W
piątek jeszcze wszystko było w porządku – powiedziałam rozdygotanym głosem,
zaciskając mocno dłonie i tym samym starając się opanować ich drżenie. –
Wieczorem jak zwykle się ze mną pożegnał, owszem, może zachowywał się trochę
inaczej, ale nie aż tak, żebym zwróciła na to szczególną uwagę… Nie przejęłam
się, kiedy wczoraj go nie znalazłam, bo czasem ukrywał się cały dzień… Właściwie
ostatnio tak bywało… Boże. – Zasłoniłam sobie usta ręką. Pokręciłam lekko
głową. – Przecież nienawidzi swojego ojca. Mówił mi, że nie chce robić tego
samego, że nie chce mieszać się w wojnę. On… on nie może być śmierciożercą!
Szukałam
na twarzach zebranych czegoś, po czym rozpoznałabym, że to tylko okrutny żart,
a Teodor wcale nie uciekł z Hogwartu, by iść na służbę do Lorda Voldemorta.
W
gabinecie Dumbledore’a prócz niego samego i mnie znalazł się również Alastor
Moody oraz Remus Lupin, którzy, o czym powiedziano mi wcześniej, zajmowali się
osobą Anthony’ego Notta. W tej sytuacji – również jego syna. Popatrzyłam nieco
żałośnie na aurorów.
–
Jak się o tym dowiedzieliście? – spytałam cicho.
Odpowiedział
mi Lupin, szary na twarzy i z cieniami pod oczami potwierdzającymi całkowite
zmęczenie.
–
Ubiegłej nocy śmierciożercy zdewastowali kolejny sklep na Pokątnej – wyjaśnił.
– Z Alastorem zjawiliśmy się już pod koniec ataku, ale wystarczająco wcześnie,
by potraktować ich paroma zaklęciami. Był tam młody Avery, Anthony Nott i
jeszcze jeden, którego wzięliśmy za nowicjusza. Młody, chudy, wysoki, ciemne
włosy, mocna szczęka.
–
Pewnie trzymał różdżkę, skubany – prychnął Moody.
–
Czyli mogliście się pomylić – zauważyłam, nie zwracając na niego uwagi. –
Przecież było ciemno, prawda? W dodatku w ferworze walki…
–
Nie zapominaj o moich wyostrzonych, wilczych zmysłach – przerwał mi Lupin, a na
jego wargach dostrzegłam przebłysk ponurego uśmiechu. – Dla mnie w nocy jest
tak samo jasno jak za dnia.
Zacisnęłam
usta w wąską linię.
–
Remus przekazał mi opis chłopaka – dodał Dumbledore siedzący za biurkiem. Miał
poważną minę, a w jego oczach widziałam smutek. – Profesor Slughorne wczoraj
wieczorem zgłosił zaginięcie Teodora. Do późnej nocy razem z profesor
McGonagall i kilkoma duchami przeszukiwaliśmy zamek. Wszystko wskazuje na to,
że to on, Hermiono.
Słowa
dyrektora dotknęły mojego umysłu jak rozżarzona stal. Zrobiło mi się gorąco, a
potem zaraz poczułam przeraźliwy chłód.
–
Nie musiał opuszczać Hogwartu akurat z tego powodu – wymamrotałam.
–
Sama odpowiedz sobie na pytanie: jeśli nie dlatego, to po co? – Ton głosu
Lupina był łagodny, ale stanowczy. W jednej chwili rozwiał prawie wszystkie
moje nadzieje na pomyłkę tych dwóch doświadczonych aurorów.
Po
krótkim milczeniu westchnęłam głęboko. Wyprostowałam się na krześle i
przełknąwszy z trudem ślinę, spytałam:
–
Wiadomo w ogóle, jak udało mu się wymknąć? Przecież Hogwart to teraz prawie
forteca.
–
Teodor wykazał się wielkim sprytem, skoro ominął nasze zabezpieczenia – odparł
Dumbledore.
–
Albo ktoś uczył go czarnej magii – warknął niespodziewanie Moody, którego
magiczne oko wirowało w zastraszającym tempie. Poczułam lekkie mdłości.
–
Alastorze, bez nerwów – upomniał go spokojnie Lupin. – Nie mamy dowodów na to,
że działał z nim Severus.
Na
dźwięk nazwiska Snape’a moje ręce automatycznie zacisnęły się w pięści.
–
Przesłuchajcie tych młodych gnojków, których tatusiowie też liżą buty
Sami-Wiecie-Komu.
–
Horacy przepyta swoich Ślizgonów, czy nie wiedzą czegoś na temat zniknięcia
Teodora, zwróci szczególną uwagę na Blaise’a Zabiniego i Dracona Malfoya, więc
o to również się nie martw, Alastorze – rzekł Dumbledore, co chwilowo zamknęło
usta Moody’emu. Mężczyzna znów spojrzał na mnie. – Nie myśl, że o coś cię
podejrzewam, Hermiono, jednak muszę spytać: na pewno nic nie wiedziałaś o
planach Teodora? Nie kontaktowałaś się z nim po jego zniknięciu ani po nocnym
ataku?
–
Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczyłam żarliwie. – Przecież gdybym wiedziała,
spróbowałabym jakoś temu zapobiec, coś zdziałać. Nie siedziałabym bezczynnie.
Dumbledore
przez chwilę obserwował mnie w milczeniu. Czułam się tak, jakby spojrzenie jego
błękitnych oczu przechodziło na wylot i obdzierało ze wszystkich sekretów.
–
Wiem, Hermiono. Wiem.
–
Co teraz zamierzacie?
Nie
byłam pewna, czy chcę znać odpowiedź. Lupin splótł ręce na piersiach.
–
Zbieramy ludzi do wkroczenia do posiadłości Nottów. Potrzebujemy kogoś, kto
byłby w stanie obejść wszystkie zaklęcia. Jeśli znajdziemy tam Teodora, oddamy
go Ministerstwu Magii.
Tego
właśnie się obawiałam.
Wzięłam
głęboki wdech.
–
Panie profesorze, czy mogłabym z panem chwilę porozmawiać na osobności?
O
ile Dumbledore nie wydawał się zaskoczony moją prośbą, o tyle Lupin i Moody
wymienili sceptyczne spojrzenia. Popatrzyli z oczekiwaniem na dyrektora, który
kiwnął głową.
–
Oczywiście. Remusie, Alastorze, poczekajcie za drzwiami, chcę zamienić z wami
jeszcze słowo.
Mężczyźni
niespiesznie opuścili gabinet i dopiero gdy usłyszałam za plecami szczęknięcie
klamki, odezwałam się ponownie.
–
Nie wierzę, by Teodor robił to dobrowolnie – powiedziałam z największą
pewnością w głosie, na jaką było mnie stać w tamtej chwili.
Starzec
poprawił okulary-połówki, tkwiące na jego spiczastym nosie.
–
Ja również nie chcę w to wierzyć, Hermiono. – W moim gardle utworzyła się
okropna gula. Zabrzmiało to tak, jakby Dumbledore już chciał skreślić Teodora.
– Niestety, słyszałaś, co powiedział Remus. Wtedy, na Pokątnej, to
najprawdopodobniej był Teodor. Brał udział w ataku na sklep, którego właściciel
w ciężkim stanie trafił do szpitala świętego Munga. Wiem, że nie pocieszam cię
w ten sposób. Ale owszem, istnieje możliwość, że to nie Teodor decyduje o tym,
co się z nim dzieje.
Szybko
przeanalizowałam słowa dyrektora. W moim sercu zabłysła iskra nadziei.
–
Tak… to możliwe! Teodor opowiadał mi o swoim sadystycznym ojcu. Mógł zmusić go do przyjęcia Mrocznego Znaku.
Och, Boże – jęknęłam, zdając sobie sprawę, co to oznacza. – Rzeczywiście może
go więzić w domu!
–
Właśnie dlatego w ciągu najbliższych paru dni aurorzy postarają się dostać do
posiadłości Nottów. Będę cię o wszystkim informować, Hermiono. Obiecaj jednak,
że jeśli tylko Teodor się z tobą skontaktuje, od razu mi o tym powiesz.
Pokiwałam
głową.
–
Oczywiście, panie profesorze. Zrobię, co tylko zdołam. Ale… właściwie chcę pana
spytać o coś jeszcze, zupełnie niezwiązanego z Teodorem.
Tym
razem na twarzy Dumbledore’a odmalowało się zaskoczenie.
–
Więc słucham.
Zebrałam
się w sobie.
–
To pan pomógł profesorowi Snape’owi w ucieczce, prawda?
Jeśli
zdziwiło to dyrektora, zezłościło lub zaniepokoiło, nie okazał żadnej z tych
emocji, zupełnie jakby ukrył twarz pod maską całkowitego opanowania. Milczał
przez kilkanaście sekund, bacznie mnie obserwując, aż wreszcie wyprostował się
na krześle.
–
Jak się domyśliłaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Spłynęła
na mnie przyjemna satysfakcja.
A
więc jednak.
–
Widziałam go w lochach kilka tygodni temu. Wtedy myślałam, że wyobraźnia płata
mi figle, ale kiedy zobaczyłam wiadomość w gazecie o jego ucieczce, wszystko
ułożyło się w jedną całość. Tak jak Lupin widział Teodora na Pokątnej, tak ja
jestem pewna, kogo widziałam w podziemiach. – Wzięłam głębszy oddech. – To pan,
prawda? To pan mu pomógł, a potem ukrył w Hogwarcie?
–
Masz rację, Hermiono – rzekł pokonany Dumbledore, wzdychając cicho. – Proszę,
nie myśl o mnie źle. Zasługujesz na prawdę, ale nie mogę ci jej ofiarować,
przynajmniej na razie. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że to nie Severus prosił
mnie o pomoc, tylko ja prosiłem, by on pozwolił sobie pomóc. Niestety, czasem
musimy zrobić nie to, co uważamy za słuszne, lecz to, czego wymaga sytuacja, w
jakiej się znaleźliśmy, nawet jeśli działamy nie do końca zgodnie z prawem. –
Uśmiechnął się lekko. – Jesteś bardzo mądrą czarownicą, co udowadniasz zresztą
nie pierwszy raz. Dlatego proszę cię o własną ocenę rzeczywistości i w miarę
możliwości, o zaufanie. Nie ukrywam, że ważna jest dla mnie dyskrecja.
Akurat
z tego zdawałam sobie sprawę. Dumbledore współpracował ze śmierciożercą
skazanym na Azkaban, robił coś absolutnie zakazanego i choć w dodatku zżerała
mnie ciekawość, dlaczego wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej, zdusiłam ją
w sobie, postanawiając zaufać dyrektorowi.
–
Mam nadzieję, że wie pan, co robi, ponieważ ja czarno to widzę – powiedziałam
cicho. – Nie pytam o nic więcej, ale panie profesorze, proszę uważać. Profesor
Snape to… śmierciożerca. – Przełknęłam z trudem ślinę. – Niech pan będzie
ostrożny.
Dumbledore
przez chwilę obserwował mnie w milczeniu.
–
Dziękuję, Hermiono – rzekł ciepło. – Twoje słowa i postawa wiele dla mnie
znaczą.
Patrzyliśmy
na siebie jeszcze kilka sekund, aż wreszcie wstałam, podziękowałam za wszystko,
poprosiłam o informacje na temat Teodora, jeśli takie się pojawią, pożegnałam
się i wyszłam. Na schodach natrafiłam na Lupina oraz Moody’ego, o których
zupełnie zapomniałam. Szalonooki burknął pod nosem:
–
No nareszcie – i podreptał z powrotem do gabinetu. Remus jednak zatrzymał się przy
mnie.
–
Wiem, że nam nie wierzysz – mruknął – ale musisz zrozumieć, że ludzie często
zbaczają ze ścieżek, które obierają na początku swej drogi.
–
Znam Teodora – wyjaśniłam uparcie, czując lekką złość za wmawianie mi czegoś
bezsensownego. – Znam go i wiem, że nawet jeśli rzeczywiście działa ze
śmierciożercami, nie robi tego z własnej woli. Brzydzi się Voldemorta.
–
Mówisz to, bo go kochasz.
–
Mówię to, bo tak jest.
Lupin
obrzucił mnie spojrzeniem, w którym współczucie mieszało się z zaciętością. Nie
odwróciłam wzroku.
–
Mimo wszystko na razie lepiej będzie, jeśli o nim zapomniesz, Hermiono. To nie
jest już ten sam człowiek, którego znałaś.
Zniknął
w gabinecie, zostawiając mnie w ciemności.
***
Do
pokoju wspólnego wróciłam na trzęsących się nogach i z sercem ciążącym w piersi
niczym głaz. Zastałam tam Harry’ego siedzącego na kanapie przed kominkiem z
Ginny opierającą się o jego ramię oraz Rona łypiącego na nich z rozgniewaniem.
Kto by pomyślał, że wystarczył jeden mecz quidditcha, by tamtych dwoje
nareszcie się do siebie zbliżyło.
–
O, Hermiona. – Ruda posłała w moją stronę szeroki uśmiech. Cała promieniała. –
Zbieraliśmy się właśnie na błonia, idziesz z nami?
Opadłam
na fotel naprzeciw Rona. Zacisnęłam dłonie.
–
Teodor to śmierciożerca.
Później
rzeczywiście wyszliśmy z zamku, ale tylko po to, by nikt niepożądany nie
usłyszał tego, co miałam do powiedzenia przyjaciołom. Przekazałam im wszystko,
czego dowiedziałam się w gabinecie Dumbledore’a, pomijając oczywiście historię
Snape’a. Nie pozwoliłam sobie na płacz – kiedy tylko poczułam łzy zbierające
się w moich oczach, natychmiast otarłam je rąbkiem rękawa. Tak jak się
spodziewałam, chłopaki zareagowali dość obcesowo, jeśli mogłam w ogóle tak
określić wulgarne wiązanki rzucane na prawo i lewo przez Rona. Harry, wzburzony
tym, co usłyszał, chciał od razu iść do Ślizgonów i przycisnąć Malfoya.
–
Zostaw już Malfoya w spokoju – rzuciłam zdenerwowana. – Najlepiej w ogóle
trzymaj się od niego z daleka.
Potter
zmełł w ustach przekleństwo.
–
Jak się z tym czujesz? – spytała Ginny, przyglądając mi się oceniająco.
Zapatrzyłam
się na jezioro, którego fale łagodnie muskały brzeg.
–
Nie wierzę, że Teodor został śmierciożercą, a nawet jeśli, to na pewno nie robi
niczego z własnej woli. Nie wiem, może ojciec go więzi, może nawet on pomógł mu
obejść zabezpieczenia. Że też niczego nie zauważyłam! – chwyciłam się za głowę.
Ginny pogładziła mnie delikatnie po plecach.
–
A ja jakoś nie mam problemu z uwierzeniem Lupinowi – stwierdził Ron, zakładając
ręce na piersiach. – Nigdy nie podobał mi się Nott. W dodatku od zawsze trzymał
się z Malfoyem, więc po prostu musiało coś z tego wyjść.
–
Teodor nie trzymał się z Malfoyem – nastroszyłam się. – To Malfoy chciał się z
nim zadawać, ale on nie był skory do zawierania przyjaźni.
–
Na pewno ze sobą współpracują – dodał okularnik, z zawziętością rozrywając
źdźbło trawy.
–
Harry!
–
Nott jakoś musiał wydostać się z zamku, no nie? Ktoś mu w tym pomógł i dam
sobie rękę uciąć, że to był Malfoy.
Malfoy
teoretycznie wyszedł już ze skrzydła szpitalnego, więc Harry jeszcze
dociekliwiej obserwował każdy jego ruch, ale naprawdę nie wydawało mi się, by
to właśnie on maczał palce w zniknięciu Teodora. Złośliwy głosik w mojej głowie
podszeptywał, że skoro Nott służy Voldemortowi, to dlaczego Draco by nie mógł,
jednak myśli kierowałam ku zupełnie innej osobie, od niedawna również
znajdującej się w zamku.
–
Przestań – mruknęłam. – Wybij sobie wreszcie z głowy Malfoya, bo to już
obsesja.
Harry
zrobił oburzoną minę, ale ubiegł go Ron.
–
A ty już dawno powinnaś sobie wybić z głowy Notta, Hermiono – oświadczył, na co
Ginny wciągnęła ze świstem powietrze. Patrzyłam na Rona bez emocji. – Widzisz,
do czego doszło? Omamił cię i dobrze, że nie wykorzystał twojego zaufania. To
nie jest chłopak dla ciebie.
–
Może ty nim jesteś? – te słowa wydostały się spomiędzy moich warg, nim zdążyłam
je zatrzymać.
Ron
otworzył usta, jednak po chwili znów je zamknął. Cierpliwie czekałam na
odpowiedź, ale na próżno.
–
Teodor nie jest śmierciożercą – poinformowałam jego i pozostałych Gryfonów,
śledząc reakcję na twarzy każdego z nich. – A na pewno nie z wyboru. Nie
wmówicie mi niczego innego i wybacz, Ron, ale tym razem nie zamierzam cię już
słuchać, nawet jeśli masz coś do powiedzenia. Zaufałam mu. Bardzo chciałabym,
żeby kiedyś to do was dotarło.
Po
ciszy, która nastąpiła, wiedziałam, że nasza rozmowa się skończyła.
***
Odtwarzałam
w myślach wspomnienia związane z Teodorem. Nasze korepetycje, wieczorne
patrole, wyjazd do Międzynarodowego Instytutu Edukacji Magicznej na konkurs,
wszystkie rozmowy, wyznania, uśmiechy, którymi mnie obdarowywał. Nie potrafiłam
przyjąć do wiadomości, że mogły być one nieszczere. Wieczorem dzień przed jego
zniknięciem nic nie wskazywało na to, że sprawy przyjmą taki obrót. Spotkaliśmy
się w bibliotece, a później poszliśmy na spacer skrajem Zakazanego Lasu.
Wróciliśmy do zamku jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Pożegnaliśmy się przed
wejściem do Wieży Gryffindoru i jedyne, na co mogłam zwrócić uwagę, to
zachłanność pocałunku oraz siła, jakby rozpaczliwość w uścisku. I smutek w
spojrzeniu. Dlaczego widziałam to wszystko dopiero teraz, gdy Teodor znajdował
się daleko stąd, w dodatku robiąc coś, czego od zawsze się brzydził?
Przez
parę następnych dni zadawałam sobie to pytanie, ale odpowiedź nie nadchodziła.
Nie dotarły do mnie żadne informacje od Dumbledore’a. Często namolnie wbijałam
wzrok w okno, wypatrując sowy z jakąś wiadomością od Teodora. Na próżno. Ron i Harry
przestali na niego pomstować, zapewne za sprawą Ginny, która lojalnie trzymała
moją stronę. Wiedziałam, że zdążyła wyrobić sobie zdanie o Teodorze i po prostu
go lubi. Po szkole szybko rozeszła się wieść o jego zniknięciu. Nikt nie znał
powodu, choć niekiedy, idąc korytarzem, słyszałam za plecami złośliwe szepty.
Niektórzy drwili, że chłopak uciekł przeze mnie, bo już nie mógł wytrzymać.
Inni wymyślali nieistniejące choroby, przez które był na granicy śmierci. Co
podejrzliwsi wynajdywali konszachty z ciemnymi mocami lub złowrogimi duchami.
Po tygodniu miałam już tego wszystkiego dość, a ręka zaciskała się na różdżce
zdecydowanie częściej niż powinna.
Wtedy
też w Hogwarcie znowu zjawił się Lupin. Wpadłam na niego w drodze do czytelni.
–
O, Hermiona. – Wyglądał tak źle, że przez moment zastanawiałam się, czy niedawno
nie wypadała pełnia. – Właśnie wracam od Dumbledore’a. Dostaliśmy się do
posiadłości Nottów.
Moje
serce zwariowało. Zamrugałam szybko.
–
I co? Złapaliście Anthony’ego? Znaleźliście Teodora? – spytałam z nadzieją.
–
Niestety, cała trójka, łącznie z Margaret Nott, zdążyła uciec. – Natychmiast
opuścił mnie początkowy optymizm. – Ale Szalonooki widział Teodora. Był cały i
zdrowy, w dodatku na tyle sprytny, by zatrzymać naszych ludzi przed pościgiem.
Zaczarował meble – dodał, widząc moje uniesione brwi. – Alastora zaatakował
regał z książkami. Dawno nie widziałem go tak wściekłego. W furii prawie zabił
skrzata domowego Nottów.
Poczułam
ukłucie wstydu. Wstawiałam się za Teodorem jak tylko mogłam, a on robił
wszystko przeciwko tym, którzy chcieli mu pomóc. Wytłumaczyłam to sobie wpływem
jego ojca.
–
Wiadomo, dokąd mogli uciec?
Lupin
potrząsnął głową, a brązowe kosmyki rozsypały mu się na poznaczonym bliznami
czole.
–
Nie mamy pojęcia, ale tą sprawą zainteresowała się duża część aurorów, głównie
na prośbę Dumbledore’a, który wielką wagę przywiązuje do losów swoich uczniów.
Cieszyłam
się, że Teodor jest cały, jednak radość błyskawicznie gasła, gdy brałam pod
uwagę jego odpowiedź na wkroczenie Zakonu Feniksa. Bałam się, że znajduje się
pod pływem Imperiusa. Bałam się, że ojciec zrobił mu pranie mózgu. Bałam się o
niego tak bardzo, że niemal każda moja następna noc była nieprzespana.
Nie
wiedziałam, co robić, czy w ogóle da się coś zrobić. Z tego, co powiedział
Lupin, wynikało, że teraz mogłam jedynie czekać na jakieś wieści od aurorów
poruszających niebo i ziemię, by znaleźć zaginionego ucznia Hogwaru. W niczym
nie pomogli również Malfoy oraz Zabini – milczeli jak zaklęci albo całkiem
przekonująco wypierali się wszelkich zarzutów. Blaise na pewno coś wiedział,
byłam tego pewna. Wskazywał na to sposób, w jaki patrzył na mnie na lekcjach
czy przerwach. Zawsze uśmiechał się kpiąco i właśnie tego uśmieszku najbardziej
nie mogłam znieść. Nie żałosnych plotek czy niestworzonych historii krążących po
szkole – Zabini umiał zniszczyć każdego zwykłym uśmiechem.
Dni
spędzone bez Teodora były męczarnią. Nie dlatego, że nie czułam obok siebie
jego bliskości; dlatego, że gdziekolwiek się znajdował, moje serce zostało przy
nim. Nie wiedziałam, co się dzieje, w czym bierze udział, do czego zmusza go
ojciec, czy przypadkiem go nie krzywdzi. Niepewność – mój najgorszy wróg. Nie
potrafiłam normalnie funkcjonować, kiedy nie miałam pojęcia, na czym stoję i
czego mogę się spodziewać. Niepewność towarzyszyła mi w niemal każdej
sekundzie.
Minęły
już prawie dwa tygodnie od zniknięcia Teodora, kiedy Ron przełamał się i gdy
siedzieliśmy w pokoju wspólnym, po prostu zaczął mnie pocieszać. Nie warczał,
nie syczał, nikogo nie obrażał. Mówił spokojnie i łagodnie, dość nieporadnie
mnie obejmując. Wtuliłam się w niego w poszukiwaniu jakiegoś ukojenia.
Słuchałam, jak obiecywał szybki powrót Teodora, jak zapewniał, że to wszystko
jest nieprawdą i po prostu zaszła jedna wielka pomyłka.
Prawie
mu uwierzyłam. To był jeden z tych niezwykłych dni, kiedy mimo ulewy na
świecie, gdzieś głęboko w człowieku świeci słońce.
We
mnie świeciło po raz ostatni.
Kilka
dni później znowu zostałam wezwana do Dumbledore’a. Kiedy z mocno bijącym
sercem weszłam do jego gabinetu, ujrzałam tam więcej osób niż ostatnio. Lupin
stał obok dyrektora siedzącego tradycyjnie na fotelu, zaś McGonagall, Slughorne
oraz Moody zajmowali krzesła przed biurkiem.
–
Dobrze, że jesteś – powiedział Dumbledore. – Czekaliśmy tylko na ciebie.
Usiądź, proszę. – Przycupnęłam obok McGonagall wyglądającej na tak samo jak ja zaniepokojoną
zasępionym spojrzeniem dyrektora. – Remusie…
Lupin
westchnął.
–
Dowiedziałem się od pewnego wilkołaka o planowanym ataku na dom rodzinny
ważnego dla Ministerstwa Magii urzędnika – zaczął. – Odbył się on zeszłej nocy.
Brał w nim udział Fenrir Greyback z kilkoma swoimi podwładnymi, a przewodził
nimi Anthony Nott razem ze swoim synem.
Wpatrywałam
się z Lupina szeroko otwartymi oczyma, chłonąc każde słowo.
–
Wkroczyliśmy tam razem z Szalonookim, Arturem Weasleyem i jeszcze paroma
aurorami. Udało nam się unieszkodliwić wilkołaki, ale było za późno. Nottowie
zajęli się urzędnikiem i jego rodziną, wywlekli ich z łóżek, a potem
zamordowali.
Cichy
okrzyk wydarł się z mojego gardła.
–
Nie!
–
Skoczyliśmy za nimi z Arturem – kontynuował Lupin, nawet na mnie nie
spojrzawszy. – I wtedy rozpętało się piekło. W głębi domu wybuchł pożar, a
między nami rozgorzała się walka. Jej finał był taki… Jej finał był taki, że
miałem już Anthony’ego na różdżce, kiedy syn zasłonił go własnym ciałem. W
ostatnim momencie, nawet… nawet nie miałem szansy temu zapobiec.
Nie
wiedziałam już, jak się oddycha, a moje serce zapomniało, jak powinno bić.
–
Co pan zrobił? – wyszeptałam, ale w gabinecie zapadła nieprzenikniona cisza.
Nie, nie
odpowiadaj, proszę, nie odpowiadaj.
Lupin
wreszcie na mnie spojrzał. W jego jasnych oczach widziałam żal.
–
Nie chciałem tego, Hermiono. Przepraszam.
Z
ust McGonagall wyrwał się szloch, jednak nie zwróciłam na nią uwagi. Nie
istniał dla mnie nikt prócz Lupina.
Lupina,
który zabił Teodora.
Poczułam
się tak, jakby ktoś kopnął mnie w klatkę piersiową.
Drewniany
stołek upadł na podłogę z głuchym łoskotem. Nogi samobójcy zawisły w powietrzu.
I
wtedy umarłam. W sobie.
_______________
Ej.
Smutno mi.
Empatia
Teodor umarł ? Nie wierzę normalnie, nie to jest dla mnie za dużo i jak dobrze rozumiem niedługo pojawi się Epilog ? Życzę weny .
OdpowiedzUsuńI co to koniec.? Czemu Teodor umarł.? ;'(
OdpowiedzUsuńNie. Nie. Nie.
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że uśmierciłaś Teodora (przy okazji zabijając również w środku pannę Granger - szczególik) w takim momencie oraz w taki sposób. Tyle o ile wysłanie jednego z głównych bohaterów do Królestwa Niebieskiego mogę zrozumieć (osobiście nie jestem fanką szczęśliwych zakończeń w opowiadaniach), to poświęcenie Teodora dla ojca... Merlinie, właśnie zaczyna do mnie docierać, iż moje ukochane opowiadanie dobiega końca, a ja nie mogę nic na to poradzić. Zgroza, zgroza, zgroza.
Pozdrawiam gorąco ;*
Nie wierzę. Nie. Teoś żyje. MUSI..
OdpowiedzUsuńSmutno.
Empatio, coś Ty zrobiła? O ile ostatni rozdział był niesamowicie zaskakujący, tak ten jest po prostu miażdżący. Jestem w szoku.
OdpowiedzUsuńTo wygląda jak rozdział przed epilogiem.
Nie, nie pozbieram się teraz.
Nie no nie wierze... Ale i tak podoba mi się to zakończenie (chyba ze to jakos pociągniesz) bo cukierkowe blogi o szczęśliwych zakonczeniach juz mi się znudziły XD
OdpowiedzUsuńHej :-) Jestem w wielkim szoku... Jak mogłaś uśmiercić Teodora? Ja się pytam jak? Ah, tak mi szkoda Hermiony... Biedna dziewczyna. Niespodziewałam się że nasz Teodor zginie... Strasznie ciekawi mnie co będzie dalej...Już nie mogę się doczekać :-) Czekam z niecierpliwością :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :-)
Karolina J
to nie byl teodor! pewnie ktos wypil eliksir wielosokowy zeby go wrobic! on musi zyc bo jest najlepszyyyyy! ja go tak kocham ze on nie moze nie zyc
OdpowiedzUsuńA mnie się wydaje że Teodor żyje ze względu na bonusik, który kiedyś wrzuciłaś :) Błagam powiedz, że to prawda.. Rozdział jak zwykle epicki i nie mogę się doczekać kolejnego chyba jeszcze bardziej niż zwykle.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zmieniłaś szablon na, taki no, pasujący. Bardzo mi się podoba, choć ta biel podczas czytania razi mnie w oczy. Chyba za mocno się przyzwyczaiłam do ciemnych.
Weny życzę już do samego końca! Nie każ nam czekać na ciąg dalszy, proszę :) Pozdrawiam, speculum.
Postaram się, dla Was wszystko :)
UsuńPozdrawiam również!
Jesteś świetna.
OdpowiedzUsuńTyle - bo więcej nie potrzeba.
Pozdrawiam,
Dream z Aska
Nie Empatio, proszę nie zabijaj Teodora! Mi tez jest smutno.. On nie mógł zginąć..
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że dzisiaj mnie wzrok zawodzi. Teodor nie żyje? Nie no, napisz że to nieprawda, eliksir wielosokowy czy coś ale nie Teodor!!! Rozdział epicki, ale zbyt szokujący. On musi żyć!!!
OdpowiedzUsuńSomni
Ehh... Rozdział trochę melancholijny, chociaż pisząc końcówkę, chciałaś szokować, prawda? I zszokowałaś Empatio.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy Teodor żyje, czy też nie. Jeżeli jednak by żył, zdecydowałabyś się na szczęśliwe zakończenie, czytelnicy, w tym również ja bylibyśmy zachwyceni.
Ale, jak wiemy, ty od początku opowiadania kierowałaś się tylko i wyłącznie własnymi pomysłami i chwała ci za to
W związku z tym, nawet jeśli Teodor, mój ulubiony bohater rzeczywiście umarł, nie będę miała ci tego za złe (życie nie zawsze jest przecież kolorowe). Mam tylko nadzieję, że nie połączysz Hermiony z Ronem, bo tego bym nie przeżyła.
Dziękuję za tak cudowne opowiadanie i życzę weny oraz nowych czytelniczek/czytelników.
Galadriel Black
Empatio, dziś to cię chyba znajdę i zabiję! Miałam spore zaległości w czytaniu, dziś nad ranem wróciłam ze Słowacji, ale jestem, patrzę, i oczom nie wierzę :( Wpakowanie Hermiony do mamra jeszcze zniosę, ale cały czas miałam nadzieję, że jednak będzie happy end :(
OdpowiedzUsuń/Ayleen
Nie mam słów. Wspaniale <3
OdpowiedzUsuńJak mogłaś uśmiercić Teodora?? ;-; Rozumiem, że to historia bez happy endu??
Czekam już chyba na epilog, prawda? Chyba że planujesz jeszcze jakiś rozdział... No, w każdym razie czekam z niecierpliwością :)
A tu znicz dla Teodora [*]
Rozdział był nie tylko o tym, że Teodor umarł, ale wszyscy piszą w komentarzach tylko o tym :) Cieszę się, że rozdziały pojawiają się zdecydowanie częściej. Mam nadzieję, że to nie jest koniec tego opowiadania, bo czuje lekki niedosyt :)
OdpowiedzUsuńI umarliśmy razem z Teodorem i Hermioną. :|
OdpowiedzUsuńJa tak samo :(
UsuńAle czad!
OdpowiedzUsuńThe best story ever <3
Nie mogę się doczekać epilogu. I mimo, że mam parę teorii jak zrobić happy end to jednak śmierć Teo jest całkiem dobrym posunięciem. W polskim fandomie hp jest to unikatowy paring, a śmierć tak wyjątkowej postaci jaką jest Nott tylko potwierdzi oryginalność twojego opowiadania.
Pozdrawiam (i podziwiam)
Philosophie
NIEEE...! Tylko nie Teodor! Kochałam go.
OdpowiedzUsuńKiedy Epilog?
Już chcecie Epilog?
Usuń...ze mną nie tak szybko.
Haha jaka tajemnicza!
UsuńO ile za scenę z poprzedniego rozdziału i cytowanie Romea i Julii miałam ochotę cię zabić, to teraz... no sama nie wiem, próbuję, jak Król Julian, rozpakować to sobie w głowie.
Teodor nieraz wykazał się chęcią zemsty na Crycie i atak wraz ze śmierciożercami jeszcze rozumiem, ale obronę własnego ojca? Oj, wiem, że Hermiona nie spocznie, dopóki nie pozna całej prawdy.
Eeeeeeej, ale nikt nie powiedział, że Teodor nie żyje. Może Lupin go oszołomił, a on huknął się w głowę i doznał pomieszania zmysłów. Albo, no, przemienił go w wilkołaka.
Teraz intryguje mnie tylko rozwiązanie zagadki... a szczerze mówiąc, to ostatnio przestaję lubić Hermionę.
A wy, ludzie, co macie do Rona...? Nie ogarniam, skąd taka nienawiść do tej postaci o.o
co.to. było?
OdpowiedzUsuńO Boziu, nie
OdpowiedzUsuń