Pierwszą
oznaką tego, że coś się zmieniło, był wyjątkowy spokój, z jakim Flitwick
prowadził lekcję. Nie trzęsły mu się już ręce, a na ustach po raz pierwszy od
wielu dni zagościł uśmiech. Profesor Sprout wyściubiła nareszcie nos ze swojej
szklarni, w dodatku pozwalając sobie na podśpiewywanie w drodze na lekcje,
Slughorn witał ulubieńców tubalnym głosem, czego wcześniej zaniechał, duchy
odważniej przepływały przez napotkanych śmiertelników, uczniowie jakby głośniej
rozmawiali na korytarzach w czasie przerw, Filch wrócił do klęcia pod nosem na
tych „obłudnych smarkaczy, nieszanujących zupełnie jego pracy” i w sumie
dopiero wtedy dostrzegłam, jak bardzo Hogwart zamarł na czas pobytu w nim
pracowników Ministerstwa Magii. Gdy ci zniknęli, wszyscy zaczerpnęli głęboki
haust powietrza, lecz tylko ja wiedziałam, że trzeba być ostrożnym, by się nim
nie zadławić.
Dumbledore
znów ulotnił się z zamku, co niektórzy łączyli z równoczesnym zabraniem
manatków przez ludzi Cryte’a. Miałam jednak dziwne przeczucie, że te dwa
wydarzenia nie mają ze sobą nic wspólnego i uparcie udawałam głuchą na wszelkie
teorie spiskowe Harry’ego oraz Rona. Ginny momentami przyłączała się do ich
tworzenia, ale najczęściej ona również wznosiła jedynie oczy do nieba, nie
odpowiadając na kolejne pomysły rzucane przez chłopców.
Ron
dochodził do siebie po zażyciu trucizny ukrytej w butelce miodu pitnego
Slughorna. Był zdrów na tyle, by móc urządzać bitwy na poduszki z Harrym, tak
że pół skrzydła szpitalnego fruwało, za co obaj dostawali porządny objazd od
pani Pomfrey. Ponadto Weasley do perfekcji opanował umiejętność udawania snu za
każdym razem, kiedy zjawiała się u niego Lavender. Oglądałam to przedstawienie
z mieszaniną politowania i zwykłej irytacji spowodowanej jego tchórzostwem.
–
Nie łatwiej byłoby po prostu z nią zerwać? – zasugerowałam pewnego po południa,
które razem z Harrym, jako wierni przyjaciele, spędzaliśmy przy łóżku chorego.
– Oszczędziłbyś sobie wysiłku, a jej nie robiłbyś nadziei.
–
Przykro ci? – burknął Ron. – I tak jej nie cierpisz.
–
I dlatego mam popierać to, co robisz? To tak nie działa. Dobrze ci radzę,
załatw szybko tę sprawę, możliwie jak najmniej boleśnie.
–
Łatwo ci mówić – zdenerwował się rudzielec. – Ty nie ryzykujesz, że ktoś
wybuchnie płaczem prosto w twoją twarz.
Zasznurowałam
usta.
Wciąż
absolutnie nikt nie wiedział o mojej rozmowie z Cryte’em i pilnowałam, by tak
pozostało. Czekałam na krok samego Benjamina, planując dopiero wtedy powiedzieć
o wszystkim przyjaciołom oraz Teodorowi. On również odetchnął, kiedy pracownicy
ministerstwa opuścili zamek, do czego otwarcie się nie przyznawał, ale ja doskonale
to widziałam. Widziałam w ruchach, słyszałam w głosie, czułam w napięciu, a
raczej jego braku, mięśni, gdy mnie obejmował. Łapałam się na tym, że
obserwowałam go o wiele uważniej niż wcześniej, dzięki czemu zapamiętywałam wiele
informacji, które normalnie pominęłabym bardziej lub mniej świadomie.
Kiedy
po sobotnim meczu, zakończonym naprawdę groźnie wyglądającym znokautowaniem
Harry’ego przez McLaggena zdecydowanie zbyt agresywnie używającego pałki,
zajrzałam do chłopaków leżących razem w skrzydle szpitalnym, spotkała mnie
kolejna niemiła niespodzianka. Mogłam coś wyczuć po naburmuszonej minie
Pottera, lecz zrzucając to na karb rozgoryczenia po przegranym meczu oraz
odniesionej ranie, nie uciekłam w porę. Brunet uniósł się na łokciach i
oświadczył grobowym tonem:
–
Chodzisz z Nottem.
Zamarłam
w półkroku i zerknęłam błyskawicznie na puste łóżko Rona, który chwilę wcześniej
poszedł do toalety. Wreszcie westchnęłam. Zachowując bezpieczną odległość od
ciemnowłosego Gryfona, niechętnie spytałam:
–
Ginny ci powiedziała?
–
To Ginny wie? – burknął. Czerwień jego twarzy kontrastowała z bielą bandaża
obwiązanego wokół głowy. – Zobaczyłem was na Mapie, kiedy śledziłem Malfoya. W
pustej sali, kropka na kropce. Dosłownie.
–
Śledzisz Malfoya? Nadal?
–
Nie zmieniaj tematu, Hermiono.
Znów
westchnęłam.
–
Tak, jestem z Teodorem – powiedziałam powoli i wyraźnie, tak by każde słowo
odcisnęło swój ślad na świadomości bruneta. – I co z tego?
Harry
spojrzał na mnie spode łba.
–
Wiedziałem, że tak będzie, bo on zawsze na ciebie leciał, ale myślałem, że się
nie dasz.
I
wtedy parsknęłam śmiechem, by później głośno zachichotać.
–
To zabrzmiało, jakby on był jakimś myśliwym, a ja zwierzyną, na którą poluje –
powiedziałam, siadając na łóżku Harry’ego. – Ale spokojnie, nie musisz się
martwić. Jest lepiej niż dobrze.
Harry
nie zdążył już odpowiedzieć, bo z toalety wyszedł Ron, a jakoś żadne z nas nie
paliło się poruszać tego tematu przy nim.
Świadomość,
że o mnie i Teodorze wie więcej niż jedna osoba nie wzbudziła we mnie takiego
popłochu, jakiego się spodziewałam. Co więcej – była ona prawie ekscytująca.
Ufałam Harry’emu, nie martwiłam się o to, że wypapla wszystko niepożądanym
osobom, bo on tak samo jak ja zdawał sobie sprawę, jaką burzę mógłby wywołać.
Kiedy powiedziałam o tym Teodorowi, on nie sprawiał wrażenia zbytnio zdenerwowanego
zaistniałą sytuacją. Widząc moją zdziwioną jego reakcją minę, jedynie wzruszył
ramionami.
–
I tak musieliby się dowiedzieć – stwierdził obojętnie. – Prędzej czy później. A
tego, że Weasley zechce zagrać w quidditcha moim sercem, jestem bardziej niż
pewny.
Postawa
Ślizgona dodawała mi jeszcze więcej odwagi. Mój spokój został jednak zburzony
tego samego dnia wieczorem, gdy dostałam od Ginny niepozorny zwitek papieru.
Szybko rozpoznałam widniejący na nim charakter pisma – widziałam go zbyt wiele
razy, by się pomylić.
Hermiono,
Zapraszam Cię na
herbatę jutro w południe w moim gabinecie. Chyba podzielasz moje zdanie, że w
obliczu ostatnich wydarzeń konieczna jest rozmowa.
A. Dumbledore
PS Wspominałem Ci
o tym, jak bardzo lubię lukrowane glotki?
Zatem
Dumbledore wrócił do Hogwartu. Gdzie był i co robił? Na ten temat rozprawiałam
razem z Harrym i Ronem do późnej nocy, przy okazji zastanawiając się, jak
przebiegnie moje spotkanie z dyrektorem następnego dnia. Teodor natychmiast
wyczuł, że coś jest nie tak. Pytał, groził, gdy nie chciałam udzielić
odpowiedzi, pogniewał się, ale ja pozostałam nieugięta. Postanowiłam
porozmawiać szczerze z chłopakiem dopiero po powrocie od Dumbledore’a.
W
niedzielę przed południem udałam się schodami do wieży, w której mieściły się
komnaty dyrektora. Kamienny gargulec nie zdziwił się jak kiedyś moim widokiem ani
tym, że znam hasło. Kolisty gabinet zalewało wiosenne słońce, nie tak ciepłe i
grzejące, ale wystarczająco dodające otuchy. Blask odbijał się od delikatnym
instrumentów stojących na stoliku, padał na leżące na biurku pergaminy oraz
pióra, dotykał półek z książkami, wysokich od samej ziemi aż po sufit.
Pomieszczenie było puste, nie licząc ognistego Fawkesa zajmującego żerdź
nieopodal. Patrzył na mnie paciorkowatymi oczami, ale wyczuwałam w tym
spojrzeniu coś niepokojącego. Udrękę? Jeszcze to uginanie szyi jakby pod
ogromnym ciężarem… Z jego ciała emanował ból, tak jakby poddawano je ogromnym
torturom.
–
Jego czas się kończy.
Gwałtownie
odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził głos. Zza regału wyłoniła się
wysoka, odziana w seledynową szatę postać dyrektora. Mężczyzna nie był przybity,
a melancholijny, co pogłębiło się, kiedy podszedł do feniksa i pogładził go
długim palcem po łebku. Odchrząknęłam cicho.
–
Dzień dobry, panie profesorze – przywitałam się grzecznie. – Chciał mnie pan
widzieć.
Dumbledore
odsunął się od Fawkesa.
–
Cieszę się, że przyszłaś, Hermiono – zaczął łagodnym tonem. Obszedł biurko i
zajął miejsce za nim. – Usiądź, proszę.
Bez
słowa wykonałam polecenie. Czułam niepokój przed tym, co Dumbledore miał mi
powiedzieć, choć moje obawy i tak były mniejsze od tych, które nawiedzały mnie
tuż przed przesłuchaniem. Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie ze
skupieniem, aż wreszcie w dłoni starca znalazła się różdżka. Wyczarował nią porcelanowy
serwis ozdobiony subtelnymi różyczkami i podsunął w moją stronę jedną z
filiżanek. Zmarszczyłam brwi z konsternacją.
–
Zaprosiłem cię na herbatę – oświadczył pogodnie, widząc moją minę. – Mam
nadzieję, że zechcesz się jej ze mną napić.
–
Oczywiście, panie profesorze.
Pozwoliłam,
by napełnił moją filiżankę bursztynowym napojem, dorzucił do niej kostkę cukru
i dolał odrobinę mleka. Upiłam łyk, potem jeszcze jeden, a wtedy wreszcie
powiedziałam to, co krążyło mi po głowie od otrzymania liściku Dumbledore’a.
–
Zapewne chce pan wiedzieć, co wydarzyło się między mną a Cryte’em.
Czarodziej
odstawił swoją filiżankę na spodek i spojrzał na mnie przenikliwie. Po plecach
przebiegł mi dreszcz.
–
Nie ukrywam – odparł – że głównie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Zważywszy
na nieoczekiwane zniknięcie dzielnych pracowników Ministerstwa Magii, domyślam
się, że wasza konwersacja wywarła odpowiedni nacisk na panu Crycie.
Jeszcze
parę tygodni wcześniej może zaśmiałabym się z podobnego stwierdzenia, jednak w
tamtej chwili wcale nie miałam na to ochoty.
–
Dałam mu jasno do zrozumienia, że wiem o tym, co zrobił tutaj, w Hogwarcie –
wyjaśniłam. – I poprosiłam, żeby cofnął rozporządzenie. To wszystko.
Dumbledore
przez dłuższą chwilę milczał, wpatrzony we mnie tak intensywnie, że aż
odwróciłam wzrok i wbiłam go w zawartość swojej filiżanki.
–
Wie zatem o Patricku – powiedział wreszcie dyrektor. – Wie też, że uważasz, że
masz nad nim władzę.
Uniosłam
głowę i znów odczułam powagę obecnej sytuacji pod wpływem skupienia odmalowanego
na twarzy Dumbledore’a.
–
A nie mam?
–
Absolutnie nie. Hermiono, nie możesz być zbyt pewna swojej pozycji i działań,
bo Benjamin Cryte z łatwością to wyczuje. Jeśli rzeczywiście wasza rozmowa
wyglądała tak jak to sobie wyobrażam, to pan Cryte aktualnie siedzi w swoim
gabinecie, kpiąc z twojej naiwności.
Poczułam
uderzenie gorąca; moje policzki zaróżowiły się, a ja z trudem przełknęłam
gorzki smak wstydu. Zapanowała chwila milczenia, po której odłożyłam filiżankę
na biurko i zbliżyłam dłonie do ust w wyrazie zastanowienia.
–
Dałam się ponieść emocjom – wymamrotałam. – Postąpiłam nierozważnie. Głupia ja!
Ukryłam
twarz w dłoniach. Nie spodziewałam się słów otuchy i wcale ich nie otrzymałam.
Dumbledore rzekł z wyrozumiałością:
–
Nie zadręczaj się. Ważne, żebyś teraz dobrze to rozegrała. Z głową. Pan Cryte
wie, że jesteś w posiadaniu wiedzy, do której przez wiele lat nikt prócz
wąskiego grona osób nie miał dostępu. Wie, że możesz ją wykorzystać, więc teraz
na wszelkie możliwe sposoby będzie chciał cię usunąć, w miarę szybko i po
cichu. Tak jak Patricka.
Świadomość
wiszącego nade mną widma śmierci wcale nie była tak otrzeźwiająca, jak mogłoby
się wydawać. Wyprostowałam się na krześle.
–
Przecież Cryte jeszcze lepiej niż ja zdaje sobie sprawę z tego, jak małą szansę
mam na uniknięcie skazującego wyroku za zaniedbanie – powiedziałam powoli.
Gdzieś
za mną Fawkes wydał z siebie przeciągły, żałosny dźwięk. Dumbledore na moment
odwrócił na niego wzrok, lecz ja tego nie zrobiłam, w napięciu oczekując
odpowiedzi mężczyzny.
–
Jakaś szansa jednak istnieje – odparł – i jestem przekonany, że pan Cryte jej
nie zignoruje. Teraz będzie za wszelką cenę starał się zniwelować ją do zera,
tak by więzienie cię uciszyło. Jeśli ma możliwość zamknięcia ci ust w ten
sposób, raczej nie odważy się znów wkroczyć na teren Hogwartu. Właściwa
rozprawa teoretycznie powinna czekać cię dopiero za parę tygodni, ale nie zdziw
się, jeśli wezwanie dostaniesz w przeciągu następnych kilku dni.
Chciałam
upić kolejny łyk herbaty, lecz filiżanka okazała się pusta. Nie miałam gdzie
podziać wzroku, a uspokojenie odbijających się o ściany mojego umysłu myśli
graniczyło z cudem. Przełknęłam głośno ślinę.
–
Mam walczyć, panie profesorze? – spytałam głucho, wbijając tępe spojrzenie w
blat biurka.
Odpowiedziało
mi milczenie. Uniosłam oczy na Dumbledore’a i wtedy spotkałam się w z dwiema
błękitnymi kulami, nieco podobnymi do tych Ivy, z czego dopiero w tamtej chwili
zdałam sobie sprawę. Te dziewczyny nie przeszywały tak bardzo ani nie wzbudzały
dziwnego poczucia odsłonięcia, ale miały niezwykle podobną barwę. Nie
wiedziałam, czy kiedykolwiek jeszcze je zobaczę.
–
Obawiam się, że nie masz już wyboru, Hermiono – rzekł dyrektor. Moje serce
zabiło mocniej, bo właśnie takiej odpowiedzi w głębi duszy się spodziewałam. –
Od ciebie tylko zależy, kogo wciągniesz w tę sprawę.
I to, kogo skażę
na śmierć.
–
Prosiłbym cię jedynie o informacje na temat dalszego rozwoju sytuacji – dodał.
– Chcę pomóc ci w miarę swoich możliwości, doradzić. Nie rób nic pochopnie.
Kiwnęłam
głową.
–
Nawet nie zamierzam. Wiem, że rozpoczęłam coś, co pociągnie za sobą bardzo,
bardzo złe konsekwencje, ale nawet ich chciałabym uniknąć w jak największym
stopniu. Nie, dziękuję – wtrąciłam szybko, gdy Dumbledore uniósł czajniczek, by
dolać mi herbaty. – Pójdę już, chyba że pan profesor chce coś jeszcze…
–
Nie, przekazałem ci wszystko, co powinnaś wiedzieć. Może ty masz jakieś
pytania?
Wzięłam
głęboki oddech.
–
Właściwie mam jedno. Dlaczego bronił pan profesora Snape’a na rozprawie Ivy?
Nie
wiedziałam, czego się spodziewałam. Urażonej miny? Zawstydzenia? A może gniewu?
Dumbledore nie wydawał się zbytnio poruszony.
–
W jakim sensie „bronił”?
Och, niech nie
każe mi pan tłumaczyć.
–
No… – zawahałam się, ale po chwili odważnie kontynuowałam: – Nie wątpię w pana
ocenę sytuacji ani w pańską mądrość, jednak biorąc pod uwagę zeznania moje i
Teodora oraz wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy, chyba każdy
sądził, że profesor Snape stanie się dla pana zwyczajnym zdrajcą. Dlaczego więc…
dlaczego przed całym Wizengamotem uparcie utrzymywał pan, że jest on niewinny?
Dumbledore
przez długą, naprawdę długą chwilę milczał, aż wreszcie westchnął.
–
Ponieważ tak właśnie jest – odrzekł. – Ufam Severusowi bezgranicznie, jak sama
powiedziałaś. I powtórzę twoje słowa: aktualnie dokonuję własnej oceny
sytuacji.
Pokręciłam
lekko głową.
–
A śmierciożerstwo? – ciągnęłam, panując nad głosem, tak by nie pojawił się w
nim za duży nacisk. – Wierzy pan tym zarzutom? Przecież doskonale wie pan o
tym, co słyszałam, co widziałam, a wyjaśnienia profesora Snape’a naprawdę nie
trzymają się kupy. Coś w nich nie gra. Nawet sama Ivy na rozprawie dała jasno
do zrozumienia, że profesor Snape kłamie, więc nie rozumiem…
–
Hermiono, dość – powiedział stanowczo Dumbledore, a ja dopiero wtedy
zorientowałam się, że faktycznie przesadzam. – Niektóre sprawy są bardziej
skomplikowane, niż wydaje się to na pierwszy rzut oka. Ufam bezgranicznie
Severusowi, nawet teraz, w obliczu toczącej się sprawy o jego rzekome
śmierciożerstwo oraz mając na względzie twoje słowo. Wierzę ci, jeśli o to
chodzi. Wierzę też Severusowi. Musisz zrozumieć, że jest on bardzo cenny, jeśli
nie dla Zakonu, to dla mnie, i nie zrobił niczego, czego nie da się
usprawiedliwić. Jego rzekoma pomoc Ivy miała podłoże, którego nie powinnaś
odkryć i pozwól, że ci go nie ujawnię. Musisz mi zaufać, tak jak ja ufam
Severusowi. Przynajmniej na razie.
Miałam
ochotę głośno zaprotestować, że jeśli zaufałabym Dumbledore’owi tak jak on ufa
Snape’owi, to skończyłabym z kolejnym zabitym uczniem na sumieniu, ale ugryzłam
się w język. Otrzymałam odpowiedź, choć wcale nie musiałam jej otrzymywać, i
byłam wdzięczna, nawet jeśli nie satysfakcjonowała mnie ona w takim stopniu, w
jakim tego oczekiwałam. Coś w sposobie mówienia mężczyzny kazało mi faktycznie
mu zaufać. Podświadomie wiedziałam, że nie kłamał i rzeczywiście wyznał
wszystko, co mógł.
Wypuściłam
powoli powietrze z płuc.
–
Dziękuję, panie profesorze – powiedziałam. W błękicie błysnęło zrozumienie. –
Za wszystko.
A
później Fawkes zaskrzeczał ochryple, zmuszając mnie tym razem do odwrócenia na
niego wzroku. Ptak ugiął szyję, zamknął paciorkowate oczy, po czym zajął się ogniem.
Obserwowałam, jak pochłaniają go płomienie, dopóki nie została po nim jedynie
kupka popiołu.
Feniksy
umierały, a potem odradzały się na nowo. Nie odchodziły na zawsze. Śmierć
roztaczała nad nimi swe widmo, pozornie niemożliwe do odegnania. Składała
pocałunek na ich skrzydłach, by później oddać z powrotem życiu.
Czasem
wolałam być feniksem niż zwykłym człowiekiem. Wtedy, choć zdając sobie sprawę z
czyhającego zagrożenia, wiedziałabym też, że i tak wszystko skończy się dobrze.
W tamtej chwili mogłam być pewna tylko jednego – ciemnej mgły gęstniejącej
coraz bardziej nad moją głową.
***
W
poniedziałek rano Harry z Ronem opuścili skrzydło szpitalne. Lavender nie
została najwyraźniej o tym poinformowana, bo nie towarzyszyła naszej trójce w
drodze do Wielkiej Sali. Uwiesiła się rudzielca dopiero niedaleko wejścia do jadalni,
więc razem z Potterem przyspieszyliśmy kroku, zostawiając przyjaciela na łasce
jego dziewczyny.
–
Nie uważasz, że Ron powinien wreszcie coś z nią zrobić? – rzuciłam do
Harry’ego.
Spojrzał
na mnie dziwnie.
–
A ty nie uważasz, że powinnaś wreszcie powiedzieć mu o Nocie? – odbił piłeczkę.
Na jego twarzy pojawił się wyraz złośliwej satysfakcji, kiedy prychnęłam cicho,
nie odpowiadając.
Mimo
wszystko moje wyrzuty sumienia rosły. Choć perspektywa pozostawienia Rona w
nieświadomości była całkiem kusząca, to jednak nie zmieniało to faktu, że w
jakimś stopniu go oszukiwałam. Większą zagwozdkę stanowiła sprawa Cryte’a. Nadal
nikt prócz Dumbledore’a nie wiedział, co wydarzyło się już po moim przesłuchaniu i wolałam, aby taki stan rzeczy się utrzymał,
ale kłamanie przyjaciołom w żywe oczy robiło się coraz trudniejsze. Wiele razy
rozmawiałam z nimi na ten temat – z nimi oraz z Teodorem – i nigdy nie dawałam
po sobie poznać, że wydarzyło się coś jeszcze poza salą rozpraw. Ciążyło mi to
coraz bardziej i nie wiedziałam, ile jeszcze wytrzymam z wodą nabraną w usta.
Wcześniej,
kiedy w sprawę umarłych byliśmy zamieszani tylko my z Nottem, kłamstwo
przychodziło z większą łatwością. Przeczyłam wtedy swojej naturze, zasadom,
temu, że właśnie prawdomówność liczy się najbardziej. Teraz własny system
wartości, na długi czas uśpiony, budził się z głośną dezaprobatą.
Wśród
Gryfonów siedzących przy stole nie odnalazłam ognistej czupryny Ginny.
Nałożyłam sobie dużą miskę owsianki, jako że dołożono do niej orzechy, które
uwielbiałam, i z niesmakiem obserwowałam, jak Lavender obcałowuje każdy
centymetr kwadratowy policzków Rona. Harry, widząc to, przewrócił jedynie
oczami. Miałam szczerą ochotę zrobić to samo.
W
pomieszczeniu rozległ się szum skrzydeł oraz odgłosy pohukiwań. Do Wielkiej
Sali wleciała chmara sów. Nie spodziewałam się żadnej poczty prócz zwyczajnej
prenumeraty „Proroka Codziennego”, do którego natychmiast dorwał się Harry, więc
tym bardziej zdziwiłam się, gdy tuż przed moją owsianką wylądowała jeszcze
jedna sowa. Duża, o ciemnych piórkach, z ogromnymi, błyszczącymi ślepiami
wyciągnęła nóżkę z przywiązanym do niej listem. W pierwszej chwili poczułam
zdezorientowanie, ale po sekundzie przyszło zrozumienie. Powoli odłożyłam
łyżkę, wpatrzona w kremową kopertę, jakby znajdowała się w niej bomba.
–
Hermiono, co to jest?
Zerknęłam
z napięciem na Rona, który najwyraźniej dostrzegł moją minę. Przeniosłam wzrok
na Harry’ego, ale on już ślęczał nad „Prorokiem…”. Popatrzyłam znów na Weasleya,
po czym wzięłam się za odwiązywanie listu.
Po
rozmowie z Dumbledore’em wiedziałam, co w nim znajdę, lecz niepokój i
świadomość nieobliczalności Cryte’a przejęły nade mną kontrolę.
–
Skazali Snape’a – rzucił Harry na wydechu.
–
Co? – zainteresował się Ron. – Jak to: skazali go?
–
Posłuchaj: „Po dwugodzinnej rozprawie
Wizengamot podjął decyzję w sprawie Severusa S., oskarżonego o czynne
śmierciożerstwo oraz współudział w zabójstwie. […] Dzisiejszego ranka Severus
S. został zesłany do Azkabanu na dożywotnią odsiadkę.” Niby kiedy była ta
rozprawa? Nie powinna w niej uczestniczyć Hermiona i Nott?
–
Lavender, zostaw mnie na moment! Hermiono, słyszałaś? Snape w Azkabanie…
Hermiono, co to jest?
Czułam,
jak krew odpływa mi z twarzy. Nagle przestraszyłam się tego, że spłonę,
zupełnie jak Fawkes, i nie odrodzę się na nowo.
–
Cześć wszystkim – usłyszałam nad sobą głos Ginny. – Czemu macie takie grobowe
miny? O nie, co się stało? Hermiono, co to jest?
Nie
tego spodziewałam się po Crycie. Absolutnie nie tego. Różnorakie wizje i
wyobrażenia szalały po mojej głowie, wzmagając strach.
–
To list z Ministerstwa Magii?
Spodziewałam
się wezwania na rozprawę, a to… To
nie mogło skończyć się dobrze.
–
Och, dawaj!
Pozwoliłam
wyrwać Ginny list z mojej dłoni, nie dbając już o nic.
Droga Panno
Granger,
Byłbym
niesamowicie szczęśliwy, gdyby zechciała Pani zjeść ze mną podwieczorek w
poniedziałek 31 marca o godzinie 16:00. Prosiłbym, aby zjawiła się Pani w moim
gabinecie tegoż dnia; pragnę porozmawiać z Panią na osobności, dokładnie tak,
jak Pani o to niedawno prosiła, a ja wykazałem się zwykłą bezczelnością.
Najmocniej proszę o wybaczenie. Jeśli będzie Pani potrzebować pomocy w
trafieniu do mnie, proszę spytać któregoś ze strażników – na pewno udzieli
odpowiednich wskazówek.
Z
niecierpliwością czekam na odpowiedź.
Benjamin Cryte
______________
Pytałam
Was na Facebooku, co sądzicie o większej częstotliwości dodawania rozdziałów,
lecz ich krótszej długości. Idąc za Waszymi głosami, zdecydowałam wrzucać
krótsze odcinki, ale za to częściej. Dodatkowo usunęłam zakładkę z
zapowiedziami – w takim wypadku nie będzie już ona potrzebna.
No,
nie zanudzam Was. Do napisania za niedługo :)
Empatia
Boski rozdział naprawdę bardzo mi się spodobał . Harry wie o tym że Hermiona jest z Teodorem, spodziewałam się jakieś kłótni czy czegoś albo tego że Ron to usłyszy i zrobi coś Teosiowi ale na szczęście nic takiego się nie stało . Podwieczorek z Cryte'em to może być podejrzane . No cóż rozdział bardzo mi się podoba . Pozdrawiam i życzę weny .
OdpowiedzUsuńDruga? Znowu mi nie wyszło ;(
OdpowiedzUsuńLecę czytać :P
Haha, mój ulubiony bohater - Benjamin Cryte! :D Jakoś zawsze miałam słabość do tych złych charakterów :)
UsuńAle ale, mam małe zastrzeżenie co do odmiany Nott --> Nocie - masz to gdzieś w dialogu zdaje się. Widzisz, całe życie mnie uczyli w szkole, że jak masz angielskojęzyczne nazwy (w tym imiona), które mają podwójną "t" na końcu, to odmiana powinna wyglądać tak: "Notcie". Wiem, że to śmiesznie wygląda, ale zdaje się, że tak jest poprawnie. Jeśli nie, to przepraszam za zawracanie tyłka :P
Myślę, ze pomysł z dodawaniem krótszych ale cześciej notek jest fajny, mnie odpowiada :)
Tylko Teodora mało :P
Życzę Weny i pozdrawiam,
F.
Rozdział bardzo ciekawy! Scena z Dumbledorem była jak najbardziej prawdziwa. Szczerze powiem, że zdziwiłam się na wieść o tym podwieczorku z Cryte'm... No i żal mi trochę Snape'a :( Mam nadzieję, że jakoś go wyciągniesz z tego Azkabanu! Jestem ciekawa jak zareaguje Ronuś na wieść o Teosiu i Hermionie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Jestem zaskoczona. Pozytywnie oczywiście. Kolejny rozdział w tak krótkim czasie po publikacji poprzedniego na dodatek nie tracący na swej niezwykłości.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, byłam przekonana, że na kolejny rozdział trzeba będzie poczekać okolo 30 dni. A tu taka miła niespodzianka!
43. rozdział czytałam z wypiekami na twarzy, z sercem bijącym mocniej niż Kliczko na ringu i bez wytchnienia. Benjamin Cryte... stworzyłaś świetną postać, czarny charakter, który może okazać się być zarówno bardzo złym, ale również bardzo dobrym. Postać, z którą możesz zrobić wszystko, a my, biedni czytelnicy, nie mamy tej możliwości, by mieć stu-procentową pewność przed zakończeniem opowiadania, jaką rolę ma Cryte.
Ponadto związek Hermiony i Teodora... tak rzadko spotykany paring w polskich opowiadaniach. Uwielbiam ich. Nasza przemiła Gryfonka nigdy nie powinna być z kimś tak... przepraszam fanów najmłodszego syna Molly i Artura Weasley'ów... ograniczonym umysłowo jak Ron. Nigdy również nie mogłam zrozumieć decyzji pani J.K.Rowling, która połączyła najmądrzejszą czarownicę od czasów Roweny Ravenclaw z... mającym kompleks niższości, nietraktującym wiedzy poważnie, obijającym się, mówiącym podczas jedzenia, nietolerancyjnym Ronem. Uważałam, że powinna być z kimś myślącym! Takim jak Teo. Którego notabene w tym rozdziale było zdecydowanie za mało :c
Życzę weny, pozdrawiam i kłaniam się nisko
Phil o Sophie
Hejka :-). Nowy rozdział jest więcej niz fantastyczny :-) On jest genialny :-). Jestem nim oczarowana :-). Wykonałaś kawał dobrej roboty :-). Te opisy uczuć ... ta rozmowa i w ogóle ... Jesteś geniuszem :-) Naprawdę cię podziwiam :-). Powiem szczerze, że zaniepokoiła mnie to zaproszenie ... jakieś takie złowróżbne ...Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością :-). Już nie mogę się doczekać :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życze weny :-).
Karolina J
O cholera.. Się porobiło! Zamiast lepiej, jest gorzej! Hermi.. w coś ty się wpakowała! Piknie jak zawsze! A pomysł z częstotliwością? Super! :-) Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńCzytelniczkaGreen.
Krótko, ale cudownie. Talent w każdym słowie, list od Cryte'a podejrzany bardzo ^ ^ pożycz weny, bo aż mi samej by się chciało coś tam naskrobać!!
OdpowiedzUsuńAle sie ciesze, ze bedziesz często publikować. To opowiadanie jest bardzo uzależniające. a Ty nikogo nie oszczędzasz. Podobało mi sie bardzo spotkanie z Dumbledorem. Na niektóre rady jest juz chyba za pozno,wydaje mi sie,ze moze jej sie nie uda obronić wszystkich,których by chciała.najbardziej boje sie o Teodora szczerze mowiac. Troche go zaniedbalas, mam nadzieje,ze w następnej notce pojawi sie bezposrednio, choc moze nieokoniecznie w sytuacji, w ktorej ron dowiaduje sie,ze jest chłopakiem hermiony. Harry zareagował całkiem spokojnie,ale watpię,by rudzielec utrzymał fason...choc mogłby juz zerwaćz lavader. Wlasciwie niewiem,czemu sie tak rozpisałam na te tematy,moze dlatego,ze nazwisko cryte budzi we mnie grozę i choc na chwile chciałam pomyśleć o czymś innym. Nawet V tym, genialnie skonstruowanym,krociutkim liście (czy to w ogole jest zgodne z prawem zapraszać tak sobie uczniów na herbatke?..) czuc to,co najgorsze w tym człowieku- zło zamknięte pod przykrywka kurtuazji,co świadczy nie tylko o inteligencje, ale i szaleństwie... Ale cóż, teraz juz jest za pozno na wycofanie sie. Chciałabym,zeby swiat poznał prawdę o patricu,lecz apzastanawiam sie, jakim kosztem zamierzasz to zrobic. Zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com oraz blog o regulusie Blacku- niedoceniony.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWiem, że komentuję w kratkę. Raz coś napiszę, raz zapomnę. Ale uwielbiam to opowiadanie zawsze, Kurczę, no. Ciężko o coś tak pięknego w piaskownicy zwanej blogosferą.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że opowiadanie nie zakończyło się na połączeniu Hermiony z Teodorem. Akcja trwa nadal i w sumie nie wiadomo, co się stanie.
Ciekawa jestem, cóż takiego ciekawego powie Cryte podczas "podwieczorku".
Ściskam, em.
No, i jestem na bieżąco. W nieco ponad 3 dni. Ładnie, ładnie. Będę jutro nieprzytomna... Och, chwilka jutro niedziela! O, jutro kolejny rozdział! O, moja prezentacja z historii poszła w cholerę ^^
OdpowiedzUsuńE.