06 lutego 2014

Druga rocznica, czyli nie wszystko jest czarne albo białe

Rysunek

– Tu jesteś.
Hermiona odwróciła się i uśmiechnęła się pogodnie do Rona.
– Też cię szukałam.
Chłopak objął ją jedną ręką w talii, po czym poprowadził w głąb Wielkiej Sali. Pomieszczenie chyba po raz pierwszy, odkąd Hermiona uczęszczała do Hogwartu, było tak pięknie przystrojone. Iluzja otwartego nieba wysoko, wysoko w górze nie pozwalała oderwać od siebie wzroku obserwatora. Białe plamki na granatowym aksamicie mrugały jasno; okrągły księżyc królował w ich otoczeniu niczym władca. Chmury nie śmiały go dotknąć, odległe i przerzedzone. Kamienna podłoga lśniła, odbijając w swej powierzchni tysiące świec płynących w powietrzu. Ściany były gładkie, w kominkach palił się ogień, za wysokimi oknami panowała nieprzenikniona ciemność.
Zamiast czterech długich stołów ustawiono wiele niewielkich stolików. Część parkietu zajmowała orkiestra grająca spokojną, delikatną muzykę na dziwnych instrumentach, niby podobnych do tych mugolskich, a jednak wydających całkiem inne dźwięki.
Hermiona odnosiła wrażenie, że tkwi w samym środku bajki. Razem z Ronem podeszli do Harry’ego stojącego nieopodal podniesienia, tam, gdzie zwykle znajdował się stół profesorski. Brunet był ubrany w skromną szatę wyjściową w kolorze ciemnej zieleni podkreślającej kolor jego oczu. Twarz miał gładko ogoloną, a spod ciemnych kosmyków na czole wyłaniała się cienka blizna w kształcie błyskawicy. Chłopak denerwował się; w drżących dłoniach obracał okulary, usilnie starając się przetrzeć ich szkła białą chusteczką. Kiedy podeszli do niego przyjaciele, uśmiechnął się lekko, lecz nic nie powiedział.
– Wszystko w porządku, Harry? – spytała z troską Hermiona.
Potter kiwnął głową.
– Jasne. – Chusteczka wyślizgnęła mu się z palców. Zaklął pod nosem i szybko się po nią schylił. Spojrzał spode łba na tłum ludzi. – Czy oni wszyscy muszą się tak na mnie gapić?
Ron zerknął na gości.
– Stary, chciałbym ci pomóc, ale nie dam rady wywalić ich stąd na czas twojego przemówienia – rzekł przepraszającym tonem. – Nie z nimi te numery. Chcą Wybrańca i jego porywającej mowy.
– Chyba mowy Hermiony – burknął Harry, nakładając na nos czyste już okulary. Schował chustkę do kieszeni i obrócił się do szatynki. – Naprawdę dziękuję, że mi z nią pomogłaś. Wygłoszenie mowy poprawianej przez ciebie wydaje się trochę prostsze, bo wiem, że aż tak się nie ośmieszę.
– W ogóle się nie ośmieszysz – zapewniła go żarliwie Hermiona. – Ludzie cię słuchają, teraz też tak będzie.
– Wolałbym, by ten jeden raz nikt mnie nie słuchał.
Hermiona wywróciła oczami.
Rozejrzała się szybko, nieco dłużej wzrok zatrzymując na Lunie Lovegood kręcącej się w miejscu jak bączek, co wzbudzało niemałe zainteresowanie otoczenia, po czym odwróciła się znów do chłopaków. Do Harry’ego podeszła Ginny i cmoknęła go w policzek. Wyglądała bardzo ładnie, ubrana w gustowną niebieską sukienkę do kolan oraz z rudymi włosami spiętymi wysoko na czubku głowy.
– Jak się czujesz? – spytała łagodnie, kładąc dłoń na ramieniu Pottera. Ten wypuścił głośno powietrze z płuc.
– Całkiem nieźle, ale wolałbym już mieć to za sobą – odparł.
– Za kim się tak rozglądasz?
Ron szturchnął lekko Hermionę i też zaczął przeszukiwać wzrokiem tłum. Dziewczyna zachichotała.
– Popatrz tam.
Przy jednym z kominków stał Neville Logbottom. Nie był sam. O jego klatkę piersiową dłonie opierała drobna, blondwłosa Hanna Abbot, a ich usta stykały się w pocałunku. Ron zagwizdał cicho.
– Kolejny usidlony – skomentował.
– Źle ci ze mną?
– Ależ skąd, Hermiono.
Harry zaśmiał się, lecz jego uśmiech zbladł, kiedy podszedł do niego sam Minister Magii, Kingsley Shacklebolt. Był bardzo wysoki i umięśniony. Ciemnoskóry mężczyzna wzbudzał respekt swym wyglądem, stateczną postawą oraz poważną, władczą miną. Po drugiej bitwie o Hogwart to on przejął obowiązki po człowieku podstawionym przez Czarnego Pana. Pomógł wprowadzić nowy ład, a czarodziejska społeczność zaufała mu. Jak na razie sprawdzał się świetnie.
– Już czas – mruknął Shacklebolt niskim głosem, po czym odszedł w stronę podwyższenia.
Harry odetchnął głęboko, patrząc po przyjaciołach.
– No to idę.
Ginny ścisnęła jego rękę, a Ron uśmiechnął się pokrzepiająco. Potter ruszył za ministrem, wspiął się po stopniach i stanął obok mównicy. Muzyka ucichła, stopniowo zaległa cisza. Setki par oczu spoczęły na dwóch mężczyznach, aż wreszcie głos zabrał Shacklebolt.
– Wszyscy wiemy, dlaczego się tu zebraliśmy. – Mówił powoli, spokojnie, dźwięcznie akcentując każde słowo. – Dzisiaj mija czwarta rocznica ponownego pokonania Ciemności, tym razem na dobre. Cztery lata temu, drugiego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku Lord Voldemort poniósł ostateczną klęskę. W walce z nim poległo wielu naszych bliskich i znajomych, oddając życie w imię Dobra. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy.
Minister Magii zamilkł. Wielka Sala zamarła, tak jakby nikt nie śmiał się nawet drgnąć. Ucichły wszelkie dźwięki, dopóki Shacklebolt nie kontynuował.
– Jestem niezmiernie rad, że pamięć o nich nie zatraca się. Cieszę się jednocześnie, że wy wszyscy postanowiliście przyjść dziś tutaj, nie uciekając przed powracającym bólem. Na tę jedną noc Hogwart znów staje się polem walki, nie zwykłą szkołą. Dziękuję wam za waszą obecność. Jest dzisiaj również z nami ktoś, bez kogo zapewne nie stalibyśmy tutaj tak po prostu. Bez kogo nasze dzieci nie mogłyby chodzić teraz do szkoły w bezpiecznym świecie, ktoś, bez kogo nie moglibyśmy znów oddychać, tak jak kiedyś. Ktoś, kto wreszcie zgodził się przybyć tutaj i pozwolić, by ponownie wspomniano o jego czynach. – Mężczyzna uśmiechnął się ciepło, odwracając w stronę okularnika. – Harry, zapraszam.
Rozległy się gromkie brawa, a brunet jakby skulił się w sobie. Idąc do mównicy, sprawiał wrażenie trzy razy mniejszego od samego Shacklebolta, choć w rzeczywistości wcale nie był taki maleńki. Na krótką chwilę przytknął sobie różdżkę do gardła i odchrząknął. Jego słowa potoczyły się echem po Wielkiej Sali.
– Dziękuję, panie ministrze. – Chłopak skrzywił się, słysząc swój kilkukrotnie wzmocniony głos. Jeszcze raz odchrząknął. – Przez… przez wiele czasu zastanawiałem się, co powinienem dzisiaj powiedzieć albo co chcielibyście usłyszeć. P-potem stwierdziłem, że nie ma sensu karmić was bajkami czy złudzeniami – tak było za czasów Voldemorta. Dzisiaj, w świecie, który my tworzymy, jest miejsce tylko na prawdę.
Ron tymczasem rozejrzał się, po czym nachylił do siostry.
– Gdzie jest Hermiona?

***

– Skaczesz?
Teodor Nott oderwał wzrok od rozciągającej się przed nim przepaści.
– Nie mam skrzydeł – mruknął.
Hermiona zrobiła krok w jego stronę. Na odsłoniętej skórze jej ramion pojawiła się gęsia skórka. Był początek maja i temperatura nie zachęcała do spędzania wieczorów na zewnątrz, zwłaszcza na szczycie Wieży Astronomicznej.
Z nieba mrugało kilka gwiazd, nie tak pięknie jak w Wielkiej Sali, lecz to mimo wszystko nie była iluzja. Jedyne światło dawała różdżka Hermiony, z której końca tryskało jasne, błękitnawe światło, zalewając kamienną posadzkę, blanki oraz wysoką postać Teodora. Ten zaś stał niemal przy krawędzi, w dłoni trzymając szklankę wypełnioną bursztynowym płynem, zapewne ognistą whisky.
– Śniło mi się dzisiaj, że miałam skrzydła – powiedziała cicho dziewczyna. – Leciałam w powietrzu, obok mnie szybował orzeł. Mijaliśmy góry, pędziliśmy wśród drzew, dotykałam powierzchni morza… a potem się obudziłam. Szkoda, że ten sen nie trwał dłużej, na przykład całą wieczność.
Teodor pociągnął łyk napoju.
– To prawie wzruszające – stwierdził sarkastycznie.
Hermiona zacisnęła wargi i zmierzyła spojrzeniem byłego Ślizgona. Miał na sobie czarne spodnie, śnieżnobiałą koszulę, a na ramiona zarzuconą ciemną marynarkę. Wyglądał bardzo… mugolsko, czym zapewne przyciągnął wiele oburzonych spojrzeń w Wielkiej Sali. Włosy miał zmierzwione, jakby kompletnie nie wiedział o istnieniu grzebienia, i znów się nie ogolił: szeroką szczękę pokrywał kilkudniowy zarost. Hermiona przełknęła z  trudem ślinę. Do jej umysłu w jednej sekundzie pomknęły tysiące wspomnień związanym z tym człowiekiem i nagle zapragnęła przesunąć wargami po jego skroni, tak jak kiedyś. Nie, teraz musiała być silna. Ten jeden jedyny raz.
Wzdrygnęła się z zimna, po czym podeszła powoli do Teodora. Dopiero gdy zatrzymała się przed nim, wreszcie postanowił na nią spojrzeć. Z rezerwą, jakby obawą.
– Po co tu przyszłaś? – spytał.
Na jego twarz padało światło różdżki, wyostrzając i tak kanciaste rysy, i nadając szarym oczom głębi. A może po prostu czaił się w nich jakiś ostrzegawczy błysk?
– Widziałam, jak wychodzisz z Wielkiej Sali – wymamrotała Hermiona.  – Przemówienie Harry’ego i tak znam na pamięć. Chciałam z tobą porozmawiać.
– O czym?
– O nas.
Teodor zaśmiał się ponuro.
– Sama powiedziałaś, że już nie ma nas – zacytował, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Czyżbyś o tym zapomniała, Granger? Podjęłaś decyzję…
– …za którą nie mam zamiaru cię przepraszać, tak – wtrąciła Hermiona, czując nagły przypływ odwagi. Już zapomniała, jak wielkie onieśmielenie potrafi ogarnąć ją w towarzystwie Notta. – Chodzi o to, że… Och, Teodorze, nie odzywałeś się ponad tydzień! Nic, zupełnie nic, zero kontaktu! Co się z tobą działo?
Prychnął.
– Nie udawaj, że ci na mnie zależy – warknął.
Hermiona nie odpowiedziała od razu. Odetchnęła głęboko, ręka trzymająca różdżkę zadrżała niezauważalnie.
– Nie udaję. Wciąż się liczysz, Teodorze – wyznała.
– To po co to wszystko? Po cholerę tutaj przyszłaś? Żeby powiedzieć mi, jak dobrze ci jest z Weasleyem?
Potrząsnęła głową.
– To nie tak. Dla ciebie wszystko jest czarne albo białe, a świat wcale taki nie jest.
Po jej plecach przeszedł dreszcz strachu, kiedy Teodor wykrzywił twarz w grymasie gniewu. Pamiętała go takiego. Najczęściej sekundę później coś się rozbijało albo dom zaczynały wypełniać wyzwiska.
Pożałowała tego, że w ogóle tu przyszła.
– Wiesz, jaki jest świat? – spytał ostro chłopak. Hermiona nie śmiała pokręcić głową, nie śmiała nawet zaczerpnąć tchu. Stała sparaliżowana, wpatrzona w człowieka, którego kiedyś darzyła uczuciem silniejszym niż miłość. Kiedyś… – Świat jest kolorowy, tylko ludzie to skurwysyny. Wpieprzają się i zaczynają bazgrać go swoimi kredkami. Jedyny problem… – odchylił głowę do tyłu, wypuszczając powoli powietrze z płuc. Gdy później kontynuował, głos miał spokojny. – Jedyny problem jest taki, że czasami znajdujemy osobę, która maluje nasz świat po swojemu. I już nic więcej nie potrzeba.
Hermiona cofnęła się o krok, nie dlatego, że się bała. Brzydziła się samej siebie za to, że znów chciała ucałować te wąskie wargi, teraz zanurzone w alkoholu, znów chciała przytulić go mocno do siebie, szeptając do ucha, by się nie bał.
Wcale cię nie potrzebuję.
– Potrzebowałeś mnie – rzekła, otrząsając się. – Potrzebowałeś mnie, Teodorze. Byłam przy tobie przez prawie dwa lata, wtedy, kiedy wszyscy inni się odsunęli…
– Połamałaś moje kredki, Granger – przerwał jej ochrypłym głosem. – Takich rzeczy się nie robi.
Hermiona poczuła pieczenie pod powiekami. Miał cholerną rację.
– Połamałam je, bo moje kolory nie potrafiły przebić się przez twoje – powiedziała głośno i dobitnie. Tak, wreszcie nadeszła chwila, w której musiała to z siebie wyrzucić. – Starałam się do ciebie dotrzeć, zmienić cię i przez chwilę wydawało mi się, że osiągnęłam cel, a później wróciły zimne barwy. Ron zaoferował ciepłe, takie, których ty nie chciałeś mi dać.
Twarz Teodora w jednej chwili się zmieniła. Nagle zaczął wyglądać dziesięć lat starzej, jak ktoś zmęczony życiem, jak ktoś, kto dużo przeszedł i już nie może udźwignąć tego na swoich barkach.
Nie potrafiłem ci ich dać, Granger! – zawołał, a jego głos rozniósł się po otwartej przestrzeni. – Jestem trudnym człowiekiem, co doskonale wiesz, w dodatku po upadku Czarnego Pana ciepłe barwy dla mnie zgasły. Kredki stały się białe, niepotrzebne… – Niespodziewanie uśmiechnął się złośliwie. Hermiona odruchowo znów się cofnęła. – Ale wiesz… ten, kto łamie czyjeś kredki, łamie również swoje, tylko jeszcze nie do końca o tym wie.
– Przestań – szepnęła szatynka, a jej wzrok zgubił się gdzieś w posadzce. Opuściła rękę z różdżką. – Podjęłam decyzję, nie cofnę jej i…
– Nawet nie chcę, byś ją cofnęła – wtrącił beznamiętnie Teodor. Upił łyk ognistej whisky. – Popełniłbym największy błąd swojego życia, gdybym znów cię do niego wpuścił. Żałuję tylko zmarnowanego czasu.
Hermiona uniosła ze złością głowę.
– A ja nie żałuję – stwierdziła hardo. Zaskoczyła tym Teodora. Dobrze. – To były dwa piękne lata, bo nauczyłam się malować innymi kolorami. Tyle że nie jestem artystką i nie potrafię stworzyć arcydzieła.
Nott wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz. Przez długą chwilę milczał, aż wreszcie spytał cicho:
– Więc po co tu przyszłaś?
– Chciałam wyjaśnić z tobą parę kwestii, choć teraz widzę, że nie bardzo się da – odrzekła z przekąsem. – Chciałam narysować ostatnią kreskę, to wszystko.
Patrzył na nią niewzruszony. Jego oczy znów były lodowate, niedostępne. Kiedyś szalał w nich ogień. Wtedy, gdy wyznał jej miłość w zalanym słońcem salonie jego rodzinnej posiadłości, wtedy, gdy z zazdrości niemal pobił Rona i wtedy, gdy tego parszywego dnia trzynastego kwietnia wymierzył jej siarczysty policzek, a ona wyszła, obiecując sobie nigdy nie wrócić.
Już cię nie potrzebuję.
Obrzuciła chłodnym spojrzeniem prawie pustą szklankę w dłoni Teodora.
– Znowu pijesz. Ciekawe, co jeszcze się u ciebie zmieniło.
Nie drgnął. Nie zmienił wyrazu twarzy ani sposobu, w jaki na nią spoglądał. Hermiona odchrząknęła cicho.
– Cieszę się, że dokończyłam ten rysunek.
Odwróciła się na pięcie i wróciła do środka.

***

Kiedy Hermiona weszła do Wielkiej Sali, rozbrzmiewały brawa, a z podniesienia schodził jakiś starszy pan, opasły, łysy, z okularkami na sporym nosie. Dziewczyna odnalazła przyjaciół zajmujących jeden ze stolików. Harry był zarumieniony, ale uśmiechnięty.
– Gdzie zniknęłaś? – spytał z lekkim zdziwieniem. – Myślałem, że wysłuchasz mojego przemówienia.
– Przepraszam, Harry – powiedziała ze skruchą Hermiona, siadając obok Rona. – Musiałam załatwić jedną sprawę. Akurat wychodził dyrektor Munga, Kryspin Oakley, a bardzo chciałam z nim porozmawiać odnośnie przeniesienia jednej pacjentki do kliniki w Niemczech. Nie dał się przegadać, ale chyba to załatwi.
Ginny jako jedyna nie wyglądała na przekonaną. Posłała w stronę przyjaciółki znaczące spojrzenie, na które Grangerówna odpowiedziała powolnym mrugnięciem.
Wie.
Do ich stolika podeszli państwo Weasleyowie. Molly była odziana w czerń, w żałobie po śmierci syna Freda, lecz twarz jej się radowała. Szybko porwała Harry’ego w ramiona, przyciskając go do piersi. Artur skłonił jedynie głowę, usiadł obok córki, po czym nalał sobie miodu pitnego do kieliszka. Ginny obserwowała, jak pociąga z niego łyk, aż wreszcie chwyciła wolną rękę ojca i mocno ją ścisnęła.
Hermiona oglądała tę scenę z rosnącym wzruszeniem. Od drugiej bitwy o Hogwart minęły cztery lata, cztery długie lata, podczas których każdy miewał swoje wzloty oraz upadki i tak jak mówił Kingsley – każdy musiał zmagać się ze swoim bólem.
Ron w międzyczasie znalazł pracę w Ministerstwie Magii, o której zawsze marzył. Harry został najmłodszym w historii szefem Biura Aurorów i pomógł wrócić czarodziejom do życia po strasznych rządach Voldemorta. Hermiona po długim czasie miotania się między wieloma stanowiskami uzyskała staż w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga, by teraz móc z dumą przedstawiać się jako pełnoprawna uzdrowicielka. Przez dwa lata kochała tak mocno, że czasem ją to przerastało, a potem nagle wszystko runęło jak domek z kart.
Mama zawsze powtarzała jej, by uważała, bo jeśli jest za dobrze, to coś na pewno zaraz się zepsuje.
Hermiona uniosła głowę, spoglądając na zaczarowany sufit. Mrugnął do niej księżyc. Uśmiechnęła się lekko.
Powoli wznosiła się w górę, tak jak w swoim śnie. O dziwo, nie potrzebowała do tego skrzydeł.

***

Teodor wypił ognistą do dna, a potem cisnął szklankę na kamienną posadzkę. Naczynie rozbiło się, jego kawałki rozproszyły się we wszystkich kierunkach. Nott przez chwilę przyglądał się szkłu, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby załatwić to w ten sposób.
W końcu jednak wdrapał się na blankę. Na policzku poczuł chłodny pocałunek wiatru. Patrzył przed siebie; gdyby spojrzał w dół, zrezygnowałby. A nie miał innego wyjścia.
Zza chmur wyszedł księżyc. Pełnia. Teodor odetchnął głęboko zimnym powietrzem i uśmiechnął się z goryczą.
Skaczesz?
Skaczę.
Zrobił krok, a potem runął w przepaść.
Jego rysunek już dawno spłonął.

***

Te dwa lata minęły dziwnie szybko. Doskonale pamiętam wieczór 6 lutego 2012 roku. 31 stycznia założyłam bloga i obiecywałam sobie, że Prolog opublikuję dopiero trzy tygodnie później. Ale nie; 6 lutego dopadło mnie przeziębienie i miałam cały dzień dla siebie.
Więc postanowiłam ruszyć Wyjątek.
Wtedy jeszcze nie sądziłam, że wytrwam tak długo. Byłam pewna, że szybko mi przejdzie, tak jak z innymi blogami, że ta historia też upadnie. A później ją pokochałam – ją i jej bohaterów. Jeszcze później okazało się, że mam kilku Czytelników, do których dołączyli kolejni. Teraz mam świadomość tego, jak wiele osób czeka na kolejne rozdziały. Wiem, dla kogo piszę.
Dziękuję Wam, że tyle ze mną wytrwaliście i wciąż jesteście, choć końca nie widać. Gdyby nie Wy, nie osiągnęłabym tego wszystkiego. Ponad sześćset stron tekstu – a będzie więcej – spisałam dla Was. Bo we mnie wierzycie, bo wspieracie, bo poświęcacie swoją uwagę.
I choć kocham Was niesamowicie, muszę zrobić sobie przerwę. Muszę, ponieważ w innym wypadku tego nie dokończę. Zwariuję, jeśli się nie zatrzymam. Moje życie pędzie trochę za szybko, a ja nauczyłam się wartościować, nauczyłam się odróżniać rzeczy ważniejsze od tych mniej ważnych.
Zaczekacie na mnie? Mam nadzieję.
Dziękuję jeszcze raz i przepraszam.


Empatia

26 komentarzy:

  1. directionerka1126 lutego 2014 18:05

    Pierwsza mam nadzieję że ,, Jeden Jedyny Wyjątek '' nie zakończy się tak jak w drugim akapicie . Mam nadzieję że za rok także coś będzie, czy pociągniesz do tego czasu opowiadanie . Pozdrawiam, życzę weny i najlepszych ocen w szkole .

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba druga. Piękne. Ruszyłaś w przyszłość, niezbyt kolorową przyszłość. Mimo tego, że Voldemorta już nie ma świat wcale się nie zmienił. Przemowa Harry' ego, rozmowa Hermiony i Teodora. To o tych kredkach było cudowne i takie prawdziwe, nie wiem jak to wyrazić w słowa... Czasem tak bywa związki się kończą, miłość się wypala, ale tutaj widać, że to jednak nie koniec miłości tylko koniec Nott'a (?).
    Oczywiście ostatnie zdanie zrobiło wielkie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z niecierpliwością czekałam na ten dzień, bo istniała ogromna szansa, że coś dla nas przygotujesz. To już moja druga rocznica na Twoim blogu, ale tylko dlatego, że znalazłam go w styczniu 2013.
    Nie spodziewałam się, że poruszysz wątek życia wszystkich po upadku Voldemorta, Nie mogę przeżyć, że Hermiona zostawiła Teodora, ale sądząc po opisach, podjęła słuszną decyzję Niedobry Nott...
    Ach, aż nie wiem, co pisać, bo w głowie tłuką mi się słowa z końcówki Twojego posłowia. Tak sobie myślę, że podjęłaś słuszną decyzję. Po co pisać na siłę, skoro można dać sobie spokój na jakiś czas. Odpoczynek się przyda.
    Pewnie tak, jak cała reszta, będę czekać, bo to jedna z tych historii, której zakończenie po prostu muszę poznać. Trzymaj się, Empatio.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite uczczenie drugiej rocznicy.
    Rysunek.
    Świetny tytuł, wspaniała metafora.
    Nie wiem jeszcze co powiedzieć.
    Ja... Brak mi słów po prostu.
    Tak jak napisała Osoroshii- Twoja historia jest taką, której zakończenie TRZEBA poznać.
    Pozdrawiam, em.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, Teoś, płaczę. :_; Mam nadzieję, że nie tak będzie wyglądał epilog Wyjątku.;x
    Fragment o kredkach, boski <3
    Genialnie, (jak zawsze) więc nie wiem, co napisać.
    Mam nadzieję, że szybciutko wrócisz do pisania, bo już tęsknię za rozdziałami. :(
    Teosiu, wracaj. Miono, wracaj. Empatio, wracaj.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że czekam na rozdziały <3 Twoja historia jest tak inna.... Z niecierpliwością do końca!

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż się przestraszyłam.. Poczekamy :) Tylko wróć

    OdpowiedzUsuń
  8. Oh. Nie spodziewałam się. Ale no, będę czekać. Kocham ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. No, właśnie! Poczekamy! Tyle, że jak wrócisz, będziemy troszkę zniecierpliwieni ;). Zobaczymy jeszcze, bo może to tylko alternatywa? Może jeszcze w trakcie pisania, zmienisz koncepcję? Eeeh. No, to... Trzymaj się :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochani, nie interpretujcie tego jako część historii Jednego Jedynego Wyjątku. Powyższa miniaturka to całkiem inna opowieść, z inną Hermioną i innym Teodorem :)

      Usuń
  10. Zaczekamy, tylko wróć :)
    Bonus - jak zawsze - przepełniony taką ilością emocji, że nie wiem, jak miałabym wyrazić mój zachwyt.
    Gdzieś wypatrzyłam dwa braki w przecinkach, zdaje się na samej górze w pierwszym dłuższym fragmencie opisu, zerknij tam, jak znajdziesz chwilę :) No i pojawiła się literówka w informacji od autorki :P
    Dziękuję Ci za tę chwilę oderwania się od rzeczywistości, na rzecz świata, który tworzysz własnymi kredkami :)
    Pozdrawiam,
    Farfadeta

    OdpowiedzUsuń
  11. W momencie, kiedy skończyłam czytać, miałam ochotę Cię, Empatio, normalnie rozszarpać. Po pierwsze, Hermiona z Ronem. Nie mam nic przeciwko temu pairingowi, jeśli funkcjonuje gdzieś indziej, jako indywidualna jednostka, ale nie tu, nie na Wyjątku! Po drugie, Teodor bijący Hermionę. Koszmar. To prawie jak Anthony, a to prawdziwa obelga. Porównanie z kredkami - dobre. Pewnie napisałabym, że wspaniałe, ale... wydało mi się jakieś patetyczne, co i tak nie umniejsza mu za bardzo. Jakoś najjaśniejszy w tym wszystkim wydawał mi się Harry (to z pewnością zgubne efekty uboczne czytania drarry). Lubię to jego zakłopotanie i nieśmiałość, tak. No i Ginny. Wszechwiedząca Ginny, która zawsze umie rozgryźć Hermionę - bardzo dobrze. :D Końcówka wgniotła mnie w łóżko i... Taki tragizm... Ech, Empatio, Empatio. Miłą nam zrobiłaś niespodziankę...
    W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś spojler, ale później doszłam do wniosku, że bez sensu byłoby ujawniać zakończenie Wyjątku. I na szczęście, że to jednak co innego. Mam nadzieję, że TAKI Teoś i TAKA Hermiona albo w ogóle nie pojawią się w głównej fabule, albo przyjdą i szybko znikną, o tak.
    Cóż, Empatio. Życzę Ci powodzenia w przygotowaniach do konkursu z francuskiego, owocnej pracy na projektem z wosu, a przede wszystkim - żebyś ułożyła sobie życie, nabrała pewności siebie i w podskokach do nas wróciła. :)
    Pozdrawiam ciepło, Sandra.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten bonus absolutnie mnie zauroczył i tak naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć wiele więcej. Pozwól więc tylko, że pogratuluję Ci kolejnej rocznicy i wytrwałości (podziwiam Cię, mi jej zawsze brakowało) i mam nadzieję, że wszystko tam sobie poukładasz i niebawem do nas wrócisz.
    +Przepraszam, że nie komentowałam już z milion lat, ale ja też ostatnio mam tu u siebie małe zamieszenie. Wiedz jednak, że czytam, śledzę i przeżywam wszystko na bieżąco i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału. Trzymaj się tam! <3
    L.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ostatnie zdanie...? Mnie nie zasmuciło. Za dużo kryminałów i pozorowania samobójstwa jednak na mnie działa.

    Dla mnie Teodor zawsze był kimś, kto został w pewien sposób pokrzywdzony przez los i takie zakończenie wcale by mnie nie zaskoczyło - choć z początku pomyślałam, że miałaś zamiar właśnie pożegnać się z Wyjątkiem! O nie, na to bym nie pozwoliła!
    Jako, że ze mnie taka mała artystka (zresztą kiedyś wysyłałam ci na fb jeden rysunek ;)), to porównanie do kredek bardzo mnie poruszyło.

    U mnie też czas pędzi trochę za szybko, olimpiady co prawda mam za sobą, ale co chwila pojawia się coś nowego do zrobienia.
    Jejciu, a mi się wydawało, że pierwsza rocznica była tak niedawno... o.o

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zostałeś/zostałaś nominowany/a do LBA :)
    Pytania znajdziesz tu: http://gate-to-another-world.blogspot.com/p/lba_9.html
    Ta strona rozwieje Twoje wątplwości! ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Condawiramurs9 lutego 2014 18:07

    nie płaczę, ale jest ze mną jeszcze gorzej. jestem wbita w krzesło, w jakis sposób załamana. mam nadzieję, że nie skonczysz tej historii w ten sposób... ach, nie wiedziałam, o czym to będzie, choć oczywiście już od początku zauroczyłaś mnie opisem sklepienia Wielkiej sali (piękna klamra kompozycyjna, choć opis początkowy po prostu mi się podobał, a drugi dopełnił mój stan ducha..). zdziwiłam sie nieco, gdy okazalo się, że jest to wycinek z przyszłości, ale i ucieszyłam, byłam ciekawa, co z tego wyniknie. ukłucie pojawiło sie,gdy zrozunmiałam, że Hermiona jest z ronem, a potem było gorzej... po peirwsze nie do końca zrozumiałam, dlaczego tak nagle się rozstali, dlaczego hermiona najwyraźniej szybko przeszła do rona, i dlaczego... dlaczego zrezygnowała z malowania tego świata.oczywiście, Teodor jest bardzo trudnym człowiekiem,ale ona go zmienia na lepsze i ... poczułam się bardzo źle,gdy to czytałam. a potem jeszcze ta koncówka, Boże, jak mogłaś to zrobić... Byleby tak nie skończyło się właściwe opowiadanie. Bardzo przeżyłam tę notkę... Czekam na ciąg dalszy i życzę Ci duzo samozaparcia. Będę czekać nawet milion lat, ponieważ zsdecydowanie warto :) zapiski-condawiamurs.blogspot.com - zapraszam na nowości


    OdpowiedzUsuń
  17. Mnie osobiście zauroczył bonus, cudownie napisany.
    Chociaż brakuje mi na samym końcu dopiski "Hermiona nagle poczuła ukłucie w sercu."

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny! Tyle jestem w stanie powiedzieć, bo przeczytaniu tego. Całość dała sporo do myślenia, a przy niektórych momentach zakręciła mi nawet łza w oku. Hermiona i Teodor to, od jakiegoś czasu, jak dla mnie idealna para. Ona nie pasuje do Rona i nigdy nie pasowała. Nawet w Harrym Potterze, chociaż skończyli razem - nie było między nimi chemii. Jestem skłonna nawet powiedzieć, że więcej jej było między Harrym a Hermioną. W każdym razie, cieszyłabym się jak głupia, gdyby Hermiona i Teodor mieli "happy end" :D
    Pozdrawiam!

    Ps:. Takie małe pytanie, bardzo zła byś była, gdyby zapożyczyła jedno Twoje zdanie, jako cytat? ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma problemu, pożyczaj co chcesz, tylko zaznacz tam, czyj to cytat i będę szczęśliwa :3

      Usuń
  19. Zostałaś przeze mnie nominowana do LA
    Więcej u mnie : dramione-setce-nie-długa,blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, tu masz adres: dramione-serce-nie-sluga.blogspot.com

      Usuń
  20. Kocham Cię!
    Kocham Twojego bloga.
    Wspaniała historia.. tak piękna.. tak cudownie opisana..
    Proszę, tylko nie mów, że to koniec. Nie zostawiaj tego tak! Nie możesz!
    Ten blog stał się dla mnie.. czymś ważnym. Kocham Go.
    Po raz pierwszy skomentowałam, ale wiedz, że śledziłam każde słowo, każdy wyraz, wers z zaciętością. Pojawił się uśmiech, złość, grymas, czy łza. Piszesz mistrzowsko! Nie pozwalam ci tak tego zostawić! Wiedz, że jest wielu takich jak ja! Nie ujawniających się, lecz czytających! W końcu wyświetlenia mówią same za siebie! Owy blog stoi na szczycie WSZYSTKICH, jakiekolwiek miałam okazję przeczytać. nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni. A uwierz mi, że było ich trochę..
    A ta miniaturka.. Jak mogłaś! On nie mógł skoczyć! ;c Smutne. Płakać mi się chce! ;c
    PROSZĘ! POINFORMUJ NA STRONCE FB, JEŚLI NAPISZESZ COŚ. COKOLWIEK! PROSZĘ!
    MOJA MISTRZYNI. MÓJ MENTOR. <3
    CzytelniczkaGreen.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zakochałam się w Twoim szablonie. Opowiadania przeczytałam, mam Cię w obserwowanych, więc niczego nowego nie przegapię (chociaż czekam z niecierpliwością ;)), a i tak wchodzę tu kilka razy w tygodniu, tylko po to, żeby pogapić się na szablon. Naprawdę śliczny ;)
    No i czekam oczywiście na nowe rozdziały, kiedy już wszystko sobie poukładasz ;>

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak długo nie ma jakichkolwiek informacji dotyczących publikacji nowego rozdziału. Czy coś się stało?

    OdpowiedzUsuń
  23. Będę czekać! <3
    CzytelniczkaGreen.

    OdpowiedzUsuń

Za spam gryzę.

Obserwatorzy

Informacje

Belka: Empatia
Treść: Empatia
Szablon: Empatia; kredyty: emmawatsonfan.net, scatterflee.deviantart.com, breatherain.blogspot.com
Favikonka: by-elfaba.blogspot.com
Słowa na szablonie: Red - 'Lost'
Zabrania się kopiowania czegokolwiek. Inaczej poucinam rączki.