyjaźnicie.
Zdawała
się nie zwrócić na to uwagi.
–
Odpowiedz na pytanie – rozkazała.
Teodor
nie miał najmniejszego zamiaru tego robić, nawet jeśli Ivy miała rację.
–
Gray, idź już, tak będzie najlepiej – stwierdził cicho, z niewielkim
zakłopotaniem. Wciąż czuł na sobie przeszywające spojrzenie niebieskich oczu. –
Naprawdę. Teraz jest późno, oboje pewnie mieliśmy ciężki dzień, możemy jutro się
spotkać i…
–
Nie, dzięki – przerwała mu. Odsunęła się, nie spuszczając z niego wzroku. –
Wiesz, Teodor, myślałam, że chociaż ty jesteś inny. A tu… klapa. Dupek z
ciebie.
Odwróciła
się na pięcie i ruszyła szybko korytarzem w stronę schodów, a Teodor wzniósł
oczy do nieba.
–
Ivy, poczekaj! – zawołał za nią, lecz ona zignorowała go.
No,
może nie do końca, bo po chwili, nawet nie patrząc przez ramię, wykonała bardzo
wulgarny gest, wyraźnie zaadresowany do bruneta.
Teodor
przejechał dłonią po twarzy.
Boże,
jak pięknie.
Zranił
Ivy, robiąc sobie z niej w dodatku wroga, dodatkowo dostanie pewnie ochrzan od
Granger, gdy ta w końcu się dowie…
Nie,
tego dnia nie mógł zaliczyć do udanych.
Teodor
przetarł dłonią oczy, po czym skierował się do pokoju wspólnego.
Właściwie
pozytywnym zdarzeniem było wyjaśnienie paru kwestii z brązowowłosą Gryfonką. No
i zgodziła się pójść z nim na przyjęcie świąteczne u Slughrone’a. To już coś.
Teodor
z trudem odganiał od siebie myśli o dotyku szatynki na swoim ciele w tym
ciasnym, ciemnym schowku na miotły.
***
Właściwie nie mam
pojęcia, dlaczego do Ciebie piszę. Zwłaszcza że zaraz przylezie tu Filch i
wlepi szlaban za przesiadywanie po nocach w salach lekcyjnych. Chyba znowu ta
chora pora źle na mnie działa.
Granger, jak to
jest, że ludzie nie potrafią się zgrać?
Teodor
Jesteś nieodpowiedzialny,
wiesz, Teodorze? Gdzie jesteś? Wracaj do łóżka, a nie wypisuj do mnie o – czy
Ty masz zegarek? – 2:20. Ciesz się, że nie mogłam zasnąć.
Co masz na myśli z tym zgraniem?
PS Twoja sowa jest jakaś
nienormalna. Sztywna. Siedzi i patrzy na mnie jakbym zjadła jej mysz.
Hermiona
Jestem
nieodpowiedzialny, owszem, ale Ty też, skoro jutro masz test na runach, a
jeszcze nie śpisz. Zawiedziesz prof. Babbling, jak możesz.
Zresztą dlaczego
nie możesz spać? Jakieś problemy? Czyżby powrót do Anglii Ci szkodził?
Chodzi mi o to,
że Gray jest kretynką ciągle zwracamy uwagę na niewłaściwe osoby albo
źle interpretujemy czyjeś znaki. Albo dajemy fałszywe nadzieje. Albo ignorujemy
tych, którzy są dla nas naprawdę odpowiedni. Powiedz, jak to jest, że nie
umiemy wybrać/znaleźć kogoś właściwego? To chyba nie takie trudne.
Geras jest już
stary, nie dziw mu się. Zresztą ja na jego miejscu też bym się dziwił, że na
głowie człowieka znajduje się gniazdo.
Teodor
Mój test – moja
sprawa. A Babbling będzie usatysfakcjonowana tym, że ktokolwiek przygotowywał
się do tego sprawdzianu.
Odzywa się w
Tobie troska? Nie, po prostu ciągle myślę o tym cholernym schowku za
dużo zjadłam na kolacji i tak jakoś o. Zresztą spotkałam Rona migdalącego się z
Lavender, więc boję się koszmarów.
Co z Ivy, skoro
twierdzisz, że jest kretynką?
Hm, ludzie to
ludzie. Nie zmienią się. Znalezienie kogoś właściwego albo „zgranie się”, jak
to ująłeś, od zawsze było trudne. Bo wciąż próbujemy odszukać tę właściwą
osobę, która nas uszczęśliwi, ale jednak ciągle pozostaje coś, co nie do końca
nam odpowiada. To może wydawać się łatwe – zaakceptowanie kogoś w pełni. Ale
wcale takie nie jest. Identyczna sytuacja, gdy nie potrafimy zmusić się, by
kogoś pokochać, choć wiemy, że dla tego kogoś stanowimy cały świat. To nie
takie proste, więc musisz pogodzić się z tym, że by zgrać się, potrzebna jest
długa droga. Właściwie skąd te pytania, Teodorze?
I odczep się od
moich włosów.
Szczota
I tak zawalisz
ten test. Zobaczysz.
Merlinie, właśnie
wlazł tu Filch. Musiałem schować się za jedną z zasłon i teraz jestem cały w
kurzu. Trzeba się przenieść w inne miejsce.
„Cholerny
schowek”? Po pierwsze, chyba nie sądziłaś, że tego nie przeczytam. Ta naiwność.
A po drugie, co to za słownictwo? Gdyby McGonagall je zobaczyła… Wstydź się.
A Weasley zawsze
był upośledzony, więc nie bierz tego do siebie.
Nie wiem. Już
mówiłem – późna pora. Po prostu zastanawiam się, dlaczego ludzie tak często się
mylą, trafiając na niewłaściwe osoby, choć byli przekonani, że sytuacja ma się
odwrotnie. To… głupie, nie sądzisz?
Pan Kurzu
PS Weasley już wie, z kim
idziesz na przyjęcie?
Och, nie strasz
mnie.
Ha, no widzisz?
Ja sobie siedzę kulturalnie w pokoju wspólnym pod ciepłym kocem i nie jestem
narażona na Filcha ani jakieś paprochy. Gdzie teraz idziesz? Może do Ciebie
zejdę?
Nie, Ron nie wie
i na razie się nie dowie, chyba że chcesz od niego oberwać przy najbliższej
okazji. Dlaczego tak Ci na tym zależy?
Może i głupie,
ale pomyśl – po kilku porażkach w końcu odnaleźć kogoś odpowiedniego. Genialne
uczucie. A to, że zdecydowanie za często nie potrafimy się zgrać… Tak bywa.
Sądzę, że
powinieneś już iść spać. Jest prawie trzecia, a Irytek lubi o tej porze latać
po całym zamku, by budzić obrazy. Boję się, że Możesz na niego trafić.
Aha, a jeszcze
przed Świętami musimy iść do umarłych. Najlepiej jutro. Koniecznie muszę
Ci coś pokazać. Nie przyjmuję żadnych wymówek.
H.
PS Pan Kurz? Teraz tak mam Cię
nazywać?
Nie „Pan Kurz”,
tylko „Pan KurzU”, geniuszu. Widzisz różnicę czy znowu gniazdo opadło Ci na
oczy?
Hm, chyba zależy
mi na tym, bo mam odruch wymiotny, gdy na horyzoncie pojawia się Wiewiór. Tak,
zdecydowanie dlatego.
Nie przychodź. I
tak już wracam do pokoju. Irytek faktycznie mógłby okazać się większym zagrożeniem
niż Filch.
Żaden problem,
jak chcesz. Tylko mam nadzieję, że to coś interesującego, bo odkąd ta głupia
książka nie chce przepuścić nas dalej, szlag mnie trafia, gdy tylko myślę o
umarłych.
Ty też idź spać.
Runy, test, Babbling. Przestań myśleć o tym „cholernym schowku”, bo to źle na
Ciebie działa.
Dobranoc.
Teodor
Ciężko jest o nim
nie myśleć, Teodorze.
Dobranoc.
H.
_______________
Tak,
tak, nieujawnienie Wam szczegółów odnośnie umarłych to celowy zabieg –
wszystkiego na ten temat dowiecie się w przyszłym rozdziale. A tak be te wu, kto
po tytule sądził, że będzie big kiss? Przyznać się :D
Jeden
z rekordowych, jeśli chodzi o długość, rozdziałów, jednocześnie jeden z moich
ulubionych i w ogóle jakoś tak łatwiej mi się pisze, odkąd wróciliśmy z Francji
:3 W dodatku czeka nas teraz seria scen typowo Teomione, jako że wcześniej było
ich dość mało. Myślałam, że zwariuję bez kopnięcia tego wątku. Przynajmniej coś
się zaczyna dziać, choć do momentu kulminacyjnego jeszcze w cholerę i trochę
rozdziałów. Co nie zmienia faktu, że trochę się dzieje i dobrze mi z tym.
Zmieniłam
szablon, mam nadzieję, że w miarę przypadł Wam do gustu. Z racji że w tym
rozdziale sporo uwagi poświęciliśmy Ivy, postanowiłam nawiązać nawet wystrojem
bloga właśnie do niej. Inną nowością jest założenie przeze mnie Aska, jak
podsunął mi ktoś na Wywiaderze. Wielu z Was pewnie myśli teraz: „Czy ona
zwariowała? Dwa miejsca na pytania? POGRZAŁO?”, więc od razu rozwiewam Wasze
wątpliwości – zobaczę, co będzie cieszyć się większą Waszą sympatią (albo sami
po prostu mi napiszecie, however) i wtedy tylko jedno pozostanie. A zresztą
jeszcze zobaczę.
Wciąż
zapraszam i na Facebooka, i na mojego drugiego bloga. Na fanpage’u całkiem
sporo Was przybyło, przez co mam ogromny zaciesz na mordce, zaczyna coraz
więcej się dziać. Tam informuję też o postępie w pisaniu rozdziałów i tak
dalej… Zaś na Rozdartą Duszę zapraszam tak o, jakby komuś nie starczył Wyjątek
i chciałby poczytać coś jeszcze podpisanego moim nickiem ^^
Choć
jestem zwolenniczką temperatur bliskich zeru, wraz z wiosną przybyło mi energii.
Takiej wielkiej. Między innymi na pisanie.
Siła.
Niesamowita siła.
Empatia
Jeeeest! Nowy rozdział :D Co to za tytuł ;3 Dobra, biegnę czytać xd
OdpowiedzUsuńRun, Forest, run!
UsuńNie liczyłam na pocałunek, ale sądziłam, że to Teoś z czymś takim wyskoczy, a Granger mu ucieknie... przeliczyłam się, ehehe ;/
OdpowiedzUsuńPodobało mi się bardzo, bardzo, głównie dzięki Nottowi. Uśmiechałam się do monitora, jak on tak za nią gonił, słodkie to było, Lietta aprobuje <3 A potem w tym schowku, o którym teraz cały czas myśli, hahaha, biedna. I fajnie, że idą razem do Slughorna. Liczę na kolejny emocjonujący rozdział.
Zanim przejdę do Ivy, napiszę jeszcze krótko o umarłych. Szczerze mówiąc nie interesowali mnie jakoś bardzo w tym rozdziale (wszystko przez Teomione!), ale czekam na wyjaśnienie tej sprawy. Te wpisy były naprawdę smutne.
No i Ivy. Uwielbiałam tą dziewczynę, naprawdę, lubiłam jej przyjaźń z Rogerem i Hermioną. A teraz co?: "Granger". Nie wiem dlaczego, ale nazwisko Hermiona uderzyło mnie najbardziej. Pokazało, jak wstrętną manipulantką jest blondynka (wiesz, że wyobrażam ją sobie jako brunetkę? tak, wszędzie piszesz, że blondynka, ale nie mogę się temu oprzeć, tak samo jak temu, że Roger to blondyn xD). Serio liczyłam, że jest dla niej jakaś nadzieja, że mimo wszystko nie chce zranić Hermiony, a tak naprawdę chyba ma ją w dupie. Chociaż kto wie, co się jej w tej łepetynie roi. To "pocałuj mnie" do Teodora było doprawdy żałosne, w sumie to trochę mi jej szkoda, ona ma naprawdę coś z głową, skoro ubzdurała sobie, że Teodor odwzajemnia jej uczucia. Cieszę się, że zareagował tak, a nie inaczej.
No, to pozostaje mi czekać na przyjęcie, mam nadzieję? Bardzo chciałabym, żeby rozdział pojawił się równie szybko, jak ten, bo te miesięczne przerwy to jednak trochę długo i zdążę się przez ten czas mocno stęsknić za Wyjątkiem.
Pozdrawiam serdecznie ;*
[kolysanka-dla-nieznajomej]
Wiedziałam, że zapomniałam o czymś dodać! Te listy były naprawdę słodkie, skojarzyły mi się trochę z tymi z Francji, więcej takich <3 Pan Kurzu, ahahah, miszcz.
UsuńSzablon ładny, ale jednak wolę u Ciebie takiego typu jak ten poprzedni, z Rogerem, bo nie przepadam za takim układem. Jednakże brąz, uwielbiam brązy, także "wybaczam". :P
Jeszcze raz pozdrawiam!
Rozdział super:) przeczytałam jedyny tchem i OMG... to jest BOSKIE... dobrze tak tej głupiej ivy- nie trawie jej. Teodora uwielbiam i cieszę się że w końcu wziął sprawy z Hermioną w swoje ręce ^^ kurde ale się wkurzyłam jak przeczytałam pierwszą część notatki na fb, ale tak myślałam że wkręcasz:) Wielkie nadzieję wiązałam z tym rozdziałem, bo to miało być coś, co by mnie obudziło i wsparło przed egzaminem i... NIE ZAWIODŁAM SIĘ! Mam więcej sił i motywacji do nauki trzech klas gimnazjum:) 23/24/25 kwietnia to dni w których będę napastowała kartki egzaminu gimnazjalnego... Dzięki Tobie i Teomione jest szansa że jakoś to napisze:)
OdpowiedzUsuńAha i jeszcze jedno jeśli chodzi o rozdział... JA CHCE JESZCZE RAZ ^_^ Życzę weny i więcej takich rozdziałów ze ,,schowkiem'' i ,,a jeśli powiem że mi to nie wystarcza?''. bo mi na pewno nie wystarcza Jedynego Wyjątku XD
UsuńO mój Boże.
OdpowiedzUsuńDobra, przyznaję się. Widząc tytuł rozdziału miałam nadzieję na big kiss, ale cóż.
Naśmiałam się niesamowicie w scenie Ivy - Teodor. No bo jak głupią trzeba być, żeby powiedzieć coś tak żałosnego? Szczerze, to nawet mi jej nie żal.
Schoweeeek, o.<3 Zaproszenie na przyjęcie. <3
To było boskie, idealne. Liściki wymiatają, Pan Kurzu hahahahahha leżę.:D
Umarli... Czytając rozdział sądziłam, że jestem głupia, bo nie mogę zrozumieć o co chodziło. Ale czytając twoje "ogłoszenie" na koniec odetchnęłam z ulgą, że jednak trochę tej swojej mądrości mam.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie niedługo.:D
Cóż, pozostaje mi czekać.:>
Pozdrawiam. :)
Ach, ile czekałam na taki rozdział! Jest dla mnie idealny, naprawdę. Uwielbiam go, uważam, że jest najlepszy. I wcale nie wydaje się być taki długi, czytało mi się go bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńFajnie, że zaczynasz poruszać wątki Teomione <3 Czekałam na to :D To, że Teodor oczekuje od Hermiony więcej czasu i uwagi, poza transmutacją, jest czymś słodkie. Ach...
Ivy jest dziwna. Bardzo dziwna. Podoba mi się za to zachowanie Teosia. Tyle w tej kwestii.
Co do wyglądu bloga, to bardziej podobał mi się szablon z Nottem, wolę tamte układy. Lubię brązy, zrobiło się na twoim blogu jesiennie. Ten zegarek zrobiłabym na twoim miejscu nieco bardziej widoczny, bo teraz ledwo to widać i w oczy rzuca się tylko napis i ta blondynka. Pusto trochę.
Eh... Nawet nie wiesz, jak przez to, że zmieniłaś szablon, znowu zatęskniłam za laptopem i photoshopem. Teraz nie mam niczego, ani materiałów, ani programu, gdzie mogłabym robić szablony ._.
Pozdrawiam :)
Przyznaję się... Jestem jedną z tych, która myślała, że Hermiona albo Teodor wyskoczy z "pocałuj mnie". To było sprytne. Podniosłaś mi ciśnienie:)
OdpowiedzUsuńW ogóle Nott w dzisiejszym rozdziale... Aż zabrakło mi słów. Chyba sprawiłaś, że lubię go jeszcze bardziej.
Zabawa w berka z Hermioną była świetna. I ta determinacja Teodora. I to, co później powiedział... Jestem zachwycona. W sumie, zawsze tak jest, ale dzisiaj po prostu czytałam z zapartym tchem.
Dobra. Trochę szkoda mi Ivy, ale nie na tyle, żeby ją polubić. Była nachalna, kłamała i jeszcze nazwała Hermionę "Granger". Ale szablon bardzo ładny. Naprawdę mi się podoba.
Hermiona się opamiętała i aż chciałoby się powiedzieć "nareszcie, dziewczyno!". Na jej miejscu też nie mogłabym zapomnieć o schowku. I jeszcze zaproszenie Teodora. Nie spodziewałam się, że w ogóle padnie taka propozycja. Ma szczęście, że ją przyjęła:)
"Pan Kurzu" będzie mi poprawiał nastrój przez dłuższy czas. "Szczoteczka" również.
Dziękuję za ten rozdział. Był genialny:) I bardzo lubię, kiedy Hermiona i Nott piszą do siebie liściki.
Pozdrawiam!
To jest boskie Ivy, w końcu odwaliła się od Teo <3 Pan KurzU genialne <333 . Pozdrowienia i życzę weny .
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział, jest od dzisiaj moim ulubionym. Definitywnie! Taak! Jest wszystko czego chciałam. Delikatność, spojrzenia, listy, miotły, ale też kłótnie, złośliwości, przepychanki i trochę Gryfonów oraz Umarłych. Po prostu kwintesencja piękna i Ciebie. <3
Przyznam się, że wiedziałam, że big kiss'a nie będzie. To nie w Twoim stylu, za szybko, hah rozgryzłam Cię! Ale takiego obrotu sprawy (że Ivy i Teoś = Herma i Roger) to się nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie. I impreza u Szluga, aaa! Kocham to!
Nie, ja po prostu po przeczytaniu tego rozdziału nie potrafię się wypowiedzieć. Przeżywam szok termiczny, jedyne co mi się nasuwa to "kocham to", "cudowne", "uwielbiam Empatię".
Wybacz mi.
Ściskam i cieszę się, że akcja zaczyna się rozwijać w zamierzonym kierunku, a Ty emanujesz energią.
Pozdrawiam. <3
btw, szablon mi się podoba, bo nie przeszkadza w czytaniu. Duży plus. Chociaż wiesz.. nie mogę się doczekać, aż w szacie graficznej zawita Teomione.. <3
Nie wiem, co napisać. Było świetnie. W końcu Teomione *piiiisk* !
OdpowiedzUsuńOch, nawet nie wiesz, jak uwielbiam Cię za scenę Teosia i Hermiony na schodach <3 I w schowku, i on ją podstępem wyciągnął z klasy, żeby się dowiedzieć, o co chodzi, normalnie ROZPŁYWAM SIĘ.
Ivy nie wiem, czy jest na serio taka naiwna, żeby aż tak źle odczytać znaki? Zachowała się kompletnie jak Roger. Ale nie jest mi jej żal. Nie potrafię wykrzesać żadnych emocji w stosunku do niej. Może dlatego, że wciąż myślę o nadchodzącym przyjęciu i Teosia i Hermiony jako pary *.*
Rozdział długi, długaśny, Megannowa lubi, lubi baardzo :D
Pozdrawiam Cię kochana i chwała wiośnie, jeżeli czujesz przez nią wenę ^^
Rozdział jest niesamowity. Czytałam go w nocy, więc dopiero teraz komentuje... Wtedy nie byłam w stanie nic sensownego napisać ^^'
OdpowiedzUsuńTeo... Oh, ach i wgl xD Nie lubiłam Ivy i chyba nigdy jej nie polubię... Nie i koniec. Nie trafia do mnie ta postać.. Może jest po prostu dla mnie zbyt... no ogólnie.. zbyt. Wiem, logiczne. xD"
Scena w schowku była piękna.. I te listy na koniec. Czytałam z zapartym tchem. Teodor zaprosił H. na to przyjęcie... Wgl.. idealnie ci to wyszło, zupełnie w jego stylu itd. <3
Co do szablonu, to powiem szczerze, że wcześniejszy bardziej mi się podobał.. ten jest jakichś taki... no nie, po prostu nie trafia do mnie.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, liczę na scenę przyjęcia.. Jestem strasznie ciekawa reakcji wszystkich, jak ich zobaczą razem. ;D
Pozdrawiam i życzę duuużo weny! :)
Dobra ja czekałam na ich pocałunek przyznaje się bez bicia :) cieszę się że hermiona przesłała gadać z ivy rogerem. Nareszcie teodor sprawił ivy i zaprosił hermiona na
OdpowiedzUsuńPRZYJĘCIE tak się cieszę się:) czekam na nn mam nadzieję że wena dopisze i będzie on niedługo Calineczka :*
PS:szkoda że nic więcej nie było w schowku :* Calineczka.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga ! ;)
OdpowiedzUsuńMółby być big kiss. ale i tak nie jest źle. idą razem na przyjęcie, Teodor zrobił Ivy dokładnie to samo co Hermiona i po listach, które wymienili, powinni się tego domślić,. ponadto właściwie już ktoryś raz w tych lisatch widać jak wół, że lubią się bardziej niż na sotpie koleżeńskiej, więc włóaściwie są w tym oboje dość durni xD mam nadzieję, że Nott ma swoją Ginny (mam nadzieję że to Blaise), która też mu powie, jak przyjaciel przyjacielowi, żeby wreszcie usłuchał uczuć. wlasciwie przydałaby się tutaj jakaś taka typowo męska scena xD Teomione brzmi bardzo ładnie i ma być prawdą już niedługo xD ale że Ty lubisz ich męczyć, zaczynam sie zastanawiać, czy to nie w 50 notce będzie ten big kissxD no i ja nie wiem, czemu nas trzymasz w takiej niewpeności co do tego, co odkryła Granger. mam andzieję, że wreszcie ruszy dupsko i pójdzie do Dumblededore'a
OdpowiedzUsuńJejciu. Hermiona idzie z Teosiem do Slughorna <3 I tak Teodor się nią interesuje.. jestem pełna podziwu i zaskoczenia. Tak na prawdę, nie spodziewałam się żeby było buzi-buzi. Za wcześniee xD No i umarli i, w ogóle, kocham <33 Cudowny rozdział, na gg wysłałam te 2 malutkie błędy. Czekam na to przyjęcie i na to, żeby w końcu był big kiss xd
OdpowiedzUsuńKocham <3 I czekam, czekam na rozdział <3
Kiedyś obiecałam, że napiszę Ci jakąś mowę pochwalną, może teraz się z obietnicy wywiążę ;P
OdpowiedzUsuńNiby był to jeden z tych dłuższych rozdziałów, ale mnie czytało się bardzo szybko - niestety! Szkoda, tak, bo mogłam się dłużej cieszyć z każdego fragmentu... No nic, teraz znów muszę czekać na kolejną część.
O rozdziale najpierw przeczytałam na fejsie i cóż... tytuł trochę zbił mnie z tropu. Spodziewałam się może nie tyle, że do tego "big kiss" dojdzie, ale będzie miała miejsce jakaś nietypowa sytuacja (coś w stylu schowka na miotły :P) i Hermionie coś odwali - albo by zadała, albo strasznie chciałaby zadać to pytanie.
Na zbliżający się moment "wielkiego przełomu" (chociaż, jeśli mam być szczera, to nie wydaje mi się, żeby tak naprawdę ten POCAŁUNEK był tu najważniejszy) wskazywało też to, że już od początku "coś było nie tak", znaczy zmieniło się zachowanie Hermiony, Teodor stał się milszy, jakoś tak wszystko się uspokoiło, ucichło... co było dość dziwne. Później Hermiona dokonała odkrycia dotyczącego umarłych, co już wskazuje na to, że akcja znów zacznie się rozkręcać.
Świetne jest to, jak połączyłaś kilka dość oklepanych schematów ("pani McGonagall prosi Hermionę" i ekhem... ciasne pomieszczenie) w coś ciekawego i, jak się okazało, wcale nie tak przewidywalnego. Pewnie wielu się wkurza, że oni się nie pocałowali, ale ja tam nawet wolę, jak piszą do siebie listy ^^.
Wracając jeszcze do tego schowka: mam wrażenie, że Teodor specjalnie chciał tam się schować i przynajmniej podświadomie, podobnie jak czytelnicy, czekał na pocałunek :D
Za scenę z Ivy Cię po prostu kocham ^^. Hm... podobieństwo w relacjach Hermiona-Roger i Teodor-Ivy było jakoś zamierzone, czy to tak samo wyszło?
Właśnie, Teodor. Przez Ciebie po prostu go uwielbiam i jaram się jak Ron fałszywym galeonem, kiedy w którejś z kanonicznych książek widzę wzmianki o nim, na przykład tę, z "Zakonu Feniksa":
"Jednak pełnię szczęścia osiągnął Harry na widok reakcji Malfoya, Crabbe'a i Goyle'a. Późnym popołudniem zobaczył ich w bibliotece razem z cherlawym chłopcem, który, jak poinformowała go szeptem Hermiona, nazywał się Teodor Nott."
W sumie... No co tu dużo mówić? Rozdział super, mogłabym o nim pisać jeszcze długo a długo, ale to chyba i tak nie ma dużego znaczenia. Szablon też mi się podoba, znowu widzę brąz, który tu strasznie pasuje. Sam szablon kojarzy mi się z takim zielonym, który tu kiedyś był, jak zaczynałam spędzać miłe wieczory z Wyjątkiem i kubkiem jakiegoś ciepłego, smakowitego napoju...
Teodorze, istniej ty w rzeczywistości <3
kocham kocham kocham tego bloga ! <3
OdpowiedzUsuńHej! Mamo, jak długo mnie tu nie było! Wybacz tak długą ciszę, ale przez tą durną szkołę nie mam na nic czasu. Jednak teraz, kiedy mam wolne wpadłam tu i aż mnie zatkało, gdy zauważyłam, że pod moją nieobecność dodałaś dwa rozdziały.
OdpowiedzUsuńNo nic. Przeczytałam i teraz skomentuję.
Ja też miałam nadzieję na big kiss. I już myślałam, że coś się miedzy nimi wydarzy, a tu klapa. Ale przynajmniej idą razem na przyjęcie.:)
Scena w schowku mnie totalnie zauroczyła. Słodko było, gdy się Mionka zachwiała i poleciała na Teosia!<3 Myślałam, że się rozpłynę.:**
Ivy, ty głupia krowo! Zwalaj od Teosia, ale to już! On należy do Hermiony i tylko do niej, a ty nie masz nic do gadania! Serio, gdy czytałam, jak się dowalała do Teodora i prosiła, żeby ją pocałował, to szlag mnie trafiał. Ale skoro on dał jej kosza, to mogę się uspokoić.:)
Coraz bardziej widać, że mu zależy na Hermionie. Cieszy mnie to! Kocham sceny Teomione! Są po prostu cudne! Jak ty to robisz, że tak świetnie potrafisz to opisać?! Nic tylko zazdrościć talentu!<3
Awww, te ich liściki są boskie! Fajnie, że Teoś wpadł na pomysł, żeby napisać do Miony w środku nocy.:)
Rozdział był długi, nawet bardzo. A ja kocham takie rozdziały! Szczególnie, gdy są tak świetnie napisane!
Pozdrawiam Cię ciepło, kochana i życzę weny!:**
PS. Szablon jest fajny, baardzo fajny!<3
Nott Hermiona... Wreszcie zmądrzeli jestem z nich duma ;3 i zrobilo sie tak fajnie, romantycznie i wgl i jeszcze ten schowek <3 Raduje sie ze Teo wreszcie zdobyl sie zeby zaprosic Hermione na przyjecie u profesorka :) Jak narazie jest idealnie ...no moze oprocz Ivy. Tez jestem zdania ze slizgoni to najwspanialsi faceci na swiecie <3 Teo Blaise i Draco no w twoim blogu moze tylko Teoś ale i tak kocham
OdpowiedzUsuńGinny
Pewnie mój poprzedni komentarz się nie dodał, zniknął gdzie - a był taki piękny...
OdpowiedzUsuńTwój styl pisanie mnie zmiażdżył - jest kozacki, chapeau bas! Wiele osób Ci to mówi/pisze, ale nie da się nie pochwalić.
Na początku roku zobaczyłam, że moja przyjaciółka czyta jakieś opowiadanie, oblukałam jak się nazywa i postanowiłam zajdzieć, z czego niesamowicie się cieszę.
Czytałam i czytałam, a gdy doszłam do momentów, w którym Nott z Granger się kłócą, droczą, przekomarzają, coś zaczęło mi nie pasować. Skądś to znałam, skądś było mi to znane. Pomyślałam o jednej osobie. O osobie, która była kiedyś cholernie bliska i z niewiadomych mi przyczyn nagle przestała się ze mną kontaktować.
Gdybym nie wiedziała, że to opowiadanie jest o Hermionie i Teodorze pomyślałabym, że ktoś włamał mi się na konto na fejsie i stworzył historię.
Podczas gdy bohaterowie byli we Francji, Twoje opowiadanie wywróciło moje myśli do góry nogami. Uświadomiłam sobie, że piekielnie tęsknię za tą osobą, i że jednak czułam do niej coś więcej niż kiedykolwiek wcześniej myślałam.
Ten rozdział niesamowicie mnie rozbawił, bo tak bardzo przypominał mi moje rozmowy, zwłaszcza kiedy pisali do siebie listy.
I tak niedziela, i dzisiajsza noc, stała się melancholijna, a moje myśli dryfują. Przybyły, zarówno dobre, jak i te mniej, wspomnienia i z całego serca chciałabym Ci za to podziękować.
Przepraszam za moje pierdolament, ale w pewien sposób odreagowałam.
Lęcę czytać dalej, mimo iż za 3 godz. pobudka. Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz dziękuję! ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńGłupia klawiatura... zajrzeć, nie zajdzieć. -.-
Usuń'mniej dobre', 'pierdolamento' i przepraszam za jakiekolwiek inne niedopowiedzenia. Mam nadzieję, że resztę niedomówień, dopowiesz sobie sama i to celnie.
Przepiękny rozdział <3 Ulubiona scena - oczywiście po korepetycjach :) Świetne listy, uwielbiam je!
OdpowiedzUsuńE.
Boze czy ona naprwse musi byc az tak glupia?!
OdpowiedzUsuńNienawidze cie... Bylam pewna ze Jermiona nie wytrzyna napiecia u szepnie mu stanowczo w usta pocaluj mnie :(
OdpowiedzUsuń