Z
trudem przełknęłam ślinę, nie spuszczając wzroku z końca wysoko uniesionej
różdżki.
–
Dlaczego?
–
Bo zawsze byłaś zbyt przebiegła.
***
Wcześniej…
Korytarze
zamku były dziwnie puste, ciemne, jakby obce. Pod ścianami stało wiele, wiele
rzeźb zdających się patrzeć na mnie z najwyższą pogardą. Przerażająco
powyginane członki, wykrzywione twarze. Puste ramy obrazów. Nicość za oknami.
Nagle
znalazłam się w Wielkiej Sali, tym razem pełnej uczniów. Wszyscy wlepiali we
mnie oczy, a ja powoli zaczęłam wycofywać się w cień.
–
Żenada!
–
Ale kretynka!
–
Szlama się zakochała!
Odwróciłam
się, chcąc uciec, jednak miast tego, wpadłam prosto w czyjeś ramiona. Uniosłam
lekko głowę i dostrzegłam niebieskie oczy, piegi, długi nos oraz rude włosy.
Ron przytrzymał mnie za ręce, a ja szepnęłam do niego:
–
Pomóż mi.
Ale
wtedy twarz Gryfona zaczęła się zmieniać. Włosy ściemniały, nos stał się
krótszy, piegi zniknęły, już nie widziałam wąskich, różowych war, a pełne i
blade, oczy zaś nie były wcale niebieskie, jak sądziłam wcześniej, tylko szare,
głębokie, lśniące. Teodor złożył pocałunek na moim czole, po czym nachylił się,
by powiedzieć półgłosem:
–
Lew nie powinien zadzierać z wężem.
Obudziłam
się, gwałtownie zaczerpując powietrza. Natychmiast usiadłam na posłaniu i przez
długie chwile wpatrywałam się w zasunięte wokół łóżka Lavender kotary. Swoich
nie zasunęłam, ale może to lepiej, bo przynajmniej nie czułam się zbytnio
ograniczona.
Oddychałam
głęboko, starając się opanować oddech.
Dlaczego
nawet w snach Teodor musiał mnie nawiedzać?
Opadłam
z powrotem na poduszki. Do rana pozostało jeszcze sporo czasu. Potarłam dłonią
czoło, miejsce, gdzie w koszmarze ucałował mnie Ślizgon. Z obrzydzeniem
wytarłam rękę w pościel.
Wpatrywałam
się w baldachim nad głową, dopóki sen nie zmusił mnie oddać się pod jego
panowanie.
***
Smutek
zniknął niemal całkowicie. Po kłótni z Teodorem pozostała jedynie złość i
czysta nienawiść.
Wypowiedziane
słowa i niewypowiedziane myśli.
Groźba,
atak, obrona.
Łzy,
których więcej nie zamierzałam przez niego uronić.
Wczorajsze
wydarzenia nadal stanowiły dla mnie coś nieprawdopodobnego, coś, co w ogóle nie
mogło mieć miejsca, coś, co bardzo chciałam odwrócić, ale jednocześnie za nic w
świecie nie chciałam pierwsza wyciągnąć ręki na zgodę.
To,
co powiedział Teodor… Jak mógł? Dlaczego to zrobił? Wydawał się być kimś innym,
nie tym Teodorem, którego znałam, tak samo jak wcześniej Roger wcale nie
przypominał mojego przyjaciela.
Obaj
się zmienili. Przeze mnie.
A
jeśli brunet miał rację? Jeśli wszystko, czego wtedy się od niego dowiedziałam,
było prawdą?
Ja
również się zmieniłam, wiedziałam to doskonale. Przed poznaniem Teodora w życiu
z nikim bym się tak nie pokłóciła, nie rozpętałabym takiej burzy, nie
krzyczałabym ile sił w płucach, byle tylko zranić.
To
Ślizgon mnie tego nauczył. To on mnie zmienił, tak jak ja zmieniłam jego.
Wiedziałam,
że w jakimś stopniu osiągnęłam swój cel. Teodor zapewne nie planował tak wielkiego
wniknięcia w moje życie, ale przez to oboje działaliśmy na siebie na różne
sposoby. Nawzajem odmienialiśmy swoje osobowości.
I
wiedziałam już, że oboje także traktowaliśmy siebie tak samo poważnie.
Teodor
również zdawał sobie z tego sprawę. To było najgorsze – nienawidziłam go, lecz wiedziałam,
że on tak tego nie zostawi. Znałam Teodora, mimo iż wielokrotnie mnie
zaskakiwał. Zawsze wtedy myślałam, że nieprawda, że wcale go nie znam i że
nigdy nie uda mi się poznać go w stu procentach.
Jednak
jak inaczej wyjaśnić to, jak swobodnie czułam się w jego obecności?
Oboje
zawiniliśmy. On, mówiąc Rogerowi jakieś niestworzone historie, ja – wypominając
mu wszystkie jego wady. Ludzie powinni nauczyć się ich akceptowania, a nie w
zamroczeniu złością wykrzykiwania prosto w twarz.
Szkoda,
że zrozumiałam to tak późno.
Oboje
zawiniliśmy, lecz to Teodor zadał ostateczny cios, po prostu przeginając. Nie
chciałam więcej z nim rozmawiać, przebywać, nie chciałam go znać.
Znienawidziłam
go.
Rano
niczego po sobie nie okazałam. Jak zwykle zeszłam do pokoju wspólnego, jak
zwykle zaczekałam tam na Harry’ego i Ginny, jak zwykle razem z nimi ruszyłam do
Wielkiej Sali na śniadanie. Właściwie żadne z nich by się o niczym nie
dowiedziało, gdyby ruda nie zapytała o korepetycje.
Wzruszyłam
ramionami, udając całkowitą obojętność.
–
Pokłóciłam się z Nottem – odparłam lekko. – Nie rozmawiam z nim już.
Moi
przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni, aż dziewczyna machnęła lekceważąco
ręką.
–
Przejdzie im.
No,
na to się akurat nie zanosiło.
Na
śniadaniu nie spotkałam Teodora, jak zawsze zresztą. Moje serce zabiło szybciej
dopiero na drugiej lekcji, na zielarstwie, kiedy chłopak wszedł spóźniony do
cieplarni, nie zaszczycając mnie ani spojrzeniem. Nie żebym się tym
przejmowała, jednak całkiem miła była świadomość, że jest się obserwowaną
właśnie przez Teodora Notta.
Zachowywaliśmy
się, jakby żadne z nas nie istniało, co stanowiło układ całkiem niezły. Nie
musiałam wściekać się za każdym razem, gdyby się do mnie odezwał ani gdyby
bezczelnie starał się utrzymać kontakt wzrokowy. Spokój. Nawet na transmutacji,
na której siedzieliśmy razem. Ignorowaliśmy się, a moja poprawa dzięki
korepetycjom z Teodorem zaowocowała kilkoma udanymi za pierwszym razem
zaklęciami, przychylnym spojrzeniem McGonagall oraz pełnym samozadowolenia
uśmiechu, który posyłałam wszystkim napotkanym osobom przez większość dnia.
Choć
trudno było mi to przyznać nawet przed samą sobą, bez tego czarnowłosego
Ślizgona naprawdę ciężko się funkcjonowało.
Nienawidziłam
go, a jednocześnie potrzebowałam. Potrzebowałam, bo bez jego obecności, dotyku,
głosu, spojrzenia, bez niego całego nie potrafiłam zebrać myśli. Nie mogłam mu
wybaczyć, nie po tym wszystkim, co powiedział, zresztą wcale nie chciałam tego
robić, ale to było ciężkie. Ta obojętność w stosunku do mnie. W sumie ja
również mu ją okazywałam, lecz on nie sprawiał wrażenia, by cokolwiek jakoś go
obeszło.
Czyli
jednak nie zamierzał nic z tym zrobić. Bardzo dobrze, Teodorze.
Do
Wieży Gryffindoru wróciłam wieczorem po odrobieniu lekcji w bibliotece. Po
drodze minęłam się z Ivy, która jednak nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi,
co wydało mi się dość dziwne, zważywszy na jej wcześniejsze zachowanie.
Oczywiście bardzo ucieszyłam się z tej obojętności, nawet trochę się uspokoiłam,
że może Krukonka zmieniła zdanie, odrzucając pomysł wypytywania o co poniektóre
rzeczy, więc do pokoju wspólnego weszłam z o jednym mniej kamieniem na sercu.
Przed
kominkiem zastałam Ginny czytającą ze znudzeniem jakąś książkę, zapewne
obowiązkową lekturę, oraz Harry’ego i Rona grających w eksplodującego durnia.
Na szczęście nie było z nimi Lavender, co przyjęłam z prawdziwą radością.
Opadłam na miejsce obok rudej, wzdychając ciężko.
–
Wiesz, że jesteś skończoną kretynką, Hermiono?
Zamrugałam
szybko, spoglądając ze zdziwieniem na Weasleyównę. Ona patrzyła na mnie ze
złością znad otwartego wciąż tomu.
–
Bo? – spytałam.
Kątem
oka dostrzegłam, że chłopcy również na chwilę oderwali się od gry i zaczęli
przysłuchiwać się naszej rozmowie.
Ginny
z hukiem zamknęła książkę.
–
Bo nie gadasz już z Nottem.
Potrząsnęłam
głową, nie rozumiejąc.
–
Moment, przecież dzisiaj rano ci o tym mówiłam.
Ginny
wyglądała na naprawdę złą.
–
Ale nie powiedziałaś, że pożarliście się na serio.
–
To chyba nawet lepiej – wtrącił Ron, patrząc raz na mnie, raz na swoją siostrę.
– Zresztą, czym ty się przejmujesz? Nott jest tylko zwykłym Ślizgonem, takim
jak reszta,
Ginny
zacisnęła palce u nasady nosa, mamrocząc pod nosem:
–
Zaraz go uderzę, jak Boga kocham… – Popatrzyła na brata, po czym rzekła już
normalnym głosem: – Nott nie jest taki jak reszta. A na pewno nie dla Hermiony.
–
Chwila, co? – rzucił Harry, jednak został przez nas zgrabnie zignorowany.
–
Właśnie okazało się, że jest, Ginny – wyjaśniłam spokojnie, choć naprawdę
niespecjalnie chciałam poruszać teraz ten temat. – Jest gburem, wypomina
wszystkim ich wady, nie pamiętając o własnych, w dodatku usłyszałam od niego
parę naprawdę niemiłych słów, więc… Nie, za dalszą znajomość z nim chyba
podziękuję.
Ron
odetchnął z ulgą.
–
Całe szczęście. Myślałem już, że obie będziecie się uganiać za Ślizgonami.
W
jednej chwili zapragnęłam i rudzielcowi powiedzieć, co o nim myślę, jednak
powstrzymałam się. Nienawidziłam Teodora, nie Rona.
Ginny
prychnęła.
–
Zamknij się. A ciebie, Hermiono, nie rozumiem – zwróciła się do mnie. – Mieliście
się już ku sobie, dobrze się dogadywaliście, nawet lepiej niż dobrze, ciągle
widziałam was razem, nagle bum! – i już się nie znacie?
–
Ej! Hermiona nie jest dla niego!
–
Zamknij się, Ron. Zaraz eksplodują ci karty.
Westchnęłam.
–
To nie jest takie proste – wyjaśniłam. – Wczoraj naprawdę się pokłóciliśmy i ja po prostu nie chcę już dłużej tego
ciągnąć. Przekonałam się, jaki Teodor jest w rzeczywistości, a to mi wystarczy.
Zresztą, on też sporo ode mnie usłyszał. Sądzę, że również nie bardzo ma ochotę
na dalszą znajomość.
Ginny
przejechała dłonią po twarzy.
–
Jesteś beznadziejna.
–
Wiem. – Wstałam, zarzuciłam sobie torbę na ramię. – Muszę jeszcze coś załatwić.
Widzimy się później.
Kiedy
wychodziłam z pokoju wspólnego, do moich uszu dotarł jeszcze urywek rozmowy.
–
Ginny, swatanie ich to nie jest najlepszy pomysł.
–
Oszalałeś, Harry? Oni są dla siebie stworzeni!
***
W
sali umarłych czułam dziwny spokój, odcięcie od świata. Tam panowała
nieskazitelna, nieprzerywana niczym cisza i choć macki chłodu dotykały moich
kości, nie zamierzałam ruszyć się z pomieszczenia. W sumie nie widziałam
racjonalnego wyjaśnienia, dlaczego w ogóle tam poszłam oraz dlaczego wciąż
zawzięcie studiowałam dziennik Nieznanego. Może liczyłam na znalezienie czegoś
nowego? Jakiejś wskazówki, kim mógłby być za życia? Gdzie znalazłabym jego
ducha?
Wiedziałam
już, że świecącą kulą był właśnie on, to znaczy zjawa. Kompletnie wypadła mi z
głowy informacja o pewnych właściwościach duchów, na przykład owa zamiana w
pokłady czegoś w rodzaju plazmy, choć nie do końca, do tej pory nikt nie był w stanie
tego wyjaśnić. Dopiero niedawno, kiedy na obronie przed czarną magią zaczęliśmy
omawiać właśnie kwestię umarłych, zdałam sobie z tego sprawę.
To
wszystko się ze sobą łączyło, a ja tak późno rozumiałam.
Siedziałam
na kanapie owinięta szczelnie kocem. Przeglądałam spokojnie zapiski Nieznanego,
z trudem znosząc myśl, że ten ktoś kiedyś chodził po Hogwarcie, uczył się, a
potem po prostu… zniknął. Przepadł niczym kamień w wodę.
7 marca 1983, Hogwart, Sala Oczyszczenia
21:25
Dzisiaj postanowiłem przyjrzeć się bardziej
„Katharsis”. Zaraz się za to zabiorę, bo chciałbym wreszcie przeczytać chociaż
jeden rozdział, skoro odkryłem już, jak się dobrać do tej książki.
Dzisiaj miałem mini-zawał. Wchodzę do Sali,
podchodzę do biurka, a tam uchylona szafka. Szybko sprawdziłem, czy wszystkie
notatki są na miejscu, i faktycznie były, ale nie zmienia to faktu, że chyba
cierpię na upośledzenie umysłowe. Jak mogłem zapomnieć wszystkiego zamknąć?
Och, Morgano.
Jestem bezmózgiem.
Spojrzałam
w kierunku biurka. Wszystkie jego szuflady były zamknięte, sprawiały wrażenie
nigdy nietkniętych, tak jakby wcale nie skrywały w sobie ogromnej wiedzy na
temat spraw z przeszłości, mocy, którą mogłabym sporo namieszać w toczącej się
wojnie.
Ale
ja siedziałam spokojnie na kanapie, przeglądając stary dziennik.
Mój
wzrok padł na Katharsis, wciąż
leżącym na pulpicie. Odkąd wraz z Teodorem przeszliśmy do rozdziału o rytuale
oczyszczenia, przestaliśmy zajmować się książką. Wiedzieliśmy już wszystko, a
żadne z nas za rytuał nie zamierzało się w najbliższym czasie zabrać. Nie
potrzebowaliśmy tego. Autor wyraźnie napisał, że on sam przeszedł to, bo nie
mógł sobie poradzić ze stratą, bo stał się innym człowiekiem, bo chciał
wreszcie powrócić do normalności. Potrzebował katharsis. My nie. Choć Teodor
początkowo rzeczywiście przymierzał się do rytuału, szybko wybiłam mu ten
pomysł z głowy.
Z
westchnięciem przewróciłam parę stron i powróciłam do czytania notatnika.
10 marca 1983, Hogwart, pokój wspólny
23:30
Dzisiaj zabrałem Laurę do Hogsmeade. To wciąż
dla mnie dziwne, trochę nierzeczywiste, że właśnie ona jest moją dziewczyną. I
że wreszcie się z nią całowałem.
Zachowuję się jak dzieciak, ale co zrobić?
Laura, Laura, L A U R A. Szaleję za nią. Och,
Roweno, naprawdę szaleję! Żadna dziewczyna nie zaprzątała moich myśli do tego
stopnia. Czasem przerażam sam siebie, bo jeszcze nikt tak bardzo nie namieszał
mi w życiu.
Laura.
Boże.
Akurat teraz, kiedy muszę zmierzyć się z
Cryte’em. Akurat teraz, kiedy muszę przed nią milczeć. Chcę ją chronić.
Och.
Chyba ją kocham.
Zatrzasnęłam
dziennik. Miałam dość. Nie dlatego, że byłam okropnie senna, zmęczona, że
powinnam była powtórzyć jeszcze zaklęcia na następny dzień. Ciągłe czytanie o
miłości, poświęceniu, trosce przypominało o Teodorze i o tym, jak okropnie mi
go brakowało.
On
też zdecydowanie za mocno namieszał w moim życiu. Nie powinien był, a jednak to
zrobił. Rozsądek już na samym początku naszej znajomości powtarzał, bym zerwała
te więzi, ale gdziekolwiek bym nie poszła, czegokolwiek bym nie zrobiła,
pojawiał się on.
Zawsze.
Wszędzie.
Może
to było przeznaczenie? To, bym go poznała, to, by stał się moim korepetytorem,
to, byśmy razem odkryli tajemnicę umarłych, to, bym po prostu uzależniła się od
niego niczym palacz od papierosów?
Nie
potrafiłam odpowiedzieć na te pytania, ale wiedziałam jedno: długo nie
wytrzymam bez Teodora.
Odrzuciłam
koc i wstałam z kanapy. Jeszcze większy chłód natychmiast wypełnił moje ciało,
tak że zaczęłam drżeć. Przez chwilę patrzyłam na dziennik, który trzymałam w
ręku. Z wahaniem wpakowałam go do swojej torby, układając między dwoma
podręcznikami. Zdecydowałam się po raz pierwszy wynieść zapiski z Sali Oczyszczenia.
Choć wiedziałam, jak bardzo mogło okazać się to głupie, czułam palącą potrzebę
trzymania dziennika przy sobie cały czas.
Było
ze mną trochę jak z Nieznanym. On również się do niego przyzwyczaił.
Rozejrzałam
się jeszcze po pomieszczeniu, czy na pewno wszystko w porządku, i nagle
usłyszałam głośne postukiwanie, jakby coś uderzało od kamienną posadzkę. Z
niepokojem popatrzyłam na szafę, której nigdy nie mogliśmy z Teodorem otworzyć.
Dygotała, jednak o wiele gwałtowniej niż zwykle. Skrzypiała, postukiwała, a w
jej wnętrzu coś jakby… jęczało.
Nie
dałam się zwieść.
Nieznany
opisywał w dzienniku, że w szafie zalęgł się bogin i im dłużej oraz częściej
wyczuwał w pobliżu ludzi, tym bardziej się rozbudzał. W ciągu tych kilkunastu
lat, kiedy sala pozostawała całkowicie pusta, musiał zapaść w pewnego rodzaju
sen, skoro nie miał czym się żywić. Nieznany wspominał, że często zdarzało się,
iż bogin po prostu sam wychodził z szafy, chcąc nakarmić się strachem
człowieka. Autor jednak zawsze bez problemu odsyłał go z powrotem.
Teraz
następowało to samo – drzwi powoli, bardzo powoli się uchylały.
Nie
czekając, wyciągnęłam różdżkę. Wiedziałam, że poradzę sobie z boginem. Żaden
problem.
Gdyby
nie fakt, jaką postać przybrał.
Teodor
stanął przede mną blady, o pustych, lekko przymkniętych oczach, w których z
trudem dostrzegałam życie. Drżał, chwiał się nieco, jakby zaraz miał upaść. Obie
dłonie przyciskał do brzucha, a po jego palcach spływała ciemnoczerwona, gęsta
krew.
Zachłysnęłam
się własną śliną, niezdolna do powiedzenia czegokolwiek. Sparaliżowało mnie.
Poczułam się niczym mała dziewczynka zagubiona w ciemnym lesie pełnym potworów
i kompletnie niewiedząca, co robić.
Po
brodzie Teodora zaczęła sunąć łagodnie strużka krwi. Oczy gasły.
Umierał.
Uniosłam
wysoko różdżkę, natychmiast odzyskując zdrowe myślenie.
To tylko bogin.
–
Nie uda ci się – warknęłam w jego stronę. W moich myślach pojawiła się jedyna
zabawna scena, którą byłam w stanie sobie wyobrazić. – Riddiculus!
Teodor
w jednej chwili zamienił się w potężnego, czarnego lisa, na którego głowie
sobaczyłam kępę ciemnych włosów, w zębach różową kość, a on sam ubrany był w miniaturową
szatę ucznia Hogwartu. Lis… zaszczekał?
Uśmiechnęłam
się niemrawo, po czym jednym ruchem różdżki wysłałam bogina do szafy.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy zamknęły się za nim drzwi.
Poradziłam
sobie.
Zgasiłam
pochodnie, ostatni raz zerknęłam na szafki. Wyszłam z sali, ganiąc się w
myślach za jedną jedyną kwestię.
W
tamtym czasie najbardziej bałam się śmierci Teodora.
***
–
Roger?
Kiedy
wspinałam się po schodach do Wieży Gryffindoru, przed portretem Wielkiej Damy
ujrzałam brązowowłosego Krukona, najwyraźniej czekającego na mnie.
Och.
Czyli
nadszedł czas, by z nim poważnie porozmawiać.
Dobra, Hermiono,
poradziłaś sobie z boginem, to poradzisz sobie z nim.
Roger
nie wyglądał na specjalnie uradowanego, choć zły również nie był. Popatrzył na
mnie z powątpiewaniem, zakłopotaniem. Wyjął ręce z kieszeni szaty, nota bene
bardzo niechlujnie założonej na jego ramiona, i podrapał się po głowie.
–
Czekałem na ciebie – oświadczył cicho.
Ale
naprawdę?
–
To wiem – odparłam, mrużąc lekko oczy. Stanęłam w sporej odległości od niego,
poprawiając sobie torbę na ramieniu. – Po co przyszedłeś?
–
Chciałem cię przeprosić – powiedział ze skruchą. – Wiem, głupio wyszło z tym
Nottem. Widzę, że ze sobą nie rozmawiacie, więc pewnie się pokłóciliście…
Przepraszam.
Założyłam
ręce na piersiach.
–
Chyba o to ci chodziło, prawda? – odbiłam piłeczkę.
Zmieszał
się.
–
Przestań.
–
Ty wcale nie jesteś lepszy od niego. Całowałam się z tobą na gali? Hm,
przypomnij mi kiedy, bo chyba nie pamiętam.
Roger
natychmiast wyprostował się i wyraźnie spiął.
–
On kłamie.
Prychnęłam.
–
Jasne. Już nie wiem, któremu z was mam ufać, ale chyba najlepiej żadnemu.
–
Słuchaj, Hermiono, to nie tak… – zaczął, lecz przerwałam mu.
Czułam
coraz większą złość.
–
A jak? Obaj nagadaliście sobie nawzajem jakichś głupot. Po co? Po to, żeby
pokazać, który jest lepszy? Przestańcie wreszcie między sobą rywalizować, bo
więcej z tego kłopotów niż pożytku.
Roger
również wyglądał na rozgniewanego.
–
Nie rozumiesz, Hermiono, że on po prostu jest zły? – spytał, jakby nic do mnie
nie docierało.
Wzruszyłam
ramionami, uspokajając się. Nie było sensu znów się kłócić.
–
Wiem. Wczoraj wiele rzeczy sobie wyjaśniliśmy, dlatego z nim nie rozmawiam. I
nie zamierzam w żaden sposób tego odkręcać. Z Nottem nie da się dogadać, nie da
się z nim żyć.
Roger
milczał przez kilka chwil. Obserwował moją twarz, a ja zaczęłam się
zastanawiać, czy przypadkiem nie stara się znaleźć jakichś oznak kłamstwa.
Powoli
podszedł do mnie, przez co znów poczułam się nieznośnie osaczona, uwięziona
przez to, jak działał na ludzi. Nie przerywał kontaktu wzrokowego, aż w końcu znalazłam
się w jego objęciach.
Nie.
Nie, nie, nie, nie.
–
Nie mogłem patrzeć, co on z tobą robi – usłyszałam jego szept przy uchu.
Nie,
Roger, nie tym razem.
Odepchnęłam
go od siebie zdecydowanym ruchem. Popatrzył na mnie zdziwiony, a ja
odpowiedziałam pełnym łagodności spojrzeniem.
–
Nie rób sobie nadziei, Roger – poprosiłam cicho. – Obaj jesteście siebie warci,
bo obaj nie widzicie pewnych granic.
Chłopak
chwycił mnie delikatnie za ramię, a potem odszukał moje oczy. Jego zielone
tęczówki przypominały trawę pokrywającą wiosną błonia.
–
Nie chciałem cię skrzywdzić.
Pokręciłam
przecząco głową.
–
I nie zrobiłeś tego.
–
Tak strasznie cieszyłem się, kiedy znów zaczęliśmy rozmawiać – kontynuował z
nutą błagania w głosie. – Nie odpychaj mnie, proszę.
Odsunęłam
się od niego. Jego dłoń puściła moje ramię. Przełknęłam z trudem ślinę.
–
To się nie uda, Roger – powiedziałam cicho. – Przepraszam.
Odwróciłam
się, by wejść do pokoju wspólnego. Gruba Dama drzemała w najlepsze i coś
czułam, że dobudzenie jej nie będzie proste. Już miałam to zrobić, kiedy
usłyszałam pełen niedowierzania głos Krukona.
–
Ty go kochasz. Ty go wciąż kochasz.
Spojrzałam
na niego przez ramię, ale on zbiegał po schodach w dół. Postąpiłam kilka kroków
za nim.
–
Roger! – krzyknęłam. – Roger, poczekaj!
Nie
zatrzymał się.
Zaklęłam
szpetnie w myślach.
Znowu
musiałam coś zepsuć.
Westchnęłam
i całkowicie rozgniewana stanęłam przed portretem. Gruba Dama już nie spała,
wyglądała na całkowicie rozbudzoną.
–
Kruszynka – rzuciłam hasło w jej stronę.
Ona
zacmokała głośno.
–
No to się wkopałaś z tym chłoptasiem, moja droga – skomentowała.
Posłałam
kobiecie wściekłe spojrzenie.
–
Wpuścisz mnie czy nie?
***
Zamoczyłam
pióro w kałamarzu.
14 stycznia 1997,
Hogwart, pokój wspólny
Spojrzałam
na zegarek na moim nadgarstku.
23:36
Nie wiem, co
robić. Z czymkolwiek i z kimkolwiek. Ani z Cryte’em, który znów dąży do władzy,
ani z Ivy, ani z Rogerem, ani z Teodorem. Wszystko mnie przerasta, już
przerosło i ciągle odnoszę wrażenie, że nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Obiecałam
przyjaciołom zamknięcie sprawy umarłych. Rzeczywiście więcej nawet nie
zajrzałam do notatek Nieznanego, nie ruszyłam książek, nie dotknęłam biurka.
Teraz piszę w dzienniku, tworzę jego kontynuację, bo właściwie taka jest
prawda. Wszystkie materiały to spuścizna po Nieznanym i choć mogłabym je
wykorzystać, nie robię tego. Nie zrobię.
Roger
niepotrzebnie tu przyszedł, niepotrzebnie zaczął robić sobie nadzieję. Nigdy
nie planowałam traktować go jako kogoś, z kim rzeczywiście mogłabym być. Nigdy.
Owszem, zaczęłam pokazywać to za późno, jednak wyraźnie dałam mu do
zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Dlaczego musiał naopowiadać Teodorowi
takich głupstw? Obaj mieli jasny cel – skłócić mnie z drugim. Udało się im, bo
jak na razie z żadnym nie chcę rozmawiać.
Teodor. Teodor
Nott. Mogłabym to pisać w nieskończoność, kilkaset razy. Teodor. On…
Nienawidzę go i
pragnę. Nie sądziłam, że można czuć do kogoś tak skrajne uczucia jednocześnie.
Nienawidzę za to, co zrobił, powiedział, za pojawienie się w moim życiu,
ponieważ wraz z nim pojawiło się mnóstwo problemów. Wraz z jego pojawieniem się
narodziła się inna Hermiona Granger, ta, którą jestem teraz, całkowicie inna od
tej spokojnej, opanowanej, rozsądnie myślącej.
Już nic nie wiem.
Czuję się zagubiona, ciągle, non stop, czegokolwiek bym nie zrobiła, w
kłótniach nie do końca opanowuję złość, podejmuję decyzje całkowicie sprzeczne
z logiką. No i walczę, krzyczę, ranię.
Nienawidzę go.
Chcę mieć go przy sobie i nie chcę.
Odradzał mi pójście
do McGonagall w sprawie Ivy, ale tym razem nie zamierzam go posłuchać. Ktoś
musi wiedzieć, skoro nawet on się ode mnie odwrócił. Będę czuła się pewniej.
Jutro. Jutro po
kolacji. Jutro Ivy i Snape, i wszyscy, którzy z nim współpracowali, zostaną zdemaskowani.
Już północ. Muszę
iść spać. Jutro wiele się zmieni.
***
Nie
miałam pojęcia, dlaczego to zrobiłam, po co to zrobiłam i w ogóle co mnie
podkusiło, ale w porze lunchu następnego dnia zamiast iść prosto do Wielkiej
Sali, wyłowiłam wzorkiem z tłumu Teodora, po czym pociągnęłam go za rękaw do
pierwszej lepszej klasy. Zamknęłam za sobą drzwi, oddychając głęboko.
Odwróciłam się do rozłoszczonego chłopaka.
–
Czego chcesz, Granger? – spytał, mrużąc gniewnie oczy. Jego głos drażnił moje
uszy po raz pierwszy od dwóch dni. – Spieszę się.
–
Chodzi o Ivy – odrzekłam natychmiast. Nie miałam ochoty na kłótnie. Nie
dzisiaj. – McGonagall musi się dowiedzieć.
Chyba
go zaskoczyłam, bo przez długą chwilę wpatrywał się we mnie z wysoko
uniesionymi brwiami, całkowicie zdumiony.
Na
dosłownie chwilę przed moimi oczami znów stanął obraz zranionego Teodora,
bladego, krwawiącego, jakby błagającego o ratunek. Nie mogłam tego znieść.
–
Oszalałaś? – wydusił chłopak wreszcie, tym samym sprowadzając mnie na ziemię. –
Po co chcesz jej powiedzieć? W dodatku teraz, kiedy nie ma w zamku
Dumbledore’a?
Zaczęłam
chodzić w tę i z powrotem, wykręcając sobie palce.
–
Nie mogę znieść tego, jak ona na mnie patrzy, rozumiesz? – odparłam z
roztargnieniem. Nie patrzyłam na Teodora. – Po prostu się boję. Będę czuła się
pewniej.
–
Tchórz.
Przystanęłam
i spojrzałam na Ślizgona z mordem w oczach. Zbliżyłam się do niego z absolutną
wściekłością.
–
Teodorze „Dupku” Nocie – wycedziłam – albo pójdziesz ze mną, albo dalej
będziesz siedział, oczekując bohatera-Dumbledore’a, który zbawi świat. Mam dość
siedzenia bezczynnie, podczas gdy po zamku hasają poplecznicy Voldemorta.
Zaskoczyłam
go. I czułam się z tym cholernie dobrze.
Przez
chwilę milczał, aż w końcu zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Wypuścił powoli
powietrze z płuc.
–
Wealsey z Potterem wiedzą?
Pokręciłam
przecząco głową.
–
Powiem im po fakcie. Zatrzymaliby mnie zupełnie jak ty.
–
I mieliby rację. Gray może teraz wszystko.
Prychnęłam.
–
Przestań wreszcie – warknęłam na niego. – Traktujesz mnie jak małą dziewczynkę.
–
Bo sądząc po twoim postępowaniu, wciąż znajdujesz się w brodziku intelektualnym
– wysyczał z kpiną.
Nie,
tego było za dużo.
–
Idiota – rzuciłam z pogardą, po czym odwróciłam się i wyszłam z klasy,
trzaskając drzwiami.
Ruszyłam
szybko korytarzem w stronę głównych schodów, aż nagle pojawił się obok mnie
Teodor. Zacisnął dłoń na moim ramieniu, przez co oboje zatrzymaliśmy się.
Wpatrywaliśmy się w siebie ze złością.
Miałam
ochotę znów go uderzyć. Jeszcze mocniej niż wcześniej.
–
Idiotami nazywa ludzi ta najmądrzejsza i najbardziej odpowiedzialna – syknął
cicho. Wokół nas szło wielu uczniów, więc nie mógł znów na mnie krzyczeć. Nie żebym
się z tego nie cieszyła. – Nie rób nic głupiego, Granger, bo może się to źle
skończyć.
Wyrwałam
rękę z jego uścisku.
–
Nie będziesz mi mówił, co mam robić.
Odeszłam
od Teodora z nadzieją, że jednak odczepi się on ode mnie, ale jak to mówią:
nadzieja matką głupich. Całą drogę do Wielkiej Sali kłóciliśmy się o to, co
powinnam zrobić, dlaczego on ciągle myśli, że ma nad wszystkimi władzę, aż
wreszcie zatrzymaliśmy się na samym środku wypełnionej gwarem jadalni, kiedy
moja wściekłość niemal osiągnęła apogeum.
–
Odczep się ode mnie, Nott – warknęłam głośno, nie bacząc na to, czy ktoś nas
usłyszy. Widziałam jedynie twarz Teodora, oczy, które kochałam i które teraz
miałam ochotę… dźgnąć? Merlinie. – Nie zamierzam z tobą rozmawiać ani teraz,
ani nigdy więcej. Zajmij się swoim życiem, bo w moim już wystarczająco dużo
namieszałeś.
Odwróciłam
się na pięcie i skierowałam się do swojego stałego miejsca przy stole
Gryffindoru. Nieopodal dostrzegłam Harry’ego, Rona z Lavender oraz Ginny,
którzy patrzyli z niepokojem prosto na mnie. Chciałam powiedzieć im, że to nic,
że wszystko w porządku, że z Teodorem sprawa jest już zamknięta, jednak wtedy
do moich uszu dotarł jego donośny, ociekający nienawiścią głos.
–
Cholerna egoistka.
Zatrzymałam
się gwałtownie. Przymknęłam oczy. Modliłam się o cierpliwość, bym nie musiała
znów użyć zaklęć przeciwko niemu.
Bardzo
nie chciałam tego robić.
–
Myślisz, że jesteś bezkarna, ale znów się mylisz. – Zbliżał się do mnie.
Wiedziałam to. – Znowu się oczyszczasz, znowu sądzisz, że ty niczego nie
zrobiłaś. Czy ty w ogóle słyszysz siebie?
Uchyliłam
powieki. Mój wzrok padł na Harry’ego i Rona siedzących niedaleko, oraz Ginny
kręcącą lekko głową. Poruszała bezgłośnie wargami.
Nie daj się
sprowokować.
Och,
Ginny. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jakie to trudne.
–
To ty, TY weszłaś w moje życie i ty zamieniłaś je w piekło. Funkcjonowanie z
tobą jest niewykonalne, ciągle masz jakieś problemy, ciągle doszukujesz się
komplikacji, których tak naprawdę nie ma, ciągle…
–
Skoro to takie piekło – przerwałam mu lodowatym tonem, jednocześnie się
odwracając – to dlaczego wciąż się ze mną zadajesz?
Znajdował
się maksymalnie stopę ode mnie. Czułam nieodpartą chęć, by wyciągnąć różdżkę, i
miotnąć w niego jakimś zaklęciem. Porządnym.
Zaśmiał
się gardłowo.
–
Bo czasem miałem nadzieję, że może jednak wreszcie trafi cię szlag.
Ciarki
przeszły mi po plecach, kiedy w jednej chwili podjęłam decyzję o nieco
łagodniejszym sposobie zakończenia tej kłótni.
–
Wiesz co, Nott? – spytałam na pozór spokojnie. – Ty naprawdę jesteś idiotą.
Chwyciłam
wypełniony sokiem puchar stojący na stole obok mnie i jednym ruchem chlusnęłam
jego zawartością w twarz Teodora. Satysfakcja była jednak tylko chwilowa,
ponieważ w następnej sekundzie czułam na ramieniu stalowy uścisk, a przed
oczami miałam parszywy grymas złości. Syknęłam z bólu.
–
Granger…
–
Nie radzę.
Chyba
nigdy nie słyszałam takiej stanowczości w głosie Harry’ego.
Spojrzałam
przez ramię i zobaczyłam coś, co chyba już na zawsze utkwiło w mojej pamięci.
Ron, Harry oraz Ginny stali niesamowicie wściekli z wysoko uniesionymi
różdżkami, a inni Gryfoni wpatrywali się w Teodora ze złością. Po chwili z miejsca
podniósł się Neville, co chyba najbardziej mnie zaskoczyło.
–
Puść ją, Nott – rozkazał Ron.
Skierowałam
wzrok na Ślizgona. Jego oczy błądziły po osobach mierzących w niego różdżkami.
Widziałam w nich zaskoczenie, a nawet… strach. Nic więc dziwnego, że po chwili
odsunął się ode mnie, zaś po jego dotyku został jedynie ból w ramieniu.
Odwrócił się, nie patrząc już na nikogo, po czym wyszedł zamaszystym krokiem z
Wielkiej Sali.
Oddychałam
głęboko, czułam szybkie, mocne uderzenia serca niemogącego powrócić do normalnego rytmu. Oparłam dłoń o
stół, by nie upaść.
Tak
jakby ogień spadł na ziemię.
–
Hermiono, wszystko w porządku?
Nie,
Neville, nie było w porządku.
Miałam
ochotę się rozpłakać. Widziałam spojrzenia ludzi siedzących wokół, słyszałam
szepty. Ale najbardziej przytłoczyła mnie świadomość, jak bardzo oddalałam się
od Teodora.
Dopiero
teraz docierało do mnie, że nigdy go nie znałam.
***
22:00, sala
pojedynków w lochach.
Proszę.
T.
Kto
by pomyślał. W podręczniku do transmutacji. Prawie romantyczne.
Fala
niepewności spłynęła na mnie wraz z odczytaniem tych kilku linijek tekstu. Może
brunet chciał przeprosić? Może chciał coś wyjaśnić? Może po prostu chciał o
czymś porozmawiać? Może chciał odciągnąć mnie od pomysłu pójścia do McGonagall?
Nie
wiedział jednak, że to właśnie dzisiaj miały nastąpić zmiany.
Czułam
niezdrowe podekscytowanie jak przed większością spotkań z Teodorem. Nie miałam
pojęcia, o co chodzi chłopakowi, lecz gdyby mu nie zależało, to chyba nie
prosiłby, bym przyszła.
Wciąż
coś mi tu nie pasowało. Nie mógł powiedzieć mi tego wprost? Wprawdzie nie
mieliśmy dzisiaj transmutacji, ale tak się złożyło, że przez przypadek włożyłam
podręcznik do torby… Kiedy podrzucił mi liścik? Nie pamiętałam momentu, w
którym mógł to zrobić. Musiał wykazać się prawdziwą dyskretnością, zapewne z
obawy, bym nie odkryła go za wcześnie.
Powinien
był się cieszyć, że w ogóle go znalazłam, ponieważ nie miałam w planach
zaglądania do tej książki.
Teraz
jednak nie mogłam zaprzątać tym sobie głowy, gdyż pojawiły się nieco inne
zmartwienia.
McGonagall
przepadła jak kamień w wodę.
***
–
Widziałaś profesor McGonagall?
–
Ron, gdzie jest McGonagall?
–
Pani profesor, widziała pani może profesor McGonagall?
–
Jeśli się nie mylę, omawia z profesorem Snape’em karę dla jego Ślizgonów.
Dlaczego jej szukasz?
Jedynie
Sprout okazała się być na tyle pomocna, że wreszcie dowiedziałam się, gdzie
podziała się nauczycielka transmutacji. Nie chciałam iść do niej od razu po
kolacji, więc dopiero koło dwudziestej z szybko bijącym sercem zapukałam w
drzwi gabinetu. Odpowiedziała mi cisza, a gdy starałam się wejść do środka,
klamka nie chciała puścić. Szukałam McGonagall wszędzie, pytałam wiele osób,
ale nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Jak się okazało, opiekunka mojego domu
dawała reprymendę Crabbe’owi i Goyle’owi za bezpodstawne zaatakowanie jakichś
pierwszorocznych Gryfonów wracających z biblioteki.
–
Już dawno nie widziałam tak wściekłej Minerwy.
O
tak, na pewno była strasznie rozgniewana. Szkoda jedynie, że u Snape’a
siedziała naprawdę sporo czasu, a ja pod jej gabinetem czekałam ponad godzinę.
Już traciłam nadzieję, już planowałam przyjście do McGonagall następnego dnia,
kiedy wreszcie, kilkanaście minut po dziewiątej, kobieta wyłoniła się zza
zakrętu. Po jej twarzy widziałam, że wcale nie jest w nastroju na jakiekolwiek
rozmowy.
Ale
ja musiałam to załatwić. Teraz.
–
Dobry wieczór, pani profesor – przywitałam się grzecznie, kiedy już do mnie
podeszła. Coś przewróciło mi się w żołądku. – Czy możemy porozmawiać?
Zostałam
zmierzona chłodnym, podejrzliwym spojrzeniem.
Dzięki.
–
Nie sądzę, by była odpowiednia pora na…
–
To ważne – przerwałam jej. Patrzyłam na nią uparcie, dając do zrozumienia, że
naprawdę powinna mnie wysłuchać.
Milczała,
a ja zaciskałam mocno pięści z nerwów. Czułam ból wbijanych we wewnętrzną
stronę dłoni paznokci.
Odetchnęłam
dopiero, kiedy McGonagall wyciągnęła różdżkę, stuknęła nią w klamkę i pchnęła
drzwi.
–
Wejdź.
***
–
Pani profesor… chodzi… chodzi o to, że…
–
Panno Granger, czy na pewno wszystko w porządku?
–
Ta… Nie, nie, pani profesor. Nie jest w porządku, bo…
–
Hermiono?
–
Bo po zamku chodzą słudzy Lorda Voldemorta, pani profesor.
***
Nie
sądziłam, że będzie trudniej opowiadać o wszystkim McGonagall niż chociażby
moim przyjaciołom. Musiałam powiedzieć jej wszystko to, o czym dowiedział się
Teodor, a nawet więcej. O tym, jak poznałyśmy się z Ivy, o jej fałszywych
historyjkach, o tym, jak ciągle mnie okłamywała, ale ja przymykałam na to oko,
o wyjeździe do Instytutu, o Lactiris i pomocy od Snape’a, o ciągłym zwodzeniu mnie,
o tym, że ciągle od siebie to odrzucałam, bo po prostu zaufałam, aż wreszcie o podsłuchanej rozmowie oraz radzie
Harry’ego, dzięki którym zrozumiałam, co dawno powinnam była zrobić. McGonagall
słuchała w milczeniu, choć z każdym kolejnym zdaniem widziałam szok malujący
się na jej zwykle opanowanej twarzy. Po czasie moje dłonie przestały drżeć,
głos stał się pewniejszy, a myśli bardziej poukładane.
Wszystko
z siebie wyrzuciłam, łącznie z obawami, podejrzeniami, strachem.
Poczułam
chore podniecenie, że w końcu coś się zmieni, że ci źli zostaną ukarani.
–
Nie mogę w to uwierzyć – rzekła McGonagall po dłuższej chwili ciszy. Kręciła
delikatnie głową w niedowierzaniu. – Severus? Gray?
Zacisnęłam
usta.
–
Mnie też było trudno – wyznałam. Popatrzyłam nauczycielce prosto w oczy. – Musi
pani coś z tym zrobić, pani profesor. Nieważne, że nie ma profesora
Dumbledore’a, trzeba to jakoś zatrzymać.
Kobieta
wstała i splotła ręce razem. Zaraz po niej ja również podniosłam się z krzesła.
–
Idź do siebie, Hermiono – powiedziała do mnie łagodnie. – Dziękuję, że mi o tym
powiedziałaś, ale na tym twoja rola się kończy. Zaraz zbiorę pozostałych
nauczycieli i… cóż. Zrobimy z tym porządek. Nie martw się. Już nikomu nic nie
grozi.
Wypuściłam
powoli powietrze z płuc.
–
Tak. Tak. – Ruszyłam w kierunku drzwi, po czym wyszłam na korytarz, uprzednio
rzuciwszy krótkie: – Dobranoc.
Nie
miałam jednak zamiaru iść do Wieży Gryffindoru. Nie zapomniałam o spotkaniu z
Teodorem i choć byłam zdecydowana, by zjawić się w lochach, bałam się powiedzieć
chłopakowi o McGonagall. Bałam się tego, jak zareaguje, w dodatku średnio
chciałam znów się z nim kłócić. Dość awantur jak na dwa dni.
Kiedy
zeszłam po schodach na sam dół, otoczył mnie chłód i charakterystyczny zapach
wilgoci wypełniającej lochy. Pochodnie rzucały na posadzkę oraz ściany nikłe
światło, a przez brak okien czułam się nieznośnie uwięziona. Odgłos moich
kroków był jedynym, który słyszałam w niczym niezmąconej ciszy. Szybko
przebrnęłam przez gąszcz korytarzy, zakrętów, spadków i wzniesień, aż znalazłam
się przed zamkniętymi drzwiami sali pojedynkowej. To właśnie tutaj pokonałam
kiedyś Snape’a.
Dobre
czasy.
Przez
głowę przemknęła mi myśl, czy zostanie on wtrącony do Azkabanu razem z Ivy i
czy przypadkiem jednak nie pomyliłam się w jego osądzie, lecz szybko ją
odrzuciłam.
Nie
czekając, weszłam do pomieszczenia. Kilkanaście stóp ode mnie stał Teodor,
trzymając dłonie w kieszeniach i sprawiając wrażenie całkowicie wyluzowanego.
Obserwował zapalone po bokach pochodnie, a gdy weszłam, jego oczy natychmiast
skupiły się na mnie.
Mój
oddech gdzieś uciekł.
Niespiesznie
zbliżyłam się do chłopaka. Obserwowaliśmy się nawzajem, patrzyłam na jego
rozwichrzone włosy, przyglądałam się stojącym na wszystkie strony, czarnym
kosmykom, zachłannie pochłaniałam wzrokiem rysy twarzy, szeroką szczękę, pełne
wargi, no i oczy. Śniły mi się. Marzyłam o nich. Nie mogłam bez ich widoku
wytrzymać.
–
Dlaczego chciałaś się spotkać? – ostry głos Teodora przerwał ciszę.
Zamrugałam
szybko.
–
Ja chciałam? – zdziwiłam się. – Przecież ty wsunąłeś mi do podręcznika
karteczkę, że mam przyjść tutaj o dziesiątej.
–
Ja? Znowu sobie coś ubzdurałaś, Granger.
–
Och, przestań – prychnęłam. Z kieszeni szaty wygrzebałam zwitek i od razu mu go
podałam. – Masz, geniuszu.
Teodor
natychmiast zaczął przyglądać się wiadomości, aż wreszcie zmarszczył brwi.
–
Ja nie piszę takiego „a” – stwierdził z zamyśleniem. Włożył rękę do kieszeni
spodni, po czym również wyciągnął z niej kawałek pergaminu. – Wsunęłaś mi to do
torby.
Niemal
wyrwałam mu karteczkę.
22:00, sala
pojedynków w lochach.
Przyjdź.
H.
Podniosłam
na Teodora zdumiony wzrok.
–
Moje duże „p” jest bardziej zamaszyste – wymamrotałam z niepokojem.
Uniósł
brew.
–
Co?
Rozległ
się huk otwieranych gwałtownie drzwi. Natychmiast spojrzeliśmy w tamtym kierunku.
I
wtedy już wiedziałam, że rzeczywiście czas na zmiany.
Chłodna
dłoń strachu ułożyła się na moim sercu, a zimne palce Śmierci splotły się z
moimi.
Z
trudem przełknęłam ślinę, nie spuszczając wzroku z końca wysoko uniesionej
różdżki.
–
Dlaczego?
–
Bo zawsze byłaś zbyt przebiegła.
Błysk
jaskrawofioletowego światła i nie było już Teodora, nie było sali pojedynków,
nie było mnie, nie było niczego.
Był
ból. I ciemność.
______________
Dobra,
nota odautorska będzie dzisiaj trochę dłuższa.
Na
początek parę słów na temat rozdziału. Pojawił się późno, bo… tak. Nie mam
logicznego wyjaśnienia, po prostu chciałam opublikować go w nocy, kiedy sporo
osób śpi, mwahaha :D Co do samej jego treści. Mówiłam, że będzie on ważny,
teoretycznie mogłam zrobić z niego dwa osobne rozdziały, ale druga część byłaby
za krótka, w dodatku chciałam zaznaczyć, iż to mimo wszystko całość. Niestety,
pierwsza część mi się rozwlekła i o.
Ach.
Wiem, z umierającym Teosiem mały trolling, ale nie mogłam się powstrzymać,
przepraszam! :D
To
strasznie narcystyczne i w ogóle, ale z każdym kolejnym rozdziałem coraz
bardziej kocham to opowiadanie. Niesamowicie zżyłam się z jego bohaterami i
choć to dopiero trzydziesty drugi rozdział, to nie wyobrażam sobie bez Teosia,
Hermiony, Ivy, Rona (<3!) życia.
Dobra,
koniec. Sprawa druga. Ostatnio ogarnęłam trochę bloga pod względem technicznym.
Jeśli wejdziecie w zakładkę O opowiadaniu, to na dole możecie również zobaczyć
moje odpowiedzi na Jakieś Tam Nominacje, Których Nazw Nie Potrafię Zapamiętać,
a za które pięknie dziękuję :) W linkach pousuwałam zbędne adresy, no i
oczywiście Subskrypcja. Porządki zrobione. Większość osób wywaliłam na zbity
nick, nawet się nie zastanawiając. Co to za problem, żeby napisać gdziekolwiek głupie „Informuj mnie
dalej”? Raczej niewielki, toteż w zakładce zostało jedenaście osób z dwudziestu
paru. Proszę się nie denerwować w razie czego, taka karma. Mogę bez problemu
dopisać do listy z powrotem, jeśli tylko ktoś miałby na to ochotę.
Sprawa
trzecia. O dziewiątej rano, czyli za parę godzin, wyjeżdżam sobie w siną dal,
gdzie Internetu, a nawet komputera nie będzie. Nie żeby mi to przeszkadzało,
przyda mi się odpoczynek od technologii na łonie natury. Co nie zmienia faktu,
że druga część tego rozdziału powstanie w zeszycie w oparciu o notatki, które
zabiorę ze sobą, i w sumie nie mam pojęcia w związku z tym, czy pojawi się ona
tuż po moim powrocie ósmego lipca. Jeśli złapię wifi w jakiejś kawiarni czy
coś, to Was oczywiście poinformuję, ale na razie niczego nie obiecuję. Módlcie
się o Wenę dla mnie.
Ach,
jeszcze szablon. Nowy, jak widać, jasny w dodatku, it’s a miracle. I am locking for a miracle… Nie umiem
zmienić swojego stylu tworzenia szablonów, więc nie będę się starać tego zrobić.
Sorry, ludzie, dla mnie liczy się treść i to, by blog wyglądał schludnie oraz
przejrzyście, a nie nawalone wszystkiego w nagłówek, bzdur w kolumny i
oczojebnych kolorów. Grafika jest jaka jest, więc wybaczcie. Amen.
Takimi
wybuchami się nie przejmujcie. Wiek dojrzewania, młodzieńczy bunt, te sprawy. W
dodatku zaczęły mi się wakacje, mam średnią 5.2 i jestem po prostu wszystkim
zmęczona, więc odreagowuję. To minie, luz.
Chyba
wszystko, co miałam do powiedzenia. Przeraża mnie wizja zapakowania mojego kota
do auta i wywózki go, i totalnie nie wiem, jak temu podołam, no ale dobra.
Uciekam spać.
Trzymta
się, ludzie!
Empatia
Haha, niektórzy nie śpią nocą tylko czatują na nową dawkę Teosia :D Powiem, że zastanawiam się, któż wykiwał Hermionę i Teodora, ściągając ich do sali pojedynków. Wydaje mi się, że to nie Ivy, chociaż pewnie obserwowała Hermionę uważniej niż się mogło zdawać. Z jakiejś przyczyny myślę, a może mam nadzieję, że to Roger :D i jest on po stronie blondynki. Wydaje mi się po prostu dziwne, że miałby nic nie wiedzieć. Albo może Zabini, ale po co jemu by był Nott?
OdpowiedzUsuńAlbo dziennik Nieznanego jest zaczarowany i dał komuś znać o jej wpisie?
No i oczywiście piąteczka za trolling. Sądziłam, że scena z umierającym Teodorem może się Hermionie śnić albo coś w ten deseń, ale zaniepokoiłam się, a tymczasem to tylko bogin.
McGonagall coś poradzi. Albo Hermiona spowodowała napaść na swą osobę spotkaniem z nią, albo ją to spotkanie ostatecznie uratuje. A może to Teodor ją uratuje :D
Pozdrawiam,
Ceres
Macie oczywistą rzecz podaną na tacy, że to Ivy ściągnęła Hermionę i Teodora do sali pojedynków, a wy dumacie kto to mógł być... Wątpię w ludzi xd
UsuńA co złego jest w dumaniu? Może nie przeczytałam uważnie i ominęłam gdzieś fragment, gdzie jest napisane, że to była Ivy? W takim razie proszę, przytocz mi go. To, że czytelnicy lubią zgadywać i wychodzić poza "oczywistości" jest według mnie dobrą rzeczą, świadczy o tym, że wiążemy się emocjonalnie z tą historią i wierzymy, że nie zawsze stanie się oczywiste, że może Autorka stosuje jakiś zabieg, który wprowadzi zaskoczenie. Ivy jest "oczywistą rzeczą podaną na tacy", lecz ta taca może być podsunięta w celu zmyłki, by następny rozdział był zaskoczeniem. Właśnie takie podejście, jakie mam ja i reszta ludzi, w których wątpisz, sprawia, że jesteśmy cały czas zaskakiwani, mniej lub bardziej. A to że Ty wybierasz inny sposób podejścia do tego, co czytasz, nie znaczy, że nasz jest gorszy, albo że jesteśmy niezbyt ogarnięci.
UsuńPozdrawiam,
Ceres
Popieram.
UsuńOgólnie rozdział bardzo fajny i tajemniczy. Nie wiem czemu, ale myślę, że Hermiona nie rozmawiała wtedy z McGonagall tylko np. ze Snape'em lub z Ivy, którzy wypili eliksir wielosokowy. Ostatni akapit, wydaje mi się, że może to być Zabini. Coś czuję, że te wydarzenie, które będzie miało miejsce w lochach, będzie bardzo ciekawe i możliwe, że się tam pogodzą./Kasia
OdpowiedzUsuńA jeszcze 'informuj mnie dalej'./Kasia
OdpowiedzUsuńSzablon bardzo mi się podoba, styl tworzenia też.
OdpowiedzUsuńTen dziennik bardzo mnie zaciekawił.
Czułam, że duch ma coś wspólnego z kulą.
Wiedziałam, że umierający Teoś to trolling. Już się przyzwyczaiłam do tego, że Zapowiedź sprawia, że mamy mylne wyobrażenie o akcji w rozdziale.
Ivy- ja po kościach czułam, że coś jest nie tak. Właściwie od momentu, kiedy po raz pierwszy spytała Hermionę o plany Dumbledora.
I tak na koniec: dzięki Twojemu opowiadaniu dostrzegłam też zalety Teosia. W innych ff jest zawsze przedstawiany jako zły, ja nie wiem to jakaś mania?
Twoje opowiadanie ma w sobie COŚ. Genialnie piszesz. Bawisz się słowami. "Wyjątek" stał się częścią mojego życia. Nie było jednego dnia, żebym nie weszła na bloga czy na fanpejdża.
Czytam wiele blogów, naprawdę. Jesdne są lepsze, inne gorsze. Ale Ty, Empatio, jesteś autorką bloga, który plasuje się na pierwszym miejscu. Serio. Spośród wszystkich blogów Twój zasługuje na szóstkę z plusem. Szacuneczek.
Gratulacje z powodu średniej. Ja mam pasek tylko przez to, że z plastyki dostałam 6.
Pozdrawiam i życzę kilogramów weny, emersonn :]
O Boże! Kocham to!<3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i trzymający w napięciu. Empatio, jesteś wielka!:D
Sen Hermiony był niezwykle realistyczny i myślałam już, że to rzeczywistość.:)
Heh, Ginny, uwielbiam cię! Swatanie Miony i Teosia? Jak najbardziej jestem za!;**
Scena z boginem - genialna! Opisałaś to tak wspaniale, że po prostu ach i och! Gdybyś widziała moją reakcję na wyobrażenie sobie Teosia w postaci opisanego przez ciebie czarnego lisa, padłabyś. Śmiałam się z tego, jak debilka. Świetne to było!:P
Roger, weź się ogarnij! Denerwujący jesteś. No ja wiem, że ci dalej zależy na Mionie, no ale pogódź się z tym, że ona jest przeznaczona Teosiowi, mój drogi!:DD
Teoś w tym rozdziale strasznie mnie zaskoczył. Rozumiem, że się wściekł na Hermionę, ale żeby od razu być takim brutalnym? Oj, Teoś, Teoś. Postawa Neville' a bardzo mi się spodobała. Fajnie, że on i reszta stanął w obronie Mionki. To się nazywają przyjaciele.
Już od początku czułam, że ten liścik nie jest od Teodora. Przecież był wściekły na Mionę, nie mógłby tak grzecznie prosić jej o spotkanie. W takim razie kto ich sprowadził do lochów? Obstawiam, że to Ivy, ale równie dobrze może to być Snape. No i plan Hermiony nie wypalił. Powiedziała wszystko McGonagall, ale co to dało? Ktoś zwabił ją i Teodora do lochów zanim nauczyciele zdążyli zareagować. No ładnie. Kocham takie sytuacje. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji!:)
PS. Fajniutki ten nowy szablon!
Hmmm.. A może skoro ktoś grzebał im w torbach.. to hmmm... może też zauważył dziennik.. I to jakiś koleś od Cryte'a, hę? Kto tam wie...
OdpowiedzUsuńJezusie, Empatio ubóstwiam Cię! Ten rozdział jest nieziemski, uwielbiam Teodora. Przeczuwałam, że z tym liścikiem coś będzie nie w porządku, zastanawiam się czy Hermiona rzeczywiście rozmawiała z McGonagall? Może to jeden ze śmierciożerców ukryty pod postacią eliksiru wielosokowego? W końcu Crabbe i Goyle podczas kłótni z opiekunką Gryfonów mieli okazję do zabrania jej jednego włosa. W każdym bądź razie zakończenie rozdziału było fenomenalne, z niecierpliwością czekam na część drugą. Udanych wakacji :)
OdpowiedzUsuńEj, to bardzo fajna teoria z tym wielosokiem, Grabbem i Goylem. W końcu podczas trwania szóstej części ci dwaj byli cały czas naszprycowani tym eliksirem, więc może i do tego go wykorzystali... Mimo to wydaje mi się trochę niemożliwe, by któryś z nich był w stanie tak dobrze zagrać McGonagall, że Hermiona nie miałaby żadnych podejrzeń co do jej zachowania :D
UsuńUwielbiam to opowiadania ! Spóźniłam się z komentarzem ale nie wiedziałam że dodałaś NN . Ja myślę że to Ivy wysłała im te liściki i to ona rzuciła zaklęcie . Pewnie będzie ich gdzieś teraz przetrzymywać albo użyje na nich jakiś zaklęć . Weny życzę .
OdpowiedzUsuńOkkej. I ty mi następną część dodasz jak wrócisz kurde?! Oszalałaś?! Przecież.. ja chce już wiedzieć co będzie dalej.. Ale no jak czytałam komentarze pozostałych osób to chyba faktycznie to sprawka Ivy albo jakiś złych ludziów. A może to Teodor? Nie.. dobra to by było głupie. ;d Wracaj z tych wakacji bejb, bo ja chcę rozdził he he he ; p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Nowy szablon i cytat Lany ♥ Notka? Cudowna, po prostu idealna. Ty to potrafisz trzymać w napięciu.
OdpowiedzUsuńPrzez jakieś fanaberie związane z brakiem zasięgu (taa... prawie 200-tysięczne miasto, jakieś 3km od centrum, a internet prędzej znajdę w afrykańskiej wiosce) i sprawami do ogarnięcia po zakończeniu roku szkolnego (hm... im większa średnia, tym więcej spraw na głowie) udało mi się dokończyć rozdział dopiero dzisiaj.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, świetnie, świetnie. Ja to ci się nie dziwię, że tak zżywasz się z bohaterami (ja tak mam prawie zawsze, kiedy biorę się za pisanie :P), bo postacie wykreowałaś cudownie, choć... brak mi tej wcześniejszej Hermiony, Teosia zresztą też, ale z nim to tam nigdy nic nie wiadomo.
Z początku myślałam, że to Ginny próbuje ich swatać, lecz później (tak jak reszta :D) pomyślałam o Ivy. Albo to oczywiste, albo to my tacy inteligentni jesteśmy, albo`dajemy się nabrać, a ty piszesz o kimś zupełnie innym.
Najbardziej niesamowite jest dla mnie to, że z każdym rozdziałem napotykam na takie sytuacje, postacie czy słowa, które mają wiele wspólnego z moim życiem i to jest... dziwne, normalnie jakbyś trenowała na mnie legilimencję i wykradała moje wspomnienia. Chociażby nazwanie Teodora "geniuszem"... Długo by tłumaczyć, ale kiedy skojarzyłam to sobie z pewną osobą, do której tak mówię, zaczęłam się dosłownie zwijać ze śmiechu. I to się nazywa podejście do czytelnika :D
To to ja zmykam. Tak swoją drogą, to wkurza mnie jedna rzecz, jeśli chodzi o Teodora... Kiedy szukałam w necie jakiś jego zdjęć/fanartów (bo sama chciałam go porządnie narysować, ale potrzebuję jakiejś inspiracji ;)), w 99% ludzie kreują go na jakieś emo albo pedałka w arafatce. Masakra!
Może to bardzo egoistyczne zaczynać od własnej osoby - no, ale niestety muszę :) Czytam Twojego bloga od dosyć dawna, nawet w tej chwili nie pamiętam jak na niego wpadłam, ale - oj, nie o tym chciałam pisać - mianowicie zamierzałam się usprawiedliwić, dlaczego nie komentowałam wcześniej, a wręcz bezczelnie zapisałam się do subskrybcji. Zazwyczaj jestem niewidzialnym czytelnikiem - wpadam na bloga, czytam i wychodzę nie zostawiając komentarzy (Sama też raczej takich czytelników mam, ale to nie ważne), często też śledząc ciekawych autorów na różnych stronach (jak np. Ciebie na asku :). Dość usprawiedliwiania, jak już zaczęłam pisać, to mam nadzieję napiszę wszystko, co mi przyjdzie do głowy.
OdpowiedzUsuńSzablon jak zawsze bardzo ładny, ale mam nadzieję, że gdy będziesz go zmieniała powrócisz do tego wcześniejszego Teo. Widzę, że ten też jest z papieroskiem, ale do tamtego Teosia się już przyzwyczaiłam, i mam najzwyczajniej w świecie nadzieję, że jeszcze kiedyś ujrzę tego przystojniaka :) Nie to, żeby temu coś brakowało, no ale tamten jest dla mnie ideałem na to stanowisko.
Czy akcja ma się rozwijać szybko, czy wolno - nie mi sugerować, bo tak zakochałam się w opowiadaniu, że jak zrobisz tak będzie idealnie. Co do szybkości mogę jedynie nakłaniać do większej częstotliwości pojawiających się rozdziałów, ale w związku z tym, że sama piszę i wiem jak to z weną bywa, to będzie jedynie mała prośba jednej czytelniczki.
Dalej... Czytam naprawdę dużą liczbę blogów - i muszę przyznać, że jestem zbyt leniwa by sprawdzić, więc napiszę po prostu, że nie pamiętam czy wcześniej kończyłaś rozdziały w "takim miejscu", ale biorąc pod uwagę ten - świetnie Ci to wyszło. Tak, właśnie mówię, że zazdroszczę Ci umiejętności której nie mam :)
Niestety nie będę zgadywać, kto jest tą tajemniczą postacią, bo nigdy mi to nie wychodzi.
Jeszcze tak ogólnie : Brawo za kreatywność. Dramione jest jednym z moich ulubionych fanfiction a tu takie coś. Niby coś podobnego, a jednak innego. Głównie chwalę Cię za ten pomysł z umarłymi, bo nigdzie go do tej pory nie spotkałam, by się powielał, bo chociaż konkursy, turnieje i korepetycje (choć raczej nie dawane Hermionie) to norma, to ten pomysł naprawdę jest świetny.
Na koniec znowu wrócę do mojej osoby niewidzialnej komentującej, gdyż bardzo możliwe, że następnym razem gdy pojawi się rozdział nie będę miała ani humoru, ani weny by napisać komentarz, i wtedy zapewne pojawi się coś w stylu informuj mnie dalej. Wiedz jednak, że mimo tego jaka jestem, i jak komentuję i czy w ogóle to robię jestem całym sercem za Twoim blogiem ♥ Pozdrawiam gorąco :)
Ellione
Hej! Na początku małe odniesie do rozdziału, którego nie skomentowałam, bo... bo taki chyba mój już nawyk, że na Twoim blogu komentuję co drugi rozdział xD Ale mniejsza o to. Sęk w tym, że gdy czytałam kłótnię Hermiony i Teodora to... BOŻE. Czułam się tak, jakbym stała tuż obok i to wszystko obserwowała. W pewnych momentach miałam ochotę się śmiać, w innych skakać i dopingować Notta. Tak, Notta. Nie wiem dlaczego, ale Hermiona ostatnio zaczęła działać mi na nerwy i póki co przerzuciłam się na Team Teodor Nott :D Wiem, trochę dziwne, ale cóż.
OdpowiedzUsuńCo do nowego rozdziału, to najbardziej zapamiętałam akcję w Wielkiej Sali. Ślizgon łapie Granger, Gryfonii wstają i mają zamiar bronić jednej „ze swoich”. Wiesz z czym mi się to skojarzyło? ^^ Z jedną z moich ukochanych książek, a mianowicie Harry Potter i Insygnia Śmierci, gdzie wszyscy jak jeden mąż stanęli za Harrym :d Cudne *.* Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się (a może spodziewałam?) że Hermiona jednak pójdzie z tym do McGonagall. Myślałam, że nadal będzie się ukrywać, bo przecież Nott uważał, że to zły pomysł, ale ZASKOCZYŁAŚ MNIE! Wszystko ma swoje konsekwencje, prawda? Więc to też musiało mieć, zastanawiam się tylko jakie.
Och, dodawaj nowy rozdział szybko!
Wiem, że trochę nieskładnie, ale cóż... Przeżyjesz, mam nadzieję xD
Pozdrawiam ciepło!
Och, i szablon jak zwykle genialny <3
AAA! I oczywiście informuj mnie dalej :D Na http://iluzja-zla.blogspot.com
Ciekawy! Mega ciekawy! Super rozdział, choć bardzo zaskoczyła mnie reakcja opiekunki Gryfonów, tak jakby w ogóle nie uwierzyła..
OdpowiedzUsuńCo do karteczek, to jestem wręcz pewna że tą Hermionie podrzucił Roger w momencie, gdy ją przytulał, bo kto inny miał dostęp do jej torby i był z nią tak blisko? Ciężko mi za to uwierzyć, że on ich zaatakował, choć zdziwienie Hermiony by to tłumaczyło.. No nic! I tak pewnie nie mam szansy zgadnąć ;D
Szablon śliczny, brązy odejdźcie na zawsze ;D
Pozdrawiam i udanego wypoczynku ! <3
Marta
Och...
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoją twórczość. Jest w niej dużo uczyć. rozdziała jest bardzo ciekawy i interesujący. Zastanawiam się kiedy się pogodzą. Po prosty nie mogę się już doczekać kiedy będzie nowy rozdział, a tym czasem życzę ci Wspaniałych, słonecznych i szczęśliwych WAKACJI !
Pozdrawiam ~Sentymentalna ;*
Ten blog jest świetny . Uwielbiam go . Cóż by więcej pisać jak zawsze jest świetnie . :D Czekam na następny rozdział. Udanych wakacji i weny .! ;)
OdpowiedzUsuńHej:-D
OdpowiedzUsuńBardzo oryginalny pomysł na opowiadanie.Fajnie,że zainteresowałaś się paringiem Hermiona-Nott.Wybrałaś trudny temat,ale idzie Ci świetnie.Ale do rzeczy.Nominowałam Cię do Libster Blog Awards oraz The Versatile Blogger Award.Więcej szczegółów na moim blogu http://dorcas-meadowes-jej-historia.blogspot.com/ Pozdrowionka
Czarna Róża:-D
Kiedy będzie nowy rozdział?:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Na dniach to pewnie mało satysfakcjonująca odpowiedź, co?
UsuńDa radę:))
UsuńJasna cholera. Cholerus maximus właśnie mnie dosięgnął. Jest około 20 po 2, a ja nadal czytam Twoje opowiadanie. Wiesz ile mu poświęciłam? Cały wczorajszy dzień od 11 do teraz. Mówię o samym okresie wczoraj/dzisiaj. Takie tam 15 godzin. Chyba się uzależniłam. Naprawdę. Cholera mnie trafiła, kiedy przeczytałam ostatnie zdania tego rozdziału. Dlaczego? OCZY PIEKĄ MNIE NIEMIŁOSIERNIE, A ZA GODZINĘ 40 MINUT ZADZWONI MI BUDZIK! Dlaczego? ŻEBY DOKOŃCZYĆ TWOJE OPOWIADANIE.
OdpowiedzUsuńW końcu pewnie i tak wyjdzie z tego, że będę siedzieć do świtu, aż do upadłego, a o 10 moja mama przyjdzie mnie obudzić i zobaczy, że jej córka spała z słuchawkami na uszach i trzymała w ręku telefon.
Tak jak Hermiona jestem samobójczynią. Bo zdecydowałam się na utworzenie specjalnej playlisty dla JJW. Fly z Nietykalnych, 9 Crimes i norweskie Silent Storm idealnie pasuje do tego opowiadania. Boże, chyba na serio dzisiaj nie pójdę spać.
E.
PS Piszę ten komentarz z telefonu. Nigdy tego nie robię. Nigdy nie piszę komentarzy z telefonu. Ale musiałam cię zwyczajnie opieprzyć za twój cholerny geniusz.
PPS Szlag, już nawet mój ojciec idzie spać...