Kiedy
zjawiłam się w pokoju wspólnym Gryffindoru, moich przyjaciół opanowała wręcz
szaleńcza radość, której ja wbrew wszystkiemu nie podzielałam. Choć wdzięczna
Dumbledore’owi, nie byłam wybitnie szczęśliwa. Zostałam skazana, wyrok tak czy
siak musiałam odsiedzieć, ale wyglądało na to, że dla nikogo nie stanowiło to
problemu. Dla nikogo prócz Teodora.
– Cieszę się, że jesteś – rzekł cicho,
gdy siedzieliśmy pod drzewem na błoniach, a ciepły wiatr łaskotał nasze twarze.
Zmrużył oczy, patrząc pod słońce. – Pięć lat. Boże. Pieprzony drań.
Syknęłam, gdy wyjął z kieszeni paczkę
papierosów.
– I dlatego masz do tego wrócić? Bo
Cryte to drań? – spytałam karcąco. – Podobno już nie palisz.
Teodor przyjrzał się zawartości paczki,
po czym zaczął bezmyślnie obracać ją w palcach.
– Bo nie palę.
Westchnęłam i nachyliłam się, by
dotknąć wargami jego skroni. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
– Mam jeszcze rok – powiedziałam. –
Nawet trochę ponad. A potem czeka mnie Azkaban.
Widziałam, jak Teodor skrzywił się na
dźwięk tych słów.
– Też nie uważasz rozwiązania
Dumbledore’a za sensowne – stwierdziłam.
Pokręcił głową.
– Cieszę się, że jesteś – powtórzył. Schował
papierosy i spojrzał mi w oczy, a ja prawie zachłysnęłam się pięknem jego
tęczówek błyszczących w promieniach wiosennego słońca. – Ale perspektywa
stracenia cię sprawia, że chcę iść i zabić Cryte’a gołymi rękami.
Wcale mnie nie pocieszył.
Najgorszy był poranek dzień po
rozprawie. Wtedy obudziłam się ze świadomością, że już mnie skazano i że na zawsze pozostanie to w
moim życiorysie. Wyrok przekreślał szanse na znalezienie normalnej pracy, a na
pewno nie w Ministerstwie Magii, o czym kiedyś marzyłam. Ktoś z taką
przeszłością jak ja był w połowie wykluczony ze społeczeństwa.
Sądziłam, że te czarne myśli będą
trzymać się mnie jedynie przez jakiś czas. Pomyliłam się. Dzień w dzień
wstawałam z ciążącym na barkach poczuciem, kim stałam się wraz z ogłoszeniem
decyzji Wizengamotu. Dzień w dzień zastanawiałam się nad więzienną rutyną w
Azkabanie, rozważałam możliwości, co zrobię, gdy już stamtąd wyjdę, a przede
wszystkim – jak i kiedy powiedzieć o wszystkim rodzicom. Nie wyobrażałam sobie
pójścia do nich tak po prostu i oznajmienia: „Hej, wasza córka spędzi pięć lat
w czarodziejskim więzieniu, bo przez nią zginął człowiek”. Tym bardziej teraz,
gdy mieli na głowie inne zmartwienia. Pod koniec kwietnia wyszli ze szpitala i
tak jak było to ustalone, zamieszkali z ciocią Helen oraz wujkiem Malcolmem.
Wymieniłam z tatą parę listów, dzięki czemu dowiedziałam się, że o ile on
trzyma się całkiem nieźle, o tyle mama całkowicie się załamała. W krótkim
czasie po radosnej, pełnej życia kobiecie nie pozostał ani ślad. Zamknęła się w
sobie, stroniła od jakiegokolwiek kontaktu i właściwie większość czasu spędzała
w ogrodzie, czytając książkę lub po prostu patrząc w przestrzeń. Bardzo
żałowałam, że nie mogę trwać przy niej w tych ciężkich chwilach, ale musiałam
przywiązać wagę do szkoły. Proszenie Dumbledore’a o pozwolenie na opuszczenie
Hogwartu nie wchodziło w grę, choć wiedziałam, że i z tym nie byłoby problemu,
w dodatku jakkolwiek nie spoglądałam w kalendarz, koniec roku szkolnego zbliżał
się wielkimi krokami. Wychodziłam z prostego założenia – skoro otrzymałam od
dyrektora szansę, nie mogłam jej zmarnować. Szybko odrobiłam opuszczone tematy,
doniosłam profesorom zaległe prace i rozpoczęłam powtórki do egzaminów
końcowych. Harry oraz Ron popołudniami wychodzili na stadion, by polatać, w
czym często towarzyszyła im też Ginny, która zamiast przygotowywać się do
SUM-ów, ścigała się z bratem wokół boiska. Żadne z nich nie przejmowało się
edukacją, co niesamowicie mnie drażniło, a efektem mojej frustracji było
przyrzeczenie pogonienia ich, jeśli wraz z nadejściem nowego miesiąca nie wezmą
się do pracy.
Wtedy właśnie nastąpił niespodziewany
przełom, który nam wszystkim skutecznie zmącił jasne myślenie: Harry’emu
nareszcie udało się wyciągnąć ze Slughorne’a wspomnienie dla Dumbledore’a. Z
pomocą Eliksiru Szczęścia nie mógł sobie nie poradzić. Harry opowiedział o
wszystkim mnie i Ronowi już na drugi dzień, na lekcji zaklęć.
– Więc jednak horkruksy – szepnęłam z
przejęciem, gdy nachyleni w swoją stronę, naradzaliśmy się, co dalej. – Miałam nadzieję,
że to jednak coś innego. Wiecie, skoro nie znalazłam o nich absolutnie NIC w
bibliotece, przestraszyłam się, jak groźne muszą być… I rzeczywiście są…
– I jest ich aż siedem – jęknął cicho
Ron. – A my chcemy pokonać tego dupka, tak?
Harry milczał, ale wiedziałam, dokąd
pędzą jego myśli. Tak jak ja zastanawiał się nad tym, czy jeszcze kiedyś
zapanuje spokój w magicznym świecie, i czy nawet z Dumbledore’em stojącym na
czele Zakonu Feniksa damy radę obalić potęgę Voldemorta. Wciąż w to wierzyłam,
jednak czy Wybraniec również?
Przy okazji rozwiązania sprawy
horkruksów rozpadł się związek Rona i Lavender, nad czym on sam niespecjalnie
ubolewał w przeciwieństwie do blondwłosej Gryfonki, mierzącej mnie morderczym
spojrzeniem przez całą lekcję zaklęć. Poprzedniego wieczoru wiedziała nas
wychodzących z dormitorium chłopców, a że Harry ukrywał się pod
peleryną-niewidką, sprawa dla niej była prosta. Cóż, nieszczególnie się tym
przejęłam.
W Teodorze nastąpiła jakaś zmiana.
Zrobił się bardziej skryty i niezbyt skory do jakichkolwiek rozmów o swoich
problemach. Wyglądał coraz gorzej. Dostrzegałam ból w jego oczach oraz napięcie
w postawie. Wyraźnie coś było na rzeczy. Pytałam go delikatnie, jak mogłabym
pomóc, ale zawsze udawało mu się zbyć mnie mniej lub bardziej wymyślnym
tłumaczeniem. Odnosiłam niepokojące wrażenie powolnego tracenia z nim kontaktu,
w jakiś dziwaczny sposób zacierania się więzi między nami, czego nie mogłam w
żaden sposób zatrzymać.
W urodziny Teodora, wypadające jedenastego
maja, specjalnie wstałam wcześniej, by dorwać go już na śniadaniu, na które –
jak pamiętałam – zawsze schodził jeszcze przed wszystkimi uczniami. Nie
złapałam go jednak ani wtedy, ani przez resztę dnia, i dopiero późnym wieczorem
wpadłam na niego w dość osobliwym miejscu, bo w Łazience Prefektów. Właściwie
to on na mnie wpadł, ponieważ zjawił się tam, kiedy ja już siedziałam zanurzona
po szyję w gorącej wodzie, otoczona kolorową, pachnącą słodko pianą. Pisnęłam
zaskoczona, wycofałam się na sam tył basenu i ugięłam kolana, by jeszcze
bardziej się ukryć, a Teodor oparł się o ścianę z kpiącym uśmieszkiem na
ustach.
– Gdzieś ty się podziewał?! –
zaatakowałam go pierwsza nieco piskliwym głosem. – Przez cały dzień nie mogłam
cię znaleźć, a teraz wpadasz sobie tak o i bezczelnie się gapisz?!
– Dobry wieczór, Granger – przywitał
się grzecznie Ślizgon, nie bacząc na moje wrzaski. – Przyjemny wieczór, co?
Podszedł do umywalki, umyślnie nie
odwracając się do mnie plecami. Poczułam na twarzy przypływ gorąca.
– Mógłbyś na chwilę wyjść? – poprosiłam
na pozór spokojnie.
Spojrzał na mnie jakby oceniająco.
– Nie. – Nim zdążyłam dać upust swojej
irytacji, dodał: – Masz jakieś wiadomości od Cryte’a?
– Od rozprawy nie dał o sobie znać.
Chyba uznał swoje zwycięstwo w tej bitwie… Słuchaj, może jednak stąd wyjdziesz?
Dłoń Teodora trzymająca szczoteczkę do
zębów zatrzymała się w połowie drogi do ust.
– Naprawdę uważasz, że to koniec?
Westchnęłam ze zniecierpliwieniem. Nie
miałam najmniejszej ochoty na prowadzenie tej konwersacji.
– Obawiam się, że Cryte nie odpuści,
ale właściwie, co on jeszcze może? – Urwałam na chwilę, uważnie śledząc ruchy
Teodora powoli odpinającego guziki koszuli. Odchrząknęłam. – Skazali mnie, za
rok idę do Azkabanu, moja babcia i braciszek nie żyją, mama wpadła w depresję.
Umarli muszą na razie poczekać na sprawiedliwość… Co ty robisz?!
Koszula leżała już na podłodze, a
dłonie Teodora zawędrowały do paska przy dżinsach.
– Skoro nie chcesz wyjść z wody, musimy
się jakoś pomieścić. – Popatrzył na mnie z przyganą. – Zamknij oczy!
Moje policzki płonęły. Rozległo się
chlupnięcie, poczułam niewielki ruch wody. Dopiero wtedy odważyłam się
rozewrzeć powieki. Teodor oparł się wygodnie o przeciwległą ściankę basenu, a
ja mogłam teraz zobaczyć wszystkie blizny znaczące jego ciało. Srebrzysta
siateczka, niczym straszliwy tatuaż, ciągnęła się od lewego ucha poprzez szyję
do prawego ramienia, skąd swą trasę znaczyła aż do łokcia. Pokrywała obojczyki
i w miarę, jak spływała w dół, tym bardziej się rozszerzała, dzieląc wreszcie
na pojedyncze znaki. W mig zrozumiałam, że właśnie te samotne, podłużne ślady
pozostawiła po sobie Sectumsempra,
którą przed laty podarował swojemu synowi Anthony Nott. Podniosłam wzrok na
twarz bruneta. Obserwował mnie w uwagą. Wiedział, o czym myślę.
– To nic – rzucił krótko.
Potrząsnęłam głową.
– Nie wiedziałam, że jest tego aż tyle
– wydusiłam. – Ja… Teodorze…
– Nie współczuj mi, Granger. Nie chcę
tego.
Zamilkłam, zdając sobie sprawę, że
przecież ja również mam na sobie to okropieństwo. Uświadomiwszy to sobie, znów
schowałam się w wodzie prawie po samą szyję. Poczułam się brudna i obrzydliwa,
jakby blizny pokrywające moje ręce aż do nadgarstków, piersi, brzuch oraz część
nóg były niemożliwym do zdrapania osadem, który mogłam jedynie ukryć przed
światem, nigdy usunąć na zawsze. Czym innym było pokazywanie ich odważnie
Cryte’owi. Nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego tak nagle pojawił się u mnie
wcześniej nieodczuwalny wstyd; może przez tak niespodziewanie naruszoną
prywatność? Może przez to, że po raz pierwszy pozwoliłam Teodorowi naprawdę na
siebie patrzeć?
On bez problemu odczytał moje myśli.
– Granger – mruknął prawie łagodnym
tonem – nie chowaj ich.
Wcześniej chciałam, by Cryte je
widział. Teraz chciałam rozpłynąć się w powietrzu niczym mgła.
– Słyszysz? Nie masz się czego wstydzić
– ciągnął, gdy nawet na niego nie spojrzałam. – Zobacz. Ja nie wyglądam lepiej,
a jednak nie mam oporów przed pokazywaniem się ludziom.
– Ty nauczyłeś się już z nimi żyć –
wymamrotałam. – Dla mnie to nadal za trudne, bo… bo jestem odrażająca.
Merlinie! – zakrzyknęłam, przypominając sobie o czymś. – Wszystkiego
najlepszego, Teodorze!
Wyczucie czasu, nie ma co.
Zbliżyłam się nieco, po czym zaczęłam
składać chłopakowi chaotyczne życzenia, mimo że przez cały dzień układałam je
sobie w głowie. Koniec końców nie wyszło to tak, jak zamierzałam, zważywszy na
brak prezentu, który obiecałam dać mu następnego dnia. Wreszcie zająknęłam się
po raz ostatni i urwałam w oczekiwaniu na reakcję solenizanta. Ten uśmiechnął
się z rozbawieniem.
– Całkiem… zgrabnie – skomentował.
Parsknął śmiechem. – Dziękuję. Ale, Granger, odpuść sobie ten prezent. Bardziej
będzie się dla mnie liczyło, jeśli przestaniesz gadać głupoty na swój temat.
– Skończ, Teodorze – ofuknęłam go. –
Jesteś nudny.
– Ty też. – Zrobił krok w moją stronę,
a potem jeszcze jeden. – Bardzo zależy mi na tym, żebyś zrozumiała, że jesteś
piękna.
Jeśli wcześniej było mi gorąco, to
teraz dosłownie zanurzyłam się w lawie.
A Teodor wciąż się zbliżał, tak że ja
automatycznie się cofałam.
– To nudna czy piękna? – spytałam lekko
drżącym głosem.
Poczułam za plecami ścianę basenu.
Déjà vu?
Odpowiedziało mi rozgorączkowane
spojrzenie Teodora.
– Doskonała.
Chyba powinnam była coś zrobić. Coś,
cokolwiek, a nie z zahipnotyzowaniem powtarzając w umyśle to jedno słowo,
niepoprawnie cudownie brzmiące w ustach Notta. On tymczasem patrzył na mnie w ten sposób, tworząc między nami ten
szczególny magnetyzm, którego niewiele ludzi jest w stanie opanować. Palce chłopaka
lekko musnęły moje biodro.
Śniłam. Na pewno.
– Co ty robisz? – wyszeptałam z dziwną,
narastającą ekscytacją.
Pokręcił głową, przełykając głośno
ślinę.
– Nie wiem – wychrypiał. – Przy tobie
nic nie wiem.
A później czułam jego łapczywe usta na
swoich i chłodne dłonie na rozpalonej skórze. Ich dotyk zdawał się być zupełnie
inny niż zwykle, niż wtedy, kiedy dzieliła nas bariera w postaci ubrania.
Poznawały moje ciało na nowo, tak jak ja skupiłam się na Teodorze, błądząc
drżącymi rękami po jego ramionach, barkach, klatce piersiowej. Skumulowało się
we mnie tyle różnorodnych, nowych odczuć, że z ledwością mogłam ustać na
nogach. Zmysły wariowały, nie wiedząc, na czym się skupić – czy na wargach
składających pożądliwe pocałunki na obojczykach, czy na wędrujących wszędzie
palcach, czy na wibrującym w uszach szepcie.
Zachwycał się moim wyglądem. Zachwycał się mną tak
jak poeta swoją muzą, a ja rozpływałam się, topniałam i płonęłam jednocześnie,
pragnąć znaleźć się jeszcze bliżej.
Zacisnęłam palce w jego miękkich
włosach, czując napływ podniecenia głęboko w sobie.
Mogłam odepchnąć Teodora. Mogłam
powiedzieć stanowczo, by przestał. Mogłam nie reagować na pieszczoty ani nie
wbijać paznokci w barki chłopaka, tym samym nieświadomie zachęcając go do
działania.
Mogłam się powstrzymać. Naprawdę
mogłam.
Ale nie chciałam.
– Boże, Granger… – wybełkotał,
scałowując krople wody z moich policzków. Zacisnął dłoń na moim udzie, a ja nie
zdołałam zapanować nad cichutkim jękiem wyrywającym się z gardła. Poczułam, jak
Teodor zadrżał. – Ona pochodnie pozbawiła
mocy… Jak gołębica śnieżna, zagubiona wśród wron… jaśnieje pośród innych ona…*
Spojrzałam na niego z oczarowaniem. Nie
mogłam złapać tchu, jakby i moje płuca dosięgnął wewnętrzny ogień, lecz gdy
wreszcie udało mi się zaczerpnąć większy haust powietrza, przyciągnęłam do
siebie jego głowę i muskając wargami płatek ucha, wyszeptałam:
– Kocham cię.
A później rozległ się głośny pisk,
histeryczny śmiech, zaraz po nim szloch i musieliśmy naprawdę szybko
wyewakuować się z Łazienki Prefektów.
Jak się okazało, korzystali z niej nie
tylko prefekci. Jęcząca Marta nie zaprzestała jej odwiedzać, pewnie nadal mając
nadzieję na spotkanie Harry’ego. Przyłapała nas w okropnych okolicznościach, o
jakie sama bym siebie nie posądziła, gdybym nadal wiedziała, co to rozsądek.
Żałowałam, że ducha nie można zaczarować.
Teodor wyskoczył z basenu pierwszy, po
czym rzucił mi ręcznik, sam w błyskawicznym tempie jako-tako się ogarnął i
zaczął bluzgać na Martę tak bardzo, że ta zaniosła się głośnym płaczem, aż w
końcu zniknęła z bulgotem w odpływie.
Z Łazienki wyszłam czerwona jak
piwonia. Teodor burzył się, jakim prawem hogwarckie zjawy odwiedzają miejsca, w
których przede wszystkim liczy się prywatność. Nie słuchałam go, nie patrzyłam
na niego, właściwie trzymałam się jak najdalej. W pewnym momencie przystanął,
położył mi dłonie na ramionach, za co miałam ochotę go uderzyć, i spoglądając
prosto w moje oczy, spytał:
– Mówiłaś szczerze?
W pierwszej chwili nie pojęłam, o co mu
chodzi. Dopiero później zrozumiałam.
– Dlaczego miałabym kłamać?
Natychmiast napięcie uszło z twarzy
Notta, a szare tęczówki błysnęły.
– Ja też cię kocham, Granger.
I wtedy stołek samobójcy niebezpiecznie
się zachwiał, ale samobójcy nikt nie zdążyłby już uratować.
Teodor był moim końcem oraz początkiem.
Końcem życia, w którym czegoś brakowało, i początkiem tej niezwykłej
egzystencji, której każdy kolejny dzień przynosił coś nowego. Tak jakbym
znalazła brakujący element układanki, a obraz stał się kompletny.
Kochałam go całego. Każdą wadę i
zaletę, każdą cechę charakteru, nawet te jego okropne humorki, każdą
niedoskonałość, uwielbiałam przytulać się do chudego ciała i delikatnie dotykać
jasnych zgrubień na skórze.
Kochanie go nie było tak łatwe, jak
mogłoby się wydawać. Kochanie go niekiedy sprawiało ból. Kochanie go przynosiło
radość. Czasem nienawidziłam tego, że zawładnął moim sercem z taką łatwością. Czasem
chciałam krzyczeć z euforią. Czasem, ale tylko czasem, bałam się tego, co ześle
na nas los, więc patrzyłam z nadzieją w szare tęczówki, które wciąż pojawiały
się w snach, a strach rozwiewał się jak pod wpływem podmuchu wiatru.
Należał do mnie. Ja należałam do niego.
Potwierdził to.
I nie pamiętałam już nawet, że przecież
nie wszystkie wielkie historie miłosne kończą się szczęśliwie.
***
Siedziałam akurat w bibliotece,
dopisując ostatni akapit do wypracowania dla Sprout, kiedy nagle zza regału
wyłonił się zdyszany Ron, podbiegł do stolika, który zajmowałam, i wykrztusił:
– Harry… krew… chyba ma kłopoty…
Zebrałam wszystkie swoje rzeczy
szybciej, niż sama bym się tego po sobie spodziewała.
Godzinę później mój strach zniknął
bezpowrotnie, zastąpiony najpierw przez wyraz ulgi, później głębokiego
rozczarowania, aż wreszcie przeszedł do nieokiełznanej fali gniewu palącej mnie
w gardło jakbym zjadła łyżeczkę pieprzu.
Gdy zobaczyłam Harry’ego, całego i
zdrowego, przestały drżeć mi dłonie. Wciąż ze zgrozą patrzyłam na szkarłatne
plamy na jego koszuli, jednak wiedziałam już, że krew nie należy do niego.
Gdy dowiedziałam się, co się wydarzyło,
uniosłam z politowaniem brwi.
– Książę Półkrwi…
– Daj spokój z tym Księciem – żachnęłam
się. – Nie widzisz, co on zrobił?
– To nie on, tylko ja!
– On – twoimi rękami.
Gdy usłyszałam, jakiego zaklęcia użył
Harry, zachwiałam się, jakby niewidzialne ręce odepchnęły mnie do tyłu.
– Co? – wyjąkałam z trudem. – Powtórz,
Harry.
Wziął głębszy oddech.
– Sectumsempra.
Hermiono, wiem, że…
– Nie, Harry – przerwałam mu stanowczo,
czując, jak wpadam w objęcia szału. – Nic nie wiesz.
W jednej chwili uderzyło we mnie
wspomnienie tej wyjątkowej rozmowy z Teodorem, kiedy opowiedział mi historię ze
swojego dzieciństwa. Zadziwiające i niepokojące jednocześnie – pamiętać niemal
każde słowo, które ktoś, właśnie ten ktoś,
do ciebie skierował.
– Znęcał się wtedy
nad matką, aż wreszcie mnie też się oberwało. Chciał ją zranić, więc kiedy
miałem trzy lata, dostałem zaklęciem… chyba nazywało się Sectumsempra… zakrawa
o czarną magię…
Miałam
ochotę wywlec Harry’ego z pokoju wspólnego i dopiero tam powiedzieć mu, co o
nim myślę, nie szczędząc słów, których chyba nigdy w życiu nie użyłam. W
salonie ograniczała mnie jedynie obecność innych uczniów.
–
Wiesz, co by się stało, gdyby McGonagall nie przechodziła tamtym korytarzem? –
wysyczałam, patrząc chłopakowi prosto w oczy. – Sectumsempra to prawie czarna magia, Draco mógł umrzeć…
–
Wiem, ale…
–
…zachowałeś się kompletnie niedojrzale, dobrze, że przynajmniej ukryłeś tę
głupią książkę, żeby cię nie kusiła…
–
To nie jest głupia książka, wiele razy mi pomo…
–
…i bardzo dobrze, że nie zagrasz w sobotę! – warknęłam na granicy furii. –
Należy ci się ten szlaban!
–
Hermiono! – zawołał z oburzeniem Ron. – Jak możesz! Przecież w gruncie rzeczy
nic się nie stało, Malfoy żyje!
Tym
razem swój gniew skierowałam w stronę rudzielca. Oczami wyobraźni ujrzałam
małego, czarnowłosego chłopca w kałuży krwi, nad którym pochylała się łkająca
kobieta.
–
Cudem przeżył – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
–
Nie rozumiem cię, Hermiono – zaperzył się Harry. – Malfoy też chciał mnie przekląć,
prawie użył Zaklęcia Niewybaczalnego, a ty go jeszcze bronisz? Równie dobrze to
ja mogłem skończyć podobnie jak on. O co ci chodzi?
Zerwałam
się z kanapy i popatrzyłam na chłopaków z pogardą.
–
O nic. O nic już mi nie chodzi.
Z
pokoju wspólnego popędziłam schodami prosto do lochów, gdzie szybko odnalazłam
Teodora. Zderzyłam się z nim na zakręcie, a gdy tylko wymieniliśmy zaskoczone
spojrzenia, wtuliłam się w niego z całej siły. Jeszcze bardziej zdziwiony moim
zachowaniem, chłopak objął mnie mocno.
–
Granger, co jest? – spytał cicho. – Chodzi o Pottera?
Czyli
już wiedział o Malfoyu.
Odsunęłam
się i kiwnęłam głową. Dotknęłam jego ramienia, klatki piersiowej, musnęłam
opuszkami palców delikatną szyję. Znów spojrzałam mu w oczy.
–
Użył Sectumsempry – wyrzuciłam z
siebie. Wzrok Teodora spoważniał. – Kiedy się o tym dowiedziałam, myślałam, że
skrzywdzę własnego przyjaciela. Teodorze, tak mi przykro!
Przez
chwilę milczał, po czym westchnął.
–
Przecież to nie twoja wina, Granger, że Potter jest gnojkiem. – Przeszył mnie
dreszcz na dźwięk lodu w jego głosie. – Zresztą, nie przejmuj się. Z tego, co
słyszałem, Draco dzięki McGonagall przeżyje i może nawet obejdzie się bez
blizn.
Zawahałam
się.
–
Od razu pomyślałam o tobie – wyznałam. – O tym, co mi mówiłeś. Merlinie, Teodorze.
– Znów do niego przylgnęłam. – Jak dobrze, że jesteś.
Pocałował
mnie jako ostateczne potwierdzenie swojej obecności.
Kolejne
dni przyniosły ochłodzenie, choć temperatura na zewnątrz kompletnie temu
przeczyła. Moje relacje z chłopakami znacznie się oziębiły, głownie dlatego, że
nie potrafiłam patrzeć na Harry’ego bez złości. Ron lojalnie trzymał jego
stronę, więc kontakty z nim automatycznie również się rozluźniły. Ginny zabrała
głos tylko raz, przywołując moment, w którym Malfoy prawie użył Cruciatusa, ale
później nabrała wody w usta i postanowiła pozostać neutralną w tym sporze. Aż
do soboty, kiedy miał odbyć się finałowy mecz quidditcha, nie odzywałyśmy się
do siebie, pokłócone, jednak na śniadaniu przytuliłam ją, życząc szybkiego
złapania znicza. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie pogodnie, co zakończyło
nasze ciche dni.
Weasleyowie
pospieszyli już na boisko, ale ja zostałam, by poczekać na pocztę. Od kolejnego
listu od taty moją uwagę zdołał odciągnąć wielki nagłówek na pierwszej stronie
„Proroka Codziennego”.
SEVERUS SNAPE
UCIEKŁ Z AZKABANU!
Wytrzeszczyłam oczy, a świat wokół zatrzymał
się.
„Na
razie prowadzone jest dochodzenie w tej sprawie” – powiedział naszemu
reporterowi rzecznik Biura Aurorów, John Bennet. „Choć spisek został wykryty
dopiero wczoraj, jesteśmy pewni, że Severus Snape opuścił więzienie Azkaban co
najmniej parę tygodni temu. Niestety, nie mogę udzielić więcej informacji na
ten temat.”
Wiele obrazów nagle pojawiło się w mojej
głowie, po czym ustawiło w porządku, niczym skomplikowana układanka, do której
ułożenia teraz otrzymałam klucz. Rozejrzałam się po Wielkiej Sali i wróciłam do
artykułu.
Jeśli
rzeczywiście Severus Snape od dawna chodzi po wolności, czy możemy czuć się
bezpieczni?
„Zaleca
się bezwzględną ostrożność” – potwierdził John Bennet. „Nadal ustalamy miejsce
pobytu uciekiniera, dlatego wszyscy muszą mieć oczy szeroko otwarte.”
– A co, jeśli cię przejrzałam, Snape? –
szepnęłam do siebie, tak by nikt w pobliżu mnie nie mógł tego usłyszeć.
***
Pewnych pytań nigdy nie powinno się
zadać. Inne powinno, choć nikt nie ośmiela się tego zrobić. Jeszcze inne wiszą
w powietrzu bez odpowiedzi, bo zbyt trudno ją udzielić.
Moje pytania zaliczały się do tej
ostatniej kategorii, niechciane przez nikogo i jakby niepotrzebne. Ja też się
tak czułam – opuszczona, samotna.
Oszukana.
Ostatniego dnia maja Teodor Nott
zniknął z Hogwartu.
A pierwszego czerwca, kiedy
dowiedziałam się, że na jego lewym przedramieniu wypalono Mroczny Znak, zwykłe
„Dlaczego?” nie miało żadnego znaczenia.
*cytat pochodzi z Tragedii Romea i Julii Wiliama Shakespeare’a w przekładzie Macieja
Słomczyńskiego, wyd. 1983r.
Empatia
CHOLERNA MARTA! Uwielbiam tą scenę i tego bloga. Nie chce żebyś kończyla :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Pomyluna Everdeen
Nie chcę żebyś kończyła tego bloga ale cóż jak trzeba to trzeba. Teodor ma Mroczny Znak ?! Cholercia ta scena w Łazience Prefektów była boska tylko ta głupia Marta musiała im przerwać . Pozdrawiam i życzę weny .
OdpowiedzUsuńRozdział idealny. W moim odczuciu - Twój najlepszy. Mogłabym się tak rozpływać nad nim baaaardzo długo, ale czas goni. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć weny i przesłać pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńTak trzymaj .
V.
Empatio, zamordowałaś mnie tym rozdziałem.Jestem zachwycona i zła, ale też zaniepokojona, bo wszystko zbliża ku końcowi. Martwię się o Teodora. Dlaczego to się stało? Teraz zacznie się prawdziwa zabawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Boski rozdział :) Cholerna Marta! Scena w Łazience Perfektów była cudowna, ale gdyby tak wyciąć Martę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Wiem, że to głupie, ale wszystko przeżywam dziesięć, jeśli nie sto razy bardziej niż powinnam, ale kiedy myślę o tym wszystkim chce mi się tylko płakać. Tak wiem, jestem głupia.
OdpowiedzUsuńSalzarze, znaczy Helgo!, jaka ja jestem na Ciebie wściekła. Nie napiszę nic więcej! Nic. Po prostu nie chcę na Ciebie patrzeć.
Kiedyś mówiłam, że nie znoszę happy-endów. Teraz nie znoszę Ciebie, a szczęśliwe zakończenia kocham. Kocham szczęście!
Ale bredzę.
Adios!
Więcej mnie już nie zobaczysz (przeczytasz)!
I tak na złość Tobie zaspamowałabym, ale zapomniałam, że nie potrafię być wredna, nawet jeśli ktoś jest niedobry jak ty.
Usuń(czy tylko w swoich uszach brzmię jak rozkapryszona, mała dziewczynka?)
Hej :) Ten rozdział jest fantastyczny, fenomenalny , idealny. Jestem nim oczarowana i zachwycona. Wszystko tak cudownie opisałaś. Uczucia i opisy. Najlepsza jest scena Hermiony i Teodora w łazience. Ta scena jest genialana. Ciągle o niej myślę :) Biedny Teodor ... stał się śmierciożercą... Biedna Hermiona ... Współczuje im .. Ah, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Ciekawi mnie co będzie dalej . Czekam z niecierpliwością. na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Karolina J
Wczoraj znalazłam tego bloga i wlasnie skończyłam go czytac. Nie jestem w stanie powiedziec co teraz czuje... Jest to najlepiej napisany blog jaki kiedykolwiek czytałam. Nie dość ze piszesz genialnie to jeszcze starasz się jak najmniej odbiec od fabuły JK Rowling czego nie było nawet w moich ulubionych opowieściach. Jestem zaszokowana twoim talentem i niezwykła lekkością z jaka piszesz. Te mini diaolgi pomiędzy Nottem a Hermiona, te czasem wtrącane mysli jednego z nich, ich przekomarzanki... Jeżeli kiedykolwiek wydasz jakąś książkę kupie bankowo
OdpowiedzUsuńW dodatku wybrałaś niecodzienny parring co podoba mi się jeszcze bardziej bo dramione ostatnio jakos mi się przejadlo. Nie jest to blog w którym główni bohaterowie odrazu się w sobie zakochuja i jest pięknie słodko i różowo, i to jest cudowne. Naprawde zatkało mnie jaki genialny jest ten blog i nie moge znieść mysli ze kiedys się on skonczy. Kocham to opowiadanie całym sercem i czekam na następny rozdział, który (sądząc po zakończeniu tego) bedzie dość trudny w relacjach Teo - Hermiona
UsuńJeju jeju jak ty cudownie piszesz <3
OdpowiedzUsuńWpadłam na twojego bloga chyba około 40 któregoś rozdziału, ale dopiero teraz postanowiłam coś napisać. Czemu? Nie wiem.
Wszystko super! Cud, miód, malina ^^ Oczywiście jeśli chodzi o twój styl pisania, bezbłędność ortograficzną i interpunkcyjną i słownictwo :D
Treść oczywiście też wspaniała, masz bardzo dużą wyobraźnię i bardzo miło się czyta :)
Poza tym parring Hermiona + Teodor jest bardzo ciekawy. Najczęściej czytam Dramione (często też z wątkiem Blinny) i taka odmiana jest bardzo fajna :) Nawet jak już skończysz pisać tego bloga, to będę go długo pamiętać ^^
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D
Dużo emocji. Dużo przemyśleń. Wiele lirycznych opisów. Kilka porównań, które powalają mnie swoją doskonałością. Setki myśli, które teraz mną targają.
OdpowiedzUsuńDziękuję.