06 grudnia 2013

Rozdział 40. Błędy

Czasem wydawało mi się, że jestem transparentna, przezroczysta jak powietrze. Nie umiałam kłamać w sprawach swoich uczuć, co wiedziałam już od dawna, a poniedziałkowego ranka z przerażeniem odkryłam coś jeszcze. Moi najbliżsi nie mieli problemu ze zorientowaniem się, kiedy coś jest nie tak.
– Hermiono, co się stało? – spytała z niepokojem Ginny, kiedy zeszłam do pokoju wspólnego.
Skrzywiłam się.
– To aż tak widać? – jęknęłam ze zrezygnowaniem.
– Nie, ja cię po prostu znam.
Świetnie. Widziała mnie od minuty i już wiedziała.
Postanowiłam nie czekać na chłopaków wciąż siedzących w dormitorium. Chwyciłam rudą za łokieć i pociągnęłam w stronę wyjścia z pokoju wspólnego. Dopiero na głównych schodach, rozejrzawszy się szybko, nachyliłam się do przyjaciółki.
– Całowałam się z nim – wyrzuciłam z siebie na wydechu.
Tak jak podejrzewałam, dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
– Z kim? Z… – Kiedy spuściłam wzrok, rumieniąc się po cebulki włosów, Ginny aż klasnęła z radości. – Ha! Co ja ci mówiłam przez tyle czasu? Merlinie, myślałam, że to się nigdy nie stanie! Opowiadaj, jak było? Dobrze całuje?
Zaczęłyśmy schodzić po stopniach, a ja ucieszyłam się w duchu, że mogę się komuś wygadać, nawet jeśli reakcja Gryfonki nie była dokładnie taka, jakiej bym pragnęła.
– To ja go pocałowałam – wymamrotałam z zażenowaniem. Ginny zamrugała szybko. – Och, ja nie wiem, jak w ogóle do tego dopuściłam! Wiesz, że nie rozmawialiśmy, odkąd wywalił mnie ze skrzydła. No i wczoraj w Łazience Prefektów przed przypadek się spotkaliśmy. Oczywiście nie obyło się bez kłótni, jakże by inaczej, ale… – Wzięłam głęboki wdech. Przystanęłam, po czym spojrzałam rudej prosto w oczy. – Powiedziałam mu, że nie chcę go stracić. A potem on nagle znalazł się przy mnie i… no… pocałowałam go.
Nie mogąc znieść tego niedowierzania malującego się na twarzy Weasleyówny, podjęłam przerwaną wędrówkę do Wielkiej Sali.
– Moment! – Ginny dogoniła mnie dopiero na kolejnym półpiętrze. – Czyli ty wyszłaś z inicjatywą? Ej, czy przypadkiem niedawno nie mówiłaś, że przecież nie możesz, że to nie wyjdzie, że…
– Och, wiem! – zdenerwowałam się. – Dlatego mówię ci: sama nie wiem, jak w ogóle do tego doszło! Impuls, głupi impuls, więc później uciekłam i…
– Uciekłaś?
– No a co miałam zrobić?
– Pocałować go jeszcze raz?
– Ginny!
– Dobrze, no dobrze już! Ale Hermiono, powiedz wreszcie – jak całuje?
Spojrzałam na nią z oburzeniem.
– A jak ma całować?
Ginny wyglądała na załamaną.
– O nie, czyli źle całuje – pisnęła.
Wywróciłam oczyma. Do naszych uszu dotarł zwykły, śniadaniowy gwar uczniów jedzących posiłek w Wielkiej Sali. Znalazłyśmy się w sali wejściowej, a ja przytrzymałam rudą za ramię.
– W żaden sposób nie mogę o nim zapomnieć i to powinno ci wystarczyć – poinformowałam ją, po czym wkroczyłam do jadalni, uśmiechając się lekko pod nosem na widok zdumienia przyjaciółki.
Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, lecz na szczęście nie dostrzegłam znajomej czarnej czupryny. Teodor zawsze przychodził wcześniej i choć obawiałam się, że tym razem postanowi zrobić inaczej, pomyliłam się. Czułam ulgę, bo naprawdę nie chciałam stanąć z nim twarzą w twarz, nie po tym, co wydarzyło się wczoraj.
W nocy dużo o nim myślałam i mimo że podjęłam decyzję – jedyną słuszną i najrozsądniejszą, tak przynajmniej sądziłam – to nadal coś we mnie się krzyczało, buntując się przed tym, co miałam oznajmić chłopakowi przy najbliższym spotkaniu. Bałam się ulec mu, znowu, tak jak wczorajszego wieczora. Bałam się zatracić w szarym morzu jego oczu, bałam się oddać dotykowi, bałam się wszystkiego, co było z nim bezpośrednio związane. Chciałam jak najbardziej odwlec nieuniknione. A może lepsze rozwiązanie stanowiło szybkie zerwanie plastra? Tak postępowałam z Rogerem – zwlekałam. Za długo, bo zraniłam go przez to kilkakrotnie mocniej. Teodorowi zaś dałam jasny przekaz. Pocałunek równał się chęci pociągnięcia tej znajomości na innym polu.
Nie byłam pewna, czy tego chcę.
Mogłam znaleźć całą listę przyczyn, dla których nie powinniśmy być razem. Pomijając inne domy będące średnią przeszkodą, pozostawało jeszcze całkowicie różne pochodzenie, sfery, wyższa i niższa, reakcja znajomych oraz najważniejsze – dwie strony w nadchodzącej wojnie. Wprawdzie Teodor bez ogródek powiedział mi, że nie chce być tak jak ojciec, jednak nikt nie mógł przewidzieć jutra. Pewnym można być tylko chwili obecnej, niczego więcej. Ryzyko? Nie, to nie dla mnie, nie w tej kwestii. Tutaj chodziłam po niezwykle niepewnym gruncie i wolałam nie postawić fałszywego kroku.
Śniadanie przebiegało we względnym spokoju. Harry i Ron gawędzili jak zwykle, tylko Ginny rzucała mi co jakiś czas ukradkowe, znaczące spojrzenia. Wytrwale je ignorowałam, dziękując w duchu przyjaciółce, że miała w sobie przynajmniej tyle miłosierdzia, by nie wygadać niczego chłopakom. Wolałam sobie nawet nie wyobrażać ich reakcji, zwłaszcza rudzielca, który nigdy nie mógł przekonać się do Teodora. Potter w pewnym momencie zaczął wyrażać się o nim jak o zwykłym uczniu, choć nadal z pewną rezerwą, jednak jego przyjaciel… Nie, w tym przypadku nie widziałam zbyt dużych szans na poprawę.
Dlatego też uspokoiłam się nieco, gdy zrozumiałam, że tej sprawy na śniadaniu nie poruszymy. Czułam niemiły ucisk w żołądku, nadal mając świadomość nieuchronnie zbliżającej się rozmowy z Nottem i pewnie nadal zastanawiałabym się, co podczas niej powiedzieć, gdyby nie pewne wydarzenie, które zburzyło mój spokój, spaliło resztki opanowania, a jakąkolwiek nadzieję obróciło w niwecz.
Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy patrzyłam, jak do Wielkiej Sali wkracza Cryte w towarzystwie Riversa i nieznanego mi mężczyzny oraz dwóch dementorów. Cały pochód zamykał maleńki Flitwick, ledwo nadążając za grupą. Jego błękitna szata powiewała za nim, ciemne włosy, zwykle elegancko przyczesane, teraz były rozwichrzone, policzki zarumienione, w dodatku on sam wyglądał na naprawdę przerażonego. Nie tak jak kiedyś, gdy na zaklęciach Ron przez przypadek cisnął w niego ciężkim wazonem, którego mieliśmy nauczyć tańczyć.
Postać nauczyciela otulała gęsta mgła strachu.
Chłód ogarnął moje ciało, a stalowa dłoń zacisnęła się na sercu. Prawie krztusząc się tostem, zerwałam się z miejsca. Wielu uczniów zrobiło to samo, rozległy się zduszone okrzyki, ogień w kominkach zgasł. Wymieniłam zdumione spojrzenia z przestraszoną Ginny, zerknęłam na zdziwionych chłopaków.
Nie, to nie mogło dziać się naprawdę. Miałam już nigdy nie zobaczyć Cryte’a! Sprawa Ivy była zamknięta, Dumbledore zakazał mi zajmować się umarłymi, odrzuciłam już to wszystko…
Tkwiłam w koszmarze, boleśnie realnym.
– Co pan tu robi? – niemal wyplułam te słowa, kiedy dziwaczny orszak znalazł się niedaleko.
Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi.
Oczy Cryte’a skupiły się na Dumbledorze, który wyszedł naprzeciw przybyszom. Ostatni raz tak rozgniewanego starca widziałam trzy lata wcześniej, kiedy z kolei wyrzucał z zamku dementorów po tym, jak przez nich Harry spadł z miotły. Na wargach Riversa dostrzegłam zarys szyderczego uśmieszku.
– Co ty robisz?! – syknęła cicho Ginny, chwytając mnie za łokieć. Dopiero wtedy zorientowałam się, że bezwiednie postąpiłam parę kroków w stronę Cryte’a. Gwałtownie zatrzymałam się, z napięciem przyglądając się scenie rozgrywającej się przed nauczycielskim stołem.
Pochód zatrzymał się, do Dumbledore’a podbiegł Flitwick. W ciszy, która zaległa w jadalni, dało się usłyszeć każde słowo karła.
– Chciałem… chciałem ich zatrzymać, ale… mają rozporządzenie… – wysapał.
– Istotnie – odezwał się Cryte, wręczając Dumbledore’owi świstek. Już zapomniałam, jakie działania ma głos Benjamina. Niski, zabarwiony chrypą przywodził na myśl pomruk dzikiego zwierzęcia. – Podpisany przez samego Ministra Magii.
Dyrektor spojrzał na dokument.
– „…wykonanie działań w celu wyeliminowania podejrzeń o współudział w popełnieniu czynu karalnego w postaci śmierciożerstwa Ivette Gray” – przeczytał. Wbił wzrok w Cryte’a. – Co zatem zamierzają państwo zrobić?
– Przez najbliższe parę tygodni wszyscy mają zakaz opuszczania terenu Hogwartu – odparł wiceszef Departamentu Przestrzegania Prawa. Nie wiedziałam jego twarzy, lecz po głosie domyśliłam się, że usta mężczyzny zdobi uśmiech. Zapewne pogardliwy. – Nauczyciel, uczeń czy jakakolwiek żywa istota. Dokumenty przechowywane w zamku zostaną szczegółowo sprawdzone przez moich podwładnych, a w przyszłym tygodniu każda osoba zostanie przesłuchana.
Przez pomieszczenie przetoczyła się fala protestu w postaci jęków i pełnych zdziwienia okrzyków, ale ja nadal stałam, wpatrując się z nienawiścią w Cryte’a. Wiedziałam, że jakikolwiek sprzeciw nic nie da. Nie w wojnie z nim.
Tyle że… to jeszcze nie był koniec.
Na przód wystąpił Rivers. Z kieszeni wyjął rolkę pergaminu, rozwinął ją i przeczytał głośno:
– „W imieniu czarodziejskiego prawa aresztuję Severeusa Tobiasza Snape’a pod zarzutem czynnego śmierciożerstwa oraz pomocy w dokonaniu zabójstwa Rogera Stone’a. Ma pan prawo zachować milczenie, a wszelkie próby stawiania oporu zostaną stłumione natychmiastowym złożeniem Pocałunku Dementora.”
Nauczyciel obrony przed czarną magią patrzył niewzruszony, jak podpływają do niego dwa monstra i stają po obu jego stronach. Nie okazywał strachu. Nie otwarcie.
Byłam przekonana, że Snape wiedział, co go czeka. Dlatego z kamiennym wyrazem twarzy milczał, gdy Rivers kończył odczytywać regułki, których wymagało prawo. Milczał, ale nie dlatego, że się nie bał. Nie wierzyłam w jego odwagę. Okazywał dumę. Nawet w chwili, w której wszystko stało się jasne, w której zrozumiał, że kara go nie ominie, nie dał się zmiażdżyć.
Duma, nie odwaga.
Wielką Salę wypełniała nieprzenikniona cisza, nie słyszałam nawet oddechu Ginny stojącej tuż obok mnie. Sama ledwo zmuszałam płuca do pobierania tlenu. Ani na chwilę nie spuściłam wzroku, kiedy rozległy się szybkie kroki, a przez pomieszczenie przemaszerował Snape w towarzystwie trzeciego mężczyzny oraz z dementorami po obu stronach. Moją twarz owionął zimny powiew, lodowate powietrze wypełniło nozdrza.
Cryte i Rivers, powiedziawszy coś cicho do Dumbledore’a, ruszyli ku wyjściu. McGonagall rzuciła się za nimi, ale ja już nie zwracałam na to uwagi, kiedy zrozumiałam, że ci dwaj wcale nie zamierzają wychodzić.
Zatrzymali się tuż przede mną, obaj dużo wyżsi, władczy, pałający dziwną grozą. Choć patrzyłam to na jednego, to na drugiego, dłużej wzrok zatrzymywałam na Crycie. Wreszcie mogłam przyjrzeć mu się z bliska. Miał czterdzieści siedem lat, jak wyczytałam z notatek Patricka, ale wcale nie wyglądał na tyle. Dla niego czas spowolnił swój bieg. Owszem, ciemnobrązowe, związane w kitkę na karku włosy były przyprószone na skroniach siwizną, jednak oczy – bezdenne, rzeczywiście czarne, tak jak mi się wydawało – nie straciły ani krzty czujności, były badawcze, ukrywał się w nich złowrogi blask i zaintrygowanie. Zaintrygowanie kobietą, niedostępną i mającą wiele tajemnic. Patrzył na mnie jak na kogoś, kto coś ukrywał, coś pożądanego, co za wszelką cenę chciało się odkryć. Silną szczękę pokrywał kilkudniowy, ciemny zarost, a wydatny, zakrzywiony nos nadawał rysom jego twarzy ciężkości, wyrazistości.
– Wezwanie na przesłuchanie – oświadczył, wysuwając w moją stronę dłoń z kolejnym zwitkiem. Nie myśląc nad swoimi ruchami, chwyciłam go w dwa palce. – Za tydzień, dziewiąta rano, tam, gdzie ostatnio. Radziłbym się nie spóźnić, panno Granger.
– Oczywiście, panie Cryte – odparłam sucho. – Zastanawiam się tylko, dlaczego chce mnie pan przesłuchać w obecności całego Wizengamotu, nie tak jak resztę.
Rivers syknął cicho. Nawet na niego nie spojrzałam, Cryte zresztą również.
– Proszę się nie obawiać, tym razem nie zbierze się cały Wizengamot – rzekł niemal uspokajającym tonem. Och. Nie powinien tak mówić. Nie w ten sposób. – To jedynie drobne przesłuchanie… Choć przyznam, że pani sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Uczniowie i pracownicy szkoły zostaną przesłuchani pod kątem ustalenia jakichkolwiek związków z Tym, Którego Imienia Nie Wolno wymawiać, a pani, prócz tego oczywiście, ma inny problem.
– Jaki?
– Zaniedbanie.
Żołądek podszedł mi do gardła, krew zapulsowała w skroniach, lecz ja nie dałam po sobie niczego poznać. Wzięłam głębszy oddech, mocno ściskając w dłoni wezwanie.
– Więc jestem oskarżona?
– Nie, inaczej zastałaby pani wyprowadzona stąd tak jak pan Snape. Po prostu zeznania pani i pani przyjaciół wprowadziły pewne zastrzeżenia, a moja ocena sytuacji nieco się zmieniła.
Zaczęłam zastanawiać się, czy Cryte potrafi zastosować legilimencję, bo jeśli tak, to powinni mnie już dawno aresztować za obrazę pracownika ministerstwa.
Spojrzałam na niego niewinnie.
– Dziękuję – powiedziałam krótko. – Mam nadzieję, że za tydzień rozwieję pana wszelkie wątpliwości.
Przez chwilę jeszcze patrzył na mnie, po czym skinął lekko głową.
Wiedział.
Wraz z Riversem opuścili Wielką Salę. Ginny szeptała coś gorączkowo. Nie słuchałam jej.
Wiedział od składania wyjaśnień. Czekał na odpowiedni moment.
Obserwowałam, jak przez drzwi wejściowe wychodzą na dziedziniec, a potem idą przez błonia ku bramie. Rozległy się szepty, które później przemieniły się w głośne protesty. Dumbledore również szybko się ulotnił, ale nawet nie chciałam za nim pobiec.
Szykował się do ataku, chciał tylko uśpić moją czujność. Jak mogłam być taka głupia…!
– Chodźmy stąd – głos Rona wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam się ku niemu. Piegi odcinały się ostro na bladej skórze rudzielca. – Wszyscy się na ciebie gapią.
Istotnie tak było. Wiele par oczu spoglądało na mnie z ciekawością, strachem, pewnego rodzaju oskarżeniem. Uczniowie nie wiedzieli, co się dzieje, nie mieli prawa się dowiedzieć, mimo że to właśnie oni odpowiadali za błędy innych.
Za moje błędy.

***

W szkole huczało przez wydarzenia ze śniadania. Choć moje wezwanie na przesłuchanie odrobinę nikło w obliczu aresztowania Snape’a i problemów Dumbledore’a, to wciąż czułam na sobie wzrok uczniów. Potrafiłam go zignorować, myślami będąc zupełnie gdzie indziej.
W Azkabanie. W celi Ivy.
– Oni musieli z niej to jakoś wydusić – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, kiedy tuż po śniadaniu razem z Harrym, Ronem i Ginny stłoczyliśmy się na jednej z ławek na dziedzińcu wieży zegarowej. Każdemu z nas ciężko było cokolwiek powiedzieć na temat tego, co działo się jeszcze parę minut wcześniej. – Dumbledore wyraźnie krył Snape’a na rozprawie, zresztą nie mieli wystarczających podstaw do aresztowania… Jeśliby nas porównać, to mnie też musieliby zamknąć, a dostałam tylko wezwanie.
– Myślisz, że użyli legilimencji? – podsunął Harry.
Wzruszyłam ramionami. Chłodny powiew uderzył w moją twarz.
– Nie wiem. Może. Może posunęli się dalej, do tortur albo veritaserum… tyle że i jedno, i drugie jest zabronione podczas przesłuchań.
– To Cryte – stwierdził Ron. – Świr-Cryte.
– Dobra, więc załóżmy, że coś z niej wydusili – odezwała się Ginny po chwili milczenia. – Że Snape jej pomagał, że Snape to śmierciożerca i w ogóle. Dlatego Cryte chce sprawdzić, czy ktoś jeszcze nie służy Sami-Wiecie-Komu, w dodatku nadarza się okazja do usadzenia Dumbledore’a. Tyle że co ty masz z tym wspólnego?
– Ja jestem zupełnie inną kwestią. U mnie gra toczy się o zaniedbanie obowiązków, to znaczy opóźnienie zgłoszenia przestępstwa. Gdybym poszła wcześniej do McGonagall, zaraz po tym, jak się dowiedziałam o czymkolwiek, Roger by żył, nic by się nie stało, a ja nie miałam kłopotów.
Zacisnęłam mocno usta na wspomnienie Krukona. W jednej chwili do mojego umysłu napłynęły dziesiątki wizji z nim w roli głównej. Tego, co było przedtem. Beztroski. Kiedy bawiliśmy się w berka na błoniach, kiedy obrzucaliśmy się liśćmi, kiedy lepiliśmy bałwana na śniegu.
To było wręcz nieprawdopodobne, jak wiele rzeczy po prostu schrzaniłam.
– Dlaczego nie aresztowali Malfoya?
Spodziewałam się, że takie pytanie padnie z ust Harry’ego. Dość przerażającym był fakt, iż doskonale znałam na nie odpowiedź.
– Co masz na myśli? – rzucił z niepokojem Ron.
– Skoro przyszpilili Ivy i wszystko im powiedziała, to na pewno nie zapomniała o Malfoyu. A raczej oni nie zapomnieli. Proszę was, to przecież rodzina śmierciożerców, musieli o to zapytać!
– A jeśli Ivy nic nie wie? – odparowała Ginny.
– Na pewno wie. Przecież sama mówiła, że Ślizgoni jej pomagali, w dodatku ktoś te parę dni po ataku na Hermionę i Rogera przesiedziała w zamku, więc ktoś musiał ją ukryć. Albo Snape, albo Malfoy.
Popatrzyłam na Harry’ego przyciśniętego do mojego ramienia.
– Chcą mu dać złudne poczucie bezpieczeństwa – wymamrotałam. Trzy pary oczu zwróciły się na mnie. – Dokładnie tak jak było w moim przypadku. Sądziłam, że to po wszystkim, że Rivers nie będzie o nic wypytywał. Potem na rozprawie byłam pewna aktu oskarżenia, ale nie, zapadł wyrok i tyle. A dzisiaj nagle Cryte daje mi do zrozumienia, że siedzę po uszy w bagnie. Malfoyowi chcą zrobić to samo – dać nadzieję na strefę ochronną, przecież Ivy na pewno na niego nie doniosła. Tyle że on wcale nie jest taki głupi. Widzieliście go po wyjściu Cryte’a i Riversa? Był przerażony.
– Spodziewa się tego? – zdziwił się Ron.
Razem z Harrym pokiwaliśmy głowami.
– Na pewno – mruknął. – Pewnie chce stąd zwiać, ale nie może. Utknął tutaj tak jak my.
– Boję się tego dociekania, grzebania – wyznała Ginny. – Nie wiem, do czego się dokopią i kto na tym ucierpi. Dumbledore ma przekichane.
– My też – stwierdziłam, wbijając wzrok w ziemię.
– Naprawdę mamy przekichane! – zawołał Ron, zrywając się z miejsca.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Co…
– Zaraz spóźnimy się na zaklęcia!
Ginny zaklęła pod nosem.
– Slughorn mnie zabije.

***

O Teodorze przypomniałam sobie dopiero na którejś z przerw, kiedy wraz z chłopakami zmierzałam do sali transmutacji. Już stojąc na końcu korytarza, dostrzegłam czarnowłosego Ślizgona. Siedział rozłożony na parapecie okiennym z nogami wyciągniętymi przed siebie. Szłam między uczniami z duszą na ramieniu, bojąc się przypatrywać mu dłużej niż trzy sekundy.
W końcu jednak to on mnie dostrzegł. Byłam mniej więcej w połowie drogi, kiedy zeskoczył zwinnie z parapetu, a ja zacisnęłam dłonie w pięści.
No dobra, Granger. Dasz radę. To tylko Teodor! Chcesz walczyć z Cryte’em, a z Nottem sobie nie poradzisz?
Harry i Ron usiedli na jednej z ławek. Szepnęłam krótkie: „Zaraz wrócę”, po czym podeszłam do bruneta. Chyba po raz pierwszy czułam się przy nim taka maleńka.
– Cześć – bąknęłam.
Zmierzył mnie spojrzeniem.
– Słyszałem o Crycie – poinformował mnie cicho. – Podobno narobił strasznej afery.
Ucieszyłam się, że nie chce rozmawiać o tej sprawie. Zmiana tematu bardzo mi odpowiadała. Bardzo.
– Dostałam wezwanie – powiedziałam, na co uniósł brwi. – Za tydzień mam przesłuchanie.
– W sprawie?
– Zaniedbania. Na dziewięćdziesiąt procent przyczepią się tego, że wszystko zgłosiłam tak późno.
Teodor nie odpowiedział, jedynie wpatrując się w moje oczy. Nie mogąc znieść tego spojrzenia, wzięłam głębszy wdech i zaczęłam:
– Słuchaj, jeśli chodzi o wczoraj…
Rozległ się dzwonek, a cały mój zapał opadł. Chłopak uniósł brew.
– Już nic – jęknęłam. – Nieważne.
Podreptałam do sali, wiedząc, że Teodor podąża za mną. Usiedliśmy na swoich miejscach, wyjęliśmy podręczniki i wypracowania, które mieliśmy napisać dla McGonagall. Sama nauczycielka wyglądała inaczej niż zwykle, blada, wciąż nieco zdenerwowana. Nie wspominała o dzisiejszym śniadaniu, jedynie oznajmiła, że nasza ostatnia lekcja, obrona przed czarną magią, nie odbędzie się i jesteśmy zwolnieni. Nie widziałam Rona siedzącego na samych tyłach klasy, ale mogłam sobie wyobrazić jego radość z powodu odwołania zapowiedzianego testu z tegoż przedmiotu.
Tamtego dnia zajęcia z transmutacji były czystoteoretyczne, bo po zebraniu esejów, McGonagall zaczęła opowiadać o owutemach. No cóż, luty się kończył, niedługo siódma klasa, więc przydałoby się wziąć do roboty. I gdy tak kobieta mówiła o tym, co nas czeka, dłoń Teodora musnęła moją. Zapewne przez przypadek, tak pomyślałam. Nie spuściłam wzroku z nauczycielki, uparcie ignorując pieczenie skóry. Jednak później, kiedy jego mały palec zahaczył o mój, a cała ręka wylądowała tuż obok, doszłam do wniosku, że to w najmniejszym stopniu nie był przypadek.
Powoli wypuściłam powietrze z płuc, patrząc kątem oka na niezainteresowanego moją reakcją Teodora.
– Przestań – rzuciłam jedynie szeptem, po czym z najwyższym trudem splotłam swoje dłonie razem i ułożyłam sobie na kolanach.
– Bo?
Nawet nie spojrzałam na Teodora.
– Bo tak. Cicho.
I wtedy rzeczywiście zapadła cisza nieprzerywana żadnym gestem przez najbliższe pół godziny. To było takie… nienaturalne. Milczeć, kiedy obok siedział Teodor Nott, z którym przez ostatnie parę miesięcy przegadałam większość zajęć z McGonagall.
Trzymałam się swojego postanowienia jak czegoś trwałego, niezniszczalnego, na czym mogłam się oprzeć w chwili słabości. W chwili podobnej do tej.
Rozbrzmiał dzwonek, zebrałam swoje rzeczy. Gdy już zapinałam torbę, do naszej ławki podeszła McGonagall.
– Panno Granger, proszę przyjść tutaj po lekcjach za tydzień – powiedziała. – Chciałabym sprawdzić efekty pani korepetycji z panem Nottem.
Och. Korepetycje. Och.
Mimowolnie zerknęłam na Teodora. Nasze spojrzenia zwarły się na sekundę.
– Oczywiście – odparłam, znów patrząc na nauczycielkę. – Będziemy.
Wyszłam z klasy, a Ślizgon za mną. Na korytarzu stał Harry oraz Ron, jednak nawet oni nie przeszkodzili brunetowi w chwyceniu mnie za łokieć i pociągnięciu w zupełnie inną stronę.
– Spotkaj się dzisiaj ze mną – to nie zabrzmiało jak prośba, ale też nie jak rozkaz. Jak coś bardzo pewnego, coś, co na pewno się wydarzy, lecz przez grzeczność powinno się dać komuś wybór. Głos Teodora był chrapliwy, oczy utkwione we mnie i naprawdę chciałam ulec…
– Nie mam czasu – ucięłam. Wyrwałam rękę z uścisku. – Innym razem.
– Dobrze wiem, że masz czas – warknął, zerkając na moich podirytowanych przyjaciół.
– Bo ty zawsze wszystko wiesz – prychnęłam. – Cześć, Nott.
I odeszłam. Zbyłam pytania chłopaków na temat Teodora, trochę zbyt radośnie czochrając gęstą czuprynę Rona, po czym zagadnęłam o quidditch. Nie sprawiali wrażenia zbyt usatysfakcjonowanych, ale nie drążyli.
Do mojego umysłu wkradała się złośliwa myśl na temat tego, kto w tym zamku był największym tchórzem.

***

– Patrzcie, on znowu zniknął!
– Harry, na miłość boską, zaraz spalę tę mapę!
Odkąd tylko wróciliśmy do pokoju wspólnego, okularnik wciąż zerkał na Mapę Huncwotów, kontrolując położenie Malfoya. O ile przez pierwsze dwie godziny nic się nie działo, w pewnych momentach kropka Dracona ulatniała się z pergaminu, a potem znów wracała, przez co Potter dostawał istnego kociokwiku. Już zastanawiałam się, czy by go nie potraktować zaklęciem Petrificus Totalus, ale właściwie to był mój przyjaciel, więc…
Ginny rozgrywała jakże pasjonującą partię szachów z Ronem, ja tymczasem poprawiałam tej pierwszej wypracowanie z numerologii, załamując się nie tyle co nad jej wiedzą, co raczej stylem pisania. Mnóstwo błędów różnej maści, brakujące przecinki, potknięcia stylistyczne… Och, a tutaj powinno być zupełnie co innego!
– Merlinie, dobrze, że nie poleciałaś z tym od razu do Vector – mruknęłam pod nosem. – To jest tragedia!
– Doceniam twoje zaangażowanie. Ha! Szach-mat!
Rozległ się iście zwycięski okrzyk ocalałych figur Ginny oraz jęk zawodu pionków Rona. Piegowaty spojrzał na siostrę spode łba.
– Szczęście głupiego – burknął.
Parsknęłam śmiechem.
– Raz zdarzyło ci się przegrać. Daj jej się nacieszyć.
Ron nie wyglądał na przekonanego.
Rozpoczęli nową partię, przy okazji znów schodząc na temat Cryte’a.
– Jak myślicie, czy jeśli dobierze się Malfoyowi do tyłka, to innym też się oberwie? – rzucił rudzielec. Zerknął błagalnie na swoje figury. – Dawaj, koniku!
– Na pewno – mruknął Harry, przeglądając gorączkowo mapę. – Każdy Ślizgon będzie prześwietlony dokładniej od innych.
Ron pokręcił głową.
– Nie o to mi chodzi. Chodzi mi o rody służące Sami-Wiecie-Komu. Wiesz, typu Greengrass, Zabini, Nott.
Mój żołądek zawiązał się w supeł. Wymieniłyśmy z Ginny ukradkowe spojrzenia.
– Pewnie tak – odrzekł Harry. – Wątpię, żeby kogokolwiek zostawili w spokoju. Ej, Hermiono, gdzie idziesz?
A miałam nadzieję wymknąć się całkowicie niezauważona.
– Rozbolała mnie głowa – skłamałam. – To pewnie od tych byków Ginny. Pójdę się położyć.
– Iść z tobą? – zaoferowała się dziewczyna, lecz zapomniała niestety o swoim bracie, który najwyraźniej bardzo chciał wygrać ten pojedynek.
– Nie – warknął. – Siedzisz i grasz.
Machnęłam lekceważąco dłonią, po czym pobiegłam na górę.
Jeśli jednak liczyłam na spokój, to grubo się pomyliłam. Owszem, w dormitorium na szczęście nikogo nie zastałam, lecz na parapecie dostrzegłam ciemny kształt. Sowa Teodora patrzyła na mnie swoimi wielkimi ślepiami, a ja bez trudu zdołałam zauważyć, że do jej nóżki przyczepiony jest liścik.
Przełknęłam z trudem ślinę.
Wpuściłam ptaka do środka. Sfrunął on na moje łóżko, po czym majestatycznie wyciągnął łapkę. Pogładziłam go po główce, odwiązałam wiadomość.

Merlinie, czasem tracę wiarę w ludzi. Naprawdę. Jesteś strasznie niezdecydowana i mogę to powtarzać w kółko, jeśli to jedyny sposób, żeby to do Ciebie dotarło.
Klasa transmutacji, 19:00. Musimy pogadać.

Zirytowany

Wiedziałam. Po prostu wiedziałam, że ten głupek nie odpuści.
Wygrzebałam z szuflady pióro. Przygryzając wargę, naskrobałam odpowiedź.

A Ty jesteś strasznie nieustępliwy i też mogę to powtarzać w kółko, jeśli to jedyny sposób, żeby to do Ciebie dotarło.
Wszystko jest skomplikowane i ciężko mi myśleć o tym w inny sposób, niż planując skuteczny sposób na uciszenie Cię. To nowa sytuacja, w której nie jestem pewna samej siebie. Rozumiesz, czy Wielki Teodor nadal ma wątpliwości?

Wielce Spokojna

Nie musiałam długo czekać na odzew.

No tak, bo dla mnie to chleb powszedni. Ciągle tylko Ty i Ty. Egoistka. Czy nie możesz zaryzykować po prostu przyjść? Chcę z Tobą porozmawiać. Tylko tyle, wybór należy do Ciebie.
Granger, nie wierzę, że nie byłaś pewna, gdy mówiłaś, na co zasługuję. Nie wierzę.

Teodor

I tu mnie miał. On tak cholernie umiał trafić dokładnie w ten obszar mojego serca, który chciałam ukryć przed światem.

Wtedy byłam. Teraz nie wiem. Co Ty ze mną robisz? Nie kłamałam, jeśli o to Ci chodzi. Nadal nie chcę Cię stracić, tyle że nie mam pojęcia, czy to skończy się dobrze.

H.

Wierz mi, Granger, że od jakiegoś czasu zadaję sobie dokładnie to samo pytanie.
Przyjdź. Po prosu przyjdź, do cholery. Tak jak nigdy nie podniosłem ręki na kobietę, tak teraz mam ochotę Cię palnąć.
Coś mi obiecałaś.

T.

Na tę wiadomość nie miałam zamiaru odpisywać. Wygoniłam sowę z pokoju, pergamin równiutko składając i zaciskając go w dłoniach. Usiadłam na swoim łóżku. Zanurzyłam palce we włosach.
Rozumiałam. Wszystko tak cholernie dobrze rozumiałam, ale po prostu się bałam. Bałam się zakończenia, bo wciąż nie dane mi było poznać scenariusza sztuki. Nadal zdawałam się na własne wyczucie i zaufanie do Teodora.
Ufałam mu jak nikomu innemu.
To trochę jak chodzenie po linie metr nad ziemią. Trzeba być ostrożnym, rozważnym, ale całą drogę da się przejść. Tyle że upadek, choć nie zabije, może okazać się bardzo bolesny. Nikt mnie nie asekurował, nie miałam w nikim oparcia. Musiałam poradzić sobie sama.
Tylko jak?
Rozległo się pukanie, a zaraz potem do środka weszła Ginny. Obrzuciła mnie zatroskanym spojrzeniem.
– Znowu wygrałam – oznajmiła. – Ron szaleje, więc przyszłam sprawdzić, co z tobą.
Przypatrywałam jej się z zaciekawieniem. Ona zawsze pojawiała się wtedy, kiedy powinna.
Bez słowa wyciągnęłam rękę w kartką w stronę dziewczyny. Wzięła ją ode mnie z pewnym wahaniem. Rzuciła okiem na pierwszą linijkę, a na jej twarzy odmalowała się wątpliwość.
– Na pewo? – spytała.
Kiwnęłam głową.
Siadła obok mnie i w milczeniu przesunęła wzrokiem po tekście. Gdy skończyła, oddała mi zwitek. Przez długą chwilę żadna z nas się nie odzywała.
– Powinnaś zaryzykować – stwierdziła w końcu.
Przeczesałam włosy palcami.
– Wiem! – zawołałam ze zniecierpliwieniem. – Ja to wszystko wiem, ale po prostu się boję.
– Czego?
– Tego, że nam nie wyjdzie. – Zerwałam się z miejsca i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem, przygryzając mocno wargi. – Wiem, co czuję. Wiem, czego, a raczej kogo pragnę. Wiem, co on czuje. Ale po prostu… Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będziemy w stanie nawzajem zaakceptować swoje wady.
– To też jest pewna sztuka – przyznała. – Och, Hermiono, ty zawsze panikujesz, zawsze, a potem i tak efekt przechodzi twoje najśmielsze oczekiwania. Może warto spróbować?
Znów przygryzłam wargi.
– Nie miałaś czegoś takiego z Michaelem czy Deanem? Nie bałaś się?
Wzruszyła ramionami.
– Obawiałam się, jak to będzie wyglądać z Blaise’em – przyznała. W jej głosie wyczuwałam lekkość, której kiedyś brakowało, gdy tylko wspominała o Zabinim. – Gdyby nie okazał się takim palantem, moglibyśmy stworzyć całkiem zgraną parę. Dobrze się rozumieliśmy, on przez pewien czas mnie wspierał, ja jego również… Razem to nie wygląda tak strasznie. – Przyjrzała mi się uważnie. – Nie mam takiego zaufania do Ślizgonów jak wcześniej, ale Nott jest chyba jednym jedynym wyjątkiem, wiesz?
Prawie zakrztusiłam się własną śliną.
– C-co?
– Chodzi mi o to, że on nie odpycha. Nie ma w sobie czegoś takiego jak reszta Ślizgonów, w dodatku ty mu ufasz, on ufa tobie, zżyliście się, macie podobne zainteresowania…
– Dobrze, dotarło! – ucięłam ze zdenerwowaniem.
– …świetnie się rozumiecie… ­– kontynuowała Ginny z uśmiechem.
Wywróciłam oczyma.                                                               
– My ciągle się kłócimy. Ciągle!
– …jesteście podobni…
– On jest taki arogancki, w dodatku cyniczny! A do mnie mówi, że jestem uparta!
– Wcale nie ma racji.
– To arystokrata!
– Ale nie zadziera nosa. Dlatego jest wyjątkiem.
– To Ślizgon!
– Merlinie, nawet tym się przejmujesz? Przecież to argument z…
– W dodatku pali!
– Co pali?
– No papierosy!
– Och no, zapach można usunąć, znam pewne zaklęcie, które…
– CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!
Ginny roześmiała się serdecznie. Niemal dyszałam ze złości, taka byłam wściekła. Ona za to chichotała jak szalona, kiwając się w przód i tył.
– Myślałam, że nie masz zaufania do Ślizgonów – burknęłam. – I że średnio lubisz Teodora.
Ginny posłała mi rozbawione spojrzenie.
– Dla mnie ważne jest to, że TY go lubisz – stwierdziła. – A ty go lubisz trochę za bardzo, więc liczy się podwójnie. Twoje usilne wymyślanie argumentów „przeciw” jest po prostu śmieszne, bo boisz się nie wiadomo czego. Znasz Notta czy nie?
Milczałam, bojąc się powiedzieć na głos odpowiedź na to pytanie.
– Słuchaj, jeśli Cryte faktycznie ma tutaj wszystko rozwalić, to może nie warto czekać? – zaproponowała wreszcie.
Przyjrzałam się jej sceptycznie. Zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku.
Za piętnaście siódma.
Odchrząknęłam.
– Jakoś to załatwię – poinformowałam Weasleyównę. – Czas najwyższy.
Przeszłam przez dormitorium, słysząc jeszcze wesoły okrzyk:
– Tylko nie spieprz tego!
Zważywszy na plan, który narodził się w mojej głowie, na miejscu Ginny nie wkładałabym w to takiej radości.

***

Pod klasą transmutacji nikogo nie było, przez co ogarnął mnie strach, że się spóźniłam. Chciałam mieć to z głowy, chciałam wreszcie wyjaśnić tę sprawę i powiedzieć Teodorowi, co o tym myślę.
Dość gierek. Dość odwlekania.
Z mocno bijącym sercem podeszłam do drzwi i nacisnęłam lodowatą klamkę. Wślizgnęłam się do środka. W pomieszczeniu panował półmrok; jedyne światło dawała pochodnia zapalona tuż obok wejścia. Teodor stał oparty o najbliższą ławkę. Choć ukrywał się w cieniu, mogłam bez przeszkód dostrzec, że patrzy prosto na mnie.
Nie powinnam była zostać obdarzona wtedy przez niego takim spojrzeniem. Nie wtedy, kiedy za wszelką cenę chciałam zachować pewność siebie.
– Przyszłam – rzuciłam w eter, starając się z całych sił, by mój głos nie zdradzał zdenerwowania. – Tak jak chciałeś.
Chłopak po chwili odepchnął się od ławki.
– Jesteś kretynką – oświadczył nadzwyczaj spokojnie, zbliżając się powoli.
Uniosłam brwi.
– Zamierzasz mnie obrażać?
– Raczej stwierdziłem fakt.
Uniosłam dumnie głowę.
– Jeśli tak ma wyglądać nasza rozmowa, to nie mamy…
– Dlaczego wciąż się opierasz? – przerwał mi. Choć stanął tak blisko, że mogłabym policzyć czarne rzęsy okalające jego oczy, nie cofnęłam się. Zbyt wiele razy to robiłam, by teraz znów popełnić ten błąd. – Albo nie wiesz, czego chcesz, albo wiesz, tylko wolisz się mną zabawić.
Pokręciłam gwałtownie głową.
– Nie, to nie tak! Po prostu… – Potarłam dłonią czoło. – Po prostu ty jesteś Ślizgonem, a ja Gryfonką. Ty masz błękitną krew, a za mną wołają, żebym zmywała za sobą szlam. W dodatku nasze wady skutecznie przesłaniają zalety i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek doszlibyśmy do ładu.
– Czekaj, czekaj, bo chyba czegoś nie rozumiem – syknął Teodor. Jego twarz powoli czerwieniła się z gniewu. – To różne domy coś zmienią? Inne pochodzenie? Czy ty naprawdę zamieniłaś się na mózgi z Weasleyem?
– O, właśnie o tym mówiłam! – zawołałam z triumfem. – Nie potrafisz zaakceptować wielu rzeczy, tak jak ja mogłabym wymieniać, jak dużo twoich cech mi nie pasuje.
Teodor obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem.
– Wczoraj jakoś nie miałaś z tym problemu.
Spłonęłam rumieńcem.
– Wczoraj chciałam, żebyś zrozumiał, że nie mam ci za złe tego, co zrobiłeś podczas katharsis – wyjaśniłam spokojnie, choć znów czułam się jak w gorączce. – Jesteś dla mnie ważny, Teodorze, i nie mogę cię stracić, ale to nie wyjdzie.
– Granger, przestań pieprzyć. Chcesz tego.
Spuściłam wzrok, nie umiejąc już znieść tych szarych oczu skupionych na mnie.
– To, czego chcę, się nie liczy. Wiesz, co powiedzieliby inni? Choćby moi przyjaciele?
Prychnął głośno.
– Granger Przecież-Nie-Jestem-Egoitką, wyobraź sobie, że ja też nie miałbym łatwo. – Och, no tak. O tym nie pomyślałam. Głupia! – Malfoy, Zabini, Parkinson… Ale wiesz, nie dbam o to. Naprawdę o to nie dbam.
Jego dłonie nagle znalazły się na moich biodrach. Straciłam oddech.
– Wybór miał należeć do mnie – wydusiłam.
Miał tak niewinną minę, że prawie mu uwierzyłam.
– Przecież nadal go masz.
Odsunęłam się gwałtownie i spojrzałam na chłopaka ze złością.
– Przestań to robić! – krzyknęłam. – Zawsze kiedy mam wątpliwości, ty od razu się pojawiasz, patrzysz na mnie, a potem dotykasz i nagle kompletnie nie wiem, co powinnam zrobić!
Teodor obserwował mnie uważnie.
– Wiesz – powiedział cicho. – Oboje wiemy, tylko… tylko nie rozumiem, czego się boisz.
– Ciebie! – zawołałam, niewiele myśląc w tamtej chwili. – Nie wiem, dokąd ta decyzja mnie zaprowadzi ani jak wszystko się ułoży! W dodatku dzisiaj do szkoły wkroczył Cryte, wszyscy będziemy mieć kłopoty, a ty każesz mi wybrać! Za dużo tego wszystkiego!
Ślizgon wywrócił oczyma w wyraźnym zniecierpliwieniu.
– Kochasz mnie?
Wydawało mi się, że moje serce się zatrzymało, a oddech już nigdy miał nie powrócić. Wpatrywałam się w Teodora, niezdolna nawet do mrugnięcia. Zupełnie jak sparaliżowana.
– Tego jeszcze nie ustaliliśmy – dodał jakby lekceważąco, wzruszając ramionami.
Dopiero wtedy się otrząsnęłam.
– Nie zadawaj mi takich głupich pytań! – fuknęłam jak rozjuszona kotka. – Zawsze, zawsze musisz postawić mnie w takiej sytuacji, sytuacji bez żadnego logicznego wyjścia!
– A nie sądzisz, że jedynym rozsądnym wyjściem byłoby po prostu przestać wymyślać nieistniejące problemy i skończyć z uciekaniem?
Miałam dość. Absolutnie dość. W tamtej chwili Teodor doprowadzał mnie do furii.
– Ja wcale nie uciekam! – zirytowałam się. – Wiem, co jest lepszym rozwiązaniem, czyli w tym wypadku powiedzieć sobie: „Zostańmy przyjaciółmi” i zapomnieć o wczorajszym wieczorze.
Mój Boże, nie wierzyłam, że to powiedziałam!
Te słowa po prostu same wypłynęły z moich ust, w żaden sposób nad nimi nie panowałam. Wpatrywałam się w Teodora ze zdecydowaniem, choć wewnątrz mnie wszystko wrzało.
Nie chciałam tego tak skończyć.
Jednak słowo się rzekło. Czekałam jedynie na reakcję Ślizgona, który z kolei włożył ręce do kieszeni szaty i pokręcił głową.
– Salazarze, ty naprawdę nie umiesz kłamać.
W ciągu paru chwil znalazł się przy mnie, jego ramiona owinęły się wokół mojej talii, ciało przylgnęło do ciała. Pisnęłam z zaskoczenia, niemal tracąc równowagę. W oczach bruneta odbijało się światło pochodni, czerń włosów nabrała jeszcze większej głębi.
– Dobra, Granger – rzekł ochrypłym głosem – skoro taka jesteś pewna swojej decyzji, to mnie odepchnij. Potem dam ci spokój.
Czas się zatrzymał, bo były tylko jego oczy i tylko jego dłonie. Wystarczyło objąć go…
– Ja… – wyjąkałam z trudem, łapiąc łapczywie oddech.
Zadrżałam, gdy na moim policzku zatańczył ciepły powiew.
– No, odepchnij – syknął chłopak.
Zaczerpnęłam gwałtownie tchu.
– Dobrze wiesz, że nie potrafię tego zrobić, Nott.
Nie spuszczając z niego wzroku, oparłam dłonie na jego chudej piersi. Przysunęłam się jeszcze bliżej, o ile w ogóle to było możliwe, a potem przymknęłam oczy, kiedy Teodor nachylił się i subtelnie mnie pocałował.
Muśnięcie, delikatne jak dotyk piórka, sprowadziło całą armię dreszczy. Stanęłam na palcach i oddałam lekko pocałunek, rozkoszując się tym krótkim gestem, który potrafił pozbawić mnie jasnego myślenia w ciągu jednej chwili. Sekundę później wargi chłopaka przesunęły się na mój policzek, skroń, a ja ledwo nad sobą panowałam. Wbiłam paznokcie w jego barki.
– Boże, jesteś największym błędem, jaki popełniam – wykrztusiłam.
Popatrzyły na mnie dwa szare nieba, teraz dziwnie jaśniące, świecące radością, której chyba nigdy w nich nie widziałam, nie tak czystej i nieograniczonej. Nie było w nich ani żalu, ani wcześniejszej złości. Nie – tym razem współgrały wraz z lekkim uśmiechem tak niezwykle rozświetlającym twarz Teodora.
– Nie myśl o tym, Granger – powiedział półszeptem. – Nie teraz. Bądź. To mi wystarczy.

Dobra czy zła decyzja – czułam się nieopisanie wręcz szczęśliwa. Wszelkie moje wątpliwości zniszczył pocałunek Teodora, odrzuciłam je, przestały dla mnie istnieć. Zaryzykowałam, bo przecież co ma być to będzie, czyż nie? Wcieliłam w życie rady Ginny i uległam tym szarym tęczówkom, jednocześnie poprawiając na swojej szyi pętlę samobójcy.
Byłam zakochana w Teodorze. Tak szaleńczo zakochana, tak uzależniona od niego, że dla mnie samej pozostawało to czymś nie do końca pojętym. Wiedziałam jedynie, że coś w moim życiu musi się udać i że – tak jak kazała ruda – nareszcie czegoś nie zepsułam.
A jednak mimo to znalazłam się w fatalnej sytuacji. Błędem byłoby odrzucić tego czarnowłosego Ślizgona, lecz jeszcze większym było trwać wtedy w jego ramionach bez chęci wyzwolenia się z nich.
Tyle że ja tego nie widziałam. Ginny miała rację – razem wszystko wygląda inaczej. Lepiej. W tamtej chwili nawet Cryte wydawał się kimś absolutnie nieszkodliwym, a Voldemort jedynie drewnianą kukiełką, którą można strzaskać w ciągu paru sekund.
Po raz pierwszy od bardzo dawna nie przejmowałam się przyszłością.
_______________
Boże mój, jak ja kocham Cryte’a.
Dobrze, już nie wypowiadam się na temat rozdziału, pozostawię to Wam. Strasznie się cieszę, że dobrnęliśmy do czterdziestki(!), bo świadomość, że zaszłam tak daleko z tym opowiadaniem daje mi niesamowicie dużo sił. Jeśli nauczyciele okażą się łaskawi, to może na Święta znów coś tu się pojawi. Ostatni czas był dla mnie dość trudny, ponad tygodniowa nieobecność w szkole dała mi się we znaki, kłopoty ze zdrowiem wciąż nie ustępują, ale mój humor ratuje pisanie, dzięki któremu odrywam się od trosk. W dodatku przeszłam do trzeciego etapu olimpiady z francuskiego, choć tuż przed konkursem prawie mdlałam ze zdenerwowania, a po nim byłam załamana, bo myślałam, że dużo rzeczy schrzaniłam. Tymczasem… 95/100. Najwyższy wynik w całym rejonie. Oh.
No, w każdym razie dam znać o ewentualnych nowościach.
Uwaga, pszepaństwa, będzie ogłoszenie. Jeśli spojrzycie w Menu, zobaczycie brak pewnej zakładki, mianowicie Subskrypcji. Tak, kochani, dzisiaj po raz ostatni powiadomiłam Was o nowym rozdziale. Od teraz musicie opierać się na przydatnej blogspotowej funkcji Obserwowanych (ramka tam na dole) albo na facebookowym fanpage’u. Taka zUa Empatia.
Żegnam się z Wami, moi drodzy, i idę zbierać siły przed weekendem, który będę zmuszona spędzić nad książkami. Dosłownie.
Trzymajcie się!

Empatia

33 komentarze:

  1. Krótko. ;____;
    Krótko ale wspaniale :D
    Ach Hermiono, jak miło widzieć, że w końcu dorastasz. Aż się łezka w oku kręci *wyciera ją teatralnym gestem*.
    Teodor jest słodki <3 Lubię go i w sumie jestem zadowolona, że przekonał naszą drogą szczoteczkę.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D
    Czekam na więcej z niecierpliwością. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu jesteś genialna. Serio.
    Rozdział cudowny, a końcówka wręcz wybitna.
    Aż zabrakło mi słów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ginny <3333
    Miona, zdecyduj się kobieto xD.
    Teoś słodki, omomomom *-*
    Ogólnie cudowny rozdział. ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzadko komentuje rozdziały, ale wszystkie czytam. Od dechy do dechy. I tym razem przeszłaś sama siebie, a ja sama czytałam z zapartym tchem. Po prostu nie było innej możliwości i musiałam ci to napisać.
    Długo czekałam na rozdział, w którym Cryte nareszcie skonfrontuje się z Hermioną. Albo odwrotnie. Nie mniej, zastanawiam się skąd on wie, czy to może tylko chora wyobraźnia dziewczyny.
    Scena z Teosiem też była okej. Nareszcie się otworzył :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Empatio! Przybywam, bo napisałaś mi taki końcowy wyciskacz łez, kurczaczki. Gdybyś tak zakończyła opowiadanie, ryczałabym jak bóbr, a mam taki dziwny dzień i płaczę sobie bez powodu, noale… Taki dzień, w końcu Mikołajki. Ach, ale ja nie o tym!
    Cryte, wezwanie, Boże-Bożenko! Cryte Ty głupcze, czemu takie zainteresowanie Hermioną, Merlinie, dajcie mi sił bym mu nie grzmotnęła piękną i lśniącą Avadą. Ten człowiek jest jakiś dziwny – wpada sobie jak piorun do Hogwartu, wcześniej nie uprzedzając o tym Dumbledore’a, a później jakby nigdy nic popisuje się swoją dowcipną, sarkastyczną i niezbyt dla mnie pojętną władzą. Piorun by go trzasnął, niech będzie jak Einstein. Zdenerwowałam się, do tego aresztował nietoperza! Merlinie, ten świat czarodziejski podupada, no bo jak można aresztować Snape’a aka mam-czarne-i-tłuste-włosy-więc-nie-będę-ich-myć (o zgrozo leci mi w tle piosenka „I Will Always Love You”, a nawiązanie do jego przeuroczych i przepięknych czarnych jak smoła włosów, musi coś znaczyć, hue). No tak, trzeba kochać swoje włosy, Severusik coś o tym wie, widocznie ;>.
    Zagadką dla mnie jest to, czy Ginny nadal coś czuje do Blaise’a. Coś mnie się wydaje, że nadal ją i coś w jakimś stopniu łączy, widać iskry <3. Ginny była takim promyczkiem, gdy była z Zabinim, szkoda że w ich przypadku nie było happy endu, widocznie nie zasługiwali na szczęście XD. Oby w późniejszych rozdziałach nie była z Potterem, bo Cię uduszę, nie lubię tego paringu. Już wolałam jak Weasley bratała się ze przystojnymi (i seksownymi w jednym) Ślizgonami. Przed chwilką znalazłam (tak robię kilkadziesiąt rzeczy na raz i czasem się zawieszam XD) takie mraśne zdjęcie jakiegoś faceta, który istnie przypominał mi Blaise. Huehuehuhuehue, nadal mam nadzieję, że to jakieś przeoczenie i przeskoczenie w Twoim opowiadaniu i jakoś tam się mi zejdą – tak wierzę w cuda! ;)
    Rozmowa Granger z Weasleyówną wydawała mi się śmieszna, coś na rozluźnienie, a bulwers Hermiony taki troszkę… Dziwny, ale okok, wszystko rozumiem; musi być trochę zniecierpliwionej i podirytowanej Mionci XD.
    Przechodząc dalej – WRESZCIE COŚ NA RZECZY XD. Nie tylko pocałunki, ale końcówka powala swoją jakością i prezentacją. Normalnie nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa i po prostu łezki mi poleciały po policzkach i myślałam sobie: Parad, jakaś Ty głupia, ryczysz przy opowiadaniu, pfi XD. Takie rozkminy co i jak, jestem jednakże ciekawa co w następnym rozdziale i jak będą się zachowywać przy innych, przy sobie. Takie to wszystko mrau, że aż słodkie i trochę nierealne; nadal nie potrafię uwierzyć, że w jakiś tam sposób oni są razem <3. Hermiona jednak jest taką prostą, sztywną i nieprzekonywującą szczotą, no bo jak nie chcieć przyjść na spotkanie z Teosiem?! Mimo wszystko, kochamy ją i Teosia nad wszystko, o. :D Teoś bierz się za nią, bo Cię kopnę w Teoścondę!.
    Jesteś genialna, w każdym znaczeniu tego słowa, naprawdę. Wzruszyć mnie to nie lada wyzwanie, ponieważ emocje zawsze chowam w sobie, ale ta fascynacja Twoim opowiadaniem, jest zbyt wielka by mnie zatrzymać :D. Gratuluję, że to już rozdział czterdziesty! ;) Oby tak dalej, huehue, aż mam nadzieję, iż historia Teomione nigdy się nie skończy… Noale, coś co się zaczyna to się kiedyś skończy i dupa jasna. Liczę kiedyś na pliczek pdf, (jak już skończysz) bym mogła sobie wydrukować Twoje opowiadanie i mieć na pamiątkę.
    Tyle z mojej strony, mam nadzieję, że nie zanudziłam i przepraszam, że nigdy nie skomentowałam, choć Ci to tak gorliwie obiecywałam, ale chciałam napisać coś więcej niż dwa zdania i podzielić się swoimi refleksjami. Powiedzmy, że to taki mały prezent ode mnie na Mikołajki ;). Parad, jak można nazwać komentarz prezentem? Okok, a tym czasem – naciśnij tu!

    Życzę Weny, słodyczy i zdrowia; Milusiuch Mikołajek.
    Całuski Paradoksalna <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nie płacz, to tylko Teoś :c
      Bardzo, bardzo dziękuję i mikołajkowy obrazek, który jest mega uroczy, i za tę obszerną opinię. Ściskam mocno!

      Usuń
  6. Rozdział jest super :) Fantastyczny :) Po prostu genialny :) Ah, ubóstwiam twoje pisanie , i to opowiadanie :) Ten rozdział, ah... brak mi słów :) Jestem pod ogromnym wrażeniem :) Już czekam na następny rozdział :) Nie mogę się doczekać :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Karolina J

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, póki pamiętam. Muszę napisać, że bardzo lubię, a wręcz uwielbiam, gdy Hermiona i Teodor piszą do siebie te liściki. Ach...
    Denerwuję się Crytem i całą tą sprawą. Rozbawiło mnie aresztowanie Snape'a, chociaż w sumie nie powinnam się śmiać, bo on był takim dobrym człowiekiem. Cóż.
    Brawa dla Ginny za pokonanie Rona. Niech się chłopak nauczy przegrywać.
    Chciałam Ci tutaj napisać porządną opinię, a moje myśli i tak krążą jedynie wokół ostatniego fragmentu... Tak się cieszę, że Teodor namówił Hermionę na spotkanie i że wreszcie trochę sobie wyjaśnili. Co tam reszta świata. Mają szansę być razem, tak!
    Dobra. Nic więcej nie wymyślę, bo jestem podekscytowana, więc lepiej skończę.
    To był idealny prezent na Mikołajki, zdecydowanie.
    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście jeszcze o czymś zapomniałam... Podoba mi się nowy wygląd bloga! Nie spodziewałam się, że przygotujesz nowy szablon. Chciałam zjechać niżej, żeby dostać się do menu, a menu pojechało razem z resztą. Magia!
      Plusik za piosenkę.

      Usuń
  8. kocham tego bloga !!! nie wytrzymam kolejnego miesiąca bez czytania go ;'c życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. szczerze to nie potrafie opisac wspanialosci tego bloga a tym bardziej tego rozdziału. A końcowka ? Czytajac scene teo i hermiona nie wiedziałam jak sie oddycha i miałam dreszcze. I tu moje pytanie. jak skończysz bloga Empatio to jest możliwość dostać wszystkie rozdziały na pdf ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, raczej nie będzie z tym problemu :)
      Dziękuję serdecznie za opinię i pozdrawiam!

      Usuń
  10. Rozdział chyba należy do moich ulubionych ^^ Jest świetny, wspaniały, superancki... aż brak mi określeń opisujących wspaniałość tego rozdziału ;p
    Nawet nie wiem, co mam napisać. Na pewno to, że super iż Hermiona i Teo w końcu coś ten teges XDDD Ale wiem, że pewnie różowo dalej nie będzie i ciekawi mnie, co takiego wykombinujesz dalej. Hmm..
    Tak czy siak, życzę duuuużo weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ;)
    Pozdrawiam,
    Scathach

    OdpowiedzUsuń
  11. directionerka1127 grudnia 2013 17:54

    Przepraszam że komentuje dopiero dzisiaj ale wczoraj wróciłam późno z koncertu i zdążyłam tylko przelecieć wzrokiem po tekście i położyć się spać . Dzisiaj przeczytałam cały rozdział i jestem zachwycona . Najbardziej oczywiście spodobała mi się scena w sali transmutacji na samym końcu . Nawet jak teraz piszę mam uśmiech na twarzy . Gratulacje z powodu zdobycia tak dużej ilości punktów na olimpiadzie z francuskiego i liczę na to że uda ci się dobrnąć do końca . No to tak na koniec życzę wielkiej weny .

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziewczyno nigdy nie komentuje ale poprostu czytajac ta notke nie wytrzymalam jest genialna a scena z Crytem, no i oczywiscie z Teśkiem i Mioną istny odlot ;3 Pozdrawiam i weny życze Empatio ;*
    wierna fanka Jednego Jedynego Wyjatku Av...

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj, Empatio! Trafiłam tu do Ciebie jakoś na początku tego tygodnia, poszukując fanficka z innymi parringiem niż Dramione, napisanego dobrym stylem i z nieprzewidywalną fabułą. I znalazłam. :) Zanim przejdę do skomentowania takiego konkretnego, to dodam, że postać Teodora Notta była przeze mnie jakoś... pomijana. Ty sprawiłaś, że zakochałam się w Teosiu. Jest pełen sprzeczności i pomimo, że czasem miałam ochotę go rozszarpać za tą jego kpiącą i arogancką postawę, to poza tym jest wspaniały, wspaniały. <3 Wracając do samego opowiadania: od początku nie lubiłam Ivy! Wtargnęła tak nagle w życie Hermiony z tym swoim przesadnym optymizmem, no i proszę. Wiedziałam, że z tego nie wyjdzie nic dobrego. Roger, Roger... Z początku działał mi na nerwy. Wpychał się pomiędzy Teosia a Hermionę, a to wcale mi się nie podobało... Ale kiedy oddał za Gryfonkę życie zyskał trochę mojej przychylności. Na konkretną konfrontację Ślizgona z Hermioną kazałaś nam bardzo długo czekać, ale było warto. Wszystko opisane wspaniale, aż przechodzą dreszcze i zapiera dech w piersiach. Aż po dwa razy przeczytałam końcówki 39 i 40 rozdziału. :o Sprawa Cryte'a mnie martwi. Mam nadzieję, że nie wepchnie biednej Hermiony w jeszcze większe bagno... Aha, zapomniałabym. Powiązałam Patricka z Ivy już dawno, ale cóż, Gryfonce zajęło to więcej czasu. :< Bylebyś tylko nie zakończyła tego opowiadania tragicznie (belka mnie przeraża, ech). Życzę dużo wany i mam nadzieję, że nie ukarzesz nas i rozdział pojawi się już w święta.
    Ściskam ciepło, Sandra.
    PS: Chyba jesteśmy w tym samym wieku. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej, Empatio!
    Ten rozdział przeczytałam z zaparty tchem. Nie masz pojęcia jak bardzo kocham twoje opowiadanie!
    Po przeczytaniu miliona Dramione, miałam ochotę na coś innego. I tak właśnie trafiłam na twoje opowiadanie. Początkowo sie dziwiłam. No bo Teodor i Hermiona? Ale postanowiłam nie ulegać pierwszemu wrażeniu i zaczęłam czytać. Każdy rozdział mnie zaskakiwał, oczywiście pozytywnie. Po prostu uwielbiam twój styl pisania, idealnie to wszystko sklejasz w całość.
    Twoje opowiadanie pożarłam w kilka dni. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału, nie mam pojęcia jak wytrzymam te dni. Cieszę się strasznie, że w końcu Teodor i Hermiona przekroczyli granicę.
    Dość chaotyczny wyszedł mi ten komentarz, za co przepraszam.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny! :)
    DomiNika

    OdpowiedzUsuń
  15. Wróciłam. W końcu ^^ Przeczytałam te chyba 10 rozdziałów? Nie wiem, czas leciał tak szybko, że na prawdę nie wiem, kiedy przeczytałam tak dużo tekstu. Moje oczy odmawiają trochę posłuszeństwa.. ale, ale.. jak doszłam do 39, w którym wiedziałam co się już zdarzy to miałam taki zaciesz, że masakra <3 Kurczę, nawet nie wiesz ile czekałam na to żeby ta dwójka w końcu zrobiła ten pierwszy krok, a potem drugi.. No bo teraz tak jakby są razem, co jest po prostu niemożliwe.. A teraz tak sobie myślę, -no dobra wszystko się ułożyło, big kiss, tru loff. Yey, yey. I zaraz coś zepsujesz :C Tylko na to czekam, jak ich tak pokłócisz, że nie wiem już się do siebie nie odezwą albo kogoś uśmiercisz! OJJ TAAK. Nie rób tego, bo przyjdę do Ciebie i uduszę ;p

    Dobra.. to chyba tyle. Wiem, że to za mało jak na tak duży odstęp czasu ale trudno. Będę już na bierząco i oczywiście nie mogę się doczekać następnego. <3
    I jeszcze jedno - genialne piosenki i tak genialnie dopasowane do danej sytuacji, że omg. I szablon który rozwalił mi mózg i jest najpięknieszy na świecie!

    Kocham, kocham. Nie choruj, miej wenę i wiedz, że.. JUŻ NIEDŁUGO ŚWIĘTA! <333

    OdpowiedzUsuń
  16. Każda literka, każde słowo, każde zdanie to coś wspaniałego. <3
    już myślałam, że Hermiona zakończy znajomość z Teodorem, a tu kolejny zwrot akcji! ;3
    A wiesz co jest najgorsze? To, że przez Ciebie nie będę miała żadnego chłopaka, ponieważ cały czas będę czekała na takiego Notta ;3 Ehh, no cóż. ;I
    Pozdrawiam, życzę powrotu do zdrowia i WEENY! <3

    OdpowiedzUsuń
  17. No i bum, dogoniłam was ;D Musiałam podzielić komentarz na pare części, mam nadzieję że to nie problem  przepraszam, miałam komentować każdy rozdział, ale no cóż .. moja ciekawość i niedosyt były silniejsze. ledwo zaczynałam czytać początek, a już przełączałam na następny wpis ;) całą noc nie spałam zgłębiając twój geniusz. Przeżywałam z Hermioną każdy moment kłótnie z przyjaciółmi, rozpacz z powodu zwiazku Ginny z Zabinim, złośliwość teodora, zmianę Ivy w osobę zupełnie inna, ekscytacje z konkursem, poczucie winy spowodowane śmiercią Rogera, palpitacje serca w każdym rozdziale z Nottem, niepokój w tej dziwnej komnacie i złość na Dumbledora... A teraz od początku :P Znalazłam się na Twoim blogu pierwszy raz wczoraj wieczorem i bardzo mi się spodobał pomysł połączenia Notta z Granger. Trafiłam tu przypadkowo, ale na 100 % nie żałuję. Masz świetny szablon! Widać, że wkładasz w swój blog wiele pracy, a twój talent rozwija się z każdym wpisem. Wczoraj wieczorem byłam w podłym nastroju - szkoła mi odbija się na psychice. Po krótkiej rozmowie z przyjaciółką zdecydowałam się obejrzeć jakiś film - pudło, przeczytać książkę - pudło. no i pomyślałam a co mi tam może ktoś dodał coś nowego. jestem fanką Notta, w sumie nie wiem czemu. Nie było o nim nic szczególnego, a to tylko podsyciło moją ciekawość. Czy Teodor był wychowywany tak samo, jak Draco? A może jego rodzina jest kochająca się? Brutalna? Sama piszę notki o dramione, gdzie Teo przyjaźni się z Mioną i ... nie zdradzę co jescze tam jest xD póki co moje wypociny bezpiecznie kryją się na komputerze. Wracając do Twojego genialnego bloga, wstukałam Teodor i Hermiona i BAM! Wyskoczył mi twój blog, zaciekawiona weszłam i już po prologu mnie zaciekawiłaś. Niesamowity i nigdzie nie spotykany (przynajmniej w moim wypadku) pomysł z pętlą samobójcy O.O Twój styl pisania jest lekki, że tak powiem. Czytając wydaje się, że to jest dla ciebie od tak, w dobrym sensie. Masz pomysł - piszesz i powstaje cudo. Domyślam się, że tak naprawdę musisz ciężko pracować. Doszlifowane szczegóły bywają drzazgą pod paznokciem, a u Ciebie wszystko jest dopracowane na ostatni guziczek :P

    OdpowiedzUsuń
  18. Dialogi są takie naturalne, prawdziwe rozmowy ludzi w tak młodym wieku, problem miłości naszych nieszczęśliwych kochanów jest głównym wątkiem, ale nie przysłania całej fabuły. Tajemnice, zdrady, zagadki i niepewność to wszystko połączone z rozmyśleniami młodych hogwartczyków, problemów z dojrzewaniem, przyjaźnią jest niesamowicie i przejszyście przedstawione. Hermiona jak wzorowa uczennica i gryfonka trzyma się pilnie zarysu swojej postaci u Rowling, ale kłopoty z magią to było bardzo sprytne z twojej strony :D Miłość do Rona, a potem zauroczenie Teodorem nie wyszło od tak. wszystko było zaplanowane, a ona nie była "łatwa". Bo przecież po swoim zainteresowaniu Ronaldem minęło trochę czasu nim zorientowała się, że jest zafascynowana naszym ślizgonem. Teodor, jak przystało na slytherin jest sprytny, przebiegły i lekko ironiczny <3 Płynnie przeszłaść od irytacji między nimi do obojętności aż w końcu miłości. Każda postać z kanonu bądź zrodzona z Twojej głowy jest inna. Ivy - sympatyczna, wesoła dziewczyna, która swoim optymizmem oczarowuje Hermionę. Po paru rozdziałach uwielbiałam ją, ale powoli mnie zaczęła irytować. No bo czy nie widziała co się dzieje z Ginny? ale to znów twój geniusz się popisał, Ivy nie była tym za kogo się podawała! Wmurowało mnie w łóżko, jej intrygi ze śmierciożercami, to jak wyduszała od Hermy informacje, podlizywała się Nottowi brrr.. ale znów czytając historię panny Ivy można poczuś smutek i współczucie. Samotna dziewczyna pragnąca zemścić się za śmierć brata wybrała nie tą drogę co trzeba.. Kolejna postać to Roger - najlepiej określić ga księciem z bajki. Czuły, troskliwy, przystojny chłopak zakochany w głównej bohaterce. Próbuje jej ukazać swoje czyst uczucia, sprawiając że czuje się ona skrępowna. Wiedziałam, że najlepiej będzie kiedy mu powie NIE, ale ja też bym nie potrafiła. Ale mimo po wyjaśnieniu sobie spraw sercowych nadal się o nią troszcył. Zależało mu na niej tak bardzo, że sprzeciwił się przyjaciółce i zaczął z nią walczyć. Był niesamowity aż do sceny śmierci. Podbił moje serce w pierwszych 10 sekundach od wejścia do akcji. Ze smutkiem obserwowałam jego rosnące do Hermiony uczucia, nieodwzajemnione. Genialna i tragiczna (chodzi mi o śmierć) postać :3

    OdpowiedzUsuń
  19. Sprawa konkursu spodobała mi się, często pojawia się na blogach, ale niegdy aż tak rozwinięta, jak u ciebie. Był to jeden z najważniejszych momentów. Tam wyjaśniła wszystko z Rogerem, zaczęła być podejrzliwa co do Ivy i Severusa, no i Teodor i liściki. Słodkie, ale nie mdłe :))
    Sprawa zamorodwanych, w którą wtajemniczył ich duch była wielką zagadką. Bardzo mi sie podobały szyfry, kody i reszta. Katharsis -> genialna (jak wszystko) pomysł, dziennik i potem wyjawienie wszystko Dumbledorowi..
    Scena w lochach z Ivy zmroziła mnie. No bo jak tak młoda dziewczyna może być tak bardzo przesiąknięta zawiścią? Bez problemów ich torturowała, walczyła z przyjacielem.. Śmierć krukona mnie rozwaliła, rozpłakałam się czytając ten rozdział. Rozumiałam poczucie winy Hermiony, chodź przyznaję lekko mnie potem irytowało. Teodor był silniejszy, odważył się przeprowadzić ledwo im znany rytuał. Również jego zachowanie było ludzkie. nie rzucił się w jej objęcia, bo był obrzydzony sam sobą. Zabił dziewczynę, na której mu zależało.
    Łazienka - jak tylko mi to słowo przechodzi przez głowę szczerzę się, jak głupia. To.. to było WOW.. pocałunek - piękny opis, ich rozmowa - bicie serca mocniej niż zwykle = lekki zawał serca z nadmiaru wrażeń ^.^ No i ten ostatni mikołajkowy post :3 Teodor jest bajerancki, cholernie seksownym skurczybykiem. Jestem totalnie zakochana w jego osobie <3 Jest jak prawdziwy, a jednak wyjątkowy mieszkaniec domu węża. Złośliwy, ironiczny, arogancji i pewny siebie chłopak. lekk mgiełka tejmnicy nie opuszcza jego cholernie seksownej osoby. Naśmiewa się z gryfonki, ale nie obraża. Ich liściki są niesamowite. Z każdym rozdziałem, gdzie się pojawiały szczerzyłam ząbki, i chichotałam do poduszki.
    No dobra, to tyle :P chciałabym napisać jescze więcej, ale nie potrafię spleść dobrze zdań. Muszę iść spać xD
    Twoja nowa - stała czytelniczka/
    Lupi


    PS. Fajnie, że dodajesz te piosenki, niektóre sobie ściągnęłam na telefon ;D
    PPS. Pisałam już, że piękny szablon?
    PPPS. Uwielbiam posatć Cryte'a, jest takim mrocznym charakterkiem, ale mnie fascynuje :D więcej chcemy, więcej!
    PPPPS. Szkoda, że rozdziały dodajesz tak żadko, ale rozumiem, natłok nauki zapewne.
    PPPPPS. Muszę skończyć z tym PP..S , ale ciągle coś mi do głowy przychodzi :3 Przepraszam za błędy, ale mam wymęczony organizm, bo jestem chora i zmęczona po nieprzespanej notce. Trzymaj się ciepło w te zimne dni :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, podziwiam Cię. Widziałam wczoraj, jak zaczęłaś komentować pierwsze rozdziały Wyjątku i choć się zapierałaś, szczerze powiedziawszy, nie sądziłam, że tak szybko przeczytasz całość. To-to ma ponad 600 stron w Wordzie, bez dopisków i jakichś moich notatek ;o Naprawdę szacun, bo sama nie mogę się za to wziąć!

      Teodor, Teodor, Teodor <3 Nie dziwię się, że jesteś jego fanką, bo to postać, którą Rowling potraktowała naprawdę po macoszemu, a mogła stworzyć mu naprawdę niesamowitą historię. No ale cóż, tym zajmuje się już fanfiction.

      Niesamowicie się cieszę, że w ten sposób odebrałaś moje opowiadanie. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za tak obszerną opinię, za miłe słowa, za to, że przetrwałaś i po prostu za to, że jesteś. Mam nadzieję, że rzeczywiście zostaniesz na dłużej i że Cię nie zawiodę :)

      Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  20. Gratuluje nominacji Liebsten Award, więcej informacji:
    http://hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com/2013/12/liebsten-award-v.html

    OdpowiedzUsuń
  21. Wczoraj zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, dziś dobrnęłam do 40 rozdziału. Kochana jesteś cudowna! Jak ja się cieszę, że trafiłam na Twoje opowiadanie tak inne od znanych mi opowiadań. Pierwszy raz spotkałam się z takim parrigniem. Wątki są ciekawe, umarli i Cryte, zakazana miłość. Zaskoczył mnie Dumbledore, który w książce, gdy chodziło o sprawiedliwość rzadko patrzył na skutki, a po prostu walczył z tymi wiatrakami. Hermiona też taka inna: mało opanowana, wybuchowa, sama nie wie czego chce( tym mnie czasami denerwowała, bo chce Notta, a nie chce, dawno powinna go pocałować :)). U Teodra widzę dużo Draco z innych ff, ale to pewnie cecha wrodzona Ślizgonów i ich urok. Cieszę się, że pozostawiłaś Rona jako tako, bo często jest on traktowany po macoszemu jako zło konieczne. Tu jest i funkcjonuje. Piszesz cudownie, Twoje opisy emocji, wydarzeń, różne perspektywy. Jestem całkowicie za i mniejsza, że moja nauka do kolosa leży i kwiczy. Obserwuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Naprawdę fajny rozdział. Bardzo wciągające i naprawdę fajnie, że takie długie, ja chyba nie potrafiłabym zrobić tak długiej notki. Pomysł na bloga masz naprawdę genialny :) Zapraszam do mnie magia-wspomnien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Kochana Empatio , właśnie zyskałaś nową czytelniczkę , czyli mnie :D Twoje opowiadanie przeczytałam w nie całe 2 tygodnie. I jestem pod wrażeniem :) Nie dość że tak lekko piszesz to jeszcze rozdziały są długie, uwielbiam Teomione dzięki tobie :> zawsze będe komentować nowe rozdziały żebyś wiedziała ze tu zaglądam :3 - Twoja nowa czytelniczka Pamela P.s uwielbiam liściki Hermiony i Teodora są takie urocze <3

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja, ja... Może ograniczę się do stwierdzenia, że Teodor jest zajebisty. O.

    A jeśli chodzi o obserwowanych, to nie wiem jak tu, ale u mnie funkcja ta strzeliła focha i nie działa.
    Francuskiego gratuluję, ja osobiście tego języka nie ogarniam :P. Mnie za to czeka w styczniu olimpiada z WOSu, ale ta licealna, przy której rozszerzenie na maturze wydaje się być dziecinnie łatwe :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z tego, co widzę, to nie tylko u Ciebie Obserwatorzy się obrazili, bo u mnie również jakby... znikli. I tutaj, i na innych blogach, więc Blogspot ma trochę zwiechę, cóż.
      Powodzenia z olimpiadą i naprawdę szacun za WOS - sam przedmiot uwielbiam, bo mam fajnego nauczyciela, ale konkurs... Nie, nie, to nie dla mnie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  25. W żadnym rozdziale nie kochałam nota tak bardzo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głownie dlatego, ze zachował sie tutaj tak seksownie,a jednocżesnie tak męsko, tak zdecydowanie. Gdyby pokazywał jakiekolwiek fochy, nic by z tego nie wyszło. Na szczescie jest zbyt zakochany, żeby tak uczynić. Chwała salazarowi. Wydaje mi sie, tragizm tego zwiazku jest związany tylko i wyłącznie z sytuacja, ktora faktycznie utrudnia takim ludziom jak oni taka relacje jak ta. Myśle,ze zbyt ich do siebie ciągnie, zeby z tego zrezygnować i chwała i, za to. Cryte pewnie to wykorzysta, gdyz oprócz tego, ze jest psychopata, wydaje sie byc całkiem dobry w ocenianiu ludzi. Nie wiem, jak możesz go kochać btw. Owszem, zdecydowanie dodaje tutaj smaczku, ze tak powiem. Obecnie boje sie go bardziej niz voldemorta, ale kochać? Toz tm chyba lekka przesada, zważywszy dodatkowo na to, ze mamy przecież tutaj Teodora;) mam nadzieje, ze teraz nie eda sie jakos ukrywać czy cos. Troche szkoda, ze nikt nie pociągnął tego wątku z kochaniem, jednak chyba bylby za szybko. Step by step. Ginny oszaleją z radości, byleby zawału nie dostała. Ron dostanie zawału z wkurwienia. Ale cóż, co ma do gadania biedaczek.
      I wiesz, nadal nie do końca rozumienia, blaise. Czy on naprawde nie kochał Ginny? Eh;( cond.

      Usuń
  26. "Harry i Ron gawędzili jak zwykle, tylko Ginny rzucała mi coś jakiś czas ukradkowe," - literówka - "co" zamiast "coś".
    A w drugim akapicie fragmentu o szachach wkradło się całe mnóstwo małych "co" :P
    "nie dane mi było poznać scenariusz sztuki." --> scenariusza.
    "Wiesz, że nie mam takiego zaufania do Ślizgonów jak wcześniej, ale Nott jest chyba jednym jedynym wyjątkiem, wiesz?" - a tu słodkie powtórzenie "wiesz" :)
    A teraz do rzeczy.
    Po pierwsze, gratuluję wyniku w francuskiego - sama się go uczę i jestem pełna podziwu dla tych, co go umieją w stopniu przynajmniej komunikatywnym. :)
    Po drugie, z jednej strony to jestem niezadowolona z braku subskrypcji, ale ale z drugiej, i tak codziennie po dwa razy dziennie wchodzę na tego bloga, więc w sumie, po co mi ona?
    Po trzecie, przepraszam za tak długi brak komentarza, ale niestety miałam trochę urwanie głowy ze wszystkim wokół (uczelnia, dom, PKP i tak dalej), więc spuszczam głowę i proszę o wybaczenie.
    Po cztery - rozdział. I co ja mam powiedzieć? Myślę, że już wszyscy u góry wypowiedzieli tyle epitetów zachwytu, że moje na niewiele się tu zdadzą. Wkurza mnie tylko, że nasz ulubieniec - Teoś aka jeden jedyny wyjątek, w dalszym ciągu nie jest w stanie się przełamać i powiedzieć do Hermiony po imieniu. Chociaż bez tego pewnie straciłby jakąś swoją niepowtarzalną część osobowości.
    Cryte jest chyba jedną z moich ulubionych postaci w Twoim opowiadaniu. Zdecydowanie dobrze zbudowany na punkcie patologicznego psychopaty, który jest na tyle chory, że jeszcze umie to ukryć przed światem. Mam wrażenie, że rzeczywistość to dla niego gra, a on jest cholernym hazardzistą - ryzykuje i - jak do tej pory - to mu się opłaciło. Mam tylko nadzieję, że Hermiona zaserwuje mu porządną terapię szokową i wyśle go tam, gdzie raki zimują, może z odrobiną pomocy Teodora i reszty ferajny.
    A Rona nie lubię jeszcze bardziej niż w całej, oryginalnej sadze, możesz sobie pogratulować - myślałam, że bardziej się nie da. To tak by the way.
    Chyba wystarczy mojego paplania.
    Czekam z niecierpliwością na kolejne części (dobij do setki, a nie tam czterdziestki :P)
    Pozdrawiam
    Farfadeta (kiedyś Sydney Mel...)
    PS. Zapraszam do siebie, gdzie właśnie zaczęłam pisać FF Igrzysk Śmierci - chwytaj-ogien.blogspot.com
    :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Pisałam już komentarz dotyczący notki, ale nadal mam ją w głowie... Nott zachował się tutaj jak stuprocentowy mężczyzna i jestem mu cholernie wdzięczna za to, że nie przyjął taktyki obrazić się na wszystko lub uciec przed przeznaczeniem. xD nie mogę się doczekać następnej notki. Chciałabym serdecznie Cię zaprosić na mojego bloga, tak - postanowiłam wrócić. zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.