Do
zamku wróciliśmy niewiele przed lunchem, więc miałam dużo czasu na ogarnięcie
się jako tako przed pójściem na lekcje. W Wielkiej Sali, w milczeniu konsumując
kawałek ryby z frytkami, obserwowałam Teodora siedzącego przy stole Ślizgonów.
Rzadko zdarzało się, bym spotkała go na jakimś posiłku. Zawsze się mijaliśmy.
Teraz patrzyłam, jak dzióbie coś z talerza, wypija szybko zawartość pucharka, a
potem błyskawicznie opuszcza jadalnię.
Całe
moje ciało odruchowo drgnęło, by ruszyć za nim.
Powstrzymałam
je.
Wraz
z przyjaciółmi poczłapałam do Wieży Gryffindoru, wciąż niewiele się odzywając.
Zawisła między nami niemożliwa do pokonania bariera wybudowana z pustych słów.
–
Dobrze, że już po wszystkim.
–
Taak… Ten wyrok to chyba najlepsza wiadomość od dłuższego czasu, nie?
–
Yhm.
Rozstaliśmy
się w pokoju wspólnym, gdzie z Ginny powędrowałyśmy w stronę dormitoriów
dziewcząt, a chłopcy do swojej sypialni. Wspinałam się po schodach, czując
narastający ból w skroniach. Ruda najwyraźniej dostrzegła, że coś jest nie tak,
ale na jej zaniepokojone spojrzenie odpowiedziałam lekkim pokręceniem głowy.
–
Wszystko w porządku – mruknęłam jedynie.
Chciałam
jak najszybciej znaleźć się w samotności.
Wślizgnęłam
się do dormitorium szóstoklasistek i z ulgą przyjęłam nieobecność innych
współlokatorek. Na moment oparłam się o drzwi, przymykając oczy. Głęboko
odetchnęłam, ale nawet większa dawka tlenu nie pomogła.
Wyciągnęłam
z kufra świeży komplet szat i zamknęłam się w łazience. Podeszłam do niewielkiego
lustra w drewnianej ramie wiszącego nad umywalką. Patrzyły na mnie podkrążone,
brązowe oczy, skóra miała wręcz nienaturalnie blady odcień, a splątane loki
wydawały się być jeszcze w większym nieładzie niż zwykle. Moje usta zadrżały.
–
Nie będziesz płakać – nakazałam sobie półszeptem. Zacisnęłam powieki. – Ron
miał rację. Już po wszystkim.
Upięłam
włosy na czubku głowy. Zrzuciłam z siebie prostą, czarną spódnicę, lekko
drżącymi palcami rozpięłam guziki białej bluzki. Na moje nagie ramiona wstąpiła
gęsia skórka, którą kilka chwil później zmył gorący strumień wody.
Obserwowałam
blizny na przedramionach, brzuchu, zgrubienia po zewnętrznej stronie ud i na
niewielkich odcinkach łydek. Już nie miałam ochoty ich na nowo rozrywać. Nie
miałam ochoty wbijać paznokci głęboko w ciało ani krzyczeć do ścian. One i tak
pozostawały głuche.
Ludzie
czasem przypominali ściany.
Pozwoliłam
słonym łzom spływać po policzkach, mieszać się z wodą, przełykałam je, łkając
cicho, ale tym razem ich nie hamowałam. Babcia zawsze mówiła, że są chwile, które
człowiek musi spędzić w samotności, po prostu płacząc, dzięki czemu uchodzą z
niego wszelkie złe emocje.
Ostatni raz.
***
Kiedy
parę minut później wyszłam z łazienki, w dormitorium zastałam Ginny siedzącą na
jednym z wolnych łóżek. Również przebrała się w świeże szaty. Prócz niej nie
było w pomieszczeniu nikogo.
Uniosłam
brwi.
–
Co tu robisz? – spytałam. Odłożyłam na swoje posłanie rzeczy, które trzymałam w
dłoniach.
–
Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz – odparła Gryfonka.
Och,
czułam się zdecydowanie lepiej.
–
Jest dobrze – stwierdziłam z pewnością w głosie, czym najwyraźniej uspokoiłam
rudą. – Nie musisz się o mnie martwić, nie rozpadnę się po paru krokach.
Ginny
odgarnęła włosy z twarzy. Czy ja dostrzegałam rumieńce na jej policzkach?
–
Właściwie to Ron się martwi – rzekła w końcu. – Siedzą z Harrym w pokoju
wspólnym i trochę szaleją, więc zostałam wysłana na zwiad.
Parsknęłam
śmiechem.
–
Oczywiście mają rację. Popadłam w depresję, a w łazience pocięłam się żelem pod
prysznic.
Tak,
zdecydowanie odzyskałam humor.
Ginny
również zachichotała.
–
Przecież to do ciebie niesamowicie podobne. – Wstała i zbliżyła się nieco. Nie
odrywała ode mnie wzroku. – Widać po tobie, że jest naprawdę w porządku. Strasznie się cieszę. Potrzebowałaś czasu, od
początku powtarzałam to chłopakom…
Poczułam
niemiły ucisk w sercu.
Nie,
nie czasu potrzebowałam.
Potrzebowałam
oczyszczenia.
–
Trzeba żyć dalej, prawda?
Prosiłam
w duchu, by Ginny nie zauważyła, że lekki uśmiech pojawił się na moich ustach o
ułamek sekundy za późno.
–
Może być już tylko lepiej. – Zerknęłam na zegarek na nadgarstku. – Chodź, za
piętnaście minut mam zaklęcia.
Nie,
nie wierzyłam w to. W poprawę sytuacji. Nie dlatego, że byłam pesymistką i
wciąż otaczałam się rozpaczą po Rogerze niczym chustą, lecz przez najbliższą
przyszłość. Moja przybrała postać kłębiących się gniewnie ciemnych chmur, ich
odległość zmniejszała się, przyciągałam je jak magnes przyciągał stal.
Znałam
przyszłość, znałam ją doskonale, bo zależała tylko ode mnie.
Bo
w mojej głowie układał się plan.
***
Na
lekcjach nie dałam niczego po sobie poznać. Odpowiadałam na pytania Flitwicka, na
runach bezbłędnie rozpracowywałam kolejne tłumaczenia, zaś na zielarstwie wykonywałam
wszelkie polecenia Sprout, starając się nie zwracać uwagi na niespotykaną do
tej pory troskę Rona, kiedy przez przypadek drasnęłam się nożem.
–
Ron, to tylko skaleczenie…
–
Mama zawsze mówi, że czasem lepiej, żeby zaatakował cię smok, zamiast ugryzł
zwykły gnom.
–
Przepraszam, czy widział ktoś może smoka?!
–
Harry, cicho!
Na
skórze wciąż czułam żar, gdy wychodziliśmy z cieplarni.
Niepokojący
był również fakt nieobecności Teodora na jakiejkolwiek lekcji. Spodziewałam się
ujrzeć go na zaklęciach, które odbywały się tego dnia wraz ze Ślizgonami,
jednak nie pojawił się aż do końca dnia. Ostatni raz widziałam chłopaka na
lunchu w Wielkiej Sali, a potem przepadł jak kamień w wodę. Ani trochę mi się
to nie podobało. Na którejś z przerw podzieliłam się swoimi obawami z Ginny
zmierzającą akuratnie w tę samą stronę co ja.
–
Może przeżył tę rozprawę – podsunęła po chwili milczenia.
Spojrzałam
na nią sceptycznie.
–
Nie sądzę. Widziałaś, że był raczej obojętny niż nawet… zdenerwowany.
Ruda
wzruszyła ramionami.
–
Nie wiem, ty go znasz lepiej ode mnie.
Nie
wiedzieć czemu, ta uwaga spowodowała pojawienie się rumieńców na moich
policzkach.
Są ważniejsze
sprawy –
powtarzałam w myślach niczym mantrę, znów zerkając na puste miejsce obok na
ostatniej już lekcji, jaką były właśnie zaklęcia. Znajdziesz go później.
Tym
właśnie sposobem chyba po raz pierwszy od początku mojej znajomości z
czarnowłosym Ślizgonem to nie nim bardziej się przejęłam.
Wciąż
powracałam myślami do rozprawy, do dzikich oczu Riversa i tego opanowania w
głosie Cryte’a. Cryte. Cryte. C r y t e.
Musiałam,
musiałam, musiałam to zrobić. Już nie miałam w głowie chaosu jak jeszcze kilka
tygodni wcześniej – teraz wszystko nabrało porządku, pewnego rodzaju harmonii,
nawet jeśli doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój plan niemal zalicza
się do misji samobójczych. Nie potrzebowałam wiele czasu, by go obmyślić. Umysł
znów pracował jak wcześniej, na pełnych obrotach, dawna Hermiona Granger
powróciła, jeszcze bardziej zdeterminowana i przede wszystkim gotowa
Ostry
dźwięk dzwonka, szuranie krzeseł, dźwięk pakowanych rzeczy. Po klasie rozniósł
się gwar uczniów zadowolonych z końca zajęć, a chwilę później razem z Harrym i
Ronem opuściliśmy pomieszczenie.
Ja
jednak nie zamierzałam udać się do Wieży Gryffindoru.
Chwytając
zdziwionych chłopaków za łokcie, pociągnęłam ich korytarzem, przepchnęłam się
przez mały tłumek pierwszaków zerkających na sławnego Wybrańca niczym na
superbohatera, aż wreszcie wślizgnęłam się do niewielkiej sali na końcu
korytarza. Cztery ławki, parę krzeseł, mała tablica, pochodnie w uchwytach.
Kiedyś odprowadzałam tutaj Ginny na korki z astronomii, gdy nawet ja nie byłam
w stanie wytłumaczyć jej teorii.
–
Hermiono, o co chodzi? – spytał zdumiony Harry. Odwróciłam się do przyjaciół.
Obaj wpatrywali się we mnie z oczekiwaniem, pewnego rodzaju zestresowaniem.
Wyciągnęłam
różdżkę i rzuciłam parę zaklęć chroniących przed podsłuchiwaniem, w tym Muffliato. Ron wyglądał na oburzonego.
–
Nam zabraniasz go używać, a sama nie masz oporów!
Bez
słowa sięgnęłam do swojej torby. Dziennik Patricka wylądował z trzaskiem na ławce.
–
Idę z tym do Dumbledore’a – oświadczyłam. Moje słowa przecięły powietrze niczym
bat. – Dzisiaj.
Szok
na twarzach chłopaków nie był dla mnie czymś niespodziewanym. Postanowiłam
wykorzystać to, że chwilowo trwają w zbyt wielkim zdziwieniu, by cokolwiek z
siebie wykrztusić.
–
Wszystko dokładnie przemyślałam – ciągnęłam. – Widzieliście Cryte’a.
Widzieliście, komu i jakie zadawał pytania. Dokładnie to zaplanował. Będzie
węszyć, nie zostawi tak wszystkiego. W dodatku – wzięłam głębszy oddech,
ignorując rozdziawienie ust przez Rona w niemym szoku – Dumbledore go chroni. Snape’a.
Nie wiem, o co chodzi, tutaj nic nie
pasuje, a tylko w ten sposób mogę się dowiedzieć.
Zapadło
głuche milczenie. Moje serce gnało jak szalone, rozprowadzając po ciele wraz z
krwią strach i niepokój. Bałam się odpowiedzi przyjaciół, tego, że będą za
bardzo protestować, choć ja już podjęłam decyzję.
–
Ustaliliśmy – odezwał się wreszcie Ron zmienionym głosem – że nikt się nie
dowie. Hermiono, wiesz, jakie to niebezpieczeństwo?
Kiwnęłam
głową.
–
Doskonale wiem, na co się porywam – odparłam poważnie. – Dzisiaj idę do
Dumbledore’a, ale na razie to wszystko. Chcę poznać jego zdanie. Was nie muszę
w to mieszać.
Na
twarzy Harry’ego odmalowały się wypieki.
–
Chyba żartujesz – syknął. – Okłamiesz go? „No, wie pan, te morderstwa odkryliśmy
z Nottem kilka miesięcy temu, ale w sumie nie powiedziałam o tym moim
najlepszym przyjaciołom!”
Zastanowiłam
się chwilę.
–
No… nie do końca. Teodor też pozostaje w błogiej nieświadomości, o niczym nie
wie. Jestem ja i autor dziennika. To oficjalna wersja.
Ron
potrząsnął przecząco głową.
–
Nie możesz…
–
Posłuchajcie mnie – przerwałam im
twardo. Zamilkli, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Podeszłam bliżej. –
Wieczorem pójdę do Dumbledore’a. Opowiem o umarłych i wysłucham jego zdania na
ten temat. Zadam kilka pytań. O co chodzi ze Snape’em i dlaczego go chronił. To
wszystko. Widzicie? Nie idę na pewną śmierć.
Jeszcze.
–
Przecież dobrze wiemy, że Dumbledore rzuci wszystko i zajmie się zamykaniem
winnych! – wybuchł Harry. – Ty też o tym wiesz, Hermiono.
Zacisnęłam
usta.
–
W porządku. Masz rację.
Choć
zgodziłam się, on nie wyglądał na przekonanego. I słusznie.
–
Zachowujesz się niedorzecznie.
–
Zachowywałam się niedorzecznie przez tyle czasu, wpadając w pustkę, rozumiesz?
Ostatnie tygodnie mam wycięte z życiorysu, bo wtedy tak naprawdę nie żyłam. Nie
dostrzegałam, co jest naprawdę konieczne.
–
Konieczne jest pakowanie w tę sprawę jeszcze Dumbledore’a?
–
Ale on będzie wiedział co robić lepiej niż my.
–
A może po prostu nic nie róbmy?
Na
chwilę zapomniałam o Ronie stojącym nieopodal. Spojrzałam na jego zastygłą
twarz. Jasnoniebieskie oczy płonęły dziwnym blaskiem, na czole pojawiły się
zmarszczki.
Niepewność
przeszyła moje serce, pozostawiając po sobie ranę, która jednak natychmiast się
zasklepiła.
–
Wiem, Ron. Boisz się o swoją rodzinę – wymamrotałam w stronę rudzielca.
–
To takie dziwne? – warknął. – A jak skończył tamten? Też miał przyjaciela. Też
wtrącał się do zdecydowanie nieswoich spraw. Widzisz jakieś podobieństwa?
Z
trudem przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle.
–
Dlatego nie działam sama – odpowiedziałam. – Chociaż mogłabym. Nie jestem
samobójczynią.
Jestem kłamcą.
–
Pójdę do Dumbledore’a i wszystko mu powiem. Dzisiaj. Cryte znów rządzi
Ministerstwem.
Nie mogę
pozwolić, by znów zabijał.
–
Rozpoczynają się czystki. Znowu. Cryte rośnie w siłę proporcjonalnie do
Voldemorta. Ludzie za nimi idą. Mają władzę. Mordują, tyle że po różnych
stronach barykady. Ron, widzisz jakieś podobieństwa?
Ja też się od
nich nie różnię.
–
Trzeba to zatrzymać. Nie możemy walczyć przeciwko dwóm wrogom. Cryte posunie
się do wszystkiego, byle zniszczyć Voldemorta, nawet za cenę swoich
sprzymierzeńców. Obiecuję, że nic wam się nie stanie.
Wszyscy kłamią.
Porwałam
z ławki dziennik i wrzuciłam go do torby. Po raz ostatni spojrzałam na
skonsternowanych przyjaciół. W duchu westchnęłam. Ruszyłam w stronę wyjścia.
–
Wystarczająco długo zwlekałam, nie mogę
znów popełnić tego samego błędu. Tym razem podejmuję dobrą decyzję.
Delikatnie
zamknęłam za sobą drzwi.
Tak
naprawdę to ja miałam władzę. Stałam na barykadzie z wymierzonymi pistoletami w
każdą ze stron. Opaska zakrywała mi oczy, bym nie widziała dział wytoczonych
przeciwko mnie.
Ja
miałam władzę, tylko nie wiedziałam, w jaki sposób ani czy na pewno warto z
niej skorzystać.
***
Zapadł
już zmrok, kiedy wraz z McGonagall zmierzałyśmy do gabinetu Dumbledore’a. Nie
znałam hasła, zatem jedynym wyjściem było poproszenie zastępcy dyrektora o
osobiste zaprowadzenie. Kobieta zdziwiła się moją prośbą, jednak gdy błagalnym
tonem powiedziałam jej, jak bardzo mi na tym zależy, zgodziła się. Na pytanie,
o co dokładnie chodzi, aż głupio było mi odpowiadać.
–
Z całym szacunkiem, pani profesor, ale wolałabym, by sprawa, o którą chodzi,
została tylko między mną a profesorem Dumbledore’em.
Widziałam,
że walczy z wątpliwościami. W końcu ustąpiła, a ja dobrze wiedziałam, o czym
myśli.
Bała
się, czy przypadkiem znów nie mam jakichś informacji odnośnie śmierciożerców
wśród uczniów.
W
milczeniu pokonałyśmy drogę do gargulca strzegącego gabinetu Dumbledore’a.
Czułam rosnące podenerwowanie – a może strach – a może ekscytację – a może
złość – przyspieszające oddech i popędzające serce. Każde kolejne przełknięcie
śliny było jak połykanie wykałaczki, za to gdy już stanęłyśmy przed posągiem,
coś ciężkiego opadło na samo dno mojego żołądka.
–
Chrupkie niebo.
Oho,
czyżby znowu jakiś przysmak?
Gargulec
odskoczył, ściana się rozsunęła i razem z McGonagall wstąpiłyśmy na kamienne
stopnie, które same poniosły nas w górę. Czarownica zastukała w drzwi mosiężną
kołatką. Rozległo się stłumione: „Proszę!”, a krew w moich żyłach zamarła, choć
serce wciąż pracowało jak szalone.
Weszłyśmy
do środka. Kolisty gabinet wyglądał tak jak go zapamiętałam podczas pamiętnego
składania wyjaśnień przed Riversem. W pomieszczeniu panował niemal półmrok,
delikatne instrumenty na wątłych nóżkach połyskiwały, przyciągając wzrok, na
żerdzi siedział piękny feniks o piórach koloru ognia, zaś za biurkiem siedział
sam Dumbledore. Nie był zbyt zdziwiony naszym przybyciem.
Zupełnie
jakby na nas czekał.
–
Przepraszam, Albusie, że nie dałam ci znać – zaczęła od razu McGonagall,
automatycznie przecząc moim myślom – ale panna Granger bardzo nalegała, by móc
z tobą dzisiaj porozmawiać.
–
Dobry wieczór, panie profesorze – przywitałam się grzecznie.
Och,
mój głos już drżał.
Mężczyzna
spojrzał na mnie znad okularów-połówek. W końcu wskazał dłonią miejsce
naprzeciw siebie.
–
Usiądź.
Ja
jednak odwróciłam się do McGonagall.
–
Bardzo dziękuję, pani profesor – tak, to miało zabrzmieć jak aluzja. Oczy
nauczycielki po raz ostatni prześlizgnęły się po Dumbledorze, kobieta wyszła, a
ja odniosłam wrażenie, że wraz z nią pokój opuściła moja pewność siebie.
Niespiesznie
opadłam na krzesło przy biurku, biorąc na kolana swoją torbę. Starzec nie
spuszczał ze mnie wzroku. Nie wydawał się zbyt poruszony moim nagłym zjawieniem
się. Może podejrzewał, że przyjdę do niego po rozprawie?
Do
niczego nie mogłam mieć pewności jeśli chodziło o niego.
–
O co chodzi, panno Granger? – spytał łagodnie.
Zerknęłam
szybko na portrety poprzednich dyrektorów wiszące na ścianach. Nie dałam się
zwieść pozorom snu.
–
Powiedziałam profesor McGonagall, że wolałabym, by ta rozmowa została między
mną a panem – powiedziałam powoli. Wrogie brzmienie absolutnie nie było
wskazane w tym momencie. – Miałam na myśli również świadków nie całkiem
zaliczających się do… żywych.
Tak
jak przypuszczałam, postacie natychmiast się rozbudziły, rozległy się zduszone
okrzyki sprzeciwu, głośne protesty i niepochlebne uwagi kierowane w moją
stronę. Uparcie wpatrywałam się w Dumbledore’a, oczekując z napięciem jego
reakcji. Bez słowa wyjął różdżkę, po czym machnął nią w nieokreślonym kierunku.
Na skórze poczułam jakby delikatny ruch powietrza, choć tak naprawdę był to
ruch magii. Leciutki, subtelny, odrobinę cieplejszy niż zwykły wiatr o tej
porze roku.
No
tak. Dźwiękoszczelna kopuła.
Dumbledore
schował różdżkę. Starałam się nie patrzeć na jego poczerniałą rękę, którą po
chwili ukrył w przydługim rękawie błękitnej jak jego oczy szaty. W szkłach
okularów odbijały się płomyki świec tkwiących w kandelabrach nieopodal nas.
–
Zatem?
Wypuściłam
powoli powietrze z płuc.
–
Zdaję sobie sprawę, że to, co zaraz powiem, wyda się panu niedorzeczne, ale mam
dowody na potwierdzenie swoich słów.
Dumbledore
był cierpliwy. W milczeniu czekał na ciąg dalszy, a ja chyba właśnie dlatego
poczułam się mniej pewnie. Retoryka nigdy nie należała do moich mocnych stron.
Splotłam razem spocone dłonie.
–
Chodzi o Benjamina Cryte’a – powiedziałam wreszcie. Z ulgą powitałam powrót
zdecydowania w moim głosie. Przecież
doskonale wiesz, jak to rozegrać, Hermiono. – Obawiam się, że znajdujemy
się w o wiele gorszym położeniu, niż ktokolwiek z nas mógłby przypuszczać,
panie profesorze.
Opowiedziałam
mu, jak dotarłam do Sali Oczyszczenia. Październikowy patrol, wraz z innymi
prefektami rozdzieliliśmy się, nagle pojawiła się kula, która mnie tam
zaprowadziła. Mnie i tylko mnie. Rozwiązałam zagadkę. Znalazłam Katharsis. Czytałam je przez wiele
tygodni, aż wreszcie znowu ujawniła się kula, wyraźnie dając mi do zrozumienia,
czego chce.
W
moim słowniku na pewien czas przestały istnieć zaimki „my”, „nam”, „on”,
„jemu”.
Nie.
Zamierzałam
dotrzymać obietnicy. Nie pozwalałam, by komukolwiek innemu coś się stało.
Tak
strasznie chciałam wreszcie zrobić coś tak jak należy.
–
…i wtedy dostałam się do tamtego biurka.
Dumbledore
nadal milczał. Nie wypowiedział ani słowa, odkąd zaczęłam mówić, i trochę
zaczynałam się denerwować, jak czarodziej to przyjmie. Dostrzegłam kilkukrotne
uniesienie brwi do góry, zmarszczki na czole w wyrazie konsternacji oraz czasem
zaciśnięcie ust w wąską linię. Najgorsze wciąż przede mną.
Ciemne
chmury zbliżały się, chłód całował skórę, cichy pomruk zwiastował nadejście
grzmotu.
Chyba
zapomniałam, jak się oddycha.
Otworzyłam
torbę i wyjęłam z niej dziennik Patricka. Położyłam go delikatnie przed
Dumbledore’em.
–
Proszę to przeczytać – rzuciłam jedynie. – Cokolwiek.
Starzec
poprawił okulary, a później sięgnął po książeczkę. Nie omieszkałam wytrzeć z
niej wszelkich śladów mojej ingerencji. Usunęłam własne zapiski, nie naruszając
reszty i jednocześnie nie dając możliwości późniejszego wykrycia działania
magii. Skomplikowane zaklęcie, ale efekt był dokładnie taki jak chciałam.
Dziennik
stał się jedynie dowodem win Cryte’a. Nie robił już za coś w rodzaju
pamiętnika. Przestałam czuć z nim aż tak silną więź.
O
to chodziło.
Dumbledore
najpierw obejrzał notatnik ze wszystkich stron, a potem otworzył na początku.
Przeczytał kilka linijek, po czym ruszył dalej. Z szybko bijącym sercem
obserwowałam jego z początku spokojne ruchy przewracania kartek, które później
zmieniły się w tylko trochę szybsze, lecz za to pełne ciekawości. Zaciskałam
mocno palce na swojej torbie, zerkałam czasem na portrety poprzednich
dyrektorów. Obserwowały mnie ciemne oczy wyraźnie wściekłego Fineasa Nigellusa
Blacka.
Zastanawiałam
się, jak wiele razy Dumbledore stawiał poprzednich dyrektorów w takim
położeniu.
Fawkes
schował główkę pod skrzydło, a ja po raz pierwszy od dawna nie miałam ochoty
zrobić tego, co on – ukrywanie się przed światem było dla słabych. Chciałam
udowodnić, że wcale się do takich nie zaliczałam.
Dlatego
wpatrywałam się w Dumbledore’a, na którego poznaczonej śladami czasu twarzy mieszały
się różne rodzaje emocji. Najpierw zwykła ciekawość, ostrożność, później
zdziwienie przeistoczone następnie w oszołomienie, aż wreszcie na powrót
opanowanie. Mężczyzna zerknął na sam tył dziennika, a gdy niczego już nie
znalazł, zamknął go. Niebieskie oczy znów skupiły się na mnie. Wstrzymałam
oddech.
–
Masz te dokumenty? – spytał. Tym razem to w jego głosie zabrzmiało napięcie.
Przez
sekundę wydawało mi się, że już nie pamiętam, jak się mówi.
–
Oczywiście – wykrztusiłam, kiwając głową. – Są na nich podpisy, pieczątki
Ministerstwa Magii, zlecenia, listy… Wszystko na nazwisko Cryte’a.
Dumbledore
przesunął opuszkami palców zdrowej dłoni po dzienniku.
–
Jak znalazły się one w domu tego chłopaka?
Cieszyłam
się, że potrafię odpowiedzieć na takie pytania.
–
Autor gdzieś to wyjaśnił. Jego ojciec miał najwięcej znajomości ze wszystkich
popleczników Cryte’a, był cenny, bo mógł dużo załatwić, w dodatku nad wyraz
chętny do współpracy, jednak mimo wszystko się bał. Bał się wpadnięcia. Dlatego
zażądał, by mógł wszystko składować, w dodatku wymagał od Cryte’a pewnych oświadczeń.
–
Sprytne – mruknął Dumbledore.
Odchrząknęłam.
–
Na początku chciałam od razu poruszyć tę sprawę – kontynuowałam swoją opowieść,
pamiętając o tym, by hamować drżenie głosu i pamiętać, pamiętać, pamiętać, jak
się oddycha. – Zrobić coś, nie mogłam siedzieć bezczynnie ze świadomością
śmierci tego chłopaka oraz innych niewinnych ludzi. Ale potem zrozumiałam, że
zbyt wiele osób mogłabym narazić. Harry, Ron, Ginny… nikt o tym nie wie.
–
A pan Nott?
Prawie
zachłysnęłam się własną śliną. Pokręciłam przecząco głową.
–
Nikt – powtórzyłam twardo. –
Odsunęłam się od tego. Nadal czytałam Katharsis,
zgłębiałam jego tajemnicę, ale nie dotykałam biurka. Udawałam, że o czym nie
wiem. I… – wzięłam głębszy oddech. – Kilka tygodni temu pojawił się autor
dziennika. Jego duch.
Dumbledore
uniósł brwi.
–
On tutaj jest? – zdziwił się.
–
Zostawił po sobie pewne niezałatwione kwestie – wyjaśniłam ponuro. – Był w
szoku, że jeszcze nic się nie dzieje, że nie ruszyłam tej sprawy. Namawiał
mnie, bym wreszcie to zrobiła. Patrick – bo tak ma na imię – za wszelką cenę
chce zemsty na Crycie i właściwie mu się nie dziwę, choć nie potrafi pojąć, że wiele
ludzi może ucierpień, jeśli cokolwiek zrobię. Ta rozmowa rozbiła mnie,
przyznaję. Do wstrząsu po śmierci Rogera, po złapaniu Ivy i ogólnie po
wszystkim, co w tamtym czasie się wydarzyło, doszedł jeszcze mętlik spowodowany
rozmową z Patrickiem. Długo się zastanawiałam, rozważałam wszelkie możliwości,
biłam się z myślami. Stopniowo otrząsałam się po tych wszystkich okropnych
rzeczach, ale nadal nie mogłam podjąć decyzji. Potem dowiedziałam się o
rozprawie i właściwie to ona chwilowo stanęła na pierwszym miejscu. A dzisiaj
zobaczyłam Cryte’a. – Płytki, urywany oddech, bo złość gęstniała wraz z krwią,
podgrzewała jej temperaturę. – Manipulował nami. Dokładnie wiedział, o co
spytać. Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się na koniec usłyszeć akt
oskarżenia skierowany przeciwko mnie, ale fakt faktem, że za długo zwlekałam.
Zamilkłam
na chwilę, bojąc się to powiedzieć.
Bałam się usłyszeć odpowiedzi. Dumbledore postanowił mnie wyręczyć.
–
Chcesz konfrontacji – rzekł lekko jakby mówił o zbliżającej się wielkimi
krokami wiośnie.
Rozległ
się grzmot, początek wszystkiego, być może początek mojego końca. Szorstki język chłodu polizał mnie po palcach. Zadrżałam.
–
To nie może dłużej trwać – oświadczyłam z mocą. – Z pewnością czyta pan
„Proroka…”, panie profesorze. Kojarzę pewne zbrodnie niby-śmierciożerców z tym,
co robił Cryte lata temu. Radyklane metody pozbywania się popleczników
Voldemorta nie są tym, co mogłoby nam pomóc. Walka z dwoma przeciwnikami to za
dużo dla nas.
–
Panno Granger…
–
W dodatku – przerwałam mu z zaciętością – Patrick miał marzenia. Miał plany.
Miał rodzinę. Może nie taką, jakiej zawsze pragnął, ale kochał swoją młodszą siostrę.
Wszystko mu odebrali. Czuję… czuję się w obowiązku, by dokończyć to za niego.
Na
twarzy Dumbledore’a nie było już ani krzty zwykłej pogodności, którą obdarzał
każdą osobę w zamku. Śmiertelna powaga i zdecydowanie. Chyba tego
potrzebowałam. Potrzebowałam, by przestano wreszcie traktować umarłych
lekceważąco, jak coś błahego.
Czarodziej
złożył dłonie razem na stole.
–
Zatem nikt o tym nie wie.
–
Nikt – potwierdziłam.
–
Masz dowody na winę Cryte’a i wszystkich, którzy z nim współpracowali.
Kiwniecie
głową.
–
I chcesz je wykorzystać. W jaki sposób?
Nad
tym również się zastanawiałam.
–
Myślałam nad pójściem do prasy – odparłam. – Opinia publiczna zrobiłaby swoje.
Owszem, Cryte z pewnością domyśliłby się, że to ktoś ze szkoły, ale nim
cokolwiek by zrobił, Minister Magii otrzymałby długą listę nazwisk oraz
wszelkie potrzebne materiały do zapełnienia kilkudziesięciu cel w Azkabanie.
Dumbledore
nie wyglądał na przekonanego.
–
Obawiam się, że to nie będzie takie proste – rzekł po chwili milczenia.
Uniosłam
brwi.
–
Znam ryzyko, zdaję sobie sprawę, ale…
–
Będę szczery: nad szkołą wisi groźba zamknięcia. W tempie ekspresowym.
Na
moją głowę wylano kubeł zimnej wody, a lodowate strumyczki zaczęły pędzić po
skórze, wgryzając się w jej kolejne centymetry.
–
Jak to? – wykrztusiłam.
Dumbledore
westchnął.
–
Jesteś spostrzegawcza. Sama zauważyłaś, że na rozprawie pytania zadawano nam z
wielkim namysłem. Nie sądzę, by tak szybko zostawili mnie w spokoju.
Zacisnęłam
wargi.
Wiedziałam,
że mężczyzna ma rację.
–
Mieszanie się w tę sprawę – kontynuował – nie jest dobrym pomysłem.
Przynajmniej nie teraz. Ściągnięcie na nas Benjamina Cryte’a, który z pewnością
nie odpuści obecności jednego śmierciożercy w szkole oraz jednego byłego śmierciożercy, a który dostanie
dodatkowy powód, by zniszczyć Hogwart, to bardzo zły plan. Wierz mi, dla mnie
to też wstrząsające wieści, ale muszę mieć również na uwadze bezpieczeństwo
moich uczniów.
Myślałam,
że się przesłyszałam. Wpatrywałam się w Dumbledore’a szeroko otwartymi oczyma.
Burza
jakby… gasła. Uspokajała się. Odchodziła.
–
Czyli co? – spytałam głucho. – Mam nic nie robić? Sądziłam, że pomoże mi pan
podjąć słuszną decyzję.
–
Słuszną decyzją jest porządne ukrycie tych dokumentów i zajęcie się wszystkim
po wojnie, bo nie ma co ukrywać, że ona również się zbliża.
–
Z dodatkową stroną w postaci Cryte’a oraz jego ludzi nie sądzę, by skończyła
się ona tak szybko.
–
Myślałem, że jesteś trochę bardziej roztropna.
Nie
dałam się zwieść fałszywemu drżeniu mojego serca.
–
Zdaję sobie doskonale sprawę z ryzyka – powtórzyłam. Ostrożnie dobierałam słowa,
ponieważ wyjście na niespełną rozumu wcale nie zaliczałam do korzystnych
skutków tej rozmowy. Dumbledore cierpliwie mi nie przerywał. To dobrze, bo
gdyby to zrobił, moja wieża układana z czujności, pewności siebie i determinacji
runęłaby w przepaść. – Wiem, kogo bym naraziła oraz jak wiele zamętu
wprowadziłabym do naszego świata. Wiem, ile znaczy dla pana szkoła, ale czy nie
widzi pan, co się dzieje? Patrick zginął, on, jego najlepszy przyjaciel i setki
innych osób, a teraz rozpoczyna się to samo. Zakon Feniksa walczy z
Voldemortem, najpierw potwierdzając informacje na temat jego działań. Cryte nie
traci czasu. Widziano kogoś z Rosierem? Kapuś – zabić. Napad śmierciożerców na
wioskę? Szybko, zatrzymajmy w niej wszystkich i spalmy ją. Cryte sądzi, że w
ten sposób naruszy pewność Voldemorta o swojej wszechmocności, ale jego
najwyraźniej to nie obchodzi, skoro do tej pory nie zabił Cryte’a.
–
Właśnie – wtrącił Dumbledore, gdy zaczerpnęłam tchu, by mówić dalej. – Nie
sądzisz, że Voldemort podejrzewa, co się dzieje?
Zmusiłam
swój umysł do intensywniejszego działania.
O
tym nie pomyślałam.
–
Może sądzić, że to Zakon Feniksa – stwierdziłam po chwili.
Oczy
Dumbledore’a dziwnie błysnęły.
–
Voldemort nie jest głupi. Wie, że nie posunąłbym się do czegoś takiego.
Przez
moją głowę przebiegła cholernie niepokojące skojarzenie. Tak jakby Dumbledore
powiedział „Zakon to ja”.
Odrzuciłam
tę myśl, ale w zamian za nią pojawiła się inna i właśnie ona spowodowała, że
moja krew zamieniła się w ciekły azot, serce skuł lód.
Złość.
–
Chyba czegoś nie rozumiem – rzekłam bardzo, bardzo, powoli. Nie krzycz. – Mam nadzieję, że nie ma
pan zamiaru zostawić Cryte’a Voldemortowi? By to on się nim zajął?
–
Nie, na Boga, nie! – zawołał Dumbledore, a ja odetchnęłam w duchu. – Istnieje
szansa, że oni wykończą się nawzajem, owszem, jednak wpadanie w środek wojny
między nimi to samobójstwo.
Nie jestem
samobójczynią.
Serce
galopowało sto, milion razy szybciej, niż powinno. Głęboko oddychałam,
zbierając myśli.
Nie
spodziewałam się czegoś takiego po Dumbledorze.
–
Więc co pan proponuje? – wymamrotałam, nie wiedząc już nic.
Nie
odzywał się tak długo, że już zaczęłam się zastanawiać, czy dla niego ta
rozmowa nie jest skończona.
–
Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś – rzekł bardzo poważnie. Przełknęłam z
trudem ślinę. – Wierzę ci, wierzę temu dziennikowi i nie umiem… nie umiem
wyrazić swojego szoku. Nadal nie pojmuję, jak mogłem nie zauważyć tego
wszystkiego.
Już
zaczerpnęłam tchu, by z zapałem wyjaśnić wszystko dyrektorowi, ale on uciszył
mnie łagodnym gestem dłoni.
–
Zatrzymam go – poinformował, biorąc do ręki notatnik Patricka. Kiwnęłam głową,
zaciskając mocno zęby. Z bólem rozstawałam się z dziennikiem. – Na razie
prosiłbym, byś nie robiła niczego pochopnie. Sytuacja jest zbyt trudna, zbyt
skomplikowana, a nieprzemyślane działania mogą jeszcze ją pogorszyć.
–
Czyli dalej będą umierać niewinni?
Te
słowa same wypłynęły z moich ust. Nawet nie zorientowałam się, kiedy na nowo
zaczęła wrzeć we mnie wściekłość.
Dumbledore
nie był zaskoczony.
–
Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale na razie nie mogę nic zrobić.
Moje
dłonie same uformowały się w pięści.
–
Jak to: nic? – spytałam lekko drżącym głosem. – Ma pan kontakty w Ministerstwie
Magii, informacje… O wiele większą władzę niż ja!
Nie pomoże, nie
pomoże, nawet on nie pomoże.
–
Wydaje mi się, Hermiono, że wciąż umyka ci najważniejsze: własne
bezpieczeństwo.
To koniec.
–
A mnie wydaje się – wstałam chwiejnie, nie panując już nad sobą – że to panu
coś umyka. – Zamknęłam gwałtownym ruchem swoją torbę. Spiorunowałam
Dumbledore’a spojrzeniem. – Życie innych.
Mężczyzna
wyglądał na poruszonego.
–
Nie powiedziałem, że nic z tym nie zrobię – wyjaśnił jak zwykle spokojnym
głosem. Powinien przestać tak cholernie dobrze grać. – Stąpamy po bardzo niepewnym
gruncie. Musimy zastanowić się, jak to poprawnie rozegrać, ale na pewno nie w
najbliższym czasie.
–
To kiedy? – rzuciłam, choć moje nogi rwały się, by wyjść z tego gabinetu jak
najszybciej. – Pozwoli pan na śmierć tylu ludzi?
Milczał.
Milczał.
Milczał.
Drgnęłam
w kierunku wyjścia.
–
Zaryzykowałabyś zbyt wiele.
Wydawało
mi się, że trzaśnięcie drzwiami dotarło do wszystkich mieszkańców zamku.
Zbiegłam
po krętych schodach, nawet nie czekając, aż same zaniosą mnie na dół. Chyba po
raz pierwszy w życiu tak siarczyście przeklinałam w myślach.
Czułam
się pusta, choć gniewu tłumiłam w sobie aż za dużo.
Nie
mogłam uwierzyć, że wszystkie moje plany w ciągu jednej rozmowy z człowiekiem,
któremu ufałam, którego uważałam za autorytet, legły w gruzach. W głębi duszy
liczyłam na poparcie Dumbledore’a w tej sprawie, a on popierał moich
przyjaciół. Dał mi jasno do zrozumienia, że trzeba to zostawić w spokoju, że
niebezpieczeństwo jest za duże.
Pieprzyć
niebezpieczeństwo!
Chciałam
zrobić coś dobrego. Chciałam, bo ofiara Patricka nie mogła pójść na marne.
Chciałam, bo nie mogłam znieść myśli o nieograniczonej potędze Cryte’a i jego
chorych zapędach.
Nie, nie, nie,
nie.
Wszystko
we mnie się buntowało, krzyczało, emocje ścierały się ze sobą, zawód starł na
proch wszelką nadzieję, rozgoryczenie zdmuchnęło wszelkie resztki zaufania.
Ale
moja determinacja nie zmalała.
W
dodatku z tego wszystkiego zapomniałam wypytać go o Snape’a! Po prostu…!
Zeskoczyłam
z ostatniego stopnia, czując wypieki na policzkach. Mój Podręczny Słownik Wulgaryzmów
już się wyczerpał, lecz myśli nadal się nie uspokoiły.
Patrick
jedyny ze swojej rodziny okazał się w pełni człowiekiem. Jego ojciec i matka
pracowali w Ministerstwie Magii, przy czym ten pierwszy był o wiele bardziej
zamieszany w działalność Cryte’a. Nie pomścił syna. Dla mnie stał się
największym tchórzem.
Patrick
miał przyjaciela, który też stracił życie. Miał kochającą dziewczynę, która
najpewniej o niczym się nie dowiedziała. Co z nią? Czy istniała jeszcze szansa
na odnalezienie jej?
A
siostra Patricka? Czy wiedziała o bracie? Miała cztery lata, gdy zginął. Czy go
pamiętała? A może jakimś cudem się dowiedziała i teraz szukała sprawców? A
może…
Prawie
udławiłam się własnym zagubionym oddechem, kiedy w jednej, cholernej sekundzie
przyszło zrozumienie. Uczepiłam się go, nie chciałam, by utonęło w gąszczu
myśli, lecz wtedy usłyszałam odgłos szybkich kroków, jakby ktoś biegł. Na końcu
korytarza pojawiła się Ginny. Pędziła w moim kierunku, rude włosy powiewały za
nią, policzki były zaczerwienione. Stanęłam jak wryta, wciąż oszołomiona tym,
co do mnie dotarło i chcąc jednocześnie natychmiast opowiedzieć o tym
przyjaciółce. Jednak gdy tak zbliżyła się wystarczająco, bym mogła zobaczyć jej
twarz, już wiedziałam.
Coś
się stało. Coś bardzo, bardzo złego.
Odrzuciłam
myśli o Patricku. Gryfonka zatrzymała się, zdyszana i zaczerwieniona, po czym
oparła dłonie na moich ramionach. Obrzuciłam ją zdezorientowanym spojrzeniem.
–
Skąd wiedziałaś, że tu jestem? – Gdy nie odpowiedziała, kręcąc jedynie
delikatnie głową, poczułam dreszcz niepokoju przebiegający mi po plecach. –
Ginny, co się stało?
Zaczerpnęła
ze świstem powietrza.
–
Teodor jest w skrzydle szpitalnym.
_______________
Ten
rozdział to moja osobista porażka. Chyba nigdy nie miałam aż takiej blokady
przed napisaniem chociażby zdania. Nawet nie wiecie, jak strasznie chciałam
to-to skończyć. Szlag mnie trafiał, ilekroć go otwierałam i widziałam, że wciąż
czego brakuje. UGH.
Jak
widzicie, pojawił się nowy szablon. Miałam dość tej ciemności, teraz jest tutaj
wprawdzie zielone jeziorko, noale. Emma ma nowe, takie piękne sesje, że aż chce
się z nimi prace robić!
Zaktualizowałam
zakładki. „O autorce” i „O opowiadaniu”. Można zerknąć, kto ciekawy ;)
Także
no. Empatia jest po olimpiadzie biologicznej, wow, wow, uszanowanko! Nie
powiem, żebym wszystko napisała poprawnie, ale staram się myśleć pozytywnie.
Zostaje mi jeszcze francuski, o.
Na
koniec jeszcze mała reklama. Absolutnie nie kwestionuję aktualnego poziomu na blogspotowych
ocenialniach, jednak jeśli potrzebujecie naprawdę porządnej, a nie „na odwal”,
jak to często się zdarza, opinii, to powinniście sprawdzić Niekonkretne Oceny u
Niekonkretnej. Nieko była w swoim czasie oceniającą i wie, czym to się je,
także serdecznie zapraszam!
No
nic. Idę pisać pracę na konkurs historyczny. Szkoła wymaga!
Buziaki.
Empatia
Huh, pierwsza! Lecę czytać! <3
OdpowiedzUsuńNo i przeczytałam! O Boże, jakie to było świetne!!! <33
UsuńZ początku rozdziału, gdy Mia płakała w łazience, myślałam, że katharsis nic nie dało. Ale później, gdy żartowała z Ginny, ulżyło mi. Dobrze, że z nią już wszystko w porządku.
A jednak. Hermiona postanowiła coś zrobić ze sprawą z Cryte' em. Gdy czytałam, jak to wszystko planowała, przechodziły mnie dreszcze. Nie dziwię się, że zdecydowała się skłamać, by chronić najbliższych.
Zachowanie Dumbledore' a trochę mną wstrząsnęło. Myślałam, że on coś zrobi, zacznie działać, a tu nic. Choć z drugiej strony ma też trochę racji, by poczekać. Skoro Ministerstwo ciągle ma coś do Hogwartu i nad szkołą wisi groźba zamknięcia, może lepiej być cierpliwym. Tylko, że Hermiona nie należy do osób cierpliwych. ;D
Brakowało mi Teodora w tym rozdziale. Ale, jak doszłam do ostatniego zdania, to aż mi serce zaczęło szybciej bić! Co z nim?! Ech, czemu przerwałaś akurat tutaj?:C
Nie wiem, jak ja wytrzymam do publikacjo nowego rozdziału. Bardzo bym chciała wiedzieć, co z Teodorem. Mam nadzieję, że to nic poważnego. :)
Ech, Empatio jesteś niesamowita. Jak Ty to robisz, że każdy rozdział wychodzi Ci tak dobrze? :D
Pozdrawiam i ściskam ciepło! *o*
Jestes definitywnie genialna. A zakończyłas w takim momencie, ze aż chce mi sie płakać.
OdpowiedzUsuńNa kolejny rozdział zapewne trochę poczekam, ale Twój blog jest jedna z tych rzeczy na które warto czekać.
Bardzo chce juz kolejny rozdział, było mało Teodora, no ale zycie. Za to po zakończeniu domyślam sie, ze w następnym rozdziale bedzie go wiecej.
Pozdrawiam (:
Przepraszam za brak polskich znaków i błędy, ale pisze z telefonu.
UsuńDziewczyno jesteś najlepsza . I czemu Teodor trafił do skrzydła szpitalnego, czyżby próbował znowu animagii, a może to jakieś powikłania po katharsis ? Nie wiem ale chce się dowiedzieć . Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńgenialne! cudowne! świetne! nie mogę się doczekać nowego rozdziału, biedny Teo, ciekawe co mu się stało *-* a no i zapomniałabym dodać, że twój blog jest ogółem moim ulubionym blogiem, a trochę tego czytałam <3
OdpowiedzUsuńBrakowało mi Teodora w tym rozdziale... Ale to żadna nowość, więc nie będę się nad tym rozwodzić.
OdpowiedzUsuńOczywiście MUSIAŁAŚ przerwać w takim dramatycznym momencie, okrutna kobieto. Biedny Teoś się tam wykrwawia pewnie, a tu trzeba czekać.
Podobnie jak Hermiona, zawiodłam się na Dumbledorze. Myślałam, że jakoś pomoże, doradzi, a on postanawia siedzieć cicho. Rozumiem, że szkoła jest ważna, ale mógł chociaż spróbować.
Plus za odwagę dla Hermiony, że wreszcie postanowiła zacząć działać. Nie wyszło, ale się starała. I jeszcze to, że wyłączyła wszystkich ze sprawy, żeby ich chronić. Brawo.
I cieszę się, że Hermiona już doszła do siebie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
O, jeszcze coś. Bardzo podoba mi się nowy szablon. Piękna Emma.
Trzymaj się dzielnie Empatio i rozprawiaj się ze wszystkimi konkursami na maksymalną ilość punktów:)
OMG, nawet by mi to do głowy nie przyszło! Poważnie, jesteś genialna. Jeżeli oczywiście myślę o tym samym, co Hermiona. Ale to tak oczywiście zakuło w oczy... No to już widzę, czemu Ivy została śmierciożercą. Ale i tak jej nie lubię.
OdpowiedzUsuńDumbledore to Dumbledore, jak na mój gust to on sam jest częścią tych wojennych manipulacji, nawet jeśli nie stoi po stronie Cryte'a, to dla niego ważniejsze jest pokonanie Voldemorta niż uratowanie niewinnych, których Cryte pozbawi wszystkiego. "Większe dobro" w końcu.
Co jest z Teodorem?! Katharsis jednak na niego wpłynęło? Omatko, mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej, ale rozumiem brak czasu czy weny :)Trzymam więc kciuki, abyś miała obu pod dostatkiem, zanim mój mózg się ugotuje z nadmiaru teorii :D
Pozdrawiam,
Ceres
Powiem ci, że pomimo tej "blokady" wyszło wspaniale. Czyta się jednym tchem, zagłębia się w uczucia.
OdpowiedzUsuńAle Teodor w SS ? ;_; Masz go uzdrowić, cokolwiek mu jest.
życzę ci dużo, dużo weny.
Pozdrawiam ;3
Zdecydowanie jeden z gorszych rozdziałów, ale każde opowiadanie takich potrzebuje. Ten chyba był trochę krótszy i nudniejszy, brakowało mi Teodora, zbyt dużo Ginny. Rozmowa z Dumbledorem wydała mi się nieco nierealna. Wydawało mi się, że inaczej zareaguje. Cóż, trzeba czekać na kolejną część, mam nadzieję, że będzie dużo lepsza. Wierzę w Ciebie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, F.
Absolutnie zgadzam się z zarzutami, jednak jeden mi zgrzyta: jeśli ten rozdział był jednym z krótszych (pełne 12 stron), to jakich oczekujecie? Dwa razy to, co u góry? o.O
UsuńDziękuję za opinię i również pozdrawiam!
mogłabym zdradzić. nie wiem do końca czy o to chodzi, ale użyłam kod:
OdpowiedzUsuń.main-inner {background-image: url(http://s6.ifotos.pl/img/tloorhpng_nwewpww.png);}
to jest cała ramka bloga bez tła zewnętrznego. jeśli źle Cię zrozumiałam to daj znać.
Pozdrawiam!
PS: ale szybko odpisałam :P wolę świat blogów od pisania pracy na temat indoeuropejskich Słowian. Nie ważne... wracam do pracy.
Dobry :)
OdpowiedzUsuńJako, że student w Polsce ma za dużo wolnego czasu to szukałam jakiegoś sensownego spędzenia czasu i wpadłam na Twojego bloga. Przeczytałam całość w niecały tydzień i teraz pluję sobie w brodę, bo muszę czekać na kolejne części tyle samo, co pozostali, buu:(
Niemniej, jestem pełna podziwu dla Ciebie, Twojego stylu pisania i niejako dojrzałości widocznej w fabule i (teraz nie będę oryginalna) KOCHAM TEGO BLOGA! No, tak tego, brakuje mi kreatywności ostatnio...
Niestety ten rozdział był gorszy niż kilka poprzednich. Widać, że się męczyłaś i że było Ci trudno wszystko płynnie poprowadzić. Ale nie martw się, tak mają i ci najlepsi :)
Hm, nie wiem, czy lubisz jak Ci się wypisuje w komentarzach jakieś potknięcia językowo-interpunkcyjno-ortograficzne (chociaż tych ostatnich nie przyuważyłam), więc tym razem się zamknę i nic nie wypiszę, natomiast gdybyś nie miała nic przeciwko, to ja chętnie :P
Co do samej treści rozdziału - Co do cholery jest Teosiowi?! :(
Poza tym, mogłabyś już doprowadzić do jakiegoś pocałunku ;p Albo nie... kurde, sama nie wiem, czego chcę... -.-
Życzę pomyślnych wyników olimpiady :)
Pozdrawiam,
Syd. :)
PS. Nie wiem, czy masz w zwyczaju powiadamiać o nowych notkach (pewnie znajdę to, jak w końcu przejrzę podstrony), ale zostawiam kontakt do siebie: GG. 38621520, blog. dusza-z-dymu.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTak więc dotarłam w końcu do podstron i proszę o informowanie mnie na gg. Pozdrawiam,
UsuńSyd.
PS. piszę z innego konta :)
Twój blog jest prześwietny, ale to pisałam już parę razy. Twoja historia jest ta wyjątkowa jak żadna inna. To jaka jest Hermiona i w jaki sposób się zachowuje jest niewyobrażalnie fascynujący.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze bardzo interesujący. Jestem niezmiernie ciekawa co wydarzy się dalej w związku ze sprawą Cryte. No i rzecz jasna co z Teodorem.
Chciałam jeszcze dodać, że mimo iż Twoja historia jest prześwietna chciałabym, aby już się zakończyła bo ciekawość zżera mnie jak zakończą się losy Hermiony i Teodora. Mam jedną najbardziej pasującą hipotezę, ale zostawię ją dla siebie ;)
Pozdrawiam i życzę weny,
Pożoga
PS Szablon jest świetny. Chyba nawet podoba mi się bardziej niż poprzedni :)
Jestem ostatnio w mega dziwnym nastroju, i w tymże oto humorze, mam mega dziwne odczucia co do owego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie mogłam zrozumieć Hermiony. Pierwszy raz miałam takie fatalne odczucie, że nie mogę wejść w jej skórę, i wyobrazić sobie, że to ona akurat to myśli, robi, czuje.
To samo z Dumbledore'm. Miałam wrażenie, że ta scena dzieje się w innej rzeczywistości, trochę się gubiłam to fakt, ale mimo to i tak miałam wrażenie, że to się dzieje na dwóch płaszczyznach. Nie wiem jakich.
I w sumie nie wiem, jak to się ima mojego nastroju, ale to samo wrażenie miałam gdy przeczytałam rozdział po raz pierwszy, i to samo mam teraz, gdy wracam do niego, po kilku dniach. Kończę moją nic nie wnoszącą wypowiedź, prosząc o więcej Teodora w następnych rozdziałach. Pewnie to było zamierzone, że go tutaj wcale nie ma, ale o wiele lepiej mi się czyta, gdy on jednak się przewija. Pozdrawiam
Jestem na Twoim blogu pierwszy raz <3 I jest cudowny ^^
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie :) I w dodatku o Herminie :D
Blog jest po prostu - świetny ! :*
Trzymaj tak dalej :)
I zapraszam do mnie :) http://niewlasciwa-milosc.blogspot.com/
Nowy szablon przewspaniały <3 Lepszy niż poprzedni,moim zdaniem, chociaż ciemny :P
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo :D W sumie jego niedokończona postać kurzyła się na moim dysku już wieki, a że nie miałam jakiegoś porządnego z okazji nowego rozdziału, to go odświeżyłam i nawet mnie się podoba :DD
UsuńJestem pelna podziwu dla ciebie! Olimpiada z biologii konkurs z historii z francuskiego tez konkursy a to juz nie podstawowka przeciez, ja bym nie dala rady ;)) Takze Szacun Empatio. Fajnie ze Hermiona zdecydowala sie pojsc z tym do Dumbka i w.sumie dobrze ze ten nic nie zrobil.Jak dla mnie to ten Cryte i Voldziu powinni wykonczyc siebie na wzajem. Oboje siebie warci. Kryminalisci, mordecy jedni. I tak wpadlam na to ze moze Ivy jest siotra Patrica. W koncu to sie rozegralo 14 lat temu a jego siostra miala 4 lata, czyli teraz ma 18, wiec jest rok starsza od Mionki to znaczy ze jest na 7 roku i najprawdopodobniej uczy sie w Hogwarcie. Ciekawe. Mam nadzieje ze Teodorowi nic powaznego nie jest.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Ginny ;*
Przyznam się szczerze, że myśl, że Ivy jest siostrą Patricka wpadła do mojej głowy wtedy, kiedy duch spotkał Hermionę w bibliotece, płaczącą nad jego dziennikiem. Rozprawa upewniła mnie w tym. Teraz wystarczy przeczytać kolejny rozdział, żeby dostać potwierdzenie :D
OdpowiedzUsuńA poza tym... CO TO ZA WYSYŁANIE TEOSIA DO SKRZYDŁA SZPITALNEGO, HM?! Ładnie to tak znowu go jakoś krzywdzić?! Ech, Empatio, ranisz... Ranisz mnie i Teosia.
E.