Chciałam
się z nim zestarzeć.
Chyba
każda dziewczyna w moim wieku myślała w ten sposób o swojej szkolnej miłości –
wyobrażając sobie parę staruszków siedzących w bujanych fotelach na werandzie
domu i trzymających się za ręce. To trochę płytkie, ale gdy zastanawiałam się,
jak będzie wyglądać przyszłość, zawsze przed oczami stawał mi taki obrazek. A
tymczasem… a tymczasem teraz musiałam ułożyć swoje życie na nowo, już bez niego.
Nad
moją głową mieniły się gwiazdy. Patrząc w nie, w głowie układałam najróżniejsze
scenariusze. W jednym z nich w ogóle nie występował ktoś taki jak Teodor Nott,
inny zakładał zachowanie przez główną bohaterkę większego rozsądku oraz
dystansu do pewnych osób, jeszcze inny kończył się szczęśliwie, o zachodzie
słońca na werandzie.
Otarłam
wierzchem dłoni mokre od łez policzki.
–
Nie ma go – wreszcie powiedziałam to na głos. Tylko w ten sposób mogłam pomóc
dotrzeć prawdzie do mojej świadomości. – Boże, nie ma go. I już nie będzie.
Czułam
się boleśnie pusta w środku, w dodatku potwornie oszukana. Najpierw ktoś
niesamowicie mi bliski okazał się stać po przeciwnej stronie barykady, a potem
został on zamordowany przez kogoś, kogo uważałam za sprzymierzeńca. Czy tak
właśnie wyglądał świat? Chyba nadal byłam zbyt młoda, ponieważ wciąż na nowo i
na nowo odkrywałam jego kolejne ciemne strony. Nie chciałam żyć w takiej
rzeczywistości. Nie w fałszu, obłudzie i bezwzględności. Nie chciałam żyć bez
niego.
Wtedy
jeszcze chyba tylko gwiazdy mogły wiedzieć, że do mojej śmierci zostały
dwadzieścia cztery godziny.
***
Każde
związane z nim wspomnienie stało się gwoździem zabijającym wieko mojej trumny.
Teraz
błahe wydawały się nasze sprzeczki na temat transmutacji czy jakiegokolwiek
innego przedmiotu. Błahe były kłótnie, nieporozumienia, chwile, w których
naprawdę chciałam go skrzywdzić, trwale lub nie. Nie liczyła się już ani jedna
wylana przez niego łza. Nie liczyły się przekleństwa, krzyki, zaklęcia, które
nie raz latały po sali, ponieważ któreś z nas straciło resztki cierpliwości.
Liczyły
się natomiast pocałunki, uśmiechy i słowa, te na pozór najbardziej ulotne. One
jednak wyryły się w mojej pamięci, teraz każąc się w kółko przywoływać oraz
skrupulatnie analizować. Tak niezwykle w
jego ustach brzmiało moje imię…! Nie potrafiłam określić, co było takiego
nadzwyczajnego w sposobie, w jaki je wypowiadał. Tak jakby bawił się tymi
ośmioma literkami, odrobinę za długo trzymał na języku, starając się rozgryźć
między zębami.
Miało
ono już nigdy nie zabrzmieć tak samo.
– Przebrnąłeś
przez Romea i
Julię. Od kiedy czytasz mugolską
literaturę?
– Nie czytam jej,
ale wspomniałaś o Shakespearze, a pamiętałem, że jest w bibliotece. Ot, wpadło
mi do głowy. Nie ekscytuj się, Granger.
– Nie ekscytuję
się. Roger miał to przeczytać, bo też mu o niej wspominałam.
– I co…?
– I nie zdążył.
– Nie rozpamiętuj
go. Znów wszystko wróci.
– A ty nie
rozpamiętujesz Lilian?
– Poruszasz zły
temat, Granger. Nie rób takiej miny, bo wyglądasz, jakbyś usiadła na sklątce.
– Po prostu
wychodzi na to, że mam zapomnieć o kimś, kto mnie uratował. Żyję dzięki niemu, Teodorze, nie mogę o nim nie pamiętać.
– Nie chodzi o
to, że masz o nim nie pamiętać. Nie rozpamiętuj go pod takim kątem. Nie myśl o
tym, czego nie zrobił albo czego ty nie zrobiłaś. Myśl o Konkursie, o tym, jak
cieszył się z wygranej, o tym, że mimo wszystko był szczęśliwy, ponieważ cię
poznał. Spójrz na mnie.
Spojrzałam i
rozpłynęłam się.
– Na pewno
zauważyłaś, że dzięki katharsis jesteś silniejsza, ponieważ nawet umarli i
Cryte nie wytrącili cię z równowagi. Gdyby parę miesięcy temu wydarzyło się coś
takiego, nie dałabyś sobie rady. Mimo wszystko boję się… boję się o ciebie,
Hermiono.
Nie potrafiłam
nawet normalnie oddychać w jego obecności.
– Dam sobie radę.
Nie mam innego wyjścia. Nie przejmuj się, Teodorze… wszystko będzie dobrze.
Kłamstwo.
Kolejne.
Kto
by pomyślał, że Hermiona Granger może być takim kłamcą?
Nie
miałam w sobie ani siły, ani spokoju. Już nie. Chciałam krzyczeć, płakać,
rzucać w przestrzeń wszystkim, co tylko mi się nawinie. W mojej piersi ziała
pustka po pękniętym sercu. Wewnątrz łkałam przeraźliwie z żalu i tęsknoty, nie
pozwalając sobie na pokazywanie innym swojego smutku.
Na
śniadaniu siedziałam sztywno, wpatrzona w nieznany punkt przed sobą, dopóki nie
usłyszałam przygnębionego głosu McGonagall, informującej o stracie jednego z
uczniów. Jak burza wypadłam z Wielkiej Sali, potykając się o własne nogi i
absolutnie nie zwracając uwagi na śledzące mnie setki par oczu. Biegłam tak
długo, aż zabrakło mi tchu. Wtedy zatrzymałam się na którymś z pięter, gdzie
osunęłam się po ścianie prosto na zimną posadzkę.
Wyobraziłam
sobie Teodora. Obejmował mnie pewnie, tak jak zawsze, i uspokajająco gładził po
włosach. W ciszy wibrował jego szept, że razem przez to przejdziemy, że
przecież wszystko będzie dobrze.
Czułam
się coraz gorzej.
Tak
strasznie chciałam jeszcze raz ujrzeć jego szare, bezdenne oczy, których czar
zawładnął mną, nim sama zdążyłam nad tym zapanować. Tak strasznie chciałam móc
jeszcze raz się do niego przytulić, choćby na chwilę, byle znów poczuć ciepło
jego ciała oraz charakterystyczny zapach przyjemnie drażniący nozdrza. Teodor
należał do mnie, tak jak ja do niego.
Teraz
zostałam sama i za nic nie mogłam się z tym pogodzić.
A
do mojej śmierci pozostało dwanaście godzin.
***
Nie
umiałam znaleźć sobie miejsca. W końcu wylądowałam na soczyście zielonej trawie
koło jeziora, wpatrując się w błękit porannego nieba. Tam trafili na mnie Harry
i Ron, obaj wstrząśnięci i przerażeni tym, co usłyszeli na śniadaniu.
–
Hermiono! Merlinie, Hermiono…
Słońce
na moment przesłoniła zarumieniona, piegowata twarz Rona.
–
Chodź, pomogę ci.
Świat
wokół wirował, więc z wdzięcznością wsparłam się na jego ramieniu.
–
Słyszeliśmy, co się stało – wymamrotał Harry. Odwróciłam na niego niewidzący
wzrok. – Przykro nam.
Przykro
nam. Tylko na tyle było ich stać.
Mnie
też cholernie przykro, wiecie?
Nic
nie odpowiedziałam. Wyprostowałam się z godnością i otrzepałam szatę z trawy.
–
Wyglądasz strasznie, Hermiono.
–
Dziękuję, Ron. – Odezwało się we mnie pragnienie natychmiastowej ucieczki. –
Miło, że tak się troszczycie. – Ruszyłam z powrotem do zamku, rzuciwszy jeszcze
na odchodne: – Nie idźcie za mną.
Chciałam
rozłożyć skrzydła i odlecieć, wysoko, prosto do błękitu, do słońca, poczuć na
skórze jego ciepło…
Bezsens.
Gdybym
istotnie poczuła ten żar, znaczyłoby to, że już pędzę w dół w kuli ognia.
Martwa.
***
Jeśliby
ktoś spytał samobójcę, jak zamierza spędzić swoje ostatnie godziny, otrzymałby
prostą odpowiedź: samotnie. Odizolowałam się od przyjaciół, od kogokolwiek, kto
mógłby przeszkodzić mi w pławieniu się we własnej rozpaczy. Posunięcie bez
wątpienia idotyczne, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Chodziłam po
Hogwarcie, wyszukując miejsc, z którymi kojarzył mi się Teodor. Płakałam i
śmiałam się na przemian, przypominając sobie niektóre sytuacje sprzed paru
miesięcy. Czasem wydawało mi się, że ktoś mnie woła – odwracałam się w wtedy z
mocno bijącym sercem i w mig orientowałam się, że to tylko wyobraźnia płata mi
okrutne figle.
Jak
na złość był to piękny, pogodny dzień. Słońce śmiało się do mnie zza szyb.
Zastanawiałam się, czy by nie zamknąć się w Pokoju Życzeń, ale nie, tamto
miejsce za bardzo kojarzyłam ze spotkaniami Gwardii Dumbledore’a. Wizyta w
bibliotece nie i znajoma faktura pergaminu pod palcami nie przyniosła
spodziewanego ukojenia. Może powinnam była wymknąć się do Hogsmeade i upić się
Gospodzie pod Świńskim Łbem. W powieściach tak robili ci, którzy chcieli odciąć
się od problemów.
Czy
ty w ogóle siebie słyszysz, Hermiono?
Teodor
lubił alkohol, bez problemu to przyznawał. Lądowanie pod stołem zalany w trupa
wprawdzie niespecjalnie mu pasowało, ale nie stronił od ognistej whisky czy
nawet od iście mugolskiego czerwonego wina. Uwielbiał też ciasto kawowe i
kurczaka w miodowo-imbirowej marynacie. Smaki musiały wyraźnie tańczyć na jego
języku, tworzyć niebanalną kompozycję. Opowiadał mi o kuchni swojej mamy, o
Świętach, urodzinach czy jakichkolwiek mniejszych lub większych
uroczystościach, które uświetniały smakołyki przez nią przygotowywane.
Teraz
wszystkie te rozmowy wydawały się nieistotne, nic nieznaczące. Gdybym wcześniej
wiedziała, że zostało nam tak mało czasu, wykorzystałabym go inaczej. A może
nie? Hermiono, zastanów się. Jak bym go wykorzystała? Zakochałabym się w nim
szybciej? Wszczynałabym mniej kłótni, choć tak naprawdę to one nas do siebie
zbliżały? Poruszałabym bardziej podniosłe tematy, zamiast gadać o jedzeniu i
dobrych książkach?
Tylko…
czy w takim razie nasze życie nie powinno opierać się na prostych sprawach? Czy
w takim razie każdą chwilę powinniśmy poświęcać sprawom wielkiej wagi, nie
martwiąc się o te z pozoru najmniej istotne? Z Teodorem prawie nigdy nie
gdybaliśmy. Nie roztrząsaliśmy tematu wojny ani tego, co może się wydarzyć w
najbliższej przyszłości. Rozmawialiśmy natomiast o szczęściu, o naszych
marzeniach, planach i wszystkim, co bezpośrednio wiązało się ze zwykłą
codziennością. Wspominaliśmy beztroskie lata dzieciństwa oraz to, jak wyglądał
Hogwart z perspektywy podekscytowanych jedenastolatków, którzy dopiero mieli wkroczyć
w świat magii. Czy gdybym z góry wiedziała, że Teodor umrze, przerwałabym jego
opowieść o tym, jak wyobrażał sobie szkołę, zmieniając temat na Voldemorta?
Teraz bladły nawet nasze długie rozprawy o Crycie i tym, co powinnam zrobić…
Teraz wszystko było niczym.
Więc
w dniu mojej śmierci świeciło słońce. Bezczelnie i prostacko. Temperatura
sięgała prawie dwudziestu pięciu stopni, na niebie nie błąkała się ani jedna
chmurka, ptaki świergotały wesoło i nawet Zakazany Las wyglądał trochę bardziej
zachęcająco niż zwykle.
Nie
mogłam już na to patrzeć.
Na
moich przegubach błyszczały blizny, w miejscach, gdzie kiedyś szarpałam skórę
paznokciami. Czułam nieposkromioną ochotę rozorania jej, tak bym znów ujrzała
krew spływającą na podłogę – podobno ból fizyczny łagodzi cierpienie duszy.
Zacisnęłam jednak pięści, oddychając płytko. Zaklęłam. Raz, a potem drugi, a
później znów i znów, aż łzy przestały zamazywać mi obraz.
W
dniu swojej śmierci pojawiły się u mnie skłonności masochistyczne. W dodatku
zrobiłam się wulgarna. Gdybym jeszcze jasno myślała, zganiłabym się w myślach
za własną słabość i za łamanie zasad moralnych. Tyle że było mi wszystko jedno.
Było mi tak cholernie wszystko jedno, jak chyba nigdy wcześniej.
Nie
czułam już nic.
Wtulałam się w
niego jak tylko potrafiłam najmocniej, bo jego ramiona były azylem, jedyną
bezpieczną przystanią, w której mogłam znaleźć schronienie.
– To boli.
– Wiem, że boli.
Wiem, Granger. Ale to nie zwróci im życia, możesz pomścić ich, działając.
– Nie, Teodorze.
Wszystko skończone. Ja, Cryte, Patrick… Co ja sobie w ogóle myślałam? A jeśli
obierze sobie za cel Ron lub Harry’ego? Ty też jesteś w niebezpieczeństwie, dobrze
o tym wiesz.
– Nie obchodzi
mnie to. Naprawdę gówno mnie to obchodzi. Zastanowiłaś się? Na pewno chcesz
wszystko zaprzepaścić?
– Poddaję się.
– Jesteś na to
zbyt silna, Granger.
– Jestem
tchórzem, Teodorze.
***
–
Harry, co się dzieje?
Potter
wcisnął przyjacielowi do rąk skarpetki z ukrytym w nich Eliksirem Szczęścia.
Obrzucił go rozgorączkowanym, pełnym ekscytacji spojrzeniem.
–
Ron, musisz mi pomóc – wydusił. W głowie słyszał jedno słowo. Horkruks. – Nie mam wiele czasu.
Opowiedział
mu o niespodziewanej wyprawie z Dumbledore’em, ignorując pospieszne pytania.
Czas, czas!
–
…znajdź Hermionę, wytłumacz jej, co się dzieje, pilnujcie Malfoya i błagam,
Ron, uważajcie na siebie.
Wypadł
z pokoju, nim rudzielec zdążył wydobyć z siebie choć słowo w odpowiedzi.
***
Zuchwałe
słońce zdążyło już zajść, wieczór był ciepły, rozświetlony blaskiem księżyca i
dziwnie… cichy.
Nawet
moje serce biło jakby ciszej niż wcześniej.
Dławiłam
się tęsknotą, a rozpacz zaciskała się na moich płucach. Ściany wokół coraz
bardziej się zbliżały. Dusiłam się. I dusząc się, odnalazłam rozwiązanie.
Rozwiązanie tak proste, że nie wiedziałam, dlaczego wcześniej tak skrupulatnie
omijałam je w swoim rozmyślaniu.
Chciałam
uciec, uciec od tego wszystkiego, uciec od zbyt bolesnej rzeczywistości,
napierającej na mnie całym swym ciężarem… a jedynym wyjściem było uściśnięcie
dłoni samej Śmierci, i ten właśnie scenariusz wybrałam, gdy wdrapywałam się na
Wieżę Zegarową na dziesięć minut przed końcem.
***
Stąpał
powoli, niemal bezszelestnie. Krok za krokiem.
Na
jego życie składały się same porażki. Beznadziejny ojciec, wierny swojemu panu
jak pies, i matka, która bardziej dbała o siebie niż o jedynego syna. Cóż,
rodziców się nie wybiera, ale swoich nie uważał za najlepszych na świecie.
Zapewniali mu wszystko, czego chciał, spełniali każde życzenie – ignorując jedno
jedyne marzenie małego chłopca, to o kochającej rodzinie.
Nie
miał przyjaciół, nie takich prawdziwych. Nie miał do kogo gęby otworzyć, żeby
opowiedzieć o swoich kłopotach, w dodatku tak, by nie musieć prosić o
dyskrecję. Tym sposobem przez całe miesiące tkwił sam ze sobą w najgorszym
bagnie życia.
Aż
do ponurego finału. Aż do teraz.
Odwrócił
się, po czym znów ruszył przed siebie. Powoli, z rozmysłem, skupiając swoje
myśli na tym jednym miejscu.
Krok
za krokiem…
Kiedyś
podobała mu się wizja chwały, która miała na niego spłynąć, tylko i wyłącznie
na niego. On grał tutaj pierwsze skrzypce, nikt inny. On miał zostać doceniony.
Teraz
jednak to również zaliczał do swoich największych niepowodzeń. To, że przez
tyle czasu był zmuszony ukrywać się w cieniu i chronić własną skórę, bo ojciec
okazał się patałachem. To, że nie mógł się sprzeciwić. To, że zawsze, zawsze dokonywał złych wyborów.
Ale
on tak naprawdę nie dokonywał złych wyborów.
On
nigdy nie miał wyboru.
Draco
Malfoy wszedł do Pokoju Życzeń.
***
Byłam
tchórzem, bo bałam się żyć dalej samotnie, a jednocześnie byłam odważna, bo nie
lękałam się śmierci.
Tylko
jak ktoś, kto już umarł, mógł się jej bać?
Powietrzem
nie poruszał nawet najlżejszy podmuch wiatru. Ledwo widziałam podłogę pod
swoimi stopami. Nie myślałam o niczym innym, tylko o barierce, na drugą stronę
której muszę przejść, oraz o przepaści, w którą zaraz spadnę.
I
wtedy… koniec. Koniec obezwładniającego poczucia pustki, koniec bólu
rozrywającego mi umysł, koniec wszystkiego. I tak nic już się dla mnie nie
liczyło. Cryte wygrał, Zakon Feniksa na czele z Dumbledore’em na pewno
pokonałby Voldemorta, przyjaciele byli bezpieczni. Przyjaciele…
Nie,
nie myśl o nich. Wtedy się wycofasz. Nie myśl o nich.
Oddychałam
spazmatycznie, słysząc kołatanie własnego serca. Czyli jednak jeszcze tam było.
Moje uszy wypełniło denerwujące brzęczenie, które jednak również po chwili
zignorowałam. Na szczęście nie miałam przy sobie różdżki – wtedy nawet w
ostatnim momencie, kiedy przerażenie wzięłoby górę, mogłabym coś zrobić. Nie
tego chciałam.
Skoncentrowałam
się na barierce. Zacisnęłam na niej ręce, na skórę wstąpiła gęsia skórka od
chłodu metalu, i ostrożnie przerzuciłam przez nią jedną nogę, a zaraz po niej
drugą. Nie patrzyłam w dół. Patrzyłam prosto przed siebie, bo lęk mimo wszystko
z każdą chwilą we mnie wzrastał.
–
Chcesz tego – szepnęłam do siebie. Zamknęłam oczy, czując pod powiekami łzy. –
Chcesz. Tego.
Stałam
tak długie minuty, wpatrując się w dal. Widziałam zarysy pagórków i lasy
otaczające Hogwart. Zza strzępków chmur wyglądały gwiazdy. Może zachęcały mnie
do zrobienia tego jednego kroku? To przecież tylko jeden krok… A może właśnie
odciągały od tak radykalnego posunięcia? Nie, one zadawały proste pytanie:
dlaczego?
Bo
mając przed sobą perspektywę życia bez niego, wybrałam zaprzyjaźnienie się ze
śmiercią.
Bo
byłam samobójczynią.
Bo
już nic nie mogło mnie uratować.
Kiedy
zostało mi zaledwie parę sekund, poprosiłam Boga, bym na te kilka chwil dostała
skrzydła i mogła odlecieć daleko, daleko stąd. Wtedy się bałam. Ja byłam
strachem, a on był mną, ponieważ w końcu uświadomiłam sobie, co najlepszego
robię.
Ale
nie mogłam się już cofnąć.
Po
prostu… ruszyłam do przodu.
Jeden
krok.
I
trumna z ciałem samobójcy została opuszczona do grobu.
***
– Kim jesteś?
– Jestem twoim Odbiciem.
– Coś… coś pamiętam…
– To mało możliwe. Spotkałyśmy
się zaledwie dwa razy.
– Czy ja…
– My. Nie wiem, chyba… chyba tak. Coś ty sobie w ogóle myślała, idąc
na tę wieżę, hę? Merlinie, co ci jest?
– Strasznie boli mnie głowa…
– To niemożliwe.
– Dlaczego?
– Bo śmierć nie boli. Och.
– Co?
– Hermiono… ty żyjesz.
_______________
Po
raz pierwszy podczas całej pracy nad Wyjątkiem miałam łzy w oczach, takie
prawdziwe. Co się dzieje z tym światem.
Następny
rozdział, który nota bene z pewnością pojawi się wcześniej niż ten, rozwieje
wszelkie Wasze wątpliwości, także spokojnie, kochani, bez szaleństw :)
Empatia
Co Ty ze mną robisz kobieto? ;__; Również się pobeczałam, jak malutkie dziecko :c
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i czekam na kolejną notkę ;__;
Pozdrawiam.
To było fenomenalne. Łzy stały mi w oczach i po prostu.. Nie mogę, nie wiem co powiedzieć... Dziękuję za te emocje..
OdpowiedzUsuńBez szaleństw...? Ja tu drżę ze strachu, bo zawiało mi tu Dramione!
OdpowiedzUsuńAle poza tym super :)
wat.
UsuńJa i jeden z najbardziej nieprawdopodobnych parringów w świecie fanfiction HP? Nah, to się nie trzyma kupy :D
I bardzo dobrze :D
UsuńCzy ja jestem jakaś dziwna? Bo wszyscy rozpaczają, a ja się śmieję pod nosem z genialnych obserwacji Odbicia...
Podczas czytania rozdziału prawie zapomniałam o tym, że powinnam oddychać o.O
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem... wszystkiego. Całego pomysłu na opowiadanie, Twojego stylu pisania, szablonu itp. Potrafisz tak zadziałać na wyobraźnię czytelnika, że wczuwa się on w sytuacje danej postaci. Przynajmniej ja tak mam.
Z niecierpliwością czekam na następny (i chyba już ostatni lub jeden z ostatnich) rozdział.
Pozdrawiam.
Cudowny rozdział. Już nie mogė się doczekać kolejnego :D Kiedy można się go spodziewać? :) <3
OdpowiedzUsuńCzy to będzie jakieś zdziwienie, jeśli powiem, że mi także się podobało? Ostatnie kilka rozdziałów przemilczałam, ale skoro ten jest w pewien sposób przełomowy, to chyba czas najwyższy przerwać ciszę.
OdpowiedzUsuńOd samego początku obawiałam się napisu z belki. Był złowróżebny i sprawiał, że z tyłu głowy kołatała mi się myśl, jakoby ta historia nie mogła mieć happy endu. Bałam się, bo po pierwszym fanfikowym szoku szukałam plastra na połamane serce, ale zaryzykowałam. Nie wiem już sama, czy cieszyć się z tej przerwy, którą zrobiłaś sobie na początku tego roku, Empatio, czy płakać. Zdaję sobie jednak sprawę, że gdyby nie ona to jakieś ostatnie trzy rozdziały zgniotłyby mnie doszczętnie. W tej sytuacji nie wywołały u mnie aż takich emocji, ale wznieciły iskierkę smutku. Bo choć to wszystko trwa już tak długo, Wyjątek wielkimi krokami zbliża się do końca, a finał z pewnością nie będzie taki, jakiego się spodziewałam.
Przechodząc już konkretnie do samego rozdziału - moje osobiste preferencje cierpią nieco ze względu na patetyczne wstawki. Dusza romantyka dawno zaszyła się we mnie gdzieś głęboko, a że wielbicielką angstu nie jestem, to czułam się przytłoczona wszystkimi emocjami Hermiony i jej rozpamiętywanie. Ale to musiało być, dobrze o tym wiem, więc wybaczam. Oczywiście, intryguje mnie końcówka i to, jak ją rozwikłasz, czy aby to wszystko nie jest jedną, wielką metaforą. Swoją drogą, ten rozdział jest naszpikowany poetyckimi wstawkami, które były dla mnie jak miód na moje serce. Porównania zresztą też są niczego sobie, więc od strony stylistycznej jest naprawdę świetnie. ;)
Pozdrawiam,
Sadra
Niesamowicie jak zawsze.
OdpowiedzUsuńPrzez moment miałam wrażenie, że mocno zainspirowałaś się Romeo i Julią. Najpierw wspomniałaś o tej sztuce, potem Hermiona postanowiła popełnić samobójstwo i byłam przekonana, że ta "męska perspektywa" to Nott, który jednak żyje i zobaczy Granger skaczącą z Wieży. Potem jednak okazało się, że to nie Nott, a Malfoy i po prostu jestem ciekawa, jak postanowiłaś to wszystko skończyć.
Potrafisz grać na emocjach czytelnika, Empatio, oj potrafisz. Serce biło mi ze zdenerwowania, kiedy opisywałaś to, co czuje i zamierza zrobić Hermiona.
Lubię Wyjątek i kiedy się skończy będzie mi go brakowało, naprawdę.
Czy to rozdział jest taki króciutki, czy to ja po prostu tak szybko go przeczytałam?
Pozdrawiam serdecznie :)
Mój komentarz się nie dodał. Dobrze, że nie był długi, bo pewnie bym się zirytowała.
OdpowiedzUsuńChyba spróbuję go odtworzyć.
Też miałam łzy w oczach i gęsią skórkę do tego. To był piękny rozdział, idealnie opisałaś emocje Hermiony.
Nie wiem, co myśleć, więc wstrzymam się do kolejnego rozdziału.
Dziwnie będzie bez Notta. Biedna Hermiona.
Och, Empatio. Mogłabym pisać hymny pochwalne na Twoją cześć, ale nawet nie o to mi chodzi.
OdpowiedzUsuńTwoja historia jest niesamowita. Wspaniałe jest to, że pełno w niej emocji. Nie da się tak po prostu przeczytać i nie odczuć tego.
Jak skończysz to opowiadanie, to, no cóż, nawiążę do GNW i powiem, że z chęcią przeczytałabym Twoją listę zakupów.
em.
Może ja jestem jakaś tępa, ale o co chodzi z GNW i listą zakupów? ;o
UsuńHazel pisząc maila do Petera, napisała (parafrazując): "I jeśli jeszcze kiedykolwiek coś Pan wyda, z pewnością to przeczytam. Szczerze mówiąc, z chęcią przeczytałabym nawet pańską listę zakupów". Cóż, sądzę, że to miał być swego rodzaju komplement - nieważne, co napiszesz, Empatio, i tak wszyscy pożremy to bez chwili zastanowienia. :D
UsuńNie oglądałam/czytałam "Gwiazd naszych wina"... jeszcze ]:->
UsuńW takim razie czuję się zaszczycona, wow, wow. Dziękuję!
Dziewczyno ja się prawie poryczałam i nadal nie mogę się pozbierać . Nie wiem już co napisać więc napiszę już tylko że życzę ci dużo weny .
OdpowiedzUsuńZa nisko?
OdpowiedzUsuńNo i cóż, czekamy na kolejny.
Łooooooooo podoba mi się i to bardzo mi się podoba! Mam jeszcze nikła nadzieje ze teo jednak żyje i jest dobry, ale nie wiem czy to możliwe XD czekam z podwójna niecierpliwością na następny <33333
OdpowiedzUsuńI tak btw, ale muzyka z incepcji (hans Zimmer - time) IDEALNIE pasuje do całego tego rozdziału a juz szczególnie do końcówki :D
UsuńHaha, właśnie do tej muzyki pisałam 3/4 rozdziału :D
Usuńto byl najwspanialszy rozdzial jaki kiedkolwiek w zyciu czytalam na jakimkolwiek blogu!
OdpowiedzUsuńTak właściwie, to Hermiona była tu kimś innym, niż w całej poprzedniej części opowiadania. Nie chodzi mi tu wcale o przekleństwa i płacz a o egoizm. Może ja to źle postrzegam, ale ona zapomniała o przyjaciołach, skacząc z wieży. To jedyne, co mnie zdziwiło. No oprócz całej reszty.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, w tym rozdziale było najwięcej Teomione. Cały ten rozdział to jedno wielkie wspomnienie.
jednym słowem (a może kilkoma) genialny. Inny niż reszta, ale na pewno nie wyrwany z kontekstu. Twój styl jak zwykle zachwyca. Trochę się wstydzę, tych dziecięcych myśli, ale czekam na happy end :c jak nie na pojawienie się Teodora, to przynajmniej na to, by Hermiona przestała być samobójczynią, w sensie dosłownym. bo kochać, to ona nigdy nie przestanie. Pozdrawiam i życzę weny. Galadriel Black
Nie pamiętam czy komentowałam już któryś z twoich rozdziałów czy nie....ale chyba nadszedł już czas bym zrobiła to ponownie czy tez po raz pierwszy. Twój blog zachwycił mnie od samego początku...był inny, a przede wszystkim Twoja Hermiona nie odbiega od kanonu..owszem ma kilka cech, które Ty sama jej nadałaś, ale to jej nie psuje...tylko nadaje tę oryginalność...W Twoim opowiadaniu nie ma cukierkowych postaci...Są tylko nastolatkowie, którzy borykają się z problemami nie tylko miłosnymi, ale także moralnym czy też innymi. Twoja historia wzrusza, zmusza do głębszego zastanowienia się nad swoim życiem i nad tym czym jest miłość, poświęcenie czy oddanie. Osobiście najwięcej zajęło mi kontemplowanie nad postrzeganiem śmierci Twoich bohaterów...właśnie wtedy stwierdziłam, że musisz być niezwykle silna i wrażliwa jednocześnie...jesteś niesamowita...opisujesz wszystko tak by czytelnik mógł wgłębić się w treść tej historii...by mógł się w niej znaleźć...Najbardziej zachwyca mnie to, że nie starasz się zrobić z Twoich postaci bohaterów idealnych...Nie są cudownymi, wspaniałymi ludźmi, którzy są przez wszystkich uwielbiani i kochani...mają sporo wad, mają zalety...są po prostu ludźmi, w których zachodzą zmiany...w których rodzi się chęć walki o lepszy świat, o miłość...o życie, które wydaje się być na wagę złota...Po mimo tego, iż jestem pewna, że zakończenie nie będzie szczęśliwe...to jednak liczyłabym na happy end...nie jakiś przesadzony...tylko normalny...oraz moja ogromna prośba...Nie zabijaj Teodora...kocham go <3 S tak po za ten rozdział został jednym z moich ulubionych :) Jest cudowny, wzrusza do łez. :) Życzę weny do dalszego pisania...:)
OdpowiedzUsuńHejka :) Nowy rozdział jest fantastyczny, genialny i fenomenalny :) Jestem nim zachwycona i oczarowana. Naprawdę , aż brak mi słów. Nie wiem co powiedzieć :) Rozdział jest naprawdę super :) Zazdroszczę ci talentu :) Wszystko tak cudownie opisałaś. Uczucia, opisy ... Jestem pod ogromnym, dużym wrażeniem :)Biedna Hermiona ... cierpi po śmierci Teodora ... Ale jak ona mogła popełnić samobójstwo ? I jak mogła przeżyć ? Teraz to mam mętlik w głowie ... Hmm, mam nadzieję, że w następnym rozdziale wszystko sie wyjaśni. Ah, ciekawi mnie co będzie dalej :) Już nie mogę się doczekać :) Czekam z niecierpliwością :) Do usłyszenia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Karolina J
ps. Mam nadzieję, że jednak Teodor nie umarł ... że to jakaś pomyłka ...
Do usłyszenia :)
Miałam trzy rozdziały do przeczytania i gdy skończyłam czytać ten wspaniały fragment w łazience prefektow, co do którego nieco mniezmylilas, dając gdzieś zdanie,ze Hermionie i Teodorowi trudniej było sie dogadać, cieszylam sie tak bardzo, bardzo mocno i chciałam go czytać w kółko, poniewaz był zajebiscie wspaniały i romantyczny i taki perfekcyjny, jak byc powinien, i nawet to, ze Marta im przerwała, tylko dodało uroku, bo koniec końców oboje wyznali sobie milosc. Tylko ze nie pomyślałam, ze z pewnością dodalas cos takiego akurat orzed tym, jak masz zamiar wszytsko, ale tl wszytsko popłatac jeszcze bardziej. Żyje nadzieja, ze oni żyją, a nawet jesli nie, to ze wytłumaczysz, dlaczego i jak Nott zniknął z higwartu i dlaczego na Boga świętego, miał ten znak, o co chodzi, czy wmieszał sie w to Cryte? Ponadto co ma z tym wszystkim wspólnego Draco, bo cos chyba musi... No a moze to Zabini si zrehabilituje i powie, o co chodzi, bo by mu wypadało, szczerze mowiac. Mam nadzieje, ze Odbici ma racje, poniewaz nie chce, zeby oboje umarli, nie ten sposob, nawet jesli musza umierać, to nie tak... Ne wierze, zebyTwodor stał po złej stronie i wkurza mnie, ze inni tego nie rozumieją... No moze dumbledore rozumie, skoro tak samo ma ze snapem, ale najwyraźniej to za mało... Kurde, nie zgadzam sie na cos takiego, i na prawdziwie samobójstwo tez nie... Aczkolwiek nie moge totalnie potępiać hermiony, poniewaz to wszytsko, co ja spotkało, zalamaloby wczesnej bardzo duży procent społeczeństwa... Te fragmenty z przesLosci Teodora i hermiony dobiły mnie chyba najbardziej. Przez swoja naturalnośc i uczucie,ktore z nich biło. Jestes niesamowita pod kazdym względem. Byc moze uda mi soe prżezyc te smierci, choc wątpię, al ni daruje Ci, jesli w Twojej wersji okaże sie, ze Teodor był po stroni smierciozercow juz wczesniej... Ponadto to ni moze skończyć sie juz teraz... Nie moze! Co z crytem, co z horkruksami?! Hermiona nie moze nie żyć, a Teodor.... Ach, przeciez go kcham i nie wierze w to, co mówią ci dobrzy... No nie wierze :(((
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award:
OdpowiedzUsuńwww.witchvenezia.blogspot.com
Pozdrawiam
Venezia
Dochodzę do ostatniego zdania, i zapominam że siedzę na łóżku tyłem do krawędzi, więc z mieszaniny uczuć chcę się rzucić na tył a tam... podłoga. Uwierz, nikt mnie tak nie poruszył jak Ty. Obudziłaś we mnie tak szczere uczucia, nigdy podczas czytania tego nie odczułam. To taka fascynacja, przerażenie, bo "co się dalej stanie?,, , łzy i krzyk gdy dowiaduję się o śmierci Teodora(w co uparcie nie wierzę...) , śmiech przy przekomarzaniu... Jesteś niezwykła. Bawisz się słowami wywołując, iż czytelnik czuje twój tekst, uczucia w nim są wręcz namacalne, nie kierujesz się tym co wszyscy uważają. Jesteś dla mnie autorytetem. Jesteś dla mnie przykładem i wzorem, dzięki tobie wreszcie się czuję dobrze. Wreszcie ktoś wyzwolił emocje które przez długi okres trzymałam w ukryciu. Dzięki tobie realne trudności przestają istnieć, przekraczasz granice świetności. Wiem, że piszę teraz dosyć chaotycznie i znając mnie nie poprawnie, ale w tym szaleństwie chcę przekazać Ci jedno słowo. Dziękuję
OdpowiedzUsuń