Mimo
naszych wcześniejszych, niekoniecznie ciepłych relacji z Ronem, po powrocie do
Hogwartu z rudzielcem rozpoczęłam rozmowę całkiem normalnie, jak gdyby nigdy
nic. On oczywiście miał co do tego pewne opory, więc po kilku chwilach zaprzestałam
jakichkolwiek starań o zwykłą pogawędkę.
Decyzja
należała do niego. Ja nie miałam zamiaru się narzucać.
Zresztą,
dosłownie sekundę po naszej błyskawicznej, kilkuzdaniowej konwersacji w pokoju
wspólnym, do którego przed chwilą weszliśmy, wparowała Lavender, krzycząc
„Mon-Ron!”, i zaraz rzuciła się swojemu chłopakowi na szyję.
Jakoś
niespecjalnie miałam ochotę oglądać to przeurocze widowisko.
Ginny
poszła spotkać się z Zabinim, toteż z Harrym zajęliśmy wolny stolik na drugim
końcu pomieszczenia. Z delikatnej zaczepki na temat mojego ewentualnego sojuszu
z Weasleyem, oczywiście przeze mnie momentalnie zignorowanej, przeszliśmy do
poważniejszych kwestii, takich jak na przykład rozmowa Snape’a z Malfoyem,
podsłuchana przez okularnika podczas świątecznego przyjęcia u Slughorne’a.
–
Mówili o jakimś zadaniu… Podobno Malfoy ma plan… Wmieszali w to też jego
goryli…
Innymi
słowy – kolejne zasugerowanie, jakoby blondwłosy Ślizgon był śmierciożercą,
który otrzymał jakąś tajemną misję od samego Voldemorta. Bardzo przejęłam się
przypuszczeniami przyjaciela, choć na usta cisnęło mi się co innego.
Znowu
ta paranoja, znowu to samo.
Zamiast
tego jednak, zaczęłam niepewnie:
–
A nie uważasz, że…
–
…że udawał gotowość do pomocy, żeby wyciągnąć z Malfoya, co on knuje?
Ponoć
pan Weasley z Lupiem również tak uważali. Harry musiał niechętnie przyznać nam
rację, choć wciąż upierał się, że Draco na pewno coś knuje.
Temu
nawet ja nie mogłam zaprzeczyć.
Wieczór
upłynął nam na aktywnej dyskusji o zadaniu Malfoya oraz na wieszaniu psów na
Rufusie Scrimegeourze,
który był chyba najbezczelniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałam.
–
Zwykły prostak – podsumowałam w końcu, czując wpływające na moje policzki
rumieńce gniewu. – Proszenie cię o pomoc po tym wszystkim, co w zeszłym roku
wymyślało na twój temat ministerstwo? Ktoś powinien go zbadać, bo z nim
naprawdę nie jest dobrze.
Ron
dołączył do nas później, gdy szliśmy na kolację. Widziałam zdenerwowanie na
jego twarzy, lecz postanowiłam to przemilczeć. Zresztą, potem, kiedy
wchodziliśmy do Wielkiej Sali, wciąż pięknie przystrojonej, zatłoczonej i przytulnej
jak zawsze, Harry szturchnął przyjaciela w ramię.
–
Ron, co jest? Wyglądasz jakbyś znowu pożarł się z Zabinim.
Ten
prychnął ze złością, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak „Lave… Nieważne.”
Siedliśmy przy stole Gryffindoru niedaleko Neville’a Longbottoma, którego
szybko zagadnęłam.
–
Jak spędziłeś Święta? – spytałam przyjaźnie, nakładając sobie na talerz kilka
kanapek z pokaźnego stosu leżącego nieopodal.
Czarnowłosy
chłopak o jasnych, błękitnych oczach i lekko pucułowatej twarzy uśmiechnął się
niemrawo.
–
Z babcią – odparł. – I paroma wujkami, ciociami… Sama wiesz. Było wesoło. A jak
u ciebie?
Kąciki
moich ust uniosły się wysoko do góry.
–
Rodzinnie. Moi kuzyni są uroczy, ale niestety tylko kiedy śpią albo okładają
się śnieżkami, ponieważ dopiero wtedy możesz zaznać trochę spokoju.
Kolację
spędziłam na miłej pogawędce z Neville’em, do której po czasie przyłączył się
również Seamus Finnigan, wysoki, dobrze zbudowany Gryfon o piaskowych włosach i
nieco groźnym spojrzeniu spod krzaczastych brwi. Jadalnię opuściłabym zapewne w
świetnym humorze, gdybym nie dostrzegła pewnej niewielkiej, niezbyt rzucającej
się w oczy informacji w „Proroku Codziennym” przeglądanym od niechcenia przez
Deana.
„MAMY WIELKI POWRÓT!” – BENJAMIN CRYTE NOWYM
WICESZEFEM DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAWA CZARODZIEJÓW!
Natychmiast
odechciało mi się dokończenia naprawdę dobrej kanapki, którą jeszcze chwilę
temu miałam zamiar z wielkim smakiem zjeść.
Już
w Święta postanowiłam, że Harry, Ron i Ginny o wszystkim się dowiedzą.
Dosłownie o wszystkim. O odkryciu w ocalałej sali, o zapiskach, o Katharsis, o moich planach z tym
związanych. O Ivy nie zamierzałam mówić rudzielcowi. Ta sprawa była ważniejsza,
a Krukonka… Z nią musiałam porozmawiać na osobności.
To
nie tak, że coś w sobie dusiłam i po prostu musiałam się z tego uwolnić. Nie. W
rzeczywistości całkiem nieźle czułam się z tym, że moi przyjaciele o niczym nie
wiedzą, nie tkwią w zagrożeniu, o którym wspominał Teodor…
Właśnie.
Teodor.
Och,
dlaczego to zawsze ON musiał wpychać się w ważne kwestie w moim życiu?
Chłopak
zabronił mi mieszać w tę sprawę przyjaciół, rodzinę, jakiekolwiek inne osoby.
Zabronił mi w ogóle ją ruszać i na początku nawet zastanawiałam się nad
posłusznym zrezygnowaniu ze wszystkich pomysłów, które w jednej chwili
narodziły się w mojej głowie, jednak nie mogłam odpuścić.
Wszystko
we mnie krzyczało, bym tego nie robiła, bym nie poddała się tak łatwo.
I
wcale nie zamierzałam.
Lecz
jeśli chciałam zrealizować wszystko, co obmyśliłam w czasie przerwy
świątecznej, Gryfoni musieli o tym wiedzieć.
Oni
i tylko oni. Byłam pewna, że nikt się nie dowie, ani Lavender, ani Blaise, ani
ktokolwiek z rodziny Weasleyów, ani Dumbledore czy jakikolwiek nauczyciel.
Ufałam
im jak nikomu innemu. Musiałam zaufać, bo sama bym sobie nie poradziła.
Potrzebowałam
wsparcia.
I
coś mi mówiło, że tylko od nich mogę je otrzymać.
Dlatego
wychodząc z Wielkiej Sali, złapałam Harry’ego za ramię, szybko przyciągnęłam
jego ucho do swoich ust, po czym powiedziałam cicho:
–
Spotkajmy się o dziewiątej w waszym dormitorium. Ściągnij tam Rona. Musimy
poważnie pogadać.
I
popędziłam na górę po głównych schodach.
Musiałam
zastanowić się, co dokładnie chcę im przekazać.
Kwestię
Ivy wolałam zachować dla siebie. Wiedział o niej Harry i Ginny, jej brata
wolałam w to jeszcze nie mieszać. Na to dopiero miał przyjść czas. W dodatku
wtedy musiałabym roztrząsać wszystko, co działo się na Konkursie, a jakoś
nieszczególnie miałam na to ochotę.
Wparowałam
do sypialni dziewcząt. Akurat nikogo w niej nie zastałam, uff. Zerknęłam na
zegarek na moim nadgarstku. Wpół do dziewiątej. Dobrze. Potrzebowałam kawałka
pergaminu, czegoś do pisania i chwili skupienia. Dwie pierwsze rzeczy porwałam
ze swojego stolika nocnego, po czym usiadłam na łóżku.
Nie
potrafiłam zmusić się do naskrobania czegokolwiek, choćby jednej literki.
Mętlik.
Jeden wielki mętlik w głowie i niespokojne serce, skręcający się ze
zdenerwowania żołądek, przypływy gorąca uderzające w ciało.
Teodor.
Gdzie był wtedy Teodor? Dlaczego tak daleko ode mnie? Chciałam go tutaj, teraz,
zaraz, natychmiast, chciałam, żeby mi pomógł.
Nie
żeby odciągał od mojego zamiaru, ale żeby doradził, co powinnam powiedzieć. Jak
to w ogóle rozegrać?
Dlaczego,
do cholery, tak bardzo się od niego uzależniłam?
Wypuściłam
z trudem powietrze z ust. Na pergaminie naskrobałam jedno jedyne słowo.
Powoli
się uspakajałam.
–
Dasz radę – powiedziałam do siebie z niezwykłą pewnością w głosie.
Z
takim nastawieniem dwadzieścia minut później opuściłam dormitorium, idąc prosto
do pokoju wspólnego po Ginny. Mało obchodziło mnie, czy była zajęta, czy nie.
Liczyłam
na to, że zrozumie. Ona i inni, moi przyjaciele.
A
pergamin zostawiłam na poduszce. Widniało na nim sześć liter.
PRAWDA.
***
Byliśmy
wszyscy: ja, Ron, Harry oraz Ginny. Żadne nie miało oporów przed stawieniem się
w dormitorium chłopaków o ustalonej porze, nawet piegowaty jakoś tak
złagodniał. W pokoju nie znajdował się nikt prócz nas. Gryfoni usiedli na
jednym z łóżek, gotowi do wysłuchania, co tak ważnego mam im do powiedzenia.
Sama
się w tym gubiłam.
Stojąc
przed nimi niczym szef przed swoimi podwładnymi, zaczęłam bardzo delikatnie.
–
Na jednym z patroli przydarzyło nam się coś dziwnego. Mnie i Teodorowi.
Widziałam
zdumienie na ich twarzach. To znaczy Ginny akurat niespecjalnie zdziwiła się,
słysząc imię Notta, bo zdecydowanie zbyt często powtarzałam je w jej obecności.
Ron najpierw uniósł brwi, a potem ostentacyjnie wywrócił oczyma. Nie odezwał
się, za co byłam mu niezwykle wdzięczna, zaś Harry po prostu zamrugał szybko,
również milcząc.
Opowiedziałam
im o kuli z niezwykłym opanowaniem jak na tamtą chwilę. Ron zdusił chichot,
choć widziałam, że jest na skraju.
W
sumie nie dziwiłam mu się. Kula? Unosząca się w powietrzu? Błyszcząca? Brzmiało
to bardziej jak bajka dla dzieci, a nie prawdziwa historia.
Nie
zrażając się, kontynuowałam. Powiedziałam o miejscu, do którego zaprowadziła
nas kula, i o tym, co ukryto przed resztą zamku. Streściłam historię
zniszczonych pomieszczeń, przeszłam od razu do ocalałej sali, uwzględniłam
wszystkie napotkane po drodze problemy, aż wreszcie dotarłam do punktu
kulminacyjnego.
–
Wszystko było porozrzucane, pergaminy, jakaś zniszczona książka… Krew.
Moi
przyjaciele nie zadawali żadnych pytań. Odkąd padło to jedno słowo, nie
odezwali się, a jedynie wpatrywali się we mnie z niedowierzaniem, napięciem. W
miarę jak mówiłam, szok na ich twarzach się pogłębiał, zaś ja coraz bardziej
się bałam.
Bo
już niedługo, już za chwilę miałam im wyznać swoje plany.
A
kiedy wreszcie to zrobiłam, moje słowa zawisły w powietrzu, tworząc nieznośnie
napiętą atmosferę. Ron nadal pozostawał w szoku, Harry w zamyśleniu, Ginny
wyglądała na nieco załamaną.
Usiadłam
na posłaniu naprzeciw nich, nie mogąc już dłużej stać. Czułam, jak mocno
łomocze mi serce, czułam silne pulsowanie w skroni, ściskałam nerwowo palce do
bólu, byle tylko jakoś się uspokoić. Patrzyłam na każdego z moich przyjaciół,
doszukując się w ich twarzach jakichś emocji, zdradzających to, co chcieli
odpowiedzieć.
Jednak
minuty wciąż się dłużyły. Jedna za drugą, aż wreszcie prawie straciłam
nadzieję, czy czegokolwiek się dowiem. Wtedy odezwała się Ginny.
–
Nie wierzę.
–
Ja też nie – dodał szybko Ron zrezygnowanym głosem.
–
Chcesz iść z tym do prasy – wymamrotał Harry z niedowierzaniem. – Nigdy nie
sądziłem, że to powiem, ale czy ty oszalałaś, Hermiono?
Spodziewałam
się takiej reakcji.
–
A masz lepsze wyjście? – odparowałam spokojnie.
–
Tak, siedzieć cicho i się nie wychylać – wtrącił Ron. – Tego… kogoś
zamordowali, rozumiesz? Chcesz skończyć jak on?
–
Teraz są inne czasy – wytłumaczyłam cierpliwie. Ponownie wstałam i zaczęłam
przechadzać się w tę i z powrotem po pokoju. – Cryte nie ma takiej władzy jak
wcześniej.
–
Znowu objął swój urząd – zauważyła Ginny, zakładając ręce na piersiach.
Chłopaki wytrzeszczyli na nią oczy.
–
Nie rób tego, Hermiono – rzekł natychmiast Harry. – Jeśli powrócił na dawne
stanowisko…
–
Nie zbierze tak szybko zwolenników, jeśli o to ci chodzi, Harry – przerwałam
mu. Potarłam niespokojnie ręce. – Kiedy on się rozkręci, będzie już po
wszystkim. Czarodziejski świat się dowie.
–
No dobra, dowie się i co z tego? – spytał Ron, mocno gestykulując. – Liczysz na
jakieś poparcie? Może jeszcze wszyscy od razu ci uwierzą?
–
Nie, nie uważam tak – odparłam cicho, nie patrząc na niego. – Wiem, że będzie
trudno kogokolwiek przekonać, ale dlaczego by nie spróbować? Jeśli pokażę komuś
z Ministerstwa te dokumenty…
–
Nie uwierzą ci – zaoponowali jednocześnie Harry i Ginny.
Prychnęłam
ze złością. Powoli zaczynałam mieć dość tych ciągłych przeszkód z ich strony, o
których przecież doskonale wiedziałam. Nie byłam głupia.
–
Istnieją zaklęcia, mikstury sprawdzające autentyczność dowodów. Albo nawet
głupi test z Veritaserum, mogłabym się temu poddać i po kłopocie.
Zapadło
milczenie. Ginny siedziała zgarbiona, z założonymi rękami, ze wzrokiem wbitym w
podłogę, Ron miał zaczerwienione policzki i oddychał płytko, nie patrząc na
mnie, za to Harry wpatrywał się prosto w moje oczy. Przez długą chwilę
wytrzymywałam to spojrzenie, aż wreszcie odwróciłam twarz i nadal chodząc po
pokoju, wykręcałam sobie palce.
Och,
Boże, dlaczego wszystko w jednej chwili musiało na mnie spaść?
–
Nie możesz tego zrobić – mruknął ponuro Harry.
Znowu
prychnęłam.
–
Przestań wreszcie – fuknęłam, nie zatrzymując się. – Już postanowiłam. Chciałam
was tylko o tym poinformować.
–
Już postanowiłaś? – powtórzyła z niedowierzaniem Ginny. Zerknęłam na nią
przelotnie. Na jej twarzy malował się prawdziwy szok. – Dzięki, że w ogóle
podzieliłaś się tą informacją!
Stanęłam
przed nimi ze skruszoną miną.
–
Słuchajcie… Wiem, że mogłam powiedzieć wcześniej – wyznałam cicho. – Chciałam,
ale nie byłam pewna co do swoich planów, w dodatku Teodor również prosił, bym
milczała… Nie mogłam was martwić. Zwłaszcza teraz, kiedy macie na głowie inne
rzeczy. Ale z drugiej strony doszłam do wniosku, że powinniście wiedzieć, skoro
mam wywołać burzę w całej magicznej społeczności…
–
A pomyślałaś w ogóle o nas?
Spojrzałam
błyskawicznie na Harry’ego. Chłopak miał niesamowicie poważny wyraz twarzy, w
szkłach jego okularów odbijało się światło lampy wiszącej pod sufitem.
Zmarszczyłam
brwi.
–
Oczywiście, dlatego z wami teraz rozmawiam.
Pokręcił
przecząco głową.
–
Nie o to mi chodzi. Chodzi o to, czy pomyślałaś o naszym bezpieczeństwie.
Zresztą nie tylko naszym, całej szkoły.
Zacisnęłam
usta.
–
To Hogwart – powiedziałam z pewnością w głośnie. – Dopóki tu zostaniecie,
jesteście bezpieczni.
–
Hermiono, autor dziennika też tak myślał – wymamrotała Ginny, nagle blada jak
ściana. – Też myślał, że go tu nie dopadną.
–
A oni wparowali do Hogwartu, zanim się w ogóle obejrzał – zakończył Ron
grobowym głosem.
Nagle
opuściła mnie cała pewność siebie.
Mieli
rację, cholerną rację, przez którą zostałam całkowicie rozbita.
–
Twoi rodzice też mogą być w niebezpieczeństwie – kontynuował Harry. – Cryte
dowie się, kto go wsypał, a potem się zemści. Rodzina Rona i Ginny…
Urwał
gwałtownie. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Ona patrzyła w jakiś nieznany
punkt przed sobą, zakrywając usta dłońmi. Ron zaś siedział cały sztywny, z
rozpaczą malującą się na twarzy, z której krew chyba całkowicie odpłynęła.
Jedynie z Harrym utrzymywałam jakikolwiek kontakt.
W
jednej chwili poczułam wszechogarniającą bezsilność, niemoc.
Potter
musiał to dostrzec, bo wstał w łóżka i stanął przede mną. Byłam niższa od
niego, nie tak jak od Teodora, ale unosiłam głowę, żeby odnaleźć soczyście
zielone tęczówki Harry’ego. Poczułam na ramieniu jego ciepłą dłoń.
–
Czy ty w ogóle wiesz co robisz, Hermiono? – spytał łagodnie.
W
moich oczach zakręciły się łzy.
–
Nie – wyznałam płaczliwie. – Sądziłam, że wy mi pomożecie…
Zaczęłam
szlochać, już tkwiąc w ramionach Harry’ego.
Po
chwili poczułam, że Ginny obejmuje mnie od tyłu, a po sekundzie dołącza się do
nas również Ron. Przez długi czas trwaliśmy tak w uścisku, wszyscy w czwórkę, przy
okazji rozpłakała się również ruda, tuląc się mocno do moich pleców.
A
ja mimo obecności czterech najważniejszych dla mnie osób nie potrafiłam zebrać
myśli.
Już
nic nie wydawało się być takie jak wcześniej, takie poukładane i
nieskomplikowane. Wszystkie moje plany runęły niczym domek z kart, choć dla
mnie były mocne, pewne, o solidnych podstawach.
A
tymczasem tak naprawdę przepełniała je kruchość oraz ulotność.
Nie
wiedziałam już nic. Ani co robić, ani czego nie robić.
Wiedziałam
jedynie tyle, że nie mogę narazić tylu osób na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
Choć
wszystko we mnie się buntowało, musiałam milczeć.
***
Piątkowy
wieczór spędziłam nie w pokoju wspólnym przy przyjaciołach, tylko w ciemnej,
zimnej Sali Oczyszczenia. Owinięta szczelnie kocem, siedziałam skulona na
kanapie, czytając dziennik Nieznanego, jak zaczęłam nazywać autora zapisków.
Nie udało mi się przeczytać książeczki w całości, bo zawsze pomijałam te
niewiele znaczące informacje, a przydałoby się je nadrobić.
Kształtne
litery mieszały mi się już przed oczyma. Myślami znajdowałam się zupełnie gdzie
indziej.
W
ministerstwie, w gabinecie nowego wiceszefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Moim
przyjaciołom skutecznie udało się odciągnąć mnie od pomysłu zrobienia
czegokolwiek z umarłymi. Postanowiłam się w to nie mieszać, skoro od tego
zależało życie tylu niewinnych osób. Postanowiłam siedzieć cicho w bezpiecznym
Hogwarcie i udawać, że absolutnie nic nie wiem. Postanowiłam zostawić
przeszłość w spokoju, choć kilka miesięcy temu ktoś powiedział mi, bym walczyła
o sprawiedliwość.
Nie
potrafiłam zapomnieć o spotkaniu z tamtym duchem. Dopiero wtedy, zastanawiając
się nad umarłymi, zdałam sobie sprawę, że to przecież on mnie o tym
poinformował. On kazał mi pokazać odwagę i chęć niesienia dobra. On kazał mi
pokazać zimną krew.
W
tamtej chwili zupełnie nie wiedziałam, o co mogłoby mu chodzić, ale teraz
wydawało się to tak oczywiste, tak banalne…
Tylko
skąd on wiedział? Może latając po Hogwarcie, natrafił na tę salę i ją zbadał?
Może jeszcze za życia dowiedział się o Sprawie, więc nie chciał, by o niej
zapomniano? A może…
Zamarłam.
Po moich plecach przebiegł lodowaty dreszcz. W głowie słyszałam szybkie bicie
własnego serca.
A
może to on był Nieznanym?
Zerwałam
się z kanapy, uprzednio zamykając dziennik. Odrzuciłam koc i czując niesamowite
podekscytowanie, ruszyłam do biurka, by schować notatnik. Już nawet przestało
być mi zimno.
Musiałam
znaleźć tego ducha. Teraz, zaraz, natychmiast. Nieważne, czy faktycznie był
Nieznanym.
Wiedział
o umarłych. Sam kazał mi się nimi zająć.
Boże,
dlaczego wcześniej się nie zorientowałam?
I
właśnie wtedy, kiedy ledwo mogłam trafić kluczem do zamka szafki biurka, drzwi
gwałtownie się otworzyły, a ja automatycznie wyciągnęłam z kieszeni szaty
różdżkę, momentalnie się prostując.
–
Ach, to ty – mruknęłam, gdy dostrzegłam Teodora stojącego w wejściu.
Schowałam
różdżkę, zaś chłopak uniósł brwi.
–
Co ty tu robisz, Granger? – spytał, zamykając drzwi. – I dlaczego nie przyszłaś
wczoraj na korepetycje? – Powoli podszedł do biurka. – Nigdzie cię dzisiaj nie
widziałem, a po eliksirach nie raczyłaś nawet zaczekać…
–
Teodorze, nie teraz – przerwałam mu, znowu kucając. Zamknęłam szybko szafkę. –
Mam coś do zrobienia.
–
Widzę – stwierdził z przekąsem. – Granger, co jest?
Wsunęłam
klucz pod biurko i wyprostowałam się. Stanęłam tuż przed Teodorem, po czym z
przejęciem wyrzuciłam z siebie:
–
Wiem, kto był autorem tego dziennika.
Teodor
od razu się zainteresował.
–
Niby kto? I skąd to wiesz?
–
Pamiętasz tego ducha, z którym rozmawialiśmy kilka miesięcy temu? – spytałam
szybko, chcąc jak najszybciej pobiec na jego poszukiwania. – Przecież mówił,
żebyśmy walczyli o sprawiedliwość, żebyśmy mając materiały, zrobili wszystko,
co w naszej mocy… Och, byłam taka głupia, że tego nie skojarzyłam!
Teodor
przeczesał włosy palcami.
–
Chcesz powiedzieć…
–
TAK! – zawołałam. Ruszyłam w stronę drzwi. – Muszę go znaleźć! Jeśli chcesz, możesz
mi pomóc, we dwójkę będzie łatwiej… Hej!
Już
miałam chwycić klamkę, kiedy Teodor szarpnął mnie za rękę w swoją stronę.
Odwróciłam się gwałtownie, napotykając rozłoszczone spojrzenie szarych oczu.
Były niczym dwa szare lodowce, po raz pierwszy od dawna tak mroźne i
niedostępne.
Nogi
prawie się pode mną ugięły, kiedy na twarzy poczułam ciepły oddech chłopaka.
–
Chyba nie chcesz się w to mieszać – warknął ostrzegawczo.
Starałam
się wyrwać dłoń z jego uścisku, ale chłopak był zbyt silny, zbyt stanowczy.
–
Nie zabronisz mi – warknęłam. – Zresztą, co cię w ogóle to obchodzi? Nie każę
ci drążyć tego ze mną. Możemy udawać, że o niczym nie wiesz, że w ogóle cię tu
nie było. Harry, Ron i Ginny nikomu się nie wygadają, tego możesz być pewien…
Poczułam
ból w nadgarstku, kiedy palce Teodora zwiększyły swój napór. Syknęłam cicho, z
trudem wytrzymując palący wzrok Ślizgona.
–
Powiedziałaś im? – spytał z wściekłością. – Granger, mówiłem ci, żebyś milczała!
–
Puść mnie! – krzyknęłam.
Teodor
odrzucił z obrzydzeniem moją dłoń i z jeszcze większym wstrętem się odsunął.
Zaczęłam rozcierać sobie bolącą rękę.
–
Jesteś głupia, nieodpowiedzialna, niedorozwinięta i zbyt pewna siebie –
wymieniał Teodor z gniewem. – Naraziłaś na niebezpieczeństwo swoich przyjaciół,
a teraz jeszcze chcesz z tym gdzieś iść? Może powiedz o tym całej szkole,
przynajmniej nie będziesz umierać w samotności!
–
Przestań – prychnęłam. Zabolały mnie jego słowa. Myślałam, że chociaż Teodor
przyzna mi rację, że chociaż zaoferuje pomoc… Och, dlaczego nawet tutaj
musiałam się pomylić? – Oni też odradzili pójście z tym do prasy, więc raczej
tego nie zrobię.
Brunet
roześmiał się głośno.
–
„Do prasy”? – powtórzył z kpiną. – Jesteś idiotką, Granger. Jak w ogóle mogłaś
pomyśleć, żeby w ten sposób narazić tyle osób? Co, może jeszcze chciałaś w
ministerstwie walczyć w imię sprawiedliwości, prawdy i…
–
Zamknij się, Nott – przerwałam mu z wściekłością. Zbliżyłam się do niego, nagle
pragnąc tylko jednego: zaatakować go wyjątkowo bolesną klątwą. – Myślisz, że
możesz mówić mi, co mam robić, a jeśli nie wykonam twojego polecenia, to
traktować mnie jak tylko ci się spodoba. Przestań się wreszcie drzeć i mnie
posłuchaj.
Teodor
założył ręce na piersiach.
–
No to słucham – rzucił z drwiną.
Wypuściłam
powoli powietrze z płuc.
–
Nie zamierzam z tym iść do prasy – zaczęłam w miarę spokojnie. – Harry
uświadomił mi, jakie mogłoby nastąpić tego skutki. Chciałam to zrobić, byłam
pewna, że to słuszne działanie, ale nie. Za dużo osób skazałabym na życie w
strachu.
–
Och, czyli Potter czasem umie powiedzieć coś sensownego – rzekł Teodor głosem
wręcz ociekając ironią.
Puściłam
to mimo uszu.
–
Chcę znaleźć tego ducha – wyjaśniałam uparcie. – On na pewno ma z tym coś wspólnego,
bo to on pytał, czy walczyłabym, mając odpowiednie materiały. – Spuściłam
wzrok, nie potrafiąc już znieść podejrzliwego wzroku Teodora. – Chcę się
dowiedzieć, kim był za życia, a jeśli nie myli mnie intuicja, właśnie on chciał
walczyć z Cryte’em. Miał tak przerażająco… oszpeconą twarz, pamiętasz? Autor
dziennika. Muszę go znaleźć. – Uniosłam głowę, napotykając dwa szare morza już
bez grama ironii w sobie. – Nieważne, czy z tobą, czy nie.
I
nie czekając na reakcję chłopaka, wyszłam szybko z sali.
Serce
biło mi jak szalone. I przez konfrontację z Teodorem, i przez możliwość
dowiedzenia się wreszcie, jak dokładnie to było, dlaczego stało się tak, a nie
inaczej…
Ruszyłam
w kierunku głównych schodów. Kiedy znalazłam się już na ich szczycie, wciąż
absolutnie wściekła na mojego korepetytora, usłyszałam wesoły głos Rogera.
–
Cześć, Hermiono!
Spojrzałam
do góry. Po stopniach zbiegał brązowowłosy Krukon, uśmiechając się szeroko, tak
jak zawsze. Przydługa grzywka opadała mu na oczy, a jego szata była niedbale
założona na ramiona.
Nie,
nie miałam teraz czasu na rozmowy z szatynem
–
Cześć, Roger! – rzuciłam przez ramię, zbiegając już na dół.
Na
całe szczęście siódmoklasiście nie zachciało się mnie doganiać, więc na drugim
piętrze mogłam już nieco zwolnić. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w
lochach, niedaleko kuchni, bo tam ponoć lubił krążyć Gruby Mnich.
Swoje
poszukiwania postanowiłam rozpocząć od rozmowy ze Wspomnieniami.
***
Nie
wierzył w to. Po prostu nie wierzył. Nie wierzył, by Granger naprawdę była aż
tak głupia. Dziewczyna wprawdzie miała czasem naprawdę kretyńskie wyskoki,
które niszczyły jego słabą psychikę, jednak numer, który wywinęła…
No
nie wierzył.
Nawet
zastanawiał się, czy by jej nie dogonić i nie odciągnąć również od poszukiwań swojej
zguby, bo to mogłoby znowu spowodować jakiś wewnętrzny bunt, przez który
poleciałaby jednak do prasy, rozpętując prawdziwą wojnę, ale postanowił
zostawić to w spokoju. Później by się tym zajął. Zresztą, wątpił, czy w ogóle
Granger znajdzie tamtego ducha, skoro wtedy widziała go jeden jedyny raz.
Marne
szanse.
Teodor
szybko opuścił umarłych. Właściwie przyszedł tam, by bliżej przyjrzeć się Katharsis, ale awantura z Gryfonką
wystarczająco go wzburzyła.
Jak można być tak
nieodpowiedzialnym?
– pytał siebie raz po raz.
Dobra,
wystarczyło nazywać się Hermiona Granger.
Idąc
korytarzem, zastanawiał się nad pewną niepokojącą kwestią.
Czy
on się o nią martwił? W sumie poczuł
to-to zwane troską, kiedy zrozumiał, co dziewczyna chce zrobić.
Znalazłaby
się w jeszcze większym niebezpieczeństwie, niż była teraz. Pójście z tym
gdziekolwiek, powiedzenie komukolwiek, kto mógłby pokazać światu prawdę,
stanowiło pomysł tak głupi, że Teodor aż dziwił się, jak Granger mogła na to
wpaść. Czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę, co wydarzyłoby się, gdy cały
czarodziejski świat dowiedział się o morderstwach niewinnych ludzi?
Może
i ktoś by uwierzył. Może i Cryte’a spotkałaby kara. Ale co z zemstą? Brunet nie
wierzył, by mężczyzna lub jego ludzie odpuścili. Granger znalazła nazwiska
tych, którzy z nim współpracowali. Jeśliby i one znalazły się u ministra magii…
Teodor
przejechał dłonią po twarzy.
Nie,
musiał ją jakoś powstrzymać. I to jak najszybciej.
Schodził
po schodach na dół, do pokoju wspólnego Slytherinu, kiedy usłyszał głos, który
rozpoznałby wszędzie, bo po prostu tak bardzo go nienawidził.
–
Hej, Nott!
Zatrzymał
się i odwrócił. Tak jak podejrzewał, półpiętro wyżej ujrzał pędzącego ku niemu
Stone’a.
O
Gryffindorze. I Salazarze. Teodor tak strasznie go nie cierpiał.
Obrzucił
Krukona beznamiętnym spojrzeniem.
–
Czego chcesz, Stone? – spytał z obojętnością. Naprawdę średnio miał na
względzie, co tym razem wymyślił psiapsiół Gray.
Szatyn
zatrzymał się przy Teodorze i zmierzył go rozgniewanym spojrzeniem.
–
Co zrobiłeś Hermionie? – naskoczył na Ślizgona.
Brunet
roześmiał się i to całkiem szczerze w dodatku.
–
Niby co miałem jej zrobić? – zapytał sarkastycznie.
–
Widziałem, jaka przed chwilą była wściekła – wycedził Stone. Ach, o to chodziło.
– Wyszła z tego samego korytarza co ty. Co jej zrobiłeś, Nott?!
Teodor
włożył ręce do kieszeni, udając całkowicie opanowanego. Tak naprawdę zacisnął
prawą dłoń na różdżce, gotów w każdej chwili zrzucić wychowanka Ravenclawu ze
schodów.
–
Stone, okropnie się plujesz, wiesz? W dodatku powiedz mi, czy ty ją śledzisz? –
spytał pogardliwie. Co jak co, spodziewał się naprawdę wielu rzeczy, ale nie
tego. – Masz na jej punkcie aż taką obsesję?
Chłopak
prychnął.
–
Czasami odnoszę wrażenie, że to ty masz jakąś obsesję – syknął. Teodor uniósł
brew. – Myślisz, że niczego nie widzę? Lecisz na nią, Nott.
Ślizgon
skrzywił się nieznacznie.
–
Ja bym tego tak nie ujął, ale skoro tylko takim językiem umiesz się posługiwać…
Podziwiam jej inteligencję i umysł…
Przerwał
mu kpiący śmiech Stone’a.
–
Gdzie tylko nie spojrzę, ciągle widzą ją z tobą – rzekł gniewnym tonem. – Nawet nie z Harrym czy Ronem. Z tobą. Przyznaj się, Nott, traktujesz ją
bardzo… poważnie.
Cholera.
Teodor
posłał mu pełne wyższości spojrzenie.
–
A nawet jeśli… traktuję ją dokładnie tak jak ona mnie. – Z satysfakcją
dostrzegł cień niepewności przebiegający po twarzy Krukona. – Na ostatnim
przyjęciu u Slughorne’a rozmawiało nam się naprawdę przyjemnie… Och, ciebie nie
wzięła ze sobą, co? Przykre.
–
Zamknij się, Nott – zdenerwował się Stone. Jego policzki nieznacznie się
zaróżowiły. – Nic o nas nie wiesz. O mnie i o niej.
Teodor
zaśmiał się gardłowo.
–
Wiem więcej, niż myślisz.
–
Ach, tak? To może Hermiona powiedziała ci, co dokładnie wydarzyło się na gali w Instytucie?
Szesnastolatek
nie mógł się powstrzymać – ponownie parsknął wyjątkowo drwiącym śmiechem.
Też
coś. Tak go nie podpuści.
–
Podobno trochę za dużo sobie wyobrażałeś, Stone.
Uśmiech,
jakim ten obdarzył Teodora, bardzo mu się nie spodobał.
–
I tu się kończy wiedza naszego drogiego Notta – oświadczył. Teodor popatrzył na
niego podejrzliwie. – Ups, chyba jednak nie ciebie wybrała sobie na powiernika
sekretów.
Palce
bruneta zacisnęły się mocniej na różdżce.
Jeszcze chwila,
a…
–
Do rzeczy, Stone – warknął.
Szatyn
oparł się plecami o barierkę schodów. Założył ręce na piersiach i uśmiechnął
się z drwiną.
–
Nigdy nie pomyślałbym, że Hermiona tyle zapału włoży w jeden pocałunek.
I
właśnie wtedy nadeszła ta chwila. Ta,
w której Teodor nie wytrzymał. Natychmiast znalazł się przy Krukonie,
przytykając różdżkę do jego gardła i napierając na niego, tak że głowa Stone’a
zawisła wiele, wiele metrów nad dnem przepaści.
Teodor
zapragnął zetrzeć mu z twarzy ten denerwujący uśmieszek.
–
Kłamiesz – wysyczał z wściekłością, zaciskając wolną dłoń na szacie swojego
aktualnego wroga. On zaśmiał się krótko. – Granger nie jest idiotką, nie
dotknęłaby ciebie. W dodatku na tym pieprzonym tarasie nie…
–
O, obserwowałeś nas? – ucieszył się Stone. – No proszę… Mówiłem, że tylko jeden
z nas dwóch ma obsesję, i to bynajmniej nie ja.
Teodor
wbił koniec różdżki w gardło chłopaka, aż tamten syknął. Już się nie uśmiechał.
–
Wiesz, dlaczego Granger była taka wściekła? – wycedził szesnastolatek z
największą pogardą. – Bo od pewnego czasu czegoś bardzo pragnie. A gdy ludzie
nie dostają tego, co chcą, zazwyczaj się… denerwują.
–
To znaczy? – wychrypiał Stone, mrużąc oczy. Jego policzki coraz bardziej się
czerwieniły.
Teodor
w momencie go puścił i odsunął się od niego na pewną odległość.
Nie
mógł dać mu satysfakcji.
–
Już ci powiedziałem, że traktuje mnie poważnie. – Nadal trzymał różdżkę w
pogotowiu, tak na wypadek, gdyby Stone’owi zechciało się zrzucić kogoś ze
schodów. – Bardzo poważnie. A dzisiaj
okazało się, że kilkoma pocałunkami nie dostanie się wszystkiego.
Och,
Boże, jak on kłamał.
Piekło
już na niego czekało.
Stone
zacisnął mocno pięści i zrobił krok w stronę Teodora. Szesnastolatek obserwował
go uważnie.
–
Nie rozumiem, dlaczego ona interesuje się kimś takim jak ty – szatyn niemal
wypluł te słowa. – Ślizgon, w dodatku o parszywym charakterze, egoista bez
serca, syn śmierciożercy… Twój tatuś pewnie jest bardzo dumny z uwiedzenia
mugolaczki, co?
Teodor
wiedział, że jeśli Krukon zaraz się nie zamknie, to ten dzień zakończy się
tragicznie. Na końcu języka tańczyła mu formułka jednego z Zaklęć
Niewybaczalnych.
–
Uważaj, Stone, bo pożałujesz, że twoja plugawa matka wydała cię na świat.
Teodor
nigdy nie obraziłby czyjejkolwiek matki, w dodatku tej mugolskiego pochodzenia,
jednak Stone… to
był Stone. Stone, który grubo, grubo przesadził.
–
Och, już żałuję, bo muszę oglądać twoją gębę.
Wpatrywali
się w siebie z wściekłością. Szatyn dyszał ciężko, zaś Teodor wciąż stał w
uniesioną różdżką, gotów jednym ruchem połamać mu obie nogi.
–
Czy ona w ogóle coś dla ciebie znaczy, Nott? – spytał niespodziewanie Stone,
oddychając ciężko.
Czarnowłosy
przez chwilę nie ruszał się ani o milimetr, po czym powoli schował różdżkę z
powrotem do kieszeni.
–
A co, martwisz się jej dobrem? – zakpił.
–
Kocham ją, więc to chyba oczywiste.
Te
słowa spadły na Teodora niczym grom z jasnego nieba.
Kochał
ją. Stone kochał Granger. Tak naprawdę ją kochał.
Nie
wiedzieć czemu, Ślizgon nagle się zmieszał. Poprawił swoją szatę, wygładził
rękawy, nie zaszczycając przy tym swojego rozmówcy ani jednym spojrzeniem.
Wreszcie wciął nieco głębszy oddech, choć w głosie chłopaka nadal nie dało się
usłyszeć przesadnych emocji.
–
Gdyby się dla mnie nie liczyła, w ogóle bym z tobą teraz nie rozmawiał.
I
zaczął schodzić spokojnie na dół, a w jego głowie pojawiła się jedna myśl.
W
rzeczywistości kilkoma pocałunkami Granger mogłaby dostać wszystko, co tylko
chciała.
***
Nie
wiedziała, dlaczego Draco chce się z nią spotkać. To znaczy w sumie
podejrzewała, jaki jest tego powód, jednak nie spodziewała się tak nagłego
pragnienia rozmowy.
–
Jedenasta, koło biblioteki. Musimy pogadać, Gray.
Skoro
chciał… W umówionym miejscu była dziesięć minut przed ustalonym czasem. W korytarzu
nie znajdował się nikt prócz niej, w końcu po ciszy nocnej nie mogła liczyć na
zbyt duże towarzystwo. Blondyn jeszcze się nie zjawił, ale właściwie nie robiło
to jej wielkiej różnicy. Mogła poczekać. Nigdzie się nie spieszyła.
Draco
wyłonił się zza zakrętu dokładnie o jedenastej. Przywitał się z Ivy lekkim
skinieniem głowy, na co ona odpowiedziała pogodnym uśmiechem.
–
Więc czego chcesz, Malfoy? – spytała cicho. – Bo chyba nie chcesz gadać o
pogodzie.
Dziewczyna
dokładnie obserwowała Ślizgona. W świetle pochodni cienie pod jego oczami
zdawały się być jeszcze ciemniejsze niż za dnia. Jasne włosy miał rozczochrane,
skórę niezwykle bladą, policzki lekko zapadnięte.
Nie,
Draco nie był przystojny. Wysoki, wcześniej trochę umięśniony przez grę w
quidditcha, ale teraz nawet te marne zarysy mięśni zniknęły. Schudł, zmarniał.
Właściwie mało dziewczyn zwracało uwagę na Malfoya jako na chłopaka, nie licząc
oczywiście Parkinson, jednak aktualnie wyglądał naprawdę źle.
Ivy
nawet trochę się o niego martwiła.
Blondyn
zmrużył oczy.
–
Po co ci to było, Gray?
Krukonka
zamrugała szybko.
–
Obawiam się, że nie rozumiem?
–
Crabbe, Goyle.
–
Ach, oni… – udała, że się zastanawia. – Potrzebowałam zrobić małe
przedstawienie parę miesięcy temu. Aż dziwne, że dopiero teraz się tym zainteresowałeś.
Draco
włożył ręce do kieszeni spodni. Patrzył na nią z uwagą.
–
Blaise nienawidzi tej szlamy, ostatnio ciągle rozważa możliwie jak
najbrutalniejsze metody jej zlikwidowania – wyjaśnił. – A ja zauważyłem, że się
spóźniasz.
Ivy
momentalnie spochmurniała.
–
Nie twój interes – syknęła ostrzegawczo.
Draco
uśmiechnął się lekko. Drwiąco, oczywiście.
–
To co z tym przedstawieniem?
Siedemnastolatka
wzruszyła ramionami. Oparła się ramieniem o najbliższą ścianę.
–
Trochę krwi, tajemniczy śmiech, wcześniejsze podsycenie ciekawości zmyśloną
historyjką… Zbliżyła się dzięki temu do Rogera, a potem po linii prostej do
mnie. Psychologia się kłania.
Draco
zaśmiał się.
–
Co nie zmienia faktu, że się spóźniasz.
Ivy
zmrużyła ze złością oczy.
–
Zamknij się, Malfoy, bo po tobie też nie widać zbytniej radości w owocnym wykonywaniu
zadania.
–
Gray, nie denerwuj mnie nawet.
Dziewczyna
odgarnęła włosy z twarzy, lekko się uśmiechając.
–
Ty zacząłeś – zauważyła nieśmiało.
Chłopak
prychnął.
–
Ja na twoim miejscu bym się w to dłużej nie bawił – stwierdził po chwili. – Granger
jest bardzo podejrzliwa.
Ivy
roześmiała się radośnie.
–
Żartujesz sobie? – spytała z niedowierzaniem. – Jak na razie widzę tylko uroczą
naiwność w jej słodkich oczkach. Zresztą, przyjaźń z nią naprawdę jest… zdrowa.
Roger przez pewien czas chodził cały w skowronkach, a ja mam wreszcie partnerkę
do rozmów, nie partnera.
Draco
uniósł brew.
–
Aż tak się z nią zżyłaś?
–
Czy ja wyglądam na kretynkę? Powiedzmy…. powiedzmy, że robi dokładnie to, co
chcę.
Ivy
zawsze z łatwością potrafiła kłamać.
Malfoy
przez chwilę milczał.
–
Tańczy tak jak jej zagrasz, co?
–
Istotnie.
Zacisnął
usta.
–
Ja bym się w to nie bawił. Nie wiesz, jak to jest z nim być.
Ivy
zbliżyła się kilka kroków do Ślizgona.
–
Czy ty mnie od tego odciągasz? – spytała podejrzliwie.
Draco
wzruszył ramionami.
–
Ostrzegam.
Dziewczyna
poczuła na twarzy ciepły oddech chłopaka. Doszła do wniosku, że te duże oczy koloru
stali to chyba najpiękniejsza część jego ciała.
–
Nie przemyślałaś tej decyzji, Gray – ciągnął Draco. Górował nad nią, wyższy o
co najmniej kilka centymetrów. – Twoje pomysły są… dziwne. Jakbyś chwytała się
nawet tych ryzykownych i dziwnych sposobów, byle osiągnąć cel. Czasem myślę, że
jesteś po prostu szalona.
Ivy
uśmiechnęła się delikatnie. Stanęła na palcach, zacisnęła palce na chłodnej
dłoni Dracona i szepnęła do jego ucha:
–
Może taka jestem.
Chłopak
od razu się od niej odsunął. Patrząc na nią z obrzydzeniem, rzucił suche:
–
Cześć, Gray.
Odszedł
korytarzem, zostawiając Ivy samą. Ona zaś również włożyła dłonie do kieszeni
szaty i westchnęła. Uśmiechnęła się pod nosem.
–
Tańcz, Hermiono, tańcz… Dopóki starczy ci sił.
_______________
Dokonałam
niemożliwego, ludzie. Mimo pięciu kartkówek/sprawdzianów napisałam rozdział,
który, uwaga!, podoba mi się. Mam nadzieję, że Wam też. Wypisujcie błędy,
potknięcia, bo to-to jest średnio sprawdzone, tak się spieszyłam dla Was :D
No,
więc, ekhem, mam 15 lat. Boże, jaka ja stara jestem. Wyjątek zaczynałam pisać,
mając niecałe 14. Ale ten czas mija.
Dziękuję
za 50 lajków na fanpejdżu JWW oraz za… 60 000 wyświetleń bloga! Jejku,
jestem wzruszona, jak grono moich ziomów się rozrasta :D Chcę również
podziękować za to, że jak wreszcie siadłam po południu do komputera, to
zawaliła mnie ilość życzeń nie od moich znajomych z reala, tylko właśnie od Was
– Czytelników. To jest takie kochane no. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna
za zrobienie mi tak wspaniałych urodzin ;*
Następny
rozdział dopiero w połowie czerwca. Następny tydzień to ten najgorszy –
geografia, edb, matematyka i historia, na której 3+ poprawiłam na 3+, a moja
piątka Ómarła. Po tych egzaminach będzie laba, a że mam już trzy strony nowego
rozdziału… Ahahah :D
No
i na koniec, tak na osłodzenie dnia, zacytuję Wam hasło, pod jakim ostatnio
wyszukano JWW.
„Boli mnie to,
gdy ktoś powie, że te cycki było mi widać w sukience.”
Kaboom!
Empatia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń' Gdyby się dla mnie nie liczyła, w ogóle bym z tobą teraz nie rozmawiał. ' KOCHAM, UBÓSTWIAM, UWIELBIAM <333
OdpowiedzUsuńO mój Boże, rozmowa Teosia z Rogerem była boska hahahahahah, no nie mogę! <3 lovelovelovelove. <3
Jestem zbyt podjarana, żeby powiedzieć coś sensownego, więc kończę. <3
Wszystkiego najlepszego jeszcze raz! :D
STO LAT, STO LAT, STO LAT...
OdpowiedzUsuńdobra, lecę czytać, dokończę jak skończę ;P
Świeeetny rozdział *.* Wybacz, nie stać mnie na nic lepszego, ale jestem chora. nie mogę zebrać myśli, żeby pisać długie wywody ._. Po prostu świetny rozdział, no.
Usuń... NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM... Wszystkiego najlepszego, zdrówka, szczęścia i wszystkiego co sobie zapragniesz. I pamiętaj, jeżeli ty nazywasz siebie starą, to ja czuję się jeszcze gorzej ._.
Pozdrawiam serdecznie.
Cudownie, cudownie, cudownie...! Rozmowa Rogera z Teosiem <3 Szkoda, że nie było scen Teomione :C Ale to, co powiedział Teo wszytsko nadrabia *---*
OdpowiedzUsuńOMG ! Rozmowa Teosia z Rogerem była niesamowita . Sto lat dla naszej słodkiej piętnastki ! 100 000 wyświetleń na blogu ci życzę i by każdy nowy rozdział był lepszy od poprzedniego a wena nigdy niech cię nie opuszcza . Coś jeszcze ? A rozmowa Ivy i Malfoya ! Ta cała Ivy powoli zaczyna mnie wnerwiać . Zapomniałam coś dodać do życzeń ! Żeby ci poszły te egzaminy i, żebyś miała same dobre oceny na koniec roku . Pozdrowienia : )
OdpowiedzUsuńZacznę od ŻYCZONEK! Czego tylko pragniesz i najważniejsze - zawsze bądź sobą, bo jest to najlepsza cecha człowieka:)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o rozdział to najbardziej podobała mi się rozmowa Stone' a i Nott' a. Coś niesamowitego! Te emocje i przetarg o pocałunki Hermiony, nie do podrobienia:) Pzdr w tym ważnym dla Cb dniu i pamiętaj że czytelnicy są z Tobą mimo wszystko. Aha i jeszcze jedno Wena niech będzie z Tobą!
Po pierwsze życzę sto lat jako spóźnione życzenia, po drugie czekam na następny rozdział :* <3
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, jak zawsze :) Ale, muszę przyznać, zszokowałaś mnie na całej linii wyznaniem Ivy... że to wszystko to zmyślona historyjka. A Hermiona w to wierzy! No po prostu... ty jesteś genialna, dziewczyno!
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście, życzę Ci sto lat, wszystkiego najlepszego i samych sukcesów, nie ważne jakich! Telepatyczny przytul! :D
Trumturum ^^ No fajny rozdział, fajny noo ;D
OdpowiedzUsuńI wcale nie jestes stara ! Masz 15 lat , młoda dupa jestes, ze tak powiem, o. A jesli chodzi o życzenia od nas, czytelników, to chociaż tymi drobnymi słówkami chcemy pokazać jak bardzo kochamy nasza wspaniała autorkę ;).
I jeszcze raz duzo zdrowka, szczęścia i w ogóle najlepszego! A rozdział cudowny jak zawsze zreszta;*
P.S. Nie wiem dlaczego to pisze, ale dzisiaj moja kochana sąsiadka, która jest dla mnie jak babcia, tez ma urodzinki tyle, 73. Wiec nawet jesli juz nie będzie JJW to zawsze będę pamiętać żeby złożyć Ci zyczonka ;D
Trololol, ide spać. Dobranoc ! Życzę szczęścia w życiu bo szczęście jest najważniejsze, Twoja zadowolona czytelniczka, Sonia ;)
Jesteś jeszcze taka młoda, że aż Ci zazdroszczę, Empatio. Mnie już stuknęła dziewiętnastka. Chciałam Ci życzyć, żebyś cieszyła się młodością i czerpała z niej garściami, dopóki wciąż pozostajesz bezkarna:)
OdpowiedzUsuńŻebym tylko zdążyła napisać ten komentarz przez północą...
Bardzo popierałam dzisiaj Harry'ego, Ginny i Rona, gdt odwodzili Hermionę od realizacji cudownego pomysłu. Dobrze, że w końcu skapitulowała, bo zaczęłabym się o nią martwić.
Mistrzowski akapit z Teodorem i Rogerem. Dobrze, że czytam w nocy u nikt nie słyszał, jak się śmieję. Dwaj kłamcy. Świetnie się dobrali. Po Teodorze bym się nie spodziewała, że zacznie łgać. Lubię go coraz bardziej i to się robi niepokojące...
Ivy pogrąża się coraz bardziej w moich oczach. Nie lubię jej, nie znoszę i w ogóle powinna zniknąć. Ale pewnie jeszcze trochę pociągnie.
Jesteś dla nas za dobra z tym rozdziałem. I ten też był wspaniały i dziękuję, że go napisałaś.
Ściskam i pozdrawiam:)
Udało ci się przed północą, ciutkę :P
UsuńŚwietny rozdział, jak zwykle ;)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest dużo lepszy od poprzedniego. Podobały mi się odpowiednio opisane rozterki Granger i reakcja Teodora. Mistrzowsko opisałaś spotkanie Stone'a z Nottem. Nie sądziłam, że będą kłamać, ale czego nie robi się z zazdrości, nienawiści, miłości... "W rzeczywistości kilkoma pocałunkami Granger mogłaby dostać wszystko, co tylko chciała". Mój ulubiony fragment. Jaram się nim <3 Skoro Teoś ma takie marzenia, to może warto by poczynić coś, aby je urzeczywistnić, droga Autorko? Taka luźna sugestia, w istocie wiem, że pewnie jeszcze poczekamy z dwadzieścia rozdziałów (obym się myliła). Rozmowa Ivy z Draco też daje do myślenia. Jestem ciekawa, czy Nott dowie się o Lactiris (przepraszam, jeśli źle napisałam). Słodka piętnastka! Wszystkiego najlepszego. Dużo przyjaciół, świetnych ocen, wesołych wakacji, ogrom weny i cierpliwości. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCześć! Rozdział był jak zwykle genialny! Przeczytałam go bardzo szybko!:)
OdpowiedzUsuńNo więc Cryte wrócił. Kurka siwa, teraz to się dopiero zacznie. Hermiona już wytrzymać nie może. Skoro powiedziała to przyjaciołom, to widać, że nic jej nie powstrzyma. Chociaż na początku, po tym co jej Harry powiedział i ona tak nagle zmieniła zdanie, myślałam, że sobie dała spokój. A tu proszę - tylko trochę jeszcze pogłówkowała i dotarło do niej, kim może być Nieznany. Coś czuję, że jej przypuszczenia są słuszne. No i jednak postanowiła się tym zająć. Mam tylko nadzieję, że nie wpadnie przez to w tarapaty. Co prawda do prasy nie idzie, ale nigdy nic nie wiadomo.:DD
Hehe, rozmowa Teodora i Rogera mnie dowaliła. Dwaj kłamcy. Oboje siebie warci. Nie przypuszczałam, że Teodor tak skłamie. Rogera rozumiem, ale Teoś? Coś nowego^^ No i jest zazdrosny o Hermionę. I jeszcze się o nią martwi! Ach, rozpływam się!<3
Ivy i Draco? Robi się gorąco. Teraz już widać, że jest naprawdę cwana. Nie dość, że łudzi Rogera fałszywą przyjaźnią, to dzięki niemu stara się wyciągnąć coś od Mionki na temat Dumbledore' a. Oj, nieładnie! Nigdy jej nie lubiłam, ale teraz to po prostu nienawidzę. Wredna żmija!
Ciekawa jestem, co będzie dalej! Sprawa umarłych jest niesamowita. Straszna, ale niesamowita. No i jeszcze Teoś i Hermiona. Widać już, że coś się pomiędzy nimi dzieje. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie ich big kiss!<3
Aha - z okazji urodzin (spóźnione, wiem)wszystkiego najlepszego! Spełnienia marzeń (nawet tych najmniejszych), dużo szczęścia i jeszcze więcej zdrowia!:DD
Pozdrawiam cieplutko!:)
Taa, wczoraj czekałam, aż rozdział się pojawi, ale w końcu musiałam się poddać i napisać referat z geografii. Ble.
OdpowiedzUsuńW każdym razie teraz nadrabiam i życzę ci sto lat i weny, weny, weny! Chociaż to to akurat jest trochę egoistyczne, bo przecież dzięki temu mogę sobie dalej czytać Wyjątek (i nie tylko) :D
Kurde, mnie ten rozdział tak trochę... zasmucił. A reakcja Teodora na pomysły Hermiony przypomniała mi serial, który wczoraj oglądałam - ona miesza się w jakąś tajemniczą sprawę, ktoś chce ją zabić, a ona dalej w to brnie. On sam chciałby poznać prawdę, ale bezpieczeństwo ukochanej jest dla niego ważniejsze.
Ha, ja się spodziewałam jakieś akcji z Ronem, a tu o dziwo zachowywał się w miarę normalnie. Chociaż i to ma plusy, bo ja tam akurat lubię tę postać, a w wielu fanfikach jest traktowany jak największe zło świata.
Teoś się wkurza, Teoś się wkurza i ma gdzieś narzeczoną. Juhu!
Tak szczerze to po cichu liczyłam na to że skoro Teoś i Hermiona wreszcie ogarneli co czują to będą się zachowywać inaczej. No to się przeliczyłam. Dobrze, że nie zrobiłaś z Rona kretyna, jak to zwykle bywa w ff. Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;) zapraszam do mnie: potterowskie-co-nieco.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNo tak, nie skomentowałam rozdziału ostatnio, za co naprawdę przepraszam. Przeczytałam, oczywiście, że tak. Ale szkoła nie pozwala mi na komentowanie każdego postu, niestety. Och, a więc jestem od Ciebie o całe dwadzieścia jeden dni starsza! I oczywiście (spóźnione ;/) najlepsze życzenia!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to podoba mi się, chociaż nie spodziewałam się, że Granger powie o wszystkim przyjaciołom. Bądź co bądź, myślałam, że będzie trochę bardziej rozważna i zachowa sekret jej i Teodora. Bo Umarli to poniekąd jest w końcu ich sekret. A tu proszę! Ale przynajmniej im udało się na jakiś czas powstrzymać Hermionę przed pójściem do prasy. Zresztą, Merlinie, czy ona jest normalna?! Wszystko ma ujrzeć światło dzienne, tak? A gdzie ta rozważna Gryfonka? Nie wiem, ale ona od kilku rozdziałów naprawdę zaczyna mi działać na nerwy. Zastanawia mnie, czy znajdzie tego ducha i czy dowie się czegoś nowego. Rozmowa Teodora i Rogera... no cóż, miałam nadzieję, że Stone jednak oberwie! Jego też nie lubię, zbyt nachalny jest. Ale rozegrałaś to nieco inaczej, szkoda ;( A spotkanie Draco i Ivy... (DRACO *.*) zaciekawiło mnie strasznie. Jak ja go lubię! Mógłby się częściej pojawiać, no!
W każdym razie – z każdym rozdziałem coraz bardziej podsycasz moją ciekawość.
Pozdrawiam!
Ps:. Nie wiem czy już pytałam, w każdym razie to pytanie siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, czy wykonujesz szablony na jakiejś stronie z grafiką?
Och no, nie wymagam komentowania każdego rozdziału. Wystarczy, jak zobaczę odezwę raz na jakiś czas xd No i dziękuję za życzenia :)
UsuńHm, nie zapominajmy, że Hermiona jednak ma przyjaciół takich od serca, więc czuła się zobowiązana, by im powiedzieć. A czy rozważna czy nie... Denerwuje ją to, że wie o TAKIEJ zbrodni, ale jest zbyt dużo przeszkód, by winowajcy mogli ponieść karę. Jednak skoro bezpieczeństwo najbliższych jest zagrożone... ^^''
Hah, ja też lubię Draona :D Tylko nie tego fanfickowego, a kanonicznego, przede wszystkim nieociekającego pięknem, boskością i w ogóle łał, ale takiego... normalniejszego ^^'
Co do pytanie - nie, nie jestem na żadnej szabloniarnii czy graficiarnii. Czasem robię szablony na zamówienie, bo lubię je robić xd I tyle :)
Pozdrawiam! :3
Ta, na niektórych blogach Draco faktycznie ocieka tą boskością, czasami to jest aż za słodkie. No niby ma prawdziwych przyjaciół, jednak jak dla mnie powinna to bardziej przemyśleć.
UsuńSzkoda, że nie jesteś na żadnej szabloniarni, bo Twoje szablony są naprawdę dobre.
Przepraszam za błędy ale piszę na telefonie.
Pozdrawiam!
Cześć! Pewnie mni nie kojarzy, wcześniej kryłam się pod nickiem "Moustache", teraz postanowiłam wrócić na nowo. Miałam małą przerwę w komentowaniu, ale zawsze śledziłam wyjątek :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, że tyle się zmieniło. Teodorowi naprawdę zaczyna zależeć na Hermionie. Wymiana zdań pomiędzy Nott - Gray? Jestem na tak. :)
Cieszę się, że z akcją wróciłaś już do Hogwartu. Co prawda fajnie było poczuć znowu atmosferę świąt, bliżej poznaliśmy rodzinę Teodora, ale w Hogwarcie dzieje się najwięcej.
Pozdrawiam :)
Koooooocham cię kobieto. Zazdrosny Nott. Hahahahah, oj Teoś, Teoś :D I jaki kłamczuch :p Niech w końcu pocałuję tą Granger jak tak bardzo chce! "W rzeczywistości kilkoma pocałunkami Granger mogłaby dostać wszystko, co tylko chciała." zastanawiam się jak często Teoś myśli o całowaniu Hermiony. Hmmm.. ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się cieszę, że Hermiona powiedziała o wszystkim reszcie, czy nie.. Bo ja lubię jak ona ma swoje sekrety z Teosiem. To takie romantyczne, no. A ona wypaplała wszystkim.. pewnie Teo się załamał, że już nie jest taki wyjątkowy. Hłe, hłe, hłe :(
Mam nadzieję, że Granger nie zrobi nic głupiego. Niby przyjaciele jej wyperswadowali ten durny pomysł z pójsciem do gazety, no ale przecież my tu mamy do czynienia z Granger, no nie? :D
Wiedziałam, że to był Draco. No bo kto inny? Ogólnie to zaczynam mieć dziwne myśli.. ta rozmowa między Malfoy'em a Ivy mnie trochę zmieszała. "Trochę krwi, tajemniczy śmiech, wcześniejsze podsycenie ciekawości zmyśloną historyjką…" Przecież to niemożliwe, żeby Ivy wymyśliła Umarłych, prawda? No bo jest za głupia, żeby zrobić te wszystkie zagadki, które Hermiona musiała rozwiązać. Nie wiem, ale mam co do tego złe przeczucie i właśnie co chwilę do głowy mi przychodzi ta durna myśl, że to ta kretynka stoi za Umarłymi. W sensie, wszystko zostało sfałszowane. Ale to nie może być prawda, no nie?
Tak czy inaczej, rozdział cudowny jak zwykle. Jestem ciekawa, czego Hermiona dowie się od ducha. :)
NO I DAWAJ JUŻ TEN KISS BO NIE WYTRZYMAM NOOOOOOOO! :)
Pozdrawiam :*
Draco + Ivy = Dracivy xD i Gtanger jest bardzo "szybka"
OdpowiedzUsuń