Rysunek
–
Tu jesteś.
Hermiona
odwróciła się i uśmiechnęła się pogodnie do Rona.
–
Też cię szukałam.
Chłopak
objął ją jedną ręką w talii, po czym poprowadził w głąb Wielkiej Sali.
Pomieszczenie chyba po raz pierwszy, odkąd Hermiona uczęszczała do Hogwartu,
było tak pięknie przystrojone. Iluzja otwartego nieba wysoko, wysoko w górze
nie pozwalała oderwać od siebie wzroku obserwatora. Białe plamki na granatowym
aksamicie mrugały jasno; okrągły księżyc królował w ich otoczeniu niczym
władca. Chmury nie śmiały go dotknąć, odległe i przerzedzone. Kamienna podłoga
lśniła, odbijając w swej powierzchni tysiące świec płynących w powietrzu.
Ściany były gładkie, w kominkach palił się ogień, za wysokimi oknami panowała
nieprzenikniona ciemność.
Zamiast
czterech długich stołów ustawiono wiele niewielkich stolików. Część parkietu
zajmowała orkiestra grająca spokojną, delikatną muzykę na dziwnych
instrumentach, niby podobnych do tych mugolskich, a jednak wydających całkiem
inne dźwięki.
Hermiona
odnosiła wrażenie, że tkwi w samym środku bajki. Razem z Ronem podeszli do
Harry’ego stojącego nieopodal podniesienia, tam, gdzie zwykle znajdował się
stół profesorski. Brunet był ubrany w skromną szatę wyjściową w kolorze ciemnej
zieleni podkreślającej kolor jego oczu. Twarz miał gładko ogoloną, a spod
ciemnych kosmyków na czole wyłaniała się cienka blizna w kształcie błyskawicy.
Chłopak denerwował się; w drżących dłoniach obracał okulary, usilnie starając
się przetrzeć ich szkła białą chusteczką. Kiedy podeszli do niego przyjaciele,
uśmiechnął się lekko, lecz nic nie powiedział.
–
Wszystko w porządku, Harry? – spytała z troską Hermiona.
Potter
kiwnął głową.
–
Jasne. – Chusteczka wyślizgnęła mu się z palców. Zaklął pod nosem i szybko się
po nią schylił. Spojrzał spode łba na tłum ludzi. – Czy oni wszyscy muszą się
tak na mnie gapić?
Ron
zerknął na gości.
–
Stary, chciałbym ci pomóc, ale nie dam rady wywalić ich stąd na czas twojego
przemówienia – rzekł przepraszającym tonem. – Nie z nimi te numery. Chcą
Wybrańca i jego porywającej mowy.
–
Chyba mowy Hermiony – burknął Harry, nakładając na nos czyste już okulary.
Schował chustkę do kieszeni i obrócił się do szatynki. – Naprawdę dziękuję, że
mi z nią pomogłaś. Wygłoszenie mowy poprawianej przez ciebie wydaje się trochę
prostsze, bo wiem, że aż tak się nie ośmieszę.
–
W ogóle się nie ośmieszysz – zapewniła go żarliwie Hermiona. – Ludzie cię
słuchają, teraz też tak będzie.
–
Wolałbym, by ten jeden raz nikt mnie nie słuchał.
Hermiona
wywróciła oczami.
Rozejrzała
się szybko, nieco dłużej wzrok zatrzymując na Lunie Lovegood kręcącej się w
miejscu jak bączek, co wzbudzało niemałe zainteresowanie otoczenia, po czym
odwróciła się znów do chłopaków. Do Harry’ego podeszła Ginny i cmoknęła go w
policzek. Wyglądała bardzo ładnie, ubrana w gustowną niebieską sukienkę do
kolan oraz z rudymi włosami spiętymi wysoko na czubku głowy.
–
Jak się czujesz? – spytała łagodnie, kładąc dłoń na ramieniu Pottera. Ten
wypuścił głośno powietrze z płuc.
–
Całkiem nieźle, ale wolałbym już mieć to za sobą – odparł.
–
Za kim się tak rozglądasz?
Ron
szturchnął lekko Hermionę i też zaczął przeszukiwać wzrokiem tłum. Dziewczyna
zachichotała.
–
Popatrz tam.
Przy
jednym z kominków stał Neville Logbottom. Nie był sam. O jego klatkę piersiową
dłonie opierała drobna, blondwłosa Hanna Abbot, a ich usta stykały się w
pocałunku. Ron zagwizdał cicho.
–
Kolejny usidlony – skomentował.
–
Źle ci ze mną?
–
Ależ skąd, Hermiono.
Harry
zaśmiał się, lecz jego uśmiech zbladł, kiedy podszedł do niego sam Minister
Magii, Kingsley Shacklebolt. Był bardzo wysoki i umięśniony. Ciemnoskóry mężczyzna
wzbudzał respekt swym wyglądem, stateczną postawą oraz poważną, władczą miną.
Po drugiej bitwie o Hogwart to on przejął obowiązki po człowieku podstawionym
przez Czarnego Pana. Pomógł wprowadzić nowy ład, a czarodziejska społeczność
zaufała mu. Jak na razie sprawdzał się świetnie.
–
Już czas – mruknął Shacklebolt niskim głosem, po czym odszedł w stronę
podwyższenia.
Harry
odetchnął głęboko, patrząc po przyjaciołach.
–
No to idę.
Ginny
ścisnęła jego rękę, a Ron uśmiechnął się pokrzepiająco. Potter ruszył za
ministrem, wspiął się po stopniach i stanął obok mównicy. Muzyka ucichła,
stopniowo zaległa cisza. Setki par oczu spoczęły na dwóch mężczyznach, aż
wreszcie głos zabrał Shacklebolt.
–
Wszyscy wiemy, dlaczego się tu zebraliśmy. – Mówił powoli, spokojnie,
dźwięcznie akcentując każde słowo. – Dzisiaj mija czwarta rocznica ponownego
pokonania Ciemności, tym razem na dobre. Cztery lata temu, drugiego maja tysiąc
dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku Lord Voldemort poniósł ostateczną
klęskę. W walce z nim poległo wielu naszych bliskich i znajomych, oddając życie
w imię Dobra. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy.
Minister
Magii zamilkł. Wielka Sala zamarła, tak jakby nikt nie śmiał się nawet drgnąć.
Ucichły wszelkie dźwięki, dopóki Shacklebolt nie kontynuował.
–
Jestem niezmiernie rad, że pamięć o nich nie zatraca się. Cieszę się
jednocześnie, że wy wszyscy postanowiliście przyjść dziś tutaj, nie uciekając
przed powracającym bólem. Na tę jedną noc Hogwart znów staje się polem walki,
nie zwykłą szkołą. Dziękuję wam za waszą obecność. Jest dzisiaj również z nami
ktoś, bez kogo zapewne nie stalibyśmy tutaj tak po prostu. Bez kogo nasze
dzieci nie mogłyby chodzić teraz do szkoły w bezpiecznym świecie, ktoś, bez
kogo nie moglibyśmy znów oddychać, tak jak kiedyś. Ktoś, kto wreszcie zgodził
się przybyć tutaj i pozwolić, by ponownie wspomniano o jego czynach. –
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło, odwracając w stronę okularnika. – Harry,
zapraszam.
Rozległy
się gromkie brawa, a brunet jakby skulił się w sobie. Idąc do mównicy, sprawiał
wrażenie trzy razy mniejszego od samego Shacklebolta, choć w rzeczywistości
wcale nie był taki maleńki. Na krótką chwilę przytknął sobie różdżkę do gardła
i odchrząknął. Jego słowa potoczyły się echem po Wielkiej Sali.
–
Dziękuję, panie ministrze. – Chłopak skrzywił się, słysząc swój kilkukrotnie
wzmocniony głos. Jeszcze raz odchrząknął. – Przez… przez wiele czasu
zastanawiałem się, co powinienem dzisiaj powiedzieć albo co chcielibyście
usłyszeć. P-potem stwierdziłem, że nie ma sensu karmić was bajkami czy
złudzeniami – tak było za czasów Voldemorta. Dzisiaj, w świecie, który my
tworzymy, jest miejsce tylko na prawdę.
Ron
tymczasem rozejrzał się, po czym nachylił do siostry.
–
Gdzie jest Hermiona?
***
–
Skaczesz?
Teodor
Nott oderwał wzrok od rozciągającej się przed nim przepaści.
–
Nie mam skrzydeł – mruknął.
Hermiona
zrobiła krok w jego stronę. Na odsłoniętej skórze jej ramion pojawiła się gęsia
skórka. Był początek maja i temperatura nie zachęcała do spędzania wieczorów na
zewnątrz, zwłaszcza na szczycie Wieży Astronomicznej.
Z
nieba mrugało kilka gwiazd, nie tak pięknie jak w Wielkiej Sali, lecz to mimo
wszystko nie była iluzja. Jedyne światło dawała różdżka Hermiony, z której
końca tryskało jasne, błękitnawe światło, zalewając kamienną posadzkę, blanki
oraz wysoką postać Teodora. Ten zaś stał niemal przy krawędzi, w dłoni
trzymając szklankę wypełnioną bursztynowym płynem, zapewne ognistą whisky.
–
Śniło mi się dzisiaj, że miałam skrzydła – powiedziała cicho dziewczyna. –
Leciałam w powietrzu, obok mnie szybował orzeł. Mijaliśmy góry, pędziliśmy
wśród drzew, dotykałam powierzchni morza… a potem się obudziłam. Szkoda, że ten
sen nie trwał dłużej, na przykład całą wieczność.
Teodor
pociągnął łyk napoju.
–
To prawie wzruszające – stwierdził sarkastycznie.
Hermiona
zacisnęła wargi i zmierzyła spojrzeniem byłego Ślizgona. Miał na sobie czarne
spodnie, śnieżnobiałą koszulę, a na ramiona zarzuconą ciemną marynarkę.
Wyglądał bardzo… mugolsko, czym zapewne przyciągnął wiele oburzonych spojrzeń w
Wielkiej Sali. Włosy miał zmierzwione, jakby kompletnie nie wiedział o
istnieniu grzebienia, i znów się nie ogolił: szeroką szczękę pokrywał
kilkudniowy zarost. Hermiona przełknęła z trudem ślinę. Do jej umysłu w jednej sekundzie
pomknęły tysiące wspomnień związanym z tym człowiekiem i nagle zapragnęła przesunąć
wargami po jego skroni, tak jak kiedyś. Nie, teraz musiała być silna. Ten jeden
jedyny raz.
Wzdrygnęła
się z zimna, po czym podeszła powoli do Teodora. Dopiero gdy zatrzymała się
przed nim, wreszcie postanowił na nią spojrzeć. Z rezerwą, jakby obawą.
–
Po co tu przyszłaś? – spytał.
Na
jego twarz padało światło różdżki, wyostrzając i tak kanciaste rysy, i nadając
szarym oczom głębi. A może po prostu czaił się w nich jakiś ostrzegawczy błysk?
–
Widziałam, jak wychodzisz z Wielkiej Sali – wymamrotała Hermiona. – Przemówienie Harry’ego i tak znam na
pamięć. Chciałam z tobą porozmawiać.
–
O czym?
–
O nas.
Teodor
zaśmiał się ponuro.
–
Sama powiedziałaś, że już nie ma nas
– zacytował, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Czyżbyś o tym zapomniała, Granger?
Podjęłaś decyzję…
–
…za którą nie mam zamiaru cię przepraszać, tak – wtrąciła Hermiona, czując
nagły przypływ odwagi. Już zapomniała, jak wielkie onieśmielenie potrafi
ogarnąć ją w towarzystwie Notta. – Chodzi o to, że… Och, Teodorze, nie
odzywałeś się ponad tydzień! Nic, zupełnie nic, zero kontaktu! Co się z tobą
działo?
Prychnął.
–
Nie udawaj, że ci na mnie zależy – warknął.
Hermiona
nie odpowiedziała od razu. Odetchnęła głęboko, ręka trzymająca różdżkę zadrżała
niezauważalnie.
–
Nie udaję. Wciąż się liczysz, Teodorze – wyznała.
–
To po co to wszystko? Po cholerę tutaj przyszłaś? Żeby powiedzieć mi, jak
dobrze ci jest z Weasleyem?
Potrząsnęła
głową.
–
To nie tak. Dla ciebie wszystko jest czarne albo białe, a świat wcale taki nie
jest.
Po
jej plecach przeszedł dreszcz strachu, kiedy Teodor wykrzywił twarz w grymasie
gniewu. Pamiętała go takiego. Najczęściej sekundę później coś się rozbijało
albo dom zaczynały wypełniać wyzwiska.
Pożałowała
tego, że w ogóle tu przyszła.
–
Wiesz, jaki jest świat? – spytał ostro chłopak. Hermiona nie śmiała pokręcić
głową, nie śmiała nawet zaczerpnąć tchu. Stała sparaliżowana, wpatrzona w człowieka,
którego kiedyś darzyła uczuciem silniejszym niż miłość. Kiedyś… – Świat jest
kolorowy, tylko ludzie to skurwysyny. Wpieprzają się i zaczynają bazgrać go
swoimi kredkami. Jedyny problem… – odchylił głowę do tyłu, wypuszczając powoli
powietrze z płuc. Gdy później kontynuował, głos miał spokojny. – Jedyny problem
jest taki, że czasami znajdujemy osobę, która maluje nasz świat po swojemu. I
już nic więcej nie potrzeba.
Hermiona
cofnęła się o krok, nie dlatego, że się bała. Brzydziła się samej siebie za to,
że znów chciała ucałować te wąskie wargi, teraz zanurzone w alkoholu, znów
chciała przytulić go mocno do siebie, szeptając do ucha, by się nie bał.
Wcale cię nie
potrzebuję.
–
Potrzebowałeś mnie – rzekła, otrząsając się. – Potrzebowałeś mnie, Teodorze.
Byłam przy tobie przez prawie dwa lata, wtedy, kiedy wszyscy inni się odsunęli…
–
Połamałaś moje kredki, Granger – przerwał jej ochrypłym głosem. – Takich rzeczy
się nie robi.
Hermiona
poczuła pieczenie pod powiekami. Miał cholerną rację.
–
Połamałam je, bo moje kolory nie potrafiły przebić się przez twoje – powiedziała
głośno i dobitnie. Tak, wreszcie nadeszła chwila, w której musiała to z siebie
wyrzucić. – Starałam się do ciebie dotrzeć, zmienić cię i przez chwilę wydawało
mi się, że osiągnęłam cel, a później wróciły zimne barwy. Ron zaoferował
ciepłe, takie, których ty nie chciałeś mi dać.
Twarz
Teodora w jednej chwili się zmieniła. Nagle zaczął wyglądać dziesięć lat
starzej, jak ktoś zmęczony życiem, jak ktoś, kto dużo przeszedł i już nie może
udźwignąć tego na swoich barkach.
–
Nie potrafiłem ci ich dać, Granger! –
zawołał, a jego głos rozniósł się po otwartej przestrzeni. – Jestem trudnym
człowiekiem, co doskonale wiesz, w dodatku po upadku Czarnego Pana ciepłe barwy
dla mnie zgasły. Kredki stały się białe, niepotrzebne… – Niespodziewanie uśmiechnął
się złośliwie. Hermiona odruchowo znów się cofnęła. – Ale wiesz… ten, kto łamie
czyjeś kredki, łamie również swoje, tylko jeszcze nie do końca o tym wie.
–
Przestań – szepnęła szatynka, a jej wzrok zgubił się gdzieś w posadzce. Opuściła
rękę z różdżką. – Podjęłam decyzję, nie cofnę jej i…
–
Nawet nie chcę, byś ją cofnęła – wtrącił beznamiętnie Teodor. Upił łyk ognistej
whisky. – Popełniłbym największy błąd swojego życia, gdybym znów cię do niego
wpuścił. Żałuję tylko zmarnowanego czasu.
Hermiona
uniosła ze złością głowę.
–
A ja nie żałuję – stwierdziła hardo. Zaskoczyła tym Teodora. Dobrze. – To były
dwa piękne lata, bo nauczyłam się malować innymi kolorami. Tyle że nie jestem
artystką i nie potrafię stworzyć arcydzieła.
Nott
wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz. Przez długą chwilę milczał, aż
wreszcie spytał cicho:
–
Więc po co tu przyszłaś?
–
Chciałam wyjaśnić z tobą parę kwestii, choć teraz widzę, że nie bardzo się da –
odrzekła z przekąsem. – Chciałam narysować ostatnią kreskę, to wszystko.
Patrzył
na nią niewzruszony. Jego oczy znów były lodowate, niedostępne. Kiedyś szalał w
nich ogień. Wtedy, gdy wyznał jej miłość w zalanym słońcem salonie jego
rodzinnej posiadłości, wtedy, gdy z zazdrości niemal pobił Rona i wtedy, gdy
tego parszywego dnia trzynastego kwietnia wymierzył jej siarczysty policzek, a
ona wyszła, obiecując sobie nigdy nie wrócić.
Już cię nie
potrzebuję.
Obrzuciła
chłodnym spojrzeniem prawie pustą szklankę w dłoni Teodora.
–
Znowu pijesz. Ciekawe, co jeszcze się u ciebie zmieniło.
Nie
drgnął. Nie zmienił wyrazu twarzy ani sposobu, w jaki na nią spoglądał.
Hermiona odchrząknęła cicho.
–
Cieszę się, że dokończyłam ten rysunek.
Odwróciła
się na pięcie i wróciła do środka.
***
Kiedy
Hermiona weszła do Wielkiej Sali, rozbrzmiewały brawa, a z podniesienia
schodził jakiś starszy pan, opasły, łysy, z okularkami na sporym nosie.
Dziewczyna odnalazła przyjaciół zajmujących jeden ze stolików. Harry był
zarumieniony, ale uśmiechnięty.
–
Gdzie zniknęłaś? – spytał z lekkim zdziwieniem. – Myślałem, że wysłuchasz
mojego przemówienia.
–
Przepraszam, Harry – powiedziała ze skruchą Hermiona, siadając obok Rona. –
Musiałam załatwić jedną sprawę. Akurat wychodził dyrektor Munga, Kryspin
Oakley, a bardzo chciałam z nim porozmawiać odnośnie przeniesienia jednej
pacjentki do kliniki w Niemczech. Nie dał się przegadać, ale chyba to załatwi.
Ginny
jako jedyna nie wyglądała na przekonaną. Posłała w stronę przyjaciółki znaczące
spojrzenie, na które Grangerówna odpowiedziała powolnym mrugnięciem.
Wie.
Do
ich stolika podeszli państwo Weasleyowie. Molly była odziana w czerń, w żałobie
po śmierci syna Freda, lecz twarz jej się radowała. Szybko porwała Harry’ego w
ramiona, przyciskając go do piersi. Artur skłonił jedynie głowę, usiadł obok
córki, po czym nalał sobie miodu pitnego do kieliszka. Ginny obserwowała, jak
pociąga z niego łyk, aż wreszcie chwyciła wolną rękę ojca i mocno ją ścisnęła.
Hermiona
oglądała tę scenę z rosnącym wzruszeniem. Od drugiej bitwy o Hogwart minęły
cztery lata, cztery długie lata, podczas których każdy miewał swoje wzloty oraz
upadki i tak jak mówił Kingsley – każdy musiał zmagać się ze swoim bólem.
Ron
w międzyczasie znalazł pracę w Ministerstwie Magii, o której zawsze marzył. Harry
został najmłodszym w historii szefem Biura Aurorów i pomógł wrócić czarodziejom
do życia po strasznych rządach Voldemorta. Hermiona po długim czasie miotania się
między wieloma stanowiskami uzyskała staż w Klinice Magicznych Chorób i Urazów
Świętego Munga, by teraz móc z dumą przedstawiać się jako pełnoprawna
uzdrowicielka. Przez dwa lata kochała tak mocno, że czasem ją to przerastało, a
potem nagle wszystko runęło jak domek z kart.
Mama
zawsze powtarzała jej, by uważała, bo jeśli jest za dobrze, to coś na pewno
zaraz się zepsuje.
Hermiona
uniosła głowę, spoglądając na zaczarowany sufit. Mrugnął do niej księżyc.
Uśmiechnęła się lekko.
Powoli
wznosiła się w górę, tak jak w swoim śnie. O dziwo, nie potrzebowała do tego
skrzydeł.
***
Teodor
wypił ognistą do dna, a potem cisnął szklankę na kamienną posadzkę. Naczynie
rozbiło się, jego kawałki rozproszyły się we wszystkich kierunkach. Nott przez
chwilę przyglądał się szkłu, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby załatwić to
w ten sposób.
W
końcu jednak wdrapał się na blankę. Na policzku poczuł chłodny pocałunek
wiatru. Patrzył przed siebie; gdyby spojrzał w dół, zrezygnowałby. A nie miał
innego wyjścia.
Zza
chmur wyszedł księżyc. Pełnia. Teodor odetchnął głęboko zimnym powietrzem i
uśmiechnął się z goryczą.
Skaczesz?
Skaczę.
Zrobił
krok, a potem runął w przepaść.
Jego
rysunek już dawno spłonął.
***
Te
dwa lata minęły dziwnie szybko. Doskonale pamiętam wieczór 6 lutego 2012 roku.
31 stycznia założyłam bloga i obiecywałam sobie, że Prolog opublikuję dopiero
trzy tygodnie później. Ale nie; 6 lutego dopadło mnie przeziębienie i miałam
cały dzień dla siebie.
Więc
postanowiłam ruszyć Wyjątek.
Wtedy
jeszcze nie sądziłam, że wytrwam tak długo. Byłam pewna, że szybko mi
przejdzie, tak jak z innymi blogami, że ta historia też upadnie. A później ją
pokochałam – ją i jej bohaterów. Jeszcze później okazało się, że mam kilku
Czytelników, do których dołączyli kolejni. Teraz mam świadomość tego, jak wiele
osób czeka na kolejne rozdziały. Wiem, dla kogo piszę.
Dziękuję
Wam, że tyle ze mną wytrwaliście i wciąż jesteście, choć końca nie widać. Gdyby
nie Wy, nie osiągnęłabym tego wszystkiego. Ponad sześćset stron tekstu – a
będzie więcej – spisałam dla Was. Bo
we mnie wierzycie, bo wspieracie, bo poświęcacie swoją uwagę.
I
choć kocham Was niesamowicie, muszę zrobić sobie przerwę. Muszę, ponieważ w
innym wypadku tego nie dokończę. Zwariuję, jeśli się nie zatrzymam. Moje życie
pędzie trochę za szybko, a ja nauczyłam się wartościować, nauczyłam się
odróżniać rzeczy ważniejsze od tych mniej ważnych.
Zaczekacie
na mnie? Mam nadzieję.
Dziękuję
jeszcze raz i przepraszam.
Empatia
Pierwsza mam nadzieję że ,, Jeden Jedyny Wyjątek '' nie zakończy się tak jak w drugim akapicie . Mam nadzieję że za rok także coś będzie, czy pociągniesz do tego czasu opowiadanie . Pozdrawiam, życzę weny i najlepszych ocen w szkole .
OdpowiedzUsuńChyba druga. Piękne. Ruszyłaś w przyszłość, niezbyt kolorową przyszłość. Mimo tego, że Voldemorta już nie ma świat wcale się nie zmienił. Przemowa Harry' ego, rozmowa Hermiony i Teodora. To o tych kredkach było cudowne i takie prawdziwe, nie wiem jak to wyrazić w słowa... Czasem tak bywa związki się kończą, miłość się wypala, ale tutaj widać, że to jednak nie koniec miłości tylko koniec Nott'a (?).
OdpowiedzUsuńOczywiście ostatnie zdanie zrobiło wielkie wrażenie.
Z niecierpliwością czekałam na ten dzień, bo istniała ogromna szansa, że coś dla nas przygotujesz. To już moja druga rocznica na Twoim blogu, ale tylko dlatego, że znalazłam go w styczniu 2013.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że poruszysz wątek życia wszystkich po upadku Voldemorta, Nie mogę przeżyć, że Hermiona zostawiła Teodora, ale sądząc po opisach, podjęła słuszną decyzję Niedobry Nott...
Ach, aż nie wiem, co pisać, bo w głowie tłuką mi się słowa z końcówki Twojego posłowia. Tak sobie myślę, że podjęłaś słuszną decyzję. Po co pisać na siłę, skoro można dać sobie spokój na jakiś czas. Odpoczynek się przyda.
Pewnie tak, jak cała reszta, będę czekać, bo to jedna z tych historii, której zakończenie po prostu muszę poznać. Trzymaj się, Empatio.
Pozdrawiam:)
Niesamowite uczczenie drugiej rocznicy.
OdpowiedzUsuńRysunek.
Świetny tytuł, wspaniała metafora.
Nie wiem jeszcze co powiedzieć.
Ja... Brak mi słów po prostu.
Tak jak napisała Osoroshii- Twoja historia jest taką, której zakończenie TRZEBA poznać.
Pozdrawiam, em.
Jeju, Teoś, płaczę. :_; Mam nadzieję, że nie tak będzie wyglądał epilog Wyjątku.;x
OdpowiedzUsuńFragment o kredkach, boski <3
Genialnie, (jak zawsze) więc nie wiem, co napisać.
Mam nadzieję, że szybciutko wrócisz do pisania, bo już tęsknię za rozdziałami. :(
Teosiu, wracaj. Miono, wracaj. Empatio, wracaj.
Pozdrawiam ;*
Oczywiście, że czekam na rozdziały <3 Twoja historia jest tak inna.... Z niecierpliwością do końca!
OdpowiedzUsuńAż się przestraszyłam.. Poczekamy :) Tylko wróć
OdpowiedzUsuńOh. Nie spodziewałam się. Ale no, będę czekać. Kocham ;*
OdpowiedzUsuńNo, właśnie! Poczekamy! Tyle, że jak wrócisz, będziemy troszkę zniecierpliwieni ;). Zobaczymy jeszcze, bo może to tylko alternatywa? Może jeszcze w trakcie pisania, zmienisz koncepcję? Eeeh. No, to... Trzymaj się :D
OdpowiedzUsuńKochani, nie interpretujcie tego jako część historii Jednego Jedynego Wyjątku. Powyższa miniaturka to całkiem inna opowieść, z inną Hermioną i innym Teodorem :)
UsuńZaczekamy, tylko wróć :)
OdpowiedzUsuńBonus - jak zawsze - przepełniony taką ilością emocji, że nie wiem, jak miałabym wyrazić mój zachwyt.
Gdzieś wypatrzyłam dwa braki w przecinkach, zdaje się na samej górze w pierwszym dłuższym fragmencie opisu, zerknij tam, jak znajdziesz chwilę :) No i pojawiła się literówka w informacji od autorki :P
Dziękuję Ci za tę chwilę oderwania się od rzeczywistości, na rzecz świata, który tworzysz własnymi kredkami :)
Pozdrawiam,
Farfadeta
W momencie, kiedy skończyłam czytać, miałam ochotę Cię, Empatio, normalnie rozszarpać. Po pierwsze, Hermiona z Ronem. Nie mam nic przeciwko temu pairingowi, jeśli funkcjonuje gdzieś indziej, jako indywidualna jednostka, ale nie tu, nie na Wyjątku! Po drugie, Teodor bijący Hermionę. Koszmar. To prawie jak Anthony, a to prawdziwa obelga. Porównanie z kredkami - dobre. Pewnie napisałabym, że wspaniałe, ale... wydało mi się jakieś patetyczne, co i tak nie umniejsza mu za bardzo. Jakoś najjaśniejszy w tym wszystkim wydawał mi się Harry (to z pewnością zgubne efekty uboczne czytania drarry). Lubię to jego zakłopotanie i nieśmiałość, tak. No i Ginny. Wszechwiedząca Ginny, która zawsze umie rozgryźć Hermionę - bardzo dobrze. :D Końcówka wgniotła mnie w łóżko i... Taki tragizm... Ech, Empatio, Empatio. Miłą nam zrobiłaś niespodziankę...
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś spojler, ale później doszłam do wniosku, że bez sensu byłoby ujawniać zakończenie Wyjątku. I na szczęście, że to jednak co innego. Mam nadzieję, że TAKI Teoś i TAKA Hermiona albo w ogóle nie pojawią się w głównej fabule, albo przyjdą i szybko znikną, o tak.
Cóż, Empatio. Życzę Ci powodzenia w przygotowaniach do konkursu z francuskiego, owocnej pracy na projektem z wosu, a przede wszystkim - żebyś ułożyła sobie życie, nabrała pewności siebie i w podskokach do nas wróciła. :)
Pozdrawiam ciepło, Sandra.
Ten bonus absolutnie mnie zauroczył i tak naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć wiele więcej. Pozwól więc tylko, że pogratuluję Ci kolejnej rocznicy i wytrwałości (podziwiam Cię, mi jej zawsze brakowało) i mam nadzieję, że wszystko tam sobie poukładasz i niebawem do nas wrócisz.
OdpowiedzUsuń+Przepraszam, że nie komentowałam już z milion lat, ale ja też ostatnio mam tu u siebie małe zamieszenie. Wiedz jednak, że czytam, śledzę i przeżywam wszystko na bieżąco i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału. Trzymaj się tam! <3
L.
Ostatnie zdanie...? Mnie nie zasmuciło. Za dużo kryminałów i pozorowania samobójstwa jednak na mnie działa.
OdpowiedzUsuńDla mnie Teodor zawsze był kimś, kto został w pewien sposób pokrzywdzony przez los i takie zakończenie wcale by mnie nie zaskoczyło - choć z początku pomyślałam, że miałaś zamiar właśnie pożegnać się z Wyjątkiem! O nie, na to bym nie pozwoliła!
Jako, że ze mnie taka mała artystka (zresztą kiedyś wysyłałam ci na fb jeden rysunek ;)), to porównanie do kredek bardzo mnie poruszyło.
U mnie też czas pędzi trochę za szybko, olimpiady co prawda mam za sobą, ale co chwila pojawia się coś nowego do zrobienia.
Jejciu, a mi się wydawało, że pierwsza rocznica była tak niedawno... o.o
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZostałeś/zostałaś nominowany/a do LBA :)
OdpowiedzUsuńPytania znajdziesz tu: http://gate-to-another-world.blogspot.com/p/lba_9.html
Ta strona rozwieje Twoje wątplwości! ;D
nie płaczę, ale jest ze mną jeszcze gorzej. jestem wbita w krzesło, w jakis sposób załamana. mam nadzieję, że nie skonczysz tej historii w ten sposób... ach, nie wiedziałam, o czym to będzie, choć oczywiście już od początku zauroczyłaś mnie opisem sklepienia Wielkiej sali (piękna klamra kompozycyjna, choć opis początkowy po prostu mi się podobał, a drugi dopełnił mój stan ducha..). zdziwiłam sie nieco, gdy okazalo się, że jest to wycinek z przyszłości, ale i ucieszyłam, byłam ciekawa, co z tego wyniknie. ukłucie pojawiło sie,gdy zrozunmiałam, że Hermiona jest z ronem, a potem było gorzej... po peirwsze nie do końca zrozumiałam, dlaczego tak nagle się rozstali, dlaczego hermiona najwyraźniej szybko przeszła do rona, i dlaczego... dlaczego zrezygnowała z malowania tego świata.oczywiście, Teodor jest bardzo trudnym człowiekiem,ale ona go zmienia na lepsze i ... poczułam się bardzo źle,gdy to czytałam. a potem jeszcze ta koncówka, Boże, jak mogłaś to zrobić... Byleby tak nie skończyło się właściwe opowiadanie. Bardzo przeżyłam tę notkę... Czekam na ciąg dalszy i życzę Ci duzo samozaparcia. Będę czekać nawet milion lat, ponieważ zsdecydowanie warto :) zapiski-condawiamurs.blogspot.com - zapraszam na nowości
OdpowiedzUsuńMnie osobiście zauroczył bonus, cudownie napisany.
OdpowiedzUsuńChociaż brakuje mi na samym końcu dopiski "Hermiona nagle poczuła ukłucie w sercu."
Świetny! Tyle jestem w stanie powiedzieć, bo przeczytaniu tego. Całość dała sporo do myślenia, a przy niektórych momentach zakręciła mi nawet łza w oku. Hermiona i Teodor to, od jakiegoś czasu, jak dla mnie idealna para. Ona nie pasuje do Rona i nigdy nie pasowała. Nawet w Harrym Potterze, chociaż skończyli razem - nie było między nimi chemii. Jestem skłonna nawet powiedzieć, że więcej jej było między Harrym a Hermioną. W każdym razie, cieszyłabym się jak głupia, gdyby Hermiona i Teodor mieli "happy end" :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ps:. Takie małe pytanie, bardzo zła byś była, gdyby zapożyczyła jedno Twoje zdanie, jako cytat? ^.^
Nie ma problemu, pożyczaj co chcesz, tylko zaznacz tam, czyj to cytat i będę szczęśliwa :3
UsuńZostałaś przeze mnie nominowana do LA
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie : dramione-setce-nie-długa,blogspot.com
Przepraszam, tu masz adres: dramione-serce-nie-sluga.blogspot.com
UsuńKocham Cię!
OdpowiedzUsuńKocham Twojego bloga.
Wspaniała historia.. tak piękna.. tak cudownie opisana..
Proszę, tylko nie mów, że to koniec. Nie zostawiaj tego tak! Nie możesz!
Ten blog stał się dla mnie.. czymś ważnym. Kocham Go.
Po raz pierwszy skomentowałam, ale wiedz, że śledziłam każde słowo, każdy wyraz, wers z zaciętością. Pojawił się uśmiech, złość, grymas, czy łza. Piszesz mistrzowsko! Nie pozwalam ci tak tego zostawić! Wiedz, że jest wielu takich jak ja! Nie ujawniających się, lecz czytających! W końcu wyświetlenia mówią same za siebie! Owy blog stoi na szczycie WSZYSTKICH, jakiekolwiek miałam okazję przeczytać. nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni. A uwierz mi, że było ich trochę..
A ta miniaturka.. Jak mogłaś! On nie mógł skoczyć! ;c Smutne. Płakać mi się chce! ;c
PROSZĘ! POINFORMUJ NA STRONCE FB, JEŚLI NAPISZESZ COŚ. COKOLWIEK! PROSZĘ!
MOJA MISTRZYNI. MÓJ MENTOR. <3
CzytelniczkaGreen.
Zakochałam się w Twoim szablonie. Opowiadania przeczytałam, mam Cię w obserwowanych, więc niczego nowego nie przegapię (chociaż czekam z niecierpliwością ;)), a i tak wchodzę tu kilka razy w tygodniu, tylko po to, żeby pogapić się na szablon. Naprawdę śliczny ;)
OdpowiedzUsuńNo i czekam oczywiście na nowe rozdziały, kiedy już wszystko sobie poukładasz ;>
Tak długo nie ma jakichkolwiek informacji dotyczących publikacji nowego rozdziału. Czy coś się stało?
OdpowiedzUsuńBędę czekać! <3
OdpowiedzUsuńCzytelniczkaGreen.