04 listopada 2013

Rozdział 39. Jeden jedyny wyjątek

Widok nieprzytomnego Teodora był jednym z najboleśniejszych widoków, które miałam nieprzyjemność oglądać ostatnimi czasy. Gdy wraz z Ginny wparowałam do skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey kręciła się przy łóżku Ślizgona z tacą pełną bandaży i buteleczek z dziwnymi miksturami. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a chaotyczne myśli pędzą w różnych kierunkach. Moja dłoń sama powędrowała do ust, tłumiąc krzyk wyrywający się z gardła.
Teodor leżał wśród bieli, nienaturalnie blady, jego czoło lśniło od potu. Na policzek, tam, gdzie widniała rana po potyczce w Zakazanym Lesie, założono świeży opatrunek. Lewy przegub również zabandażowano.
– Wydaje mi się, że jest już za późno na odwiedziny. Dopiero co wyprosiłam stąd pannę Weasley.
Dopiero po dłuższej chwili przeniosłam wzrok na szkolną pielęgniarkę, która nagle znalazła się tuż przede mną.
– Co mu się stało? – wychrypiałam.
Pani Pomfrey zmierzyła mnie czujnym spojrzeniem.
– Znaleziono go nieprzytomnego w dormitorium – wyjaśniła wreszcie. – Do jego organizmu wdarło się zakażenie z ran na policzku i ręce. Na razie nie potrafię ustalić jakie, magiczna surowica jeszcze nie działa. – Jęknęłam cicho. – A może pani wie, skąd, na Merlina, wzięły się u pana Notta takie obrażenia?
Pokręciłam przecząco głową, niezdolna do wydobycia z siebie głosu. Znów popatrzyłam na Teodora. Moje serce rozpadło się na kawałki.
To wszystko przeze mnie.
– Pani Pomfrey, mogłabym z nim zostać? – spytałam błagalnie. – Proszę, on… to dla mnie ważne.
Nie wiedziałam, czy to moja prośba ją przekonała, czy po prostu miała dzień dobroci dla zwierząt, ale po chwili zastanowienia kiwnęła głową.
– Dziesięć minut.
Odeszła do swojego gabinetu.
Czułam się tak, jakby moje nogi przykręcono do podłogi. Gardło miałam wyschnięte na wiór, z trudem przełykałam ślinę, ale wreszcie ruszyłam chwiejnie w stronę łóżka Teodora.
– Poczekać na ciebie?
Zapomniałam, że była tutaj jeszcze ze mną Ginny.
Odwróciłam się w jej stronę. Wyglądała na zatroskaną, naprawdę przejętą.
Pokręciłam głową.
– Nie musisz. Dziękuję, że mi o nim powiedziałaś.
– Od razu pomyślałam o tobie, że… chciałabyś wiedzieć.
Jej słowa nie rozpłynęły się w powietrzu, tylko zawisły między nami jak niewidzialna nić porozumienia.
Wiedziała.
Odwróciła się, a potem wyszła po cichu ze skrzydła. W pomieszczeniu zostałam tylko ja z Teodorem, nikogo prócz nas nie było. Rzuciłam torbę na ziemię i opadłam na krzesło obok łóżka, na którym leżał brunet. Chłopak oddychał miarowo, bałam się, że jego pierś w końcu przestanie się unosić.
Nie mogłam w to uwierzyć.
– Mówiłam, że nie potrzebuję katharsis – wyszeptałam ze smutkiem. – Mówiłam, głupku. Ale oczywiście wiedziałeś lepiej.
Westchnęłam głęboko, po czym objęłam jego bezwładną rękę dłońmi. Była nieco szorstka, znacznie większa od mojej, z długimi, chudymi palcami, a przede wszystkim… gorąca.
Zerknęłam na opatrunku. Stopniowo barwiły się szkarłatem.
Przeszył mnie dreszcz strachu.
Dotknęłam czoła Teodora. Był rozpalony.
– Pani Pomfrey!

***

Kiedy rankiem następnego dnia wpadłam przed śniadaniem do skrzydła szpitalnego, Ślizgon spał. Nie był już nieprzytomny, jak powiadomiła mnie pani Pomfrey, ale nadal osłabiony. Mimo że w jakimś stopniu uspokoiło to moje obawy, do Wielkiej Sali szłam wciąż zestresowana.
Wszystko przeze mnie. Przez moją wcześniejszą nieporadność i potrzebę oczyszczenia. Gdyby nie katharsis, Teodor nie poszedłby do Zakazanego Lasu, a teraz… Świadomość, że to moja wina, była przytłaczająca.
Harry i Ron dowiedzieli się o brunecie od Ginny, która znów nie potrafiła trzymać języka za zębami. Nie byłam na nią zbytnio zła, dopóki jej brat nie zaczął szaleć, że Teodor zasłużył, że wcale nie jest mu przykro i tak dalej, i tak dalej.
Choć uparcie milczałam, nie mając ochoty na jakiekolwiek kłótnie, pod koniec dnia powoli nie wytrzymywałam.
Wciąż utwierdzałam się w przekonaniu, że Teodor jest dla mnie cholernie ważny, a nawet jego choroba staje się przyprawiająca o kolejne dawki stresu. Nie było minuty, w której bym o nim nie pomyślałam, ani sekundy, w której przestałabym się obwiniać. Rozdrażniona i wściekła na siebie, po ostatnich dwóch godzinach eliksirów powędrowałam z przyjaciółmi do Wieży Gryffindoru. W dormitorium zostawiłam swoją torbę, całkowicie ignorując Lavender plotkującą z Parvati o najprzystojniejszych chłopcach z naszego rocznika, a potem zeszłam do pokoju wspólnego. Tam zastałam wyraźnie ucieszoną Ginny, ubraną w strój do qudditcha i trzymającą w dłoni swoją miotłę.
– Poczekamy jeszcze na chłopaków – oznajmiła, kiedy stanęłam obok niej. – Zaraz powinni zejść.
Och, no tak.
Harry na nowo rozpoczął treningi ze swoją drużyną, skoro na zewnątrz robiło się coraz cieplej. A ja obiecałam iść z Gryfonami.
Odgarnęłam włosy z twarzy.
– Przepraszam, ale muszę iść do skrzydła – wymamrotałam zawstydzona. – Nadal nie wiem, co z Teodorem, a pewnie już się obudził.
Ruda wyglądała na oburzoną.
– Ale przecież obiecałaś z nami iść! – zaprotestowała.
Kiwnęłam niechętnie głową.
– No dobrze.
Zapadło milczenie. Zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem.
– Idź – mruknęła w końcu. – Wytłumaczę cię.
Momentalnie się rozpromieniłam. Cmoknęłam rudą w policzek, szepnęłam krótkie: „Dziękuję”, po czym jak strzała wyleciałam z pokoju wspólnego.
W skrzydle szpitalnym znalazłam się w niesamowicie szybkim tempie. Wewnątrz zastałam panią Pomfrey zatrzymującą krwotok z nosa jakiegoś pierwszoklasisty, a którą powitałam lekkim uśmiechem, oraz Teodora.
Tym razem nie spał.
Siedział, oparty o stos poduszek, czytając jakąś książkę. Kiedy weszłam, jego szare oczy skupiły się na mnie. Nie mogłam nie dostrzec, jak rozszerzyły się w zdziwieniu, a zaraz potem znów powróciły do śledzenia tekstu.
Moje ciało wypełnił chłód.
Właściwie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy ciepłego powitania, czy podziękowań za odwiedziny, czy wybuchu złości, bo Teodor przecież rzadko prosił o współczucie. Nie dając się zniechęcić, powoli podeszłam do jego łóżka, po czym siadłam obok na krześle.
Wciąż na mnie nie patrzył, a moje serce ścisnęło się z bólu.
Nie, na pewno nie tak miało to wyglądać.
– Jak się czujesz? – przerwałam w końcu ciszę. Teodor nie odpowiedział, uparcie błądząc wzrokiem po tekście. Z niepokojem zauważyłam, że wciąż jest bardzo, bardzo blady, a pod jego oczami widnieją ciemne sińce. Przełknęłam z trudem ślinę. – Teodorze?
– Po co tu przyszłaś?
Ostry, zarazem przepełniony zimnem głos chłopaka przeciął powietrze niczym ostrze. Ślizgon zamknął książkę i zaczął wpatrywać się we mnie intensywnie, wrogo, a ja nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku.
– Chciałam sprawdzić, co z tobą – wyjaśniłam, nie kryjąc zaskoczenia. – Nie wiedziałam, że nie życzysz sobie odwiedzin.
– Nie życzę sobie – potwierdził sucho. – Możesz iść.
Absolutnie nic nie trzymało się kupy.
Parę dni temu był gotów oddać za mnie życie, a teraz… Nie nadążałam.
– Ginny powiedziała mi, że widziała, jak niosą cię nieprzytomnego do skrzydła – powiedziałam bardzo powoli, starając się odnaleźć w otchłani pamięci to, co mi umknęło i przez co teraz czułam jedynie zdezorientowanie. – Pani Pomfrey powiedziała, że to zakażenie. – Zaakcentowałam ostatnie słowo, korzystając z chwilowego zniknięcia szkolnej pielęgniarki. – Doskonale wiem, czyja to wina, więc nie dziw się moim przyjściem.
– Granger… – zaczął na powrót normalnym głosem, ale później jakby się opanował i znów zmienił ton na ostrzejszy. – Niepotrzebnie przyszłaś. Idź już.
Zamrugałam szybko.
– Wyrzucasz mnie?
Przeczesał ręką czarne włosy.
– Jakby to ująć… tak. Najwyraźniej tak.
– Czekaj, czegoś tu nie rozumiem. – Nie mogłam tego tak zostawić. Nie spuszczałam wzroku z Teodora. – Chodzi o Rona, tak? Jesteś wściekły, bo przytuliłam się do własnego przyjaciela?
– Zwariowałaś – syknął. Och, dopiero teraz się złościł. Widziałam to bardzo wyraźnie. – Nie zniżam się do poziomu Weasleya, który wpada w furię, kiedy tylko widzi nas razem.
Zarumieniłam się po cebulki włosów.
– Zatem o co chodzi? – drążyłam. – O katha… o sobotę? Przecież nic się nie stało…
– Jesteś tego taka pewna? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Zamarłam. Bezwiednie pokręciłam głową.
– Teodorze, ja… – w ustach nagle zrobiło mi się niesamowicie sucho. – Tak strasznie przepraszam, gdybym wiedziała, że takie będą konsekwencje, że coś cię zaatakuje i… W życiu bym się nie zgodziła!
Ślizgon wywrócił oczyma, a potem zerknął szybko na drzwi gabinetu pani Pomfrey, która skończyła już pomagać pierwszakowi. Później znów spojrzał na mnie. Zdecydowanie nie tak jak powinien.
– Nie rozumiesz, Granger? – warknął zduszonym głosem. – Zabiłem cię. Do cholery, zabiłem cię.
Myślałam, że się przesłyszałam. Wpatrywałam się w Teodora szeroko rozwartymi oczyma. Potrząsnęłam przecząco głową.
– Nie, nie myśl tak…
– A jednak zrobiłem to! – na jego usta wpłynął uśmiech godny szaleńca. – Widzisz? Może staję się taki jak ojciec.
Zacisnęłam mocno wargi.
– Bredzisz – wymamrotałam. – Bredzisz, nie wiesz, co mówisz. Teodorze, ja nie mam do ciebie żalu, rozumiesz? To… nic.
W jego gardła wydostał się gardłowy, kpiący śmiech. Zadrżałam.
– Jasne. Absolutnie nic. Pamiętasz, jak odpływałaś? Jak umierałaś?
Skrzywiłam się mimowolnie.
– Przestań.
– Nie mogę na ciebie patrzeć.
Zabrakło mi tchu.
– Co?
– Wyjdź.
To tylko sen. Okropny koszmar, który zaraz miał się skończyć.
– Teodorze…
– Nie rozumiesz krótkiego polecenia?! – krzyknął rozsierdzony. – Wyjdź!
Nie musiał powtarzać tego kolejny raz. Obrzuciłam go ostatnim spojrzeniem, po czym wstałam i na sztywnych nogach ruszyłam do wyjścia, nie oglądając się za siebie.

***

Co było powodem takiego zachowania Teodora – tego nie wiedziałam. To znaczy wiedziałam, że chodzi mu o katharsis, jednak nie potrafiłam pojąć, dlaczego tak bardzo się tym zadręczał. Chyba ja powinnam była się na niego wściekać, prawda? A tymczasem zostałam przez niego wyrzucona ze skrzydła szpitalnego, kiedy zaoferowałam mu swoje towarzystwo…
– Tak ci się odwdzięczył – prychnęła Ginny po skończonym treningu, na którym pojawiłam się zaraz po wyjściu od Teodora. Dziewczyna zarzuciła sobie miotłę na ramię. – A mówiłam: nie idź, chodź z nami. Straciłaś czas i nerwy.
Machnęłam od niechcenia dłonią, marszcząc przy tym brwi. Otuliłam się szczelniej szalikiem.
– Och, jak on sobie coś ubzdura, to po prostu nie da się wytrzymać! – wybuchłam. – Nie wiem, o co mu tym razem chodzi, ale Teodor robi się coraz bardziej denerwujący.
Oczywiście doskonale wiedziałam, tyle że Ginny nie wiedziała i raczej nie planowałam wtajemniczyć jej w to, co działo się sobotniej nocy. Teodor wyrzucił mnie ze skrzydła, bo zaczęłam za głośno oddychać. Taka była oficjalna wersja.
Choć tamtego dnia wszystko we mnie buzowało i miałam ochotę krzyczeć oraz rzucać czym popadnie, następnego ranka… ucichło. Wstałam z ambitnym planem dołapania Teodora, po czym siłą zmuszenia go do spokojnej rozmowy, bez wrzasków ani wywalania z kolejnych pomieszczeń. Nie, nie zamierzałam odpuścić. Wprawdzie bolało to, co powiedział, że nie może na mnie patrzeć, jednak ja czułam niesamowitą determinację.
Niestety, na drugi dzień Ślizgon również nie pojawił się na zajęciach. Podejrzewałam, że pani Pomfrey postanowiła zatrzymać go dla upewnienia się co do stanu jego zdrowia. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko poczekać jeszcze trochę.
Pamiętałam katharsis. Mimo działania narkotyków, wszystko pozostało w mojej pamięci. Nadal odtwarzałam cały przebieg rytuału, upiorne wizje podsyłane mi przez podświadomość, widok krwi spływającej do naczynia prosto z rany na nadgarstku, a niewiele później błysk ostrza w świetle pochodni.
Załamywałam ręce nad głupotą czarnowłosego. Powoli zaczynałam mieć dość, najzwyczajniej w świecie. Ginny podsunęła, że może chodzi o coś jeszcze, ale ja w to nie wierzyłam. Momentami chciałam iść do skrzydła szpitalnego i natychmiast wszystko wyjaśnić, jednak koniec końców się powstrzymywałam. Aż tak poniżyć się nie mogłam.
Teodor pojawił się na zajęciach dopiero w czwartek, jak zresztą podejrzewałam. Obserwowałam go, kiedy wchodził do klasy zaklęć, już nie tak blady ani zmarnowany, co mimo wszystko mnie ucieszyło. Raz jeden, tylko jeden, jego oczy prześlizgnęły się po mojej osobie dokładnie w tym momencie, kiedy ja patrzyłam na niego, ale to by było na tyle. Więcej na siebie nie spojrzeliśmy aż do ostatniej lekcji – transmutacji – na której znów usiedliśmy razem. Nie odezwałam się ani razu, pomijające chwile, gdy odpowiadałam na pytania McGonagall. Uparcie milczałam podczas wykonywania zaklęć, stosując magię niewerbalną, teraz już przychodzącą mi z taką łatwością jak kiedyś. Kątem oka widziałam, że Teodor zerka na mnie co jakiś czas, a potem zaciska mocno wargi i powraca do ćwiczeń.
Tak minął kolejny dzień, który absolutnie nic nie wniósł. Nie miałam jak podejść chłopaka. Nie chciałam odezwać się jako pierwsza, bo to by świadczyło o mojej słabości do niego, z drugiej jednak strony – nie mogłam znieść jego braku. Wyjaśnienie wszystkiego było rozwiązaniem niezwykle prostym, lecz w tej sytuacji objawiały się nasze wady, to, czego żadne z nas nie potrafiło naprawić.
Duma. Zawsze stanowiąca największą przeszkodę.
Z czasem w mojej głowie pojawiły się myśli związane ze mną i z Teodorem razem, jako para. Ginny wiele razy dawała mi jasne aluzje, a między nami wydarzyło się wystarczająco dużo, bym swobodnie się nad tym zastanawiała. Często myślałam, że to mogłoby wyjść, że coś by z tego było.
A potem dawały o sobie znać wspomnienia z rytuału. Głosy, które krzyczały, że ja i on to dwa zupełnie różne światy, szlama kontra dobre urodzenie, dwie strony barykady – syn śmierciożercy oraz przyjaciółka tego, kto w przyszłości pokona Voldemorta. Co pomyśleliby moi znajomi, rodzina? Przyjaciele? Nie zaakceptowaliby tego. Sama w głębi duszy bym tego nie zaakceptowała, nie w pełni.
Im dłużej między mną a Teodorem trwała cisza, tym więcej podobnych myśli kłębiło się w moim umyśle, a ja, choć wiedziałam, że właśnie on jest tym jednym jedynym wyjątkiem spośród okrutnych Ślizgonów, jednym jedynym wyjątkiem potrafiącym rozpalić mnie zwykłym dotykiem, jednym jedynym wyjątkiem na całym świecie, wiedziałam, że to się po prostu nie uda.

***

Kończył się luty, lecz zima wciąż trzymała. Może nie tak jak dwa, trzy tygodnie wcześniej – w końcu drużyna Gryffindoru w quidditchu powoli powracała do treningów – jednak nadal wiosna nie nadchodziła. Ktoś powiedziałby, że przecież to już niedługo, że czuć ją w powietrzu. Ja czekałam na nią niczym na zbawienie, uwolnienie od ciągłej zmarzliny.
Z ulgą powitałam koniec męczącego tygodnia. W sobotę wstałam rześka i wypoczęta po kilku dodatkowych godzinach snu, a na śniadaniu nawet Ron był zdziwiony moim uśmiechem.
No, dopóki u jego boku nie pojawiła się Lavender – wtedy radość nieco przygasła, przyduszona przez obrzydzenie.
Ignorując pewne nieciekawe obrazki, zajęłam się całkiem smacznie pachnącą górą tostów. Powitałam Ginny, która wyglądała na równie zadowoloną z życia co ja, oraz Harry’ego, chyba jako jedynego z naszego grona niewyspanego i sprawiającego wrażenie niezdolnego do prawidłowego funkcjonowania tamtego dnia. Spojrzałam na niego pytająco, kiedy zajął miejsce obok mnie.
– Malfoy – mruknął niewyraźnie. Ziewnął potężnie. – O pierwszej wylazł z dormitorium, potem zniknął i pojawił się dopiero koło trzeciej.
Postanowiłam nie ciągnąć tego tematu.
Nie żeby sprawa Dracona mnie nie interesowała. Po prostu wolałam, by Harry już się nie nakręcał, a najlepiej milczał. Kwestia zamknięcia Hogwartu wciąż powracała.
Opowiedziałam chłopakom o rozmowie z Dumbledore’em. Z ulgą przyjęli jego stanowisko, lecz również zaniepokoili się informacją o możliwości zamknięcia szkoły. Nabrali wody w usta i więcej nie odzywali się na ten temat, zatem ja również go nie poruszałam. Na razie.
Zajmowałam się kolejną kanapką, kiedy Ginny rzuciła mi pod nos najnowsze wydanie „Proroka Codziennego”. Zerknęłam na nagłówek widniejący na pierwszej stronie i prawie się zakrztusiłam.

Młodociani śmierciożercy –
czy nigdzie nie jest już bezpiecznie?

Pod spodem widniało zdjęcie zakutej w ciężkie kajdany Ivy patrzącej zimno w obiektyw. A pod nim podpis: Ivette Gray (l.17), skazana za śmierciożerstwo na trzydzieści lat pozbawienia wolności bez możliwości skrócenia wyroku, rozpoczęła dzisiaj swoją odsiadkę w Azkabanie.
Zrobiło mi się niedobrze.
Przebiegłam wzrokiem po artykule. Opisano w nim to, co wydarzyło się w Hogwarcie, i sytuację, w jakiej znalazł się Dumbledore, spekulowano na temat kolejnych kroków Ministerstwa Magii, a w poszukiwaniu reszty artykułu miałam zerknąć na kolejną stronę. Odrzuciłam gazetę, unosząc wzrok. Napotkałam oczekujące spojrzenie Ginny.
– Stek bzdur – wymamrotałam, po czym pociągnęłam łyk soku dyniowego ze swojego pucharka.
Neville zaczął dyskutować z Harrym oraz Seamusem o gazecie i choć przysłuchiwałam się całej rozmowie, niewiele się odzywałam. Wpatrywałam się w Dumbledore’a siedzącego przy stole nauczycielskim. Mężczyzna rozmawiał z McGonagall, ale miałam okropne wrażenie, że on doskonale zdaje sobie sprawę z obserwowania.
Miał dziennik.
Mój dziennik.
Tak strasznie chciałam go odzyskać.

***

Wydawało mi się, że Patrick odgadnął moje myśli, gdy koło południa, kiedy odrabiałam w bibliotece prace domowe, duch nagle pojawił się przy moim stoliku, przyprawiając mnie tym samym o palpitację serca. Na szczęście nikogo wokół nie było, zatem bez przeszkód mogliśmy porozmawiać. O czym – tego dowiedziałam się chwilę później.
– Myślałem, że coś zrozumiałaś – stwierdził sucho, wbijając we mnie gniewne spojrzenie. Patrzyłam na niego niewzruszona, starając się nie zwracać uwagi na płaty skóry zwisające z jego zranionego policzka. – Cryte jest nieobliczalny. Trzeba to zatrzymać.
Kiwnęłam głową.
– Wiem. Poznałam go niedawno.
Patrick uniósł brwi.
– Kiedy? – zdziwił się. – Już tutaj był?
Uśmiechnęłam się z goryczą, zakładając ręce na piersiach.
– Na procesie twojej siostry. Dzisiaj została wtrącona do Azkabanu.
Zastanawiałam się, czy duch może umrzeć, w dodatku z doznanego szoku. Patrick na moment stał się niemalże przezroczysty, a gdy powrócił do niego perłowo-biały kolor, wyglądał jak dziecko, które dowiedziało się, że Mikołaj wcale nie istnieje. Jego wargi rozchyliły się lekko, oczy nieznacznie rozszerzyły.
– Zaraz… co? – zdołał jedynie z siebie wykrztusić.
Nie spuszczałam z niego wzroku.
– Nazywasz się Patrick Gray – wyjaśniłam spokojnie – a twoją siostrą jest Ivy Gray. To ona zabiła Rogera, na pewno o tym słyszałeś. Nie wierzę, że duchy o niczym nie rozmawiają.
Patrick poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody.
– Nawet… nawet nie wiedziałem, że ona tu jest – wyznał. Nie odezwałam się. – Przez siedem pieprzonych lat. Myślałem, że rodzice wyślą ją do Beauxbatons… nie do Hogwartu, w którym zginął jej brat.
Zacisnęłam usta, nie odpowiadając. Obserwowałam, jak duch miota się przez chwilę w powietrzu, potem zaciska srebrzyste palce we włosach, a następnie powoli opuszcza ręce. Wreszcie znów na mnie popatrzył.
– Jak się domyśliłaś? – spytał cicho.
Westchnęłam.
– Ivy kiedyś mi o tobie opowiadała – rzekłam. Patrick odwrócił wzrok. Nie miałam mu tego za złe. – Mówiła, że byłeś od niej o trzynaście lat starszy. Ty pisałeś w dzienniku o czteroletniej Małej. Umiem liczyć, wiesz? Ivy mówiła, że zabili cię śmierciożercy, a ona chce cię pomścić, ale ona wie o Crycie. Nie mam pojęcia skąd, ale wie. Inaczej nie przyłączyłaby się do zabójcy swojego brata. Nie rozmawiałam z nią o Crycie, więc mogę jedynie spekulować, jednak wydaje mi się, że Ivy chciała razem z Voldemortem jakoś dotrzeć do ministerstwa. Chwytała się brzytwy.
Patrick potrząsnął głową w niedowierzaniu.
– Rodzice nigdy nie rozmawiali o pracy w domu – powiedział powoli cichym głosem. Te informacje naprawdę nim wstrząsnęły. Chyba rzeczywiście nic nie wiedział o Ivy. – Wątpię, żeby dowiedziała się od nich. Zresztą – dodał po chwili – to nie ma znaczenia. Jeśli faktycznie jest w Azkabanie… Boże, nie mogę w to uwierzyć!
Obrzuciłam go współczującym spojrzeniem.
– Ivy źle wybrała – mruknęłam ponuro. – Kocha cię, chciała coś zrobić. Szkoda jedynie, że w ten sposób, bo wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej.
Patrick odetchnął głęboko. Znów popatrzył mi w oczy, lecz teraz nie ujrzałam w nich tej buty co wcześniej. Były bardziej… pokorne. Duch zbliżył się nieco.
– Cała moja rodzina ucierpiała przez Benjamina Cryte’a – rzekł, a w jego głosie dosłyszałam… błaganie. W najczystszej postaci. – Czy teraz mi pomożesz?
Chyba po raz pierwszy w życiu z takim oporem pokręcenie głową.
– Poszłam z tym do Dumbledore’a – wypaliłam. Patrick zmrużył oczy. – On też odradza mieszanie się w to. Nikt nie jest pozytywnie nastawiony do tego pomysłu.
Zjawa wyrzuciła ręce w górę.
– Czy w tym zamku nikt…
– Doskonale wiem, o co toczy się gra – warknęłam, powoli tracąc nad sobą panowanie. Nie miałam już ochoty kłócić się o tę sprawę, w dodatku słowa Patricka jedynie utwierdzały mnie w przekonaniu, że należy coś zrobić. Nie mogłam dać się w to wmanewrować. – Dlatego poszłam do Dumbledore’a – po pomoc, której nawet u niego nie otrzymałam. Sama w to się nie wpakuję, bo… muszę myśleć też o własnym bezpieczeństwie.
Patrick miał minę jasno mówiącą, że takich słów w swoim słowniku nie posiada.
– Dobrze – syknął zimno. – Zatem niech dalej giną niewinni, niech Cryte robi co chce, bo ty i ten twój chłopak nie ruszyliście palcem. Brawo, godna Gryfona postawa.
Teodor nie jest moim chłopakiem.
– Czyli wymagasz ode mnie, bym rzuciła wszystko i poszła na pewną śmierć. O to ci chodzi?
– To nie jest pewna śmierć…
– A Neil? – odparowałam, wiedząc, że tym razem trafię w sedno. I sądząc po minie Patricka, rzeczywiście trafiłam. – Umarł. Tak jak ty. Nie narażę swoich przyjaciół.
– Przecież nie musisz ich narażać! – wybuchnął. – Cryte wcale nie wie, że…
– Odejdź.
– Słucham?
Na moje policzki wstąpiły rumieńce złości. Podniosłam się z miejsca, wpatrując z gniewem w ducha.
– Podjęłam słuszną decyzję. – Sama przeczyłam swoim wcześniejszym słowom, byłam przeciwieństwem tego, co powiedziałam przyjaciołom. Na sercu czułam okropny ciężar, kiedy to wszystko wypływało w moich ust w stronę Patricka. – Koniec z mieszaniem się w dawne sprawy. Wyrzuciłam twój dziennik i spaliłam dokumenty.
Patrzył na mnie z osłupieniem. Dobrze.
– Kłamiesz.
– Założymy się? Nie chcę tego, nie mam zamiaru dłużej bawić się w detektywa. W tej grze przywódcą musi zostać ktoś inny, na pewno nie ja. Odejdź i daj mi wreszcie spokój!
Patrick wyciągnął rękę w moją stronę. Wiedziałam, co chce zrobić, dlatego w jednej chwili odskoczyłam.
– Nie dotykaj mnie – wycedziłam. – Nie próbuj odgadywać moich myśli. Nie pomogę ci, idź stąd! – Ani drgnął. To jeszcze bardziej mnie rozsierdziło. – Nie rozumiesz?! Odejdź!
Przez długą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, nawzajem piorunując się spojrzeniami, aż wreszcie Patrick odsunął się, zerknął na mnie po raz ostatni i wniknął w ścianę. Nie zdążyłam zaczerpnąć głębiej tchu, kiedy zza regału wyłoniła się rozłoszczona pani Pince. Jej zimne oczy ciskały gromy.
– Co tu się dzieje? – wysyczała. – Dlaczego krzyczysz?
Momentalnie wzięłam się w garść.
– Bardzo przepraszam, ja… – rozejrzałam się po stoliku w poszukiwaniu ratunku - …rozlałam sobie atrament na pracę. Ale już opanowałam sytuację!
Bibliotekarka nie wyglądała na przekonaną, jednak po paru chwilach ruszyła między półki, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak: „Niewychowane… krnąbrne… nie szanują świątyni…”
Opadłam z powrotem na krzesło. Przejechałam dłonią po twarzy, odgarnęłam splątane włosy.
Czy naprawdę wszystko i wszyscy musieli zwracać się przeciwko mnie?

***

Weekend miał skończyć się zdecydowanie za szybko. Niedziela przeminęła niespodziewanie, czas przelał mi się między palcami i nim się zorientowałam, była już siódma wieczorem, a Snape zapowiedział test z całego materiału od początku drugiego semestru na poniedziałkową obronę przed czarną magię. Na szczęście odrobiłam wszelkie prace domowe – w przeciwieństwie do Rona oraz Harry’ego, wciąż męczących się z wypracowaniem dla McGonagall – więc mogłam spokojnie wziąć się za niezbędną powtórkę. Do moich uszu co jakiś czas docierały wiązanki przekleństw padających z ust chłopaków, aż wreszcie do pokoju wspólnego wmaszerowała dziarsko Ginny i oznajmiła, że zabiera nas na kolację.
Ona jedna zdawała się nie przejmować czymkolwiek, łącznie z czekającymi ją za parę miesięcy SUM-ami. Owszem, niekiedy widywałam rudowłosą nad książkami, lecz większość czasu spędzała z innymi uczniami ze swojego rocznika, niekoniecznie ucząc się. Czułam się za nią odpowiedzialna, jak taka starsza siostra, która powinna dawać dobry przykład, skoro starszy brat nie spełniał swej wychowawczo-umoralniającej funkcji.
Do Wielkiej Sali ruszyliśmy bez pośpiechu, ciesząc się końcówką wolności przed zbliżającym się tygodniem. Odprężyłam się, kiedy na talerz nakładałam sobie stosik kanapek z żółtym serem, słuchając jednocześnie dowcipów Seamusa. Wprawdzie w jadalni nie było już wiele osób – kolacja powoli dobiegała końca – jednak znajomych zawsze udawało nam się spotkać.
– Hermiono…
Nie spojrzawszy nawet na Rona, mruknęłam jedynie:
– Hm?
– Wiesz… jesteś naszą ulubioną przyjaciółką.
– Chciałeś powiedzieć: jedyną.
Parsknęłam śmiechem w swój kubek. Kątem oka zerknęłam na Weasleya piorunującego spojrzeniem siostrę.
– E… więc… czy mogłabyś nam sprawdzić wypracowania? Wiesz, te na transmutacje. Ty już dawno je napisałaś, a jeszcze jutro jest ten test u Snape’a i przydałoby się coś powtórzyć…
Popatrzyłam na przyjaciela z oburzeniem.
– Powinniście wreszcie nauczyć się z Harrym odrabiania zadań od razu po ich zadaniu albo w sobotę. Dzięki temu uniknęlibyście takich sytuacji, a ja wreszcie miałabym spokój.
Do rozmowy włączył się drugi zainteresowany.
– Hermiono, ale Snape…! – jęknął ostentacyjnie, wychylając się zza pleców Rona siedzącego obok mnie. – Nie chcę znowu mieć u niego trolla!
Pozostałam niewzruszona.
– To już nie mój problem – oświadczyłam wyniośle. Teatralnym gestem spojrzałam na zegarek. – Macie jeszcze całkiem sporo czasu. Jest wpół do ósmej.
Ron wyglądał na zrozpaczonego. Oparł łokcie na stole, a następnie głowę na dłoniach.
– Harry, nie ma dla nas nadziei – powiedział zrozpaczony.
Przyjrzałam się najpierw jednego, potem drugiemu. W końcu westchnęłam.
– Dobra, sprawdzę wam je.
Za rozpromienienie, które pojawiło się na twarzach chłopaków, byłam w stanie wybaczyć nawet brak ich strategicznego myślenia.

***

Rozpoczęła się już cisza nocna, kiedy przemykałam korytarzami zamku w drodze do Łazienki Prefektów mieszczącej się na piątym piętrze. Wiedziałam, że to ryzykowne, jednak po paru godzinach ślęczenia nad referatami chłopaków, a potem nad notatkami na obronę przed czarną magią, chyba należało mi się kilka chwil spokoju, jakie umożliwiało mi bycie prefektem. Wzięłam o wiele dłuższa, niż planowałam kąpiel w ogromnym basenie wypełnionym po brzegi wodą, nad którą unosiły się kolorowe bąbelki. Rozkosznie rozgrzana, uśmiechają się leciutko pod nosem, zapinałam już guziki swojej koszulki, kiedy drzwi za mną nagle rozwarły się z trzaskiem. Wydałam z siebie zduszony okrzyk, w jednej sekundzie odwróciłam się i… wtedy zamarłam.
W wejściu stał Teodor, tak jak kiedyś, ze swoimi przyborami do kąpieli w dłoniach, lecz teraz nie wyglądał na rozbawionego czy zaciekawionego. Był równie zdziwiony co ja, a później owe zdumienie zamieniło się w napięcie pomieszane ze złością.
– Granger – mruknął w końcu chłopak. Na moment odebrało mi oddech. Nie widzieliśmy się przez cały weekend. Zdążyłam już za nim zatęsknić. – Długo jeszcze?
Przypomniałam sobie, że przecież powinnam oddychać, no tak.
– Minuta – odparłam krótko. – Mógłbyś czasem pukać.
Prychnął.
– A ty mogłabyś nauczyć się korzystać z czegoś takiego jak zasuwka.
– O co ci chodzi?
– O nic – warknął rozgniewany. Zamknął za sobą drzwi, po czym podszedł do umywalki, obok której stałam. Zerknął na mnie przelotnie. – Dopnij się.
Zupełnie zapomniałam o przerwanej czynności. Spojrzałam w dół i zdusiłam jęk zażenowania. Guziki mojej bluzki były zapięte trochę wyżej niż w połowie, odsłaniając sporą część mojego dekoltu.
Świetnie.
Pośpiesznie zajęłam się nimi, czerwieniąc się po cebulki włosów. Teodor tymczasem… zaczął się rozbierać? Zdjął przez głowę szarą bluzę z kapturem, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że cały jej przód jest poplamiony jakąś ciemną mazią. Chłopak został w koszulce z krótkim rękawkiem.
– Gdzie byłeś? – to pytanie wyrwało się z moich ust, nim zdążyłam je zatrzymać.
Ślizgon nawet na mnie nie spojrzał.
– W ramach szlabanu czyściłem obrzydliwe słoiki Snape’a. Zorientowali się, że byłem w Zakazanym Lesie.
Jeszcze bardziej się zarumieniłam, zawstydzona do granic możliwości, lecz nie odpowiedziałam. Teodor wyjął z kieszeni dżinsów paczkę iście mugolskich papierosów oraz zapalniczkę. Popatrzyłam na niego z oburzeniem.
– Chyba nie zamierzasz…
– Zamknij się – przerwał mi, wyjmując papierosa.
Uniosłam brwi
– Nott…
– Powiedziałem: milcz.
Z dziwną fascynacją patrzyłam, jak zapala papierosa trzymanego w ustach. Nie potrafiłam pojąć, co takiego przyciąga wzrok do jego dłoni, warg, co każe mi obserwować dym kłębiący się w powietrzu. Do moich nozdrzy dotarła charakterystyczna, dusząca woń. Mimowolnie się skrzywiłam.
– Już ci mówiłam, że to niezdrowe – stwierdziłam, otrząsnąwszy się. – W dodatku śmierdzi.
Teodor przeczesał włosy dłonią. Nasze spojrzenia znów się zwarły, a mój żołądek wykonał dziki obrót.
– Już ci mówiłem, jak bardzo mnie to obchodzi.
Oparł się nonszalancko o blat, a ja przesunęłam wzrokiem po całej jego osobie.
Znów się zaciągnął. Postanowiłam przemilczeć tę uwagę, choć wszystko się we mnie gotowało, rwało, by mu odpowiedzieć. Z pozornym opanowaniem wypięłam z włosów wsuwki, niszcząc niedbałego koka. Zajęłam się rozczesywaniem brązowych loków, dopóki nie zauważyłam w lustrze, że Teodor mi się przypatruje, spokojnie dokańczając papierosa. Starałam się za wszelką cenę nie zakrztusić dymem, którego tak strasznie nie cierpiałam. Zmrużyłam oczy.
– Jesteś idiotą.
Zamrugał szybko. Strzepnął popiół do umywalki.
– Co?
– To, co słyszałeś – warknęłam zirytowana. Moje ruchy stały się szybsze, bardziej gwałtowne, niemal wyrywałam sobie włosy z głowy. – Zachowujesz się dziecinnie.
– To jestem idiotą czy jestem infantylny?
– Jedno i drugie. Nie rozumiem cię.
Teodor wzruszył ramionami.
– Rzucam palenie. – Jakby na przekór swoim słowom, znów się zaciągnął. Po dłuższej chwili wypuścił dym z ust, będąc przynajmniej na tyle kulturalnym, by nie robić tego prosto w moją twarz. – To za dużo kosztuje.
– Nie miałam namyśli twojego nałogu – sprostowałam cicho.
Ślizgon nie wyglądał na zaskoczonego.
– Nie będziemy o tym teraz rozmawiać – uciął tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Ja jednak ostatnimi czasy lubiłam się buntować.
– A właśnie, że będziemy.
Odłożyłam szczotkę na blat i odwróciłam się do Teodora, zakładając ręce na piersiach. Brunet popatrzył na mnie, marszcząc brwi.
– Nie sądzisz, że to ja powinnam być na ciebie wściekła? – wyrzuciłam z siebie. – Ja powinnam się denerwować, bo to ja zginęłam. A tymczasem właśnie ty obrażasz się na cały świat.
Uciekł wzrokiem.
– To nie jest takie proste.
Zaśmiałam się ironicznie. Czułam przypływy gorąca, tym razem spowodowane narastającym we mnie gniewem. Zażenowanie już dawno uleciało.
– Jest, Teodorze, tylko ty upierasz się przy swoim – rzekłam z mocą. – Musiałeś to zrobić. Musiałeś mnie zabić, bo inaczej cały rytuał poszedłby na marne, nie rozumiesz?
– Nie, wcale nie musiałem! – wykrzyknął, a jego oczy zapłonęły. – Właśnie o to chodzi, że nie musiałem, mogłem zerwać katharsis, zakończyć je, niczego nie ryzykując. Zdecydowałem się to zrobić, nie miałem oporów przed zabiciem ciebie
Potrząsnęłam głową w niedowierzaniu.
– Robisz z igły widły.
– Tak sądzisz? Jeśli dla ciebie katharsis jest niczym…
– Oczywiście, że nie jest – fuknęłam, znów mu przerywając. – Po prostu cię nie rozumiem. Odepchnąłeś mnie, bo… co?
Teodor ostatni raz się zaciągnął, a później odkręcił kurek i zgasił pod wodą papierosa, wypuszczając jednocześnie dym z ust.
– Nadal nie pojmujesz? – warknął, wbijając we mnie ostre spojrzenie. Zrobił krok w moją stronę. Odruchowo się cofnęłam. – Bardziej liczyło się katharsis, nie ty. Pamiętasz? Bałaś się, że chcę cię wykorzystać do sprawdzenia efektów rytuału. Tak właśnie było. Chciałem to zrobić, ale pomoc tobie… – Przeczesał dłonią włosy. – Niezbyt mnie obchodziłaś.
W milczeniu wysłuchałam tego, co chłopak ma mi do powiedzenia. Choć wewnątrz mnie wszystko krzyczało, serce pragnęło wyrwać się z piersi, a coś ciężkiego opadło na samo dno żołądka, stałam niewzruszona, z zaciśniętymi wargami wpatrując się w Teodora.
Nie, nie wierzyłam mu. A może po prostu nie chciałam? Gdyby jego słowa faktycznie okazały się prawdą… Nie, nie mogło tak być. Ufałam mu jak nikomu innemu na świecie, ufałam tym oczom, dłoniom, które ostatnio tak często mnie obejmowały, ufałam lekkiemu drganiu głosu, kiedy mówił, bym zachowała spokój.
Dlatego nie panowałam nad słowami wypływającymi z moich ust parę sekund później.
– Uważam, że nie do końca tak jest.
Ślizgon, wyraźnie rozsierdzony, znów ruszył ku mnie, a ja znów się cofnęłam.
– Nie znasz…
– Znam. Znam cię o wiele lepiej, niż myślisz, Teodorze. – Oderwanie wzroku od szarych tęczówek było zdecydowanie zbyt trudnym zadaniem w tamtej chwili. Dlatego absolutnie nie starałam się tego zrobić. – Opuszczenie noża wymagało od ciebie więcej wysiłku niż przygotowanie całego rytuału. Jesteś niesamowicie silny, bo się nie zawahałeś i po prostu… po prostu to zrobiłeś. Zabiłeś mnie ze świadomością, że… wskrzeszenie… może pochłonąć za dużo twoich sił. Przecież sam prawie zginąłeś!
– Skąd wiesz? – wysyczał. – Skąd wiesz, że rzeczywiście nie chciałem zobaczyć efektów katharsis? Może wtedy w ogóle nie zwracałem uwagi na to, co się stanie. Pomyślałaś o tym?
– Oboje dobrze wiemy, że wcale tak nie jest. Zrobiłeś to dla mnie, Teodorze. Pomogłeś mi…
– Nadal nie rozumiesz…
– Rozumiem! – zawołałam jak małe dziecko upierające się przy swoim. – Masz żal do siebie, ale niepotrzebnie. – Pod wpływem impulsu moje dłonie same zacisnęły się na koszulce Teodora. Ignorując uniesienie brwi przez bruneta, a jednocześnie patrząc mu prosto w oczy, dokończyłam cicho: – Dziękuję, że nie zerwałeś rytuału, bo nawet sobie nie wyobrażasz, ile to zmieniło. Przetrwałam rozprawę i teraz mogę jasno myśleć. W dodatku, broń Boże, nie mam ci tego za złe, tego, co zrobiłeś. Musiałabym naprawdę upaść na głowę. – Bardzo powoli opuściłam dłonie, mój wzrok zgubił się gdzieś w jasnej marmurowej posadzce. Postąpiłam jeszcze parę kroków do tyłu, aż wreszcie natrafiłam na ścianę, o którą zaraz się oparłam. Nagle poczułam się dziwnie zmęczona, jakby senna. – Merlinie, ale ty głupi jesteś.
Zapadła cisza, w uszach słyszałam jedynie dudnienie swojego serca, nadal niespokojnego i pełnego obaw, co ten kretyn może jeszcze wymyślić. On z kolei włożył ręce do kieszeni, co zauważyłam kątem oka.
– Nie powinnaś tego robić.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
– Robić czego?
Uniosłam wzrok dokładnie w momencie, w którym Teodor podszedł do mnie, a potem uwięził miedzy swoimi rękami opartymi o ścianę po bokach mojej głowy. Poczułam się jak w klatce. Momentalnie wyprostowałam się, patrząc na niego z niepokojem. Chłopak spoglądał na mnie jakby nieprzytomnie.
– Idiotka. Jesteś cholerną idiotką, Granger – wychrypiał, nachylając się lekko. Moją twarz owionęła gryząca woń papierosów.
Przełknęłam z trudem ślinę.
– Nie powinnam robić czego? – powtórzyłam drżącym głosem.
– Tego wszystkiego – wyrzucił z siebie Teodor. – Nie powinnaś była przychodzić do skrzydła szpitalnego, nie powinnaś tutaj być, nie powinnaś w ogóle istnieć, Granger!
Zabrakło mi tchu.
– N-nie rozumiem…
– Nie? – Brunet zaśmiał się gardłowo, ironicznie. – Nie powinnaś ingerować w moje życie ani stawać się jego częścią, nie powinnaś obiecywać, że zostaniesz… Nie powinnaś wybaczać.
Chyba miałam gorączkę.
– Więc o to chodzi? – spytałam z niedowierzaniem. – O to, że nie chcę cię stracić?
Jego spojrzenie stało się intensywniejsze, mocniejsze, przyprawiając mnie o dreszcze na całym ciele.
Przez moją głowę przeleciała niesamowicie głupia myśl, że brzoskwiniowa piżama w kwiatki jest absolutnie nieodpowiednia na tę chwilę.
– Zasługujesz na to – dodałam niemal szeptem. Z trudem łapałam oddech. – Boże, Nott…

Zerknął na moje usta, zaraz potem znów powrócił do oczu, ale ja to zauważyłam. Nie mogłam nie zauważyć, nauczywszy się obserwować każdy ruch tego chłopaka. Na ramieniu poczułam jego smukłe palce, dzwon w mojej piersi zabił trzy razy mocniej niż zwykle, a ja pod wpływem cholernego impulsu chwyciłam go za przód koszulki i przyciągnęłam do siebie po pocałunek.
Niebo runęło, a ja utraciłam wszystkie zmysły prócz dotyku. Wargi Teodora były miękkie i ciepłe, smakowały rozkosznie gorzko, co o dziwo wcale mi nie przeszkadzało; pragnęłam wciąż czuć je na swoich. Jego ramię owinęło się wokół mojej talii, nasze ciała przylegały do siebie tak ciasno, że gdybym mocno się skupiła, usłyszałabym uderzenia ślizgońskiego serca. Oplotłam dłońmi kark chłopaka, pod palcami poczułam gorącą, gorącą, gorącą skórę. Chciałam, by był jeszcze bliżej, by nie puszczał mnie, tylko jeszcze mocniej obejmował.
Coś mówiło mi, że muszę się opanować, przestać, odsunąć się, nie pozwolić na kolejne pocałunki, którymi obdarowywał moje policzki, skronie, wrażliwą skórę szyi, ale ja czułam tylko jego, uległam mu, zrobiłam dokładnie to, przed czym tyle czasu się opierałam.
Niebo runęło, ziemia się trzęsła, a diabły w piekle śmiały się, bo Hermiona Granger przegrała.
Zabierał mi oddech i resztki logicznego myślenia. Jego zapach był odurzający, drażnił zmysły, upajałam się nim, nie potrafiąc przerwać tej chorej sytuacji. Liczył się on, on i dłonie, którego nagle znalazły się pod moją bluzką, on i wargi szepczące coś chrapliwie, kiedy na moment oderwałam się od nich, by ucałować delikatne powieki, on, bo tylko w tych ustach moje imię nabierało całkiem innego znaczenia.
Byłam w nim zatracona jak narkoman w swoim uzależnieniu, nasze oddechy mieszały się ze sobą, usta składały łapczywe pocałunki, motyle płonęły zupełnie jak ja, serce już nie pracowało, bo do życia potrzebowałam tylko jego.
Czas zwolnił, kiedy wciąż trwałam w objęciach Teodora, wpatrzona w błyszczące szare oczy, doszukując się w nich jakiegoś fałszu, czegoś, co powie mi jasno i wyraźnie, że to tylko bajka, nie rzeczywistość.
Ale niczego takiego nie widziałam.
Czułam się jak ktoś, kto od dawna powinien siedzieć w pokoju bez klamek. Wydawało mi się, że echo bicia mojego serca roznosi się po całej łazience. We włosach i wokół talii wciąż czułam dłonie Teodora, pewne, gorące, których każde muśnięcie przyprawiało o drżenie. On sam zaś wyglądał na pobudzonego, wpatrzonego we mnie jak w coś niezwykle intrygującego. Jego twarz nie była blada jak zwykle – na policzkach chłopaka wykwitły rumieńce.
Wzniósł oczy do nieba.
– Merlinie, ty naprawdę jesteś idiotką.
Nawet nie miałam ochoty się zaśmiać.
Powoli, niepewnie, nie wiedząc, czy w ogóle mogę to zrobić, czy nadal mam prawo go dotykać, przesunęłam dłonie z jego szyi na klatkę piersiową, spuszczając jednocześnie wzrok. Pod palcami poczułam szybkie bicie serca.
– Muszę pomyśleć – wyrzuciłam z siebie na wydechu.
Spiął się na tę informację, co natychmiast wykorzystałam, wyswobadzając się delikatnie z jego objęć. Unikając spojrzenia Teodora, podeszłam do umywalki i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Uparcie nie patrzyłam w lustro, wiedząc, że jeśli to zrobię, popełnię jeszcze większy błąd.
– Nie pojmuję cię.
Trochę zbyt gwałtownym ruchem zamknęłam kosmetyczkę.
– Bo?
– Bo najpierw mnie całujesz, a potem uciekasz.
Omiotłam spojrzeniem blat, kontrolując, czy przypadkiem niczego nie zapomniałam. Dopiero wtedy odważyłam się unieść głowę. W zwierciadle zobaczyłam Teodora, opartego ramieniem o ścianę, do której wcześniej ja przylegałam. Nie wyglądał na zachwyconego z tymi zmrużonymi oczyma i rękami zaplecionymi na piersiach.
– Nie uciekam – gdybym nie widziała swoich poruszających się warg, nie uwierzyłabym, że to ja wypowiadam te słowa.
Brunet prychnął cicho.
– Ktoś mówił, że nie chce mnie stracić. Tak tylko przypominam.
Potrząsnęłam głową w zdumieniu.
– Czy to jest jakiś szantaż?
Spojrzał na mnie jak na totalną idiotkę.
– Ty naprawdę zwariowałaś. Po prostu odnoszę wrażenie, że sama nie wiesz, czego chcesz.
Zacisnęłam mocno usta.
Miał rację.
Chwyciłam swój ręcznik, stosik ubrań równiutko poukładanych na brzegu basenu, pod pachę wcisnęłam kosmetyczkę i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na wściekłego Teodora, opuściłam łazienkę.
Niemal biegiem pokonałam drogę do głównych schodów, a potem na palcach zaczęłam wspinać się po schodach, wsłuchując się w spokojne oddechy oraz ciche pochrapywania postaci na obrazach wiszących na ścianach. Gruba Dama już podsypiała, kiedy do niej dotarłam, jednak bez większych problemów wpuściła mnie do pokoju wspólnego. Salon był pusty i tylko ogień w kominku dogasał. Rzuciłam swoje rzeczy na fotel, a sama opadłam na kanapę.
– Ale ze mnie idiotka…!
Przeczesałam dłonią włosy, dotknęłam dłonią gorącego czoła. Wzięłam głęboki oddech, spokojnie analizując obecną sytuację.
Pokłóciłam się z Teodorem.
Dałam mu do zrozumienia, cholernie jasno, co do niego czuję.
A potem go pocałowałam.
A jeszcze później znowu się z nim pokłóciłem.
Na dodatek uciekłam.
Boże.
– Boże – jęknęłam już na głos. – Zachciało mi się kąpieli w Łazience Prefektów!
Nie mogłam odpędzić się od napływających do umysły obrazów, nie potrafiłam zignorować tego, jak bardzo podobał mi się sposób, w jaki Teodor mnie dotykał ani wspomnienia jego warg szukających w półmroku moich. Pamiętałam pocałunki Wiktora Kruma. Były mocne, zachłanne, jakby niewłaściwe, a usta Bułgara – twarde i zbyt nachalne. Zupełnie inne od tych Ślizgona, miękkich, pewnych, ale jednocześnie subtelnych.
Wiktor kojarzył mi się z wielkim, nieujarzmionym pożarem, pełnym szaleństwa, którego nie sposób było zatrzymać. Teodor również miał wiele wspólnego z ogniem, jednak takim, którego pragnęłam. Takim, którego umiałam jakoś ogarnąć, w razie czego ugasić, takim, przed którym wcale się nie broniłam, pozwalając, by pochłonął również moją duszę.
Nie potrafiłam pojąć, dlaczego zapierając się wcześniej, że na nic podobnego nie pozwolę, uległam pod wpływem jednego spojrzenia szarych oczu.
Wszystko zniszczyłam.
Skrzywiłam się, a zaraz potem uniosłam dłoń do ust i delikatnie przesunęłam palcami po wargach.
Wstałam z kanapy, pozbierałam swoje rzeczy, po czym pognałam na górę do dormitorium. Zapowiadała się nieprzespana noc.

Ten pocałunek był początkiem końca, który już niedługo miał nadejść. Wraz z Teodorem wkroczyliśmy na nowy poziom naszej znajomości, zupełnie nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Cóż, tam, w Łazience Prefektów, jeszcze nic nie wskazywało na ponury finał całego przedstawienia, które życie postanowiło urządzić z nami jako głównymi bohaterami.
Tyle że prawdziwi aktorzy znają scenariusz.
Tamtego wieczora rozpoczął się kolejny akt sztuki, być może jeszcze bardziej wymagający niż poprzednie. Zmieniła się sceneria, powietrze wypełniła inna muzyka. A pętla… a pętla na mojej szyi zacisnęła się do końca.
_______________
O boru, niedawno znowu była afera na moim Asku, bo Empatia ich nie kissuje. Nawet nie wiecie, jak mnie skręcało, żeby odpowiedzieć: „Ludu, poczekajcie na trzydziestkę dziewiątkę i dajcie mi spokój!”. Serio. Przez cały rozdział trzydziesty ósmy kierowałam się myślą, że jak go skończę, to przejdę do big kissu, wreszcie! Zatem nie tylko Wy czekaliście, rili.
Okej, to by było na tyle odnośnie tego, co widzicie powyżej. Mam nadzieję, że czujecie się usatysfakcjonowani.
Zmieniłam szablon, jak widać zresztą. Powiało jesienią, Empatia lubi <3 Następna zmiana przy kolejnym rozdziale, który – uwaga! – pojawi się nie wcześniej niż na Mikołajki. Muszę zająć się konkursem na WOS, po prostu muszę, bo inaczej zostanę zjedzona. W dodatku 2 grudnia czeka mnie drugi etap olimpiady z francuskiego i przydałoby się przygotować.
Chociaż do tego, skoro biologia nie wypaliła.
Zostawiam Was z big kissem i radujta się, ot!


Empatia

28 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza, juhuu ! Lecę czytać <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Weszłam na bloga, chcę napisać komentarz "YEEEAAAAH, PIERWSZA, W KOŃCU", a tu dupa, bo ruszyłam kabel od internetu i kabum. Mogłam spokojnie rozdział przeczytać, ale o komentowaniu mogłam pomarzyć.
    Ale do rzeczy.
    Hermiona jęczy, że jej się zachciało kąpieli w Łazience Perfektów. Lol, ja bym tam częściej chodziła, skoro tacy przystojniacy się tam plączą *o*
    No, wiesz, jak zobaczyłam tytuł rozdziału to od razu wiedziałam, że się pocałują, po prostu wiedziałam! Huehueheu. Tyle czekałam (i czekałam... i czekałam...) ale było warto! Świetnie napisałaś tę scenę, cudnie wyszła. Też chcę w swoim opowiadaniu kiedyś tak napisać. I bardzo podoba mi się to, jak zakończyłaś ten rozdział, to było jakby takie podsumowanie tych 39 rozdziałów. Teraz, od następnego (już 40 :O) rozdziału chyba sceny Teomione będą takie... takie... takie... no. Więcej ich będzie i w ogóle...
    Technikum odmóżdża. Nie mogę znaleźć słów, żeby skomentować rozdział D:
    No, chodzi o to, że rozdział mega, super i w ogóle boski.
    Szablon fajny i ogólnie jestem na tak, tylko według mnie za jasną zrobiłaś... obwódkę? Cień? (Tak, u Avi to cień może być biały, pozdro). Whatever. Troszku za jasne. Ale tak to jest świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ;OOOO
    Tak. Tylko tyle jestem w stanie napisać.
    ;OOOO
    Co prawda po tytule rozdziału spodziewałam się, że coś może tutaj ten-teges, ale i tak jestem całkowicie, absolutnie zaskoczona i oczarowana (matko, ale fajne zdanie). Cały ten pocałunek wyszedł Ci naprawdę świetnie i bardzo, ale to bardzo cieszę się, że powróciłaś do motywu samobójczyni. Poza tym, to wszystko było takie... realistyczne. Zachowanie Hermiony zaraz po kissie było dla niej tak typowe, że aż się uśmiechnęłam. I Teoś <3 *.* Co prawda przez większość rozdziału irytował mnie swoim postępowaniem i jestem troszkę zła, że to nie on pierwszy wyszedł z inicjatywą w ramach "wynagrodzenia" (czy tylko ja uważam, że to brzmi jakoś dziwnie?), ale i tak było niesamowicie. Widzę, że rewolucja fabularna, którą przeprowadzasz na Wyjątku, idzie pełną parą. :D Ale to dobrze, przynajmniej będzie sequel, a ja Teomione w Twoim wykonaniu nie pogardzę nigdy.
    Cóż... przepraszam, że nie komentowałam kilku(nastu?) ostatnich rozdziałów, pewnie mnie już nawet nie kojarzysz, ale zrobiłam sobie małą przerwę od blogsfery, bo musiałam od tego wszystkiego troszkę odpocząć. Co nie zmienia faktu, że z Wyjątkiem jestem na bieżąco, niecierpliwie wyczekując kolejnych odcinków. Które, nawiasem mówiąc, do tej pory w ogóle mnie nie zawodzą.
    Współczuję Ci tej biologii, zwłaszcza, że zabrakło ci jednego punktu, wiadomo, jaki pozostaje po tym niesmak. Zwłaszcza, jeśli włożyło się w coś wiele pracy. Ale nie przejmuj się, będą inne okazje ;)
    Iiii ostatnią sprawą, którą chciałabym poruszyć, jest nowy szablon. Uwielbiam ciemne szablony w Twoim wykonaniu, ogólnie Twoje szablony. Sama mam Gimpa, ale nie potrafię tam skleić zupełnie nic (dosłownie!). I tak się zastanawiałam, czy byłaby szansa, żebyś zrobiła jakiś szablon na "zamówienie", jeśli będziesz miała chwilkę i oczywiście ochotę? Byłabym bardzo wdzięczna, bo jak napisałam, urzekły mnie Twoje prace, ale jeśli odmówisz, to w pełni zrozumiem, rzecz jasna. :)
    Także życzę Ci dużo, dużo weny, powodzenia z nauką (Boru, przypomniało mi się, że czeka mnie dziś jeszcze chemia, jak żyć) i trzymaj się tam.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że Cię kojarzę! Nie zapominam swoich Czytelników ^^
      Bardzo dziękuję za miłe słowa odnośnie i rozdziału, i szablonu. Jeśli chodzi o zamówienie, to z chęcią je wykonam. Napisz do mnie na Gadu: 34790327 Omówimy szczegóły, co i jak ;)
      Jeszcze raz bardzo dziękuję i również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  4. directionerka1124 listopada 2013 21:09

    O mój Boże scena pocałunku była wspaniała, nie mogłam oderwać wzroku od monitora a w głowie rysował mi się zarys tej scenki . Nadal nie mogę się ogarnąć po tej scence i uśmiecham się jak głupia do monitora . Mam nadzieję że następny rozdział będzie równie emocjonujący . Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. O. Mój. Boże. Nawet zapomniałam, że dziś 4 listopada i zdziwiłam się, jak na asku pisałaś, ze zaraz będzie rozdział :o
    Świetne. Naprawdę. Ja Ci tak zazdroszczę talentu i pomysłów, że po prostu... :x Ogółem jestem dziś jakaś rozchwiana emocjonalnie, może przez beznadziejny dzień w szkole i malutką kłótnię z rodzicami, a jednocześnie szczęśliwa z wyjazdu, no ale nie o mnie... W każdym razie, może właśnie przez to, a może taki był Twój cel, kiedy Teoś wyrzucił Mionę ze Skrzydła Szpitalnego, to... Po prostu zachciało mi się ryczeć ;_; No ale cóż. Kiedy Hermiona poszła do tej łazienki tak coś czułam, że się spotkają, ale ten pocałunek... No, muszę przyznać, że się nie spodziewałam. Ale to dobrze. Zresztą, jak już się stało, to cieszyłam się jak głupia do monitora, aż się tata spytał, co mi tak wesoło. I nieważne, że się w tym czasie kłócili, i tak się cieszyłam :)
    Strasznie podoba mi się Twoje zakończenie, znowu wróciłaś do wątku samobójcy (a może był niedawno, tylko nie pamiętam), no i mam wrażenie, że coś tym zakończyłaś. Czuję, że cała historia będzie miała smutne zakończenie, lubię nawet takie, ale tylko te od których płaczę. Ale sądzę, że Twoje zrobi na mnie wrażenie.
    Jesteś zUa, bo zamiast robić zadania z matematyki, uczyć się biologii, przepisywać zeszyt z łaciny i przygotowywać na testy kuratoryjne, to ja Ci czytam i komentuję. No ale cóż, warto było. :>
    Pozdrawiam serdecznie i życzę jak najwięcej weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne. Genialne.
    Był kiss, ale nie skończyło sie 100% happ endem, wiec mamy na co czekać.
    Genialnie to wszystko opisałas, serio, to było świetne. Jestem pod wrażeniem, jeszcze bardziej kocham Twojego bloga (o ile tak sie da).
    Pozdrawiam i czekam (o matko, jak bardzo czekam) na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Empatio uwielbiam Cię!<3 Genialny rozdział, magiczny pocałunek i wgl ta muzyka ;33 Czekam na 40 *-*
    Pozdrawiam i weny życzę. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. BIG KISS, o tak <3
    Na dłuższy komentarz nie mam czasu, ale wiedz, że wciąż czytam, wciąż uwielbiam i nie przestanę. Jesteś świetna w tym co robisz i nie przestawaj! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. W sumie tak, Hermiona jest samobójczynią... Nie mam jednak nic przeciwko takiemu sposobowi na śmierć. Kanon Teomione w Twoim opowiadaniu zachowany, stuprocentowa Hermiona i wspaniały jak zawsze Teoś (<3 XD). Jejku... A teraz miesiąc obgryzania pazurów :D... Szkoda, że są raz na miesiąc... Ale rozumiem, tyle nauki itd., to pochłania ewidentnie duuużo czasu.. Powodzenia na olimpiadzie i duuużo weny :). Nie, no... Dobry rozdział nie jest zły... :D

    OdpowiedzUsuń
  10. WOW.
    Aż musiałam po przeczytaniu przeczytać jeszcze raz. *O*
    Genialne.
    Niesamowite.
    Wspaniałe.
    Cudowne.
    Doskonałe.
    Perfekcyjne.
    Ciekawe.
    Wciągające.
    Smutne.
    Radosne.
    Wszystko pasuje, wszystko idealnie opisuje twoje opowiadanie.
    Życzę ci dużo weny i czekam na więcej. ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę długie komentarze i nie wiem czy pisać coś czy nie. Ech... Nie umiem pisać długich wiec napisze tylko to ze rozdział jest świetny. Najpierw jako ona się od niego odsuwała myślałam ze wpadnie do "basenu". ^^ No ale to była ściana. :D Czekam na więcej. Nie moge się doczekać następnego. <3
    Weny.! Hezus oni się pocałowali się. *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahaha, wiesz, że ona na początku miała wylądować w basenie? :DD Ale stwierdziłam, że jednak zachowując maksymalną ilość realizmu, musiałaby sobie coś złamać, soł... :D
      Nie no, nawet jeśli są jakieś długaśne opinie, to jedna więcej, nawet króciutka, nie zaszkodzi! Komentarza karmią Wenę ^^
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam! :)

      Usuń
  12. Hm, rzecz oczywista, piszę ten komentarz drugi raz, bo pierwszy zżarło... -.-
    Jestem zachwycona! I szczerze? Cały czas się zastanawiam, co Ty jeszcze robisz przy fanficku na blogu, a nie wydajesz własną, autorską powieść, którą z pewnością wszyscy czytelnicy by kupili (Nie narzekam, nie przestawaj pisać, bo tu pomrzemy z nudy ;p) ale no...
    Rzecz oczywista, kocham motyw samobójczyni. Poza tym, Teoś to hipokryta ;p Otóż, już tłumaczę: Zarówno on jak i Hermiona nie do końca wiedzą, czego chcą, a on zdaje się zauważać tylko jej wahanie. Ot się dobrali.
    Tyle ode mnie. Życzę Weny!
    Syd.

    OdpowiedzUsuń
  13. Niedawno zaczelam czytac tego bloga, dlatego dopiero teraz komentuje ;) Swietne jest to polaczenie Hermiony i Teodora i faktycznie, jedyne w swoim rodzaju ;D
    Rozdzial swietnie sie czytalo, muzyka tez niezle dobrana ;D Nie moglam sie doczekac tego pocalunku!!! Byl cudowny ;D Poza tym uwazam, ze zrobilas z Teo takiego seksownego faceta, ze az nie wiem co moge innego o nim napisac! To jest typ faceta, ktory mnie mega pociaga ;P Szkoda, ze nie jest prawdziwy ;(
    Nie wiem czy dobrze mi sie wydaje, ale ostatnie akapity w prawie kazdym rozdziale sugeruja, ze ta historia nie skonczy sie dobrze... Prosze powiedz, ze sie myle! Chybabym sie zalamala ;(
    Szkoda, ze trzeba czekac miesiac na nastepny, ale mysle, ze jak zwykle bedzie warto!
    Pozdrawiam i zycze weny xoxo

    OdpowiedzUsuń
  14. Mikołajki.?!

    Wreszcie się pocałowali♥
    Świetne, Cudowne, Genialne ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział był przecudowny. Brak mi na niego słów. Uczucia jakie on we mnie wywołał są nie do opisania. A podkład muzyczny? Boski. The XX są nie z tej Ziemii.
    Końcówka nie miała sobie równych. Jesteś naprawdę świetna. Muszę przyznać, że to chyba mój ulubiony blog spośród tych które czytam.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Pożoga

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeeeej jakie to piękne! Przeczytałam dopiero dziś, bo cały tydzień miałam masę nauki, ale codziennie myślałam kiedy w końcu nadejdzie ten sobotni wieczór i chwilka dla wyjątku <3
    Empatio, muszę Cię przeprosić, nie dałam Ci znaku, że chcę być informowana o nowych rozdziałach.. Przepraszam.. Zrobiłam sobie wolne od blogowania i blogosfery.. Jakoś tak po prostu samo wyszło. Brak czasu i ogólnie dużo rzeczy się skumulowało, ale jakieś dwa tygodnie temu przeczytałam w jeden dzień chyba 5 ostatnich rozdziałów. Nie mogłam się oderwać! Kobieto Ty musisz zostać pisarką! Ja już widzę na mojej półce książki Twojego autorstwa. Klimat jaki stwarzasz i ta lekkość w czytaniu.. To wszystko jest genialne. Aż nie chce mi się wierzyć, że jesteś jeszcze w gimnazjum. Serio. Sama kiedyś próbowałam pisać, tak ogólnie, nic specjalnego... Bardzo marzyłam aby wydać swoją książkę. Ale jestem beznadziejna w pisaniu i nic tego nie zmieni :( Nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszczę tego talentu :)
    Życzę Ci powodzenia na olimpiadzie z francuskiego ;) sama w zeszłym roku pisałam niemiecki, więc troszkę wiem jak to jest. W tym roku również pisałam, ale w szkole średniej jest o wieeeele trudniej.. :( Trzymam kciuki :)
    I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;) na pewno będzie warto :)
    Pozdrawiam i życzę weny oraz powodzenia,
    Owidia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Big kiss nareszcieee tyle czekalam i sie doczekalam <3 oh Teo. Juz drugi raz wbil do lazienki perfektow gdy byla tam Mionka ;3 i fajnie jestem zadowolona ze wreszcie dobrnelam do tego rozdzialu.WRESZCIE! W kilka dni przeczytalam wszystkie rozdzialy jakie do tej pory byly i jestem z tego dumna:ze odkrylam twojego bloga i go przeczytalam. Kocham Cie, dzieki tobie moglam poznac i pokochac tak wspaniala historie. Dziękuję. Ze zniecierpliwieniem czekam na rozdzial 40. ..Wprowadzasz mnie w coraz wiekszy.podziw 2 olimpiady 2 konkursy,blog, szkola.
    Nie pozostaje mi nic innego niz zyczyc powodzenia ;*
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam bardzo podziękować Ci, droga Ginny, bo gdy każdego dnia widziałam pod kolejnymi rozdziałami komentarze od Ciebie, serducho mi rosło. Dziękuję za to, że choć jesteś tu od niedawna, to czuję się mega, mega doceniona. Dziękuję za wytrwałość i za wszystkie miłe słowa :)
      Pozdrawiam Cię cieplutko!

      Usuń
  18. Kocham i tyle <3 *-*

    OdpowiedzUsuń
  19. Powiem tak: szukałam dobrego pairingu i go nie znalazłam, bo w moje łakome palce wpadła czysta zajebistość.
    Cudowne opko, a ja jak zwykle czytam od ostatniego rozdziału, haha. Muszę przywołać trochę czasu i przeczytać pozostałe 39.

    A tak przy okazji, sama robiłaś ten szablon? Piękny jest.

    Pozdrawiam gorąco!
    Loca Zabb

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeju, nienawidzę tych twoich podtekstów :/ boję się, że zakończenie nie będzie takie, jak oczekuję, chociaż wiem, że tak będzie, przez PODTEKSTY!!! :/

    OdpowiedzUsuń
  21. Niestety nawał zajęć w szkole nie pozwolił mi na "pochłonięcie" bloga tak sprawnie jak bym tego chciała, ale...
    Dziewczyno! Ten blog to arcydzieło :> Dawno nie czytało mi się opowiadania tak swobodnie i lekko. Twoje opowiadanie wciąga. Mnie wciągnęło z takim efektem, że do 2 w nocy nie potrafiłam przestać czytać :)
    Teodor jest... och. I ach. I w ogóle. Dopóki go nie poznałam, nie wiedziałam, że mam aż tak dość paringu Hermiona-Draco.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i... BŁAGAM o więcej fragmentów z perspektywy Teo. Błagam! :)

    Z pozdrowieniami,
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  22. Hej Empatio :-). Jejku, ty nawet nie wiesz, jak sie cieszę ,że odkryłam twojego blooga :-) Właśnie zyskałaś nową czytelniczkę :-) Twoje opowiadanie jest wprost fantastyczne :-) Poprostu genialne :-) Tak mi się spodobało, że w ciągu weekendu przeczytałam wszystkie rozdziały :-) I już z niecierpliwością czekam na nowy rozdział :-) A ty masz talent :-) Też chciałabym umieć tak pisać :-) Masz śliczny szablon :-)
    Pozdrawiam i życzę weny :-)
    Karolina J

    OdpowiedzUsuń
  23. Cudowny szablon, tego jeszcze nie było ^^ Po długiej przerwie.. wracam. <3 Będzie wielki napływ informacji i w ogóle wszystkiego ale strasznie mnie to cieszy. W końcu chwila wolna, więc lecę czytać ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. A ja znowu czuję to mrowienie w okolicach oczu, które informuje mnie, że dalsze czytanie fragmentu pocałunku, rozkładania go na czynniki pierwsze i zasłuchiwanie się w "4:30" doprowadzi mnie do łez.

    "Nie martw się proszę
    Wszystko skończy się
    Prędzej i mocniej
    Odwaga zabija mnie
    Nic się nie stało
    Przecież dobrze wiesz
    Oddałem wszystko
    Żeby wszystko mieć"

    Który to już rozdział, gdzie w komentarzu wklejam ten tekst?

    E.

    OdpowiedzUsuń
  25. Do tej pory nie skomentowałam ani jednego rozdziału, ale teraz nie mogę się powstrzymać. Twoja historia jest świetna, boska, cudowna...mogłabym tak długo wymieniać. Co nie zmienia faktu, że Hermiona od samego początku irytuje mnie niemiłosiernie. Naprawdę. Czasem aż mam ochotę kliknąć myszką białego iksa na czerwonym kwadraciku i powiedzieć "Cholera z tą historią!". Ale nie mogę. Coś ciągnie mnie do niej do tego stopnia, że czytam ją zachłannie całymi dniami i po nocach, nawet nie wychodząc z domu (zaczęłam czytać dwa dni temu). Nie mogę ukryć, że od dawna (no, dobra, od początku) czekałam na Big Kiss. I stało się. Ja już banan na twarzy, wszystko super, a potem moja ukochana Hermionka, jak zawsze, doprowadza mnie do białej gorączki. Ja wiem, że tak właśnie powinna się zachowywać, bo wtedy cała ta opowieść ma sens, a nie tak jak na niektórych stronach "zaokrąglona po wakacjach, która od razu rzuca się na szyję Ślizgonom i to bynajmniej nie po to, by przyłożyć im do nich różdżkę, ale wciąż jestem na nią zła. Na jej cholerny charakter, który tak jak Notta doprowadza mnie do szału, ale wciąż chcę więcej. Ojej, ale się rozpisałam! Nie wiem, czy napiszę jeszcze pod jakimś rozdziałem, bo nie mam w zwyczaju komentowania, a tylko chciałam dać Ci znać, że masz kolejną wierną czytelniczkę, tak więc życzę Ci teraz duuuużo weny twórczej. Pozdrowienia, P.

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.