20 czerwca 2013

Rozdział 31. Powoli

Dla Niekonkretnej,
bo jestem strasznie, strasznie dumna z tej zdolniachy.

Rano nie poszłam na śniadanie. Nie odsłoniłam kotar wokół łóżka. Nie odpowiadałam na pytania Lavender i Parvati, czy na pewno wszystko w porządku. Na lunchu również nie zamierzałam się zjawić.
Hermiona Granger nie istniała.
Hermiona Granger przez parę chwil poprzedniego wieczoru nie chciała istnieć.
To było całkowicie odmienne, takie otępienie, które mnie ogarnęło. Do dziewiątej leżałam na posłaniu prawie bez życia, jedynie oddychając powoli i wpatrując się w baldachim nad głową. Później wstałam, zostałam niemal oślepiona światłem poranka, a później, korzystając z tego, że byłam w dormitorium całkowicie sama, wzięłam w łazience długi prysznic.
Ginny przyszła koło dziesiątej, kiedy ubrana w rozciągnięty sweter oraz wytarte dżinsy siedziałam przy biurku, wpatrując się w okno. Przez głowę przemknęła mi myśl, że właściwie spodziewałam się jej nieco wcześniej, bo w sumie w niedzielę już przed dziewiątą byłam na nogach.
– Hermiono, co się stało? – spytała z niepokojem, kładąc dłoń na moim ramieniu. Ten dotyk jakimś cudem jeszcze bardziej wzbudził we mnie niepokój.
Momentalnie zerwałam się z krzesła, czując, że dłużej nie wytrzymam.
Tylko ja i Teodor znaliśmy prawdę o Ivy. Wytłumaczyłam wszystko chłopakowi, opowiedziałam o każdej sytuacji, która miała miejsce w Instytucie czy w Hogwarcie. Naraziłam go na niebezpieczeństwo, wiedziałam o tym, jednak świadomość, że pozostaję z tym sama była równie przytłaczająca jak ta, iż jedynie my z Nottem wiedzieliśmy o zadaniu Krukonki.
W tamtej chwili, patrząc Ginny prosto w oczy, widząc w brązowych tęczówkach troskę, niepokój i strach, bałam się. Bałam się, że ta informacja ją przytłoczy.
Umarli. Śmierciożercy. Voldemort.
To mogło być dla niej za dużo.
Ale jednak… ale jednak nie potrafiłam powstrzymać tych kilku słów, z łatwością wydostających się z mojego gardła.
– Ivy powinna od dawna siedzieć w Azkabanie.
Bo powinna była. Służbę u Voldemorta, nieważne czy z Mrocznym Znakiem na lewym przedramieniu, czy nie, karano odsiadką w więzieniu dla czarodziejów. Niekiedy dożywotnią, innym razem wieloletnią, a czasem krótką, lecz zakończoną pocałunkiem dementora.
Nie wiedziałam, na co zasługuje Ivy.
Ginny też nie wiedziała, ale była równie wstrząśnięta co ja. Ron, któremu powiedziałam niewiele później, natychmiast stwierdził, że trzecia wersja byłaby najodpowiedniejsza, zaś Harry od razu połączył blondynkę z Malfoyem i jego zadaniem.
Nie wykluczyłam tej kwestii, choć według mnie Draco otrzymał inną misję. Wymagającą więcej trudu i energii, skoro chodził po szkole niczym żywy trup, blady, wychudzony, bez ironicznego uśmiechu… a przynajmniej nie tak często jak zazwyczaj.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że po prostu nie ma innego wyjścia. Rozmowa z Ivy byłaby niebezpieczna, nie wiedzieliśmy, co mogłoby jej strzelić do głowy. Podchody, próby jakiegoś dogadania się nie wchodziły w grę.
Ivy i Snape. Uczennica i nauczyciel. I Voldemort.
Jak nic takie połączenie równało się śmierci.
Po lunchu obiecałam iść prosto do Dumbledore’a, a trójka moich przyjaciół chciała mi towarzyszyć. Bez oporu się na to zgodziłam, zwłaszcza że od poprzedniego wieczoru nie czułam się ani trochę pewnie w murach Hogwartu.
Jakby cały zamek stał się szachownicą, na której zostały jedynie kilka figur: czarny król oraz królowa i biały król wraz z jednym jedynym pionem.
Słabo zachowana równowaga sił.
Dodatkowy problem był taki, że nie miałam pojęcia, kto kieruje białymi pionkami. Królem był Dumbledore, bo to do niego chciała dostać się czarna królowa. Ja w jakimś stopniu go broniłam, choć tak naprawdę zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo pozostaję bezradna. Nikt prócz mnie, moich przyjaciół oraz Teodora nie wiedział o Ivy. Po ciemnej stronie królem był silny, potężny Voldemort, który również odpowiadał za ruchy figur. Prócz uczestniczenia w bitwie, sam stawał po jednej ze stron.
Bezradność. Cholerna, obejmująca każdą cząstkę mojego umysłu i wywołująca we mnie niesamowity strach, jakiego już dawno nie czułam.

Nie jest bezpiecznie, NIGDY NIE BYŁO.

Mimo że tamten list nigdy nie dotarł do Teodora, miałam wtedy rację. Nigdy nie było bezpiecznie, bo Ivy planowała to wszystko odkąd tylko się spotkałyśmy. Współpracowała ze Snape’em. Być może również z Malfoyem.
A mnie bolało to, jak łatwo dałam się jej zwieść.
Ta naiwność… Jak w ogóle mogłam być tak głupia?
Zadawałam sobie to pytanie raz po raz, choć nigdy na głos. Jedynie Ginny, blada i śmiertelnie poważna, co jakiś czas obrzucająca mnie troskliwym spojrzeniem, zdawała się znać moje myśli. Może dlatego często powtarzała, że to wcale nie ja jestem winna, że przecież nie da się prześwietlić każdego człowieka, rozpoznać jego intencji…
Ja mogłam to zrobić, a jednak wciąż odrzucałam od siebie tę myśl.
Ja, Hermiona Granger, przyjaciółka Harry’ego Pottera. Powinnam była wykazać się nieco większą ostrożnością.
Może zwiodło mnie jej niezwykle pozytywne nastawienie? Jej radość i chęć życia? To, że była Krukonką, że nic nie wskazywało na to, by miała jakieś kontakty ze śmierciożercami?
Och, Hermiono. Zawiodłaś wszystkich. Bez wyjątku.
Dlatego gdy zbliżałam się do kamiennej chimery strzegącej wejścia do gabinetu dyrektora, miałam zamiar w chociaż minimalnym stopniu odkupić swoje winy.
Harry znał hasło. Niedawno odbył z Dumbledore’em kolejną lekcję, więc z tym nie było problemu. Co jakiś czas zerkałam na przyjaciół, a po ich twarzach widziałam, że choćbym nawet chciała zrezygnować, oni by mi nie pozwolili.
Ale nie chciałam. Byłam zdeterminowana.
Dopóki nie usłyszałam głośnego wołania McGonagall.
– Proszę zaczekać!
Momentalnie przystanęliśmy i szybko się odwróciliśmy. W naszą stronę kroczyła nauczycielka transmutacji, trzymając w dłoniach jakieś papiery. Miała bardzo surowy wyraz twarzy.
– Czego chcecie od dyrektora? – spytała, gdy już się przy nas zatrzymała.
Przestąpiłam z nogi na nogę.
– Mamy pewną sprawę, musimy z nim porozmawiać – powiedziałam szybko. – To… dość ważne.
Mina Harry’ego, kiedy kątem oka na niego spojrzałam, wyraźnie mówiła, jak ważna to sprawa.
McGonagall chwyciła w drugą rękę teczki z papierami. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
I w sumie moje przeczucie się sprawdziło.
– Profesor Dumbledore wróci dopiero za parę dni. Wyjechał.

***

To był koniec. Gdybym teraz jakoś zahaczyła o sprawę Ivy, Hogwart nie obroniłby się. Snape, Krukonka, Draco i inni Ślizgoni, którzy przecież też ponoć byli zamieszani w moją sprawę… Niby przecież mieliśmy również własnych obrońców, McGonagall, Flitwicka oraz całą resztę, ale nie mogłam się oszukiwać.
Snape znał się na czarnej magii lepiej niż ktokolwiek inny. Jednym ruchem różdżki mógł zabić połowę wszystkich osób znajdujących się w zamku.
Sytuacja przypominała tę sprzed kilku lat, kiedy wraz z Ronem i Harrym odkryliśmy tajemnicą Kamienia Filozoficznego, a Dumbledore również wyjechał sobie hen daleko.
A jeśli tak jak wtedy to był podstęp, tym razem Ivy albo Snape’a? Jeśli też sprytnie zmusili go do opuszczenia Hogwartu?
To był koniec.
Musiałam milczeć, choć już wcale nie chciałam. Za bardzo się bałam.
– Czekamy – oświadczył Teodor, gdy wieczorem siedzieliśmy w bibliotece przy moim-naszym stoliku, z daleka od uczniów. – Nie chodzi nawet o poradzenie sobie ze śmierciożercami, bo jestem pewny, że McGonagall swoje potrafi, jednak mimo wszystko przydałaby się obecność Dumbledore’a. Jako potężnego czarodzieja i jako dyrektora szkoły. Kilka dni raczej niczego nie zmieni. Ani Snape, ani Gray nie domyślają się, że ktokolwiek o nich wie. W dodatku ona otrzymała jasną odpowiedź – innego zadania nie dostanie. Ma cię wypytać i pewnie nadal będzie się starała, ale ty jej nie powiesz. I tyle.
Nie patrzyłam na bruneta, wbijałam wzrok w blat stolika, ściskając mocno ręce razem.
– A nie sądzisz, że powinnam od razu powiedzieć McGonagall? – wymamrotałam niepewnie.
Nie odpowiedział od razu.
– Chyba nawet twoi przyjaciele wolą, żeby w zamku był teraz Dumbledore.
Westchnęłam, wciąż nie podnosząc głowy.
– No dobrze.
Przez chwilę oboje milczeliśmy. Nadal ściskałam mocno palce, jakoś nie potrafiąc niczego więcej powiedzieć. I pewnie jeszcze długie chwile bym tak siedziała, gdyby nie cichy, acz niezwykle… ciepły głos Teodora.
– Wierzysz mi, prawda?
Uniosłam głowę, po raz pierwszy od paru minut patrząc w te ukochane, szare tęczówki. Twarz Ślizgona wyrażała niesamowitą powagę, a jednocześnie niepokój.
– Wierzysz mi, że nie mam z tym nic wspólnego? – spytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Ach, o to chodziło.
Uśmiechnęłam się lekko, leciutko, na tyle, na ile pozwalała mi obecna sytuacja.
– Ufam ci, Teodorze.

***

Następnego dnia wraz z Ginny zmierzałam na śniadanie. Niezbyt wypoczęta po pełnej przemyśleń nocy, ogarniała mnie jedynie czujność. Nie strach jak wcześniej – czujność. Poukładałam sobie w głowie to i owo, wiedziałam, jak mam się zachować oraz co zrobić.
Udawać nieświadomą. Nie rozmawiać ze Snape’em i Ivy. Czekać na Dumbledore’a.
Niby proste zadanie, ale jednak obrona przed czarną magią pod koniec dnia niespecjalnie napawała mnie entuzjazmem.
Usiadłyśmy z rudą przy stole Gryfonów. Ron z Harrym jeszcze się nie pojawili, Lavender również nie było, z czego wywnioskowałam, że zapewne zejdą do Wielkiej Sali dopiero za jakieś pół godziny – Brown miała w zwyczaju bardzo się grzebać. Ze spokojem zaczęłam nakładać sobie jajecznicy na talerz, kiedy Ginny odezwała się ponurym głosem:
– Zaczynam wątpić.
Sięgnęłam po tost z talerza niedaleko.
– Co masz na myśli?
Odwróciła się w moją stronę. Jedno spojrzenie wystarczyło, bym już wiedziała, że coś zdecydowanie jest nie tak.
– Wątpię w nas, we mnie i w Blaise’a – wyznała. – Ostatnio odnoszę wrażenie, że… – zawahała się, jakby szukając słów - …że wychodzi z niego Ślizgon, taki prawdziwy. Zrobił się okropnie złośliwy, nawet dla mnie, w dodatku między nami nie ma tej bliskości co przed Świętami. Nie rozumiem, co się z nim dzieje, ale z drugiej strony spędzamy ze sobą mniej więcej tyle samo czasu co wcześniej, więc chyba nie znalazł sobie nikogo innego.
Żadna by go nie chciała – cisnęło mi się na usta, jednak przemilczałam to.
Wzięłam do buzi trochę jajecznicy i szybko przełknęłam.
– Może coś z rodziną? – podsunęłam. – Albo problemy w nauce? Ze znajomymi?
Ginny z każdą propozycją kręciła przecząco głową.
– Nie, na pewno nie. Pytałam go o takie rzeczy i zawsze dostawałam obszerne wykłady. To coś innego.
Przez chwilę w ciszy jadłam jajecznicę, a Weasleyówna również zabrała się za śniadanie.
– A jak z Harrym? – spytałam niewinnie. Doskonale widziałam ich zachowanie ostatnimi czasy, w dodatku okularnik często o niej wspominał.
Kwestia czasu, ot co.
Na twarz Ginny niespodziewanie wstąpił grymas złości.
– No właśnie cholernie dobrze – odparła gniewnie. – Za dobrze, odnoszę wrażenie, że nawet lepiej niż z Blaise’em. Nie rozumiem tego. Gorzej dogaduję się z moim chłopakiem, niż z moim przyjacielem!
Parsknęłam śmiechem.
– Zastanów się nad tym, Ginny – stwierdziłam z rozbawieniem. – Może to rzeczywiście coś znaczy.
Spojrzała na mnie szybko, a jej wzrok wręcz zabijał.
– Jasne. Jeszcze powiedz mi, że związek ze złym Ślizgonem Blaise’em jest absolutnie bez sensu, a skoro ostatnio ciągnie mnie do Harry’ego, to na pewno muszę do niego jak najszybciej pobiec. – Zaczęłam się śmiać, na co dziewczyna uniosła wysoko ręce i zawołała: – Harry, gdzie jesteś?!
– Tutaj.
Myślałam, że chyba poturlam się ze śmiechu pod stół, kiedy Ginny nagle zarumieniła się po cebulki włosów i momentalnie odwróciła, tylko po to, by ujrzeć zdziwionego, uśmiechniętego Pottera.
– O co chodzi? – spytał, zajmując miejsce obok niej.
Wiedziałam, że niczego konkretnego nie usłyszał, inaczej zachowywałby się bardziej niepewnie i wykazywałby większe zażenowanie. Miałam coraz większy ubaw ze zmieszania Ginny.
– Nie, o nic – ucięła. – Tak tylko mi się powiedziało…
– Na pół Wielkiej Sali?
– Takie tam żarty.
Ani widok Rona wchodzącego do jadalni, trzymając Lavender za rękę, ani nawet świadomość, że Hogwart stał się aktualnie jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Anglii, nie potrafiły zniszczyć mojego dobrego humoru.

***

Obrona przed czarną magią okazała się być nieco łatwiejsza do przetrwania, niż przypuszczałam. Czterdzieści pięć minut spędziłam z Teodorem w ostatniej ławce na tyłach sali, co jakiś czas patrząc jedynie złowrogo na Snape’a i jako-tako pogodnie na samego czarnowłosego. Nasze dłonie po sobotnim szlabanie dało się na szczęście wyleczyć zaklęciem, dość skomplikowanym, ale na tyle skutecznym, by po ranach oraz otarciach nie pozostał ani ślad.
Nienawiść do Snape’a utrwaliła się jednak całkiem mocno.
Drażnił mnie natomiast niesamowicie Zabini. Spoglądałam na niego ze złością, głównie przez to, czego dowiedziałam się od Ginny.
Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że on coś knuł.
Tylko wciąż nie miałam pojęcia, co dokładnie. Tłumaczenie jej, by z nim jak najszybciej zerwała, było bez sensu. Po pierwsze, i tak by tego nie zrobiła. A po drugie, po co się z nią kłócić? Stopniowe pchanie ją w ramiona Harry’ego stanowiło rozwiązanie o niebo lepsze, skuteczniejsze, bardziej humanitarne, bo mniej krzywdzące.
Ginny sama wreszcie doszłaby do wniosku, że mój przyjaciel to rzeczywiście ten jedyny, a Zabini nawet się nie umywa.
Oni do siebie pasowali. Po prostu. Niczym dwie połówki jabłka, te soczyste, czerwone.
Bo czerwona z zieloną średnio wykazywała jakiekolwiek powiązanie.
Po skończonej lekcji pożegnałam się z Teodorem, po czym przyłączyłam się do Harry’ego i Rona. Ten drugi rzucał mi wściekłe spojrzenia, natomiast pierwszy miał dość nieodgadnioną minę.
No nie. Znowu?
Włożyłam ręce do kieszeni szaty i uśmiechając się lekko, patrzyłam uparcie przed siebie.
– Niech zgadnę. Za dużo Notta.
– Czy nawet ty, Hermiono, musisz uganiać się za Ślizgonami? – spytał Ron, mocno gestykulując.
Muszę. Może lubię.
– A czy ty, Ron, musisz tak strasznie wściekać się z ich powodu? Myślałam, że już sobie to wyjaśniliśmy.
– Nie ufam mu.
– Ty nie ufasz żadnemu Ślizgonowi, Harry.
A ja mu ufam. I wiem, że nie robię źle.
– No dobra, może nie jest taki jak Malfoy czy Zabini…
– Myślałam, że już zaakceptowałeś chłopaka swojej siostry.
– …ale to oślizgły Ślizgon.
Zaraz zrzucę cię ze schodów, Ron.
– Nie mów tak.
– Bądź ostrożna, dobrze?
– Harry, jestem waszą przyjaciółką. Ostrożności uczyłam się przez sześć lat.
– Ale z Nottem nigdy nic nie wiadomo.
– Z wami też nie.

***

Po południu spotkałam się z Rogerem. Nasze relacje oczyściły się już i były niemalże takie same jak przed pamiętną galą w Instytucie.
Prócz tego, że już nie pozwalałam mu się dotykać.
Raniłam go. Wiedziałam o tym. Ale z drugiej strony to było lepsze, niż po raz kolejny dawanie mu nadziei na coś, co nie miało prawa zaistnieć.
Musiał zdawać sobie z tego sprawę.
Szliśmy korytarzem, rozmawiając o zdecydowanie przyziemniejszych sprawach niż Snape, Ivy, umarli, katharsis… Roger pozostawał w tej błogiej nieświadomości, wciąż o niczym nie wiedział i nie planowałam mu powiedzieć wcześniej niż Dumbledore’owi.
Tutaj nie chodziło o zbędne zadręczanie go tymi problemami, a po prostu o średnie zaufanie.
Bolało mnie to, że sprawy z nim potoczyły się w ten sposób. Bardzo pragnęłam znów móc się do niego przytulać, ale z drugiej strony on odebrałby to jednoznacznie. Bardzo pragnęłam znów czuć jego dłoń na swojej, muśnięcie warg na policzku czy na czole, bardzo pragnęłam znów czuć się wyjątkowo, zupełnie niczym księżniczka.
Egoistka. Cholerna egoistka.
Dlatego idąc obok Rogera, trzymałam się w określonej od niego odległości, starałam się nie dotykać go nawet opuszkiem palca. Rozmawiałam z nim o Ginny i Zabinim, o tym, czy rzeczywiście Ślizgoni są tacy źli. Roger miał bardzo… przewidywalne zdanie na ten temat, ponieważ po prostu wiedziałam, że coś takiego wypłynie z jego ust prędzej czy później.
– Ślizgoni to Ślizgoni. Nie staraj się do nich zbliżyć, bo jedynie się zawiedziesz.
Założyłam ręce na piersiach.
– Niekoniecznie – odpowiedziałam. Popatrzył na mnie z błyskiem w niebieskich tęczówkach. Za tym widokiem tęskniłam. Za tą grzywką opadającą na oczy i dłonią niby od niechcenia ją odgarniającą. – Głupie stereotypy. Gryfon to uosobienie męstwa, odwagi, Krukon wiedzy, Puchon sympatyczności, przyjacielskości, a Ślizgon złośliwości i przebiegłości. Nie zawsze tak bywa. Istnieją nielojalni Gryfoni, Krukoni z głową w chmurach, odważni Puchoni oraz całkiem… normalni Ślizgoni. Wystarczy dobrze się rozejrzeć, bo mogą się oni znajdować tuż pod twoim nosem.
Prychnął. Zmarszczyłam brwi. Roger, cóż, rzadko prychał. Nigdy nie okazywał tak otwarcie swojej dezaprobaty.
– Dobrze wiesz, że dobrego Ślizgona ze świecą szukać.
Dyskretnie zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku. Za dwadzieścia siódma. Najwyższy czas zakończyć tę konwersację i udać się na korepetycje. Zwłaszcza że średnio pasowało mi dalej rozmawiać z Rogerem o wychowankach Domu Węża.
Przystanęłam i uśmiechając się lekko, poczekałam, aż szatyn zrobi to samo.
– Będę się już zbierać – zaczęłam, wycofując się w głąb korytarza, z którego właśnie przyszliśmy. – Teodor znowu będzie się denerwował, że przyszłam za późno, bo przecież jest tak bardzo zajęty. Dziękuję za spacer. Dobranoc.
Odwróciłam się, by odejść, ale zatrzymało mnie pięć słów, które w jednej chwili wbiły się w mój umysł i serce, odbierając spokojne myślenie.
– On coś do ciebie czuje.
Niby nie powinny one aż tak mną poruszyć, ale zostałam zmuszona znów spojrzeć na Rogera przez sposób, w jaki je wypowiedział. Tym razem ze zdumieniem oraz mocno bijącym sercem.
– Dlaczego mi to mówisz? – spytałam głucho.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Dostrzegałam na twarzy siedemnastolatka coś, czego już od dawna nie widziałam.
Przypominał mi tonącego, który właśnie chwycił się brzytwy, ale który równocześnie nie zdawał sobie sprawy, że to może tak zaboleć.
Roger zacisnął usta i na moment spojrzał w bok. Później nasze oczy ponownie się spotkały.
– Bo wiem, że ty do niego też coś czujesz.
Zaśmiałam się nerwowo.
– Co? – wydusiłam. – O czym ty mówisz, Roger?
W jednej chwili się do mnie zbliżył.
– On… Nott nie wydaje się być odpowiedni. Dla ciebie.
Założyłam ręce na piersiach i spojrzałam na niego wyzywająco. Nie, to nie był ten Roger, nie ten sprzed kilku tygodni. Zmienił się. Całkowicie.
Miałam nadzieję, że nie przeze mnie.
– Może ty taki jesteś? – spytałam dobitnie.
– Hermiono, doskonale wiesz, o co mi chodzi – rzekł, a w jego głosie dosłyszałam nutę… błagania. – Nie będziesz z nim szczęśliwa.
– Czekaj, czekaj. – Znów zrobiłam krok do tyłu. – Dlaczego w ogóle ty mi to mówisz? Wcześniej jakoś tak bardzo cię to nie interesowało. Nie wiem, co się stało, ale jesteś inny, Roger – wyrzuciłam z siebie, nie mogąc już dłużej tego dusić. – Zupełnie inny. Nie mam pojęcia, dlaczego nagle wydaje mi się, że rozmawiam na pewno nie z tym Rogerem, do którego się przywiązałam, ani dlaczego teraz zacząłeś pleść bzdury na temat Teodora. Może mógłbyś mi to wyjaśnić, co?
Krukon cofnął się tak gwałtownie, że i ja się odsunęłam. Zacisnął dłoń w swoich włosach, a potem przeczesał je nią. Następnie spojrzał na mnie z gniewem. Bólem.
Wreszcie go poczuł.
– Po prostu… po prostu szlag mnie trafia, kiedy słyszę, że się do niego lepisz, podczas gdy on…
– Moment – przerwałam mu, unosząc jednocześnie dłoń do góry. Wpatrywałam się z niego ze złością. Czy ja dobrze zrozumiałam? – Co słyszysz?
– Że się do niego lepisz! – krzyknął, a jego głos rozniósł się echem po pustym korytarzu. Coś ścisnęło mi się nieznośnie w żołądku. – Całowałaś się z nim!
– Co?! Nie! – zaprzeczyłam, czując wstępujące na moje policzki rumieńce złości. Wszystko powoli zaczynało we mnie buzować. – Niby kto ci takich głupot naopowiadał?!
– Nott, a kto inny! – Roger znów miotał się, chodząc wte i wewte. Ja z niedowierzaniem przetrawiałam to, co właśnie usłyszałam. – Podobno niedawno się z nim całowałaś, a on stwierdził, że nie osiągniesz tym wszystkiego, co chcesz. Dlatego nie sądzę, żeby Nott był dla ciebie odpowiedni.
Zacisnęłam mocno pięści, starając się uspokoić.
– Coś jeszcze mówił? – zapytał drżącym głosem.
– Nie, nie bardzo miał kiedy, skoro prawie zrzucił mnie ze schodów. Cholera jasna, wciąż nie… Hermiono, poczekaj!
Ale ja już szłam zamaszystym krokiem w stronę głównych schodów, by potem zejść szybko na pierwsze piętro, na którym mieściła się sala transmutacji. Odgoniłam od siebie Rogera szybkim ruchem dłoni. Nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek rozmowy z nim, nie po tym, co od niego usłyszałam.
Musiałam to wyjaśnić. Teraz.

***

Opierałam się o ścianę obok drzwi klasy McGonagall, z niecierpliwością wypatrując Teodora na końcu korytarza. Założyłam ręce na piersiach i nerwowo postukiwałam podeszwą buta w posadzkę.
Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie Teodor był zdolny do wymyślenia czegoś podobnego. Po  prostu nie mogłam. Okazał się być takim kretynem, sądził, że odciągnie ode mnie Rogera…
Miałam świadomość tego, jak trudno będzie mi cokolwiek powiedzieć, ale czułam palącą potrzebę, by w końcu załatwić z Teodorem sprawę tego, co dokładnie jest między nami.
Kiedy chłopak wreszcie się pojawił, poczułam mocny uścisk, jednak nie w okolicach żołądka, a na sercu. Jego widok zawsze tak na mnie działał, nie potrafiłam zapanować nawet nad swoim ciałem, ale wtedy musiałam pozostać twarda.
Taka też byłam, gdy popatrzyłam na niego najbardziej wrogo, jak tylko mogłam. Teodor dostrzegł to, przystanął i obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem.
– Co zrobiłem?
Prychnęłam, po czym odepchnęłam się od ściany. Podeszłam do niego szybko.
– Dlaczego powiedziałeś Rogerowi, że się z tobą całowałam? – spytałam prosto z mostu.
Nie warto było owijać w bawełnę.
Teodor momentalnie spochmurniał. Wyprostował się, przez jego twarz przebiegł cień, oczy lekko się zmrużyły.
– Nie sądziłem, że tak szybko do ciebie przybiegnie – stwierdził chłodno.
Och, i to by było na tyle?
Wpatrywałam się w niego z nienawiścią.
– Dlaczego to zrobiłeś? – syknęłam. – Nie wiem, myślałeś, że dzięki temu Roger zerwie ze mną kontakt? Albo może liczyłeś na to, że pobiegnę do ciebie?
O tak, wytoczyłam ciężkie działo, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak jest naprawdę.
Tym razem Teodor prychnął, wciąż zachowując kamienną twarz.
– Nie bądź śmieszna. Nie zniżyłbym się do takiego poziomu – odparł z pogardą.
– No tak, w dno ciężko się wwiercić.
– Granger! – warknął.
Zignorowałam to.
– Ciągle mieszasz się w moje życie – wycedziłam. – Powiedziałeś, że się z tobą całowałam, z tobą, Nott, do cholery. A tymczasem ja nigdy bym tego nie zrobiła, choćby nawet świat zaraz miał się skończyć.
Nie zabolało go to, tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło. Na twarz chłopaka wstąpił potworny grymas złości, ten, którego już od dawna nie widziałam.
– Jakoś nie miałaś oporów przed całowaniem Stone’a na tej pieprzonej gali.
Te słowa uderzyły we mnie z tak wielką mocą, że przez chwilę kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
– O czym ty mówisz? – To powoli zaczynało być za dużo jak na jeden dzień. Obaj naraz coś sobie ubzdurali? – O czym ty mówisz?
Teodor zmierzył mnie krótkim spojrzeniem pełnym wstrętu.
– Stone z chęcią opowiadał o tym, z jak wielką pasją go całowałaś.
– Nie! – zaprzeczyłam natychmiast. Nagle zapragnęłam wyprowadzić Ślizgona z błędu, choćby nawet miała ucierpieć na tym moja godność. – Nie, wcale tak nie było, ja… ja nie mam pojęcia, o co mu chodziło!
On zaśmiał się gardłowo. Z pogardą.
– Zabini miał rację – jesteś cholernie przebiegła.
Wszystko w jednej chwili prysło. Chęć załagodzenia sporu zniknęła, zastąpiona przez chęć wygarnięcia Teodorowi wszystkiego, co od dawna leżało mi na sercu. Wprawdzie coś czułam, że to nie jest dobry pomysł, że mogę tego żałować, ale w tamtej chwili miałam jeden cel: wyprowadzenie chłopaka z równowagi.
– Rozmawiasz z Zabinim na mój temat, no proszę! – zawołałam kpiąco, machając rękami na wszystkie strony. – Z kimś jeszcze? Och, no tak, moja osoba ostatnio ciągle pojawia się w twoich konwersacjach, co?
Był spięty. Spięty i jednocześnie niezaprzeczalnie wściekły.
Wiedziałam, że ta kłótnia nie skończy się dobrze.
– Zamknij się, Granger – rozkazał, nachylając się lekko. – Zamknij się, bo niczego nie wiesz.
– Ach, tak? – Zbliżyłam się do Teodora najbliżej, jak tylko w tamtej chwili mogłam, odległość między nami wynosiła może trochę więcej niż pół stopy. Patrzyłam mu prosto w oczy, w te niemożliwie piękne tęczówki, ledwo nad sobą panując. – Jesteś hipokrytą, Nott. Jesteś największym hipokrytą, jakiego spotkałam. Kpisz sobie ze mnie, gardzisz, ubliżasz, ale nie, ja nie mam prawa się odezwać, a kiedy powiem prawdę na TWÓJ temat – każesz mi milczeć!
I wtedy już musiałam się cofnąć, bo nigdy nie widziałam tak wielkiego sztormu na szarym morzu.
– Ty nie jesteś lepsza, Granger – zaczął z pozornym spokojem. – Już ci kiedyś mówiłem, że bawisz się ludźmi. Co, może tak nie jest? Kochasz to robić. Owinęłaś sobie wokół palca Weasleya, potem Stone’a, a te… Nie potrafisz z nikim się przyjaźnić, ani z Potterem, ani z Ginewrą, ani nawet z Gray! Każdego po czasie od siebie odsuwasz, zupełnie jakby już ci się znudzili! Powiedz, Granger, ile razy mnie chciałaś się pozbyć, co? Chcesz, żeby inni się przed tobą korzyli i błagali, abyś ich do siebie dopuściła!
– Mówi to ten otwarty! – wykrzyczałam chłopakowi prosto w twarz z taką mocą, że aż zapiekło mnie gardło. – Ile razy musiałam się do ciebie przebijać, bo ty byłeś niedostępny! Ile trudu musiałam włożyć w to, żebyś przestał się wreszcie zamykać!
– No właśnie, i w tym jest problem! Od zawsze na siłę starałaś się mnie zmienić, choć zawsze powtarzałem ci, że to nic nie da, że jedynie na tym stracisz!
– Rzeczywiście, bo chamstwo, złośliwość i oschłość są zbyt głęboko w tobie zakorzenione!
– Granger!
– Mam wymieniać dalej?! – Wrzeszczałam. Wrzeszczałam ile sił w płucach, nie dbając o to, czy ktoś nas usłyszy, czy nie. Wściekłość, to ona mną zawładnęła i kazała moim oczom ciskać gromy, policzkom rumienić się, a dłoniom mocno gestykulować. Wściekłość na kilka chwil zmieniła Hermionę Granger w kogoś, kim nigdy by się nie stała, gdyby nie poznała Teodora. – Jesteś chamski, bezczelny, opryskliwy, egoistyczny, zimny, wredny…
– Zamknij się! – warknął przez zaciśnięte zęby.
Nie, nie tym razem.
– W dodatku ciągle chcesz rządzić! – wyrzuciłam wreszcie z siebie. Już od tak dawna chciałam się tego pozbyć. – Myślisz, że możesz robić ze mną co tylko chcesz, ale nie, wcale tak nie jest! Wielki Teodor Nott nie posiada władzy nad każdym! Uważasz, że masz nade mną kontrolę, zawsze tak uważałeś i nigdy nie przyjmowałeś do wiadomości, że jest INACZEJ!
Dyszałam ciężko po tym wywodzie, czekając na odpowiedź Ślizgona. On zaś zmierzył mnie krótkim spojrzeniem, a potem znów popatrzył mi w oczy.
– Ta najmądrzejsza, najodważniejsza, najwspanialsza… A tak naprawdę cholernie uparta, perfidna, wyrachowana – wycedził chłodno. W porównaniu z moim poprzednim krzykiem jego lodowaty głos zabrzmiał niewiarygodnie cicho. – Jak to jest, Granger? Przyjemnie? Widzieć, jak ludzie się z tobą męczą?
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Masz parszywy charakter, Nott – powiedziałam z największą nienawiścią, na jaką tylko było mnie stać – tak parszywy, że nie wiem, jak możesz spojrzeć komukolwiek w oczy.
– Tobie przychodzi to całkiem łatwo, choć wiele się nie różnimy.
– Nie obrażaj mnie, Nott. Jesteśmy zupełnie inni. Ja nie zmieniam zdania jak w kalejdoskopie, nie mam jakichś chorych humorów ani…
– Nie masz humorów?! – ryknął. Po raz pierwszy od wielu, wielu dni się go zlękłam. Tak naprawdę. Bo wreszcie dostrzegłam ból i furię na twarzy, gwałtowne gesty tuż obok, a w uszach dudnił mi ten wręcz ogłuszający ryk. – Nie masz humorów?! Czy ty siebie w ogóle słyszysz?! Przestań wmawiać sobie i innym, że jesteś nieskazitelna, bo nikt z nas nie jest! Przestań wreszcie się gloryfikować, jakbyś nigdy nie miała niczego na sumieniu!
– No to wymień, co takiego mam na sumieniu! – zaperzyłam się.
– MNIE! – odparł natychmiast. Rozszerzyłam w zdziwieniu oczy. – Mnie, do cholery, bo nigdy nie potrafiłaś się jasno określić, czy chcesz prowadzić dalej tę znajomość, czy nie!
– To teraz ci mówię, że nie, nie chcę! – krzyknęłam, choć wiedziałam, jak bardzo mogę tego żałować. W tamtej chwili jednak nie dbałam o to. Ani trochę. Chciałam go zranić, zupełnie jak on ranił mnie. – Nie mam najmniejszej ochoty z tobą dłużej rozmawiać, przebywać, nic! Nieważne, czy mamy wspólne sprawy, czy nie, nie będę tego dalej ciągnąć, leć do tej swojej Ivy!
Och, to było niemądre, Hermiono.
Teodor parsknął drwiącym śmiechem.
– A więc o to ci chodzi?! – spytał z niedowierzaniem. – O głupią Gray?! Jeszcze może myślisz, że coś mnie z nią łączy?!
– A ty wciąż twierdzisz, że całowałam się z Rogerem!
– Bo to do ciebie podobne!
Ręka świerzbiła, by go uderzyć. Jak najmocniej.
– Do mnie?! – krzyknęłam z niedowierzaniem. – Całowanie się z kim popadnie?!
– Jeśli to mogło pomóc ci w osiągnięciu celu!
– Przestań! – w moich oczach po raz pierwszy zabłysły łzy. Teodor zdawał się tego nie zauważać. – To ty nigdy, nigdy nie oponowałeś, kiedy Ivy za tobą ganiała! Ty zawsze na wszystko pozwalałeś, a mnie od siebie odsuwałeś jakbym w ogóle się dla ciebie nie liczyła! Traktowałeś z góry, protekcjonalnie!
– Twoje relacje ze Stone’em też zaliczyłbym do bliskich! Przytulenie, jakieś szeptanie do ucha, pocałunki!
– Nigdy się z nim nie całowałam!
– Nie wierzę ci.
– Jesteś aż tak zazdrosny?!
– Bo nie mogę patrzeć, jak on się do ciebie klei!
Niemalże dokładnie to samo powiedział mi tego dnia Roger. Szlag.
Między nimi zawsze była rywalizacja.
W tamtej chwili dotarło do mnie, jak bardzo pomyliłam się w osądzie Teodora. Odgarnęłam w czoła włosy, zamrugałam szybko, strasznie nie chcąc się przy nim rozpłakać. Kiedy znowu na niego spojrzałam, wyraz jego twarzy wcale się nie zmienił – wciąż wyrażał absolutne obrzydzenie, nieokiełznany gniew i ból.
Nie, to nie był ten Teodor, który stał się jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
– Wiesz co? – wychrypiałam z trudem. – Przez długi czas oszukiwałam się. Oszukiwałam się, sądząc, że jesteś inny. Inny od Malfoya, Zabiniego i całej reszty tych parszywych Ślizgonów, a jednak nie, jesteś taki sam jak oni! Jesteś bezduszny, egoistyczny i kochasz ranić!
Teodor w jednej chwili ruszył w moją stronę, zaś sekundę później zostałam zablokowana przy ścianie między jego ramionami. Oddychałam niesamowicie szybko, czując gorąc na twarzy i szybkie bicie serca Wydawało mi się, że zaraz wyrwie się z piersi, a ja będę skazana na wieczne wykrwawianie się. Powolne umieranie.
Oddech nadal przyspieszał.
Poczułam się osaczona. Jakby nagle ktoś odebrał mi całą wolność, a ja rozpaczliwie zapragnęłam ją odzyskać.
Może dlatego nim którekolwiek z nas zdążyło cokolwiek zrobić, przytknęłam swoją różdżkę do żeber Teodora.
Niespodziewana cisza, spokój, wszystko zatrzymało się.
Obiecałam sobie, że więcej nie cofnę się przed brunetem.
I nie zrobiłam tego. A w zamian za to posłałam mu groźbę. Bardzo jasną jak na mnie i śmiertelnie poważną.
Nie bez pokrycia.
Boże. Co ja zrobiłam?
Ze strachem przesunęłam wzrok z końca różdżki poprzez mostek chłopaka aż na jego twarz i rozszerzone w zdziwieniu oczy.
Niespiesznie odsunął się na sporą odległość, jednak ja nie opuściłam dłoni. Nadal w niego mierzyłam. Pokazywałam mu, że ze mną nie ma żartów i że jeden zły ruch, a będzie leżał bez świadomości na posadzce.
Nie zawahałabym się.
Milczeliśmy. Wpatrywaliśmy się w siebie z napięciem, bez ruchu, aż on sam wreszcie się wyprostował. Co jakiś czas zerkał na moją różdżkę, jakby bojąc się, czy przypadkiem nie zrobię niczego wcześniej, niż on to przewidywał.
– Oszalałaś? – prychnął cicho. – Nie jesteś w stanie mnie przekląć.
Uniosłam brew.
– Skąd możesz to wiedzieć? – spytałam wyzywająco. – Byłam w Gwardii Dumbledore’a, a na Konkursie dotarłam aż do walk. Pokonałam samego Snape’a w pojedynku. Znam kilka pożytecznych zaklęć. W dodatku aktualnie cię nienawidzę. Chcesz jeszcze jakiś powód, dla którego bez problemu mogłabym cię oszołomić?
Roześmiał się.
– Nie zaatakowałabyś kogoś, kto nie ma nawet różdżki w ręku. Chociaż w sumie Malfoy też jej nie miał, a i tak od ciebie oberwał. Powinienem czuć się zagrożony?
– Powinieneś – warknęłam, bezwiednie unosząc dłoń wyżej. – Ale nie powinieneś więcej się do mnie zbliżać, rozumiesz?
– Jakoś nigdy mnie przed tym nie powstrzymywałaś.
Powiedział to z taką pewnością w głosie, że nawet gdyby jawnie nie miał racji, i tak bym mu uwierzyła.
Ta odpowiedź pobudziła zamęt w moim umyśle, wprawiła mnie w niepokój i zdezorientowanie.
– Co to ma do rzeczy? – spytałam nieco drżącym głosem.
– Jesteś słaba.
Pięć stóp między nami.
– Chcesz sobie wmówić, że nigdy nic się nie wydarzyło, ale nie potrafisz mnie odepchnąć.
– Bo nic się nie wydarzyło. Nigdy.
– Czyżby?
Cztery stopy między nami.
– Wciąż odsuwasz mnie od siebie, chociaż doskonale wiesz, że wolałbym nieco inny obrót spraw.
Trzy stopy między nami.
– Skąd niby miałabym to wiedzieć?
– Nie jesteś ślepa. Ja również.
Dwie stopy między nami.
– Nie mam pojęcia, jak z tobą jeszcze wytrzymuję. Wciąż uciekasz, chociaż nie powinnaś, co również doskonale wiesz.
– Nie uciekam.
– Oczywiście.
Zaledwie stopa, a różdżka już opuszczona.
– Nie widzisz niczego poza czubkiem własnego nosa. Chcesz, by wszyscy byli wobec ciebie ulegli, oddani jak psy. Jesteś słaba.
– To już wiem.
– Tchórz. Pieprzona egoistka. Powiedz, Granger, dlaczego czasem musisz być taką suką?
Parę cali i moja dłoń zadająca siarczysty policzek.
Teodor zaklął, po czym szarpnął mnie mocno za ramię, znów wściekły jak wcześniej.
Zareagowałam instynktownie.
Nie panowałam nad sobą i nad swoimi ruchami, przed oczami miałam jedynie upiorny grymas gniewu. Kierując różdżkę w stronę chłopaka, wypowiedziałam w myślach formułę zaklęcia. Znowu usłyszałam przekleństwo, a ręka, na której pojawiło się głębokie, krwawiące rozcięcie, natychmiast mnie puściła. Nie patrząc więcej na chłopaka, wyminęłam go i pędem puściłam się korytarzem.
A jednak potrafiłam go skrzywdzić.
Zatrzymałam się dopiero na którymś piętrze, nawet nie liczyłam na którym. Nie na schodach, po których właśnie się wspinałam, a w korytarzu. Oparłam się o ścianę niedaleko pochodni i wreszcie pozwoliłam łzom płynąć po policzkach.
Po raz pierwszy płakałam przez Teodora.
Coś mówiło mi, że chyba nie ostatni.
Miałam ochotę coś roztrzaskać. Krzyczeć. Wyć z rozpaczy.
Przecież obiecałam sobie, że nigdy więcej nie cofnę się przed Teodorem. A tymczasem byłam słaba, słaba dokładnie jak on to powiedział.
Złamałam przyrzeczenie.
Zaszlochałam cicho, ukrywając twarz w dłoniach.
A jeśli miał rację? Jeśli rzeczywiście byłam perfidna, wyrachowana, jeśli rzeczywiście bawiłam się ludźmi, między innymi też nim? Jeśli rzeczywiście nie różniliśmy się od siebie?
Klęska. Moja własna, osobista klęska.
Cholera jasna.
Przyzwyczaiłam się do Teodora. Przyzwyczaiłam się do jego obecności, do rozmów z nim, do jego dotyku, zapachu i spojrzenia. Miałam to wszystko utracić przez jedną kłótnię?
Ale z drugiej strony obraził mnie. W dodatku wcześniej padło tyle dobitnych słów.
Nie mogłam uwierzyć, że dopuściłam do czegoś takiego. Że oboje mieliśmy tak wiele sobie do zarzucenia i dopiero w tym momencie wszystko wyszło.
Może to nawet lepiej. Wiedziałam, na czym stoję. Wiedziałam, czego on we mnie nie lubił, a on co drażniło mnie.
Tylko ta świadomość, że nie uda się tego odbudować…
Cholera. Czy nie powinnam była wściekać się na niego, zamiast żałować, że tak bardzo dałam ponieść się emocjom?
To był Teodor. Teodor Nott, do którego od dawna miałam słabość i którego już zamierzałam przeprosić za wszystko, co powiedziałam, zrobiłam.
Ale nie mogłam. Duma, duma mi nie pozwalała, jednak wiedziałam, że to dobre. Że przyjście do niego ze skruchą wcale nie wyglądałoby najlepiej.
Nie wiedziałam, czy w ogóle chcę to robić. Nadal byłam bardziej wściekła niż rozgoryczona.
Zranił mnie. Zawiodłam się, bo myślałam, że jest inny.
A jednak się myliłam.
I chyba właśnie wraz z tą myślą ostatecznie zdecydowałam, że nie będę niczego naprawiać. Że nie warto. Że nie powinnam, bo znowu zaufam, a okaże się inaczej. Że tak naprawdę Teodor w ogóle się dla mnie nie liczy.
Musiałam przestać o nim myśleć.
Musiałam nauczyć się funkcjonować bez znajomej obecności obok.
Musiałam odzwyczaić się patrzenia na niego.
To chyba było najtrudniejsze. Niepatrzenie na niego i w te szare oczy, które już wiele miesięcy temu mnie uwiodły.
Które już wiele miesięcy temu skazały mnie na powolne umieranie.
Bo pętla na mojej szyi wcale się nie rozluźniła. Nie zdjęto jej, nie opadła.
Z czasem miała zacisnąć się do końca, a ja miałam powoli się dusić.
Teodor był dla mnie cholernie ważny.
I to on miał odebrać mi życie.

***

Blask ognia trzaskającego w kominku.
Cisza otulająca całe pomieszczenie.
Smukłe palce obejmujące różdżkę, jasne oczy wpatrujące się w jej koniec.
– To nie ma sensu.
Cienie szykujące się do ataku.
Śmierć czyhająca na życie.
Figury przesuwały się po szachownicy, hetman przebił się przez obronę.
Niektóre pionki tak łatwo dało się zniszczyć. W ogóle nie były potrzebne na planszy.
Cienie chwytały światło.
– Szach mat.
_______________
Jestem tuż po zabawie szkolnej, trwającej aż cztery godziny, więc za wszelkie błędy nie bijcie.
Nie bijcie również za scenę Teomione, bo po prostu musiałam to zrobić. Strasznie brakowało mi takiej porządnej awantury, a skoro nadarzyła się okazja. Pisało mi się ją na początku fatalnie i dopiero niedawno się rozkręciłam i napisałam ją prawie-prawie tak, jak mi się to marzyło. Bo wiecie, ja ją planowałam od mniej więcej piątego rozdziału :D
Zmiana szablonu, bo tak. Bo ten ma fajny napis. Stara praca, sprzed paru dobrych miesięcy, ale w sumie nie jest chyba taka zła. Następny rozdział pojawi się zapewne w pierwszej połowie lipca, chyba że Wena dopisze i uda mi się napisać go w tydzień. W przyszłą sobotę jadę hen daleko, gdzie nie będzie Internetu, komputera i w ogóle, więc pisanie ograniczy się jedynie do zeszytu, cóż.
Ludzie. Jak Was informuję, że rozdział będzie tego i tego dnia w godzinach późnowieczornych, to znaczy, że wtedy się pojawi. Nie musicie wzdychać, parskać, naciskać, gdzie on się podziewa. Już Wam mówiłam, że jak coś obiecuję, to dotrzymuję słowa. Wypytywanie, kiedy będzie, czy w ogóle będzie, nie poprawia mi nastroju, a wręcz denerwuje. Okej, fajnie, że się interesujecie i ja to naprawdę doceniam, ale proszę, ILE MOŻNA?
Do cholery.


Empatia

31 komentarzy:

  1. JARAM SIĘ JAK POCHODNIA.

    A komentarz do rozdziału dostarczę do rąk własnych, jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  2. FJLSDKJFLKSJFLKSJFALKSJFLAKJFLKJ *o*
    ...
    Ale i tak nienawidzę scen, kiedy się kłócą ._.

    OdpowiedzUsuń
  3. directionerka11220 czerwca 2013 22:38

    To jest ... Nie mogę znaleźć na ten rozdział słów ! Głupi Roger ! Nienawidze go za to co powiedział Hermionie i przez niego Teomione się pokłócili . Ale i tak pozdrawiam i życzę weny .

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże..Jak Teo mógł ją nazwać suką? :O Ale Hermiona nie była bezkarna i to popieram. :] Czytając kolejne zdania myślałam: Może będzie buzi? Za chwilkę...teraz..no, dajesz Teoś..'' itd. Ale widzę, że Empatia jeszcze nie napisała wyczekiwanego przez nas momentu. :D Połowa lipca? :C No i nie będzie prezentu urodzinowego ;___; Szkoda. Życzę dużo, dużo weny i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahah, nie, akurat ta scena jest już napisana, tylko jeszcze trochę rozdziałów minie, aż ją wkleję :DD
      Pozdrawiam również! ^^

      Usuń
    2. Pocieszyło mnie to ,,trochę'' :D. Mam nadzieję, że to nie będzie duuże trochę. W sumie dobrze, że nie było kissa w tym momencie. Co oznacza, że jeszcze nam nieco popsujesz nerwy wyczekiwaniem, ale warto. :]

      Usuń
  5. Umm... cześć? tak, WIEM, nie komentowałam sto lat, ale to nie znaczy, że nie czytam, o nie. Nie mogłam doczekać się tego rozdziału i... tak po prawdzie, to mam mieszane uczucia.
    Z jednej strony mi się podobało, bo ja dla odmiany lubię sceny, w których "pary" się kłócą (bo potem tak fajnie się godzą, hahaha), dlatego ucieszyłam się, że szykuje się kolejna kłótnia (matko, jak to brzmi). A ta awantura... była ważna. Bardzo ważna. Dlatego, że pokazała, jak bardzo im na sobie zależy, ale też dlatego, że padło sporo niemiłych słów, których zdecydowanie nie spodziewałam się usłyszeć/przeczytać, whatever. Po pierwsze: NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TEOŚ NAZWAŁ HERMIONĘ SUKĄ. No nie mogę. Nie wiem, czy tak łatwo mu to wybaczę. Okej, Hermiona bywa nieogarnięta, głupia i czasem rzeczywiście trochę (choć w sumie nieświadomie) bawi się ludźmi, ale... SUKA? Oj, Teodorze, Teodorze, co z ciebie wyrosło. Mam nadzieję, że zżerają go teraz wyrzuty sumienia, o. (+ cieszę się, że Hermiona się nie dała, mądra dziewczyna!)
    W sumie nie wiem, co jeszcze napisać. Przez cały rozdział miałam wrażenie, że się pocałują, ale w sumie to nawet cieszę się, że stało się inaczej, bo takie okoliczności byłyby dość... oklepane. Liczę, że zaskoczysz nas tym słatewnym pierwszym kissem :D
    Czekam na następny rozdział i obiecuję, że od teraz będę pojawiać się częściej. W końcu mamy wakacje, no nie?
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej genialny, zajebisty rozdział na tym blogu! Zdecydowanie.
    Kłótnia świetnie wyszła, aż denerwowałam się z każdym słowem, tak jakby to mnie obrażano. :D Ale ta "suka" mnie strasznie zaskoczyła, jak i to, że pocałunku nie było - ale to dobrze. Pocałunek w takiej scenie byłby czymś zbyt oczywistym. :)
    Pozdrawiam, życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie wiem jak to skomentować, na serio... na usta ciśnie mi się tylko- WOW.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja sobie myślę, że to jest przełomowy moment dla Teomione! :D Bo w końcu któreś się złamie i będzie chciało przeprosić, może tym razem Teodor zauważy, że przegiął pałencję xD. Bo chociaż oboje są nie bez winy, to grubo przesadzili, zwłaszcza Teo z tą suką. Skoro planowałaś tę kłótnię tak długo, to musi być przełomowa! :D Padły na tyle przykre słowa, że wybaczenie ich sobie nawzajem będzie wymagało przeciwwagi w postaci czegoś... miłego, że się tak wyrażę :D A może po prostu jestem już tak uszkodzona mentalnie przez czekanie na ten pocałunek, że mój rozum zawodzi i sobie coś dopowiadam XD.
    Pozdrawiamm,
    Ceres

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano przełomowy, masz w stu procentach rację, ponieważ oni wreszcie, hm, "o sobie wiedzą". Każde z nich wie, że drugie czuje to samo, tylko teraz co z tym fantem zrobić? ^^''
      Dziękuję za opinię i pozdrawiam! :)

      Usuń
  9. Bardzo dobry rozdział, pełen emocji, choć przejście od nienawiści do spokojnej rozmowy i chęci przeprosin trochę wytrącało z równowagi.. Policzek zdecydowanie się należał i był perfekcyjnym zakończeniem kłótni, brawo!
    Niecierpliwie oczekuję kolejnego rozdziału, choć pewnie Teomione zniknie na pewien czas skoro kłótnia, nie gódź ich proszę już w następnym rozdziale, to by wszystko zniszczyło i było zbyt przewidywalne ;)

    A co do szablonu, mi się nie podoba jeżeli mam być szczera, Emma wygląda tu jak jakaś prostytutka z tą miną.. I w ogóle mam wrażenie, że większość Twoich szablonów jest do siebie bardzo podobna, brakuje tutaj jakiejś świeżości, zaskoczenia. Masz talent, ale zaryzykuj i zmień styl i może nie powtarzaj tego co jest na szablonie- ten chłopak i to samo zdjęcie było wcześniej, więc zmiana szablonu jest taka jedynie kosmetyczna. Ale to tylko moja opinia :)

    Pisz dalej i powodzenia!

    Pozdrawiam,
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co szykuję w następnym rozdziale, to moja słodka tajemnica, ale mogę zdradzić, że nie planuję tak szybkiego pogodzenia, spokojnie ^^

      No właśnie próbuję zmienić styl, zrobić coś nowego, ale efekt końcowy zazwyczaj niezbyt odbiega od tego, co zwykle prezentuję. Nie wiem, będę się starać. Jak na razie bardzo dziękuję za sugestię :)

      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź :D
      To dobrze, bo jak spoglądam w dół to wszyscy tylko 'pocałunek, pocałunek!' ludu ogarnij.. Wszystkie opowiadania czy filmy po tym wielkim POCAŁUNKU robią się w zasadzie nudne, bo wtedy tylko 'och jak Cię kocham!' 'nie ja Ciebie mocniej!' 'och nie misiaczku ja Ciebie!' bleee
      Każde opowiadanie/ film jest ciekawy w zasadzie tylko do tego momentu, bo to właśnie uwielbiam gdy już myślę no zaraz się kuźwa pocałują! a tu nie, ha, nie ma tak łatwo
      Kiedy walczą z uczuciami bądź one dopiero się rodzą, to jest właśnie esencja opowiadania <3

      Co do szablonu.. Może zmień trochę kolorystykę? Zabaw się kolorami, bo stale tylko brązy i szaroście.. Broń Teodorze przed jakimiś różami czy żółcią, bleh.. Ale może jakaś ciemna zieleń? W końcu kolor Slitherinu ;D Czy granat albo śliwka? Chociaż jasne kolory też nie są takie złe, błękit czy biel również mogą dodać tajemniczości ^^

      Ściskam ciepło (choć przydałoby się trochę śniegu przy tych 30 stopniach :/ hejted lato! zimo wróć <3)
      Marta

      Usuń
  10. Kłurnia Hermiona&Teoś - czekałam na ten moment ! :) Dobrze, że Nott wtedy nie wspomniał o jej pochodzeniu, tzn. nie nazwał jej szlamą. Wszystko wyszło bardzo realistycznie, naprawdę. Kiedy Miona wyciągnęła różdżkę myślałam: "Teodor, kretynie, na co czekasz, .pocałuj ją. No ale nic. Nie można mieć wszystkiego. A na taki rozdział warto czekać. Po prostu majsterszyk ;)

    pozdrawiam, emersonn

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę, że wróciłaś do motywu samobójczyni, podoba mi się. Ta kłótnia wyszła Ci świetnie i cieszę się, że ją umieściłaś, przecież ich historia nie była i nie może być zbyt przesłodzona. Hermiona całkiem nieźle poradziła sobie z Teodorem, wygarnęła mu, użyła różdżki. O jej słabości świadczy tylko to, że uciekła i się popłakała, ale przecież nikt nie jest idealny... Jestem ciekawa, co teraz będzie, przypuszczam, że Hermiona nie będzie unikać Teodora (po pierwsze, to już było, a po drugie, nie chce się przed nim cofać), ale na pewno ich relacja nie będzie wyglądała już tak samo jak wcześniej. Przynajmniej przez pewien czas. Czekam na pocałunek, ale nie popędzam, bo magia wyjątku tkwi w tym, że wszystko dzieje się w idealnym tempie. Pozdrawiam, gratuluję ocen i życzę przyjemnych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja czekałam, czekałam już chyba od co najmniej dziesięciu rozdziałów, aż wrócisz do tej nieszczęsnej samobójczyni. I doczekałam się, hurra!
    Więcej nie ma co się rozwlekać, bo i tak wyjdzie na to, że to jest genialne, więc lepiej ująć to po prostu w jednym zdaniu. A, parę literówek gdzieś się wkradło, ale wiem, że taki długi tekst ciężko dopracować do perfekcji ;)

    Szczerze? Nienawidzę takich momentów. Nie chodzi mi o kłótnie. Chodzi o chwile, kiedy wiadomo, że "nigdy nie będzie tak jak wcześniej". Ledwo co przechodziłam przez to podczas oglądania nowego ulubionego serialu (czytaj: ulubionego jeszcze nie skończonego serialu, bo dla mnie na pierwszym miejscu jest zawsze House. I Harry, ale to nie serial ;D), a teraz taki przełom przy Teomione. Taka niezręczna "cisza" w ich relacji...

    PS Hermiona + Ślizgon = policzek. Sprawdziło się w przypadku i Malfoya, i Notta. Oj, skreśl Notta. Ma być: Teosia albo Cudownego Teodora <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam jeden komentarz do tego rozdziału.. -CO?! Już nawet w tej kółtni spodziewałam się, że nagle będą się całować -wiesz tak full romantic. Ale nie, jebnęła go tu tak o. I CO TO MA BYĆ?! Jestem szczerze oburzona tym rozdziałem. Mam nadzieję, że to napraiwsz i i że będzie wszystko okej. No póki co foch. Tak! Foch Forever do następnego rozdziału!

    Skandal, pozdrawiam. ;p

    OdpowiedzUsuń
  14. Ta kłótnia się tutaj przydała. Wiadomo, jeszcze poczekamy na przełomowy moment wątku miłosnego, ale lepiej jest czytać jak się kłócą, wyzywają i obrażają niż miziają przez cały czas. Budujesz napięcie.
    Ciekawe, co teraz będzie. Piszesz, że następny rozdział będzie ważny. Ważny pod jakim względem? Bo ja mam wiele różnych koncepcji i nie wiem, która jest właściwa.
    Ivy. Ona cały czas miesza. Nadal nie mam o niej dobrego zdania, nie jestem w stanie jej polubić jako bohaterki. Jednak mam dziwne wrażenie, że jest coś jeszcze ponad to wszystko. Że nie jest taka zła jak ją wszyscy malują. Ciekawe co powie Dumbledore.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć :) Dopiero niedawno znalazłam ten blog i szczerze muszę ci powiedzieć że się zakochałam <3 niektóre rozdziały to potrafiłam czytać nawet o 3 w nocy:p A co do tego rozdziału to wyszedł świetny jak przeczytałam to że Teo nazwał Hermi suką myślałam że spadnę z krzesła.
    Pozdrawiam i Weny Weny i jeszcze więcej Weny !!

    OdpowiedzUsuń
  16. Oh, jak ja się cieszę, że trafiłam na tego bloga. Moim skromnym zdaniem jest to jeden z lepszych blogów - a jest ich niewiele, uwierz mi - o paringu Hermiony z kimś z HP. Czytając słit blogi o Dramione, w którym to Dracuś jest grzecznym chłopczykiem, a Miona niewiadomo jaką seksbombą, robi mi się niedobrze. Nie mówiąc już o tym, że w każdym opowiadaniu Ron, mój Ronuś<3, robi za tępaka i prostaka. Wolę już nie pisać o Fremione, przez które straciłam szacunek do większości autorek. Chyba jeszcze tylko jako tako toleruje Sevmione, ale to dzięki boskiemu "Bez cukru".
    Wracając do Twojego Teomione, które jest cudowne. Mogłabym godzinami czytać różne sprzeczki Granger i Notta. Nigdy nie myślałam o takim paringu, ale w Twoim wykonaniu jest jak najbardziej naturalne. Jest już ponad 30 rozdziałów, a oni jeszcze nie pocałowali się i dzięki tem cały ten zarys ich znajomości jest bardziej wiarygodny. Oh, ale oprócz tej całej masy zalet jest jedna wada. Gdzie jest Hagrid? Strasznie mi go brakuje w Twoim opowiadaniu, naprawdę T.T
    A co do rozdziału, to jak Teoś mógł nazwać Mione suką? Oj, nieładnie.
    Tak się zastanawiam, kto wyciągnie pierwszy ręke na zgodę?

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeju to było cudowne! Jeden z lepszych rozdziałów, o ile nie najlepszy. Ta ich kłótnia mm.. Wreszcie powiedzieli otwarcie, co im leży na wątrobie. To było takie naturalne, czytało się gładko. Te emocje xD
    To zakończenie bardzo mnie zaciekawiło. Nie mam pojęcia o co chodzi i strasznie mnie to irytuje. Wiem, wiem, wszystko w swoim czasie.
    Ostatnie miesiące nie miałam czasu komentować - poprawianie ocen i te sprawy, ale już wszystko załatwione, pasek jest, można nadrabiać :)
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, szczególnie po tym. Gratuluję tego wyróżnienia ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. ech, kiedy oni się w końcu pocałują?? Durny Roger -.-''

    OdpowiedzUsuń
  19. Na początek sorcia że nie komentowałam dużo ocen do poprawiania i wodgule. Postaram sie nadrobić ;). A teraz o blogu hmm... co tu dużo mówić pi prostu boski. Podoba mi sie to że akcje rozwijasz powoli anie tak jak na innych blogach dhl itp że od razu lepią sie do siebie i całują. Ten rozdział uwielbiam, spodobała mi sie ta kłótnia. Dobrze odzwierciedliłaś haraktety miony i teodora. Postaram sie. Na koniec mam dwie małe prośby czy mogłabyś napisać tą kłótnie z perspektywy teodora jestem ciekaws co on myślał wtedy. I druga prośba czy mogłabyś napisać odpowiedź pod mojim komentarzem? Chce wiedzieć czy przeczytałaś go. :) Z góry thx i pozdrawiam:
    MILKA :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam każdy komentarz :)

      Bardzo dziękuję za opinię. Kłótnia była bardzo potrzebna, jak zauważyłaś, więc no, niech mi inni nie wmawiają, że nie :DD Co do prośby, to raczej odpada. Ni w kij, ni w gruszkę mi to pasuje, w dodatku pisanie z perspektywy Teodora TEGO SAMEGO ZDARZENIA... Nie, nie, nie, dziękuję.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  20. Cześć! :) Nie wiem, czy bawisz się w takie głupotki, ale zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Naprawdę na to zasługujesz, cudownie piszesz. www.dramione-pozory-myla.blogspot.com/2013/06/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  21. W dwa dni łyknęłam twojego bloga i powiem Ci, że mnie bardzo wciągnął. Takiego paringu jeszcze nie czytałam..
    Zapraszam do siebie. Mój pierwszy blog i pierwszy rozdział :)
    http://hermiona-granger-draco-malfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Czytam, czytam i usmiech nie schodzi mi z twarzy. :)
    G E N I A L N E !!!

    OdpowiedzUsuń
  23. O rany, a ja szczerze powiedziawszy czekałam na tę jedną, wielką kłótnię już od początku opowiadania.
    Co do całości - jestem naprawdę pełna podziwu co do Twojego stylu. Czyta się naprawdę przyjemnie, kreacja bohaterów jest genialna i, cóż, bez bicia przyznaję, iż Teodor kupił sobie moje serce. Uwielbiam go, ale zdecydowanie jego humorki podobają mi się najbardziej.
    Co do minusów, czasem ilość opisów mnie przytłacza, lecz da się przez to spokojnie przebrnąć. Jednym słowem, opowiadanie genialne.
    Pozdrawiam x3

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.