Atmosfera
była napięta. Powoli zaczynałam się dusić.
Harry,
Ron oraz Ginny spędzali ze mną wyraźnie więcej czasu niż wcześniej. Ruda
nabrała dziwnego zwyczaju kładzenia mi dłoni na ramieniu przy każdej możliwej
okazji, okularnik zagadywania o numerologię czy zaklęcia, a piegowaty zwracania
się w moją stronę bardzo kulturalnie, w dodatku ciągle per Hermiono.
Bali
się, choć starali się to ukryć pod pozorem zwykłej troski. Bali się tego, że ściągnę
na nich niebezpieczeństwo, idąc do prasy z umarłymi.
Ale
ja nie zamierzałam tego robić.
Miałam
wyrzuty sumienia. Czułam się winna, ponieważ postanowiłam zignorować tak ważną
dla magicznego środowiska sprawę. Postanowiłam zignorować coś, co mogłoby
zmienić sytuację panującą obecnie w świecie, co mogłoby rozpętać prawdziwą
burzę i wywołać naprawdę potężne zamieszanie.
Przecież
o to chodziło. By zwrócić uwagę ludzi na to, co działo się w ministerstwie
wiele lat temu.
Chodziło
przede wszystkim o sprawiedliwość.
Nie
tylko Gryfoni skakali wokół mnie. Czułam się obserwowana, a choć doskonale
wiedziałam przez kogo, to dopiero po paru dniach na którejś z przerw między
lekcjami stanęłam przez tą osobą z założonymi na biodrach rękami oraz wypiekami
na policzkach.
–
Czy mógłbyś przestać w końcu za mną łazić, Nott?
Teodor
wywrócił oczyma i ukrył dłonie w kieszeniach szaty.
–
Nie łażę za tobą – powiedział krótko jakby to było oczywiste.
Prychnęłam.
–
Skądże. Ostatnio gdzie się nie odwrócę, widzę ciebie. Siedzę w bibliotece,
nagle się do mnie przysiadasz, a jak wreszcie wywalam cię ze swojego stolika,
następnego dnia udajesz, że niby przypadkiem zająłeś miejsce niedaleko. Na
przerwach jedyne, co widzę, to srebro, zieleń i czarne kłaki…
–
Włosy – wtrącił chłopak nieco ostrym głosem. Puściłam to mimo uszu.
–
A w Wielkiej Sali się na mnie gapisz. Teodor, Teodor wszędzie, na litość boską!
– zawołałam, wznosząc ręce ku górze.
Brunet
poprawił torbę na ramieniu.
–
To mnie nie wypatruj, wtedy przestanę ci się znikąd objawiać – stwierdził
obojętnie.
Westchnęłam
ze zirytowaniem.
Przy
tym chłopaku po prostu ręce opadały.
–
Nie wiem, nagle stałam się aż tak interesującą osobą, że musisz śledzić każdy
mój ruch? Albo może boisz się czegoś, co, Nott? Dlaczego mnie pilnujesz? –
spytałam wprost.
Zostałam
odciągnięta przez Teodora na bok, w cień posągu stojącego obok wejścia w boczny
korytarz.
–
Dziwisz mi się? – syknął cicho. – Skąd mam wiedzieć, czy znowu czegoś nie
wymyślisz? Wreszcie zdarzy się tak, że w czwartek zobaczę się na transmutacji,
a w piątek Dumbledore ogłosi śmierć jednej z uczennic poprzez niefortunne
trafienie w nią Avady z różdżki naszego drogiego
przyjaciela-napalonego-na-zmiecenie-Czarnego-Pana-z-powierzchni-ziemi Cryte’a.
Uniosłam
brwi.
–
I dlatego nie mogę się od ciebie odpędzić? – spytałam z niedowierzaniem.
Podrapałam się w czoło. – Słuchaj, jeśli cię to usatysfakcjonuje, to mogę
obiecać, że nie będę mieszać się w tę sprawę. Zresztą, jakimś cudem duchy nie
wiedzą o autorze dziennika praktycznie nic, prócz obecności jego zjawy w
Hogwarcie i wyjątkowego upodobania samotności. Widział go tylko Prawie Bezgłowy
Nick, w dodatku jedynie dwa czy trzy razy, prawie z nim nie rozmawiał, niczego
się nie dowiedział… Ogólnie jestem w lesie – zakończyłam z ponurą miną.
Tak
jak sądziłam, Teodor przyjął to z satysfakcją, choć aktualne relacje między
nami średnio można było nazwać pozytywnymi. Owszem, rozmawialiśmy ze sobą
całkiem normalnie, lecz coraz częściej sprzeczaliśmy się o zwykłe głupoty, na
przykład o to, dlaczego Roger rzekomo odrywa mnie od transmutacji.
–
Daj spokój – powiedziałam ze znudzeniem, obracając różdżkę w palcach. Czwartkowe
korepetycje powoli dobiegały końca, zwłaszcza że każde podane przez Ślizgona
zaklęcie, nawet to najtrudniejsze z poziomu przewyższającego owutemy, udało mi
się bez najmniejszego trudu rzucić werbalnie. Dla niego to jednak było za mało
i wolał, bym zastosowała je niewerbalnie. Czego, oczywiście, jeszcze nie opanowałam. – Idzie mi coraz
lepiej, więc nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. Spacer po błoniach z
Rogerem raz na jakiś czas nie obniża mojego zapału.
Teodor
potarł dłonią czoło, prychając cicho.
–
Oczywiście, bo Stone nigdy nie był zbyt nachalny – zakpił, a ja pożałowałam, że
w ogóle cokolwiek kiedykolwiek mu powiedziałam. Brunet miał denerwujący zwyczaj
wypominania mi wszystkich błędów i niepowodzeń. – Granger, głupia dziewczyno, zacznij
się wreszcie skupiać. Koncentracja. To jest najważniejsze.
Zmrużyłam
oczy. Zacisnęłam mocniej dłoń na różdżce.
–
Znowu sugerujesz, że jestem głupia? – spytałam ze złością.
–
Tak – odparł dobitnie chłopak, patrząc mi prosto w oczy – bo nie rozumiesz, że…
W
jednej sekundzie jego różdżka znalazła się w mojej dłoni.
–
Granger!
–
Nie jestem głupia, Nott – warknęłam. – I przestań wreszcie naskakiwać na
Rogera.
Jedynie
zacisnął zęby, z oczu miotając gromy.
–
Granger, oddaj mi różdżkę – wycedził.
Wyprostowałam
się z godnością.
–
Nie ma mowy.
Nienawidziłam
tej jego wyższości, z którą traktował wszystkich wokół. Wiedział, że nie jestem
głupia, a ja wiedziałam, że wcale nie chciał mnie tymi słowami w jakikolwiek
sposób zmotywować.
Wredny
prostak.
Zrobił
krok w moją stronę. Uniosłam szybko różdżkę, sama odrobinę się cofają.
–
Cofnij wszystko, co powiedziałeś –
warknęłam. – Inaczej jej nie dostaniesz.
–
Zachowujesz się dziecinnie – prychnął. Dzieliła nas jedynie ławka. – Może
jeszcze polecisz na skargę do McGonagall, bo twój korepetytor niszczy ci
psychikę?
–
Przeproś.
–
Nie.
–
No to nie – stwierdziłam obojętnie. – Dobranoc, Teodorze.
Odwróciłam
się, by odejść.
–
Granger, cholera jasna!
Spojrzałam
na niego przez ramię.
–
Tak, Nott? Chciałeś mi coś powiedzieć?
Stał
tam gdzie wcześniej, z tą różnicą, że miał zaciśnięte pięści, a policzki
odrobinę zaróżowione.
Ohohoho,
zezłościł się. Prawie urocze.
–
Oddaj mi różdżkę.
–
Zła odpowiedź.
–
Dobra, koniec tego.
Pisnęłam,
gdy gwałtownie ruszył w moją stronę. Na widok jego ust wykrzywionych w grymasie
złości zapomniałam o tym, że mam w dłoniach jakąkolwiek różdżkę i po prostu
rzuciłam się do drzwi. Nie zdążyłam jednak nawet chwycić klamki, ponieważ
Teodor złapał mnie w pasie, po czym uniósł do góry. Zaczęłam wierzgać nogami,
które zawisły w powietrzu, starając się wyswobodzić z uścisku.
–
Nie wyjdziesz stąd – oświadczył Teodor z wściekłością.
Po
chwili moje stopy dotknęły posadzki. Odwróciłam się szybko, chowając dłoń z
różdżkami za plecami. Ślizgon stał tuż przede mną i nim zdążyłam cokolwiek
zrobić, chwycił mój wolny nadgarstek.
Ja nie wiem, czy
on ma jakąś manię?
–
Puszczaj!
Szarpnęłam
się, ale jego uścisk był wręcz stalowy. Popatrzyłam mu w oczy i prawie
zachłysnęłam się powietrzem.
O
Merlinie, dlaczego tęczówki Teodora, mimo nieustannych błysków złości, wciąż
musiały hipnotyzować?
–
Nie. Poproszę różdżkę.
–
Bo cię dźgnę nią w oko.
–
Och, straszne, Granger. Oddawaj.
–
Przeproś.
–
Głupia.
–
NOTT!
–
GRANGER! Widzisz? Ja też tak potrafię.
–
Nie dostaniesz jej.
–
Sam sobie wezmę.
Nim
zdążyłam cokolwiek zrobić, wolną dłonią nacisnął klamkę i pchnął lekko drzwi,
puszczając moją rękę.
Nie
spodziewał się jedynie, że chwycę go za przód szaty, ciągnąc ze sobą na
posadzkę.
Chwilę
później wylądowałam na podłodze, a Teodor przygniótł mnie swoim ciężarem. W momencie
zabrakło mi tchu, poczułam ból w plecach. Moje policzki musnęły delikatnie włosy
chłopaka, a różdżki, które trzymałam, potoczyły się po podłodze.
–
Ugh, złaź ze mnie! – wydusiłam z trudem.
Nawet
nie zorientowałam się, kiedy Teodor jako-tako się ogarnął, wspierając się na swoich dłoniach ułożonych na
posadzce obok mojej głowy i zawisając nade mną z absolutnie wściekłym wyrazem
twarzy.
Starałam
się ignorować fakt, że nadal czułam na sobie jego ciało, że dłońmi dotykałam
jego torsu, że po policzkach łaskotał mnie jego oddech.
–
Granger!
Skrzywiłam
się, przymykając oczy.
–
Nie krzycz – jęknęłam. – A najlepiej zejdź ze mnie. – Starałam się go lekko
odepchnąć, jednak bez skutku. Sapnęłam. – Po co w ogóle otworzyłeś te przeklęte
drzwi?
– Po co pociągnęłaś mnie na
podłogę? – odparował, wciąż wpatrując się w moje oczy. Wierzgnęłam gwałtownie
nogami, chcąc go z siebie zepchnąć.
– Rusz się, Nott!
I właśnie wtedy, kiedy jego
spojrzenie na sekundę padło na moje wargi, odniosłam cholernie niepokojące
wrażenie, że Teodor chce mnie pocałować.
Myśl ta wydała mi się jednak
zbyt niedorzeczna, więc od razu ją odrzuciłam.
Chłopak
zsunął się ze mnie, po czym wstał, a ja
z rosnącym w sercu zażenowaniem siadłam, zginając nogi w kolanach. Patrzyłam,
jak Ślizgon otrzepuje swoją szatę, i zdusiłam jęk.
Nagle
poczułam się okropnie zagubiona.
Ze
zdziwieniem zarejestrowałam fakt nieznośnego zarumienienia się, gdy Teodor
podał mi rękę, pomagając się podnieść. Unikałam jego wzroku, skrupulatnie
oczyszczałam swoją spódnicę z kurzu, byle tylko nie musieć na niego patrzeć.
Opóźnić ten moment. Jak najbardziej.
–
Nigdy więcej takich numerów, Granger – warknął. Dopiero wtedy uniosłam oczy,
napotykając rozłoszczone spojrzenie bruneta. W dłoni już trzymał nasze różdżki;
moją od razu wepchnął mi w dłoń.
Popatrzyłam
na niego wyniośle.
–
Gdybyś nie naskakiwał tak na…
Przerwało
mi zniecierpliwione prychnięcie. Potem dotknął mojego ramienia, popychając
lekko w stronę korytarza prowadzącego do głównych schodów.
–
Cicho. Chodź już.
Chyba
po raz pierwszy w czasie naszej znajomości z Teodorem jakoś niespecjalnie
chciałam wykonać to polecenie.
Szliśmy
w ciszy, której nie umiałam przerwać. Czarnowłosy starał się jakoś nawiązać
rozmowę, lecz nie zwracałam uwagi na to, co takiego miał mi do przekazania.
Liczyło
się tylko to, że w czasie tej krótkiej, pozornie nic nieznaczącej chwili, kiedy
nasze usta dzieliło zaledwie kilka cali, w mojej głowie pojawiła się bardzo, bardzo
długa lista z dobitnym tytułem: „Powody, dla których nie mam prawa być z
Teodorem Nottem”.
***
Teodor
zaś zastanawiał się, co tak bardzo ciągnęło go do Granger.
Coś
musiało. To nie mogło wziąć się znikąd. Nie mógł przecież tak po prostu czuć
się za nią odpowiedzialny, nie mógł przecież tak po prostu nagle stwierdzić, że
szopa na jej głowie nie przeszkadza mu tak bardzo jak wcześniej, nie mógł
przecież tak po prostu zacząć być cholernie zazdrosny o Stone’a.
Ślizgon
z trudem odganiał od siebie wspomnienie słów Krukona.
Nie,
Granger nie mogła się z nim całować. Nie całowała się z kim popadnie, a już na
pewno nie z kimś takim jak Stone.
Na
litość Salazara, Stone przecież należał do grupy ludzi powszechnie nazywanych
upośledzonymi umysłowo! Brunet nadal podtrzymywał to, co mu wtedy powiedział –
Granger nie dotknęłaby szatyna nawet kijem od miotły.
A
jeśli?
W
sumie Teodor kłamał, mówiąc o pragnieniu Gryfonki, więc właściwie Stone też
mógł kłamać.
Tak.
Na pewno.
Z
takim nastawieniem brunet przekroczył próg pokoju wspólnego Slytherinu.
Pomieszczenie było duże i przestronne, choć Teodor rzekłby raczej – puste. Mimo
usytuowania w lochach, na kamiennych ścianach oraz niskim sklepieniu nie
zalegała pleśń. W powietrzu dało się wyczuć wilgoć, chłodu nie zwalczał nawet
ogień trzaskający w palenisku. Z sufitu zwisały na grubych łańcuchach zielone
lampy. Na posadzce ułożono kilka szmaragdowo-srebrnych dywanów, postacie
sławnych czarodziejów i czarownic z paru portretów obserwowały uczniów, choć
wiele z nich po prostu zapadło w sen.
Teodor
nie przepadał za tym miejscem. Dlatego tak często przesiadywał w bibliotece, by
znaleźć się jak najdalej od niego.
Niedaleko
kominka dostrzegł rozwalonego na kanapie Blaise’a Zabiniego, przeglądającego ze
znudzeniem jakąś książkę, a obok niego marszczącego brwi nad kawałkiem
pergaminu Dracona Malfoya. No i jeszcze ciemnowłosa, chorobliwie chuda Pansy
Parkinson, malująca sobie paznokcie wściekle różowym lakierem.
Och,
Boże. Dlaczego pozostało mu tylko takie towarzystwo? Właściwie mógł iść od razu
do dormitorium, ale Zabini już go dostrzegł, więc…
–
Cześć – przywitał się cicho, opadając na fotel naprzeciw pozostałych Ślizgonów.
Ci
mruknęli coś w odpowiedzi. Teodor westchnął w duchu.
A
mógł odprowadzić Granger do wieży.
Mogłem – stwierdził w myślach. Ale jestem idiotą.
Nie,
Teodor nie mógł tak o sobie myśleć. Mógł myśleć tak o Weasleyu, który
rzeczywiście był idiotą, ale nie o sobie.
Niezręczność
stopniowo ogarniała jego całego, kiedy po prostu leżał na Granger, czując pod sobą jej ciało i te drobne dłonie na
swojej klatce piersiowej.
Nie,
nie, nie, to nie działało dobrze na wyobraźnię.
A
kiedy zorientował się, że dziewczyna podchwyciła spojrzenie, które dosłownie na
sekundę skierował na jej usta…
Cóż,
nie mógł krzyknąć przekleństwa prosto w twarz szatynki, toteż postanowił czym
prędzej doprowadzić się do stanu używalności.
Właśnie
wtedy postawił przed sobą pytanie, na które w żaden sposób nie potrafił znaleźć
logicznej odpowiedzi.
Czy
powinien dać jej jakiś sygnał?
Doskonale
wiedział, że ona również zachowuje się w jego obecności inaczej niż wcześniej.
Widział, jak na niego patrzy, czasem analizował jej słowa i czyny, dochodząc do
jednoznacznego wniosku. Granger zresztą też musiała się zorientować, że sytuacja
między nimi ulega nieustannym zmianom.
Nawet,
cholera, zmusił się, by jej to powiedzieć. Teodor nie był typem człowieka
lubiącego zwierzenia. Wyznanie, że obecność Granger jedynie na korepetycjach mu
nie wystarcza oraz to, co powiedział na przyjęciu świątecznym, musiały dać jej
do myślenia.
A
jeśli nie, to rzeczywiście była kretynką.
–
Nie, Parkinson, nie podoba mi się kolor twoich paznokci.
Teodor
leniwie odwrócił wzrok na zirytowanego Malfoya i Pansy przystawiającą mu pod
nos dłoń z pomalowanymi przed chwilą paznokciami. Dziewczyna zrobiła smutną
minę, mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak: „Pójdę po zmywacz”, po czym
ruszyła w stronę dormitoriów dziewcząt.
Nie
żeby Teodor uważał, że blondyn nie miał racji (bo ten kolor był naprawdę
okropny), ale ostatnimi czasy chyba traktował ją za szorstko.
–
Nie grzeszysz szacunkiem do kobiet, co, Draco?
Zabini
parsknął śmiechem, nie odrywając oczu od książki, a Malfoy uniósł wzrok znad
wypracowania. Ułożył pióro na stoliku obok pergaminu, założył ręce na
piersiach, oparł kostkę lewej nogi na kolanie prawej i posłał koledze kpiące
spojrzenie.
–
Mówisz, Nott? To według ciebie jak powinienem traktować Parkinson?
Teodor
przekrzywił lekko głowę.
–
To się nazywa szacunek. Albo chociaż tolerancja. Nie zapominaj, że ona świata
poza tobą nie widzi – rzekł cicho, pilnując, by nikt z innych obecnych w pokoju
wspólnym uczniów nie usłyszał tej rozmowy. Nie wszyscy musieli znać tematy ich pogawędek.
Draco
prychnął.
–
Wiesz, gdzie to mam, Nott.
Brunet
westchnął.
–
Rób jak uważasz – stwierdził cicho.
–
A co z młodszą Greengrass? – odezwał się niespodziewanie Blaise. Jego oczy
wciąż nie odrywały się od lektury.
Draco
zaczął bawić się swoim sygnetem. Wzruszył ramionami.
–
Nic – odparł obojętnie. – Piekielnie zgrabna, owszem, ale, Zabini, ona ma
czternaście lat. Jakoś nie kręcą mnie młodsze.
–
Konkretnie kręci cię Daphne.
–
Zamknij się, Zabini.
–
Astoria czasem zachowuje się dojrzalej od swojej siostry – zauważył Teodor.
Draco
zastanowił się. Obracał w palcach swój sygnet, wpatrując się w niego
intensywnie, aż w końcu mruknął:
–
Greengrass zgrywa niedostępną. – Oderwał wzrok od błyskotki. – Ale to się
zmieni.
Blaise
zaśmiał się gardłowo, zamykając w końcu książkę. Wykrzywił drwiąco usta, po
czym spojrzał na Malfoya.
–
Mówiłeś tak pół roku temu – stwierdził. – I jak na razie efektów nie widać.
Tym
razem to Teodora ogarnął pusty śmiech. Dwie pary oczu zwróciły się prosto na
niego, zaś on siedział rozparty na fotelu z wyjątkowo sarkastyczną miną.
–
Draco, nie dziw się, że ci się z nią nie udaje. Po prostu nie rozumiesz kobiet.
Zabini
wywrócił ostentacyjnie oczyma, a Malfoy prychnął.
–
No? To znaczy? – rzucił z obojętnością.
–
Daphne nie wygląda na osobę, której imponuje robienie z kogoś pośmiewiska –
zaczął tłumaczyć Teodor. – Zatem drwiny z Crabbe’a i Goyle’a głównie na jej
oczach albo mieszanie z błotem jej dobrej koleżanki Parkinson nie jest zbyt
dobrym pomysłem. Może, nie wiem, zabłyśnij inteligencją? – Raczej marną, ale to
czarnowłosy zachował dla siebie. – Przestań udawać zadufanego w sobie,
egoistycznego dupka i najlepiej zacznij uderzać do Astorii, bo ona wygląda na
trochę bardziej otwartą niż jej pusta siostra.
–
To wszystko? – spytał ze złością blondyn.
–
Zachowujesz się jakbyś był jakimś znawcą, Nott – powiedział pogardliwie Zabini.
Teodor
przyjrzał mu się uważnie.
–
Nie twierdzę, że jestem znawcą – powiedział spokojnie. – Po prostu Draco jest
idiotą.
–
Nott, a chcesz kopa w…
–
Wiesz, Malfoy – wtrącił z obleśnym uśmiechem Zabini – nasz Teodor ma
doświadczenie.
I
wtedy Nott już wtedy wiedział, że ta rozmowa nie zakończy się dobrze.
Malfoy
uniósł brwi, patrząc to na jednego, to na drugiego.
–
Co?
Blaise
nadal parszywie się uśmiechał. Odrzucił książkę na stolik i rozkładając ramiona
na oparciu kanapy, powiedział bardzo wyraźnie oraz powoli:
–
Szlama Granger.
Serce
Teodora mimowolnie przyspieszyło, a on sam poczuł palącą potrzebę wrzucenia
czarnoskórego Ślizgona do kominka.
Draco
momentalnie spochmurniał. Odwrócił twarz do szarookiego.
–
O czym on bredzi? – syknął. – Najlepiej by było, gdybyś powiedział, że się
przesłyszałem.
Teodor
zacisnął zęby.
–
Lepiej spytaj Zabiniego, dlaczego Granger tak nagle go zainteresowała –
odparował, siląc się na spokój. – Fajnie się z nią tańczyło, prawda?
–
Na pewno nie lepiej niż tobie. – Blaise wciąż obrzydliwie się uśmiechał. – To
co, Nott? Jak tobie idzie? Owocnie?
Teodor
zmierzył go zniesmaczonym spojrzeniem.
–
O to samo mógłbym zapytać ciebie. Co takiego ciągnie cię do Weasleyówny, hm? –
odbił piłeczkę.
Zabini
od niechcenia zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
–
Zanim przyszedłeś, tłumaczyłem to Malfoyowi –
powiedział krótko. – Tobie już mi się nie chce.
–
Jakoś niespecjalnie potrzebuję tej wiedzy. – Teodor wstał z fotela i ruszył w
stronę swojego dormitorium. W połowie drogi zatrzymał go głos Zabiniego,
dziwnie pozbawiony drwiny czy sarkazmu.
–
Nott! – Brunet zatrzymał się i spojrzał przez ramię. – Uważaj! Szlamy lubią być
przebiegłe!
Teodor
prychnął cicho, po czym poszedł do sypialni chłopaków z szóstego roku.
Wygrzebując ze swojej szafki podręcznik do zaklęć, starał się w ogóle nie
myśleć o słowach, które przed chwilą usłyszał. Nie dawały mu one spokoju, wciąż
i wciąż wracając do jego umysłu, wbijając się w każdą część świadomości
chłopaka, krążyły po jej zakamarkach, dobitnie manifestując swoje znaczenie.
Niewiele
później Teodor doszedł do wniosku, że właściwie Blaise aż tak bardzo się nie
pomylił.
***
Jako
że moje korepetycje skończyły się trochę wcześniej, w pokoju wspólnym wpadłam
na Harry’ego idącego na lekcję z Dumbledore’em. Życzyłam mu udanego spotkania,
po czym opadłam na kanapę przed kominkiem. Spojrzałam na okno. Na szybie
zatrzymywały się drobne płatki śniegu.
Zima
w pełni.
Westchnęłam,
kiedy na moje kolana wdrapał się Krzywołap. Bezwiednie zaczęłam drapać go za
uszami, gdy niespodziewanie przysiadł się do mnie Ron. Zdziwiłam się, widząc
niesamowicie poważną minę przyjaciela oraz brak Lavender uwieszonej jego
ramienia.
Poczułam
niepokój.
Coś
mi nie pasowało.
–
Co się stało, Ron? – spytałam, marszcząc lekko brwi.
Chłopak
popatrzył na mnie uważnie.
Już
zdążyłam zapomnieć, jaką niezwykłą barwę mają jego niebieskie oczy.
–
O co chodzi z Ivy?
Nagle
zapragnęłam wstać i wyjść, byle tylko nie odpowiadać na to pytanie. Zacisnęłam
usta.
–
Harry ci powiedział – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, bo w sumie byłam
prawie-prawie pewna swoich słów. Ginny by mu nie powiedziała, zwłaszcza że
wyraźnie dałam jej do zrozumienia, iż nie chcę, by Ron wiedział. Na razie.
Tylko
nie byłam jeszcze gotowa powiedzieć o tym chłopakowi. Dorzucenie tego problemu
do sprawy umarłych? Zły, bardzo zły pomysł.
Nie
wiedziałam jednak, czego dokładnie dowiedział się rudzielec. Nie było sensu go
zbywać. W końcu się z nim przyjaźniłam.
Kiwnął
głową.
–
Co ona knuje? – spytał.
Średnio
umiałam odpowiedzieć na pytanie. Westchnęłam zrezygnowana. Krzywołap zamruczał
głośniej. Rozejrzałam się szybko.
–
W Instytucie próbowała wyciągnąć ze mnie informacje na temat Dumbledore’a –
wyznałam cicho, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. Zasługuje na to. Nie zapominaj o tym. – Myślała, że wypiłam
Lactiris, które podała mi w jakimś napoju. Lactiris działa podobnie jak
Veritaserum. Plącze ci myśli, przez co łatwiej z ciebie coś wyciągnąć, a potem
niczego nie pamiętasz. Ron. – Zawahałam się. Mówić czy nie? – W Hogwarcie nie
jest bezpiecznie.
Opowiedziałam
mu absolutnie wszystko. Podsłuchaną rozmowę ze Snape’em, późniejsze zachowanie
Krukonki, moje domysły na jej temat. Z trudem mówiłam, zwłaszcza że sytuacja z
Ivy stała się dość… specyficzna.
Kiedy
już wydawało mi się, że nasza „przyjaźń” umarła śmiercią naturalną, a wszystko
wróciło do normy (czyli blondynka po prostu porzuciła zamiar wypytania o
Dumbledore’a, po czym pobiegnięcia z tym do Snape’a), ona nagle się zjawiała i
na długi czas porywała mnie na przechadzkę po zamku. Te chwile przepełniał lęk
oraz obawa, ale z drugiej strony wciąż nie potrafiłam wprost zapytać jej, w co gra.
Ron
wysłuchał wszystkiego w spokoju, choć gdy skończyłam, wyglądał tak, jakby co
najmniej Voldemort wygrał wojnę.
–
Dlaczego nie powiedziałaś Dumbledore’owi? – spytał z wyrzutem. – Albo
komukolwiek innemu?
Postawiono
przede mną kolejne wyzwanie odparcia ataku piegowatego niezliczoną ilością
powodów, dla których nikt inny nie wie o dwulicowości Ivy. Z trudem mu
podołałam, a gdy skończyłam mówić, Weasley wyglądał na oburzanego.
–
Chyba żartujesz – powiedział z niedowierzaniem. – Chyba sobie, na gacie Merlina,
żartujesz. Hermiono, czy z tobą na pewno jest wszystko w porządku?
Nie, nie jest,
Ron, bo już nie mam pojęcia, co robić. Z czymkolwiek.
Następnego
ranka spadła na mnie jeszcze jedna rzecz: horkruksy. Nie miałam pojęcia, co to
takiego, ale musiały być one czymś naprawdę istotnym, skoro Dumbledore tak
zabiegał o informację na ich temat. Martwiłam się jednym – horkruksy
najwyraźniej zaliczały się do zaawansowanej czarnej magii, skoro w żadnej z
książek nigdy nie przemknęła nawet wzmianka o nich.
A
gdy tak zastanawialiśmy się z Harrym, jak podejść Slughorne’a, stojąc na środku
ośnieżonego dziedzińca, on nagle zatrzymał się przede mną i przyjrzał mi się
uważnie. Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami, aż ten w końcu się odezwał.
–
Chciałabyś zrobić coś z Cryte’em – stwierdził cicho.
Wyprostowałam
się. Kilka płatków śniegu opadło okularnikowi na włosy.
–
A ty chciałbyś zrobić coś z Malfoyem – odparowałam.
Zmarszczył
brwi.
–
To zupełnie co innego. Malfoy rzeczywiście coś knuje, sama to przyznałaś, a
twoje pójście do prasy i rozwalenie Ministerstwa…
–
Dobra, nie zapędzaj się – przerwałam mu. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem,
pocierając o siebie dłonie. – Zresztą, ustaliliśmy już, że to zamknięty temat. Notatki,
książki oraz dziennik zamknęłam w biurku, a klucz powrócił do skrytki. Nie
bójcie się, ty, Ron i Ginny. Obiecuję, że nawet tam nie wejdę.
Harry
już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak wtedy zabrzmiał dzwonek i
musieliśmy pobiec na zaklęcia.
Danego
Harry’emu słowa naprawdę chciałam dotrzymać, zwłaszcza że dałam je również
samej sobie, jednak musiałam je złamać, kiedy zamiast pójść z Ginny na lunch,
zostałam pociągnięta przez Teodora na szóste piętro.
–
Katharsis się odblokowało – wyjaśnił
w pośpiechu, gdy wspinaliśmy się szybko po schodach, mijając roześmianych
uczniów cieszących się z chwilowej wolności w drodze do Wielkiej Sali. –
Wczoraj wieczorem. Wiem już, o co chodziło autorowi.
Zmarszczyłam
brwi, przestając żałować, że zostawiłam rudą zaraz przy wrotach do jadalni.
–
Niby o co?
–
Zobaczysz.
Takim
sposobem kilka minut później z rosnącym zdumieniem wpatrywałam się w drobne,
czarne literki na kolejnej stronie książki. Przeskakiwałam szybko z linijki do
linijki, pochłaniając tekst w zadziwiającym tempie. Gdy dotarłam do końca
jednego rozdziału, bez żadnego trudu przeszłam do następnego.
Teodor
stał obok, a ja czasem kątem oka zerkałam na jego napiętą w oczekiwaniu twarz,
przygryzaną od wewnętrznej strony dolną wargę oraz zaciśniętą dłoń przyciśniętą
lekko do ust. Obserwował każdy mój ruch. Czułam się nieznośnie skrępowana,
czując na swoim biodrze łagodny dotyk jego biodra, w dodatku miałam świadomość,
że zostało nam naprawdę niewiele czasu do następnej lekcji.
Kiedy
jednak skończyłam czytać rozdział szósty i odkryłam całkowity brak możliwości
przejścia do kolejnego, odsunęłam się od pulpitu z cichym westchnięciem.
–
Mamy w rękach motywy, jakie kierowały autorem, gdy pisał Katharsis – mruknął Teodor, nie ruszając się ani o milimetr. – Mamy
historię jego badań. Mamy nawet instrukcję tego rytuału… – Zamilkł na chwilę,
po czym podsumował: – Cholera.
Musnęłam
opuszkami palców kartę książki.
–
Wydaje mi się, że większe wrażenie wywarło na tobie dowiedzenie się, czym dla
niego stało się katharsis niż sprawa umarłych – stwierdziłam, nie patrząc na
chłopaka.
Zignorował
to.
–
Co z tym zrobimy? – spytał po chwili milczenia.
Wzruszyłam
ramionami. Zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku.
–
Chodź, za dziesięć minut mamy obronę.
Przez
całą drogę do klasy Snape’a dyskutowaliśmy na temat Katharsis. Teodor był tak zaaferowany rozmową, że parę razy
musiałam siłą przyciągać go do siebie, by na kogoś nie wpadł.
–
No dobra – powiedziałam wreszcie, kiedy zbliżaliśmy się do odpowiedniej sali,
przed którą zebrało się już parę osób. Nie zauważyłam tam moich przyjaciół. –
Wiemy, że przez kilka lat prowadził badania nad oczyszczeniem z tłumionych
emocji et cetera, wzorując się na
naukach Arystotelesa. Wiemy, że próbował na wielu osobach, na jednych się
udało, na innych nie. Wiemy, że istnieją podobne do jego wynalazku środki, ale
żadne ponoć nie dają takich efektów. Wiemy, że we wszystkim pomagała mu żona,
do tego stopnia, że rytuał ją uśmiercił. – Przerwał mi dzwonek ogłaszający
początek lekcji. Kątem oka dostrzegłam zdyszanego Harry’ego, za którym biegł
również Ron. Ostatni raz spojrzałam na Teodora. – To mi się nie podoba.
Do
klasy weszłam z Gryfonami, uśmiechając się do nich przepraszająco. Szybko
jednak zmieniłam wyraz twarzy na wściekły, kiedy czarnowłosy Ślizgon pociągnął
mnie za łokieć w stronę ostatniej ławki na tyłach pomieszczenia.
–
Pierwszy w historii magii prawdziwy lek
na emocjonalny ból, nie żadne śpiewy i tańce jak w starożytności – powiedział powoli
cichym głosem, wypakowując na ławkę podręcznik – a ty mówisz, że to ci się nie
podoba.
Odchrząknęłam.
Usiadłam na krześle, obserwując uważnie Snape’a podchodzącego do katedry.
–
Sam powiedziałeś – pierwszy w historii magii – wyszeptałam pospiesznie. – Nie
sądzisz, że to dość… podejrzane? Że nigdzie nie ma o tym nawet wzmianki, że ta
książka nie została nigdy opublikowana… Nie wiemy nawet, dlaczego autor nie
chciał jej pokazać światu.
–
Może w następnym rozdziale jest o tym mowa – podsunął cicho.
–
Ciekawe, jak się do niego dostaniemy – prychnęłam.
–
Cisza! – zagrzmiał Snape. Szybko umilkłam, napotykając lodowaty wzrok czarnych
oczu mężczyzny. – Nie przychodzicie na te lekcje tylko po to, żeby sobie
pogadać. Jesteście tu po to, by…
–
Nie mam pojęcia – szepnął kącikiem ust Teodor, przypatrując się nauczycielowi i
nachylając w moją stronę; czułam na policzku jego ciepły oddech. – Chciałbym
przeprowadzić ten rytuał.
Uniosłam
w zdumieniu brwi.
–
Oszalałeś? Tam było napisane, że potrzebna jest druga osoba, a ja nie
zamierzam…
–
Gryffindor traci dziesięć punktów – rozniósł się po klasie ociekający
złośliwością głos Snape’a. Popatrzyłam na niego z lękiem, który momentalnie
został zastąpiony przez gniew, kiedy dostrzegłam kpiący uśmiech na wąskich
wargach profesora. – Panno Granger, czy właśnie nie mówiłem czegoś na temat
rozmów na moich lekcjach?
Poczułam
nagły przypływ gorąca. Wszystkie oczy zwróciły się prosto na mnie.
–
Tak, panie profesorze – wymamrotałam.
–
Wstań, kiedy do mnie mówisz.
Podniosłam
się z miejsca i ze zdziwieniem spostrzegłam, że Teodor zrobił dokładnie to
samo.
–
Slytherin traci dziesięć punktów – powiedział głośno, wyraźnie, na co z
miejsca, gdzie skupili się Ślizgoni, dało się słyszeć pomruk niezadowolenia.
Zerknęłam na Zabiniego siedzącego najbliżej. Wpatrywał się we mnie z furią
wymalowaną na twarzy. Malfoy zajmujący miejsce obok zaciskał pięści, przyglądając
się Nottowi z czystą wściekłością.
Snape
wysunął się zza katedry, dzięki czemu wszyscy mogli zobaczyć go w pełnej
postaci. Wysoki, chudy, cały obleczony czernią. Przerażający z ustami
wykrzywionymi w grymasie gniewu pomieszanego z chłodnym zdziwieniem.
–
Z jakiej racji pozbawiłeś właśnie swój dom punktów? – spytał cicho, ale jego
głos zabrzmiał nieskazitelnie w cichy wypełniającej sali. – Wytłumacz, bo chyba
nie tylko ja chciałbym to wiedzieć.
Również
spojrzałam na Teodora. Chłopak wciąż wpatrywał się w Snape’a, w niego i tylko w
niego, bezczelnie wkładając dłonie do kieszeni.
Nie,
to nie mogło skończyć się dobrze.
Poczułam,
że kręci mi się w głowie.
–
Jestem prefektem, więc mam do tego prawo – odparł z pozorną obojętnością. –
Ślizgon zawinił, Ślizgon ponosi karę.
Czarnowłosy
mężczyzna zaczął iść powoli w naszą stronę. Zerknęłam na zaniepokojonego
Harry’ego oraz zdziwionego i rozgniewanego jednocześnie Rona. Rudzielec
pokręcił dyskretnie głową.
Nie odzywaj się.
Nie
miałam takiego zamiaru.
–
Nie rób przedstawienia, Nott – syknął Snape. – To prawie szlachetne, że bronisz
Granger, ale jest lekcja, moja w dodatku, i nie życzę sobie, byś urządzał takie
widowiska.
–
Ależ to nie jest widowisko, panie profesorze. Po prostu doszedłem do wniosku,
że taka lekcja bardzo przyda się niektórym Ślizgonom.
Po
klasie rozległ się szum. Przełknęłam ślinę i delikatnie szturchnęłam stopą nogę
Teodora. Nie zareagował.
Od
dawna wiedziałam, że podobne zachowanie kiedyś go zgubi.
Snape
w jednej chwili znalazł się przy naszej ławce. Na mnie nie zwracał uwagi. Był
wzrostu swojego wychowanka, więc bez problemu obaj patrzyli sobie w oczy.
Chłopak
– wyzywająco, ale z powagą. Nauczyciel – jakby właśnie doprowadzono go do
szewskiej pasji.
–
Jesteś bezczelny, Nott – warknął Snape ostrym głosem. Tak, krew zdecydowanie
już go zalała. W sumie mu się nie dziwiłam. – Po raz pierwszy widzę w tobie
przejaw takiego chamstwa.
–
Uczę się od najlepszych.
Niedobrze.
Bardzo, bardzo, cholernie wręcz niedobrze.
Z
napięciem patrzyłam to na jednego, to na drugiego. W pewnej chwili Snape
oderwał wzrok od Teodora i obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem. Wytrzymałam
je, a kiedy mężczyzna znów się odezwał, poczułam rumieńce wpływające na moje
policzki.
–
Myślałem, że mierzysz nieco wyżej.
Teodor
wyglądał tak jakby zaraz miał go uderzyć. Zwinął dłonie w pięści, zacisnął
zęby, oddychał szybko. Nie odezwał się jednak, ale ja nie chciałam, by
którykolwiek z nich coś jeszcze mówił.
Czułam
złość i smutek, jednak nie potrafiłam czegokolwiek powiedzieć. Moje serce biło
niesamowicie szybko, oczy piekły, czułam nieustające przypływy gorąca.
Zaatakować.
Zmiażdżyć. Uciszyć.
Snape
popatrzył na nas ostatni raz, uśmiechając się drwiąco, po czym odwrócił się i
odszedł w stronę katedry.
–
Szlaban. Jutro o dziewiętnastej. Oboje.
Usiadłam
zrezygnowana na krześle. Zerknęłam na Teodora. Był wyprostowany, wciąż spięty,
wpatrywał się sztywno w Snape’a, który znowu zaczął mówić na temat dzisiejszej
lekcji. Zachowywał się jakby nic się nie stało. Jego wzrok spokojnie przesuwał
się po nas, nie reagował nawet na wściekłość wręcz bijącą od bruneta siedzącego
obok mnie.
Bo
dla niego już nie istnieliśmy.
Przez
całą lekcję nie odzywaliśmy się do siebie. Byłam zbyt zlękniona tym, co zaszło
zaraz po jej rozpoczęciu, ale Teodor nawet na mnie nie spojrzał. Dopiero gdy
zabrzmiał dzwonek, a ja zaczęłam zbierać się do wyjścia, szturchnął moje ramię.
Odwróciłam na niego wzrok. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa, po
czym on wzruszył ramionami.
–
Musiałem.
I
już go nie było.
Westchnęłam.
Schowałam do kieszeni różdżkę. Podążyłam za Ronem i Harrym, którzy zaczęli
pomstowanie na obu, Snape’a oraz Teodora, na zmianę z pocieszaniem z powodu
otrzymanego szlabanu. Odpowiadałam im krótko, uśmiechając się lekko, ale
myślami błądziłam wokół czegoś innego.
Nie
dawała mi spokoju jedna, z pozoru wyolbrzymiona kwestia, lecz z drugiej strony
czułam przez nią dziwne przewroty w żołądku.
W
tamtej chwili tych dwóch Ślizgonów faktycznie było gotowych pobić się.
Po
części z mojego powodu.
***
–
Korepetycje, szlaban…
–
Zamknij się, Ron.
Zajęłam
miejsce na fotelu obok kominka, a na dywanie, oparta o moje nogi siedziała
Ginny. Przeglądała jakąś czarodziejską gazetkę dla nastolatek z absolutnym
znudzeniem, choć na jej ustach widniał lekki uśmiech. Nie wiedziałam, skąd
wzięło się u niej to zadowolenie. Brałam pod uwagę dwie opcje.
Coś
związanego z Zabinim, bo w sumie Ginny wciąż pozostawała w błogiej
nieświadomości odnośnie mojego przyjęcia u Slughorne’a, albo dwugodzinna
rozmowa z Harrym, podczas gdy ja męczyłam się ze starożytnymi runami, a Ron
obściskiwał z Lavender.
Coś
mi mówiła, że chodziło o to drugie.
Ron
rozwalił się na kanapie, z nieco drwiącym uśmiechem komentując moje dzisiejsze
osiągnięcie na obronie. Koło niego przycupnął Harry starający się rozczytać
notatki z marginesów podręcznika Księcia.
Miałam
straszną ochotę wyrwać mu książkę i wpakować ją do ognia.
–
Czy ty musisz mnie zawsze tak dołować? – spytałam chłopaka z żalem.
–
Mówiłem ci, że jest z tobą coraz gorzej, Hermiono – odparł, chichocząc
szaleńczo. – Następnym krokiem będzie rzucenie szkoły i wyprawa w świat na
poszukiwanie przygód!
Spochmurniałam
jeszcze bardziej.
–
Dzięki, Ron.
I
wtedy niwielkie, blade dłonie zasłoniły rudzielcowi oczy.
–
Zgadnij kto! – zaśmiała się radośnie Lavender, a długie blond włosy przysłoniły
jej twarz.
Chłopak
skrzywił się lekko.
–
Lavender? – bąknął.
Patrzyłam
na tę scenę z obrzydzeniem pomieszanym z pogardą, ale z drugiej strony chciało
mi się śmiać z nieporadności i zażenowania bijących od Rona.
Aż
zaczęłam się zastanawiać, ile on jeszcze z nią wytrzyma.
Na
szczęście Weasley nabrał zwyczaju wyprowadzania Lavender z pomieszczenia, w
którym znajdowała się cała nasza czwórka, i użerać się z nią sam na sam,
zamiast skazywać nas na jej towarzystwo. Takim sposobem chwilę później wziął ją
za rękę, po czym zaproponował spacer po zamku. Gryfonka natychmiast się
zgodziła i machając nam na pożegnanie, opuściła za Ronem pokój wspólny.
Ginny
westchnęła.
–
Czasem mu współczuję – stwierdziła ze smutkiem.
Harry
zamknął książkę i popatrzył po nas.
–
A ja nie. Sam chciał, to ma. Ciągle mu potarzam: to żenujące nawet dla ciebie,
zerwij z nią, będzie ci lżej. Ale on nie, zresztą znacie go.
–
Mały Ronuś ma dziewczynę, to nie chce jej zbyt szybko utracić – zadrwiła Ginny
znad gazetki.
Nachyliłam
się nad nią.
–
Czy przypadkiem przed chwilą ktoś nie mówił, że mu współczuje?
W
odpowiedzi usłyszałam parsknięcie śmiechem.
–
No, ale skoro Ron wyruszył po przygodę – Harry odłożył podręcznik i składając
dłonie razem, nachylił się w moją stronę – porozmawiajmy o poważniejszych
sprawach, które mogłyby naszego przyjaciela przyprawić o palpitację serca. To
znaczy o Nocie.
Coś
przewróciło mi się w żołądku, a Ginny aż opuściła gazetkę i spojrzała na
czarnowłosego, prawie dusząc się ze śmiechu.
–
No wiesz. Nie spodziewałam się po tobie takiej stanowczości.
Harry
jednak nie miał zamiaru odpuścić.
–
Taki pokaz oddania chyba coś znaczy, nie sądzisz, Hermiono? – zasugerował.
Oparłam
łokieć na podłokietniku fotela, a na zaciśniętej pięści głowę. Popatrzyłam na
Harry’ego jak na bardzo ciekawy okaz muzealny.
–
Fascynujące. Ty tak na serio czy sobie żartujesz?
Wywrócił
oczyma.
–
Ron połowę dzisiejszych eliksirów truł mi o tym, jak bardzo Nott się do ciebie
klei i ciągle mruczał pod nosem, że wreszcie powinnaś jakoś zareagować –
oświadczył.
Odchrząknęłam
na wspomnienie lekcji ze Slughorne’em, na której Potter bardzo kreatywnie
podsunął nauczycielowi pod nos bezoar.
Wstrętny
oszust. To, że Slughorne nie chciał mu niczego powiedzieć o horkruksach, to
była kara. Ot co.
–
Ginny, idź sobie – mruknęłam do przyjaciółki, na co ta wydała z siebie dziwny,
nieokreślony dźwięk, po czym wdrapała się na kanapę obok bruneta. Usiadłam po
turecku w obszernym fotelu. – Ustalmy jedno: Teodor się do mnie nie klei.
Dobra?
Przerwał
mi niemal histeryczny śmiech Ginny.
–
Skąd!
Posłałam
jej wściekłe spojrzenie.
–
Nie, nie klei się do mnie – powtórzyłam ze złością. – A nawet jeśli, to nie
jest sprawa Rona. Niech zainteresuje się Lavender i jej ciągłym gadaniem o
zakupach, bo jeśli planuje z nią wspólną przyszłość, to niech zacznie ją teraz
uczyć oszczędności.
Harry
poprawił okulary zsuwające mu się na czubek nosa.
–
No dobra, niech ci będzie, że to nie jest sprawa Rona-twojego przyjaciela –
odpowiedział – jednak zrobić z nim coś byś mogła. Tak, mówi ci to twój drugi
przyjaciel. Ginny pewnie mnie poprze. Prawda, Ginny?
Ruda
dopiero po chwili uniosła wzrok znad gazetki.
–
Ano poprze. Mogłabyś na przykład się z nim umówić. Albo coś. – Spostrzegła mój
oburzony wzrok, przez co natychmiast schowała się za czasopismem. – Nieważne.
Harry
unosił wysoko brwi, mrugając szybko.
–
Tak, czytaj, Ginny, czytaj – mruknął niepewnie. Znów zwrócił się do mnie. – Ja
bym na twoim miejscu jakoś się określił i mu to powiedział. Masz dwa wyjścia:
albo: „Nott… tu się puknij, nie rób sobie nadziei, bo cię nie lubię”, albo
delikatniej: „Teodorze… nie wyjdzie.
Prawie mi przykro!”. I już!
Aż
cisnęło mi się na usta pytanie, czy jest trzecia opcja: „Teodorze… Bardzo cię
lubię. Odróbmy razem transmutację”.
No
dobra, może nie aż tak, ale coś w tym stylu.
Potarłam
czoło.
–
Kuszące… – wymamrotałam – …ale nie, może to sobie odpuszczę. Chyba że zacznie
coś sobie za bardzo wyobrażać, wtedy jakoś sprowadzę go na ziemię.
Albo
nie.
Harry
nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami.
–
Jak chcesz.
Ginny
natomiast wyłoniła się zza gazetki, uśmiechając promiennie.
–
Ej, Hermiono…
–
Hm?
–
Tutaj piszą, jak poderwać „twojego wymarzonego, najbardziej magicznego czarodzieja”
na aż dziesięć różnych sposobów! Chcesz poczytać?
–
Ej, Ginny…
–
Idź już spać, co?
***
Po
kilku godzinach szorowania kociołków moje dłonie były w stanie tak tragicznym,
że aż dziwiłam się, jakim cudem jeszcze mogłam pracować.
Zerknęłam
przez ramię. Teodor siedział na drugim końcu sali, również męcząc się z
czyszczeniem kociołków. Zaciskał mocno zęby, ale odkąd tylko tutaj weszliśmy,
nie odezwał się ani razu. Szorował. Jeden kociołek za drugim. Nie widziałam,
jak było z jego dłońmi, ale coś podejrzewałam, że wcale nie miały się lepiej od
moich.
W
zimnym, ciemnym lochu przylegającym do klasy eliksirów siedzieliśmy już co
najmniej trzy godziny. Snape zajął miejsce za biurkiem nauczycielskim przy
stosie jakichś papierów, najpewniej klasówek, i bazgrał coś na nich, co parę
chwil krzywiąc się albo drwiąco uśmiechając.
Aż
bałam się myśleć, z czyjego powodu na jego twarzy widziałam taki sadyzm.
Wilgoć nie sprzyjała odrabianiu szlabanu. Coraz częściej wzdrygałam się z chłodu albo
ziewałam, zmęczona pracą. Pocieszałam się jedynie myślą, że kara była
jednodniowa, a nie tygodniowa, jaką niekiedy zarabiał u Snape’a Harry.
Jeden
wieczór (noc?) i koniec.
Obiecałam
sobie, że już nigdy więcej, choćby nawet moje życie było zagrożone, nie odezwę
się na lekcji obrony przed czarną magią. Nigdy.
Kilkanaście
minut później, kiedy miałam zabrać się za kolejny kociołek, rozległo się
krótkie pukanie do drzwi. Snape nawet nie zdążył niczego powiedzieć, gdyż do
lochu wparowała Ivy. Uniosłam brwi do góry, widząc dziewczynę o tej porze, w podziemiach,
w dodatku całkowicie rozeźloną.
–
Dowiedziałam się, że tu pana znajdę – rzuciła na powitanie.
–
Minus pięć punktów dla Revanclawu – rzekł beznamiętnie cichym głosem opiekun
Slytherinu i zmrużył oczy. – Czy przez te siedemnaście lat twojego marnego
życia, Gray, nie zdążyłaś się nauczyć, że nie wchodzi się do pomieszczenia bez
wyraźnego pozwolenia?
–
Mam z panem do pogadania – oznajmiła natychmiast, niczego nie robiąc sobie z
utraty punktów i upomnienia. Krocząc szybko przez salę, nawet nie zaszczyciła
mnie spojrzeniem. Zatrzymała się przed biurkiem nauczyciela. Ciągle wpatrywała
się w Snape’a. – Teraz.
Czarnowłosy
czarodziej przez chwilę patrzył na dziewczynę, po czym bez słowa wyjął różdżkę.
Machnął nią w stronę sterty papierów, a te od razu zniknęły. Mężczyzna wstał i
uniósł lekko kąciki ust do góry w sarkastycznym uśmiechu.
–
Myślę, że profesor Slughorn będzie zadowolony z czystości kociołków –
stwierdził z wyższością.
Z pewnością – miałam ochotę dodać, jednak
koniec końców powstrzymałam się. Zarobienie dodatkowego szlabanu średnio mi się
podobało.
Wrzuciłam
do kociołka szczotkę, wciąż milcząc. Spojrzałam spode łba na Snape’a, ale on
nieodgadnionym wzrokiem patrzył na Ivy.
–
Idziemy – rzucił, kierując się w stronę drzwi łączących ten loch klasą
eliksirów. Kiedy zniknęli za nimi, odetchnęłam.
Odwróciłam
się i podeszłam do Teodora odrzucającego z obrzydzeniem gąbkę. Syknęłam cicho,
dotykając leciutko skóry dłoni. Była zaczerwieniona, rozharatana na wszelkie
możliwe sposoby, nieznośnie piekła i już zdążyłam ubrudzić sobie szatę krwią.
Ręce chłopaka, tak jak podejrzewałam, wcale nie wyglądały lepiej.
–
Ale nas załatwił – mruknęłam, idąc do wyjścia. Chciałam jak najszybciej
wydostać się z tego pomieszczenia i znaleźć się w pokoju wspólnym. – Zaklęcie
może nie zadziałać.
Już
miałam wyjść na korytarz, kiedy zatrzymała mnie ręka Ślizgona, która nagle
pojawiła się tuż przed moimi oczami. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, nie
rozumiejąc. On jedynie przyłożył sobie palec wskazujący do ust. Otworzył drzwi,
a kilka sekund później trzasnął nimi z mocą.
–
Co… – zaczęłam, jednak Teodor posłał mi gniewne spojrzenie.
–
Cicho – szepnął, po czym podszedł do drzwi, za którymi dopiero co zniknął Snape
razem z Ivy.
Och.
Chciał
ich podsłuchać.
Nie,
to nie było w porządku.
Właściwie
mogłam go zatrzymać i w ogóle… ale ciekawość wzięła górę. Pojawiła się szansa
uzyskania odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania.
Co
knuła Ivy.
Co
miał z tym wspólnego Snape.
Jakie
były ich zamiary.
Przyłożyliśmy
uszy do drzwi, tak że mogłam patrzeć prosto w oczy Teodora. Przełknęłam z
trudem ślinę.
–
…nie rozumiesz? Niczego się nie dowiem, ona jest za twarda!
To
była Ivy. A ja wiedziałam, że mówiła o mnie.
Moje
serce zabiło mocniej.
–
Lactiris na mogło na nią nie zadziałać, musiała tego nie wypić. Coś podejrzewa,
więc nie będę się w to dalej mieszać.
–
Sama twierdziłaś, że dasz radę, że prostszego zadania nie mogłaś dostać… A tu
ups, jednak się nie popisałaś. Jaka szkoda.
–
Chcę coś innego.
–
Kpisz sobie, Gray?
Teodor
skierował palec wskazujący na mnie, poruszając bezgłośnie ustami.
–
Chodzi o ciebie?
Czując
narastające napięcie, kiwnęłam głową.
–
A czy wyglądam na taką, która sobie kpi? Słuchaj, Snape, nawet Malfoy mi to
odradzał.
–
On wie?
–
Powiedzmy, że mi pomaga. On i inni Ślizgoni.
Ta
informacja wzbudziła we mnie niepokój.
Inni
Ślizgoni.
Chłopak
stojący naprzeciw miał wzrok wbity w podłogę.
Soczyste
przekleństwo tańczyło na końcu mojego języka, a w głowie pojawiła się jedna
myśl.
By
uciec jak najdalej od Teodora.
–
Wiesz, że nie dostaniesz innej misji. Nawet nie mam zamiaru mu tego sugerować.
Za to z chęcią poinformuję go, że sobie nie poradziłaś…
–
Nie, Snape. Mam jeszcze czas. Jeśli będę pewna, że nic już z niej nie wyciągnę,
to… coś wykombinuję.
–
Masz na myśli…
–
Między innymi.
–
Nie możesz.
–
Zabronisz mi?
–
Przestań udawać taką mocną, Gray. Jesteś słaba jak inni, nie możesz poradzić
sobie ze zwykłym śledzeniem. Twierdziłaś, że ci zaufała, że się
zaprzyjaźniłyście, że je ci z ręki. A tu co? Jesteś słaba, słaba i głupia, w
dodatku niezbyt wiarygodna, skoro nawet nie umiesz udawać przyjaźni. Chyba że…
jednak ją polubiłaś. Co, Gray?
–
Nie rozśmieszaj mnie, Snape. Wiesz, na czym mi zależy. Wiesz też, jak proste
jest kłamanie. Lubię Hermionę… nie śmiej się, ją da się lubić… ale nie aż tak,
żebym nie starała się rozwiązać jej języka.
To
było dla mnie za dużo.
Moje
oczy piekły od łez, które się w nich zebrały. Oderwałam się od drzwi, a chwilę
potem najciszej jak mogłam wyszłam z sali. Nie dbałam o to, czy Teodor
zdecyduje się ruszyć za mną, ale kiedy puściłam się biegiem przez korytarz,
nagle znalazł się obok. Popędziliśmy schodami na górę aż na pierwsze piętro,
gdzie wreszcie się zatrzymaliśmy. Łapaliśmy głośno oddech, a ja z trudem
powstrzymywałam łzy. Bałam się spojrzeć na czarnowłosego.
On i inni
Ślizgoni.
Czy
Teodor też? Czy on również był w to zamieszany? Czy on również jej pomagał?
Już
niczego i nikogo nie mogłam być pewna. W ciągu jednej rozmowy moje zaufanie do
Teodora zostało poważnie naruszone.
–
Słuchaj… – zaczął po długiej chwili, jednak ja przerwałam mu ruchem dłoni.
Skóra na niej pulsowała, ale jakby mniej piekła. Zapomniałam o jakimkolwiek
bólu.
–
Wiedziałeś? – spytałam drżącym głosem.
–
Granger…
–
Wiedziałeś?!
–
Niby skąd miałem wiedzieć?! – wybuchnął. – Wiem tyle co ty, a nawet jeszcze
mniej!
Skapitulowałam.
Oparłam się o ścianę, ukrywając twarz w dłoniach. Zaszlochałam cicho. Nie
pilnowałam już łez, pozwoliłam im płynąć po moich policzkach, ciału drżeć.
W
jednej chwili objęły mnie ramiona Teodora.
Czułam
się niczym mała, bezbronna dziewczynka, otoczona znajomym zapachem i
uspokajającym ciepłem. Dłoń chłopaka dotknęła moich włosów, druga przyciskała
mnie do jego ciała. Słyszałam cichy, łagodny szept, który chyba miał jakoś
zatamować łzy albo powstrzymać drżenie.
Nie
udała się żadna z tych rzeczy. Wtulałam policzek w tors bruneta, palce
wczepiałam mocno w szatę. Pozwalałam mu na dotyk, jakiego jeszcze nie udało mi
się zaznać z jego strony, i jednocześnie za nic nie chciałam przerwać tej
sytuacji.
Nie
rozumiałam słów, które kierował w moją stronę. Przylegając do niego, biłam się
z myślami, analizowałam wszystko, co przed kilkoma minutami usłyszałam, a co w
momencie zaczęło układać się w logiczną całość z wcześniejszymi informacjami.
Rozpłakałam
się jeszcze bardziej, na co Teodor wzmocnił swój uścisk. Pociągnęłam go lekko
za szatę.
–
Ona mu służy – wyszeptałam chaotycznie. – Ona służy Voldemortowi.
_______________
Taki
tam, spóźniony prezent na Dzień Dziecka :D Świeżutki, w nocy skończyłam go
pisać, ale bałam się dodawać tak o. Wolałam, żeby się trochę odleżał, ale już
przybywam z nim, o :D
W
sumie nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć. Chyba coś wspominałam, że po
świątecznym zapychaczu zacznie się prawdziwa akcja, zatem oto ona. A będzie
jeszcze lepiej. Tak myślę.
W
przyszłym tygodniu mam trzy egzaminy, a w następnym jeden i laba. Trzydziestego
pierwszego rozdziału nazbierały się już dwie strony, więc on tak czy siak
powinien ukazać się w połowie czerwca.
Ej,
właśnie. To-to u góry jest jakby jubileuszowym odcinkiem, bo okrągłym
trzydziestym. O kurczę. To już tyle! :DD Czuję się dumna.
Wracam
do mej geografii i ras mongoloidalnych, europeidalnych, negroidalnych i tak
dalej…
Booya,
ludzie!
Empatia
Jejciu... mistrzostwo! Pięknie opisałaś lekcję ze Snapem i reakcję Teodora. Spodziewam się, że Ślizgoni go odtrącą... Końcowa scena... Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że po niej wszystko może być takie samo. Dobrze ukazałaś uczucia Hermiony. Problemy walą jej się na głowę, do tego nie do końca ma oparcie w przyjaciołach. Jetem taka ciekawa, co będzie dalej, zwłaszcza jeżeli chodzi o Ivy. Też muszę się uczyć geografii, bo czeka mnie poprawa. Życzę powodzenia i dużo weny.
OdpowiedzUsuń"Wilgotny nie sprzyjał odrabianiu szlabanu". Albo zgubiłaś wyraz, albo chodziło Ci o wilgoć.
Ten rozdział jest po prostu miodem na moje Teomionowe serce. Uwielbiam Cię, dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńTa akcja na schodach i Nott leżący na Granger... No naprawdę! Jeszcze w dodatku chłopak przez moment chciał ją pocałować! Robi się coraz ostrzej, hahaha. I nawet nie wiesz jak go kocham za postawienie się Snape'owi. Tylko że po tym incydencie myślałam, że Ron i Harry przekonają się bardziej do niego. Niby zauważyli, że Teo ma się ku Hermionie, ale jedyna opcja jaką biorą pod uwagę to odrzucenie go. Auć dla Hermiony.
Ivy, Ivy... Niby Hermiona ją podejrzewała, ale to nie to samo co usłyszeć to wprost. To musiał być dla niej szok. No i podejrzenie Teodora... Jestem pewna, że on nie ma z tym niczego wspólnego. Prawie na każdym kroku udowadnia, że mimo pewnych ślizgońskich cech, bardzo różni się od reszty Ślizgonów. Jest na pewno normalniejszy i na pewno nie jest okrutny. Zwłaszcza w stosunku do Hermiony, która stała się dla niego bardzo ważna. To, jak ją pocieszał, było takie słodkie <3
Aha, i nie mogłam ze stwierdzenia Harry'ego. "Mówiłem ci, że jest z tobą coraz gorzej, Hermiono – odparł, chichocząc szaleńczo. – Następnym krokiem będzie rzucenie szkoły i wyprawa w świat na poszukiwanie przygód!"
Aaach, Harry, jak bardzo jesteś bliski prawdy! :D
Pozdrawiam i dziękuję za tak wspaniały prezent na dzień dziecka! Tobie spóźnione wszystkiego najlepszego ;*
Czytając końcówkę, też miałam ochotę się rozpłakać jak Hermiona. Biedna. Tyle problemów na jedną osobę... Dobrze, że jest silna i ze wszystkim sobie poradzi. Z małą pomocą, oczywiście. Może teraz, gdy pojawiły się lepsze dowody na to, że Ivy jest zła, Hermiona wreszcie coś z tym zrobi. Mogłoby się zrobić niebezpiecznie, gdyby zostawiła tę sprawę.
OdpowiedzUsuńMoje serce się dziś radowało, gdy czytałam momenty Teomione. Nott i jego spojrzenie na usta Hermiony. Już sam fakt, że on na niej leżał... Nie, to zbyt wiele:) Moment, gdy ją przytulił, był absolutnie, niezaprzeczalnie uroczy i będę się nim napawać do kolejnego rozdziału. Taki ludzki odruch, ale Teodor raczej nie wydawał się skłonny do tulenia kogokolwiek. Dobrze, że nie poklepał Hermiony po plecach i nie powiedział "Będzie dobrze, Granger". Ach, jestem zachwycona!
Zabini jest bardzo niepokojący i trochę obawiam się tego, co siedzi w jego głowie. Na dodatek jest irytujący... Paznokcie Pansy wywołały całkowity odrzut z mojej strony. Żeby malować je na różowo...
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy Hermiona straciła pięć punktów za gadanie na lekcji. Kto, jak kto, ale ona? Mistrzostwo:) I jeszcze ten szlaban. Zboczyła z właściwej ścieżki. Tak się zastanawiałam, czy coś się wydarzy po szlabanie, bo nic tak nie zbliża, jak wspólny szlabanik. No i proszę - przytulanie. Szkoda, że w takich okolicznościach.
Weszłam dzisiaj na Wyjątek i przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że naprawdę dodałaś nowy rozdział. Całkowite zaskoczenie. Taki piękny prezent z okazji Dnia Dziecka. Dla Ciebie oczywiście też wszystkiego najlepszego. Powodzenia na wszystkich egzaminach!
Zaczynasz się rozkręcać :D rozdział z dreszczykiem SUPER :) zaimponował mi Nott swoim wystąpieniem przeciw Snapowi ;) jak ja nie lubię tej Ivy !! mam nadzieje że zrobi Hermiona coś z nią !! czekam na nn :* oraz powodzenia na wszystkich egzaminów :*
OdpowiedzUsuńCalineczka :*
Jesteś boska, dziewczyno! A takiego Nott'a to ja kocham, zadziorny ^^ Powodzenia w egzaminach! I weny, weny, weny ;D
OdpowiedzUsuńJesteś boska, dziewczyno! A takiego Nott'a to ja kocham, zadziorny ^^ Powodzenia w egzaminach! I weny, weny, weny ;D
OdpowiedzUsuńMożna by powiedzieć, że rozdział jeden po drugim. How cute ;d
OdpowiedzUsuńJeżeli ostatnim razem trochę trzeba było poczekać to teraz jest całkiem inaczej. A że nie skomentowałam jeszcze "Królowej" to teraz mam ku temu okazję.
Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Ewidetnie widać chemię między tą dwójką i jestem naprawdę zła, że jednak do tego pocałunku nie doszło. Ale skoro zaczynają zdawać sobie sprawę, że coś pomiędzy nimi na serio jest to mogę mieć jedynie najdzieję, iż nastąpi on niebawem. O ile nie pokomplikujesz im jeszcze bardziej tego życia. Oboje mają tak mylne zdanie! Chcą tego samego, ale wymawiają się, że żądne z nich tego nie zrobi. Ale skomplikowane zdania układam. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, ale mam dwuletni sprawdzian z matmy plus wypracowanie z całego pozytywizmu i jeszcze ekologię z pierwsiatkami na biologię i kompletnie nie myślę.
Ale do rozdziałów.
Ja się dziwię dlaczego Ivy się lubi. Ona nie dość, że coś knuje to jeszcze manipuluje Hermioną. A teraz kiedy sama zainteresowana o tym wie i wie o tym Teodor to myślę, że nic miłego z tego nie wyniknie. To jedna z tych sytuacji, które zawsze przysparzają masę problemów i rzadko kiedy mają szybkie, szczęśliwe zakończenie. Mam tylko nadzieję, że Ivy jest po tej samej stronie, co Snape i tylko udaje.
Ten Roger jest cholernie natrętny. Najpierw ta rozmowa z Nottem, w której każdy musiał dac upust testosteronowi (nieprawdaż?). Jeden kłamał, drugi kłamał. To zaczyna być fascynujące, a zd drugiej strony rywalizują ze sobą, chociaż Roger tak naprawdę wie, że przegra. Sam pewnie obserwuje Hermionę i wie, że ona zainteresowana jest kimś innym. Głupi by się chyba tego domyślił.
Z drugiej strony ona znowu zaczęła z nim spędzać czas. Dlaczego? Myślałam, że unikają siebie wzajmnie, takie przynajmniej odniosłam wrażenie.
Teraz jak ta sprawa z umarłymi wyszła na jaw (chodzi mi o grono przyjaciół Hermiony) to wydaje się oczywiste, że coś trzeba z tym zrobić. Skoro ten Cryte wrócił na swoje stanowisko to pewnie znowu będzie mordował niewinnych ludzi, czy tam zlecał to komuś innemu. Tyle osób może zostać uratowanych. A z drugiej strony Harry, Ginny i Ron mają rację. Może zginąć wiele niewinnych osób, w tym ich rodzina. To ogromne ryzyko.
Dobra, skoro już omówiłam większość tekstu to napiszę jeszcze, że podobało się, czytałam z zapartym tchem i skoro już się powtarzam któryś raz z kolei to dopiszę, że chcę więcej takich świetnych postów, więcej Notta i Hermiony, bo są naprawdę... wybuchowym duetem, czegoś o tym Zabinim (zaintrygował mnie). I przy okazji życzę powodzenia na egzaminach.
Jak ja nienawidzę czerwca. Niby taki piękny miesiąc, gdzie nie powinno się tyle uczyć, ale i w liceum i w gimnazjum nie popuszczą. Wracam do tej biologii i pięknych pierwiastków biochemicznych :)
Ściskam, Donna W.
Twoje rozdziały są coraz lepsze, chyba przeczytam go jeszcze raz po napisaniu komentarza . Końcówka była najlepsza, mam na myśli scenę Teomione . Fajny był też moment na początku i ,, prawie '' pocałunek .
OdpowiedzUsuńA to jak Teoś dawał rady Malfoyowi, myślałam że padnę . Życzę ci powodzenia na egzaminach . Weny .
Po przeczytaniu 4 rozdziałów pod żąd nie dość, że moje oczy nie wyrabiają, to jeszcze tyle tego wszystkiego. Tu święta, ah, ah, po czym przyszła żona Teosia! No super, potem BUUUM wszystko. I jak to ogarnąć? Nie wiem, muszę czytać na czas a nie. xd Głupia ja. No mniejsza, może skupię sie na tym rozdziale i jego skomentuję.
OdpowiedzUsuńTo, jak sobie leżeli na sobie i te różdżki i.. i to było bardzo fajne ^^ I Teodor w końcu się zachowuje jak ktoś kto jest zakochany, przynajmnjiej ja to tak odczuwam, bo nie dość, że sie martwi, leży na niej , przytula.. pociesza. Ah, Teoś jesteś.. a w sumie to ty to stworzyłaś Miś, jesteś.. genialna! ;D
Co do Ivy, ja wiedziałam! Ja wiedziałam, że ona jest zua, nie dobra i wgl blee. Biedna Hermiona.. no ale jakoś to tam będzie.
Co do Rogera.. mam nadzieję, że da sobie siana i zostawi ją w spokoju i w ogóle zniknie, wyparuje. Niech będzie tylko Hermiona i Teodor, bo ich uwielbiam.
To chyba na tyle, pisz następny rozdział, bo zaczyna się wszystko kąplikować i jestem ciekawa co dalej. Dziękuję za prezent na dzień dziecka i pozdrawiam <3
Byłam strasznie zaskoczona, gdy zobaczyłam, że jest nowy rozdział tak szybko. Ale nam zrobiłaś miłą niespodziankę! :)
OdpowiedzUsuńJestem jakaś dziwna. Chce tego pocałunku Teomione, BARDZO chcę i ta akcja, gdy Teoś leżał na Hermionie była cudowna, ale trochę się ucieszyłam, że tego nie zrobili. Nie wiem.. po prostu ich pierwszy pocałunek to nie byle co. Wydaje mi się, że powinien być prosty, choć jednocześnie powinnaś zrobić o z tego wielkie halo. Sama nie wiem.. Chce żeby już coś między nimi zaszło, ale musi to być odpowiedni moment. :)
Znowu mam mieszane uczucia, co do Rogera.. Lubiłam go, potem nie, potem uznałam, że nie jest zły, tylko ślepy, ale jakoś teraz znowu mnie denerwuje. Ja rozumiem, że chce się z nią przyjaźnić, ale na miłość Boską, ona kocha innego i on dobrze o tym wie! I się miesza.. w poprzednim rozdziale była ta rozmowa, a tu proszę, wychodzi sobie z Hermionką na jakieś spacerki.. ugh. To Teoś powinien z nią wychodzić i tylko on! O! :)
Ivy jest głupia. Jestem pewna, że pisałam to już wieeele razy. Nie lubię jej, nie lubiłam i nigdy nie polubię. Jest głupia i koniec. Mam nadzieję, ze spadnie z miotły i skręci kark. Albo niech Voldemort rzuci na nią Avadę, skoro tak bardzo go uwielbia.. UGH. Rani moja kochana Hermionę.. Gdybym tylko dostała ta tlenioną idiotkę w swoje ręce.. !! :)
No ale nie dajmy się ponieść emocjom. Teomione na końcu piękne <3 Mam nadzieje, że Hermiona wszystko wyśpiewa Tosiowi, przy okazji może mu wyznać miłość, ale to tam wiesz, zrobisz co chcesz :D haha
No i niech Teoś jej pomoże i ją ukocha i w ogóle wszystko. :) I niech przestanie tak na nią krzyczeć i się denerwować i mógłby ją więcej dotykać, bo wszyscy wiemy, że oboje to kochają. Dziwnie to zabrzmiało. Miałam na myśli ten moment kiedy ją podniósł i na niej leżał. :)
Na razie postanowiłam nie myśleć o Zabinim i dumam nad przyszłą niedoszłą żoną Teosia (wszyscy wiemy, że ożeni się z Hermioną, duh). Ciekawi mnie gdzie z tym pójdziesz, kiedy Granger się dowie i co zrobi z tym wszystkim Teo, oprócz tego, że się z nią nie ożeni. :)
Kurde, obiecałam sobie, że będzie krótko, a wyszło jak zawsze...
Ech, czekam na kolejny. Życzę dużo weny i pomysłów.
Pozdrawiam ;)
Świetny rozdział! Naprawdę przyjemnie się go czytało, wciągał :D Tylko więcej takich pomysłów ;D
OdpowiedzUsuńAż nie mogę się doczekać, aż zaczniesz wakacje i wtedy mam nadzieję, że zalejesz nas rozdziałami xD
Ja, jako maturzystka z trwającymi wakacjami, wchodzę tu praktycznie codziennie z nadzieją, że udało Ci się coś wyskrobać :p
Tak więc powodzenia i prawdziwe brawa za ten rozdział
Marta
Łokiejku... po 30 rozdziałach, wielu miesiącach czekania w końcu doczekałam się. Czy to znaczy, że teraz dzieli ich już niewiele od bycia razem? Oby :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobała mi się końcówka i moment, w którym Nott wstawił się za Hermioną na lekcji eliksirów. Pewnie dość mocno naraził się nietoperzowi i Ślizgonom.
Może wcześniej się nie ujawniałam, ale jestem z Tobą od pierwszego rozdziału jeszcze na onecie. :)
Przy okazji chcę Cię też zaprosić na mojego bloga o tematyce Lily James, który startuje jutro. Myślę, że w ok 20 najpóźniej pojawi się prolog, a obecnie można przeczytać trochę o bohaterach. Dodaję Cię również do linków i obserwowanych.
Pozdrawiam :)
Haha, przynajmniej mieli usta kilka cali od siebie, to i tak dużo jak na tę dwójkę. Myślę, że męczenie nawet nieistniejących bohaterów powinno być karane, chyba dostałabyś dożywocie, serio. I jeszcze podwójne, za męczenie czytelników. No weź, mogliby już się pocałować. ale przytulanie się też jest niezłe. Bardzo, abrdzo mi się podobało, jak nott przeciwstawił się Snape;owi, a właściwie wszystkim Ślizgonom. To chyba powinno Granger uświadomić, że nie jest z nimi. (ok Snape też nie jest, ale musi udawać, że jst... Inna kwestia, że nie mogę zrozumieć, dlaczego Hermiona wcześniej nie wpadła no, że chyba jednak jej przyjaciółka po to ją wypytuje o Dumbeledorea, bo chce donieść drugiej stronie...) Głupio, że miała jakiekolwiek wątpliwości, przecież wiadomo, niestety, że mówi o Zabinim i szkoda, że Ivy nie wymieniła go z nazwiska, ale przecież Ty nie męczysz tylko Hermiony i teodora, z Ginny też CI się udaje, aczkolwiek pewnie niedługo będzie z Harrym, więc może przynajmniej jedna bohaterka będzie szczęśliwa :) Swietny rozdział, długość bombowa jak zwykle, kocham Cię mimo wszystko więc może Cię uniewinnię, żebyś mogła dodać następny post, prynajmniej jeden bliżej do pocałunku haha:)
OdpowiedzUsuńHej ;* ten wpis jest po prostu boski! Relacje między Gryfonką a Teośkiem świetnie opisane. Biedna Hermiona tyle zmartwień, , problemów i niepewności. Zdrada Ivy-przyjaciółki dobrze ze był Teo. Przyjaciele. Harry zachowuje się zbyt pewnie. Zakłada że Hermiona nie chce kontaktu ze Ślizgonem a tak naprawdę nie wie co ona czuje. Chyba tylko Teoś ją rozumie. Choć Ginny też się stara. Dzień dziecka :-) Wszystkiego najlepszego
OdpowiedzUsuń~anika
PS podziwiam cie. Za wyobraźnię za talent za determinacje. Dziękuję że jesteś i prowadzisz tego bloga <3
cześć rozdział jest jak zwykle fajny co wychodzi na pozytywy;D czekam na następny....
OdpowiedzUsuńEmpatio, uwielbiam cię! Tym rozdziałem powaliłaś mnie na kolana! Dzieliło ich kilka cali!!! Rozpływam się!:** To było boskie, genialne, cudowne!
OdpowiedzUsuńI jeszcze jak ją obronił na lekcji ze Snape' em! To też było wspaniałe! Uwielbiam, gdy on złości się, kiedy ktoś ją obraża. Na przykład ta scena w Pokoju Wspólnym i to gadanie Blaise' a. Wtedy też Teoś się wkurzył. Widać, ze coraz bardziej mu na niej zależy. To jest boskie!:***
No więc Miona powiedziała Ronowi o Ivy. Jak na niego, to zareagował dość spokojnie xD. No i jeszcze sprawa z horkruksami. Oj, dzieje się, dzieje.
Mimo, że dali sobie sprawę z umarłymi to do katharsis dalej ich ciągnie. No ładnie, ładnie.
Haha, rozmowa Mionki z Harrym mnie dowaliła. I jeszcze to wtrącenie Ginny o sposobach poderwania czarodziei. Leżę i kwiczę.
Ivy, Ivy, Ivy! Ty oszustko! Żal mi Miony, że dowiedziała się o tym w taki sposób. Straszne to jest. I pomyśleć, że kiedyś lubiłam Ivy. Ciekawe, czy Hermi powie jej, że już wie.
Kurde, akcja nieźle ruszyła! Podoba mi się to!:)
Pozdrawiam cieplutko!:**
Snape, Ivy.... Parszywce jedne fuuuuuj. Przynajmniej Teo sie jako tako zachowal, glupio ze Mia go podejrzewala ;( Mam nadzieje ze Hermi sie w nic nie wpakuje teraz i ze Cryte zgarnie ojca Teodora, Ivy no i moze Snapa tez xd Jak ja ich nie lubie. Gray ta glupia oszustka. Z Teodora jestem bardzo zadowolona nareszcie zachowuje sie inaczej w stosunku do Hermiony <3 i jeszcze w pewnym sensie ja bronil i odjal slytherinowi punkty zeby bylo fair.. jak ja go kocham, jak ja go bardzo kocham ahhh ze tez w realu nie ma takich facetow... Przynajmniej ja takiego nigdy nie spotkalam ;((( a i niech Hermiona wreszcie przestanie sie wypierac Teosia i tego uczucia do niego !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ginny
PS czekam na big kiss ;))