Dla Niekonkretnej,
bo jestem
strasznie, strasznie dumna z tej zdolniachy.
Rano
nie poszłam na śniadanie. Nie odsłoniłam kotar wokół łóżka. Nie odpowiadałam na
pytania Lavender i Parvati, czy na pewno wszystko w porządku. Na lunchu również
nie zamierzałam się zjawić.
Hermiona
Granger nie istniała.
Hermiona
Granger przez parę chwil poprzedniego wieczoru nie chciała istnieć.
To
było całkowicie odmienne, takie otępienie, które mnie ogarnęło. Do dziewiątej
leżałam na posłaniu prawie bez życia, jedynie oddychając powoli i wpatrując się
w baldachim nad głową. Później wstałam, zostałam niemal oślepiona światłem
poranka, a później, korzystając z tego, że byłam w dormitorium całkowicie sama,
wzięłam w łazience długi prysznic.
Ginny
przyszła koło dziesiątej, kiedy ubrana w rozciągnięty sweter oraz wytarte
dżinsy siedziałam przy biurku, wpatrując się w okno. Przez głowę przemknęła mi
myśl, że właściwie spodziewałam się jej nieco wcześniej, bo w sumie w niedzielę
już przed dziewiątą byłam na nogach.
–
Hermiono, co się stało? – spytała z niepokojem, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Ten dotyk jakimś cudem jeszcze bardziej wzbudził we mnie niepokój.
Momentalnie
zerwałam się z krzesła, czując, że dłużej nie wytrzymam.
Tylko
ja i Teodor znaliśmy prawdę o Ivy. Wytłumaczyłam wszystko chłopakowi,
opowiedziałam o każdej sytuacji, która miała miejsce w Instytucie czy w
Hogwarcie. Naraziłam go na niebezpieczeństwo, wiedziałam o tym, jednak
świadomość, że pozostaję z tym sama była równie przytłaczająca jak ta, iż jedynie
my z Nottem wiedzieliśmy o zadaniu Krukonki.
W
tamtej chwili, patrząc Ginny prosto w oczy, widząc w brązowych tęczówkach
troskę, niepokój i strach, bałam się. Bałam się, że ta informacja ją
przytłoczy.
Umarli.
Śmierciożercy. Voldemort.
To
mogło być dla niej za dużo.
Ale
jednak… ale jednak nie potrafiłam powstrzymać tych kilku słów, z łatwością wydostających
się z mojego gardła.
–
Ivy powinna od dawna siedzieć w Azkabanie.
Bo
powinna była. Służbę u Voldemorta, nieważne czy z Mrocznym Znakiem na lewym przedramieniu,
czy nie, karano odsiadką w więzieniu dla czarodziejów. Niekiedy dożywotnią,
innym razem wieloletnią, a czasem krótką, lecz zakończoną pocałunkiem
dementora.
Nie
wiedziałam, na co zasługuje Ivy.
Ginny
też nie wiedziała, ale była równie wstrząśnięta co ja. Ron, któremu
powiedziałam niewiele później, natychmiast stwierdził, że trzecia wersja byłaby
najodpowiedniejsza, zaś Harry od razu połączył blondynkę z Malfoyem i jego
zadaniem.
Nie
wykluczyłam tej kwestii, choć według mnie Draco otrzymał inną misję. Wymagającą
więcej trudu i energii, skoro chodził po szkole niczym żywy trup, blady,
wychudzony, bez ironicznego uśmiechu… a przynajmniej nie tak często jak
zazwyczaj.
Wszyscy
zgodnie stwierdziliśmy, że po prostu nie ma innego wyjścia. Rozmowa z Ivy
byłaby niebezpieczna, nie wiedzieliśmy, co mogłoby jej strzelić do głowy.
Podchody, próby jakiegoś dogadania się nie wchodziły w grę.
Ivy
i Snape. Uczennica i nauczyciel. I Voldemort.
Jak
nic takie połączenie równało się śmierci.
Po
lunchu obiecałam iść prosto do Dumbledore’a, a trójka moich przyjaciół chciała
mi towarzyszyć. Bez oporu się na to zgodziłam, zwłaszcza że od poprzedniego
wieczoru nie czułam się ani trochę pewnie w murach Hogwartu.
Jakby
cały zamek stał się szachownicą, na której zostały jedynie kilka figur: czarny
król oraz królowa i biały król wraz z jednym jedynym pionem.
Słabo
zachowana równowaga sił.
Dodatkowy
problem był taki, że nie miałam pojęcia, kto kieruje białymi pionkami. Królem
był Dumbledore, bo to do niego chciała dostać się czarna królowa. Ja w jakimś
stopniu go broniłam, choć tak naprawdę zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo
pozostaję bezradna. Nikt prócz mnie, moich przyjaciół oraz Teodora nie wiedział
o Ivy. Po ciemnej stronie królem był silny, potężny Voldemort, który również
odpowiadał za ruchy figur. Prócz uczestniczenia w bitwie, sam stawał po jednej
ze stron.
Bezradność.
Cholerna, obejmująca każdą cząstkę mojego umysłu i wywołująca we mnie
niesamowity strach, jakiego już dawno nie czułam.
Nie jest
bezpiecznie, NIGDY NIE BYŁO.
Mimo
że tamten list nigdy nie dotarł do Teodora, miałam wtedy rację. Nigdy nie było
bezpiecznie, bo Ivy planowała to wszystko odkąd tylko się spotkałyśmy. Współpracowała
ze Snape’em. Być może również z Malfoyem.
A
mnie bolało to, jak łatwo dałam się jej zwieść.
Ta
naiwność… Jak w ogóle mogłam być tak głupia?
Zadawałam
sobie to pytanie raz po raz, choć nigdy na głos. Jedynie Ginny, blada i
śmiertelnie poważna, co jakiś czas obrzucająca mnie troskliwym spojrzeniem,
zdawała się znać moje myśli. Może dlatego często powtarzała, że to wcale nie ja
jestem winna, że przecież nie da się prześwietlić każdego człowieka, rozpoznać
jego intencji…
Ja
mogłam to zrobić, a jednak wciąż odrzucałam od siebie tę myśl.
Ja,
Hermiona Granger, przyjaciółka Harry’ego Pottera. Powinnam była wykazać się
nieco większą ostrożnością.
Może
zwiodło mnie jej niezwykle pozytywne nastawienie? Jej radość i chęć życia? To,
że była Krukonką, że nic nie wskazywało na to, by miała jakieś kontakty ze
śmierciożercami?
Och, Hermiono. Zawiodłaś
wszystkich. Bez wyjątku.
Dlatego
gdy zbliżałam się do kamiennej chimery strzegącej wejścia do gabinetu
dyrektora, miałam zamiar w chociaż minimalnym stopniu odkupić swoje winy.
Harry
znał hasło. Niedawno odbył z Dumbledore’em kolejną lekcję, więc z tym nie było
problemu. Co jakiś czas zerkałam na przyjaciół, a po ich twarzach widziałam, że
choćbym nawet chciała zrezygnować, oni by mi nie pozwolili.
Ale
nie chciałam. Byłam zdeterminowana.
Dopóki
nie usłyszałam głośnego wołania McGonagall.
–
Proszę zaczekać!
Momentalnie
przystanęliśmy i szybko się odwróciliśmy. W naszą stronę kroczyła nauczycielka
transmutacji, trzymając w dłoniach jakieś papiery. Miała bardzo surowy wyraz
twarzy.
–
Czego chcecie od dyrektora? – spytała, gdy już się przy nas zatrzymała.
Przestąpiłam
z nogi na nogę.
–
Mamy pewną sprawę, musimy z nim porozmawiać – powiedziałam szybko. – To… dość
ważne.
Mina
Harry’ego, kiedy kątem oka na niego spojrzałam, wyraźnie mówiła, jak ważna to
sprawa.
McGonagall
chwyciła w drugą rękę teczki z papierami. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
I
w sumie moje przeczucie się sprawdziło.
–
Profesor Dumbledore wróci dopiero za parę dni. Wyjechał.
***
To
był koniec. Gdybym teraz jakoś zahaczyła o sprawę Ivy, Hogwart nie obroniłby
się. Snape, Krukonka, Draco i inni Ślizgoni, którzy przecież też ponoć byli
zamieszani w moją sprawę… Niby przecież mieliśmy również własnych obrońców,
McGonagall, Flitwicka oraz całą resztę, ale nie mogłam się oszukiwać.
Snape
znał się na czarnej magii lepiej niż ktokolwiek inny. Jednym ruchem różdżki
mógł zabić połowę wszystkich osób znajdujących się w zamku.
Sytuacja
przypominała tę sprzed kilku lat, kiedy wraz z Ronem i Harrym odkryliśmy
tajemnicą Kamienia Filozoficznego, a Dumbledore również wyjechał sobie hen
daleko.
A
jeśli tak jak wtedy to był podstęp, tym razem Ivy albo Snape’a? Jeśli też
sprytnie zmusili go do opuszczenia Hogwartu?
To
był koniec.
Musiałam
milczeć, choć już wcale nie chciałam. Za bardzo się bałam.
–
Czekamy – oświadczył Teodor, gdy wieczorem siedzieliśmy w bibliotece przy
moim-naszym stoliku, z daleka od uczniów. – Nie chodzi nawet o poradzenie sobie
ze śmierciożercami, bo jestem pewny, że McGonagall swoje potrafi, jednak mimo
wszystko przydałaby się obecność Dumbledore’a. Jako potężnego czarodzieja i
jako dyrektora szkoły. Kilka dni raczej niczego nie zmieni. Ani Snape, ani Gray
nie domyślają się, że ktokolwiek o nich wie. W dodatku ona otrzymała jasną
odpowiedź – innego zadania nie dostanie. Ma cię wypytać i pewnie nadal będzie
się starała, ale ty jej nie powiesz. I tyle.
Nie
patrzyłam na bruneta, wbijałam wzrok w blat stolika, ściskając mocno ręce
razem.
–
A nie sądzisz, że powinnam od razu powiedzieć McGonagall? – wymamrotałam
niepewnie.
Nie
odpowiedział od razu.
–
Chyba nawet twoi przyjaciele wolą, żeby w zamku był teraz Dumbledore.
Westchnęłam,
wciąż nie podnosząc głowy.
–
No dobrze.
Przez
chwilę oboje milczeliśmy. Nadal ściskałam mocno palce, jakoś nie potrafiąc niczego
więcej powiedzieć. I pewnie jeszcze długie chwile bym tak siedziała, gdyby nie
cichy, acz niezwykle… ciepły głos
Teodora.
–
Wierzysz mi, prawda?
Uniosłam
głowę, po raz pierwszy od paru minut patrząc w te ukochane, szare tęczówki.
Twarz Ślizgona wyrażała niesamowitą powagę, a jednocześnie niepokój.
–
Wierzysz mi, że nie mam z tym nic wspólnego? – spytał, nie spuszczając ze mnie
wzroku.
Ach,
o to chodziło.
Uśmiechnęłam
się lekko, leciutko, na tyle, na ile pozwalała mi obecna sytuacja.
–
Ufam ci, Teodorze.
***
Następnego
dnia wraz z Ginny zmierzałam na śniadanie. Niezbyt wypoczęta po pełnej przemyśleń
nocy, ogarniała mnie jedynie czujność. Nie strach jak wcześniej – czujność. Poukładałam
sobie w głowie to i owo, wiedziałam, jak mam się zachować oraz co zrobić.
Udawać
nieświadomą. Nie rozmawiać ze Snape’em i Ivy. Czekać na Dumbledore’a.
Niby
proste zadanie, ale jednak obrona przed czarną magią pod koniec dnia
niespecjalnie napawała mnie entuzjazmem.
Usiadłyśmy
z rudą przy stole Gryfonów. Ron z Harrym jeszcze się nie pojawili, Lavender
również nie było, z czego wywnioskowałam, że zapewne zejdą do Wielkiej Sali
dopiero za jakieś pół godziny – Brown miała w zwyczaju bardzo się grzebać. Ze
spokojem zaczęłam nakładać sobie jajecznicy na talerz, kiedy Ginny odezwała się
ponurym głosem:
–
Zaczynam wątpić.
Sięgnęłam
po tost z talerza niedaleko.
–
Co masz na myśli?
Odwróciła
się w moją stronę. Jedno spojrzenie wystarczyło, bym już wiedziała, że coś
zdecydowanie jest nie tak.
–
Wątpię w nas, we mnie i w Blaise’a – wyznała. – Ostatnio odnoszę wrażenie, że…
– zawahała się, jakby szukając słów - …że wychodzi z niego Ślizgon, taki
prawdziwy. Zrobił się okropnie złośliwy, nawet dla mnie, w dodatku między nami
nie ma tej bliskości co przed Świętami. Nie rozumiem, co się z nim dzieje, ale
z drugiej strony spędzamy ze sobą mniej więcej tyle samo czasu co wcześniej,
więc chyba nie znalazł sobie nikogo innego.
Żadna by go nie
chciała –
cisnęło mi się na usta, jednak przemilczałam to.
Wzięłam
do buzi trochę jajecznicy i szybko przełknęłam.
–
Może coś z rodziną? – podsunęłam. – Albo problemy w nauce? Ze znajomymi?
Ginny
z każdą propozycją kręciła przecząco głową.
–
Nie, na pewno nie. Pytałam go o takie rzeczy i zawsze dostawałam obszerne
wykłady. To coś innego.
Przez
chwilę w ciszy jadłam jajecznicę, a Weasleyówna również zabrała się za
śniadanie.
–
A jak z Harrym? – spytałam niewinnie. Doskonale widziałam ich zachowanie
ostatnimi czasy, w dodatku okularnik często o niej wspominał.
Kwestia
czasu, ot co.
Na
twarz Ginny niespodziewanie wstąpił grymas złości.
–
No właśnie cholernie dobrze – odparła gniewnie. – Za dobrze, odnoszę wrażenie,
że nawet lepiej niż z Blaise’em. Nie rozumiem tego. Gorzej dogaduję się z moim
chłopakiem, niż z moim przyjacielem!
Parsknęłam
śmiechem.
–
Zastanów się nad tym, Ginny – stwierdziłam z rozbawieniem. – Może to
rzeczywiście coś znaczy.
Spojrzała
na mnie szybko, a jej wzrok wręcz zabijał.
–
Jasne. Jeszcze powiedz mi, że związek ze złym Ślizgonem Blaise’em jest
absolutnie bez sensu, a skoro ostatnio ciągnie mnie do Harry’ego, to na pewno
muszę do niego jak najszybciej pobiec. – Zaczęłam się śmiać, na co dziewczyna
uniosła wysoko ręce i zawołała: – Harry, gdzie jesteś?!
–
Tutaj.
Myślałam,
że chyba poturlam się ze śmiechu pod stół, kiedy Ginny nagle zarumieniła się po
cebulki włosów i momentalnie odwróciła, tylko po to, by ujrzeć zdziwionego,
uśmiechniętego Pottera.
–
O co chodzi? – spytał, zajmując miejsce obok niej.
Wiedziałam,
że niczego konkretnego nie usłyszał, inaczej zachowywałby się bardziej
niepewnie i wykazywałby większe zażenowanie. Miałam coraz większy ubaw ze
zmieszania Ginny.
–
Nie, o nic – ucięła. – Tak tylko mi się powiedziało…
–
Na pół Wielkiej Sali?
–
Takie tam żarty.
Ani
widok Rona wchodzącego do jadalni, trzymając Lavender za rękę, ani nawet
świadomość, że Hogwart stał się aktualnie jednym z najniebezpieczniejszych
miejsc w Anglii, nie potrafiły zniszczyć mojego dobrego humoru.
***
Obrona
przed czarną magią okazała się być nieco łatwiejsza do przetrwania, niż
przypuszczałam. Czterdzieści pięć minut spędziłam z Teodorem w ostatniej ławce
na tyłach sali, co jakiś czas patrząc jedynie złowrogo na Snape’a i jako-tako
pogodnie na samego czarnowłosego. Nasze dłonie po sobotnim szlabanie dało się
na szczęście wyleczyć zaklęciem, dość skomplikowanym, ale na tyle skutecznym,
by po ranach oraz otarciach nie pozostał ani ślad.
Nienawiść
do Snape’a utrwaliła się jednak całkiem mocno.
Drażnił
mnie natomiast niesamowicie Zabini. Spoglądałam na niego ze złością, głównie
przez to, czego dowiedziałam się od Ginny.
Wiedziałam,
że tak będzie. Wiedziałam, że on coś knuł.
Tylko
wciąż nie miałam pojęcia, co dokładnie. Tłumaczenie jej, by z nim jak
najszybciej zerwała, było bez sensu. Po pierwsze, i tak by tego nie zrobiła. A
po drugie, po co się z nią kłócić? Stopniowe pchanie ją w ramiona Harry’ego
stanowiło rozwiązanie o niebo lepsze, skuteczniejsze, bardziej humanitarne, bo
mniej krzywdzące.
Ginny
sama wreszcie doszłaby do wniosku, że mój przyjaciel to rzeczywiście ten jedyny, a Zabini nawet się nie
umywa.
Oni
do siebie pasowali. Po prostu. Niczym dwie połówki jabłka, te soczyste,
czerwone.
Bo
czerwona z zieloną średnio wykazywała jakiekolwiek powiązanie.
Po
skończonej lekcji pożegnałam się z Teodorem, po czym przyłączyłam się do
Harry’ego i Rona. Ten drugi rzucał mi wściekłe spojrzenia, natomiast pierwszy
miał dość nieodgadnioną minę.
No
nie. Znowu?
Włożyłam
ręce do kieszeni szaty i uśmiechając się lekko, patrzyłam uparcie przed siebie.
–
Niech zgadnę. Za dużo Notta.
–
Czy nawet ty, Hermiono, musisz uganiać się za Ślizgonami? – spytał Ron, mocno
gestykulując.
Muszę. Może
lubię.
–
A czy ty, Ron, musisz tak strasznie wściekać się z ich powodu? Myślałam, że już
sobie to wyjaśniliśmy.
–
Nie ufam mu.
–
Ty nie ufasz żadnemu Ślizgonowi, Harry.
A ja mu ufam. I
wiem, że nie robię źle.
–
No dobra, może nie jest taki jak Malfoy czy Zabini…
–
Myślałam, że już zaakceptowałeś chłopaka swojej siostry.
–
…ale to oślizgły Ślizgon.
Zaraz zrzucę cię
ze schodów, Ron.
–
Nie mów tak.
–
Bądź ostrożna, dobrze?
–
Harry, jestem waszą przyjaciółką. Ostrożności uczyłam się przez sześć lat.
–
Ale z Nottem nigdy nic nie wiadomo.
–
Z wami też nie.
***
Po
południu spotkałam się z Rogerem. Nasze relacje oczyściły się już i były
niemalże takie same jak przed pamiętną galą w Instytucie.
Prócz
tego, że już nie pozwalałam mu się dotykać.
Raniłam
go. Wiedziałam o tym. Ale z drugiej strony to było lepsze, niż po raz kolejny
dawanie mu nadziei na coś, co nie miało prawa zaistnieć.
Musiał
zdawać sobie z tego sprawę.
Szliśmy
korytarzem, rozmawiając o zdecydowanie przyziemniejszych sprawach niż Snape,
Ivy, umarli, katharsis… Roger pozostawał w tej błogiej nieświadomości, wciąż o
niczym nie wiedział i nie planowałam mu powiedzieć wcześniej niż
Dumbledore’owi.
Tutaj
nie chodziło o zbędne zadręczanie go tymi problemami, a po prostu o średnie
zaufanie.
Bolało
mnie to, że sprawy z nim potoczyły się w ten sposób. Bardzo pragnęłam znów móc
się do niego przytulać, ale z drugiej strony on odebrałby to jednoznacznie.
Bardzo pragnęłam znów czuć jego dłoń na swojej, muśnięcie warg na policzku czy
na czole, bardzo pragnęłam znów czuć się wyjątkowo, zupełnie niczym księżniczka.
Egoistka.
Cholerna egoistka.
Dlatego
idąc obok Rogera, trzymałam się w określonej od niego odległości, starałam się
nie dotykać go nawet opuszkiem palca. Rozmawiałam z nim o Ginny i Zabinim, o
tym, czy rzeczywiście Ślizgoni są tacy źli. Roger miał bardzo… przewidywalne zdanie
na ten temat, ponieważ po prostu wiedziałam, że coś takiego wypłynie z jego ust
prędzej czy później.
–
Ślizgoni to Ślizgoni. Nie staraj się do nich zbliżyć, bo jedynie się
zawiedziesz.
Założyłam
ręce na piersiach.
–
Niekoniecznie – odpowiedziałam. Popatrzył na mnie z błyskiem w niebieskich tęczówkach.
Za tym widokiem tęskniłam. Za tą grzywką opadającą na oczy i dłonią niby od
niechcenia ją odgarniającą. – Głupie stereotypy. Gryfon to uosobienie męstwa,
odwagi, Krukon wiedzy, Puchon sympatyczności, przyjacielskości, a Ślizgon
złośliwości i przebiegłości. Nie zawsze tak bywa. Istnieją nielojalni Gryfoni,
Krukoni z głową w chmurach, odważni Puchoni oraz całkiem… normalni Ślizgoni. Wystarczy dobrze się rozejrzeć, bo mogą się oni
znajdować tuż pod twoim nosem.
Prychnął.
Zmarszczyłam brwi. Roger, cóż, rzadko prychał. Nigdy nie okazywał tak otwarcie
swojej dezaprobaty.
–
Dobrze wiesz, że dobrego Ślizgona ze świecą szukać.
Dyskretnie
zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku. Za dwadzieścia siódma. Najwyższy czas
zakończyć tę konwersację i udać się na korepetycje. Zwłaszcza że średnio pasowało
mi dalej rozmawiać z Rogerem o wychowankach Domu Węża.
Przystanęłam
i uśmiechając się lekko, poczekałam, aż szatyn zrobi to samo.
–
Będę się już zbierać – zaczęłam, wycofując się w głąb korytarza, z którego
właśnie przyszliśmy. – Teodor znowu będzie się denerwował, że przyszłam za
późno, bo przecież jest tak bardzo zajęty. Dziękuję za spacer. Dobranoc.
Odwróciłam
się, by odejść, ale zatrzymało mnie pięć słów, które w jednej chwili wbiły się
w mój umysł i serce, odbierając spokojne myślenie.
–
On coś do ciebie czuje.
Niby
nie powinny one aż tak mną poruszyć, ale zostałam zmuszona znów spojrzeć na
Rogera przez sposób, w jaki je wypowiedział. Tym razem ze zdumieniem oraz mocno
bijącym sercem.
–
Dlaczego mi to mówisz? – spytałam głucho.
Patrzyliśmy
na siebie w milczeniu. Dostrzegałam na twarzy siedemnastolatka coś, czego już
od dawna nie widziałam.
Przypominał
mi tonącego, który właśnie chwycił się brzytwy, ale który równocześnie nie
zdawał sobie sprawy, że to może tak zaboleć.
Roger
zacisnął usta i na moment spojrzał w bok. Później nasze oczy ponownie się
spotkały.
–
Bo wiem, że ty do niego też coś czujesz.
Zaśmiałam
się nerwowo.
–
Co? – wydusiłam. – O czym ty mówisz, Roger?
W
jednej chwili się do mnie zbliżył.
–
On… Nott nie wydaje się być odpowiedni. Dla ciebie.
Założyłam
ręce na piersiach i spojrzałam na niego wyzywająco. Nie, to nie był ten Roger, nie ten sprzed kilku tygodni.
Zmienił się. Całkowicie.
Miałam
nadzieję, że nie przeze mnie.
–
Może ty taki jesteś? – spytałam dobitnie.
–
Hermiono, doskonale wiesz, o co mi chodzi – rzekł, a w jego głosie dosłyszałam
nutę… błagania. – Nie będziesz z nim szczęśliwa.
–
Czekaj, czekaj. – Znów zrobiłam krok do tyłu. – Dlaczego w ogóle ty mi to
mówisz? Wcześniej jakoś tak bardzo cię to nie interesowało. Nie wiem, co się
stało, ale jesteś inny, Roger – wyrzuciłam z siebie, nie mogąc już dłużej tego
dusić. – Zupełnie inny. Nie mam pojęcia, dlaczego nagle wydaje mi się, że
rozmawiam na pewno nie z tym Rogerem, do którego się przywiązałam, ani dlaczego
teraz zacząłeś pleść bzdury na temat Teodora. Może mógłbyś mi to wyjaśnić, co?
Krukon
cofnął się tak gwałtownie, że i ja się odsunęłam. Zacisnął dłoń w swoich
włosach, a potem przeczesał je nią. Następnie spojrzał na mnie z gniewem.
Bólem.
Wreszcie
go poczuł.
–
Po prostu… po prostu szlag mnie trafia, kiedy słyszę, że się do niego lepisz,
podczas gdy on…
–
Moment – przerwałam mu, unosząc jednocześnie dłoń do góry. Wpatrywałam się z
niego ze złością. Czy ja dobrze zrozumiałam? – Co słyszysz?
–
Że się do niego lepisz! – krzyknął, a jego głos rozniósł się echem po pustym
korytarzu. Coś ścisnęło mi się nieznośnie w żołądku. – Całowałaś się z nim!
–
Co?! Nie! – zaprzeczyłam, czując wstępujące na moje policzki rumieńce złości.
Wszystko powoli zaczynało we mnie buzować. – Niby kto ci takich głupot
naopowiadał?!
–
Nott, a kto inny! – Roger znów miotał się, chodząc wte i wewte. Ja z niedowierzaniem
przetrawiałam to, co właśnie usłyszałam. – Podobno niedawno się z nim
całowałaś, a on stwierdził, że nie osiągniesz tym wszystkiego, co chcesz.
Dlatego nie sądzę, żeby Nott był dla ciebie odpowiedni.
Zacisnęłam
mocno pięści, starając się uspokoić.
–
Coś jeszcze mówił? – zapytał drżącym głosem.
–
Nie, nie bardzo miał kiedy, skoro prawie zrzucił mnie ze schodów. Cholera
jasna, wciąż nie… Hermiono, poczekaj!
Ale
ja już szłam zamaszystym krokiem w stronę głównych schodów, by potem zejść
szybko na pierwsze piętro, na którym mieściła się sala transmutacji. Odgoniłam
od siebie Rogera szybkim ruchem dłoni. Nie miałam najmniejszej ochoty na
jakiekolwiek rozmowy z nim, nie po tym, co od niego usłyszałam.
Musiałam
to wyjaśnić. Teraz.
***
Opierałam
się o ścianę obok drzwi klasy McGonagall, z niecierpliwością wypatrując Teodora
na końcu korytarza. Założyłam ręce na piersiach i nerwowo postukiwałam podeszwą
buta w posadzkę.
Nie
mogłam uwierzyć, że to właśnie Teodor był zdolny do wymyślenia czegoś podobnego.
Po prostu nie mogłam. Okazał się być
takim kretynem, sądził, że odciągnie ode mnie Rogera…
Miałam
świadomość tego, jak trudno będzie mi cokolwiek powiedzieć, ale czułam palącą
potrzebę, by w końcu załatwić z Teodorem sprawę tego, co dokładnie jest między
nami.
Kiedy
chłopak wreszcie się pojawił, poczułam mocny uścisk, jednak nie w okolicach
żołądka, a na sercu. Jego widok zawsze tak na mnie działał, nie potrafiłam
zapanować nawet nad swoim ciałem, ale wtedy musiałam pozostać twarda.
Taka
też byłam, gdy popatrzyłam na niego najbardziej wrogo, jak tylko mogłam. Teodor
dostrzegł to, przystanął i obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem.
–
Co zrobiłem?
Prychnęłam,
po czym odepchnęłam się od ściany. Podeszłam do niego szybko.
–
Dlaczego powiedziałeś Rogerowi, że się z tobą całowałam? – spytałam prosto z
mostu.
Nie
warto było owijać w bawełnę.
Teodor
momentalnie spochmurniał. Wyprostował się, przez jego twarz przebiegł cień,
oczy lekko się zmrużyły.
–
Nie sądziłem, że tak szybko do ciebie przybiegnie – stwierdził chłodno.
Och,
i to by było na tyle?
Wpatrywałam
się w niego z nienawiścią.
–
Dlaczego to zrobiłeś? – syknęłam. – Nie wiem, myślałeś, że dzięki temu Roger
zerwie ze mną kontakt? Albo może liczyłeś na to, że pobiegnę do ciebie?
O
tak, wytoczyłam ciężkie działo, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z
tego, jak jest naprawdę.
Tym
razem Teodor prychnął, wciąż zachowując kamienną twarz.
–
Nie bądź śmieszna. Nie zniżyłbym się do takiego poziomu – odparł z pogardą.
–
No tak, w dno ciężko się wwiercić.
–
Granger! – warknął.
Zignorowałam
to.
–
Ciągle mieszasz się w moje życie – wycedziłam. – Powiedziałeś, że się z tobą
całowałam, z tobą, Nott, do cholery.
A tymczasem ja nigdy bym tego nie zrobiła, choćby nawet świat zaraz miał się
skończyć.
Nie
zabolało go to, tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło. Na twarz chłopaka wstąpił
potworny grymas złości, ten, którego już od dawna nie widziałam.
–
Jakoś nie miałaś oporów przed całowaniem Stone’a na tej pieprzonej gali.
Te
słowa uderzyły we mnie z tak wielką mocą, że przez chwilę kompletnie nie wiedziałam,
co powiedzieć.
–
O czym ty mówisz? – To powoli zaczynało być za dużo jak na jeden dzień. Obaj
naraz coś sobie ubzdurali? – O czym ty
mówisz?
Teodor
zmierzył mnie krótkim spojrzeniem pełnym wstrętu.
–
Stone z chęcią opowiadał o tym, z jak wielką pasją go całowałaś.
–
Nie! – zaprzeczyłam natychmiast. Nagle zapragnęłam wyprowadzić Ślizgona z
błędu, choćby nawet miała ucierpieć na tym moja godność. – Nie, wcale tak nie
było, ja… ja nie mam pojęcia, o co mu chodziło!
On
zaśmiał się gardłowo. Z pogardą.
–
Zabini miał rację – jesteś cholernie przebiegła.
Wszystko
w jednej chwili prysło. Chęć załagodzenia sporu zniknęła, zastąpiona przez chęć
wygarnięcia Teodorowi wszystkiego, co od dawna leżało mi na sercu. Wprawdzie
coś czułam, że to nie jest dobry pomysł, że mogę tego żałować, ale w tamtej
chwili miałam jeden cel: wyprowadzenie chłopaka z równowagi.
–
Rozmawiasz z Zabinim na mój temat, no proszę! – zawołałam kpiąco, machając
rękami na wszystkie strony. – Z kimś jeszcze? Och, no tak, moja osoba ostatnio ciągle
pojawia się w twoich konwersacjach, co?
Był
spięty. Spięty i jednocześnie niezaprzeczalnie wściekły.
Wiedziałam,
że ta kłótnia nie skończy się dobrze.
–
Zamknij się, Granger – rozkazał, nachylając się lekko. – Zamknij się, bo
niczego nie wiesz.
–
Ach, tak? – Zbliżyłam się do Teodora najbliżej, jak tylko w tamtej chwili
mogłam, odległość między nami wynosiła może trochę więcej niż pół stopy.
Patrzyłam mu prosto w oczy, w te niemożliwie piękne tęczówki, ledwo nad sobą
panując. – Jesteś hipokrytą, Nott. Jesteś największym hipokrytą, jakiego
spotkałam. Kpisz sobie ze mnie, gardzisz, ubliżasz, ale nie, ja nie mam prawa
się odezwać, a kiedy powiem prawdę na
TWÓJ temat – każesz mi milczeć!
I
wtedy już musiałam się cofnąć, bo nigdy nie widziałam tak wielkiego sztormu na
szarym morzu.
–
Ty nie jesteś lepsza, Granger – zaczął z pozornym spokojem. – Już ci kiedyś
mówiłem, że bawisz się ludźmi. Co, może tak nie jest? Kochasz to robić. Owinęłaś sobie wokół palca Weasleya, potem Stone’a, a te… Nie potrafisz z nikim się
przyjaźnić, ani z Potterem, ani z Ginewrą, ani nawet z Gray! Każdego po czasie
od siebie odsuwasz, zupełnie jakby już ci się znudzili! Powiedz, Granger, ile
razy mnie chciałaś się pozbyć, co?
Chcesz, żeby inni się przed tobą korzyli i błagali, abyś ich do siebie
dopuściła!
–
Mówi to ten otwarty! – wykrzyczałam chłopakowi prosto w twarz z taką mocą, że
aż zapiekło mnie gardło. – Ile razy musiałam się do ciebie przebijać, bo ty
byłeś niedostępny! Ile trudu musiałam włożyć w to, żebyś przestał się wreszcie
zamykać!
–
No właśnie, i w tym jest problem! Od zawsze na siłę starałaś się mnie zmienić,
choć zawsze powtarzałem ci, że to nic nie da, że jedynie na tym stracisz!
–
Rzeczywiście, bo chamstwo, złośliwość i oschłość są zbyt głęboko w tobie
zakorzenione!
–
Granger!
–
Mam wymieniać dalej?! – Wrzeszczałam. Wrzeszczałam ile sił w płucach, nie
dbając o to, czy ktoś nas usłyszy, czy nie. Wściekłość, to ona mną zawładnęła i
kazała moim oczom ciskać gromy, policzkom rumienić się, a dłoniom mocno
gestykulować. Wściekłość na kilka chwil zmieniła Hermionę Granger w kogoś, kim
nigdy by się nie stała, gdyby nie poznała Teodora. – Jesteś chamski, bezczelny,
opryskliwy, egoistyczny, zimny, wredny…
–
Zamknij się! – warknął przez zaciśnięte zęby.
Nie,
nie tym razem.
–
W dodatku ciągle chcesz rządzić! – wyrzuciłam wreszcie z siebie. Już od tak
dawna chciałam się tego pozbyć. – Myślisz, że możesz robić ze mną co tylko
chcesz, ale nie, wcale tak nie jest! Wielki Teodor Nott nie posiada władzy nad
każdym! Uważasz, że masz nade mną kontrolę, zawsze tak uważałeś i nigdy nie
przyjmowałeś do wiadomości, że jest INACZEJ!
Dyszałam
ciężko po tym wywodzie, czekając na odpowiedź Ślizgona. On zaś zmierzył mnie
krótkim spojrzeniem, a potem znów popatrzył mi w oczy.
–
Ta najmądrzejsza, najodważniejsza, najwspanialsza… A tak naprawdę cholernie uparta,
perfidna, wyrachowana – wycedził chłodno. W porównaniu z moim poprzednim
krzykiem jego lodowaty głos zabrzmiał niewiarygodnie cicho. – Jak to jest,
Granger? Przyjemnie? Widzieć, jak ludzie się z tobą męczą?
Z
trudem przełknęłam ślinę.
–
Masz parszywy charakter, Nott – powiedziałam z największą nienawiścią, na jaką
tylko było mnie stać – tak parszywy, że nie wiem, jak możesz spojrzeć
komukolwiek w oczy.
–
Tobie przychodzi to całkiem łatwo, choć wiele się nie różnimy.
–
Nie obrażaj mnie, Nott. Jesteśmy zupełnie inni. Ja nie zmieniam zdania jak w
kalejdoskopie, nie mam jakichś chorych humorów ani…
–
Nie masz humorów?! – ryknął. Po raz pierwszy od wielu, wielu dni się go
zlękłam. Tak naprawdę. Bo wreszcie dostrzegłam ból i furię na twarzy, gwałtowne
gesty tuż obok, a w uszach dudnił mi ten wręcz ogłuszający ryk. – Nie masz humorów?! Czy ty siebie w ogóle
słyszysz?! Przestań wmawiać sobie i innym, że jesteś nieskazitelna, bo nikt z
nas nie jest! Przestań wreszcie się gloryfikować, jakbyś nigdy nie miała
niczego na sumieniu!
–
No to wymień, co takiego mam na sumieniu! – zaperzyłam się.
–
MNIE! – odparł natychmiast. Rozszerzyłam w zdziwieniu oczy. – Mnie, do cholery,
bo nigdy nie potrafiłaś się jasno określić, czy chcesz prowadzić dalej tę
znajomość, czy nie!
–
To teraz ci mówię, że nie, nie chcę! – krzyknęłam, choć wiedziałam, jak bardzo
mogę tego żałować. W tamtej chwili jednak nie dbałam o to. Ani trochę. Chciałam
go zranić, zupełnie jak on ranił mnie. – Nie mam najmniejszej ochoty z tobą
dłużej rozmawiać, przebywać, nic! Nieważne, czy mamy wspólne sprawy, czy nie,
nie będę tego dalej ciągnąć, leć do tej swojej Ivy!
Och,
to było niemądre, Hermiono.
Teodor
parsknął drwiącym śmiechem.
–
A więc o to ci chodzi?! – spytał z niedowierzaniem. – O głupią Gray?! Jeszcze
może myślisz, że coś mnie z nią łączy?!
–
A ty wciąż twierdzisz, że całowałam się z Rogerem!
–
Bo to do ciebie podobne!
Ręka
świerzbiła, by go uderzyć. Jak najmocniej.
–
Do mnie?! – krzyknęłam z niedowierzaniem. – Całowanie się z kim popadnie?!
–
Jeśli to mogło pomóc ci w osiągnięciu celu!
–
Przestań! – w moich oczach po raz pierwszy zabłysły łzy. Teodor zdawał się tego
nie zauważać. – To ty nigdy, nigdy
nie oponowałeś, kiedy Ivy za tobą ganiała! Ty zawsze na wszystko pozwalałeś, a
mnie od siebie odsuwałeś jakbym w ogóle się dla ciebie nie liczyła! Traktowałeś
z góry, protekcjonalnie!
–
Twoje relacje ze Stone’em też zaliczyłbym do bliskich! Przytulenie, jakieś
szeptanie do ucha, pocałunki!
–
Nigdy się z nim nie całowałam!
–
Nie wierzę ci.
–
Jesteś aż tak zazdrosny?!
–
Bo nie mogę patrzeć, jak on się do ciebie klei!
Niemalże
dokładnie to samo powiedział mi tego dnia Roger. Szlag.
Między
nimi zawsze była rywalizacja.
W
tamtej chwili dotarło do mnie, jak bardzo pomyliłam się w osądzie Teodora.
Odgarnęłam w czoła włosy, zamrugałam szybko, strasznie nie chcąc się przy nim
rozpłakać. Kiedy znowu na niego spojrzałam, wyraz jego twarzy wcale się nie
zmienił – wciąż wyrażał absolutne obrzydzenie, nieokiełznany gniew i ból.
Nie,
to nie był ten Teodor, który stał się jedną z najważniejszych osób w moim
życiu.
–
Wiesz co? – wychrypiałam z trudem. – Przez długi czas oszukiwałam się.
Oszukiwałam się, sądząc, że jesteś inny. Inny od Malfoya, Zabiniego i całej reszty
tych parszywych Ślizgonów, a jednak nie, jesteś taki sam jak oni! Jesteś
bezduszny, egoistyczny i kochasz ranić!
Teodor
w jednej chwili ruszył w moją stronę, zaś sekundę później zostałam zablokowana
przy ścianie między jego ramionami. Oddychałam niesamowicie szybko, czując
gorąc na twarzy i szybkie bicie serca Wydawało mi się, że zaraz wyrwie się z
piersi, a ja będę skazana na wieczne wykrwawianie się. Powolne umieranie.
Oddech
nadal przyspieszał.
Poczułam
się osaczona. Jakby nagle ktoś odebrał mi całą wolność, a ja rozpaczliwie
zapragnęłam ją odzyskać.
Może
dlatego nim którekolwiek z nas zdążyło cokolwiek zrobić, przytknęłam swoją
różdżkę do żeber Teodora.
Niespodziewana
cisza, spokój, wszystko zatrzymało się.
Obiecałam
sobie, że więcej nie cofnę się przed brunetem.
I
nie zrobiłam tego. A w zamian za to posłałam mu groźbę. Bardzo jasną jak na
mnie i śmiertelnie poważną.
Nie
bez pokrycia.
Boże.
Co ja zrobiłam?
Ze
strachem przesunęłam wzrok z końca różdżki poprzez mostek chłopaka aż na jego
twarz i rozszerzone w zdziwieniu oczy.
Niespiesznie
odsunął się na sporą odległość, jednak ja nie opuściłam dłoni. Nadal w niego
mierzyłam. Pokazywałam mu, że ze mną nie ma żartów i że jeden zły ruch, a
będzie leżał bez świadomości na posadzce.
Nie
zawahałabym się.
Milczeliśmy.
Wpatrywaliśmy się w siebie z napięciem, bez ruchu, aż on sam wreszcie się
wyprostował. Co jakiś czas zerkał na moją różdżkę, jakby bojąc się, czy
przypadkiem nie zrobię niczego wcześniej, niż on to przewidywał.
–
Oszalałaś? – prychnął cicho. – Nie jesteś w stanie mnie przekląć.
Uniosłam
brew.
–
Skąd możesz to wiedzieć? – spytałam wyzywająco. – Byłam w Gwardii Dumbledore’a,
a na Konkursie dotarłam aż do walk. Pokonałam samego Snape’a w pojedynku. Znam
kilka pożytecznych zaklęć. W dodatku aktualnie cię nienawidzę. Chcesz jeszcze
jakiś powód, dla którego bez problemu mogłabym cię oszołomić?
Roześmiał
się.
–
Nie zaatakowałabyś kogoś, kto nie ma nawet różdżki w ręku. Chociaż w sumie
Malfoy też jej nie miał, a i tak od ciebie oberwał. Powinienem czuć się
zagrożony?
–
Powinieneś – warknęłam, bezwiednie unosząc dłoń wyżej. – Ale nie powinieneś więcej
się do mnie zbliżać, rozumiesz?
–
Jakoś nigdy mnie przed tym nie powstrzymywałaś.
Powiedział
to z taką pewnością w głosie, że nawet gdyby jawnie nie miał racji, i tak bym
mu uwierzyła.
Ta
odpowiedź pobudziła zamęt w moim umyśle, wprawiła mnie w niepokój i
zdezorientowanie.
–
Co to ma do rzeczy? – spytałam nieco drżącym głosem.
–
Jesteś słaba.
Pięć
stóp między nami.
–
Chcesz sobie wmówić, że nigdy nic się nie wydarzyło, ale nie potrafisz mnie
odepchnąć.
–
Bo nic się nie wydarzyło. Nigdy.
–
Czyżby?
Cztery
stopy między nami.
–
Wciąż odsuwasz mnie od siebie, chociaż doskonale wiesz, że wolałbym nieco inny
obrót spraw.
Trzy
stopy między nami.
–
Skąd niby miałabym to wiedzieć?
–
Nie jesteś ślepa. Ja również.
Dwie
stopy między nami.
–
Nie mam pojęcia, jak z tobą jeszcze wytrzymuję. Wciąż uciekasz, chociaż nie
powinnaś, co również doskonale wiesz.
–
Nie uciekam.
–
Oczywiście.
Zaledwie
stopa, a różdżka już opuszczona.
–
Nie widzisz niczego poza czubkiem własnego nosa. Chcesz, by wszyscy byli wobec
ciebie ulegli, oddani jak psy. Jesteś słaba.
–
To już wiem.
–
Tchórz. Pieprzona egoistka. Powiedz, Granger, dlaczego czasem musisz być taką
suką?
Parę
cali i moja dłoń zadająca siarczysty policzek.
Teodor
zaklął, po czym szarpnął mnie mocno za ramię, znów wściekły jak wcześniej.
Zareagowałam
instynktownie.
Nie
panowałam nad sobą i nad swoimi ruchami, przed oczami miałam jedynie upiorny
grymas gniewu. Kierując różdżkę w stronę chłopaka, wypowiedziałam w myślach
formułę zaklęcia. Znowu usłyszałam przekleństwo, a ręka, na której pojawiło się
głębokie, krwawiące rozcięcie, natychmiast mnie puściła. Nie patrząc więcej na
chłopaka, wyminęłam go i pędem puściłam się korytarzem.
A
jednak potrafiłam go skrzywdzić.
Zatrzymałam
się dopiero na którymś piętrze, nawet nie liczyłam na którym. Nie na schodach,
po których właśnie się wspinałam, a w korytarzu. Oparłam się o ścianę niedaleko
pochodni i wreszcie pozwoliłam łzom płynąć po policzkach.
Po
raz pierwszy płakałam przez Teodora.
Coś
mówiło mi, że chyba nie ostatni.
Miałam
ochotę coś roztrzaskać. Krzyczeć. Wyć z rozpaczy.
Przecież
obiecałam sobie, że nigdy więcej nie cofnę się przed Teodorem. A tymczasem
byłam słaba, słaba dokładnie jak on to powiedział.
Złamałam
przyrzeczenie.
Zaszlochałam
cicho, ukrywając twarz w dłoniach.
A
jeśli miał rację? Jeśli rzeczywiście byłam perfidna, wyrachowana, jeśli
rzeczywiście bawiłam się ludźmi, między innymi też nim? Jeśli rzeczywiście nie
różniliśmy się od siebie?
Klęska.
Moja własna, osobista klęska.
Cholera
jasna.
Przyzwyczaiłam
się do Teodora. Przyzwyczaiłam się do jego obecności, do rozmów z nim, do jego
dotyku, zapachu i spojrzenia. Miałam to wszystko utracić przez jedną kłótnię?
Ale
z drugiej strony obraził mnie. W dodatku wcześniej padło tyle dobitnych słów.
Nie
mogłam uwierzyć, że dopuściłam do czegoś takiego. Że oboje mieliśmy tak wiele
sobie do zarzucenia i dopiero w tym momencie wszystko wyszło.
Może
to nawet lepiej. Wiedziałam, na czym stoję. Wiedziałam, czego on we mnie nie
lubił, a on co drażniło mnie.
Tylko
ta świadomość, że nie uda się tego odbudować…
Cholera.
Czy nie powinnam była wściekać się na niego, zamiast żałować, że tak bardzo
dałam ponieść się emocjom?
To
był Teodor. Teodor Nott, do którego od dawna miałam słabość i którego już
zamierzałam przeprosić za wszystko, co powiedziałam, zrobiłam.
Ale
nie mogłam. Duma, duma mi nie pozwalała, jednak wiedziałam, że to dobre. Że
przyjście do niego ze skruchą wcale nie wyglądałoby najlepiej.
Nie
wiedziałam, czy w ogóle chcę to robić. Nadal byłam bardziej wściekła niż
rozgoryczona.
Zranił
mnie. Zawiodłam się, bo myślałam, że jest inny.
A
jednak się myliłam.
I
chyba właśnie wraz z tą myślą ostatecznie zdecydowałam, że nie będę niczego
naprawiać. Że nie warto. Że nie powinnam, bo znowu zaufam, a okaże się inaczej.
Że tak naprawdę Teodor w ogóle się dla mnie nie liczy.
Musiałam
przestać o nim myśleć.
Musiałam
nauczyć się funkcjonować bez znajomej obecności obok.
Musiałam
odzwyczaić się patrzenia na niego.
To
chyba było najtrudniejsze. Niepatrzenie na niego i w te szare oczy, które już
wiele miesięcy temu mnie uwiodły.
Które
już wiele miesięcy temu skazały mnie na powolne umieranie.
Bo
pętla na mojej szyi wcale się nie rozluźniła. Nie zdjęto jej, nie opadła.
Z
czasem miała zacisnąć się do końca, a ja miałam powoli się dusić.
Teodor
był dla mnie cholernie ważny.
I
to on miał odebrać mi życie.
***
Blask
ognia trzaskającego w kominku.
Cisza
otulająca całe pomieszczenie.
Smukłe
palce obejmujące różdżkę, jasne oczy wpatrujące się w jej koniec.
–
To nie ma sensu.
Cienie
szykujące się do ataku.
Śmierć
czyhająca na życie.
Figury
przesuwały się po szachownicy, hetman przebił się przez obronę.
Niektóre
pionki tak łatwo dało się zniszczyć. W ogóle nie były potrzebne na planszy.
Cienie
chwytały światło.
–
Szach mat.
_______________
Jestem
tuż po zabawie szkolnej, trwającej aż cztery godziny, więc za wszelkie błędy
nie bijcie.
Nie
bijcie również za scenę Teomione, bo po prostu musiałam to zrobić. Strasznie
brakowało mi takiej porządnej awantury, a skoro nadarzyła się okazja. Pisało mi
się ją na początku fatalnie i dopiero niedawno się rozkręciłam i napisałam ją
prawie-prawie tak, jak mi się to marzyło. Bo wiecie, ja ją planowałam od mniej
więcej piątego rozdziału :D
Zmiana
szablonu, bo tak. Bo ten ma fajny napis. Stara praca, sprzed paru dobrych
miesięcy, ale w sumie nie jest chyba taka zła. Następny rozdział pojawi się
zapewne w pierwszej połowie lipca, chyba że Wena dopisze i uda mi się napisać
go w tydzień. W przyszłą sobotę jadę hen daleko, gdzie nie będzie Internetu,
komputera i w ogóle, więc pisanie ograniczy się jedynie do zeszytu, cóż.
Ludzie. Jak Was informuję, że
rozdział będzie tego i tego dnia w godzinach późnowieczornych, to znaczy, że
wtedy się pojawi. Nie musicie wzdychać, parskać, naciskać, gdzie on się
podziewa. Już Wam mówiłam, że jak coś obiecuję, to dotrzymuję słowa. Wypytywanie,
kiedy będzie, czy w ogóle będzie, nie poprawia mi nastroju, a wręcz denerwuje.
Okej, fajnie, że się interesujecie i ja to naprawdę doceniam, ale proszę, ILE
MOŻNA?
Do
cholery.
Empatia
JARAM SIĘ JAK POCHODNIA.
OdpowiedzUsuńA komentarz do rozdziału dostarczę do rąk własnych, jak zawsze <3
No i bardzo dobrze, czekam <3
UsuńFJLSDKJFLKSJFLKSJFALKSJFLAKJFLKJ *o*
OdpowiedzUsuń...
Ale i tak nienawidzę scen, kiedy się kłócą ._.
To jest ... Nie mogę znaleźć na ten rozdział słów ! Głupi Roger ! Nienawidze go za to co powiedział Hermionie i przez niego Teomione się pokłócili . Ale i tak pozdrawiam i życzę weny .
OdpowiedzUsuńBoże..Jak Teo mógł ją nazwać suką? :O Ale Hermiona nie była bezkarna i to popieram. :] Czytając kolejne zdania myślałam: Może będzie buzi? Za chwilkę...teraz..no, dajesz Teoś..'' itd. Ale widzę, że Empatia jeszcze nie napisała wyczekiwanego przez nas momentu. :D Połowa lipca? :C No i nie będzie prezentu urodzinowego ;___; Szkoda. Życzę dużo, dużo weny i pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńAhahah, nie, akurat ta scena jest już napisana, tylko jeszcze trochę rozdziałów minie, aż ją wkleję :DD
UsuńPozdrawiam również! ^^
Pocieszyło mnie to ,,trochę'' :D. Mam nadzieję, że to nie będzie duuże trochę. W sumie dobrze, że nie było kissa w tym momencie. Co oznacza, że jeszcze nam nieco popsujesz nerwy wyczekiwaniem, ale warto. :]
UsuńUmm... cześć? tak, WIEM, nie komentowałam sto lat, ale to nie znaczy, że nie czytam, o nie. Nie mogłam doczekać się tego rozdziału i... tak po prawdzie, to mam mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony mi się podobało, bo ja dla odmiany lubię sceny, w których "pary" się kłócą (bo potem tak fajnie się godzą, hahaha), dlatego ucieszyłam się, że szykuje się kolejna kłótnia (matko, jak to brzmi). A ta awantura... była ważna. Bardzo ważna. Dlatego, że pokazała, jak bardzo im na sobie zależy, ale też dlatego, że padło sporo niemiłych słów, których zdecydowanie nie spodziewałam się usłyszeć/przeczytać, whatever. Po pierwsze: NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TEOŚ NAZWAŁ HERMIONĘ SUKĄ. No nie mogę. Nie wiem, czy tak łatwo mu to wybaczę. Okej, Hermiona bywa nieogarnięta, głupia i czasem rzeczywiście trochę (choć w sumie nieświadomie) bawi się ludźmi, ale... SUKA? Oj, Teodorze, Teodorze, co z ciebie wyrosło. Mam nadzieję, że zżerają go teraz wyrzuty sumienia, o. (+ cieszę się, że Hermiona się nie dała, mądra dziewczyna!)
W sumie nie wiem, co jeszcze napisać. Przez cały rozdział miałam wrażenie, że się pocałują, ale w sumie to nawet cieszę się, że stało się inaczej, bo takie okoliczności byłyby dość... oklepane. Liczę, że zaskoczysz nas tym słatewnym pierwszym kissem :D
Czekam na następny rozdział i obiecuję, że od teraz będę pojawiać się częściej. W końcu mamy wakacje, no nie?
Pozdrawiam :*
Najbardziej genialny, zajebisty rozdział na tym blogu! Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńKłótnia świetnie wyszła, aż denerwowałam się z każdym słowem, tak jakby to mnie obrażano. :D Ale ta "suka" mnie strasznie zaskoczyła, jak i to, że pocałunku nie było - ale to dobrze. Pocałunek w takiej scenie byłby czymś zbyt oczywistym. :)
Pozdrawiam, życzę dużo weny.
nie wiem jak to skomentować, na serio... na usta ciśnie mi się tylko- WOW.
OdpowiedzUsuńA ja sobie myślę, że to jest przełomowy moment dla Teomione! :D Bo w końcu któreś się złamie i będzie chciało przeprosić, może tym razem Teodor zauważy, że przegiął pałencję xD. Bo chociaż oboje są nie bez winy, to grubo przesadzili, zwłaszcza Teo z tą suką. Skoro planowałaś tę kłótnię tak długo, to musi być przełomowa! :D Padły na tyle przykre słowa, że wybaczenie ich sobie nawzajem będzie wymagało przeciwwagi w postaci czegoś... miłego, że się tak wyrażę :D A może po prostu jestem już tak uszkodzona mentalnie przez czekanie na ten pocałunek, że mój rozum zawodzi i sobie coś dopowiadam XD.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamm,
Ceres
Ano przełomowy, masz w stu procentach rację, ponieważ oni wreszcie, hm, "o sobie wiedzą". Każde z nich wie, że drugie czuje to samo, tylko teraz co z tym fantem zrobić? ^^''
UsuńDziękuję za opinię i pozdrawiam! :)
Bardzo dobry rozdział, pełen emocji, choć przejście od nienawiści do spokojnej rozmowy i chęci przeprosin trochę wytrącało z równowagi.. Policzek zdecydowanie się należał i był perfekcyjnym zakończeniem kłótni, brawo!
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie oczekuję kolejnego rozdziału, choć pewnie Teomione zniknie na pewien czas skoro kłótnia, nie gódź ich proszę już w następnym rozdziale, to by wszystko zniszczyło i było zbyt przewidywalne ;)
A co do szablonu, mi się nie podoba jeżeli mam być szczera, Emma wygląda tu jak jakaś prostytutka z tą miną.. I w ogóle mam wrażenie, że większość Twoich szablonów jest do siebie bardzo podobna, brakuje tutaj jakiejś świeżości, zaskoczenia. Masz talent, ale zaryzykuj i zmień styl i może nie powtarzaj tego co jest na szablonie- ten chłopak i to samo zdjęcie było wcześniej, więc zmiana szablonu jest taka jedynie kosmetyczna. Ale to tylko moja opinia :)
Pisz dalej i powodzenia!
Pozdrawiam,
Marta
To, co szykuję w następnym rozdziale, to moja słodka tajemnica, ale mogę zdradzić, że nie planuję tak szybkiego pogodzenia, spokojnie ^^
UsuńNo właśnie próbuję zmienić styl, zrobić coś nowego, ale efekt końcowy zazwyczaj niezbyt odbiega od tego, co zwykle prezentuję. Nie wiem, będę się starać. Jak na razie bardzo dziękuję za sugestię :)
Pozdrawiam gorąco!
Dzięki za odpowiedź :D
UsuńTo dobrze, bo jak spoglądam w dół to wszyscy tylko 'pocałunek, pocałunek!' ludu ogarnij.. Wszystkie opowiadania czy filmy po tym wielkim POCAŁUNKU robią się w zasadzie nudne, bo wtedy tylko 'och jak Cię kocham!' 'nie ja Ciebie mocniej!' 'och nie misiaczku ja Ciebie!' bleee
Każde opowiadanie/ film jest ciekawy w zasadzie tylko do tego momentu, bo to właśnie uwielbiam gdy już myślę no zaraz się kuźwa pocałują! a tu nie, ha, nie ma tak łatwo
Kiedy walczą z uczuciami bądź one dopiero się rodzą, to jest właśnie esencja opowiadania <3
Co do szablonu.. Może zmień trochę kolorystykę? Zabaw się kolorami, bo stale tylko brązy i szaroście.. Broń Teodorze przed jakimiś różami czy żółcią, bleh.. Ale może jakaś ciemna zieleń? W końcu kolor Slitherinu ;D Czy granat albo śliwka? Chociaż jasne kolory też nie są takie złe, błękit czy biel również mogą dodać tajemniczości ^^
Ściskam ciepło (choć przydałoby się trochę śniegu przy tych 30 stopniach :/ hejted lato! zimo wróć <3)
Marta
Kłurnia Hermiona&Teoś - czekałam na ten moment ! :) Dobrze, że Nott wtedy nie wspomniał o jej pochodzeniu, tzn. nie nazwał jej szlamą. Wszystko wyszło bardzo realistycznie, naprawdę. Kiedy Miona wyciągnęła różdżkę myślałam: "Teodor, kretynie, na co czekasz, .pocałuj ją. No ale nic. Nie można mieć wszystkiego. A na taki rozdział warto czekać. Po prostu majsterszyk ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, emersonn
Widzę, że wróciłaś do motywu samobójczyni, podoba mi się. Ta kłótnia wyszła Ci świetnie i cieszę się, że ją umieściłaś, przecież ich historia nie była i nie może być zbyt przesłodzona. Hermiona całkiem nieźle poradziła sobie z Teodorem, wygarnęła mu, użyła różdżki. O jej słabości świadczy tylko to, że uciekła i się popłakała, ale przecież nikt nie jest idealny... Jestem ciekawa, co teraz będzie, przypuszczam, że Hermiona nie będzie unikać Teodora (po pierwsze, to już było, a po drugie, nie chce się przed nim cofać), ale na pewno ich relacja nie będzie wyglądała już tak samo jak wcześniej. Przynajmniej przez pewien czas. Czekam na pocałunek, ale nie popędzam, bo magia wyjątku tkwi w tym, że wszystko dzieje się w idealnym tempie. Pozdrawiam, gratuluję ocen i życzę przyjemnych wakacji!
OdpowiedzUsuńA ja czekałam, czekałam już chyba od co najmniej dziesięciu rozdziałów, aż wrócisz do tej nieszczęsnej samobójczyni. I doczekałam się, hurra!
OdpowiedzUsuńWięcej nie ma co się rozwlekać, bo i tak wyjdzie na to, że to jest genialne, więc lepiej ująć to po prostu w jednym zdaniu. A, parę literówek gdzieś się wkradło, ale wiem, że taki długi tekst ciężko dopracować do perfekcji ;)
Szczerze? Nienawidzę takich momentów. Nie chodzi mi o kłótnie. Chodzi o chwile, kiedy wiadomo, że "nigdy nie będzie tak jak wcześniej". Ledwo co przechodziłam przez to podczas oglądania nowego ulubionego serialu (czytaj: ulubionego jeszcze nie skończonego serialu, bo dla mnie na pierwszym miejscu jest zawsze House. I Harry, ale to nie serial ;D), a teraz taki przełom przy Teomione. Taka niezręczna "cisza" w ich relacji...
PS Hermiona + Ślizgon = policzek. Sprawdziło się w przypadku i Malfoya, i Notta. Oj, skreśl Notta. Ma być: Teosia albo Cudownego Teodora <3
Mam jeden komentarz do tego rozdziału.. -CO?! Już nawet w tej kółtni spodziewałam się, że nagle będą się całować -wiesz tak full romantic. Ale nie, jebnęła go tu tak o. I CO TO MA BYĆ?! Jestem szczerze oburzona tym rozdziałem. Mam nadzieję, że to napraiwsz i i że będzie wszystko okej. No póki co foch. Tak! Foch Forever do następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńSkandal, pozdrawiam. ;p
Ta kłótnia się tutaj przydała. Wiadomo, jeszcze poczekamy na przełomowy moment wątku miłosnego, ale lepiej jest czytać jak się kłócą, wyzywają i obrażają niż miziają przez cały czas. Budujesz napięcie.
OdpowiedzUsuńCiekawe, co teraz będzie. Piszesz, że następny rozdział będzie ważny. Ważny pod jakim względem? Bo ja mam wiele różnych koncepcji i nie wiem, która jest właściwa.
Ivy. Ona cały czas miesza. Nadal nie mam o niej dobrego zdania, nie jestem w stanie jej polubić jako bohaterki. Jednak mam dziwne wrażenie, że jest coś jeszcze ponad to wszystko. Że nie jest taka zła jak ją wszyscy malują. Ciekawe co powie Dumbledore.
Pozdrawiam serdecznie.
Cześć :) Dopiero niedawno znalazłam ten blog i szczerze muszę ci powiedzieć że się zakochałam <3 niektóre rozdziały to potrafiłam czytać nawet o 3 w nocy:p A co do tego rozdziału to wyszedł świetny jak przeczytałam to że Teo nazwał Hermi suką myślałam że spadnę z krzesła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Weny Weny i jeszcze więcej Weny !!
Oh, jak ja się cieszę, że trafiłam na tego bloga. Moim skromnym zdaniem jest to jeden z lepszych blogów - a jest ich niewiele, uwierz mi - o paringu Hermiony z kimś z HP. Czytając słit blogi o Dramione, w którym to Dracuś jest grzecznym chłopczykiem, a Miona niewiadomo jaką seksbombą, robi mi się niedobrze. Nie mówiąc już o tym, że w każdym opowiadaniu Ron, mój Ronuś<3, robi za tępaka i prostaka. Wolę już nie pisać o Fremione, przez które straciłam szacunek do większości autorek. Chyba jeszcze tylko jako tako toleruje Sevmione, ale to dzięki boskiemu "Bez cukru".
OdpowiedzUsuńWracając do Twojego Teomione, które jest cudowne. Mogłabym godzinami czytać różne sprzeczki Granger i Notta. Nigdy nie myślałam o takim paringu, ale w Twoim wykonaniu jest jak najbardziej naturalne. Jest już ponad 30 rozdziałów, a oni jeszcze nie pocałowali się i dzięki tem cały ten zarys ich znajomości jest bardziej wiarygodny. Oh, ale oprócz tej całej masy zalet jest jedna wada. Gdzie jest Hagrid? Strasznie mi go brakuje w Twoim opowiadaniu, naprawdę T.T
A co do rozdziału, to jak Teoś mógł nazwać Mione suką? Oj, nieładnie.
Tak się zastanawiam, kto wyciągnie pierwszy ręke na zgodę?
Jeju to było cudowne! Jeden z lepszych rozdziałów, o ile nie najlepszy. Ta ich kłótnia mm.. Wreszcie powiedzieli otwarcie, co im leży na wątrobie. To było takie naturalne, czytało się gładko. Te emocje xD
OdpowiedzUsuńTo zakończenie bardzo mnie zaciekawiło. Nie mam pojęcia o co chodzi i strasznie mnie to irytuje. Wiem, wiem, wszystko w swoim czasie.
Ostatnie miesiące nie miałam czasu komentować - poprawianie ocen i te sprawy, ale już wszystko załatwione, pasek jest, można nadrabiać :)
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, szczególnie po tym. Gratuluję tego wyróżnienia ;)
Pozdrawiam
ech, kiedy oni się w końcu pocałują?? Durny Roger -.-''
OdpowiedzUsuńNigdy.
UsuńAmen.
Na początek sorcia że nie komentowałam dużo ocen do poprawiania i wodgule. Postaram sie nadrobić ;). A teraz o blogu hmm... co tu dużo mówić pi prostu boski. Podoba mi sie to że akcje rozwijasz powoli anie tak jak na innych blogach dhl itp że od razu lepią sie do siebie i całują. Ten rozdział uwielbiam, spodobała mi sie ta kłótnia. Dobrze odzwierciedliłaś haraktety miony i teodora. Postaram sie. Na koniec mam dwie małe prośby czy mogłabyś napisać tą kłótnie z perspektywy teodora jestem ciekaws co on myślał wtedy. I druga prośba czy mogłabyś napisać odpowiedź pod mojim komentarzem? Chce wiedzieć czy przeczytałaś go. :) Z góry thx i pozdrawiam:
OdpowiedzUsuńMILKA :*
Czytam każdy komentarz :)
UsuńBardzo dziękuję za opinię. Kłótnia była bardzo potrzebna, jak zauważyłaś, więc no, niech mi inni nie wmawiają, że nie :DD Co do prośby, to raczej odpada. Ni w kij, ni w gruszkę mi to pasuje, w dodatku pisanie z perspektywy Teodora TEGO SAMEGO ZDARZENIA... Nie, nie, nie, dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie!
Cześć! :) Nie wiem, czy bawisz się w takie głupotki, ale zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Naprawdę na to zasługujesz, cudownie piszesz. www.dramione-pozory-myla.blogspot.com/2013/06/the-versatile-blogger.html
OdpowiedzUsuńW dwa dni łyknęłam twojego bloga i powiem Ci, że mnie bardzo wciągnął. Takiego paringu jeszcze nie czytałam..
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie. Mój pierwszy blog i pierwszy rozdział :)
http://hermiona-granger-draco-malfoy.blogspot.com/
Czytam, czytam i usmiech nie schodzi mi z twarzy. :)
OdpowiedzUsuńG E N I A L N E !!!
O rany, a ja szczerze powiedziawszy czekałam na tę jedną, wielką kłótnię już od początku opowiadania.
OdpowiedzUsuńCo do całości - jestem naprawdę pełna podziwu co do Twojego stylu. Czyta się naprawdę przyjemnie, kreacja bohaterów jest genialna i, cóż, bez bicia przyznaję, iż Teodor kupił sobie moje serce. Uwielbiam go, ale zdecydowanie jego humorki podobają mi się najbardziej.
Co do minusów, czasem ilość opisów mnie przytłacza, lecz da się przez to spokojnie przebrnąć. Jednym słowem, opowiadanie genialne.
Pozdrawiam x3