28 sierpnia 2014

Rozdział 49. Inny scenariusz

Chciałam się z nim zestarzeć.
Chyba każda dziewczyna w moim wieku myślała w ten sposób o swojej szkolnej miłości – wyobrażając sobie parę staruszków siedzących w bujanych fotelach na werandzie domu i trzymających się za ręce. To trochę płytkie, ale gdy zastanawiałam się, jak będzie wyglądać przyszłość, zawsze przed oczami stawał mi taki obrazek. A tymczasem… a tymczasem teraz musiałam ułożyć swoje życie na nowo, już bez niego.
Nad moją głową mieniły się gwiazdy. Patrząc w nie, w głowie układałam najróżniejsze scenariusze. W jednym z nich w ogóle nie występował ktoś taki jak Teodor Nott, inny zakładał zachowanie przez główną bohaterkę większego rozsądku oraz dystansu do pewnych osób, jeszcze inny kończył się szczęśliwie, o zachodzie słońca na werandzie.
Otarłam wierzchem dłoni mokre od łez policzki.
– Nie ma go – wreszcie powiedziałam to na głos. Tylko w ten sposób mogłam pomóc dotrzeć prawdzie do mojej świadomości. – Boże, nie ma go. I już nie będzie.
Czułam się boleśnie pusta w środku, w dodatku potwornie oszukana. Najpierw ktoś niesamowicie mi bliski okazał się stać po przeciwnej stronie barykady, a potem został on zamordowany przez kogoś, kogo uważałam za sprzymierzeńca. Czy tak właśnie wyglądał świat? Chyba nadal byłam zbyt młoda, ponieważ wciąż na nowo i na nowo odkrywałam jego kolejne ciemne strony. Nie chciałam żyć w takiej rzeczywistości. Nie w fałszu, obłudzie i bezwzględności. Nie chciałam żyć bez niego.

Wtedy jeszcze chyba tylko gwiazdy mogły wiedzieć, że do mojej śmierci zostały dwadzieścia cztery godziny.

***

Każde związane z nim wspomnienie stało się gwoździem zabijającym wieko mojej trumny.
Teraz błahe wydawały się nasze sprzeczki na temat transmutacji czy jakiegokolwiek innego przedmiotu. Błahe były kłótnie, nieporozumienia, chwile, w których naprawdę chciałam go skrzywdzić, trwale lub nie. Nie liczyła się już ani jedna wylana przez niego łza. Nie liczyły się przekleństwa, krzyki, zaklęcia, które nie raz latały po sali, ponieważ któreś z nas straciło resztki cierpliwości.
Liczyły się natomiast pocałunki, uśmiechy i słowa, te na pozór najbardziej ulotne. One jednak wyryły się w mojej pamięci, teraz każąc się w kółko przywoływać oraz skrupulatnie analizować. Tak niezwykle w jego ustach brzmiało moje imię…! Nie potrafiłam określić, co było takiego nadzwyczajnego w sposobie, w jaki je wypowiadał. Tak jakby bawił się tymi ośmioma literkami, odrobinę za długo trzymał na języku, starając się rozgryźć między zębami.
Miało ono już nigdy nie zabrzmieć tak samo.

– Przebrnąłeś przez Romea i Julię. Od kiedy czytasz mugolską literaturę?
– Nie czytam jej, ale wspomniałaś o Shakespearze, a pamiętałem, że jest w bibliotece. Ot, wpadło mi do głowy. Nie ekscytuj się, Granger.
– Nie ekscytuję się. Roger miał to przeczytać, bo też mu o niej wspominałam.
– I co…?
– I nie zdążył.
– Nie rozpamiętuj go. Znów wszystko wróci.
– A ty nie rozpamiętujesz Lilian?
– Poruszasz zły temat, Granger. Nie rób takiej miny, bo wyglądasz, jakbyś usiadła na sklątce.
– Po prostu wychodzi na to, że mam zapomnieć o kimś, kto mnie uratował. Żyję dzięki niemu, Teodorze, nie mogę o nim nie pamiętać.
– Nie chodzi o to, że masz o nim nie pamiętać. Nie rozpamiętuj go pod takim kątem. Nie myśl o tym, czego nie zrobił albo czego ty nie zrobiłaś. Myśl o Konkursie, o tym, jak cieszył się z wygranej, o tym, że mimo wszystko był szczęśliwy, ponieważ cię poznał. Spójrz na mnie.
Spojrzałam i rozpłynęłam się.
– Na pewno zauważyłaś, że dzięki katharsis jesteś silniejsza, ponieważ nawet umarli i Cryte nie wytrącili cię z równowagi. Gdyby parę miesięcy temu wydarzyło się coś takiego, nie dałabyś sobie rady. Mimo wszystko boję się… boję się o ciebie, Hermiono.
Nie potrafiłam nawet normalnie oddychać w jego obecności.
– Dam sobie radę. Nie mam innego wyjścia. Nie przejmuj się, Teodorze… wszystko będzie dobrze.

Kłamstwo. Kolejne.
Kto by pomyślał, że Hermiona Granger może być takim kłamcą?
Nie miałam w sobie ani siły, ani spokoju. Już nie. Chciałam krzyczeć, płakać, rzucać w przestrzeń wszystkim, co tylko mi się nawinie. W mojej piersi ziała pustka po pękniętym sercu. Wewnątrz łkałam przeraźliwie z żalu i tęsknoty, nie pozwalając sobie na pokazywanie innym swojego smutku.
Na śniadaniu siedziałam sztywno, wpatrzona w nieznany punkt przed sobą, dopóki nie usłyszałam przygnębionego głosu McGonagall, informującej o stracie jednego z uczniów. Jak burza wypadłam z Wielkiej Sali, potykając się o własne nogi i absolutnie nie zwracając uwagi na śledzące mnie setki par oczu. Biegłam tak długo, aż zabrakło mi tchu. Wtedy zatrzymałam się na którymś z pięter, gdzie osunęłam się po ścianie prosto na zimną posadzkę.
Wyobraziłam sobie Teodora. Obejmował mnie pewnie, tak jak zawsze, i uspokajająco gładził po włosach. W ciszy wibrował jego szept, że razem przez to przejdziemy, że przecież wszystko będzie dobrze.
Czułam się coraz gorzej.
Tak strasznie chciałam jeszcze raz ujrzeć jego szare, bezdenne oczy, których czar zawładnął mną, nim sama zdążyłam nad tym zapanować. Tak strasznie chciałam móc jeszcze raz się do niego przytulić, choćby na chwilę, byle znów poczuć ciepło jego ciała oraz charakterystyczny zapach przyjemnie drażniący nozdrza. Teodor należał do mnie, tak jak ja do niego.
Teraz zostałam sama i za nic nie mogłam się z tym pogodzić.

A do mojej śmierci pozostało dwanaście godzin.

***
Nie umiałam znaleźć sobie miejsca. W końcu wylądowałam na soczyście zielonej trawie koło jeziora, wpatrując się w błękit porannego nieba. Tam trafili na mnie Harry i Ron, obaj wstrząśnięci i przerażeni tym, co usłyszeli na śniadaniu.
– Hermiono! Merlinie, Hermiono…
Słońce na moment przesłoniła zarumieniona, piegowata twarz Rona.
– Chodź, pomogę ci.
Świat wokół wirował, więc z wdzięcznością wsparłam się na jego ramieniu.
– Słyszeliśmy, co się stało – wymamrotał Harry. Odwróciłam na niego niewidzący wzrok. – Przykro nam.
Przykro nam. Tylko na tyle było ich stać.
Mnie też cholernie przykro, wiecie?
Nic nie odpowiedziałam. Wyprostowałam się z godnością i otrzepałam szatę z trawy.
– Wyglądasz strasznie, Hermiono.
– Dziękuję, Ron. – Odezwało się we mnie pragnienie natychmiastowej ucieczki. – Miło, że tak się troszczycie. – Ruszyłam z powrotem do zamku, rzuciwszy jeszcze na odchodne: – Nie idźcie za mną.
Chciałam rozłożyć skrzydła i odlecieć, wysoko, prosto do błękitu, do słońca, poczuć na skórze jego ciepło…
Bezsens.
Gdybym istotnie poczuła ten żar, znaczyłoby to, że już pędzę w dół w kuli ognia. Martwa.

***

Jeśliby ktoś spytał samobójcę, jak zamierza spędzić swoje ostatnie godziny, otrzymałby prostą odpowiedź: samotnie. Odizolowałam się od przyjaciół, od kogokolwiek, kto mógłby przeszkodzić mi w pławieniu się we własnej rozpaczy. Posunięcie bez wątpienia idotyczne, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Chodziłam po Hogwarcie, wyszukując miejsc, z którymi kojarzył mi się Teodor. Płakałam i śmiałam się na przemian, przypominając sobie niektóre sytuacje sprzed paru miesięcy. Czasem wydawało mi się, że ktoś mnie woła – odwracałam się w wtedy z mocno bijącym sercem i w mig orientowałam się, że to tylko wyobraźnia płata mi okrutne figle.
Jak na złość był to piękny, pogodny dzień. Słońce śmiało się do mnie zza szyb. Zastanawiałam się, czy by nie zamknąć się w Pokoju Życzeń, ale nie, tamto miejsce za bardzo kojarzyłam ze spotkaniami Gwardii Dumbledore’a. Wizyta w bibliotece nie i znajoma faktura pergaminu pod palcami nie przyniosła spodziewanego ukojenia. Może powinnam była wymknąć się do Hogsmeade i upić się Gospodzie pod Świńskim Łbem. W powieściach tak robili ci, którzy chcieli odciąć się od problemów.
Czy ty w ogóle siebie słyszysz, Hermiono?
Teodor lubił alkohol, bez problemu to przyznawał. Lądowanie pod stołem zalany w trupa wprawdzie niespecjalnie mu pasowało, ale nie stronił od ognistej whisky czy nawet od iście mugolskiego czerwonego wina. Uwielbiał też ciasto kawowe i kurczaka w miodowo-imbirowej marynacie. Smaki musiały wyraźnie tańczyć na jego języku, tworzyć niebanalną kompozycję. Opowiadał mi o kuchni swojej mamy, o Świętach, urodzinach czy jakichkolwiek mniejszych lub większych uroczystościach, które uświetniały smakołyki przez nią przygotowywane.
Teraz wszystkie te rozmowy wydawały się nieistotne, nic nieznaczące. Gdybym wcześniej wiedziała, że zostało nam tak mało czasu, wykorzystałabym go inaczej. A może nie? Hermiono, zastanów się. Jak bym go wykorzystała? Zakochałabym się w nim szybciej? Wszczynałabym mniej kłótni, choć tak naprawdę to one nas do siebie zbliżały? Poruszałabym bardziej podniosłe tematy, zamiast gadać o jedzeniu i dobrych książkach?
Tylko… czy w takim razie nasze życie nie powinno opierać się na prostych sprawach? Czy w takim razie każdą chwilę powinniśmy poświęcać sprawom wielkiej wagi, nie martwiąc się o te z pozoru najmniej istotne? Z Teodorem prawie nigdy nie gdybaliśmy. Nie roztrząsaliśmy tematu wojny ani tego, co może się wydarzyć w najbliższej przyszłości. Rozmawialiśmy natomiast o szczęściu, o naszych marzeniach, planach i wszystkim, co bezpośrednio wiązało się ze zwykłą codziennością. Wspominaliśmy beztroskie lata dzieciństwa oraz to, jak wyglądał Hogwart z perspektywy podekscytowanych jedenastolatków, którzy dopiero mieli wkroczyć w świat magii. Czy gdybym z góry wiedziała, że Teodor umrze, przerwałabym jego opowieść o tym, jak wyobrażał sobie szkołę, zmieniając temat na Voldemorta? Teraz bladły nawet nasze długie rozprawy o Crycie i tym, co powinnam zrobić… Teraz wszystko było niczym.
Więc w dniu mojej śmierci świeciło słońce. Bezczelnie i prostacko. Temperatura sięgała prawie dwudziestu pięciu stopni, na niebie nie błąkała się ani jedna chmurka, ptaki świergotały wesoło i nawet Zakazany Las wyglądał trochę bardziej zachęcająco niż zwykle.
Nie mogłam już na to patrzeć.
Na moich przegubach błyszczały blizny, w miejscach, gdzie kiedyś szarpałam skórę paznokciami. Czułam nieposkromioną ochotę rozorania jej, tak bym znów ujrzała krew spływającą na podłogę – podobno ból fizyczny łagodzi cierpienie duszy. Zacisnęłam jednak pięści, oddychając płytko. Zaklęłam. Raz, a potem drugi, a później znów i znów, aż łzy przestały zamazywać mi obraz.
W dniu swojej śmierci pojawiły się u mnie skłonności masochistyczne. W dodatku zrobiłam się wulgarna. Gdybym jeszcze jasno myślała, zganiłabym się w myślach za własną słabość i za łamanie zasad moralnych. Tyle że było mi wszystko jedno. Było mi tak cholernie wszystko jedno, jak chyba nigdy wcześniej.
Nie czułam już nic.

Wtulałam się w niego jak tylko potrafiłam najmocniej, bo jego ramiona były azylem, jedyną bezpieczną przystanią, w której mogłam znaleźć schronienie.
– To boli.
– Wiem, że boli. Wiem, Granger. Ale to nie zwróci im życia, możesz pomścić ich, działając.
– Nie, Teodorze. Wszystko skończone. Ja, Cryte, Patrick… Co ja sobie w ogóle myślałam? A jeśli obierze sobie za cel Ron lub Harry’ego? Ty też jesteś w niebezpieczeństwie, dobrze o tym wiesz.
– Nie obchodzi mnie to. Naprawdę gówno mnie to obchodzi. Zastanowiłaś się? Na pewno chcesz wszystko zaprzepaścić?
– Poddaję się.
– Jesteś na to zbyt silna, Granger.
– Jestem tchórzem, Teodorze.

***

– Harry, co się dzieje?
Potter wcisnął przyjacielowi do rąk skarpetki z ukrytym w nich Eliksirem Szczęścia. Obrzucił go rozgorączkowanym, pełnym ekscytacji spojrzeniem.
– Ron, musisz mi pomóc – wydusił. W głowie słyszał jedno słowo. Horkruks. – Nie mam wiele czasu.
Opowiedział mu o niespodziewanej wyprawie z Dumbledore’em, ignorując pospieszne pytania. Czas, czas!
– …znajdź Hermionę, wytłumacz jej, co się dzieje, pilnujcie Malfoya i błagam, Ron, uważajcie na siebie.
Wypadł z pokoju, nim rudzielec zdążył wydobyć z siebie choć słowo w odpowiedzi.

***

Zuchwałe słońce zdążyło już zajść, wieczór był ciepły, rozświetlony blaskiem księżyca i dziwnie… cichy.
Nawet moje serce biło jakby ciszej niż wcześniej.
Dławiłam się tęsknotą, a rozpacz zaciskała się na moich płucach. Ściany wokół coraz bardziej się zbliżały. Dusiłam się. I dusząc się, odnalazłam rozwiązanie. Rozwiązanie tak proste, że nie wiedziałam, dlaczego wcześniej tak skrupulatnie omijałam je w swoim rozmyślaniu.
Chciałam uciec, uciec od tego wszystkiego, uciec od zbyt bolesnej rzeczywistości, napierającej na mnie całym swym ciężarem… a jedynym wyjściem było uściśnięcie dłoni samej Śmierci, i ten właśnie scenariusz wybrałam, gdy wdrapywałam się na Wieżę Zegarową na dziesięć minut przed końcem.

***

Stąpał powoli, niemal bezszelestnie. Krok za krokiem.

Na jego życie składały się same porażki. Beznadziejny ojciec, wierny swojemu panu jak pies, i matka, która bardziej dbała o siebie niż o jedynego syna. Cóż, rodziców się nie wybiera, ale swoich nie uważał za najlepszych na świecie. Zapewniali mu wszystko, czego chciał, spełniali każde życzenie – ignorując jedno jedyne marzenie małego chłopca, to o kochającej rodzinie.
Nie miał przyjaciół, nie takich prawdziwych. Nie miał do kogo gęby otworzyć, żeby opowiedzieć o swoich kłopotach, w dodatku tak, by nie musieć prosić o dyskrecję. Tym sposobem przez całe miesiące tkwił sam ze sobą w najgorszym bagnie życia.
Aż do ponurego finału. Aż do teraz.

Odwrócił się, po czym znów ruszył przed siebie. Powoli, z rozmysłem, skupiając swoje myśli na tym jednym miejscu.
Krok za krokiem…

Kiedyś podobała mu się wizja chwały, która miała na niego spłynąć, tylko i wyłącznie na niego. On grał tutaj pierwsze skrzypce, nikt inny. On miał zostać doceniony.
Teraz jednak to również zaliczał do swoich największych niepowodzeń. To, że przez tyle czasu był zmuszony ukrywać się w cieniu i chronić własną skórę, bo ojciec okazał się patałachem. To, że nie mógł się sprzeciwić. To, że zawsze, zawsze dokonywał złych wyborów.
Ale on tak naprawdę nie dokonywał złych wyborów.
On nigdy nie miał wyboru.

Draco Malfoy wszedł do Pokoju Życzeń.

***

Byłam tchórzem, bo bałam się żyć dalej samotnie, a jednocześnie byłam odważna, bo nie lękałam się śmierci.
Tylko jak ktoś, kto już umarł, mógł się jej bać?
Powietrzem nie poruszał nawet najlżejszy podmuch wiatru. Ledwo widziałam podłogę pod swoimi stopami. Nie myślałam o niczym innym, tylko o barierce, na drugą stronę której muszę przejść, oraz o przepaści, w którą zaraz spadnę.
I wtedy… koniec. Koniec obezwładniającego poczucia pustki, koniec bólu rozrywającego mi umysł, koniec wszystkiego. I tak nic już się dla mnie nie liczyło. Cryte wygrał, Zakon Feniksa na czele z Dumbledore’em na pewno pokonałby Voldemorta, przyjaciele byli bezpieczni. Przyjaciele…
Nie, nie myśl o nich. Wtedy się wycofasz. Nie myśl o nich.
Oddychałam spazmatycznie, słysząc kołatanie własnego serca. Czyli jednak jeszcze tam było. Moje uszy wypełniło denerwujące brzęczenie, które jednak również po chwili zignorowałam. Na szczęście nie miałam przy sobie różdżki – wtedy nawet w ostatnim momencie, kiedy przerażenie wzięłoby górę, mogłabym coś zrobić. Nie tego chciałam.
Skoncentrowałam się na barierce. Zacisnęłam na niej ręce, na skórę wstąpiła gęsia skórka od chłodu metalu, i ostrożnie przerzuciłam przez nią jedną nogę, a zaraz po niej drugą. Nie patrzyłam w dół. Patrzyłam prosto przed siebie, bo lęk mimo wszystko z każdą chwilą we mnie wzrastał.
– Chcesz tego – szepnęłam do siebie. Zamknęłam oczy, czując pod powiekami łzy. – Chcesz. Tego.
Stałam tak długie minuty, wpatrując się w dal. Widziałam zarysy pagórków i lasy otaczające Hogwart. Zza strzępków chmur wyglądały gwiazdy. Może zachęcały mnie do zrobienia tego jednego kroku? To przecież tylko jeden krok… A może właśnie odciągały od tak radykalnego posunięcia? Nie, one zadawały proste pytanie: dlaczego?
Bo mając przed sobą perspektywę życia bez niego, wybrałam zaprzyjaźnienie się ze śmiercią.
Bo byłam samobójczynią.
Bo już nic nie mogło mnie uratować.

Kiedy zostało mi zaledwie parę sekund, poprosiłam Boga, bym na te kilka chwil dostała skrzydła i mogła odlecieć daleko, daleko stąd. Wtedy się bałam. Ja byłam strachem, a on był mną, ponieważ w końcu uświadomiłam sobie, co najlepszego robię.
Ale nie mogłam się już cofnąć.
Po prostu… ruszyłam do przodu.
Jeden krok.

I trumna z ciałem samobójcy została opuszczona do grobu.

***

– Kim jesteś?
– Jestem twoim Odbiciem.
– Coś… coś pamiętam…
– To mało możliwe. Spotkałyśmy się zaledwie dwa razy.
– Czy ja…
My. Nie wiem, chyba… chyba tak. Coś ty sobie w ogóle myślała, idąc na tę wieżę, hę? Merlinie, co ci jest?
– Strasznie boli mnie głowa…
– To niemożliwe.
– Dlaczego?
– Bo śmierć nie boli. Och.
– Co?
– Hermiono… ty żyjesz.
_______________
Po raz pierwszy podczas całej pracy nad Wyjątkiem miałam łzy w oczach, takie prawdziwe. Co się dzieje z tym światem.
Następny rozdział, który nota bene z pewnością pojawi się wcześniej niż ten, rozwieje wszelkie Wasze wątpliwości, także spokojnie, kochani, bez szaleństw :)


Empatia

26 komentarzy:

  1. Co Ty ze mną robisz kobieto? ;__; Również się pobeczałam, jak malutkie dziecko :c
    Rozdział genialny i czekam na kolejną notkę ;__;
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To było fenomenalne. Łzy stały mi w oczach i po prostu.. Nie mogę, nie wiem co powiedzieć... Dziękuję za te emocje..

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez szaleństw...? Ja tu drżę ze strachu, bo zawiało mi tu Dramione!
    Ale poza tym super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wat.
      Ja i jeden z najbardziej nieprawdopodobnych parringów w świecie fanfiction HP? Nah, to się nie trzyma kupy :D

      Usuń
    2. I bardzo dobrze :D

      Czy ja jestem jakaś dziwna? Bo wszyscy rozpaczają, a ja się śmieję pod nosem z genialnych obserwacji Odbicia...

      Usuń
  4. Podczas czytania rozdziału prawie zapomniałam o tym, że powinnam oddychać o.O
    Jestem pod wrażeniem... wszystkiego. Całego pomysłu na opowiadanie, Twojego stylu pisania, szablonu itp. Potrafisz tak zadziałać na wyobraźnię czytelnika, że wczuwa się on w sytuacje danej postaci. Przynajmniej ja tak mam.
    Z niecierpliwością czekam na następny (i chyba już ostatni lub jeden z ostatnich) rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział. Już nie mogė się doczekać kolejnego :D Kiedy można się go spodziewać? :) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy to będzie jakieś zdziwienie, jeśli powiem, że mi także się podobało? Ostatnie kilka rozdziałów przemilczałam, ale skoro ten jest w pewien sposób przełomowy, to chyba czas najwyższy przerwać ciszę.
    Od samego początku obawiałam się napisu z belki. Był złowróżebny i sprawiał, że z tyłu głowy kołatała mi się myśl, jakoby ta historia nie mogła mieć happy endu. Bałam się, bo po pierwszym fanfikowym szoku szukałam plastra na połamane serce, ale zaryzykowałam. Nie wiem już sama, czy cieszyć się z tej przerwy, którą zrobiłaś sobie na początku tego roku, Empatio, czy płakać. Zdaję sobie jednak sprawę, że gdyby nie ona to jakieś ostatnie trzy rozdziały zgniotłyby mnie doszczętnie. W tej sytuacji nie wywołały u mnie aż takich emocji, ale wznieciły iskierkę smutku. Bo choć to wszystko trwa już tak długo, Wyjątek wielkimi krokami zbliża się do końca, a finał z pewnością nie będzie taki, jakiego się spodziewałam.
    Przechodząc już konkretnie do samego rozdziału - moje osobiste preferencje cierpią nieco ze względu na patetyczne wstawki. Dusza romantyka dawno zaszyła się we mnie gdzieś głęboko, a że wielbicielką angstu nie jestem, to czułam się przytłoczona wszystkimi emocjami Hermiony i jej rozpamiętywanie. Ale to musiało być, dobrze o tym wiem, więc wybaczam. Oczywiście, intryguje mnie końcówka i to, jak ją rozwikłasz, czy aby to wszystko nie jest jedną, wielką metaforą. Swoją drogą, ten rozdział jest naszpikowany poetyckimi wstawkami, które były dla mnie jak miód na moje serce. Porównania zresztą też są niczego sobie, więc od strony stylistycznej jest naprawdę świetnie. ;)
    Pozdrawiam,
    Sadra

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowicie jak zawsze.
    Przez moment miałam wrażenie, że mocno zainspirowałaś się Romeo i Julią. Najpierw wspomniałaś o tej sztuce, potem Hermiona postanowiła popełnić samobójstwo i byłam przekonana, że ta "męska perspektywa" to Nott, który jednak żyje i zobaczy Granger skaczącą z Wieży. Potem jednak okazało się, że to nie Nott, a Malfoy i po prostu jestem ciekawa, jak postanowiłaś to wszystko skończyć.
    Potrafisz grać na emocjach czytelnika, Empatio, oj potrafisz. Serce biło mi ze zdenerwowania, kiedy opisywałaś to, co czuje i zamierza zrobić Hermiona.
    Lubię Wyjątek i kiedy się skończy będzie mi go brakowało, naprawdę.
    Czy to rozdział jest taki króciutki, czy to ja po prostu tak szybko go przeczytałam?
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój komentarz się nie dodał. Dobrze, że nie był długi, bo pewnie bym się zirytowała.
    Chyba spróbuję go odtworzyć.
    Też miałam łzy w oczach i gęsią skórkę do tego. To był piękny rozdział, idealnie opisałaś emocje Hermiony.
    Nie wiem, co myśleć, więc wstrzymam się do kolejnego rozdziału.
    Dziwnie będzie bez Notta. Biedna Hermiona.

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, Empatio. Mogłabym pisać hymny pochwalne na Twoją cześć, ale nawet nie o to mi chodzi.
    Twoja historia jest niesamowita. Wspaniałe jest to, że pełno w niej emocji. Nie da się tak po prostu przeczytać i nie odczuć tego.

    Jak skończysz to opowiadanie, to, no cóż, nawiążę do GNW i powiem, że z chęcią przeczytałabym Twoją listę zakupów.

    em.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ja jestem jakaś tępa, ale o co chodzi z GNW i listą zakupów? ;o

      Usuń
    2. Hazel pisząc maila do Petera, napisała (parafrazując): "I jeśli jeszcze kiedykolwiek coś Pan wyda, z pewnością to przeczytam. Szczerze mówiąc, z chęcią przeczytałabym nawet pańską listę zakupów". Cóż, sądzę, że to miał być swego rodzaju komplement - nieważne, co napiszesz, Empatio, i tak wszyscy pożremy to bez chwili zastanowienia. :D

      Usuń
    3. Nie oglądałam/czytałam "Gwiazd naszych wina"... jeszcze ]:->
      W takim razie czuję się zaszczycona, wow, wow. Dziękuję!

      Usuń
  10. directionerka11228 sierpnia 2014 16:51

    Dziewczyno ja się prawie poryczałam i nadal nie mogę się pozbierać . Nie wiem już co napisać więc napiszę już tylko że życzę ci dużo weny .

    OdpowiedzUsuń
  11. Za nisko?
    No i cóż, czekamy na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Łooooooooo podoba mi się i to bardzo mi się podoba! Mam jeszcze nikła nadzieje ze teo jednak żyje i jest dobry, ale nie wiem czy to możliwe XD czekam z podwójna niecierpliwością na następny <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak btw, ale muzyka z incepcji (hans Zimmer - time) IDEALNIE pasuje do całego tego rozdziału a juz szczególnie do końcówki :D

      Usuń
    2. Haha, właśnie do tej muzyki pisałam 3/4 rozdziału :D

      Usuń
  13. to byl najwspanialszy rozdzial jaki kiedkolwiek w zyciu czytalam na jakimkolwiek blogu!

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak właściwie, to Hermiona była tu kimś innym, niż w całej poprzedniej części opowiadania. Nie chodzi mi tu wcale o przekleństwa i płacz a o egoizm. Może ja to źle postrzegam, ale ona zapomniała o przyjaciołach, skacząc z wieży. To jedyne, co mnie zdziwiło. No oprócz całej reszty.
    Moim zdaniem, w tym rozdziale było najwięcej Teomione. Cały ten rozdział to jedno wielkie wspomnienie.
    jednym słowem (a może kilkoma) genialny. Inny niż reszta, ale na pewno nie wyrwany z kontekstu. Twój styl jak zwykle zachwyca. Trochę się wstydzę, tych dziecięcych myśli, ale czekam na happy end :c jak nie na pojawienie się Teodora, to przynajmniej na to, by Hermiona przestała być samobójczynią, w sensie dosłownym. bo kochać, to ona nigdy nie przestanie. Pozdrawiam i życzę weny. Galadriel Black

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie pamiętam czy komentowałam już któryś z twoich rozdziałów czy nie....ale chyba nadszedł już czas bym zrobiła to ponownie czy tez po raz pierwszy. Twój blog zachwycił mnie od samego początku...był inny, a przede wszystkim Twoja Hermiona nie odbiega od kanonu..owszem ma kilka cech, które Ty sama jej nadałaś, ale to jej nie psuje...tylko nadaje tę oryginalność...W Twoim opowiadaniu nie ma cukierkowych postaci...Są tylko nastolatkowie, którzy borykają się z problemami nie tylko miłosnymi, ale także moralnym czy też innymi. Twoja historia wzrusza, zmusza do głębszego zastanowienia się nad swoim życiem i nad tym czym jest miłość, poświęcenie czy oddanie. Osobiście najwięcej zajęło mi kontemplowanie nad postrzeganiem śmierci Twoich bohaterów...właśnie wtedy stwierdziłam, że musisz być niezwykle silna i wrażliwa jednocześnie...jesteś niesamowita...opisujesz wszystko tak by czytelnik mógł wgłębić się w treść tej historii...by mógł się w niej znaleźć...Najbardziej zachwyca mnie to, że nie starasz się zrobić z Twoich postaci bohaterów idealnych...Nie są cudownymi, wspaniałymi ludźmi, którzy są przez wszystkich uwielbiani i kochani...mają sporo wad, mają zalety...są po prostu ludźmi, w których zachodzą zmiany...w których rodzi się chęć walki o lepszy świat, o miłość...o życie, które wydaje się być na wagę złota...Po mimo tego, iż jestem pewna, że zakończenie nie będzie szczęśliwe...to jednak liczyłabym na happy end...nie jakiś przesadzony...tylko normalny...oraz moja ogromna prośba...Nie zabijaj Teodora...kocham go <3 S tak po za ten rozdział został jednym z moich ulubionych :) Jest cudowny, wzrusza do łez. :) Życzę weny do dalszego pisania...:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejka :) Nowy rozdział jest fantastyczny, genialny i fenomenalny :) Jestem nim zachwycona i oczarowana. Naprawdę , aż brak mi słów. Nie wiem co powiedzieć :) Rozdział jest naprawdę super :) Zazdroszczę ci talentu :) Wszystko tak cudownie opisałaś. Uczucia, opisy ... Jestem pod ogromnym, dużym wrażeniem :)Biedna Hermiona ... cierpi po śmierci Teodora ... Ale jak ona mogła popełnić samobójstwo ? I jak mogła przeżyć ? Teraz to mam mętlik w głowie ... Hmm, mam nadzieję, że w następnym rozdziale wszystko sie wyjaśni. Ah, ciekawi mnie co będzie dalej :) Już nie mogę się doczekać :) Czekam z niecierpliwością :) Do usłyszenia :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Karolina J
    ps. Mam nadzieję, że jednak Teodor nie umarł ... że to jakaś pomyłka ...
    Do usłyszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Miałam trzy rozdziały do przeczytania i gdy skończyłam czytać ten wspaniały fragment w łazience prefektow, co do którego nieco mniezmylilas, dając gdzieś zdanie,ze Hermionie i Teodorowi trudniej było sie dogadać, cieszylam sie tak bardzo, bardzo mocno i chciałam go czytać w kółko, poniewaz był zajebiscie wspaniały i romantyczny i taki perfekcyjny, jak byc powinien, i nawet to, ze Marta im przerwała, tylko dodało uroku, bo koniec końców oboje wyznali sobie milosc. Tylko ze nie pomyślałam, ze z pewnością dodalas cos takiego akurat orzed tym, jak masz zamiar wszytsko, ale tl wszytsko popłatac jeszcze bardziej. Żyje nadzieja, ze oni żyją, a nawet jesli nie, to ze wytłumaczysz, dlaczego i jak Nott zniknął z higwartu i dlaczego na Boga świętego, miał ten znak, o co chodzi, czy wmieszał sie w to Cryte? Ponadto co ma z tym wszystkim wspólnego Draco, bo cos chyba musi... No a moze to Zabini si zrehabilituje i powie, o co chodzi, bo by mu wypadało, szczerze mowiac. Mam nadzieje, ze Odbici ma racje, poniewaz nie chce, zeby oboje umarli, nie ten sposob, nawet jesli musza umierać, to nie tak... Ne wierze, zebyTwodor stał po złej stronie i wkurza mnie, ze inni tego nie rozumieją... No moze dumbledore rozumie, skoro tak samo ma ze snapem, ale najwyraźniej to za mało... Kurde, nie zgadzam sie na cos takiego, i na prawdziwie samobójstwo tez nie... Aczkolwiek nie moge totalnie potępiać hermiony, poniewaz to wszytsko, co ja spotkało, zalamaloby wczesnej bardzo duży procent społeczeństwa... Te fragmenty z przesLosci Teodora i hermiony dobiły mnie chyba najbardziej. Przez swoja naturalnośc i uczucie,ktore z nich biło. Jestes niesamowita pod kazdym względem. Byc moze uda mi soe prżezyc te smierci, choc wątpię, al ni daruje Ci, jesli w Twojej wersji okaże sie, ze Teodor był po stroni smierciozercow juz wczesniej... Ponadto to ni moze skończyć sie juz teraz... Nie moze! Co z crytem, co z horkruksami?! Hermiona nie moze nie żyć, a Teodor.... Ach, przeciez go kcham i nie wierze w to, co mówią ci dobrzy... No nie wierze :(((

    OdpowiedzUsuń
  18. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award:
    www.witchvenezia.blogspot.com

    Pozdrawiam
    Venezia

    OdpowiedzUsuń
  19. Dochodzę do ostatniego zdania, i zapominam że siedzę na łóżku tyłem do krawędzi, więc z mieszaniny uczuć chcę się rzucić na tył a tam... podłoga. Uwierz, nikt mnie tak nie poruszył jak Ty. Obudziłaś we mnie tak szczere uczucia, nigdy podczas czytania tego nie odczułam. To taka fascynacja, przerażenie, bo "co się dalej stanie?,, , łzy i krzyk gdy dowiaduję się o śmierci Teodora(w co uparcie nie wierzę...) , śmiech przy przekomarzaniu... Jesteś niezwykła. Bawisz się słowami wywołując, iż czytelnik czuje twój tekst, uczucia w nim są wręcz namacalne, nie kierujesz się tym co wszyscy uważają. Jesteś dla mnie autorytetem. Jesteś dla mnie przykładem i wzorem, dzięki tobie wreszcie się czuję dobrze. Wreszcie ktoś wyzwolił emocje które przez długi okres trzymałam w ukryciu. Dzięki tobie realne trudności przestają istnieć, przekraczasz granice świetności. Wiem, że piszę teraz dosyć chaotycznie i znając mnie nie poprawnie, ale w tym szaleństwie chcę przekazać Ci jedno słowo. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.