O kurde.
– Ron, co jest?
Rudzielec odwrócił się do
siostry, biały jak kreda.
– Patrz.
Przyciskał palec wskazujący do
rysunku Wieży Zegarowej na Mapie Huncwotów. Ginny dostrzegła tam trzy plamki,
dwie tuż obok siebie i jedną w głębi pomieszczenia. Dziewczyna krzyknęła,
przykrywając sobie usta dłonią.
– Na Merlina, co Hermiona tam
robi?! Ron, czy to… O nie…
Ginny popatrzyła na brata z
przerażeniem.
– Co oni tutaj robią?!
Przecież…
– Uważaj!
W ostatniej chwili uchylili się
przed wściekle zielonym promieniem pędzącym w ich stronę. Nie mieli już czasu
na dyskusję.
Do Hogwartu wkroczyli
śmierciożercy.
***
Z ciemności wyrwał mnie ból w
żebrach, wyciskający z płuc całe zebrane w nich powietrze. Pod powiekami
poczułam łzy. Otworzyłam oczy i z jękiem wsparłam się na łokciu. Brudna,
drewniana podłoga, na której leżałam, falowała, kiedy starałam się okiełznać
zawroty głowy. Uniosłam wzrok i prawie zachłysnęłam się własną śliną. Nieopodal
dostrzegłam Cryte’a. Półleżał oparty o ścianę, pozbawiony świadomości.
Co się stało?
– Szlamowata dziwka.
Ktoś inny odpowiedział mi na to
pytanie. Na plecach poczułam armię dreszczy. Odwróciłam głowę w stronę, z
której dobiegał ten zimny głos. Kilka stóp dalej stał wysoki, szczupły
mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami przetykanymi pasmami siwizny. Jego jasne
oczy były zmrużone, uśmiech wykwitły na pełnych wargach szyderczy. A w czyjejś
twarzy, tak podobnej do tej, o ostrych, arystokratycznych rysach i mocnej
szczęce, kiedyś szaleńczo się zakochałam.
Anthony Nott wpatrywał się we
mnie z wyższością oraz nienawiścią tak wielką, że prawie namacalną. Nagle
zapragnęłam, by Cryte się obudził, i to jak najszybciej, na chwilę odsunęłam w
niepamięć jego zbrodnie oraz własną niechęć.
Cofnęłam się pod ścianę niczym
zwierzyna przed łowcą.
– Bój się, szlamo, bo zaraz
zginiesz – warknął Nott. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i włożywszy w to
chyba cały swój gniew, kopnął dokładnie w to miejsce pod żebrami, z którego
promieniował ból. Na nic zdało się skulenie przed ciosem. Pociemniało mi przed
oczami, a z gardła wydobył się stłumiony jęk. Osunęłam się po ścianie i
znalazłam się dokładnie w takiej samej pozycji jak Cryte. Bezbronna, skazana na
łaskę śmierciożercy.
Wydarzenia tuż przed utratą przytomności
powróciły do mnie szybciej, niż się tego spodziewałam.
Wieść o śmierci Teodora…
Dwadzieścia cztery godziny, w czasie których zrozumiałam, że zostałam z niczym…
Wieża zegarowa… Ostatni krok i ostatnia myśl o strachu…
Zaniosłam się kaszlem, co tylko
spotęgowało moje cierpienie. Popatrzyłam otumaniona na Notta.
– Jak dostał się pan do
Hogwartu? – spytałam, powoli łącząc wszystkie wątki.
– Młody Malfoy okazał się być całkiem
sprytny, choć nikt nie wierzył w powodzenie jego zadania – odrzekł z nieskrywaną
satysfakcją. – Hogwart już jest nasz.
Te cztery słowa wywarły na mnie
większe wrażenie niż widok nieprzytomnego Cryte’a.
– Nie…
– Obawiam się, że tak. Powiedz,
szlamo, co robiłaś na tej wieży? Chciałaś skoczyć, bo twój chłopak zdechł?
Poczułam wzbierającą złość.
Wyprostowałam się nieco, uważając na obolałe żebra.
– Mówi pan o swoim synu –
wycedziłam. Tak strasznie żałowałam, że nie mam przy sobie różdżki. – O swoim synu,
do którego śmierci sam pan się przyczynił.
Ani drgnął. Był nieruchomy jak
skała.
– I który związał się ze
szlamą.
Atakowałam go spojrzeniem.
Wtedy jeszcze nie myślałam o śmierci, a o tym, co zrobiłabym z Nottem, gdybym
dostała w swoje ręce różdżkę albo gdyby chociaż moja głowa tak bardzo nie
ciążyła. Wtedy jeszcze miałam nadzieję.
– Więc dlatego pan to zrobił?
Bo się we mnie zakochał?
– On nigdy cię nie kochał. Nie
mógłby pokochać szlamy – niemal wypluł te słowa. Jego głos wręcz nasiąkł
wstrętem.
– Nie był taki jak pan.
– Czyżby?
– Brzydził się śmierciożerstwem
– powiedziałam z największą odrazą, na jaką było mnie w tamtej chwili stać, ale
Nott tylko zaśmiał się szyderczo. Zaczął przechadzać się w tę i z powrotem, a
ja dopiero teraz przyjrzałam się otoczeniu. Wokół mnie stały półki oraz gabloty
z najróżniejszymi przedmiotami – biżuterią, ludzkimi czaszkami, starymi
kielichami, niezidentyfikowanymi artefaktami bez wątpienia mającymi związek z
czarną magią. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że znam to miejsce,
ponieważ kiedyś je odwiedziłam.
Byliśmy w sklepie Borgina i
Burkesa.
– Teodor sam wstąpił w szeregi Czarnego Pana – odrzekł mężczyzna. – Pod
koniec maja wysłał do mnie list z prośbą, bym wstawił się za niego u Lorda, bo
wreszcie odnalazł swoją ścieżkę.
Jak echo zabrzmiały w mojej
głowie słowa Lupina.
…
ludzie często zbaczają ze ścieżek,
które obierają na początku swej drogi…
Odwróciłam wzrok od Notta.
– Początkowo Czarny Pan nie
patrzył na niego przychylnie – kontynuował. – Po Gray, która okazała się być
całkowitą porażką, niechętnie ufał mojemu osądowi względem nowicjuszy.
Rozszerzyłam oczy ze
zdziwienia.
– Więc to pan wprowadził Ivy w
krąg śmierciożerców?
Nott przysiadł na niewielkim,
drewnianym stołeczku, obracając różdżkę między palcami.
– Ja – powiedział z leciutką
dumą w głosie. – Rok temu w lipcu przylazła tutaj, licząc, że spotka przez
przypadek któregoś z Malfoyów. Spotkała mnie. Nie wiedziała, kim dokładnie
jestem, ale rozpoznała moją twarz z gazet. Wiedziała, dla kogo działam, i to
jej wystarczyło. Opowiedziała mi swoją historię, że rodzice działają w
Ministerstwie Magii wbrew prawu, współpracują z jakimś bezwartościowym
mordercą, o czym dowiedział się jej brat i dlatego zginął. Chciała go pomścić.
Naiwna. Myślała, że w szeregach śmierciożerców zyska taką władzę, by ruszyć na
ministerstwo i tam dokonać zemsty, że Czarny Pan jej w tym pomoże. Czarny Pan
nie pomaga. Czarny Pan wykorzystuje nawet tak nieumiejętnych ludzi w nadziei,
że być może okażą się przydatni. Dlatego dał jej do wykonania najprostsze
zadanie – podpytanie szlamy Pottera. Nie liczył na powodzenie, zwłaszcza że w Hogwarcie
przez cały rok pracowano nad czymś innym, ale nie zaszkodziło spróbować. Gdyby
tylko wiedział, jak szalona jest Gray… – Nott westchnął. – Cóż, dzięki niej
dowiedzieliśmy się trochę na temat tego buca. W jakimś stopniu rzeczywiście
okazała się pomocna.
W zawrotnym tempie analizując
informacje od Notta, szukałam drogi ucieczki. Dyskretnie rozglądałam się za
czymś, co umożliwiłoby mi wydostanie się z tej beznadziejnej sytuacji, nawet
jeśli oznaczało to znalezienie się samej na Śmiertelnym Nokturnie.
– Wie pan o Crycie? – wyrwało
mi się, mimo że wcale nie planowałam grać na zwłokę. – Wie pan, co on robi?
– Oczywiście. Czarny Pan już
dawno zauważył, że do gry dołączył trzeci gracz, ale liczył na Dumbledore’a i
na jego poczucie obowiązku ratowania niewinnych. Gray tylko potwierdziła nasze
przypuszczenia, a on nie chciał bawić się w kotka i myszkę z tym brudasem.
Znów zakręciło mi się w głowie.
Nie wiedziałam, czy od zaklęcia, którym potraktowano mnie na szczycie wieży,
czy od tego wszystkiego, co powiedział Nott.
– Wiedzieliście o nim i nic nie
zrobiliście – wymamrotałam, po czym syknęłam cicho. Nie mogłam wziąć głębszego
wdechu. – Voldemort jest tchórzem.
– Crucio!
Ten ból moje ciało pamiętało
jeszcze przez długi czas. Mięśnie kurczące się z wysiłkiem, skóra, którą jakby
podsunięto zbyt blisko do ognia, gotująca się w żyłach krew, kości pękające pod
olbrzymim ciężarem. Długo zatrzymywałam w sobie krzyk, co chyba tylko jeszcze
bardziej rozwścieczyło Notta. Trzymał mnie pod zaklęciem dopóty, dopóki
wreszcie nie zaczęłam wrzeszczeć, aż gardło zapiekło w proteście.
Kiedy męczarnie zniknęły,
zdałam sobie sprawę, że przez cały czas ich trwania wiłam się po podłodze w
konwulsjach, wbijając paznokcie w podłogę. Teraz oddychałam szybko, wsłuchana w
szaleńcze bicie własnego serca. Dopiero wtedy znów wróciły myśli o śmierci.
Chyba traciłam siłę na jakąkolwiek walkę.
– Wstrętna dziwka! – krzyknął
rozjuszony Nott. Po moich policzkach spłynęły gorące łzy. Nie śmiałam załkać. –
Jesteś obrzydliwą, obłudną szlamą, która bawi się w uwodzenie czystokrwistych
czarodziejów. I pomyśleć, że komuś takiemu jak tobie prawie udało się rozbić
ministerstwo – mruknął Nott, patrząc na Benajmina. – Nie spodziewałem się
czegoś podobnego po przyjaciółce wielkiego Wybrańca. Po ciebie ten sukinsyn
przyszedł aż do Hogwartu.
Więc tak Cryte znalazł się
tutaj ze mną. Nott musiał zaatakować nas oboje, kiedy w trójkę znaleźliśmy się
na szczycie Wieży Zegarowej.
Zwinęłam się w kłębek, na tyle,
na ile pozwoliło mi obolałe ciało.
– Zabijesz mnie? – spytałam
głucho.
Wybuchnął drwiącym śmiechem.
– Naiwna szlama. Jeśli
myślałaś, że otrzymasz przywilej szybkiej śmierci za to, co zrobiłaś z moim
jedynym synem, to grubo się mylisz. – Wstał i otrzepał spodnie z kurzu. –
Chociaż może powinienem ci podziękować? Nie chciał cię do mnie przyprowadzić,
więc wybrał służbę u Czarnego Pana.
– Nie chciał… co?
Jego oczy do bólu przypominały
oczy Teodora. Nie mogłam w nie patrzeć, jednocześnie tak strasznie za nimi
tęskniąc.
– To, co słyszysz. – Prychnął
cicho. – Na początku planowałem należycie go ukarać za nieposłuszeństwo i
odmowę wykonania tak prostego zadania, ale skoro wybrał dla siebie inny los…
Szkoda byłoby zmarnować taką ofertę, zwłaszcza że raz przyjęty Mroczny Znak
wiąże się z osobą na całe życie. – Złośliwy uśmiech zagościł na jego wargach. –
Wiesz, co to znaczy? Teodor będzie śmierciożercą już na zawsze.
– Był – poprawiłam go z bólem
serca. – Teodor był śmierciożercą.
– Oj, szlamo, szlamo. – Nott
pokręcił głową. – Mój syn żyje, ty skończona idiotko. Crucio!
***
Harry czuł, że już dłużej tego
nie wytrzyma. Każdy człowiek ma jakieś granice wytrzymałości, a on swoje zdążył
wystarczająco nagiąć, by odczuwać porażające zmęczenie. Odnosił wrażenie, że
znalazł się w parszywym koszmarze, stworzonym z jego największych obaw. Kilka
minut temu był świadkiem śmierci kogoś, kogo traktował jak mentora, w dodatku z
ręki jednego ze swoich największych wrogów. Już nawet nie liczyło się dla
niego, jakim cudem Snape dostał się do Hogwartu; po prostu chciał go dorwać i
zniszczyć, tak jak w ciągu paru sekund zniszczył najpotężniejszego czarodzieja
swoich czasów.
Po szaleńczym pościgu przez
szkolne błonia Książę Półkrwi zdążył deportować się razem z innymi
śmierciożercami. Serce Harry’ego zalała gorycz porażki i pustka po stracie
Dumbledore’a. Pomógł Hagridowi ugasić płonącą chatkę, po czym obaj odwrócili
się, by wrócić do zamku. Wtedy jednak Potter dostrzegł dwie postaci pędzące w
ich stronę. Dopiero gdy się zbliżyły, zobaczył, że to Ron i Ginny. Byli cali,
nie licząc paru zadrapań na twarzach; poza nimi nie wyglądali źle. Zatrzymali
się zziajani przed przyjacielem.
– Hermiona… porwana… –
wykrztusił rudzielec, a pod Harrym prawie ugięły się nogi.
– Jak to: porwana? – Bezwiednie
zacisnął pięść na różdżce. – Kiedy, przez kogo?
– Jakiś czas temu… widzieliśmy
ją na Wieży Zegarowej… z Cryte’em i ojcem Notta – wyjaśniła Ginny między
oddechami.
Harry’ego oblał zimny pot.
– Skąd wziął się tutaj Cryte?!
– Miał ochotę rwać sobie włosy z głowy. Za dużo, za dużo tego wszystkiego! –
Dobra, nieważne, musimy… musimy coś zrobić! – Zaczął gorączkowo zastanawiać
się, gdzie mogła udać się cała trójka, skoro teleportować mogli się tylko poza
granicami zamku, a gdyby odlecieli na miotłach, na pewno ktoś by ich zauważył.
Nagle zrozumiał. Jedyne racjonalne wyjaśnienie. – No jasne! Chodźcie!
Puścił się przez błonia, choć
mięśnie nóg już odmawiały posłuszeństwa, a płuca paliły przy każdym wdechu.
– Harry, gdzie ty lecisz?! –
zawołał za nim Ron.
– Najpierw po Lupina… a potem
do Pokoju Życzeń!
***
Mój krzyk urwał się wraz z
przerwaniem zaklęcia przez Notta. W uszach wciąż słyszałam echo jego słów.
Teodor
żyje.
Czułam ostatnie konwulsyjne
szarpnięcia rąk. Oddychałam spazmatycznie i nie mając siły na nic więcej,
przewróciłam się na bok, twarzą do śmierciożercy.
– Jak? – zdołałam jedynie wyszeptać.
– Dumbledore bardzo przejął się
losem zwykłego ucznia. Za bardzo. – Stał prosto, z płomiennym spojrzeniem
szarych oczu. – Miałem dość aurorów wciskających nos tam, gdzie nie trzeba, a
upozorowanie śmierci Teodora było najłatwiejszym wyjściem z tej sytuacji.
– Przecież… przecież Lupin…
– Tak, zaskakująco łatwo
przyszło temu zwierzakowi zabić nastolatka – zadrwił. – Tyle że to nie był on.
Czarnemu Panu nie podoba się marnotrawstwo, zwłaszcza śmierciożercy, który tak
dobrze rokuje.
Słowa Notta, niczym jad,
zatruwały wszystkie moje myśli. Nie pomogła nawet świadomość, że Teodor nie zginął. Zaszlochałam cicho z bezsilności.
– On nie jest śmierciożercą – w
moim głosie zabrzmiała nieoczkiwana siła, jak na kogoś, kogo ciało paliło jakby
zanurzono je we wrzącym oleju i kto spodziewał się rychłego zadania mu tego
ostatniego ciosu. – Tak bardzo zależy panu na tym, żebym w to uwierzyła, ale
nigdy, nigdy w to nie uwierzę.
– Prawda zawsze do ciebie
dotrze, nieważne, jak długo będziesz uciekać.
Łzy spływały z kącików moich
oczu i skapywały na podłogę.
Nie wierz mu, nie wierz mu, to
nieprawda nieprawda nieprawda.
Wyobraziłam sobie Teodora,
który rzeczywiście gdzieś tam był, i który stoi przede mną z krzywym uśmiechem,
pokazując na odsłoniętym lewym przedramieniu czarny tatuaż.
Nie nie nie nie nie.
– Legilimens!
Zaklęcie uderzyło we mnie tak
niespodziewanie, jak niespodziewanie wyrywa człowieka ze snu dźwięk budzika.
Przyciągnęło do mojego umysłu setki wspomnień, przez co natychmiast straciłam
jakąkolwiek orientację i resztki jasnego myślenia.
Na piąte urodziny dostaję
pluszowego misia, prawie dorównującego mi wzrostem. Niewiele później sprawiam,
by zmienił swój kolor z brązowego na różowy. Rodzice nie mają pojęcia, jak to
się dzieje.
Siedzę z mamą w kuchni, do
której wlatuje sowa. W tym samym momencie ktoś puka do drzwi. Jeszcze nie wiem,
że stoi za nimi opiekunka mojego przyszłego domu w Hogwarcie.
Starałam się wznieść zaporę
wokół swojego umysłu, tak jak Harry podczas lekcji oklumencji ze Snape’em i
nagle zrozumiałam, jak wiele wysiłku musiał w to włożyć. Przed oczami widziałam
niechciane obrazy, w uszach szmer głosów, które za wszelką cenę chciałam
odegnać. Anthony był zbyt silny. Coraz bardziej zagłębiał się w odmęty moich
myśli, a ja krzyczałam, krzyczałam i wiłam się po podłodze, pragnąc śmierci.
Spotkanie Gwardii Dumbledore’a
kończy się i razem z Ronem wychodzimy na korytarz. Harry zostaje jeszcze w
Pokoju Życzeń. Z rudzielcem rozmawiamy o Świętach. Rumienię się subtelnie,
kiedy mówi ze swobodą w głosie, że całkiem ładnie dziś wyglądam.
Wchodzimy z Teodorem do Sali
Oczyszczenia po raz pierwszy. Odskakuję od plamy zaschniętej krwi, przez
przypadek muskając dłoń chłopaka. Prąd przechodzi przez moje ciało. Cała się
spinam.
– Głupia szlama! – zawołał
śmierciożerca, nadal nie znalazłszy interesujących go informacji. – Legilimens!
Harry nigdy nie mówił mi, że
szperanie komuś w głowie może sprawić ból.
Rozmawiam z chłopakami o
nieobecności Dumbledore’a. Snujemy zawiłe teorie, a potem przechodzimy do
tematu Cryte’a. Ron klnie na niego jak najęty.
Potter mówi nam o horkruksach.
– Nie! – jęknęłam, lecz było
już za późno.
Idę do biblioteki, by znaleźć o
nich jakieś informacje. Spędzam tam całe godziny, lecz na próżno. Wracam do
Wieży Gryffindoru, gdzie z ponurą miną siadam z przyjaciółmi. Zapieram się, że
przecież Voldemort nie może być niepokonany i musi dać się go zabić. Żaden z
nich nie ma na to za dużej nadziei.
Rozległ się huk i dopiero po
chwili zorientowałam się, że tym razem to nie kolejne wspomnienie, a
rzeczywistość. Zaklęcie Anthony’ego nagle się urwało, zabierając ze sobą falę
bólu. Łyknęłam wielki haust powietrza. Błagałam swoje płuca, by zaczęły
wreszcie współpracować, i resztę ciała, by przestało krzyczeć. Rozluźniłam
wszystkie mięśnie.
Przeleciały nade mną zaklęcia.
Zdołałam dźwignąć się na
łokciu, ignorując przejmujące rwanie kończyn. Nott walczył z trzema
przeciwnikami naraz, Lupinem, Tonks i Ronem, do których sekundę później,
wyskoczywszy z dużej szafki stojącej pod ścianą, dołączył Harry. Śmierciożerca
z początku nie miał wielkich problemów – jego ruchy były szybkie, a refleks
perfekcyjny. Po pomieszczeniu fruwały rozmaite przedmioty, przed którymi
przezornie osłaniałam głowę ręką, powietrze przecinały kolejne uroki z mrożącym
krew w żyłach świstem. Później Anthony zaczął się cofać, aż wreszcie zniknął mi
z oczu.
Choć potyczka wcale nie trwała
tak długo, dla mnie te kilka chwil było wiecznością. A potem wszystko ucichło.
Pozostałam nieruchomo na
podłodze, obolała i wyczerpana, powoli odpływając. Ktoś do mnie podbiegł,
pomógł wstać, podtrzymał, kiedy niebezpiecznie się zachwiałam. Dostrzegłam rudą
czuprynę oraz błysk światła odbity w szkłach okularów. Delikatnie przylgnęłam
do Harry’ego, a błogie uczucie bezpieczeństwa niemalże ukoiło fizyczny ból.
– Jak się tu dostaliście? –
wychrypiałam, ale Ron potrząsnął głową.
– Później wszystko ci
wyjaśnimy.
Nie miałam nic przeciwko temu.
Nott leżał nieprzytomny pod
szczątkami jakiejś gabloty, gdy odnalazłam go wśród pobojowiska powstałego
podczas walki. Lupin i Tonks szybko się nim zajęli. Ja szukałam jednak kogoś
jeszcze.
– Gdzie jest Cryte? – spytałam
nieprzytomnie.
Harry zmarszczył brwi.
– Cryte tu był?
Poczułam suchość w ustach.
– A nie ma go?
Zakręciło mi się w głowie i
musiałam naprawdę mocno przytrzymać się bruneta, by nie runąć z powrotem w dół.
Przez moment znów znajdowałam
się na Wieży Zegarowej, kilkaset stóp nad ziemią, a przede mną rozciągała się
przepaść. Głęboka i przerażająca. Tym razem panicznie bałam się w nią zlecieć.
Wróciliśmy do Hogwartu przez
tamtą szafkę, która przeniosła nas do Pokoju Życzeń. W głowie kłębiło mi się
multum pytań, ale nie miałam siły, by je zadać. Stąpałam powoli i niepewnie,
marząc o odpoczynku, o długich godzinach odpoczynku. Zwykłym, spokojnym, niczym
nieprzerwanym śnie.
W Skrzydle Szpitalnym spotkałam
wiele osób – prawie całą rodzinę Weasleyów, Fleur Delacour, narzeczoną Billa
zaatakowanego przez Greybacka, kilku nauczycieli oraz uczniów. Pani Pomfrey
natychmiast się mną zajęła. Zostałam opatrzona, wpakowana do łóżka i napojona
Eliksirem Słodkiego Snu. Nim jednak po raz ostatni zamknęłam oczy, dowiedziałam
się najgorszego – że Dumbledore został zamordowany przez Severusa Snape’a.
Bilans tamtego dnia?
Jedna ofiara śmiertelna.
Jeden zbieg z Azkabanu w
dalszym ciągu na wolności.
Jeden ujęty śmierciożerca.
Jeden nieujęty, ale tylko
dlatego, że do niedawna dla świata był martwy.
Jeden ocalony psychopata.
Jedna odratowana samobójczyni.
Jedno złamane serce.
Zero nadziei.
_______________
Dobra, wiem, mówiłam co innego
odnośnie daty publikacji, a wyszło jak zwykle. Na swoje usprawiedliwienie mam
jedynie to, że zaczęłam liceum, pochłonął mnie wir nauki i nowych znajomości,
oraz to, że dosłownie w całości połykam ostatnio książki, jedna po drugiej, i
po prosu nie starczyłoby mi życia, gdybym chciała jeszcze upchnąć w nim
Internet.
Mam do Was jednak biznes, moi
kochani. Razem z Niekonkretną stąd oraz Damą Kier stamtąd, no i taką mną, planujemy meetup. Tak, dobrze widzicie. Niedawno
stwierdziłyśmy, że pomysł sam w sobie nie jest zły, o ile w ogóle ktoś by na
takie spotkanie przyszedł. Odbyłoby się ono w Krakowie, najprawdopodobniej w
czwarty weekend września, czyli 27/28.09.
To jak? Pisałby się ktoś na to? Proszę o odpowiedzi, bo myślimy o tym naprawdę
poważnie.
Kocham, jak zawsze.
Empatia
PS Czy mnie oczy mylą? Okrągła
pięćdziesiątka? Yay!
Mieszasz, Empatio, mieszasz!
OdpowiedzUsuńOstatnio złamałaś mi serce, pisząc, że Teodor nie żyje, teraz znów mam nadzieję, że to nieprawda, ale pewnie okaże się, że stary Nott kłamał i Teoś nie żyje. :C nic już nie wiem!
Myślałam, że skoro Teodor niby (uwierzę jak przeczytam scenę z nim!) żyje to on uratuje Hermionę. A tu Harry i Ron. Okej, w sumie może być.
Rozdział jak zawsze perfekcyjny i zaskakujący, trzyma w napięciu. Cholera no, już chcę wiedzieć co będzie dalej. :C
Pozdrawiam!
Zastanawiałam się, co Ci napisać, bo moje komentarze nie były ostatnio zbyt konstruktywne,ale główna myśl tego komentarza jest taka: z jednej strony cieszę się, że Teodor jednak żyje, a z drugiej żałuję, że jednak żyje.Gdybyś go zabiła na dobre, to byłabyś przynajmniej oryginalna, ale z drugiej strony, jak pomyślę, że nie żyje, to mi się smutno robi.
OdpowiedzUsuńDobrze nawiązane do kanonu.
Błędów nie zauważyłam. :P
Pozdrawiam serdecznie,
F.
Hej : ) Rozdział jest ... ah, sama nie wiem co mam powiedzieć. Rozdział jest zachwycający , zniewalający :) Jestem nim zachwycona. Rozdział jest fantastyczny. Doskonale wszystko opisałaś. Rozdział jest doskonały w każdym calu. Jest nieziemski. Aż chcę więcej. Jak dla mnie to za mało. Współczuje biednej Hermionie ... te tortury ... te wiadomości od ojca Teodora ... jednak cieszę się, że Teodor żyje tak jak i Hermiona ... Mam tylko nadzieję, że jakoś to się wszytsko poukłada ... Ale rozdział jest cudny :) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Karolina J
Nott żyje? TAK! Co z tego, że ma ten okropny tatuaż, ale to jednak wciąż Teodor. Proszę, niech się jeszcze pojawi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie opisałaś śmierci Dumbledore'a jeszcze raz, bo to zawsze jest tak samo smutne i rozdzierające.
Nie, nie wiem już, co myśleć. Najważniejsze, że Hermiona żyje, bo nieźle mnie przestraszyłaś po ostatnim. To byłoby dziwne, gdyby Hermiona - duch, pozostała narratorem. Dobra, to niemożliwe, wiem.
To już naprawdę pięćdziesiąty rozdział! Brawo Empatio.
Z chęcią przyszłabym, żeby się z Wami spotkać, ale odległość mi na to nie pozwoli. Mam nadzieję, że spotkanie dojdzie do skutku.
Pozdrawiam:)
Na spotkanie CHCIAŁABYM przyjechać. Nie mam aż tak do tego Krakowa daleko, żeby to było wielkim problemem, ale zobaczymy. Z resztą- kto by nie chciał spotkać wspaniałej Empatii?
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że Teoś żyje. Nie mogłabyś zabić go od tak.
No i wszystko jak zwykle pięknie opisane.
Ściskam, em.
Rozdział wspaniały, jak zwykle. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńSpotkanie... jakby to były Katowice, to ja bym mogła w każdej chwili przyjechać :D Ale Kraków... cóż, z funduszami na chwilę obecną u mnie bardzo kiepsko, wątpię też, żebym uzyskała zgodę na taką "wycieczkę", choć dla mnie samej to nie problem. Więc na chwilę obecną nie, ale za parę miesięcy, może na wiosnę, to może byłabym w stanie się wybrać :)
A sam pomysł jest super ;)
Teodor żyje ?! Super tylko myślałam że może to on uratuje Hermionę a nie Hary i Ron mam nadzieję że jeszcze się spotkają i sobie chociaż wyjaśnią wszystko . Na meetup nie będę mogła przyjechać nie mam funduszy na jazdę z Bydgoszczy do Krakowa i z powrotem . Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńPieknie jak zwykle! Mimo ze (chyba jestem obłąkana ze tak mysle albo poprostu znudziły mi się dobre zakończenia) trochę żałuje ze Teo jednak żyje bo twoj dramatyzm był poprostu mistrzowski znow nie moge się doczekać kolejnego rozdziału! Jestem ciekawa jak to wszystko rozwiążesz :P co do spotkania to na 50% jeśli by było bym się pojawiła bo z Katowic daleko nir jest ale nie wiem jak tam z moim napiętym kalendarzem :D pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJej! Dzisiaj świętuję. Herm żyje i Teodor też! Zarazem zjada mnie ciekawość jak to w końcu z tym Nottem jest... Oczywiście cały rozdział według mnie dawno przekroczył granicę świetności i genialności, ale i tak powiem: rozdział jest genialny! Tak przy okazji, przez te rozdziały będę miała wizytę u lekarza czy nie mam wstrząśnienia mózgu, gdyż rodzice zauważyli że zbyt często spadam z łóżka na podłogę uderzając się nieźle w głowę... Ale, uderzeniem w beton nic sobie nie zrobiłam to co tam panele ;) Co do Krakowa, przykro mi ale nie mogę :( mam spotkanie chóru... Cóż, na zakończenie mam nadzieję że nowy rozdział będzie jak najszybciej i że ta historia będzie miała (proooszę) w miarę szczęśliwe zakoczenie.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, szczęścia i samych wybitnych w liceum;)
Mogła mu wymazać pamięć, żeby nie wiedział o horkruksach... nie nic. Czekam na następny i zapraszam do mnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx :)
Jestem na tym blogu od dawna, ale nie dawałam o sobie znać. Wiem, jestem okropna, powinnam pisać komentarze i motywować Cię do pisania, jednak nic nie poradzę na to, że śmierdzący ze mnie leń.
OdpowiedzUsuńTak więc, co do rozdziału. Po pierwsze, jestem bardzo zadowolona z faktu, że Teodor żyje. Kobieto, kiedy ja przeczytałam o śmierci młodego Notta, zaczęłam ryczeć i myślałam, że dostanę palpitacji serca. A Hermiona chcąca popełnić samobójstwo? To mnie zniszczyło. Nie wiem czy będę w stanie Ci wybaczyć.
Po drugie, kanion jest idealnie poukładany. Nie mam nic przeciwko opowiadaniom pozbawionym owego kanionu z książki pani Rowling, ale jednak wolę, kiedy jestem w miarę zaznajomiona z sytuacją. Poza tym znanie wydarzeń ułatwia czytanie.
Po trzecie, to chyba zaraz dostanę szału. Zakończyć w takim momencie! Barbarzyństwo bez dwóch zdań. Jak mogłaś? Tutaj piszesz, że Teodor żyje, a tam w ogóle nie ma go w rozdziale. Chociaż w sumie to dobrze, trochę byłoby zbyt sweet, gdyby Teo przybył Hermionie na ratunek w lśniącej zbroi, na białym koniu. Rzygam tęczą.
I po czwarte, nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że już niedługo zaspokoisz mój nałóg czytoholika Jednego Jedynego Wyjątku. Nie masz pojęcia ile refleksji zawdzięczam tej historii. I Tobie, bo przecież Ty to wszystko stworzyłaś.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny na następny rozdział.
Thais
On żyje. On żyje.
OdpowiedzUsuńKocham Cię.
Bo on żyje.
A ja mogę wreszcie zająć się fizyką.
wiedzialam ze on zyje! jejkuuuu! niestety jestem z drugiego konca polski wiec na spotkanie nie przyjde ale wiedz ze gdybym mogla to bym wszystko rzucila i tam przbiegla. twoje opowiadanie jest moim ulubionym ff! dzieki ze piszesz!
OdpowiedzUsuńŚledzę to opowiadanie od miesiąca (innymi słowy, miesiąc temu przeczytałam wszystkie rozdziały jednym tchem, a następnie oczekiwałam z niecierpliwością na kolejne). Zatem po kolei.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze. Uwielbiam postać Teodora. Został przez Ciebie wykreowany niebanalnie, a dodatkowo ostatnie zawirowania spowodowały, że nie mogłam przestać o nim o o całym Twoim opowiadaniu myśleć. Może teraz nasuwa się pytanie, dlaczego nie komentowałam - cóż, jako nieogarnięta gimbaza nie miałam tego zwyczaju, a po kilku latach lenistwa w tej kwestii trudno cokolwiek zmienić. Prawdopodobnie ta wymówka jest właśnie najlepszym dowodem na to, jak mi się nie chce podejmować kreatywnych działań, ale cóż...
Czytałam parę opowiadań i blogów z Hermioną w roli głównej (mówię o tych, których nie odstawiłam po przeczytaniu połowy rozdziału ze względu na ból oczu, mózgu i serca) i zdecydowanie Hermiona u Ciebie odpowiada mi najbardziej. Pozostała taka, jaka powinna być - trochę zarozumiała, szukająca każdej odpowiedzi w książkach... Trudno mi teraz wymienić wszystkie jej cechy, które na powyższą ocenę się złożyły. W każdym razie jedyne co mnie zadziwiło, to jej zachowanie w tym rozdziale. Egoizm, egoizm, jeszcze raz egoizm. Co prawda zasygnalizowane jest, że myśląc o bliskich, nie byłaby w stanie skoczyć, jednak mimo wszystko jej postawa jest wręcz szokująca. Można to poniekąd tłumaczyć ogromną stratą, bo, co by nie mówić, Teodor wywarł na nią duży wpływ. Nie do końca wiem, co o tym myśleć i bardzo Ci się chwali, że potrafisz doprowadzić czytelnika do takiego stanu. :)
Cóż więcej... Czekam na ciąg dalszy, życzę sukcesów w nowej szkole i wytrwałości, abyś napisała "Wyjątek" do końca.
Aranel (wybacz, moje wielkie lenistwo wzbrania się przed logowaniem xD)
PS Chętnie udałabym się na spotkanie i odległość nie gra specjalnie roli, tylko gorzej z terminem, bo jestem w klasie maturalnej i zapewne dostanę niezły wycisk jesienią. ;/
Ooo...Ależ mieszasz Empatio ;P
OdpowiedzUsuńWiesz, już od kilku dni obserwuję twojego bloga, ale jakoś tak wcześniej nie miałam okazji, aby przeczytać rozdział z czystym sumieniem, bo jak dotąd najważniejsza była dla mnie nauka o_O Teraz postanowiłam odrobinkę zluzować i przeczytać opowiadania, za które już od bardzo dawna się zabierałam. Twoja opowieść była właśnie jedną z nich. Żeby już się nie rozpisywać bezsensownie, bo wiem, że i ty rozpoczęłaś naukę w szkole średniej, to przejdę do analizy tego rozdziału. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu poprzedniego rozdziału, nie mogłam pojąć, dlaczego postanowiłaś uśmiercić mojego ukochanego Teosia. Ale oczywiście po przemyśleniu sprawy stwierdziłam, że gdybyś tego tak nie zakończyła, koniec tej historii byłby okropnie przewidywalny, dlatego plus dla ciebie! ;) Teraz jednak, po przeczytaniu tegoż rozdziału mam niesamowity mętlik w głowie i jestem zdezorientowana. Ale to dobrze, bo teraz przynajmniej wiem, że i koniec tej historii będzie niewątpliwie tak samo fantastyczny jak i początek. Ogólnie, opowiadanie bardzo mi się podoba, zamieszczasz dużo akcji, dzięki czemu czytelnik nawet przez chwile się nie nudzi, poza tym robisz naprawdę ładne szablony <33. Robisz na zamówienie? ;P
Życzę ci mnóstwa weny, wytrwałości w dalszym pisaniu Wyjątku i Korowodu, a także mnóstwa uśmiechu, co bez wątpienia ci się przyda w tym roku szkolnym!
Pozdrawiam,
Flynn.
Ach, wiedziałam, ze on zyje...ńie wierzyłam.żebyś była az tak okrutna. Zyje i wiadomo juz, dlaczego dołączył do smierciozercow. Do hermiony chba jeszcze to nie dotarło, ze zrobił to z jedynego powodu, dla którego byłby w stanie uczynić cos takiego-uchronić ja, milosc swojego zycia. Gdzie jest teraz, co zrobił z ni, jego własny ojciec? Ktoś, kto jest w rzeczywistości jeszcze bardzie okrutny i szalony, ale i niebezpiecznie zmyślny(upozorował smierć własnego syna), niz wydawało mi sie wczesniej... I dlaczego Cryte akurat postanowił wybrać sie do zamku u tym samym czasie co smoerciozercy? Ma, taka mała, troche okrutna nadzieje,ze to Anthony go zabrał... Ej, niezłe nabroilas, ale jestem szczęśliwa,gdyz oboje żyją. Tylko teraz jest problem pt. Gdzie jest Teodor i co soe z nim dzieje, czy reszta bedzie w ogole chciała go szukać? Bo nie wiem.czy sama hermiona sobie poradzi... Jak dobrz,e.ze nie zdążyła skoczyć... Nigdy chyba Ci tego nie pisałam, ale jednym z Twoich najwiekszych atutów jest mistrzowskie łączenie wydarzeń z kanonu z własnymi pomysłami, jak tutaj np.bitwa o Higwart, smierć Dumbledore'a.. Genialnie, acz prźerazliwe denerwujące, smutne, niesprawiedliwe... Or,tune. Kcham te historie cały, moim serce,. Niestety Kraków kest ode mńe za daleko, zeby sie spotkac. Zaprasza, na nowosc na odnalezcprzeznaczenie.blogspot.co,
OdpowiedzUsuń