02 czerwca 2013

Rozdział 30. Dotyk

Atmosfera była napięta. Powoli zaczynałam się dusić.
Harry, Ron oraz Ginny spędzali ze mną wyraźnie więcej czasu niż wcześniej. Ruda nabrała dziwnego zwyczaju kładzenia mi dłoni na ramieniu przy każdej możliwej okazji, okularnik zagadywania o numerologię czy zaklęcia, a piegowaty zwracania się w moją stronę bardzo kulturalnie, w dodatku ciągle per Hermiono.
Bali się, choć starali się to ukryć pod pozorem zwykłej troski. Bali się tego, że ściągnę na nich niebezpieczeństwo, idąc do prasy z umarłymi.
Ale ja nie zamierzałam tego robić.
Miałam wyrzuty sumienia. Czułam się winna, ponieważ postanowiłam zignorować tak ważną dla magicznego środowiska sprawę. Postanowiłam zignorować coś, co mogłoby zmienić sytuację panującą obecnie w świecie, co mogłoby rozpętać prawdziwą burzę i wywołać naprawdę potężne zamieszanie.
Przecież o to chodziło. By zwrócić uwagę ludzi na to, co działo się w ministerstwie wiele lat temu.
Chodziło przede wszystkim o sprawiedliwość.
Nie tylko Gryfoni skakali wokół mnie. Czułam się obserwowana, a choć doskonale wiedziałam przez kogo, to dopiero po paru dniach na którejś z przerw między lekcjami stanęłam przez tą osobą z założonymi na biodrach rękami oraz wypiekami na policzkach.
– Czy mógłbyś przestać w końcu za mną łazić, Nott?
Teodor wywrócił oczyma i ukrył dłonie w kieszeniach szaty.
– Nie łażę za tobą – powiedział krótko jakby to było oczywiste.
Prychnęłam.
– Skądże. Ostatnio gdzie się nie odwrócę, widzę ciebie. Siedzę w bibliotece, nagle się do mnie przysiadasz, a jak wreszcie wywalam cię ze swojego stolika, następnego dnia udajesz, że niby przypadkiem zająłeś miejsce niedaleko. Na przerwach jedyne, co widzę, to srebro, zieleń i czarne kłaki…
– Włosy – wtrącił chłopak nieco ostrym głosem. Puściłam to mimo uszu.
– A w Wielkiej Sali się na mnie gapisz. Teodor, Teodor wszędzie, na litość boską! – zawołałam, wznosząc ręce ku górze.
Brunet poprawił torbę na ramieniu.
– To mnie nie wypatruj, wtedy przestanę ci się znikąd objawiać – stwierdził obojętnie.
Westchnęłam ze zirytowaniem.
Przy tym chłopaku po prostu ręce opadały.
– Nie wiem, nagle stałam się aż tak interesującą osobą, że musisz śledzić każdy mój ruch? Albo może boisz się czegoś, co, Nott? Dlaczego mnie pilnujesz? – spytałam wprost.
Zostałam odciągnięta przez Teodora na bok, w cień posągu stojącego obok wejścia w boczny korytarz.
– Dziwisz mi się? – syknął cicho. – Skąd mam wiedzieć, czy znowu czegoś nie wymyślisz? Wreszcie zdarzy się tak, że w czwartek zobaczę się na transmutacji, a w piątek Dumbledore ogłosi śmierć jednej z uczennic poprzez niefortunne trafienie w nią Avady z różdżki naszego drogiego przyjaciela-napalonego-na-zmiecenie-Czarnego-Pana-z-powierzchni-ziemi Cryte’a.
Uniosłam brwi.
– I dlatego nie mogę się od ciebie odpędzić? – spytałam z niedowierzaniem. Podrapałam się w czoło. – Słuchaj, jeśli cię to usatysfakcjonuje, to mogę obiecać, że nie będę mieszać się w tę sprawę. Zresztą, jakimś cudem duchy nie wiedzą o autorze dziennika praktycznie nic, prócz obecności jego zjawy w Hogwarcie i wyjątkowego upodobania samotności. Widział go tylko Prawie Bezgłowy Nick, w dodatku jedynie dwa czy trzy razy, prawie z nim nie rozmawiał, niczego się nie dowiedział… Ogólnie jestem w lesie – zakończyłam z ponurą miną.
Tak jak sądziłam, Teodor przyjął to z satysfakcją, choć aktualne relacje między nami średnio można było nazwać pozytywnymi. Owszem, rozmawialiśmy ze sobą całkiem normalnie, lecz coraz częściej sprzeczaliśmy się o zwykłe głupoty, na przykład o to, dlaczego Roger rzekomo odrywa mnie od transmutacji.
– Daj spokój – powiedziałam ze znudzeniem, obracając różdżkę w palcach. Czwartkowe korepetycje powoli dobiegały końca, zwłaszcza że każde podane przez Ślizgona zaklęcie, nawet to najtrudniejsze z poziomu przewyższającego owutemy, udało mi się bez najmniejszego trudu rzucić werbalnie. Dla niego to jednak było za mało i wolał, bym zastosowała je niewerbalnie. Czego, oczywiście, jeszcze nie opanowałam. – Idzie mi coraz lepiej, więc nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. Spacer po błoniach z Rogerem raz na jakiś czas nie obniża mojego zapału.
Teodor potarł dłonią czoło, prychając cicho.
– Oczywiście, bo Stone nigdy nie był zbyt nachalny – zakpił, a ja pożałowałam, że w ogóle cokolwiek kiedykolwiek mu powiedziałam. Brunet miał denerwujący zwyczaj wypominania mi wszystkich błędów i niepowodzeń. – Granger, głupia dziewczyno, zacznij się wreszcie skupiać. Koncentracja. To jest najważniejsze.
Zmrużyłam oczy. Zacisnęłam mocniej dłoń na różdżce.
– Znowu sugerujesz, że jestem głupia? – spytałam ze złością.
– Tak – odparł dobitnie chłopak, patrząc mi prosto w oczy – bo nie rozumiesz, że…
W jednej sekundzie jego różdżka znalazła się w mojej dłoni.
– Granger!
– Nie jestem głupia, Nott – warknęłam. – I przestań wreszcie naskakiwać na Rogera.
Jedynie zacisnął zęby, z oczu miotając gromy.
– Granger, oddaj mi różdżkę – wycedził.
Wyprostowałam się z godnością.
– Nie ma mowy.
Nienawidziłam tej jego wyższości, z którą traktował wszystkich wokół. Wiedział, że nie jestem głupia, a ja wiedziałam, że wcale nie chciał mnie tymi słowami w jakikolwiek sposób zmotywować.
Wredny prostak.
Zrobił krok w moją stronę. Uniosłam szybko różdżkę, sama odrobinę się cofają.
– Cofnij wszystko, co powiedziałeś – warknęłam. – Inaczej jej nie dostaniesz.
– Zachowujesz się dziecinnie – prychnął. Dzieliła nas jedynie ławka. – Może jeszcze polecisz na skargę do McGonagall, bo twój korepetytor niszczy ci psychikę?
– Przeproś.
– Nie.
– No to nie – stwierdziłam obojętnie. – Dobranoc, Teodorze.
Odwróciłam się, by odejść.
– Granger, cholera jasna!
Spojrzałam na niego przez ramię.
– Tak, Nott? Chciałeś mi coś powiedzieć?
Stał tam gdzie wcześniej, z tą różnicą, że miał zaciśnięte pięści, a policzki odrobinę zaróżowione.
Ohohoho, zezłościł się. Prawie urocze.
– Oddaj mi różdżkę.
– Zła odpowiedź.
– Dobra, koniec tego.
Pisnęłam, gdy gwałtownie ruszył w moją stronę. Na widok jego ust wykrzywionych w grymasie złości zapomniałam o tym, że mam w dłoniach jakąkolwiek różdżkę i po prostu rzuciłam się do drzwi. Nie zdążyłam jednak nawet chwycić klamki, ponieważ Teodor złapał mnie w pasie, po czym uniósł do góry. Zaczęłam wierzgać nogami, które zawisły w powietrzu, starając się wyswobodzić z uścisku.
– Nie wyjdziesz stąd – oświadczył Teodor z wściekłością.
Po chwili moje stopy dotknęły posadzki. Odwróciłam się szybko, chowając dłoń z różdżkami za plecami. Ślizgon stał tuż przede mną i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, chwycił mój wolny nadgarstek.
Ja nie wiem, czy on ma jakąś manię?
– Puszczaj!
Szarpnęłam się, ale jego uścisk był wręcz stalowy. Popatrzyłam mu w oczy i prawie zachłysnęłam się powietrzem.
O Merlinie, dlaczego tęczówki Teodora, mimo nieustannych błysków złości, wciąż musiały hipnotyzować?
– Nie. Poproszę różdżkę.
– Bo cię dźgnę nią w oko.
– Och, straszne, Granger. Oddawaj.
– Przeproś.
– Głupia.
– NOTT!
– GRANGER! Widzisz? Ja też tak potrafię.
– Nie dostaniesz jej.
– Sam sobie wezmę.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, wolną dłonią nacisnął klamkę i pchnął lekko drzwi, puszczając moją rękę.
Nie spodziewał się jedynie, że chwycę go za przód szaty, ciągnąc ze sobą na posadzkę.
Chwilę później wylądowałam na podłodze, a Teodor przygniótł mnie swoim ciężarem. W momencie zabrakło mi tchu, poczułam ból w plecach. Moje policzki musnęły delikatnie włosy chłopaka, a różdżki, które trzymałam, potoczyły się po podłodze.
– Ugh, złaź ze mnie! – wydusiłam z trudem.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy Teodor jako-tako się ogarnął,  wspierając się na swoich dłoniach ułożonych na posadzce obok mojej głowy i zawisając nade mną z absolutnie wściekłym wyrazem twarzy.
Starałam się ignorować fakt, że nadal czułam na sobie jego ciało, że dłońmi dotykałam jego torsu, że po policzkach łaskotał mnie jego oddech.
– Granger!
Skrzywiłam się, przymykając oczy.
– Nie krzycz – jęknęłam. – A najlepiej zejdź ze mnie. – Starałam się go lekko odepchnąć, jednak bez skutku. Sapnęłam. – Po co w ogóle otworzyłeś te przeklęte drzwi?
– Po co pociągnęłaś mnie na podłogę? – odparował, wciąż wpatrując się w moje oczy. Wierzgnęłam gwałtownie nogami, chcąc go z siebie zepchnąć.
– Rusz się, Nott!
I właśnie wtedy, kiedy jego spojrzenie na sekundę padło na moje wargi, odniosłam cholernie niepokojące wrażenie, że Teodor chce mnie pocałować.
Myśl ta wydała mi się jednak zbyt niedorzeczna, więc od razu ją odrzuciłam.
Chłopak zsunął się ze mnie,  po czym wstał, a ja z rosnącym w sercu zażenowaniem siadłam, zginając nogi w kolanach. Patrzyłam, jak Ślizgon otrzepuje swoją szatę, i zdusiłam jęk.
Nagle poczułam się okropnie zagubiona.
Ze zdziwieniem zarejestrowałam fakt nieznośnego zarumienienia się, gdy Teodor podał mi rękę, pomagając się podnieść. Unikałam jego wzroku, skrupulatnie oczyszczałam swoją spódnicę z kurzu, byle tylko nie musieć na niego patrzeć. Opóźnić ten moment. Jak najbardziej.
– Nigdy więcej takich numerów, Granger – warknął. Dopiero wtedy uniosłam oczy, napotykając rozłoszczone spojrzenie bruneta. W dłoni już trzymał nasze różdżki; moją od razu wepchnął mi w dłoń.
Popatrzyłam na niego wyniośle.
– Gdybyś nie naskakiwał tak na…
Przerwało mi zniecierpliwione prychnięcie. Potem dotknął mojego ramienia, popychając lekko w stronę korytarza prowadzącego do głównych schodów.
– Cicho. Chodź już.
Chyba po raz pierwszy w czasie naszej znajomości z Teodorem jakoś niespecjalnie chciałam wykonać to polecenie.
Szliśmy w ciszy, której nie umiałam przerwać. Czarnowłosy starał się jakoś nawiązać rozmowę, lecz nie zwracałam uwagi na to, co takiego miał mi do przekazania.
Liczyło się tylko to, że w czasie tej krótkiej, pozornie nic nieznaczącej chwili, kiedy nasze usta dzieliło zaledwie kilka cali, w mojej głowie pojawiła się bardzo, bardzo długa lista z dobitnym tytułem: „Powody, dla których nie mam prawa być z Teodorem Nottem”.

***

Teodor zaś zastanawiał się, co tak bardzo ciągnęło go do Granger.
Coś musiało. To nie mogło wziąć się znikąd. Nie mógł przecież tak po prostu czuć się za nią odpowiedzialny, nie mógł przecież tak po prostu nagle stwierdzić, że szopa na jej głowie nie przeszkadza mu tak bardzo jak wcześniej, nie mógł przecież tak po prostu zacząć być cholernie zazdrosny o Stone’a.
Ślizgon z trudem odganiał od siebie wspomnienie słów Krukona.
Nie, Granger nie mogła się z nim całować. Nie całowała się z kim popadnie, a już na pewno nie z kimś takim jak Stone.
Na litość Salazara, Stone przecież należał do grupy ludzi powszechnie nazywanych upośledzonymi umysłowo! Brunet nadal podtrzymywał to, co mu wtedy powiedział – Granger nie dotknęłaby szatyna nawet kijem od miotły.
A jeśli?
W sumie Teodor kłamał, mówiąc o pragnieniu Gryfonki, więc właściwie Stone też mógł kłamać.
Tak. Na pewno.
Z takim nastawieniem brunet przekroczył próg pokoju wspólnego Slytherinu. Pomieszczenie było duże i przestronne, choć Teodor rzekłby raczej – puste. Mimo usytuowania w lochach, na kamiennych ścianach oraz niskim sklepieniu nie zalegała pleśń. W powietrzu dało się wyczuć wilgoć, chłodu nie zwalczał nawet ogień trzaskający w palenisku. Z sufitu zwisały na grubych łańcuchach zielone lampy. Na posadzce ułożono kilka szmaragdowo-srebrnych dywanów, postacie sławnych czarodziejów i czarownic z paru portretów obserwowały uczniów, choć wiele z nich po prostu zapadło w sen.
Teodor nie przepadał za tym miejscem. Dlatego tak często przesiadywał w bibliotece, by znaleźć się jak najdalej od niego.
Niedaleko kominka dostrzegł rozwalonego na kanapie Blaise’a Zabiniego, przeglądającego ze znudzeniem jakąś książkę, a obok niego marszczącego brwi nad kawałkiem pergaminu Dracona Malfoya. No i jeszcze ciemnowłosa, chorobliwie chuda Pansy Parkinson, malująca sobie paznokcie wściekle różowym lakierem.
Och, Boże. Dlaczego pozostało mu tylko takie towarzystwo? Właściwie mógł iść od razu do dormitorium, ale Zabini już go dostrzegł, więc…
– Cześć – przywitał się cicho, opadając na fotel naprzeciw pozostałych Ślizgonów.
Ci mruknęli coś w odpowiedzi. Teodor westchnął w duchu.
A mógł odprowadzić Granger do wieży.
Mogłem – stwierdził w myślach. Ale jestem idiotą.
Nie, Teodor nie mógł tak o sobie myśleć. Mógł myśleć tak o Weasleyu, który rzeczywiście był idiotą, ale nie o sobie.
Niezręczność stopniowo ogarniała jego całego, kiedy po prostu leżał na Granger, czując pod sobą jej ciało i te drobne dłonie na swojej klatce piersiowej.
Nie, nie, nie, to nie działało dobrze na wyobraźnię.
A kiedy zorientował się, że dziewczyna podchwyciła spojrzenie, które dosłownie na sekundę skierował na jej usta…
Cóż, nie mógł krzyknąć przekleństwa prosto w twarz szatynki, toteż postanowił czym prędzej doprowadzić się do stanu używalności.
Właśnie wtedy postawił przed sobą pytanie, na które w żaden sposób nie potrafił znaleźć logicznej odpowiedzi.
Czy powinien dać jej jakiś sygnał?
Doskonale wiedział, że ona również zachowuje się w jego obecności inaczej niż wcześniej. Widział, jak na niego patrzy, czasem analizował jej słowa i czyny, dochodząc do jednoznacznego wniosku. Granger zresztą też musiała się zorientować, że sytuacja między nimi ulega nieustannym zmianom.
Nawet, cholera, zmusił się, by jej to powiedzieć. Teodor nie był typem człowieka lubiącego zwierzenia. Wyznanie, że obecność Granger jedynie na korepetycjach mu nie wystarcza oraz to, co powiedział na przyjęciu świątecznym, musiały dać jej do myślenia.
A jeśli nie, to rzeczywiście była kretynką.
– Nie, Parkinson, nie podoba mi się kolor twoich paznokci.
Teodor leniwie odwrócił wzrok na zirytowanego Malfoya i Pansy przystawiającą mu pod nos dłoń z pomalowanymi przed chwilą paznokciami. Dziewczyna zrobiła smutną minę, mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak: „Pójdę po zmywacz”, po czym ruszyła w stronę dormitoriów dziewcząt.
Nie żeby Teodor uważał, że blondyn nie miał racji (bo ten kolor był naprawdę okropny), ale ostatnimi czasy chyba traktował ją za szorstko.
– Nie grzeszysz szacunkiem do kobiet, co, Draco?
Zabini parsknął śmiechem, nie odrywając oczu od książki, a Malfoy uniósł wzrok znad wypracowania. Ułożył pióro na stoliku obok pergaminu, założył ręce na piersiach, oparł kostkę lewej nogi na kolanie prawej i posłał koledze kpiące spojrzenie.
– Mówisz, Nott? To według ciebie jak powinienem traktować Parkinson?
Teodor przekrzywił lekko głowę.
– To się nazywa szacunek. Albo chociaż tolerancja. Nie zapominaj, że ona świata poza tobą nie widzi – rzekł cicho, pilnując, by nikt z innych obecnych w pokoju wspólnym uczniów nie usłyszał tej rozmowy. Nie wszyscy musieli znać tematy ich pogawędek.
Draco prychnął.
– Wiesz, gdzie to mam, Nott.
Brunet westchnął.
– Rób jak uważasz – stwierdził cicho.
– A co z młodszą Greengrass? – odezwał się niespodziewanie Blaise. Jego oczy wciąż nie odrywały się od lektury.
Draco zaczął bawić się swoim sygnetem. Wzruszył ramionami.
– Nic – odparł obojętnie. – Piekielnie zgrabna, owszem, ale, Zabini, ona ma czternaście lat. Jakoś nie kręcą mnie młodsze.
– Konkretnie kręci cię Daphne.
– Zamknij się, Zabini.
– Astoria czasem zachowuje się dojrzalej od swojej siostry – zauważył Teodor.
Draco zastanowił się. Obracał w palcach swój sygnet, wpatrując się w niego intensywnie, aż w końcu mruknął:
– Greengrass zgrywa niedostępną. – Oderwał wzrok od błyskotki. – Ale to się zmieni.
Blaise zaśmiał się gardłowo, zamykając w końcu książkę. Wykrzywił drwiąco usta, po czym spojrzał na Malfoya.
– Mówiłeś tak pół roku temu – stwierdził. – I jak na razie efektów nie widać.
Tym razem to Teodora ogarnął pusty śmiech. Dwie pary oczu zwróciły się prosto na niego, zaś on siedział rozparty na fotelu z wyjątkowo sarkastyczną miną.
– Draco, nie dziw się, że ci się z nią nie udaje. Po prostu nie rozumiesz kobiet.
Zabini wywrócił ostentacyjnie oczyma, a Malfoy prychnął.
– No? To znaczy? – rzucił z obojętnością.
– Daphne nie wygląda na osobę, której imponuje robienie z kogoś pośmiewiska – zaczął tłumaczyć Teodor. – Zatem drwiny z Crabbe’a i Goyle’a głównie na jej oczach albo mieszanie z błotem jej dobrej koleżanki Parkinson nie jest zbyt dobrym pomysłem. Może, nie wiem, zabłyśnij inteligencją? – Raczej marną, ale to czarnowłosy zachował dla siebie. – Przestań udawać zadufanego w sobie, egoistycznego dupka i najlepiej zacznij uderzać do Astorii, bo ona wygląda na trochę bardziej otwartą niż jej pusta siostra.
– To wszystko? – spytał ze złością blondyn.
– Zachowujesz się jakbyś był jakimś znawcą, Nott – powiedział pogardliwie Zabini.
Teodor przyjrzał mu się uważnie.
– Nie twierdzę, że jestem znawcą – powiedział spokojnie. – Po prostu Draco jest idiotą.
– Nott, a chcesz kopa w…
– Wiesz, Malfoy – wtrącił z obleśnym uśmiechem Zabini – nasz Teodor ma doświadczenie.
I wtedy Nott już wtedy wiedział, że ta rozmowa nie zakończy się dobrze.
Malfoy uniósł brwi, patrząc to na jednego, to na drugiego.
– Co?
Blaise nadal parszywie się uśmiechał. Odrzucił książkę na stolik i rozkładając ramiona na oparciu kanapy, powiedział bardzo wyraźnie oraz powoli:
– Szlama Granger.
Serce Teodora mimowolnie przyspieszyło, a on sam poczuł palącą potrzebę wrzucenia czarnoskórego Ślizgona do kominka.
Draco momentalnie spochmurniał. Odwrócił twarz do szarookiego.
– O czym on bredzi? – syknął. – Najlepiej by było, gdybyś powiedział, że się przesłyszałem.
Teodor zacisnął zęby.
– Lepiej spytaj Zabiniego, dlaczego Granger tak nagle go zainteresowała – odparował, siląc się na spokój. – Fajnie się z nią tańczyło, prawda?
– Na pewno nie lepiej niż tobie. – Blaise wciąż obrzydliwie się uśmiechał. – To co, Nott? Jak tobie idzie? Owocnie?
Teodor zmierzył go zniesmaczonym spojrzeniem.
– O to samo mógłbym zapytać ciebie. Co takiego ciągnie cię do Weasleyówny, hm? – odbił piłeczkę.
Zabini od niechcenia zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
– Zanim przyszedłeś, tłumaczyłem to Malfoyowi –  powiedział krótko. – Tobie już mi się nie chce.
– Jakoś niespecjalnie potrzebuję tej wiedzy. – Teodor wstał z fotela i ruszył w stronę swojego dormitorium. W połowie drogi zatrzymał go głos Zabiniego, dziwnie pozbawiony drwiny czy sarkazmu.
– Nott! – Brunet zatrzymał się i spojrzał przez ramię. – Uważaj! Szlamy lubią być przebiegłe!
Teodor prychnął cicho, po czym poszedł do sypialni chłopaków z szóstego roku. Wygrzebując ze swojej szafki podręcznik do zaklęć, starał się w ogóle nie myśleć o słowach, które przed chwilą usłyszał. Nie dawały mu one spokoju, wciąż i wciąż wracając do jego umysłu, wbijając się w każdą część świadomości chłopaka, krążyły po jej zakamarkach, dobitnie manifestując swoje znaczenie.
Niewiele później Teodor doszedł do wniosku, że właściwie Blaise aż tak bardzo się nie pomylił.

***

Jako że moje korepetycje skończyły się trochę wcześniej, w pokoju wspólnym wpadłam na Harry’ego idącego na lekcję z Dumbledore’em. Życzyłam mu udanego spotkania, po czym opadłam na kanapę przed kominkiem. Spojrzałam na okno. Na szybie zatrzymywały się drobne płatki śniegu.
Zima w pełni.
Westchnęłam, kiedy na moje kolana wdrapał się Krzywołap. Bezwiednie zaczęłam drapać go za uszami, gdy niespodziewanie przysiadł się do mnie Ron. Zdziwiłam się, widząc niesamowicie poważną minę przyjaciela oraz brak Lavender uwieszonej jego ramienia.
Poczułam niepokój.
Coś mi nie pasowało.
– Co się stało, Ron? – spytałam, marszcząc lekko brwi.
Chłopak popatrzył na mnie uważnie.
Już zdążyłam zapomnieć, jaką niezwykłą barwę mają jego niebieskie oczy.
– O co chodzi z Ivy?
Nagle zapragnęłam wstać i wyjść, byle tylko nie odpowiadać na to pytanie. Zacisnęłam usta.
– Harry ci powiedział – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, bo w sumie byłam prawie-prawie pewna swoich słów. Ginny by mu nie powiedziała, zwłaszcza że wyraźnie dałam jej do zrozumienia, iż nie chcę, by Ron wiedział. Na razie.
Tylko nie byłam jeszcze gotowa powiedzieć o tym chłopakowi. Dorzucenie tego problemu do sprawy umarłych? Zły, bardzo zły pomysł.
Nie wiedziałam jednak, czego dokładnie dowiedział się rudzielec. Nie było sensu go zbywać. W końcu się z nim przyjaźniłam.
Kiwnął głową.
– Co ona knuje? – spytał.
Średnio umiałam odpowiedzieć na pytanie. Westchnęłam zrezygnowana. Krzywołap zamruczał głośniej. Rozejrzałam się szybko.
– W Instytucie próbowała wyciągnąć ze mnie informacje na temat Dumbledore’a – wyznałam cicho, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. Zasługuje na to. Nie zapominaj o tym. – Myślała, że wypiłam Lactiris, które podała mi w jakimś napoju. Lactiris działa podobnie jak Veritaserum. Plącze ci myśli, przez co łatwiej z ciebie coś wyciągnąć, a potem niczego nie pamiętasz. Ron. – Zawahałam się. Mówić czy nie? – W Hogwarcie nie jest bezpiecznie.
Opowiedziałam mu absolutnie wszystko. Podsłuchaną rozmowę ze Snape’em, późniejsze zachowanie Krukonki, moje domysły na jej temat. Z trudem mówiłam, zwłaszcza że sytuacja z Ivy stała się dość… specyficzna.
Kiedy już wydawało mi się, że nasza „przyjaźń” umarła śmiercią naturalną, a wszystko wróciło do normy (czyli blondynka po prostu porzuciła zamiar wypytania o Dumbledore’a, po czym pobiegnięcia z tym do Snape’a), ona nagle się zjawiała i na długi czas porywała mnie na przechadzkę po zamku. Te chwile przepełniał lęk oraz obawa, ale z drugiej strony wciąż nie potrafiłam wprost zapytać jej, w co gra.
Ron wysłuchał wszystkiego w spokoju, choć gdy skończyłam, wyglądał tak, jakby co najmniej Voldemort wygrał wojnę.
– Dlaczego nie powiedziałaś Dumbledore’owi? – spytał z wyrzutem. – Albo komukolwiek innemu?
Postawiono przede mną kolejne wyzwanie odparcia ataku piegowatego niezliczoną ilością powodów, dla których nikt inny nie wie o dwulicowości Ivy. Z trudem mu podołałam, a gdy skończyłam mówić, Weasley wyglądał na oburzanego.
– Chyba żartujesz – powiedział z niedowierzaniem. – Chyba sobie, na gacie Merlina, żartujesz. Hermiono, czy z tobą na pewno jest wszystko w porządku?
Nie, nie jest, Ron, bo już nie mam pojęcia, co robić. Z czymkolwiek.
Następnego ranka spadła na mnie jeszcze jedna rzecz: horkruksy. Nie miałam pojęcia, co to takiego, ale musiały być one czymś naprawdę istotnym, skoro Dumbledore tak zabiegał o informację na ich temat. Martwiłam się jednym – horkruksy najwyraźniej zaliczały się do zaawansowanej czarnej magii, skoro w żadnej z książek nigdy nie przemknęła nawet wzmianka o nich.
A gdy tak zastanawialiśmy się z Harrym, jak podejść Slughorne’a, stojąc na środku ośnieżonego dziedzińca, on nagle zatrzymał się przede mną i przyjrzał mi się uważnie. Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami, aż ten w końcu się odezwał.
– Chciałabyś zrobić coś z Cryte’em – stwierdził cicho.
Wyprostowałam się. Kilka płatków śniegu opadło okularnikowi na włosy.
– A ty chciałbyś zrobić coś z Malfoyem – odparowałam.
Zmarszczył brwi.
– To zupełnie co innego. Malfoy rzeczywiście coś knuje, sama to przyznałaś, a twoje pójście do prasy i rozwalenie Ministerstwa…
– Dobra, nie zapędzaj się – przerwałam mu. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem, pocierając o siebie dłonie. – Zresztą, ustaliliśmy już, że to zamknięty temat. Notatki, książki oraz dziennik zamknęłam w biurku, a klucz powrócił do skrytki. Nie bójcie się, ty, Ron i Ginny. Obiecuję, że nawet tam nie wejdę.
Harry już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak wtedy zabrzmiał dzwonek i musieliśmy pobiec na zaklęcia.
Danego Harry’emu słowa naprawdę chciałam dotrzymać, zwłaszcza że dałam je również samej sobie, jednak musiałam je złamać, kiedy zamiast pójść z Ginny na lunch, zostałam pociągnięta przez Teodora na szóste piętro.
Katharsis się odblokowało – wyjaśnił w pośpiechu, gdy wspinaliśmy się szybko po schodach, mijając roześmianych uczniów cieszących się z chwilowej wolności w drodze do Wielkiej Sali. – Wczoraj wieczorem. Wiem już, o co chodziło autorowi.
Zmarszczyłam brwi, przestając żałować, że zostawiłam rudą zaraz przy wrotach do jadalni.
– Niby o co?
– Zobaczysz.
Takim sposobem kilka minut później z rosnącym zdumieniem wpatrywałam się w drobne, czarne literki na kolejnej stronie książki. Przeskakiwałam szybko z linijki do linijki, pochłaniając tekst w zadziwiającym tempie. Gdy dotarłam do końca jednego rozdziału, bez żadnego trudu przeszłam do następnego.
Teodor stał obok, a ja czasem kątem oka zerkałam na jego napiętą w oczekiwaniu twarz, przygryzaną od wewnętrznej strony dolną wargę oraz zaciśniętą dłoń przyciśniętą lekko do ust. Obserwował każdy mój ruch. Czułam się nieznośnie skrępowana, czując na swoim biodrze łagodny dotyk jego biodra, w dodatku miałam świadomość, że zostało nam naprawdę niewiele czasu do następnej lekcji.
Kiedy jednak skończyłam czytać rozdział szósty i odkryłam całkowity brak możliwości przejścia do kolejnego, odsunęłam się od pulpitu z cichym westchnięciem.
– Mamy w rękach motywy, jakie kierowały autorem, gdy pisał Katharsis – mruknął Teodor, nie ruszając się ani o milimetr. – Mamy historię jego badań. Mamy nawet instrukcję tego rytuału… – Zamilkł na chwilę, po czym podsumował: – Cholera.
Musnęłam opuszkami palców kartę książki.
– Wydaje mi się, że większe wrażenie wywarło na tobie dowiedzenie się, czym dla niego stało się katharsis niż sprawa umarłych – stwierdziłam, nie patrząc na chłopaka.
Zignorował to.
– Co z tym zrobimy? – spytał po chwili milczenia.
Wzruszyłam ramionami. Zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku.
– Chodź, za dziesięć minut mamy obronę.
Przez całą drogę do klasy Snape’a dyskutowaliśmy na temat Katharsis. Teodor był tak zaaferowany rozmową, że parę razy musiałam siłą przyciągać go do siebie, by na kogoś nie wpadł.
– No dobra – powiedziałam wreszcie, kiedy zbliżaliśmy się do odpowiedniej sali, przed którą zebrało się już parę osób. Nie zauważyłam tam moich przyjaciół. – Wiemy, że przez kilka lat prowadził badania nad oczyszczeniem z tłumionych emocji et cetera, wzorując się na naukach Arystotelesa. Wiemy, że próbował na wielu osobach, na jednych się udało, na innych nie. Wiemy, że istnieją podobne do jego wynalazku środki, ale żadne ponoć nie dają takich efektów. Wiemy, że we wszystkim pomagała mu żona, do tego stopnia, że rytuał ją uśmiercił. – Przerwał mi dzwonek ogłaszający początek lekcji. Kątem oka dostrzegłam zdyszanego Harry’ego, za którym biegł również Ron. Ostatni raz spojrzałam na Teodora. – To mi się nie podoba.
Do klasy weszłam z Gryfonami, uśmiechając się do nich przepraszająco. Szybko jednak zmieniłam wyraz twarzy na wściekły, kiedy czarnowłosy Ślizgon pociągnął mnie za łokieć w stronę ostatniej ławki na tyłach pomieszczenia.
– Pierwszy w historii magii prawdziwy lek na emocjonalny ból, nie żadne śpiewy i tańce jak w starożytności – powiedział powoli cichym głosem, wypakowując na ławkę podręcznik – a ty mówisz, że to ci się nie podoba.
Odchrząknęłam. Usiadłam na krześle, obserwując uważnie Snape’a podchodzącego do katedry.
– Sam powiedziałeś – pierwszy w historii magii – wyszeptałam pospiesznie. – Nie sądzisz, że to dość… podejrzane? Że nigdzie nie ma o tym nawet wzmianki, że ta książka nie została nigdy opublikowana… Nie wiemy nawet, dlaczego autor nie chciał jej pokazać światu.
– Może w następnym rozdziale jest o tym mowa – podsunął cicho.
– Ciekawe, jak się do niego dostaniemy – prychnęłam.
– Cisza! – zagrzmiał Snape. Szybko umilkłam, napotykając lodowaty wzrok czarnych oczu mężczyzny. – Nie przychodzicie na te lekcje tylko po to, żeby sobie pogadać. Jesteście tu po to, by…
– Nie mam pojęcia – szepnął kącikiem ust Teodor, przypatrując się nauczycielowi i nachylając w moją stronę; czułam na policzku jego ciepły oddech. – Chciałbym przeprowadzić ten rytuał.
Uniosłam w zdumieniu brwi.
– Oszalałeś? Tam było napisane, że potrzebna jest druga osoba, a ja nie zamierzam…
– Gryffindor traci dziesięć punktów – rozniósł się po klasie ociekający złośliwością głos Snape’a. Popatrzyłam na niego z lękiem, który momentalnie został zastąpiony przez gniew, kiedy dostrzegłam kpiący uśmiech na wąskich wargach profesora. – Panno Granger, czy właśnie nie mówiłem czegoś na temat rozmów na moich lekcjach?
Poczułam nagły przypływ gorąca. Wszystkie oczy zwróciły się prosto na mnie.
– Tak, panie profesorze – wymamrotałam.
– Wstań, kiedy do mnie mówisz.
Podniosłam się z miejsca i ze zdziwieniem spostrzegłam, że Teodor zrobił dokładnie to samo.
– Slytherin traci dziesięć punktów – powiedział głośno, wyraźnie, na co z miejsca, gdzie skupili się Ślizgoni, dało się słyszeć pomruk niezadowolenia. Zerknęłam na Zabiniego siedzącego najbliżej. Wpatrywał się we mnie z furią wymalowaną na twarzy. Malfoy zajmujący miejsce obok zaciskał pięści, przyglądając się Nottowi z czystą wściekłością.
Snape wysunął się zza katedry, dzięki czemu wszyscy mogli zobaczyć go w pełnej postaci. Wysoki, chudy, cały obleczony czernią. Przerażający z ustami wykrzywionymi w grymasie gniewu pomieszanego z chłodnym zdziwieniem.
– Z jakiej racji pozbawiłeś właśnie swój dom punktów? – spytał cicho, ale jego głos zabrzmiał nieskazitelnie w cichy wypełniającej sali. – Wytłumacz, bo chyba nie tylko ja chciałbym to wiedzieć.
Również spojrzałam na Teodora. Chłopak wciąż wpatrywał się w Snape’a, w niego i tylko w niego, bezczelnie wkładając dłonie do kieszeni.
Nie, to nie mogło skończyć się dobrze.
Poczułam, że kręci mi się w głowie.
– Jestem prefektem, więc mam do tego prawo – odparł z pozorną obojętnością. – Ślizgon zawinił, Ślizgon ponosi karę.
Czarnowłosy mężczyzna zaczął iść powoli w naszą stronę. Zerknęłam na zaniepokojonego Harry’ego oraz zdziwionego i rozgniewanego jednocześnie Rona. Rudzielec pokręcił dyskretnie głową.
Nie odzywaj się.
Nie miałam takiego zamiaru.
– Nie rób przedstawienia, Nott – syknął Snape. – To prawie szlachetne, że bronisz Granger, ale jest lekcja, moja w dodatku, i nie życzę sobie, byś urządzał takie widowiska.
– Ależ to nie jest widowisko, panie profesorze. Po prostu doszedłem do wniosku, że taka lekcja bardzo przyda się niektórym Ślizgonom.
Po klasie rozległ się szum. Przełknęłam ślinę i delikatnie szturchnęłam stopą nogę Teodora. Nie zareagował.
Od dawna wiedziałam, że podobne zachowanie kiedyś go zgubi.
Snape w jednej chwili znalazł się przy naszej ławce. Na mnie nie zwracał uwagi. Był wzrostu swojego wychowanka, więc bez problemu obaj patrzyli sobie w oczy.
Chłopak – wyzywająco, ale z powagą. Nauczyciel – jakby właśnie doprowadzono go do szewskiej pasji.
– Jesteś bezczelny, Nott – warknął Snape ostrym głosem. Tak, krew zdecydowanie już go zalała. W sumie mu się nie dziwiłam. – Po raz pierwszy widzę w tobie przejaw takiego chamstwa.
– Uczę się od najlepszych.
Niedobrze. Bardzo, bardzo, cholernie wręcz niedobrze.
Z napięciem patrzyłam to na jednego, to na drugiego. W pewnej chwili Snape oderwał wzrok od Teodora i obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem. Wytrzymałam je, a kiedy mężczyzna znów się odezwał, poczułam rumieńce wpływające na moje policzki.
– Myślałem, że mierzysz nieco wyżej.
Teodor wyglądał tak jakby zaraz miał go uderzyć. Zwinął dłonie w pięści, zacisnął zęby, oddychał szybko. Nie odezwał się jednak, ale ja nie chciałam, by którykolwiek z nich coś jeszcze mówił.
Czułam złość i smutek, jednak nie potrafiłam czegokolwiek powiedzieć. Moje serce biło niesamowicie szybko, oczy piekły, czułam nieustające przypływy gorąca.
Zaatakować. Zmiażdżyć. Uciszyć.
Snape popatrzył na nas ostatni raz, uśmiechając się drwiąco, po czym odwrócił się i odszedł w stronę katedry.
– Szlaban. Jutro o dziewiętnastej. Oboje.
Usiadłam zrezygnowana na krześle. Zerknęłam na Teodora. Był wyprostowany, wciąż spięty, wpatrywał się sztywno w Snape’a, który znowu zaczął mówić na temat dzisiejszej lekcji. Zachowywał się jakby nic się nie stało. Jego wzrok spokojnie przesuwał się po nas, nie reagował nawet na wściekłość wręcz bijącą od bruneta siedzącego obok mnie.
Bo dla niego już nie istnieliśmy.
Przez całą lekcję nie odzywaliśmy się do siebie. Byłam zbyt zlękniona tym, co zaszło zaraz po jej rozpoczęciu, ale Teodor nawet na mnie nie spojrzał. Dopiero gdy zabrzmiał dzwonek, a ja zaczęłam zbierać się do wyjścia, szturchnął moje ramię. Odwróciłam na niego wzrok. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa, po czym on wzruszył ramionami.
– Musiałem.
I już go nie było.
Westchnęłam. Schowałam do kieszeni różdżkę. Podążyłam za Ronem i Harrym, którzy zaczęli pomstowanie na obu, Snape’a oraz Teodora, na zmianę z pocieszaniem z powodu otrzymanego szlabanu. Odpowiadałam im krótko, uśmiechając się lekko, ale myślami błądziłam wokół czegoś innego.
Nie dawała mi spokoju jedna, z pozoru wyolbrzymiona kwestia, lecz z drugiej strony czułam przez nią dziwne przewroty w żołądku.
W tamtej chwili tych dwóch Ślizgonów faktycznie było gotowych pobić się.
Po części z mojego powodu.

***

– Korepetycje, szlaban…
– Zamknij się, Ron.
Zajęłam miejsce na fotelu obok kominka, a na dywanie, oparta o moje nogi siedziała Ginny. Przeglądała jakąś czarodziejską gazetkę dla nastolatek z absolutnym znudzeniem, choć na jej ustach widniał lekki uśmiech. Nie wiedziałam, skąd wzięło się u niej to zadowolenie. Brałam pod uwagę dwie opcje.
Coś związanego z Zabinim, bo w sumie Ginny wciąż pozostawała w błogiej nieświadomości odnośnie mojego przyjęcia u Slughorne’a, albo dwugodzinna rozmowa z Harrym, podczas gdy ja męczyłam się ze starożytnymi runami, a Ron obściskiwał z Lavender.
Coś mi mówiła, że chodziło o to drugie.
Ron rozwalił się na kanapie, z nieco drwiącym uśmiechem komentując moje dzisiejsze osiągnięcie na obronie. Koło niego przycupnął Harry starający się rozczytać notatki z marginesów podręcznika Księcia.
Miałam straszną ochotę wyrwać mu książkę i wpakować ją do ognia.
– Czy ty musisz mnie zawsze tak dołować? – spytałam chłopaka z żalem.
– Mówiłem ci, że jest z tobą coraz gorzej, Hermiono – odparł, chichocząc szaleńczo. – Następnym krokiem będzie rzucenie szkoły i wyprawa w świat na poszukiwanie przygód!
Spochmurniałam jeszcze bardziej.
– Dzięki, Ron.
I wtedy niwielkie, blade dłonie zasłoniły rudzielcowi oczy.
– Zgadnij kto! – zaśmiała się radośnie Lavender, a długie blond włosy przysłoniły jej twarz.
Chłopak skrzywił się lekko.
– Lavender? – bąknął.
Patrzyłam na tę scenę z obrzydzeniem pomieszanym z pogardą, ale z drugiej strony chciało mi się śmiać z nieporadności i zażenowania bijących od Rona.
Aż zaczęłam się zastanawiać, ile on jeszcze z nią wytrzyma.
Na szczęście Weasley nabrał zwyczaju wyprowadzania Lavender z pomieszczenia, w którym znajdowała się cała nasza czwórka, i użerać się z nią sam na sam, zamiast skazywać nas na jej towarzystwo. Takim sposobem chwilę później wziął ją za rękę, po czym zaproponował spacer po zamku. Gryfonka natychmiast się zgodziła i machając nam na pożegnanie, opuściła za Ronem pokój wspólny.
Ginny westchnęła.
– Czasem mu współczuję – stwierdziła ze smutkiem.
Harry zamknął książkę i popatrzył po nas.
– A ja nie. Sam chciał, to ma. Ciągle mu potarzam: to żenujące nawet dla ciebie, zerwij z nią, będzie ci lżej. Ale on nie, zresztą znacie go.
– Mały Ronuś ma dziewczynę, to nie chce jej zbyt szybko utracić – zadrwiła Ginny znad gazetki.
Nachyliłam się nad nią.
– Czy przypadkiem przed chwilą ktoś nie mówił, że mu współczuje?
W odpowiedzi usłyszałam parsknięcie śmiechem.
– No, ale skoro Ron wyruszył po przygodę – Harry odłożył podręcznik i składając dłonie razem, nachylił się w moją stronę – porozmawiajmy o poważniejszych sprawach, które mogłyby naszego przyjaciela przyprawić o palpitację serca. To znaczy o Nocie.
Coś przewróciło mi się w żołądku, a Ginny aż opuściła gazetkę i spojrzała na czarnowłosego, prawie dusząc się ze śmiechu.
– No wiesz. Nie spodziewałam się po tobie takiej stanowczości.
Harry jednak nie miał zamiaru odpuścić.
– Taki pokaz oddania chyba coś znaczy, nie sądzisz, Hermiono? – zasugerował.
Oparłam łokieć na podłokietniku fotela, a na zaciśniętej pięści głowę. Popatrzyłam na Harry’ego jak na bardzo ciekawy okaz muzealny.
– Fascynujące. Ty tak na serio czy sobie żartujesz?
Wywrócił oczyma.
– Ron połowę dzisiejszych eliksirów truł mi o tym, jak bardzo Nott się do ciebie klei i ciągle mruczał pod nosem, że wreszcie powinnaś jakoś zareagować – oświadczył.
Odchrząknęłam na wspomnienie lekcji ze Slughorne’em, na której Potter bardzo kreatywnie podsunął nauczycielowi pod nos bezoar.
Wstrętny oszust. To, że Slughorne nie chciał mu niczego powiedzieć o horkruksach, to była kara. Ot co.
– Ginny, idź sobie – mruknęłam do przyjaciółki, na co ta wydała z siebie dziwny, nieokreślony dźwięk, po czym wdrapała się na kanapę obok bruneta. Usiadłam po turecku w obszernym fotelu. – Ustalmy jedno: Teodor się do mnie nie klei. Dobra?
Przerwał mi niemal histeryczny śmiech Ginny.
– Skąd!
Posłałam jej wściekłe spojrzenie.
– Nie, nie klei się do mnie – powtórzyłam ze złością. – A nawet jeśli, to nie jest sprawa Rona. Niech zainteresuje się Lavender i jej ciągłym gadaniem o zakupach, bo jeśli planuje z nią wspólną przyszłość, to niech zacznie ją teraz uczyć oszczędności.
Harry poprawił okulary zsuwające mu się na czubek nosa.
– No dobra, niech ci będzie, że to nie jest sprawa Rona-twojego przyjaciela – odpowiedział – jednak zrobić z nim coś byś mogła. Tak, mówi ci to twój drugi przyjaciel. Ginny pewnie mnie poprze. Prawda, Ginny?
Ruda dopiero po chwili uniosła wzrok znad gazetki.
– Ano poprze. Mogłabyś na przykład się z nim umówić. Albo coś. – Spostrzegła mój oburzony wzrok, przez co natychmiast schowała się za czasopismem. – Nieważne.
Harry unosił wysoko brwi, mrugając szybko.
– Tak, czytaj, Ginny, czytaj – mruknął niepewnie. Znów zwrócił się do mnie. – Ja bym na twoim miejscu jakoś się określił i mu to powiedział. Masz dwa wyjścia: albo: „Nott… tu się puknij, nie rób sobie nadziei, bo cię nie lubię”, albo delikatniej: „Teodorze… nie wyjdzie. Prawie mi przykro!”. I już!
Aż cisnęło mi się na usta pytanie, czy jest trzecia opcja: „Teodorze… Bardzo cię lubię. Odróbmy razem transmutację”.
No dobra, może nie aż tak, ale coś w tym stylu.
Potarłam czoło.
– Kuszące… – wymamrotałam – …ale nie, może to sobie odpuszczę. Chyba że zacznie coś sobie za bardzo wyobrażać, wtedy jakoś sprowadzę go na ziemię.
Albo nie.
Harry nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami.
– Jak chcesz.
Ginny natomiast wyłoniła się zza gazetki, uśmiechając promiennie.
– Ej, Hermiono…
– Hm?
– Tutaj piszą, jak poderwać „twojego wymarzonego, najbardziej magicznego czarodzieja” na aż dziesięć różnych sposobów! Chcesz poczytać?
– Ej, Ginny…
– Idź już spać, co?

***

Po kilku godzinach szorowania kociołków moje dłonie były w stanie tak tragicznym, że aż dziwiłam się, jakim cudem jeszcze mogłam pracować.
Zerknęłam przez ramię. Teodor siedział na drugim końcu sali, również męcząc się z czyszczeniem kociołków. Zaciskał mocno zęby, ale odkąd tylko tutaj weszliśmy, nie odezwał się ani razu. Szorował. Jeden kociołek za drugim. Nie widziałam, jak było z jego dłońmi, ale coś podejrzewałam, że wcale nie miały się lepiej od moich.
W zimnym, ciemnym lochu przylegającym do klasy eliksirów siedzieliśmy już co najmniej trzy godziny. Snape zajął miejsce za biurkiem nauczycielskim przy stosie jakichś papierów, najpewniej klasówek, i bazgrał coś na nich, co parę chwil krzywiąc się albo drwiąco uśmiechając.
Aż bałam się myśleć, z czyjego powodu na jego twarzy widziałam taki sadyzm.
Wilgoć nie sprzyjała odrabianiu szlabanu. Coraz częściej wzdrygałam się z chłodu albo ziewałam, zmęczona pracą. Pocieszałam się jedynie myślą, że kara była jednodniowa, a nie tygodniowa, jaką niekiedy zarabiał u Snape’a Harry.
Jeden wieczór (noc?) i koniec.
Obiecałam sobie, że już nigdy więcej, choćby nawet moje życie było zagrożone, nie odezwę się na lekcji obrony przed czarną magią. Nigdy.
Kilkanaście minut później, kiedy miałam zabrać się za kolejny kociołek, rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Snape nawet nie zdążył niczego powiedzieć, gdyż do lochu wparowała Ivy. Uniosłam brwi do góry, widząc dziewczynę o tej porze, w podziemiach, w dodatku całkowicie rozeźloną.
– Dowiedziałam się, że tu pana znajdę – rzuciła na powitanie.
– Minus pięć punktów dla Revanclawu – rzekł beznamiętnie cichym głosem opiekun Slytherinu i zmrużył oczy. – Czy przez te siedemnaście lat twojego marnego życia, Gray, nie zdążyłaś się nauczyć, że nie wchodzi się do pomieszczenia bez wyraźnego pozwolenia?
– Mam z panem do pogadania – oznajmiła natychmiast, niczego nie robiąc sobie z utraty punktów i upomnienia. Krocząc szybko przez salę, nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Zatrzymała się przed biurkiem nauczyciela. Ciągle wpatrywała się w Snape’a. – Teraz.
Czarnowłosy czarodziej przez chwilę patrzył na dziewczynę, po czym bez słowa wyjął różdżkę. Machnął nią w stronę sterty papierów, a te od razu zniknęły. Mężczyzna wstał i uniósł lekko kąciki ust do góry w sarkastycznym uśmiechu.
– Myślę, że profesor Slughorn będzie zadowolony z czystości kociołków – stwierdził z wyższością.
Z pewnością – miałam ochotę dodać, jednak koniec końców powstrzymałam się. Zarobienie dodatkowego szlabanu średnio mi się podobało.
Wrzuciłam do kociołka szczotkę, wciąż milcząc. Spojrzałam spode łba na Snape’a, ale on nieodgadnionym wzrokiem patrzył na Ivy.
– Idziemy – rzucił, kierując się w stronę drzwi łączących ten loch klasą eliksirów. Kiedy zniknęli za nimi, odetchnęłam.
Odwróciłam się i podeszłam do Teodora odrzucającego z obrzydzeniem gąbkę. Syknęłam cicho, dotykając leciutko skóry dłoni. Była zaczerwieniona, rozharatana na wszelkie możliwe sposoby, nieznośnie piekła i już zdążyłam ubrudzić sobie szatę krwią. Ręce chłopaka, tak jak podejrzewałam, wcale nie wyglądały lepiej.
– Ale nas załatwił – mruknęłam, idąc do wyjścia. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego pomieszczenia i znaleźć się w pokoju wspólnym. – Zaklęcie może nie zadziałać.
Już miałam wyjść na korytarz, kiedy zatrzymała mnie ręka Ślizgona, która nagle pojawiła się tuż przed moimi oczami. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, nie rozumiejąc. On jedynie przyłożył sobie palec wskazujący do ust. Otworzył drzwi, a kilka sekund później trzasnął nimi z mocą.
– Co… – zaczęłam, jednak Teodor posłał mi gniewne spojrzenie.
– Cicho – szepnął, po czym podszedł do drzwi, za którymi dopiero co zniknął Snape razem z Ivy.
Och.
Chciał ich podsłuchać.
Nie, to nie było w porządku.
Właściwie mogłam go zatrzymać i w ogóle… ale ciekawość wzięła górę. Pojawiła się szansa uzyskania odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania.
Co knuła Ivy.
Co miał z tym wspólnego Snape.
Jakie były ich zamiary.
Przyłożyliśmy uszy do drzwi, tak że mogłam patrzeć prosto w oczy Teodora. Przełknęłam z trudem ślinę.
– …nie rozumiesz? Niczego się nie dowiem, ona jest za twarda!
To była Ivy. A ja wiedziałam, że mówiła o mnie.
Moje serce zabiło mocniej.
– Lactiris na mogło na nią nie zadziałać, musiała tego nie wypić. Coś podejrzewa, więc nie będę się w to dalej mieszać.
– Sama twierdziłaś, że dasz radę, że prostszego zadania nie mogłaś dostać… A tu ups, jednak się nie popisałaś. Jaka szkoda.
– Chcę coś innego.
– Kpisz sobie, Gray?
Teodor skierował palec wskazujący na mnie, poruszając bezgłośnie ustami.
Chodzi o ciebie?
Czując narastające napięcie, kiwnęłam głową.
– A czy wyglądam na taką, która sobie kpi? Słuchaj, Snape, nawet Malfoy mi to odradzał.
– On wie?
– Powiedzmy, że mi pomaga. On i inni Ślizgoni.
Ta informacja wzbudziła we mnie niepokój.
Inni Ślizgoni.
Chłopak stojący naprzeciw miał wzrok wbity w podłogę.
Soczyste przekleństwo tańczyło na końcu mojego języka, a w głowie pojawiła się jedna myśl.
By uciec jak najdalej od Teodora.
– Wiesz, że nie dostaniesz innej misji. Nawet nie mam zamiaru mu tego sugerować. Za to z chęcią poinformuję go, że sobie nie poradziłaś…
– Nie, Snape. Mam jeszcze czas. Jeśli będę pewna, że nic już z niej nie wyciągnę, to… coś wykombinuję.
– Masz na myśli…
– Między innymi.
– Nie możesz.
– Zabronisz mi?
– Przestań udawać taką mocną, Gray. Jesteś słaba jak inni, nie możesz poradzić sobie ze zwykłym śledzeniem. Twierdziłaś, że ci zaufała, że się zaprzyjaźniłyście, że je ci z ręki. A tu co? Jesteś słaba, słaba i głupia, w dodatku niezbyt wiarygodna, skoro nawet nie umiesz udawać przyjaźni. Chyba że… jednak ją polubiłaś. Co, Gray?
– Nie rozśmieszaj mnie, Snape. Wiesz, na czym mi zależy. Wiesz też, jak proste jest kłamanie. Lubię Hermionę… nie śmiej się, ją da się lubić… ale nie aż tak, żebym nie starała się rozwiązać jej języka.
To było dla mnie za dużo.
Moje oczy piekły od łez, które się w nich zebrały. Oderwałam się od drzwi, a chwilę potem najciszej jak mogłam wyszłam z sali. Nie dbałam o to, czy Teodor zdecyduje się ruszyć za mną, ale kiedy puściłam się biegiem przez korytarz, nagle znalazł się obok. Popędziliśmy schodami na górę aż na pierwsze piętro, gdzie wreszcie się zatrzymaliśmy. Łapaliśmy głośno oddech, a ja z trudem powstrzymywałam łzy. Bałam się spojrzeć na czarnowłosego.
On i inni Ślizgoni.
Czy Teodor też? Czy on również był w to zamieszany? Czy on również jej pomagał?
Już niczego i nikogo nie mogłam być pewna. W ciągu jednej rozmowy moje zaufanie do Teodora zostało poważnie naruszone.
– Słuchaj… – zaczął po długiej chwili, jednak ja przerwałam mu ruchem dłoni. Skóra na niej pulsowała, ale jakby mniej piekła. Zapomniałam o jakimkolwiek bólu.
– Wiedziałeś? – spytałam drżącym głosem.
– Granger…
– Wiedziałeś?!
– Niby skąd miałem wiedzieć?! – wybuchnął. – Wiem tyle co ty, a nawet jeszcze mniej!
Skapitulowałam. Oparłam się o ścianę, ukrywając twarz w dłoniach. Zaszlochałam cicho. Nie pilnowałam już łez, pozwoliłam im płynąć po moich policzkach, ciału drżeć.
W jednej chwili objęły mnie ramiona Teodora.
Czułam się niczym mała, bezbronna dziewczynka, otoczona znajomym zapachem i uspokajającym ciepłem. Dłoń chłopaka dotknęła moich włosów, druga przyciskała mnie do jego ciała. Słyszałam cichy, łagodny szept, który chyba miał jakoś zatamować łzy albo powstrzymać drżenie.
Nie udała się żadna z tych rzeczy. Wtulałam policzek w tors bruneta, palce wczepiałam mocno w szatę. Pozwalałam mu na dotyk, jakiego jeszcze nie udało mi się zaznać z jego strony, i jednocześnie za nic nie chciałam przerwać tej sytuacji.
Nie rozumiałam słów, które kierował w moją stronę. Przylegając do niego, biłam się z myślami, analizowałam wszystko, co przed kilkoma minutami usłyszałam, a co w momencie zaczęło układać się w logiczną całość z wcześniejszymi informacjami.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, na co Teodor wzmocnił swój uścisk. Pociągnęłam go lekko za szatę.
– Ona mu służy – wyszeptałam chaotycznie. – Ona służy Voldemortowi.
_______________
Taki tam, spóźniony prezent na Dzień Dziecka :D Świeżutki, w nocy skończyłam go pisać, ale bałam się dodawać tak o. Wolałam, żeby się trochę odleżał, ale już przybywam z nim, o :D
W sumie nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć. Chyba coś wspominałam, że po świątecznym zapychaczu zacznie się prawdziwa akcja, zatem oto ona. A będzie jeszcze lepiej. Tak myślę.
W przyszłym tygodniu mam trzy egzaminy, a w następnym jeden i laba. Trzydziestego pierwszego rozdziału nazbierały się już dwie strony, więc on tak czy siak powinien ukazać się w połowie czerwca.
Ej, właśnie. To-to u góry jest jakby jubileuszowym odcinkiem, bo okrągłym trzydziestym. O kurczę. To już tyle! :DD Czuję się dumna.
Wracam do mej geografii i ras mongoloidalnych, europeidalnych, negroidalnych i tak dalej…
Booya, ludzie!


Empatia

17 komentarzy:

  1. Jejciu... mistrzostwo! Pięknie opisałaś lekcję ze Snapem i reakcję Teodora. Spodziewam się, że Ślizgoni go odtrącą... Końcowa scena... Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że po niej wszystko może być takie samo. Dobrze ukazałaś uczucia Hermiony. Problemy walą jej się na głowę, do tego nie do końca ma oparcie w przyjaciołach. Jetem taka ciekawa, co będzie dalej, zwłaszcza jeżeli chodzi o Ivy. Też muszę się uczyć geografii, bo czeka mnie poprawa. Życzę powodzenia i dużo weny.
    "Wilgotny nie sprzyjał odrabianiu szlabanu". Albo zgubiłaś wyraz, albo chodziło Ci o wilgoć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest po prostu miodem na moje Teomionowe serce. Uwielbiam Cię, dziewczyno :)
    Ta akcja na schodach i Nott leżący na Granger... No naprawdę! Jeszcze w dodatku chłopak przez moment chciał ją pocałować! Robi się coraz ostrzej, hahaha. I nawet nie wiesz jak go kocham za postawienie się Snape'owi. Tylko że po tym incydencie myślałam, że Ron i Harry przekonają się bardziej do niego. Niby zauważyli, że Teo ma się ku Hermionie, ale jedyna opcja jaką biorą pod uwagę to odrzucenie go. Auć dla Hermiony.
    Ivy, Ivy... Niby Hermiona ją podejrzewała, ale to nie to samo co usłyszeć to wprost. To musiał być dla niej szok. No i podejrzenie Teodora... Jestem pewna, że on nie ma z tym niczego wspólnego. Prawie na każdym kroku udowadnia, że mimo pewnych ślizgońskich cech, bardzo różni się od reszty Ślizgonów. Jest na pewno normalniejszy i na pewno nie jest okrutny. Zwłaszcza w stosunku do Hermiony, która stała się dla niego bardzo ważna. To, jak ją pocieszał, było takie słodkie <3
    Aha, i nie mogłam ze stwierdzenia Harry'ego. "Mówiłem ci, że jest z tobą coraz gorzej, Hermiono – odparł, chichocząc szaleńczo. – Następnym krokiem będzie rzucenie szkoły i wyprawa w świat na poszukiwanie przygód!"
    Aaach, Harry, jak bardzo jesteś bliski prawdy! :D
    Pozdrawiam i dziękuję za tak wspaniały prezent na dzień dziecka! Tobie spóźnione wszystkiego najlepszego ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając końcówkę, też miałam ochotę się rozpłakać jak Hermiona. Biedna. Tyle problemów na jedną osobę... Dobrze, że jest silna i ze wszystkim sobie poradzi. Z małą pomocą, oczywiście. Może teraz, gdy pojawiły się lepsze dowody na to, że Ivy jest zła, Hermiona wreszcie coś z tym zrobi. Mogłoby się zrobić niebezpiecznie, gdyby zostawiła tę sprawę.
    Moje serce się dziś radowało, gdy czytałam momenty Teomione. Nott i jego spojrzenie na usta Hermiony. Już sam fakt, że on na niej leżał... Nie, to zbyt wiele:) Moment, gdy ją przytulił, był absolutnie, niezaprzeczalnie uroczy i będę się nim napawać do kolejnego rozdziału. Taki ludzki odruch, ale Teodor raczej nie wydawał się skłonny do tulenia kogokolwiek. Dobrze, że nie poklepał Hermiony po plecach i nie powiedział "Będzie dobrze, Granger". Ach, jestem zachwycona!
    Zabini jest bardzo niepokojący i trochę obawiam się tego, co siedzi w jego głowie. Na dodatek jest irytujący... Paznokcie Pansy wywołały całkowity odrzut z mojej strony. Żeby malować je na różowo...
    Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy Hermiona straciła pięć punktów za gadanie na lekcji. Kto, jak kto, ale ona? Mistrzostwo:) I jeszcze ten szlaban. Zboczyła z właściwej ścieżki. Tak się zastanawiałam, czy coś się wydarzy po szlabanie, bo nic tak nie zbliża, jak wspólny szlabanik. No i proszę - przytulanie. Szkoda, że w takich okolicznościach.
    Weszłam dzisiaj na Wyjątek i przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że naprawdę dodałaś nowy rozdział. Całkowite zaskoczenie. Taki piękny prezent z okazji Dnia Dziecka. Dla Ciebie oczywiście też wszystkiego najlepszego. Powodzenia na wszystkich egzaminach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynasz się rozkręcać :D rozdział z dreszczykiem SUPER :) zaimponował mi Nott swoim wystąpieniem przeciw Snapowi ;) jak ja nie lubię tej Ivy !! mam nadzieje że zrobi Hermiona coś z nią !! czekam na nn :* oraz powodzenia na wszystkich egzaminów :*
    Calineczka :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś boska, dziewczyno! A takiego Nott'a to ja kocham, zadziorny ^^ Powodzenia w egzaminach! I weny, weny, weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś boska, dziewczyno! A takiego Nott'a to ja kocham, zadziorny ^^ Powodzenia w egzaminach! I weny, weny, weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Można by powiedzieć, że rozdział jeden po drugim. How cute ;d
    Jeżeli ostatnim razem trochę trzeba było poczekać to teraz jest całkiem inaczej. A że nie skomentowałam jeszcze "Królowej" to teraz mam ku temu okazję.
    Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Ewidetnie widać chemię między tą dwójką i jestem naprawdę zła, że jednak do tego pocałunku nie doszło. Ale skoro zaczynają zdawać sobie sprawę, że coś pomiędzy nimi na serio jest to mogę mieć jedynie najdzieję, iż nastąpi on niebawem. O ile nie pokomplikujesz im jeszcze bardziej tego życia. Oboje mają tak mylne zdanie! Chcą tego samego, ale wymawiają się, że żądne z nich tego nie zrobi. Ale skomplikowane zdania układam. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, ale mam dwuletni sprawdzian z matmy plus wypracowanie z całego pozytywizmu i jeszcze ekologię z pierwsiatkami na biologię i kompletnie nie myślę.
    Ale do rozdziałów.
    Ja się dziwię dlaczego Ivy się lubi. Ona nie dość, że coś knuje to jeszcze manipuluje Hermioną. A teraz kiedy sama zainteresowana o tym wie i wie o tym Teodor to myślę, że nic miłego z tego nie wyniknie. To jedna z tych sytuacji, które zawsze przysparzają masę problemów i rzadko kiedy mają szybkie, szczęśliwe zakończenie. Mam tylko nadzieję, że Ivy jest po tej samej stronie, co Snape i tylko udaje.
    Ten Roger jest cholernie natrętny. Najpierw ta rozmowa z Nottem, w której każdy musiał dac upust testosteronowi (nieprawdaż?). Jeden kłamał, drugi kłamał. To zaczyna być fascynujące, a zd drugiej strony rywalizują ze sobą, chociaż Roger tak naprawdę wie, że przegra. Sam pewnie obserwuje Hermionę i wie, że ona zainteresowana jest kimś innym. Głupi by się chyba tego domyślił.
    Z drugiej strony ona znowu zaczęła z nim spędzać czas. Dlaczego? Myślałam, że unikają siebie wzajmnie, takie przynajmniej odniosłam wrażenie.
    Teraz jak ta sprawa z umarłymi wyszła na jaw (chodzi mi o grono przyjaciół Hermiony) to wydaje się oczywiste, że coś trzeba z tym zrobić. Skoro ten Cryte wrócił na swoje stanowisko to pewnie znowu będzie mordował niewinnych ludzi, czy tam zlecał to komuś innemu. Tyle osób może zostać uratowanych. A z drugiej strony Harry, Ginny i Ron mają rację. Może zginąć wiele niewinnych osób, w tym ich rodzina. To ogromne ryzyko.
    Dobra, skoro już omówiłam większość tekstu to napiszę jeszcze, że podobało się, czytałam z zapartym tchem i skoro już się powtarzam któryś raz z kolei to dopiszę, że chcę więcej takich świetnych postów, więcej Notta i Hermiony, bo są naprawdę... wybuchowym duetem, czegoś o tym Zabinim (zaintrygował mnie). I przy okazji życzę powodzenia na egzaminach.
    Jak ja nienawidzę czerwca. Niby taki piękny miesiąc, gdzie nie powinno się tyle uczyć, ale i w liceum i w gimnazjum nie popuszczą. Wracam do tej biologii i pięknych pierwiastków biochemicznych :)

    Ściskam, Donna W.

    OdpowiedzUsuń
  8. directionerka1123 czerwca 2013 19:56

    Twoje rozdziały są coraz lepsze, chyba przeczytam go jeszcze raz po napisaniu komentarza . Końcówka była najlepsza, mam na myśli scenę Teomione . Fajny był też moment na początku i ,, prawie '' pocałunek .
    A to jak Teoś dawał rady Malfoyowi, myślałam że padnę . Życzę ci powodzenia na egzaminach . Weny .

    OdpowiedzUsuń
  9. Po przeczytaniu 4 rozdziałów pod żąd nie dość, że moje oczy nie wyrabiają, to jeszcze tyle tego wszystkiego. Tu święta, ah, ah, po czym przyszła żona Teosia! No super, potem BUUUM wszystko. I jak to ogarnąć? Nie wiem, muszę czytać na czas a nie. xd Głupia ja. No mniejsza, może skupię sie na tym rozdziale i jego skomentuję.
    To, jak sobie leżeli na sobie i te różdżki i.. i to było bardzo fajne ^^ I Teodor w końcu się zachowuje jak ktoś kto jest zakochany, przynajmnjiej ja to tak odczuwam, bo nie dość, że sie martwi, leży na niej , przytula.. pociesza. Ah, Teoś jesteś.. a w sumie to ty to stworzyłaś Miś, jesteś.. genialna! ;D
    Co do Ivy, ja wiedziałam! Ja wiedziałam, że ona jest zua, nie dobra i wgl blee. Biedna Hermiona.. no ale jakoś to tam będzie.
    Co do Rogera.. mam nadzieję, że da sobie siana i zostawi ją w spokoju i w ogóle zniknie, wyparuje. Niech będzie tylko Hermiona i Teodor, bo ich uwielbiam.

    To chyba na tyle, pisz następny rozdział, bo zaczyna się wszystko kąplikować i jestem ciekawa co dalej. Dziękuję za prezent na dzień dziecka i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam strasznie zaskoczona, gdy zobaczyłam, że jest nowy rozdział tak szybko. Ale nam zrobiłaś miłą niespodziankę! :)
    Jestem jakaś dziwna. Chce tego pocałunku Teomione, BARDZO chcę i ta akcja, gdy Teoś leżał na Hermionie była cudowna, ale trochę się ucieszyłam, że tego nie zrobili. Nie wiem.. po prostu ich pierwszy pocałunek to nie byle co. Wydaje mi się, że powinien być prosty, choć jednocześnie powinnaś zrobić o z tego wielkie halo. Sama nie wiem.. Chce żeby już coś między nimi zaszło, ale musi to być odpowiedni moment. :)
    Znowu mam mieszane uczucia, co do Rogera.. Lubiłam go, potem nie, potem uznałam, że nie jest zły, tylko ślepy, ale jakoś teraz znowu mnie denerwuje. Ja rozumiem, że chce się z nią przyjaźnić, ale na miłość Boską, ona kocha innego i on dobrze o tym wie! I się miesza.. w poprzednim rozdziale była ta rozmowa, a tu proszę, wychodzi sobie z Hermionką na jakieś spacerki.. ugh. To Teoś powinien z nią wychodzić i tylko on! O! :)
    Ivy jest głupia. Jestem pewna, że pisałam to już wieeele razy. Nie lubię jej, nie lubiłam i nigdy nie polubię. Jest głupia i koniec. Mam nadzieję, ze spadnie z miotły i skręci kark. Albo niech Voldemort rzuci na nią Avadę, skoro tak bardzo go uwielbia.. UGH. Rani moja kochana Hermionę.. Gdybym tylko dostała ta tlenioną idiotkę w swoje ręce.. !! :)
    No ale nie dajmy się ponieść emocjom. Teomione na końcu piękne <3 Mam nadzieje, że Hermiona wszystko wyśpiewa Tosiowi, przy okazji może mu wyznać miłość, ale to tam wiesz, zrobisz co chcesz :D haha
    No i niech Teoś jej pomoże i ją ukocha i w ogóle wszystko. :) I niech przestanie tak na nią krzyczeć i się denerwować i mógłby ją więcej dotykać, bo wszyscy wiemy, że oboje to kochają. Dziwnie to zabrzmiało. Miałam na myśli ten moment kiedy ją podniósł i na niej leżał. :)
    Na razie postanowiłam nie myśleć o Zabinim i dumam nad przyszłą niedoszłą żoną Teosia (wszyscy wiemy, że ożeni się z Hermioną, duh). Ciekawi mnie gdzie z tym pójdziesz, kiedy Granger się dowie i co zrobi z tym wszystkim Teo, oprócz tego, że się z nią nie ożeni. :)
    Kurde, obiecałam sobie, że będzie krótko, a wyszło jak zawsze...
    Ech, czekam na kolejny. Życzę dużo weny i pomysłów.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział! Naprawdę przyjemnie się go czytało, wciągał :D Tylko więcej takich pomysłów ;D
    Aż nie mogę się doczekać, aż zaczniesz wakacje i wtedy mam nadzieję, że zalejesz nas rozdziałami xD
    Ja, jako maturzystka z trwającymi wakacjami, wchodzę tu praktycznie codziennie z nadzieją, że udało Ci się coś wyskrobać :p
    Tak więc powodzenia i prawdziwe brawa za ten rozdział

    Marta

    OdpowiedzUsuń
  12. Łokiejku... po 30 rozdziałach, wielu miesiącach czekania w końcu doczekałam się. Czy to znaczy, że teraz dzieli ich już niewiele od bycia razem? Oby :)
    Najbardziej spodobała mi się końcówka i moment, w którym Nott wstawił się za Hermioną na lekcji eliksirów. Pewnie dość mocno naraził się nietoperzowi i Ślizgonom.
    Może wcześniej się nie ujawniałam, ale jestem z Tobą od pierwszego rozdziału jeszcze na onecie. :)
    Przy okazji chcę Cię też zaprosić na mojego bloga o tematyce Lily James, który startuje jutro. Myślę, że w ok 20 najpóźniej pojawi się prolog, a obecnie można przeczytać trochę o bohaterach. Dodaję Cię również do linków i obserwowanych.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha, przynajmniej mieli usta kilka cali od siebie, to i tak dużo jak na tę dwójkę. Myślę, że męczenie nawet nieistniejących bohaterów powinno być karane, chyba dostałabyś dożywocie, serio. I jeszcze podwójne, za męczenie czytelników. No weź, mogliby już się pocałować. ale przytulanie się też jest niezłe. Bardzo, abrdzo mi się podobało, jak nott przeciwstawił się Snape;owi, a właściwie wszystkim Ślizgonom. To chyba powinno Granger uświadomić, że nie jest z nimi. (ok Snape też nie jest, ale musi udawać, że jst... Inna kwestia, że nie mogę zrozumieć, dlaczego Hermiona wcześniej nie wpadła no, że chyba jednak jej przyjaciółka po to ją wypytuje o Dumbeledorea, bo chce donieść drugiej stronie...) Głupio, że miała jakiekolwiek wątpliwości, przecież wiadomo, niestety, że mówi o Zabinim i szkoda, że Ivy nie wymieniła go z nazwiska, ale przecież Ty nie męczysz tylko Hermiony i teodora, z Ginny też CI się udaje, aczkolwiek pewnie niedługo będzie z Harrym, więc może przynajmniej jedna bohaterka będzie szczęśliwa :) Swietny rozdział, długość bombowa jak zwykle, kocham Cię mimo wszystko więc może Cię uniewinnię, żebyś mogła dodać następny post, prynajmniej jeden bliżej do pocałunku haha:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej ;* ten wpis jest po prostu boski! Relacje między Gryfonką a Teośkiem świetnie opisane. Biedna Hermiona tyle zmartwień, , problemów i niepewności. Zdrada Ivy-przyjaciółki dobrze ze był Teo. Przyjaciele. Harry zachowuje się zbyt pewnie. Zakłada że Hermiona nie chce kontaktu ze Ślizgonem a tak naprawdę nie wie co ona czuje. Chyba tylko Teoś ją rozumie. Choć Ginny też się stara. Dzień dziecka :-) Wszystkiego najlepszego

    ~anika
    PS podziwiam cie. Za wyobraźnię za talent za determinacje. Dziękuję że jesteś i prowadzisz tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  15. cześć rozdział jest jak zwykle fajny co wychodzi na pozytywy;D czekam na następny....

    OdpowiedzUsuń
  16. Naćpana_Szczęściem ♥♥♥17 czerwca 2013 18:34

    Empatio, uwielbiam cię! Tym rozdziałem powaliłaś mnie na kolana! Dzieliło ich kilka cali!!! Rozpływam się!:** To było boskie, genialne, cudowne!
    I jeszcze jak ją obronił na lekcji ze Snape' em! To też było wspaniałe! Uwielbiam, gdy on złości się, kiedy ktoś ją obraża. Na przykład ta scena w Pokoju Wspólnym i to gadanie Blaise' a. Wtedy też Teoś się wkurzył. Widać, ze coraz bardziej mu na niej zależy. To jest boskie!:***
    No więc Miona powiedziała Ronowi o Ivy. Jak na niego, to zareagował dość spokojnie xD. No i jeszcze sprawa z horkruksami. Oj, dzieje się, dzieje.
    Mimo, że dali sobie sprawę z umarłymi to do katharsis dalej ich ciągnie. No ładnie, ładnie.
    Haha, rozmowa Mionki z Harrym mnie dowaliła. I jeszcze to wtrącenie Ginny o sposobach poderwania czarodziei. Leżę i kwiczę.
    Ivy, Ivy, Ivy! Ty oszustko! Żal mi Miony, że dowiedziała się o tym w taki sposób. Straszne to jest. I pomyśleć, że kiedyś lubiłam Ivy. Ciekawe, czy Hermi powie jej, że już wie.
    Kurde, akcja nieźle ruszyła! Podoba mi się to!:)
    Pozdrawiam cieplutko!:**

    OdpowiedzUsuń
  17. Snape, Ivy.... Parszywce jedne fuuuuuj. Przynajmniej Teo sie jako tako zachowal, glupio ze Mia go podejrzewala ;( Mam nadzieje ze Hermi sie w nic nie wpakuje teraz i ze Cryte zgarnie ojca Teodora, Ivy no i moze Snapa tez xd Jak ja ich nie lubie. Gray ta glupia oszustka. Z Teodora jestem bardzo zadowolona nareszcie zachowuje sie inaczej w stosunku do Hermiony <3 i jeszcze w pewnym sensie ja bronil i odjal slytherinowi punkty zeby bylo fair.. jak ja go kocham, jak ja go bardzo kocham ahhh ze tez w realu nie ma takich facetow... Przynajmniej ja takiego nigdy nie spotkalam ;((( a i niech Hermiona wreszcie przestanie sie wypierac Teosia i tego uczucia do niego !!!
    Pozdrawiam Ginny
    PS czekam na big kiss ;))

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.